Sala Wymagających jest salą, w której znajdują się wszystkie stworzenia, do których posiadania wymaga się licencji wydawanej przez Ministerstwo Magii. Sala przypomina wielkie sanktuarium, albo palmiarnię, a wszystko po to, aby zwierzęta trzymane w specjalnych boksach miały jak najlepsze warunki do powrotu do zdrowia, a także czekania na swój nowy dom. Dzięki licznym roślinom, bezpiecznym dla stworzeń, każdy z podopiecznych ma zapewnioną prywatność i nie stresuje się obecnością innych zwierząt. Czasem do tej sali zaglądają zwierzęta z Sali Pupili.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Każde z tutejszych stworzeń ma swoją własną historię, którą z przyjemnością opowiadają członkowie rodziny Pike - student Jared, który zajmuje się wszystkimi większymi zwierzętami oraz jego bliźniacznka Jane, która woli obcować z mniejszymi stworzeniami, choć nie mniej wymagającymi. To oni na wstępie sprawdzają, czy chętni do adoptowania stworzeń posiadają licencję, a także dopytują o preferencje, przedstawiając zwięźle historie podopiecznych.
Zasady
1. Chcąc adoptować jedno z dostępnych tu zwierząt, należy wpierw zarezerwować je w tym temacie
2. Po udanej adopcji należy uiścić opłatę adopcyjną w tym temacie
3. Aby adoptować jedno z tych stworzeń, należy nawiązać wpierw więź - rzuć k6 gdzie 1 i 6 oznacza niepowodzenie. Możesz spróbować rzucić na więź kolejnego dnia.
4. Aby adoptować stworzenie z tej sali, należy napisać dwie jednopostówki na 3k znaków ze spacjami, bądź wątek na min. 4 posty, posiadać licencję na posiadanie magicznych stworzeń i opatrzyć post odpowiednim kodem:
Kod:
<zgss>Stworzenie</zgss> rasa + imię <zgss>Rezerwacja</zgss> podlinkuj swój post z rezerwacją <zgss>Licencja</zgss> link do kuferka z wpisaną licencją <zgss>Nawiązana więź</zgss> podlinkuj kość na więź
Zwierzęta
- Metus - charjuk - podejrzewa się, że służyła kiedyś w Ministerstwie Magii, albo była do tego szkolona, została znaleziona w ciężkim stanie w okolicy Londynu, ale nie odkryto, co doprowadziło ją do stanu, po którym została suczce blizna na boku, niewidoczna pod futrem, choć wyczuwalna; stale ma się na baczności i uważnie sprawdza każdy kąt pomieszczeń, pilnując znajdujących się przy niej czarodziejów, uwielbia psie smaczki (20g) - Fremo - cha-cha - pomimo ciepłej atmosfery i doświadczenia w opiece nad magicznymi stworzeniami, rodzinie Pike nie udało się w pełni opanować lęku rocznego samca przed czarodziejami, który stale warczy na każdego, kogo widzi pierwszy raz, choć jednocześnie wyraźnie potrzebuje czyjegoś ciepła, gdyż z chęcią spędza czas z opiekunami (20g) - Rancor - elf - ma ciągle niezadowoloną minę, jakby był urażony tym, że jest pomiędzy innymi stworzeniami, ale uwielbia podkradać drobne błyszczące przedmioty, z którymi później pozuje udając figurkę, najbardziej lubi okres świąt Bożego Narodzenia, kiedy wszystko wokół błyszczy, został znaleziony uszkodzonymi skrzydłami, przez co ma problemy z lataniem (20g) - Celo - wsiąkiewka - pozbawiona połowy ogona, który powoli odrasta, lubi ukrywać się i pokonywać tworzone specjalnie dla niej labirynty, ze swojego zmniejszania się korzysta chętnie, strasząc tym swoich opiekunów (25g) - Herba - custos - trzyletnia kotka, której poprzedni właściciele nie rozumieli jej potrzeby wolności i trzymali w zamknięciu, ma problemy z zaufaniem, ale łatwo zainteresować ją, mając przy sobie różnego rodzaju zioła, najlepiej świeżo ścięte (10g)
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Ostatnio zmieniony przez Joshua Walsh dnia Nie Gru 10 2023, 19:39, w całości zmieniany 1 raz
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Może nie powinien tego robić. Może powinien powiedzieć sobie, że to nie jest do końca właściwe, ale nie umiał przejść obok porzuconych zwierząt, nie umiał tak naprawdę patrzeć na nie i nic nie czuć. Nic zatem dziwnego, że oznajmił w domu, że wybiera się do przytuliska i zdania nie zmienił, choć musiał szczerze przyznać, że nikt go nie powstrzymywał. Jedynie Mędrka zauważyła, że lepiej przygotuje kolejne posłanie, bo nie było do końca wiadomo, gdzie kolejne stworzenie mogłoby spać. Co prawda puszek i pufek nie zajmowały właściwie w ogóle miejsca, kaczki dziwaczki i ćma spały poza budynkiem, ale i tak było ich tutaj trochę, a planowana przeprowadzka była zdecydowanie dobrym pomysłem. Tym bardziej, jeśli zamierzało się właśnie przekroczyć progi przytuliska, okazawszy oczywiście posiadaną licencję, kiedy zamierzało się wejść do jednej z sal i zwyczajnie usiąść tam sobie, obserwując stworzenia, wiedząc, że nie wszystkie chciały nawiązywać z człowiekiem więź. Bały się, nie każdego tolerowały, nie każdy był dla nich tak samo ważny, nie każdy pachniał im tak, by były skłonne się z nim zaprzyjaźnić. Oczywiście, Christopher miał świadomość, że zapewne pachniał Wrzos, ale to akurat nie było niczym złym, biorąc pod uwagę, że zwierzę, które by do niego podeszło, miałoby ostatecznie z nią zamieszkać. Przez to jednak musiała się również przebijać woń ziół, a przynajmniej takie miał wrażenie, gdy spostrzegł, że to custos zdecydował się do niego zbliżyć. Krok za krokiem, bardzo, ale to bardzo ostrożnie, a przynajmniej takie właśnie wrażenie odnosił Chris, który przyglądał mu się z zaciekawieniem, ale nie próbował go do siebie przyciągać. W końcu kot sięgnął do jego ręki, obwąchując ją bardzo starannie, łaskocząc go nieco wibrysami i mokrym nosem. Odszedł zaraz na niewielką odległość, poruszając końcówką ogona, wyrażając tym samym niepewne zainteresowanie, ciekawość, która tliła się gdzieś na dnie jego serca, coś, co było zapewne silniejsze od niego, bo zaraz custos postanowił podejść znowu bliżej. Christopher obserwował go, kiedy ten spacerował dookoła niego, ale wciąż nie próbował w żaden sposób naciskać na kota, pozwalając mu na całkowitą swobodę ruchów. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy custos ostatecznie dał mu się pogłaskać, podstawiając łeb pod wyciągniętą rękę, wyciągając się nieznacznie, mrucząc jakby niepewnie, jakby nie był przekonany, czy powinien to robić, czy aby na pewno nie było to zakazane. Widać było, że stworzenie nie było do końca pewne tego, co robiło, ale jednocześnie ciekawiła go wyraźnie mieszanka zapachów, jakie Christopher na sobie przyniósł. Wiedział, że wciąż mógł pachnieć jak mięta, czy tymianek, bo zajmował się nimi wcześniej tego dnia, a zioła te miały niesamowicie intensywną woń, toteż zapewne jego dłonie wciąż miały w sobie ten właśnie zapach. I zapewne właśnie on powodował, że custos do niego lgnął, wycofując się i wracając, tańcząc dookoła niego nieco niepewnie. To była jednak zapowiedź, jaka była potrzebna Christopherowi, jaka pokazywała mu, że tak naprawdę mógł zabrać stąd to stworzenie i otoczyć je należytą opieką, dokładnie taką, jakiej potrzebowało.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Świeże zioła były czymś, co mogło przyciągnąć custosa i Christopher zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział również, że będzie musiał wybrać coś właściwego, że będzie musiał wybrać coś, co będzie odpowiednio intensywne, ale nie nazbyt nachalne, żeby Herba się nie spłoszyła i nie uznała tego za atak na własną osobę. Wybór nie mógł być impulsywny, a przynajmniej tak uważał profesor, który spędził poprzednie popołudnie w cieplarni, zastanawiając się, jakimi ziołami zajmował się najczęściej, planując również szklarnię, jaką zamierzał założyć przy domu, do kupna którego przymierzali się z Joshem. Wiedział, że poświęci tam czas głównie na te rośliny, jakie można było wykorzystać w domu, w prostym lecznictwie, w kuchni, które były czymś, czego używano codziennie albo przynajmniej na tyle często, że warto było się o nie starać. Dlatego też skończyło się na mięcie, tymianku, bazylii i innych podobnych roślinach, których gałązki delikatnie ściął i związał parcianym sznurkiem, nie chcąc ich połamać. Wiedział, oczywiście, że była to pewnego rodzaju pułapka, ale chciał również pokazać custosowi, że dokładnie to znajdowało się w jego domu. Poza Wrzos i całą resztą istot, z którymi musiałaby się oswoić, jednak skoro żyła tutaj z pozostałymi porzuconymi stworzeniami, istniało prawdopodobieństwo, że nie będzie to dla niej problemem. Zresztą, został o tym zapewniony, gdy rozmawiał z właścicielami przytuliska, czuł się zatem o wiele pewniej, gdy ponownie wkraczał do właściwego pomieszczenia. Tym razem Herba skierowała się w jego stronę właściwie od razu, unosząc ogon, okazując mu tym samym zainteresowanie. Sprawiała wrażenie nieco zagubionej, a jednocześnie było w niej coś, co mówiło mu, że faktycznie zaczęła mu ufać. Wyciągnęła w jego stronę głowę, by mógł ją spokojnie, łagodnie pogłaskać, a później z wielkim zaciekawieniem zaczęła go obwąchiwać, wyraźnie poszukując ziół, jakie przy sobie miał. Znalazła je w jego kieszeni, wciskając tam nos, a później również łapy, gdy próbowała je wyciągnąć, sprawiając wrażenie, jakby nic nie było jej straszne. Chris musiał przyznać, że przyjemnie obserwowało się stworzenie, które otrzymywało to, co otrzymywać powinno, że widział w niej werwę i prawdziwą nadzieję, jaka jeszcze w niej nie umarła. To było niesamowicie istotne. Wyciągnął zioła, by unieść je lekko w górę, przyglądając się, jak custos podąża za nimi z zaciekawieniem, jak próbuje na nie zapolować, traktując je nie tylko jako coś fascynującego, ale również jako swoistą zabawkę, od jakiej nie chciał się opędzać. Było w tym coś, co spowodowało, że Christopher zwyczajnie się uśmiechnął, nie mając do końca świadomości, że był obserwowany. Kiedy właściciel się do niego odezwał, pytając, czy był zdecydowany zabrać Herbę ze sobą, skinął głową, zapewniając, że był w stanie zapewnić jej odpowiednie warunki, że wkrótce zamierzał zbudować szklarnię, w której będzie mogła przebywać, gdy tylko będzie miała na to ochotę. Nie zamierzał ograniczać jej wolności, jednocześnie wybierając taki dom, który faktycznie ją oferował, zapewniając także należyte bezpieczeństwo. W końcu stworzenia potrzebowały go dokładnie tak samo, jak ludzie i nie zamierzał im tego w żaden sposób odbierać. Zapewne to przeważyło i ostatecznie Herba wyruszyła wraz z nim do nowego domu.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Stworzenie charjuk Metus RezerwacjaTutaj LicencjaTutaj Nawiązana więź2
Nicholas przyszedł do Przytuliska wcześniej, niż zaznaczył w liście profesor Rosa. Seaver był niemal tak samo zestresowany jak przed spotkaniem z Cleopatrą. Wtedy też mu zależało na tym, żeby wywrzeć dobre wrażenie. Zupełnie jak teraz. Tylko tym razem powodem jego stresu, ale i ogromnych nadziei, była Metus, suczka rasy charjuk, którą z całego serca pragnął zaadoptować. Wszystkie informacje już zostały mu przekazane przez właścicieli Przytuliska, musiał tylko wejść do środka i sprawdzić, czy uda mu się nawiązać więź z czarodziejską psiną. Nie zamierzał jednak tego robić sam. Nie ufał swojej wiedzy w zakresie opieki nad magicznymi stworzeniami, a chociaż posiadał licencję, zdawał sobie sprawę z jakim trudem przyszło mu jej zdobycie. Czekał zatem na specjalistę, który wiedział wszystko co trzeba i który nie pozwoli mu na żadne niebezpieczne głupoty w stylu częstowania psa czekoladą. - Dzień dobry! Profesor Rosa, prawda? - Nico aż się poderwał z miejsca, kiedy zobaczył Atlasa. Nie było mowy o pomyłce. Półwil. Tim nie pozostawiał w tym temacie żadnych niedopowiedzeń. - Nicholas Seaver. Dziękuję, że się pan pojawił. Był rozemocjonowany aż za bardzo, a to raczej nie mogło mieć za dobrego wpływu na przebieg adopcji. Nico jednak tego nie wiedział, a zależało mu tak bardzo, że nie był w stanie myśleć o niczym innym prócz tego, że chce już okazać Metus ogrom swojego ciepła i współczucia. I chociaż twarz młodzieńca była jak zwykle poważna, a czarny płaszcz, szal i rękawiczki spowijały go aurą nieprzystępności, jego ciemne oczy błyszczały jak u małego chłopca, dowodząc gotowości przelania pełni swoich uczuć na stworzenie, które tego potrzebowało.
