C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Zielna Łąka jest jednym ze świętych miejsc Venetii. Porastają ją rośliny lecznicze, zioła, byliny, krzewy, a nawet wielkie drzewa, które niosą ze sobą prawdziwą magię, o jakiej nie można zapomnieć. Można przedostać się stąd do Purpurowego Sadu, którego mur widoczny jest pomiędzy rozrosłą, wspaniałą roślinnością. Pełno tutaj również pozostałości dawnej świetności Venetii, pozostałości dawnych świątyń, fontann i mostów, postumentów i ławek, które pozostawiono samym sobie. Nad Zielną Łąką bardzo często unosi się mgła, która napływa tutaj znad wód laguny, rozpościerając się pomiędzy roślinnością i otulając ją szczelnym całunem. Słychać tutaj również szmer strumienia, który nieustannie toczy swe wody do morza, szepcząc własne opowieści o przeszłości, która zdaje się zaklęta w tym miejscu.
Tu możesz spotkać ducha kota Murano.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Ludzie mogli nazywać ją niespełna rozumu (szczególnie dlatego, że ledwo rozumiała włoski i tylko bardziej siarczyste przekleństwa wyłapywała, głównie dzięki naukom już od dzieciaka od Milo), a ona i tak wskoczyłaby do tej studni. I miała rację! Była tu płaskorzeźba i jakieś znaki! Trzymając się jedną ręką czekanu, drugą zrobiła zdjęcie dziwnym napisom, po czym wydostała się ze studni. Napisy oświetliła Świetlikiem, by sprawdzić, czy ten nie rozszyfrowałby jeszcze jakiegoś słowa. Co do samej płaskorzeźby – najpierw zanotowała wszystko w Dzienniku Przygód, dopiero później przeszła do analizy. Trytoni. Purpurowy bez. Gondolierzy. Myślami wracała do Purpurowego Sadu, ale przecież tam już była… Spojrzała na mapkę, zamyślając się głęboko. I wtedy coś zobaczyła. Tuż obok niego była zielona łąka, kolejne święte miejsce Venetii, w dodatku porastały ją bardzo stare drzewa. A co najważniejsze, przepływał tamtędy strumyczek. Strumyk równał się gondolierom, święte miejsce trytonom, a sama łąka i drzewa, cóż równały się łąkom i drzewom, czyli temu, czego bardzo potrzebowała. Uśmiechnęła się jeszcze szeroko i trochę głupkowato do wciąż niedowierzających pracowników apteki i raz dwa pomknęła we właściwe miejsce. Będąc już na łące, raz jeszcze wyjęła zdjęcia i znaków z sadu i płaskorzeźby ze studni, próbując znaleźć coś, co pasowałoby jej do nich.
Zasady uczestnictwa w Karnawale znajdziecie TUTAJ.
Łąkę, która kryje się tuż za Purpurowym Sadem, spowija gęsta, poranna mgła unosząca się od laguny. Większość roślin pokrytych jest rosą, gdzieś w oddali słychać szmer wody, a liście bzów szeleszczą cicho na chłodnym, orzeźwiającym wietrze. Pośród roślinności widać wiele zagubionych i zniszczonych kolumienek, postumentów i innych znaków wskazujących na to, że przed wiekami musiał znajdować się tutaj jakiś kompleks świątynny. Okolica sprawia przez to co najmniej czarowne wrażenie, skąpana w świetle wschodzącego słońca, wznoszącego się leniwie ponad horyzontem. Pod rozłożystymi drzewami obsypanymi gęsto kwieciem, rozstawiono stragany pełne zielarskich i eliksirowarskich utensyliów, w różnych kształtach, barwach i kolorach, zupełnie jakby ktoś uznał, że te dziedziny magii również zasługują na odrobinę artyzmu. Szklane fiolki, które mienią się w porannym słońcu, są niepowtarzalne, unikatowe i przyciągają spojrzenia, zdając się zmieniać co chwilę barwy. Wszystko, co oferują sprzedawcy, jest niewątpliwie wspaniałej jakości i można się spodziewać, że nie ulegnie przedwczesnemu zniszczeniu. Gdyby tego było mało, w ocienionym zakątku łąki, można znaleźć również stragan zastawiony stągwiami wina i naczyniami pełnymi lokalnych smakołyków. Wszystko pachnie niesamowicie smakowicie, przyciągając kolejnych klientów, wabiąc ich już z daleka, obiecując im niezapomniane podróże kulinarne.
Źródło Życia
Pośród bujnej roślinności znajduje się kamienne podium, częściowo porośnięte roślinnością, częściowo pokryte piaskiem i ziemią. Sprawia wrażenie, jakby ktoś zapomniał o tym miejscu na śmierć i pozostawił je do zdziczenia. Jednak to właśnie na ten podest wdrapuje się niezbyt rosły mężczyzna, który może mieć lat trzydzieści, choć równie dobrze sześćdziesiąt. Niektórzy powiedzieliby, że to z całą pewnością jego zaleta, bo nie wyróżnia się z tłumu, dla innych to mimo wszystko pewna wada, bo niełatwo się na nim skoncentrować. Giovanni Barbarigo - głowa rodu winiarskiego - zdawał się jednak nic sobie z tego nie robić. Posłał w tłum kilka znudzonych uśmiechów, a później zaklaskał w dłonie, zwracając na siebie uwagę zebranych, zapowiadając, że zamierzał zabrać wszystkich w niezbyt ekscytującą podróż w przeszłość. Trzeba przyznać, że mężczyzna miał całkiem cięty język i snuł przyjemną, humorystyczną opowieść o miejscu, w którym właśnie się znalazł. Opowieść pełną szalonej nadziei, która może bawić, ale gdy weźmie się pod uwagę, że właśnie stoi się na miejscu, które przed wiekami poświęcono samemu Eskulapowi, zaczyna ona brzmieć o wiele podnioślej. - Tylko uważajcie, żeby nie utopić się w tym strumyku - przestrzegł mężczyzna, ciężko wzdychając, wskazując na strumień, który przecinał całą łąkę. - To w końcu źródło życia i wiecznej młodości. Jeśli za długo w nim poleżycie, możecie wrócić do swoich niemowlęcych lat - dodał całkiem poważnie, kręcąc przy tej okazji głową, całym sobą pokazując, że widział już podobne przypadki i wolał tego zdecydowanie nie powtarzać. Zaraz też przestrzegł z humorem, by nie biegać za szybko po łące, bo roślinność była pokryta rosą i łatwo było wybić sobie zęby. Tym bardziej że pośród bujnych krzewów i drzew kryło się wiele pozostałości po dawnych zabudowaniach. Pozwalano im jednak niszczeć od czasów epidemii Morbus Mortus, by przypadkiem nie naruszyć ziół leczniczych i innych roślin, które pozwoliły na zakończenie tej szalonej choroby. - Jeśli jeszcze nie mieliście przyjemności, to z całą pewnością spotkacie się z naszymi przyjaznymi tablicami ostrzegawczymi i radzę posłuchać, gdy krzyczą, żeby nie deptać trawników - powiedział Giovanni Barbarigo, chociaż nie sprecyzował, co dokładnie miał na myśli, zaraz też informując, że faktycznie Venetianie uważali łąkę, po której właśnie stąpano, za miejsce niemalże święte, w którym zniszczenie choćby jednej rośliny było surowo karane. Ostatecznie to właśnie dzięki temu miejscu zdołano zapanować nad trwogą, jaka spadła na wyspę. Zielna Łąką była również swego czasu miejscem schronienia, miejscem, do którego nie dotarł Morbus Mortus, zupełnie, jakby rosnąca tutaj roślinność faktycznie dawała opór zarazie. Mówiono, że właśnie tutaj przetrwało najwięcej ludzi, że tutaj obmyślono, jak pozbyć się Morbus Mortus, z dala od jej źródła, z dala od miejsca, które wszystkich zniszczyło, z dala od veneratów, które trzymały się z daleka od zatoki i strumienia, które otulały tę łąkę. Giovanni Barbarigo jeszcze przez chwilę snuł swoją opowieść, przestrzegając przed nadmiernymi harcami na łące, po czym klasnął w ręce i zarządził zabawę, zeskakując z kamiennego podestu, by zaraz wtopić się w tłum.
Niespodzianka:
Każdy, kto w swoim poście uwzględni, że wysłuchał historii opowiedzianej przez Giovanniego Barbarigo - proszę o podkreślenie tego w tekście - oraz nie wysłuchał wykładu na poprzednim dniu karnawału może zgłosić się po 1 pkt z Historii Magii. Upominek, który Giovanni Barbarigo nieoczekiwanie wciska uczestnikom karnawału przysługuje każdemu, kto zatrzyma się, żeby posłuchać tego, co mężczyzna ma do powiedzenia. Po sadzonkę corvin tectus szczepu banco, którą będziecie mogli zasadzić w akwarium po powrocie do rodzinnego kraju, należy zgłosić się w odpowiednim temacie.
Źródło Życia:
Strumień, który przecina Zielną Łąkę, zachęca do tego, by faktycznie zanurzyć w nim nogi. Albo ręce. Albo twarz. Albo całego siebie. Jego wody są krystalicznie czyste, skrzą się w promieniach porannego słońca, słychać cichy szmer na białych kamykach, gdzieniegdzie można również dostrzec stworzenia wszelkiej maści i formy, które przybywają tutaj, żeby się napić. Miejscami strumień znika z oczu, mknąc pod rozłożystymi krzewami i drzewami, przemykając pod kamiennymi mostkami, które częściowo zdołały się już zapaść i rozsypać.
Jeśli postanawiasz przekonać się, czy historia o zdrowiu i młodości jest prawdą, rzuć kość k6, by przekonać się, co cię tutaj spotka. Pamiętaj jednak, że wody ze strumienia możesz zaczerpnąć tylko raz, później odpycha cię od niego jakaś nieznana siła i choćbyś próbował nie wiadomo jak mocno, nic z tego nie wyjdzie.
1 Woda przyjemnie obmywa twoje dłonie, masz wrażenie, że całe twoje ciało jest chłodniejsze, że łatwiej znieść ci ciepło, które wypełza powoli na zielną łąkę. Odnosisz wrażenie, jakby twoja skóra pokryła się prawdziwym balsamem i jeśli miałeś jakieś blizny, odkrywasz, że najpoważniejsza z nich zniknęła. 2 Kiedy zbliżasz się do strumienia, orientujesz się, że pełno tutaj acquafolletti, które zdają się przemieszczać nad wodą z zadziwiającą wręcz prędkością. Albo przynajmniej tak ci się właśnie wydaje, kiedy nieoczekiwanie musisz się odsunąć i cała woda, którą nabrałeś, po prostu rozlewa się dookoła. 3 Masz prawdziwe szczęście! Udaje ci się zaczerpnąć naprawdę sporo tej życiodajnej wody i wkrótce się o tym przekonasz. Jeśli chorujesz na jakąś magiczną chorobę, zostajesz z niej wyleczony, a jeśli nic takiego cię nie spotkało, przez najbliższy miesiąc jesteś odporny na zarażenie się magiczną chorobą. To wszystko ma jednak swoje konsekwencje i na najbliższe 3 wątki zostajesz odmłodzony! Masz ciało trzylatka i nie możesz nic na to poradzić. 4 Pamiętasz, co Giovanni Barbarigo mówił na temat groźnych tabliczek? Podchodząc do strumienia nie zwracasz uwagi na roślinność i dość bezczelnie ją depczesz. W efekcie jeden ze znaków ostrzegawczych wbija w twoją nogę swoje drewniane zęby, a ty rozchlapujesz dookoła wodę, nim jesteś w stanie się jej napić. Jesteś cały przemoczony i pogryziony, a na domiar złego niewiele możesz na to poradzić. 5 Czy tutaj są duchy? Przynajmniej takie masz wrażenie, bo kiedy pochylasz się, żeby zaczerpnąć wody, zdajesz sobie sprawę z tego, że ktoś, a może coś, bardzo uważnie cię obserwuje. Nie jesteś w stanie zapanować nad lękiem, jaki na chwilę cię dopada i rozlewasz całą wodę. 6 Przezorny zawsze ubezpieczony? Wygląda na to, że jesteś bardziej pomysłowy, niż inni otaczający cię ludzie. Z kieszeni wyciągasz fiolkę, którą napełniasz tą magiczną wodą - będziesz mógł użyć jej kiedy będziesz tego potrzebował, ale tylko raz. Woda uleczy ciężkie rany albo magiczną chorobę, która cię zaatakuje. Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie.
Stragany
W ocienionym zakątku łąki, tam, gdzie rosa zdaje się cały czas perlić na roślinach, znajdują się stragany pełne jedzenia i picia. Można znaleźć tutaj także niezwykłe przedmioty, które najwyraźniej zostały przygotowane specjalnie dla uczczenia tego niepowtarzalnego dnia. To czas, kiedy należy skoncentrować się na wszystkim, co kojarzy się z roślinnością, wzrastaniem, z płodnością i rozwojem. Nie da się tego w żaden sposób ukryć, tym bardziej że niektóre stragany zdobią również winobluszcze, szeleszczące cicho na łagodnym wietrze.
