C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Najstarsza apteka w Venetii, która korzeniami sięga jeszcze czasów starożytnych. Budynek, w którym się znajduje, był wielokrotnie przebudowywany i dostosowywany do panującej akurat mody, rozwijając się i udoskonalając z każdym kolejnym stuleciem. Trzeba jednak przyznać, że Kociołek Eskulapa zachował swój dawny, niepowtarzalny kształt, pełen ciemnych mebli i roślinności, która zdaje się wkradać w to miejsce z każdej możliwej strony. Na dziedzińcu kamienicy, w której znajduje się apteka, wzniesiono również studnię, z której podobno czerpie się wodę do przygotowywanych tutaj eliksirów. Otaczają ją przeróżne rośliny, z których część zasadzona została w obszernych donicach. Pełno tutaj również skrzyń i worków z magiczną zawartością.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Materiałowe Czary Materiał:2 - Delikatny koszyk z wikliny Zaklinanie:1 - Substancje i olejki Scenariusz:1 - ogień alert Zdobyte przedmioty: nietłukąca się złota fiolka, przez trzy wątki nie mogę doznać poparzeń słonecznych, +1 z uzdrawiania, +1 do zaklęć
Coś tak myślał, że ta część wypowiedzi dużo bardziej ożywi Mulan. Uśmiechnął się zagadkowo, choć długo nie trzymał jej w niepewności. -Nie udawaj zdziwionej. W życiu trzeba próbować wielu rzeczy. A jak jedną z nich jest pewna bogata damulka zza granicy, to tym bardziej żal nie skorzystać. - Puścił jej porozumiewawcze oczko, wspomnieniami wracając do tamtej nocy. W życiu nie spodziewał się takiego rozwoju spraw, a jednak. Zdobył nie tylko dobry kontakt ale i niesamowite doznania, do których zaprosił jeszcze kumpla. -Dendrofilem nie jestem, ale oceniać nie będę. - Nie wyobrażał sobie stosunku z wiadrem głównie ze względów drzazgowych. Sama myśl o tym zdawała się być dla niego bolesna, nie mówiąc już o realnej akcji tego typu. -Na pewno pokażę wam jak wyglądają prawdziwe eliksiry. Beatrice była jedyną kompetentną nauczycielką w tej szkole. - Przewrócił oczami. Nie miał jeszcze pojęcia, kto zastąpi Dear, czy będzie do Stanford, czy ktoś inny, ale zdecydowanie nie uważał, by ktokolwiek dorastał Beci do pięt, bez względu na rzekome kwalifikacje, jakie mogły zapewnić objęcie posady nauczyciela w Hogwarcie. Trochę zazdrościł jej tego cukierka, ale nie mógł narzekać, przynajmniej spróbował czegoś dobrego, a źródełko życia było łaskawe dla jego okropnej szramy na boku, powodując jej zniknięcie. Tak, czego by nie mówić, na karnawale nie miał specjalnie pecha, choć skłamałby mówiąc, że nie dało się wycisnąć z tych dni więcej. -Ta i potem wszystkie by marudziły, że piękne ale grube. - Dodał, bo co nieco doświadczenia z płcią przeciwną miał i wiedział, że jak nie jeden problem, to znajdzie się inny do narzekania. Przygoda w aptece była ciekawa, choć dla Solberga zdecydowanie z innych względów niż zamierzone. Uwielbiał przesiadywać w podobnych miejscach. Inspirowały go i zachęcały do działania. Już teraz myślał więcej o swoim kociołku niż o karnawale, w którym uczestniczył. Miał ochotę rzucić się do biblioteki, czy do laboratorium. Ten moment w przeszłości sprawił, że poczuł się żywy, a nic nie mogło się z tym równać. Może dendrofilem nie był, ale kociołkofilem już zdecydowanie tak. -Może tak. Na pewno spytam. - Zapewnił ją, ruszając powoli dalej. -Wyleczyłaś kogoś skutecznie? - Dopytał o szczegóły, bo skoro Mulan poszło lepiej, to chciał wiedzieć, jak dla niej całe to doświadczenie wyglądało. -Materiały? A to mi się przyda! Pracuję teraz nad magicznym połączeniem platyny i skóry. Wbijasz? - Zauważył kolejne stanowisko, które go zainteresowało. Liczył na to, że pomoże mu to nieco podczas pracy nad bransoletą, która powoli wyglądała jak gotowy produkt. Brakowało mu jeszcze ostatnich testów i może przed końcem wakacji, udałoby mu się wprowadzić wynalazek na rynek. Usiadł i od razu wziął się za sprawdzenie, jaki element przyjdzie mu dzisiaj zaklinać. Zdziwił się, gdy padło na wiklinowy kosz, choć gdy usłyszał o jego właściwościach, Solbergowe ślepia od razu zabłysły. Przyjrzał się naczyniu ze wszystkich stron, dostrzegając w ciasnym splocie jakieś złote elementy. Był ciekaw, co to takiego może być, ale już popędzano go do roboty. Chwycił więc niepewnie różdżkę w dłoń i zaczął wysłuchiwać instrukcji, kątem oka spoglądając na Mulan. Zaklęcie wydawało się być trudne, ale nie zniechęcał się. Powoli przystąpił do zaklinania i zdziwił się, gdy to poszło mu dość sprawnie. Zauważył, że dzięki magii jego kosz zaczął produkować jakieś olejki. Nie byłby sobą, gdyby nie zaczął zastanawiać się nad ich właściwościami i zastosowaniem w eliksirach. Zresztą, na rozmyślaniach nie poprzestał, od razu pytając prowadzących o to, co męczyło jego umysł. Gdy otrzymał wszystkie odpowiedzi przeszedł do próby. Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś postawił obok ognia eliksir, którego pod żadnym pozorem nie powinno się wystawiać na takie ciepło. -CO ZA IDIO... - Nie zdążył ani zareagować, ani skończyć zdania, bo fiolka wybuchła, a on musiał osłonić się, by nie skończyć z kolejną blizną, tym razem na ryju. -Przepraszam! Powinniście zwracać uwagę na takie rzeczy! - Upomniał prowadzących, bo nie byłby sobą, po czym zwrócił się do Mulan. -Kompletna amatorszczyzna. Jakbym wiedział, kto to zrobił, sam by mu jaja eksplodował. - Nie ukrywał swojego niezadowolenia, które w dużej mierze wynikało ze zmarnowania czegoś tak drogocennego jak ten eliksir.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Czy powinna być zdziwiona podobnym wyznaniem? Nie. Wciąż jednak cholernie ją to wszystko ciekawiło i najchętniej wysłuchałaby całej tej historii z większą ilością szczegółów, bo wydawało jej się, że mogłaby być ona niezwykle interesująca. Max jednak nie bardzo kwapił się do podobnego opowiadania, co musiała niestety z boleścią zaakceptować. - Bogata damulka, powiadasz? Masz na nią namiary? - dopytała jeszcze, bo jakoś nagle doznała ochoty na zostanie sugar baby. W końcu tak jak Solberg powiedział: w życiu trzeba próbować wielu rzeczy. Może akurat życie utrzymanki będzie tym, co jej będzie odpowiadało, bo po pierwsze będzie mogła liczyć na odrobinę luksusu, a przy okazji wniesie odrobinę świeżości i ekscytacji do życia swojej sugar mommy. W tym scenariuszu każdy wygrywał. Sama nie wnikała w to co i jak ktoś mógłby robić z wiadrem w tej seksualnej sferze, ale skoro od mugolaków słyszała jakieś dzikie historie na temat jednego mężczyzny i jednego słoika to byłaby w stanie uwierzyć w to, że ludzie faktycznie ze wszystkiego potrafili zrobić użytek. Wszystko było jedynie kwestią wyobraźni, a ta ludzka potrafiła być niezwykle bogata. - Z tym to mogę się zgodzić. Merlinie, tęsknię za nią - przyznała, wzdychając ciężko, gdy tylko Max wspomniał o dawnej nauczycielce eliksirów. W końcu jak mogłaby nie tęsknić za bajerowaniem nauczycielce, która musiała jej pomagać z wykonywaniem podstawowych eliksirów w momencie, gdy Huang udawała, że oczywiście wie, co takiego robi (spoiler alert: nie wiedziała) i za każdym razem, gdy jednak Beatrice pochylała się nad kociołkami, aby zaoferować swoim podopiecznym dobrą radę i asystę. W kwestii cukierków to jednak chyba Max miał rację. Mulan na chwilę zapomniała o tym, że nie każdy miał taką przemianę materii jak ona i nie prowadził tak aktywnego trybu życia. Jednak mimo wszystko wieczne latanie po lesie za zwierzakami. To z pewnością sprawiało, że zjedzony kilogram cukierków nie wyrządziłby jej aż takiej krzywdy jak innym dziewczynom. Tam gdzie Solberg widział jakąś inspirację, Huang widziała jedynie prostą rozrywkę i coś, co było po prostu inne od tego, co wcześniej miała okazję doświadczyć. Wszystko przez to, że jednak mieli nieco inne zainteresowania, co jednak miało w takich momentach swoje odzwierciedlenie. - Tak myślę. Przy jednym typie sytuacja była niepewna i wymagała czasu, ale jednak wyzdrowiał - trudno było jej ocenić swoje starania, ale na pewno nie były one jakoś szczególnie tragiczne. Przynajmniej tyle mogła stwierdzić. - W sensie jakieś protezy czy coś w tym guście? - dopytała, bo nie do końca rozumiała skąd podobny pomysł i jak to w ogóle miałoby wyglądać. Czasami po prostu idee Solberga ją przerastały. Niemniej z chęcią wbiła na kolejną z atrakcji karnawałowych, gdzie do rąk dostała coś, co zdecydowanie było bardzo w jej stylu. Przesunęła palcami po krwistoczerwonym jedwabiu, który był niezwykle przyjemny w dotyku. Wiedziała już, że na pewno będzie jej się na tym niezwykle dobrze pracowało. Zaklęcia, których mieli używać w czasie swoich prób zaklinania materiału również w pewien sposób wydawały jej się niezwykle ciekawe i nie sprawiały wyjątkowej trudności. Być może dlatego, że była dosyć obeznana z dziedziną transmutacji i to nieco jej ułatwiało sprawę? Nie miała pojęcia. Faktem było to, że szło jej całkiem nieźle. Przynajmniej do ostatniego etapu tej cudownej zabawy, kiedy to na chwilę odłożyła jeden z eliksirów blisko kociołka. Niechcący rzecz jasna, bo nie była świadoma tego, że nie powinien on znajdować się tak blisko ognia. Katastrofy jednak nie dało się w żaden sposób uniknąć, bo w chwili, gdy tylko znajdujący się obok Solberg postanowił zwrócić uwagę owemu "idiocie" na jego błąd, fiolka eksplodowała, a Huang w ostatniej chwili zdołała się zasłonić przed odłamkami szkła i drobinkami rozgrzanego eliksiru. - Tak, zgadzam się, amatorka. Tylko zajebać typa, co to zrobił - przytaknęła mu dosyć pospiesznie, nie chcąc przyznać się do tego, że w zasadzie to jej należałoby eksplodować jaja. Całe szczęście, że ich nie miała to może jednak udałoby jej się wywinąć od kary. - To teraz stragany czy chcesz coś jeszcze? - zapytała, żeby jeszcze dobitniej urwać temat tego debila od eliksiru przy ogniu i skupić się na tym, co było przed nimi.
