C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Znajdująca się na wewnętrznym dziedzińcu jednej z tutejszych willi studnia, jest jedyną tego rodzaju w całej Venetii. W jej środki zamiast zwykłej wody można znaleźć trytonie źródło, które ma moc wywoływania snów i wizji. Mogą nieść one jednak za sobą konsekwencje. Co ważniejsze, nie trzeba napić się magicznej wody, a wystarczy spojrzeć na swoje odbicie w jej tafli, by zostać ofiarą trytoniej magii.
Jeśli decydujesz się spojrzeć do studni rzuć k6, by zobaczyć, co Cię spotyka:
1 - Na tafli wody pojawiają się fale, a zaraz po nich w Twojej głowie zaczynają przewijać się obrazy związane z przeszłością Venetii. Widzisz klęski, które spotykały to miejsce, ataki złego smoka i epidemię choroby, która tak mocno przerzedziła tutejszą populację. Wizja zdaje się trwać w nieskończoność, zostawiając Cię z ogromną migreną. Gdy się kończy, znajdujesz w dłoni fiolkę eliksiru spokoju. Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie. 2 - Trytonia woda zaczyna mienić się wszelkimi kolorami tęczy. Widzisz mnóstwo pięknych ptaków i strojów, a w końcu zdajesz sobie sprawę, że obserwujesz tutejszy karnawał. Czy jest to jeden z minionych? A może jakiś, który dopiero ma nadejść? Nie masz pojęcia, jednak nastrój zabawy wprawia Cię w dobry humor na następny wątek. 3 - Sen, czy wizja, sam nie jesteś pewien, co właściwie Cię spotyka. Wiesz za to, że znalazłeś się pod wodą, a obok Ciebie pływają perłowe delfiny. Zdaje się, że chcą Ci coś przekazać. W jakiś sposób wytwarzacie telepatyczną więź, a Ty dowiadujesz się o zwyczajach tych wodnych istot. Otrzymujesz +1pkt. do ONMS. 4 - Wpatrujesz się w swoje odbicie, które zdaje się być oświetlone księżycową poświatą, choć przecież jest środek dnia. Nagle, potwornie kręci Ci się w głowie, tracisz równowagę i wpadasz prosto do studni. Zderzenie z taflą wody jednak nie następuje, a zamiast tego, płyn okazuje się być taflą szkła, która roztrzaskuje się pod Twoim ciężarem, raniąc Twoje ciało i powodując obszerne krwotoki. Jeszcze przez chwilę spadasz w nicość z bólem wywołanym przecięciami, by następnie obudzić się cały i zdrowy na posadzce niedaleko studni. 5 - Woda w studni zdaje się być nienaturalnie wzburzona, jakby nie spodobało jej się Twoje odbicie. Zaczyna wrzeć i nagle ochlapuje Twoją twarz. Przez chwilę masz wrażenie, że Cię parzy i widzisz obrazy z ognistych i katastrofalnych walk smoków, które nawiedzały cały kontynent przez stulecia. Gdy jeden z nich zieje Ci ogniem prosto w twarz, budzisz się, lecz tracisz czucie i wzrok po jednej stronie twarzy. Przez następny wątek pół twojej twarzy zdobi na wpół zwiędła Maskaflora, która zmienia kolor zgodnie z Twoim nastrojem. Po rozegraniu wątku, kwiat odpada od Twojej skóry, a Ty odzyskujesz pełną sprawność. 6 - Zasypiasz, a w swoim śnie znajdujesz się w tutejszym porcie. Jesteś handlarzem, sprzed kilku stuleci, który ma wypłynąć właśnie na jedną z handlowych wypraw. Gdy wchodzisz na pokład statku, pod nogami przelatuje Ci jeden z tutejszych kotów, by po chwili wrócić do Ciebie z martwym Veneratem Amphibio, którego składa u Twoich stóp. Gdy się budzisz okazuje się, że zostałeś uleczony z jednej z trawiących Cię chorób. A jeśli byłeś zdrowy, nabywasz odporność na następną kostkę/wydarzenie, które przyniesie Ci pogorszenie zdrowia.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Autor
Wiadomość
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Od razu zgodziła się, by wybrać się z Amelią do jubilera. Nie tylko pozna w ten sposób wartościowe miejsce, ale jeszcze będzie mogła zapytać ją o opinię, a gustu ślizgonce zdecydowanie nie brakowało w tych tematach. -Miejmy nadzieję, że już tam został w takim razie. - Prychnęła, bo każdy wiedział, jak bardzo kochała gryfonów. Na szczęście Mela nie była jedną z tych świrusek, które przyklaskiwały czerwonym na każdym krok. Kompletnie nie rozumiała tego toku myślenia i za każdym razem ci ludzie irytowali ją nawet bardziej niż sama gryfońska głupota. -Trochę tak, choć nie jestem do końca pewna. Ja nie zobaczyłam tam niczego zaskakującego, ale już Victoria wydawała się trochę bardziej zdziwiona. - Przyznała szczerze, zastanawiając się, czy faktycznie nie były to te konkretne zwierciadła. Nawet dzieliła się tą myślą z krukonką, gdy tam były, ale ostatecznie do głowy rudowłosej naleciało kilka wątpliwości. Jakby nie patrzeć, nie miała porównania, bo nigdy przed prawdziwym Ain Eingarp nie stała. -No właśnie to jest problem, Mela. Trochę masz rację, trochę nie. Wiesz dobrze, że nikt mi firmy nie da za darmo. Jeśli wyjdę za mąż, wszystko spłynie do mnie, ale nie wiadomo kiedy i czy w ogóle do tego dojdzie. Chyba muszę pogodzić się z tym faktem i zaplanować dla siebie jakieś alternatywy. - Przygryzła lekko wargę, bo jej też nie podobało się to wszystko tak do końca. Nie chciała jednak zostać przecież bezdomna i biedna. Musiała jakoś zachować swój status, a pieniądze zarabiało się przez pracę, a nie siedzenie w zamszowym fotelu i czekanie, aż sakiewka sama wypełni się galeonami. -Co chciałabyś zobaczyć w tej studni? - Zapytała, zmieniając temat i w zamyśleniu gładząc kamień, który krył w sobie trytonie źródło. Była ciekawa, czy ślizgonka ma jakieś konkretne oczekiwania co do tego miejsca, czy może po prostu przyszła tu tylko sprawdzić, czy miejskie plotki są prawdziwe.
