C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
W pobliżu Świątyni Trytonów znajduje się ukryta zatoka, do której bardzo trudno się dostać. Jest to zakątek ściśle porośnięty roślinnością i niektórzy twierdzą, że można do niego dotrzeć jedynie od strony wody, wiedząc, jak ominąć przybrzeżne prądy. Niektórzy śmiałkowie skłonni są skakać do wody pomiędzy skałami, ale Venetianie twierdzą, że nikomu jeszcze ta sztuka się nie udała, a dno zatoki zdobią ślady nierozważnych głupców, którzy tego próbowali. Zatoka jest jednak niewątpliwie przepiękna, a ten śmiałek, który zdoła do niej dotrzeć, dostrzeże ostatecznie strzeliste kolumny i wodospad płynący wartko pomiędzy gęstą roślinnością. To właśnie tutaj ukrywają się delfiny perłowe, gdy nie parają się swoimi zajęciami i gdy zmęczenie zapędza je na odpoczynek. Można zejść do nich po wąskich stopniach ukrytych między kolumnami, jednak trzeba być bardzo uważnym i się nie poślizgnąć.
Aby się tutaj dostać, rzuć kością k6. Wyniki 2 oraz 4 oznaczają, że znajdujesz drogę do zatoki i możesz do niej wejść. Pozostałe nie pozwalają ci na znalezienie tej lokacji. Rzut możesz wykonać raz dziennie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Każdy na jej miejscu też by się bał, jakby tu był pierwszy raz, ona z pewnością czuła teraz coś pomiędzy strachem a zdenerwowaniem całą tą sytuacją. Plus dopiero teraz jako tako oswajała się z sytuacją, że jakieś zwierzęta pływają wokół niej. Spojrzała na Nicholasa i widząc jego uśmiech, lekko się zmieszała, a po chwili sama odwzajemniła uśmiech nieco bardziej spokojna. - Huh? Naprawdę? To niesamowite na swój sposób - odrzekła zdziwiona, że zwierzęta mogą być tak bardzo pomocne innym czarodziejom. Chyba żyła pod kamieniem, że o tym nie słyszała, ale z drugiej strony... Niby kiedy miała o tym słyszeć, takich rzeczy w książkach nie piszą, a może piszą, a ona o tym nie wie? Okej, stanie po samą szyję w wodzie wymagało od niej dużej ilości odwagi i gdyby nie Nicholas to sama nie wiedziała, czy weszłaby do tej wody sama. Teraz mogła to powiedzieć z ręką na swoim sercu. I zdecydowanie wolała skupić wzrok na Nicholasie niż na delfinach. Jego obecność ją uspokajało i powoli jej oddech stawał się już nawet miarowy pomimo dalej lekkiego stresiku, że coś wokół niej tu pływa. Skupienie się na tym co robi Nicholas, wymagało od niej sporej ilości skupienia, wzięła głęboki oddech do płuc i zrobiła dokładnie co samo co on, czyli wyciągnęła rękę w bok, dając szansę delfinom się dotknąć. Drugą dalej trzymała Nicholasa dla własnej odwagi i bezpieczeństwa. Widziała podpływające delfiny, które ją dotykały, robiły to raz za razem tak samo delikatnie. Tak przynajmniej sądziła. Było to dziwne, ale raczej miłe i oswojenie się z dotykiem delfina powodowało, iż nie stresowała się tak jak na samym początku. - Tak? - szepnęła dla pewności spoglądając na Nicholasa. - Nie obwąchują mnie prawda? Wiesz, tak jak to robią psy? - Palnęła pierwszą możliwą głupotę, która przyszła jej do głowy. - Czy... delfiny poznają nas poprzez dotyk? - dopytała śmielej.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Naprawdę - potwierdził pogodnie Nicholas. - Kiedy bardzo tego potrzebowałem, delfiny pokazały mi którą drogą płynąć, by dotrzeć do brzegu. Są niezwykle mądre, sama zobaczysz. Nicholas upomniał się w głowie, że po prostu musi zabierać ze sobą piankę, nawet jak idzie w ustronne miejsce, bo świat jest pełen oczu i innych osób, nawet tam, gdzie teoretycznie nie powinno ich być. A teraz naprawdę miał ochotę zanurkować z Anabell i pokazać jej cudowności tego podwodnego stada. Ale nie mógł. Nie dzisiaj, nie teraz. - Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Nie znam się na nich tak dobrze, po prostu mam z nimi bardzo pozytywne doświadczenia. Ale wydaje mi się, że to bardzo prawdopodobne. No i to istoty magiczne, to jak działają może się po prostu wymykać naszej świadomości. Westchnął, widząc, że Anabell chociaż trochę się uspokoiła. Mimo wszystko jednak, może już wytarczyło jak na jeden raz. - Mam propozycję. Na teraz możemy skończyć pływanie, ale wrócimy tu jeszcze, dobrze? Możemy użyć skrzeloziela, albo zaklęcia bąblogłowy i zanurkujemy. Ale do tego trzeba się specjalnie przygotować, a ja muszę coś załatwić w koloseum jeszcze. Pozostawała jeszcze kwestia wyjścia z wody. Dla Nicholasa to była ważna kwestia i chociaż wiedział, że pojawią się przez to pytania, wolał postawić sprawę jasno. - Bells, jak będę wychodził z wody... Mogłabyś się odwrócić? To dla mnie probematyczna kwestia i nie chcę... No, po prostu tak bym wolał.
- No proszę to tego nie wiedziałam - Nie miała nawet za bardzo okazji poczytać o delfinach, bardziej zamartwiała się o swoją naukę w szkole, która też do łatwych nie należała. - No dobrze. Ja... Chyba też już mam dość wrażeń na dzisiaj - odetchnęła z ulgą. To doświadczenie było jednak dla niej mocno stresujące także wyjście z wody będzie dla niej teraz błogosławieństwem. Na jego słowa aby się odwróciła lekko się uśmiechnęła, ujęła jego dłoń pod wodą i uścisnęła. - W porządku i dziękuję za dzisiaj było niesamowicie - Uśmiechnęła się od ucha do ucha, a potem odwróciła się i zanurkowała pod wodę płynąć prosto w kierunku brzegu. A gdy tam dotarła usiadła plecami do Nicholasa dając mu czas aby wyszedł z wody i się ubrał. Sama też z grubsza wytarła się i ubrała. Odwróciła się dopiero gdy dostała znak od Nicholasa i wtedy oboje mogli stąd wyjść.
+ Z/t dla mnie i Nicholasa
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas miał głęboko wpojone, zakorzenione dodatkowo przez wiedźmę przekonanie, że mężczyźni nie płaczą. I nie płakał, choć miał teraz na to ogromną ochotę. Wiedział, że to jego wina, ale fakt, że Tony się odsunął, był dla Nicholasa bolesny jak sztylet rozdzierający serce. Miał ochotę złapać go, zatrzymać, powiedzieć, że to wszystko nie tak, ale nie mógł. Po prostu nie potrafił. I chociaż pragnął bliskości tak mocno, że w duchu wył za nią z tęsknoty, wycofał się na ławkę z poczuciem absolutnej bezsilności. - Tak, w porządku - Nicholas również skłamał, tylko że po nim było widać jak na dłoni, że nic nie jest dobrze, że jest blady, sztywny, i że walczą w nim skrajnie sprzeczne emocje. Słysząc radę Diaza skinął głową twierdząco. Chciał się napić. Jak cholera chciał się napić i właśnie to zaczął robić, kiedy tylko opadł na ławeczkę. Odkorkował wino i przyssał się do butelki, na poczekaniu duszkiem wypijając połowę jej zawartości. Zaszumiało mu w głowie nie tyle od ilości, co od tempa przyswajania alkoholu. Zrobiło mu się lepiej, kolory wróciły, a strach nieco przygasł, dając się wybić pragnieniom. Seaver wstał i podszedł do Antonio, stając po jego lewej stronie. - Nie w ten sposób - powiedział cichym, ale o wiele spokojniejszym już tonem. Chwycił jedną ręką za ster, tuż obok dłoni Diaza, a potem przekręcił lekko, ustawiając inaczej statek. - Wsłuchaj się w morze, wczuj się w fale. Podążaj za nimi, a kiedy nadejdzie właściwy moment… Nacisnął mocno, ostro zakręcając jachtem tak, by rozpruć na pół falę, która podbiła statek w górę, efektownie rozbryzgując wodę. Niedoświadczonej osobie mogło się zakręcić w głowie, ale Nicholas cały się rozpromienił, a w jego oczach pojawiły się zaczepne chochliki, kiedy spojrzał na towarzysza. - Wybacz, Tonio. Nie mogłem się oprzeć. - teraz to on zamruczał. Kiedy demony przeszłości ucichły, zaczęło do niego docierać, co przez cały czas robił Díaz i nabrał odrobinę śmiałości. Owszem, bał się, że wcześniejszą sceną zniechęcił go do siebie, ale teraz alkohol podpowiadał mu słowa z ich rozmowy nad basenem . Carpe Diem. A w obecnej wersji chyba nawet Carpe Díaz. - Masz ochotę na więcej wina? - spytał, podając mu swoją butelkę. - No chyba że wolisz nienapoczętą. Częstuj się, mam w torbie zapas. Możesz śmiało wyciągać na co tylko masz ochotę. Poza różdżką rzecz jasna. Ale tę Nicholas miał zawsze przy ciele, nie pozwalając sobie nigdy na brak kontaktu z nią, nawet jeśli miał być to kontakt poprzez materiał ubrań.
Kłamiesz, compadre - pomyślał od razu Díaz, bo nie trzeba było magipsychologa by zorientować się, jak bardzo coś jest na rzeczy. Jaka jest twoja tajemnica, nieznajomy? Antonio miał szczerą nadzieję, że pite tak łapczywie wino rozwiąże mu język. Normalnie powiedziałby coś w stylu “ej, może nie tak szybko” ale znudziło mu się już czekanie. No cóż, przynajmniej kolory wróciły na jego twarz. Bene. Ciekaw był, czy krew przypadkiem nie popłynęła też w inne miejsca. Ale nie mógł się przecież rozpraszać, bo “skupiony” był na sterowaniu łódki. Przyjmował do siebie teorię, że nie jest nieomylny, miał wszakże na jej potwierdzenie wiele dowodów. Niemniej nieco skrzywił się, gdy usłyszał jak ten go poprawia. Gdyby tylko wsiedli w brykę a nie na łódź, od razu pokazałby mu co oznacza ostra jazda. No ale nieważne, może będzie jeszcze ku temu okazja. Choć bardzo ucieszył się, że stał już na własnych nogach i to w dodatku tak blisko niego. Ton jego głosu był spokojny, lecz ledwie słyszalny przez szum fal. Z lubością zauważył również, że ich ręce się niemalże stykają. Tak blisko a tak daleko… Był dzisiaj wyjątkowo, no, może nie grzeczny bo myśli miał kosmate jak zawsze, ale w stosunku do Nico zachowywał się całkiem przyzwoicie. Przymknął więc oczy i wsłuchał się w morze. Ale wszystko wskazywało na to, że Seaver spłatał mu psikusa. Łódka rozpruła falę na pół, a Díaz musiał szerzej stanąć na nogach, żeby się nie wywalić. Nieumyślnie wsparł się również na Nico, który jeszcze chwilę temu przestraszył się ewidentnie naruszenia jego sfery prywatności. Toteż Tony od razu go puścił, choć tak bardzo chciał go do siebie przyciągnąć i no cóż, po prostu pocałować. To chwilowe załamanie coś w nim zmieniło, był bardziej psikusny, śmielszy i taki… filuterny? Zupełnie, jakby wcześniej robił to podskórnie a teraz świadomie. Tego mruku nie dało pomylił się z niczym innym. - Widzisz, ty nie mogłeś a ja przez ciebie musiałem - rzucił z uśmiechem, przyjmując od niego świeże winko. Ale to nie na nie miał w tej chwili największą ochotę. Trzeba było być ślepym, żeby tego nie zauważyć. I zastygł z butelką przy piersi, bo dopiero po chwili tak naprawdę dotarło do niego, co słyszy. Kalkulował przez króciutką chwilę, podsumowując w głowie wszystkie za i przeciw. Byli sam na sam na morzu, jeśli się nie uda to będzie niezręcznie. Ale jeśli pójdzie po jego myśli, może być bardzo przyjemnie. W ogóle go nie znasz, coś jest z nim nie tak. Ale jakie to ma znaczenie, ja też jestem pojebany. A co jeśli się zgodzi i jutro cię znienawidzi? Jutro to ja mogę już nie żyć, pomyślał sobie i jak zwykle ten argument przeważył szalę. Przytulił butelkę do piersi i znacznie się do niego zbliżył. Nico dominował nad nim wzrostem, ale Diazowi to nie przeszkadzało, choć to on lubił zwykle patrzeć z góry. Nie mruczał mu już do ucha, nie wybierał półsłowek, nie pierdolił się w tańcu. - Chcę ciebie. Mogę? - zapytał, a potem nie czekając na odpowiedź, wpił się w jego wargi.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nie taki był cel Nicholasa, ale kiedy Díaz musiał się o niego oprzeć, Seaver niemal westchnął mu do ucha z zachwytu. Chciał go objąć, przyciągnąć go do siebie, poczuć bliskość, ciepło drugiego ciała, ale Tonio odsunął się niemal natychmiast, prawie całkiem burząc pewność siebie chłopaka. I wtedy Díaz przejął od niego butelkę i tak się uśmiechnął… Nico sam nie wiedział, czy wolno mu było sobie wyobrażać cokolwiek, ale teraz marzył już tylko o jednym. Żeby ten niewidzialny mur, którym sam siebie otoczył, runął i przepuścił go wprost w ramiona Antonio. A potem mężczyzna zadał pytanie, które sprawiło, że oczy Nico rozszerzyły się ze zdumienia, ale i jakby… z nadzieją? Nie miał okazji odpowiedzieć. Tonio przejął całkiem inicjatywę, a Seaver bez reszty się temu poddał. Kiedy ich usta się spotkały, Nicholasa ogarnęła fala gorąca. Marzył o tym, pragnął tego, a teraz pierwszym, o czym pomyślał, był paniczny strach przed tym, że wszystko się zaraz skończy. Nie potrafił, nie chciał do tego dopuścić, dlatego wiedziony instynktem złapał Diaza za koszulę i trzymał, ściskał materiał z całych sił, jakby od tego zależało całe jego życie. I może właśnie tak było? Może cała jego przyszłość zależała właśnie od tej chwili? Nicholas odwzajemniał pocałunek z dziką zachłannością, jak wygłodniały pies który rzuca się na jedzenie w obawie, że zaraz wyszarpną mu miskę. Spragniony nacierał na Diaza, chcąc skraść mu tyle pocałunków, ile tylko zdoła, zanim wszystko rozpłynie się w niebyt, okazując się czystą ułudą. - Tonio… - wyszeptał, łapiąc oddech, po chwili znów rzucając się do jego ust z desperacją szaleńca, nie chcąc utracić tej rozkosznej szansy na bliskość, którą zesłał mu los. Chciał go, pragnął go. To wszystko pojawiło się tak nagle, tak niespodziewanie, ale już od pierwszej sekundy Nicholas wiedział, że nie będzie już potrafił bez tego żyć.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
To nie jest żaden koniec, to dopiero początek. Díaz pozwolił sobie na chwilę beztroski, przymykając oczy. Z zadowoleniem stwierdził, że ten odwzajemnia pocałunek a robi to równie niecierpliwie i zachłannie co on. Ja to mam ostatnio szczęście, pomyślał przelotnie a przed oczami przez chwilę ujrzał Deara. A potem Beę i to w takiej kolejności. Otworzył oczy i dostrzegł pożądanie, strach i niecierpliwość w gestach i ruchach Nicholasa. Przyciągnął jego koszulę, tak bardzo nie chciał żeby Díaz odsunął się nawet o krok. Ale przecież on wcale nie zamierzał, powiem więcej, złapał go w pasie również do siebie przyciągnął. Jego pocałunki były niecierpliwe i chciwe, widać było, że mocno tego chce. Gdy na chwilę przestał, by złapać oddech i tak słodko wyszeptać jego imię, Tony jedynie się uśmiechnął. Mój słodki, niewinny niño, już zresztą kolejny do kolekcji. Odwzajemnił kolejny pocałunek. I kolejny. Trwali w transie przez kilka dobrych minut, rozkoszując się nie tylko bliskością swoich ust, ale i bliskością swoich ciał. Díaz całkowicie się rozluźnił, choć czuł że rzeczona butelka wpija mu się w pierś. Przełożył więc rękę, w której ją dzierżył przez ramię Nico i gdy skończyli, wziął głębszy łyk wina. Och, jak było mu cudownie, kto by się spodziewał, że sporty wodne są takie przyjemne? - Zobacz - mruknął mu do ucha, pachnąc słodkm trunkiem. Wskazał ręką na zachód słońca, który rozpościerał się w całej swojej okazałości. Pomarańczowo-różowe niebo przechodziło powoli w coraz to ciemniejszy granat, widać było już pierwsze gwiazdy. I księżyc, ten piękny księżyc który odbijał światło słońca na tafli wiecznie zmąconej wody. Fale delikatnie kołysały łódź, na której tak nagle zrobiło się cholernie gorąco. Tony odłożył butelkę na ziemię, wcześniej proponując kolejnego łyka Nicholasowi. Przez dłuższy czas zastanawiał się, co mu odpowiedzieć i czy coś w ogóle, nie chciał przecież zepsuć atmosfery. - Myślisz, że możemy tu zacumować? - spytał, dotykając czule jego twarzy. Drguą ręką znowu objął go w pasie, dając mu jasno do zrozumienia, na co ma teraz ochotę. A przecież nie mogli tego robić na płynącej wciąż łódce. To by było skrajnie nieodpowiedzialne, tak jak seks z nieznajomym i składanie obietnic na wiatr.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas nacierał z coraz większą agresją. Mógł być z jednej strony słodki i niewinny, ale z drugiej wychodziły z niego pierwotne instynkty, nad którymi ani myślał zapanować. To, jak Tony go chwycił, powinno go spłoszyć, sprawić, że się wycofa, ucieknie i zamknie w sobie, ale tęsknota przeważyła szalę. Dopiero kiedy poczuł, że Díaz obejmuje go ramieniem, zdecydował się na rozluźnienie zaciśniętych palców i przesunięcie dłoni po materiale na piersi Tonio, po jego bokach, aż wreszcie na łopatki, by tam znów pochwycić koszulę mężczyzny, wtulając się w niego z całych sił. Kiedy Díaz raczył się winem, chłopak chował twarz w jego szyi, usiłując dojść do siebie po pocałunkach, które stały się początkiem ogromnych zmian, które zaczęły zachodzić w jego umyśle, w jego duszy i jego ciele. Emocje rozsadzały go od środka, nie pozwalając na przywrócenie wewnętrznej równowagi. Im więcej bliskości dostał, tym mocniej jej pragnął i tym bardziej było mu wszystkiego za mało. Jak przez mgłę usłyszał, że Díaz coś mówi. Nie zrozumiał, szumiało mu w głowie i w uszach. Podążył jednak błędnym spojrzeniem we wskazanym kierunku i wciąż nie puszczając mężczyzny poczuł kojący wpływ piękna zachodzącego słońca. Chłonął ten widok całym sobą, tak samo jak chłonął ciepło bijące od Antonio. Puścił go dopiero wtedy, gdy mężczyzna zdecydował się odłożyć butelkę, częstując go przy okazji. Nicholas przyjął wino i łapczywie znów się nim uraczył. Pijąc czuł smak ust, który Díaz pozostawił po sobie na szkle, smak mężczyzny mieszający się z jego własnym. Seaver chciał na zawsze to zapamiętać, wyryć w swoim umyśle na wieczność ten wieczór, ten zachód, ten smak i tego, który zdołał przebić się przez jego skorupę. Zacumować? Nicholas nie zrozumiał. Tak się zatracił w tym wszystkim, co się działo przed chwilą, że miał problem z przyswojeniem najprostszych komunikatów. Spojrzał w oczy Antonio pytającym, nieco przymglonym wzrokiem, który dopiero po chwili się wyostrzył. - Zacumować... Tak, możemy. Mówił to powoli, z trudem koncentrując się na wypowiadanych słowach. Przymknął powieki, chcąc przedłużyć bliskość jeszcze trochę, jeszcze na moment, chociaż odrobinę, wtulając policzek w dłoń mężczyzny i z całkowitą premedytacją zahaczając wargami o jego kciuk. Nie chciał tego przerywać. Chciał się zatracić w tej bliskości bez reszty, nie troszcząc się o nic więcej. Chciał zapomnieć o całym świecie, skupić się wyłącznie na Tonio, ale świat jak zwykle był nieubłagany. Wreszcie otworzył znów oczy niechętnie, jak ktoś wyrwany z głębokiego, rozkosznego snu i rozejrzał się wokół. Rzeczywiście czas najwyższy zadbać o jako taką stabilność łódki. Byli w zatoce delfinów, całkiem blisko brzegu. Trzeba było zająć się sprawami przyziemnymi. - Tak. Już... Już się tym zajmuję. - powiedział cicho, lekko zachrypniętym glosem. Zaschło mu w gardle. Nie mógł w pełni przywrócić się do porządku. Nie mógł też spojrzeć mężczyźnie w oczy. Wycofał się o dwa kroki, a potem się odwrócił, by ruszyć w stronę żeglarskich obowiązków. Uniósł różdżkę i w całkowitej ciszy rzucał zaklęcia, starając się nie myśleć za dużo, bo im więcej myślał, tym więcej pojawiało się w nim obaw, lęków, aż wreszcie strachu. Kiedy wreszcie opuścił różdżkę, znów był spięty, czujny, wycofujący się jak żółw do swej skorupy. To nie było jasne, klarowne uczucie, a jedynie niepokój i podskórne wrażenie, że zaraz wydarzy się coś złego, że było zbyt pięknie, by mogło być prawdziwie. Seaver z płochością odepchnął potrzebę dotyku. Nie. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego. Wiedźma też bywała delikatna, podpuszczała go, dawała nadzieję, a potem wszystko zmieniało się w ból i koszmar. Pamiętał to wszystko doskonale. Stare blizny zaczęły go piec niespokojnie z nerwów, aż miał ochotę syknąć z bólu. Powstrzymał się jednak i odwrócił się w stronę Tonio. Kim był ten człowiek? Czy chciał go skrzywdzić? Nicholas miał wrażenie, że każdy miał na celu zadawać mu ból. Co przyniesienie mu Díaz? Cierpienie? Bo chyba nie mógł liczyć od życia na nic wiecej.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Nie rozumiał go, kompletnie go nie rozumiał. Z jednej strony kusił go miłymi słówkami i tak chętnie do siebie przyciągał, dotykał, tulił się do niego. Zaś z drugiej wyglądał, jakby był co najmniej naćpany - na wpół przytomny i rozkojarzony. Díaz wcale a wcale nie chciał wypuszczać go z rąk, bądź co bądź już go sobie upolował. Nie zauważył wstydu, ale spostrzegł że ten tuli się do jego szyi - być może chcąc ukryć jakąś prawdę przed całym światem, być może po prostu chcąc poczuć zapach jego wody kolońskiej. Niemniej Tony upijał się jeszcze chwilę i winem, i roztaczającym się przed nim widokiem. Katalończyk spostrzegł, że jego spojrzenie jest błędne i zamglone. Zastanawiał się przez chwilę czy to nie wynik wypitej na wpół butelki wina, ale po chwili stwierdził, że prędzej on sam działał na niego jak narkotyk. Obserwował więc w milczeniu, jak bierze kolejne łyki po raz pierwszy zastanawiając się czy to dobrze tak dużo pić na łódce. Nie był jednak jego aniołem stróżem i niczego nie zamierzał mu zabraniać, szczególnie jeśli miałoby to ułatwić mu sprawę. To znaczy, rozluźnić atmosferę. W gruncie rzeczy im dłużej z nim przebywał, tym bardziej był ciekawy nie tylko pokrytego bliznami ciała. Widział, w jego oczach, że nie ogarnia. Ale po chwili wyraźnie się uspokoił i jego wzrok tak jakby się wyostrzył. A potem przymknął powieki i czule przytulił się do niego policzkiem, jak kot, który oznacza swoje