Materiałowe Czary Materiał:4 Zaklinanie:2 Scenariusz:3 Zdobyte i zakupione przedmioty: +1 pkt z zaklęć, Nietłukącą Złocistą Fiolkę
Prawdę mówiąc, nie była przekonana, czy powinna wybierać się na obchody tego dnia. Obawiała się, że będzie skoncentrowany na naukach uzdrowicielskich, a z tym była całkowicie na bakier, nie radząc sobie z podstawowymi zaklęciami, co było wręcz żenujące, biorąc pod uwagę, jak poza tym świetnie radziła sobie z czarami. Z drugiej jednak strony nie chciała odpuszczać możliwości dowiedzenia się czegoś więcej na temat historii Venetii, nie chciała zostawiać tego wszystkiego w tyle, nie chciała ignorować czegoś, co mogłoby się jej przydać. Już i tak sporo straciła, kiedy ze zmęczenia zaczęła zasypiać na przedstawieniu w pierwszy dzień karnawału, więc chciała zrobić wszystko, by uzupełnić luki w swojej pamięci. Dlatego też postanowiła nie zasypiać gruszek w popiele i o wyznaczonej godzinie, skierowała się do starej apteki, by z przyjemnością skryć się w cieniu i chłodzie, jakie oferowało jej wnętrze. Zatrzymała się z boku, żeby wysłuchać opowieści mężczyzny, który prowadził to wydarzenie, z pewnym zdziwieniem unosząc brwi, kiedy ten wspomniał coś na temat dębowego wiadra. Nie spodziewała się, że coś podobnego może być aż tak istotne, ale nie zamierzała z tym dyskutować, przyjmując to tym samym takim, jakie było. Podziękowała uprzejmie, kiedy wręczono jej prezent w postaci fiolki i choć nie wiedziała jeszcze, co mogłaby tam trzymać, nie zamierzała jej odrzucać. Nie wzięła jednak żadnego z cukierków, nie czując takiej potrzeby i już po chwili zajrzała do sąsiedniego pomieszczenia. Nie było w nim jednak niczego, co by ją ciekawiło, wyszła zatem na zewnątrz, by spojrzeć na oferowane tam przedmioty, przyglądając się im z zainteresowaniem. Ostatecznie zjadła coś, a później skierowała się do piwnicy, gdy zdała sobie sprawę z tego, że podąża tam całkiem spory tłum. I oczy jej się zaświeciły, gdy dowiedziała się, że miała szansę wziąć udział w zajęciach z zaklinania. Nie wiedziała, co miałaby wybrać, każdy materiał był bowiem ciekawy i po prostu po każdy z nich by sięgnęła, by przekonać się, co się w nich kryje. Nie chciała jednak bezczelnie rzucać się na wszystko, więc skoncentrowała się na niewielkich, błękitnych, najpewniej kamiennych pojemniczkach, które zaczęły się nieznacznie nagrzewać, gdy wzięła je do ręki. Było to niesamowicie ciekawe doświadczenie, więc Victoria zaczęła je uważnie oglądać, gdy tłumaczono im, jak dokładnie można zakląć przedmioty, jakie się przed nimi znajdowały. Zaraz też zafascynowała się tym, że można było coś zaczarować tak, by otwierało się tylko we wskazane dni tygodnia. To było coś, co niezwykle jej się spodobało, więc po prostu zaczęła działać, starając się nauczyć tego prostego czaru, wkrótce odkrywając, że faktycznie jeden z nich się otwierał, pozostałe zaś nie. To, co w nich zamknęła, było absolutnie bezpieczne, nie można było się do tego dostać, nie można było z tym nic zrobić. I to się Victorii niesamowicie podobało, dając jej tym samym nowe możliwości, jakie mogła wykorzystać w swojej dalszej pracy. Była tym tak przejęta, że nie zorientowała się nawet, że ktoś obok niej coś podgrzewał, wyglądało jednak na to, że maść zawarta w zamkniętych pojemnikach nie zmieniła swojej konsystencji, pozostając dokładnie taką, jaką powinna być. Brandon, bardzo zadowolona z tego, że jednak zdecydowała się tutaj przyjść, opuściła aptekę bogatsza o dodatkową wiedzę.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W sumie nigdy nie zastanawiał się nad preferencjami Mulan i niespecjalnie miało to dla niego jakiekolwiek znaczenie. Gdy więc zapytała o namiary na damulkę, od razu wyjął z portfela wizytówkę i skopiował ją przy użyciu magii. -Nie wiem jak teraz, bo dawno się nie widzieliśmy, ale jak ją poznałem, to nie mówiła po angielsku. Tylko norweski. - Ostrzegł, podając Mulan namiary na kobietę. Co tam, nie mówiła, że nie może tego robić, a skoro Huang miała się zabawić, to czemu by miał jej to utrudniać. Nie wiedział nawet, co kobieta teraz robi i czy mieszka nadal w Norwegii, czy może wywiało ją gdzie indziej. Cóż, rozmowa nigdy nie była centrum zainteresowania ich spotkań. Słoik zdecydowanie był mniej bezpieczny niż wiadro, co do tego nie było najmniejszej wątpliwości. Solberg mimo wszystko preferował ludzi. Mogli być w zestawie z akcesoriami, ale jednak co człowiek to człowiek. -W końcu ktoś. Większość uważało ją za sukę i pewnie cieszyli się, jak odeszła. - Powiedział trochę zły, trochę smutny. Owszem, Dear nie należała do tych, co klepali po główce i roznosili ciasteczka, ale Solberg właśnie za to ją szanował. Potrafiła przekazać wiedzę i przy tym wciąż pozostać silną babką. Wiedział, że to życie ją tak zahartowało i miał nadzieję, że sam kiedyś dotrze do miejsca, w którym znalazła się Beatrice, gdy ją poznał. -Operacja udana, pacjent przeżył. Opieka nad zwierzętami coś Ci w tym pomaga? - Zapytał z ciekawości, czy magiczne istoty leczyło się dla niej podobnie, czy jednak były to dwie zupełnie różne dziedziny. Sam nie przepadał za zwierzętami po tej stronie barykady, więc nigdy nawet nie pomyślał o tym, by samemu sprawdzić, jak bardzo różne są to światy. -Zdecydowanie masz o mnie za wysokie mniemanie. - Prychnął, gdy usłyszał, że mógłby stworzyć jakąś protezę. Może grzebał w wielu projektach, ale chyba nigdy nie porwałby się na coś takiego. -Raczej bransoleta dawkująca leki. Potrzebuję jednak wytrzymałych materiałów, żeby nie niszczyła się przez warunki pogodowe i inne nieprzewidziane okoliczności. - Wyjaśnił już nieco poważniej. Akurat nie wziął prototypu ze sobą, więc nie miał jak jej pokazać, ale zawsze mogli to nadrobić kiedy indziej, gdyby była zainteresowana. Całe szczęście, że nie wiedział kto jest sprawcą tego bezmyślnego zachowania. Udało im się jednak obronić przed tryskającym wszędzie szkłem i innymi negatywnymi skutkami tego idiotyzmu. -Chodźmy. Może dają tam coś na uspokojenie. - Wzruszył ramionami, choć ewidentnie dał znak, że żartuje. Nie szkodziło im przecież rozejrzeć się po straganach. A nóż coś ciekawego spadłoby im w oko.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Atrakcja: Specjalne zadanie Kostka:B+12=32% Zdobyte i zakupione przedmioty: rękawice z burano, +1pkt zaklęcia, Pozłacana Maska Burano
Jeśli chodziło o preferencje Mulan to kebab w bułce, sos mieszany. Ogólnie rzecz biorąc to było jej to raczej obojętne byle po prostu był to ktoś w jakiś sposób interesujący. Bogata damulka miała bardzo wysokie szanse na to, aby wpisać się w te wymagania, bo Huang jednak była naprawdę ciekawa jaką też osobą mogła ona być. - Myślę, że jakoś damy sobie radę. Zawsze zostaje też body language, nie? - rzuciła rezolutnie, dziękując jeszcze przyjacielowi za przekazanie jej skopiowanej wizytówki. Zobaczy jeszcze czy zdoła w przyszłości zrobić z niej właściwy użytek. - Serio? - zdziwiła się w momencie, gdy Solberg powiedział jej jakie dokładnie zdanie krążyło na temat dawnej nauczycielki eliksirów. - Dla mnie była bardziej konkretna i wymagająca, ale potrafiła nauczyć, a nie tylko wymagała. Patton z kolei to typowy kutas. Beatrice przy nim była aniołem. Z tą opinią na temat nauczyciela transmutacji to chyba większość osób mogłaby się bez większego trudu zgodzić. W końcu nie należał do najmilszych i za każdą najdrobniejszą pierdołę karał ujemnymi punktami domu. Przynajmniej tyle dobrego, że Huang radziła sobie całkiem dobrze z transmutacją to nie cisnął jej tak bardzo jak innych. Widziała jednak jak jedna Puchonka drżała ze strachu na jego lekcjach, gdy tylko się zbliżał i raz prawie się nawet rozpłakała. Beatrice w porównaniu z podobnym belfrem naprawdę była cudowna i nie wyżywała się na uczniach za swoje problemy prywatne. - Nie sądzę. Nie zajmuję się stricte leczeniem zwierząt. Gdyby było inaczej to pewnie faktycznie by mi to pomogło - stwierdziła, bo w zasadzie nie widziała większego związku pomiędzy dbaniem o zwierzęta na co dzień, a leczeniem różnych dolegliwości. Jeśli faktycznie było coś nie tak to wtedy wzywano odpowiednich ludzi, aby przeprowadzili potrzebne badania i zadbali o kurację zwierząt czy też przeprowadzili odpowiednie profesjonalne zabiegi. - Czyli coś, co automatycznie podawałoby ci eliksiry? Brzmi przydatnie - przyznała, bo na pewno nie pogardziłaby czymś podobnym. Zwłaszcza z tym jak zapominalska potrafiła być. Na początku przyjmowanie leków, gdy tylko otrzymała diagnozę związaną z herpevirusem było prawdziwą udręką i potrzebowała czasu oraz pomocy bliskich, aby do tego przywyknąć. Szczęśliwie Max nie kontynuował tematu tego debila od eliksiru i mogła mu przytaknąć na sygnał do wyjścia. I prawdopodobnie wyszłaby od razu, gdyby nie to, że nagle do apteki wbiła babeczka, będąca opiekunką gówniaków przebywających na wycieczce w Venetii. Wyglądało na to, że banda kaszojadów zatruła się czymś i potrzebowała nagle całej palety eliksirów pozatruciowych. Wykonanie takowych na pewno zabierało sporo czasu, a strapiony aptekarz skinął ręką na Mulan, najwyraźniej szukając jej asysty. Gryfonka jedynie westchnęła, ciężko po czym zwróciła się do swojego towarzysza. - Idź pierwszy. Dołączę do ciebie później. Zgodnie z wolą mężczyzny została jeszcze trochę w aptece, aby pomóc mu w przygotowywaniu eliksirów. Szło jej to dosyć topornie dlatego, że nie znała przepisu na pamięć i nie była ekspertką w przygotowywaniu magicznych napojów, ale mimo wszystko udało jej się w jakiś sposób odciążyć pracowników w tej trudnej sytuacji za co została nagrodzona pozłacaną maską. Prawdę mówiąc, Huang zakładała, że po prostu któryś dorwał ją na bazarku i próbował się jej pozbyć w jakiś sprytny sposób, ale darowanemu pegazowi się w zęby nie zagląda. Dokładnie z taką myślą wybiegła z apteki, aby móc dorwać Solbega, który zapewne czekał już na nią przy którymś ze straganów.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
maskaMoc Atrakcja: Stragany i miętusy Miętus2 Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka
Obaj testowali maski, zastanawiając się nad ich magią i tym, co może ich jeszcze spotkać za ich sprawką. Jednak Huang po założeniu swojej nie czuł nic ponad przekonanie, że tego dnia może wszystko, że to był zwyczajnie jego dzień i mógł zrobić wszystko. Odwrócił się w stronę drugiego mężczyzny, ale jego spojrzenie nie natrafiło na znaną sylwetkę. Dziewczyna. W miejscu, w którym miał być Max stała dziewczyna i choć pozornie była do niego podobna, była całkowicie inna. Glos i wygląd różniły się tak, że Huang w innej sytuacji nie zwróciłby na nią uwagi, ale oczy oraz gesty były wciąż takie same. Miał przed sobą Maxa w żeńskim wydaniu i prawdę mówiąc, opiekun smoków nie wiedział, co miał o tym myśleć, szczególnie kiedy obserwował, jak ta ubiera na siebie koszulę. Jego koszulę. Widział, że wszystkie ubrania nieznacznie wisiały na nowym ciele Maxa, ale mimo to wyglądał dobrze. Jednak przyglądanie się mu było dziwną mieszaną przeróżnych uczuć, emocji, od onieśmielenia wywołanego przywłaszczeniem na tę chwilę ubrań, przez szok z powodu nowego wyglądu i tęsknotę za poprzednim, aż po pragnienie trzymania mężczyzny, kobiety, blisko siebie. - Nie mogę się przyzwyczaić - odpowiedział cicho, kiedy tylko padło pytanie o jego minę, po chwili wzdychając ciężko. Widział, jak Max znika w aptece, jak niemal traci mu się w tłumie osób, jednocześnie zachowując się, jak dziecko, które weszło do sklepu z cukierkami i usłyszało, że może wziąć sobie cokolwiek chce. Sprawiał, że Longwei miał ochotę złapać go i trzymać blisko siebie, żeby się nie zgubił, żeby nikt go nie odciągnął od niego. Żeby ich nie rozdzielono. Swoją opiekun smoków uwagę skupiał w pełni na towarzyszu, więc jedynie częściowo słuchał wykładu, zapamiętując jedynie, że dębowe wiadra były ważne. Zaraz po tym wręczono im złociste fiolki, które dla Longweia były po prostu elementem dla uzdrowicieli. Chciał już dopytać Maxa, co właściwie mieli w dłoniach, kiedy dostrzegł, jak ten nachylił się do niego. Zawiesił ciemne spojrzenie na orzechowych oczach, tak dobrze mu znanych, zapominając na moment o wszystkim, co działo się wokół. - Nie zapomnij o tabliczce oddać Brewerowi, gdyby znaleziono mnie nieprzytomnego - odpowiedział, mimowolnie czując dreszcz na samą myśl o tym i choć jego słowa można było odebrać jako żart, był równie poważny. Posłusznie przyjął cukierka, po chwili mając wrażenie, że czuł jedynie słodki zapach wokół, zapach, który kierował go także do Maxa. Jeśli jeszcze przed momentem czuł rosnące pragnienie, tak teraz jedynie się powiększyło, gdy miał wrażenie, że jego przyjaciel był jeszcze piękniejszy, a wygląd dziewczyny nie przeszkadzał już tak bardzo jak wcześniej, choć wciąż tęsknił za jego typowym wyglądem. - Poczekaj, nie goń tak - powiedział, zaciskając mocno palce na dłoni Maxa i przyciągnął go do siebie na moment, kiedy kolejni czarodzieje przeciskali się bezmyślnie. - Jeszcze cię stratują… - dodał cicho, wprost do ucha Maxa, mając nagle ogromną ochotę go pocałować, o czym wspomniał szeptem, nim puścił go, aby obaj mogli ruszyć za kontuar sprawdzić, jaki eliksir tam podawano.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Maska:Cesarzowa, czyli jestem dziewczyną Atrakcja: Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6:5 Wynik kości tarota:Wieża Wynik kości literowej:H Powodzenie leczenia: 80% (z kości) + 30% za specjalizację w uzdrawianiu + 50% za kuferek + 10% za cechę + 20% za cechę = 160% Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka, woreczek ze skóry serpalato, +1 pkt z uzdrawiania