Skrzywiła się, kiedy tylko usłyszała wzmiankę o zamążpójściu i nagle poczuła wielką ulgę, że jej rodzina – ta najbliższa rzecz jasna, w dalszych liniach działy się dziwne i różne rzeczy – odeszła od takowych pomysłów. Liczyła też na to, że nawet jeśli jej rodzice wpadną na taki szalony pomysł, to wezmą chociaż pod uwagę jej, cóż, preferencje. Nie wyobrażała sobie jednak, żeby nagle jej powiedzieli, że ma wziąć ślub. Nie sądziła, że było cokolwiek, co mogłoby ją nakłonić do przystania na coś takiego. Szybko się jednak zreflektowała i narzuciła sobie neutralność, bo już prawie słyszała ględzenie Charlotte, że od takich min robią się zmarszczki. — Zawsze możesz poczekać aż umrą — powiedziała z typową dla siebie bezpośredniością i wzruszyła ramionami. Zawsze to było jakieś rozwiązanie, poczekać aż wszyscy, którzy mają coś do powiedzenia umrą i potem mieć wolną rękę. Była to wizja raczej dość mroczna, ale przynosiła ze sobą rozwiązanie, być może takie jakiego było Irv trzeba. — Ale wierzę, że i tak sobie poradzisz, nieważne co postanowisz. Ja chyba nie mam aż tyle samozaparcia, żeby nie brać tego co mi dają — dodała jeszcze i ponownie lekko wzruszyła ramionami. Było nawet takie powiedzenie – darowanemu hipogryfowi w dziób się nie zagląda i właśnie tego powinna się trzymać. Po co miała budować wszystko od zera i się męczyć, skoro mogła dostać wszystko na tacy, wystarczyło tylko czasem pochylić z pokorą głowę, a to czy miała szczere intencje już nikogo nie obchodziło. — Nie wiem, ale zaraz się przekonamy co dla mnie ma — wyszczerzyła się w uśmiechu i dziarskim krokiem podeszła do fontanny. Przysiadła na kamiennym skraju i wychyliła się lekko do przodu, by móc spojrzeć w taflę trytoniej wody. Nie wiedziała czego się spodziewać, ale naraz obrazy wlały się do jej głowy, przedstawiając drastyczne obrazy z przeszłości. Widziała złe smoki – wiecznie te smoki! – i epidemię choroby, o której już obiło jej się o uszy. Cała ta wizja zdawała się trwać w nieskończoność, a ją od mijających szybko obrazów zaczynała boleć głowa. Po kilku minutach, a może godzinach, podniosła się z kamiennego boku fontanny. Chciała rozmasować sobie skronie, bo nagle dostała paskudnej migreny, ale wtedy właśnie dostrzegła, że w dłoni trzyma eliksir spokoju. — Żenada, jakbym chciała lekcję historii, to bym o niej poczytała — rzuciła do de Guise i się skrzywiła. Spodziewała się czegoś więcej niż migreny, co za dramat…
Wielka Brytania zdawała się dużo bardziej nowocześnie podchodzić do tematu pewnych czystokrwistych tradycji i w tej chwili było to coś, czego Irvette zazdrościła wyspiarzom. Co prawda mogła zdać się na aranżowane małżeństwo po raz kolejny, ale problem polegał na tym, że chyba nie istniał już nikt, kto by nie podpadł jej ojcu i wydawał mu się dobrym kandydatem. W związku z tym Ruda została skazana na szukanie męża na własną rękę, a niestety mało kto odpowiadał narzuconym jej standardom. -Złego diabli nie biorą. Poza tym wszystko zależy od testamentu ojca a ten z moim nazwiskiem zostanie zatwierdzony jak mu dostarczę certyfikat małżeństwa. Nie mogę się doczekać aż wyjdzie z więzienia. - Rzuciła z westchnieniem, bo wiedziała dobrze, że jak tylko Jaques ponownie wyjdzie na wolność, będzie miała jeszcze bardziej przerąbane niż teraz. Fakt, że mógł jedynie dyrygować wszystkim zza krat był poniekąd pocieszający, bo gdy mężczyzna osobiście się za coś brał, nie było mowy o jakichkolwiek dyskusjach. -Lubię walczyć o swoje, ale wiem też, które wojny z góry są przegrane. - Dodała jeszcze ponuro, choć uśmiechnęła się do Amelii, gdy ta dała jej do zrozumienia, że Irvette może liczyć na jej wsparcie bez względu na to, co ostatecznie zrobi. -W takim razie, damy przodem. - Pozwoliła, by dziewczyna pierwsza spojrzała w taflę, sama na ten moment rezygnując w razie, gdyby potrzebna była jakakolwiek pomoc. Czekała na efekty, co trwało dość długo i nawet zaczęła się już o przyjaciółkę martwić, gdy ta wreszcie się odezwała. -Lekcja historii? Może to jakaś magiczna myślodsiewnia pokazująca esencję tego miejsca. Wszystko w porządku? - Zapytała widząc, jak Amelia masuje sobie skronie. Nie wiedziała przecież, co ślizgonka dokładnie zobaczyła, ale czuła się nieco bezpieczniej, gdy sama pochylała się nad brzegiem studni. Gdy tylko odbicie Rudej pojawiło się w wodzie, ta zaczęła wrzeć i w końcu ochlapała jej twarz, powodują okropny ból po lewej stronie twarzy dziewczyny. De Guise nawiedziły okropne obrazy smoczych bitw, które zdawały się sparaliżować ją w miejscu. Gdy w końcu wizja ustała, nie wszystko jednak wróciło do normy, a Ruda poczuła się szczerze przerażona. -Mela... Nie czuję twarzy, nic nie widzę na jedno oko... - Słychać było lekką panikę w jej głosie, która odbiła się na jej postawie w momencie, gdy kobieta dotknęła swojej cery, a ta nie tylko nie zarejestrowała dotyku, ale jej palce wyczuwały zupełnie inną strukturę niż ta, która powinna się na niej znajdować. -Co mam na twarzy? - Zapytała, nie mając zamiaru patrzeć ponownie w tę przeklętą studnię, by się przekonać.
