C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Jedna z najbardziej znanych wytwórni płytowych w magicznym świecie. Nagrywały tu największe gwiazdy muzyki rozrywkowej czarodziejów. Znajduje się w niej sprzęt z najwyższej półki, a ludzie, którzy w niej pracują znają się jak nikt inny na swojej pracy. Studio składa się z dwóch pomieszczeń położonych obok siebie i oddzielonych grubo klejoną szybą. W jednym z pokoi znajduje się konsola mikserska oraz parę foteli, krzeseł i duża kanapa, a w drugim znajdują się wzmacniacze, mikrofony oraz wszystko to co jest potrzebne muzykom do nagrań. Oba pomieszczenia są odpowiednio wygłuszone, aby dźwięki wydobywające się z nich nie zakłócały pracy innych muzyków.
//Jakiś czas po powrocie Iridiona do Londynu. A tak wyglądam, oczywiście bez tych walizek
Czas rehabilitacji i dochodzenia do siebie po tym co się z nim działo gdy był przetrzymywany przez ojca w komórce na farmie dziadków był dla Comy najdłuższym okresem niczego nie robienia i nie przemęczania się jaki tylko pamięta. Owszem wiedział, że to wszystko jest dla jego własnego dobra jednak wiecie jak to jest usadzić na miejscu człowieka, który jest stworzony do tego, aby być aktywnym. No cóż jednak tym razem był bardzo mocno osłabiony i za każdym razem gdy próbował założyć na siebie swoją ukochaną gitarę basową to musiał to robić na siedząco gdyż stojąc nie utrzymywał jej ciężaru na swoich barkach. Oczywiście pod czujną opieką Alexa, Iri z dnia na dzień nabierał ciała i sił. Ten czas odpoczynku był też zbawienny dla Comy, gdyż teraz mógł sobie spokojnie komponować i nie musiał się nigdzie z tym spieszyć. Lecz brązowooki cały czas i na każdym kroku pokazywał, że już po paru dniach był gotowy do nagrań ale wtedy zawsze stawał przed lustrem i się cofał załamany swoim wyglądem. Wiedział, że to jeszcze trochę potrwa zanim będzie wyglądał na tyle dobrze, by pokazać się reszcie chłopaków z zespołu. Wreszcie po kolejnych kilku tygodniach, które Iridionowi wydawały się całą wiecznością nie tylko wróciła mu część sił i basista wreszcie mógł w miarę normalnie stać i trzymać w rękach swój ukochany instrument. Tego samego dnia Coma wygrzebał ze swojej szafy parę ciuchów, które mogły mu pomóc ukryć jego odstające jeszcze kości obojczyków oraz, w których nikt nie zauważy jak bardzo jeszcze wychudzony był mężczyzna. Po czym stanął przed lustrem i założył na siebie najpierw bluzę z kapturem z białym napisem Hustler, do tego ubrał na siebie niebieskie jeansy rurki czy jak je tam zwali, a na to wszystko założył kurtkę skórzaną. Po czym spojrzał na siebie w lustrze. Stwierdził, że wreszcie wygląda jak człowiek, a nie jak chodzący szkielet i na wielkie szczęście nie widać jego prawdziwego stanu zdrowia. Gdy wreszcie się przygotował zleciał na dół po schodach, by poczekać na Alexa, który obiecał mu, że akurat tego dnia pójdą do studia. Na szczęście oczekiwanie Comy nie trwało długo i po przebyciu kilku ulic wreszcie stanęli przed drzwiami Abbey Road studio. Iri był tak bardzo podekscytowany, że lekko drżał z ekscytacji. Po czym przekroczył próg wytwórni i czekał na to aż wreszcie znajdzie się w studio nagrań. Widać było, że basistę wręcz rozpierała energia jednak brązowooki wiedział, że to może być chwilowy stan i po paru godzinach może być wręcz wyczerpany ale do tego nie zamierzał dopuścić. W końcu nie chciał martwić Alexa, gdyż tylko on wiedział w jakim naprawdę stanie zdrowia był Coma.
Post pracowy, zakładam, że akcja przed powrotem Raya
Styczeń nadal był dla mnie dość ciężki - nadal nie mogłam sobie ułożyć całej mojej sytuacji, a każdą wolną chwilę spędzałam albo w szkole albo przy muzyce. Wszyscy byli świadomi, że moje coraz to rzadsze wizyty w rodzinnej firmie zwiastują wypowiedzenie, jednakże ze względu na moje wciąż świeże rany (i lekkie pretensje do całej rodziny o nieszczęsne zaręczyny) nikt nie komentował tej sprawy. Wciąż jednak nie miałam ochoty na rozrywki - odpuściłam nawet wyprawienie sobie urodzin, zamiast tego kilka dni po Nowym Roku zdecydowałam się wykorzystać bilety, które dostałam od Bridget na gwiazdę. Nie za bardzo wiedziałam kogo mogę ze sobą zabrać, bo wśród moich znajomych nie było raczej zbyt wielu fanów Amortentii, ale finalnie poprosiłam @Lope Mondragón, który ku mojemu zdziwieniu zgodził się przyjąć moją propozycję - trudno ukryć, że starszy Ślizgon w ostatnich miesiącach pokazał mi, że jest naprawdę lojalnym przyjacielem. Sama nie mogłam uwierzyć jak dobrze bawiłam się na koncercie ulubionej artystki (i że Lope znosił tego typu wykon, który raczej nie pasował do jego stylu) i wciąż miałam nadzieję, że uda mi się nagrać z nią kiedyś duet - w końcu łączyła nas wytwórnia i podobny pogląd na pewne sprawy dotyczące muzyki. Zainspirowana koncertem zabrałam się do pracy i stworzyłam zupełnie nową kompozycję, która w moim mniemaniu była bardzo nowatorska, powiedziałabym wręcz, ze była pewnym zwrotem w stosunku do tworzonych przeze mnie dotychczas utworów. Natchniona tym o czym śpiewała Amortentia stworzyłam piosenkę o moich dawnych i obecnych uczuciach - nie była jednak tak bezwzględna jak twórczość West, ani tak płaczliwa jak to co nagrywałam ostatnio. Stanęła gdzieś po środku i ku mojemu zdziwieniu bardzo spodobała się w wytwórni, więc zabraliśmy się za realizację. Część partii instrumentalnych i muzycznych nagrywałam zupełnie sama, w innych mogłam oczekiwać pomocy bardziej doświadczonych muzyków. Trudno jednak ukryć, że finalny efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! Bez wahania dodałam utwór do tracklisty w głębi serca ciesząc się, że z mojego niezbyt wesołego losu udało ukuć się coś tak ładnego.
/zt
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Tak zaś wygląda Alexis, wręcz idealnie na próby! Te słuchawki i stojak również sobie są :3
Szczerze mówiąc kiedy nie miał przy sobie swojej drugiej połówki, Alexis był w całkowitej rozsypce i zupełnie nic mu nie pomagało. Nie miał totalnie weny twórczej i spod jego ręki wychodziły same, przygnębiające i smutne teksty, które nijak nie imały się do tego, co chcieli przekazać w swoich utworach. To co tworzył kompletnie nie nadawało się do publikacji, ani zrobienia z tym czegokolwiek konkretnego. Nie potrafił nic z siebie wykrzesać, a działo się tak dlatego, że był wybrakowany i bez ukochanego nie umiał normalnie funkcjonować. Nie był w stanie nawet zająć się kontynuacją prac nad kolejną ich płytą. Jedyne co powstrzymywało go przed skończeniem ze sobą, byli jego kumple i może parę innych, równie ważnych dla niego osób. Z niejasnych przyczyn, pomimo gasnącej wiary i nadziei, gdzieś w głębi serca czuł, że Iri nie przestał go kochać i jakimś cudem się odnajdzie. Jego intuicja się nie myliła. Szczęśliwie tak się też stało i od tamtego dnia jego egzystencja na nowo nabrała sensu. Wprawdzie sam nieco schudł pod długą nieobecność Iridiona, niemniej jednak przynajmniej nie wyglądał jak chodzący szkielet. A niestety do takiego drastycznego stanu został doprowadzony Coma. Blackwood bądź co bądź nie stracił aż tak dużo masy jak on. Na całe szczęście on w przeciwieństwie do ukochanego, nie musiał ukrywać odstających kości pod ubraniami. Odkąd miłość jego życia się odnalazła, zaczął z powrotem o siebie dbać, odżywiał się odpowiednio i generalnie wrócił do dawnej świetności. W związku z czym przez ten czas bez problemu zdążył osiągnąć optymalną wagę. Przede wszystkim odżył i przestał czuć tej cholernej pustki w sobie, która na nowo się wypełniła. Opiekował się basistą najlepiej jak mógł, by pozbyć się wszelkich uszczerbków na zdrowiu, jakich doznał będąc przetrzymywanym przez cholernego ojca. Och, tego to on nigdy mu nie wybaczy! Zajmował się nim i nie spuszczał z oczu, by ten jak najszybciej nabrał sił. Owszem, zdawał sobie doskonale sprawę z tego, iż Iri nienawidził być uziemiony w jednym miejscu, ale widząc jego nieudolne próby utrzymania gitary basowej, nie mógł mu pozwolić na to, by ten się zbytnio przemęczał, dopóki w pełni nie odzyska formy. Dzień ten w końcu nastąpił. Coma prezentował się o wiele lepiej, toteż mogli ruszyć te swoje seksowne tyłki, by wreszcie ogarnąć ich niedokończony krążek. Obiecał mu, że dziś wybiorą się do studia. Jakby tego było mało, akurat nagle doznał natchnienia. Postanowił to wykorzystać i czym prędzej wyciągnął jakiś pusty świstek i począł na nim coś w zastraszającym tempie bazgrać, leżąc na podłodze brzuchem do dołu w salonie, zaś jego chude nogi wisiały splecione ze sobą w powietrzu. Po kilkugodzinnej walce, czyli tutaj skreślanych zdaniach, gniecionych i w gniewie wyrzucanych kartkach do kosza, ostatecznie udało mu się stworzyć cały utwór tak jak tego chciał. Teraz tylko potrzebował to zaśpiewać i obmyślić, jak to dokładnie ma brzmieć. Natychmiast napisał listy do ich wspólnych przyjaciół z zespołu, że go olśniło i niech każdy przybędzie do Abbey Road Studios, bo właśnie wykreował coś bombowego i muszą koniecznie to opracować, gdyż idealnie nadawało się to do ich piątego albumu. Aczkolwiek poprosił ich, aby zjawili się tam nieco później; pierw sam musiał uporać się z wokalną częścią, zaś Iridion z rytmami basowymi. Włożył na siebie pierwsze, lepsze ciuchy, zabrał swe nowe dzieło z sobą i swego ukochanego, który też był już gotowy do drogi. Długo im to nie zajęło i w trymiga znaleźli się u celu. Nie da się ukryć, cieszył go entuzjazm Comy i to, że tak bardzo tryskał energią, a na jego przystojnej buźce gościł ten cudowny uśmiech, którego mu tak brakowało... Aż mu się ciepło na serduszku robiło widząc go tak zadowolonego i radosnego! Po tym jak obaj wbili do sali nagrań, Blackwood nałożył na głowę słuchawki, a następnie stanął naprzeciwko niego, patrząc mu prosto i głęboko w te jego cudne, brązowe tęczówki. - To co? Zaczynamy kochanie? - odezwał się do niego przyjemnym głosem, przerywając tą przytłaczającą, wszechogarniającą ciszę. Położył obie dłonie na jego policzkach, delikatnie je gładząc. Robił tak zawsze, ponieważ gest ten działał na basistę kojąco, o czym dobrze wiedział. Chciał tym samym jednocześnie upewnić się, że na pewno da sobie radę i jest gotowy do akcji. Obdarzył go tym swoim firmowym uśmiechem numer pięć i na koniec złożył na jego ustach delikatny, acz czuły pocałunek.
Sukces numeru nagranego z Druzgotkiem przyniósł ogrom korzyści i otworzył wiele drzwi na ścieżce twojej wschodzącej kariery. Płyta właściwie była już gotowa, choć potrzebne było kilka drobnych poprawek, dubli, dodatkowych materiałów do montażu. Usiadłaś wygodnie w studiu na wysokim stołku, tuż przed mikrofonem i z gitarą w dłoniach.
Rzuć kostką! 1,3 Gdy tylko uderzasz palcami w struny, jedna z nich pęka. Rzuć ponownie kostką! Parzysta – sama sprawnie wymieniasz strunę (+1DA) i dalsza praca jest czystą przyjemnością. Nieparzysta – ktoś musi zrobić to za ciebie. Magia oczywiście nie ma zamiaru współpracować, nagranie się opóźnia, a irytacja unosi się w powietrzu.
2,5 Materiał jest tak piękny, że nagraniowcy nie mogą przestać cię słuchać. Producent, który był obecny na salce, proponuje ci nagranie dodatkowego utworu, który znalazłby się na limitowanej edycji płyty. (+30G)
4,6 Praca idzie wam sprawnie, bo udało ci się wyleczyć drobną chrypkę, która towarzyszyła ci w trakcie ostatnich kilku dni. Po nagraniu podszedł do ciebie jeden z operatorów i zaprosił cię na lunch – chyba mu się spodobałaś! Jeśli przyjmiesz jego zaproszenie, rzuć ponownie kostką. Parzysta – spotkanie przebiega w miłej atmosferze, chociaż nie chcesz dawać młodemu mężczyźnie najmniejszych nadziei. Mimo wszystko najadasz się za friko, dostajesz w prezencie bombonierkę pełną cukierków-niespodzianek, a w trakcie drogi do domu znajdujesz całkiem nową magiczną parasolkę. Nieparzysta – chłopak okazał się być totalnym nudziarzem, a w dodatku zapomniał swojej sakiewki. Jesteś zmuszona zapłacić za was obydwoje (-15G). Jeśli nie zgodziłaś się na wyjście z amantem, następnego dnia musisz pojawić się w studiu i nagrać wszystko od nowa. W ramach zemsty zniszczył cały dodatkowy materiał.
