Całkiem zwyczajny i jeden z wielu korytarzy, którym dostaniesz się w inne miejsca Koloseum. Pochodnie jednak płoną tu cały czas i zdaje się, że kolor ich ognia zależy od nastroju przechodzącego czarodzieja. Jeśli więc chcesz oszukiwać jak się czujesz – nie jest to najlepsze miejsce.
Autor
Wiadomość
Laena Aasveig
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Duże, kryształowo-błękitne oczy, często chodzi z wiankami na głowie
Mogłaby go uznać za szaleńca i całkowicie szczerze uważała, że on sam wpisał się już do grupy tych szczęśliwców. Bo przecież szaleństwo nie musiało oznaczać niczego złego. Sama nazywanie wariatką traktowała jak wyjątkowo przychylny komplement. Bo skoro Frederick był szaleńcem, znaczyło to, że nie bał się być inny – bo o tym, że nie był zwyczajnym, szarym czarodziejem, musiał wiedzieć i on sam, nawet jeżeli nie chciałby się do tego przyznać. Szaleństwo oznaczało wolność, wolność słowa, przekonań, wolność w byciu samym sobą i ona sama chyba jeszcze nie widziała, by mężczyzna z czymkolwiek się powstrzymywał. Nie krępowały go konwenanse grzeczności, gdy mówił o innych dokładnie to, co myślał i nie przejmował się, przynajmniej jej zdaniem, kiedy robił to, na co miał w danym momencie ochotę, nawet, a może właśnie i szczególnie wtedy, gdy było to udowodnienie jej, że nie miała racji. I nawet, jeżeli właśnie w te sposób ich znajomość miała mieć swój cel, takimi właśnie sposobami prowadzić ich na szczyt i ponad jego granice, nie miała nic przeciwko, podobało jej się to szaleństwo. - Nawet jeżeli – potwierdziła z uśmiechem, unosząc na niego z zainteresowaniem brwi. O co dokładnie pytał? Do czego się odnosił? Czy w ogóle miała prawo to wiedzieć? Może właśnie tam kryła się kolejna atutowa karta, którą mogła zdobyć. – Nie chcę zabrzmieć jak filozof, ale czy to nie tak, że podejmując walkę z wyzwaniem, nawet w postaci kogoś innego, tak naprawdę musimy przejść walkę z samym sobą, żeby do niej przystąpić? – zagaiła, śledząc go uważnie wzrokiem, szukając czegoś, co tam się jeszcze kryło i co tak sprytnie chował. - Ach, po prostu pan się za nimi tak sprawnie uganiał, że aż stało się to wyznacznikiem – zaśmiała się, próbując trochę sobie z nim igrać. – Wieczorne spacery na pewno mają, już wie pan gdzie mnie szukać, proszę zapukać do drzwi, jak będzie pan gotowy – odparła równie gładko, bo oczywiście, że nie odpuściłaby sobie takiej okazji.