Główny środek transportu kanałami Venetii, większość z nich magicznie zaklęta, by podążały tam, gdzie przepływający sobie życzą. Niekiedy można jednak trafić na taką z gondolierem, który śpiewa piękne i romantyczne, włoskie ballady, by umilić podróż. Mile widziane napiwki!
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Wybrali się na wycieczkę. Niezbyt mądrą, biorąc pod uwagę, dokąd właściwie się kierowali, ale skoro już postanowili zrobić coś szalonego, nic nie mogło ich zatrzymać. Co prawda Max nie zamierzał pchać się do tego szalonego szpitala, o którym gadano na mieście, ale miał świadomość, że nawet podpłynięcie gondolą w okolice opuszczonej wyspy nie mogło być bezpieczne. Albo mogło, biorąc pod uwagę, że jednak dostali na to zgodę, a towarzyszący im gondolier sprawiał wrażenie, jakby wcale nie bał się tego, dokąd zmierzają. Płynęli szerokim kanałem, czy tam laguną, powoli oddalając się od miasta, powoli tracąc kontakt ze stałym lądem i zbliżając się w stronę czegoś, co kiedyś musiało być również zamieszkałym skrawkiem ziemi. Tylko już nie było i to dość mocno fascynowało Maxa, który mimo wszystko obiecał sobie, że tym razem postara się nie wpakować w żadne problemy. I zapewne właśnie dlatego zdecydował się założyć jedną z tych masek, jakby miał wrażenie, że to cokolwiek mogło mu pomóc. Albo właśnie chciał sprawdzić, jak daleko sięga jego pech albo szczęście, które tak bezczelnie postanowił testować. Był również pewien, że Remy zrobiła coś podobnego, była ostatecznie walniętą poszukiwaczką przygód, więc prawda była taka, że nie mógł się po niej spodziewać niczego innego, niż tychże właśnie przygód, które wlokły się za nią w sposób iście naturalny. Nawet teraz kiedy kołysali się na tej gondoli, jak bardzo niedobrana para kochanków, zmierzająca cholera wie gdzie. I Max był niemalże pewien, że Wei urwie mu uszy, jak tylko dowie się, co znowu odpierdalał. Chociaż, biorąc pod uwagę, że nie tak znowu dawno sam biegał razem z nim między pięciotrzciną, należało mieć nadzieję na ulgowe traktowanie. - Myślisz, że co siedzi na tej wyspie? Poza smokiem oczywiście - zapytał, spoglądając przed siebie, nieco niebezpiecznie wychylając się z gondoli, pewnie bliski tego, żeby wpaść do wody. Myśl o smoku poprowadziła go znowu do przyjaciela, ale starał się na nim nie skupiać, starał się nie wracać do tego, jak ten bezczelnie próbował zachęcić go do tego, żeby go uciszył.
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Oczywiście, że głupie pomysły i przy tym jeszcze głupsze przygody były dla niej tak naturalne, że wręcz zdawały się płynąć w jej żyłach. Po prostu się jej przytrafiały, a ona nie walczyła z losem, uznając za rozsądniejsze po prostu pójście z nim za rękę, a nie logicznie odmawianie niebezpieczeństwom – to zupełnie nie byłoby z jej strony Seaverowe. Jak to się stało dokładnie, że wpadli na iście wspaniały pomysł zwiedzenia sobie opuszczonej wyspy? No cóż, to było naprawdę dobre pytanie, gdzieś pomiędzy jednym śmiechem a drugim po prostu się przytrafiło, a skoro słowa już padły na głos, to nie było innego wyjścia niż pójść za ciosem. A skoro i tak robili głupie rzeczy, to czemu by tego nie podkręcić do kwadratu? Cały czas miała nadzieję, że uda jej się zrozumieć co odpalało teleportację w tej masce, więc przy każdej możliwej okazji, gdy ta tylko odnowiła swoją magiczną siłę, wkładała ją, próbując czy tym razem gdzieś ją przeniesie. Teraz na ten przykład… No nie wyszło. W sumie nic się nie stało? Nie czuła różnicy, jakby maska nie działała, ale nie chciała zejść. Więc coś robić musiała? Chyba tak. Cóż, może udałoby się jej przekonać. Pierwsze podejrzenia, że coś może się jednak dziwnego za jej pomocą dziać miała w momencie, w którym zdawało jej się, że usłyszała coś o Weiu. Podniosła wzrok na Maxa, ale nie kontynuował, więc może tylko mruknął to pod nosem do siebie? Jeżeli tak było, na pewno by nie chciał, żeby pchała się tam z butami, więc po prostu odpuściła temat. - W sensie w tej pięciotrzcinie? – zapytała, bo jeszcze przed chwilą przecież mówił coś o tej roślinie, nie patrząc przy tym na chłopaka, zbyt zajęta robieniem zdjęć linii brzegowej. Przybliżała widok obiektywem i obserwowała ją uważnie, chcąc złapać coś ciekawego. – Mam nadzieję, że nie wyskoczy z niej na nas smok – zażartowała. – Mi raz udało się spotkać jakąś… Rusałkę? – zmarszczyła brwi, nie wiedząc jak tamto widziadło opisać. – Ale wtedy wypiłam coś dziwnego, więc widziałam wiele rzeczy – prychnęła, wspominając wesoło swoje skoki do wszystkich możliwych studni w Venetii. Właśnie skupiła widok aparatu na jakimś większym ruchu w trawie, kiedy Max znów powiedział o Weiu, więc może jednak chciał o nim porozmawiać? I tylko nieśmiało zaczepiał o ten temat, żeby sama zaczęła? Co prawda o nieśmiałość nigdy by Gryfona nie podejrzewała, ale sposób w jaki o nim mówił zdecydowanie sugerował, że było to coś, co faktycznie samodzielnie mogło mu ciężko przejść przez gardło. - A w jaki dokładnie sposób chciał, żebyś go uciszył, hmmm? – odwróciła się do niego wręcz natychmiast z błyszczącymi na wizję ploteczek oczami i szerokim, zaczepnym uśmieszkiem. Oparła ręce o uda z kolei głowę na dłoniach i przyjrzała mu się bardzo znacząco, bujając się wraz z rytmem gondoli.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Skoro już powiedzieli A, trzeba było powiedzieć B, a jak przyszła koza do woza, to już w ogóle. Pewnie powinni się poważnie zastanowić nad tym, co właściwie wyprawiali, ale w ich Gryfońskich głowach było zdecydowanie zbyt wiele głupoty i lekkomyślności, żeby zastanawiali się nad konsekwencjami własnych czynów. Poza tym oboje lubili się buntować przeciw ogólnie przyjętym zasadom, a to z reguły prowadziło do problemów, o jakich mądrym głową się nie śniło. Może Max był odpowiedzialny, może wiedział, jak sobie radzić jako uzdrowiciel, może potrafił skoncentrować się na swojej pracy, kiedy taka była konieczność, ale jednocześnie był nieziemskim lekkoduchem, który obecnie całkiem miło spędzał czas, kołysząc się na tej oto gondoli. Było to całklem przyjemne doświadczenie, w tym piekącym słońcu, gdzie dało się na chwilę odpocząć i zapomnieć o wszystkim, kiedy Remy skakała dookoła niego, jak jakaś sarna z aparatem. Uśmiechnął się lekko na tę myśl, a potem zmarszczył brwi na wspomnienie pięciotrzciny. - Ano, podobno całkiem jej tutaj sporo i chętnie zebrałbym jej więcej do kolekcji - przyznał, mruknąwszy jeszcze coś na temat tego smoka, ale nie miało to ani sensu, ani składu, więc sobie to odpuścił, po czym rozbawiony spojrzał na dziewczynę, gdy wspomniała coś na temat picia dziwnych substancji. - Czego się opiłaś? Wody z kanału, czy pięćdziesięcio procentowego drinka? - zapytał słodko, licząc na to, że za chwilę nie postanowi wyrzucić go z tej gondoli, ale wszystko wskazywało na to, że dziewczyna doskonale bawiła się robieniem zdjęć. To było w niej naprawdę fascynujące, musiał to przyznać. Zdawała się uwieczniać dosłownie wszystko, bawiła się tym doskonale i właściwie było to na swój sposób urocze. Może właśnie z tego powodu kojarzyła mu się z młodszą siostrą, z rodzeństwem, jakie chciał mieć, a nie takim, jakie naprawdę miał. Które nawet nie pamiętało już o jego istnieniu, ale dokładnie tak było lepiej, z dala od nich, z dala od wszystkiego, co wlokło się za nim, jak smród po gaciach. Właściwie, jak pomyślał, część spraw utknęła w martwym punkcie, jak rozmowy z Camaelem. Max nawet zastanawiał się przez chwilę, czy jego dziadek, wujek, czy kimkolwiek była dla niego głowa rodu Whitelightów, ma go całkowicie w dupie, czy może po prostu uprzejmie ignoruje jego istnienie. Zaraz jednak został wyrwany z tych rozmyślań, kiedy Remy odwróciła się do niego, z takim, a nie innym pytaniem, a on wybałuszył na nią oczy, zastanawiając się, czy wypowiedział to wszystko na głos. Miał nawet wrażenie, że kiedy się tak poruszył, to maska na jego twarzy również drgnęła, ale wciąż czuł, że znajdowała się na miejscu, nie robiąc niczego szczególnego. - Nie powiedziałem tego... na głos? - mruknął, starając się zrozumieć, co się tutaj właściwie działo, przez chwilę będąc naprawdę zdziwionym, zastanawiając się, czy przypadkiem okolica nie miała na nich znowu przedziwnego wpływu. - I to nie są sprawy, które powinny interesować małe dziewczynki, hm? Jak będziesz pełnoletnia, to ci powiem - odgryzł się, pokazując jej język, chociaż jego ciemne oczy wyraźnie błyszczały.
