C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Pracownia rodu Gioreatoro wyróżnia się na tle kamienicznych budynków z bardzo konkretnego powodu - cała ich część zabudowy jest wykonana z różnych rodzajów złota. Kolumny i framugi rzeźbione są w żółtym złocie, przestrzeń pomiędzy cegłami w białym, a wszystko to ozdobione jest ruszającymi się detalami, dzięki czemu nawet sztuczna roślinność z różowego złota powiewa na wietrze, a ich kwiaty "kwitną". Goście mają wstęp tylko do części sklepowej, drzwi pracowni są zamknięte tylko dla członków rodu Gioreatoro i nawet pracownicy nie mają tam wstępu. Sam sklep skąpany jest w równie wielkim przepychu i aż trudno skupić w nim wzrok na czymkolwiek konkretnym, gdy większość specjalnej, sezonowej wystawy biżuterii składa się z animowanych elementów - złoto nie tylko lśni, ale całe się porusza. Główną część najnowszej kolekcji reprezentują na środku sklepu ogromne skrzydła ze złota, których każda chorągiewka, a nawet wszystkie promienie wykonane są z pojedynczych, złotych nici. Gdy się obok nich przejdzie, rozwijają się na całą rozpiętość, prezentując swoje skomplikowane kształty.
Złotą biżuterię magiczną, której element zdobienia jest animowany: Pierścionek - 120g Sygnet - 130g Bransoletę - 150g Zegarek - 180g Naszyjnik - 200g Obrączki z inicjałami - 300g
Złotą biżuterię magiczną, robioną na zamówienie specjalnie pod osobę: Biżuteria wykonywana na specjalne zamówienie. Jeden z twórców wychodzi z pracowni by zapoznać się z zamawiającym, prowadzi krótką rozmowę o osobowości i na podstawie swoich pierwszych wrażeń i przeczuć co do klienta robi dedykowaną biżuterię.
Rzuć k6 by dowiedzieć się, co wybrał dla ciebie:
1. Złoto żółte - Klasyczne złoto, klasyczne piękno. Zaklęte żółte złoto sprawi, że każda kreacja do której zostanie założone nabierze delikatnej, błyszczącej aury. 2. Złoto białe - Znane ze swojej wytrzymałości sprawia, że noszone do kreacji zapewnia jej pełną ochronę na zniszczenia i poplamienia tak długo, jak noszący nie zdejmie biżuterii. 3. Złoto białe palladowe - Jest znane jako złoto hiperalergiczne. Sprawia, że osoba je nosząca zyskuje odporność na wszystkie swoje alergie, w tym pokarmowe, tak długo, jak nosi biżuterię. 4. Złoto różowe - Uzyskiwane dzięki dodatkowi miedzi. Sprawia, że osoba nosząca taką biżuterię roztacza wokół siebie przyjacielską, poprawiającą humor i ułatwiającą rozmowę aurę tak długo, jak ma ją założona. 5. Złoto szare palladowe - Znane ze swojej odporności na zarysowania. Sprawia, że skóra osoby noszącej taką biżuterię jest niemożliwa do zadrapania. Nie uchroni ona przed większymi obrażeniami, ale drobne cięcia i ranki nie pojawią się na skórze tak długo, jak właściciel nosi taką biżuterię. 6. Złoto w bicolorze - Cóż za szczęście! Chyba twórca bardzo cię polubił lub uznał za wyjątkowo samodzielną i pełną autorytety osobę, po pozwala ci wybrać dwa rodzaje złota, które zawrze w biżuterii!
Po wybraniu rodzaju złota twórca wybiera także animowany motyw na biżuterii (pasujący do zainteresowań zamawiającej osoby), a następnie bierze się do pracy. Błyskotka będzie do odebrania następnego dnia!
Ceny biżuterii na specjalne zamówienie: Pierścionek - 210g Sygnet - 230g Bransoletę - 250g Zegarek - 270g Naszyjnik - 300g Obrączki z inicjałami - 450g Zestaw pierścień + bransoleta + naszyjnik - 600g
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skoro wyjechali z Wielkiej Brytanii, jedną osobę koniecznie musiał spytać o wrażenia, choć domyślał się jej reakcji. Mimo to dawno się nie widzieli, więc postanowił spędzić z Remką trochę czasu w pięknym venetiańskim otoczeniu. Miejsce na spotkanie wybrał dość nietuzinkowe, ale miał w tym swój cel. Jako że wracał do magii, chciał wrócić także do pracy nad kilkoma projektami, które dawno temu porzucił, a za co teraz się biczował w duchu. -Od razu mówię, że nie szukamy obrączek. - Ostrzegł ją lojalnie, gdy dotarli do pracowni złotniczej. -Chcę popytać o kilka technik obróbki metalu. - Wyjaśnił dziewczynie, kładąc dłoń na swojej torbie, w której trzymał swój prototyp. Był jeszcze krzywy i niedopracowany, ale skoro udało mu się wykombinować mniej więcej, jakie runy zadziałają, mógł pomyśleć teraz nad szczegółami, o których wcześniej zapomniał. -Jak Ci się tu podoba? Lepiej niż na zimnej północy? - Zapytał w końcu, otwierając drzwi do pracowni i puszczając dziewczynę przodem, jak na kulturalnego panicza przystało.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Max chyba już tak miał w zwyczaju, że pojawiał się, był wszędzie, znikał po czym wyskakiwał w najmniej spodziewanym momencie, że aż strach było otworzyć lodówkę. Ale nie śmiałaby nawet narzekać, skoro chłopak się znalazł, mógłby jej to ogłosić wskakując nawet przez okno. Po prostu dobrze było go widzieć całego. - Ale jak to? – zrobiła oburzoną minkę, przyglądając się mu za zmarszczonymi brwiami. – No i tacy są faceci, najpierw obiecują, że dla ciebie wszystko, a później się dziewczynie trochę podrośnie i trzeba samej harować, bez sensu – prychnęła, zaraz już szczerząc się jak głupia. – To znaczy co, obrączkę jednak sam chcesz zrobić? – uniosła na niego z rozbawieniem brwi. - Bardzo! – niemal od razu się podekscytowała, przeskakując z nogi na nogę. Po pierwsze, bo była kulką energii i przeciwdziałanie temu było nadaremne, a po drugie… Max ze swoimi szczudłami, które nazywał nogami nie brał jeńców, więc i podgoniła kawałek, żeby wejść przez drzwi, rzucając jeszcze wesołe „Buongiorno”. – Miałeś już okazję trochę pozwiedzać? Jejku, tu jest tyle rzeczy! I delfiny są cudowne! No iii…! – zaczęła grzebać w swojej własnej torbie, żeby wyjąć z niej maskę. – Te maski! Wiesz, że umieją teleportować! Wywiały mnie już w dwa różne miejsce i nawet nie próbuj mi mówić, że tak nie robią! Czekaj! Przetestujmy! – tak się nakręciła, że po prostu włożyła maskę, licząc na to, że teraz też uda jej się zaprezentować jej działanie. Cóż, no nie bardzo. Jedyna teleportacja jaka się stała to ta, że miała ochotę podsunąć się bliżej chłopaka w tempie natychmiastowym, co zresztą zrobiła, doskakując do niego jak tylko wszedł do środka. Od razu złapała przyjaciela pod ramię. - Tak się cieszę, że znów cię widzę! – wyćwierkała na jednym tchu. – Totalnie musisz opowiedzieć, co widziałeś już tutaj, bo jest kilka miejsc, które KO-NIE-CZNIE musisz zobaczyć!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Powinien się spodziewać tej radosnej aury, ale zdążył się odzwyczaić i znów łapała go nieco z zaskoczenia. Musiał jednak przyznać, że było to zaraźliwe i sam od razu wyszczerzył się mocniej. -Mam zamiar coś zrobić, ale nie są to obrączki. Jak Ci się oświadczę to na pewno nie tak tradycyjnie. - Puścił jej oczko, podłapując tę narrację. Ta dwójka była w stanie zwiedzić razem cały świat i to bez żadnej romantycznej deklaracji, których ostatnimi czasy Max miał dość. Tak coś się spodziewał, że dostanie właśnie odpowiedź tego typu. Ciekaw więc był, co najbardziej do tej pory urzekło Remy, choć na wspomnienie masek nieco się wykrzywił. -Delfinów nie widziałem, a te maski... Dziwne są. Nigdzie mnie nie przeniosły. W sumie to w ogóle mi nic nie zrobiły. - Wyjaśnił swoje przygody z tymi akcesoriami i nim zdążył powiedzieć, że w sumie to nie do końca chce sprawdzać działanie kolejnej, Harmony już miała swoją na twarzy. -I....? Nadal Cię tu widzę. - Zauważył logicznie, bo na szczęście dziewczyna nigdzie mu nie uciekła. To dopiero byłoby krótkie spotkanie. -Spokojnie. Widziałem wiele, aż nie wiem od czego zacząć. - Roześmiał się, chwytając ją pewniej pod swoim ramieniem. -Brałaś udział w wyścigu podwodnych rydwanów? - Postanowił zacząć w pierwszym lepszym miejscu, rozglądając się jednocześnie po wnętrzu pracowni i przystając na chwilę przy platynowych bransoletach. Tak, to było coś, co idealnie by mu pasowało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Dziewczyna miała to do siebie, że nie tylko dobrym humorem emanowała, ale i podłapywała go od innych, samej bardziej się nakręcając, tworząc w ten sposób wesołe koło zabawy, które tylko czasami przemieniało się w to kłopotów. Ale jakże pozytywnych! - Czyli jednak coś planujesz? Lubię motywy wodne – uśmiechnęła się lisio, poruszając przy tym znacząco brwiami i starając