Taras Astralny, zlokalizowany na szczycie koloseum, to prawdziwa perła wśród magicznych miejsc. Niezrównany widok, który z niego roztacza się na malownicze, pełne tajemnic kanały i zabytkowe budynki miasta, zapiera dech w piersiach. Jest to miejsce o magnetycznym uroku, gdzie czarodzieje gromadzą się, by oddać się obserwacji gwiazd i zgłębiać tajniki astrologii.
Pozłacane kamienie zodiaku i starożytne, mistyczne symbole wkomponowane w tarasową posadzkę służą jako narzędzia do przeprowadzania kosmicznych interpretacji, które wpływają na praktykę czarodziejską. Wieczory na Tarasie Astralnym to magiczne spotkania pełne kontemplacji i rozważań. Czarodzieje podziwiają wówczas blask gwiazd, odkrywają ich sekrety i czerpią niewyczerpane pokłady mocy z otaczającego kosmosu. Są to momenty skupienia i pokory wobec wszechświata, które przynoszą równocześnie poczucie łączności i harmonii.
Autor
Wiadomość
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Dzień Fali był dla Nicholasa póki co najwspanialszym ze wszystkich dni karnawału. Wcześniejsze były zaledwie szukaniem swoich pasji. Dzisiaj za to miał okazję by rozwijać tę już poznaną, największą, związaną z żaglami i łagodnym śpiewem morza. Był spokojny i szczęśliwy, choć faux pas, które popełnił we wczorajszym liście do Harmony kazało mu dyskretnie omijać ją na wydarzeniu. Wieczór jednak jak zwykle męczył go koniecznością przebywania w jednym pokoju z obcymi ludźmi, dlatego Seaver postanowił udać się tam, gdzie parę dni temu natknął się na Harmony, z którą stoczył poważną i dość przykrą rozmowę. Tym razem gdy dotarł na miejsce spotkał jednak kogoś innego. Anabell. I to chyba sprawiło mu jeszcze więcej radości. Rems była jego rodziną, mieli wspólną przyszłość, której nie pamiętał, ale to znajomość z rudowłosą pozwalała mu zapomnieć to, co mu się przytrafiło. Ona nie znała go wcześniej, nie miała nad nim tej niewypowiedzianej przewagi wspomnień. Byli po prostu ludźmi, którzy poznali się na wakacjach i to go w tym wszystkim tak odprężało. Ta normalność. - Witaj, Bells - przywitał się cicho, nie chcąc jej wystraszyć. Ich poprzednia rozmowa nie poszła najlepiej, ale późniejsza herbata trochę ostudziła emocje. Teraz Nicholas już na starcie podniósł ręce w poddańczym geście. - Dzisiaj nie zakładałem żadnej maski. Jestem sobą i mam nadzieję, że tak pozostanie do konca wieczoru. Widział jej próby rzucania zaklęcia i trochę się zadumał na ten temat. Anabell miała już wystarczające podstawy, czar powinien jej się udawać bez problemu, a jednak coś ją ciągle blokowało. Nicholas zaczął się zastanawiać co dokładnie mogło być przyczyną. - Wyczarujesz kulkę jeszcze raz? Chciałbym zobaczyć w czym leży problem.
Jej ciało zareagowało nagłym spięciem gdy ktoś do niej przemówił i automatycznie wyciągnęła różdżkę w stronę tego kogoś. Dopiero po chwili zorientowała się, że to Nicholas. Gdy wypowiedział jej imię zdrobniale poczuła lekkie dreszcze na karku. Wiele bliższych znajomych i przyjaciół do niej tak mówiło, ale i czy Nicholasa mogła do niego zaliczyć? Ciężko stwierdzić, miała co do tej relacji mieszane uczucia. - Witaj Nicholasie - odezwała się lekko marszcząc przy tym brwi. Gdzie by nie poszła wraz z Nico tam były same kłopoty. - Mam nadzieję, ja też nie mam maski, zmęczyły mnie swoją magią - Nieco odetchnęła z ulgą i opuściła swoją różdżkę spoglądając gdzieś w bok. Brzmiał faktycznie jak on, a nie jak ta wredna wersja w komnacie refleksji. Na jego słowa skinęła głową, po czym wypowiedziała zaklęcie: - Lumos Sphaera - Pozwalając na to by świetlista kula z czubka jej różdżki zaczęła świecić. Westchnęła cicho pod nosem przyglądając jej się, a potem spojrzała na Nicholasa. Uczucie rozkojarzenia, które miała przez cały dzień jakby zmalało jeden Bóg wie dlaczego. Być może dlatego, że przez większość dnia ćwiczyła to zaklęcie i wolała myśleć, że tak właśnie jest, a nie fakt pojawienia się Nicholasa, który ja uspokajał. Co według niej nie miało sensu. Podkręciła lekko głową na boki by oddalić od siebie te myśli.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczy zaszły mu łzami, które spłynęły na Maxowe policzki, gdy okazało się, że poprawnie rozwiązał zagadkę. Nie mógł w to uwierzyć. Ponownie zrobił zdjęcia figurkom, które się pojawiły i zaznaczył w notatkach wszystko, co miało miejsce w pracowni, nim zwrócił uwagę na tabliczkę. -Ziemia nad wodą? Ogień? Powietrze? - Nie wiedział sam, czy się cieszy, czy zaczyna od razu myśleć, co to może znaczyć. Pewien był jednego, za nic w świecie nie chciał opuszczać pracowni. Odkładał ten moment jak najdalej w przyszłość, ale w końcu zebrał wszelkie informacje, porobił notatki i zdjęcia, pomacał co mógł i obiecał sobie, że w miarę możliwości wróci tutaj, by popracować, jak za dawnych, alchemicznych czasów. Udało mu się odnaleźć porzucone wcześniej wiadro i zaczął myśleć, co powinien zrobić dalej. Kroki zaprowadziły go do Koloseum, gdzie łaził chwilę, nim trafił na przepiękny tara, wypełniony symbolami zodiaków i nie tylko. No wszystko wyglądało wręcz idealnie jak miejsce, w którym powinien się teraz znaleźć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego jak odebrała jego powitanie Anabell. Jemu przyszło to naturalnie i tylko jej wyraźny sprzeciw mógł tu coś zmienić. To, że nie ucieszyła się na jego widok, nie było zaskakujące. W końcu wszystkie ich spotkania wiązały się z jakimś wypadkiem, ale jednak Seaver miał nadzieję, że jakoś jej to minie i że wreszcie ich spotkania zaczną wyglądać normalnie. - Masz niewłaściwą pracę nadgarstka. Obciążasz stawy, męczysz mięśnie. Im bardziej zmęczona ręka tym gorzej idą zaklęcia. Mogę? Wskazał na jej rękę, wyraźnie sugerując, że pyta o zgodę na dotknięcie jej. Chciał jej pokazać pewien ruch i przy okazji wyleczyć to, co jak mu się zdawało doskwierało rudowłosej.
Używała dziś już tego zaklęcia, więcej niż kilka razy, być może dlatego układ jej reki nie był zbyt prawidłowy, tego do końca nie wiedziała, ale przykładała się tego bardzo mocno. - Używałam tego zaklęcia jeszcze kilka razy, może przemęczyłam rękę, nie wiem - Wzruszyłą lekko ramionami pod koniec. Może robiła już podstawowe błędy od przemęczenia? W sumie sama nie wiedziała. - Możesz - Skinęła głową powoli i dość niepewna, tego czy to aby na pewno dobry pomysł. W tym samym momencie obserwując jego ruchy, jakby szukała w nim jakiegoś... niebezpieczeństwa? W sumie sama nie wiedziała, czego w nich szuka, ale ostatnie dni powodowały, iż czuła się dziwnie spięta w jego towarzystwie. Choć miała nadzieję, że to i kiedyś jej minie, oby.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas ujął jej dłoń, a potem z ogromną delikatnością wykonał nią parę ruchów. Sprawdził też napięcie mięśni, uciskając lekko. Spojrzał na dziewczynę uważnie. - Tu boli? Wyciszę to zaklęciem, od razu poczujesz ulgę, nawet jeśli teraz nie do końca zdajesz sobie sprawę ze spięcia. Podniósł różdżkę i zatoczył nad jej nadgarstkiem małe koło. - Levatur dolor - szepnął zaklęcie przeciwbólowe. - Drobna rzecz, a powinna zrobić różnicę. A teraz zobacz. Ten gest. Kiedy robisz ten ruch, obciążasz nadgarstek. Lepiej jest robić o tak. Spróbujesz? Nicholas pokazał Anabell o co mu chodzi, znów niewerbalnie przywołując kulkę światła. - A nie myślałaś o tym, żeby poćwiczyć czarowanie niewerbalne? To trudniejsze, ale mogłabyś poćwiczyć na podstawowych zaklęciach. To... Wiesz, to daje dużo satysfakcji. Przynajmniej mi. Czuję się wtedy taki... Taki wolny.