Właściwie trzeba było przyznać, że Max bawił się całkiem dobrze, chociaż nie umiał wyjaśnić, jak do tego doszło. Powinien pewnie przeklinać, że znowu wylądował w ciele dziewczyny, że znowu magia sobie z niego kpiła, ale prawda była taka, że traktował to jako rozrywkę. Odnosił jednocześnie wrażenie, że dla Weia ta zmiana była nie tylko jakaś niepojęta, ale również kłopotliwa, chociaż nie miał pojęcia, z jakiego konkretnie powodu. Zgadywał, że jeśli go o to zapyta, przyjaciel nie będzie w stanie do końca tego wytłumaczyć, więc już pytanie o jego minę było nieco ryzykowane. Chociaż jednocześnie wydawało mu się, że dawało mu jakieś rozwiązanie zaistniałego problemu, przynajmniej częściowe. Max wychodził jednak z założenia, że nie miał powodu, żeby się tą niepewnością jakoś bardzo przejmować, ostatecznie bowiem nie miał tak zostać na zawsze. Sięgnął nawet do maski, która najwyraźniej to spowodowała, zastanawiając się, o co z nią chodziło, ale ta ani drgnęła. Tak więc postanowił ją zignorować, bo nic to nie zmieniało i skupił się na czymś innym, aż w końcu utknął blisko Huanga z tą magiczną fiolką w dłoni. - Wolałbym, żebyś jednak był przytomny. Jeszcze znajdą cię jakieś wile i zignorują tą tabliczkę - powiedział, nadal ni to poważnie, ni to na żarty, choć oczywiste było, że tak naprawdę w tym wszystkim krył się cień czegoś ważniejszego, niż jedynie idiotyczne zaczepianie się. Nie chciał, żeby Huanga spotkało coś złego, a jego praca nie należała do najbezpieczniejszych i szczerze mówiąc Max nie bardzo miał ochotę składać jego rozerwane mięśnie do kupy. Mógł to zrobić, ale mimo wszystko to nie był z pewnością szczyt jego marzeń, to nie było coś, o czym faktycznie jakoś myślał i tęsknił. Liczył zresztą na to, że Weia nigdy coś podobnego nie spotka i przejdą przez to obronną ręką. Uśmiechnął się do niego, kiedy go zatrzymał, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak wpływał na niego zjedzony cukierek. Był po prostu nakręcony na to, żeby sprawdzić każdy kąt tej apteki, mając pewność, że działy się tutaj po prostu cuda na kiju, jakich nie mógł i nie chciał pominąć. Skoro zaś tak, to leciał przed siebie, chociaż zatrzymał się w miejscu, kiedy usłyszał, co Huang miał do powiedzenia, żeby zaraz uśmiechnąć się do niego zdecydowanie zaczepnie, a jego ciemne oczy zabłyszczały jeszcze mocniej. Pochylił się bezczelnie, żeby pocałować go w kącik ust, doskonale się przy tym bawiąc, a potem pociągnął go za sobą, by ostatecznie, cóż, wyciągnąć ręce po eliksir, nie bojąc się tego, co się stanie, bo w końcu, było nie było, nie mogli tutaj robić nielegalnych rzeczy. Prawda? I zamrugał. I zdał sobie sprawę z tego, że poza tym, że faktycznie widział coś zupełnie innego, w nim samym nic się nie zmieniło. Cóż, nie wiedział, czego miał się tak naprawdę spodziewać, więc nie był w stanie powiedzieć, czy to, co się działo, było normalne, pożądane, czy wręcz przeciwnie. Nie miał jednak czasu, żeby się nad tym zastanawiać, bo w aptece zjawiła się kobieta. Milcząca, jak się okazało, bo kiedy próbował cokolwiek z niej wyciągnąć, jedynie kiwała głową, ale poza tym zapomniała języka w gębie. Był to jeden z jego ulubionego typu pacjentów, który zawsze doprowadzał go do szewskiej pasji. Ale mimo to nie ustawał w pytaniach, aż w końcu dostał jakiś woreczek w formie przekupstwa, czy próby uciszenia jego pytań. Skoro tak, to nie pozostawało mu nic innego, jak po prostu zabrać się do leczenia, które, o dziwo, szło mu jak z płatka, nawet z ograniczoną wiedzą. Bo uważał, że dokładnie taka jest, skoro nie czuł żadnej różnicy w stosunku do tego, jaki był, kiedy się tutaj zjawił. Cóż, dokładnie tak do tego podchodził, ale widać był faktycznie uzdrowicielem, a nie jakimś przebierańcem, bo poradził sobie śpiewająco i w chwilę później ocknął się, rozglądając się po gwarnym tłumie, zastanawiając się, co się właściwie wydarzyło. - No, to jest dopiero popieprzone doświadczenie - stwierdził, ale widać było po nim, że był tym zachwycony.
______________________
Never love
a wild thing
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
maskaMoc Miętus2 Atrakcja: Podróż w medyczną przeszłość Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6: 4 (+10 %) Wynik kości tarota: Cesarz Wynik kości literowej: A Powodzenie leczenia: 20% Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka, +1 uzdrawianie,
Kłopotliwa była przemiana Maxa w dziewczynę, gdy Longwei był przekonany, że będzie to w jakiś sposób oddziaływało na ich relację, na to, jak sam na niego spoglądał. Nic takiego jednak się nie stało, a z każdą mijającą chwilą Huang miał wrażenie, że tak naprawdę wygląd Maxa nie miał znaczenia. Tak samo ciągnęło go do niego, tak samo reagował na każdy dotyk, na jego bliskość i spojrzenia. Z tego też powodu rozmowa, która być może miała być żartem, choć zdecydowanie nie potrafił jej tak odbierać, pociągała go w całości. - To może warto znaleźć coś, jak świstoklik, co zawsze przenosiłoby mnie do ciebie w razie utraty przytomności? Wtedy i o wile nie musiałbyś się martwić - odpowiedział cicho, czując, jak gęsia skórka wychodzi mu na przedramiona, kiedy tylko docierało do niego, że Max zwyczajnie martwił się o niego. Jednocześnie nie sprzeciwił się tabliczce, nawet teoretycznej i ta myśl była nieoczekiwanie słodka i elektryzująca. W połączeniu z rosnącym w nim pragnieniem wywoływała jeszcze większą burzę w myślach Huanga, która jedynie rozszalała się kiedy poczuł pocałunek w kąciku swoich ust, na który nie zdążył odpowiedzieć. Chciał złapać Maxa, ale ten dostał w dłonie eliksir i już zdawał się być gdzieś indziej i nim Longwei zdołał się wycofać i jemu podano specjalne okulary oraz eliksir. Nigdy nie był dobry z uzdrawiania, nie interesował się tą dziedziną magii, a w tej chwili jego myśli, choć krążyły wokół zabawy medycznej, zdecydowanie nie to miał na myśli. Po wypiciu eliksiru w jednej chwili poczuł się o wiele słabszy, zwątpił nawet w to, czy zdoła ustać na własnych nogach. Jednak myślał o wiele trzeźwiej, próbując skupić się na tym, co miał do zrobienia. Zorientował się, że eliksir zdawał się przenosić w czasie, a może robiły to okulary? W każdym razie dość szybko zorientował się, że miał być uzdrowicielem i miał kogoś leczyć. On. Ten, który uważa, że zawsze może skierować się do Munga i nie musi wiedzieć, jak opatrywać rany. A jednak miał świadomość, że wiedział więcej, niż przed wypiciem eliksiru. Roszczeniowy klient był typem, który znał tylko z opowieści nie zaś z doświadczenia. Ostatecznie smoki nie miewały pretensji, a kiedy tak było, próbowały po prostu zjeść opiekuna. A jednak kobieta, która przyszła do apteki nie interesowała się tym, że była kolejka, że inni także czekali. Chciała być obsłużona w tej chwili i próbowała także wykorzystać swoją pozycję, ostatecznie wdając się z nim w szarpaninę. Nie był w stanie poprawnie jej leczyć i kiedy zastanawiał się, co powinien zrobić, nagle wszystko się skończyło. Zdjęto z niego okulary i znów był w tej samej aptece, ale w trakcie karnawału, a obok niego stał Max w swojej żeńskiej, całkiem nowej wersji. Pięknej wersji. Nie zastanawiając się za bardzo nad tym co robi, widząc jego uśmiech i ten specjalny błysk w oku, który świadczył o zadowoleniu Gryfona, Longwei po prostu złapał go za rękę, przyciągając znów do siebie. Drugą dłoń na moment przyłożył do jego policzka, gdy nachylił się, aby pocałować go pod wpływem impulsu. Jeśli dobrze zrozumiał zachowanie Maxa niewiele wcześniej, mógł dać się porwać temu pragnieniu rodzącemu się w nim, które nie chciało zgasnąć. Kto wie, może chodziło o to nie mijające przekonanie, że tego dnia mógłby nauczyć się wszystkiego, mógłby zrobić wszystko? Może chodziło tę pewność siebie, jaka płynęła dodatkowo z maski, a może jednak o coś zupełnie innego. - Cieszę się, że z nas dwóch to ty jesteś uzdrowicielem - powiedział cicho, odsuwając się na moment, aby nie puszczając Maxa, zachęcić, żeby sprawdzili, dlaczego wszyscy kierują się także do piwnicy.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Maska:Cesarzowa, czyli jestem dziewczyną Materiałowe Czary Materiał: [url=https://www.czarodzieje.org/t22381p728-kostki#738017 ]4[/url] Zaklinanie: [url=https://www.czarodzieje.org/t22381p728-kostki#738017 ]2[/url] Scenariusz: [url=https://www.czarodzieje.org/t22381p728-kostki#738017 ]5[/url] Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka, woreczek ze skóry serpalato, +1 pkt z uzdrawiania, +1 pkt z zaklęć
- Świstoklik? - mruknął z namysłem, zaraz jednak kiwając głową, uznając to za właściwe rozwiązanie ich problemu. Prawda była taka, że naprawdę martwił się o Weia, że wiedział, jak wyglądała jego praca, a co za tym idzie, wiedział, co może go spotkać, jeśli coś pójdzie nie po jego myśli. Smoki nie były zbyt przyjaznymi istotami, a w ostatnim czasie Max miał okazję oglądać bardzo wiele zadanych przez nie ran. Jego miarą, zdecydowanie zbyt wiele, ale domyślał się, że kretynów, którzy chcieli sięgnąć po smoka, było o wiele więcej, niż osób rozważnych. Tak czy inaczej, był świadom tego, co mogło spotkać ich opiekuna, skoro nieustannie z nimi przebywał, dbając o ich dobro, starając się jakoś nad nimi zapanować. Wiedział jednak równie dobrze, że ani go nie zmieni, ani go nie powstrzyma, ani w żaden sposób nie zachęci do tego, żeby zmienił zawód, żeby zaczął zajmować się czymś innym. I to była niepokojąca myśl, ale jednocześnie pewnie właśnie ona ostatecznie, poza uwagą samego Huanga, skłoniła Maxa do tego, żeby zachował się w ten, a nie inny sposób. Jednocześnie zaś nie czuł żadnej różnicy, jeśli mowa o tym, jak wyglądał, czując się po prostu tylko i wyłącznie sobą. Właśnie dlatego chwilę później nurkował na główkę w tej całej symulacji, bawiąc się przy niej naprawdę dobrze, mając wrażenie, że był dokładnie w swoim żywiole, że robił to, co robić powinien, niemalże czując wszystko całym sobą. To było fascynujące przeżycie i właściwie miał ochotę stwierdzić, że on to w ogóle pierdolił i chciał jeszcze raz, ale wszystko wskazywało na to, że nie można było aż tak często pić tego eliksiru. Swoją drogą, był niesamowicie ciekaw, czym ten dokładnie był i uznał, że jak dorwie swojego imiennika, to zapyta go, czy ten też tu był i czy cokolwiek z tego rozpoznał. Nie wpadł na to, że jego rozmyślania zostaną przerwane tak gwałtownie. W sposób, którego w ogóle się nie spodziewał, tym bardziej po tym, jak Wei wyraźnie nie był w stanie pogodzić się z tym, że jakimś cudem był teraz dziewczyną. I wszystko zmieniło się nagle o sto osiemdziesiąt stopni, powodując, że serce Maxa zaczęło rozbijać się gwałtownie w jego piersi. Wywołując to uczucie, którego nie powinien czuć, którego się na swój sposób bał, bo częściowo wiedział, czym było. Nie chciał, żeby zginęło w ciemności, jak ostatnio, ale jednocześnie był prawie pewien, że znowu zrobi coś potwornie chujowego i tak to się właśnie skończy. Prawie warknął, kiedy zdał sobie sprawę z tego, dokąd dokładnie biegły jego myśli, starając się zatrzymać tę falę goryczy, jaka niewątpliwie mogła teraz wszystko zepsuć, a potem uśmiechnął się lekko do Weia, w sposób, który świadczył o tym, że zamierzał rzucić mu wyzwanie. - Ach tak? Bo co? - mruknął, przekrzywiając głowę, nim przystał na jego propozycję, walcząc z tą wstrętną falą irytacji i lęku, jaka próbowała zdusić szczęście, które pozwalało mu biegać po tej aptece, w nosie mając, jak wygląda, bawiąc się tym, co miał i spędzając czas tak, jak chciał. Z kim chciał. I może właśnie dlatego pociągnął za sobą Weia, by już po chwili gapić się z zaciekawieniem na różnego rodzaju przedmioty, parskając cicho pod nosem, że jeśli on miał coś zaklinać, to niewątpliwie wylecą za moment w powietrze. - W razie czego, musisz nas stąd zabrać, zanim każą nam płacić za zniszczenia - dodał, wyciągając rękę po niewielkie kamienne pudełeczka, które miały niebieskawą barwę i zaczęły się delikatnie nagrzewać, kiedy tylko ich dotknął. To od razu go zaciekawiło, więc zaczął się im przyglądać z każdej możliwej strony, starając się zrozumieć, czym to było, podtykając je pod nos Huanga i zaczynając mu tłumaczyć, na co udało mu się trafić, zastanawiając się jednocześnie, czy coś podobnego faktycznie znalazłoby zastosowanie w szpitalu.