Niezwykłe Przedmioty Barbarigo:
Pozłacane bukłaki (+2 eliksiry) - wykonane z najdelikatniejszej skóry, bardzo miękkie i plastyczne, mieniące się złotą poświatą. Z bliska widać, że w skórę wplecione są niewielkie płaty złota, która nadają czterem bukłakom niezwykły wygląd. Każdy z nich może powiększyć się i przechowywać do litra substancji. Kiedy są puste, wszystkie mieszczą się w dłoni. (150g) Pleciony kapelusz (+2 zielarstwo) - każdy jest inny, każdy ma inny fason i kształt, a niektóre z nich zdają się dostosowywać do osoby, która je nosi. Wszystkie wykonane są z delikatnej słomy, tak doskonale splecionej, że zapewnia przewiew i chroni przed słońcem. Gdyby tego było mało, każdy z tych kapeluszy odstrasza owady, które nie próbując zbliżać się nadmiernie do noszącej je osoby. (150g) Drewniana Beczułka - mogąca pomieścić do pięciu litrów płynu, wykonana z dębowego, solidnego drewna, wzmocniona pozłacanymi okuciami i gustownymi ornamentami. Cokolwiek zostanie do niej przelane, nigdy się nie zepsuje, zawsze utrzymuje świeżość przechowywanego wewnątrz płynu, do którego można dostać się dzięki specjalnemu, chowanemu kranikowi. Po opróżnieniu beczułki jej wnętrze oczyszcza się samo. (50g) Samotnący Sekator - sprytne, niewielkie narzędzie, które pozwoli każdemu czarodziejowi zadbać o rośliny doniczkowe albo zakamarki ogródka, do których nie jest w stanie w żaden sposób dotrzeć. Narzędzie może pracować przy każdej pogodzie, wymaga jednak stałego oczyszczania, by przypadkiem w pełni nie zardzewiało. (50g) Kołatka w kształcie winobluszczu - wykonana z pozłacanego metalu, który porasta drzwi, gdy tylko okaże się, że gość jest całkowicie nieproszony. (30g) Samoschładzający kubek - nie potrzebuje lodu do tego, żeby wlany do niego napój zawsze był zimny. Jeśli tylko wymarzy ci się mrożona kawa, chłodna lemoniada albo lodowaty sok, wystarczy, że sięgniesz po ten kubek. (15g)
Nonna Giulia:
Incantare Parola - kolorowe kuleczki z sera z dodatkiem suszonych ziół i przypraw, które powodują tymczasową utratę kontroli nad językiem. Po ich spożyciu osoby zaczynają mówić w rytmiczny sposób lub zaczynają wypowiadać słowa w odwróconej kolejności. To danie dostarcza humorystycznych i magicznych efektów podczas posiłku. - zaproponuj lepszą nazwę niż magia głosu Bussolai Buranei Magico - weneckie maślane ciasteczka, znane w magicznych stronach ze składników niespodzianek, dodawanych do ich wnętrza. W mieszance można znaleźć zarówno te, doprawione nutką amortencji jak i te z eliksirem rozweselającym. Gianduia mniamo - czekolada z pastą z orzechów, nazywana starszą ciotką nutelli, magiczne batoniki rozgrzewają i dodają energii, szczególnie w te chłodne, weneckie wieczory. Venetiańska pizza - Jak w każdym zakątku Włoch, także i Venetia może poszczycić się całą gamą lokalnych, wymyślnych składników pizzy. Magiczne lody włoskie - Przepyszne produkty lokalnych mistrzów gelato. Dostępne są dwa różne rodzaje lodów, zwykłe, znane i z niemagicznego świata, oraz takie, doprawione odrobiną czegoś specjalnego.
Tylko tego wyjątkowe dnia tak limitowane, nietuzinkowe wina można spróbować za jedyne 20g od kieliszka! Z kolei każdą z butelek specjalnego, eventowego wina można kupić za 100g!
Każda butelka zawiera pięć kieliszków wina! Przy zakupie wina o specjalnych właściwościach należy w kuferku odliczyć jego zużycie! Tak jak Nazwa wina 5/5.
Wina Barbarigo:
Dita verdi - Różowe, wytrawne wino o delikatnym bukiecie białych kwiatów i wyrazistych nutach akacji, wszystko to podkreślone algowym posmakiem. Wykonuje się je z corvin tectus szczepu simbioghe, charakteryzującego się tym, że żyje on w zgodzie z algami, a nawet mutuje w jeden organizm. Zazwyczaj pozwala się algom obrastać grona, jednak w produkcji tego konkretnego wina grona codziennie są doglądane, by algi porastały tylko korzenie i łodygi, zapewniając jedynie delikatny posmak umami w skórce grona. Owoce zbiera się we wrześniu, a następnie łączy z pinot grigio - uprawianego na glebach gliniastych i kamienistych. Wino to produkuje się tylko w winnicach dobrze nasłonecznionych. Krótka winifikacja ze skórkami odbywa się w zbiornikach ze stali szlachetnej w kontrolowanej temperaturze aż do uzyskania charakterystycznego koloru. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek zyskuje ogromną kontrolę nad roślinami. Jest w stanie animować ruchy roślin znajdujących się nawet dziesięć metrów od niej poprzez poruszanie własnymi dłońmi. Co więcej, może wzmocnić i przyspieszyć ich wzrost. Il linguaggio dei fiori - Wspaniałe, półsłodkie białe wino o kwiatowych, wiosennych nutach. Wykonuje się je z 90% corvin tectus szczepu grappiante, która rośnie tylko przy skałach i budynkach, grona pną się po suchej powierzchni i jedynie korzenie są stale zatopione w wodzie i porastające algami. Do tego konkretnego wina zbiera się tylko grona rosnące nie wyżej niż 50 centymetrów nad powierzchnią wody, dzięki czemu ich słodycz jest dużo bardziej subtelna. Kolejne 10% jest dopełniane szczepem chardonnay. Winogrona przechodzą fermentację osobno, metodą zimnej maceracji w kadziach stalowych. Następnie łączy się oba wina, które dojrzewają przez 12 miesięcy na osadzie w kadziach. Kolejne 6 miesięcy połowa wina dojrzewa w kadziach, a połowa w beczkach dębowych zanurzonych w wodzie i finalnie 4 miesiące w butelce. Jest to bogate wino o jasnosłomkowej barwie. W zapachu urzeka aromatami białych kwiatów, w tym śliwki i jabłoni, uzupełnione mineralnymi nutami krzemienia. W ustach harmonijnie ułożone urzeka swą złożonością i wspaniałą mineralnością. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek jest w stanie rozmawiać z kwiatami, słyszeć i rozumieć ich głosy i płynnie się z nimi komunikować. W dodatku staje się odporna na krzyk mandragory, będąc pod wpływem trunku słyszy go jako najdelikatniejsze trele. Fantasma - Bardzo nietypowe, niespotykanie ciężkie jak na półwytrawne, czerwone wino zachwyca smakoszy nie tylko swoim głębokim kolorem, ale i smakiem. Wykonane z corvin tectus odmiany cirriuolo, która w przeciwieństwie do innych szczepów tego gatunku nie wyrasta z morskiej gleby, a swoje korzenie wbija w pąkle (specjalnie hodowane na drewnianych palach pod uprawę tych gron), to z nich czerpiąc wszystkie składniki odżywcze. Po zebraniu cirriuolo łączone są z nebbiolo, uprawianymi na małym, szczególnie prestiżowym obszarze zwanym Barbaresco. Zbiory obu winogron odbywają się w zgodzie z fazami księżyca, bez zbędnego pośpiechu. Owoce zbierane są ręcznie dopiero podczas ostatnich, słonecznych dni jesieni. Dzięki dodatkowym promieniom słońca, które otrzymują owoce, wina wyróżniają się niezwykłą jakością. Winogrona po zbiorach poddawane są procesowi tradycyjnej winifikacji, po czym wino trafia na 2,5 roku do beczek z drewna ze starych statków. Ostatnim etapem produkcji jest długie leżakowanie w butelce. Wino to zaskarbiło sobie uwagę swoim ciemnym, granatowym kolorem z fioletowymi refleksami. Cechuje je bardzo intensywny, trwały bukiet, który jest eteryczny i wyrazisty. Bardzo mocno wyczuwalne są nuty zwiędłych róż, małych owoców i odrobina smoły połączonej z podszyciem leśnym. W smaku pełne, wytrawne, surowe z mocnymi taninami i dobrym aromatycznym finiszem. To rygorystyczne, nieskazitelne wino z dużą dozą osobowości i należy otworzyć je co najmniej dwie lub trzy godziny przed degustacją. Fantasma wymaga wręcz medytacji, aby pozwolić na powolne odkrywanie jego wspaniałych właściwości i złożonych aromatów, dlatego poleca się je do picia solo. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek jest w stanie poruszać się bez zostawiania za sobą tropów. Ziemia i roślinność na około wymazują jej kroki i zapach - stąd też nazwa wina “duch”, gdyż dzięki niemu pobyt takiej osoby w wybranym miejscu jest wręcz eteryczny.
Największy Bez
W pobliżu niewielkiej zatoczki, dokładnie tam, gdzie morze wdziera się w ląd, a strumień kończy swój bieg, znajduje się całkiem puste pole. Nie ma na nim dosłownie nic, jedynie ziemia i piasek, a wszystko to odgrodzone jest od pozostałej części łąki niskim, drewnianym płotem. Ten zdaje się chylić nieznacznie ku upadkowi, ale nic nie wskazuje na to, by faktycznie miał się zawalić pod naporem otaczających go roślin. Zupełnie, jakby to łyse pole otoczone było jakąś dziwną, nie do końca możliwą do wyjaśnienia magią. Wkrótce masz okazję do tego, żeby przekonać się, że tak w istocie jest. Kręcący się tutaj czarodziej, spogląda co jakiś czas na zegarek, by w końcu zaklaskać w dłonie i odchrząknąwszy, zawołać donośnym głosem, który niesie się po całej łące, że oto rozpoczyna się Konkurs na Największy Bez. Każdy z chętnych do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu, musi przejść przez zniszczoną furtkę, odbierając od organizatora worek, w którym znajduje się półzdrewniała sadzonka. Organizator pospiesznie wyjaśnia wszystkim, że stanęli na gołej ziemi, czy może raczej mieszance piasku i torfu, która jest najlepsza dla otrzymanych lilaków. Wspomina o kilku zaklęciach, które mogą pozwolić im szybciej wyrosnąć, jednocześnie jednak puszcza oko do zgromadzonych, dając im tym samym znać, że powinni tak naprawdę zdać się na swoją wyobraźnię. Ostrzega również, że ten skrawek zielnej łąki ma w sobie jakąś niepokorną magię i często nawet najzdolniejszy zielarz nie jest w stanie poradzić sobie tutaj z wyhodowaniem najłatwiejszej rośliny. Potem mężczyzna ponownie klaska w dłonie, dając wszystkim całe trzydzieści minut na stworzenie dzieła życia i wychodzi za furtkę.
Uwaga: w konkursie można brać udział do końca 12 sierpnia. Po tym czasie wasze wyniki zostaną podsumowane i sprawdzone, a zwycięzca otrzyma specjalną odznakę.
Mechanika:
Każdy uczestnik konkursu musi rzucić jedną kością k100, jedną kością k6 i jedną kością literową. Wynik kości stuściennej określa, jak idzie postaci wyhodowanie bzu; im wyższy wynik, tym lepiej, im niższy, tym gorszy. Do wyników kości sześciennej i kości literowej zostały przypisane scenariusze, które mogą wpłynąć na hodowaną roślinę. Należy brać pod uwagę wszystkie wyniki, obliczając, jak ostatecznie postaci poszło wyhodowanie bzu.
Kod:
<zg>Konkurs na Największy Bez</zg> <zgss>Wynik k100:</zgss> <zgss>Wynik kości k6:</zgss> <zgss>Wynik kości literowej:</zgss> <zgss>Ostateczny wynik:</zgss>
Jeśli chcesz faktycznie coś zmienić, jeśli chcesz dołożyć coś jeszcze do tego, co udało ci się już osiągnąć po umieszczeniu sadzonki w ziemi i podlaniu jej zwykłą wodą, musisz zacząć szybko działać. Pozostają ci tylko zaklęcia, nawet jeśli faktycznie trafiłeś w jakieś dziwne pole antymagii i wszystko, co tutaj próbujesz zrobić, może wyjść zupełnie inaczej. Pozostaje ci spróbować!
Wynik kości sześciennej:
1 Wygląda na to, że urodziłeś się z różdżką w ręce, a zaklęcia i transmutacja nie sprawiają ci najmniejszych problemów, nie brak ci również pomysłów, bo wręcz szalejesz, starając się wspomóc swoją roślinę. Jest naprawdę okazała, a ty zyskujesz dodatkowe 30 punktów. 2 Trudno powiedzieć, co chciałeś zrobić, bo wyszedł ci koszmar. Może próbowałeś stworzyć jakiegoś nowego potwora albo zainspirowałeś się tymi szalonymi, gryzącymi tabliczkami? Drewno twojego bzu ma zęby! Paskudne, okropne, sękate zęby i robi wszystko, żeby cię pogryźć! Fatalnie, tracisz 25 punktów. 3 Pomysłów na pewno ci nie brakuje, dwoisz się i troisz nad zaklęciami, które mogłyby w jakiś sposób wspomóc twój bez, ale wszystko wskazuje na to, że łatwiej byłoby ci przekonać Irytka, żeby nie był irytujący. Roślina ma cię w nosie, możesz ją błagać i przeklinać, ale nic tym nie wskórasz. 4 Bez chyba chce sprawić ci przyjemność, bo dostrzegasz nowe, rozwijające się pospiesznie liście. Nie jest ich niestety jakoś dużo, ale wszystko idzie, prawie, zgodnie z planem. Jakimś cudem twoja roślina zaczyna nabierać złotej barwy, przypominając bardziej rzeźbę, niż coś innego i wzbudza taki zachwyt, że zyskujesz dodatkowe 15 punktów. 5 Kto ci powiedział, że podpalanie czegokolwiek może przynieść pozytywne efekty? A może pomyliłeś zaklęcia, których chciałeś użyć? A może tak naprawdę nie masz pojęcia, co właściwie chcesz osiągnąć i błądzisz całkowicie na ślepo? Kończy się na tym, że twój biedny bez jest osmolony, a ty tracisz 15 punktów. 6 To chyba będzie nagroda pocieszenia. Uznałeś, że najlepsze, co możesz zrobić, to podlewać ten bez w nieskończoność, dodając mu tym samym wartości odżywczych i nie pozwalając na to, żeby usechł. Coś tym osiągnąłeś, coś na dodatkowe 5 punktów, ale niestety nic więcej!