Praca nad płytą szła pełną parą i trudno ukryć, że powoli zmierzaliśmy ku końcowi – zazwyczaj zajmowało to zdecydowanie więcej czasu, gdyż artyści mieli mnóstwo innych muzycznych zobowiązać, ja jednak jako debiutantka mogłem stu procentowo (czy też prawie stuprocentowo) skupić się na nagraniach – trudno ukryć, że wytwórni również zależało na szybki zakończeniu projektu, żeby wypuścić płytę w miarę szybko po duecie z Druzgotkiem, tak żeby odbiorcy o mnie nie zapomnieli. Trudno ukryć, że promowanie nieznanej twarzy było zdecydowanie bardziej kosztowne, a nie przynosiło aż takich zysków co płyty osób przynajmniej w pewnym stopniu rozpoznawalnej. Główny materiał na płytę był już skończony, ale wciąż czekało mnie sporo pracy – wciąż nagrywaliśmy poprawki, chórki, różnego rodzaju duble, a także materiały specjalne. Tym sposobem zaraz po zajęciach w szkole zamiast udać się do mieszkania i poczytać książkę musiałam pracować – co w gruncie rzeczy sprawiało mi mnóstwo przyjemności, bywałam tym jednak dość zmęczona. Tego dnia mieliśmy stworzyć dokrętki do utworu akustycznego, z czego nie byłam szczególnie zadowolona – lubiłam grać na gitarze, ale nie czułam się w tej materii aż tak pewnie jak w przypadku pianina. Przy pełnych nagraniach pomagali mi bardziej profesjonalni gitarzyści, jednakże wersję akustyczną musiałam nagrać sama co było odrobinę stresujące. Prawdopodobnie właśnie stres i zmęczenie spowodowały, że nieumyślnie zerwałam jedną ze strun. Oczywiście od razu pojawił się przy mnie pracownik techniczny, który chciał mi pomóc, jednakże odmówiłam – mimo mojego wychowania i przyzwyczajenia do bycia obsługiwaną przez skrzaty, nie lubiłam gdy ktoś wyręczał mnie w kwestii instrumentów – sama je stroiłam, konserwowałam, a także w miarę możliwości dokonywałam drobnych napraw (w przypadku większych rzecz jasna ufałam Lanceleyom). Pośpiesznie wymieniłam strunę, po czym zaproponowałam krótką przerwę. Poszłam wraz operatorami na papierosa, a gdy wróciliśmy czułam się odrobinę mniej rozkojarzona i z ochotą ruszyłam do dalszych nagrań – szło mi zdecydowanie lepiej, a dalsza praca stała się przyjemnością.
Iri nie miał pojęcia czy tak naprawdę jest gotowy do pracy, ale leżenie w łóżku i oglądanie ciągle tych samych widoków sprawiało, że basista czuł, że jeśli nie wyjdzie z domu, to pewnie niedługo zacznie chodzić po ścianach. Ok, może nie w dosłownym znaczeniu tych słów ale widać było po jego smutnej minie i pasji w oczach, że chce wreszcie wyjść i coś zrobić. Może nie wyglądał tak jak sobie tego życzył. Owszem nabrał ciała i nie prezentował się już jak chodzący eksponat z muzeum historii naturalnej ale odstające kości obojczyków dalej pokazywały w jak opłakanym stanie musiał być muzyk jeszcze parę tygodni temu. Coma oczywiście jak najszybciej chciał zapomnieć o tym co się z nim działo ale niestety widok w lustrze jego postury i tego jak wygląda podpowiadał mu, że mógł by tylko wystraszyć chłopaków gdyby wpadł parę tygodni wcześniej do studia. Na szczęście czuwał nad nim jego Alexis. Ten, na którego zawsze mógł liczyć i nawet jeśli Iri miał koszmarne sny i budził się z nich z krzykiem Blackwood zawsze obejmował go szczelnie swoimi ramionami i utulał do snu szepcząc uspokajające słowa. Akurat w dniu, w którym mieli iść do studia podekscytowanie Iridiona było tak dobrze widoczne, że tylko ślepiec by tego nie zauważył. Energia wręcz tryskała z basisty, a pokrowiec z gitarą znajdujący się na jego plecach mówił naprawdę wiele. Już sama droga do studia napawała Iriego optymizmem i uśmiechem. Obdarzał nim wszystkich mijanych przechodniów lecz oni trochę dziwnie się wtedy na niego patrzyli ale wesołego nastroju brązowookiego nic nie mogło zepsuć. Basista po dotarciu do studia i stanięciu w pokoju do nagrań poczuł się na właściwym miejscu i był pewny, że wreszcie jest potrzebny oraz nikomu nie zawadza, ani nie jest dla nikogo ciężarem. Po podłączeniu sprzętu i nastrojeniu go Iridion rozgrzał najpierw palce, a potem swój aparat głosowy i w momencie gdy Alex pojawił się przed nim w słuchawkach na uszach basista był bardziej niż gotowy, by zaczynać. Lecz na jego zwykłym stanowisku przy jednym z mikrofonów na pulpicie z nutami nie było nic. Zmartwił się tym trochę i spojrzał na Blackwooda. - Alex jestem bardziej niż gotowy ale widzę jeden mały problem. Nie wiem co tak naprawdę mam grać. Może zróbmy tak jak usłyszę tę piosenkę spróbuję coś na szybko ułożyć i wtedy zagramy to razem i spróbujemy kilka wariantów. Co ty na to? – zapytał z minką niewiniątka i z przepraszającym wyrazem oczek. Wiedział, że niczego nie napisał i niczego nie stworzył dochodząc do siebie. A wszystkie melodie, które wówczas przychodziły mu do głowy wydawały się smutne i nie nadające się do utworów rockowych. W końcu ich zespół był znany z mocnych i ostrych riffów, a wszystko to kojarzyło się Iriemu z przemocą i zamiast pisać ostro i rockowo, pisał łagodnie oraz niepasująco do stylu zespołu. Bał się nawet tą swoją twórczość pokazać Alexisowi. Owszem wiedział, że ten zapewne, by go zrozumiał ale teraz stojąc przed mikrofonem z basem przewieszonym przez ramię nie wiedział czy sprosta wyzwaniu jakie przed nim stało. Także chociaż cały czas pokazywał sobą entuzjazm i chęć pracy bał się niemiłosiernie. Dlatego te wszystkie drobne pieszczoty jakie serował mu Alex były dla basisty ukojeniem i uspokojeniem. Sam Coma nie wiedział kiedy zaczął się wtulać w jego ręce tak jak to robią koty lub psy gdy im się pieszczota podoba, a z ust Muzyka wydobywały się cichutkie pomruki zadowolenia. I dopiero czuły pocałunek, który Iri pogłębił obudził brązowookiego z letargu. - Także kochany zamieniam się w słuch. Mam nadzieję, że słysząc twój głos coś mi przyjdzie na myśl. – powiedział i usiadł na podłodze, by wsłuchać się w melodię i słowa jakie ułożył sobie w głowie Alex. Iridion wiedział, że zapewne czeka go ciężkie zadanie ale zebrał się w sobie i postanowił mu sprostać. W końcu przecież zawsze coś udawało mu się stworzyć nawet jak miał pustkę w głowie.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Sam nie był do końca pewien, czy aby na pewno Iri może wrócić do tych bardziej wymagających zajęć. Acz nie zamierzał go też trzymać ciągle pod tak zwanym kloszem w nieskończoność. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż mężczyzna ten nie lubi siedzieć zbyt długo w jednym miejscu, w czym go świetnie rozumiał, gdyż sam był dokładnie taki sam pod tym względem. No po prostu nie miał serca skazywać go na dalsze katusze. Nie mógł patrzeć na tą jego posępną i zdołowaną do granic możliwości minę, wyrażającą rozpacz i cierpienie, bo mu się aż serce krajało. Dlatego przystał na jego prośbę, żeby się wreszcie do tego studia nagrań ruszyli. Jednak postawił mu jeden warunek, bez którego nie obeszłoby się. Powiedział mu natychmiast, że nie spuści go z oczu ani na sekundę i go przypilnuje, by przypadkiem mu się jakaś krzywda nie stała. Nie chciał, by ten przykładowo nagle osłabł z jakiegoś powodu, padł na ziemię niczym długi i nie był zdolny do jakichkolwiek ruchów, nawet takich drobnych. Cieszyło go, że ten nie protestował i się z nim o to nie wykłócał. Najważniejsze dla niego było to, że z jego ukochanym z każdym dniem było coraz lepiej i nie wyglądał już jak półtora nieszczęścia. Miał również nadzieję, że te przykre wspomnienia w końcu przestaną nawiedzać Comę i znikną bezpowrotnie, albo chociaż nie będą tak namolne i uciążliwe jak do tej pory. Cały czas przy nim był, za każdym razem go wspierając; dodawał mu otuchy kiedy ten budził się w środku nocy zalany potem, przerażony kolejnymi sennymi koszmarami. Wiedział, co na niego kojąco działa, toteż zawsze obdarowywał go tymi konkretnymi pieszczotami. Tym samym pokazywał mu, że go nigdy nie opuści, a jednocześnie może na niego zawsze liczyć, mieć w nim swoją opokę, i czuć się w jego objęciach całkowicie bezpiecznym. Widok tak podekscytowanego i szczęśliwego Iridiona na wieść, że istotnie idą kontynuować prace nad albumem, wywołał szeroki uśmiech na twarzy Alexisa. Uwielbiał go takim energicznym i żywiołowym oglądać. Jakoś tak wpadł na pomysł, by obaj pojawili się w Abbey wcześniej i pobyli tam we dwójkę, a dopiero później da znać reszcie chłopaków, żeby do nich dołączyli. Pragnął mu jako pierwszemu przedstawić utwór, który idealnie wpasowywał się w sytuację. W drodze do odpowiedniego budynku, zerkał na niektórych ludzi złowrogo, jakby chciał ich zamordować samym spojrzeniem. No sami się prosili, gdy dziwnie spoglądali na jego drugą połówkę, jakby chuj wie co im zrobił! Ugh, jak on nie lubił czegoś takiego; cholernie go to drażniło. Zwłaszcza że nie mieli prawa krzywo patrzeć na kogoś, kto ledwo co wykaraskał się z poważnych urazów zarówno psychicznych, jak i fizycznych. O nie, dla niego basista Fallen Angels nigdy nie był ciężarem, ani mu nie wadził w żaden sposób! Niech lepiej wybije sobie takie myśli z głowy, bo inaczej zarobi od Blackwooda w łepek! - Spokojna twoja rozczochrana, coś się na to zaraz zaradzi! Dawno już ten tekst napisałem i mam na tę piosenkę jakąś wizję... myślę, że jak ci te słowa zaśpiewam, łatwiej ci pójdzie się ze mną zgrać. - zauważył, kładąc mu dłoń na ramieniu, by się o nic na zapas nie zamartwiał. On ma tu wszystko pod kontrolą! Nie musiał niczego mieć stworzonego i tak z tego obaj wybrną. Wierzył mocno, iż sobie bezproblemowo poradzą. Och, jakże mu brakowało tych wspólnych prób i tej cudownej synchronizacji, jaka między nimi powstawała! Sam przecież swego czasu miał kłopot w napisaniu czegokolwiek i ilekroć próbował coś z pazurem stworzyć, nijak mu to nie wychodziło, natomiast na kartkach widniały same smuty i przygnębiające treści, które do niczego się nie nadawały. To była istna tragedia i tego zdecydowanie nie pokazałby nikomu - taką beznadziejnością ociekało! Iridion nie musiał się niczego bać; nie przy Alexisie, który mu ze wszystkim pomoże. Jego ciało zalała przyjemna fala gorąca, czując jak ukochany wtula się w jego dłonie. Po czułym pocałunku, przesunął zmysłowo opuszkami palców po jego licach. - Przyjdzie, jestem o tym absolutnie przekonany! - potwierdził i na podkreślenie tego przytaknął głową. Cmoknął go na szybko w nosek, zaczesując mu za ucho niesforny kosmyk włosów, który bezczelnie opadał na jego twarz. Wyprostował się i przetestował mikrofon, aby upewnić się, że działa bez zarzutów. Działał! - Teraz słuchaj... - poprosił ciepłym tembrem głosu dla jego komfortu, po czym odchrząknął i zaczął śpiewać wkładając w to całe swe serce, jak zawsze zresztą. Przymknął oczy, przysuwając się do mikrofonu, którego objął rękoma, kiwając się w rytm wydobywających się z jego gardła dźwięków.
Oh Wake Up! Oh Wake Up!
All we know is time that's slipping from our lives. A world that kept the truth, hidden in the lies. Standing on a stage, bleeding out our youth. Create a Holy War and sell it back to you...
We'll shout it from the tallest building: We won't let them turn away, we'll show them what they've made. We'll be here when their heart stops beating! We the nation of today...our hopes that never fade. We'll be here when their heart stops beating! Oh Wake Up! Oh Wake Up!
See it in our eyes that we we're never blind. I will fight for you untill the day I die!
We'll shout it from the tallest building: We won't let them turn away, we'll show them what they've made. We'll be here when their heart stops beating! We the nation of today...our hopes that never fade. We'll be here when their heart stops beating! Oh Wake Up! Oh Wake Up! We won't let them turn away, we'll show them what they've made. We'll be here when their heart stops beating! We the nation of today...our hopes that never fade. We'll be here when their heart stops beating! Oh Wake Up! Oh Wake Up!
W momencie, w którym skończył, odstawił mikrofon i spojrzał na siedzącego na podłodze Iri’ego. - Jak wrażenia? - spytał z wyraźnym zainteresowaniem, obdarzając go jednym ze swoich urodziwszych uśmiechów, gdzie pod jego policzkami pojawiły się takie urocze dołeczki. Był niezwykle ciekaw jego reakcji i ogólnej opinii.