______________________
Never love
a wild thing
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Teoretycznie nie należał do osób, które miewały problem z pewnością siebie. Nie mógł takich mieć, pracując przy smokach, które jak każde stworzenie, wyczuwały wahania przeciwnika, a tym się zwykle dla nich było. A jednak maska, którą miał tego dnia nałożoną, zdawała się potęgować to uczucie, powstrzymując go przed jakikolwiek rozmyślaniami, przed zwątpieniem. Uśmiechnął się nieznacznie do Maxa, czując, że ma gorące uszy, kiedy tylko ten odsunął się od niego, nie będąc świadom mieszanych uczuć, jakie w nim wywołał. - Bo ja odesłałbym pacjentów na smoczą stołówkę, jeśli próbowaliby się ze mną szarpać - zaśmiał się cicho Huang. - I wyglądasz lepiej w kitlu, w tej wersji ciebie pewnie też - dodał ciszej, tak żeby tylko Max mógł go słyszeć, nie przestając uśmiechać się równie delikatnie, co zwykle, jakby mówił o pogodzie. Prawdą jednak było, że tak jak już raz przyznał, że Max był przystojny, że to jak zachowywał się w trakcie leczenia, bijąca od niego pewność siebie, zwiększały jego atrakcyjność, tak i teraz w aptece zdawał się być we właściwym miejscu. Z zadowoleniem poszedł za Maxem do piwnicy, unosząc nieco brew ku górze, dziwiąc się jego słowom. Rzucał zaklęcia z magii leczniczej zawodowo, ale zaklinanie miałoby mu nie wyjść? Aż dopytał cicho o powód, dla którego miałoby dojść do wszelakich zniszczeń, obiecując zabrać ich gdzieś, gdzie będą bezpieczni. Jednocześnie próbował, naprawdę próbował skupić się na tym, co było przed nimi. Słuchał Maxa, kiedy pokazywał mu kamienne pudełeczka, nieznacznie dziwiąc się, że takie przedmioty były wykorzystywane w uzdrawianiu. Prawdę mówiąc, nie wiedział absolutnie nic o tej dziedzinie, nic poza tym, że mógł na poparzenia kupić odpowiednie maści, a eliksir wiggenowy pozwalał leczyć rany. Zaraz też Huang spojrzał na stół z materiałami, sięgając po delikatny koszyk z wikliny, który pokazał Maxowi, dopytując, do czego mógłby coś podobnego wykorzystać. Dla niego wyglądało to jak forma na chleb, ale wolał nie mówić tego głośno w obecności tylu entuzjastów uzdrawiania. Miał możliwość zakląć dodatkowo przedmiot, który i tak nie wiedział, do czego miał służyć, więc postanowił skorzystać z okazji. Sięgnął po różdżkę, żeby po chwili nakładać zaklęcia zgodnie z podpowiedziami organizatorów. Koszyk po chwili otrzymał właściwości utrzymywania odpowiednio niskiej temperatury, idealnej dla leków, które musiały być zawsze zmrożone. - Może przydałoby się dla wszystkich tych maści na poparzenia? - zapytał z zaciekawieniem Maxa, spoglądając na niego z ukosa, nie przestając się uśmiechać, gdy widział jego zadowolenie z tego, co się wokół nich działo. To było w tej chwili najważniejsze, a skupiając się na tym, co działo się z Maxem i na rozmowie, Longwei nie zauważył, że tuż obok nich przy kociołku, pod którym płonął ogień, ktoś postawił lekarstwo, jakie do tej pory było chłodzone. -Gàn - mruknął, dostrzegając, że zwyczajnie może nie udać mu się ochronić wszystkich wokół przed wybuchającą fiolką, ale bez zastanowienia przeniósł ją do koszyka, który przed momentem zaklinał, licząc na to, że ponowne schłodzenie leku pomoże. - Uciekajmy z piwnicy - szepnął do Maxa, odsuwając się od koszyka.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Maska:Cesarzowa, czyli jestem dziewczyną Atrakcja: Materiałowe Czary i zadanie specjalne → G (70% + 82pkt z uzdrawiania) = 152% Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka, woreczek ze skóry serpalato, +1 pkt z uzdrawiania, +1 pkt z zaklęć, pozłacana maska burano (+2 uzdrawianie), drewniana beczułka, pozłacane bukłaki (+2 eliksiry)
- A ktoś powiedział, że ja bym ich tam nie odesłał? Albo, że już teraz nie robię czegoś podobnego? Kto wie, może jestem jednym z tych uzdrowicieli wa... - zaczął mu odpowiadać, wyraźnie tym wszystkim rozbawiony, po prostu dobrze się bawiąc i nie zastanawiając się nad tym, o czym rozmawiali i jak mogło to brzmieć. Bo ludzie, którzy ich słyszeli, bez dwóch zdań mogli rysować sobie kółka na czole, ale nie dane było im usłyszeć kolejnych słów Maxa, bo uwaga Weia całkowicie wytrąciła go z równowagi i spowodowała, że po chwili zaśmiał się wdzięcznie. - Co? Mam go zacząć nosić w mieszkaniu? - zapytał, jakby chciał do czegoś sprowokować drugiego mężczyznę, ciekaw, jak daleko mogą zabrnąć w tych rozmowach, jednocześnie zastanawiając się mimowolnie, czy Wei wiedział, co tak naprawdę robi i do czego może prowadzić jego postępowanie. Nie skupiali się jednak na tym dalej, po prostu zbiegając do piwnicy, gdzie zajęli się zaklętymi przedmiotami. Koncentrując się na dalszych pracach nad tymi pudełkami, nie do końca orientował się, co właściwie może uzyskać. Bo to nie było coś, na czym się znał, zaklinanie wykraczało daleko poza jego zdolności, możliwości i wszelkie przewidywania. Znał jedynie podstawowe czary, nie zastanawiał się nad niczym więcej, więc teraz jego oczy właściwie otwierały się coraz szerzej, kiedy słyszał, co można było zrobić z tak prostymi przedmiotami. Wzruszył lekko ramionami, uznając, że również spróbuje swoich sił i okazało się, że jego próby przyniosły całkiem pozytywny efekt, pozwalając mu na to, żeby pudełka, nad którymi pracował, otwierały się jedynie w konkretne dni tygodnia. To było niesamowicie użyteczne, a przynajmniej jego zdaniem i pozwalało to na lepsze zajmowanie się pacjentami. Mając możliwość działać dalej z tymi pojemnikami, sięgnął po przygotowane leki, które były dość chłodne i po prostu umieścił je w zamknięciu, nim czary zaczęły działać. I musiał przyznać, że miał naprawdę szczęście, że wybrał takie przedmioty i takie efekty, bo inaczej skończyliby marnie. Dokładnie tak, jak skończyły dzieła Weia, od których faktycznie musieli uciekać, znikając w tłumie. Max nie mógł powstrzymać się od śmiechu, mając wrażenie, że to nie on był tutaj mniej poważny i jeszcze mniej odpowiedzialny. I pewnie jakoś by to skomentował, gdyby nie to, że nagle wpadli w tłum dzieciaków, sprawiających wrażenie, jakby były zatrute po czubki uszu. Nim się zorientował, co się dzieje, został poproszony o pomoc, czy raczej do niej zagoniony, jako jeden z tych uczestników wcześniejszych zajęć, który wiedział, co się dookoła niego dzieje i jak należy leczyć innych ludzi. Max posłał jedynie przelotne spojrzenie przyjacielowi, świadczące o tym, że czuł się dość mocno rozdarty, jednocześnie chcąc pomóc i chcąc po prostu wyjść, i zniknąć gdzieś pośród uliczek Venetii. Ostatecznie jednak dał się porwać, żeby z wielkim skupieniem wykonać polecone mu zadanie, płynąc przez nie, starając się przy okazji żartować z dzieciakami, co zawsze wychodziło mu zadziwiająco łatwo. Nie miał pojęcia, jakim cudem mu się to udawało, ale faktycznie nie miał zbyt wielkich problemów z opanowaniem młodocianych pacjentów. Musiał jednak przyznać, że był również w pewien sposób zmęczony tym tłumem, przypominając sobie dni sprzed wyjazdu, kiedy w Mungu po prostu się gotowało. I to była dokładnie jego przyszłość, z czego zdawał sobie sprawę, a jednocześnie chciał od niej w tej chwili odpocząć. Zapomnieć. Tylko nie umiał, po prostu wchodząc w rolę idealnego uzdrowiciela, który nie zatrzyma się, dopóki nie zrobi tego, co do niego należy. Więc dopiero gdy wciśnięto mu liczne podarunki, a on zdał sobie sprawę z tego, że mężczyzna zalewa go potokiem słów, dotarło do niego, że może stąd zwiać. Uśmiechnął się jedynie, a potem wrócił pospiesznie do Weia, którego złapał za rękę, patrząc na niego niemalże błagalnie. - Chodź, zanim postanowią mnie tutaj zatrudnić. Miałem odpoczywać, a nie leczyć tłumy pacjentów, które nie mają pojęcia, że z przejedzenia też może być im niedobrze - stwierdził, śmiejąc się przy tej okazji. - A poza tym wolałbym, żeby ta maska jednak nie spadła za dwie minuty, bo będziemy mieć wtedy spory problem - dodał rozbawiony, wyciągając Huanga z apteki, mając świadomość, że magia zaklęta w tych idiotycznych przedmiotach miała swoje ograniczenia i nie było co do tego najmniejszej nawet wątpliwości.
