C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Osoby: Salazar Morales & "Maximilian Felix Solberg" Miejsce rozgrywki: Brzeg Tamizy Rok rozgrywki: 28 października 2022 roku Okoliczności: Spacer o zachodzie słońca.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie miał pojęcia czego spodziewać się po kolejnym spotkaniu z Maximilianem, dlatego starał się odrzucić na bok wszelkie oczekiwania, przypominając sobie jedynie nie tak dawne randki, podczas których trudno było im powstrzymać się od uśmiechu. Dopił ostatniego łyka smoczego espresso, poprawiając w lustrze rozwichrzoną fryzurę i podwinięte mankiety koszuli, nim dotarła do niego złożona nastolatkowi na edynburskim wzgórzu obietnica. Nie był nawet pewien czy chłopak ją zapamiętał i czy rzeczywiście miała ona jakiekolwiek znaczenie, ale naprędce zrzucił z siebie eleganckie, ociekające wręcz galeonami ubranie, rezygnując z marynarki na rzecz ciepłego swetra w czarno-białe pasy. Spodnie również wymienił na nieco luźniejsze stylem jeansy i dopiero tak przyszykowany przeciął koniuszkiem tarninowej różdżki powietrze, teleportując się w pobliże malutkiej, przytulnej kawiarenki, pod którą umówił się z młodszym partnerem. Zawahał się, podchodząc do malującej się na horyzoncie postaci, ale ostatecznie postanowił zachowywać się naturalnie. Pocałował więc Felixa na przywitanie w policzek, lekko obejmując go swoim ramieniem, a potem wyciągnął do niego dłoń. – Chyba będziemy musieli chwilę poczekać. – Podniósł głowę, zerkając na pochmurne, ale nadal jasne jeszcze niebo, wskazując nastolatkowi by udali się bliżej Mostu Westminsterskiego.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Im bliżej było tego dzisiejszego spotkania, tym Max czuł się jeszcze gorzej i naprawdę trudno było mu się zebrać, żeby ruszyć dupsko i opuścić dom w Dolinie Godryka. Pogoda nie zachęcała do spaceru, tak samo zresztą jak obecna relacja z Salazarem, ale skoro już obiecał, nie mógł tak po prostu się wycofać. Zarzucił na siebie więc typową ciemną bluzę z kapturem i skórzaną kurtkę, po czym niechętnie używając różdżki teleportował się do Londynu. Stał sobie na zimnie, w spokoju z nerwów popalając, gdy jakiś typ zaczął iść w jego stronę. Naprawdę dopiero w ostatniej chwili zorientował się, że to pozbawiony zwykłego sobie blichtru, Paco. -Nie poznałem Cię w tym stroju. - Przyznał szczerze, wciąż zachowując fizyczny dystans. Miejsce, gdzie otrzymał pocałunek niemiłosiernie go paliło, ale starał się zignorować ten fakt, jakby nigdy nic. -Trudno. Niektórych rzeczy nie można pospieszyć. - Wzruszył ramionami, nieświadomie nawet robiąc aluzję do zupełnie innych spraw niż zachodzące słońce. -Wygląda na milutki. - Wskazał głową sweter, a dłonie, tuż po tym jak wyrzucił niedopałek, schował głęboko w swoje kieszenie niby to dla zachowania ciepła, choć tak naprawdę starał się kontrolować niektóre gesty, których się obawiał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie przypuszczałby, że ludzie aż tak bardzo przywykli do jego barwnego, eleganckiego stylu, żeby mógł bez problemu zakamuflować się w tłumie w ciepłym, wygodnym swetrze, dlatego prychnął cicho pod nosem, nie do końca chyba dowierzając słowom swojego młodszego partnera. – Czyli będę bogaty. – Zażartował, w końcu na brak funduszy akurat narzekać nie mógł, a jeżeli czegokolwiek mu ostatnio brakowało, to ulubionego uśmiechu na twarzy Maximiliana, który ostatnio bardzo się od niego oddalił. – Lepiej czy gorzej? – Zapytał weselej, prezentując sweter w całej okazałości, acz mina mu nieco zrzedła, kiedy nastolatek nie sięgnął jego dłoni, zamiast tego ukrywając ręce w kieszeniach. Nie chciał jednak dać po sobie poznać tego, że w duchu westchnął zarówno na dość wymowny gest Felixa, jak i rzucone niby mimochodem słowa. - I tak jest. Dawno go na sobie nie miałem. – Skoro tak musiało być, skupił się na swetrze i zawieszonej na ramionach skórzanej kurtce, osłaniającej ciało przed chłodniejszymi zrywami wiatru. – Mam podobny, w czarno-zielone pasy. Mogę ci go dać jak mnie odwiedzisz. – Zaproponował z uśmiechem, jednak nadal czuł się nieswojo, jakby niedawne wydarzenia osłabiły łączącą ich więź i tę magiczną aurę otulającą ich jeszcze nie tak dawno temu na zamkowej skarpie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie ciężko było poznać Salazara bez barwnych koszul i bijącego od niego przepychu. Nie żeby Maxowi to przeszkadzało, ale przeżył niemały szok w pierwszej sekundzie, gdy zorientował się, że to właśnie Paco. -Mnie się podoba. - Przyznał bez ogródek, nie ukrywając, że taki dobór garderoby był dla niego równie atrakcyjny co krzykliwe koszule. Zdecydowanie pokazywało to Moralesa w nieco innym świetle, bardziej ciepłym i przyjaznym, zachęcającym do zatopienia się w tych opatulonych ciepłem ramionach. -Zostaw go sobie. Do twarzy Ci. Ja mam swój świąteczny z Buddym, niedługo trzeba będzie go odkopać z szafy. - Kącik ust drgnął mu lekko na wspomnienie ukochanego zwierzaka. Tęsknił za psiną strasznie i gdyby tylko mógł, porwałby go że sobą przy pierwszej lepszej okazji. Atmosfera faktycznie była niezręczna. Obydwoje wiedzieli, że w powietrzu wisi nierozwiązany problem, ale na ten moment żaden z nich nie odważyło się zaadresować tego gigantycznego słonia. -Idziemy gdzieś konkretnie? - Zapytał bardziej dla podtrzymania rozmowy niż z faktycznej ciekawości. Sam mógł zarówno łazić bez celu jak i usiąść nad brzegiem rzeki czekając aż słońce zacznie chylić się ku zachodowi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Zazwyczaj do tego, aby czuć się dobrze i komfortowo w dobranym kolorystycznie i do okazji ubraniu, wystarczało mu lustro w przedpokoju, a jednak komplement młodszego partnera wprawił go w o wiele przyjemniejszy nastrój, który niestety nie miał szans zbyt długo się przy nim utrzymać. Miłe słowa nie wystarczały bowiem do zatuszowania krępującej atmosfery i nadal odczuwalnego ze strony Maximiliana chłodu, który dął zdecydowanie mocniej niż całkiem silny, uderzający w plecy wiatr. - Świąteczny. Z Buddym. – Powtórzył po chłopaku rozbawionym tonem, próbując sobie wyobrazić dość nietypowy nadruk. Przede wszystkim jednak starał się robić dobrą minę do złej gry, przynajmniej na chwilę zapominając o nierozwiązanych, ciągnących się za nimi problemach. – Ma na nim mikołajową czapkę czy tarza się na dywanie pod choinką? – Zasugerował, zerkając ukradkiem na twarz nastolatka. – Chciałbym cię w nim zobaczyć. – Przyznał szczerze, acz nie myślał teraz wyłącznie o swetrze, a raczej o tym, że pragnąłby spędzić najbliższe święta w jego towarzystwie, mimo że na razie nie był przekonany czy jego oczekiwania rzeczywiście się ziszczą. - Most Westminsterski. Mało oryginalnie, wiem, ale lubiłem nim spacerować, kiedy wylądowałem tutaj, w Londynie. Ładny widok na Big Bena i London Eye. – Tym razem nie zamierzał bawić się w niespodzianki, od razu zdradzając Felixowi plan dość niedalekiej wycieczki. Chciał po prostu usiąść na balustradzie, podziwiać panoramę miasta w świetle zachodzącego słońca i… poruszyć w rozmowie z ukochanym tego cholernego, gigantycznego słonia, do którego zupełnie nie miał pojęcia jak podejść. – Jeżeli chcemy podtrzymać tę tradycję, to następnym razem chyba powinniśmy jednak zadbać o gorącą czekoladę albo termos z rozgrzewającą herbatą. - Podrygiwał lekko, kiedy znaleźli się już u celu, próbując rozruszać zziębnięte ciało.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może i nie było dobrze jak zawsze, ale Max nie mógł zaprzeczyć, że dobrze było Paco i w tym obliczu, a nie widział powodu, dla którego miałby to przed nim ukrywać. -Stary prezent. - Prychnął, bo przecież sam by nie wpadł na to, żeby sobie coś takiego kupić, czy zrobić, a jednak miał do swetra pewien sentyment. -Jest ujebany w śniegu i zaplątany w lampki choinkowe. Zdjęcie robili chyba w pierwsze, czy drugie święta, jakie z nami spędził. Mała, puchata kulka. - Uśmiechnął się ciepło na wspomnienie psiny. Dałby wiele, żeby Buddy był teraz tutaj obok niego. Te roześmiane, ciemne oczy zwierzaka zawsze poprawiały Maxowi humor i dawały mu wsparcie, jakiego naprawdę potrzebował. -Marne szanse. Raczej nie.... - Przygryzł wargę odwracając wzrok i zdecydowanie gubiąc gdzieś całą radość. -Nie przepadam za Świętami. Zazwyczaj spędzałem je w Hogwarcie, oprócz Wigilii. Wtedy zaszywam się w Inverness. - Nie wchodził w szczegóły, ale zmarkotniał i poczuł nową falę bólu, która sprawiła, że sięgnął po kolejną fajkę, choć przecież tyle co skończył pierwszą. -Nie bez powodu jest taki popularny. Zdecydowanie wolę go od Tower Bridge, choć spacer górnym tarasem jest warty grzechu. - Wyraził swoją opinię, nie oceniając wyboru lokacji. Nie chodziło przecież o zjawiskowość, a raczej o wspólnie spędzony