się przy tym wszystkim zachować absolutną powagę. – Bardzo dobrze, lubię kreatywność. Daj tylko z wyprzedzeniem znać co założyć – stwierdziła tak prosto, jakby to miała sobie wklepać właśnie w kalendarz, ale już nie wstrzymywała szerokiego wyszczerzu. Oczywiście, że dołączyłaby do każdej głupotki mniejszej i większej, jaką by zaproponował. Max miał naturalny talent do ciągnięcia za sobą przygód, jak można było temu odmówić? - No to nie ma lekko, musisz iść do zatoki! – pokiwała głową na potwierdzenie własnych słów, bo jeżeli była gdzieś okazja na zabawę z delfinem, grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Naprawdę miała nadzieję, że maska zadziała i uda im się przenieść gdzieś na przygodę najlepiej już teraz! - Cóż… Następnym razem! – obiecała, uśmiechając się do niego jakby to było takie proste. Uciekać też nie zamierzała i aktualnie to prędzej by rzuciła łyżwą w każdego, kto spróbowałby ją odciągnąć. Nie ważne, że łyżew nie miała przy sobie, coś by wymyśliła. – Szczena ci opadnie jak zobaczysz, gdzie potrafi przenieść! - Mamy czas, ja się nigdzie nie ruszam, dopóki nie będę wiedziała, gdzie jeszcze cię zaciągnąć. Owszem, to groźba – wyćwierkała wesoło, marszcząc nosek w złośliwym uśmieszku. – Słyszałam o nich! Ale jeszcze nie miałam okazji… Ścigałeś się? Jak było? Powiedz, że skopałeś wszystkim tyłki – wpatrywała się w niego absolutnie zachwycona, nie mogąc się doczekać opowieści. Nie dokumentowała jej chyba tylko dlatego że sama chciała spróbować, plus aktualnie puszczenie ramienia chłopaka byłoby zbyt przykre. Tak bardzo się stęskniła! Podążyła za jego wzrokiem, przyglądając się bransoletom. - Szukasz czegoś konkretnego? Wiesz, muszę wiedzieć czym cię tam zaobrączkować – mrugnęła do niego w żarcie, kręcąc zaraz głową z niedowierzaniem. Co jak co, ale wizja zaobrączkowanego jak ptaka Maxa jakoś jej nie pasowała, był wolnym duchem. – A tak serio, zdradzisz po co ci ta obróbka? Obiecuję, że nikomu nie powiem – dodała konspiracyjnym szeptem i wolną ręką zrobiła gest zamykania buzi na kłódkę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Żebyś zaczęła się spodziewać? A w życiu. - Wyszczerzył się szerzej, nie mając zamiaru iść jej na rękę w tej wyimaginowanej sytuacji. Aż naprawdę zaczął się zastanawiać, jak mogłaby wyglądać taka akcja w jego wykonaniu i chyba nawet miał pomysł. -Jak mi powiesz, jak do niej trafić, to pójdę. - Obiecał prawie z ręką na serduszku. Prawie, bo wolną dłonią wyciągał przekąskę z torby i gestem spytał, czy Remka też przypadkiem nie chce się poczęstować. -Wiesz co? Lubię moją szczenę tam, gdzie jest. Odpuszczę sobie, ale dziękuję! - Nie miał zamiaru za bardzo się angażować w te maski. Śmierdziały mu na kilometr, a obecnie miał dość szpitali czy innych uzdrowicielskich komnat. -Takie groźby przyjmę z pocałowaniem ręki. - Zapewnił, wgryzając się w kabanosa, póki jeszcze nie wleźli, a gdy przełknął rozpoczęli przygodę w pracowni. -Wodne pegazy są cudne, ale uważaj, mi trafił się jeden z talentem do znikania. Nie łatwo szukać czegoś, co jest niewidzialne. - Poniekąd opowiedział jej o swojej przygodzie, by zaraz kontynuować. -Niestety, to mi Walsh skopał dupę. Czyli nie da mi ulgi na egzaminie, a liczyłem że chociaż do tego nie będę musiał się przykładać. - Westchnął teatralnie, kątem oka patrząc, jak na tę nowinę dziewczyna zareaguje. W końcu będą mieli okazję widywać się częściej niż raz do roku w jakiejś podejrzanej alejce i to jeszcze przypadkiem. Właśnie podszedł do sprzedawcy, by podpytać o szczegóły obróbki platyny, gdy Remka zaczęła go o to wypytywać. Pozwolił więc, by samonotujące pióro działało swoją magię, a on zwrócił się do gryfonki. -Mam tu... Takie coś. - Wyjął z torby prototyp bransolety z metalową tarczą, na której wyrysowane były różnej maści runy w przeróżnych konfiguracjach. -Chciałem, tak sobie pomyślałem, że zrobię coś, co ułatwi przyjmowanie leków. W środku masz schowki na kapsułki z eliksirami a bransoleta automatycznie, zgodnie z zaleceniami lekarza, wprowadza je od razu do Twojej krwi. Znaczy, nie wiem czy jeszcze działa, ale taki był zamysł. No i chciałem, żeby to jakoś lepiej wyglądało, bo na razie wygląda jak gówno. - Jak zawsze, gdy mówił o swoich projektach, czuć było niepewność i wstyd. Oczywiście, że nadal wątpił w siebie i swoje umiejętności nawet, jeśli ten konkretny projekt omawiał z wieloma osobami i wszyscy uważali go za ambitny i przede wszystkim - dobry.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Merlinie miej mnie w opiece – zażartowała, teatralnie kierując wzrok ku niebu. Oczywiście, gdyby zdecydował się na pociągnięcie tego żartu, wskoczyłaby prosto na główkę w przygodę, ale mogła chociaż udawać, że stwarza pozory. Takiej przysięgi marnować nie zamierzała, więc od razu pokazała mu zdjęcia z dziennika i koślawo nakreśloną mapkę, bo choć takie notatki prowadziła od lat, jej kreska nie dorosła z poziomu siedmiolatki. Przekąski z kolei grzecznie odmówiła z akompaniamentem „smacznego” i żartobliwego „tylko się nie udław”. - No cóż, ładna szczenna, mogę uszanować to, że chcesz ją zachować – wzruszyła ramionami ze śmiechem. Ona sama nie planowała zaprzestania korzystania z masek. Owszem, kilka razy doprowadziły ją do mniej niż idealnej sytuacji, ale w większości zapewniały jej fantastyczne wspomnienia. - Nikt panu nie broni – prychnęła. – Goniłeś za niewidzialnym wodnym pegazem?! To trzeba mieć specjalny talent, żeby trafić akurat na takiego! I go znaleźć! – zrobiła wielkie oczy słuchając o tym. I zaraz te jej zielone ślepia stały się jeszcze większe wraz z kolejnymi słowami Maxa. Było wręcz widać na jej twarzy te wszystkie kalkulacje, gdy układała sobie to zdanie w logiczną całość. Za każdym razem wychodził jej jeden i ten sam wniosek. W totalnym szoku i jeszcze trochę nieśmiało kwitnącą na twarzy radością, jakby do pokazania tej chciała się najpierw upewnić, że miała rację, uniosła na chłopaka głowę, ściskając mu mocniej rękę. - Egzaminie? Max… Czy ty wracasz do Hogwartu?! – nie chciała mu piszczeć z ekscytacji na środku sklepu, ale nie powstrzymywała się przed podskoczeniem kilka razy w miejscu, jakby tym chciała go pogonić do odpowiedzi, bo nie mogła wytrzymać ani sekundy dłużej bez takowej. Chociaż taka nowina była, zdawać by się mogło, nie do przebicia, chłopak miał zdolności do zaskakiwania. Myślała, że nic jej już dziś tak nie zaciekawi, ale zdecydowanie się myliła. Gdy wyjął z torby bransoletę, przyjrzała się jej bardzo uważnie, ale na pierwszy rzut oka nie była w stanie zrozumieć tych wszystkich run, była ich masa. Więc słuchała – i uśmiechała się coraz szerzej. Ile osób znała, które przyjmowały leki? Naprawdę wiele. Albo takich, które musiały je brać czasami z zaskoczenia! W dodatku nie zawsze takie przy sobie mieli, lub nie zauważyli, że zapas im się skończył! - Max! To naprawdę może poprawić jakość życia wielu, wielu osobom! – pochwaliła go niemal natychmiast, patrząc z zachwytem to na niego, to na poręczny przedmiot. Przecież ktoś, kto cały czas musiał przyjmować leki, wreszcie mógłby o tym nie myśleć, mógłby się poczuć „normalnie”. – Weź, w ogóle! – klepnęła go mocno w plecy z oburzoną miną, żeby zaraz znów złapać go pod ramię, może to była dość dziwna zależność, ale gdy tylko puściła jego rękę, humor od razu jej opadł. Nie zastanawiała się jednak nad tym szczególnie mocno, bo miała tu inny humor do poprawienia. – Skąd ta mina?! Robisz coś zajebistego! Lepiej odwrócić tę podkówkę w drugą stronę i powiedz, kiedy testy bo nie ręczę za siebie! – pogroziła mu palcem, uśmiechając się przy tym rozentuzjazmowana tym wynalazkiem. Jeżeli Max nie czuł się pewnie ze swoim odkryciem, Harmony mogła śmiało robić swoją energią za cały cheerleaderski skład.