Pojawienie się półwila zawsze wyglądało podobnie, pochylając nieco głowę pod framugą, pojawiał się w pomieszczeniach rozsiewając tą swoją słodką, niemal lepką aurę wili. Nie za mocno, tylko odrobinę, w odróżnieniu od rozmówców nie martwiąc się o to, czy zrobi dobre pierwsze wrażenie, bo w tym temacie mógł całkowicie polegać na swoich genach. Jego jasne spojrzenie wylądowało na ciemnowłosym chłopaku, a przyjazna twarzy rozciągnęła się w łagodnym uśmiechu. - Możemy przejść na "Ty"? - zapytał, śmiejąc się miękko, czarująco. Profesor Rosa pasowało mu w szkole, gdzie rzeczywiście piastował stanowisko nauczyciela, a jego rozmówcami byli jego uczniowie. W normalnych okolicznościach - choć kochał kiedy się go darzyło wybujałym szacunkiem i hołubiło każdy jego krok czy gest - preferował brak subtelności i czystą bezpośredniość. Mimo to podał mu i uścisnął rękę. - Zawsze miło mi potowarzyszyć na początku drogi, jaką jest relacja z nowym pupilem. - przyznał. Prawie powiedział "nowym członkiem rodziny", ale niestety źle znosił małe dzieci. Starał się brzmieć i uśmiechać uspokajająco, czując od Nicholasa bardzo dużo energii i rozemocjonowania, które nie zawsze były dobre w pierwszych relacjach ze zwierzętami, szczególnie tymi, które miały trudne przejścia. - Przede wszystkim weź głęboki oddech. One czują to co Ty czujesz, jeśli chcesz, żeby były spokojne musisz im dać taki sam spokój. - powiedział zachęcająco, kładąc mu lekko dłoń na ramieniu, nim nie skierował go w stronę kojca w którym przebywała charjuczka. Było coś takiego w Seaverze, co powinno wzbudzać w ludziach jakiś dystans, a jednak Rosa zupełnie nie zwrócił na to uwagi, być może celowo, a być może traktował jego zewnętrzną prezencję jako straszak, jak właśnie zwierze stroszące futro, by odstraszyć predatora.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Możliwe, że jeszcze parę miesięcy temu Atlas nie zadziałałby na Nicholasa tak, jak teraz. Możliwe, że zupełnie nie obeszłoby go to, jak półwilowi ulewał się urok, możliwe, że pozostałby niewzruszony i nieczuły. Ale tak się składało, że Tonio wyciągnął z Seavera to, o czym on sam nie miał pojęcia i otworzył w nim wrażliwość również na drugą połowę ludzkości. - Oczywiście - powiedział głucho, zagapiwszy się w ten czarujący uśmiech, ściskając dłoń na powitanie trochę dłużej, niż powinien. Dopiero potem zamrugał zmieszany i cofnął rękę, skonsternowany własnym zachowaniem. Półwil. Półwil tak wpływał, nie mógł temu ulegać. Tylko czemu w takim razie półwila z jego pracy działała na niego dużo słabiej? Czyżby ze wszystkich kobiet tylko Lady Fire budziła w nim jeszcze zainteresowanie? Nicholas otrząsnął się z tych myśli i wrócił na ziemię, skupiając się na tym, po co własciwie się z Atlasem spotkał. - Nie traktuję Metus jak pupilki. Mam nadzieję, że będzie moją towarzyszką. Liczę na to. Nie mam nawet sowy, ale czarodziej ma prawo mieć przeczucia, nawet jeśli nie jest jasnowidzem. A ja czuję, że to będzie piękna przyjaźń. - westchnął. - Dlatego tak bardzo mi zależy. Kiedy Atlas położył mu rękę na ramieniu, Seaver w pierwszej chwili trochę się spiął. Właściwie to wyglądało to tak, jakby fizyczny dotyk nieco go zabolał, ale zaraz potem pokiwał głową i korzystając z technik, których nauczył się w Mungu, wziął trzy głębokie wdechy przez nos, za każdym razem powoli wydmuchując powietrze ustami. - Już jestem spokojny. - powiedział, dając się prowadzić w stronę sali wymagających. I rzeczywiście, nawet pod swoją dłonią Rosa mógł wyczuć, że ciało Nico się odprężało.
Atlas był nienachalny w swoim uroku. Nie próbował nim motać ludziom w głowach, by padali przed nim omdleni jego urokiem, by się w nim durzyli, by pragnęli go każdą komórką ciała. Skupiał się bardziej na tworzeniu atmosfery pozbawionej napięcia, niższego progu zaufania, a przez to - cóż, także manipulacji. - Pupil nie jest określeniem... pejoratywnym. - zaczął, unosząc z troską brwi - Oczywiście, że będzie Twoją towarzyszką. Ale wciąż to Ty będziesz jej właścicielem. Przewodnikiem w jej stadzie. To Ty będziesz odpowiedzialny za to, by czuła, że może być zrównoważona, że nie musi przejawiać agresji lękowej, to Ty będziesz musiał być jej stabilną ostoją. - zatrzymali się przed kojcem, w którym leżała psina, która nie poruszyła się początkowo, choć zwróciła w ich stronę uważne spojrzenie. - Dopiero kiedy pies zobaczy w Tobie stabilnego lidera, będzie w stanie równowagi w swojej głowie. Będzie wiedział, że nie musi być na baczności bo Ty nad nim czuwasz. Dopiero wtedy buduje się prawdziwa, zdrowa więź. - nakreślił - Charjuki mają silne charaktery, ale to nie znaczy, że są agresywne. Mają wysoką wrażliwość na magię, przez co ich czujność i terytorialność są silniejsze. Uchylił bramkę kojca i wszedł do środka, po czym stanął pod przeciwległą ścianką od leżącej suczki. - Teraz jesteśmy w jej domu. Tymczasowym, ale wciąż jej domu. - zachęcił Nicholasa, by ten jednak stanął obok niego, zamiast podchodzić od razu do psa- Musimy dać jej szansę się z nami oswoić, dać jej możliwość podjęcia decyzji czy chce i kiedy zechce do nas podejść. Jeśli podejdziesz do niej od razu, może to odebrać jako pewnego rodzaju...napaść. - spojrzał na bruneta uważnym wzrokiem - Rozumiesz, co próbuję Ci nakreślić? - zapytał łagodnie, posyłając mu ciepły uśmiech.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Atlas umiejętnie kierował swoim urokiem, a Nico był na to podatny, coraz bardziej odprężając się w towarzystwie półwila. Miał poczucie, że może mu zaufać, nie tylko ze względu na jego wiedzę o zwierzętach, ale i tak po prostu. - A więc to nie może być po prostu przyjaźń? Musze być przywódcą stada? - spytał zatroskany, nie do końca tak wyobrażając sobie relację z Metus. Ale skoro tak trzeba, nie zamierzał się z tym spierać. - Ale jak to osiągnąć? Nie chcę być dla niej surowy czy nieprzyjemny. Chciałbym żeby od tej pory doświadczała samych dobrych rzeczy. Westchnął ciężko, czując rozdarcie w sercu. Naprawdę tę licencję zdobył fuksem i czuł, że to tylko papierek dający mu wstęp do Sali Wyjątkowych. Wierzył jednak w profesjonalizm Atlasa. Kiedy weszli do kojca Metus, Nico stanął koło półwila, a potem po prostu zagapił się na charjuczkę. Była taka jak sobie wyobrażał i na sam jej widok czuł właśnie tę przemożną potrzebę opieki, którą czuł już wcześniej. Nie podszedł do niej, ale też trudno mu było odpowiedzieć Atlasowi chociaż jednym słowem. Przyklęknął, zdjął rękawiczki i bardzo powoli wyciągnął przed siebie rękę w zapraszającym, łagodnym geście. Nie skonsultował tego, choć może powinien. Ale tak bardzo chciał jej dać jakikolwiek znak. A może bał się, że stworzenie się pomyli i że wybierze nie jego, a półwila? Coś jednak było w tej intuicji Nico, bo wystarczył ten gest, a może już spojrzenie, by pojawiła się między nim a Metus więź. To była po prostu magia od pierwszej chwili, jak spotkanie po latach dwójki najdroższych przyjaciół. Suczka była czujna i miała się na baczności, obserwując uważnie nieznajomych czarodziejów, a jednak kiedy Nico wyciągnął przed siebie dłoń, ona podniosła się i podeszła, ostrożnie węsząc i poznając zapach Seavera. A Nico tkwił wciąż nieruchomo, czekając na jakikolwiek sygnał, że wolno mu ją wreszcie pogłaskać i okazać choć trochę uczucia, o ile nie wyczuła jeszcze tej pełnej troski aury unoszącej się wokół młodzieńca.
Przyglądał mu się jasnymi oczyma, starając się zrozumieć to, jak rozumował Seaver. Uśmiechnął się miękko na to zatroskane pytanie: - To może, a nawet powinna być przyjaźń. Ale zwierzęta po przejściach potrzebują poczucia, że już jest dobrze. Stabilności. Muszą poczuć w Tobie tego kogoś, kto panuje nad sytuacją. - postarał się wyjaśnić innymi słowami- Nie trzeba być ani surowym ani nieprzyjemnym, by być stabilnym i godnym zaufania liderem. - posłał mu pocieszający uśmiech. Wciąż zapominał, że w głowach ludzi i czarodziejów kwitło przekonanie, że przewodnik, lider, to jakiś treser zamordysta, kiedy najlepszy lider, najlepszy przewodnik to opiekun. Odstąpił nieco w bok jeszcze, robiąc mężczyźnie więcej miejsca i obserwując zachowania charjuczki. Z tego, co zapoznał się z jej dokumentami przed przyjazdem, wszystko mogło się potoczyć różnorako. Nie chciał gasić entuzjazmu Seavera, ale skoro ten poprosił go o profesjonalną pomoc i radę, chciał uświadomić go, że to niekoniecznie jest tak hop siup i pies po wyjściu ze schroniska nagle wie cudownym sposobem, że jego życie jest dobre i kumbaja. Praca ze zwierzętami wymagała cierpliwości, obserwacji, komunikacji. On sam posiadał dwa charjuki, które, choć pochodziły ze zrównoważonej hodowli, tak czy inaczej wymagały indywidualnego podejścia i zrozumienia ich potrzeb, ich charakterów, natury. Przyglądał się, jak suczka podnosi się z kojca, nieufna, ale zainteresowana i uśmiechnął się na ten widok ciepło. Wydawało się, że jest ona spragniona bliskości nie mniej niż sam Nicholas, a to, że się tu spotkali to przeznaczenie. - Spokojnie, delikatnie. - powiedział cicho, przykucając obok, by nie górować nad nimi jak wieża.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Metus potrzebowała kogoś, kto będzie panował nad sytuacją. Czy Nicholas to robił? Trochę tak, a trochę nie. Z pewnością pierwszy raz miał okazję wziąć ster życia we własne ręce i nawet poczynił już stanowcze kroki w kierunku samodzielności. Miał swój dom, stabilną pracę, terapia przynosiła efekty, obrażenia fizyczne opanował. Miał to wszystko pod kontrolą. A jednak nie miał pełnej stabilności, nie czuł się tak do końca bezpiecznie. Wciąż byly rzeczy wymagające dopięcia i poskładania do kupy. Ale uda mu się. Dla Metus na pewno się uda. Kiedy dostał sygnał, że może ostrożnie ruszyć naprzód, Nico delikatnie pogłaskał charjuczkę po głowie, od drugiej strony niż blizna na boku. Wiedział jak to jest nosić na sobie wspomnienie złej przeszłości i szanował tę przestrzeń u innych, nawet u psa. Każdy leczył rany we własnym tempie. - Witaj, maleńka - szepnął do Metus z czułością, patrząc na nią ciepło. Taka nieufna, a taka spragniona bliskości i bezpieczeństwa. Czy naprawdę mogliby nie być sobie pisani? Tyle podobieństw ich łączyło. Już się nie bał. Wszystkie obawy, które miał przed przyjściem tutaj, wyparowały. Nie martwił się, czy zostanie zaakceptowany i czy przypadną sobie z Metus do gustu. Oczywiście wiedział, że czeka ich długa droga budowania zaufania, że muszą się poznać, nauczyć siebie i zrozumieć swoje granice i potrzeby. Ale to wszystko było po prostu nieodłączną częścią przyjaźni, która zaczęła się w tej właśnie chwili.
Atlas obserwował zachowanie zarówno psa jak i Nicholasa, po pierwszym spotkaniu trudno jest ocenić przyszłość ludzko-zwierzęcej relacji, szczególnie, kiedy to było także pierwsze spotkanie samych rzeczonych człowieka i zwierzęcia. Seaver nie sprawiał jednak wrażenia osoby, która mogłaby dla psa stanowić zagrożenie. Oczywiście, pochopne oceny mogły przynieść opłakane skutki, ale Nicholas był dorosłym mężczyzną, a oceniając jego zachowanie i gesty tak, jakby oceniał postawę zwierzęcia, wydawał się być równie ostrożnym równie uważny i równie spragniony bliskości co sama biedna charjuczka. Uśmiechnął się, widząc jak sunia przestawia uszy z położonych gładko przy sobie nieco w przód, w oznace ciekawości, co było ogromnym sygnałem, zielonym światłem, podpowiadającym, że jest nadzieja, że będzie ciekawa ich współpracy prędzej, niż będzie zamknięta w sobie ze strachu i niechęci do ludzi. - Spróbuj ją dotknąć, pogłaskać. Bardziej po bokach głowy i po piersi niż od razu od góry. - zachęcił, wyciągając rękę do charjuczki. Jego półwilowy urok często pomagał mu przy pracy ze zwierzętami, choć oficjalnie nie istniały żadne badania mogące potwierdzić wpływ genów wili na stworzenia magiczne czy niemagiczne. Dotknął długimi palcami ciemnego futra po boku psiego pyska. - Przyjdź kiedyś do mnie na ranczo. - zaproponował - Znajomość z Horusem i Hator na pewno może jej wyjść na dobre.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Gdyby Atlas był zwyczajnym czarodziejem, gdyby był po prostu człowiekiem, w Nico wezbrałaby zazdrość i poczucie naruszonego terytorium na widok tych długich palców głaszczących jego Metus. Zazdrość brała się z niepewności, a niepewność z tego, że tak ogromnie mu zależało na tym, by charjuczka pokochała go tak samo mocno, jak on swoje wyobrażenie o niej. Bo znać się przecież nie mogli, a zaufania nie budowało się w kilka chwil. Seaver miał jednak przepiękną wizję tego jak mogła wyglądać ich rozwijająca się więź, a nadzieja na jej realizację budowała strach przed tym, że coś pójdzie nie tak. Na szczęście jednak Rosa był tylko w połowie człowiekiem, a druga połowa działała czarodziejskie cuda na samopoczucie Nicholasa. Im dłużej przebywał w towarzystwie półwila, tym bardziej czuł się odprężenie i komfort. I chyba Metus również, bo była wyraźnie spokojniejsza niż w pierwszej chwili, gdy weszli do jej kojca. Seaver miał możliwość zapanowania nad sobą dzięki tej aurze i, co było paradoksalne zważywszy na naturę wil, zaczął wreszcie trzeźwo myśleć. Dopiero teraz do Nicholasa miało szansę dotrzeć, jak bardzo egoistycznie patrzył na to wszystko, jak się zafiksował na punkcie charjuczki, której nigdy wcześniej nie widział i nie mógł jej poznać. Wcale nie musiała być taka, jak ją sobie wyobraził, a te punkty wspólne, które tak wryły się w wizję Nicholasa, mogły być tak naprawdę jedynymi, które jakkolwiek ich ze sobą łączyły. - Czy mógłbyś na chwilę nas zostawić? - spytał cichym, ale całkowicie spokojnym głosem, wciąż delikatnie głaszcząc Metus, w miejscach zgodnych ze wskazówkami Atlasa. Spojrzał na półwila, a po jego oczach było widać, że to prośba, a nie polecenie klienta. - Chciałbym sprawdzić, czy będzie się czuła ze mną dobrze bez twojej aury. To pomaga, ale chcę mieć pewność czy to jej decyzja, czy twój urok. Miał nadzieję, że mężczyzna zrozumie. Nico chciał dopytać o Horusa i Hatora, ale na to był jeszcze czas. Teraz najważniejsza była Metus i to, czy chciała go obdarzyć takim zaufaniem, by zdać się na jego przewodnictwo. Czy był godny takiego przywileju? To się miało dopiero okazać.