czas, podczas tej magicznej pory dnia. Pytaniem było tylko, czy będą w stanie się dzisiaj z tego jakkolwiek cieszyć, skoro wciąż atmosfera była chujowa. -Yhym... Dobry pomysł. Faktycznie zaczyna strasznie piździć. - Spojrzał na czerwoną od mrozu dłoń, która trzymała papierosa. Zimno nigdy go nie odstraszało, ale nie chciał jeszcze sobie odmrozić kończyn. -Ciekawe, czy natkniemy się na zajeb turystów. Pewnie będziemy największą atrakcją, stojąc na moście i gapiąc się w niebo. - Wiedział, że pierdoli od rzeczy, ale za wszelką cenę chciał uniknąć niezręcznej ciszy, która zdawała się grozić im na każdym kroku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wysłuchał historii psiego, świątecznego swetra z uśmiechem na ustach, ale nie pierwszy raz, nawet tak wesoła opowieść, akurat w ich wydaniu zakończyła się znacznie mniej szczęśliwym zakończeniem. Po cichym, rozbawionym prychnięciu, ciepło uleciało również z twarzy Meksykanina, który skrzywił się nie tylko z powodu wyrażonej przez ukochanego odmowy, ale i wspomnienia pewnej wigilii, poprzedzającej niezapomniany wyjazd do kubańskiej stolicy. Dotychczas nie wracał myślami do tamtego dnia, ale teraz zdołał zespoić ze sobą elementy układanki, wnioskując że to coroczna, dość ponura tradycja Solberga, którą nagle zapragnął wyperswadować z nastoletniego umysłu. – Wiem. Wiem gdzie. – Postanowił przyznać szczerze dopiero po dłuższej chwili milczenia, bo i w jakimś sensie czuł się winien tego, że zdemaskował chłopięcy sekret. Widząc jednak jak chłopak zmarkotniał, starając się spalić wszelkie smutki na popiół, Paco stwierdził że nie będzie wiedzy o szkockiej melinie ukrywał. - Wolałbym, żebyś zmienił wigilijne plany. – Rzucił zaraz śmielej, z większą stanowczością, ignorując zupełnie pogaduszki o londyńskich mostach. Tak, atmosfera i tak była chujowa i niezręczna, toteż pomyślał że gorzej przecież nie będzie. – Możemy potem usiąść w którejś z kawiarni. – Zaproponował w międzyczasie oczywistą, ale i najskuteczniejszą metodę walki z zimnym, porywistym wiatrem, a w końcu sam sięgnął po papierosa, opierając się o kamienny murek. – Myślisz, że jesteśmy aż tak zajebiści, żeby wygrać z Big Benem? – Wtrącił jeszcze zaczepnie, zbierając wewnątrz odwagę na zainicjowanie znacznie istotniejszych, ale i trudniejszych tematów, włącznie z napomkniętą przypadkiem wigilią. - Chciałem zapytać jak mógłbym ci pomóc, Felix. Chcę być przy tobie, wspierać cię, ale czasami po prostu nie wiem jak. – Spojrzał wprost w szmaragdowe ślepia, całkiem zapominając o trzymanej między palcami strzale. – Chciałbyś, żebym chodził razem z tobą na terapię? – Zapytał, uznając że to pierwszy krok do odnalezienia właściwej drogi i do powrotu na prostą. Nie był jednak pewien jak Maximilian zareaguje na jego słowa.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Była tylko jedna osoba, którą Max wprowadził do tamtego miejsca i nigdy nie przypuszczał, że ktoś jeszcze mógłby tę jego przestrzeń naruszyć. Oczywiście Stacey i Nick wiedzieli o ruderze i o tradycji Maxa, ale nie ingerowali to, mając co do tego własne powody. Początkowo więc nastolatek uznał, że Paco myśli o domu Kolbergów, gdy przyznał, że wie, gdzie spędza Święta. Dopiero kolejne słowa sprawiły, że otworzył oczy szeroko, a w szmaragdowych tęczówkach można było zobaczyć przerażenie. -O czym Ty mówisz? Nie możesz.... - Cofnął się o krok, zakładając ręce na piersi, jakby chciał się dodatkowo fizycznie ochronić, choć przez nieuwagę przypalił się rozżarzonym papierosem, zostawiając na swoim ramieniu charakterystyczny ślad. Odsunął więc odruchowo dłoń z tlącą się używką choć wzrok wciąż skierowany był na twarz Paco, jakby nastolatek szukał jakiejkolwiek oznaki tego, że jednak źle Moralesa zrozumiał. To wszystko sprawiło, że jakiekolwiek pogawędki o dupie maryni, czy w tym przypadku kawie i Big Benie, po prostu zostały przez Maxa zignorowane. Nie potrafił już myśleć o niczym innym zastanawiając się, co zrobić z kolejnym granatem, który właśnie wybuchł mu prosto w twarz. -Nie. - Odpowiedział stanowczo, bo po pierwsze jeszcze nie wrócił na terapię, a po drugie nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek miał być świadkiem tego, jak obnaża swoją duszę. Poza tym, choć może faktycznie taka wspólna terapia byłaby dla nich dobra, Solberg wciąż nie był fanem podobnych rozwiązań. Zbyt wiele go to kosztowało, a choć przeszedł na tych spotkaniach piekło, to wyniki dość mocno go rozczarowały. -Może zacznij od bycia zgodnym z własnymi słowami. - Zasugerował dość chłodno, bo nadal uważał, że to, co Paco mówi, a to co robi, były dwoma różnymi rzeczami, choć przecież nie miał najbardziej obiektywnej perspektywy. -Nie wiem, jak to ogarnąć. Naprawdę. Nawet żaden eliksir nie jest w stanie tu pomóc. - Przyznał, jakby chciał pokazać, że sprawa jest beznadziejna i Morales niepotrzebnie się wysila, bo i tak nie jest w stanie znaleźć czegoś, co ich z tego impasu wyprowadzi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
O tym, że nie mówił o domu Kolbergów świadczył nie tylko jego posmutniały tembr głosu, ale i utkwione w szmaragdowych ślepiach spojrzenie. Nigdy nie ukrywał przed Maximilianem, że tamtego wieczoru znalazł się w sentymentalnej dla niego melinie, zresztą byłoby to bez sensu zważywszy na fakt, że na drugi dzień nastolatek obudził się w jego apartamencie. Nie rozmawiali jednak ani na temat tego, co wydarzyło się wewnątrz rudery, ani też o powodach dla których Paco zdecydował się zgarnąć stamtąd chłopaka, nadto zabierając go jako pasażera na gapę daleko poza europejski kontynent. - Myślałeś, że gdzie cię znalazłem? – Zapytał retorycznie, nie uważając żeby dojście do podobnych wniosków wymagało ogromnego wysiłku. – Nie chciałem, żebyś spędził święta w otoczeniu ćpunów, prezentując sobie złoty strzał w wigilijną noc. – Nie zważał na to, że Felix cofnął się o krok. Skoro już zaczęli ten temat, postanowił go nie tylko rozwinąć, ale i wyrazić własne zdanie, jeżeli mowa o podtrzymaniu tradycji, która nigdy nie powinna zaistnieć. Nie chciał również po raz kolejny zatoczyć błędnego koła i urwać rozmowy wpół, dlatego sam zignorował zarówno atrakcyjne elementy krajobrazu, jak i planowana wizytę w kawiarni. Na ten moment, bardziej niż filiżanki gorącej herbaty, potrzebował rozwiązań. Prychnął, jednocześnie potrząsając ze zrezygnowaniem głową, kiedy w uszach wybrzmiało mu stanowcze nie. Domyślał się, że Maximilian wcale na terapię nie wrócił, przeszło mu przez myśl, że może jakkolwiek zmotywowałby go do podjęcia leczenia, ale nie pierwszy przecież raz odbił się od ściany, a brakowało mu innych pomysłów. – Którymi? No powiedz w końcu o co ci chodzi. – Rzucił oschlej, podenerwowany tym, że nie ma żadnego wpływu na obecną sytuację i że nie umie ukochanemu pomóc. Zreflektował się jednak zaraz, wiedząc dokąd zacznie zmierzać ta dyskusja, jeżeli nie opanuje negatywnych emocji. – Przestańmy do tego wracać. Gdybyś zamieszkał ze mną, przynajmniej miałbyś kogoś, kto cię przypilnuje. – Sprzedał chłopakowi kolejną ofertę, wzruszając jednak bezradnie ramionami, jakby wyczuwając, że spotka się z jego oporem. Nic dziwnego, że po tym westchnął ciężko, zaciągając się odpalonym wreszcie papierosem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To jedno wyznanie zburzyło chyba resztki poczucia bezpieczeństwa, jakie mogły w nastolatku zostać. Był przerażony i czuł się niesamowicie bezbronny. Naruszono jego najbardziej intymną część życia i nie był w stanie uspokoić wielkiej fali negatywnych emocji, jaka w tej chwili go zalała. -Gdziekolwiek? - Zapytał niewzruszenie, bo akurat to by go nie zdziwiło. W sumie podejrzewał, że sam jakoś dotarł do Londynu. Nigdy nie pomyślałby, że historia mogła potoczyć się w ten sposób. -Jak...? Kto....? NIE MIAŁEŚ KURWA PRAWA!!! - Przeszedł od pytań, do krzyku, odwracając się od Paco i próbując jakoś uspokoić, choć paznokcie wolnej dłoni już machinalnie same wbijały się pierwszy, wolny kawałek skóry, jaki mogły znaleźć. -To przez to przestałeś mi sprzedawać?! - W końcu się odezwał, choć ton głosu Solberga wskazywał na to, że nie uważa tego za dobry powód i świadomość takiego obrotu spraw tylko jeszcze bardziej go wkurwiła. Przypomniał sobie poranek, gdy obudził się w Paraiso i swój zakrwawiony sztylet. Jeśli sytuacja wyglądała tak, jak Salazar opowiadał, to Max musiał próbować jakoś bronić swojego terytorium. Z pozornie przynajmniej sympatycznego wieczoru, zaczęła tworzyć się burza, którą tylko doprawiali kolejnymi tematami i brakiem wzajemnego zrozumienia. Max zamiast próbować brnąć ku lepszemu, zdawał się coraz mocniej otaczać grubymi murami, które Paco nieskutecznie próbował burzyć i w ten sposób obydwoje po prostu się w jakiś sposób wykańczali. -Cały czas Ci mówię. Jak chcesz pomagać, to przestań być pierwszym do niszczenia wszystkiego. - Wycedził, bo krew w żyłach zagotowała mu się w błyskawicznym tempie. Niby spodziewał się, że tak będzie, a jednak czuł się fatalnie z tym, że znów czeka ich dyskusja, z której pewnie nic nie wyniknie. -No pewnie, bo tylko o to chodzi - żeby mnie pilnować. Pierdol się, sam potrafię o siebie zadbać. - Wrócili chyba do punktu, w którym znaleźli się dawno temu, gdy jeszcze nikt z nich nie myślał o tym, że z tej relacji może cokolwiek wyjść. -Na prawdę myślisz, że rzucę teraz wszystko i się do Ciebie wprowadzę? Jesteś jeszcze większym idiotą, niż zakładałem. - Dobitnie mu wyjaśnił, nie wiedząc czemu będąc naprawdę zirytowanym przez fakt, że Paco wciąż powraca do swojej propozycji, którą jeszcze tak niedawno, Max przyjąłby bez najmniejszego zastanowienia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przez moment nawet czuł się winien, że tę intymną sferę ukochanego naruszył, ale im dłużej spoglądał na jego reakcję, tym mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że nie ma to najmniejszego znaczenia i że być może powinien zareagować ostrzej, a na pewno zdecydowanie wcześniej. Dopóki nie uzmysłowił sobie jak bardzo mu na tym chłopaku zależy, wolał unikać scysji, niekiedy udając nawet że problem nie istnieje, ale od dłuższego już czasu szukał nie tylko nici porozumienia, ale przede wszystkim tej jednej właściwej drogi, która wyprowadzi ich relację na prostą, a Maximilianowi pozwoli uwolnić się od używek. - Znalazłem cię. Ledwie kontaktowałeś. – Mruknął nad wyraz spokojnie w obliczu nerwowego krzyku młodszego partnera, który przyciągnął w ich kierunku wiele zaciekawionych spojrzeń, niekoniecznie należących do turystów. Nie zamierzał podnosić na Felixa głosu, ale nie chciał również pozwalać, żeby ten nim pomiatał, upatrując wyłącznie wszelkich jego wad i błędów. – No tak, nie miałem… wybacz, że cię tam nie zostawiłem, żebyś po raz ostatni dał sobie w żyłę. – Burknął nieprzyjaźnie, przypominając sobie kompletnie nieobecne spojrzenie nastolatka, który usilnie pragnął dosięgnąć dna. – Między innymi. – Westchnął ciężko w odpowiedzi na pytanie ukochanego, ponownie wypełniając płuca chmurą gryzącego, nikotynowego dymu. Nie tak zaplanował to popołudnie, ale… powinien raczej przywyknąć, że w towarzystwie Maximiliana plany najczęściej idą się jebać. - Znowu rozmawiamy zagadkami? Co i kiedy zniszczyłem? – Próbował zachować spokój, ale nie miał nerwów ze stali. – Myślisz, że tego chciałem? Gdybym wiedział, że po Avalonie hasają pierdolone harpie, zabrałbym cię na wakacje gdzie indziej. – Wreszcie i Salazar postanowił się otworzyć i przypomnieć, że nie jest jedynym, który zadaje rany, a na kolejny złośliwy i niesprawiedliwy komentarz Felixa początkowo tylko prychnął kpiąco. – Tak, dokładnie o to chodzi. – Powtórzył po nim z ironią, nie dowierzając że po raz kolejny został oceniony w tak krzywdzący sposób. – Mnie też nie jest łatwo patrzeć jak się wykańczasz. Chcę ci pomóc, ale jak mam to zrobić, kiedy wiecznie mnie demonizujesz i od siebie odpychasz? Nie jestem idealny, jasne, popełniam błędy, ale przestań szukać we mnie wszystkiego, co najgorsze tylko dlatego, że tak jest dla ciebie łatwiej i wygodniej. – Wyrzucił mu boleśnie, odnosząc wrażenie że taki scenariusz idealnie nastolatkowi by pasował. Nieraz przecież uciekał z jego ramion, jakby odrobina ciepła i troski miała go poparzyć. - Może jestem. Masz lepsze pomysły? – Mimo to powściągnął emocje, rozkładając jedynie ręce, dość wymownie przekazując chłopakowi inicjatywę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spodziewał się chyba wszystkiego, ale zdecydowanie nie tego. Był wściekły nie tylko na Moralesa, że ukrywał to przed nim, nie mówiąc już o tym, że w ogóle się w tamtym miejscu wtedy pojawił, ale i na samego siebie, że nic z tego nie pamiętał. Oczywiście powodów takich emocji było więcej, ale te były teraz najważniejsze i najmocniej wybijały się w nastoletnim umyśle. Pamiętał, co czuł w tamtym okresie, choć sama Wigilia z oczywistych względów prawie całkowicie mu umknęła. Było mu cholernie ciężko i nie wiedział jak poradzić sobie z żalem po stracie rodzicielki, którego nigdy w życiu nie spodziewał się i przede wszystkim nie chciał odczuwać. -Przestań pierdolić. Nigdy nie grzałem w żyłę i nigdy nie zamierzałem. - Uznał tę wypowiedź Paco, za próbę wyolbrzymienia sytuacji. Nie wiedział, że faktycznie był wtedy w tak tragicznym stanie, że rozważał podobną drogę i gdyby nie to, że Morales się wtedy pojawił, mężczyzna nie miałby z kim odbywać tej dzisiejszej, zdecydowanie nieprzyjemnej konwersacji. Solberg wkurwił się do reszty, pierdoląc pięścią w najbliższy murek, gdy cała tajemnica końca ich umowy się rozwiązała. Nie wiedział, czemu aż tak to na niego zadziałało, szczególnie teraz, ale w przypływie tak silnych emocji, cała logika szła się srogo jebać i Max nie reagował adekwatnie do czegokolwiek. -Nie no, pewnie, zwalmy wszystko na Avalon. Okropna wyspa, która powstrzymała Cię przed rozmową ze mną, jak już klątwa, czy cokolwiek było przyczyną tej jebanej amnezji, Cię opuściła. Pierdolony Avalon, że kazał Ci mnie kontrolować na każdym kroku i karać tych, którzy chcieli robić ze mną interesy. JEBANY AVALON, który kazał Ci naruszać JEDYNĄ RZECZ NA CAŁYM JEBANYM ŚWIECIE, którą chciałem zachować dla siebie. Masz rację. To wszystko ta pierdolona wyspa. - Zaczął wyrzucać z siebie, jak zawsze mając głęboko w dupie fakt, że znajdowali się w miejscu publicznym. -Przestań mówić mi, że ciągle się poddaję. Gdyby tak było nigdy nie przyszedłbym na ten pierdolony most. - Splunął gdzieś obok czując, że zaraz nie wytrzyma napięcia, jakie się w nim gromadziło ze względu na całą tę pojebaną sytuację. Nie odpowiedział na ostatnie pytanie uznając je za retoryczne, skoro sam jeszcze wczoraj podkreślał, że kompletnie nie wie co z tym wszystkim zrobić i jeśli miał być szczery, w obecnej chwili nie miał nawet najmniejszej ochoty na szukanie jakiegokolwiek rozwiązania.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Morales niczego nie zamierzał przed chłopakiem ukrywać, a do dzisiaj nie miał nawet pojęcia, że obskurna rudera, w której go kiedyś znalazł miała dla niego sentymentalną wartość ani że ten odwiedzał ją każdego roku w przeddzień świąt bożego narodzenia. Nie rozumiał świętości tego miejsca i emocji, które jego wspomnienie było w stanie w Maximilianie rozbudzić, ale tym razem akurat rozumieć nie chciał, a przynajmniej czuł że nawet gdyby poznał całą historię, i tak powiedziałby swojemu ukochanemu, żeby trzymał się od tej meliny z daleka, nie bacząc na jego nagły wybuch wściekłości. – Nie wiem czy zamierzałeś, ale możliwe że byłby to twój pierwszy, niewykluczone że ostatni raz. – Patrzył śmiało w rozognione tęczówki, nie mając żadnych powodów do obaw. Doskonale wiedział, że nie mija się z prawdą. – No chyba że uważasz, że nie widziałem co trzymałeś w ręku i wszystko sobie wymyśliłem. – Znów potrząsnął głową, wkurwiony że obrywa za to, że zdecydować się wyciągnąć go z totalnego bagna. – Pytałeś mnie o sztylet, wtedy nie pamiętałem, co się stało. Nie zaatakowałeś mnie. Zraniłem się sam, żeby wybudzić cię z transu i zabrać stamtąd zanim będzie za późno. – Postanowił opowiedzieć mu historię do końca, by przypadkiem po raz kolejny nie zostać posądzonym o zatajanie przed nim istotny szczegółów dzielonej przez nich części życiorysu. Dostrzegłszy gwałtowniejszy ruch ze strony Solberga, przestąpił o krok w jego stronę, początkowo zamierzając powstrzymać go przed ciosem. Zrezygnował jednak, kiedy dotarło do niego, że najchętniej sam pierdolnąłby pięścią w mur, zwłaszcza po tym co za chwilę usłyszał. – Rozmawiałem z tobą. Chciałem zamknąć ten pieprzony rozdział i skupić się na nas. Zabrałem cię na randkę do spa, bo uważałem że zasługujemy na odrobinę przyjemności i odpoczynku. – Zareagował od razu, starając się wybronić z pierwszego zarzutu, ale po kolejnych pokiwał już tylko głową z gorzkim uśmiechem. – Czyli cały czas wracamy do przeszłości. Może jeszcze zarzucisz mi, że przeleciałem cię w zamian za dragi? – Warknął na niego, przede wszystkim na skutek własnej bezradności. Nie mógł zmienić genezy ich znajomości, ani tego jak pierwotnie go traktował. Od tego czasu wiele się zmieniło. Nie myślał jednak, że te argumenty jeszcze powrócą. – Mówisz o czymś, co miało miejsce trzy lata temu, Felix. Nie zaprzeczałem, że cię wtedy śledziłem. – Wzruszył ramionami, nie chcąc po raz kolejny tłumaczyć się z tym samych przewin. Wydawało mu się, że zdołali już obgadać ten temat, ale najwyraźniej się pomylił. – Przestań wmawiać mi, że zależy mi tylko na kontroli i że traktuję cię jak śmiecia. Gdyby tak było, nie próbowałbym ratować tego, co zaczęliśmy razem budować, a co teraz wali nam się pod nogami. – Odwdzięczył się podobnym tekstem, raz jeszcze pociągając mocniej siwy dym, nim wyrzucił zgaszonego o mur peta do rzeki. - Skończmy tę rozmowę. Nie chcę się kłócić. – Odezwał się ponownie dopiero po dłuższej chwili milczenia, którą darował sobie żeby jakkolwiek ochłonąć. Nie miał ochoty się z nim żegnać, ale szczere wątpił, żeby w złości udało im się wypracować jakikolwiek konsensus.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Z jednej strony wiedział, że Paco nie miał w zwyczaju zmyślać podobnych rzeczy, ale z drugiej nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mógł mówić prawdę. Wiele myśli i uczuć przelewało się teraz przez umysł i serce młodego eliksirowara, który jak nigdy wcześniej potrzebował teraz ucieczki, odskoczni, czegokolwiek, co wyrwie go z tego pierdolonego stanu. Odruchowo włożył nawet dłoń do kieszeni, sięgając po swoją różdżkę, ale chwilę później, jakby odzyskał resztki świadomości i ponownie wyjął dłoń, pozwalając, by nadal marzła na nieprzyjemnym wietrze. -Nie obchodzi mnie to. Nie powinno Cię tam w ogóle być! - Postawił na ślepą obronę, odrzucając na bok wszelką logikę, jaka miała tu miejsce. Jak lew pilnował tej części swojej prywatności i nie wiedział, jak poradzić sobie z tym, że została ona tak brutalnie naruszona. -Nie oddałbym Ci go. Nawet jeśli chciałem się tam zarzygać na śmierć. - Postanowił dalej ślepo brnąć w narrację, w jaką chciał wierzyć. To, co Paco opowiadał, zdawało się być po prostu nieprawdopodobnym, abstrakcyjnym scenariuszem. A może właśnie spełniały się najgorsze obawy Maxa, który każdego dnia starał się unikać pewnych błędów, jakie sam obserwował u dorosłych za młodu. Z każdym zdaniem, jakie opuszczało usta Moralesa, Max był coraz bardziej wkurwiony i najchętniej wyrywałby sobie włosy ze łba, albo poszedł o pięć kroków dalej, gdyby nie fakt, że w głowie już szykował lepszą ucieczkę od tych wszystkich bolesnych emocji. -Jasne, rozmawiałeś. Tylko jakoż przypadkiem zapomniałeś wspomnieć o tym kurwiszonie, któremu świat się zawalił, bo wstyd mu było iść z wenerą do uzdrowiciela. - Wytknął sens swojej wypowiedzi, który po raz kolejny zdawał się umknąć Moralesowi. -Nie, to była nasza wspólna decyzja. Umowa, na którą obydwoje przystaliśmy. Widzisz jakąś różnicę? Bo ja tak i zaczynam żałować, że pozwoliłem by zasady uległy zmianie. - Szczęka nastolatka coraz mocniej się zaciskała. Nie był w stanie dłużej zachowywać obojętności, choć jak nigdy teraz właśnie ta linia obrony by mu się przydała. -Ludzie się nie zmieniają. Powinienem był o tym pamiętać. - Warknął już, wskazując, że czas jaki upłynął od tamtych wydarzeń, nie miał dla niego najmniejszego znaczenia. -Skąd mam wiedzieć, że teraz tak się nie dzieje? Skąd mam wiedzieć, że znowu mnie nie mamisz pięknymi słowami tylko dlatego, że nie potrafisz pogodzić się z tym, że smakowity kąsek wymknie Ci się z rąk? Jak mam mieć pewność, że cokolwiek z tego jest prawdą? NO JAK KURWA?! - Wyrzucał raz za razem, nie zważając na nic. Był niesprawiedliwy i nie kontrolował siebie, to prawda, ale w chwili obecnej nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, gdy jedyne o czym marzył, to to, żeby ten cały koszmar już się skończył. -Może powinniśmy skończyć nie tylko tę rozmowę. - Odgryzł się sarkastycznie, nim w ogóle pomyślał o tym, co mówi. Kompletnie już siebie nie kontrolował, a cały ból jaki nosił postanowił dla odmiany wylać na Moralesa, zamiast jak zwykle karać samego siebie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie miał w zwyczaju zmyślać takich historii, poza tym opowiadając Maximilianowi bieg wydarzeń tej niefortunnej, wigilijnej nocy, niejako działał na własną niekorzyść, przyznając się do naruszenia prywatności chłopaka, z którym wówczas nie łączyło go jeszcze nic poza przypadkiem zawiązanym, erotycznym układem. Nie powinien go wtedy śledzić, jednak pozyskana w ten sposób wiedza sprawiała, że tym bardziej martwił się o kogoś, kogo obecnie widział w roli swojego ukochanego i partnera. Próbował uzmysłowić Felixowi, że nie zależy mu na kłótni, a na rozwiązaniu problemów, które ciągnęły go na dno i że niezależnie od tego, co ostatnio miało miejsce, powinni pogrzebać wojenny topór, połączyć siły i skoncentrować się na nieco bardziej optymistycznej wizji przyszłości. Nie spodziewał się jednak, że jego oczekiwania tak mocno rozminą się z rzeczywistością, a wspomnienie o szkockiej melinie zrodzi w Solberg tak buntowniczą, a zarazem defensywną względem niego postawę. Pragnął przerwać tę kłótnię, zdając sobie sprawę z tego, że nie poprowadzi ich ona do niczego dobrego, ale nietrudno było się domyślić, że do rozwścieczonego, wrzeszczącego na niego Maximiliana nie przebiją się żadne logiczne argumenty. Zbierał więc cięgi w milczeniu, woląc nie dolewać oliwy do ognia, i dopiero gdy jego młodszy kochanek zwieńczył obronną narrację, przechodząc do kontrataku, zdecydował się otworzyć usta. – Przestań. – Rzucił stanowczo, po raz pierwszy gotów wytknąć nastolatkowi hipokryzję. – Znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, podobnie jak i ja. – Wcielił się w rolę adwokata włoskiego dzieciaka, który może i wkurwił go wylanym na niego w barze piwem, ale w ocenie Moralesa nie zasługiwał również na takie traktowanie. Chciał się jedynie zabawić, miał do tego prawo, i dziwił się że Felix nazywa go kurwiszonem, skoro sam nie widział problemu w oddawaniu swojego ciała w zamian za wysypaną przed nosem kreskę. Paco nigdy nie oceniał go z tego powodu negatywnie, natomiast uważał że zachowuje się niesprawiedliwie. - Nie wiem czy ludzie się zmieniają, ale okoliczności na pewno. Myślałem, że liczysz na znacznie więcej i mierzysz wyżej niż seks, prochy i rock’n’roll. – Westchnął ciężko, czując że dalsza rozmowa nie ma sensu i że przegrali to popołudnie z kretesem. – Gdybym chciał tylko smakowitego kąska, mógłbym równie dobrze poszukać innych i przestać się o ciebie starać. Problem w tym, że nie chcę, Felix. – Wzruszył ramionami, mając wrażenie że to oczywiste i że to zupełnie inne argumenty niż atrakcyjne ciało nie pozwalały mu stąd po prostu odejść. Dopiero po dłuższej chwili dotarło jednak do niego, że nie ma innego wyjścia. - Nie chcę niczego kończyć, ale masz rację. Dopóki… jeżeli… – poprawił się. – …nie będziesz w stanie mi wybaczyć i dostrzec we mnie partnera i przyjaciela, który zawsze stanie po twojej stronie, do niczego nie dojdziemy. – Mruknął ze zrezygnowaniem, wyraźnie rozczarowany tą wymianą zdań, której nie potrafił skierować na właściwe tory. – Trzymaj się, Felix. Pamiętaj, że cię kocham i zawsze możesz do mnie przyjść, jeśli będziesz potrzebował pomocy. Albo mnie. – Ostatnie dwa słowa dodał ciszej, po czym dobył swojej różdżki, teleportując się do hotelowego apartamentu. +
zt.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nikt się nie spodziewał, że ten wieczór tak się potoczy. Max naprawdę chciał coś temu zaradzić ale emocje wzięły górę w obliczu nowych informacji, jakie na niego spadły i już kompletnie nie potrafił się opanować i podejść do sprawy chłodno i logicznie. Fakt, że Paco nagle umilkł tylko nastolatka wkurwiał bardziej, jakby dopatrywał się w tym czegoś, za co sam nie raz zbierał od niego opierdol. Potrzebował jakoś dać upust swoim emocjom, a Salazar jak zwykle się do tego nie nadawał, zachowując się jak na dorosłą, opanowaną osobę przystało. -Jasne. Broń swojego kochasia i zwalaj wszystko na nieodpowiednie okoliczności. - Prychnął kipiąc złością, bo czegokolwiek by teraz Morales nie powiedział, Max był w stanie mu w to uwierzyć. Odsunął się psychicznie tak, że nie było opcji przebić się przez ten gruby mur. Co do hipokryzji to Solberg i tak by się nie zgodził że względu na to, że nigdy nie uważał, by fakt że sam tak postępował był okej. -Widocznie byłeś naiwny. - Odgryzł się, samemu nie wierząc już w to co mówi, ale nie miało to znaczenia. Chciał go sprowokować, zadać ból, żeby w końcu wściekłość mężczyzny odbiła się na nim i sprawiła nastolatkowi krzywdę, jakiej pragnął, choć i tak już bez przerwy czuł ból rozpadającego się na kawałki serca. -Może to i lepiej. Nie będę Cię ograniczał. - Oczywiście, że tego nie chciał. Niestety brak samokontroli był dla byłego ślizgona dużo bardziej niszcząca niż jakiekolwiek używki. Prychnął na ostatnie słowa, jakby chciał odrzucić od siebie myśl, że może to być prawda i patrzył, jak Salazar znika z londyńskiego mostu. Przeklął głośno, ponownie uderzając dłonią w balustradę, powodując kilka krwawych plam na swoim ciele. Zwrócił na siebie uwagę paru przechodniów, ale się tym nie przejął, a po prostu skierował swoje kroki za róg i zniknął.
//zt +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees