C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Osoby:@Romeo O. A. Rosa & Salazar Morales Miejsce rozgrywki: El Paraíso Rok rozgrywki: 17.04.2023 Okoliczności: Po rozstaniu z Maximilianem Paco wrócił wieczorem do hotelu, dochodząc do przekonania, że nie ma lepszego sposobu na utopienie smutków niż szklanka podwójnej, irlandzkiej whiskey.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie spojrzał nawet raz za siebie, pozostawiając Maximiliana przez dzielonym wspólnie z Julią domem – jakby wiedział, że jeśli tylko się zawaha i pozwoli sobie na tę krótką chwilę słabości, zmieni słusznie podjętą decyzję, nie będąc w stanie znieść pożegnania z ukochanym. Westchnął więc tylko ciężko, rozsiadając się ponownie na fotelu kierowcy, a chwilę później wciskał już gaz do samej dechy, głośnym rykiem silnika starając się zagłuszyć targające nim wątpliwości. Lot w przestworzach nie dawał mu jednak takiej satysfakcji i dopiero gdy powrócił na ziemię, ze zdecydowanie nieprzepisową prędkością mijając kolejne, trąbiącego na niego pojazdu, odczuł niezbędny mu teraz dreszczyk emocji, tymczasowo tłumiący przedzierające się do świadomości rozżalenie. Wydawało mu się, że postąpił właściwie i że jakoś sobie poradzi, przynajmniej dopóki trzymała go krążąca w żyłach adrenalina. Każda kolejna minuta spędzona w opustoszałym apartamencie uświadamiała mu jednak, że zbyt mocno zżył się z chłopakiem o diabelsko kuszącym spojrzeniu szmaragdowych ślepiów i że potrzebuje się czegokolwiek, co pozwoli mu zapomnieć o wspólnie spędzonych chwilach. Siłą rzeczy wylądował więc w kasynowym barze, wybierając najłatwiejszy sposób radzenia sobie z problemami: alkohol. Zamówił podwójną irlandzką whiskey na lodzie, którą sączył oparty łokciem o drewnianą ladę, obserwując przestronną salę, byleby tylko uśpić natrętne myśli. Czekoladowe tęczówki prędko obrały jednak jeden konkretny cel. Młodziutkiego, blondwłosego chłopaka o niemalże anielskiej urodzie, która z tego co zdążył spostrzec, przykuła nie tylko jego uwagę. Przez moment zastanawiał się nawet czy nie przystąpić do póki co niemrawej rywalizacji, krępując ofierze jej błyszczące niewinnością skrzydła, ale ostatecznie stwierdził, że nie ma sił ani ochoty na podrygi. Zamiast tego przysiadł przy jednym ze stołów do krwawego barona z żetonami, przechylając jedynie głowę i unosząc wymownie szklankę w geście toastu, kiedy przypadkiem złapał kontakt wzrokowy z pięknym nieznajomym.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
Może i przyjechał tutaj na studia, ale przecież musiał znaleźć sobie też jakąś rozrywkę - Romeo oddychał jedynie wtedy, kiedy w jego życiu coś się działo. O kasynie nie tyle usłyszał, co sobie przypomniał, kojarząc nieco tutejszy hotel. Rozpatrywał go nawet na kilka nocy świętego spokoju, gdy znudzi mu się przebywanie w Hogwarcie i nie będzie miał ochoty wisieć na głowie bratu. Udał się sam, nie chcąc tutaj testować swoich nowych brytyjskich znajomości, by przypadkiem ktoś nie okazał się być zbyt skrępowany jego urokiem… który, cóż, w takich miejscach naprawdę kwitł. Romeo już od przestąpienia progu kasyna czuł, że ściąga na siebie więcej spojrzeń niż na hogwarckich korytarzach, teraz pewnie emanując swoim wrodzonym pięknem. Nim dotarł do baru, już miał kilka ofert drinków, z których oczywiście bardzo skrupulatnie powybierał sobie te, które najbardziej