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Merlin raczej nie miał zamiaru jej wysłuchiwać, a nawet jeśli, to z Solbergiem i tak nie miał najmniejszych szans. Jak ten chłop sobie coś zaplanował to nie było takiej siły we wszechświecie, co by go powstrzymała. -A dziękuję. - Docenił komplement szczękowy i na szczęście nie udławił się jedzeniem bez względu na to, czy Remce się to podobało, czy też niekoniecznie. Następnie wziął jej dłoń i faktycznie delikatnie ucałował, skoro gryfonka aż tak prosiła się o atencję. -Goniłem. Veila, tak się nazywała ta klacz. Jak coś to ostrzegałem. Cudny pegaz, ale nie jak Ci spierdala. - Zdradził nieco więcej szczegółów. Fakt, że wyścig miał miejsce pod wodą nieco pomagał w pogoni za niewidzialnym. Nie oznaczało to jednak, że było to zadanie proste. Szczególnie, gdy te stworzenia były stworzone do wodnych gonitw, a Max trochę mniej. Milczał, pozwalając, by sama wyciągnęła wnioski. Harmony była kobietą inteligentną, więc był pewien, że poukłada wszystkie puzzle w odpowiedni obrazek. Nawet długo jej to nie zajęło, choć rozumiał jej niepewność. W końcu wiele osób myślało, że Max już dawno odpuścił sobie ten pociąg. -A no wracam. Czas zdobyć ten dyplom i nauczyć was co nieco na temat eliksirów. - Nie potrafił podejść do tego poważnie, co tylko mogło wskazywać na to, jak ważna decyzja dla chłopaka to była. Nie mógł powiedzieć, że specjalnie się cieszył, bardziej stresował go powrót do szkoły i wywoływał wiele obaw, których miał nadzieję już nigdy więcej nie przeżywać. Życie jednak miało dla niego inne plany i postanowił po raz pierwszy, mu w tym nie przeszkadzać. Zdziwiłby się, gdyby Remka od razu zajarzyła to wszystko. Sam siedział nad znakami zdecydowanie dłużej niż planował, ale ostatecznie był pewien, że doszedł do tego, co potrzebował osiągnąć. Wiedział, że runy działają czasowo i odpowiednio otwierają, czy też blokują pojemniki. Do tego lekko świeciły, gdy kapsułki były puste, sygnalizując potrzebę napełnienia bransolety nowymi lekami. Tę część, którą uważał za niezwykle trudną, miał więc już za sobą, ale to wcale nie był koniec pracy. -Taki był zamysł. Może trochę egoistyczny, bo sam zapominałem o regularnym braniu leków, ale no wielu może się przydać. Chcę to opatentować i oddać publice. Oczywiście jeśli zadziała. - Uśmiechnął się nieco szerzej. Może rzadko dawał się poznać od tej strony, ale wbrew pozorom naprawdę nie był pierdolonym egoistą. Aż się wyprostował jak go pierdyknęła w plecy. Kobitka miała siłę, tego nie mógł jej odmówić. -A bo mnie irytuje, jak coś mi nie idzie. Szukam kogoś na tyle pojebanego, kto da mi to na sobie wypróbować. Choćby ze zwykłą solą fizjologiczną. - Przyznał szczerze, bo wcale nie było łatwo naleźć takiego królika doświadczalnego, a swojemu organizmowi to już dawno nie ufał w podobnych sprawach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Zapamiętam, szepnę jej na uszko, że z twojego polecenia, na pewno się ucieszy – oznajmiła jak najlepszy na świecie plan, trącając go w bok. Nie miała co prawda pojęcia jakim cudem Max dogonił pegaza pod wodą, ale brzmiało to jak coś, co zdecydowanie było na jej liście rzeczy do zrobienia. Oczywiście, że była niepewna. Niby to co powiedział łączyło się w logiczny wniosek, ale nie chciała się ucieszyć za wcześnie. Przecież powrót chłopaka do Hogwartu był czymś wielkim! I to nie tylko dlatego, że… Cóż… Że Maximilian Felix Solberg wracał na teren szkoły! Podjęcie takiej decyzji i świadomość, że chce się dokończyć edukację, mimo że już wcale nie musi tego robić, to samozaparcie – to oznaczało coś dobrego dla niego samego. Może nawet znalezienie właściwej dla siebie drogi? A Remy była pewna, że jeżeli chłopak na coś by się uparł, osiągnąłby to bez problemu, mało znała osób tak sprytnych i zawziętych. Nawet jeżeli nie zawsze podejmował, mówiąc dyplomatycznie, najbardziej optymalne decyzje, przecież był cholernie inteligentny, czasem nawet ze szkodą dla własnego dobra. - O rany! Max! – no i jednak pisnęła z radości, zaraz skacząc mu na szyję z ramionami! – Ale się cieszę! To jest wielka wiadomość! – rozłożyła ręce na boki do góry żeby pokazać dodatkowo, jak wielka, ale wtedy poczuła, że zdecydowanie nie powinna się odrywać od niego, bo było to zbyt smutne. Tak bardzo, że dopiero kiedy znów złapała go pod ramię, zdała sobie sprawę jak było to niedorzeczne. Ale znowu, najpierw radość z Maxem, później rozgryzanie niecodziennych zależności. – I czekaj, czekaj. Jak to nauczyć? Maxie Solbergu, co ty tam planujesz w tej swojej głowie? – wyszczerzyła się przeszczęśliwa, unosząc na niego brwi i zastukała mu pięścią w czoło dla wygłupów. Jakoś wyjątkowo jej ręce do niego ciągnęło. Sama nie wiedziała, czego dokładnie spodziewała się patrząc na te runy i chyba sama by się zaskoczyła, gdyby to było olśnienia. Było tu wiele skomplikowanych znaków, kół i Merlin wie czego jeszcze, wskazujących na to, że chłopak nie tylko to zaklął, ale wręcz „zaprogramował”. Musiał w to włożyć cały ogrom pracy. Co prawda zrobiła upominającą minkę, gdy wspomniał o lekach, ale bardziej w żartach niż faktycznej chęci strofowania go. Przy swoim własnym „zapominaniu” o jedzeniu byłoby to co najmniej hipokryzją. - Potrzeba matką wynalazku, no nie? – ścisnęła jego rękę, chcąc mu dodać trochę pewności. No naprawdę, trochę tej jego codziennej brawury przydałoby się w tym momencie, szczególnie, że była to rzecz wspaniała. – To będzie naprawdę coś, co ułatwi innym życie. Obiecuję być twoją pierwszą klientką! Słowo Gryfona! – przyłożyła wolną rękę do piersi, a zaraz wysunęła do niego rękę bez ani chwili zastanowienia. – No to dawaj! Oto mua! Testujemy nawet teraz, daj dam coś co poczuję i jedziemy – pokiwała głową z wymalowanym, łobuzerskim uśmiechem, jakby w ogóle się nie bała, że coś mogłoby pójść nie tak. Bo faktycznie tak było, ani trochę nie wątpiła, że wszystko zadziała jak należy.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pokręcił rozbawiony głową. Nie był pewien, czy Veila aż tak by się ucieszyła na te wieści, choć z drugiej strony, ostatecznie naprawdę dobrze im się współpracowało. Chętnie by to powtórzył, gdyby nie to, że chciał zwiedzić jeszcze inne zakątki Venetii, póki miał taką okazję. Lekko się skrzywił na ten pisk, bo się go po prostu nie spodziewał i decybele uderzyły go po bębenkach. Objął ją automatycznie w pasie, przytulając na chwilę do siebie. Tak, ta radość zdecydowanie była zaraźliwa. -Nie wiem, czy taka wielka, ale przynajmniej nie będziesz mi marudzić, że się nie widujemy. - Jak zwykle postawił na żartobliwą odpowiedź. Dobrze wiedział, że dla niego to nie była kwestia edukacji, czy sentymentu do tego miejsca, a szansa na rozwiązanie problemu i zapewnienie sobie lepszej przyszłości. -A normalnie, nauczyć. Za czasów szkoły prowadziłem koło eliksirowarskie, planuję je wskrzesić. - Wyznał, wzruszając ramionami, choć tak na prawdę, labmed był naprawdę ważną częścią jego życia i zawdzięczał mu wiele jeśli chodziło o własny rozwój w tym temacie. Był świadom, że gdyby nie ta szansa, pewnie w życiu by tyle nie osiągnął, bez dostępu do pracowni, składników i poniekąd wolnej ręki w kwestii niektórych eksperymentów. A jeśli już o eksperymentach mowa, przyszedł czas na bransoletę. Ile on nad nią siedział, to nikt nie miał pojęcia. Kombinowanie nad runami, zaklęciami i ogólnym działaniem, zajęły prawie cały notes, a wciąż chłopak był pewien, że nie jest jeszcze gotów, by uznać przedmiot za skończony. Podziękował pracownikowi, za wyjaśnienia na temat materiału i jego obróbki, mając nadzieję, że uda mu się wprowadzić te wszystkie instrukcje w życie, po czym przeniósł uwagę ponownie na Remy. -Wiem, wiem, nie patrz tak na mnie. - Przewrócił oczami, dobrze zdając sobie sprawę, co inni myśleli o tym wszystkim. Na szczęście teraz leki już przyjmował, jak uzdrowiciel nakazał. -Musisz się ustawić w kolejce, bo kilku pierwszych klientów już mi się zadeklarowało. - Prychnął, po czym obiecał dziewczynie, że na pewno nie zabraknie dla niej bransolety, jeśli tylko będzie chciała ją nabyć. Co jak co, ale taki w końcu był zamysł, żeby przedmiot mógł być dostępny dla wszystkich. Spojrzał ze zdziwieniem na jej wysuniętą dłoń, jakby miał obawy, czy przypadkiem nie dostał jakiś halucynacji. -Serio? - Zapytał niepewnie, bo jakoś się tego nie spodziewał. Jeśli jednak Harmony zapewniła go, że jest pewna, wyjął z torby fiolkę z solą fizjologiczną, stuknął różdżką w odpowiednie runy na panelu, a jedna z przegródek otworzyła się. Max zapakował tam eliksir, po czym zamknął bransoletę i zapiął ją na nadgarstku dziewczyny. -Ustawiam czas na dziesięć minut. Jakby coś było nie tak, od razu mów. - Powiedział, ponownie aktywując runy, które odpowiadały za ustawienie czasowego uwolnienia roztworu.