Anabell na moment jednego bicia serca wstrzymała oddech, obawiając się czegoś niestosownego z jego strony, ostatnio działy się tyle dziwnych rzeczy, że nadmiar bodźców w niektórych aspektach źle na nią wpływało. Zmarszczyła brwi lekko, skupiając swój wzrok na dłoni Nicholasa gdy ją dotknął. Miała nadzieję, że dziwne napięcie z jej ciała kiedyś zniknie. Lekko rozluźniła mięśnie kiedy wyczuła jego delikatność, choć nie potrafiła się rozluźnić w stu procentach. - Faktycznie jest trochę lepiej - Poczuła ulgę w nadgarstku gdy Nicholas użył zaklęcia. Jak to możliwe, że poczuła ból od złego używania zaklęcia? Przecież robiła wszystko według tego co widziała, minus był taki, że widziała go raz, więc błędy były częścią jej treningu. Obróciła nadgarstek wraz ze wskazówkami Nicholasa, obserwując własny nadgarstek, tak by w razie co, mogła to później powtórzyć. Starała się wychwycić szczegóły, które wcześniej mogły jej umknąć. - Czarowanie niewerbalne? Nie wiem, czy mam do tego predospozycję - Skrzywiła się lekko, z pewnością ułatwiłoby jej to życie, o ile miałaby, chociaż jakiś talent do tego. - Sądzisz, że się do tego nadaję, skoro mi to sugerujesz? - Spojrzała w górę na twarz, starała się odnaleźć jego twarz i spojrzeć mu w oczy zastanawiając się, czy faktycznie byłaby z niej taka dobra czarownica. Bo sama chyba miała do siebie mniejsze mniemanie. Fakt w szkole szło jej dobrze nawet jak na nią, ale zaklęcia niewerbalne to przecież całkowicie inny kaliber zaklęć, dużo bardziej skomplikowanych niż te, co są w szkole i jej największą obawą było to, że nie podoła... Choć może nie potrzebnie się zamartwia? Spróbować spróbuje, ale czy się odnajdzie w tych zaklęciach to inna para kaloszy.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas po obejrzeniu nadgarstka Anabell cofnął się, żeby oddać jej przestrzeń osobistą. Kto jak kto, ale on wiedział jak niekomfortowo można się czuć, gdy ktoś stoi za blisko. Popatrzył na ruch towarzyszki i skinął głową z zadowoleniem. - Brawo. Dokładnie o to chodzi. Myślę, że na dłuższą metę poczujesz się lepiej z rzucaniem zaklęć. - oczy Nicholasa były pełne uznania, a kiedy Anabell zapytała o swoje predyspozycje, chłopak poważnie skinął głową. - Z tego co widziałem do tej pory, jak najbardziej masz predyspozycje, ale na początku w zaklęciach podstawowych. Możemy poćwiczyć niewerbalne rzucanie zwykłego lumos. Myślę, że z tym powinnaś sobie poradzić. Skupił się na moment, starając się zebrać myśli, a potem przeszedł do swego rodzaju pogadanki na temat zaklęć ogólnie. W końcu kiedy zaczyna się coś nowego, to należy zacząć od podstaw, prawda? - Bardzo z grubsza proces rzucania zaklęcia składa się z trzech elementów. Z woli, gestu różdżką i inkantacji. To ostatnie możemy pominąć, bo rzucając zaklęcia niewerbalnie nie wypowiadasz inkantacji. Teoretycznie ruch różdżką też da się pominąć, ale to niezwykle trudny proces i wymaga ogromnego skupienia. Nie wiem czy się orientujesz w istnieniu magii bezróżdżkowej. To w ogóle wyższy poziom trudności. Ja marzę o nauczeniu się tego, ale... Ale to nie przedmiot naszej dzisiejszej dyskusji. Zamierzam do tego, że magia jest w tobie, a rzucenie zaklęcia jest tak naprawdę aktem woli. Westchnął cicho, łapiąc oddech. Dał jej tym samym czas do wtrącenia się i zadawania pytań. @Anabell Goldbird
Skinęła głową ze zrozumieniem, odchodząc jakieś dwa kroki w bok, by nabrać nieco oddechu do płuc, następnie powoli zaczęła się przechadzać po tarasie bez większego celu chyba tylko po to, by jej ciało było w ruchu. Innego wyjaśnienia w tej chwili nie miała. - Niewerbalne rzucanie lumos? - Powtórzyła za Nicholasem, przystając na chwilę w miejscu, chłopak zdecydowanie miał lepsze mniemanie o niej jak o czarownicy niż ona sama, ciekawe. Lekko obróciła głowę w bok, zastanawiając się, czy faktycznie jest taka dobra, albo zbyt długo przebywała wśród mugoli, by móc poznać swoje własne możliwości w rzucaniu zaklęć. Gdy zaczął jej tłumaczyć zaklęć niewerbalnych Anabell przystanęła przysłuchując się jemu wykładowi. - Hm, pierwszy raz słyszę o takiej magii bezróżdżkowej - odrzekła z prawdą w głosie, nigdy wcześniej nie słyszała o takiej magii, a nawet jeśli takie pogłoski słyszała, to jej mózg nie zapamiętał tego typu informacji, twierdząc, że ta wiedza nie jest potrzebna. Przynajmniej teraz. - A więc wystarczy ruch różdżką i wypowiedzenia zaklęcia w swojej głowie, tak? - zapytała dla pewności czy dobrze wszystko pojęła. Lumos powiedziała w swej głowie, skupiając całą swoją uwagę na różdżce i odpowiednim ruchu nadgarstku. I chyba... udało jej się? Poczekała na komentarz ze strony Nicholasa jeżeli chodzi o rzucanie zaklęć niewerbalnych.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Mogę Ci kiedyś opowiedzieć o niej więcej, jak już będę lepiej dokształcony. Póki co sam szukam informacji, a nie miałem okazji do wglądu w zbyt wiele źródeł w ostatnim czasie. Żadnego wglądu. Do biblioteki jeszcze ostatecznie się nie wybrał, bo miał problem z jej znalezieniem, ale był pewny, że ktoś o niej wspominał. - Dokładnie tak. Niewerbalne rzucanie Lumos. O w ten sposób. - zaprezentował, co trzeba, ale chyba Anabell nie potrzebowała jego pomocy, bo poszło jej niemal idealnie. - Doskonale! Poszło świetnie, ale nie, nie chodzi o wypowiedzenie inkantacji w myślach. Wartość zaklęć niewerbalnych polega na ich szybkości. Rzuca się je w mgnieniu oka i to zapewnia przewagę na przykład w pojedynku. Wypowiadając zaklęcie w głowie nadal potrzebujesz tego czasu. A chodzi o impuls, o to skupienie, o koncentrację i maksymalne ukierunkowanie woli. Przeszedł do prezentacji, bo tłumaczenie jej to jedno, ale sam również zamierzał ćwiczyć. - Zobacz ile czasu zajmuje mi rzucenie zaklęcia wypowiadając inkantację. - powiedział i rzucił aquamenti najpierw normalnie, a potem niewerbalnie. Różnica w szybkości wyczarowania wody była naprawdę zauważalna.
- W porządku, poczekam - skomentowała dość krótko, w końcu sama też mogłaby się wybrać do biblioteki i coś tam poczytać, ale chyba sądziła, iż jeszcze zdąży nasiedzieć się w bibliotece w trakcie roku szkolnego, także nie był to żaden priorytet w jej życiu. Wysłuchiwała słów Nicholasa ze skupieniem, czyli bardziej chodziło o impuls prowadzony z ciała gdy rzucone zostaje zaklęcie, niż samo rzucanie inkantacji w głowie, co było dotychczasowym zaprzeczeniem tego co robiła. Robienie czegoś przez impuls było zdecydowanie dla niej czymś nowym i potrzebowała do tego dużo większej ilości spontaniczności. Westchnęła cicho, na swój sposób było to skomplikowane, ale tak to już chyba bywa jak się poznaje jakieś nowe rzeczy. - Faktycznie, różnica jest znaczna - Usiadła na ławce, którą wcześniej nakryła kocem. Zamknęła na chwilę oczy, zastanawiając się, jak powinna to uczynić z głowy, znała teorię, ale teraz potrzebowała praktyki. Skoro już miała rzucać to Lumos to na nim się skupi. Lumos rzuca się w ciemnych pomieszczeniach albo wieczorem zapewne jak teraz, więc jej intencją i impulsem będzie rozświetlenie przestrzeni wokół siebie! Lumos rzuciła wraz z pojawiającym się impulsem i spojrzała na własną różdżkę, różnica była inna, jakby szybsza, choć nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Impuls był szybszy niż słowa w jej głowie? - Coś tego typu? - Spytała, a potem pokazała, o co jej chodziło rzucając Lumos normalnie, a potem za pomocą impulsu, który w sobie wytworzyła, aby światło rozświetliło się wokół jej różdżki.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Doskonale! Tak, dokładnie o to chodzi. Naprawdę jesteś w tym dobra! - Nicholas się ucieszył i jego oczy zaiskrzyły się wesoło. To było wspaniałe uczuciem, widzieć jak taka młoda osoba tak doskonale łapie wiedzę z zaklęć. Seaver poczuł, że znaleźli naprawdę solidną wspólną płaszczyznę z tymi zaklęciami. - Mogę spytać ile właściwie masz lat? Umiejętności masz na poziomie studenckim, ale chyba jesteś mlodsza, prawda? Naprawdę był tego ciekaw. W pewnym momencie ocena wieku na podstawie wyglądu przestaje być możliwa, a przez ostatni rok Nicholas zdążył się przekonać, że bazowanie na własnych odczuciach może być w tym wypadku bardzo zwodnicze. - Mam propozycję. - zaczął grzebać w kieszeni i wyciągnął materiałową chusteczkę, którą sobie przetransmutował po przygodzie z żabą. Potem położył chusteczkę na kamiennej balustradzie i oświetlił tę przestrzeń za pomocą Lumos Sphaera. - Ty staraj się niewerbalnie rzucać aquamenti, ja będę rzucać silverto. I zobaczymy, czy chusteczka będzie bardziej mokra, czy bardziej sucha. Co ty na to? Zabawa wydawała mu się trafiona i bezpieczna. Zapalanie i gaszenie świeczki byloby bardziej efektowne, ale zabawy z ogniem na początku mogły być słabym pomysłem. Był jednak ciekawy co na to Anabell. W końcu to jej miało się to ćwiczenie spodobać.
- Hm chyba rozumiem, o co chodzi w takim razie - odpowiedziała zadowalającym siebie głosem, najtrudniejszym zadaniem z tego wszystkiego jest wyczucie impulsu i to kiedy się chce użyć tego zaklęcia. Co w praktyce pewnie zajmie jej większość część czasu, ale sprawiało jej to sporo przyjemności, także zabawa przez naukę zawsze jest u niej na plus. - Jasne! Po wakacjach zacznę VII rok w Hogwarcie także łatwo obliczyć, że mam 17, a ty? - W sumie wcześniej nie wpadła o wiek, w sumie wiele się działo, także nawet nie mieli oboje czasu na tego typu pytanie. Gdyby miała strzelać, ile ma lat Nicholas, to pewnie koło dwudziestu pięciu może więcej. Jakoś wcześniej nie zastanawiała się nad tym, nie była to dla niej w ogóle jakoś istotna kwestia. - Hm brzmi ciekawie, niech będzie - Jej największym wyzwaniem teraz było skupienie się na impulsie, który potrzebuje wytworzyć w swoim ciele, tak jak to przed chwilą zrobiła z zaklęciem Lumos. Jeżeli uda jej się przez to przebrnąć, powinno być w porządku. W pierwszej kolejności dała znak Nicholasowi, że potrzebuje chwili skupienia i wyciszenia, bo była bardziej niż przekonana o tym, że niewerbalne aquamanti może jej nie wyjść za pierwszym razem. Dlatego też dała sobie czas, aby skupić się na wizualizacji i wypuszczanej z końca różdżdzki strumienia wody. Dlatego też najpierw potrzebowała sobie potrenować "na sucho" aquamanti, a dopiero potem skupić się na zabawie z Nicholasem. Jedyną intencją, jaką miała to, żeby ugasić ogień swoją wodą. Także najprostsza intencja będzie najlepsza jeżeli chodzi o tego typu zabawę. Gdy była gotowa, dała znać Nicholasowi, że mogą zaczynać. Także skupiła całą swoją uwagę na to, aby zmoczyć kawałek chusteczki swoim niewerbalnym zaklęciem. +
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
W oczach Nicholasa pojawiło się coś na kształt rozczulenia, kiedy dowiedział się, że Anabell zaczyna siódmą klasę. Była w tym samym wieku, co ten rozbrykany psidwak. - Masz tyle samo lat, co moja mała kuzynka - twarz Seavera zrobiła się trochę pogodniejsza. - Ja w tym roku skończyłem dwadzieścia dwa lata. Ale czuję się... Hm. Sam nie wiem na ile się czuję. Mam wrażenie jakby wiek przestał mnie w jakikolwiek sposób dotyczyć. Jestem dorosły i w sumie tylko tyle jest istotne. Cieszył się, że poznali nawzajem swój wiek. Z jego strony to pozwoliło na wyzbycie się większości niedomówień. Może nawet żałował, że nie dowiedział się tego przed spektaklem? Pewnie wtedy nawet nie przyszłoby mu do głowy, żeby ją zaprosić. Z drugiej strony maska, którą wtedy miała, wywierała na otoczenie znaczący wpływ, więc decyzje prawdopodobnie podejmował pod nieświadomą presją. Całą resztę wieczoru przesiedzieli na tarasie wspólnie, bawiąc się w najlepsze to moczeniem, to suszeniem chusteczki. Nicholas dbał o to, by dostosowywać poziom trudności do możliwości Anabell, ale bez zaskoczenia stwierdził, że dziewczynie szło lepiej, niż by się można spodziewać. Trening czyni mistrza, a rudowłosa ewidentnie dużo ćwiczyła od ich spotkania w ptaszarni. Z resztą i jemy te spotkania realnie pomogły. Odświeżył umiejętności, uczył się precyzji, no i praktykował magię niewerbalną, a to miało ogromne znaczenie. W końcu jednak zrobiło się późno i musieli kończyć, wiec Nicholas dosuszył chusteczkę do konca, po czym odprowadził Anabell kawałek w stronę jej pokoju, a potem podziękował za owocny wieczór i zaszył się pod numerem trzynastym na resztę nocy. ZTx2
+
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Poważne rozmowy z dwoma Gryfonami miał na swoim koncie w te wakacje i kiedy cieszył się, że chociaż jego kochane Borsuki mają spokojny wyjazd, otrzymał list. W pierwszej chwili myślał, że to wiadomość od jednego z sąsiadów dotycząca czegoś, co stało się z ich domem, ale nie. Wiadomość była od Jinwoo, który ostatecznie mógł po prostu podejść do jego pokoju, skoro także był w Venetii, ale prawdę mówiąc, Josh nie był nawet zaskoczony. Zdołał przywyknąć, że chłopak był raczej zamknięty w sobie, nieśmiały, czy po prowstu milczący. Z tego powodu był świadom, że list z prośbą o pomoc nie był listem wysłanym dla żartu. Bez zastanowienia, nie odpisując już na drugą wiadomość, po prostu teleportował się na właściwy taras, uśmiechając się lekko na widok Puchona. - Skoro jest to pilne, jestem tak szybko, jak to możliwe - powiedział w ramach przywitania, mając nadzieję, że cichy trzask towarzyszący teleportacji nie wystraszył Jinwoo, do którego po chwili podszedł. Wsparł się lekko tyłem o barierkę, spoglądając w przeciwną stronę niż chłopak, dając mu jak najwięcej przestrzeni, jakiej z pewnością potrzebował do rozmowy. Sam w tym czasie przesuwał spojrzeniem po pozłacanych kamieniach zodiaku, nie mogąc pohamować zachwytu dla tutejszego umiłowania do astronomii. - Więc powiedz mi, w jaki sposób mogę ci pomóc? - zapytał, uśmiechając się cieplej, gotów wysłuchać wszystkiego, trzymając się zdania, że nic nie będzie w stanie go zaskoczyć, po tym jak zmagał się z problemami Gryfonów.
Tamten dzień w łaźni zdecydowanie przeszedł do jednych kolekcji najgorszych momentów z życia Hyunga. Nie był w ogóle zadowolony z tego co tam się działo. Przez tą maskę praktycznie życie mu się zawaliło, a ten nie wiedział co ma zrobić z tym faktem i jak to wszystko rozwiązać. Nie bez powodu też padło na rozmowę z psychologiem kiedy już przyszedł czas na poważne rozmyślania bruneta.