Ostatnio zmieniony przez Alexis Blackwood dnia Pią Lip 13 2018, 19:57, w całości zmieniany 1 raz
Wydawało mi się, że dopracowywanie płyty będzie już luźniejszym okresem - nic bardziej mylnego! Ostatnie dogrywki, poprawki i wszelkiego rodzaju dopracowania zajmowały cholernie dużo czasu, więc żeby pogodzić szkołę, treningi i płytę spałam mało i nadużywałam eliksiru pobudzającego. Nie miałam jednak wyboru - nie chciałam zrezygnować ze szkoły, muzykę kochałam nad życie, a rzucenie Quidditcha byłoby nie tylko porzuceniem pasji i talentu, ale również zawodem dla moich najbliższych przyjaciół. Wiedziałam, że muszę przetrwać najbliższy czas, a zbliżające się wakacje miały dać mi chwilę na oddech, jednakże mimo to bolał mnie fakt, że znalezienie czasu dla najbliższych było z każdym dniem coraz trudniejsze. Postanowiłam temu zaradzić w najprostszy możliwy sposób - łącząc przyjemne z pożytecznym. Tak powstała koncepcja, żeby zaprosić do współpracy przy mojej płycie Nessę - nie dość, że była to świetna szansa, żeby stworzyć coś wspólnie to jeszcze wszystko wskazywało na to, że nagranie będzie dla nas transakcją z obopólnym zyskiem - Nessa miała szansę zarobić i wypromować się na moim krążku, ja zaś otrzymałam szansę nagrania czegoś z najzdolniejszą znaną mi skrzypaczką - wiedziałam, że nikt inny nie zrobi tego tak dobrze jak moja przyjaciółka. Pojawiłam się w studiu pół godziny przed planowaną próbą i nagraniem, upewniając się, że technicy zadbali odpowiednio o sprzęt, a także o to, żebyśmy otrzymały z Lanceleyówną coś dobrego do jedzenia i do picia. Nie lubiłam gwiazdowania, więc nie trzymałam wobec pracowników studia żadnego dystansu, ale bardzo zależało mi na godnych warunkach do pracy - na szczęście okazało się, że wszystko gra, więc mogłam usiąść i oczekiwać przybycia Nessy.
Nie mogła ukryć zaskoczenia na twarzy, gdy otrzymała list od Vivi, w którym to dziewczyna zaproponowała jej udział w nagrywaniu krążka. Było przecież tylu uzdolnionych muzyków, a Dearówna postawiła na rudą. Przez chwilę zastanawiała się co zrobić — bo jeśli coś zepsuje i tym samym ślizgonka straci na popularności? Ostatecznie jednak chęć rozwoju i spędzenie czasu z jasnowłosą wygrały, a przyszła głowa rodu Lanceley wysłała sowę z wyrażeniem zachwytu i chęci pomocy. Właściwie nie liczyła na nic w zamian, nie odmówiłaby Vivien pomocy. Los chciał, że z jej rodziną była wyjątkowo mocno związana — wszyscy znali się od małego, a dwie dziewczyny z domu Salazara doskonale dogadywały się od samego początku. Nigdy nie oczekiwała jednak od dziewczyny częstych spotkań. Miała bardziej napięty grafik niż ona sama.. Łączyła tak wiele pasji ze sobą, starając się w każdym aspekcie życia dać z siebie wszystko i poświęcić taką samą ilość uwagi na każdą. To było jednak niemożliwe. Nigdy nie zazdrościła jej talentu, wiedziała, ile ciężkiej pracy włożyła w swój sukces i raczej traktowała ją jako osobę godną podziwu. Zresztą, Nessa nigdy nie była i raczej nie grozi jej bycie osobą zazdrosną. Raczej terytorialną. Westchnęła, kierując się prosto do studia, trzymając w dłoniach swój drogocenny futerał ze skrzypcami. Jak zwykle była nienagannie elegancka, poruszała się na szpilkach. Czarne spodenki miały wyższy stan, do nich dobrana była koszula z szerokimi rękawami, przepasana paskiem w talii . Burza rudych włosów związana była w luźnego koka, z którego wypadały luźne kosmyki. Sińce pod oczyma zamaskowała makijażem, usta zaś pokrywając klasyczną czerwienią. Weszła do budynku, zgłaszając się w recepcji i oznajmiając cel swojej wizyty. Nie minęła chwila, a drzwi od pomieszczenia, w którym znajdowała się Panna Dear otworzyły się i nikt inny, jak rudzielec stał w drzwiach. Zlustrowała ją swoimi brązowymi oczyma, uśmiechając się zawadiacko. Weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi i odstawiając delikatnie futerał, po czym rozłożyła ręce w geście zachęcającym do przytulenia się. Miała wrażenie, że całą wieczność nie miały okazji spędzić razem czasu. Była ciekawa jak dziewczyna sobie ze wszystkim radzi oraz co takiego działo się obecnie w jej życiu. Nie miały też okazji poplotkować na temat zbliżającego się ślubu. — Nie mogę uwierzyć, że w końcu Cię widzę tak normalnie, dłużej niż kilka sekund, moja gwiazdeczko ulubiona!—zaczęła zadziornie, obejmując ją i przytulając się chwilę. Następnie jak gdyby nigdy nic, czując się jak u siebie — rozejrzała się dookoła, robiąc kilka kroków po pomieszczeniu. Ostatecznie opadła z gracją na krzesło, założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce pod biustem, posyłając jej pociągłe spojrzenie.— Jestem do Twojej dyspozycji. Jaki mamy plan? Mam nadzieję, że damy radę połączyć pożyteczne z tym przyjemnym.. Chociaż tworzenie muzyki to zawsze błogość, więc i tak, i tak będzie raczej c u d o w n i e. Dodała z delikatnym wzruszeniem ramion, zaciskając palce na ramionach. Długie, równie czerwone co usta paznokcie, wbiły się delikatnie w materiał zwiewnej koszuli. Cały czas utrzymywała spojrzenie na twarzy dziewczyny. Była zaintrygowana, albowiem Vivien nie zdradziła jej żadnych szczegółów listownie.
Uwielbiałam Nessę, ale nie sądziłam, że jej widok poruszy mnie, aż tak mocno - najwyraźniej rzadkie rozowy tak pogłębiły tęsknotę za wspólnym spędzaniem czasu, że gdy tylko ją zobaczyłam niemalże od razu wpadłam w jej objęcia. - Jak cudownie Cię widzieć. - szepnęłam po chwili rozluźniając uścisk na tyle, by móc spojrzeć w twarz drugiej Ślizgonki. Obdarzyłam dziewczynę promiennym uśmiechem, po czym zachęciłam ją, żeby zajęła miejsce na eleganckim krześle tuż obok. Zaproponowałam jej picie i po krótkiej wymianie uśmiechów i myśli musiałam niestety przejść do konkretów - najchętniej od razu przeszłabym do plotkania, gdyż zarówno w moi życiu, jak i w życiu obu naszych rodzin działo się cholernie dużo, wiedziałam jednak, że priorytetem jest praca i to od niej musimy zacząć. Na plotki jeszcze przyjdzie czas. - Proszę - powiedziałam wyciągając w jej stronę dłoń z tekstem i zapisem melodii do ostatniej piosenki. Zarówno tekst, jak i partia na każdy instrument została napisana przeze mnie, producent udzielił mi jedynie nieznacznej pomocy wierząc, że w moi przypadku najlepiej sprawdzi się wolność artystyczna. Zapis piosenki, który trzymała w dłoniach Nessa był dla mnie wyjątkowy - ta poważna, miłosna ballada była nie tylko najsmutniejszą piosenką z całego zapowiadanego krążka, ale również była w duży stopniu inspirowana moją przyjaźnią, związkiem i rozstaniem z Rayem, czego znająca moją historię przyjaciółka mogła się bez problemu domyślić. Dla innego odbiorcy utwór ten mimo niewątpliwego ładunku emocjonalnego, który bez wątpięnia wzruszał, nie był tak znamienny - właśnie dlatego zależało mi na tym, żeby nagrać z kimś kto mnie rozumie i będzie w stanie pojąć moje emocje i odpowiednio je odwzorować. - Będę wdzięczna jeśli spojrzysz i ocenisz - rzuciłam wyczekująco. Mimo pędzącej kariery wciąż bardziej ufałam osądowi znajomych, niż profesjonalnych krytyków.
Tak jak Vivien Nessę, tak ona Vivien. Uwielbiała jej towarzystwo, zawsze doskonale się dogadywały — co było również efektem dzielenia pasji. Ucieszyła się wiec, gdy długo niewidziana kuzynka tak ochoczo ją przytuliła. Musiała przyznać, że Dearowie byli wyjątkowo bogata w charakterystyczne i indywidualne persony familią. Te same geny, tak skrajnie różne osobowości. Przez głowę rudowłosej przemknęły obrazy pozostałych członków jej rodziny, co wywołało delikatny uśmieszek na maźniętych szminką ustach. Zmierzyła ją wzrokiem, upewniając się, czy aby na pewno nie przepracowuje się na śmierć. Wiedziała, że nie ma czasu i pewna była, że nie dbała o siebie, tak jak należy. Lanceleyówna należała jednak do osób wstrzymujących się od włażenia z buciorami w cudze życie i matkowania, słania durnych mądrości, które rzekomo miały być cenną radą. Mogła coś napomknąć, rzucić komentarz, nic jednak poza tym nie robiła. Gdy usiadła, kiwnęła jej głową w podziękowaniu za napój. Ugasiła pragnienie, rozglądając się z ciekawością po wnętrzu studia. Przy jasnowłosej, Nessa wciąż była tylko niewiele wartym amatorem. — Ciebie też Viv. Jak u Ciebie? Wszystko w porządku w wielkim świecie? Mało ostatnio widuję Cię na korytarzach.—rzuciła cicho, unosząc charakterystycznie brew i posyłając jej pociągłe, pytające spojrzenie. Wiedziała jednak, że nie mają zbyt wiele czasu i każda minuta dla Dearówny jest na wagę złota. Nie zamierzała marnować cennych chwil na plotki, chcąc jak najlepiej pomóc jej z realizacją planów i przyśpieszyć wydanie krążka. Sama na niego czekała. Złapała za tekst, gdy dłoń wystrzeliła w jej stronę. Brązowe ślepia wędrowały po kartce, zapoznając się z ciągiem literek i każdą, najmniejszą nawet nutą. Dziewczyna była pod wrażeniem jakości pracy, głębi płynąc z melodii. Mimowolnie zaczęła stukać czerwonymi paznokciami o swoje udo, wybijając piosenkę i aż słysząc w głowie roznoszące się echem słowa pod piękną, rytmiczną grę. Romantyczna ballada o miłości, kierowana z pewnością w stronę pewnego dorosłego ślizgona, który przez długi czas zawracał Vivi w głowie. Nie był to jednak związek łatwy, ruda znała historie i jakoś nie potrafiła przychylnie na chłopaka spojrzeć — był specyficzny. Chemia między ludźmi jednak podobno nie wybiera, a ona nie miała takich problemów. Na szczęście, bo miała w swoim uprzednio nudnym jestestwie, teraz całkiem sporo atrakcji. Nie mogła nie uśmiechnąć się pod nosem. Nie był to jednak grymas złośliwy ani mający na celu wyśmianie dziewczyny. Poprawnym zinterpretowaniem go byłoby stwierdzenie, że rudowłosa uznała to za coś uroczego. — Twoje dzieło? Jestem pod wrażeniem, to bardzo emocjonalna i głęboka melodia. Miłość, tęsknota, niepewność.. Wszystko to zawarte jest w nutach. Nie jestem jednak pewna, czy fragment po drugim refrenie nie brzmiałby lepiej w nieco delikatniejszej tonacji. Najlepiej jednak sprawdzić z podkładem. Skrzypce to idealny instrument, pięknie podkreślą delikatność i zmysł ten piosenki.—odparła w końcu, podnosząc spojrzenie na kuzynkę. Raz jeszcze przejrzała nuty, upewniając się w swoich słowach. Upiła jeszcze trochę ze szklanki, odstawiając ją następnie na bok i wstając. Podeszła do futerału, kucając przed nim i układając w bezpiecznej pozycji, otwierając zamki. Z matczyną czułością spojrzała na swój ukochany instrument, który ojciec wykonał specjalnie dla niej. Miały ciemnoszary kolor z widocznymi w drewnie słojami, zachowaną oryginalną fakturą drewna. Najlepszej jakości struny błyszczały niczym srebrne żyłki, gdy delikatnym ruchem dłoni złapała za instrument, odchylając głowę i zerkając przez ramię na artystkę. — Tu ćwiczymy, tak? Wygląda na miejsce z dobrą akustyką.—zapytała dla pewności, posyłając jej podekscytowany uśmieszek i dłuższe spojrzenie. Ruchem wolnej dłoni odgarnęła włosy na plecy, a następnie sięgnęła również po smyczek i wstała, cała gotowa do pracy. Nie mogła pozwolić sobie na porażkę, musiała spełnić oczekiwania dziewczyny, zwłaszcza przez tematykę i motyw przewodni wybranej przez niej ballady. Nessa wiedziała, jak ważne dla twórców są uczucia i niezależnie od indywidualnej opinii, trzeba było odnosić się do nich z szacunkiem. Zawsze były i będą one najlepszą z możliwych inspiracji dla artystów. Nawet jak były niedorzeczne. Westchnięcie uciekło jej spomiędzy warg, gdy uświadomiła sobie, jak wiele arcydzieł z każdej dziedziny sztuki powstało pod wpływem miłości lub innych, równie emocjonalnych nieszczęść.
To prawda - nieszczególnie o siebie dbałam. Większość czasu chodziłam w piżamie albo losowych ciuchach, malowałam się sporadycznie, jadłam głównie w nocy albo gdy ktoś z ekipy muzycznej zauważył, że znowu zapomniałam o posiłku i zamówił mi dostawę z McMagic. Całą moją uwagę skupiałam na pracy, jakieś pozostawione resztki przerzucając na inne, wprawdzie też istotne, ale zrzucone na drugi plan działania. - Rzadko wychodzę ze studia - rzuciłam zgodnie z prawdą wiedząc, że ukrycie tego faktu przed Nessą nie ma najmniejszego sensu, po czym westchnąwszy dodałam - A poza studiem też mam mnóstwo roboty. Szkoła, miotły i jeszcze ślub Doriena... Wiedziałam, że nie muszę dziewczynie tego tłumaczyć - doskonale wiedziała ile na siebie wzięłam. Mimo skupienia się na płycie wciąż starałam się utrzymywać przynajmniej poprawne wyniki w szkole, poza tym przygotowania do ślubu Doriena, który był najbliższą osobą w mojej rodzinie pochłaniały znaczną część mojego wolnego czasu, nie mówiąc już o trochę częstszych niz dotąd spotkaniach z Cassianem i treningach Quidditch, którego nie mogłam tak po prostu porzucić - za bardzo go kochałam, poza tym nie mogłam zawieźć Lope. Szkoda mi również było wyników - w gruncie rzeczy w tym roku szkolnym byłam ścigającą z najwyższą skutecznością. Mimo że realizowałam się w moich największych pasjach to bez wątpięnia byłam przepracowana, pocieszałam się jednak myślą, że już wkrótce czekają na mnie zasłużone wakacje, po których będę mogła odpocząć od studia i skupić się na nauce i występach, które wprawdzie były absorbujące, ale już w mniejszym stopniu niż komponowanie i nagrywanie. Po pół roku zdobytego doświadczenia wiedzialam już, że lepiej pracować nad materiałem powoli, latami, niż tak jak ja, więc przynajmniej nauczyłam się czegoś na własnych błędach. Od dawna nie rozmawiałam o Rayenerze - moja miłość do niego nie była sprawą przeszłą, ale mimo wszystko starałam się pogodzić ze starymi sprawami. On odszedł, a ja byłam zaręczona z bardzo dobrym człowiekiem, z którym nie udało mi się stworzyć uczucia, ale któremu bez wątpienia ufałam. Napisanie tej piosenki było próbą wylania moich bolączek, tęsknoty i miłości w postaci muzyki i przy okazji odcięciu się od tych myśli w mojej codzienności. Bardzo mocno chciałam zostawić to za sobą i chociaż nie szło mi to szczególnie dobrze, to małymi kroczkami przesuwałam się w przód. - Cieszę się, ze Ci się podoba - powiedziałam skromnie, z uwagą wysłuchując jej rady - Możemy spróbować w obu tonacjach i zobaczyć jak wyjdzie najlepiej. Potwierdziłam, że próbujemy w studiu, po czym upewniwszy się, że wszystkie drzwi są domknięte spojrzałam na zegarek. Widząc, że Nessa rusza po skrzypce, sama wstałam i skierowałam się w stronę pianina, po czym sprawdziwszy czy na pewno jest odpowiednio nastrojone zasiadłam przy nim oczekując na gotowość mojej towarzyszki.
Wiedziała, że młodość jest mocnym paliwem napędowym, niepohamowanym źródłem energii i inspiracji, jednak sposób funkcjonowania Panny Dear pozostawiał tak wiele do życzenia! Miała olbrzymie szczęście, że Nessa nie znała szczegółów jej życia, których by z pewnością nie poprała. Sama miała odwieczne problemy z bezsennością, a do tego pracowała w barze na nocne zmiany, znajdując jeszcze czas na studia i muzykę. Wiedziała, co znaczy zmęczenie i zrezygnowania. Nie w takim stopniu jak Vivien, jednak uczucia te, gdy się kłębiły i gromadziły, mogły być naprawdę przytłaczające. Silne i negatywne. Każdy potrzebował czasu dla siebie, niezależnie od tego, w jaki sposób miałby być wykorzystany. Westchnęła bezgłośnie na jej słowa, podnosząc na nią spojrzenie brązowych oczu. — Powinnaś trochę odpocząć. Jak będziesz tak się piłowała, to wypalisz się, szybciej niż myślisz. Jesteś człowiekiem, nie masz nieograniczonej mocy. To Twoja sprawa jednak Viv, zrobisz, co zechcesz. Uważaj na siebie jednak, dobra? Nie chciałabym zbierać Twoich nieprzytomnych zwłok z jakiegoś przypadkowego miejsca w zamku.—zaczęła z delikatnym uniesieniem brwi, mierząc ją opiekuńczym spojrzeniem. No tak, jeszcze ten cały ślub jej brata. Ciekawe, jakie ona miała zdanie i podejście do tego tematu, bo Beatrice opinie już poznała. Blisko była ze wszystkimi Dearami, więc nie miała większego problemu o zapytanie.— Co o tym ślubie sądzisz? Rozumiem, że skoro impreza oficjalna, to idziesz ze swoim przystojniakiem, a nie zielonym kolegą z zamku..? Dodała już pogodniej, zachowując naturalną dla siebie zadziorność w głosie. Najzabawniejsze było, że ten charakterystyczny dla niej sposób mowy i uśmiechu nie był wymuszony, wychodził tak po prostu. Nie od dziś jednak wiadomo, że rude to wredne. Wiedziała, ile Dorien dla niej znaczył i jak bardzo przejmowała się tym wydarzeniem, ale czy nie miała mu za złe, że przedstawił partnerkę tak późno? Nie potrafiła stwierdzić. Jasnowłosa nie miała lekkiego życia, była chyba najbardziej ambitną osobą, jaką Lanceleyówna znała i z pewnością taką, której nie brakuje odwagi i chęci poświęcenia samej siebie dla sukcesu. To, co robiła, było dla niej wszystkim. Nadal jednak pozostawała młodą, dopiero wchodzącą w życie kobietą, kimś, kto mógł przecież popełniać błędy. Miłość nie wybiera, to tylko reakcja chemiczna na drugiego człowieka. Nie mogła zrobić nic z tym że akurat Rayner był tym, który chwycił ją za serce. Niestety, życie nie było piękne, łatwe i kolorowe. Było trudno, paskudnie i czasem trzeba było pozwolić pewnym ludziom i uczuciom odejść, nawet jak to cholernie bolało. Po stworzonej przez ślizgonkę piosence, wiedziała, że ta forma pożegnania będzie najodpowiedniejsza i z pomocą czasu, Cassiana i swoich sukcesów, w końcu zapomni. Pogodzi się. Odpuści. Nessa słyszała też, że najlepszym lekarstwem na starą miłość jest znalezienie nowej. Nie chciała jednak tym tematem dziewczyny męczyć, ciągnąć za język. Pewnie miała przeszklone oczy podczas tworzenia swojego utworu. Westchnęła znów, odgarniając rudy kosmyk włosów za ucho i posyłając jej uśmiech. —Bardzo. Myślę, że to będzie hit! Masz rację, spróbujmy obydwa i zdecydujesz, co Ci bardziej współgra. Nie możemy pozbawić tej ballady serca.— Gdy przygotowała instrument, podeszła do siedzącej przy pianinie ślizgonki i zrelaksowała się, układając skrzypce na ramieniu. Ustawiła smyczek, zerkając na tkwiące na podpórce nuty. Kiwnęła jej delikatnie głową i tym samym rozpoczęła się próba. Delikatnie. Pewnie. Pociągnięcia smyczka były niewątpliwie swoistym tańcem. Cienkie, srebrne struny uginały się posłusznie pod jego naciskiem, palce niczym zaczarowane przeskakiwały, pomagając drewnianemu arcydziełu wydawać z siebie odpowiednie dźwięki. Czyste, piękne. Twarz rudej złagodniała. Podczas gry w niczym nie przypominała pewnej siebie, niezależnej i silnej dziewczyny, którą kreowała na co dzień. Na skrzypcach grała z czułością niczym matka piastująca swoje dziecko. Drobna sylwetka drgała w tym muzyki, całkowicie podporządkowując się melodii. Z doskonałą grą Vivi, słowami i głosem - powstawało naprawdę wyjątkowe, pełne uczuć, tęsknoty i ukrytego wewnątrz serca smutku. Każda z dziewcząt z pewnością dodawała coś od siebie, jakiś ukryty element, podkreślający i tworzący wyjątkowość stworzonej przez młodą artystkę piosenki.
- Masz rację - przytaknęłam dziewczynie ze świadomością, że faktycznie powinnam bardziej zadbać o siebie - To już ostatnie dni, potem odsapnę Nie kłamałam - praca była moim cholernym nałogiem, nie mogłam dobrze funkcjonować bez zarzynania się w studiu, ale nawet ja oczekiwałam upragnionych wakacji i chwili odpoczynku. - Daj mi spokój z chłopakami z zamku - rzuciłam ze śmiechem - pół żartem, pół serio - Co jeden to większy dzieciak, a cokolwiek powiedziałabym o Cassianie pewne jest to, że on przynajmniej nie zrobi mi wstydu przed rodziną. A gdybym czasem przesadziła z alkoholem, co w przypadku tej rodzinnej farsy jest całkiem możliwe, na pewno dopilnuje, żeby nikt tego nie zauważył. Nie musiałam tłumaczyć Nessie dlaczego tak się obawiam tej imprezy, bo doskonale znała naszą sytuację. Dorien i wybór narzeczonej to jedna sprawa, znacznie bardziej niepokoił mnie fakt, że wesele miało być zjazdem wszystkich naszych krewnych, spowinowaconych i innych przyjaznych (lub mniej) rodów, co ze względu na dość skomplikowaną sytuację w takich środowiskach mogło okazać się farsą. Wprawdzie było niemalże pewne, że na weselu nie pojawi się Liam, nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż mogło dojść do niechcianych spięć, których bardzo się obawiałam. Mimo wszystko był to ślub najbliższej mi osoby i żeby wszystko wyszło jak najlepiej byłam gotowa zmuszać się do uśmiechu i stanąć na głowie gwiazdylion razy. Dla mojego braciszka wszystko. Poza tym Cassian - chociaż nie rumieniłam się na wzmiankę o nim to fakt, że szliśmy razem był dla mnie odrobinę krępujący. Oczywiście, sama jego obecność nie była już dla mnie czymś dziwnym, przywykłam do jego towarzystwa i jeśli mam być szczera to nawet je polubiłam, ale to miało być nasze pierwsze wspólne, tak oficjalne wystąpienie. Dotąd trzymaliśmy się z naszym "związkiem" na uboczu okazując jego istnienie jedynie przy naszych rodzicach. Tym razem oboje musieliśmy być gotowi na przedstawienie. - Po prostu chciałabym, żeby wyszło jak najlepiej, żeby Dorien był szczęśliwy. Było mi trochę przykro, gdy dowiedzieliśmy się w ten sposób i nie wiem, co o tym wszystkim sądzić, ale muszę mu ufać... - powiedziałam cicho, a nie chcąc ciągnąć tematu (aby przypadkiem nie wygadać się o mojej skrytej zazdrości albo o tym, że wiedziałam o ślubie wcześniej niż reszta rodziny) zapytałam przyjaciółkę - A Ty kogo zabierasz? Byłam ciekawa kogo Nessa wykombinowała - w gruncie rzeczy wiedziałam, że ona również może pozwolić sobie na przebieranie w partnerach, więc byłam ciekawa czy postawi raczej na kogoś bezpiecznego, czy ciekawszego, ale za to bardziej ryzykownego. Rozpoczęłyśmy pracę i nie minęło kilka chwil, a skrzypce, pianino i wokal zlały się w perfekcyjną, niewymuszoną całość. Współgrałyśmy, jakby nasze talenty były uszyte na miarę, idealnie dopasowane, mimo iż to była dopiero pierwsza próba. Skupiłam się nie tylko na muzyce, ale również na moich jakże bolesnych emocjach - nie uroniłam jednak łzy, a zamiast tego każde uczucie wsadziłam w wyśpiewywane przeze mnie frazy. Efekt był bez wątpienia poruszający.