Działanie:
Rzuć k6, żeby zobaczyć, co nie pójdzie:
1-2 Kapsułki w ogóle się nie otwierają, nic się nie dzieje. 3-4 Po 10min czujesz, jak roztwór wprowadzany jest do Twojej krwi, jednak równie dużo rozlewa się po Twojej skórze 5-6Materiał nie wytrzymuje ilości magii i pęka po tym, jak roztwór znajdzie się w Twojej krwi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Przytulenie było dokładnie tym, czego potrzebowała. Tak bardzo brakowało jej dzisiaj bliskości drugiej osoby, że kiedy ją puścił aż miała ochotę przykleić się do niego z powrotem, ale została przy uwieszeniu się na ręce. - Oczywiście, że wielka! Zaufaj kurduplowi, wiem kiedy rzeczy są wielkie! – uśmiechnęła się ze zbyt dużą dumą jak na tak niskolotny żart, ale sama była niewiele wyższa od tego poziomu, więc ją bawiło niezmiernie. – Musiałam być za mała, że tego nie pamiętam… – albo zbyt zajęta ignorowaniem czegokolwiek, co nie było DA, ale o tym nikt pamiętać nie musiał. – Ale teraz przyjdę, mówię ci. Zobaczymy czy nauczysz taki beznadziejny przypadek – i może znów ten wyszczerz i dumnie uniesiony nosek zupełnie nie pasowały do kontekstu, ale bycie największym zjebem w historii eliksirów to też jakieś pierwsze miejsce. – Teraz to się nie mogę doczekać początku roku! – dodała jeszcze, cały czas nie mogąc się przestać ekscytować taką nowiną! Naprawdę cieszyła się taką decyzją chłopaka, mogło mu to przynieść wiele dobrego. Może najlepszym znakiem nie było, gdy twórca wynalazku wydawał się niepewny względem swojego dzieła, wróżyło to raczej mało przyjemne konsekwencje, ale kiedy ostatni raz Remy przejmowała się konsekwencjami? W dodatku, skoro Max sam nie zamierzał mieć wiary w siebie i swoje umiejętności, to dziewczyna zamierzała ponosić je trochę za niego. Przez myśl jej nie przeszło, że mogłoby wydarzyć się coś niebezpiecznego. - No pewnie! Skoro już mam zapisać się w historii jako twój najgorszy uczeń, to chcę też do tego dorzucić dla balansu najlepszy królik doświadczalny – zażartowała, podtykając mu rękę z bez cienia wątpliwości. – No dawaj, bo jeszcze się rozmyślę i powiem, żebyś jednak wkładał pierścionek – prychnęła, uśmiechając się szeroko, nie znała lepszego sposobu na radzenie sobie ze stresem i niepewnością niż właśnie dobry humor. Więc tym właśnie i głupawymi tekstami chciała mu podnieść morale jak najwyżej, przy okazji samej świetnie się bawiąc. Przyglądała się uważnie urządzeniu, które ciasno, ale wygodnie zamknęło się na jej nadgarstku, czekając na to co się stanie. - Chyba jest w porządku, póki co nic złego się nie dzieje – obróciła ręką, by spojrzeć na dzieło z każdej strony. – Jakby mi jednak urwało rękę, to weź zawołaj Brewera, już raz ją składał, będzie zachwycony – wyszczerzyła się głupawo i dokładnie tak samo zabijała dziesięć minut czekania, żartami i przekomarzaniem się, bo nie chciała tu widzieć żadnych smutnych min, gdy mieli zaraz zobaczyć sukces! No i sukces był… Częściowy! Po dziesięciu minutach poczuła zimną sensację w żyłach przy nadgarstku. - Nie takie złe uczucie – powiedziała, wzruszając ramionami. Nic wybitnie przyjemnego, nic bolesnego, ot, dziwne wrażenie. – Tylko chyba jest nieszczelny, spójrz – podniosła rękę, żeby pokazać, że część roztworu jednak popłynęła bokiem. – Myślisz, że to kwestia samego metalu?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Żart faktycznie nie był najwyższych lotów, ale Max i tak się roześmiał. Remcia faktycznie wzrostem nie grzeszyła, choć przy nim to wszyscy wyglądali jak krasnale. -Ledwo wyszłaś spod Tiary Przydziału. - Odwdzięczył się humorem, bo taka była prawda. Gdy on kończył szkołę, gryfonka była zaledwie w trzeciej klasie. Możliwe, że wiele jego działalności po prostu ją ominęło. -Spokojnie, nie takie przypadki wyprostowałem. Klucz to odpowiednie podejście i brak strachu przed porażką. - Puścił jej oczko. Tak, był pewien, że i ją jest w stanie nauczyć sztuki eliksirowarstwa. Przynajmniej tej podstawowej, którą każdy czarodziej powinien kojarzyć. Doceniał jej zaufanie i chęć pomocy. Jak na ślizgona przystało postanowił to wykorzystać szczególnie, że przecież nie miał jej wstrzykiwać niczego niebezpiecznego, a zwykłą sól fizjologiczną, ot by sprawdzić, czy mechanizm działa i jak działa. -No już, już. - Zaśmiał się na to poganianie, po czym zabransoletkował przyjaciółkę pilnując, by wszystko znalazło się na swoim miejscu. -Jak Ci urwie rękę oddam swoją. Brewer mnie zabije, ale lepszego lekarza nie znam. - Wyszczerzył się, ustawiając budzik na dziesięć minut i czekając niecierpliwie. Ten krótki czas niesamowicie mu się dłużył, choć Remy zdecydowanie umilała czekanie swoją gadatliwą osobą. W końcu budzik zadzwonił, a bransoleta zaczęła działać. No, prawie, bo nie do końca wszystko poszło zgodnie z planem. Max ujął dłoń gryfonki, by przyjrzeć się efektom. -Tak, za płytkie wkucie. Zdecydowanie muszę to poprawić. - Przyznał jej rację, po czym pozwolił sobie zdjąć jej bransoletę i obejrzeć ją uważnie. -Jesteś w stanie mi opowiedzieć, jakie to było doświadczenie? Wyczułaś jeszcze jakieś nieprawidłowości? - Zapytał, wyjmując notatnik i biorąc się za spisywanie wszystkiego, co mogło pomóc mu w ulepszeniu prototypu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Serio? Pfff, straszny z ciebie staruch! – szturchnęło go wesoło. Pewnie żałowałaby, że takie spotkania ją ominęły, chociaż do eliksirów miłością nie pałała (i miała wrażenie, że z wzajemnością), to musiała być to po prostu przezabawna aktywność, ale skoro Max ja wznawiał, to nie było co rozpamiętywać tego, czego nie zrobiła. Zamiast tego już mogła robić zakłady, jak szybko chłopak się załamie. – Jeżeli ty się nie boisz, to ja będę się świetnie bawić – dodała zagadkowo, nie zdradzając nic poza faktem, że „będzie ciekawie”. Ciekawie miało być i z bransoletką, bo chociaż testowali ją na zwykłej soli fizjologicznej, i tak nie wiedziała, czemu dokładnie powinna się spodziewać, czy jak to będzie w trakcie podawania. - Zawsze wiedziałam, że można na tobie polegać – zażartowała, kręcąc głową z rozbawienia. – Nie no coś tyyy, nie wiem o co ci chodzi. Jak ładnie przykleisz i załatasz to cię nawet pochwali. Ja tam często słyszę od niego „no gratulacje” – prychnęła. Ale wynalazek zasługiwał na takie prawdziwe gratulacje, nie sarkastyczne. Wyglądał, jakby raczej wszystko w nim działało prawidłowo, oprócz głębokości wkłucia, to jednak, jak się spodziewała, było raczej nie tak trudną poprawką. - Jakie doświadczenie? – zastanowiła się, chwilę rozmasowując rękę po zdjęciu bransolety, bo wciąż czuła trochę chłodu w nadgarstku. – Jak w Mungu, nic strasznego, nic wybitnie przyjemnego – wzruszyła ramionami i odwróciła rękę, żeby pokazać mu żyły. – Żyły żadnej też mi nie rozwaliło, więc ciśnienie jest dobre. Za to jakbym była skupiona na pracy i coś by mnie tak nagle dziabnęło, to bym się zdziwiło – zachichotała, wyobrażając sobie jak ze zdziwienia mogłaby podskoczyć w ławce. – Będzie dawać jakiś sygnał przed wkłuciem? Wiesz, żeby być przygotowanym?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Prychnął. Wcale nie czuł się przesadnie staro. Jakby nie patrzeć, tyle co skończył dwadzieścia lat i jak na to, ile przeszedł trzymał się....jakoś. Fakt, że nie do końca był w stanie wyhodować jakikolwiek zarost sprawiał, że nie tylko w duchu, ale i wyglądem, przypominał wciąż nastolatka. -Bać się? To wy lepiej już rezerwujcie wygodne łóżka w szpitalnym. - Zażartował (miał nadzieję), dając do zrozumienia, że takie wyzwanie mu nie straszne. Remy nie miała jeszcze okazji widzieć go przy pracy, a tym bardziej na stanowisku jakie piastował w kółku, nic więc dziwnego, że nie znała dość specyficznej struktury zajęć, charakterystycznej dla chłopaka. Max mógł pokierować ją co do zamysłu, z jakim tworzył przedmiot, ale ciężko było w stu procentach przewidzieć, jak bransoletka dokładnie się zachowa. Dlatego też potrzebował innej osoby do testów. Zbyt dobrze wiedział, jak wiele jego ciało może znieść i jak mocno ignoruje niektóre bodźce. Nie ufał sobie na tyle, by brać własne odczucia za rzetelny punkt odniesienia. -Pochwała z ust gryfona to odznaczenie zdecydowanie specyficzne. Ale nie martw się, gdzieś mam dobry klej i trochę szarej taśmy na takie wypadki. - Zapewnił ją, że w razie urwania kończyny, wszystko zostanie zadbane z największą dbałością. Co prawda bardziej ufał ślinie jako spajaczowi, ale ze względów BHP wiedział, że lepsze będzie użycie kleju. Silnie toksycznego zapewne dla skóry i układu oddechowego, ale na pewno mniej szkodliwego niż krwotok z urwanej kończyny. Notował to, co mu mówiła, zastanawiając się, czy może jakoś uprzyjemnić to całe doświadczenie. -Sygnały mogą być zbyt subtelne, albo wręcz przeciwnie. Nie chciałbym żeby bransoleta zwracała zbyt wiele uwagi. Ale może warto rozprowadzić najpierw po skórze jakieś znieczulenie, to na pewno zniweluje efekt wkłucia. - Poniekąd myślał na głos, poniekąd pytał o jej opinię. Spojrzenie z zewnątrz pomagało czasem dostrzec coś, czego samemu człowiek nie widział.