Uśmiechnął się ponownie na słowa Seavera i skinął głową. Rozsądna decyzja. - Oczywiście. - jasne spojrzenie obiegło orientacyjnie postawę suczki, przyglądając się temu, czy miała napięte mięśnie, temu jak ustawiała się względem Nicholasa. Chciał mieć przynajmniej cień pewności, że pozostawienie jej z nim było, cóż. Po prostu bezpieczne. Uspokojony widokiem kiwnął głową raz jeszcze, tym razem bardziej sam do siebie. Postanowił tym samym dać Nicholasowi trochę przestrzeni, podnosząc się powoli z kolan i obracając głowę rozejrzał się za którymś z pracowników schroniska. - Pójdę znaleźć kogoś odpowiedzialnego za dokumenty. - powiedział spokojnie, dotykając palcami ramienia mężczyzny- Będzie świetnie. Poradzisz sobie. - zapewnił z ciepłym uśmiechem. Przygotował Seaverowi niewielki pamflet, kolekcję kilku ulotek, informator, rozpiskę dobrych produktów i najlepszych praktyk na początku psa w nowym domu. Był tam też spis kontaktów do zaufanych weterynarzy i innych behawiorystów, bo choć Atlas oczywiście siebie uważał za wybitnego w każdym aspekcie, to przecież chciał mu dać przestrzeń do wyboru. Nim się rozstali zachęcił go do kontaktu w przypadku jakichkolwiek problemów czy wątpliwości, zarówno drogą listowną czy przez popularny wśród młodzieży wizzbook.
2 x zt
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Jared, który zajmuje się wszystkimi większymi zwierzętami oraz jego bliźniacznka Jane, która woli obcować z mniejszymi stworzeniami, choć nie mniej wymagającymi, ponownie sprawdzają na wstępie, czy chętni do adoptowania stworzeń posiadają licencję, a także dopytują o preferencje, przedstawiając zwięźle historie podopiecznych. Chcą się upewnić, czy maluchy trafią do osób, które wiedzą, jak należy się z nimi obchodzić. Również zwierzęta z tej sali pochodzą od zaprzyjaźnionych hodowli, które oddały te maluchy, które nie spełniały ich wymagań.
Zasady
1. Chcąc adoptować jedno z dostępnych tu zwierząt, należy wpierw zarezerwować je w tym temacie
2. Po udanej adopcji należy uiścić opłatę adopcyjną w tym temacie
3. Aby adoptować jedno z tych stworzeń, należy nawiązać wpierw więź - rzuć k6 gdzie 1 i 6 oznacza niepowodzenie. Możesz spróbować rzucić na więź kolejnego dnia.
4. Aby adoptować stworzenie z tej sali, należy napisać dwie jednopostówki na 3k znaków ze spacjami, bądź wątek na min. 4 posty, posiadać licencję na posiadanie magicznych stworzeń i opatrzyć post odpowiednim kodem:
Kod:
<zgss>Stworzenie</zgss> rasa + imię <zgss>Rezerwacja</zgss> podlinkuj swój post z rezerwacją <zgss>Licencja</zgss> link do kuferka z wpisaną licencją <zgss>Nawiązana więź</zgss> podlinkuj kość na więź
Zwierzęta
- Złotko - matagot, kotka - całkiem towarzyska, choć wyraźnie pokazuje, że jest księżniczką i jest gotowa pazurkami pokazać to każdemu, kto o tym zapomina; mniejsza od typowych matagotów (10g) - Piasek - hahałek elżbietański - psotny, buntujący się przy każdej próbie spacyfikowania, szczekający w nieco upiorny sposób, ale uwielbiający zabawę w aportowanie i drapanie po brzuchu; ma nieco krzywe przednie łapy, choć nie utrudnia to poruszania się (20g) - Kwarc - abraksan - ciekawski, towarzyski, chętny do nauki nowych sztuczek (70g) wymaga posiadania domu - Onyks - aetonan - wciąż młody, choć nie jest już źrebakiem, spokojny, dogadujący się ze wszystkimi zwierzakami, choć najlepiej z kotami (70g) wymaga posiadania domu
Wziął głęboki oddech, wchodząc do stajen, w których ulokowano Kwarca. Zapach siana, amoniaku i świeżo rozlanej whisky sprawił, że Rosa uśmiechnął się do siebie. Stanął przy brzegu boksu, w którym miejsce zajmował potężny abraksan o imieniu Kwarc. Miał wrażenie, że oczy stworzenia błyszczą inteligencją, była w nim ta siła dzikich zwierząt, której nie sposób przeoczyć, niełatwo nie uszanować. Wiedział, że to nie będzie łatwe zadanie - nawiązanie więzi z tym majestatycznym stworzeniem będzie wymagało wrażliwości, cierpliwości i znajomości więcej niż podstawowych zasad behawiorystki. Na szczęście, co tu dużo mówić, trafiło na kogoś, kto miał o tym pojęcie. Obserwował konia przez chwilę, by zarejestrować czy jest płochliwy, jak się zachowuje, jakie ma reakcje na swoje otoczenie. Po takiej ocenie było mu łatwiej zdecydować o dalszych krokach. Przede wszystkim, postanowił zastosować technikę pozytywnego wzmocnienia. Za każdym razem, kiedy Kwarc wyrażał jakąkolwiek reakcję na komunikaty, podawane przez zoologa, nagradzał go przygotowanymi wcześniej, świeżymi przysmakami dla skrzydlatych koni. Z doświadczenia wiedział, że poza whisky, abraksany często mają słabość do słodkich, słodkich jabłek, więc przygotował całą sakiewkę kawałków tych soczystych owoców. Za każdym razem, kiedy Kwarc zwracał ku Rosie swoją uwagę, półwil rzucał mu jabłko, by okazać wdzięczność, nagrodzić za współpracę. Chciałby podawać mu smakołyki bezpośrednio - znał jednak, że na takie zbliżenia jeszcze przyjdzie czas. Bardzo ważnym aspektem oswajania zwierząt ze sobą, szczególnie w pracy z końmi, a wybitnie tymi wielkimi, było zrozumienie języka ich ciała. Słuchał uważnie reakcji na jego obecność i działania, starał się zauważać subtelne znaki, wskazujące na nastrój i jego zmiany, sygnały potrzeb stworzenia. Kiedy wszedł do boksu, Kwarc poderwał przednie nogi w geście odstraszania, półwil jednak wyciągnął powoli rękę, by dotknąć go uspokajająco, kojąc cichymi słowami. Chciał pomóc mu zrozumieć, że był tu, by mu pomóc, chciał pokazać mu, że może mu zaufać. Podstawą rozwoju ich przyszłej relacji będą regularne interakcje, które chciał poprzedzić odpowiednim preludium. Budowanie więzi emocjonalnej zajmuje wiele czasu i Rosa wiedział, że to nie jest proces, który można zamknąć w kilku, chwilowych przecież, spotkaniach w przytulisku. Wiedział, że prawdziwa praca zacznie się dopiero, kiedy ten pojawi się na terenie rancza i może zająć mnóstwo czasu, ale tam Kwarc będzie już u siebie w domu i będą mieli cały czas tego świata. Jego zwyczajowym sposobem, zaczął proste rozmowy z abraksanem, mimo, że przecież koń nie miał prawa rozumiooeć ludzkiej mowy. Chciał go jednak oswoić ze swoją obecnością, swoim tonem głosu, chciał, by Kwarc nie czuł się obco z nim w swoim otoczeniu. Spędziwszy większość dnia w towarzystwie tego pupila, wiedział, że podjął dobrą decyzję. Abraksan był responsywny, odpowiadał na podejmowane wspólnie ćwiczenia. Atlas z zadowoleniem złożył wniosek, by następnym razem móc wyprowadzić go na zewnątrz boksu, popracować z nim trochę z ziemi, dać mu zażyć ruchu.