Kiwnęła głową na jej słowa, widocznie zadowolona z szybko uzyskanego efektu. Wiedziała, że Vivi jest uzależniona od życia w ciągłym biegu i bała się zapytać, ile kofeiny dziennie musi pochłaniać, żeby wytrzymać. Ona jednak od dawna wiedziała, co chce robić i nie Dearówne nie było siły, która powstrzymałaby ją przed rozwojem kariery muzycznej. To dobrze, bo była w tym fenomenalna i wyglądała wtedy zdaniem rudej na naprawdę szczęśliwą. Myśli te skłoniły Nessa do powędrowania w stronę własnej przyszłości, która niestety stała pod znakiem zapytania, bo nadal nie potrafiła zdecydować się, co właściwie chcę robić. Zdawała sobie sprawę, że rodzice liczyli na przejęcie przez nią biznesu i tworzenie instrumentów, ona sama jednak nie była tego wcale taka pewna. No bo co z muzyką, motorami, mechaniką motorów i przede wszystkim jubilerstwem, które sprawiało jej tyle przyjemności? — Jedź gdzieś, zabaw się. Weź narzeczonego i lepiej poznajcie się na jakiś Hawajach czy coś.—zaczęła z zadziornym uśmieszkiem, puszczając przyjaciółce oczko. Na dobrą sprawę jej blondasek mógł być dobrym lekarstwem na ślizgona, który od tak dawna zajmował miejsce w jej sercu. Pomimo braku jakiegokolwiek doświadczenia w relacjach damsko-męskich, starała się, chociaż minimalnie zrozumieć, jak źle musiała się przez to wszystko czuć. Na jej słowa zaśmiała się, kiwając głową. Miała rację. On na pewno nie dałby się jej w żaden sposób skompromitować. Po cichu liczyła, że właśnie na weselu zobaczy więcej szczegółów dotyczących i relacji, co sprawi, że może nie będzie aż tak niepokoić się o jasnowłosą. Zwłaszcza gdy ślub Doriena tyle dla niej znaczył, zawsze byli przecież ze sobą bardzo zżyci. — To bardzo dobrze o nim świadczy, a jak mówisz, to masz pewność w głosie. To dobrze. Musimy kiedyś się spotkać we trójkę, chce wiedzieć komu mam Cię oddać. Dodała w końcu, cały czas mając na ustach uśmieszek. Cieszyła się ze spotkania i nawet jeśli w większości było poświęcone muzyce, to nadal miały okazję porozmawiać. Lanceley złapała za szklankę, upijając kilka łyków wody. To pierwszy raz od dawna, gdzie nie spożywała alkoholu podczas spotkania z rówieśnikami. Odnośnie do związku i całej tej sytuacji z ustawionym przez rodzinę narzeczonym, niewiele mogła jej pomóc. Modliła się w duchu, aby jej rodzice nie wpadli na tak genialny pomysł i nie przedstawili jej podczas jakiegoś niedzielnego obiadku mężczyzny, który miałby zostać jej mężem. To by się źle skończyło. Zresztą, na pewno wybraliby kogoś z dobrego i szanowanego rodu, zrobili to przy ludziach i postawili ją w kropce, ponieważ wiedzieliby, że nie odważy się na skompromitowanie ich w tłumie. Co innego, gdyby było to spotkanie kameralne. Znali jednak swoje dziecko za dobrze, aby w ten sposób ryzykować, a przynajmniej Nessa naiwnie sobie to powtarzała. Jej słowa o bracie sprawiły, że uwaga dziewczyny znów skupiona była na artystce. Przyglądała się jej twarzy z ciepłym uśmiechem. Zawsze była pod wrażeniem, jak Dearowie są za sobą. No, może poza Fire i Heaven, ale to był temat do osobnej dyskusji. — Na pewno będzie.. On jest, jaki jest, ale nie wydaje mi się, żeby decydował się na zaobrączkowanie, gdyby nie było chemii. Domyślam się, zawsze wyglądaliście mi poza rodzeństwem na przyjaciół. Myślę też, że rodzice dość to przeżyli. To była ogromna niespodzianka. Do tego on jest najstarszy, nie? To przyszła głowa rodu?—odparła z ciekawością w głosie, odgarniając kosmyk włosów za ucho i poprawiając się na siedzisku, opierając wygodniej plecami. Na jej pytanie nie mogła się nie zaśmiać pod nosem. Oczywiście nie powie jej, że próbowała się od tego wykręcić i teraz specjalnie wybrała sobie cudowną osobę towarzyszącą, która sprawi, że zetrze rodzicom durny uśmieszek z twarzy. Wiedziała, jakie podejście mieli do tatuaży i jak z nią walczyli, żeby ona nie zrobiła sobie żadnego. — Poprosiłam Noxa. Właściwie to była spontaniczna decyzja.. Wiesz, że nie mam za bardzo powodzenia u płci przeciwnej, jestem raczej dla nich aseksualna i traktują mnie jak kumpla. A głupio, gdy kumpel prosi Cię na wyjście na taką okazję i do tego ubiera się niczym na bal. A Mef to przyjaciel, wiem, że mi pomoże. Odparła w końcu zgodnie z prawdą, nie uciekając wzrokiem ot twarzy Vivi. Jak zwykle była brutalnie i dobitnie szczera, pozwalając sobie ubrać w słowa myśli, których większość dziewcząt by się wstydziła albo planowała popełnić przez to samobójstwo. Prawda była taka, że od jej sekretnego i tajemniczego zauroczenia Dorienem w czwartek i połowie piątej klasy, całkiem dała sobie spokój. Zresztą, nikt normalny by z nią nie wytrzymał, skoro ona sama, mając do czynienia z sobą, to by się zabiła. Muzyka grała, rozbrzmiewała echem po studiu. Była pod wrażeniem efektu, który uzyskały — skrzypce doskonale wpasowywały się w grę pianina, a słowa tak czysto i pięknie śpiewane przez dziewczynę, nadawały melodii prawdziwej mocy. Kątem oka zerkała na jej twarz przy okazji spoglądania na nuty. Brzmienie, wibracja w głosie.. Wszystko to aż krzyczało od kłębiących się w sercu ślilizgoni emocji. Może to dobrze, że napisała taką piosenkę? Może w ten sposób uwolni się od przeszłości i będzie mogła skupić się na tym, co dla niej najlepsze i bliższym poznaniu Cassiana? Wszystko ucichło nagle, nastała cisza wraz z końcem piosenki. Trzymając skrzypce w jednej dłoni, wsunęła też w nią smyczek i następnie stanęła za plecami pianistki, kładąc jej dłoń na ramieniu. Bez słowa, bo, co więcej, komentować? Wszystko ujawniła w swojej twórczości. Westchnęła bezgłośnie, wlepiając spojrzenie brązowych oczu w klawisze instrumentu, przed którym Vivien siedziała.
Iri robił wszystko by zapomnieć co go spotkało. Lecz siedzenie w domu, w pokoju niewiele mu pomagało. Nawet patrząc na gitarę, swoje małe dzieła sztuki nie cieszyło go to. Gdy jeszcze leżał w łóżku chciał poczuć na swoich barkach ich ciężar, usłyszeć ich dźwięk, ale gdy tylko próbował je wówczas na sobie zakładać nie mógł się utrzymać na nogach. Wtedy nic nie mówiąc podawał Alexowi, by je odstawił, a sam zwijał się w kłębek na łóżku i leżał bez ruchu przez parę godzin. Cierpiał wtedy bardzo ale nie chciał, by Blackwood nie widział jego łez i jego przygnębienia oraz przybicia. Owszem z dnia na dzień widział, że jest mu lepiej ale gdy ciągle słyszał, że jeszcze nie czas był jeszcze bardziej zdeterminowany aby dojść wreszcie co siebie. Dopiero w dniu gdy wokalista FA zgodził się na pójście do studia w Comie na nowo zatliła się nadzieja, że nie jest z nim tak źle. Owszem Iridion czasem przesadzał jednak tym razem cieszył się rzeczywiście jak małe dziecko. To było widać nie tylko po zachowaniu ale i po całym sposobie bycia mężczyzny. Dlatego idąc co jakiś uśmiechał się do ludzi. Poza tym musiał naprawdę ciekawie wyglądać. Musiało być widać, że jest wręcz chudy więc wcale się nie dziwił niektórym spojrzeniom ludzi. W końcu nikt nie popierał promowania anoreksji. Niestety ci co tak myśleli bardzo się mylili. Iri nie był anorektykiem, on po prostu jeszcze nie doszedł do siebie. Ale jak widać było na załączonym do tego wszystkiego obrazku basista nie przejmował się niektórymi ludźmi, którzy patrzyli na niego jakby był złem koniecznym na ulicach. Po dotarciu i podłączeniu wszystkiego w studiu Coma musiał chwilę odpocząć. No cóż nie odzyskał jeszcze dawnego wigoru. Jednak tyle ile zdążył zrobić po spacerze do wytwórni było i tak sporym wyczynem. Oczywiście cały czas poprawiał sobie czy to pas od gitary pasowej czy to kamizelkę, by nikt nie widział odstających obojczyków. - Wiesz jestem spokojny jednak nie wiem czy coś nam dziś wyjdzie. Ok, wiem, że lepiej prze próbować coś milion razy. Ja się obawiam, że moja gra przez to co przeszedłem się zmieniła. Nie wiem czy dam radę zagrać z pazurem. – powiedział i znów lekko posmutniał. Przecież tak właśnie myślał będąc jeszcze w domu. Wiedział co pisze i jak jego riffy wyglądają. Owszem najlepiej byłoby teraz użyć jakiegoś zaklęcia i wymazać mu z pamięci to co się stało ale niestety nie istniało takie zaklęcie, które częściowo wymazuje złe wspomnienia. Oczywiście można było spróbować zamknąć wszystko co złe w odległej szufladce w głowie ale to musiało potrwać. Dlatego Iri stojąc przed mikrofonem był taki niepewny siebie i jakby zagubiony. Przecież czuł, że jest na właściwym miejscu i czekał na powrót do studia wydawało mu się, że całe wieki to teraz będąc w miejscu, które czasem nazywał drugim domem czuł się jakiś wyobcowany i kompletnie nie na miejscu. Miał nadzieję, że jak zaczną pracę odnajdzie dawny luz i spokój jaki zyskiwał w studiu i na nagraniach. Na razie Coma był kłębkiem nerwów. Dlatego szukał też bliskości Alexisa. On zawsze potrafił go uspokoić i dodać otuchy. I choć te niewielkie gesty, które Blackwood mu serwował dla wielu ludzi były codziennością to dla Comy były czymś bardzo ważnymi, a jednocześnie czuł, że Alex nie robi tego na siłę oraz chce go tym uspokoić. - Dziękuję ci kochany. Dodało mi to trochę odwagi. A teraz zaczynajmy zanim zdecyduję się stąd spierdolić. – powiedział i czekał na to co jego druga połówka mu zaserwuje. Owszem wiedział, że z wokalistą FA zawsze podczas nagrań łapali jakąś niewidzialną nić porozumienia i każdy z członków zespołu wiedział, że ta dwójka rozumie się wówczas bez słów. Gdy Alex zaczął, Deviant zamknął oczy. Tak zawsze lepiej słuchało mu się muzyki i mógł jej się całkowicie oddać i ponieść. Tym razem też tak było. Już po kilku taktach melodii wyśpiewywanej przez Blackwooda ręka Jace'a bezwiednie powędrowała na gryf basu i mężczyzna niepewnie zaczął wydobywać z gitary dźwięki, które miał nadzieję uszlachetnią tą melodię. Trzeba było też powiedzieć, że piosenka była cudowna i to wiele ułatwiło basiście. Widać było jak cały stres spływa z mężczyzny, a dawne uczucia i samopoczucie powraca do niego z każdym słowem. Na końcu ostatniego refrenu cichutko śpiewał razem z ukochanym. Tak melodia i utwór sam go poniósł. Gdy Alex skończył, Jace dalej był w swoim świecie. To co zaśpiewał Blackwood odblokował jego niemoc twórczą i Coma chciał, by to jeszcze dalej trwało. Dopiero po kilkunastu minutach ciszy ocknął się ze swoistego transu w jaki wciągnęła go pisoenka. - Alex, to jest zajebiste. Strasznie mi się podobało. Mam nadzieję, że moje nieudolne próby towarzyszenia ci na basie nie popsuły w niczym twojej perełki. Tekst jest genialny. Myślę, że jak wszystkie poprzednie trafią do naszych fanów, a niektórych na pewno uleczą ze smutków, które w sobie noszą. – powiedział. Oczy Jace'a płonęły jakby z gorączki, a ręce nerwowo przebiegały po gryfie by przypomnieć sobie, które akordy grał w jakich miejscach melodii. - Możemy spróbować jeszcze raz. – zapytał nieśmiało, gdyż nie wiedział czy znów odnajdzie ten luz,który znalazł w momencie gdy Alexis śpiewał ten utwór.
Komentowanie mojej relacji z Cassianem wciąż sprawiało mi dużo trudności, głównie przez jej cholerną niedookreśloność. Mimo to zdecydowałam się zaspokoić trochę ciekawość Ślizgonki. - Znam go aż za dobrze, przez to że przyjaźni się z Dorienem od dzieciństwa i to jest moim największym problemem – powiedziałam cicho, by po chwili wahania zdecydować się na zwierzenia. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam: - Nie możesz o tym NIKOMU powiedzieć – zaakcentowawszy odpowiednie słowo przeszłam do dalszej opowieści – Niedawno bardzo źle się czułam i poprosiłam go, żeby został u mnie na noc. Spaliśmy razem… - zaczęłam by po chwili dorzucić zdecydowanie frazę, która miała rozwiać ewentualne wyobrażenia Nessy - …BEZ PODTEKSTU! Po prostu leżeliśmy w jednym łóżku. I tu mam problem – z jednej strony czuje się w jego towarzystwie bezpiecznie i wiem, że mogę mu zaufać i się wypłakać, z drugiej nie jestem w stanie spojrzeć na niego, gdy stoi chociażby bez koszulki, bo wciąż widzę w nim tylko i wyłącznie przyjaciela mojego brata. Nessa znała mnie i moje przygody – wiedziała, że nie jestem królową pruderii i że nigdy nie ukrywałam się z tym, że nie jestem szczególnie wstydliwa. Pierwszy raz cielesność wzbudziła we mnie jakiekolwiek obawy, dopiero gdy byłam z Rayem, więc mój dystans w przypadku Cassiana nie był w żaden sposób typowy. Wracając do tematu Doriena spojrzałam Nessie głęboko w oczy i tym razem zdecydowałam się nie nie kłamać – ujawnienie moich obaw wydawało się najprostszą drogą do oczyszczenia. - Dorien jest drugi z kolei, ale Liama raczej nikt nie bierze pod uwagę – odparłam zdawkowo by po chwili skupić się na moich rozterkach – Wiem, że on ma swój rozum i że muszę mu zaufać. Po prostu… Dorien jest dla mnie wszystkim i zwyczajnie się martwię. No i trudno ukryć, że jestem trochę zazdrosna – dotąd zawsze byliśmy na siebie najważniejsi, nawet gdy miał dziewczynę. Ale żona to już poważniejsza sprawa… Nie miałam ochoty już dalej ciągnąć tego tematu, bo był dla mnie zbyt bolesny, dlatego cieszyłam się, że przeszliśmy do trochę milszych spraw. - Właściwie to dobry wybór. Nox świetnie tańczy, musisz tylko uważać, żeby nie zajął się mamieniem wszystkich panienek, które staną mu na drodze – rzuciłam chichocząc. Nie czułam się w towarzystwie Mefistofelesa zbyt swobodnie, szczególnie odkąd odkryłam, że roztaczał wokół siebie specyficzną magię, która piekielnie do niego przyciągała, a chwilę później odrzucała. Mimo to nie zamierzałam krytykować wyboru przyjaciółki – najważniejsze, żeby ona czuła się w towarzystwie swojego partnera jak najlepiej. Próba wyszła fenomenalnie. Udało nam się osiągnąć wymarzony efekt i rozpierała mnie duma, że mogłyśmy pracować nad tym razem. Ścisnęłam dłoń dziewczyny, którą położyła na moim ramieniu i powiedziałam: - Z twoimi poprawkami jest naprawdę perfekcyjnie.