-Dzień dobry - lekko spanikowany rzucił do profesora prostując się, jednocześnie skinął nieco głową wciąż niezbyt odzwyczajony od swojego rodzinnego wychowania, w końcu Korei czasami dla okazania szacunku starszym trzeba było kłaniać się praktycznie do samej ziemi, a niekiedy schodzić na kolana błagając o przebaczenie. - Dziękuje Panu bardzo, jestem niezmiernie wdzięczny - uśmiechnął się lekko przeszczęśliwy, że nie musiał czekać długo. Jego uśmiech znikł jednak gdy tylko musiał zmusić się do ponownego przypomnienia sobie co stało się w łaźni. - Jakby to ująć... Tak trochę chyba rozwaliłem sobie mój związek? - podrapał się po karku nie wiedząc zbytnio jak zacząć. - Głównie potrzebuje porad... Bo nie wiem jak to wszystko naprawić i jak w ogóle zacząć rozmowę, i jak przeprosić. Jest tragicznie. - Dopowiedział wyjaśniając czego mu potrzeba.
Josh nie miał jednak nic przeciwko temu, żeby przyjezdni z innych szkół zachowywali się zgodnie ze wpojonymi im zasadami tak długo, jak długo nie łamało to zasad panujących w Hogwarcie. Nie naśmiewał się z nich, nie żartował, pokornie przyjmując ich sposoby powitania, czy czasem przeprosiny. Teraz uśmiechał się lekko, od razu dodając, że nie musiał być mu za nic wdzięczny. Zaraz jednak Walsh musiał pilnować swojej mimiki twarzy, aby nie zrobić żadnego niewłaściwego grymasu. Rozbiłej sobie związek powiedział szesnastolatek do trzydziestoparolatka dla którego było to niegdyś niemal codziennością. Westchnął lekko, pocierając dłonią kark, zastanawiając się, jak powinien podejść do tematu. Wiedział, że dla niego samego związek szesnastolatków nie był czymś, co powinno być rozpatrywane w kategoriach ogromnego problemu. Jednak dla Jinwoo był to problem. Jeśli jeszcze dodatkowo skrzywdził swoją druga połówkę, to było tylko gorzej. - To zacznijmy od tego, że powiesz mi z kim jesteś związany i co takiego się stało, że twierdzisz, że zepsułeś związek - powiedział spokojnie Josh, uśmiechając się do chłopaka. - Póki co powiem tylko tyle, że zdecydowanie jeśli chcesz przeprosić, powinieneś powiedzieć wprost za co, pokazać, że wiesz, gdzie popełniłeś błąd - dodał jeszcze, nim zamilkł czekając na opowieść i próbując nie nastawiać się na nic z serii “zapomniałem o jego/jej urodzinach”. Mimo wszystko wiedział, że dzieciaki potrafiły mieć o wiele poważniejsze problemy, o których nie mówiły.
W sumie to nie wiedział nawet, czy aby na pewno rozwalił sobie związek, ale tak się właśnie czuł. Może nawet gorzej, że rozwalił sobie życie. Całe. W jeden wieczór. Wciąż miał jednak nadzieję, ale ta mimo to słabo się go trzymała.
Wziął głęboki wdech i wydech na uspokojenie. Znów musiał cofnąć się pamięcią do tamtego dnia. Znów musiał przypomnieć sobie każdy szczegół jaki wiązał się z tym dniem. Znów będzie go boleć. - Milo Seaver i to miał być przewspaniały wieczór, ale było kompletnie na odwrót - zaczął pilnując się niesamowicie aby przypadkiem nie popłakać się tam z miejsca. - Poszliśmy do łaźni i tam założyliśmy maski. No i przeniosło nas do jego domu rodzinnego gdzie go pradziadek bił, a przez tą moją maskę ja jeszcze pogarszałem ta sytuację i go dobijałem. To było okropne, nie wiem czemu w ogóle ta maska tak zrobiła. - Kontynuował i z każdym kolejnym zdaniem był coraz to bardziej spanikowany oraz głos mu się załamywał. - No i ja czułem taką energię jakbym się w jakiegoś demona zmieniał, ale to nie byłem ja naprawdę. Nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło to co ja tam mówiłem... No i po tym jak jemu maska odpadła to byliśmy z powrotem w łaźni i jedyne co widziałem to jego pod wodą jakby się miał zaraz utopić i mi też maska odpadła więc starałem się go obudzić, a jak się w końcu obudził to ja chciałem mu wyjaśnić, że to przez maskę ale on po prostu wstał i stamtąd wybiegł. - Skończył w końcu opowiadać w bardzo dużym skrócie co się tam tak w zasadzie stało i czemu on miał aż tak spory problem. Nie płakał jeszcze, aczkolwiek i tak miał przeszklone oczy i podczas mówienia głos załamywał mu się. Powstrzymywał się jednak przed emocjami, wolał nie załamywać się za bardzo przed nauczycielem, nawet jeśli był on także psychologiem przed którym w sumie to należy być otwartym.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
No i ruszyła machina sprawiająca, że Josh kolejny raz przypominał samemu sobie, że powinien wykreślić z własnego słownika zdanie “nic mnie nie zaskoczy”. Słuchał o tym, jak dwóch zakochanych postanowiło założyć maski, których magii wszyscy z Hogwartu nie znali, których nie można było w żaden sposób przewidzieć. Postanowili założyć te maski w łaźni. Walsh sam nie wiedział, czy powinien się cieszyć, że nie planowali niczego innego, czy jednak nie z uwagi na to, że jeden z nich był bliski utopić się po zakończeniu działania magii. To, co opowiadał Jinwoo brzmiało również, jak działanie maski, którą raz założyła Harmony i cofnęli się do jej wspomnień. - Rozumiem… - powiedział powoli, przesuwając dłonią po kamiennym murku, o który wspierał się tyłem, przesuwając spojrzeniem po tarasie. - Zdecydowanie powinieneś przeprosić, ale nie tylko mówiąc o tym, że nie chciałeś, że wszystko jest winą maski. Uważam, że powinieneś raz jeszcze odnieść się do tego, co widziałeś, teraz już mówiąc to, co naprawdę chciałeś. Okazać wsparcie i pokorę, nawet jeśli nie będzie chciał cię od razu wysłuchać - dodał, odwracając głowę, aby spojrzeć na Jinwoo i uśmiechnąć sie do niego lekko. Widział, jak chłopak przeżywał kłótnię z ukochanym i nie dziwił mu się w żadnym stopniu. Sam doskonale wiedział jak bolesne potrafią być takie kłótnie. - Myślę też, że będzie to doskonałą nauczką dla was, żeby jednak tak ochoczo nie sięgać po coś, czego magii nie znacie i nie jesteście w stanie kontrolować. Najlepiej, jeśli chcecie je testować, robić to wymiennie, aby zawsze jeden z was był w pełni świadom tego, co się dzieje - powiedział jeszcze spokojnie, choć podejrzewał, że i tak go nie posłuchają, gdy przyjdzie co do czego.
Już podczas opowiadania o tej cholernej łaźni prawie się rozpłakał, a słuchanie profesora tylko utrudniało mu robotę. Mimo to nie była to wina Profesora Walsha, ponadto wykonywał on dobrą robotę, więc Hyung mógł być zły tylko na samego siebie.
Słuchał uważnie Pana Walsha i co chwila przytakiwał głową informując, że rozumie co do niego mówi. - Na pewno wezmę to pod uwagę... Tylko boję się najbardziej właśnie o to, że nie będzie chciał mnie słuchać czy w ogóle na mnie patrzeć - przedstawił swoje kolejne obawy dotyczące całej tej rozmowy. - Nawet jeszcze w łaźni chciałem go wesprzeć i w ogóle, ale on wybiegł stamtąd. Chyba nie zauważył, że już nie mam maski. Nie wiem.. - Spuścił głowę wpatrując się w podłogę tarasu. Głos dalej trząsł mu się, jednak starał się mówić z jakimkolwiek opanowaniem, tak aby można było go zrozumieć.
- Jeśli będziesz chciał się przytulić, mogę użyczyć ci ramienia, mój drogi Puchonie - powiedział cicho Walsh, widząc, jak Jinwoo przeżywa to, co się wydarzyło i słysząc jak łamał mu się głos. Przeżywał to dokładnie tak, jak każdy nastolatek - całym sobą i właściwie miotlarz się nie dziwił. To, co spotkało uczniów brzmiało jak jego własne perypetie z Avalonu, kiedy zbroja odebrała mu na czas spaceru odczuwanie jakichkolwiek emocji. Wtedy jak maszyna mówił do Chrisa na temat tego, czego się bał w związku z ich małżeństwem. Wtedy też został uderzony przez zielarza. Drugi raz w historii ich związku. - Wiesz… Może nie chcieć cię widzieć i tak naprawdę nie powinieneś się dziwić… Jednak zawsze istnieje opcja przesłania listu, wysłania patronusa, odczekania kilku dni, aż emocje się uspokoją, zamiast szaleć niczym wzburzone morze. Jednak najważniejsze to nie nastawiać się od razu na przegraną - dodał zaraz, uśmiechając się lekko. Och, ileż to on sam razy musiał kajać się przed mężem, tłumaczyć i przepraszać. Znał doskonale tę niepewność, ale wiedział też, że o wiele gorzej byłoby zupełnie się jej poddać i nie zrobić nic. - Namieszało się, ale nie oznacza to jeszcze, że niczego nie odkręcisz. Trochę wiary w siebie i wasz związek - spróbował jeszcze pocieszyć Puchona, uśmiechając się do niego lekko.
Wciąż był załamany. To całe wyjaśnianie wyzionęło z niego sporo energii, zwłaszcza jak sobie jeszcze myślał, że co to się jeszcze nie stanie jak tego nie naprawi. Nie spodziewał się propozycji ramienia, jednak wyczerpany postanowił skorzystać i lekko oparł się na ramieniu mężczyzny próbując się w międzyczasie uspokoić. Słuchał profesora uważnie, po pierwszych paru słowach o mało nie padł spłakany na ziemię. Dopiero wtedy zdał sobie w jak okropnej jest sytuacji, jeszcze bardziej nie miał pojęcia co ma zrobić, jednak wciąż skupiał się na konwersacji.
- Wiary to ja chyba naprawdę potrzebuje sporo... Boję się tylko dalej, że on nie zrozumie i przez to wszyscy się ode mnie znowu odwrócą, i będzie nie wiadomo co w nowym roku - podniósł głowę, mówił dość szybko ale zrozumiale i w międzyczasie gestykulował rękoma. Na sam koniec westchnął masując sobie czoło. - Głowa mnie jeszcze przez to wszystko rozbolała. Okropnie jest przez to wszystko - dopowiedział, po czym z powrotem oparł się o barierę tarasu.
Josh przyglądał się chłopakowi uważnie, w końcu uśmiechając się lekko, pocieszająco. Rozmowa być może była mu potrzebna, ale wielkiego rozwiązania na jego problem nie było. Musiał zacisnąć żeby i stanąć przed swoim chłopakiem, gotów wszystko wyjaśnić. To nie było łatwe i prawdę mówiąc, Josh nie sądził, żeby mogło obyć się bez gwałtowniejszy emocji, nie w tym wieku. Wierzył jednak, że nie podejmą żadnych pochopnych decyzji. - Jeśli naprawdę jesteś dla niego ważny, zechce ci wysłuchać. Jeśli mimo tego nie będzie chciał być z tobą, nie będzie to miłe, ale poradzisz sobie. Jeśli z kolei z tego powodu twoi przyjaciele, nie znając całej historii, albo nie zamierzając cię słuchać, postanowia odwrócić się od ciebie, to tak naprawdę nigdy przyjaciółmi nie byli. Ty masz być dla siebie najważniejszy i to co ty czujesz, co ty myślisz o sobie jest najważniejsze. Chcesz wszystko wyjaśnić, więc jesteś gotów postąpić właściwie. Na ich zachowanie nie masz wpływu, niestety - powiedział spokojnie, spoglądając na chłopaka. Próbował przypomnieć sobie z kim zwykle widywał Puchona, ale nie było to łatwe. Zaraz też wyjął różdżkę, aby wypowiedzieć cicho levatur dolor licząc, że chociaż ból głowy minie chłopakowi, a dzięki temu spojrzy optymistycznie na swoją przyszłość. -[b] Nie zadręczaj siebie z powodu tego, co się wydarzyło. Zaakceptuj to i zdecyduj kiedy zrobisz krok w stronę wyjaśnienia sytuacji, ale nie rób tego pod wpływem impulsu[/i] - dodał, chowając różdżkę i odwracając się również przodem do barierek, aby omieść spojrzeniem Venetie. Ciekawe miasto, skłaniało ludzi do różnych wyznań, choć może po prostu tu w końcu wszyscy poczuli się bezpieczniej.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Kiedy Anna opuściła taras oparłem się o barierkę i głębiej odetchnąłem. To uczucie, które czułem do Cass wypełniało moje serce i nie potrafiło odpuścić. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał coś z tym zrobić. Nie mogłem całe życie udawać, że moje myśli nie są wypełnione pragnieniem stworzenia z nią... No właśnie. Czego? Związku? Małżeństwa? Rodziny z dziećmi? Nie miałem pojęcia. Zapatrzyłem się w dachy Venetii odpijające promienie zachodzącego słońca. Mimo wszystko rozmowa z Anną przyniosła mi poważny temat do rozmyślań, które dostatecznie długo sam od siebie odsuwałem. Póki co jednak z krwawiącym sercem musiałem udać się na kolację.
Brunet ponownie robił wszystko co w jego mocy aby uspokoić myśli i spojrzeć na tą całą sytuację obiektywnie. Kiwał głową co parę słów Profesora Walsha na znak, że rozumiał co ten miał na myśli. - Dziękuję bardzo raz jeszcze, za pomoc - uśmiechnął się lekko, jakby chciał sam siebie przekonać, że to wszystko może się jeszcze jakoś pozytywnie ułożyć. - Przemyślę to wszystko raz jeszcze w swoim pokoju, może nawet uda mi się ustalić jakiś plan działania co do mojej rozmowy z Milo. - Dodał jeszcze wzdychając bezsilnie pod koniec. Chwilę później pożegnał się z Nauczycielem i udał się do swojego pokoju. Jeszcze w drodze powrotnej cały czas powtarzał sobie to, co Profesor Walsh przekazał mu podczas tej rozmowy.
Josh przyglądał się uważnie chłopakowi, zastanawiając się mimowolnie, jak trwałe były uczucia dzieciaków. Wiedział, że nie mógł lekceważyć ich uczuć, ponieważ dla nich każdy związek był tym właściwym, ale jednocześnie wiedział, że nastoletnie miłości nie trwały zwykle długo. Życzył dzieciakowi szczęścia i żeby naprawdę zdołał wyjaśnić nieporozumienie, do którego doszło, a kiedy Jinwoo oddalił się, patrzył jeszcze przez chwilę w ślad za nim, wspominając własne nastoletnie czasy. - Sami sobie robią problemy i nie widzą rozwiązań - westchnął cicho pod nosem, zaraz uśmiechając się lekko. Wystarczy rozmowa, był tego pewien, ale więcej nie mógł zrobić dla Puchona. W końcu ostatni raz rozejrzał się po tarasie i wyszedł spokojnym krokiem z tarasu, zamierzając skierować się po coś słodkiego do zjedzenia.