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Życzy pan sobie miejsce przy oknie? Myślisz, że jak zarezerwuję już teraz to dadzą nam jakiś pokój premium? – zaśmiała się, chociaż w sumie od kwietnia tyle razy była w Mungu, że naprawdę powinni jej dać jakiś pokój dla stałej klientki. Szczególnie, że skoro Max miał prowadzić kółko, to zamierzała na nie chodzić, a jako że było ono z eliksirów to… Nic nie zaszkodziło przypomnieć sobie imiona sióstr szpitalnych. - A nie no, jak masz taśmę to już oddaję się w twoje ręce bez marudzenia – zapewniła wesoło, teatralnie salutując do chłopaka. Choć nie zamierzała tego testować i nawet nie sądziła, że taka zaistniałaby potrzeba, była ciekawa na widok czego Brewer bardziej by się załamał. Ręki przymocowanej do ciała zlepem czy toksycznym klejem. Jak dla niej powinien dać im order za pomysłowość. Doskonale rozumiała jak dużą potrzebą była „opinia z zewnątrz”. Sama na feriach prosiła Victorię, żeby patrzyła na jej poranne jazdy na łyżwach i ją poprawiała, bo bała się, że bez tego nie zauważyłaby pewnych rzeczy. Co prawda to był wynalazek, a nie technika skoku, ale na dobrą sprawę chodziło o to samo – przebywając z daną rzeczą tak długo, mogło się nie zauważyć lub nie pomyśleć o czymś z nią związaną. - Faktycznie, no i sam sygnał też może być rozpraszający… – zastanowiła się, pochylając się nad bransoletą, by zaraz podnieść spojrzenie na Maxa, dużo bardziej zadowolone niż przed chwilą. Entuzjastycznie pokiwała głową. – O widzisz! To jest to! Wtedy zupełnie można zapomnieć o tym, że w ogóle trzeba coś brać! – myślała na głos, ekscytując się tym pomysłem coraz bardziej. Z każdą sekundą coraz bardziej widziała, jak wielkie poczucie „normalności” mógł dać ten sprzęt. – Ale w takim razie skąd wiadomo, kiedy leki się kończą? – dopytała, wpatrując się w niego z zaciekawieniem i zachwytem, jakby właśnie miała usłyszeć fascynującą historię. Ale taka prawda, magiczne artefakty i czarodziejski sprzęt były jej pasją z krwi i nazwiska, nie umiała inaczej reagować. Nawet nie chciała inaczej.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Raczej psychologa gratis. - Zaśmiał się, choć z pewną nostalgią wspominał skrzydło szpitalne. W końcu to tam poznał Julkę i Florę - swoją siostrę, która rozpoczęła całą karuzelę odkrywania Maxowej przeszłości. -Tak myślałem. - Brewer pewnie załamałby się na ich obu, gdyby coś takiego miało miejsce. Max nie mógł nie wyobrazić sobie tej sceny z uśmiechem na twarzy, choć oczywiście nie życzył Remce utraty żadnej kończyny, ale jak już musiała jakąś oderwać, to zdecydowanie była to ręka. Nie chcieli przecież przekreślać jej łyżwiarskiej kariery. Zgadzali się co do rozpraszającej mocy sygnałów, które miałyby zwiastować wkucie się bransolety, a to już był jakiś pozytywny krok. Max często przy podobnych projektach wątpił w swoje pomysły i kompetencje, więc taka zgoda podbudowywała mocno jego pewność siebie. -I o to chodzi. Nie musisz myśleć, a jednocześnie będziesz pod kuracją. - Pstryknął palcami, gdy Remka zrozumiała sens, jaki próbował przekazać. Tak, zdecydowanie musiał dodać jakieś miejscowe znieczulenie do bransolety. -Jak opróżnisz wszystkie przegródki, runy zaczną lekko błyszczeć. Nie tak żeby rozproszyć, ale jednak tak, żeby dało się zauważyć. - Wyjaśnił, po czym zwrócił uwagę na zachodzące na zewnątrz słońce. -Jesteś kochana, dziękuję Ci za pomoc, ale chyba czas się zbierać. Co powiesz na kolację? - Zaproponował jej, po czym podziękował i pracownikowi zakładu, nim zamknęli za sobą drzwi, powracając do wąskich uliczek Venetii. +
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Xanthea przyszła do pracowni złotniczej Gioreatoro doskonale wiedząc, po co tu jest i z czym zamierza wyjść. Jej serce promieniało radością na samą myśl o tym, jak jej ukochana Xion się ucieszy widząc piękną, nowiutką, zaklętą bransoletkę. Trochę galeonów trzeba było na to wydać, ale doprawdy, czego się nie robi dla pierworodnej i jedynej, cudownie odzyskanej córeczki?! Grey podeszła prosto do twórcy i uśmiechnęła się do niego promiennie. Powiedziała, że szuka zamówienia dla pewnej wyjątkowej, młodej damy. Opisała ją z grubsza, na co złotnik dobrał kolor różowego złota. Jednak gdy przeszli do tematu wzorów, Xanthea była bardzo konkretna i stanowczo nalegała na bardzo konkretny styl z bardzo konkretnymi zawieszkami w bardzo konkretnych kształtach. Na całe szczęście sprzedawca nie robił problemów, bo i wzornictwo całkowicie zbiegało się z jego poglądami na temat tego, cóż powinno wyjść spod jego rąk. Xanthea podziękowała serdecznie i zapłaciła, a kiedy następnego dnia przyszła po odbiór zamówienia, nie mogła być bardziej dumna z tego, co odbierała. O tak. Dla Xion wszystko!
ZT
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Powiedziałby, że największą radość tego popołudnia sprawił mu widok uśmiechniętej mordy hiszpańskiego przyjaciela, ale byłoby to wierutne kłamstwo. Przede wszystkim Meksykanin cieszył się bowiem z powrotu do własnego, może i starszego, pokrytego bliznami, ale jednak własnego ciała, które nie wprawiało rozmówców oraz jego samego w konsternację. Wreszcie mógł się również stuknąć z Tonim kieliszkiem wina, nie martwiąc się o wwiercające się w dziecinną twarzyczkę i posturę spojrzenia gapiów. Właściwie jedyne czego żałował, to że zasłużony urlop powoli zbliżał się ku końcowi. Najchętniej spędziłby tu jeszcze tydzień albo dwa, prawdopodobnie na usilnym przekonywaniu Maximiliana, że powinni odbyć romantyczny, wieczorny rejs gondolą. - Koniec tego dobrego. – Podniósł wymownie głowę, opadającym spojrzeniem wskazując towarzyszącemu mu mężczyźnie na ostatniego łyka trunku pozostałego w jego naczyniu. – Chodź, muszę odwiedzić jeszcze jedno miejsce. – Zakomunikował mu zaraz po tym, postukując delikatnie swoje uda, zanim wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Mieli do przejścia parę kolorowych alejek, więc po drodze postanowił jeszcze wsunąć fajkę do ust, racząc płuca potężną dawką nikotyny. Świadomie nie zdradził Diazowi swoich planów, nie chcąc narażać się na złośliwe, głupkowate komentarze, ale w końcu i tak przystanął pod niezwykle wystawnym, zdobionym prawdziwym złotem szyldem.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Koniec? Ale jak to koniec? Przecież to dopiero początek tej jakże długiej nocy! Tonas cieszył się z towarzystwa swojego przyjaciela, bo ostatnio działo się u niego zdecydowanie zbyt wiele. Chciał, musiał wręcz to z kimś przegadać. Odnowienie znajomości z Olivierem, poznanie Nicholasa, rozmowa z Fire na karnawale. Miał wrażenie, że ciągle pakował się na swoje życzenie w coraz to bardziej skomplikowanie relacje i wcale się nie mylił. Dlatego fakt, że Paco go gdzieś jeszcze wyciąga zamiast skupić się na rozmowie skwitował przeciągłym, teatralnym cmoknięciem. Jednak nie sprzeciwiał się, zapalił Hogsa i po krótkiej chwili szedł grzecznie za Meksykaninem. Był ciekawy dokąd tak właściwie się wybierają ale wiedział, że tak łatwo z niego tego nie wyciągnie. Maszerował więc z trudem dotrzymując mu tempa, Toni chodził jak mucha w smole, spijając przy okazji ostatnie promienie południowego słońca, którego był tak brak w pochmurnej Anglii. Dopiero gdy stanęli przez ozdobnym wejściem pozwolił sobie na krótkie, ale treściwe. - Pojebało cię? Po co mnie tu przyciągnąłeś?
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przewrócił teatralnie oczami w odpowiedzi na marudne tyrady Toniego, przebąkując jedynie tyle, że jeżeli tylko załatwią temat sprawnie, postawi mu kolejną butelkę wina i usiądzie z nim spokojnie i na dłużej na szanownych czterech literach. Na razie jednak myśli Meksykanina koncentrowały się wokół pracowni, na którą natrafił jednego słonecznego popołudnia… zresztą, które popołudnie było w tym magicznym miasteczku słoneczne. Westchnął ciężko, znów ubolewając nad powrotem do deszczowego, nazbyt często zasnutego mgłą Londynu. Chyba po raz pierwszy w życiu aż tak nie garnął się do kolejnej roboty i poczuł się zmęczony ciągłym wyścigiem zbrojeń, acz niewykluczone, że ten refleksyjny, żądny relaksu nastrój wpływ miała także wizyta w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym i nadal śniące się po nocach cierpienia torturowanych w tym budynku pacjentów. Zaciągnął się raz jeszcze siwą chmurą dymu, omiatając spojrzeniem sylwetkę skonfundowanego kompana podróży. Reakcja mężczyzny jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że dobrze zrobił, nie zdradzając mu szczegółów wycieczki. – Potrzebuję porady i drugiej paru oczu… – Przyznał uczciwie, dogaszając papierosa zaklęciem, bo i niekulturalnie było mu pozostawić popiół na ceglanej ścianie słynnej w całej Wenecji pracowni. – …a nie znam drugiej osoby, która znałaby się na artefaktach i biżuterii tak dobrze jak ty i traktowała je z należytą czułością. – Połechtał mile ego przyjaciela, pragnąc przyćmić przyświecające całym tym zakupom szaleństwo. – Panie przodem? – Przepuścił również Diaza zamaszystym, zapraszającym gestem dłoni, z ironicznym uśmiechem na ustach, gotów jednak samodzielnie podążyć przodem w razie stawianego przez niego oporu. Po przekroczeniu progu luksusowego jubilera, początkowo zaczął oglądać misternie zdobione naszyjniki. Dopiero po chwili spojrzenie czekoladowych tęczówek spoczęło na przepięknych, choć dość skromnych obrączkach.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
No dobra, tą butelką wina to go przekonał. Chociaż tak naprawdę Toni nie potrzebował większych ilości alkoholu, a raczej przyjaciela. Komuś, komu mógł zaufać i po prostu zwierzyć się z dręczących go wątpliwości. Lubił Moralesa, pomimo krótkiego stażu nawet dużo już z nim przeżył. Nie spodziewał się jednak, że ten kiedykolwiek będzie go prosił o rady. - Och, ale to miła niespodzianka. Dobra, niech ci będzie, chociaż miałem nadzieję że chcesz robić tu coś ciekawszego niż zakupy - mruknął, obserwując ze skrytym podziwem złote zdobienia, na drzwiach. Przyjął komplement skinieniem głowy, chociaż tak naprawdę to dziwny powód do pochwał. Można wręcz powiedzieć, że każdy wiedział, iż Tony bardziej ceni przedmioty niż większość ludzi. I to nie było dobre. Ale cóż poradzić, takie miał skopane życie i patrzenie na świat. Co ciekawe, nie chodziło tu przecież o pieniądze. Díaz cenił sztukę samą w sobie. - Bardzo śmieszne, compadre - mruknął w odpowiedzi na żart Moralesa, który po tak miłym połechtaniu ego musiał podkreślić swoją dominację. Wywrócił teatralnie oczami i przestąpił próg najpiękniejszego sklepu z biżuterią, jaki miał okazję podziwiać w swoim życiu. Díaz rzucił kątem oka na asortyment. Sygnety, bransoletki, naszyjniki, zegarki. Złote, srebrne, platynowe i Merlin wie jeszcze jakie. Jeszcze bardziej urodziwe niż inne, ale i przy tym o wiele droższe. No dobrze, ale czego tak właściwie ma szukać. To znaczy, co ma pomóc wybrać, jeśli mówimy konkretami. Podążył wzrokiem za spojrzeniem Moralesa i gdy spostrzegł, na co potencjalnie patrzy aż uniósł brwi ze zdziwienia. Nie chciał jednak wysuwać pochopnych wniosków, więc postanowił że da mu okazję, aby się wytłumaczyć.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Rozmawiał z oporniejszymi klientami od Antoniego, dlatego prychnął rozbawiony pod nosem, kiedy negocjacje zakończyły się na jednej, skromnej butelczynie. Nie to, żeby spodziewał się, żeby spożyli więcej… Szczerze to był tego pewien. Wyglądało bowiem, że każdemu z nich ciążyło na duszy parę tematów, które zdecydowanie lubiły pływać. Chcąc nie chcąc, Meksykanin ten własny musiał zainicjować już na sucho, w innym wypadku nie zostaliby nawet przepuszczeni przez próg wionącego bogactwem i przepychem budynku. - Nie chodzi o zwyczajne zakupy... – Postanowił się otworzyć, uchylić choćby rąbka tajemnicy, ale czuł że trudno będzie wyjaśnić Hiszpanowi dlaczego aż tak bardzo zależy mu na sprezentowaniu Maximilianowi akurat wystawnej, weneckiej biżuterii. Mężczyzna nie znał historii naszyjnika z ozdobną, ale i jednocześnie użyteczną fiolką, który dawał jego młodszemu ukochanemu poczucie bezpieczeństwa. – …a przynajmniej nie dla kogoś zwyczajnego. – Mruknął niby od niechcenia, starając się traktować ten wypad luźno, ale już krótkie spojrzenie, którym omiótł lśniącą wystawkę, uświadomiło mu jak bardzo jest spięty. Zwłaszcza, gdy czekoladowe tęczówki na dłużej utkwiły w tych cholernych obrączkach. Nie był pewien czy czasem całkiem nie postradał zmysłów, szczególnie że kątem oka dostrzegł również reakcję swego latynoskiego doradcy. Bez zbędnych komentarzy. Początkowo zamierzał wyprzedzić niewygodne pytania i uciszyć Diaza, ale ostatecznie uznał, że nie ma to najmniejszego sensu, że i tak był jednym z niewielu, przed którymi był w stanie się odsłonić. - Nie myślałem, że kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji. – Zaśmiał się, chcąc ukryć podenerwowanie. – Nigdy za nią nie przepadałem, ale rozumiem. – Nie musiał wymawiać na głos imienia Beatrize, i tak obydwaj doskonale wiedzieli o kim mówił, ale tak naprawdę dopiero przy Maximilianie zrozumiał to, co drzemało w sercu przyjaciela. Dlatego zresztą zapomniał o naszyjnikach, gestem dłoni przywołując sprzedawcę do prześlicznej pary obrączek. – Chciałbym zamówić podobne, spersonalizowane. Pomówmy o cenie, materiałach i detalach. – Zagadnął stanowczym, rzeczowym tonem, delikatnie wzruszając ramionami z bezgłośnym nic na to nie poradzę, kiedy tylko przypadkiem złapał kontakt wzrokowy z hiszpańskim łamaczem niewieścich i chłopięcych serc.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Coś było na rzeczy i Díaz to czuł. Widział to w spojrzeniu Paco, w którym czaiły się ogniki stresu. Mówił o niezwyczajnych zakupach dla kogoś szczególnego, mógł więc podejrzewać, że chodzi o Solberga. Zdusił w sobie przemożną chęć wywrócenia teatralnie oczyma, bo wiedział, jak zareagowałby na to jego kompan. Już kilka miesięcy temu odbyli rozmowę na temat Felixa i szczerze mówiąc doszło podczas niej do ustaleń, od których migał się jak tylko mógł. Wspólne picie, też mi coś. Przecież z niño się nie pije mocnych trunków. Podczas gdy czekoladowe tęczówki Moralesa były uparcie utkwione w gablotę z obrączkami, do Diaza dochodziło powoli co tu się właściwie dzieje. Włożył ręce do kieszeni, chcąc zachować spokój, ale na usta cisnęło mu się wiele niewybrednych słów. A momencie, gdy Paco podniósł temat Bei, trochę dziwnie na niego spojrzał. To był jego największy żal do samego siebie, że nie podarował jej nigdy takiego prezentu. Podróżując przez Hiszpanię, ba!, całą Europę wszystko wydawało się wtedy ważniejsze. I takie trwałe, niezmiennie, ale to była tylko ułuda. Wszystko co kochał zostało mu odebrane w ułamku sekundy. Ta myśl odrobinę złagodziła jego surowe, oceniające wspomnienie. Trzy lata spędzone w tej dziwnej samotności, w której przez jego łóżko przewinęło się tak wiele person. Trzy lata bycia skorupą pozbawioną emocji. Trzy lata bez Beatrize sprawiły, że zapomniał już, jak pięknie jest kochać. I widział, że Morales, ten z pozoru pozbawiony uczuć skurwysyn darzy tym pięknym uczuciem Maximiliana. Nie aprobował tego, ale postanowił wstrzymać kąśliwe uwagi, widząc jego zakłopotanie. - Przyznam szczerze, że też nie sądziłem, że się w niej znajdziesz. Wpadłeś jak śliwka w kompot, amigo. Chodź, pomogę ci. Jak się powiedziało a… - rzucił z serdecznym uśmiechem na twarzy. Podszedł do lady w ślad za Salazarem i krytycznym okiem spojrzał na zaprezentowaną na nim biżuterię. Pokiwał z aprobatą widząc wybór przyjaciela, no cóż, niezła sztuka. Gdy sprzedawca do nich podszedł, Tony posłał w jego stronę rozbrajający uśmieszek i objął Paco ramieniem. - Proszę pokazać jeszcze to, to i tamto. Mój przyjaciel - tu mrugnął porozumiewawczo, sugerując coś o wiele więcej. - Wszystko przymierzy i porozmawiamy o szczegółach. Te pierwsze obrączki, jaka to próba złota? Zapytał, ciekawy ile cała ta heca będzie Paco kosztować. Sprzedawca omiótł ich spojrzeniem i rzucił z wymuszonym uśmiechem. - Te wskazane przez pana. - Tu zwrócił się do Moralesa - To próba 10 karatów. Najlepszy stop magicznego złota białego palladowego. Gwarantuje ono odporność na wszystkie alergie - Mruknął, zerkając na Diaza ze źle skrywaną niechęcią. No cóż, nie wyglądał tak elegancko jak Paco w swojej pogniecionej koszuli i z ustami wykrzywionymi w szydernym półuśmieszku. Sprzedawca wyglądał, jakby on sam miał na Hiszpana alergię. - A to - dodał po chwili, wskazując na kolejny zestaw obrączek - Białe złoto, 12 karatów. Wyjątkowo odporne na zniszczenia… Zaczął swój długi wywód na temat każdego ze wskazanych produktów. Mieściły się one w zakresie od 8 (totalnie gówno) do 14 (akceptowalny kompromis pomiędzy trwałością a ozdobnością danej błyskotki). Tony szeptał na ucho Paco swoją opinię na temat każdej z nich, nie przebierając zbytnio w słowach. Widząc to, sprzedawca stawał się coraz to bardziej zniecierpliwiony. - Jaki przedział cenowy… panów interesuje? - zerknął pobieżnie na Diaza, niezbyt zadowolony z jego obecności. Być może nie lubił gejów, być może chciał wcisnąć Moralesowi jakiś szajs, być może stwierdził, że Hiszpan pasuje do tego sklepu jak gówno do obrazu w Luwrze. Tony zamilkł, też w sumie ciekawy ile jego kompan był w stanie wydać na zacementowanie związku z Solbergiem. Bo po to tu są, prawda? Jeśli będzie ślub, zaklepuję stanowisko świadka! - przemknęło mu przez myśl, gdy w ciszy czekał na odpowiedź.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Czuł się cholernie dziwnie i niekomfortowo, kiedy kolejny raz omiótł spojrzeniem wystawioną w samym centrum złotniczej pracowni gablotę, a chociaż w pozornie zimnym sercu Meksykanina w tym momencie piętrzyła się cała plejada niezwykle intensywnych emocji, Paco nie potrafił nazwać nawet jednej z nich, zupełnie jakby zapomniał języka w gębie. Zamilknął zresztą na dłużej, wspominając wiele rozmów z Christopherem i Joshuą, podczas których szydził z muszelkowych obrączek na palcach obu mężczyzn i czułych gestów pomiędzy zaprzyjaźnionymi małżonkami, a ta wizja sprawiła, że niewiele zabrakło aby zrezygnował z szalonego planu, uciekając zarówno przed ciężarem odpowiedzialności, jak i próbą sfinalizowania biżuteryjnej transakcji. Niewykluczone, że tak właśnie by zrobił, gdyby nie serdeczny, pokrzepiający uśmiech przyjaciela i ostatnie słowa Hiszpana, które utwierdziły go w przekonaniu po co tak naprawdę się tutaj znalazł. - Zabawne… całe życie wzbraniałem się przed tym… – Zagadnął, ale nie dokończył myśli, spostrzegając jak zręcznie Toni wcielił się w rolę swoistego drużby, wprawnym okiem badając sprzedawane przez słynny w całej Wenecji ród błyskotki. Chyba pierwszy raz w życiu Morales czuł, że zostało mu narzucone zbyt szybkie tempo, zwłaszcza kiedy ten kretyn z rozbrajającym uśmieszkiem przywdzianym na usta, objął go swoim ramieniem. Mimo to, nie oponował i podążył za panoszącym się po jubilerskim sklepie Diazem, wszak skoro powiedziało się A, należało powiedzieć też B. Obserwując zachowanie latynoskiego druha, zastanawiał się jednak, jak wiele wody w rzece musi upłynąć, zanim elegancki handlarz stojący za ladą zatraci do nich resztki cierpliwości i kurtuazji. Westchnął w duchu, podziwiając kolejne zdobione obrączki prezentowane przez ekspedienta. Przysłuchiwał się również z uwagą wszelkim przekazywanym mu na ucho przez Antoniego wskazówkom, ale w głębi duszy wiedział, że żadna inna para złotych pierścieni nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak ta, którą zobaczył na samym wejściu. – Cena nie gra roli. – Postanowił odezwać się dopiero wówczas, gdy rzeczywiście został wywołany do odpowiedzi; w końcu to jego portfel miał dzisiejszego popołudnia ucierpieć. – Zależy mi na tym, aby były wytrzymałe i nie przerażały swym blichtrem. – Włączył się wreszcie aktywniej w negocjacje, bo o ile potrzebował wiedzy Hiszpana w kwestiach czysto technicznych i metalurgicznych, tak miał również własne, specyficzne wymagania. – Mój partner nie wie, że tu jestem, ale nie przepada za przepychem, dlatego wolałbym, żeby wyglądały na skromne. Chciałbym po prostu, żeby znaczyły coś więcej, miały wygrawerowane inicjały... – Chyba nie do końca umiał wyrazić to, co maluje się w jego wnętrzu, za to dopiero teraz zrozumiał te cholerne muszelki u pieprzonych Walshów. Przy okazji przyznał także, że ten gość w wygniecionej koszuli, z bałamutnym uśmieszkiem, nie stanie wraz z nim przed ołtarzem, czym niewątpliwie zyskał odrobinę sympatii młodzieńca z rodu Gioreatoro. - Rozumiem. Muszę dowiedzieć się o panach czegoś więcej. Gdzie panowie się poznali, czy jakaś data jest dla panów istotna, czym zajmuje się i co lubi pana partner. – Szczęściem w nieszczęściu znawca ślubnych tematów ruszył mu na ratunek, choć Meksykanin przez chwilę poczuł się jak na przesłuchaniu. – Salazar Francisco Morales i Maximilian Felix Solberg. – Podzielił się wpierw danymi osobowymi, które nie wymagały głębszego wysiłku intelektualnego. – Żadnych dat. – Zdecydowanie łatwiej było mu wyeliminować element, który poniekąd działał na niekorzyść jego związku z ukochanym. Rozstawali się i schodzili wielokrotnie. Pragnął przełamać ten toksyczny schemat. Zbudować tę więź na nowo, przysięgając partnerowi, że będzie trwała na zawsze i na wieczność. Por siempre. Ta myśl, jakby otworzyła magicznie szufladkę w głowie Paco, który od razu zasygnalizował, że poza inicjałami, po wewnętrznej stronie obrączek chciałby widzieć tak wygrawerowany napis… a potem, potem po prostu rozgadał się na temat swojego pięknego chłopaka i historii ich znajomości, omijając oczywiście te jej fragmenty, o których lepiej było nieznajomym nie opowiadać. O ile jednak o Maximilianie mógł powiedzieć wiele, tak gdy przyszła mowa o nim… - No dawaj, Toni, jakbyś mnie opisał? – Zachęcił kompana wymownym gestem, unosząc wyżej, wyraźnie rozbawione kąciki ust. Wydawało się, że pierwszy stres minął, a Salazar poczuł się o wiele swobodniej w tak nietypowej dla siebie sytuacji.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Tony spojrzał na Moralesa przenikliwym spojrzeniem. Ale i takim, w którym kryło się ciche zrozumienie. Kto jak kto, ale Díaz wiedział jak to jest stracić dla kogoś głowę pomimo wzbraniania się przed własnymi uczuciami. Chciał powiedzieć coś mądrego, ale zabrakło mu słów. Chciał pokrzepić go jakimś gestem, ale nie chciał, by tamten pomyślał że ma go za kogoś słabego. Chciał coś zrobić, ale kompletnie nie wiedział co. Wrócił więc do robienia tego po co tak właściwie tu przyszedł - doradzania. Szeptał mu na ucho szczerą opinię dotyczącą wszystkiego, co podziwiali, choć tak naprawdę odnosił wrażenie, że Paco ma już upatrzoną swoją wymarzoną parę obrączek. Tony nie zamierzał się spierać z tą decyzją, podobnie jak nie zamierzał na głos wyrażać licznych wątpliwości odnośnie do związku z Maximilianem. Zresztą on wcale takie święty nie był i pakował się w wiele gorsze relacje w o wiele szybszym tempie. Díaz kiwnął ze zrozumieniem głową, świadomy tego że jego amigo jest dziany i chyba odrobinę… zdeterminowany. Żeby nie powiedzieć dosadniej. Ale kimże by był, gdyby zamierzał stawać na drodze prawdziwej miłości, nieprawdaż? Antonio miał mieszane uczucia co do całej tej sytuacji. Z jednej strony doskonale rozumiał perspektywę Moralesa, który był po prostu zabójczo zakochany. Zaś z drugiej jego niechęć do Maxa, jego tajemnicze zniknięcie i nagłe pojawienie się… to wszystko mu po prostu nie pasowało. Nie był w stanie mu zaufać i tak na dobrą sprawę martwił się o swojego przyjaciela - tak po prostu. Choć z trzeciej strony nie mógł sobie odmówić przyjemności patrzenia na te wszystkie piękne świecidełka. Lecz gdy Díaz patrzył na niego, jak coraz bardziej się gubi lawirując pomiędzy tym, co chce on a tym czego pragnie Max… kroiło mu się serce. Głupi uśmieszek zniknął z jego twarzy, a zamiast tego rzucił porozumiewawcze spojrzenie nieprzychylnie nastawionemu sprzedawcy. Nie obchodziło go również to, jak Morales dobitnie zaprzeczył temu, jakoby to on miał być wybrankiem jego serca. Można powiedzieć wręcz, że Díaz się skupił i całą swoją uwagę poświęcił teraz słowom, które przyjaciel kierował do sprzedawcy. Chciał niemal go złapać za rękę w ramach dodania otuchy, ale powstrzymał się od tak śmiałego gestu. Czuł może, że sama jego obecność przecież wystarczy. W miarę gdy opowiadał tak o ukochanym, widać było, że stres przemija. Díaz uśmiechnął się pod nosem słysząc por siempre, grymasił się do dawnych marzeń i minionych wspomnień, życząc przyjacielowi o wiele lepszy los niż jego własny. Przysłuchiwał się także z ciekawością historii ich znajomości, którą znał przecież tylko na wyrywki. Z kolei, gdy sam został wywołany do tablicy, chrząknął i odpowiedział bez namysłu. - Jesteś lojalny, honorowy do bólu i odważny jak mało który głupiec. Skoczyłbyś za nim w ogień, choć nie ma wielu ludzi na tym świecie, dla których byłbyś w stanie to zrobić. A nader wszystko, jak się dzisiaj okazało, jesteś romantyczny i wrażliwy. No, no… Można cię znać i milion lat a i tak potrafisz zaskoczyć czymś nowym, Salazarze - Tony uśmiechał się to do niego, to do sprzedawcy. Bardzo masz, kurwa, udane poczucie humoru - pomyślał prz tym, dusząc w sobie chęć aby podzielić się przed obcym człowiekiem pierwszą lepszą kompromitującą historią. Nie zrobił tego. Zamiast oddawać się szaleństwom, postanowił biernie przysłuchiwać się ich rozmowie.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Materiały:1, 3 Charyzma:29, 65 Zapłata:650g Uwagi: zakup dokonany po ingerencji i w porozumieniu z MG: @Harmony Seaver
Niekiedy ludzie paplali wierutne bzdury, starając się ze wszystkich sił, byleby tylko zagłuszyć krępującą ciszę, ale w okolicznościach, w jakich się znaleźli, Paco akurat wdzięczny był za darowane przez Hiszpana milczenie. Prawdopodobnie dlatego, że sam nie wiedział, co miałby powiedzieć. Nie znalazłby odpowiednich słów, żeby wyrazić jak cholernie zależało mu na zbudowaniu trwałej relacji z Felixem. Nie potrafiłby również opisać tego, co dokładnie poczuł, kiedy w oczy rzuciła mu się para gustownych obrączek. Nie chciał zresztą się odzywać. Nie było to potrzebne, a i musiałby wówczas zaprzeczyć wszystkiemu czego dotychczas się zarzekał, a nikt – zwłaszcza dumny, arogancki Meksykanin – nie lubił przyznawać się do błędu. Podziwiał więc arcydzieła biżuteryjnej sztuki, korzystając z porad drugiego z przemytników, chociaż z czasem, gdy zaczął zagłębiać się w burzliwą historię znajomości z chłopakiem, który zawrócił mu w głowie, porady te straciły na znaczeniu, a symbol i gest wzięły górę nad szlachetnym materiałem. W przeciwieństwie do Toniego, nie miał także żadnych wątpliwości co do osoby, której pragnął podarować nie tylko byle świecidełko, ale przede wszystkim siebie, i to niezależnie od tego, jak wiele zła i toksyczności można by odnaleźć w historii, pisanej wspólnie z młodszym partnerem. Meksykanin mógł pławić się w luksusie, flirtować z każdym urodziwym chłopcem napotkanym przy barze, ale ostatecznie myślami i tak powracał do Maximiliana, tęsknił za jego rozbrajającym uśmiechem czy momentami głupkowatymi uwagami i po prostu nie potrafił zrezygnować z jego bliskości. Czy był więc zabójczo zakochany? Na pewno. Zamordowałby przecież każdego, który podniósłby na niego rękę. Czy był zdeterminowany? Prawdopodobnie, skoro marzył o tym, żeby spędzić z nim resztę życia i codziennie rano budzić się u jego boku. Nie planował i nie chciał tego, ale gdyby zaprzeczył, oszukiwałby samego siebie. - Powinienem ci płacić za reklamę Paraíso. – Prychnął pod nosem, dla rozładowania atmosfery. Nie pamiętał kiedy i czy kiedykolwiek usłyszał tak wiele komplementów na raz, a mnogość wymienionych przez Diaza zalet niewątpliwie zaburzała wiarygodność mężczyzny, któremu nie uwierzył nie tylko Morales, ale i zmęczony ich towarzystwem sprzedawca. – Do pana dopasowałbym klasyczne żółte złoto. Sprawia, że każda kreacja nabiera delikatnej, błyszczącej aury. – Przedstawiciel rodu Gioreatoro nie dał się zwieść peanom Hiszpana i jakkolwiek należało mu oddać spostrzegawczość oraz umiejętność spojrzenia w ludzkie wnętrze, tak chyba nie przewidział, że Salazar zawsze musiał powiedzieć ostatnie słowo. – Wystarczy, że Felix musi znosić moje zachcianki i koszule. Nie wytrzymałby, gdyby dodatkowo świeciły się jak psidwakowi jajca. – Rzucił niby do Toniego, jednak na tyle głośno, że członek weneckiej rodziny spokojnie mógł usłyszeć jego wulgarny komentarz. Ba, nie omieszkał nawet okazać niezadowolenia, nie do końca będąc w stanie zamaskować wypływający na twarz grymas. Zaczął przebąkiwać coś na temat doboru odpowiedniego kruszcu do każdego czarodzieja, a z tego względu Paco postanowił sięgnąć po typowy dla siebie argument. – Mają być palladowe. Obie. Dopłacę ile trzeba. – Zadecydował tonem nieznoszącym sprzeciwu, całkowicie gubiąc jednak w tym targu rytm i charyzmę, przez co ostatecznie wywalczył cenę zupełnie nieadekwatną do zakupu, po usłyszeniu której wielu zapewne spadłoby z krzesła. Sześćset pięćdziesiąt galeonów. Za dwa jebane pierścionki. Ale skoro powiedziało się A… - Po zewnętrznej stronie subtelna, grawerowana ozdoba w postaci otoczki na wzór gałęzi kwitnącej jabłoni… – Powrócił do omówienia indywidualizacji obrączek, stawiając na wspomnienie z rajskiego sadu, które niegdyś brutalnie zostało mu wyrwane. Gdyby nie amnezja, której nabawił się w Avalonie, możliwe że wszystko potoczyłoby się inaczej… ale mimo że sama wyspa budziła w nim wiele nieprzyjemnych skojarzeń, tak w głębi duszy czuł, że to właśnie wtedy wydarzyło się coś ważnego i to wtedy pierwszy raz odważnie wypowiedział to jedno słowo, przed którym wcześniej bronił się jak lew. – …a jeśli chodzi o wewnętrzną część obrączek, po jednej stronie napis por siempre, a po drugiej inicjały z drobnym symbolem patronusa… – Kontynuował, ujawniając ekspedientowi kształty zwierzęcych patronów i tłumacząc jak ma dokładnie wyglądać grawer. Kiedy mężczyzna czynił niezbędne zapiski, odliczył zażądaną sumkę galeonów, kładąc na jubilerskiej ladzie całą sakwę wypełnioną brzęczącymi monetami. - Co o tym wszystkim myślisz? Szczerze. Bez sztucznych uprzejmości. – Zwrócił się do Toniego, oczekując na powrót z zaplecza weneckiego złotnika, który miał jeszcze przedstawić mu zwizualizowany magicznie projekt zamówionych obrączek.