Była ciekawa, ale nie chciała aż tak na Vivien naciskać. W końcu były to sprawy delikatne i względnie świeże, które dopiero niedawno ujrzały światło dziennie. Nie było jej pewnie łatwo grać tego, czego od niej oczekiwali najstarsi przedstawiciele jej oraz Cassiana rodziny. Nessa nie potrafiła wyobrazić sobie siebie w sytuacji, którą miała jasnowłosa. — No tak, to musiało być dla Ciebie strasznie dziwne, gdy dowiedziałaś się o zaręczynach. Pewnie nie patrzyłaś na kumpla brata w ten sposób, w jaki wymagają od Ciebie, abyś spoglądała. —- odparła z delikatnym wzruszeniem ramion, kręcąc delikatnie głową. Próbowała tylko zrozumieć jej sytuację, albowiem nigdy nie groziło jej, aby się w takiej znalazła — nie miała rodzeństwa, a w związku tym taki zbieg wydarzeń był dla niej czymś niemożliwym do przeżycia. Może to i lepiej. Vivien było dziwnie, a co dopiero Dorienowi, którego ukochana siostra miała dzielić łoże z przyjacielem, z którym zapewne wcześniej dzielił się łóżkowymi sukcesami i porażkami. Rudą aż dreszcz niesmaku przebiegł, pozostawiając na bladym i drobnym ciele gęsią skórkę, chociaż nie dała niczego po sobie poznać. Zamiast tego posłała jej dłuższe, intensywne spojrzenie. Z ciekawością i uwagą, słuchała wypowiadanych przez nią słów. Przyłożyła nawet palec do ust w akcie obietnicy, mówiącej o tym, że jej sekret będzie z nią bezpieczny i nikomu nie zdradzi jego treści. W brązowych ślepiach pojawił się błysk, natomiast na pełne wargi wkroczył łobuzerski uśmieszek, rosnący z każdym kolejnym słowem panny Dear. Nawet miała ochotę klasnąć w dłonie, jednak z trudem się udało jej powstrzymać. Naprawdę wierzyła, że nowy obiekt uczuć dobrze jej zrobi. Może jak będą spędzali razem sporo czasu, dotrą się.. To wyjdzie z tego piękna i romantyczna historia? Zwłaszcza że jasnowłosa artystka należała do dziewcząt raczej żywiołowych i intensywnie przeżywających swoje życie osobiste, miłosne. — Nie uważasz, że poczucie bezpieczeństwa to bardzo dobry początek? Nie dobierał się do Ciebie, niczego nie próbował. Jak tak o nim opowiadasz, to wydaje się dobrym mężczyzną. Może warto dać temu szanse, pozwolić działać kolejnym dniom i zrządzeniom losu. Jeśli będzie łaskawy, to poza przyjacielem brata, stanie się w Twoich oczach także idealnym materiałem na przyszłego męża! Zobacz Vivi, podstawą związku jest przyjaźń. Jak zaczniecie od tego, to może wszystko się ułoży.—zakończyła swój monolog z cichym westchnięciem, posyłając jej krótki uśmiech. Starała się pokazać jej pozytywy takie relacji. Skoro przyjaźnił się z Dorienem, a ten ją tak kochał to bardzo nikłe szanse, że blondynek coś odwali. Ze strachu, szacunku. Taka relacja mogła być tym, czego Vivien w swoim burzliwym życiu potrzebowała. Czymś stabilnym. Z zamyślenia na temat jej życia romantycznego, wyrwało ją głębokie spojrzenie, które odwzajemniła z nieco pytającym uśmieszkiem i uniesieniem brwi. Nadal zamierzała ja dziś zaskakiwać? Zaśmiała się cicho na wyznanie o zazdrości. To było całkiem urocze, taka zaborcza, młodsza siostra. Niestety, razem z wiekiem trzeba było dzielić się swoim ukochanym rodzeństwem z innymi ludźmi. — Ano. Będzie jego numerem jeden, jednak nie sądzę, żeby zajęła Twoje miejsce czy coś.. W końcu dla niego jesteś specjalna, nie? Poza tym on wie, że jego szczęście to Twój priorytet i zrobisz wszystko, aby pomóc mu je złapać. Nie powinnaś się tym martwić Viv. Może nie będzie tak źle.—odparła, wciąż rozbawionym głosem. Pozwoliła sobie sięgnąć po szklankę wody i zaspokoić pragnienie, które musiało pojawić się przez jej długie monologi i wywody. Właściwie to tylko od jasnowłosej zależało co i jak zrobi ze swoim życiem, a Ness mogła jedynie wyrazić swoje opinie, licząc, że cokolwiek jej dadzą. Nie zamierzała jej krytykować, oceniać czy nie daj boże ukierunkowywać. Musiała sama walczyć o swoje szczęście i spokój ducha. Pewnych walk nikt za nas nie stoczy. Kiwnęła głową na wzmiankę o ślizgonie, krzyżując dyplomatycznie ręce pod biustem. — Taaak.. Tam, gdzie Nox tam i kłopoty. Nie będę mu broniła flirtu czy coś, robi mi i tak przysługę, że się zgodził. Pocieszyłaś mnie tym, że nieźle tańczy — lubię tańczyć. No i nie ukrywajmy, jest całkiem przyjemny dla oka w zwykłych ciuchach, to ile doda mu garnitur i mucha.—westchnęła z rozbawieniem, oczyma wyobraźni dostrzegając eleganckiego Mefa, stojącego w centrum wianuszka chętnych na niego dziewcząt. Zaśmiała się pod nosem, przymykając na chwilę oczy. Niech się bawi, niech korzysta. Kto wie, może pozna tam swoją miłość czy co innego. Lanceleyówna nie była jednak problemowa, jeśli chodziło o kwestie towarzyskie. Jak się jej nie spodoba, to po prostu sobie pójdzie pic gdzieś w rogu, schowana przed wścibskim wzrokiem rodziców, w ciszy i spokoju. Uśmiechnęła się na słowa przyjaciółki, zaciskając jej dłoń w swojej. Miała przyjemnie ciepłe palce, miękką skórę — aż dziwne, patrząc na to, ile godzin poświęcała na instrumenty. Naprawdę spotkał ją ogromny zaszczyt, że mogła współpracować z tak obiecującą artystką, przed którą było zwojowanie całej magicznej sceny muzycznej. Z takim głosem nie było to trudne. — Myślę złotko, że to kwestia piosenki. Jest naprawdę wyjątkowa. Przyjemnie się jej słucha, świetnie wchodzisz w vibrato.—zaczęła ze spokojem w głosie, zaciskając mocniej palce na instrumencie. Cofnęła dłoń, łapiąc za smyczek, aby ten przypadkiem nie wypadł i nie uszkodził się. Oparła się plecami o ścianę, zerkając na Vivi z ciekawością. Niewiele widziała o świecie gwiazd ze strony technicznej i organizacyjnej, więc miała kilka pytań. No i naprawdę nie mogła doczekać się, aż krążek Vivien Dear znajdzie się w jej kolekcji. Oby z autografem i dedykacją. Cieszyła się z jej sukcesu.— Jeszcze raz czy od razu chcesz przejść do nagrania? Chcesz coś jeszcze przećwiczyć? Kiedy w ogóle planujesz wypuścić płytę?
Może i Dorienowi było trudno myśleć o tym, że Cassian może ze mną sypiać, ale przecież sam pchnął mnie w jego ramiona. Mimo mojej całej, niemal nieograniczonej miłości do brata wciąż miałam trochę żal o te całe zaręczyny i ciężko było mi zrozumieć, że sami rodzice zapewne wybraliby mi kogoś zdecydowanie gorszego. - Wciąż nie jestem pewna czy nie dobierał się do mnie dlatego, że jest dobry, czy raczej dlatego, że w ogóle go nie pociągam - odparłam sama lekko zdziwiona, że w ogóle mnie to obchodzi - Czasem odnoszę wrażenie, że patrzy na mnie, ale przed oczami ma kogoś zupełnie innego. I że traktuje mnie jak aseksualnego podlotka. Nie byłam osobą, która dostawałaby od chłopaków kosza - wręcz przeciwnie, to raczej ja byłam stronę odrzucającą. Mimo, że do mojego narzeczonego nie czułam zbyt wiele to było mi w pewien dziwny sposób przykro, że nie był mną niemal w ogóle zainteresowany. Uwielbiałam być w centrum uwagi, więc mimo iż jak na nasze dość dziwne relacje poświęcał mi sporo czasu, czułam, że się ode mnie dystansuje i było mi z tego powodu niemiło. Tak bardzo potrzebowałam, uwagi i ciepła, bezustannie czując w tych kwestiach pozostały z dzieciństwa niedosyt. - Dobrze mnie znasz i wiesz, że zawsze będę się o to martwić. - powiedziałam starając się uciąć temat mojej zazdrości o narzeczoną brata. Było mi głupio, że zrodziły się we mnie tak okropne uczucia, z drugiej jednak strony tylko dzięki miłości i uwadze brata udało mi się zbudować swoją samoocenę i uzupełnić deficyt ciepła, którego niestety poskąpili mi rodzice. Mimo moich specyficznych kontaktów z Noxem cieszyłam się, że Nessie udało się znaleźć kogoś w kogo towarzystwie mogła się dobrze bawić. Ja, chociaż wiedziałam, że Cassian na pewno nie zrobi mi wstydu i będzie chciał zadbać o to, żebym nie umarła z nudów, to nie spodziewałam się szampańskiej zabawy - ciążyła na mnie za duża odpowiedzialność, związana de facto z organizacją całego przedsięwziecia. - Jeśli masz jeszcze siły to byłoby świetnie, gdybyśmy to nagrały - odparłam z entuzjazmem, po czym spojrzałam na zegarek - Dźwiękowcy powinni być tu lada chwila, a raczej nie zdarza im się spóźniać. Płyta miała być już w czerwcu, ale przez to całe zamieszanie ślubne wszystko się dość mocno przesunęło. Myślę, że będzie to przełom lipca i sierpnia, szczególnie, że niemal cały materiał jest już nagrany, a mój producent chce, żebym miała już wypromowany materiał przed wrześniem, bo liczy, że uda mu się wynegocjować mój koncert na festiwalu muzycznym. Miałam sobie za złe, że nie udało mi się wyrobić ze wszystkim na tyle szybko by wydać krążek zgodnie z planem w czerwcu. Oczywiście ślub Doriena był w moim mniemaniu priorytetem, ale ja sama byłam przekonana o tym, że powinnam wyrabiać się ze wszystkim, niezależnie od obłożenia obowiązkami. Co do samego festiwalu - ze względu na zeszłoroczne, dość traumatyczne wydarzenia związane z atakiem Obskurusa, a także na fakt, że byłam tam z Rayem nieszczególnie miałam ochotę na występ, ale wiedziałam, ze niestety w tej kwestii organem decyzyjnym pozostaje producent.
Właściwie jedno nie wykluczało drugiego. Dorienowi mogło być dziwnie, że jego przyjaciel sypia z ukochaną siostrą, a jednocześnie zawsze on był lepszą opcją niż jakiś przypadkowy jegomość, którego nie znał i któremu za grosz nie ufał. Zresztą, kto wiedział, o czym przyszły Pan młody myślał, polecając Cassiana rodzicom, jako idealnego męża dla ich córeczki. Ruda wzruszyła delikatnie ramionami do swoich myśli, powracając spojrzeniem orzechowych oczu do twarzy jasnowłosej, lustrując ją wzrokiem. To w rodach szlachetnych było najgorsze — starszyzna wszystko chciała wiedzieć i kontrolować. Nigdy nie mogłaś zapomnieć, kim jesteś i co sobą reprezentujesz, a najlepiej to gdybyś zachowała czystość do ślubu z wybranym dla Ciebie mężczyzną. Nie lubiła tego strasznie. Całe szczęście współczesność, nowoczesność robiła swoje i aż tak krytyczni, jak dla ich rodziców, to z pewnością nie byli. — Myślę, że to pierwsze. Wygląda dość porządnie, zresztą nie zrobiłby nic złego czy podejrzanego, jeśli jest prawdziwym przyjacielem Doriena. Może on też chce dać temu szansę? Skarbie, spójrz na siebie. Jesteś piękna i pociągająca, nie da się Ciebie traktować jako podlotka, zapewniam.—odparła z cichym westchnięciem i rozbawionym, pewnym uśmieszkiem. Wywołał on małe dołeczki w bladych policzkach dziewczyny, tak kontrastujących z otaczającą jej buzię, burzą miedzianych włosów. Nie była dobra w romanse, ale w pewien sposób potrafiła zrozumieć obawy Vivien. Zresztą, całe te zaręczyny to była taka nagła sprawa. Wiedziała, że jej przyjaciółka jest flirciarą i przez aparycję połączoną z nietuzinkową osobowością, ustawiały się do niej kolejki. Musiało być naprawdę dziwnie nagle zmienić to wszystko na jeden, oficjalny i budowany od podstaw związek. Zwłaszcza że nie była tam gwiazdą, do czego przez karierę i popularność była przyzwyczajona. Ruda uważała, że to akurat dobrze i tylko dzięki temu może udać im się zbudować zdrową i równą relację, polegającą na kompromisach i dokładnym poznaniu siebie. No i zawsze zostawała opcja, że gdyby coś nie wyszło, to któreś może uciec sprzed ołtarza. Konsekwencje mogłyby być jednak przytłaczające. Kiwnęła delikatnie głową na wzmiankę o tym, że ją zna, porzucając tym samym kłębiące się myśli na temat jej związku. Widziała po oczach Vivien, że było jej głupio przez zazdrość, chociaż Nessa nie bardzo potrafiła zrozumieć dlaczego. Ludzie mieli przecież to do siebie, że szybko się do kogoś przyzwyczajali i potem było przykro, gdy schodziło się na drugi plan, aby ktoś inny zajął Twoje miejsce. Nie mogła jednak myśleć w ten sposób! Potrzeba było czasu, ale jasnowłosa powinna zrozumieć, że Aurora i ona to dwie całkiem różne kategorie w życiu Deara. Uwielbiała to, jak bardzo przyjaciółka angażowała się w muzykę. Była zaraźliwa swoim optymizmem, zachęcała do włączenia czegoś i dzikiego tańca w rytm melodii. Słuchała jej z uśmieszkiem, mając zaciśnięte dłonie na instrumencie, czując pod palcami delikatne drewno i precyzję, z jaką skrzypce zostały wykonane. — Pewnie, będziesz miała gotowy materiał. Nie ma sprawy, nie śpieszy mi się nigdzie, nawet jak się chwilę spóźnią Viv. — zaczęła zgodnie z prawdą. Nie planowała dodatkowych zajęć na dzisiejsze popołudnie, chcąc w pełni poświęcić się jej sprawie, skoro miała wolne studio i trochę czasu. Mogły też nadrobić nowości w swoim życiu, więc było to dobrze spożytkowane popołudnie. Zlustrowała wzrokiem jej twarz, a następnie przeniosła go na pianino. Milczała, słuchając dalszej części wypowiedzi dziewczyny, przekręcając głowę nieco na bok w zamyśleniu. — Wiesz, może to i lepiej? Zaraz egzaminy, ten ślub tak jak mówiłaś.. Zajechałabyś się. Ja wiem, że uwielbiasz życie na najwyższych obrotach, jednak nie powinnaś zapomnieć o sobie. Jako artystka jesteś przecież dla ludzi, instrument bez Ciebie nie zagra i nikt inny nie zaśpiewa. Festiwal muzyczny? Łaa! Brzmi cudownie! Mam nadzieję, że Ci się uda! Wtedy na pewno zajrzę z największym transparentem, jako Twoja główna fanka. Nie zapomnij mi płyty podpisać, jak wyjdą i wysłać, bo kiedyś będzie warta majątek.—zakończyła swój przydługi monolog, chichocząc cicho i puszczając jej oczko. Miała być naprawdę zajęta, więc Nessę jeszcze bardziej cieszyło to, że znalazła dla niej czas. Trzeba było przełamywać swój strach i zapewne to by jej ruda powiedziała, gdyby potrafiła czytać w myślach. Nikt za nią nie zamknie sprawy z Rayem, a jak tego nie zrobi, to nie będzie mogła ruszyć dalej. Utknie. A co było gorszego dla kobiety, zwłaszcza autorki tekstów? Rozmawiały jeszcze chwilę, aż w końcu zjawili się upragnieni producenci . Dziewczęta wzięły się do pracy, a muzyka znów zagrała. Duet skrzypiec oraz pianina, uwieńczony pięknym głosem Vivien rozbrzmiewała w studiu nagraniowym, wprawiając w zachwyt pracowników. Ballada była uczuciowa, piękna, zostawiała uczucie niedosytu i delikatny dreszcz na ciele. Obydwie były skupione, w pełni zaangażowane w kreowanie dźwięków. Palce jasnowłosej płynęły jak zaczarowane po klawiszach, natomiast smyczek sterowany przez rudą płynnie dotykał srebrnych, mocnych strun. Gdy nagrania się skończyły, powspominały jeszcze chwilę, a potem ubrały się i wyszły, a każda z nich wróciła do swoich obowiązków!
Wakacje były dla Ciebie ciężkim okresem, a jednak cieszyłaś się na myśl o nadchodzącym wyjeździe z uczelnią. Postawiłaś w końcu na siebie i odpoczynek, chociaż przez to początek Lipca miałaś bardzo intensywny. Twój menadżer chciał dopiąć wszystko na ostatni guzik, a podczas Twojej nieobecności dać płytę do produkcji tak, aby premiera nastąpiła, jak najszybciej i abyś miała okazję brać brana pod uwagę w festiwalach w przyszłym roku!
Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1 Przyszłaś chwilę przed wyznaczoną godziną i od razu zostałaś poproszona do mikrofonu, bo potrzebna była poprawa jednej partii wokalnej. Z uśmiechem zabrałaś się do pracy, słuchając wcześniej wskazówek reżyserów i monterów, ostatecznie osiągając doskonały efekt. Twój menadżer jest zachwycony, widzisz wypieki na jego policzkach, a gdy tylko wyszłaś z pomieszczenia do nagrywania, wcisnął Ci do ręki niewielką kartkę. Okazuje się, że to kupon na 25% zniżki na zakupy w sklepie muzycznym! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie!
2,3 Zanim weszłaś do budynku studia, zostałaś otoczona gronem fanów, którzy wyciągali w Twoją stronę ręce. Jesteś zaskoczona ich ilością, jednak poprosiłaś ochroniarza, aby dał Ci pięć minut na podpisanie im zdjęcia czy krótką rozmowę. Nie mogłaś ich przecież zaniedbać.. Rzuć Kostką! Parzysta: Panuje chaos i jest głośno. Czujesz się atakowana i miażdżona, ludzie napierają na Ciebie i się przekrzykują, nie reagując na ochroniarza. W końcu przewracasz się, uderzając się mocno w rękę i ścierając ja do krwi. Ratuje Cię menadżer, ale musi iść do apteki po bandaże i maść, przez co tracisz 25 Galeonów! Odnotuj stratę w odpowiednim temacie! Nieparzysta: Wszystko przebiega sprawnie i grzecznie, ludzie kulturalnie rozmawiają i nie pchają się na Ciebie. Odpowiadasz im na pytania, uśmiechasz się i zdradzasz kilka sekretów dotyczących najnowszej płyty! Jeden z nich wciska Ci w rękę prezent! Gdy weszłaś już do budynku, otworzyłaś pudełeczko i uśmiechnęłaś się pod nosem, widząc wewnątrz Łapacz Snów i karteczkę z życzeniami odpoczynku! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie!
4 Uwinęłaś się z nagrywaniem szybko, podobnie z wysłuchaniem menadżera odnośnie do planów do promocji i wysyłania zgłoszeń na konkursy czy festiwale. Przeprasza Cię na chwilę, prosząc, abyś zaczekała i wychodzi, zostawiając Cię w garderobie. Sięgasz po leżącą pod ręką książkę, chcąc dobrze wykorzystać czas wolny. Okazuje się, że to lektura o gotowaniu, a Ty po przeczytaniu rozdziału o jajkach zapamiętujesz kilka przepisów! Do Twojego kuferka trafia 1 Punkt Magicznego Gotowania, który z pewnością przyczyni się do pysznych śniadań! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie!
5,6 Pracujecie nad kawałkiem, który ciągle nie wychodzi wam tam, jak powinien. Tu za wysoko, tutaj pianino wchodziło zbyt późno — ciągle coś! Jesteś już trochę poirytowana, jednak ciągle ponawiasz próby.. Rzuć Kostką: Parzysta: Kolejne trzy próby i nic! W końcu siadasz zdenerwowana i łapiesz za nuty, wprowadzając drobne zmiany w kompozycji. Nie widzisz innego rozwiązania, skoro w żaden sposób utwór nie brzmi tak, jakbyś chciała. Ćwiczycie dwie godziny, a potem nagrywacie — okazuje się, że wychodzi znacznie lepiej niż w oryginale i wszyscy są zachwyceni! Wszystko jest gotowe wieczorem, a Ty możesz pakować się na wakacje! Nieparzysta: Po kolejnych próbach poddajecie się, dochodząc do wniosku, że ta piosenka wymaga więcej czasu i w przyszłości wydacie ją jako singiel. Jest Ci trochę przykro, a menadżer ma mnóstwo pracy z poprawkami i obawia się, że nie zdążą na pierwszy termin premiery. Wypomina Ci, że powinnaś czasem lepiej myśleć nad swoimi utworami! Otrzymujesz od niego Czekoladową Żabę, żebyś się uśmiechnęła! Upomnij się o nią w odpowiednim temacie!
Wraz z producentem, dźwiękowcami, zespołem i menagementem pracowaliśmy naprawdę ciężko, żeby zdążyć przed planowaną datą premiery. Na początku lipca, tuż przed wyjazdem na wakacje miałam zająć się dograniem ostatnich partii i zrobieniem zdjęć promocyjnych, zaś przez pozostały czas cała moja ekipa miała się zająć produkcją i promocją płyty oraz dopinaniem wszystkiego na ostatni guzik. Ufałam im na tyle, że mimo bardzo wyraźnych obaw zdecydowałam się pojechać do Meksyku i trochę wypocząć przed trasą koncertową i premierą płyty. Z tego powodu pierwsze dwa tygodnie lipca były dla mnie bardzo intensywne - ze studia wychodziłam praktycznie tylko na noc, ewentualnie na krótkie spotkanie z Cassem, czy Dorienem. W innym wypadku lunch przynosił mi ktoś z obsługi, a ja byłam zbyt skupiona na pracy, żeby porządnie zjeść. Tego dnia przyszłam do studia wczesnym rankiem. Zaskoczyła mnie koczująca pod tym miejscem grupa fanów - w gruncie rzeczy byłam znana głównie z duetu z Druzgotkiem, a mało kto wiedział w którym studiu nagrywam. Gdy mnie zobaczyli zaczęły się piski i radość, a ja zaskoczona ich ilością nie byłam w stanie odmówić odrobiny uwagi. Ochroniarz wytwórni chciał ich przegonić, ale poprosiłam o pięć minut - czego później zdecydowanie pożałowałam. Początkowo wszystko działało jak w zegarku, lecz później ludzie zaczęli się na siebie pchać starając się do mnie dotrzeć. Mimo, ze ochroniarz wkroczył do akcji to tłum nie przestawał napierać - tym sposobem upadłam i bardzo mocno się skaleczyłam. Wyciągnął mnie stamtąd menager, bardzo niezadowolony, że niepotrzebnie wyszłam do fanów. Niestety ani my, ani ekipa techniczna nie byliśmy biegli w magii leczniczej, konieczny był więc zakup tradycyjnych bandaży. Było niebezpiecznie, więc całe szczęście, że obyło się tylko na strachu i lekkim zranieniu. Lekko zmęczona wróciłam do pracy licząc, że nie spotka mnie więcej nieprzyjemności - mimo dyskomfortu związanego z raną nagrywanie szło mi bardzo dobrze i tego dnia udało nam się zrobić zdecydowanie więcej niż zaplanowaliśmy. Bez wątpienia jednak pozostał pewien niesmak.
Kostki: 2,6
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
Iridion Coma napisał:Iri robił wszystko by zapomnieć co go spotkało. Lecz siedzenie w domu, w pokoju niewiele mu pomagało. Nawet patrząc na gitarę, swoje małe dzieła sztuki nie cieszyło go to. Gdy jeszcze leżał w łóżku chciał poczuć na swoich barkach ich ciężar, usłyszeć ich dźwięk, ale gdy tylko próbował je wówczas na sobie zakładać nie mógł się utrzymać na nogach. Wtedy nic nie mówiąc podawał Alexowi, by je odstawił, a sam zwijał się w kłębek na łóżku i leżał bez ruchu przez parę godzin. Cierpiał wtedy bardzo ale nie chciał, by Blackwood nie widział jego łez i jego przygnębienia oraz przybicia. Owszem z dnia na dzień widział, że jest mu lepiej ale gdy ciągle słyszał, że jeszcze nie czas był jeszcze bardziej zdeterminowany aby dojść wreszcie co siebie. Dopiero w dniu gdy wokalista FA zgodził się na pójście do studia w Comie na nowo zatliła się nadzieja, że nie jest z nim tak źle. Owszem Iridion czasem przesadzał jednak tym razem cieszył się rzeczywiście jak małe dziecko. To było widać nie tylko po zachowaniu ale i po całym sposobie bycia mężczyzny. Dlatego idąc co jakiś uśmiechał się do ludzi. Poza tym musiał naprawdę ciekawie wyglądać. Musiało być widać, że jest wręcz chudy więc wcale się nie dziwił niektórym spojrzeniom ludzi. W końcu nikt nie popierał promowania anoreksji. Niestety ci co tak myśleli bardzo się mylili. Iri nie był anorektykiem, on po prostu jeszcze nie doszedł do siebie. Ale jak widać było na załączonym do tego wszystkiego obrazku basista nie przejmował się niektórymi ludźmi, którzy patrzyli na niego jakby był złem koniecznym na ulicach. Po dotarciu i podłączeniu wszystkiego w studiu Coma musiał chwilę odpocząć. No cóż nie odzyskał jeszcze dawnego wigoru. Jednak tyle ile zdążył zrobić po spacerze do wytwórni było i tak sporym wyczynem. Oczywiście cały czas poprawiał sobie czy to pas od gitary pasowej czy to kamizelkę, by nikt nie widział odstających obojczyków. - Wiesz jestem spokojny jednak nie wiem czy coś nam dziś wyjdzie. Ok, wiem, że lepiej prze próbować coś milion razy. Ja się obawiam, że moja gra przez to co przeszedłem się zmieniła. Nie wiem czy dam radę zagrać z pazurem. – powiedział i znów lekko posmutniał. Przecież tak właśnie myślał będąc jeszcze w domu. Wiedział co pisze i jak jego riffy wyglądają. Owszem najlepiej byłoby teraz użyć jakiegoś zaklęcia i wymazać mu z pamięci to co się stało ale niestety nie istniało takie zaklęcie, które częściowo wymazuje złe wspomnienia. Oczywiście można było spróbować zamknąć wszystko co złe w odległej szufladce w głowie ale to musiało potrwać. Dlatego Iri stojąc przed mikrofonem był taki niepewny siebie i jakby zagubiony. Przecież czuł, że jest na właściwym miejscu i czekał na powrót do studia wydawało mu się, że całe wieki to teraz będąc w miejscu, które czasem nazywał drugim domem czuł się jakiś wyobcowany i kompletnie nie na miejscu. Miał nadzieję, że jak zaczną pracę odnajdzie dawny luz i spokój jaki zyskiwał w studiu i na nagraniach. Na razie Coma był kłębkiem nerwów. Dlatego szukał też bliskości Alexisa. On zawsze potrafił go uspokoić i dodać otuchy. I choć te niewielkie gesty, które Blackwood mu serwował dla wielu ludzi były codziennością to dla Comy były czymś bardzo ważnymi, a jednocześnie czuł, że Alex nie robi tego na siłę oraz chce go tym uspokoić. - Dziękuję ci kochany. Dodało mi to trochę odwagi. A teraz zaczynajmy zanim zdecyduję się stąd spierdolić. – powiedział i czekał na to co jego druga połówka mu zaserwuje. Owszem wiedział, że z wokalistą FA zawsze podczas nagrań łapali jakąś niewidzialną nić porozumienia i każdy z członków zespołu wiedział, że ta dwójka rozumie się wówczas bez słów. Gdy Alex zaczął, Deviant zamknął oczy. Tak zawsze lepiej słuchało mu się muzyki i mógł jej się całkowicie oddać i ponieść. Tym razem też tak było. Już po kilku taktach melodii wyśpiewywanej przez Blackwooda ręka Jace'a bezwiednie powędrowała na gryf basu i mężczyzna niepewnie zaczął wydobywać z gitary dźwięki, które miał nadzieję uszlachetnią tą melodię. Trzeba było też powiedzieć, że piosenka była cudowna i to wiele ułatwiło basiście. Widać było jak cały stres spływa z mężczyzny, a dawne uczucia i samopoczucie powraca do niego z każdym słowem. Na końcu ostatniego refrenu cichutko śpiewał razem z ukochanym. Tak melodia i utwór sam go poniósł. Gdy Alex skończył, Jace dalej był w swoim świecie. To co zaśpiewał Blackwood odblokował jego niemoc twórczą i Coma chciał, by to jeszcze dalej trwało. Dopiero po kilkunastu minutach ciszy ocknął się ze swoistego transu w jaki wciągnęła go pisoenka. - Alex, to jest zajebiste. Strasznie mi się podobało. Mam nadzieję, że moje nieudolne próby towarzyszenia ci na basie nie popsuły w niczym twojej perełki. Tekst jest genialny. Myślę, że jak wszystkie poprzednie trafią do naszych fanów, a niektórych na pewno uleczą ze smutków, które w sobie noszą. – powiedział. Oczy Jace'a płonęły jakby z gorączki, a ręce nerwowo przebiegały po gryfie by przypomnieć sobie, które akordy grał w jakich miejscach melodii. - Możemy spróbować jeszcze raz. – zapytał nieśmiało, gdyż nie wiedział czy znów odnajdzie ten luz,który znalazł w momencie gdy Alexis śpiewał ten utwór.