Twoje umiejętności i zaklęcia, to jedno, ale kiedy rozglądasz się po okolicy, dostrzegasz, że pod płotem umieszczono kilka drewnianych skrzyń. Nic nie wskazuje na to, żeby te były zamknięte, czy żeby sięgnięcie do nich było naprawdę niewskazane, czy wręcz zakazane. Być może dostrzegasz nawet zachęcające skinięcie głową prowadzącego konkurs, który zerka pospiesznie na zegarek, jakby chciał powiedzieć wszystkim, że czas dobiega końca. Musisz więc szybko wydobyć coś ze skrzyni i trafia ci się:
Wynik kości literowej:
A smocze łajno, czyli lepiej być nie może, twoja roślina niewątpliwie będzie się dzięki niemu pięła ku niebu! Dzięki temu zyskujesz 30 punktów. B proszek natychmiastowej ciemności, który z całą pewnością w niczym ci teraz nie pomoże, chyba że postanowisz być złodziejem i zgarniesz komuś sprzed nosa jego sadzonkę. Jeśli nic nie robisz, nie otrzymujesz ani nie tracisz punktów. Jeśli zaś decydujesz się na kradzież, rzuć jedną kość k6, gdzie wynik nieparzysty oznacza powodzenie i zyskujesz 15 punktów, a wynik parzysty oznacza niepowodzenie i odpadnięcie z konkursu! C rękawice ochronne, które możesz ze sobą zabrać - zgłoś się po nie w odpowiednim temacie. Ponieważ się na nie natknąłeś, o wiele łatwiej obchodzić ci się z rośliną, więc zyskujesz 15 punktów. D rana i to całkiem głęboka, najpewniej musiałeś sięgnąć po jakiś sekator albo coś podobnego, a kiedy gwałtownie wycofałeś rękę, skrzynia się zamknęła. Z okaleczoną ręką trudniej jest pracować, więc tracisz 5 punktów. E nic, po prostu nic, to chyba jest pusty worek i tyle dokładnie dostajesz, bo zaraz zostajesz przegoniony od skrzyni, twój czas dobiegł końca, niestety! F trzydzieści galeonów, z którymi właściwie nie masz co zrobić. Owszem, pieniądze zawsze się przydadzą, ale tak się składa, że rośliny nimi nie nakarmisz, ani nic teraz dla niej nie kupisz. Zyskujesz tylko dodatkowe fundusze! G worek z drugą sadzonką, która może cię uratować. Jeśli z dotychczasowych wyników osiągnąłeś mniej niż 20 punktów, możesz zasadzić drugą roślinę i ponownie rzucić kości k100 i k6. Nie przysługuje ci jednak rzut literowy. Możesz wybrać lepszy ostateczny wynik. H bukłak pełen wody z rozwodnionym nawozem, który z trudem zanosisz do swojej rośliny, wszystko po drodze pęka, ale bez mimo wszystko nie jest wcale taki stratny i zyskujesz 5 punktów. I akromantula! Na całe szczęście to tylko pluszak, którego możesz zatrzymać (zgłoś się po niego w odpowiednim temacie), a nie coś naprawdę groźnego, ale ten tak utrudnia ci pracę, że zaczynasz się mylić, a z twojej hodowli raczej wychodzą nici, niż coś konstruktywnego, więc tracisz 15 punktów. J kieszonkowe bagno, które początkowo wydaje ci się czymś całkowicie niepotrzebnym, ale kiedy otwierasz je przy bzie, okazuje się, że był to całkiem znośny nawóz i zyskujesz 10 punktów.
Niezależnie od końcowego wyniku konkursu, każdy, kto brał w nim udział, może zgłosić się w odpowiednim temaciepo 1 punkt z zielarstwa.
Składnikowe Polowanie
Pomiędzy drzewami rozciągnięto czerwoną, grubą i bardzo miękką wstęgę, która nie pozwala ci przejść dalej. Zza gęstych liści i opadających gałęzi, wysokich krzewów i strzelistych traw właściwie nic nie widzisz, więc nie jesteś w stanie powiedzieć, co dokładnie ukryto przed uczestnikami karnawału. Nie słychać żadnych nawoływań, żadnych pokrzykiwań, czy donośny uwag, nie słychać również krzyków zwierząt, które mogłyby zasugerować ci, co znajduje się za tajemniczą wstęgą. Nieopodal znajduje się drewniany podest, na którym rozstawiono wiklinowe koszyki, dostrzegasz tam również coś, co przywodzi na myśl róg, ale na próżno szukać tutaj jakiegoś podium, czy czegoś podobnego. Zaraz też dowiadujesz się, że w oddzielonym od świata zagajniku trwa Składnikowe Polowanie. Co pół godziny pomiędzy drzewa zostaje wpuszczona grupa śmiałków, która może szukać ukrytych pośród roślin składników eliksirów. Każdy, który się znajdzie, można zabrać i korzystać z niego w przyszłości. Oczywiście, organizator tego niezwykłego polowania ostrzega przed tym, że w zagajniku na śmiałków czeka wiele niebezpieczeństw, ale ludzi chętnych do poszukiwań jest coraz to więcej. Wystarczy złapać za koszyk, a kiedy zabrzmi dźwięk rogu, wbiec pomiędzy drzewa.
Mechanika:
Każdy uczestnik Składnikowego Polowania dysponuje sześcioma rzutami kością k6, które określają możliwość znalezienia składnika, gdzie wynik nieparzysty oznacza, że udało się coś znaleźć, a wynik parzysty oznacza niepowodzenie. By dowiedzieć się, co dzieje się później, każdy z uczestników rzuca kością literową i odnosi ją do otrzymanego wyniku kości sześciennej. Scenariusze opisano poniżej.
A - Pod młodym krzakiem bzu dostrzegasz coś, co tam zdecydowanie nie pasuje. Wygląda na to, że leżą tam jakieś grube korzenie, częściowo zakopane w trawie i ziemi, jakby ktoś przed tobą próbował je ukryć. Nie reagują na żadne przywołanie, więc musisz wpełznąć pod krzew, żeby zdobyć imbir. Udaje ci się wydobyć tylko jeden gruby korzeń, kiedy niespodziewanie gałęzie bzu uderzają cię i wypychają wprost w błoto. B - Trafiasz na piękną roślinę, która po prostu zachwyca cię swoim wyglądem. Możesz ją podziwiać, jednocześnie odnosząc wrażenie, że wyczuwasz jakieś lekkie drżenie, coś, co cię niepokoi. Jeśli znasz się na zielarstwie, to wiesz, że stoisz przed glicynią błyskawiczną, która może być bardzo niebezpieczna dla człowieka. Dlatego uważasz, jak ją zbierasz, jest to niestety dość mozolne, przez co tracisz możliwość zdobycia kolejnego składnika. Jeśli nie znasz się na zielarstwie, chwytasz roślinę i budzisz się po pewnym czasie, kiedy zostajesz przez kogoś znaleziony. Okazuje się, że uległeś niegroźnemu porażeniu prądem, bardziej cię oszołomiło, niż skrzywdziło, ale tracisz jedną szansę na zdobycie składnika. Glicyny również nie pozyskujesz. C - Trafiasz w jakiś dziwny zakamarek, który wydaje się być miejscem, w którym pali się ogniska. Kiedy uważnie się rozglądasz, dostrzegasz resztki kośćca, rogów, kopyt, czy czegoś podobnego. Chwilę musi ci zająć odgadnięcie, na co patrzysz i jeśli jesteś na tyle odważny, zbierasz proszek do fiolek, które tu znajdujesz. Rzuć kością k6, gdzie: 1 i 3 oznaczają, że zdobyłeś sproszkowany róg dwurożca, 2 i 6 oznaczają, że zdobyłeś sproszkowaną kość taranda, a 4 i 5 oznaczają, że zdobyłeś sproszkowany róg garboroga. D - Biegając między roślinnością, dostrzegasz niespodziewanie szpiczaka. Nie masz pojęcia, co stworzenie tutaj robi, bo to zdecydowanie nie jest miejsce, w którym mógłbyś je spotkać. Wiesz jednak, że dookoła niego znajduje się nieco jego kolców i kiedy chcesz po nie sięgnąć, szpiczak zaczyna się denerwować. Jeśli posiadasz cechę powab wili i masz rękę do zwierząt, nie dzieje się nic złego, a ty zbierasz kolce; jeśli jej nie posiadasz, szpiczak cię atakuje, a ty wychodzisz z tego spotkania z kolcami w dłoni. W obu przypadkach zyskujesz składnik. E - Wędrujesz wzdłuż strumyka, na który natrafiasz i wkrótce znajdujesz się w prawdziwym gąszczu, pośród języczników migoczących, jest ich tutaj pełno, rozpleniły się jak szalone i trudno je powstrzymać. F - Chyba powinieneś uznać, że jesteś szczęściarzem. Biegając między roślinnością, czujesz, jak nieoczekiwanie coś okręca się wokół twojej szyi. Zrywasz to, podejrzewając zapewne, że to pajęczyna i dopiero w tej chwili orientujesz się, że trzymasz w dłoni włos z ogona jednorożca! G - Woda, woda, woda i do tego rechot żab. Nie spodziewasz się tutaj niczego wspaniałego, aż nie natrafiasz na jednego z martwych przedstawicieli tych płazów, który nie przedstawia sobą zbyt zachęcającego widoku. Jeśli decydujesz się sięgnąć po truchło żaby, rzuć kością k6, gdzie wynik od 1 do 3 oznacza, że zdobywasz mózg żaby, a wynik od 4 do 6 oznacza, że zdobywasz żabi skrzek. H - Ty chyba w ogóle nie patrzysz, jak chodzisz? Bo można mieć co do tego pewne wątpliwości, skoro wpadasz w sam środek gąszczu pokrzyw, przy tej okazji parząc się i czując, jakbyś miał za chwilę wyskoczyć z własnej skóry. Coś udaje ci się zebrać, ale musisz zająć się swoimi bąblami, więc tracisz szansę na zdobycie kolejnego składnika. I - Chyba trochę się zmęczyłeś, a przynajmniej takie sprawiasz w tej chwili wrażenie. Idziesz wzdłuż strumienia, by zatrzymać się w końcu pod wierzbą, może chcesz się napić, a może po prostu potrzebujesz nieco cienia, gdy dociera do ciebie, że dookoła ciebie pełno jest kory wierzby płaczącej, a ty zdecydowanie możesz ją wykorzystać. J - Nad jednym z krzewów bzu pełno jest much siatłoskrzydłych, które pospiesznie przed tobą uciekają. Latają po całej okolicy, jak szalone, a ty musisz poświęcić sporo czasu na to, żeby je schwytać, więc jeśli się na to decydujesz, tracisz szansę na zdobycie kolejnego składnika.
Wynik parzysty:
A - Drzewa, drzewa, drzewa i nic więcej. Przynajmniej dokładnie tak postrzegasz to, co się dookoła ciebie znajduje, nie koncentrując się na niczym konkretnym. W końcu składniki wyglądają inaczej, niż drzewa, prawda? Jeśli posiadasz cechę Magik Żywiołów - ziemia - jesteś w stanie dostrzec korę drzewa wiggen. B - Wydaje ci się, że dostrzegasz traszki. Co prawda wszystkie są bardzo ruchliwe i niewątpliwie absolutnie żywe, ale i tak decydujesz się na to, żeby za nimi pobiec. A może po prostu wykonujesz nieodpowiedni ruch, kto to wie? Tak czy inaczej, ślizgasz się nad strumykiem i ostatecznie do niego wpadasz. C - Nic. Jedno wielkie nic. Absolutnie. Bez cienia wątpliwości. Otaczają cię jedynie rośliny ozdobne, co do tego nie masz najmniejszej nawet wątpliwości i wiesz, że nie będziesz w stanie z ich pomocą niczego osiągnąć. Biednemu zawsze wiatr w oczy. D - Zrobiłeś się głodny. Pić ci się chce. Senny jesteś. Wszystko na raz, żeby nie skłamać, a może tylko jakieś jedno nieszczęście, może cisną cię buty albo masz za ciasne spodnie, któż to może wiedzieć? Tak czy inaczej, wszystko zdaje ci się przeszkadzać w tych poszukiwaniach, ot, siła złego, na jednego. E - Nieszczęścia chodzą stadami. Parami, to zdecydowanie zbyt mało, skoro biegasz po całej okolicy, ale nie jesteś w stanie znaleźć tutaj niczego potrzebnego. Opierasz się ciężko o jakiś postument, który jest zapewne pozostałością dawnego kultu Eskulapa i czujesz, jak wstępują w ciebie nowe siły - możesz rzucić dodatkową kość k6 i przekonać się, czy nie znajdziesz jakiegoś składnika. F - Masz wyjątkowe szczęście. Albo pecha? Próbując zdobyć korzeń morwy białej, cofasz się niefortunnie i staczasz z niewielkiego wzniesienia, prosto w pokrzywy lekarskie, które odruchowo łapiesz, próbując uwolnić się od nieznośnego pieczenia. Udaje ci się je zebrać, ale zajmując się swoimi bąblami tracisz możliwość znalezienia kolejnego składnika. G - Coś tutaj ładnie pachnie? Zamiast szukać składników, zaczynasz rozglądać się za jedzeniem, żeby zorientować się, że najwyraźniej któryś ze wcześniejszych poszukiwaczy zostawił tutaj kosz z przygotowanymi przekąskami. I to nie byle jakimi! Jeśli zechcesz skorzystać z tego daru od losu, tracisz możliwość znalezienia kolejnego składnika. H - Kiedy przechodzisz obok jednego z krzewów bzu, dostrzegasz czarodzieja, który leży w błocie. Wygląda, jakby coś albo ktoś dopiero co go uderzyło i nie jest w stanie się podnieść. Jeśli poświęcisz mu chwilę czasu i jakoś mu pomożesz, w nagrodę otrzymasz korzeń imbiru, który nieszczęśnik zdołał wyrwać spod bzu. I - Strasznie nudne to poszukiwania. Nie jesteś w stanie dostrzec niczego ciekawego, więc chyba zaczynasz powoli tracić wiarę w to, że coś ci się uda. Jesteś wyraźnie rozkojarzony i właśnie przez to wpadasz w wielką pajęczynę. Nic przyjemnego! Może zaczynasz panikować, może jakoś sobie z tym radzisz, ale czas ci przez to ucieka J - To jest jawna niesprawiedliwość! Przed tobą prawie cały czas biegnie jakiś inny czarodziej i co dostrzeżesz jakiś składnik, ten sięga po niego jako pierwszy, a ty musisz obejść się smakiem. Obyś tylko miał odpowiednio silne nerwy!
Niezależnie od tego, czy uda się zdobyć choćby jeden składnik, czy nie, każdemu uczestnikowi Składnikowego Polowania przysługuje 1 punkt z eliksirów do kuferka, po który należy zgłosić się w odpowiednim temacie. Również tam należy zgłosić się po zdobyte składniki.
Specjalne zadanie Giovanniego Barbarigo
Zadanie pozostaje ukryte do momentu wzięcia udziału w tym dniu karnawału. Odsłoni się po napisaniu pierwszego posta w tym temacie, jednak pamiętajcie, że wykonać je będą mogli jedynie nieliczni.
Kod festiwalu
Poniżej zamieszczony zostaje kod, który obowiązuje w czasie uczestnictwa w karnawale. Przy wskazaniu atrakcji dodatkowo należy wykorzystać kody, które zostały do nich wcześniej przypisane. Prosimy o umieszczenie tych informacji na górze każdego postu, żeby łatwiej było zorientować się w działaniach postaci.
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> Wpisz rozgrywaną atrakcję i wykorzystaj właściwy dla niej kod <zgss>Zdobyte i zakupione przedmioty:</zgss> wpisz wszystkie
Nie była pewna czy przyjąć zaproszenie na karnawał od Yuriego. Nie chciała też robić mu przykrości odmową, w końcu, kiedy wspominała dzień spędzony w Wydretkowym Sanktuarium, czuła się naprawdę dobrze i z pewnością mniej skrępowana niż na celtyckim balu! Przyjęła zaproszenie na drugi dzień karnawału Dzień Bzu, zaraz, kiedy tylko to zrobiła, bardzo się przeraziła. Nie wiedziała, w co się ubrać, a po tym, jak kilka godzin przesiedziała w pokoju, na rozmyślaniach była bliska załamaniu nerwowego, dlatego podzieliła się tym z Anabell, oznajmiając jej, że musi też iść z nią tam. Właściwie to miała spotkać się z Yurim, ale jeśli ślizgonka mogła pojawić się tam niepostrzeżenie zaraz po nich, albo przed nimi nie będzie w tym nic dziwnego. Taką miała nadzieje Cassandra. Nie zamierzała tym razem ubierać sukienki. Takie stroje tylko przeszkadzały lub nadawały się do teatru, ale już na pewno nie na Dzień Bzu. Dlatego Walker założyła dżinsowe spodnie i bluzkę z kwiatami z lekko bufiastymi rękawami. Jej szyje zdobiła w podobnym kolorze apaszka. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że ten dekolt... Czuła się niekomfortowo, nawet jeśli Goldbird całym serce zapewniała ją, że jest idealny, nadal Cassie nie mogła w to uwierzyć. Nie było jednak czasu na przebieranki, wypróbowała całą garderobę, a teraz musiała się spieszyć. Nie lubiła się spóźniać. Zjawiła się przed pokojem numer trzy, gdzie zapukała nieśmiało, czekając na Sikorsky'ego. W końcu razem mieli się udać na zielone łąki, a kiedy ruszyli, Cassandra pozwoliła się prowadzić pod ramie, jak prawdziwa dama, oczywiście mając milion przeróżnych myśli w głowie. Wmawiając sobie, że idą jako przyjaciele i to na pewno nie jest randka! Miała nadzieje, że nikt nie doniesie jej ojcu i bratu, że woli towarzystwo starszych mężczyzn. Zresztą tato na pewno by nie zauważył, jakby Walker nawet się hajtnęła!
Poszła na tą imprezę tylko dlatego, bo poprosiła ją o to Cassandra, nawet jeśli miałaby tam pójść jako piąte koło u wozu. Ze zrezygnowaniem położyła się na łóżku i przez dłuższą chwilę [bardziej godzinę niż pięć minut] gapiła się w sufit, zastanawiając się po pierwsze czy jest sens tam iść, a po drugie, w co powinna się ubrać. Nie miała zielonego pojęcia, choć dowolność była duża. Rzadko kiedy szła na jakąś imprezę, więc to może była dobra wymówka, żeby ubrać jakąś ładną sukienkę, aby się wpasować w imprezę, poczytała trochę o kolorach bzu, jakie występują w naturze i koniec końców zdecydowała się na białą sukienkę do kolan, kilka bransoletek na nadgarstku i płaskie buty przypominające balerinki. Patrząc na to, że impreza pewnie będzie aż do wieczora, to wzięła ze sobą domowej roboty narzutkę zrobioną przez jej mamę. A jednocześnie pewnie będzie jej robić na kocyk, na którym pewnie będzie mogła zasiąść na miejscu. Przyszła na łąkę chwilę przed czasem i niespiesznie rozglądała się po otoczeniu, z jednej strony szukała Cass, a z drugiej strony zastanawiała się, ile osób przyjdzie solo tak jak i ona. Była to myśl raczej krótka i mało znacząca, bo gdy spotka innych znajomych, jej myśli zaczną się skupiać na innym aspekcie imprezy. Dlatego też przechadzała się między straganami z jedzeniem i winem patrząc czy czegoś sobie nie kupić.
Przygotowując się na wyjście z Cassie na karnawał postanowiłem, że nie mogę dalej wyglądać jak typowy fighter z podziemi i muszę coś ze sobą zrobić. Jako, że od czasu mojej ostatniej wizyty u fryzjera włosy zdołały trochę podrosnąć to zaczesałem górę lekko na bok i do tyłu oraz zgoliłem brodę wraz z wąsami. Patrząc na swoje odbicie w lustrze byłem zadowolony - mogłem wtopić się w tłum, ponadto brak zarostu zdecydowanie mnie odmłodził o ładnych parę lat. Jednak podczas ubierania się z przerażeniem uświadomiłem sobie, że nie mam strojów czarodziejskich. Wszystkie moje ubrania stanowiły ubrania mugolskie. Zresztą nic w tym dziwnego - od ukończenia szkoły cały czas obracałem się w tym środowisku. W końcu zdecydowałem się na neutralny czarny t-shirt i ciemne dżinsy. Ledwie zdążyłem zapiąć guzik u spodni usłyszałem pukanie do pokoju. Otworzyłem je i ujrzałem w drzwiach Cassie. Czyżbym się spóźnił? Już na początku taka wtopa... -Cześć. Wyglądasz pięknie - powiedziałem szczerze i ruszyliśmy razem. Zaskoczyło mnie to, że Cassie wręcz sama zainicjowała bym wziął ją pod rękę co uczyniłem z prawdziwą radością. Zastanawiałem się też jakie atrakcje czekają nas tego wieczoru i czy nie będę musiał ponownie kogoś wyławiać... Wtedy mój wzrok wyłowił spośród tłumu znajomą twarz. -Czy to nie An? zapytałem Cassie pokazując jej kierunek, w którym zauważyłem dziewczynę.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Garnitur: zdjęcie Atrakcja: - Zdobyte i zakupione przedmioty: -
Kolejny dzień weneckiego karnawału rozgrywał się na zielnej łące, ale nawet plenerowe miejsce nie odstręczyło Meksykanina od wyboru idealnie skrojonego garnituru, tym razem w bzowym, odpowiadającym tematyce popołudniowych zabaw, kolorze. Wbrew pozorom, bardziej niż publice, mężczyzna chciał się jednak pokazać w nowym stroju przede wszystkim Maximilianowi, jednocześnie udowadniając mu, że nie skłamał w budynku teatru, mówiąc że zabrał ze sobą mnóstwo eleganckich ubrań. A propos młodszego chłopaka, który niezwykle skutecznie zawrócił mu w głowie… Paco przyszedł po niego trochę wcześniej, dzięki czemu przed włączeniem się w tłum karnawałowiczów mogli spokojnie przespacerować się purpurowym sadem. - Jak znam życie, będziesz chciał jeszcze pochodzić po lesie i poszukać interesujących składników do eliksirów. – Zagadnął wreszcie Felixa, kiedy dotarli na główną łąkę. Na moment stracił zresztą wątek, rozglądając się po okolicy, która znów kusiła mnogimi rozrywkami. Niestety dla niego, wiele z nich dotyczyło zielarstwa, które nigdy nie było jego konikiem. – Słyszałem jak lokalni rozmawiali o tym źródle młodości, a chociaż mieliśmy omijać nieznaną magię szerokim łukiem, wydaje się że akurat tutejszy strumień jest bezpieczny i ma same prozdrowotne właściwości. Może powinniśmy spróbować jego siły? – Zapytał ukochanego, skinieniem głowy wskazując również na wkraczającą na kamienny podest postać Giovanniego Barbarigo.
Ostatnio zmieniony przez Salazar Morales dnia 30/7/2023, 20:00, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie mieli już łazić po teatrach, więc Max postawił na swoją kochaną bluzę i jeansy. Nawet, jeśli miało go to wyróżniać z tłumu, nie przejmował się zbytnio. Przyjechał tu dobrze się bawić i to właśnie na tym skupiał całą swoją uwagę. Na tym i na Paco, który mu towarzyszył. -Do twarzy Ci w tym kolorze. - Skomplementował elegancki garnitur mężczyzny, puszczając mu oczko. Wyglądali doprawdy bardzo dobranie w tak różnych kreacjach i Max myślał, że dwójka ludzi, którzy właśnie do nich zmierzali, ma zamiar wyjebać go z imprezy z powodu złego ubioru, gdy okazało się, że to jacyś ludzie, którzy dojrzeli go w lokalnym tabloidzie po wizycie w teatrze. Nieznajomi poprosili o autograf i zdjęcie, na co Max z uśmiechem się zgodził, uznając to za zabawną anegdotkę na przyszłość. -Kto by pomyślał, że mam tylu fanów. - Zażartował, po czym zaczął rozglądać się wokół. Ten dzień karnawału był wręcz skrojony pod Maxa, który miał zamiar wynieść z niego jak najwięcej. Dosłownie i w przenośni. -To tylko jeden z punktów, które musimy dzisiaj odhaczyć. - Wyszczerzył się, potwierdzając przypuszczenia Moralesa, którego chwycił za dłoń trochę z uczucia, trochę po to, by ten mu jednak nie spierdolił uznając, że Max ma sobie biegać po te ziółka sam. -Możemy spróbować. Też o tym słyszałem i wydaje mi się bezpieczne. - Zgodził się, patrząc, gdzie to źródełko może być, choć po chwili jego uwagę rozproszyła przemowa Giovanniego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Garnitur: zdjęcie Atrakcja: Źródło życia - 3 Zdobyte i zakupione przedmioty: przez najbliższe 3 wątki wygląd trzylatka; przez najbliższy miesiąc odporność na magiczne choroby
Nie zdziwiło go ani trochę to, że Maximilian postawił na wygodę. Zbyt dobrze go znał, żeby oczekiwać, że wciśnie się w garnitur, jeżeli sytuacja tego nie wymagała. Nie przeszkadzało mu to jednak na tyle, by nie uśmiechnął się szeroko na jego widok, zwłaszcza po tym jak od wejścia został obdarowany komplementem. - Dzięki, cariño. – Zaprezentował się w pełnej krasie, teatralnym gestem, mimo że sztukę na jego deskach mieli już dawno za sobą. Prędko okazało się jednak, że to nie jego bzowy ubiór, a aktorska facjata Felixa skradła uwagę fanów, błagających dwudziestolatka o autografy. – Mnie to wcale nie dziwi, w końcu jestem największym. – Tym razem to Paco puścił ukochanemu oczko, zgodnie kiwając głową na plan wspólnego poszukiwania składników. Nie zajarał się z pewnością to wizją aż tak jak jego młodziutki eliksirowar, ale nie zamierzał też wcale uciekać, uznając że sam z chęcią się czegoś nauczy. Poza tym, kącik ust drgnął przyjemnie, kiedy Maximilian złapał go za rękę. - No to zaczerpnijmy życiodajnej wody. – Ścisnął mocniej dłoń chłopaka, prowadząc go do strumienia. Przemowy Giovanniego słuchał jedynie piąte przez dziesiąte, skupiony już na obmywaniu chłodną wodą twarzy i dłoni. Napił się jej również i chyba przesadził, bo chwilę później jego ciało zdecydowanie się zmniejszyło, a w tafli ujrzał swoją podobiznę, nie jako dorosłego mężczyzny, ale trzylatka. – Kurwa, miało być bezpiecznie…. – Warknął wściekły, zerkając na jeszcze wyższego niż zwykle partnera. Czuł, że ten dzień nie należy do niego i w duchu modlił się, żeby efekt tego ustrojstwa jak najszybciej minął. Wolał być już chory, z papierosem w jednej łapie i ze szklanką alkoholu w drugiej, byleby tylko powrócić do swojego wizerunku.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Atrakcja: Źródło życia 1 Zdobyte i zakupione przedmioty: Znika mi jedna blizna, sadzonka corvin tectus szczep blanco
Przyjrzał się Paco dokładnie, gdy ten tak pięknie się mu zaprezentował w tym garniturze. Tak, zdecydowanie to ubranie działało swoje. -Nie licz na zniżki na bilety. - Zażartował, sprzedając mu kuksańca, choć oczywiście również docenił ten komplement. Zaraz jednak wsłuchał się w historię opowiadaną z podium, którą w dużej mierze znał nie tylko z teatru ale i z powitania w Venetii. Kulturalnie jednak czekał, aż Barbagio zakończy opowieść, wyszukując niuansów, których wcześniej nie dane mu było poznać. -Ło kurwa... - Westchnął, gdy w jego ręce trafiła sadzonka tutejszego wina. -Chyba muszę poczytać, jak o to zadbać. - Wpatrzył się w magicznie zabezpieczoną roślinę, chowając ją do swojej torby, by przypadkiem nie uszkodzić jej w czasie karnawału. Tego jeszcze brakowało, by zepsuł coś tak cennego. -Lecimy, nie ma co. - Mocniej uścisnął dłoń Moralesa i ruszył razem z nim do źródełka. Pierwszy napił się Paco i widząc efekty magii, Max wybuchnął prawie że histerycznym śmiechem. Wielu efektów się spodziewał, ale zdecydowanie nie tego. W pewien sposób, tak młody Paco nawet go rozczulał i Solberg chętnie patrzył się na ten widok -W końcu jesteś piękny i młody. - Zażartował z partnera, który widać nie doceniał komizmu tej sytuacji. Zdawał się być wręcz wkurwiony na taki obrót spraw, czego Max nie potrafił za żadne skarby zrozumieć, a z ich dwójki to przecież on szczycił się większą empatią. Solberg nie mógł się jednak uspokoić i liczył tylko na to, że nie udławi się wodą, gdy sam będzie jej kosztował. Widział, że nie wszyscy naokoło nagle zamieniali się w pierwszorocznych przedszkolaków, a to pozwalało mu wierzyć, że i jego niekoniecznie spotka taki los. Choć, czy byłoby to aż tak złe? Pamiętał, jak jednego Halloween, wzięli z Brooks eliksir odmładzający i bawili się wybornie jako niesforni ośmiolatkowie. Udawali nawet wtedy dzisiaka Walsha, co jak teraz myślał, było zmarnowaną okazją i gdyby miał okazję to powtórzyć, zapewne wcieliłby się w rolę latorośli samego Pattona Craine. Zdobywszy się w końcu na odwagę, nabrał nieco magicznego płynu ze źródełka życia i momentalnie poczuł, jak chłodna woda ogarnia jego wnętrze, a ciało dwudziestolatka jakby pokryło się magicznym balsamem, przynosząc mu ukojenie. Szczególnie w jednym miejscu poczuł ogromną ulgę, od razu patrząc pod bluzę, co tam się mogło zadziać. -Oh shit. Mogę nabrać to do wiadra? - Zapytał, gdy zauważył jak najbardziej paskudna blizna na jego boku po prostu znika. Tak, chętnie by takie źródełko ze sobą przyjął i postawił w domu, by na wszelki wypadek móc do niego sięgnąć. Ciekawiło go, czy jest opcja, by napić się więcej, choć biorąc pod uwagę ilość szram na ciele młodego eliksirowara, musiałby pewnie osuszyć całe źródełko, żeby przywrócić swojej skórze dawny, zdrowy wygląd, nieskalany mrocznymi bliznami smutnej i bolesnej przeszłości. -To co, Salusiu, idziemy dalej? Dasz radę potuptać za mną, czy chcesz na apka? - Zwrócił się teatralnie słodziutkim głosem do partnera, który teraz jeszcze bardziej wyglądał przy nim jak karzeł. W końcu zamieniło go w dziecko.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia 30/7/2023, 23:17, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Nie potrzebuję zniżek. – Poruszył sugestywnie brwiami, z dumnym, aroganckim uśmiechem przyczepionym do ust, ale potem zamilknął, dostrzegając że jego młodszy partner zainteresował się wykładem przedstawiciela słynnego, weneckiego rodu. Nie chciał mu przeszkadzać, nie żałował również, że sam nie zbliżył się do Barbarigo, bo o ile sadzonka na pewno była wartościowa, tak nie miał ręki do roślin. – Zadbaj o nią, a potem ja upędzę na winogronach dobre, wytrawne wino. – Zaproponował zresztą ukochanemu dogodny podział obowiązków, wraz z nim kierując się w stronę zachwalanego wśród lokalnych mieszkańców źródełka. Gdyby tylko wiedział, jak to się skończy… na pewno trzymałby się od strumienia z daleka. Czasu jednak cofnąć nie mógł, a na wyśmiewającego się z niego Maximiliana spojrzał piorunującym, wkurwionym wzrokiem. – Jak tylko wrócą mi siły, przetrzepię ci skórę. – Zagroził mu, z ulgą stwierdzając że chociaż męski, mrukliwy głos nie uległ zmianie. Domyślał się jednak, że dziecięca twarz deprecjonowała skalę wypowiedzianej przez niego groźby. Cóż, cieszył się, że przynajmniej Felix trafił zdecydowanie lepiej, pozbywając się krwawych śladów na ciele. Tak strzelał Paco, bo nie widział innego powodu, dla którego chłopak miałby zaglądać pod bluzę. – Z miłą chęcią oddałbym ci swoją porcję. – Wtrącił, doskonale wiedząc, że nikt nie pozwoli im stąd odejść z wiadrem, a potem spojrzał na swoje maleńkie dłonie i jedyne, co przychodziło mu na myśl to, że po prostu chce stąd odejść. - Jeszcze jedno słowo, a naprawdę cię zabiję. – Warknął na Maximiliana, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. – Poradzę sobie sam. – Podkreślił również stanowczo, że na żadnego barana się nie pisze i podreptał za ukochanym w stronę lasu. – Chodźmy poszukać tych składników, może chociaż do tego mój obecny wzrost się przyda… – Próbował znaleźć na siłę plusy tej sytuacji, ale nie oszukujmy się, czuł się koszmarnie wręcz niekomfortowo. – …a potem kupisz mi kieliszek wina. Mam w dupie to, że wyglądam jak gówniarz. Mam portfel wypchany galeonami, dokumenty i muszę się napić. – Westchnął ciężko, wędrując pośród traw. Nie widział niczego interesującego i po kilkunastu minutach marszu obawiał się nie tylko tego, że zanudzi się na śmierć, ale że będą to dosłownie bezowocne poszukiwania. Dodatkowo rozkojarzył się, wpadając w pajęczyną, co skwitował kolejnym siarczystym przekleństwem. Zrzucił z siebie sieć, ale nie mógł odeprzeć od siebie wrażenia głodu, senności, pragnienia… w ogóle nic mu nie pasowało i stał się wyjątkowo marudny. – Jak na nic nie trafimy w przeciągu najbliższych dwudziestu minut, to wracamy. Chcę coś zjeść i się napić. – Postanowił podzielić się swym malkontenctwem z partnerem, w końcu jak długo można było patrzeć na drzewa, drzewa i drzewa. Nic dziwnego, że po jakimś czasie przystanął obok zniszczonego momentu i… o dziwo zyskał nowych sił i zapału do pracy, który zresztą się opłacił. Paco usłyszał bowiem rechot żab, a po tym jak podążył w jego kierunku, zauważył również truchło zwierzęcia, dzięki czemu pozyskał jego mózg. Niedługo później znalazł natomiast palenisko, wokół którego walały się resztki kośćca, rogów i kopyt. Nie wszystkie potrafił zidentyfikować, ale w jego kolekcji wylądował sproszkowany róg dwurożca. Sukcesy skłoniły go, żeby powędrować jeszcze jedną alejką, ale niestety wyglądało na to, że limit szczęścia wyczerpał, bo nie było tam absolutnie nic interesującego, wyłącznie ozdobne rośliny.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Składnikowe Polowanie Wyniki rzutów k6:2,2,3,6,3,4 Wyniki liter scenariuszy nieparzystych:I,B Wyniki liter scenariuszy parzystych:D,D,I,I Zdobyte składniki: kora wierzby płaczącej, glicyna błyskawiczna, +1pkt. eliksiry
Myśl o takiej współpracy była dość logiczna. Morales na pewno mógł zamienić owoce winorośli w przepyszne wino, więc Max nie miał nic przeciwko. Nie miał zamiaru oczywiście oddawać mu całych zbiorów, chcąc zachować jakąś część dla siebie, ale mógł podzielić się na pewno, przynajmniej znaczną częścią. -Słodki jesteś. - Odparł na wkurwienie Paco. Ciężko było brać go na poważnie, gdy wyglądał jak urocze bobo. I to jeszcze w tym pięknie skrojonym garniturku. No Solberg o mało co się tam nie rozpłynął. -Dzięki, ja nie potrzebuję młodości. - Wyszczerzył się jeszcze, po czym dość wrednie ruszył normalnym krokiem przed siebie, zaśmiewając się z przebierającego za nim, małymi nóżkami Paco, który ledwo nadążał za tymi wielkimi kulasami. -Na pewno. Dostrzeżesz wszystko co będzie w trawie. - Nie mógł odpuścić sobie tych wszystkich żartów i szczerze miał nadzieję, że magia źródełka zbyt prędko się nie skończy, bo nie pamiętał, kiedy ostatnio tak się śmiał i to całkiem szczerze. -Chyba sobie śnisz. Nie będę poił dziecka alkoholem na oczach ludzi. - Prychnął całkiem szczerze, po czym jakby na potwierdzenie jego obaw znów znalazł się ktoś, kto go rozpoznał i zaczął zadawać pytania na temat kroczącego za Solbergiem dziecka, na co ten odparł tylko "bez komentarza" i ruszył dalej, w kierunku lasu, gdzie mieli szukać składników. -Daj mi z pół godziny chociaż. - Jęknął cierpiętniczo, bo co to dwadzieścia minut w miejscu tak bogatym we wszelkie cuda natury? Gdyby mógł spędziłby tam i dwadzieścia godzin, choć niestety miało się okazać, że te poszukiwania wcale nie były tak ekscytujące. Początkowo ruszył razem z tłumem, ale szybko zrozumiał, że nie ma to najmniejszego sensu. Wiedział, że im więcej ludzi, tym większe prawdopodobieństwo, że wszystko mu sprzątną sprzed nosa. Postanowił więc, że obierze własną, może bardziej ryzykowną, ale zdecydowanie spokojniejszą ścieżkę. Zboczył nieco w prawo, zostawiając za sobą tłum i pakując się w nieco większe gęstwiny. Las wydawał się być zadziwiająco zwyczajny, bez żadnych magicznych drzew, krzewów czy nawet pierdolonych mchów. Max łaził więc w koło, znudzony do granic możliwości, bo po chwili dotarło do niego, że może okazać się to jakimś mało zabawnym żartem, a organizatorzy tylko czekają, kto pierwszy zorientuje się, że w okolicy nie ma nawet magicznego kamienia, z którego można by wycisnąć jakikolwiek składnik. Humoru nie poprawił mu fakt, że wjebał się w jakąś pajęczynę, która wleciała mu do mordy i musiał przystanąć na chwilę, by się jej pozbyć z ust. Całe szczęście, że jej twórca i rezydent postanowił na chwilę opuścić dom, bo co jak co, ale Solbergowi niezbyt podobało się żarcie pająków. Już miał rezygnować z tych całych bezowocnych poszukiwań, gdy nad brzegiem wody dostrzegł pełno kory wierzby płaczącej. Od razu zebrał się za pakowanie jej do torby. Tego potrzebował, by znów zachęcić się do wędrówki po lesie, która choć wciąż mozolna, stała się nieco milsza, dzięki rozmyślaniom na temat tego, do czego może pozyskane składniki wykorzystać. W końcu, gdzieś między krzakami, dostrzegł znów coś nie tylko pięknego, ale i przydatnego. Z ostrożnością podszedł do rozpoznanej przez siebie glicyny błyskawicznej wiedząc, że jeśli nie będzie uważał, popierdoli go prądem i z dalszych wakacji nici. Ostrożnie zabrał się więc za jej pozyskiwanie mając nadzieję, że pierwsza w życiu praktyka BHP okaże się owocna. Niestety, takie podejście było ogromnie czasochłonne i choć składnik zdobył, nie było już mowy o dalszych poszukiwaniach. -I co, masz coś? Ja się dość ładnie obłowiłem. Co prawda liczyłem na więcej, ale jakość ponad ilość, prawda? - Zapytał Pacusia, gdy już do niego wrócił. -To co, idziemy coś zjeść? Co chcesz? Musik? Ziemniaczki z jajeczkiem? - Nie byłby sobą, gdyby podszedł do tego poważnie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia 30/7/2023, 23:07, w całości zmieniany 2 razy