mu pasowały; zakręcił się w tańcu z jakąś roześmianą czarownicą, a później nawet wygrał nieco galeonów, rezygnując z bardziej zaciętej rywalizacji wtedy, kiedy uznał, że za dużo ludzi patrzy się na jego ręce i nie ma sensu testować na ile jego urok zdoła go obronić przy ewentualnym oszukiwaniu. - Potrzebujesz jakiegoś szczęśliwego talizmanu? - Dopytał, czym prędzej podchodząc do toastującego mu mężczyzny, który zdawał się stanowić idealną ucieczkę od wcześniejszego towarzystwa. - Bo ja, w razie czego, chętnie podmucham na twoje karty… czy żetony? - Zaśmiał się lekko, tak dźwięcznie jak zawsze, gdy naprawdę chciał przekazać komuś swoje rozbawienie. Ostentacyjnie dopił ostatniego łyka swojego drinka, pozwalając by kostki zagrzechotały w niemalże pustej szklance, kusząc nieznajomego do zaoferowania dolewki.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Emanowanie wrodzonym pięknem w przypadku anielskiego chłopca wydawało się eufemizmem, o czym Meksykanin miał okazję się przekonać, kiedy spojrzenie czekoladowych tęczówek nazbyt często poczęło powracać do jego błyszczącej w kasynowym świetle czupryny i poruszającej się z powabem i gracją sylwetki. Paco połączył kropki dopiero po chwili, zastanawiając się czy przypadkiem nie ma do czynienia z potomkiem wili, na co zresztą wskazywała mnogość zainteresowanych gapiów gotowych wydać ostatnie oszczędności tylko po to, by kupić nieznajomemu drinka i zaskarbić sobie w ten sposób odrobinę jego niezwykle cennej uwagi. Nie mógł wykluczyć takiej możliwości, z drugiej strony było mu wszystko jedno, skoro nie zakazywał osobom o podobnych genach wstępu do lokalu; wręcz przeciwnie, przyjmował ich z szeroko otwartymi ramionami, skoro powiększali również jego zyski. Nie zastanawiał się nad tym czy wzniesiony przez niego toast podziała na blondyna ze skutecznością accio, a jednak uśmiechnął się półgębkiem, z niemym wyrazem satysfakcji wymalowanym w kąciku ust, kiedy usłyszał nad uchem dość melodyjny głos, acz z niespodziewanie twardym jak na niebiańsko niewinny wygląd dzieciaka, akcentem. – Szczęście dzisiaj mi nie sprzyja, chociaż nie mam wcale na myśli kart. – Podniósł głowę, aby spojrzeć w błękitne oczy rozmówcy, wiedziony jego naturalnym czarem, którem póki co postanowił dzielnie się opierać… a raczej udawać, że się opiera. Powiedzmy sobie bowiem uczciwie, pobudzenie jego zmysłów zdawało się prostsze niż budowa cepa. – Jeśli chcesz robić za talizman i uwiesić mi się na szyi, musisz się bardziej postarać. Potrzebuję szczęśliwej wygranej, a nie gustownego boa. – Przechylił delikatnie głowę, z arogancko-zaczepnym uśmiechem przyklejonym do twarzy, chociaż wbrew wyrażonej w słowach powściągliwości, uniósł dłoń we wzywającym barmana geście, subtelnie pokazując mu że młodzieńcowi obok przydałaby się dolewka. Nie odezwał się przy tym do elegancko ubranego mężczyzny, nie zapłacił choćby knuta, udowadniając tym samym blondwłosej piękności, że nie jest jedynie przypadkowym gościem kasyna, który zdecydował się utopić przy tym stole parę brzęczących w portfelu galeonów.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
- A, koniecznie trzeba to zmienić - stwierdził od razu, puszczając mężczyźnie zaczepnie oczko, gdy tylko wyłapał z nim kontakt wzrokowy. Dobrze było czasem złapać sobie taką jedną ofiarę i zabawić się nieco dłużej, a skoro na stole były żetony, w kieliszku był alkohol, a ubrania nie wyglądały na tanie czy przypadkowe… to wiele więcej Romeo nie potrzebował. - Żałuj - palnął od razu, oglądając się na barmana i chętnie przyjmując od niego kolejnego drinka, dziękując z równie czarującym uśmiechem, co zawsze. - Bo widzisz, ja się potrafię wić dużo lepiej od byle węża, byłbym doskonałym boa - dokończył, całkiem pewny tego, że nieznajomy musiał czekać na to wyjaśnienie. - Ma się te znajomości, hm? Jesteś tu jakąś szychą? - Zagadnął, pochylając się nad stołem nieco mocniej, niby obserwując tasowanie kart, ale w rzeczywistości po prostu przysuwając się do swojej ofiary. - Muszę wiedzieć czy nie zostanę przypadkiem zgarnięty przez ochronę jak ci się wpakuję na kolana, czy coś… grasz, czy wolisz szukać tego szczęścia w czymś innym? Bo jak nie w kartach, to w miłości, a tak się akurat zakłada, że ja nazywam się Romeo - zdradził.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Patrzył za zaczepnie puszczonym oczkiem w milczeniu, myśląc jedynie o tym że lodowaty kolor tęczówek zupełnie nie pasuje do przebojowej osobowości ich właściciela. Pewnie i zabawne spostrzeżenie, ale jakkolwiek do artysty było Moralesowi daleko, tak zdecydowanie odpowiadało mu określenie zafascynowanego pięknem estety… a stojący nad nim chłopak spełniał kryteria wspomnianego piękna aż nadto, i to mimo tej drobniutkiej skazy ukazującej się w chłodnej bartwie ślepiów… a może wcale nie była to skaza, a przełamanie siły pozorów jedynie dodawało młodzieńcowi uroku? Jedno było oczywiste. Nie powinien się nad tym zastanawiać, ale trudno było się oprzeć, mając do czynienia z potomkiem wili. - Nie o takim boa mówiłem. – Mruknął, zacięcie opierając się zakusom nieznajomego. Tym razem nawet przez moment szczerze, wszak wężowe określenie niechybnie przypomniało mu o Maximilianie. Boa kusiciel. Paco uśmiechnął się nawet na to wspomnienie, zanim po raz kolejny odtrącił od siebie natrętne myśli o ukochanym, próbując wyobrazić sobie jak zręcznie blondwłosy anioł wiłby się przed nim. – Przynosisz szczęście tylko bogaczom? – Prychnął, czując że znalazł się na wygranej pozycji, a czy właśnie nie tego dzisiaj potrzebował? Nie odpowiedział jednak od razu, zerkając wpierw w trzymanie w dłoniach karty, żeby postawić parę żetonów w przebiegającej właśnie licytacji. - Jestem właścicielem. – Tego miejsca. Nie dodał świadomie, nie precyzując co dokładnie miał na myśli, skoro jedyne o czym teraz myślał to to, że chciałby posiąść też tego tutaj. – Miłość jest przereklamowana, Romeo, ale jeśli naprawdę przyniesiesz mi szczęście… – Skinieniem głowy wskazał na zgromadzoną na stole pulę, przyciągając do siebie chłopaka za koszulę. Powoli, żeby przypadkiem nie wylał sprezentowanego mu drinka. – …pozwolę ci usiąść na tych kolanach na dłużej. – Zagrał najmocniejszą kartą, zastanawiając się czy to właśnie dlatego znalazł się w kręgu zainteresowania gościa, który gdyby tylko chciał, prawdopodobnie mógłby mieć prawie każdego. Cóż, miał okazję się przekonać, bo chwilę później odsłonił karty, zgarniając dla siebie wszystkie żetony, a potem odszedł od stołu, poświęcając się w pełni kompanowi o jakże wymownym imieniu. – Salazar Morales, wystarczy Paco. – Przedstawił się dopiero teraz. – Nie jestem w nastroju, więc mam nadzieję, że wiesz jak mi go poprawić. – Mruknął mu na ucho, sugestywnie przesuwając palcami po guzikach jego koszuli, zanim objął go lekko ramieniem, prowadząc do swojego apartamentu.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