Alexis zaś starał się zrobić wszystko, aby wszelkie wspomnienia związane z traumatycznymi doznaniami już nie nachodziły Iridiona i zwyczajnie zniknęły. Albo chociaż żeby zbledły i go więcej nie gnębiły. Nie mógł patrzeć na jego cierpienie, ani smutek, który jak na razie zbyt często gościł na jego przystojnej twarzyczce. Robił co mógł, aby poprawić mu nastrój i dodać otuchy. Przynajmniej w jakimś stopniu. Pocieszał go z całych swych sił i trwał przy nim, kiedy tego najbardziej potrzebował. Domyślał się, że ciągłe siedzenie w domu wcale mu nie pomagało, acz nie chciał go narażać na pogorszenie stanu. Gdyby przedwcześnie go wypuścił, mogłoby się to kiepsko w skutkach skończyć. A do tego dopuścić nie mógł. Co za tym idzie za nic go nie karał, ani nie robił mu na złość i miał nadzieję, że tak tego nie odbierał. To było tylko i wyłącznie dla jego dobra. Uznawszy więc, że jest w miarę dobrze, w końcu przystał na to, aby poszli do studia nagrań i wznowili przerwane prace nad piątym albumem. Blackwood był spostrzegawczy, w związku z czym jego uwadze nie mógłby umknąć fakt, iż jego ukochanego coś boli, tudzież zbiera mu się na płacz. Jeśli jednak basista wolał pobyć w samotności, akceptował i szanował jego wybór. O ile usłyszał osobiście, iż tego naprawdę pragnie. W innym wypadku dotrzymywał mu towarzystwa, tulił do siebie mocno i szczelnie zamykał w swych objęciach, obdarowując go w międzyczasie czułymi pocałunkami. Gdyby było to możliwe, przekazałby mu część swojej energii, łącznie z siłą i wówczas szybciej stanąłby na nogi. Jako iż to brutalna rzeczywistość, cały proces składania do kupy Iridiona trwał nieco dłużej, co jest przykre, lecz nic się na to nie poradzi. Widząc jego szczęście i ten cudowny uśmiech, który zdecydowanie za rzadko ostatnimi czasy pokazywał, nie pożałował podjętej decyzji. Wprawdzie zupełnie nie podobały mu się te nieprzychylne, może odrobinę niepokojące spojrzenia innych ludzi podczas drogi do Abbey, to tak jak Coma, usiłował się nimi w ogóle nie przejmować, mimo że do łatwych zadań to nie należało. Podróż do celu nie trwała jakoś długo i dość szybko znaleźli się na miejscu. Po przekroczeniu progu mogli odetchnąć z ulgą i poczuć dużo swobodniej. Dodatkowo bez tego nieprzyjemnego uczucia, że wszyscy dookoła są wrogo nastawieni do basisty. - Zobaczysz, damy radę, a ty na nowo będziesz grać z pazurem. Wierzę w ciebie. A nawet jeśli poniesiemy porażkę, trudno się mówi. Nie nadejdzie z tego powodu apokalipsa! - próbował zażartować i liczył na to, iż mu wyszło. Dał mu przy okazji niemal niewyczuwalnego kuksańca w ramię, aby go nie zabolało, ale jednocześnie tak, aby cokolwiek poczuł. Był z nim absolutnie szczery i po prostu wiedział, że sobie ze wszystkim we dwóch poradzą. Owszem, jest pewne zaklęcie zapomnienia, lecz... należy do tych aż nadto drastycznych, bowiem usuwa całkowicie pamięć a nie częściowo, toteż z góry odpadało. W sumie... biorąc tak na logikę, skoro coś takiego istnieje, powinno być i takie, które potrafiłoby wymazać jedynie wybrane wspomnienia. Szkoda, że Alex o takowym nie słyszał... wiele by to ułatwiło. Niestety nie ma tak zajebiście i musieli temu dzielnie stawić czoła, obchodząc się bez czarów. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że będzie musiało minąć trochę czasu, nim Iri odzyska dawną pewność siebie i wyluzowanie. Dlatego podtrzymywał go na duchu na każdym kroku i serwował mu rozmaite pieszczoty, by zwyczajnie czuł się raźniej. Dawał mu też do zrozumienia, że do końca swoich dni z nim będzie, nieważne co by się nie działo. Nigdy go nie opuści. - Jesteś miłością mojego życia. Zawsze będę o ciebie dbał, a wraz z tym wspierał. O nie, nie, nie... teraz nie ma odwrotu! Ani spierdalania. - udał, że grozi mu palcem, kiedy w istocie tylko się z nim tak droczył, co było z pewnością wyraźnie słychać między innymi w tonie jego głosu. Po tych słowach i zaserwowaniu mu paru pieszczot, a także przetestowaniu mikrofonu, mógł wreszcie przejść do konkretnych działań. Śpiewał płynnie, czysto, bez zająknięcia, ani żadnych fałszów. Pff, nigdy nie dało się u niego takowych uświadczyć, a ci którzy uważają inaczej, chyba są jacyś głusi! Mógł co najwyżej nie wyciągnąć do końca jakiegoś dźwięku, ale poza tym nie popełniał innych błędów, które od razu szłoby wyłapać. Przymykał oczy i nie przerywał. Gdy Coma się doń przyłączył zarówno wokalnie jak i gitarą basową, na jego ustach uformował się piękny uśmiech. Radził sobie świetnie! Podobało mu się to, co słyszał. Pomimo niepewności, jaką mężczyzna jeszcze emanował i tak był z niego dumny. Robił coraz większe postępy! Z tego względu Alexis całym sobą czuł, że dzisiejsze wysiłki nie pójdą na marne i w ostateczności zakończą się powodzeniem. Innej opcji nie brał pod uwagę! Po skończonej piosence, bacznie przyglądał się swojej drugiej połówce, cierpliwie czekając na jego odpowiedź. Och, jakże on był uroczy, gdy tak odpływał do swojego świata! Nic, a weź przytul! - Cieszy mnie to. Ej, ja tak nie uważam. Nic nie popsułeś, wręcz przeciwnie! Muszę przyznać, że całkiem nieźle się ze mną zgrałeś i tak, mówię poważnie. Też tak sądzę, nie mogę temu zaprzeczyć. - powiedział zgodnie z prawdą, a on nigdy nie zwykł komukolwiek słodzić, czy wciskać kit. Wolał unikać kłamstw i tak było też w tym przypadku. Wystarczy mu parę ćwiczeń i będą to mieli. Ponadto szybciej, niż się im wydaje! Podszedł do niego, aby ująć jego twarz w obie dłonie i cmoknął go krótko, acz z pasją i namiętnością prosto w jego lekko rozchylone usta. Włożył w ten gest całe uczucie, jakim go darzył. - Oczywiście, że możemy, a raczej jest to wskazane. - potwierdził, na podkreślenie czego przytaknął głową. Zmiętosił mu delikatnie oba polisie, tak zaczepnie i nie odsuwał się od niego daleko. Po chwili ponownie rozpoczął ten sam utwór, o dźwięcznej nazwie Wake Up, standardowo wczuwając się w każdą, zaśpiewaną przez siebie zwrotkę. Nie miał żadnych wątpliwości, że z każdą kolejną próbą, będzie coraz lepiej! Tak też było. Spędzili w ten sposób resztę dnia, wyćwiczywszy wszystko na blachę i już raczej żaden z nich nie ma prawa się w czymkolwiek pomylić! Późnym dość wieczorem posprzątali, używając czarów, coby było szybciej i z radosnymi uśmiechami na twarzach wrócili do domu.
Twój występ na festiwalu był ogromnym sukcesem i zyskałaś na popularności, czarując kolejnych ludzi swoim głosem. Nic więc dziwnego, że zniecierpliwienie fanów w związku z wydaniem nowej płyty wciąż rosło, a dziennikarze przy każdej okazji pytali o dokładny termin lub możliwe przesunięcia. Interesowało ich też to, jakie piosenki i z kim wykonane znajdą się na krążku. Jako wschodząca gwiazda wiedziałaś, że masz przed sobą wiele pracy, dlatego w dniu ostatnich wokalno-technicznych, zjawiłaś się w studiu wcześniej. Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1,3 Menadżer był pozytywnie zaskoczony Twoją punktualnością, zaprosił Cię do biura i przedstawił plan na promocję oraz stworzone przez artystów okładki, z których miałaś wybrać te właściwą dla swojego krążka. Okazało się również, że ma dla Ciebie niespodziankę — dostałaś całą paczkę listów oraz paczek od ludzi, którzy zachwyceni byli Twoim występem i chcieli Cię wesprzeć! W jednej z nich znalazłaś fiolkę z Eliksirem Pieprzowym i prośbę o to, byś zimą dbała o swoje zdrowie! Upomnij się o nagrodę w odpowiednim temacie! 2,6 Pogadaliście chwilę i zaraz poszliście do studia, aby przygotować i poprawić utwory, które znaleźć miały się na płycie. Niestety, to chyba nie jest Twój dzień i chyba się przeziębiłaś, bo zamiast angielskiego głosu, strasznie fałszujesz i masz chrypę, zabijając cały urok Twoich piosenek. Cóż, musieliście przełożyć nagrania, a Ty zostałaś natychmiast wysłana do uzdrowiciela ze swoim gardłem, u którego wydałaś na lekarstwa 20 Galeonów! Odnotuj stratę w odpowiednim temacie! 4,5 Kończyliście właśnie nagrywać, wszystko szło doskonale — nagle do studia wtargnął jakiś muzyk, widocznie ściągnięty tu wykonywaną przez Ciebie piosenką. Okazuje się, że był całkiem popularny! Doświadczony i starszy od Ciebie mężczyzna zasugerował, aby nieco zmniejszyć perkusję i dać więcej solowych momentów dla gitary akustycznej. Zainspirowana jego wskazówkami, wdajesz się w rozmowę i w końcu jegomość Ci pomaga! To była owocna, zakończona sukcesem współpraca. Do Twojego kuferka trafia 1 punkt działalności artystycznej! Zgłoś się po niego wodpowiednim temacie!
Byłam wymęczona. Z każdym dniem łączenie muzyki ze szkołą sprawiało mi coraz większy problem, a jedyne co mnie pocieszało to nadchodząca z każdym dniem premiera płyty. Po udanym występnie na festiwalu, ani dziennikarze, ani fani nie dawali mi spokoju, więc już niemal w ogóle nie wychodziłam ze studia, z jednej strony w obawie, że nie dam sobie rady z wydaniem płyty, zaś z drugiej bojąc się zaczepiających mnie ludzi. Tego dnia szło nam świetnie. Kończyliśmy już nagrywać, gdy do studia wtargnął jakiś mężczyzna! Jak się okazało był to doświadczony muzyk, który przekroczył drzwi studia zachęcony moją muzyką. Jego wskazówki dotyczące zarządzania ilością perkusji i gitary okazały się niezwykle cenne i doprowadziły do ciekawej, pouczającej rozmowy, dzięki której udało mi się zdobyć cenne informacje.