Nie zdążyła zamówić ani kocimiętki, ani czegokolwiek, aby nie czuć posmaku sierści w ustach, jakby wylizała kota własnym językiem. Na te myśli zrobiło jej się niedobrze albo chodziło o coś innego. Woda ze studni zaczęła bulgotać jej w żołądku. No cholera! Wiedziała, że nie powinna tego syfu pić! Wizji jej się zachciało i szukania jakiegoś... Czego właściwie szukała? Oprócz miauczących sierściuchów? Miała wrażenie, że puści pawia na środku Kociej Kawiarni. No trudno, jak mus to mus, ale nic takiego się nie stało. Nagle znowu pojawiła się wizja, kot i sierść, a także dziwna chęć, aby powrócić do Studni Snów i tam puścić pawia. Nie wiedziała, czy ma tu zostać, czy ponownie pójść i się napić? Może za mało wypiła? To powoli wydawało jej się absurdalne. Potrzebowała więcej czarodziejskiej wody. Chciała na nowo sprowokować wizje, która została jej przerwana, nie dając żadnej konkretnej odpowiedzi. Tak też zrobiła, ponownie skierowała się do miejsca, z którego przyszła, aby następnie napić się kolejny raz wody. Wizje chodźcie do mnie, pomyślała, krzywiąc się, przełykając kolejny łyk dziwnej wody. Żałując, że nie kupiła jakiegoś kociego espresso, skoro już zajrzała do kawiarni, no cóż zobaczy... Może faktycznie skierowała się do dobrego miejsca? Jeśli tak kolejna podobna wizja powinna to potwierdzić, jednak oczekiwała czegoś więcej.
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Przysnąć na ławce, też coś. Xanthea była tym zdegustowana w najwyższym stopniu. Nie chodziło o samo zaśnięcie. Ale żeby tak bez kapelusza? No i oczywiście smażenie się na słońcu Morgana wie jak długo też nie należało do najzdrowszych dla jej jasnej karnacji. Ale odwodnienie... Cóż. Należało wrócić do studni i napić się wreszcie tej wody, tak jak planowała, zanim wywaliło ją nago w jakimś zaułku. No i to cora bardziej pachniało chwytem na turystów. Jaka przedwieczna tajemnica mogła mieć interes w tym, żeby rozbierać przyjezdną Brytyjkę?! W każdym razie Xan wróciła do studni, zaczerpnęła wody i ugasiła pragnienie. A przynajmniej taki był plan.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Picie wody pomogło tylko chwilowo, bo zaraz poczuł taką gulę w gardle, że myślał iż cała zawartość żołądka zaraz mu się cofnie. Stało się jednak inaczej, bo w gardle urosła mi jakaś wielka gula, którą ponownie spróbował zapić. Nagle zaczęły mu rosnąć łuski, a kiedy odpadły, zobaczył nazwe kociej kawiarni. Majaczył. Z całą pewnością majaczył, bo przecież w tej kawiarni był przed chwilą z dość tragicznym skutkiem. Zaczął zapijać całość jeszcze raz, mając nadzieję, że tym razem upora się z tym świństwem. Skoro jakość wody nieco się poprawiła, to istniała spora szansa, że tym razem trafi na krystalicznie czyste źródło, prawda?
Powiedzieć, że z wielką ochotą dawał galeony jakiemuś starcowi, żeby opowiedzial mu historię, to jak powiedzieć, że uwielbiał rozmawiać z jasnowidzami o ich wizjach. Mimo to rzucił mężczyźnie monety, samemu nie wiedząc, czego powinien się spodziewać. Na pewno jednak nie należało do tego wysłuchanie pieśni. Podążając już i tak dziwnymi drogami, kierując się wizją przekazaną przez delfina, starał się nie nastawiać sceptycznie do wysłuchiwanej pieśni. Zamiast tego próbował zapamiętać, co też mężczyzna mówił, o czym wspominał. Trytony - smok - choroba - alchemia. Na koniec doszła jeszcze studnia, gdy otrzymał drewniane wiaderko, a nieznajomy rozpłynął się w powietrzu. Haa… Gdyby tylko można było cofnąć czas, aby nie decydować się na wejście do sadu i później dziwne zwiedzanie miasta. Choć z drugiej strony, dzięki temu miał zajęcie, nie narzekał na wszystko, nie kłócił się z nikim i jeszcze poznawał Venetię niemal od podszewki. Jamie pokręcił lekko głową, aż w końcu zaciskając mocniej palce na uchwycie wiaderka, ruszył przed siebie, dopytując mieszkańców o studnię związaną z trytonami, bądź alchemią. W końcu ktoś wskazał mu właściwy kierunek do miejsca zwanego Studnią Snów. Od czegokolwiek pochodziła nazwa, Jamie miał nadzieję, że nie zaśnie przy niej, ani nie wpadnie do środka. W końcu przy pomocy zaklęcia spróbował posłać na dno studni wiaderko, zamierzając zaczerpnąć nim odrobinę wody i przyciągnąć do siebie.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Posłuszny słowom starego gondoliera ruszyłem w dalszą drogę. Długo krążyłem po kanałach Venetii szukając studni. Naprawdę bardzo długo. W końcu udało mi się ją znaleźć. Kiedy w końcu nad nią stanąłem byłem nieco zdezorientowany. Mówił coś o zanurzeniu się w studni ale żeby się w niej nie utopić. Po co jednak dał mi to wiadro skoro to ja miałem się opuścić do studni? Musiałem się nad tym chwilę zastanowić. Miałem wiadro, by nabrać wody ale jednocześnie miałem się zanurzyć w studni. Jak to można zrobić? Zanurz się w studni... Zanurzyć się. Jak jeszcze inaczej można się zanurzyć? W czym można się zanurzyć. We wspomnieniach, w smaku. Mam to wypić? No cóż - może jednak najpierw zaczerpnę wiadrem wodę a dopiero potem będę się zastanawiał. Spuściłem wiadro do studni i nabrałem nim nieco wody. Jeśli będę to musiał wypić to wolałem żeby nie było jej zbyt dużo...
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Xanthea tak jak piła, tak momentalnie wypluła wszystko, plując i krztusząc się, usiłując pozbyć się obrzydliwej, cuchnącej cieczy z ust. Niestety nadal ciążyła jej na żołądku, więc po prostu pochyliła się nad krzakami i zwymiotowała wszystko. Ciężko oddychając podeszła do studni i nabrała wody jeszcze raz. Miała wizję, ale to chyba miało coś wspólnego z traumą ze szpitala magipsychiatrycznego. Po prostu musiała napić się jeszcze raz, tylko tym razem czystej, świeżej wody. No i może to cholerne wiadro nie było wypłukane dostatecznie dobrze? Napiła się ponownie, tym razem ostrożniej, nie wiedząc czy nie natrafi na to samo co przed chwilą.
Wyciągał wiaderko powoli, starając się nie rozlać jego zawartości. Jednak nie wszystko okazało się takie, jak zakładał. Spodziewał się czegoś, choć nie potrafiłby powiedzieć czego dokładnie. Z pewnością nie tego, że nie stanie się absolutnie nic. Woda w wiaderku wydawała się zwykłą wodą, jakiej pełno było w całej Venetii, a jednak mieszkańcy, których pytał o drogę, wskazali mu właśnie tę studnię jako posiadającą powiązanie z trytońską magią. -Studnia snów, tak? - mruknął sam do siebie, po czym sięgnął do kieszeni po fiolkę, jaką od świąt nosił przy sobie na wypadek taki jak teraz. Chciał nabrać wody do środka, aby sprawdzić w przyszłości jej działanie przy tworzeniu eliksirów. Po nabraniu i schowaniu fiolki, zamierzał zwyczajnie napić się wody prosto z wiaderka. W końcu nie powinno stać się nic złego, prawda?
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Zabawne, że porównała most zwaśnionych do odwrotności dementorów, teraz, stojąc na moście zakochanych, miała wrażenie, że dokładnie tak musiał czuć się czarodziej pozostawiony sam na sam z tą istotą. - Nie wiem co robić, Domi… – wyszeptała, powoli wycofując się z mostu. – Jeden jest zbyt pozytywny, drugi… No sam widziałeś Domi. Chyba musisz mi pomóc – powiedziała do niego, gdy była w takiej odległości, że przestała czuć wpływ mostu na siebie. – Coś się za tym kryje, ale muszę wiedzieć co. Idziemy Domi, nie mamy czasu do stracenia – zarządziła. Skierowała się prosto do studni snów. Poprzednia wizja z niej pomogła jej znaleźć właściwe miejsce, może teraz też trytonie wizje jej pomogą? Najpierw – tak jak obiecała, w końcu słowna była z niej dziewczyna – wyczyściła Domiego z herbaty, a następnie zanurzyła go w wodzie ze studni. - Proszę, powiedzcie mi, którędy mam pójść? Która droga jest właściwa? – zapytała, biorąc łyk z podręcznego przyjaciela.
Amelia była przekonana, że podejście do małżeństw i spraw rodów było uzależnione od członków rodzin. Bo przecież nie było wcale tak, że wszyscy podchodzili do tego jak jej rodzina. Nie raz i nie dwa słyszała o aranżowanych małżeństwach rodem z średniowiecza i po raz kolejny uświadamiała sobie, że czarodzieje byli całkiem zacofani. Nie miała dużego pojęcia o Mugolach, ale nie była tez całkowitą ignorantką. Tolerowała ich, w niektórych sprawach ją nawet fascynowali – jak można było żyć bez magii, to było dla niej niezrozumiałe – chociaż jakoś niespecjalnie wyobrażała sobie związać się z Mugolem. Czystość krwi była dla niej ważna, ale też chyba nie najważniejsza, to jednak różnica rzeczywistości między czarodziejami a osobami niemagicznymi była dla niej całkiem nie do przeskoczenia. Przecież ona bez magii niewiele potrafiła i zdawała sobie z tego sprawę. Nie uważała jednak, że to coś złego, po to miała swoje magiczne geny, by w pełni z nich korzystać. — Zawsze możesz im w tym pomóc, na pewno znasz jakąś roślinkę, która da radę — zażartowała, ale chyba nie całkiem. Była pewna, że kto jak kto, ale Irvette doskonale wiedziała jaką roślinę wybrać, gdyby chciała się kogoś pozbyć. Była też przekonana, że nie wiedziała o dziewczynie wszystkiego, a pewnie nawet nie miała pojęcia o znacznej części. Szanowała to jednak, każdy miał prawo to własnych tajemnic, choć szesnastoletnia Fairwyn swoich za wiele nie miała. Zresztą nie było to w jej przypadku takie łatwe, jej ojciec zdawał się mieć oczy dosłownie wszędzie, jak też niedawno się o tym niemile przekonała. Z własnej głupoty co prawda, ale wciąż. — Pieskie życie — mruknęła jeszcze na ponury komentarz de Guise, ale wiedziała, że w jej przypadku było tak samo. Jej brat próbował się wydostać spod wpływów rodziny i co mu z tego było? Nic kompletnie, nawet Mela za nim nie przepadała, choć czasem miała wrażenie, że generalnie za większością ludzi nie przepada. — Taaa, wszystko okej, głowa mnie tylko paskudnie boli, najwyraźniej lekcje historii już tak na mnie działają — ta przynajmniej była lepsza od kolejnej godziny słuchania o wojnach Goblinów, to jej odbierało chęci do życia i wcale nie wyolbrzymiała. — Twoja kolej — rzuciła i odsunęła się od fonatanny, by zrobić miejsce Irvette. W czasie gdy rudowłosa była zajęta wodą z fontanny, Mela obserwowała sobie innych ludzi, którzy się krzywili, albo osuwali się od magicznej tafli zadowoleni. Mrużyła też oczy, bo światło ją drażniło, wszystko ją drażniło, kiedy bolała ją głowa. Miała ochotę wrócić do Koloseum i położyć się spać. Zanim jednak to zaproponowała, starsza dziewczyna odwróciła się w jej kierunku, a Fairwynówna szerzej otworzyła oczy. — Eee… — przyjrzała się twarzy dziewczyny całkiem krytycznie — Kwiatka — odparła i na tym kończyła się jej wiedza. Wyjęła jednak z torebki małe lusterko, które zawsze nosiła przy sobie i podała je bez większego komentarza rudowłosej. Nie wiedziała co to za roślina i nie wiedziała też jak niby miała pomóc z jej niedowładem. Nie była uzdrowicielką, mogła jedynie spróbować zamaskować transmutacją to i owo, na tym jednak kończyły się jej zdolności i pomysły.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-KURWA MAĆ! - Krzyk był pierwszym, co wydobyło się z jego ust, zaraz po przebudzeniu. Wylądował w jakiś pierdolonych kwiatkach, gdzie znalazł go właściciel apteki. -Jebany łapacz snów. Na CHUJ MI JESTEŚ?! - Rzucił ze złości przedmiotem, gdzieś chuj wie gdzie, ale zaraz się zorientował, że jednak będzie go potrzebował w nocy, więc poszedł go ze sobą zabrać. Spytał jeszcze aptekarza, czy kojarzy jakiekolwiek inne studnie w okolicy, a gdy okazało się, że tylko przy jednej go nie było, postanowił to sprawdzić. Chwilę zajęło mu znalezienie tego miejsca. Oczywiście z przerwą na posiłek, bo żołądek znów domagał się uwagi. W końcu jednak trafił na dziedziniec rezydencji, rzucając wiadro obok tej pierdolonej studni. -Przysięgam, że jak znowu dostanę jakiejś wizji, to rozpierdolę Cię na drzazgi. - Ostrzegł lojalnie naczynie, po czym wziął je i przy jego pomocy nabrał wody ze studni. Wniosek miał jeden, skoro połowiczne mycie ciała chuja dawało, to może musiał faktycznie wykąpać się w tej wodzie cały. Rozejrzał się, czy przypadkiem nie ma nikogo obok, po czym rozebrał się do gaci i z różdżką w zębach, wylał na siebie całą zawartość wiadra w formie prowizorycznego prysznica.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyszedł z logicznego założenia, że skoro ciągle zasypia, to ma dość. Pierdolił to wiadro, pierdolił wodę i przede wszystkim pierdolił studnię. Ruszył prosto do Koloseum, gdzie zabunkrował się w swoim łóżku i po prostu postawił na dobry odpoczynek. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie TA JEBANA WIZJA, która znów postanowiła go nawiedzić. Obudził się o świcie, wkurwiony jak osa, wziął Groma pod pachę i stwierdził, że idzie z nim do tej studni. Skoro w Venetii koty miały takie znaczenie, może jego futrzak na coś się w końcu przyda. Max znów nabrał wody do wiadra i postawił przed kotem. -No.... Dalej, zrób coś. - Sam już nie wiedział, czy mówi do Groma, czy do wiadra, czy do wody. Chciał po prostu mieć już te wizje za sobą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Aha, dzięki stary... - Mruknął, gdy nic się nie zadziało. Ale czy na pewno? -Czekaj, kurwa, Grom, ja wiszę Ci tuńczyka! - Ucieszył się nagle, gdy wiadro zaczęło podskakiwać jak głupie. Że też Max wcześniej nie pomyślał, by mu się lepiej przyjrzeć! Chwycił wiadro w dłonie i zaczął oglądać z każdej strony, co nie było łatwe, bo to wciąż podskakiwało. -CZEGO TY CHCESZ? - Zapytał, wkładając łeb do pustego wiadra i krzycząc prosto w jego wnętrze. Zdecydowanie nie była to miła decyzja, bo wiadro odbijało się od jego łba, podskakując, a że dąb do twardy materiał, to Max spodziewał się kilku wybornych siniaków na swoim czole.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Okej, może trochę przesadził, drąc mordę do wiadra, ale był zmęczony tymi wizjami i brakiem jakiegokolwiek postępu. Naczynie też nie należało do najmilszych, nabijając mu kolejne siniaki na łbie. -Dobra, koleś, czy tam wiadro, jeden chuj.... - Westchnął w końcu, wyciągając twarz z wnętrza dębiny. -Studnia, woda, to jest to co muszę ogarnąć tak? - Czuł się jak ostatni wariat, gadając do tego przedmiotu, ale miał już wyjebane. Ambicja i ciekawość nie pozwalały mu porzucić tej przygody, a jednocześnie brak postępu zatruwał jego duszę. Czekał na odpowiedź, ale dostał tylko jakieś dziwne podrygi. Ponownie nalał wody do wiadra i zaczął wpatrywać się w jej taflę, czekając na jakieś objawienie. -Mam się zanurzyć, ale nie utopić. O co Ci chodzi wodo? - Tym razem zmienił adresata swoich słów licząc na to, że myślenie na głos jakkolwiek mu pomoże. -Myć się nie mam, to już wiem. Ale w takim razie, co? - Kminił dalej, mając nadzieję, że odpowiedź magicznie pojawi się w jego umyśle.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No dobra, pomysł, że woda mogłaby powiedzieć cokolwiek, wydawał się faktycznie idiotyczny, ale wiadro wydawało się mimo wszystko jakoś reagować. Co prawda Max miał wrażenie, że jest na niego obrażone, ale na to już nic nie mógł poradzić. -Ejjj.... Weź przestań! - Upomniał przedmiot, który zaczął rozlewać wodę wokół. W końcu to o tę ciecz się rozchodziło, prawda? Solberg wyjął różdżkę i przetransmutował leżący obok badyl w zgrabną miseczkę, do której zebrał rozlewaną przez wiadro wodę. Może o to chodziło, żeby ją ze sobą zebrać?!
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Sen, mara, wizja, jakaś inna cholera. Nie wiedział, co się stało, w którym dokładnie momencie go zmogło, bo nie umiał przypomnieć sobie tego momentu. Nie czuł nawet bólu głowy, który zazwyczaj zwiastował nadchodzące nieszczęście, po prostu nagle coś go ścięło i zdał sobie sprawę z tego, że ten jego sen był tak naprawdę wizją, w której widział studnię, widział ją tak dokładnie, że patrzenie na nią było właściwie bolesne, bo znał każdy jej szczegół. Męczyła go, w sposób, którego nie mógł zrozumieć nikt, kto nie był jasnowidzem, w sposób, który pozostawiał po sobie ślad, od jakiego nie dało się po prostu uciec. Nic zatem dziwnego, że gdy się ocknął, zwymiotował, zwijając się wpół, starając się opanować drżenie ciała. - Serio? – mruknął w stronę wiadra, na którym się wsparł, próbując nieco nieporadnie poradzić sobie z tym, co się wydarzyło i jakoś posprzątać, nim zebrał się w całość, ciesząc się, że w okolicy nie było teraz zbyt wielu osób, jedynie koty. I ruszył przed siebie, wiedząc, dokąd ma iść, chociaż nie wiedział, gdzie znajdzie to miejsce. Nie chciał sięgać po wodę ze studni, więc ochlapał się aquamentii, starając się również w ten sposób przepłukać usta. Był jednak niesamowicie zmęczony, a wizja wlokła się za nim jak szalona, więc wkrótce zaczął pytać, gdzie znajdzie tę konkretną studnię, a gdy poznał jej nazwę, wiedział, że to nie zapowiadało niczego dobrego. Z każdym kolejnym krokiem chciało mu się również coraz mocniej pić, co go dręczyło, ale nie mógł się zatrzymać, tak już z nim było, kiedy doświadczył wizji. Więc zatrzymał się dopiero przy studni snów, spojrzał na trzymane wiadro i zaczerpnął wody. - Mam nadzieję, że mnie nie utopisz – mruknął, patrząc na kołyszącą się ciecz, nie chcąc się nią oblewać, bo nie miał ochoty na kolejne wizje, więc odetchnął i nachylił się tak, żeby napić się tej wody, zanurzając nieco twarz w jej powierzchni, by cofnąć się prędko, gdyby zaraz miało go coś zaraz znowu uśpić.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-No czego? Nie rozumiem skakania! - Odpowiedział w stronę wiadra, po czym spojrzał ostrzegawczo na Groma. -Znasz zasady. Tylko mi się nie zgub i nie utop. - Ostrzegł futrzaka, po czym sięgnął do torby i zaczął rozkładać prowizoryczne stanowisko eliksirowarskie. Patyki podpalone Incendio, jako palnik, moździerz, fiolki i inne narzędzia wylądowały na bruku, a pośród nich, po turecku siedział Max. Podzielił zebraną w miseczce wodę na kilka porcji. Jedną z nich wrzucił do fiolki, która mogła pomóc mu wyczytać jej skład, jedną zamroził, a jeszcze inną - konkretnie tę, która nadal znajdowała się w wiadrze, wrzucił razem z dębiną nad ogień, by zobaczyć, jak zachowa się po podgrzaniu. Do ostatniej porcji dorzucił kilka ziół, które miały za zadanie wywołać konkretne reakcje, w zależności od poziomu magii płynu. Jeśli byłaby to czysta woda, nie stałoby się nic, ale im więcej magii, tym bardziej rośliny uległyby procesom gnilnym, barwiąc ciecz na czarno.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może podgrzewanie poniekąd świadomego wiadra nie było najlepszym pomysłem, skoro wiadro zaczęło jeszcze mocniej podskakiwać i jeszcze oblało Maxa wodą. Na szczęście ta nie zdążyła się jeszcze zagotować, choć i tak była na tyle ciepła, że chłopak to odczuł. -No DOBRA JUŻ! - Wziął naczynie znad płomieni, choć nie odpuszczał, nadal wpatrywał się w resztę fiolek i misek, analizując, czy cokolwiek się zmienia. Niestety, mijało wiele czasu, a rezultatów nie uzyskał żadnych, co tylko Solberga wkurwiło. -No czego chcesz, błagam! - Był już na skraju wytrzymałości. Schował głowę w dłoniach i zaczął myśleć, analizować wszystko, co zdarzyło się do tej pory. Gondolier i wizje jasno mówiły o studni i wodzie... Tylko co dalej? W końcu poczuł słony smak potu na swoich wargach i doznał olśnienia. -Nie, to jest totalnie głupie... - Mruknął do siebie, podnosząc głowę i patrząc na skaczące wiadro. Chciał się mylić, bo bardzo nie chciał tego robić. W końcu unikał wprowadzania do organizmu nieznanych substancji. Z drugiej strony, badania pokazały mu, że to tylko woda, prawda? Nie było tam nic, co wskazywało na jakiekolwiek właściwości odurzające. Niestety, miał do czynienia z magią, a tej wciąż nie ufał.... Chwycił wiszący na swojej szyi wisiorek, szukając wsparcia i pokierowania. Pomocy, w podjęciu słusznej decyzji. W końcu jednak zdecydował się na ten krok. Ponownie nabrał świeżej wody ze studni i modląc się do samego Salazara Slytherina, wziął potężny łyk z dębowego naczynia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Przyjrzała się podejrzliwie staruszkowi i po namyśle włożyła mu do ręki te galeony, choć dziesięć galeonów na chleb, to trochę przesada. Co za chleb ten człowiek kupował? Nie była naiwna, była prawie pewna, że wyda na alkohol, no ale nie chciała wyjść na jakąś skąpą – choć nie byłoby to takie dalekie od prawdy. Zanim jednak wdała się w dyskusję, że pieniądze mają faktycznie pójść na chleb, bo inaczej go znajdzie, ten zaczął śpiewać. Przez chwilę stała zdezorientowana i głupio na niego się gapiła, czując się dziwnie i nieswojo. Coś tam słuchała, przyjmując słowa o historii tego miejsca, choć chciała mu powiedzieć, że ma se wziąć te galeony i jej oszczędzić występu. Nie było jednak dobrego momentu, bo człowiek bez przerwy śpiewał, a Ruby aż zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu pomocy. Nagle wcisnął jej wiadro. Zmarszczyła brwi, patrząc to na niego, to na w i a d r o, a gdy po raz kolejny podniosła na typa wzrok, tego już nie było. To była kolejna wskazówka, trytony zatrudniały bezdomnych? Udała się jednak do Studni Snów, o której coś tam kiedyś słyszała i stwierdziła, że nic jej nie szkodzi zrobić tak jak ten pan menel powiedział. Ale powinna zanurzyć siebie, czy wiadro? Wsadziła wiadro, bo sama to się utopi.
______________________
without fear there cannot be courage
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Wiadro zachowywało się dziwnie, a ona czuła się jeszcze dziwniej, że przejmowała się wiadrem. Zanurzyła je w wodzie i czekała jak debil, stojąc sobie przy studni, jakby nagle miało na nią spłynąć błogosławieństwo Merlina czy tam innej Morgany. Nic się jednak nie działo, nic a nic. Zajrzała do studni i stwierdziła, że za wysoko, żeby tam wskoczyć, lina też nie wyglądała jakby miała ja utrzymać. Pan menel mówił, żeby się zanurzyła, ale jak niby miała to zrobić. Co za durnoty, trytońska przygoda musiała być taka, trytony były dziwne. Nie bez powodu nie umiała nauczyć się ich języka i jej beztalencie nie miało z tym oczywiście nic wspólnego. Wzięła pełne wiadro wody i bezceremonialnie wylała sobie całą jego zawartość na łeb. To było najbliższe zanurzenia się, o którym mówił pan menel. Zaraz ją tutejsi aurorzy złapią za dziwne zachowanie.
______________________
without fear there cannot be courage
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Obudziła się na ziemi, w męskiej skradzionej koszuli i tuląc do siebie jebane wiadro. Nikt jej w to nie uwierzy, naprawdę czuła się jak chory pojeb. Podniosła się jednak i czując wciąż smak niedawnych wymiotów, splunęła na chodnik i się skrzywiła. Ile spała? Kilka minut, godzin? Miała wrażenie, że całą wieczność. Widziała w tych dzikich snach, które przyprawiły ją o ból głowy, tą cholerną studnię, więc skierowała się z powrotem w miejsce, z którego ją teleportowało w i a d r o. Pan menel mógł zaznaczyć, że działało jak świstoklik. Gdzie były w ogóle jej ubrania? Lubiła te spodenki, które miała, chciałaby je odzyskać, no nie będzie kłamać. Powłócząc nogami wróciła do studni snów, mrużąc na nie oczy i uniosła wiadro na wysokość swojej twarzy. — Co ja mam niby zrobić? — dobrze, że przynajmniej była niska, a koszula należała do jakiegoś wielkiego czarodzieja, więc sięgała jej prawie do kolan. Musiała wyglądać komicznie, jak ją ktoś zgarnie i zamknie, to nie będzie zdziwiona. Zanurzyła wiadro w studni po raz kolejny i jedyne co jej przyszło do głowy to to, żeby wypić tę wodę. Umrze, jak nic tutaj nadejdzie jej koniec. Zanim jednak ta myśl do niej dotarła, już piła zimną jak lód wodę, która przynajmniej pozbawiła ją smaku rzygów. Dobrze, że nie miała za grosz instynktu samozachowawczego.
______________________
without fear there cannot be courage
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Wiadro okazało się najwyraźniej magiczne, gdyż radośnie podskakiwało sobie w miejscu. No cóż - skoro już nabrałem do niego wody i nic nadzwyczajnego się nie działo to teraz najwyraźniej nadszedł czas by tą wodę wypić. W Durmstrangu piłem już wodę z gorszych rzeczy niż wiadro tak więc i teraz byłem pewien, że sobie poradzę. Podniosłem wiadro do ust i kilkoma głębokimi łykami wypiłem jego zawartość. Chociaż doprawdy nie wiedziałem w jaki sposób może mi to pomóc. Niemniej skoro wiadro domagało się zdecydowanej reakcji to musiałem cokolwiek zrobić...
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Przygoda z MG (bez kostki, bo Val nie zna trytońskiego)
Przez chwilę ogarnęła ją panika - zgubiła się. A już po pewnym czasie zupełnie o niej zapomniała. Z jakiego powodu? Spacerując po sadzie zauważyła w zarośniętym zagajniku coś… tajemniczego. Coś, czego być może zauważyć nie powinna. Ta tablica była niewielka, w sumie cud, że zwróciła jej uwagę. Wyglądała na bardzo starą i bardzo cenną? No, może nie w sama w sobie - w każdym razie jedno było pewne. Skrywała ona jakąś tajemnicę. Tylko jaką? Nie rozpoznała języka, który widniał na tablicy. Oho, trzeba było bardziej przykładać się do nauki w szkole. Udało jej się natomiast dostrzec kolumny i wodę… no cóż, niewielka to podpowiedź. W tym mieście co drugi budynek ma kolumny i prawie każdy położony jest nad wodą. Ale skoro już coś zauważyła, nie zamierzała się poddawać. Ahoj, przygodo! Może to odwróci jej uwagę od tego, jak beznadziejnie się czuje sama ze sobą. Już miała udać się do pobliskiej świątyni, gdy nagle coś ją uderzyło. No tak. Przecież… przecież te kolumny były spiralne. A takie widziała tylko w jednym miejscu. Czy będzie w stanie je odnaleźć? Po całej godzinie błąkania po Venetii w końcu dotarła na niewielki plac. Spiralne kolumny okalały studnię… hm, śmieszne. Bo przecież nie taką wodę miała na początku na myśli. Val podeszła powoli do studni i dokładnie ją obejrzała. Żadnych znaków. No to co, zaglądamy do środka - pomyślała, ale coś podpowiadało jej, że to zły pomysł. A jak wiadomo intuicja istnieje po to, aby ją ignorować…
Irvette od kiedy opuściła Francję i wyrwała się nieco spod tyranii ojca, mocno zmieniła zdanie co do osób niemagicznych. Zaczęła traktować ich jak ludzi, choć nie potrafiła wyobrazić sobie małżeństwa z żadnym z nich. Było to dla niej poświęcenie, którego nie miała zamiaru się podejmować, nie widząc w nim krzty korzyści dla własnej osoby. Owszem, nie miała za wiele do powiedzenia w kwestii tego, jakiego czarodzieja poślubi, ale przynajmniej wiedziała, że w takim układzie będzie mogła zachować komfort życia, do jakiego była przyzwyczajona. -Roślinkę i nie tylko. Szkoda mi jednak brudzić rąk, jeśli nie jest to potrzebne. - Wymownie spojrzała na swój idealny manicure. Czy byłaby zdolna do morderstwa? Zdecydowanie. Co prawda uważała to za łaskę, na którą nie każdy zasługiwał. Wolała męczyć ludzi, doprowadzając ich do szaleństwa przez fizyczne i psychiczne tortury. Jakkolwiek postępowa by nie była, nie dało się ukryć, że pod tym względem była niezawodną córeczką tatusia. Może to właśnie te skłonności sprawiały, że tak mocno wywalczyła sobie miejsce w jego sercu. Przynajmniej mógł to być jeden z wielu powodów takiego stanu rzeczy. Ledwo widocznie skinęła głową. Nie miała w zwyczaju narzekać na swoje życie. Wiedziała, że dorastała w domu, który zapewnił jej wiele przywilejów, o jakich inni mogli tylko pomarzyć. A jednak fortuna i dobrobyt to nie wszystko i obydwie dziewczyny zdawały się być tego świadome. -Zająć się nim? - Miała oczywiście na myśli ból głowy. Mistrzynią uzdrawiania nie była, ale podstawy znała i mogła pomóc Meli, jeśli tylko ta tego potrzebowała. Doświadczenie Irv ze studnią okazało się być zdecydowanie mniej przyjemne niż to, które spotkało Amelię. Rudowłosa przeraziła się, gdy nagle straciła czucie w połowie twarzy, choć starała się nie pokazywać jak bardzo ją to dotknęło. -Kwiat? - Zapytała osłupiała, przyjmując od ślizgonki lusterko i przeglądając się w nim. -Mon dieu, wyglądam tragicznie. - Przymknęła oczy, by zapomnieć o tym obrazie i nieco się uspokoić. Poza tym, jej wzrok zaczął szwankować, a to nie mogło oznaczać niczego dobrego. -Muszę wezwać Jacinthe, ona będzie wiedziała, co robić. Nie ufam tutejszym uzdrowicielom. - Wspomniała o swojej ulubionej skrzatce, licząc na to, że znajdzie ona rozwiązanie tego zielnego problemu. Z jednej strony było to nawet ironiczne, że ktoś tak zafascynowany florą świata, sam poniekąd stał się jej częścią.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.