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Swój ciągnął do swego, a skoro dwóch lekkoduchów spotkało się i rzucało pomysłami, musiało skończyć się tak, że jakiś dociągną do końca. Plus co złego mogło się stać, kiedy jedno z nich było uzdrowicielem a drugie… Drugie mogło się wcisnąć wszędzie tam, gdzie kłopoty! Idealne połączenie! I to takie, w którym najmądrzejszym rozwiązaniem było po prostu wsiąść do gondoli i popłynąć na przygodę. W jakiś sposób była to mądrość życiowa – po to są zasady, żeby je łamać – prawda? Challengowała ona młode umysły do sprawdzania limitów samodzielnie i wyciągania wniosków własną głową, a nie podążanie za masą i inne takie mądrości, które to Remy wymyślała w trakcie robienia zdjęć, jakby jednak ktoś ich złapał i kazał się tłumaczyć. Bo prawdziwa Gryfońska mądrość polegała na tym, żeby mieć jakieś dobre wytłumaczenie bagna, w które się wpakowało, nauczyła się tego dość boleśnie przy tym, jak przyłapał ich Elio. - Haha a Wei nie wytarga cię za uszy, że wpakujesz się w nią bez niego? – wytknęła na niego język, choć zastanawiała się, czy za kolejne słowa akuratniejszą karą nie było faktycznie wypchnięcie Maxa z gondoli. – A co, ty po pięćdziesięco masz haluny? – spapugowała jego słodki głosik, robiąc przedrzeźniającą minkę, zupełnie jak zrobiłoby to młodsze rodzeństwo, które nie ma nic kreatywniejszego do dodania niż „nie bo ty”. – I dla twojej wiadomości wodę ze studni, o! – prychnęła, unosząc dumnie nosek jakby to poprawiało jej sytuację. Max wybałuszył oczy… I ona też na niego w absolutnym szoku. Najpierw chciała się do niego odwrócić i uśmiechnąć już szczerze słodko, podziękować za komplement i przyznać, że też czuje się u jego boku jak ze starszym bratem. To mogłaby być naprawdę urocza chwila… Dopóki nie powiedział wszystkiego, co było dalej. Już chciała się go spytać, czy był pewien, że chce się tym z nią dzielić, zapewnić, że mogła wszystkiego wysłuchać i pomóc tak bardzo jak umiała. Tylko że jego usta się nie ruszały. Ale dalej mówił? O KURWA! Czy ona właśnie… Słyszała jego myśli?! Patrzyła się na niego równie zszokowana co on na nią, tylko że przy tym cały czas słyszała jeszcze echa jego rozterki na temat Whitelightów. - Czekaj, czekaj, czekaj! – zamachała rękami w panice, przerywając Maxowi cokolwiek, co chciał dalej powiedzieć czy ją przedrzeźniać. – ZACZEKAJ! – wysunęła do niego dłonie w znaku stop, patrząc się absolutnie spanikowana prosto na niego. Aż było jej głupio przerywać te żarty i psuć chwilę wygłupów, jakaś część niej nawet chciała się odszczeknąć za małą dziewczynkę i że przecież już zaraz miała być pełnoletnia, a w ogóle to ona doskonale rozumie co i jak pewnie nawet lepiej od niego! No tylko że… - ŻE JAK TO JESTEŚ WHITELIGHTEM?!
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max właściwie zdążył się przyzwyczaić do tego, że kłopoty ciągnęły się za nim, jak smród po gaciach. Może dlatego, że po prostu sam się w nie wiecznie pakował, nie zastanawiając się do końca nad konsekwencjami własnych czynów, będąc niesamowicie lekkomyślnym. Być może powinni zabrać ze sobą jeszcze kogoś na tę wycieczkę, może powinni powiadomić kogoś innego o tym, co się właściwie z nimi działo, ale prawda była taka, że oboje zapewne uznaliby wtedy, że było to niesamowicie nudne. Gryfonem było się zawsze i wszędzie, niezależnie od tego, ile miało się lat, jedynie poziom szalonego zachowania zmieniał się z wiekiem, a przynajmniej tak wydawało się Maxowi, który w ostatnich czasach nieco spoważniał. Nieco, bo oczywiście nie był niesamowicie mądry, niesamowicie błyskotliwy i nie wiadomo, co jeszcze, ale z całą pewnością zrobił pewne postępy. Całkiem spore, jak uważał, ale nadal za małe, by można było uznać to za całkowity i bezapelacyjny sukces. - Myślisz, że będzie zazdrosny? - zapytał na to, odbijając w ten sposób piłeczkę, chociaż nie miał pojęcia, jakim cudem Remy mówiła o jego przyjacielu, kiedy zupełnie nic na jego temat nie wspominał. Chyba że faktycznie miał halucynacje z głodu albo z powodu tego, że kołysali się na tej gondoli, zbliżając się coraz bardziej do brzegu zapomnianej przez Merlina, i w ogóle wszystkich, wyspy. - Pięćdziesiąt to śniadanie, nie masz nic mocniejszego? Chyba że ta woda ze studni to setka, wtedy ci gratuluję - odgryzł się właściwie od razu, przyglądając się Remy z rozbawieniem, rozwalając