Kolejne spotkanie z abraksanem miało obfitować w ćwiczenia fizyczne. Konie potrzebowały ogromnej ilości ruchu, by zachować kondycję, pozostać zrównoważonymi, by być stymulowanymi w odpowiedni sposób. Wiedział, że miał szczęście, bo Kwarc nie nosił znamion traumy ani krzywdy, był ciekawski, bardzo towarzyski, kiedy Rosa wszedł do stajni, ten już wystawiał łeb ze swojego boksu, wydając z siebie donośne parsknięcie na powitanie. Atlas uśmiechnął się, miał wrażenie, że praca, którą włożył w nawiązanie więzi ze stworzeniem ostatnim razem, właśnie obrodziła w pierwsze, drobne owoce. Przywitał się z nim, gładząc go po aksamitnym pysku, powoli, okrężnymi ruchami masując jego ganasze i szyję. Regularne interakcje były absolutnie najważniejsze, w tym, by ustabilizować Kwarca przed zmianą lokum. Powoli pokazał mu kantar i bez pośpiechu zapiął go abraksanowi na głowie, by po dłuższej chwili pozostawienia go w celu oswojenia z sytuacją, wyprowadził go na powolny i spokojny spacer po okolicach Przytuliska. Gładził go po szyi i łopatce, opowiadając bez sensu, ale z wielkim zaangażowaniem o swoich doświadczeniach, przemyśleniach. Choć Kwarc nie mógł mu odpowiedzieć, wiedział, że to pomagało im zacieśnić więź i wykształtować wzajemne zrozumienie. Obserwował, jak koń zaczyna reagować na podsuwane mu sygnały w sposób coraz bardziej pozytywny, szukając tej obecności, szukając z opiekunem jakiejś interakcji. Wyszedł z nim na pole, szukając dobrego miejsca, by móc wykonać kilka ćwiczeń, pozwalających ocenić rzeczowym okiem, w jakiej dokładnie kondycji jest Kwarc. Chciał mieć pewność, że jest sprawny, nim będzie wymagał od niego intensywniejszego ruchu. Obserwował rytm, w jakim poruszał się abraksan, wydłużając lonżę przypiętą do kantara i kierując młodego konia tak, by zaczął poruszać się po okręgu. Proste ćwiczenia zmiany tempa, reagowanie na komendy głosowe, na pozycję i ustawienie zoologa w stosunku do zwierzęcia, pozwalały na budowanie głębszej więzi i zgranie ich jako zespołu. Nieustannie okazywał abraksanowi ciepło i szacunek, traktując go z godnością, na którą zasługiwał. Była to przecież podstawowa zasada behawiorystyki - pozytywne stosunki między człowiekiem a zwierzęciem, były kluczem do budowania zaufania i dobrej współpracy. Dzięki temu podejściu Kwarc i Atlas mieli wszelkie szanse stania się nie tylko partnerami w pracy, ale także serdecznymi przyjaciółmi, a kto wie, ranczerską rodziną. Patrzył na Kwarca, widząc w jego oczach rosnące zaufanie. Wiedział, że rozwijająca się między nimi więź miała dobre podwaliny, jednak jak z każdym stworzeniem, wymagała cierpliwości i pracy. Będą musieli zapewne pokonać wiele trudności, napotkają wspólnie wiele przeszkód, ale właśnie takie doświadczenia ostatecznie sprawią, by ich więź się ugruntowała. Udał się do siedziby przytuliska, by złożyć swoje wnioski do opiekunów, którzy niewątpliwie obserwowali z uwagą i troską każdy jego zaplanowany ruch, jaki wykonywał z młodym Kwarcem. Na tym, by dobrze wypaść w ich oczach, zależało mu odrobinę mniej, niż na tym, by Kwarc mu zaufał, niemniej - chciał by dostrzegli w nim odpowiedniego opiekuna dla tego abraksana. Uzupełniwszy wszelkie odpowiednie dokumenty, uiścił opłatę i wyczekiwał sygnału przeprowadzki zwierzęcia na swoją ziemię.
Zaznajomiony już z Przytuliskiem, stając się nowym opiekunem pięknego, młodego abraksana, cieszył się, ze spełnienia ważnego i dobrego uczynku. Nie mógł jednak wyprzeć z pamięci charakterystycznego szczekania, które żegnało go, kiedy wychodził z miejsca po raz ostatni. Wiedziony niejasnym przeczuciem wrócił do Przytuliska, zapoznać się z tym małym diabłem. Spoglądał wzdłuż szeregów klatek w schronisku dla magicznych stworzeń, z sercem pełnym mieszanych uczuć. Wiedział, że jedno z tych zwierząt chciało jego uwagi szczególnie mocno, zdawało się, że czuł to w sobie, że stanie się jego towarzyszem na kolejnych wiele lat. Jego wzrok w końcu padł na śmiesznego pieska o szorstkim futrze i wielkich, bystrych oczach, który brykał niespokojnie po swojej klatce, spoglądając na niego z zaczepnym błyskiem w oku. Hahałki były prześmiesznymi psami, Rosa zawsze znajdywał w nich coś fascynującego, jednak ich krnąbrna natura wydawała się być znacznie trudniejsza do pracy w porównaniu z, chociażby, charjukami, które trenowało się bardzo łatwo i wdzięcznie. Przystąpił do klatki, odczytując z plakietki imię psa. Piasek. Przechylił głowę w odpowiedzi na kilka śmiejących się szczeknięć. Wiedział, że pierwszym krokiem w nawiązaniu więzi było budowanie zaufania. Podszedł powoli i spokojnie, unikając nagłych ruchów, które mogłyby go przestraszyć. To podstawowa zasada pracy z nieoswojonymi psami - cierpliwość i delikatność. Kiedy Atlas zbliżył się do klatki, Piasek zaczął delikatnie merdać ogonem, reagując na jego obecność. To był dobry znak, sygnał, że piesek był gotowy na interakcję. Pochylił się, by Piasek mógł go lepiej poznać, w końcu dla psa półwil był jakimś olbrzymem. Przykucnął przy kratkach boksu i rozłożył dłoń, aby piesek mógł ją wąchać. To podstawowy gest, który pozwala psu zapoznać się z zapachem nowej osoby i budować początkową więź. Kolejnym krokiem było nawiązanie kontaktu wzrokowego, co jest istotne w budowaniu więzi między człowiekiem a psem. Atlas spoglądał Piaskowi prosto w oczy, przekazując mu spokojną i pozytywną energię. To pomagało w budowaniu zaufania i pokazywało psu, że jest w bezpiecznym miejscu. Następnie Atlas postanowił przetestować reakcję Piasku na różne bodźce, sprawdzając jego poziom lękliwości i skłonności do interakcji - od tego zależała ich przyszła współpraca i poziom wysiłku, jaki będzie trzeba w trening włożyć. Delikatnie dotknął klatki, szepcząc kojące słowa wsparcia. To pomagało w budowaniu początkowej więzi i pokazywało psu, że człowiek może być źródłem pociechy i bezpieczeństwa. Z uwagą obserwował jak Piasek na niego reaguje. Po kilku minutach spędzonych z hahałkiem, Atlas poczuł, że już zaczyna nawiązywać z nim więź. Piesek zaczął się otwierać, machając ogonem z radości, uspokajając się jednak i swoje harce na tyle, by dać znać opiekunowi, że nie eskaluje, tylko jest uważny. Rosa uśmiechnął się, wiedząc już wystarczająco wiele, by na następnym spotkaniu spróbować bardziej kompleksowego treningu. Wychodząc ze schroniska, poczuł nagłą ochotę na śpiew, wiedząc, że to efekt cholernego pyłu. Nie mógł przestać, patrząc błagalnie na opiekunów przytuliska, z nadzieją, że prędko mu pomogą, a gdy to zrobili, uśmiechnął się z wdzięcznością. Klnąc pod nosem na tę niewygodę udał się na ranczo.
Atlas ponownie przekraczał progi schroniska, tym razem zdecydowany na to, by kontynuować pracę nad treningiem Piaska. Miał już pewność, że ten piesek mógłby być doskonałym towarzyszem w jego codziennej pracy jako nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami, co więcej, polubił jego krnąbrny charakter i był pewien, że hahałek będzie doskonałym kompanem na ranczo. Kiedy dotarł do klatki Piaska, piesek entuzjastycznie witał go szczekaniem i energicznymi ruchami ogonem. To były dobre znaki, świadczący o tym, że Piasek pozytywnie reaguje na obecność swojego przyszłego opiekuna. Atlas uśmiechnął się szeroko, czując ciepło w sercu - lubił szczęśliwe zwierzęta, miał nadzieję, że da Piaskowi dobry dom. Przystąpił do pracy zgodnie z zasadami behawiorystycznymi, które zdążył już przyswoić podczas swoich wcześniejszych doświadczeń z treningiem psów. Zaczął od powolnego i delikatnego zbliżania się do klatki, dając Piaskowi czas na spokojne przyzwyczajenie się do jego obecności. Następnie, z uwagą obserwując reakcję Piaska, Atlas postanowił przetestować jego reakcję na różne bodźce. Delikatnie dotknął klatki, szepcząc uspokajające słowa wsparcia. Chciał sprawdzić, czy piesek nadal reaguje pozytywnie na interakcję z nim i czy jest gotowy na kolejne etapy treningu. Kiedy Piasek wydawał się być spokojny i zrelaksowany, Atlas kontynuował swoją pracę, stawiając na budowanie więzi i zaufania między nimi. Wszedł do kojca, gdzie załozył hahałkowi obrożę. Zaczął od ćwiczeń podstawowych, takich jak chodzenie na smyczy i posłuszeństwo poleceń. Wiedział, że te umiejętności są niezbędne do dalszego rozwoju relacji między nimi. O ile ze smyczą nie miał większego problemu, to jednak rozbrykane stworzenie zupełnie nie interesowało się wykonywaniem ćwiczeń, znacznie bardziej zainteresowane fikaniem i zabawą. Podczas treningu Atlas starał się być cierpliwy i konsekwentny, co jest kluczowe w pracy z psami ze schroniska. Starał się również zachować pozytywny stosunek do Piaska, nagradzając go za każdy postęp i zachęcając do dalszej współpracy. Wiedział, że nie w jeden dzień Avalon zbudowano, chciał jednak pokazać Piaskowi, że od dziś jego życie nabierze pewnych zasad i norm, które dla zwierząt są ratunkiem, nadając światu i życiu pewnych określonych torów. Po kilku godzinach intensywnego treningu, Atlas i Piasek zaczęli wykazywać coraz większe zaufanie i zrozumienie dla siebie nawzajem. Piesek wykonywał już nawet niektóre polecenia opiekuna, z nieprzerwanym entuzjazmem i radością, a Atlas czuł, że nawiązał już prawdziwą więź z tym wspaniałym zwierzęciem. Daleka przed nimi droga, ale tak długo, jak będą darzyć się szacunkiem - wszystko się uda. Zadowolony z postępów, jakie osiągnęli wspólnie, Atlas zdecydował się na dalsze treningi i przygody z Piaskiem u swojego boku. Wiedział, że ta relacja ma potencjał, by stać się czymś wyjątkowym i niezwykłym. Poszedł rozmówić się z właścicielami przytuliska, by zabrać Piaska ze sobą i móc kontynuować swoją behawiorystyczną pracę już na swojej ziemi, na ranczo, które miało stać się domem tego pieska już na zawsze.