terytorium. Jego gładka skóra tak bardzo kłóci się z moimi szorstkimi dłońmi, pomyślał Tony i delikatnie się do niego uśmiechnął, choć on wcale tego przecież nie widział. Gdy go filuternie ugryzł, uśmiechnął się jeszcze szerzej i zamruczał mu do ucha. - Zrób to szybko. Nie mogę się już doczekać - i nagle magia prysła, gdy ten otworzył oczy. Stał się konkretny i taki zwięzły, Diazowi wręcz wydawało się że nieco oschły. Może na starość robię się przewrażliwiony, pomyślał szybko, rozsiadając się wygodniej na ławce. Czekał tylko na moment, kiedy wrócą do pieszczot i czułości i do chwili, gdy przerodzą się one w coś poważniejszego. Ale ten moment nie nadszedł. W momencie gdy skończył swój niemalże bezgłośny koncert morskiej symfonii wrócił do niego ale taki… sztywny. Wycofany, zupełnie różny niż kilka chwil temu. Díaz westchnął i wyjął papierosy świadomy, że atmosfera prysła i chyba czas trochę pogadać. Odpalił fajkę szybkim ruchem i poklepał miejsce obok siebie na ławce. Poczekał cierpliwie aż ten posadzi na niej swoje piękne litery, nawet jeśli robił to powoli oraz zachowawczo, pykając w międzyczasie chmurki dymu. Nie lubił pierdolić się w tańcu, choć lubił zarówno jedno jak i drugie osobno, toteż zapytał prosto z mostu. - Mów. Co ci leży na sercu? - Przez dłuższą chwilę milczał, czekając cierpliwie na odpowiedź. Uśmiechnął się, westchnął a potem powiedział. - Tu chodzi o mnie czy o ciebie? Bo jeśli mnie nie chcesz, zrozumiem. W każdej chwili mogę aportować na brzeg, powiedz tylko słowo - dodał niechętnie, bo wieczór jeszcze kilka chwil temu zapowiadał się na bardzo udany. Tony wbrew pozorom nie chciał jeszcze odpuszczać, a jedynie pokazać mu, że… go szanuje i chce mu dać dystans. Choć tak cholernie pragnął przecież ciepła jego ciała. A gdy czegoś pragnął, prędzej czy później zazwyczaj to dostawał.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas patrzył na Diaza jak zaszczute zwierzę, nagle bojąc się każdego jego ruchu. Przypomniała mu się wiedźma, jej podstępne kroki, które niezmiennie zawsze prowadziły do bólu. Ona też się uśmiechała. Ale Tonio uśmiechał się inaczej. Kiedy mężczyzna poklepał miejsce obok siebie, Nico ruszył instynktownie w jego stronę i usiadł, walcząc jednocześnie z chęcią ucieczki i chęcią wtulenia się. Już dawno nie czuł się aż tak rozdarty, zagubiony i bezsilny. Nie zamierzał o tym opowiadać. Nie chciał. Bał się, że Tonio wysłucha go i ucieknie, przytłoczony ciężarem bagażu, który niósł Nico. - Nie chcę, żebyś odchodził. Nie chcę. Marzę, żebyś został tu. Został ze mną. - wyszeptał w końcu. Głos mu się łamał. Nicholas w tej chwili naprawdę mocno walczył ze łzami cisnącymi mu się do oczu. Wziął głębszy oddech i wziął się w garść na tyle, by móc w miarę normalnym, choć miejscami drżącym głosem odpowiedzieć Antonemu. - Chcę być blisko. Wierzę... Wierzę, że dotyk może być dobry. Ale boję się... Boję... Boję się bólu. Głos mu się załamał przy ostatnim słowie. Jego ciało mimowolnie zaczęło się trząść, a łez nie dało się już dłużej powstrzymać. Pociekły mu po policzkach dwie ogromne, gorące, znacząc skórę mokrą, lśniącą ścieżką. Seaver zacisnął powieki, starając się przez jakiś czas nad sobą zapanować. Nie chciał się tu teraz rozszlochać. Chciał wyjaśnić, powiedzieć dlaczego się tak zachowuje, przekonać Tonego, że go chce i wybłagać, by nie odchodził. Tylko że to wszystko było potwornie trudne i bolesne. Ale dał radę, nie pozwolił sobie załamać się jeszcze bardziej. Walczył. I mówił dalej. - Zawsze wiązała mnie tyłem do wejścia, żebym nie widział, że nadchodzi. Dlatego tam przy sterze... Dlatego. - dokończenie zdania jednak przerosło jego siły. Ale musiał przejść do sedna, to musiało wybrzmieć. - Bliskość oznacza dla mnie cierpienie. Potworny ból. Bezsilność. A ja bardzo... Bardzo chcę to zmienić. Nie chcę, żeby miała nade mną władzę nawet teraz, gdy jej nie ma. Ja nie... Ja mam... Ja... Ja chcę wierzyć, że nie jestem jeszcze całkiem popsuty. Przez cały czas miał zaciśnie powieki. Cały czas dłońmi ściskał krawędź ławki. Bał się poruszyć, bał się spojrzeć, bał się reakcji Antonio. Czuł, że się całkowicie odsłonił, o że jeśli mężczyzna chciał go skrzywdzić, to nie mógł mieć lepszej okazji. Ale mimo wszystko, mimo koszmaru przeszłością, mimo demonów, które mu stale towarzyszyły, mimo całego zła Nico nie stracił całej nadziei. Miał jej resztki. I wszystkie ulokował teraz w Diazie.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Uniósł brwi, a zdziwienie mieszało się z jego zadowoleniem. Nie takiej odpowiedzi spodziewał się od Nicholasa, ale bardzo była mu ona na rękę. Skoro chce, dlaczego więc zachowuje się tak niecodziennie? Tony widział, jak wiele jest nie tak, słyszał to po jego głosie. Wyglądał jakby miał się rozpłakać i tym razem Katalończyk mógł być pewien, że to wcale nie przez niego. Chciał przez chwilę otworzyć usta i łagodnym głosem odpowiedzieć, że każdy się przecież czegoś boi. Na przykład Toni bał się, że umrze tam skąd pochodzi - w rynsztoku. Ale te słowa byłby teraz takie błahe i wyświechtane w obliczu tak wielkich emocji. Perspektywa śmierci była przecież odległa, a perspektywa bólu wyrządzanego przez Diaza była dla Nico niebezpiecznie blisko - nieważne czy o tym wiedzial czy nie. Słuchał więc jego coraz to bardziej łamiącego się głosu, a w jego sercu zalęgło się zwątpienie. Podobnie jak ostatnio z Olliem zaczął się zastanawiać, czy ich ewentualna relacja będzie dla niego dobra. Pewnie nie, żachnął się w myślach, ale nic poza tym zrobić już nie chciał. Mężczyzna zauważył, że jego policzkach spływają łzy. Szczególnie wrażliwy na piękno Katalończyk przegryzł nieporadnie wargę, bo walczyły w nim w tym momencie dwa wilki. Jeden mówił, że trzeba spierdalać a drugi chciał zostać. Nie tylko z czystej ciekawości, także z powodu współczucia. Zostanę, przemknęło przez myśl Toniemu, który bardzo delikatnie złapał go za dłoń, którą ściskał kurczowo brzeg ławki. Lewa ręka wciąż służyła mu do palenia, zaś prawa miała stanowić dla niego oparcie. Tony odezwał się dopiero, gdy Nicholas skończył mówić. - Masz, weź macha. Palisz? To cię trochę uspokoi. Wiesz co to mugolska marihuana? - zapytał podając odpalonego papierosa, nie chcąc z jednej strony wciskać mu narkotyku na siłę a z drugiej zaś pragnąć, aby wzburzone nerwy nieco opadły. Po przekazaniu mu szluga, czy go zapalił czy nie objął go delikatnie ramieniem i mocno do siebie przytulił. Spojrzał mu prosto w oczy, och były takie piękne, a następnie powiedział do niego cicho. - Każdy nosi ze sobą jakiś bagaż. Ja też się boję w życiu paru rzeczy, ale nie wyobrażam sobie być w twojej sytuacji. Mnie nie musisz się obawiać, ja ci krzywdy nie zrobię - skłamał, a oczami wyobraźni ujrzał to przeklęte spojrzenie pełne wyrzutu, którym ostatnio obdarował go Olivier. - Nie mam pojęcia, kto cię tak zranił ale tej osoby już tu nie ma. I nie wróci, obiecuję. Díaz, ty kłamco. A skąd ty to możesz wiedzieć? - Teraz jesteś tu ze mną i słuchaj, wcale nie jesteś zepsuty. Uwierz mi, że jesteś o wiele bardziej normalny niż ja. A bliskość zawsze może powodować ból, bo im bardziej się do kogoś przywiążesz, tym bardziej boli, gdy odchodzi. Ale ja się na razie nigdzie nie wybieram. - Posłał mu pokrzepiający uśmiech i spojrzał w gwiazdy na niebie, których było coraz to więcej. Odetchnął pełną piersią, przymknął oczy, poczuł bryzę na twarzy. Paradoksalnie pomyślał w tej sytuacji, że życie bywa piękne, rozkoszując się zarówno bijącym od niego ciepłem, jak i chłodem morskiej bryzy. Nawet przez cały ten czas nie pomyślał o Beatrize, choć oczywiście to było jedno z jego najbardziej bolesnych wspomnień. - Nie wiem, jak to się skończy, ale… Skoro chcesz zmienić swoje życie to może zacznij tu i teraz? - mruknął, otwierając jedno oko i zerkając na niego przelotnie.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Tak się bał. Tak się wszystkiego cholernie bał. Właściwie to spodziewał się, że za chwilę Antonio ucieknie, nie chcąc przyjąć na siebie obciążenia relacją z kimś takim jak on. Mógł po prostu nie chcieć znać kogoś, kto ma tyle problemów ze sobą, a już tym bardziej robić z nim rzeczy, które w jakiś sposób mogą ich zbliżyć do siebie. A jednak Díaz nie uciekł. Mało tego, chwycił dłoń Nicholasa, okazując mu wsparcie, którego chłopak teraz tak bardzo potrzebował. Seaver wypuścił wstrzymywane powietrze i westchnął, otwierając szklące się wilgocią oczy i odwracając je w stronę Tonio z bardzo nieśmiałą, płochą nadzieją. - Nie całkiem. Ja... Tak, cośtam wiem. Chętnie spróbuję. Po wszystkim co powiedział, dostał zaproszenie na szluga. Gdyby był mniej roztrzęsiony, pewnie by parsknął wesoło. Tak się jednak złożyło, że taka normalna, zwykła propozycja była dokładnie tym, czego Nico w tej chwili potrzebował. Sięgnął po papierosa i zaciągnął się nim mocno, na dłuższą chwilę zatrzymując dym w płucach. Kiedy go wypuszczał, zdał sobie sprawę, że chyba popełnił błąd, bo skaszłał się strasznie i chwile potrzebował na odzyskanie normalnego oddechu. Oddał Toniemu jego własność i zasłuchał się w to, co ten miał do powiedzenia. Nie musiał się go obawiać? Nicholas z całego serca pragnął w to wierzyć i uczepił się tej myśli jak tonący, który chwyta wyciągniętą ku niemu dłoń. Na wspomnienie o jego oprawczyni twarz Nicholasa na moment stężała. Nie. Nie wróci. Obietnica Diaza była jak najbardziej zasadna, choć on nie mógł przecież o tym wiedzieć. A potem z każdym kolejnym słowem jego twarz łagodniała. Kiedy skończył mówić, Nicholas tak jak on spojrzał na gwiazdy i jak zwykle poczuł płynące z nich ukojenie. To była wyjątkowo piękna noc. I równie wyjątkowe towarzystwo. I wtedy padły słowa, które na nowo rozgrzały jego serce. Spojrzał na Tonio z nadzieją, a potem opuścił tęskne spojrzenie na jego usta. Tak. To był dobry plan. Cieszyć się tym, co jest teraz. Nie martwić się tym, co będzie jutro, ani co było wczoraj. Żyć teraz, żyć najpiękniej jak się da. Nicholas splótł palce z Tonio i przysunął się bliżej wtulając się w niego, zyskując możliwość sięgnięcia do niego ustami. Tym razem nie rzucił się na niego z zachłannością. Teraz był niepewny, nieśmiały, ale jednak zdeterminowany, by nauczyć się budować tę bliskość. Złożył delikatny pocałunek tuż pod uchem Tonio, a potem kierując się w dół po krawędzi szczęki pocałował go jeszcze raz i drugi, i trzeci, by wreszcie zbliżyć się do ust mężczyzny i z czułością wyjść im na spotkanie. Był tak łagodny, tak ostrożny, jakby robił to pierwszy raz, a przecież obaj wiedzieli co działo się jeszcze chwilę temu.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Coś tam wiem. Chętnie spróbuję. Te dwa zdania huczały przez chwilę w jego głowie, a gdzieś z tyłu zapaliła mu się czerwona lampka. Która podobnie jak w przypadku Deara podpowiadała mu, że to się może bardzo źle skończyć. Skąd wiesz, kim on jest, co takiego przeżył i czy nie zaprowadzi się to na skraj tej granicy, za którą już czujesz. Ostatnio bardzo często po niej stąpasz, amigo - mówił sam do siebie, uciszając zarówno sumienie jak i rozsądek. Jednak Diaza to teraz nie obchodziło. Był pijany, czuł się w gruncie rzeczy samotny i po prostu bardzo napalony. Pół dnia i cały wieczór czekał na Nicholasa. Dostosowywał się do jego tempa, zwalniał i nie pozwalał sobie na przyspieszenie. Ocierał wręcz jego słone łzy, trzymał go za rękę. Kurwa, chciał tak bardzo już coś z tego mieć. Ale spokojnie, prrr, wstrzymaj konie. Na razie Katalończyk otworzył już przymknięte oczy, by obserwować, jak ten wciąga chciwe dym do płuc i chyba robił to po raz pierwszy, bo już po chwili bowiem biedaczyna cały się kaszlał, zupełnie jak nastolatek, którym tak dawno już przecież nie był. Choć cała ta rozmowa była w sumie dosyć poważna, Díaz nie mógł się powstrzymać i po prostu się roześmiał. Przyjął od niego szluga i się zaciągnął. Wypuścił część dymu przez usta, wciągnął ją przez nos. I powstrzymując się od palenia po studencku, nieznacznie się do niego zbliżył, gasząc w pośpiechu papierosa. Díaz spostrzegł, że jego twarz na moment tężeje, a potem się uspokaja. Przez krótką chwilę bał się, że to wszystko się znowu powtórzy i trzeba będzie próbować od początku. Ale na szczęście potem staje się niemal rozanielona, gdy w jego głowie wybrzmiało porządnie ostatnie z kłamstw, które mu zaserwował. Zdążył się tylko uśmiechnąć a potem? Wszystko zaczęło się od nowa. Antonio był taki łaskawy, że dał się pocałować. Poczuł też ten intymny gest, te splecione palce i tylko ścisnął mocniej dłoń. Udawał, że był i czuły, i kochany, i wrażliwy na jego dotyk. Chociaż z drugiej strony obecność Nico już nigdy nie miała być dla niego obojętna… Zdziwiło go to, jaki był teraz nieśmiały, choć w jego zachowaniu nie brakowały determinacji. Nie przestawał.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Tonio udawał, a Nicholas uwierzył. Niczego mocniej nie pragnął niż tej czułości i wrażliwości. Te splecione palce, ten sygnał, że mężczyzna jest z nim, że są tu razem i przeżywają wszystko wspólnie i za wzajemną zgodą, to było tym, czego Seaver potrzebował teraz najmocniej. I wszystko to dawał mu Tony, bezbłędnie dopasowując działania tak, że serce Nicholasa miało czas, by zabić dla niego mocniej.
Bywały takie dni, kiedy ludzie zwiedzający Venetię liczyli na noc spadających gwiazd, nie wszyscy czarodzieje byli orłami z astronomii, ale przynajmniej wiedzieli, że musieli znaleźć się z dala od miejskich świateł, a zatoka delfinów nadawała się do tego idealnie. Dwójka młodych czarodziejów znalazła się więc w tym miejscu, by porobić zdjęcia nieba i na tle nieba swoimi magicznymi aparatami, które miały idealnie nadawać się do nikłego światła – tak przynajmniej zapewniał ich sprzedawca. Skierowali aparat na gwiazdy, czekając, aż jedna chociaż zacznie spadać, kiedy w obiektywnie dostrzegli dość nietypową rzecz – a mianowicie łódkę zacumowaną w tym świętym miejscu. Zdusili w sobie chęć oburzonego okrzyku, ale zaraz potem błysk flasha oświetlił splecione w uścisku ciała @Nicholas Seaver i @Antonio Díaz, niekoniecznie całkowicie ubranych!
Czarodzieje zrobili Wam zdjęcie w niepozostawiającej niczego wyobraźni sytuacji. W Waszych postach nie ma wzmianki o wejściu pod pokład, a łódka nie może być zbyt duża ze względu na wielkość zatoki, nie ma też wzmianki o jakichkolwiek zaklęciach, które Was chronią przed wzrokiem innych, więc migdalicie się w miejscu publicznym! Rzucacie oboje kostką k6 i dodajecie wyniki:
2-5 – nie dość, że turyści na Was krzyczą, że nie macie żadnego szacunku, to jeszcze grożą, że to zdjęcie znajdzie się w jutrzejszym wydaniu tutejszego proroka codziennego! Krzyki przywołują trytony, które są tak samo oburzone Waszym zachowaniem i rzucają na Was klątwę – przez kolejne pisane przez Was 3 wątki jesteście cali pokryci łuskami i śmierdzicie rybą! W każdym z tych wątków należy oznaczyć @Ruby Maguire.
6-10 – turyści zaraz wzywają stróżów prawa, którzy są absolutnie zniesmaczeni i dają Wam mandat. Każdy z Was musi zapłacić 50 galeonów za naruszenie spokoju zatoki. Starty odnotujecie w tym temacie.
11-12 – udaje Wam się załagodzić sytuację i turyści obiecują, że nigdzie nie udostępnią tego zdjęcia, odmawiają jednak jego usunięcia i zanim się orientujecie teleportują się Merlin wie gdzie. Możecie mieć tylko nadzieję, że nazajutrz nie będziecie na pierwszej tronie gazet.
______________________
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
A było już tak pięknie. Morze, gwiazdy, wino. Papieroski, dobre towarzystwo i ogrom miękkich poduszek. Ale jak to pomyślał wcześniej Nico, o czym nie mógł wiedzieć Toni - nieubłagane życie ich w końcu dopadło. Najpierw usłyszał ich głosy, potem dostrzegł coś, czego w nocy na pełnym morzu dostrzec nie powinien. Blask fleszy. Zaraz zaraz, chwila, stop. Przerwał pocałunek i zerkał się na równe nogi. Jeden rzut okiem przed siebie i już mógł stwierdzić, że oho. Mamy problemik. Díaz miał na tyle oleju w głowie, żeby zapiąć pośpiesznie spodnie ale nie na tyle, aby okryć półnagie ciało. Nie widział w tym wszak nic złego, tak samo jak w fakcie, że dwóch zainteresowanych sobą dorosłych mężczyzn okazują wzajemną czułość. No cóż, krótko mówiąc oni widzieli to inaczej. Toż to święte miejsce! Zupełny brak szacunku! Bo zaraz zawołamy policję i zadzwonimy do prasy! Mhm, no, jasne. Słowem, dramat - pomyślał Díaz, nie biorąc ich gróźb na poważnie. Gestykulował zawzięcie, próbując dogadać się z parą czarodziejów na łódce ale pech chciał, że byli nieprzejednani. Co więcej, ich ostre krzyki wybudziły z podwodnego snu kilka trytonów co w ocenie Tony'ego było o wiele gorsze niz jakis tam mandat. Katalończyk zaklął w cichości serca, pilnując języka przy tych upierdliwych istotach. Jak łatwo się domyśleć, ich też nie udało się przejednać.
Gdy wracali z zatoki delfinów dobre humory już im nie dopisywały. Milczeli, śmierdzieli, byli zmarznięci, wściekli, niewyżyci i zmęczeni. Nawet z urokliwego głosu Diaza nie został żaden ślad. No cóż, trudno. Raz zdobywasz szczyty i oglądasz wschody słońca, a raz kładziesz się spać wcześniej jak jakiś frajer. Dzisiaj był zdecydowanie ten drugi dzień, choć z drugiej strony nie zaliczyłby go do takich nieudanych. Gdy podawał Nico rękę na pożegnanie, w jego oczach można było dostrzec przede wszystkim żal, że to do czego tak skrupulatnie dążył rozsypało się jak domek z kart. Ale oprócz tego lśniła w nich jeszcze pewność siebie. Przekonanie, że pomimo przeciwności losu ich drogi skrzyżują się po raz kolejny.
+
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholasa dużo kosztowało, by w ogóle znaleźć się w tej sytuacji. Rozmowy, podchody, praca Antonio nad jego oporami, przełamywanie traum i słabości, łzy bezsilności, uniesienia i tęsknoty, wszystko po to, żeby nagle wylądować w sytuacji, która całkowicie naruszała jego prywatność. Kiedy błysnął flesz, Nicholas zamarł. Nie zerwał się na nogi tak jak Tonio. Miał ochotę zamknąć oczy i zakopać się głębiej w poduszki, zniknąć i udawać, że nie istnieje. Nie mógł jednak zostawić Diaza z tym wszystkim samego, prawda? Nicholas dołączył się do włoskiej wymiany zdań usiłując załagodzić sprawę, ale Włosi w gniewie potrafili być równie gorącokrwistą nacją co Hiszpanie. A już w szczególności kobiety. Kiedy pojawiły się trytony, z nimi również usiłował się dogadać. W końcu może nie mówił po ichniemu płynnie, ale podstawową komunikację umiał zachować, tak jak i w innych magicznych narzeczach. Najwyraźniej jednak włoskie trytony miały ten sam temperament co ich czarodziejscy rodacy, bo nie minęło wiele czasu, by oberwali obaj piękną klątwą. Łuski. Mogło być gorzej. Tym co go martwiło o wiele bardziej, były te zdjęcia. I już wiedział, że pierwsze pieniądze, które zarobił na amuletach, przeznaczy na prenumeratę włoskiego proroka, a każdy poranek będzie zaczynał od sprawdzania, czy nieznajomi nie spełnili swojej groźby.
Sytuacja mogła być lepsza, ale pewnie mogła być też gorsza, wszystko zależało od Waszego nastawienia. Może to tylko przytyk od losu, by uważać następnym razem na miejsce, w których oddajecie się miłosnym uniesieniom, a może był to kompletny przypadek. Nie było to teraz jednak ważne, ważne były groźby skierowane w Waszą stronę, którymi najwyraźniej przejmowaliście się bardziej niż trytonią klątwą.
Żeby dowiedzieć się czy groźby zostały spełnione i zrobione Wam zdjęcie pojawiło się we włoskim wydaniu Proroka Codziennego, rzucacie kostką literką i dodajecie swoje wyniki zakładając, że A – 10, B – 20, C – 30 i tak dalej.
wynik poniżej 50 – już kolejnego dnia okazuje się, że jesteście na językach lokalnej społeczności, bowiem Wasze zdjęcie zrobiło prawdziwą furorę wśród veneckich czarodziejów. Każdy z Was musi dorzucić kostkę k6, jeśli wypadnie Wam parzysta, oznacza to, że widać twarz, przy nieparzystej zostajecie anonimowi. Jeśli przy dorzucie wypadnie Wam parzysta ściga Was włoski Wizengamot i musicie zapłacić grzywnę wysokości 50 galeonów (tylko osoba, której parzysta wypadła, ponieważ została rozpoznana), stratę należy odnotować w tym temacie.
50-90 – dopiero po tygodniu – całe szczęście kontrolowaliście sytuację – okazuje się, że gdzieś w środku proroka znajduje się Wasze zdjęcie, a artykuł przy nim jest niespecjalnie przychylny Waszemu wybrykowi i wyśmiewa Was niemal z każdej strony! Każdy z Was musi dorzucić kostkę k6, jeśli wypadnie Wam 1 i 5, oznacza to, że widać twarz, przy 2, 3, 4 i 6 zostajecie anonimowi.
100-150 – pojawiacie się, ale po wielu dniach i najpewniej zdążyliście już wrócić do Anglii, więc możecie być spokojni, bo nikt nie będzie Was wytykał palcami. Co więcej – zdjęcie jest tak niewyraźne, że nawet nie sposób Was w ogóle rozpoznać! Okazuje się, że groźby choć spełnione były całkiem bezsensowne.
160-200 – pogrozili, pokrzyczeli, ale nieważne ile czasu kartkujecie włoskiego Proroka, Waszego zdjęcia tam nie ma i nie będzie. Najwyraźniej czarodzieje, którzy Was przyłapali są mocni tylko w gębie i nie macie się czym przejmować.