zt z Weiem
______________________
Never love
a wild thing
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Atrakcja: Stragany i miętusy Miętus1 Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka
Christopher nie czuł aż tak wielkiej potrzeby, żeby wybierać się na obchody kolejnego dnia karnawału. Właściwie wiedział, że nie musi tego robić, ale nie uważał również, żeby miał powód do tego, by odpuszczać to wyjście. Tym bardziej że Josh zdecydowanie miał na nie ochotę, najwyraźniej licząc na to, że dowie się czegoś ciekawego w tej starej aptece. Zapewne w jej murach kryło się wiele tradycji, wiele niespodziewanych rzeczy i spraw, o których być może nikt w Venetii już nie pamiętał i to Christophera pociągało. Nie tylko z punktu widzenia historii, bo tej fanem raczej nie był, ale bardziej przez wzgląd na zakorzenione tutaj tradycje. Interesowało go również, jak to, co mówili w czasie obchodów Dnia Bzu, łączyło się z tym, co miało tutaj miejsce. Zapewne właśnie dlatego słuchał uważnie słów mężczyzny, starając się zapamiętać dosłownie wszystko, dziękując również za wręczony podarek. - Najwyraźniej to coś naprawdę ważnego. Cóż, jeśli faktycznie ocaliło ich przed tragedią, to nie dziwię się, że stało się pewnym symbolem - odpowiedział mężowi dość poważnie, bo dokładnie tak podchodził do tej sprawy. W zamyśleniu sięgnął również po cukierka, nie zastanawiając się za bardzo nad tym, co robi, nad tym, co w tej chwili je. Zrobił to raczej całkowicie podświadomie, bez większego rozważania, co go może spotkać. Poza smakiem, w jego odczuciu, nie zmieniło się jednak nic. Wyszedł za Joshem na zewnątrz, z zaciekawieniem przyglądając się przedmiotom, które się tam znajdowały, ciekaw, czy miały jakieś większe znaczenie. Niektóre były po prostu piękne, inne z jakiegoś powodu ciekawe, ale nic właściwie do niego nie przemawiało. Przynajmniej do chwili, w której jego mąż nie zwrócił uwagi na kołatkę. Uśmiechnął się na jego słowa, na te proste uwagi dotyczące ich przyszłego domu, mając poczucie, że teraz, jeśli zdołają rozwiązać sprawę smoka, te marzenia w końcu będą mogły się spełnić. - Powinniśmy przywozić takie drobiazgi z każdych wakacji. To byłoby na pewno coś, co nie tylko przynosiłoby wspomnienia, ale i zmieniało ten dom - zauważył, kiwając przy okazji głową, by później westchnąć cicho, dając się niejako porwać marzeniom, jakie za nim chodziły. Potem zaś skierował się wraz z Joshem dalej, by skinąć głową na jego pytanie i skierować się do sąsiedniego pomieszczenia, by dowiedzieć się, co się tam właściwie działo.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Atrakcja: Podróż w medyczną przeszłość Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6:3 Wynik kości tarota: Księżyc (-10%) Wynik kości literowej: J Powodzenie leczenia: 100% - 10% za scenariusz + 10% za kuferek = 100% Zdobyte i zakupione przedmioty: +1 historia magii, nietłukąca złocista fiolka, porcelanowa rączka - 150g (+2 zaklęcia), kołatka w kształcie maski - 30g, +1 uzdrawianie
Przywożenie z wakacji, wyjazdów wszelakich drobnych dodatków do domu było doprawdy świetnym pomysłem. Josh zgodził się ze słowami męża, czując, jak kolejny raz zaczyna budzić się w nim wewnętrzne dziecko, które cieszyło się, że jego pomysły były akceptowane. Chciał sprawiać radość nie tylko mężowi, ale i sobie, chciał, żeby ich przyszły dom oddawał ducha ich obu, aby pasował do ich tak różnych, a jednak uzupełniających się charakterów. Kołatka była piękna, artystyczna, a jej możliwość informowania o tym kto przybył, alarmowania, gdy ktoś próbuje wedrzeć się do środka, czy po prostu krzycząca, że nikogo nie ma w domu, była dostatecznie zabawna, aby Josh chciał ją kupić. Z roziskrzonym spojrzeniem kierował się więc dalej, chowając zakupione przedmioty. Rączki nie łączył jeszcze z rączką, zamierzając w końcu, po roku czasu, dać zrobić sobie różdżkę z rdzeniem, który otrzymał od samego moccusa. Podeszli bliżej czarodziejom, którzy nakładli specjalne okulary i dawali do wypicia eliksir. Biorąc pod uwagę, że byli w aptece, miotlarz nie zakładał, że może wydarzyć się coś złego, a nawet gdyby, to w okolicy było dostatecznie wielu uzdrowicieli, aby mogli pomóc. Z tego powodu bez wahania wypił zawartość fiolki, po chwili mając wrażenie, że… Nie dzieje się nic. Owszem, zaczął widzieć osoby, których tu nie było, a uczestnicy karnawału jakby zniknęli, ale poza tym nie zmieniło się nic. Czuł jak tak samo dobrze, nie miał otępionego umysłu, był w stanie poruszać się z taką samą swobodą. Po chwili jednak uderzyło w niego zmęczenie tego rodzaju, jakie się czuje po braku snu. Ciało stało się dziwnie słabe, zaczynał myśleć o tym, że najchętniej położyłby się spać, a przecież nie mógł, kiedy kolejne osoby zaczynały do niego przychodzić, prosząc o leczenie. Każdy pacjent był z tą samą przypadłością, co tylko jeszcze bardziej nużyło, ale wiedział, że nie może odpuścić i powinien próbować uleczyć ich wszystkich. I dokładnie to robił, a każdy kolejny pacjent był zadowolony z jego pomocy. Każdy wychodził zdrów i choć Josh czuł, że nie był tak efektywny, jak na samym początku, jego wiedza pozwalała mu wyleczyć wszystkich. - To było… Niesamowite. Uleczyłem wszystkich! Może naprawdę wybrałem zły zawód? - zaśmiał się do Chrisa, gdy tylko odzyskał pełnię świadomości i znów stali razem. Był zachwycony tym, co przed momentem przeżył, mając wrażenie, że tak naprawdę odnalazłby się w świecie uzdrowicieli, choć zdecydowanie wolał magipsychiatrię od magicznych obrażeń i chorób, co też po chwili przyznał. - To było… Ciekawe, kiedy czułem to znużenie uzdrowicieli z tamtych czasów, kiedy wszyscy z tą samą przypadłością przychodzili, to było jak z tymi owcami, które liczy się przed snem. Ciekawe doświadczenie, wciągające - mówił jeszcze chwilę, nim dostrzegł ludzi kierujących się do piwnicy i wiedziony ciekawością, spojrzał na Chrisa. Nie zdawał sobie w pełni sprawy z tego, że wyglądał znów jak dziecko w sklepie z zabawkami, które chce obejrzeć wszystko, wszystko dotknąć i sprawdzić, nim będzie musiało wracać do domu. Jednak był gotów wracać do Koloseum, gdyby się okazało, że jego mąż nie czuł się za dobrze w tłumie.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6:5 Wynik kości tarota:Księżyc Wynik kości literowej:D Powodzenie leczenia: 40% - 10% + 20% = 50% Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka, +1 pkt z uzdrawiania
Mieli swoje plany i zamierzali się ich trzymać. Plany, które sprawiały mu przyjemność, na których mógł się skupić, które mogły przynieść ze sobą coś dobrego, a nie pustkę i rozczarowania. To były drobne elementy, jakich Chris chciał się chwytać i jakie zamierzał faktycznie realizować, nie uważając tego za coś złego. Wręcz przeciwnie, sprawiały mu prawdziwą przyjemność, powodując, że chciał sięgać po nie z głębokim zadowoleniem. Właściwie można było powiedzieć, że unosił się teraz na fali przyjemności, więc w pierwszej chwili nie zorientował się, że w aptece było kilka osób, jakie wyraźnie mu się przyglądały i nawet wymieniały się jakimiś uwagami. To nie było coś, co Chris byłby w stanie wyłapać, chociaż może po tym, co wydarzyło się w teatrze, powinien zdecydowanie zwracać więcej uwagi na podobne rewelacje. Zapewne uniknąłby dzięki temu wytykania palcami, kiedy wraz z Joshem przeszli do sąsiedniego pomieszczenia i nim miał możliwość przekonać się, czym było proponowane tutaj zajęcie, musiał zmierzyć się z falą popularności, która była jedynie jakąś bzdurną plotką. Z przyjemnością uciekł od tego w zabawę, po prostu wypijając eliksir, robiąc to chyba zbyt pospiesznie, bo nie do końca wiedział, co się dzieje. Poza tym, że w pierwszej chwili nie zmieniło się nic, on czuł się dokładnie tak samo, jak czuł się wcześniej i tylko wizja się zmieniła, za sprawą okularów, jakie otrzymał. Apteka była pełna pacjentów, którzy wymagali opieki, którzy najwyraźniej potrzebowali kogoś, kto się nimi zajmie, a Chris odnosił wrażenie, że to go męczy, że powoli zaczyna się gdzieś w tym zapadać, zupełnie, jakby miał zasnąć. To jedynie potwierdzało jego teorię, że tak naprawdę nie nadawał się na uzdrowiciela, że to była droga Charliego i Neala, ale zdecydowanie nie jego, bo po prostu nie był w stanie wciąż i wciąż patrzeć na to samo. Nic zatem dziwnego, że kiedy się ocknął z tego dziwnego przeniesienia, sprawiał wrażenie dość mocno zmęczonego. - Biorąc pod uwagę twój entuzjazm, z całą pewnością byłbyś w stanie wyleczyć dosłownie każdego z każdej przypadłości - zauważył, uśmiechając się lekko, ciesząc się, że Josh się w tym odnalazł, samemu jedynie mając poczucie, że dokładnie wiedział, dlaczego on sam się do tego nie nadawał. Dostał potwierdzenie swoich wcześniejszych przypuszczeń, potwierdzenie, które było w dużej mierze żałosne, ale starał się o tym w tej chwili nie myśleć, żeby nie psuć tej chwili. Męczyło go to, co się wydarzyło. Męczyli go również ludzie, którzy nadal się na niego patrzyli, a o których w końcu wspomniał Joshowi, dodając, że najwyraźniej ciągle mieli go za jakąś super gwiazdę. Nie wiedział zupełnie, skąd im się to wzięło, ale miał pewność, że chciał od tego uciec, zaczynając się czuć, jak zwierzę w zoo, na które dosłownie wszyscy musieli sobie popatrzeć, żeby to miało jakiś sens. Nic dziwnego, że złapał Josha za rękę i pociągnął go za sobą w stronę zejścia do piwnicy, gdzie również coś się działo, a Chris liczył na to, że jednak będzie tam nieco spokojniej i może faktycznie zostanie zapomniany. Przynajmniej na chwilę, bo na razie było to bardzo męczące.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Atrakcja: Materiałowe Czary Materiałowe Czary Materiał: 6 Zaklinanie: 1 Scenariusz: 3 Zdobyte i zakupione przedmioty: +1 historia magii, nietłukąca złocista fiolka, porcelanowa rączka - 150g (+2 zaklęcia), kołatka w kształcie maski - 30g, +1 uzdrawianie, +1 zaklęcia
Dostrzegał zainteresowanie zielarzem i to sprawiało, że Josh zastanawiał się, czy naprawdę dobrym pomysłem było ciągnięcie męża dalej, do kolejnej atrakcji tego dnia. Ostatecznie nie było potrzeby chodzić w każde miejsce, robić absolutnie wszystkiego i kiedy już miał zaproponować, żeby jednak wyszli, Chris pociągnął go mocniej w stronę piwnicy. Nie czekając na dodatkową zachętę, Josh przecisnął się między ludźmi, stając za swoim mężem, składając krótki, przelotny pocałunek na jego karku. Starał się drobnymi gestami pokazywać, że cieszył się, że byli razem w tym dniu i że wciąż jest obok, szczególnie gdy miał wrażenie, że jego mąż za sprawą poprzedniej atrakcji wrócił do niezbyt miłych wspomnień. Na stole w piwnicy stały przeróżne przedmioty, którym Josh przyglądał się z zaciekawieniem. Na dłużej zatrzymał się przy słoiczku, który zdawał się być od ochrony tego, co się w nim umieści. nietłuczący się słoiczek, a przynajmniej taki, który utrzymuje w dobrym stanie to, co się do niego włożyło. Choć miotlarz interesował się uzdrawianiem, tak przyglądał się temu, nie do końca rozumiejąc, do czego miało się to przydać w magimedycynie. W gotowaniu, a i owszem, miałby wiele zastosowań, ale do uzdrawiania? Z zaciekawieniem słuchał o możliwościach zaklinania zwyczajnych przedmiotów tak, aby spełniały dodatkowe funkcje, pomagając tym samym w wielu różnych sytuacjach. Słoik, który ochraniał zawartość, był idealny do przeniesienia większej ilości eliksiru, którego należało wykorzystać niewiele do oczyszczenia paskudnej rany, albo do schowania w niej maści. Niektóre substancje przez kontakt z powietrzem, czy odrobiną wody mogły tracić na swoich właściwościach i te informacje sprawiały, że Josh odnosił wrażenie, jakby kręciło mu się w głowie. W końcu złapał za różdżkę i słuchając kolejnych instrukcji, starał się nałożyć właściwe czary na trzymany słoik. W efekcie otrzymał słoik, który potrafił absorbować substancje, przekazując je dalej, przy czym emitował przyjemne ciepło. Być może, gdyby dać do niego olejki eteryczne, mógłby zwyczajnie robić za swego rodzaju świeczkę zapachową, tylko bez świeczki. Właściwie wszystko szło jak po maśle, było całkiem przyjemnie i dość intensywnie, jeśli chodzi o przyswajanie nowych wiadomości, ale oczywiście nie mogło być całkowicie spokojnie. Josh przysunął się nieco bliżej Chrisa, zaglądając, co jego mąż robił, kiedy zorientował się, że zwyczajnie jest za ciepło. Lek, który miał przy sobie zaczynał się topić i nie było możliwości na zwykłe ratowanie go. Mógł albo go schłodzić, ale nie wiedział, czy wtedy będzie dobrze działać, albo szczelnie zamknąć. Bez zastanowienia wrzucił więc lek do słoika, który trzymał i zakręcił szczelnie wieko. Widząc, że lek jednak zdołał się uchować, uśmiechnął się pod nosem, mając ochotę roześmiać się, że świat to jednak potrafił sam udzielić mu odpowiedzi na niezadane na głos pytania. - Wracamy do pokoju, albo idziemy na lody? Wyglądasz na zmęczonego bardziej, niż myślałem, że będziesz - powiedział cicho do Chrisa, obejmując go lekko ramieniem, aby trzymać się jak najbliżej niego, gdy opuszczali piwnicę.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Atrakcja: Materiałowe Czary Materiałowe Czary Materiał:4 Zaklinanie:6 Scenariusz:5 Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka, +1 pkt z uzdrawiania, +1 pkt z zaklęć
Widać było, że Chris chciał się schować i naprawdę nie nadawał się do tego, żeby przebywać wśród ludzi. Zbyt wiele osób zwracało na niego uwagę, a na dokładkę w aptece panował jednak nieznośny zgiełk, który powoli odbierał mu siły do życia. Potrzebował ciszy i spokoju, mógł ukryć się gdzieś w pokoju i tam zostać, czerpiąc z tego przyjemność. Dodatkowo to, co się tutaj działo, faktycznie budziło jego wspomnienia, chwilowo wyrywając go z przyjemnego nastroju, nieznacznie nim miotając. Właściwie czuł, że doskonale wiedział, dlaczego nie powinien bawić się w uzdrawianie, choć jednocześnie miał pełną świadomość, jak ważne było. Z drugiej strony, co przyszło mu nieco nieoczekiwanie do głowy, mógł przecież całą swoją wiedzę skierować na zwierzęta, które również potrzebowały opieki. Było to jednak rozważanie, które gdzieś obok niego przepłynęło, nie pozostawiając po sobie zbyt wiele, a Chris wsparł się nieznacznie na Joshu, nim znaleźli się w piwnicy i tam został postawiony przed całą zgrają interesujących przedmiotów. Przyglądał się im z zaciekawieniem, starając się zorientować, do czego mogły służyć uzdrowicielom, niektóre oczywiście rozpoznając, inne traktując jako bardzo ciekawą nowinkę. Ostatecznie, kiedy zaczęto im tłumaczyć, że przedmioty te można dodatkowo zaklinać, Chris trzymał w dłoniach niewielkie pudełeczka o błękitnej barwie, które wyraźnie rozgrzewały się w zetknięciu z jego skórą. Nieco niepewnie postanowił spróbować swoich sił w nadaniu im dodatkowych właściwości, o których właśnie była mowa, próbując przekonać się, czy zdoła nakłonić materiał do tego, by dostosowywał się do temperatury. Wydawało mu się to bardzo użyteczne, więc z zadowoleniem przyjął fakt, że w istocie niewielkie pudełeczka zaczęły zmieniać swoje kształty, gdy przysunął je w pobliże ognia, a później je od niego odsunął. Testując dalej to, co w pewnym sensie wyszło spod jego rąk, Chris za namową prowadzącej te warsztaty, wlał do pojemników naprawdę chłodną ciecz, z zaciekawieniem przyglądając się temu, jak zaczarowane pudełka odpowiednio zmieniały swój kształt, bez problemów zaczynając emitować ciepło, gdy przysunął je ponownie do skóry. Brzmiało szaleńczo, ale było ciekawe. Jednak na pewno nie na tyle żeby go tu zatrzymać na dłużej. Pomimo tego, że udało im się umknąć przed częścią rzekomych fanów, mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że kolejni ludzie zaczynają mu się przyglądać, co zaś spowodowało, że nie miał najmniejszej ochoty dalej wśród nich przebywać. Potrzebował faktycznie przestrzeni. - Za głośno – mruknął sennie, a potem westchnął. – Poza tym ciągle nie mogę pozbyć się tych osób, które myślą, że jestem nie wiadomo kim. Wolałbym gdzieś zniknąć i odpocząć, ale jeśli masz ochotę iść na spacer albo zrobić cokolwiek innego, to po prostu poczekam w pokoju, najwyżej się zdrzemnę – powiedział jeszcze cicho, nim odetchnął głęboko, wychodząc na słońce, czując, że jego organizm zdecydowanie potrzebował odpoczynku, bo jego baterie socjalne właśnie całkiem się wyczerpały i zostawiły go w sennej pustce.
z.t z Joshem
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Atrakcja: Dębowe Wiadro i Miętusy Zdobyte i zakupione przedmioty: -
Była dzieckiem! To było komiczne i jak dla Carly, nie było w tym nic złego. Po prostu doskonale się bawiła, dostrzegając, jak wiele przegapiła, kiedy faktycznie była trzylatką, jak wiele spraw jej umknęło, nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Teraz mogła bez najmniejszych problemów, czy zająknięcia, dręczyć dorosłych, prosić ich o różne rzeczy i zapamiętywać ich reakcje, jednocześnie niesamowicie dobrze się tym bawiąc. Jej znajomi, owszem, wiedzieli, co ją spotkało, ale już inne osoby niekoniecznie, co rodziło niesamowicie komiczne sytuacje. Zwłaszcza wtedy gdy zaczynała mówić poprawnie pełnymi zdaniami, zupełnie, jakby była jakimś kosmitą, czy kimś podobnym. Nic zatem dziwnego, że właśnie to jej się podobało, to podpuszczanie ludzi i sprawdzanie, do czego są w stanie się posunąć, kiedy przyjdzie im mierzyć się z dzieckiem. - Myślisz, że cię wyklną, jak zobaczą, że kupujesz mi wino? - zapytała Miny, kiedy znalazły się już w aptece, a ona miała okazję wyjrzeć na dziedziniec, gdzie dostrzegła kolejne stągwie i beczki z winem. Nie zamierzała odpuszczać możliwości spróbowania czegoś tak ciekawego, licząc na to, że i tym razem alkohol okaże się wart swojej ceny za ten marny kieliszek. Ciekawa była, co jeszcze mogło ją tutaj spotkać, skoro przemykała się wszędzie, jak prawdziwy szkrab, rozglądając się i wsadzając nos w nieswoje sprawy, dość prędko orientując się, gdzie znajdowały się jakieś warsztaty, gdzie położono cukierki, gdzie umieszczono jeszcze całą masę innych rzeczy, które mogły okazać się całkiem przydatne. - Tam podobno można się poczuć jak uzdrowiciel, ale ja zupełnie nie wiem, czy mnie to interesuje - powiedziała, kiedy wróciła do Miny, przemykając z rozbawieniem między nogami innych ludzi, świetnie się tym tak naprawdę bawiąc. Zastanawiała się, czy powinna się na czymś skupić, ale jej uwaga była bardzo podzielona, bo jak to ona, chciała robić masę rzeczy na raz i szaleć do porzygu. - To co? O, czekaj, bo on chyba coś będzie mówił, to może sobie najpierw posłuchamy, bo jestem pewna, że coś tam się dowiemy. Jak na poprzednich dniach! O nie, co ty... dębowe wiadra! Mówiłam ci, że na warsztatach alechmicznych próbowali nam wcisnąć, że w nich jest coś super?
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Atrakcja:miętusy na 2 Zdobyte i zakupione przedmioty: -
Gdyby ktoś spytał wcześniej pannę Hawthorne czego spodziewała się po trwającym karnawale to na pewno nie przypuszczałaby, że będzie pilnowała swojej najlepszej kumpeli pod postacią dziecka. No, ale biorąc pod uwagę, że Norwood wyglądała niczym prawdziwy maluch to nie mogła być puszczona samopas, bo to prosiło się wyłącznie o kłopoty. Dlatego tym razem z pewnością musiała trwać wiecznie przy boku dziewczyny i dbać o to, by nic jej się nie stało. - Myślę, że tak. Chyba, że przeleję je do butelki z dzióbkiem - odpowiedziała, przyglądając się jeszcze otaczającym je stoiskom. - Zresztą nawet nie jestem pewna jaki wpływ mogłoby na ciebie mieć. Na pewno mogłoby cię mocno sieknąć. Nie była pewna czy powinna kupować jakikolwiek trunek do dzielenia się z Puchonką. W innych okolicznościach na pewno chętnie ojebałaby z nią flaszkę i być może sięgnęła po jakieś ciekawe rośliny, aby chociaż zrobić cudowną atmosferę zapachem ziół czy palonego drewna, ale tym razem wolała wcielać się w rolę nudnego rodzica, co wcale nie było takie proste. Butelkę wina zawsze mogła kupić na później, gdy już Carly wróci do swojej oryginalnej postaci. Sama również skusiła się na leżące w pobliżu miętuski, bo jednak uwielbiała podobne smaki. W końcu najlepiej mógł o tym świadczyć krzaczek mięty, który trzymała w swoim dormitorium, a który też był wiecznie oskubany, bo musiała chociażby parzyć sobie z tego świeżą herbatę. Musiała jednak przyznać, że te cukierki smakowały inaczej niż się tego spodziewała. Na pewno jednak nie były złe. To jedno musiała przyznać, a skóra po nich stawała się jakby o wiele bardziej jędrniejsza i zdrowsza. - Może będą jakieś fajne nagrody za udział w tych atrakcjach? Nie ciekawi cię to? - zapytała jeszcze, bo może to byłoby wystarczającą zachętą do Norwood, aby jednak wziąć udział w zorganizowanych zabawach. Słysząc o tym, że po raz kolejny w miejscu karnawału miał się odbyć swego rodzaju miniaturowy wykład postanowiła wysłuchać uważnie tego, co nieznany jej mężczyzna miał do powiedzenia na temat apteki, w której się znajdowały się obecnie. Zdecydowanie zainteresowało ją to wszystko i nawet chciała dowiedzieć się nieco więcej na temat ziół i innych substancji, które w przeszłości mogli stosować dawni aptekarze. Chyba trafiła po prostu na coś, co wydawało się być niemal dla niej stworzone.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Atrakcja: miętusy Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka; 4 na cukierka - moja skóra jest sprężysta i gładka
Nie odpuściłaby sobie kolejnego dnia venetiańskiego karnawału. Już i tak bolało ją serducho, że nie mogła wziąć udziału w obchodach Dnia Bzu z powodu złego samopoczucia i postanowiła, że choćby nie wiadomo co się działo, tym razem nic jej nie powstrzyma. I jak powiedziała, tak się stało - ubrana w luźne, wygodne i jednocześnie bardziej wyjściowe ciuchy zadowolona dreptała w towarzystwie @Jamie Norwood do apteki, gdzie wszystko miało się odbyć. - Karnawał zawsze kojarzył mi się z wielkim balem i w ogóle, a tu człowiek spotyka się z jakimś dniem moździerza. Co to ma znaczyć, nie zastanawia cię to? Mnie na przykład bardzo. Tak samo jak to, jak oni chcą wszystkich pomieścić w jakiejś aptece i przede wszystkim co my tam mamy robić. No chyba nie będziemy bawić się w zielarzy, nie? - paplała jak najęta, idąc przed siebie lekkim krokiem. Ba, wręcz podskakiwała niczym zadowolone dziecko! Miała wyjątkowo dobry humor i nie pamiętała, kiedy ostatnio tak było, ale absolutnie nie zamierzała z tego powodu narzekać. - Mam nadzieję, że mają tam jakimś magicznym sposobem dużo miejsca, bo w sumie to bym potańczyła. Ej, a może oni mają jakieś swoje lokalne, tradycyjne tańce i ktoś nas będzie uczył? Fajnie by było, wyobraź sobie, że potem wszyscy wracamy do Anglii i tańczymy to na jakiejś domówce, to by dopiero było! A daleko jeszcze? - wyrzuciła z siebie następną falę słów, cały czas tym samym pogodnym tonem głosu. Życie było piękne, ot co, a apteka, do której zaraz doszli, sprawiała wrażenie starej i niepozornej. Mało zresztą brakowało, a Krawczykówna zwyczajnie by ją przegapiła, bo tak naprawdę niczym szczególnym się nie wyróżniała. - Ja cię strasznie przepraszam, nie wiem co mnie dzisiaj opętało, że tyle gadam. Jak coś to najwyżej zostaw mnie gdzieś na rogu i udawaj, że mnie zgubiłeś, nie obrażę się. Chyba. To jeszcze wyjdzie w praniu, wiesz, nie mogę nic obiecać - wyszczerzyła się do swojego kompana zanim jeszcze weszła do środka. Tam z konieczności umilkła, kiedy jakiś młody gość zaczął wykład i chociaż wyłączyła się w jego trakcie co najmniej pięć razy, to nie omieszkała wyszeptać Jamiemu, że bardzo jej się ten jegomość spodobał z tą swoją energią i w ogóle. Wskoczenie na skrzynię i takie operowanie głosem, by praktycznie wszyscy go słuchali nie było bowiem takie proste. Westchnęła jednak z czymś na podobieństwo ulgi, gdy zakończył wywód i mogli przejść dalej. - Ja wiem, że to niby dzień moździerza, ale cukierki rozdawane w aptece kojarzą mi się tylko i wyłącznie z lekami - stwierdziła, sięgając po jeden z łakoci. Po odpakowaniu go z papierka, do jej nozdrzy dotarł piękny zapach wiśni. - To na zdrowie - wyszczerzyła się do chłopaka, a następnie wpakowała cukierka do buzi, zupełnie nic nie robiąc sobie ze swoich wcześniejszych słów. Można by pomyśleć, że była jak odurzona.
Atrakcja: Stragany Zdobyte i zakupione przedmioty: kieliszek wina - forze vitali (20g), Nietłukąca Złocosta Fiolka
Kolejny dzień karnawału obchodzono w aptece i samo to było dostatecznie zachęcające, aby Larkin udał się na jego obchody. Dawniej interesował się bardziej uzdrawianiem i bywały dni, gdy zastanawiał się, czy miałby na tyle czasu, aby znów czytać właściwe książki i uczyć się nowych zaklęć. Jednak praca pochłaniała jego czas w całości, a wolne chwile wolał poświęcić na spotkania ze znajomymi, których także zbyt wielu nie miał. Z zaciekawieniem wysłuchał wykładu, odbierając po nim Nietłukącą Złocistą Fiolkę od razu wiedząc, jaki eliksir było dobrze w niej nosić. Jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony. Podziękował za podarunek, chowając go do kieszeni i skierował się do straganów, aby kupić i tutaj kieliszek wina. Wybór padł na Forze Vitali, którego opis zachęcał o wiele bardziej, niż pozostałych. Zapłacił za swój trunek, upił odrobinę, kosztując, ciesząc się jednocześnie niezwykłym aromatem wina, gdy nagle ktoś na niego wpadł. Nie było to nic dziwnego, biorąc pod uwagę jak wiele osób było w aptece, a jednak nie spodziewał się, że rzeczywiście ktoś będzie zdolny odbić się od niego. Odwrócił się, spoglądając ze zdziwieniem na rudowłosa dziewczynę, w pierwszej chwili myśląc, że to Irvette. Złapał nieznajomą za rękę, aby nie upadła, unosząc brew w zdziwieniu, gdy tylko się odezwała. - Maskę? Niech będzie.. A jak ty się czujesz? - zapytał spokojnie, pamiętając, że jego maska raczej nie działała w ten sposób, ale cóż, nie zawsze było wiadomo co się wydarzy. - Larkin Swansea. Brałaś już udział w tutejszych atrakcjach, czy jak ja dopiero próbujesz zobaczyć co tu się dzieje?
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musiał się z nią zgodzić. Czasem słowa były zbędne, a miał wrażenie, że jeśli Mulan chciała, to potrafiła dostać wszystko bez wypowiedzenia choćby jednego. Poza tym, jak już cos miało się osiągać niewerbalnie, to seks należał chyba do najłatwiejszych interesów do załatwienia w ten sposób. Wystarczyło trochę odwagi, bezczelności i pewności, że druga osoba nie doniesie na nas do Wizengamotu. -No tak. Nikt jej za bardzo nie lubił, bo właśnie wymagała i nie dała po sobie deptać. A Craine wyżywał się na nas za swoje smutne życie i tyle. Whitelight zdecydowanie był lepszy w uczeniu transmutacji. - Widać było po jego minie, jak wiele szacunku nie miał dla starszego profesora. Nie było tajemnicą, że Patton po prostu ich nie lubił. Nie lubił uczniów, swojego zawodu, szkoły, w której pracował, ale przede wszystkim chyba nie lubił siebie i stąd to całe traktowanie innych jak ostatnich śmieci. Solberg, podobnie jak Mulan, nie miał problemów z transmutacją, więc jakoś przebrnął przez te zajęcia, ale nie był ich największym fanem. Ot, po prostu kolejna rzecz do odhaczenia, żeby jakoś dotrwać do końca szkoły. Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Chuja się znał na profesjonalnej opiece nad stworzeniami i nigdy specjalnie nie wypytywał, na czym dokładnie to wszystko polegało. -Myślałem, że to oznacza, no wiesz, kompleksową opiekę. Karmienie i leczenie, czy co tam jeszcze te zwierzaki potrzebują. - Przyznał, wzruszając ramionami. Był ostatnim czarodziejem chętnym do babrania się w smoczych gównach, ze względu na dobrobyt tych istot. Wolał mugolskie zwierzęta, a i tak nie do końca marzył mu się zwierzyniec wielki jak zoo. -Dokładnie takie coś. - Przyznał, bo w ogóle taki był zamysł bransolety. Nie było co wchodzić w szczegóły, kiedy przedmiot nie był jeszcze gotowy i pewne niuanse mogły ulec zmianie. On sam i bliscy byli inspiracją, by w ogóle podjąć się tego projektu, a z im większą ilością osób rozmawiał, tym bardziej rozumiał, że jest to szerzej przydatne niż mu się wydawało. Rozmowa została jednak przerwana, gdy Huang widocznie zrobiła wrażenie swoją uzdrowicielską praktyką i została zaciągnięta gdzieś dalej. Max pokiwał tylko dziewczynie, samemu siadając sobie na ławeczce w cieniu i odpalając szluga. Potrzebował tej chwili relaksu, bo był zgrzany jak piec alchemiczny. Nie spieszył się, ale gdy już nakarmił nikotynowy głód, powoli podszedł do jednego ze stoisk, przyglądając się w spokoju temu, co miały do zaoferowania.
Po założeniu maski przepełnia Cię chęć zrobienia najgorszych rzeczy i powiedzenia największych złośliwości. Byleby komuś dogryźć. Nawet jeśli na kimś Ci zależy dziś chcesz powiedzieć co Ci leży na sercu. Najgorsze jest to, ze nie możesz kłamać - wytykasz komuś błędy czy wady, o których pewnie w normalnych okolicznościach nigdy byś nie powiedział
post 2 z 3
Miała ochotę wziąć i zapaść się pod ziemię słysząc własne słowa, naprawdę nie chciała być wredna. to nie jest jej cel życiowy, by taką być, a mimo to ta durna maska robiła coś wbrew jej woli, co jej się nie podobało! Agr! - Jak widać bardzo dobrze, dziękuję, że pytasz - Ugryzła się w język tak mocno, że aż poczuła metaliczny smak krwi w ustach. A po chwili zniknęła w jej gardle. - Nie, dopiero przyszłam, nie miałam czasu, aby patrzeć na atrakcje - dodała po chwili starając się utrzymywać swoją mowę na wodzy, ale było to strasznie trudne do zrobienia. - Anabell Goldbird miło mi poznać. Czy mogę Ci mówić po imieniu czy jednak wolisz per pan? - Zapytała pod koniec unosząc brew ku górze.
Wiadro i miętusy: 2 Zdobyte i zakupione przedmioty: Nietłukąca Złocista Fiolka
Zamierzał po prostu skosztować wina, które na poprzednich dniach karnawału było naprawdę dobre. To, że szedł na kolejny dzień w towarzystwie Oli było jedynie miłym dodatkiem. Nie mieli zbyt wiele czasu na żadne spotkania wcześniej, później on sam zniknął na dwa miesiące ze szkoły, że naprawdę był zadowolony ze wspólnego wyjścia. Przynajmniej do czasu, aż odkrył ile do powiedzenia miała Puchonka, jak energiczna była i… Że chciała tańczyć. Spoglądał na nią ukradkiem, próbując nie wyglądać na bardziej niechętnego do tańca, niż był. - Mi to odpowiada. Naprawdę chciałabyś przebierać się w te wszystkie balowe suknie, maski…? - mruknął w końcu, krzywiąc się na samą myśl o kolejnym garniturze, albo bardziej eleganckim stroju, którego naprawdę nie chciał wkładać. Zaraz też pokręcił głową, gdy tylko mówiła dalej o nauce tańca i podobnych potańcówkach w Anglii. Nie. NIe. Jeszcze raz - nie. - Nie tańczę, nie namówisz mnie - dodał, choć nie miał pewności, czy Ola go słyszała. Dotarli do apteki, która zaciekawiła go swoim wyglądem. Jednym uchem słuchał dziewczyny, rozglądając się wokół, zaraz też orientując się, że jednak tłum był większy, niż się spodziewał. Pozostawienie jej gdzieś w rogu nie wchodziło w grę, ale prawdę mówiąc, zastanawiał się nad sposobem, żeby ją uciszyć. Mówiła zdecydowanie więcej niż zwykle i nie wiedział czym było to spowodowane , ani czy powinien tym się bardziej przejąć. Słuchał wykładu na temat dębowego wiadra, o dziwo odkrywając, że było to nawet ciekawe, a przynajmniej do czasu, gdy Ola zaczęła chwalić przemawiającego mężczyznę. Cień irytacji pojawił się w jego spojrzeniu, kiedy lustrował właściciela apteki, mimowolnie zastanawiając się, jak go uciszyć i bynajmniej nie miał zamiaru robić tego w delikatny sposób, jak przy Oli. Szczęśliwie wykład dobiegł końca, a każde z nich otrzymało fiolkę w podarunku i zachęcono ich do zjedzenia cukierków, co znów komentowała Puchonka. Jamie bez zastanowienia stanął obok niej, aby otaczając ja ramieniem zatkać jej usta swoją dłonią po tym, jak dziewczyna wzięła cukierka. - Wiesz, że przy jedzeniu nie powinno się gadać? To teraz cicho sza - powiedział cicho nachylając się do jej ucha, samemu także biorąc cukierek do ust. Niemal od razu poczuł słodki zapach jakby wanilię i aż spojrzał uważniej na Olę, nie odsuwając się jeszcze od niej. - Używasz waniliowych perfum? - zapytał, nie mając pojęcia, że to jego cukierek zaczął działać. Zaraz też dopytał czy idą za kontuar, gdzie podawano specjalne gogle i eliksir chętnym.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Atrakcja: podróż w medyczną przeszłość Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka; wirujące pierścienie; Wynik kości k6:1 (+20%) Wynik kości tarota: 11 - sprawiedliwość Wynik kości literowej: D (40%) Powodzenie leczenia: 20 + 40 + 30 (kuferek) -> 90%
Czy chciała przebierać się w suknie balowe i maski? Oczywiście, że tak! Na tym przecież polegała cała zabawa. Zresztą takie wydarzenia nie były jakieś częste, więc tym bardziej była chętna do wzięcia udziału., o czym nie omieszkała mu powiedzieć. Mogła wystroić się podczas dnia zasłony, tym razem jednak nie było to konieczne i nawet z lekkim zawodem przywitała informację, że wszystko miało odbyć się w zwykłej aptece. Jednocześnie czuła ekscytację na myśl, co też mogło tam na nich czekać, bo była niemal pewna, że coś naprawdę świetnego. - Oho, pan gbur się znalazł. A chcesz się założyć, że namówię? - rzuciła z błyskiem w oku, odwracając głowę w jego stronę. Już ona by się postarała, żeby znaleźć jakiś sposób i zaciągnąć go w tłum wirujących par, to nie mogło być przecież aż tak trudne. Nie brała nawet pod uwagę niepowodzenia. Ku jej rozczarowaniu na miejscu nie było jednak wystarczająco wolnej przestrzeni, która mogłaby posłużyć za parkiet do tańca. Pogodziła się więc z myślą, że tym razem musi obejść się smakiem, a o lokalne tańce spytać może przy jakiejś wizycie w jednym z barów - tam na pewno ktoś chętnie by jej zademonstrował, jak bawią się lokalsi. Długi wykład później stała zadowolona z cukierkiem w buzi do momentu, w którym Jamie nie postanowił zabrać jej głosu, co przyjęła z jawnym oburzeniem, odruchowo chwytając go za rękę, którą ją trzymał. Nawet nie miała jak mu odpowiedzieć, a że nie był chętny, żeby zwrócić jej prawo do głosu, to mocniej ścisnęła jego rękę, jednocześnie znacząco na niego patrząc. Owszem, mogła go po prostu polizać po wnętrzu dłoni, ale było to bardzo niehigienistyczne, a że miała w dodatku w buzi cukierka, to postanowiła zaniechać takich czynów. - A co, jakbym się zakrztusiła, hm? Miałbyś mnie na sumieniu! Nie uczyli cię w domu, że nie przeszkadza się ludziom przy jedzeniu? - powiedziała z wyrzutem, kiedy wreszcie mogła znów swobodnie mówić. Zamierzała z tego skorzystać. - Poza tym mogę cię pozwać za… za przekroczenie mojej granicy osobistej! No czy coś takiego… w każdym razie na pewno za zabranie mi głosu, żyjemy w wolnym kraju, Norwood - dodała bez ładu i składu, kompletnie ignorując fakt, że akurat co do naruszenia jej sfery osobistej to nie miała większych problemów. Ona o tym wiedziała, on nie musiał. I tak spodziewała się reakcji, jakie w nim wywoła tymi słowami. - I nie, nie używam waniliowych perfum. Nie wiem czego się nawdychałeś, ale musisz przestać. Byłeś ostatnio u fryzjera? - zmarszczyła lekko brwi, zadając ostatnie pytanie, które tak bardzo pasowało do całej reszty wypowiedzi. Jeśli któreś z nich miało się czegoś nawdychać, to bez dwóch zdań była to ona. - Wyglądasz jakoś tak… lepiej - jeszcze lepiej, dodała w myślach, przypatrując mu się z delikatnie przekrzywioną głową. Zupełnie jakby oprócz genu wili był jeszcze pod wpływem jakiegoś innego czaru, który czynił go jeszcze atrakcyjniejszym, jeśli to w ogóle było możliwe. Życie było niesprawiedliwe. - Dobra, idziemy tam, ale na twoją odpowiedzialność. Jeśli coś mi się stanie, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Miłej zabawy - wyszczerzyła się, faktycznie ruszając z nim ramię w ramię do odpowiedniego pomieszczenia. Coś jej się obiło o uszy o jakimś halucynogennymi eliksirze, jakaś dziewczyna nawet ostrzegawczo pokręciła głową, zanim weszli do środka, ale wiedziała, że się nie wycofa. Była zbyt ciekawa tego, co tam na nich czekało. Poza tym byli w aptece, na oficjalnych obchodach tutejszego święta - co złego mogło się stać? - Jak długo to trwa? - spytała, kiedy podano jej eliksir. To była ważna informacja, tak samo jak to, czy nie było po nim żadnych skutków ubocznych, a dowiedziawszy się wszystkiego, czego chciała, wyzerowała fiolkę i momentalnie poczuła, jakby wstąpiły w nią jakieś boskie siły. A potem wszystko poszło dość szybko. Nim się obejrzała, siedziała na krześle, a sokoła miała wszystkie potrzebne przybory, eliksiry, mazidła i inne rzeczy, jakie tylko uzdrowiciel mógł sobie wyobrazić. No i oczywiście był też on - pacjent, mężczyzna potrzebujący pomocy i wyraźnie marniejący w jej rękach. Dwoiła się i troiła, żeby mu pomóc, ulżyć w cierpieniach i co najważniejsze przywrócić pełnię zdrowia, ale żadne z podejmowanych przez nią działań nie przynosiło oczekiwanych skutków. Pot wstąpił jej na czoło, bo czuła, że go traci. Szukała właśnie innej mikstury, kiedy do pomieszczenia weszła dwójka ludzi informując ją, że i tak nie pomoże, że ten człowiek już ma podpisany wyrok. Że parał się czarną magią i teraz przyszło mu za to zapłacić. Nie tego oczekiwała. Poczuła, jak nagle wszystkie siły ją opuszczają, a z ust wyleciało zduszone westchnienie. A może to było łkanie? Powrót do rzeczywistości przyjęła z niemałą ulgą, choć potrzebowała momentu, by się otrząsnąć z tego, czego doświadczyła. Oczy miała zaszklone i wciąż czuła to przerażajace uczucie, że ktoś umiera na jej rękach. Przestraszona, że faktycznie coś takiego miało miejsce, rozejrzała się ze śladem paniki w spojrzeniu w poszukiwaniu Jamiego. - O Merlinowi niech będą dzięki, nic ci nie jest - zauważyła z ulgą, serce jednak dalej jej galopowało i było jej nadzwyczaj gorąco. Odchrząknęła, dyskretnie ocierając kącik oka. - Idziemy? Czeka nas pewnie jeszcze kilka atrakcji - powiedziała już nieco silniejszym głosem.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Ze wszystkich rzeczy akurat ta była najbardziej cielesna i słowa zdawały się zbędne, a czasami nawet mogły w jakiś sposób zniszczyć klimat jeśli tylko ktoś rzucił coś zanadto cringe'owego. Tak mogła po prostu pozwolić na to, aby jej wyobraźnia robiła swoje i wszelkie ewentualne teksty dopowiadać mogła sobie sama na podstawie samego tonu głosu ewentualnej partnerki. Być może tak było nawet lepiej. W kwestii nauczycieli również mogła się zgodzić i nie miała nic więcej do dodania. Patton miał po prostu smutne życie i dawał im to odczuć za każdym razem, gdy wchodził do sali i wybierał bycie chujem. Pozostali nauczyciele nawet jeśli byli wyjątkowo wymagający to jednak nie mieli aż tak ostrego podejścia do swoich wychowanków, a zwłaszcza tych, którzy niestety w danej dziedzinie byli mniej uzdolnieni pomimo swoich usilnych starań. - Powiem inaczej: czy od niańki wymagasz, aby była lekarzem? Owszem zajmujemy się chorymi zwierzętami, ale gdy jest to coś poważnego to wzywamy specjalistów od weterynarii i potem postępujemy zgodnie z zaleceniami po postawionej diagnozie. Nie wszystkim możemy zająć się sami - wytłumaczyła. Dla niej wydawało się to być oczywiste. Oczywiście byli w rezerwacie bardziej i mniej doświadczeni pracownicy i zdarzało się, że wezwanie pomocy medycznej było jedynie formalnością, aby potwierdzić, co faktycznie stworzeniu dolegało. Na ogół zajmowali się po prostu tresurą, doglądaniem tego jak dziko radził sobie rezerwat i codzienną pielęgnacją poszczególnych gatunków, które znajdowały się w ich zagrodach. Chętnie porozmawiałaby jeszcze dłużej z Solbergiem, ale niestety obowiązki wzywały. Dlatego też starała się uwinąć jak najszybciej w aptece i dołączyć do Ślizgona, który zrobił sobie przerwę na papierosa. W zasadzie i tak niedługo mieli się rozejść. Zostało im tylko ostatnie przejście się po terenie festynu i pooglądanie tego, co też widniało rozstawione na różnego rodzaju straganach. Niestety nic nie kusiło jej na tyle, aby sięgnęła po własne galeony i dlatego po tym krótkim spacerze, wspólnie podjęli decyzję, aby opuścić teren karnawału.
z|t x2
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Podróż w Medyczną Przeszłość Wynik kości k6:6 Wynik kości tarota:Cesarzowa Wynik kości literowej:I Powodzenie leczenia: 90% - 20% = 70% Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka, kieliszek Forze vitali, +1pkt z uzdrawiania
Od razu pilnować! Carly była przekonana, że nic takiego nie będzie konieczne, mając jednocześnie świadomość, że właściwie powinna zastanowić się nad tym, co robiła i co mówiła. Zauważyła również, że skoro miała brać udział w tutejszych atrakcjach, to właściwie nie miało znaczenia, czy piła wino, czy też nie, więc poprosiła Minę, żeby kupiła jej kieliszek i dała się jej napić. Poprosiła ją o to, żeby kupiła dla niej Forze vitali, bo jego kolor był idealny, a Carly oczywiście musiała wszystko obejrzeć z bliska, jak przystało na dzieciaka, jakim teraz była, po czym wina rzecz jasna spróbowała, śmiejąc się przy tej okazji, jak to mały szkrab, któremu nie było wolno czegoś robić. Miętuski tym razem jej nie ciekawiły, za to rozdziawiając gębę wyciągnęła ręce po fiolkę. W tej chwili wyglądała zdecydowanie jak trzylatek, który był zbyt zafascynowany tym, co się działo, żeby odpuścić sobie udział w otaczającym go szaleństwie. Była wprost zachwycona, po prostu oszołomiona tym, co się dookoła niej działo i chociaż nie kochała uzdrawiania aż tak bardzo, miała szansę na to, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Czegoś, po czym, być może, mogła psocić jeszcze bardziej. Więc zaraz złapała Minę za rękę, nogę, czy czego tam dosięgała i pociągnęła ją za sobą. - Chodź! Tutaj chyba robią jakieś prawdziwe czary z tymi uzdrawiającymi rzeczami, uśmiechnę się ładnie i na pewno pozwolą mi się też pobawić. Założymy się, że okażę się nieziemskim uzdrowicielem? - powiedziała jeszcze do Miny, niemalże pokazując jej język, po czym faktycznie rozpoczęła błagania. Okazało się jednak, że prowadzący nie mieli aż tak wielkich przeciwwskazań przed tym, by i ona wzięła udział w zabawie, chociaż zapewnili ją wielokrotnie, że to nieco straszne, więc musiała ich zapewnić, że na pewno sobie poradzi. Jednocześnie uśmiechała się do Miny, jak skończona wariatka, dając jej tym samym znać, że się doskonale bawiła. Dostała eliksir, chociaż wydawało jej się, że w jakiejś mniejszej dawce, a potem okulary i hop! Została półgłówkiem. Całkowicie nie wiedziała, o co chodzi, co się dookoła niej dzieje i wyglądało na to, że miała tutaj robić za wsiowego głupka, który w tej całej symulacji miał się co najwyżej przyglądać temu, co się dookoła niego działo. Szalone? Co najmniej, ale mimo to Carly jakoś mocno się nie przejęła. Może nieco mocniej, kiedy prawie dostała drzwiami w twarz, a do środka wpadła jakaś roszczeniowa kobieta. Miała co prawda doświadczenie z takimi klientami, ale okazało się, że ten przed nią był szczególnym przypadkiem i nie dało się nad nim zapanować. Tym bardziej kiedy kobieta zaczęła się z nią szarpać! Norwood w efekcie niemalże wystrzeliła jak z procy z tej symulacji, co było dość komiczne, bo starała się ze wszystkich sił. - Mina! - rzuciła rozbawiona i podekscytowana, wyciągając do niej swoje małe, krótkie rączki. - Ciebie też pobiła jakaś wariatka? Bo mnie nawet nie dała się leczyć! Myślisz, że co jest w tym eliksirze? O, albo tam w piwnicy? - zapytała zaraz, wielce ucieszona z tego, co się tutaj działo, po prostu uznając, że może się bawić w bycie idiotą i w niczym jej to nie przeszkadza.