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Karnawał był niesamowity. Ruda czuła się dosłownie w swoim żywiole szczególnie, gdy okazało się, że drugi dzień zabawy był w całości poświęcony zielarstwu. Musiała się pojawić na łące, a że lubiła towarzystwo, zaproponowała Victorii wspólny wypad. -Nie spodziewałam się, że będzie to aż tak zorganizowane. Przepięknie tu. Chociaż nie do końca rozumiem te maski z pokojów. Skoro ich nie widać, to po co one? - Zastanawiała się na głos, poprawiając materiał sukienki, jaką dziś na siebie włożyła. Bardzo zdziwił ją fakt, że ozdoba, choć wyczuwalna na jej twarzy, stała się niewidzialna w momencie, gdy Ruda ją ubrała. Coś tu jej nie grało, ale nie wiedziała jeszcze co. -Mon dieu! Konkurs na najwyższy bez? Będę musiała koniecznie sprawdzić się w tej konkurencji. Co powiesz jednak, żebyśmy najpierw skosztowały wina? - Zaproponowała, rozglądając się wokół. Nie miała pojęcia, jak uda jej się skorzystać ze wszystkich tych atrakcji, które Venetia oferowała.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przymknął oczy, staraj się w ten sposób zdusić furię, która gotowała się w nim od pierwszego spojrzenia w wodną taflę, a tym razem wulgarne słowa, same cisnące mu się na usta, postanowił pozostawić dla siebie. – Może dzięki temu zgarnę więcej fantów od ciebie. – Prychnął kpiąco, poszukując jakichkolwiek zalet, istotnej przewagi w rywalizacji, ale prędko okazało się, że nawet jego karłowaty wzrost nie mógł równać się ze znajomością flory, którą szczycił się Maximilian. Poszukiwania wyszły na zero, więc nie miał okazji do tego, żeby mu się odgryźć. Przez moment upatrywał jej w pojawieniu się kolejnego fana kłamliwego aktorzyny, ale niestety Felixowi udało się go skutecznie spławić. Mimo że nie przepadał za łażeniem po lesie w poszukiwaniu składników, tak miał słabość do ukochanego, dlatego zgodził się na jego jękliwą prośbę, co nie oznaczało że nie odczuł ulgi, kiedy powrócili na zielną łąkę. – Żabi mózg i sproszkowany róg dwurożca. – Oznajmił krótko, podenerwowany nie tylko swoim wyglądem, ale i żartobliwym tonem partnera, który wyjątkowo działał mu na nerwy. – Wino. Idziemy. – Zarekomendował, bo mimo wyglądu smarkacza nie zatracił choćby skrawka dominującego, stanowczego charakteru. Wbrew oczekiwaniom jako pierwszego zagadnął jednak nie sprzedawcę win, a drugiego ze straganiarzy. – Poproszę te pozłacane bukłaki. Będą idealnym prezentem dla mojego partnera. Prawda, Maxio? – Odwdzięczył się pięknym za nadobne, uśmiechając się szeroko do Felixa, co wymagało do niego podniesienia dziecięcego łebka do tego stopnia, że aż skrzyknęło mu coś w szyi. Chwilę później wręczał już zszokowanemu sklepikarzowi sto pięćdziesiąt galeonów. – Dałbym ci jeszcze buziaka, ale obecnie mam ograniczone możliwości. – Stwierdził nonszalancko, krocząc a raczej drepcząc do stoiska z winami. Tutaj musiał się bardziej napracować, a przede wszystkim wyciągnąć dokument tożsamości i wyjaśnić facetowi, jaki dramat spotkał go nad źródłem. Wreszcie za dwadzieścia galeonów otrzymał jednak kieliszek czerwonego, mocnego wina o głębokim smaku, w którego goryczy próbował utopić swoje smutki.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wkurwione spojrzenie Paco tylko rozniecało wesołość Felixa. Ciężko było brać to na poważnie, gdy Morales wyglądał prawie że jak aniołek. Max nie potrafił się powstrzymać i cyknął mu zdjęcie telefonem. -Dla takiej pamiątki tu przyjechałem. - Prychnął, chowając aparat do kieszeni bluzy, gdzie małe rączki Moralesiątka, nie mogły dosięgnąć. Ot, na wszelki wypadek. -Ciepły żabi mózg to naprawdę wartościowa rzecz. - Pochwalił partnera, a raczej wychowanka w tym momencie. Pamiętał, jak zbierał je kiedyś w Hogwarcie, pod opieką jednego z profesorów. Jeśli się nie mylił, było to podczas któregoś ze szlabanów a i tak udało mu się zajebać sztukę, czy dwie dla siebie. -Żadnego wina. - Przewrócił oczami, bo nie miał zamiaru odejść od tego, co powiedział wcześniej. Został z tyłu, śmiejąc się z pewnego i wkurwionego kroku malutkiego Salazara, ukradkiem znów robiąc mu zdjęcie, po czym dogonił go przy jednym ze straganów, gdzie ten brzdąc już robił swoje. -Mówiłem Ci, że partner w grze w chowanego, to nie to samo. Proszę mu wybaczyć, nie rozumie jeszcze wszystkiego. - Odparł do sklepikarza, po czym spojrzał na pozłacane bukłaki, które Paco mu podarował. -Dziękuję, ale wiesz, że nie musiałeś. - Przyznał szczerze, podziwiając przepiękne, złote nici, przeplecione przez skórę. Robiło to wrażenie, zdecydowanie. Max wziął Paco na ręce i dał mu buziaka w policzek, chcąc mu jakoś mimo wszystko podziękować za ten prezent, a potem odstawił chłopca na ziemię i od razu tego pożałował, bo ten już biegł kłócić się ze sprzedawcą wina. -Paco, kurwa, jak Twoje trzyletnie nerki i trzustka jebną, to ja Cię leczyć nie będę. - Burknął nieco zły, bo chyba tylko on pomyślał o tym, że skoro ciało cofnęło się o milion lat, to organy wewnętrzne Moralesa, mogły zachować się tak samo, a to nie wróżyło niczego dobrego. -Nie będę łaził z dzieckiem alkoholikiem. - Machnął różdżką i zamienił kieliszek Paco w dziecięcy kubeczek, który ukrywał przynajmniej zawartość naczynia przed natrętnymi spojrzeniami.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Każdego cechowały inne słabostki, a tym razem to Paco nie potrafił poradzić sobie z narastającą złością, której powstrzymaniu niewątpliwie nie pomagała wesołkowata postawa Maximiliana. Mężczyzna gwałtownie wyciągnął rękę, żeby wyszarpnąć chłopakowi telefon z dłoni, rzecz jasna zapominając przy tym, że w obecnym stanie nie sięgnie nawet jego kieszeni. Spuścił cierpiętniczo łeb, zdając już sobie sprawę z tego, że nie zagości tu zbyt długo. Cierpliwość Meksykanina została bowiem w bolesny sposób nadszarpnięta, i chyba nawet kieliszek wina nie mógł naprawić wyrządzonych strat. Przewrócił teatralnie oczami na komentarz ukochanego, którego w tym momencie naprawdę nienawidził. Nienawiści jednak do miłości wcale tak daleko nie było, a skoro dobrze wiedział, co planuje, postanowił pięknym prezentem wynagrodzić Felixowi swoją przyszłą decyzję. – Musiałem. Poza tym byłem pewien, że ci się spodobają. – Mruknął nieco łagodniej, uśmiechając się nawet lekko na tego całusa w policzek, ale odrobina słodyczy nie mogła zamaskować goryczy, związanej z trzyletnim ciałem, w jakim się nieopatrznie znalazł. - Nie musisz. Spokojnie, nic mi nie będzie. – Zachował się dosłownie jak marudne, nieodpowiedzialne dziecko, popijając kolejne łyki czerwonego wina. Zwrócone w jego kierunku spojrzenia gapiów niestety podziałały niezwykle intensywnie na jego i tak spieprzony nastrój. – Nie będziesz łaził. Wolałbym zdechnąć niż dalej paradować w tym ciele. – Warknął niezadowolony, nie zwracając już nawet uwagi na to, że trzymany przez niego kieliszek zamienił się w kubek. Nie chciał się denerwować. Chciał stąd uciec. – Wybacz, cariño, ale po prostu nie dam rady… to poniżające. – Spojrzał na niego przepraszająco, bo nie tak miał zamiar spędzić drugi dzień karnawału. Wolałby zostać tutaj, z ukochanym, ale źródełko życia trafiło w jego czuły punkt. – Poczekam w pokoju. Może do tego czasu wszystko wróci do normy. – Dodał jeszcze na pożegnanie, wyciągając różdżkę, aby teleportować się do bogatego wnętrza koloseum.
zt.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Konkurs na Największy Bez Wynik k100:43 Wynik kości k6:2(-25) Wynik kości literowej:I(-15) Ostateczny wynik: 43-25-15 = 3 Ale dostaje punkt z ziela i pluszową akromantulę!
Nie wiedział jeszcze, że prezent może być swego rodzaju rekompensatą. Ucieszył się ogromnie i przyjął bukłaki, co zapewne i tak by zrobił, nawet gdyby miał świadomość tego, co wydarzy się później. -No nie wiem.... - Dziwne było to, jak odpowiedzialny Max zdawał się stać. Można by nawet powiedzieć, że dopiero w tej chwili, zachowywali się jak na ich pozorny wiek przystało. Paco odpierdalał marudnego bachora, z Solberg zachowywał się jak dorosły, którym w sumie był, o czym sam niejednokrotnie zapominał. -Daj spokój, to na pewno tylko chwilowe. - Machnął ręką, bo kompletnie nie rozumiał, jaki Paco miał z zaistniałą sytuacją problem. Z wszystkiego złego, co magia im uczyniła, to było nieszkodliwe i zabawne, a ten zachowywał się, jakby ktoś zabrał mu ulubionego lizaka. -Jak wolisz, ja zostaję. - Wzruszył ramionami na decyzję partnera, nie mając zamiaru na siłę go przekonywać, skoro jak widać nie miało to najmniejszego sensu. Sam jednak nie chciał tracić karnawału, więc gdy Morales zniknął, udał się na konkurs największego bzu. Długo nie musiał czekać na poprawę humoru, bo jak tylko wpadł w wir pracy, zapomniał o marudnym trzylatku. Na początku wysłuchał specyfiki roślin, tego, jakie ma zapotrzebowanie nie tylko na wytworzenie magicznych kwiatów, ale i samego pięknego wyrośnięcia, a później chwycił pewnie różdżkę w lewą dłoń i zabrał się do pracy. Robił wszystko, co w jego mocy, by popisać się możliwościami hodowlanymi, ale to jednak nie był jego konik. Max był mistrzem zbierania i obrabiania składników, nie produkowania ich, więc gdy jego roślina, a raczej drzewo, nagle wyhodowało zęby, nawet się nie zdziwił, prychając ze śmiechu i robiąc sadzonce zdjęcie na pamiątkę. Podszedł do tego wszystkiego jednak wyjątkowo na chillerce. Uznał i nawet wytłumaczył jednemu ze zdziwionych sędziów, że to, co mają przed sobą to nowy, wyjątkowy szczep bzu ofensywnego. Według Maxa, ta niesamowita odmiana ma bronić się drewnianymi zębami przed każdym, kto bezprawnie spróbuje dorwać się do jej magicznych kwiatów. Pozostali czarodzieje, którzy przysłuchiwali się tym bujdom, prychnęli tylko pod nosem, lub pokręcili ze zdegustowaniem głową, że ktoś może być tak bezczelny i tak lekceważąco podchodzić do tego wspaniałego konkursu. Felix jednak nic sobie z tego nie robił, próbując nawieźć roślinę, by ta, mimo dziwnych atrybutów, miała chociaż szansę ładnie wyrosnąć i pokazać reszcie wyhodowanych podczas karnawału bzom, że te zębiska były tylko ostrzeżeniem i zapowiedzią jej nadchodzącego majestatu. Niestety nie do końca te zamiary mu wyszły. Wymowne spojrzenie organizatora na zegarek, dało Maxowi do zrozumienia, że jego czas się kończy, a jego sadzonka wciąż była przynajmniej marna. Rozejrzał się więc wokół, szukając czegoś, co może mu pomóc i nieco odżywić bez. Wtedy właśnie dostrzegł leżące pod płotem drewniane skrzynie, w których pokładał teraz niesamowite nadzieje. Podszedł do jednej z nich i bez najmniejszego zastanowienia włożył tam łapę, którą cofnął od razu, czując że coś go po niej smyra. Nie poddawał się jednak i ponowił próbę, tym razem szerzej otwierając ciężkie, drewniane wieko. Znów poczuł to dziwne uczucie na swojej dłoni, a gdy spojrzał w dół okazało się, że to tylko pluszowa akromantula, którą sobie przywłaszczył. Pluszak był nawet słodki i Max wiedział, że te maskotki mają swoje magiczne właściwości ale akromantula zdecydowanie nie pomogła mu ona w dalszej pracy, przeszkadzając, jak tylko się dało. Maskotka co chwila pragnęła atencji, oplatając chłopaka swoimi kończynami, krępując jednocześnie Solbergowi ruchy. Teraz to i dwudziestolatek lekko się zirytował, bo potrzebował pełnej swobody, by poprawić jakość swojego drzewka, a przez wypchanego pupila, ta tylko niestety szła w dół, z każdym kolejnym machnięciem różdżką przez Maxa. Ostatecznie czas dobiegł końca, co zostało zaanonsowane wszystkim uczestnikom i młody eliksirowar spojrzał z politowaniem na swoje dzieło. Wiedział, że stać go było na więcej i był pewien, że udałoby mu się coś z tego bzu wycisnąć, gdyby jednak nie wytargał z kufra przytulanki. Westchnął jednak tylko nad swoim losem, gratulując przeciwnikowi obok, którego drzewko prezentowało się naprawdę wybornie, po czym opuścił stanowisko konkursowe. Przez chwilę jeszcze pokręcił się po karnawale, korzystając z niego w całości, a gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, powoli udał się na spacer do Koloseum.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Jeśli można było tak powiedzieć, to Max spakował Mushu pod pachę i zabrał ją nad ranem na tę dziwaczną łąkę, żeby przekonać się, o co było tyle zamieszania z tym karnawałem. Pierwszy dzień, chociaż zapewne fascynujący, z tą całą wielką historią, z tą opowieścią o Venetii, robił pewne wrażenie, może nawet niektórych ludzi poruszał, ale nie był do końca czymś, co powodowałoby, żeby Brewer czuł się naprawdę oszołomiony. Skoro jednak kolejne spotkanie miało odbywać się w jakichś krzakach, istniał cień szansy, że będzie w tym jakaś przeszkoda. Coś, co przynajmniej ich nie zabije, chociaż nie pozwoli im również umrzeć z nudów, oczekując na koniec jakiegoś widowiska. I musiał przyznać, że łąka pokryta mgłą, w promieniach wschodzącego słońca, była o wiele bardziej tajemnicza, niż środek pozłacanego po sufit teatru, ale oczywiście, co kto lubił, coś tam, coś tam. Max nie zamierzał na pewno narzekać i liczył na to, że Mulan również znajdzie tutaj coś dla siebie. - No, powiedzmy, że jestem prawie pewien, że znajdę tutaj jakąś popieprzoną książkę, która znowu mnie zeżre. A jak nie to, to jakąś skrzynkę, która wyśle mnie na drugi koniec świata albo coś podobnego. Chyba że wypiję tyle wina, że co najwyżej przetransportuję się pod któreś z okolicznych krzaków - stwierdził, rozglądając się dookoła, wsuwając dłonie w kieszenie spodni, nie bardzo wiedząc, od czego powinni zacząć. Dookoła nich były stragany, ale widział też jakieś odgrodzone drzewa, czy coś podobnego, a poza tym gdzieś w kącie była jakaś pusta polana. Kręciło się tutaj już kilka osób, które sprawiały wrażenie, jakby na coś czekały, a nie tak daleko od nich było podium, czy coś podobnego, więc Max zakładał, że ktoś ich tutaj przywita.
Victoria, która nie powinna siedzieć pod kloszem, zdecydowała się wyjść razem z Irvette, nawet jeśli nie była jakąś wielką fanką zielarstwa. Karnawał był ciekawym przeżyciem, które pozwalało jej na lepsze poznanie historii Venetii, które pozwalało jej na zrozumienie tego, co ją otaczało. Zdobywanie nowej wiedzy, ale również dobra zabawa, były tym, co dziewczyna kochała. Oczywiście, jej pojęcie dobrej zabawy niewątpliwie różniło się znacznie od tego, co dla innych kryło się pod tymi prostymi uwagami. Musiała jednak przyznać, że niewiele ją to obchodziło, że właściwie miała to w nosie, a teraz po prostu napawała się widokami, odnosząc wrażenie, że było w nich coś czarownego. Nawet jeśli nie miała pojęcia, co dokładnie kryje się pod tymi wszystkimi krzewami i roślinami, jakie je otaczały. - Odnoszę wrażenie, że to miejsce to jeden wielki tygiel kulturowy. Tradycje, jakie tutaj panują, są dla mnie nie do końca zrozumiałe, ale bardzo mnie interesują. Może poza tymi maskami, bo mam wrażenie, że jest w nich coś podobnego, do tych nieszczęsnych luster, które widziałyśmy – odpowiedziała, zerkając na Irvette, by zapytać ją, czy faktycznie próbowała je nosić i czy w związku z tym cokolwiek zmieniło się w jej życiu. Miała co do tego wątpliwości, jednocześnie spodziewając się, że kryło się za nimi jakieś szaleństwo. - Największy bez? Obawiam się, że od razu go spalę, ale jeśli masz ochotę się pośmiać… – stwierdziła, zaraz też przystając na pytanie dotyczące wina, nie widząc w tym niczego złego. Skierowała się więc razem z drugą dziewczyną w stronę straganu, zerkając również na jedzenie, zauważając, że chyba powinny zjeść jakieś śniadanie. Pozostałe przedmioty nie ciekawiły jej jakoś szczególnie mocno, ale musiała przyznać, że i tak wszystko było niesamowicie piękne, że było wprost idealne do tego, by po to sięgnąć.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Atrakcja: źródełko na 1 Zdobyte i zakupione przedmioty: -
Jeszcze jakiś czas temu Mulan kompletnie nie planowała wyjazdu wakacyjnego. Nie chciała się na nic nastawiać, bo nie wiedziała jak jej organizm trawiony ciężką chorobą zniesie dalekie podróże i czy w ogóle będzie w stanie cieszyć się w jakikolwiek sposób czasem wolnym od szkoły i obowiązków czekających na nią w rezerwacie. Całe szczęście jednak jej stan zdrowia znacząco się poprawił choć wciąż daleko było mu do ideału. Chwilowo jednak starała się czerpać całą radość z życia skoro nie miała pojęcia ile dokładnie mogło jej go pozostać (choć podobno więcej niż zapowiedziane trzy lata maximum). Między innymi dlatego towarzysze wycieczki mogli często dostrzec ją uśmiechniętą i pogwizdującą czy też nucącą jakąś melodię. Nie inaczej było teraz, gdy Brewer chwycił ją pod ramię i porwał na pobliską łąkę, gdzie odbywał się jakiś event. Nie oponowała w żaden sposób. Zamiast tego po prostu podśpiewywała pod nosem hity Celestyny Warbeck. - Jesteś seeereeeem. Ementalereeeem. Nosisz w sobie: dziur moc - śpiewała, zmieniając przy tym znacznie oryginalny tekst, ale komu to wadziło skoro brzmiał on w miarę podobnie, a poza tym pozostawał wciąż w rytmie oryginału? Jak dla niej wszystko było w porządku. Chyba po prostu udzielał jej się nastrój karnawału, który można było wyczuwać dzięki wszechobecnych dekoracjom w Venetii. Sama łąka również wyglądała niczym lokacja rodem z marzeń sennych, a na jej terenie krył się ogrom różnego rodzaju atrakcji dla każdego czarodzieja. - Bez przesady. Na pewno tak źle nie będzie. Chociaż mnie kiedyś wyjebało na Saharę tak z dupy także... Wszystko jest możliwe - dodała w końcu, rozglądając się jeszcze po polanie. - W ogóle... myślisz, że to magiczne źródełko życia w ogóle działa? Chyba było to dosyć sceptyczne podejście jak na kogoś kto faktycznie żył w magicznym świecie, ale nie każde pogłoski na temat jakiś fantastycznych właściwości konkretnych przedmiotów czy miejsc miały być od razu prawdziwe i potwierdzony. W końcu nawet czarodzieje mieli swoje własne legendy. Niemniej jednak Huang wyswobodziwszy się spod ramienia przyjaciela ruszyła w kierunku źródła życia, które było tak zachwalane i faktycznie postanowiła się w nim zamoczyć, aby zobaczyć to jakie efekty faktycznie jej to przyniesie. Nie spodziewała się nagłego wyleczenia z wszelkich możliwych chorób. Zwłaszcza, że ta najgroźniejsza wydawała się być jakąś skomplikowaną klątwą. Na razie cieszyła się jedynie chłodem wody obmywającej jej ręce i ze zdziwieniem stwierdziła, że potężna blizna po smoczym ogniu na jej lewym ramieniu powoli zaczęła znikać. Skóra zaczęła wygładzać się i przyjmować normalną fakturą jakby wcześniej zupełnie nic jej nie dolegało. Jednak takie moczenie się przyniosło jakieś efekty.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Źródło życia1 Konkurs na Największy Bez Wynik k100: 63 Wynik kości k6:1 (+30) Wynik kości literowej:J (+10) Ostateczny wynik: 103
Karnawał w Venetii był czymś, na co trzeba było iść, a kiedy usłyszał, że pasjonaci zielarstwa będą zachwyceni drugim dniem, nie zamierzał czekać w pokoju na nie wiadomo co. Od razu wybrał się z Chrisem w miejsce obchodów Dnia Bzu, rozglądając się z zaskoczeniem po otaczającej ich roślinności. Zaraz także dostrzegł przeróżne fiolki w różnych kształtach z dziwną zawartością, mając wrażenie, że Chris z daleka wie, co się w nich znajduje. Szli dalej, aż uwagę miotlarza przykuł mężczyzna zachęcający do wysłuchania historii źródła, przy którym się znaleźli. Co prawda Josh nigdy nie był fanem historii magii i zwykle przysypiał na podobnych opowieściach, ale tym razem zdołał powstrzymać się przed ziewaniem. Dzięki czemu po chwili spoglądał w stronę źródła. - Gotów sprawdzić, czy możemy być znów piękni i młodzi? - zaproponował mężowi, samemu podchodząc wpierw do strumienia, w którym zanurzył dłonie chcąc napić się jego wody. Jednak nie było to zupełnie potrzebne, gdy niemal od razu poczuł, że magia strumienia zaczęła działać. Miał wrażenie, że to opływa jego dłonie niczym balsam, a kiedy spojrzał w swoje odbicie dostrzegł, że zniknęła blizna z jego twarzy. - I jak? Mogę znów iść podrywać innych? - zaśmiał się, nim nachylił się, żeby pocałować krótko Chrisa, rozglądając się wokół nich, ciekaw, co jeszcze może ich spotkać na Dniu Bzu. Zaraz też usłyszał jak jeden czarodziej nawołuje do konkursu na największy bez. Bez zastanowienia złapał męża za rękę i pociągnął za sobą, uśmiechając się szeroko, zastanawiając się jak dobrze pójdzie zielarzowi. Sam także zamierzał spróbować swoich sił w sadzeniu rośliny, podejrzewając, że nie wyjdzie z tego nic wielkiego. - Pora zebrać doświadczenie przed tworzeniem nowego ogrodu - zaśmiał się, spoglądając na worek z sadzonką, którą dostali przechodząc przez furtkę. Zrozumiał, że każdy z nich ma spróbować wyhodować największą roślinę, ale prawdę mówiąc nie wiedział jak miał to zrobić. Ostatecznie wykopał w ziemi dziurę, włożył do niej sadzonkę, zasypał I podlał. Co jak co, ale była to podstawa do wzrostu jakiejkolwiek rośliny i tyle Josh potrafił zrobić. W tej chwili wydawało się to jednak mało. Sięgnął więc po różdżkę, rzucając kilka ze znanych mu zaklęć, aby wspomóc bez. W tej jednej chwili cieszył się, że zdołał przy swoim mężu poznać kilka przydatnych zaklęć. Co prawda nie miał pewności, czy rzucił je poprawnie, ale nie miał czasu tego sprawdzać. Podejrzewał dodatkowo, że to nie mogło być wszystko, że poza zaklęciami musiało być coś jeszcze, czego mógłby użyć i gdy już miał pytać Chrisa o podpowiedź, co jeszcze można byłoby dodać do wzrostu roślinie, dostrzegł jak prowadzący konkurs czarodziej wskazuje głową na skrzynię. Bez zastanowienia ruszył w stronę skrzyni, dostrzegając w niej wiele dodatków do hodowli roślin. Podejrzewał, że miał przed sobą zbiór przeróżnych nawozów, ale nie miał ani chwili do stracenia, skoro brał udział w konkursie. Szybko wybrał jedno z zawiniątek, które okazało się kieszonkowym bagnem i próbując nie zastanawiać się, czy dobrze robi, dodał je do rośliny. - To jak myślisz? Mogę pomagać ci w ogródku? - zagadał do Chrisa, uśmiechając się do niego szeroko, nie kryjąc zmęczenia, gdy już stanął obok swojego egzemplarzu bzu.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Atrakcja: Źródło Życia Kostka:2 Zdobyte i zakupione przedmioty: sadzonka corvin tectus szczepu banco
Nicholasowi daleko było do zielarza, ale trzeba być naprawdę bez serca, by nie docenić uroku, jaki roztaczała wokół siebie magiczna łąka. Mnogość roślin zachwycała czarodzieja, a jedynym, co mu faktycznie przeszkadzało w tym wszystkim, był tłum. Oczywiście stado przedstawicieli magicznego społeczeństwa było nieodzowne w takim miejscu w czasie drugiego dnia karnawału, ale tak czy inaczej chłopak chętnie obejrzałby to miejsce w bardziej kameralnym gronie. Dajmy na to... Jednoosobowym. Tłumy miały jednak swoje plusy, a niewątpliwie jedną z nich były rozmaite atrakcje, na które Seaver chętnie poświęcał czas - tym bardziej, że część z nich była nieodpłatna, a to stanowiło ewidentną wartość dodaną. Jedną z takich atrakcji był wykład prowadzony przez Giovanni Barbarigo. Nicholas trzymał się na uboczu słuchającego stadka, ale bacznie nadstawiał uszu, by nie uronić ani jednej informacji. Wszystko było teraz dla niego nowe i cenne, każde doświadczenie ważne. A opowieść dotyczyła również wody, czyli dziedziny, która była mu bliska. Odmłodzenie interesowało go w bardzo umiarkowanym stopniu, w końcu co by mu przyszło z cofania się do lat niemowlęcych, ale sama koncepcja magii płynącej w tym źródle była fascynująca, a Giovanni opowiadał wszystko z tym typem humoru, za którym Nicholas przepadał. Kiedy wykład dobiegł końca, młody Seaver zdecydował się osobiście sprawdzić moc czarodziejskiego źródła. Po drodze spotkało go niemałe zaskoczenie, bo Giovanni obdarowywał sadzonkami swoich słuchaczy. Kto wie? Może jednak warto zagłębić się nieco w tematy zielarskie? W końcu kochał wodę, więc wodna roślinka jak najbardziej do niego pasowała. Czas był jednak najwyższy, by zakosztować wody ze źródła, o którym przed chwilą tyle się nasłuchał. Zabrał naczynie i podszedł do strumienia i zaczerpnął wody, kiedy nagle zorientował się z mnogości ognistych wróżek, które z zadziwiającą prędkością przemieszczały się, zmuszając Nicholasa do cofnięcia się o krok. Pech chciał, że chłopak rozlał całą wodę, którą nabrał, a do drugiego podejścia nie miał już możliwości. Trudno! Seaver machnął na to ręką i ruszył w inną stronę, szukając nowych rozrywek. Ostatecznie wartością tego jeziora były dla czarodzieja głównie historie z nim zwiazane, nie sama mityczna, magiczna właściwość, którą weń tchnięto. A że tłum kłębiący się tutaj był coraz większy, Nicholas z ulgą wycofał się na nieco dalszy plan.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Konkurs na Największy Bez Wynik k100:80 Wynik kości k6:6 (5pkt.) Wynik kości literowej:I (-15pkt.) Ostateczny wynik: 80+5-15 = 70, 1pkt. do ziela i pluszowa akromantula
Czuła się niesamowicie wśród tych wszystkich roślin i kolorów. Brakowało jej czegoś tak nasyconego życiem i cieszyła się, że udało jej się wyrwać przyjaciółkę ze sobą. -Mam dokładnie te same refleksje. Chciałabym wiedzieć więcej o tutejszych zwyczajach i roślinach oczywiście. Może uda mi się nawiązać współpracę z lokalną hodowlą winorośli. - Nie byłaby sobą, gdyby nie pomyślała o wakacjach również w biznesowy sposób, choć starała się jak najbardziej odpoczywać wiedząc, że jak tylko wróci czeka ją masa roboty związana z przejęciem szklarni. -Te maski mam wrażenie, że nic nie robią, założyłam dziś jedną i... - Chciała powiedzieć, że nie czuje najmniejszej różnicy, gdy nagle uniosła się w powietrze, latając nad zgromadzonymi ludźmi. -Mon dieu! - Wykrzyknęła nie tylko zdziwiona, ale i lekko przerażona. Nie bała się wysokości, ale zdecydowanie było to zbyt niespodziewane. -Już chyba wiem, jak działają. - Uśmiechnęła się w końcu, wypróbowując swoje nowe możliwości. -Na pewno nie spalisz. Z hodowlą roślin jest jak ze zwierzętami, wystarczy dać im odpowiednią dozę miłości. - Wyjaśniła, lecąc już w kierunku konkursu, co jakiś czas oglądając się, czy Victoria dotrzymuje jej kroku, choć starała się nie opuszczać krukonki zbyt mocno. -Powodzenia. Zobaczysz, że to czysta przyjemność. - Zachęciła przyjaciółkę, po czym sama wzięła się za wysłuchiwanie i czytanie wszelkich instrukcji, które mogły uświadomić ją na temat potrzeb bzu, który miała zaraz wyhodować. Wszystko wydawało się być dość proste dla doświadczonej zielarki, choć Irvette nie mogła nie docenić magicznych właściwości i zalet tej niesamowitej rośliny. Nie było jednak czasu, by stać i się zachwycać, kiedy brała udział w konkursie. Wzięła się więc ostro do roboty. Mając pod ręką wszelkie potrzebne narzędzia, z własną różdżką na czele, oddała się pracy, którą kochała, a to odbijało się na jej twarzy, która wręcz promieniała radością i skupieniem. Sadzenie, podlewanie, odżywianie i podcinanie, to było coś, nad czym nawet nie musiała się zastanawiać. Widać było w jej ruchach doświadczenie i precyzję, którymi się szczyciła. Ostatecznie postanowiła też zadbać o to, by bez nie uschnął. Wybrała odpowiednią odżywkę w płynie i zaczęła obwicie podlewać drzewko. Początkowo miała wrażenie, że nie przynosi to żadnych efektów, ale w końcu zauważyła, że sadzonka nieco przybrała na wzroście, co tylko podbudowało de Guise, powodując jeszcze większe poczucie zadowolenia. Na koniec pierwszej fazy, postanowiła jeszcze rzucić kilka zaklęć, by zabezpieczyć bez przed szkodnikami, a w szczególności popularnymi w Venetii veneratami, które mogłyby wyrządzić naprawdę wiele szkód. Rozejrzała się wokół, by sprawdzić, jak inni sobie radzą i była dumna widząc, że niewiele osób osiągnęło coś, co wyglądało tak zdrowo i nie przypominało karłowatego drzewa. -Jak Ci idzie? - Zapytała Victorii, po czym ze zdumieniem spojrzała, że bez krukonki jest naprawdę imponujący. -A mówiłaś, że nas tu podpalisz. Może masz ukryty talent do hodowli. - Pochwaliła pracę Brandon, by zaraz wrócić do swojego drzewka. Wiedziała, że to jeszcze nie koniec pracy i postanowiła poszukać kilku brakujących jej narzędzi. Skierowała swoje kroki do stojących nieopodal skrzyń. Miała nadzieję, że w ich wnętrzu znajdzie to, czego szuka. Otworzyła wieko jednej z nich, która wydawała jej się największa i potencjalnie najlepiej wyposażona, ale z rozczarowaniem musiała przyznać, że w środku nie było nic wartościowego. Nic, poza pluszową akromantulą, która owinęła swoje mięciutkie nogi wokół nadgarstka dziewczyny i nie chciała puścić, skazując rudowłosą na swoje towarzystwo. Irv westchnęła tylko i wróciła do swojego bzu, z nieproszonym gościem u ręki. Na szczęście po drodze dojrzała porzucony sekator, który podniosła z zamiarem ukształtowania nim swojego drzewka. Choć de Guise była wprawiona w tej robocie, oplatająca ją maskotka skutecznie ograniczała dziewczynie ruchy, przez co te stały się o wiele mniej precyzyjne. Niesamowicie frustrowało to Irvette, która w końcu pozbyła się ciężaru, unieruchamiając pluszaka w jednym miejscu, ale niestety, czas na pokazanie swoich umiejętności właśnie wtedy dobiegł końca i choć bez Rudej był imponujący i zadbany, nie był najlepiej wyhodowaną sadzonką wśród wszystkich zgromadzonych na konkursie. Dziewczyna musiała przełknąć dumę i uznać swoją porażkę, jakkolwiek trudne by to dla niej nie było.
Czuła się bardzo dziwnie, nerwowo co chwile poprawiała wolną ręką włosy, które nawet silniejszy powiew letniego wietrzyku nie był w stanie rozwiać. Gęste, grube o blond kolorze trzymały się świetnie. Teraz głupio jej było w tych farbowanych włosach, za jasno; uważała, że za bardzo się wyróżnia. Wiedziała, że z pewnością, kiedy wróci do Hogwartu, szybko da im swój naturalny, spokojny odcień, którego wcześniej nie doceniała. Pierwszy raz była w takiej sytuacji; zaproszona przez mężczyznę na imprezę. Zazwyczaj, kiedy dostawała propozycje, unikała tematu, aż amant się znudził, albo szła z grzeczności, po czym zachowując się bardzo dziwnie — panikowała. W duchu cieszyła się, że Anabell zgodziła się przyjść na karnawał. To dawało jej odwagi i bezpieczeństwa. Dała się prowadzić Yuriemu za rękę, bo pewnie za dużo naoglądała się romantycznych filmów, ale z drugiej strony nie wiedziała, jak ma się zachować. Podziękowała mu za komplement, który wygłosił na początku, uśmiechając się przy tym niepewnie. Sama mruknęła "ty też", chociaż zdała sobie sprawę, że powinna powiedzieć, jakoś to inaczej to tylko spłonęła rumieńcem, nie chcąc plątać się w tym dalej... Nie była w tym dobra. W ciszy szli na zieloną łąkę, a kiedy doszli na miejsce, wypatrywała niespokojnie ślizgonki, mając nadzieje, że ta jej nie wystawi. Cassandrze wydawało się, że nie bardzo podoba się ten pomysł Goldbird, ale w końcu się zgodziła. - Oh, tak to ona! - Niemal wykrzyknęła radośnie, jakby właśnie odnalazł się jej pies Puff — owczarek kaukaski. Widok Any był niemalże tylko pretekstem, aby wyrwać się z bliskości Sikorskiego i podbiec niczym sarna do Belli. - Na Morgane... Dobrze, że jesteś. - Na twarzy Cassie pojawiła się ulga. Westchnęła zadowolona. - Ale wyglądasz elegancko... - Powiedziała już normalnie, tak żeby mógł usłyszeć je Yuri, który z pewnością postanowił nie zostawiać dziewczyn sam na sam za długo. Puchonka myślała, czy aby na pewno ubrała się stosownie i dobrze do okazji, może też powinna włożyć sukienkę? Ciągle te wątpliwości wkradały się do jej głowy, czyniąc niezrównoważony zamęt.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Maska:Świat Atrakcja: Źródełko życia z wykładem Kostka:1 Efekt/bonus/przedmiot: Zniknięcie blizny; +1 HM; sadzonka corvin tectus szczepu banco
- … I wtedy ten głupi łańcuszek cały mnie splątał! Przysięgam, to nie ja nie lubię transmutacji, to ona nienawidzi mnie! – zaśmiała się, kończąc historię o zaklinaniu złota na poprzednim dniu karnawału. – Dobrze, że chociaż tańczyć umiem! Byłaś na spektaklu? Miałam swoje solo! W takich chwilach aż chciałoby się przerzucić na balet! Tańczyć codziennie na złotych scenach! Ach! Jakaż ona była przepiękna! – zachwycała się absolutnie wszystkim, co było związane z tym miejscem. – No ale łyżwiarstwa nie porzucę, nie oszukujmy się – skwitowała na koniec ze śmiechem, bo przecież wiadomym było, że nawet pod karą by swojego sportu nie porzuciła. – W sumie to wiesz, co będzie dzisiaj? Nie zdążyłam nic o tym przeczytać… – przyznała głupkowato, odsuwając od siebie wszelkie powody, dla których nie miała do tego głowy. Sprawa Nicholasa i… Wszystkiego co się z nim stało wciąż była świeża i zajmowała jej większość myśli. Ale nie chciała się tym zamartwiać dzisiaj i na pewno nie teraz. Zamierzała znaleźć sposób, skoro odzyskała kuzyna, nie planowała go porzucać, bo prostu sposób ten jeszcze jej do głowy nie przyszedł. Jednak była to tylko kwestia czasu! Była tego pewna! Otrząsając się z wspomnienia tamtego dnia, złapała przyjaciółkę pod ramię i przyspieszyła kroku na łąkę. Gdzie właśnie pan Barbarigo rozpoczynał swoją przemowę, a dokładniej mówiąc część historii Venetii. Morbus Mortus. Chociaż na pewno nie był to temat łatwy, pan Giovanni opowiadał o tym nie tylko z lekkością, ale i uszczypliwością, sprawiając, że cały wykład był jeszcze bardziej intrygujący z jego komentarzami. No i ta łąka! Remy nie miałaby pojęcia, że to właśnie ona była linią obrony przed chorobą. Może była to kwestia roślinności? A może wody? Czy to właśnie w oparciu o te składniki powstało tajemnicze lekarstwo na nią? Nie miała pojęcia, ale było to kolejny trop w jej poszukiwaniach, cóż, sama jeszcze nie wiedziała czego dokładnie, jednak zapisała sobie tę informację, mogła się przydać później. - To co, sprawdzamy jak bardzo magiczna jest ta woda? – szepnęła do Xion, szczerząc się do niej wesoło. – W sumie… Myślisz, że coś się stanie, jeżeli zanurzymy w niej maski? Może będą miały jeszcze inną moc! – zaproponowała z ekscytacją i tylko przyspieszyła kroku. Woda była przyjemnie chłodna i gładka nie jak zwykła ciesz, a balsam. W taki upał aż miała ochotę w niej popływać i powstrzymało ją tylko to, że mogło to być bardzo niewłaściwe w tej kulturze. Za to zanurzoną maskę zatrzymała na kilka centymetrów przed twarzą. - Dawaj, razem. Trzy… Czte-RY! – przyłożyła maskę. I zniknęła.
Myśli osoby z którą jesteś zaczynają przeplatać się razem z Twoimi. Po jakimś czasie orientujesz się, że możesz zwyczajnie czytać myśli osoby z którą tu jesteś, jakbyś był legilimentą. Nawet jeśli Twój towarzysz ma odpowiednią genetykę - nie może się przed tym obronić.
Tak szczerze nie sądziła, że znajdzie puchonkę tak szybko, było to dla niej zaskoczeniem. A jeszcze większym zaskoczeniem dla niej była szczęśliwa twarz koleżanki jakoby co najmniej spadł jej kamień z serca iż tutaj przyszła, a nie wystawiła ją na wiatr. Wygląda na szczęśliwą na mój widok pomyślała uśmiechając się jednocześnie pod nosem. - Nie mogłabym przeoczyć takiej okazji i się ubrać w sukienkę - No i pooglądać przystojnych chłopców rzecz jasna dodała w swoich myślach rozbawiona. - Ah, tak sądzisz? Dziękuję, ty też dziś uroczo wyglądasz - odrzekła czując, że jej policzki rumienią się od komplementu, to było dziwne słyszeć komplement z ust innej dziewczyny, znaczy było to bardzo miłe i w ogóle, a jednak na swoj sposób bardzo niecodzienne. Takie proste i sprawiającą jej sercu wielką radość, której za bardzo nie potrafiła opisać słowami. Spojrzała lekko za ramię Cass by spojrzeć na Yuriego. - Hej przystojniaku, ładnie się wystroiłeś na tą okazję - Puściła mu oczko jednocześnie i widać było iż jej oczy były zdecydowanie dziś bardzo roześmiane i miała dobry humor, być może, że spotykała się z ludźmi z którymi lubiła spędzać czas.