- W kasynie tak, tylko bogaczom… w końcu jeśli tutaj ktoś nie ma pieniędzy, to musi być pechowcem - stwierdził całkiem pewnie, w ogóle nie dając się zgasić tym drobnym wycofaniem, którego też do końca u mężczyzny nie dostrzegał, zwykle bardziej koncentrując się na swoich odczuciach, a nie czyichś. - Mhmmm, moim jeszcze nie, ale nie jesteś na złej drodze - pochwalił go, nie mając jak ukryć, że oczy zaświeciły mu się przy tej informacji. Co innego zdobyć byle bogacza, a co innego wpaść w oko właścicielowi takiego lokalu - na Merlina, to właśnie na takie znajomości w Wielkiej Brytanii Romeo liczył. - A jeśli nie, to wystarczy ci krótko? Ok, deal - zgodził się wesoło, decydując się też samemu postawić na szczęście, w związku z czym po prostu czekał aż karty zostaną rozegrane tak, by właściciel kasyna zgarnął jak największą pulę żetonów. - O proszę! - Ucieszył się w imieniu swojego towarzysza, zaraz dopijając drinka i odchodząc wraz z mężczyzną od stołu. - Paco, a nie papi? - Upewnił się, zaraz mrużąc oczy niemalże w oburzeniu, bo przecież to nie było w ogóle akceptowalne, by Morales dalej nie miał nastroju. Wygrał, miał u boku chętnego półwila, prowadził ich gdzieś do części hotelowej. - A ja myślę, że twój humor zaraz się mocno poprawi. Masz mnie - zauważył, ciekawsko rozglądając się po hotelu. - A ja mogę ci się pokazać i na twoich kolanach, i na swoich… Możesz mieć mnie, to ci nie wystarcza na ten jeden wieczór? - Naciskał, uparcie próbując emanować swoim urokiem tylko mocniej, by pozbawić Paco jakichkolwiek myśli, które nie skupiały się na samym półwilu; by odebrać mu resztki cierpliwości czy, o zgrozo, wątpliwości, wraz z przekroczeniem progu apartamentu.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Sprytnie, ale z takim ciałem na wiele można sobie pozwolić, czyż nie? – Podniósł zaczepnie głowę, obdarowując młodzieńca nieco szerszym uśmiechem, którym jakby chciał mu uświadomić, że może korzystać ze swojego uroku ile wlezie, ale nie trafił na kolejnego naiwniaka. To ty tu jesteś zwierzyną, nie ja, Romeo. Pragnąłby mu wyszeptać na ucho, co jednak było prawdą wyłącznie częściowo, wszak od kiedy tylko go ujrzał, w głębi duszy czuł, że musi go mieć, a to oznaczało, że on sam też został złowiony przez niego. - Jestem. Zawsze byłem. Ale czasami lubię z niej zboczyć. – Wtrącił radośniej, ze zdecydowanie większą śmiałością, bezczelnie wpatrując się w lodowate acz błyszczące zachęcająco ślepia, choć w rzeczywistości już rozbierał chłopaka wzrokiem, doskonale wiedząc że zakończy grę w krwawego barona na tej jednej jedynej partii. – Nie za szybko zawiązana umowa? Pominąłeś całkiem etap negocjacji. Niezbyt rozsądnie, jeśli mowa o interesach. – Zwrócił mu uwagę, przez dłuższą chwilę poświęcając się grze i obserwacji mimiki twarzy przeciwników, spychając tym samym Romeo na dalszy plan. Mimo to, cieszył się że licytacja została zamknięta sprawnie, a po zgarnięciu należnych za wygraną żetonów, mógł już w pełni skoncentrować się na swej dzisiejszej ofierze. Wpierw jednak, sięgnął po swojego drinka i wsunął do ust papierosa, zaciągając się chmurą siwego dymu. – Papi me parece bien. Soy mexicano. ¿Puedes manejarlo? – Szepnął kusicielsko, zerkając z zainteresowaniem