się w najlepsze w gondoli, nie przejmując się, że znajdowali się teraz na całkiem głębokiej lagunie. Pływać potrafił, więc mogła próbować go topić, jeśli chciała. Co prawda pełno było tutaj tych delfinów, więc pewnie i tak nic by mu się nie stało, ale gdyby chciała się wyżyć, to nie miał nic przeciwko. Potem jednak doszło do czegoś, czego się nie spodziewał i jego tok myślenia całkowicie się rozbił, kiedy po chwili uderzył z całej siły w twarz, wydając z siebie głęboki jęk niezadowolenia, gdy zdał sobie sprawę z tego, co się stało. Rok wcześniej były zbroje, które przekazywały im swoje myśli, a teraz wszystko wskazywało na to, że Venetia miała podobne zdolności, pozwalając na to, żeby Remy była w stanie usłyszeć to, nad czym się zastanawiał. Znowu. Po raz kolejny wpakował się w to samo gówno, na co zaśmiał się cicho, nie do końca wiedząc, czy powinien się śmiać, czy płakać, odnosząc wrażenie, że jego sekret nie pozostanie długo tajemnicą. Bo wiedziało o nim zdecydowanie za dużo osób na to, by faktycznie nadal móc uważać to za coś niedostępnego i strzeżonego. - Ano - mruknął inteligentnie i wzruszył ramionami. - Przez babcię. Jakbyś miała wątpliwości, skąd właściwie wziął się mój dar jasnowidzenia, to już wiesz. Ale nie ma co o tym gadać, mieliśmy się wybrać na przygodę.
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Niektórzy nazywają to kłopotami, inni przygodą. Dla Harmony było to tym drugim i nie tylko dlatego, że „pakowanie się w przygody” brzmiało zdecydowanie lepiej na posiedzeniu u dyrektorki. Chociaż w dorosłość miała wkroczyć już bardzo niedługo również i u niej odpowiedzialność zdawała się nie iść w parze z wiekiem, zamiast tego będąc zakopaną gdzieś pod stertą zdjęć z podróży. Bycie Gryfonem najwyraźniej zobowiązywało do głupot, a ta dwójka była w tym mistrzami, co udowadniało samo to energiczne latanie Remy po gondoli, jakby zupełnie zapomniała, że ta mogłaby się wywrócić – no i najpewniej tak było. - A kto nie byłby zazdrosny o takie cudowne towarzystwo, jak moje? – wyszczerzyła się, unosząc się z dumą wręcz teatralnie wysoko i zadzierając przy tym nosek. Bawiła się świetnie tymi zaczepkami i przedrzeźnianiem, głupimi minkami i dokazywaniem sobie jak rodzeństwo harcujące pod nieobecność rodziców. – No to dobrze was w tym szpitalu karmią – prychnęła wesoło. – Zostanie to moją słodką tajemnicą, ale nikt nie zabroni ci się samemu przekonać – dodała wyzywająco i uniosła na niego zaczepnie brwi. Gondola zafalowała od ruchów Maxa, więc i Remy zabujała ich łódeczką ze śmiechem, udając, jakby miała ich zaraz wywrócić. Nie planowała co prawda tego robić, ale skoro chłopak sam zaczął, to przecież ona też mogła się podrażnić. I szybko te zwykłe wygłupy zmieniły się w zupełnie niekontrolowane zabujanie gondolą tak, że aż musiała rozłożyć ręce na boki, kiedy skoczyła z zaskoczenia. Gdy Maks tak po prostu powiedział jej, że czytała mu w myślach, pewnie stwierdziłaby, że faktycznie nażłopał się pięćdziesiątki. Ale widząc jego reakcję no i samej… Cóż, słysząc wszystko! O zbrojach i o tym, że to już sekret nawet nie był jak kilka osób wiedziało, miała dwa wnioski – albo faktycznie maska dała jej taką moc, albo to ona się jednak schlała. - Jejku przepraszam! Przepraszam! – spojrzała na niego przerażona, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że przeprasza w odpowiedzi na coś, o czym on pomyślał. – Na Merlina i teraz też, słodka Morgano jak to wyłączyć! – zatkała uszy, bo nie chciała słyszeć rzeczy, których mógł sobie nie życzyć, żeby usłyszała, ale to nie działało. Czytała z niego jak z otwartej księgi i nie umiała zagłuszyć tego jawnego naruszania prywatności. – Obiecuję, że nikomu nie powiem! Naprawdę! Przysięgnę na co chcesz, tylko…! – panikowała coraz bardziej czując, że to była wiedza nie dla niej i dopiero jego, cóż, pogodzenie się z tym faktem? Machnięcie na to ręką? Cokolwiek to było, aż tak zbiło ją z tropu, że się uspokoiła i przestała trząść gondolą. – Nie jesteś zły? – wydukała w końcu wciąż oszołomiona, cóż, tym wszystkim. Miała w tym momencie tak dużo pytań, to było wiele rewelacji zrzuconych na raz z prędkością myśli i raczej niecodzienną wiadomością było to, że twój kumpel był z tak ważnego rodu. Ale… Skoro on chciał to zostawić? Chyba nie miała za dużo wyboru, jak faktycznie pójść za jego zdaniem, koniec końców były to jego myśli i skoro nie mógł wybrać w tym momencie czym się dzielił, to chociaż powinien nakreślić granicę o czym chciał mówić na głos. A przecież poznała kilka innych równie ciekawych myśli. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – powiedziała słodko z podchwytliwą minką, przyglądając mu się zadziornie. – To w takim razie wróćmy do tego Weia, tooo JAK dokładnie miałeś go uciszyć? – wyszczerzyła się, trącając go w bok zaczepnie. Jeżeli wolał o swoim pochodzeniu teraz nie rozmawiać, nie ma sprawy, mogła mu o sto osiemdziesiąt stopni obrócić myśli.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Przygody były różne. Krótkie, długie i podłużne, można by powiedzieć i ta zapowiadała się całkiem dobrze, kiedy tak się droczyli, spokojnie kołysząc się na gondoli, bawiąc się tym, że płynęli przed siebie. Laguna była piękna i nawet ta opuszczona wyspa, do której prawie już dobili, zdawała się naprawdę fascynująca. Pewnie dokładnie taka była, ostatecznie bowiem znajdowało się na niej coś niesamowitego, coś wspaniałego, coś, co mogło ciągnąć takich wariatów, jak oni. Chociaż Max nie zamierzał zapuszczać się na nią jakoś szczególnie daleko, owszem, robił powalone rzeczy i często źle na tym kończył, ale chwilowo nie miał ochoty biegać właśnie z urwanym nosem, ręką albo okiem. Wolał mieć siebie w całości, zwłaszcza kiedy droczył się z Remy na temat jej towarzystwa, zazdrości, czy tego, czym dokładnie karmiono uzdrowicieli w szpitalu i dlaczego nie dało się tam pracować na trzeźwo. Później jednak wszystko się całkowicie popsuło, bo nieoczekiwanie okazało się, że coś, pewnie ta maska, dała dziewczynie możliwość czytania jego myśli i to już takie zabawne nie było. Ostatecznie Gryfonka nie była głupia, w życiu by jej tak nie nazwał, toteż potrafiła składać dwa do dwóch i osiągać tym samym całkiem satysfakcjonujące wyniki, co niekoniecznie mu się podobało. Nie lubił zdradzać swoich tajemnic, zapewne dokładnie tak, jak i inni ludzie, a w tym przypadku nie bardzo miał jak się przed tym bronić. Musiałby przestać myśleć i chociaż podobno było to łatwe, nie dało się tego zrobić ot tak, na zamówienie. - Nie – mruknął, poprawiając maskę, czując nieoczekiwanie jakieś szarpnięcie w ciele, na które zmarszczył lekko brwi. – Nie jestem zły, w końcu to znowu magia, ale wolałbym, żebyś po prostu o tym zapomniała. Moje życie jest trochę… może kiedyś ci o tym opowiem – stwierdził, raz jeszcze poprawiając maskę, kiedy przybili do brzegu opuszczonej wyspy i ich podróż właśnie się zakończyła, co gondola oznajmiła lekkim kołysaniem. I chyba właśnie wtedy, gdy Remy zadawała swoje niewybredne pytanie, a przez jego głowę przeleciały wspomnienia tego, co wydarzyło się na polu pięciotrzciny, maska postanowiła zadziałać. I uniosła go w powietrze, pozwalając mu latać, co było doświadczeniem nieco idiotycznym, a jednocześnie fascynującym. Nic zatem dziwnego, że parsknął, a potem uśmiechnął się diabolicznie. - Chciał, żeby go zjeść – stwierdził groźnie, bawiąc się teraz idiotycznie w jakiegoś smoka i złapał Remy za ramiona, żeby pociągnąć ją w górę, co nie mogło się dobrze skończyć. Nie był w stanie za bardzo kontrolować swojego lotu, więc pomknęli dość nisko w stronę najbliższej okolicy, jaką okazał się cmentarz. Tylko po to, by tam wywalić się z fasonem.
kontynuacja – na zapomnianym cmentarzu
______________________
Never love
a wild thing
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Kiedy wysiedli z gondoli z pegazem, Nicholas rozejrzał się za kolejną. W końcu mieli zwiedzić jak najwięcej, więc musieli trochę się poprzesiadać. W oko natychmiast wpadła mu gondola z, a jakże, delfinem! Seaver uznał to za znak i po uzgodnieniu z Anabell, czy ta nie ma nic przeciwko, zaprowadził ją właśnie tam. Znów z pełną szarmancją pomógł jej wsiąść do łódki, która tak jak ta poprzednia nie miała gondoliera. I znów było im to na rękę, bo nie było miło rozmawiać na prywatne tematy przy obcych ludziach. - Wszystko już gra, Bells? - zapytał z troską Nicholas, wspominając jej niedawne łzy. Dusza opiekuna rozpanoszyła się w nim na dobre. Chciał poprawić dziewczynie humor i naprawdę myślał, że wycieczka gondolą jakoś to ułatwi. - Pływanie gondolą to taki przyjemny, leniwy sposób na zwiedzanie, prawda? Nie trzeba chodzić, nie trzeba się wysilać, można tylko siedzieć i oglądać.
- Tak, tak, wybacz, czasami po prostu szybko się wzruszam - odrzekła pospiesznie, w jego obecności już dwukrotnie się wzruszyła i nie za bardzo wiedziała, czy to aby na pewno dobry omen. Ale teraz przynajmniej jest przygotowana! Bo chusteczka z pewnością jej w tym pomoże. Weszła na pokład gondoli z pomocą Nicholasa i gdy usiadła, zrobiła to samo co przy pierwszej gondoli, czyli zanurzyła dłoń w wodzie i muskała palcami taflę wody. - Tak, to prawda. Woda mnie uspokaja, tak mi się zdaje. - odrzekła w zamyśleniu, lubiła dotykać wodę i tak jak przemyka przez jej palce, to było dość miłe uczucie, dość niecodzienne do tego co ma w Hogwarcie. - Masz wizbooka? - Zapytała nagle. - Wiesz... Wakacje niedługo się kończą, a ja... chciałabym mieć jakiś kontakt z tobą, jeśli chcesz oczywiście - dodała na sam koniec czując, że jej poliki spłonęły rumieńcem, choć sama nie wiedziała dlaczego. I w równie magiczny sposób poczuła gulę w swoim gardle, spojrzała na Nicholasa katem oka.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Gondola ruszyła z miejsca i ruszyła w jakąś stronę, której Nicholas z początku się nie przyglądał. Ot, kolejna wycieczka i tyle. Nawet nie zauważył, że zaczęli się oddalać od Venetii i płynąć ku opuszczonej wyspie. Chłopak skupił się na widoku wody przemykającej przez palce Anabell i sam postanowił również zaniżyć dłoń. Tak. To było przyjemne i uspokajające. - Woda jest niezwykła. Jest w niej tak wiele i znaczy tak wiele. Bez wody nie ma życia. A do tego wszystkiego potrafi mieć tyle nieoczywistych wpływów na nas... - zamyślił się, ale po chwili przez pytanie Anabell ocknął się i spojrzał na nią zaskoczony. - Wzbooka? Ja... Nie, chyba nie mam. Przeklnął w myślach to "chyba", które mu się tak zdradziecko wyrwało. Musiał nauczyć się mówić w odpowiedni sposób, nie podkreślając ciągle swojego upośledzenia wspomnieniowego.
- Woda skrywa w sobie wiele tajemnic w takim razie - powiedziała bardziej do siebie niż do Nicholasa, woda miała w sobie coś niesamowitego i jej małe doświadczenie dotyczące pływania z delfinami albo raczej stania wokół nich spowodowało, że pałała do tej cieczy cieplejsze uczucia, o ile można tak robić. Na jego słowa na temat wizbooka nagle posmutniała, co raczej zagryzła dolną wargę, siedząc przez chwilę w ciszy i zastanawiając się co powiedzieć sensownego. Starając się tym samym opanować swoje emocje, które przez chwilę wzięły nad nią górę. - Och, no dobrze - szepnęła starając się, choć po części brzmieć naturalnie. - A chciałbyś... - Tu na moment się zawahała - Może raz na jakiś czas, no wiesz, napisałbyś do mnie list jeśli byś chciał - dodała trochę nerwowo i niepewnie, wyprostowała się na swoim siedzisku, a mokrą rękę wytarła o swoją nogę. Spojrzała na jego twarz, zastanawiając się, co może jej odpowiedzieć.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas z pewnym opóźnieniem zauważył to, jak posmutniała i połączył kropki zanim zdążył zapobiec temu stanowi. Zaraz też pospieszył ze sprostowaniem, które jak mu się wydawało, powinno rozchmurzyć dziewczynę. - Ale myślę, że najwyższy czas, żebym sobie takowego założył. Zdaje się, że to praktyczniejsze, niż listy. Ale...wiesz, listy też chciałbym wysyłać. Mają w sobie coś wyjątkowego, czego bardzo mi brakowało, kiedy żyłem u mugolskiej rodziny. Bo ja też bardzo chcę utrzymać tę znajomość, Bells. Uśmiechnął się do niej. Nie był to promienny, pogodny uśmiech, było w nim coś smutnego, jakaś melancholia. Ale o tym, co dokładnie myślał, nie było dane się dziewczynie przekonać. - Lubię Cię, Bells. Chciałbym, żeby to nie była tylko wakacyjna znajomość. Jeśli uczynisz mi ten zaszczyt, chciałbym móc nazwać cię swoją przyjaciółką. Jesteś w tej chwili jedyną osobą, z którą udało mi się nawiązać tak bliską relację. Westchnął ciężko. Takie otwieranie się było dla niego czymś nowym, ale bardzo potrzebnym. Był pokręcony, ale miał wrażenie, że Anabell aż tak mocno to nie przeszkadza. Musiał jednak to wiedzieć od niej samej, nie wolno mu było się domyślać. - Jak na pewno zauważyłaś, mam trochę problemów ze sobą. Wszystko to ma swoje powody, ale nie potrafię o nich jeszcze swobodnie mówić. Jesteś pierwszą osobą spoza mojej rodziny, z którą mogę tak spędzać czas i... Nie chciałbym, żeby to się skończyło wraz z wyjazdem do Wenecji.
Spoglądała na jego twarz, a przede wszystkim słuchała uważnie jego słów, które przyjmowała do swojego ciała. Zamrugała kilka razy ze zdziwieniem, kiedy to opowiadał o tym, że może założyć wiboozka. - Byłoby fajnie, wiesz, wiadomości przychodzą szybciej niż listem, choć listy też mają w sobie to coś - skomentowala czując nadal rumieńce na swojej twarzy i im więcej go słuchała tym bardziej nie dowierzała temu jak bardzo Nicholas cenił Bell, co było jednocześnie tak bardzo miłe, a jednocześnie tak bardzo szokujące dla niej, że nie wiedziała, co powiedzieć. - Ja... - zawahała się czując sie niezręcznie - Tak, też chciałabym, żebyś był moim przyjacielem - odezwała się w końcu czując, że w pewien sposób brakuje jej tlenu, co było raczej dziwnym zjawiskiem, patrząc na to, że pływali gondolą, a powietrze było niemal idealne. Dlatego też zaczęła pilnować swojego oddechu, aby zaczął być on równy i miarowy. Anabell w swoim nieświadomym odruchu położyła swoją dłoń na jego dłoni [o ile się zgodził] i lekko pokiwała głową. Miał problemy, a wiedziała to już od drugiego dniu karnawału gdy tylko usłyszała o tym, że nie pamięta członka swojej rodziny. Jeżeli miała jakąś dobrą cechę, to byłoby to, płyniecie z prądem to, co życie jej przyniesie, a teraz dało jej niesamowitą przyjaźń, która doświadczyła w tak krótkim czasie. A może to nie przyjaźń? Kto wie. - Wiem i też w głowie mam wiele pytań w związku z tym, ale... - Tu zrobiła krótką pauzę. - Wierzę w moment, w którym będziesz gotowy mi o tym powiedzieć jeśli któregoś dnia cię o to zapytam - Odpowiedziała ze zrozumieniem na taki w tej chwili było ją stać. Ciężkie, trudne i traumatyczne chwile nie mogą ot, tak być uleczone, one potrzebują czasu, a teraz być może właśnie tego potrzebował Nicholas. Jeśli tak będzie i tego od niej będzie oczekiwał, to poczeka, tyle ile będzie trzeba.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholasa zdziwiło to, że chwyciła go za rękę, ale nie protestował. Może tego potrzebowała? A skoro mieli być przyjaciółmi, to powinni się wspierać. On chciał ją wspierać, więc pozwolił się tak trzymać, nie robiąc jednak żadnego kroku dalej w jej stronę. Z jego strony to nie było romantyczne uczucie, ale czysta, niewinna potrzeba przyjaźni i kogoś bliskiego. Potrzeba kogoś ważnego, o kogo mógł się troszczyć, o kogo mógł dbać i dla kogo mógł być wsparciem. I kto byłby wsparciem dla niego. - A zatem ustalone - jego twarz się rozpogodziła. - Listy i wizbook. Jak tylko dotrzemy na ląd, możemy pójść do pierwszego z brzegu sklepu, który je sprzedaje. Uścisnął mocniej jej dłoń i uśmiechnął się weselej. No i było wspaniale! Oboje byli zadowoleni, czegóż chcieć więcej? I wtedy Nicholas podniósł wzrok i zmarszczyl brwi - Oj, chyba nie do końca tę część Venetii chcialiśmy zwiedzać. Gondolo, zawracaj, nie płyniemy na opuszczoną wyspę. I gondola zawróciła. Mieli więc wystarczająco dużo czasu, by jeszcze coś przegadać. - A czy jest coś takiego, Bells, o co szczególnie chciałabys zapytać? Może mógłbym odpowiedzieć już teraz. Zadaj tylko pytanie, a odpowiem na tyle, na ile będe potrafił.
W ostatnich dniach działo się tak dużo, że sama nie miała chyba nawet za bardzo czasu, aby to sobie wszystko w głowie poukładać. Choć teraz przynajmniej wiedziała, że spotkała kogoś wyjątkowego na swojej drodze i chciała pielęgnować tę przyjaźń, wspierać, najlepiej jak teraz potrafiła. I miała nadzieję, że jest warta tej przyjaźni, której właśnie doświadcza. - Dobrze, pomogę ci z wyborem w takim razie - odrzekła rozpromieniona w końcu było ta dobra rzecz na początek ich nowo-starej znajomości. Rozejrzała się dookoła siebie i faktycznie dopiero teraz zobaczyła, że płyną w stronę opuszczonej wyspy, aż ją dreszcz przeszedł po karku, nie była przekonana czy chce sprawdzać, co kryje w sobie mroczna ziemia spowita mrokiem. Dopiero gdy gondola zawróciła, odetchnęła z ulgą. Mogła zadać pytanie? Tylko o co mogłaby zapytać w tej chwili? - Zastanawiałam się... Kochasz wodę, skąd Twoja pasja do niej i do delfinów? Chciałabym usłyszeć więcej opowieści z Twoich ust - zapytała więc o pierwszą rzecz, która przyszła jej na myśl, a temat wodny i delfinów wydawał jej się najbardziej odpowiedni, patrząc na to, iż teraz też na niej są.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas chwilę rozważał pytanie Anabell i zastanawiał się nad swoją odpowiedzią. Sprawa nei była wcale oczywista. Mógł jej powiedzieć ze szczegółami wszystko, co się wiązało z tym tematem, ale nie czuł sie jeszcze gotowy na tak precyzyjne wynurzenia. Zdecydował się więc na ograniczenie informacji do tych, które według niego mogły ją zainteresować najbardziej, nie psując jednocześnie miłego nastroju rozmowy. - Woda była najpiękniejszym, co mi się przytrafiło. Zawsze była dla mnie ważna, nie umiem określić momentu, w którym by zaczęła. Czasem mam wrażenie, że los spłatał mi psikus, sprawiając, że narodziłem się człowiekiem, a nie trytonem. W wodzie jest wszystko, co kocham. Wolność, przestrzeń, tajemnica. Nigdy nie wiadomo, co się znajdzie pod powierzchnią. A delfiny... Mój statek kiedyś tonął. Wiedziałem, że nie utrzyma się długo na powierzchni, a ja nie wiedziałem, jak daleko jest ląd. Delfiny mnie ocaliły, zaprowadziły tam, gdzie byłem już bezpieczny i pomogły wydostać sie na brzeg. To moi duchowi strażnicy. No i delfin jest moim patronusem. To ostatnie już wspominał, ale to było takie podsumowanie, którego nie należało omijać. Kiedy skończył odpowiadać, jego oczęta zaiskrzyły się wesoło. Spojrzał na Bells i uśmiechnął się zaczepnie. - Teraz moja kolej. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Anabell zmieniła swoją pozycję tylko po to, by móc lepiej wysłuchiwać jego historii. Od początku mówił z wielkim zafascynowaniem o niej, dlatego też bardzo chciała się czegoś o nim dowiedzieć i tego skąd pojawiła się ta zajawka na wodę. Zafascynowała się tematem zatapiającego statku. Znaczy tonący statek to nic dobrego to na pewno, ale była ciekawa, lecz zanim mogła zadać mu pytanie, padło jego na temat koloru. - Niebieski może dlatego ze mnie taka gaduła - zaśmiała się wesoło - Moja kolej. Byłeś kiedyś żeglarzem? - zapytała z iskierkami w oczach.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Niebieski! Tez go uwielbiam. Ale to nic dziwnego, skoro lubię wodę, prawda? - rozważył kolejne pytanie. Żeglarzem. Czy on był żeglarzem? Tak, chyba można było tak to nazwać. - Podróżnikiem, tak bym to okreslił. Ale zdecydowanie można powiedzieć, że jestem żeglarzem. Marzy mi się zbudowanie własnego statku i zostanie jego kapitanem. Ja... Wiesz. Chciałbym mieszkać na wodzie. Czuję się na niej pewniej niż na stałym lądzie. Podniósł wzrok i skrzywił się lekko. Te wycieczki gondolami zdecydowanie trwały zbyt krótko. No ale wszystko co dobre musi sie kiedyś skończyć, prawda? - A skoro mowa o stałym lądzie, to właśnie do niego dopływamy. Nie wiem jak ty, ale ja się jeszcze nie nagadałem. Następna gondola? Była już taka z pegazem, ta jest z delfinem, jak sądzisz, jaka będzie następna?
Zaśmiała się - Mogłam się tego spodziewać - rozbawiona przewróciła oczami, delfiny niektóre też były niebieskie, co nie? A przynajmniej coś kojarzyła, choć nie spodziewała się, że jej wiedza delfińska się sprawdzi, bo jest dość niskiego poziomu. - Ooo chcesz mieszkać na statku? To dlatego wspominałeś ostatnio, że chcesz nocować na gondoli, ma sens - pokiwała głową jakby łączyła jakieś wątki w głowie. Miało teraz to dla niej większy sens. - O, może to będzie smok, taki co zieje ogniem i zrobi rawr - uniosła specjalnie ręce do góry udając smoka i jego ryczenie, które oczywiście go nie przypominało, ale było jego słodszym odpowiednikiem.