na swojego towarzysza, ciekaw czy ten znał hiszpański czy było to po prostu jedno słowo, które zarysowało się w jego pamięci. Jakby na to nie spojrzeć, obie wersje wydawały mu się równie atrakcyjne. - Dużo mówisz, umiesz się sprzedać… – Mruknął, z rozbawieniem patrząc jak jego chłopiec ciekawsko rozgląda się po bogato zdobionym korytarzu. Sam jednak oczekiwał akcji, a nie słów, a po tym jak kulturalnie otworzył przed Romeo drzwi, niemalże od razu pchnął go na ścianę, wygłodniale wpijając się w jego usta.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
- Z takim ciałem - powtórzył, dla podkreślenia unosząc wyżej podbródek, by udowodnić Salazarowi, że mówi o sobie - mogę na wiele pozwolić tobie - zaoferował wreszcie, jak zwykle całkiem pewny tego, że dałby radę się wycofać z potencjalnie nieodpowiadającej dla niego sytuacji. Prawdę mówiąc, ciężko byłoby do tego doprowadzić i Romeo najprawdopodobniej przeceniał swoje możliwości, bo nawet jeśli urok wili zwykle działał na plus, to każdy reagował na niego nieco inaczej i zdarzali się też tacy ludzie, którzy absolutnie nie potrafili odpuścić. - Jak mi pasuje, to nie ma co kombinować - stwierdził z lekceważącym machnięciem ręki, w końcu naprawdę nie wydawało mu się, by konieczne były jakieś większe negocjacje. I tak wiedział, że postawi na swoim, choć nie do końca mógł wiedzieć jak to ma wyglądać. - Mmm, puedes co? - Zaśmiał się lekko, bo mógł coś kojarzyć i niektóre rzeczy rozumieć na zasadzie podobieństw, ale mimo wszystko nie mówił po hiszpańsku. - Mówię po niemiecku i francusku, hiszpański to tyle ile się o uszy obije. Możesz mnie nauczyć jakichś przydatnych zwrotów - zgodził się łaskawie.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Romeo niezwykle szybko podłapał przypisaną mu rolę, rozmyślnie działając na wyobraźnię starszego kochanka, którego wbrew rozsiewanemu wokoło czarowi i zaintrygowanych jego gracją spojrzeniom najwidoczniej postanowił wybrać sobie sam. Przynajmniej Salazarowi wydawało się, że przyciągnął uwagę blondwłosego chłopaka nie tylko drogocenną koszulą czy zegarkiem, ale również dosyć bierną w porównaniu do innych jego adoratorów postawą. W przeciwieństwie do nich nie zamierzał bowiem całować potomka wili po stopach ani błagać na kolanach, żeby zechciał pójść z nim na piętro. – Lepiej, żebyś określił na jak wiele. – Zaakcentował ostatnią frazę, wyraźnie wskazując młodzieńcowi, że w pewnych sprawach warto jednak wcześniej wynegocjować warunki. – Nie znasz mnie. – Prychnął również pod nosem, przypominając nieroztropnemu dzieciakowi, że tak naprawdę właśnie zdecydował się wkroczyć do jaskini lwa, na jego szczęście salonowego, dobrze wychowanego, ale przecież sytuacja zawsze mogła wyglądać inaczej. Nie przetłumaczył hiszpańskich słów wysnutych w kierunku Romeo, kwitując jedynie jego pytanie rozmarzonym uśmiechem. – Mam nadzieję, że inne rzeczy po francusku też dobrze robisz. – Wtrącił za to, prowokująco unosząc krzaczastą brew, żeby zaraz znów zareagować śmiechem na jakże łaskawą propozycję niespodziewanie upolowanej zwierzyny. – Nie widzę takiej potrzeby, skoro przez większość czasu będziesz miał zajęte usta. – Wyszeptał aniołkowatemu młokosowi na ucho tuż przed wejściem do apartamentu, gdzie mógł już w pełni cieszyć się oferowanymi przez niego wdziękami.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki