C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Osoby: Salazar Morales & @Maximilian Felix Solberg Miejsce rozgrywki: Kawiarnia Mandragora na ulicy Pokątnej Rok rozgrywki: 27 października 2022 roku Okoliczności: Trudne rozmowy przy filiżance smoczego espresso.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Jeszcze nie tak dawno temu podziwiali wraz z Maximilianem zachód słońca, siedząc na malowniczym, szkockim wzgórzu zamkowym i wszystko wydawało się zmierzać we właściwym kierunku. Niestety niefortunne spotkanie z rozczochranym Włochem po środku zatłoczonego Lumosa pokrzyżowało piękne plany, po raz kolejny zmuszając Salazara do przeprosin. Meksykanin nie czuł się winny zdrady, natomiast odczuwał wyrzuty sumienia z powodu tego jak jego młodszy partner odczytał całą sytuację i jak zareagował na nią w momencie słabości. Potrzebował się z nim spotkać, żeby wyjaśnić, że to nie miało i nie ma żadnego znaczenia, ale po rozmowie z Joshuą zrozumiał, że powinien dać nastolatkowi trochę czasu, nawet jeżeli niecierpliwił się i wyjątkowo jak na siebie często sprawdzał zaczarowany ekran wizbooka. Wreszcie otrzymał wyczekiwaną wiadomość, na którą odpisał zresztą błyskawicznie, proponując aby zobaczyli się w niewielkiej, przytulnej kawiarni za rogiem. Dopiero gdy opuścił progi hotelu, uzmysłowił sobie że uwiera go nie tylko ukłucie stresu; nie, niemal zalała go fala podenerwowania, które niezbyt skutecznie próbował ukryć za subtelnym, powitalnym uśmiechem. – Zamówiłem nam po smoczym espresso, gdybyś chciał coś jeszcze… – Nie dokończył, zamiast tego skinął głową na kartę menu, wiedząc że chłopak doskonale zrozumie, co ma na myśli. Wolał od razu przejść do sedna. – Nie wiem co powiedzieć, Felix… – Zaczął jednak dość niezręcznie, jakby nadal poszukiwał odpowiednich słów, gotowych pomieścić żywione przez niego względem Maximiliana emocje. – Przepraszam cię. – Skrzywił usta w poirytowaniu, acz nie kierował go w stosunku do Solberga, prędzej wobec samego siebie. – Chcę żebyś wiedział, że jesteś dla mnie najważniejszy i że to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. To był tylko seks, nic więcej. – Ściszył głos, niekoniecznie dążąc do chwalenia się swym życiem erotycznym przed popijającą kawę klientelą. Właściwie miał na tym zakończyć, ale widok szmaragdowych ślepiów rozwiązywał mu język, a przynajmniej pod jego naporem czuł, że musi wyspowiadać się ze wszystkich grzechów. – Powinienem ci o tym powiedzieć wcześniej. – Przyznał zatem, oddając odrobinę racji Walshowi, który zdążył już go zgromić od stóp do głów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Powiedzieć, że Max miał ochotę tu przychodzić byłoby zdecydowanie wielkim naciągnięciem prawdy. Ostatni miesiąc spędził w domu Walshów, skupiając się na jako takim dojściu do siebie, choć znów, skłamałby mówiąc, że tak się stało. Udało mu się jednak odwrócić na tyle uwagę od większości problemów, by móc przetrwać dzień za dniem. Oczywiście rzucił się w wir pracy i kolejnej próby trzeźwienia i choć ostatecznie na ten moment był w większości wolny od używek, tak ani trochę nie czuł się dobrze z tego powodu. Spojrzał w okno lokalu, wypatrując w jego wnętrzu tak dobrze znaną sobie twarz. Westchnął ciężko, przydeptując butem resztki papierosa, po czym z naprawdę szalejącym i ciążącym mu sercem, w końcu zdecydował się przekroczyć progi kawiarni. -Chcę już mieć to za sobą. - Odpowiedział chłodno, siadając. Paco doskonale mógł pamiętać tę postawę chłopaka z ich wyjazdu do Grecji, gdzie nieudana próba wyczarowania patronusa poskutkowała pozornym odcięciem się chłopaka od własnych emocji. Tym razem było podobnie. Nastolatek wiedział, że jeśli nie zbuduje wokół siebie odpowiednio grubego muru, równie dobrze mogli się wcale nie spotykać. Szczerze mówiąc, sam nie wiedział, czego po tym dniu oczekiwał. Był pewien tylko tego, że gdy tylko spojrzał w czekoladowe tęczówki zrozumiał, że będzie to jeszcze trudniejsze niż początkowo zakładał. -Jasne... - Odpowiedział, gdy wysłuchał już tego, co Paco miał do powiedzenia. Nie powiedziałby, żeby cokolwiek to mocno zmieniało, ale też nie czuł by miał siły jakkolwiek dyskutować. W obecnej chwili marzył tylko o tym, żeby wstać i opuścić to miejsce, zaszywając się w swoim laboratorium, czy gdziekolwiek indziej, gdzie będzie całkowicie sam. -Powinieneś. - Potwierdził sucho, bo akurat tutaj Morales miał rację i choć Max mógł sobie gdybać, co by było, gdyby wiedział wcześniej i to jeszcze od samego Salazara, tak wiedział, że w tej chwili nie ma to najmniejszego znaczenia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Chłodny ton partnera sprawił, że serce Meksykanina ukłuł już nie tylko stres, ale także uczucie rozczarowania i rozżalenia wszystkim tym, co ostatnio miało miejsce pomiędzy nimi. Nie to, żeby sam nie chciał mieć trudnych tematów za sobą. Akurat w tej kwestii z Maximilianem w pełni by się zgodził… tyle że doskonale wiedział, że to wcale nie załatwia sprawy, a łóżkowe ekscesy czy bijatyka w Lumosie to wyłącznie wierzchołek góry lodowej problemów, z którymi obydwaj się zmagali, a przynajmniej Paco pragnął mieć nadzieję, że nadal zmagają się z nimi wspólnymi siłami. Bolał go bijący od chłopaka dystans, ale nie zamierzał narzekać skoro sam go skrzywdził, a już na pewno nie zamierzał się poddawać. Chciał się wytłumaczyć, to oczywiste, ale jeszcze bardziej potrzebował po prostu jego. Mimo to, nie próbował gwałtem przebijać się przed otaczający Felixa mur, zamiast tego racząc nastolatka spokojnym głosem, dochodzącym zza zamkniętej przez niego bramy. – Powinienem. – Westchnął ciężko, na moment spuszczając wzrok na stojącą przed nim filiżankę kawy. – Nie zrobiłem tego. Nie myślałem, że kiedykolwiek się o tym dowiesz. Nie sądziłem, że ma to jakiekolwiek znaczenie. Nie spodziewałem się też, że to cię zrani. – Wiedział, że niektóre słowa wręcz działają na jego niekorzyść, ale postanowił pozostać wobec ukochanego szczerym, wszak na kłamstwie, a jak się okazywało również zatajaniu prawdy, nie mieli prawa zbudować niczego dobrego i trwałego. – Wybacz, że jestem kretynem. – Twarz Meksykanina pokryła się bolesnym grymasem wyraźnie świadczącym o tym, że nie jest gotów ponieść konsekwencji tego błędu, przynajmniej nie tych najczarniejszych, które sobie wyobrażał. - Dlaczego? – Zwrócił się do Felixa, nie rozwijając co tak naprawdę miał na myśli. – Naprawdę myślałeś, że mógłbym zdradzić kogoś, dzięki komu doceniłem magię zachodów słońca? – Mruknął jednak zaraz, niejako rozjaśniając kontekst zadanego w międzyczasie pytania, a nawet uśmiechnął się lekko, półgębkiem, mimo że za uniesionymi kącikami ust kryło się również ziarenko goryczy. Przecież nie chodziło jedynie o zachody słońca...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Siedział tam, nie wiedząc do końca, co ma ze sobą zrobić. Szmaragdowe tęczówki nienaturalnie pusto wpatrywały się w znajdującą się naprzeciw twarz, a całe ciało nastolatka, choć wydawało się być ułożone naturalnie w wygodnym krześle, nosiło znamiona spięcia, które chłopak wewnętrznie odczuwał. Wiedział, że nie może uwolnić tego wszystkiego, co naprawdę w nim siedzi. Chciał poznać prawdę, a przynajmniej miał taką nadzieję, że to ją usłyszy. Bez zbędnych wymówek, czy kombinacji. Nie zmieniało to jednak tego, że równocześnie bał się tego, co może z ust Paco się wydostać. Poczuł dość mocne ukłucie w sercu, gdy kolejne słowa zawisły między nimi. Teoretycznie powinien się czegoś takiego spodziewać, ale jednocześnie słysząc to poza swoją wyobraźnią, odbierał też pewne fakty zupełnie inaczej. -A jednak. - Trochę wytknął, trochę stwierdził, nie mając zamiaru udawać, że go to nie obeszło. Gdyby było inaczej pewnie nie musieliby teraz tu siedzieć, a on sam nie spędziłby tak długiego czasu na włościach Walshów. Czasu, który był dla niego cholernie pomocny. Nie skomentował tych słów, nie dając po sobie poznać, czy faktycznie wybacza Moralesowi bycie kretynem, czy też w ogóle tak nie sądzi, a może ma zamiar uznać to za największe przestępstwo znane ludzkości. Zbył to po prostu milczeniem, na chwilę przenosząc wzrok za znajdujące się nieopodal okno. Dopiero głos Paco i pytanie, które nie łączyło się z niczym sensownym sprawiły, że ponownie spojrzał na mężczyznę. Poczuł, jak szczęka mocniej mu się zaciska, ale w przeciwieństwie do Salazara, na twarzy Maxa nie pojawił się najmniejszy cień radości. Wręcz przeciwnie, jeśli można było wyczuć jakąkolwiek emocję, to był to po prostu ból, który chłopak tak usilnie starał się w sobie stłumić. -Jak widać. - Wzruszył ramionami czując, że naprawdę jest to dużo trudniejsze niż sobie założył. W środku się w nim aż gotowało. Miał tyle słów, które chciał wypowiedzieć i dać upust tylu emocjom, ale nie mógł. Czuł się znów uwięziony w tej klatce, którą sam sobie zbudował licząc, że jakimś cudem ochroni go to przed światem, choć była to tylko tymczasowa iluzja, w którą uparcie wierzył. -To tylko gra światła, żadna magia. - Odpowiedział beznamiętnie, jakby sam siebie próbował przekonać, że mówią po prostu o zjawisku fizycznym, choć obydwoje dobrze wiedzieli, że jest to metafora czegoś więcej, a wspomnienie tamtej chwili tylko sprawiało, że dłoń nastolatka niebezpiecznie drgnęła na jego udzie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nienawidził tego pustego spojrzenia szmaragdowych ślepiów, które kojarzył chociażby z niefortunnego wypadu do Aten, jednak z czasem, kiedy to lepiej poznał Maximiliana, nienawiść opierał na nieco innych podstawach. Skłamałby mówiąc, że defensywna postawa nastolatka przestała go wkurzać – nadal wkurwiała go niesamowicie, przede wszystkim dlatego że nie potrafił się przez nią prześlizgnąć – tym razem jednak pojął również jak wiele musiała dla jego młodszego partnera znaczyć ta jedna pierdolona noc spędzona w towarzystwie innego kochanka… a może jego zachowanie po fakcie. Nie był pewien co bardziej ubodło jego ukochanego, a lakoniczność wypowiedzi Felixa nie pomagała w rozgryzieniu tej zagadki ani zagłębieniu się w jego emocje. Nie pierwszy jednak raz Paco przekonał się, że obojętność rani nawet bardziej niż złość albo napad agresji i nie pierwszy już raz wolałby oberwać w twarz niż mierzyć się z chłodną aurą i grubym murem, do którego chłopak konsekwentnie dokładał kolejne cegiełki. - Lo sé… Lo siento… – Wyrzucił z siebie zduszonym szeptem, bezradnie i rozpaczliwie marszcząc czoło, chyba poszukując w mimice Maximiliana choćby jednego pozytywnego drgnienia. Niestety ta pozostawała niewzruszona, dlatego Paco odwrócił na moment wzrok, sięgając po filiżankę. Potrzebował zająć ręce i zaczerpnąć głębszego oddechu, zwłaszcza kiedy jego cariño zaczął uciekać spojrzeniem w stronę okna, dobitnie pokazując mu że wcale nie chce tu być. – Eres un idiota. – Wyrwało mu się nim odłożył wypełnione kawą naczynie z powrotem na stół. Nie potrafił uwierzyć w to, że Felix mógł tak pomyśleć, a jednocześnie nie był w stanie zakwestionować tego, że zawiódł jego oczekiwania, nawet jeżeli nie działał wówczas w pełni świadomie. Cholernie skomplikowane… - Ale i tak cię kocham i nic nie mogę na to poradzić. Gdyby mi nie zależało… – Ponownie przerwał, przygryzając zębami wargę w złości. Wiedział bowiem, że mógłby powiedzieć znacznie więcej, ale nie teraz, kiedy słowa odbijały się od felixowej skorupy tak samo jak od ściany, a jego młodszy partner przyjął swoją ulubioną taktykę: negowania każdego jego słowa. – Nie znalazłem się tam z powodu gry świateł, a ze względu na ciebie. – Prychnął nerwowo, ze zrezygnowaniem, wciskając dłoń do kieszeni. Rozmowy zdecydowanie nie były ich mocną stroną, nieco zręczniej radzili sobie z pomocą gestów; a chociaż kusiło go, żeby kupić ten cholerny bukiet kwiatów w ramach przeprosin, uznał że to kiczowate, zupełnie niepasujące do nich zagranie. - Nie chcesz ze mną gadać. W porządku. Nie będę cię zmuszał. – Mruknął niechętnie, zamiast róż kładąc na obrusie przed Felixem pęk kluczy, wyjaśniając pokrótce że otwierają one drzwi hotelowego apartamentu i Pioruna. – Gdybyś zmienił zdanie. – Raz jeszcze spojrzał z nadzieją w szmaragdowe ślepia zanim odepchnął się od blatu i poruszył w stronę lady, żeby zapłacić rachunek, a potem raz jeszcze zatrzymał się wpół kroku, powstrzymując pragnienie odwrócenia się w stronę ukochanego. Uwielbiał ryzyko, ale tym razem stawka go przerosła. – Nie mam kominka, nie jest też zbyt przytulnie, ale znajdzie się kilka ciepłych swetrów… i jeden bardzo gustowny kilt. – Pożegnał się łagodnym, ciepłym tonem, a kącik ust drgnął nawet w szczerym, ale i efemerycznym uśmiechu, który zniknął wraz z oddaleniem się przez Morales w kierunku kawiarnianej lady.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam też nienawidził tego stanu. Wspomnienia niczym echo odbijały się w jego umyśle, przypominając te wszystkie najbardziej bolesne chwile. Chciał skupić się na czymś bardziej pozytywnym, chciał móc podejść do tej rozmowy inaczej, ale zbyt mocno się bał. Strach przed głębokim zranieniem był jednak u niego zbyt głęboki, by tak łatwo go pokonać. Nie chciał powtarzanych w dwunastu językach przeprosin, ani wyznań na temat debilizmu Moralesa. Nie interesowały go teraz oczywistości. Nie. Przyszedł tu licząc, że usłyszy coś, co zmieni to, jak się teraz czuł, ale w obecnej chwili kompletnie nie tak się działo. Niczego nie potrzebował teraz tak, jak tego, by Paco dokończył to jedno, urwane zdanie. Cień nadziei pojawił się w szmaragdowych tęczówkach, lecz zgasł równie szybko, gdy myśl została urwana. Oczywiście, że chciał znać ciąg dalszy. Nie miał jednak siły po raz kolejny być tym, który będzie na siłę wyciągał z Paco jakiekolwiek słowa. Był już tym zmęczony. Żaden z nich nie był idealny i może to wszystko naprawdę było znakiem, by po prostu odpuścić i odejść w swoje strony. Spojrzał na leżący na stole pęk kluczy czując, jak po raz kolejny reaguje zupełnie przeciwnie do tego, co zapewne było intencją Salazara. W głowie nastolatka pojawiła się ta jedna, natrętna myśl, pytanie, ile jeszcze takich kompletów krąży gdzieś po świecie. Nie wypowiedział jednak tego na głos, sprowadzając się na ziemię przy pomocy wbitych w skórę paznokci. Wiedział, że to idiotyczne, a jednocześnie nie potrafił się od podobnych rzeczy uwolnić. -Czemu bym miał? - Zapytał prosto, po raz kolejny licząc, że Paco znajdzie słowa, które dodadzą mu odwagi, by zburzyć ten pierdolony mur. Nie byłby to pierwszy raz, ale też w tej chwili sytuacja zdawała się być zdecydowanie cięższa niż ostatnio, a wspomnienie kiltu tylko wywołało kolejną falę bólu, którą nastolatek usilnie próbował stłumić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Mimo że nie stawiał wokół siebie muru ani innych utrudniających porozumienie barier, tak niewątpliwie towarzyszyły mu podobne do Maximiliana odczucia. Chciał skupić myśli wokół tych najprzyjemniejszych, najpiękniejszych wspomnień, jakie ze sobą dzielili, ale zachód słońca znikał gdzieś pośród mroku, a puste spojrzenie szmaragdowych ślepiów przypominało mu o wielu innych sytuacjach, w których nie potrafili udźwignąć ciężaru targających nimi emocji. W końcu żaden z nich nie był w tej kwestii mistrzem, różnili się jedynie tym że niweczyli wszystko to co dobre, uciekając się do zgoła innych metod. Tak, Paco też czuł się zmęczony nieustannymi przeprosinami czy nieskutecznym przebijaniem się przez obronną skorupę młodszego partnera. Czasami miał wrażenie, że to walka z wiatrakami, ale nawet jeśli mógł rzucić to w cholerę i odwrócić się na pięcie, wiedział że obierając tę drogę, zatraciłby namiastkę szczęścia, do której przecież usilnie pragnął wracać. Nie mógł odpuścić albo po prostu nie chciał tego zrobić, wierząc że więź pomiędzy nim a Felixem jest niezastąpiona, warta nie tylko grzechu, ale i ogromnego wysiłku. To nie tak, że się poddawał. Pozostawił pęk kluczy na pożegnanie przede wszystkim dlatego, że nie miał zamiaru na nastolatka naciskać. Przekonał się wszak wiele razy, jak bardzo jego młodszy partner nienawidzi nachalności, poza tym wydawało mu się że chłopak – pomimo zapewnień na wizzengerze – nie był gotowy na tę rozmowę. Chciał dobrze, ale nie był w stanie zignorować pytania, które uwolniło się z ust Solberga. Początkowo przystanął jedynie, nadal odwrócony do niego plecami, ale wreszcie zdecydował się odwrócić, opierając dłonią o blat stolika. Pochylił się lekko nad nastolatkiem, patrząc z tęsknotą w jego szczenięce ślepia, acz nadal utrzymywał bezpieczny dystans, nie pozwalając sobie na przekroczenie wyczuwalnych każdym porem ciała granic. – Nie powinieneś pytać o to samego siebie, a nie mnie? – Rzucił wpierw retorycznie. – Ja… miałem po prostu nadzieję, że nadal chcesz być przy mnie, moim ukochanym i partnerem, niezależnie od problemów, które nas dotykają. – Wyznał szczerym, a jednocześnie pewnym tonem, jakby uzmysłowił sobie, że i tak nie ma nic więcej do stracenia. – Tak, wiem, że tym razem tym problemem jestem ja i że wiele razy sami rzucamy sobie kłody pod nogi, ale nie musi tak być. Nie musi, jeżeli będziemy ze sobą rozmawiać o tym, co dla nas ważne i co nas rani. – Zawahał się przed wypowiedzeniem ostatnich słów, niemal przekonany o tym, że mu nie przystają. Pewnie dlatego, że przywykł do fizycznych, a nie emocjonalnych ran, a przynajmniej dotychczas starał się maskować te drugie krwistymi szramami.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Faktycznie przez kilka kluczowych różnic między nimi, w podobnych momentach było im ciężko się porozumieć. Nie trzeba było być mistrzem dedukcji by wiedzieć, który z tej dwójki jest bardziej waleczny, choć pozornie to przecież Max zawsze rwał się z pięściami nawet, jeśli nie miał najmniejszych szans na wygraną. Siła jednak nie tkwiła w mięśniach, a w psychice i tutaj Morales zdecydowanie pokonywał młodego eliksirowara, bo choć obydwoje mieli dość ciągłych problemów, to jednak Salazar nieustannie walczył, podejmując próbę za próbą, by wszystko wyprostować w czasie, gdy Felix chował się w swojej skorupie, szukając bezpiecznego schronienia. Oczywiście, że nie był gotów na rozmowę. Nie bez powodu napisał Paco, że jest gotów go wysłuchać, nie obiecując żadnej wylewności ze swojej strony. Potrzebował poznać prawdy, choć miał wrażenie, że nie usłyszał tego, co tak naprawdę chciał. Czuł, że popełnił błąd zgadzając się na to spotkanie, ale dobrze wiedział, że czasu już nie cofnie. Normalnie doceniłby przestrzeń, jaką Paco mu oferował, ale teraz nie potrafił spojrzeć na to wszystko z jego strony, ponownie odbierając gest mężczyzny zupełnie inaczej. Nie potrafił opisać tych wszystkich emocji, które nagle się w nim wzbudziły, gdy zobaczył, jak Morales się zatrzymuje, a następnie wraca do stolika. Nie potrafił określić ze stuprocentową pewnością tego, co działo się w jego głowie i sercu, gdy słuchał jego słów, podkreślonych jednoznacznie spojrzeniem czekoladowych tęczówek. Miał wrażenie, że czuje się gorzej i lepiej jednocześnie. Czuł, jakby po prostu oszalał i gdyby tylko mógł, skuliłby się tutaj, na tym krześle, chowając przed całym światem i czekając, aż cały ten wewnętrzny koszmar minie. Niestety, nie miał takiej opcji. -Chciałbym. - Powiedział w końcu, mając wrażenie, że zaraz się porzyga prosto w wystygnięte espresso. -Ale Ci nie ufam. - Wyrzucił z siebie, zaskakująco szczerze. Ponownie wrócił spojrzeniem do pobliskiej szyby, próbując zebrać myśli i uspokoić rozszalałe w piersi serce. Chyba nigdy nie był w stanie bezpośrednio się do tego przyznać. Wiedział, że miał problemy z zaufaniem, ale starał się jakoś je ignorować. Zrozumiał jednak, że w tym momencie musi w końcu to zaadresować, bez względu na to, jak się z tym czuł. -Weź je. Na pewno znajdziesz dla nich lepszy użytek. - Zaadresował leżące wciąż na stoliku klucze, chcąc przekierować uwagę na cokolwiek innego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nigdy nie uważał się za słabego, jednak waleczność i nieustępliwość niekiedy potrafiły przynieść więcej szkód niż pożytku. Paco nie miał pojęcia jak będzie tym razem, nie kalkulował zresztą, wiedząc że i tak nie byłby w stanie odpuścić danej mu przez nastolatka szansy. Naprawdę chciał wszystko wyprostować, wytłumaczyć mu że nie był wówczas sobą i że wcale nie zamierzał go zranić. Próbował, pozostając wobec Maximiliana uczciwym, ale nie domyślał się, co ten rzeczywiście pragnąłby usłyszeć z jego ust. Felix nie obiecywał wylewności. Niby Meksykanin nie mógł mieć do niego pretensji, ale mimo to trudno było mu stanąć w szranki ze znienawidzonym, zupełnie pustym spojrzeniem szmaragdowych ślepiów. Tęsknił za iskrzącym się w nich blaskiem i za szerokim, urokliwym uśmiechem ozdabiającym młodą twarzyczkę partnera. Czuł, że niesiony na barkach ciężar gęstniejącej atmosfery z każdą minutą coraz mocniej wgniata go w podłogę, ale dopiero kolejne słowa chłopaka przelały szalę goryczy, przepełniając nią każdy centymetr ciała odrzuconego Moralesa. Nic dziwnego, że milczał przez dłuższą chwilę, kompletnie nieprzygotowany na podobne, wyjątkowo bolesne wyznanie. – Rozumiem… – Potrząsnął głową ze zrezygnowaniem, wzdychając przy tym cicho. – Chciałbym móc przekonać cię, że jestem go wart. – Nie umiał jednak złożyć broni, niedosłownie i niebezpośrednio prosząc o jeszcze jedną szansę. Nie chodziło przecież wyłącznie o zmazanie przewin, ale o tę silną więź, którą wspólnie i wzajemnie dzielili. Nie wyobrażał sobie, by miała nagle zostać zerwana, a to że obecnie trzymała się na cieniutkiej, pojedynczej nitce doprowadzało go do szału. - Nie. – Zareagował ze znacznie większą stanowczością, ponownie popychając lekko pęk kluczy w stronę Maximiliana. – Nie znajdę dla nich lepszego użytku. Najlepszy siedzi przede mną. – Znów posilił się na ledwie wyraźny, zarysowany jednym tylko kącikiem ust uśmiech. Delikatnie otulił przy tym dłonią chłopięcy podbródek, unosząc go lekko, żeby spojrzeć ukochanemu prosto w oczy. – Puedes llamarme ingenuo, pero confío en ti. Y realmente te amo, cariño. Solo tómalos... – Mruknął łagodnym, ciepłym tonem, gładząc kciukiem policzek Felixa. – Kiedyś powiedziałbym, że wiem, że do mnie wrócisz, ale teraz marzę jedynie o tym, żebyś ze mną został… Ah, i jeszcze jedno. – Po ostatnich słowach pochylił się niżej, składając pożegnalny pocałunek na nastoletnim czole. – Jesteś cudowny, Felix, i nie pozwól nikomu innemu wmówić sobie, że jest inaczej. – Szepnął, a choć ściszył głos, nadal słyszalna była w nich ogromna szczerość i siła.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko było zaprzeczyć, że atmosfera była gęsta, ale też nie działo się zupełnie nic, co według Maxa byłoby w stanie ten stan rzeczy naprawić. Czuł się nieco rozczarowany tym, co tu się wydarzyło, ale też trochę się spodziewał, że znów mogą się nie dogadać. Nie pierwszy raz mieli z tym problem, ale chyba jeszcze nigdy nie byli tak daleko od zrozumienia siebie nawzajem. -To już zależy od Ciebie. - Stwierdził sucho, bo co on mógł za zachowanie Moralesa. Choćby dwoił się i troił, to nie mógł wpłynąć na to, co ten odpierdalał, gdy nie byli razem. I też nie chciał tego. Żadna relacja nie powinna się na czymś takim opierać i Solberg sam nie chciałby być w podobny sposób traktowany. Zresztą, to wyznanie bolało go tak samo jak Salazara, dlatego tak ciężko było mu te słowa z siebie wyrzucić. Nie do końca podobał mu się ten dotyk w obecnej chwili, ale to było nic w porównaniu z tym, jakie słowa padły ze strony Paco. Mimo całej powściągliwości, krew w żyłach Maxa zagotowała się, a iskierki wkurwienia na krótką chwilę zagościły w jego oczach, gdy zdecydowanie pewniej uniósł głowę, a gdy odezwał się, bił od niego przerażający wręcz chłód, który miał na celu zamaskować cały kotłujący się w sercu ból. -Ty jesteś kurwa poważny? - Zapytał, robiąc delikatną pauzę, jakby faktycznie oczekiwał, że Paco mu odpowie. -Wiedziałem, że jesteś hipokrytą i egoistą, ale nie, że aż takim. - Widać w końcu zebrało mu się na rozmowę, choć zdecydowanie nie na taką, jakiej ktokolwiek z nich by chciał. -Jakim kurwa prawem mówisz, że mi ufasz? Ty wiesz co to jest zaufanie? Gdybyś mi ufał, nie ukrywałbyś tego przede mną, do chuja pana. To wszystko brzmi pięknie, ale słowa są chuja warte, jeśli czyny im przeczą. Mówisz, że mam nie pozwolić, by inni wmawiali mi, że nie jestem nic wart, a sam mnie tak traktujesz. Weź się kurwa zdecyduj. Ile mam jeszcze to znosić? Mówisz, że mnie kochasz i jestem wyjątkowy, po czym przychodzi jakiś pierwszy lepszy idiota i mówi, że rzucałeś mu podobne hasła. Mówisz, że to był tylko seks, ale nie dajesz mi najmniejszej podstawy, by Ci w to uwierzyć. Pierdolisz o tej swojej lojalności, ale sam jej nie wykazujesz. Jak ja mam się w tym wszystkim połapać? Co ja mam z tym wszystkim kurwa zrobić? - Ton Maxa ociekał jadem, ale nie podnosił głosu. Czuł, jak zadana mu przypadkowo przez Basila rana odzywa się bólem i próbował skupić się na tym uczuciu, by nie pęknąć. Nie patrzył na te zjebane klucze, które w tym momencie kompletnie nic dla niego nie znaczyły.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Niewykluczone, że zachowałby się zupełnie inaczej, gdyby kawiarniane wnętrze, podobnie do ścian pewnej norweskiej groty, pozwoliło mu się zagłębić w myśli i emocje młodszego partnera i naprawdę poczuć je na własnej skórze. Na razie niby twierdził, że je rozumie, ale w rzeczywistości nie posmakował chociażby grama dotykającego Maximiliana bólu i rozczarowania. Próbował spojrzeć na ostatnie wydarzenia z perspektywy szmaragdowych, pustych i smutnych oczu, ale zamiast tego ślepo kierował się radami wtłoczonymi mu do łepetyny przez Joshuę, wierząc że w ten sposób czyni to, co słuszne. Wzdrygnął się na skutek oschle wybrzmiałego tonu, jednak w słowach chłopaka usilnie doszukiwał się również iskierki nadziei. Pragnął przecież zasklepić ranę w sercu ukochanego, nawet jeśli zabierał się do tego wyjątkowo wręcz nieudolnie, naiwnie wierząc że subtelny dotyk dłoni i banalne, nieoddające w ogóle tego co do niego czuł peany, naprawią wszystko to, co nie do końca świadomie spieprzył. Zrozumiał, że łagodny szept i zachowawcze gesty nie mają żadnego znaczenia, kiedy zielone ślepia po raz pierwszy tego popołudnia zapłonęły żywą i szczerą emocją, w obliczu której twarz Paco wykrzywiła się w cierpiętniczym grymasie, a on sam zmuszony został poddańczo podkulić ogon. Nie zareagował nawet na rzucone w jego kierunku inwektywy, mimo że niepochlebna opinia Maximiliana raniła go niemal tak intensywnie jak wrzynające się w skórę ostrze. Milczał uparcie, uważnie wsłuchując się w monolog nastolatka, aby wchłonąć ten cały jad i złość, jakie się w nim tliły. Wiedział, że uczciwość i rozmowa to jedyna droga ratunku. Nie chciał być natomiast jedynym, który miałby w tych trudnych okolicznościach prawo głosu, wręcz przeciwnie. Postanowił więc powrócić na swoje miejsce, siadając naprzeciw ukochanego. - Nie ukrywałem tego dlatego, że ci nie ufam. Naprawdę chciałbyś o tym słuchać? – Westchnął ciężko, wszak tak jak nie mógł odmówić Felixowi racji, tak chłopak niewłaściwie ocenił jego pobudki. – To było od razu po powrocie z Kuby. Czułem się zagubiony i wkurwiony, jakbym stracił kontrolę nad własnym życiem, a do tego doszły jeszcze nerwy w pracy. Nie wiedziałem wtedy, co nas łączy, a ten dzieciak praktycznie sam wskoczył mi do łóżka. – Zaczął opowiadać ściszonym głosem, ani na sekundę nie spuszczając wzroku z twarzy Maximiliana. Skoro pragnął poznać prawdę, zdecydował się spełnić jego żądania, z oczywistych względów oszczędzając mu tylko niepotrzebnych, pikantnych szczegółów. – Potrzebował kasy i dobrej zabawy, a ja chciałem odreagować. Znasz mnie. – Wzruszył lekko ramionami, jakby tłumaczył coś niezwykle oczywistego. – Nie rzucałem mu podobnych haseł. Przyznaję, że po wszystkim powiedziałem mu coś w stylu… hm, byłeś wspaniały i zasłużyłeś, a ten zażądał żebym w ramach rekompensaty wysłał mu muzogram. – Przerwał, unosząc mimowolnie brwi, kiedy dotarło do niego jak absurdalnie brzmi cała ta historia. Nie był pewien czy w ogóle powinien się nią dzielić, ale mleko się rozlało, toteż zwilżył tylko gardło, gotów dalej spowiadać się z popełnionych grzechów. – Kiedy byłem w apartamencie, zaczęły mnie atakować nasze wspólne wspomnienia, zarówno te złe jak i dobre, ale nie umiałem ich jeszcze skleić w jedną spójną całość. Nie czułem nic i nie radziłem sobie z tym. Chciałem się wyżyć. Nie byłem dla niego zbyt delikatny, więc… sam nie wiem, chciałem mu to jakoś wynagrodzić. – Rozłożył bezradnie ręce, przecierając zaraz dłonią zmarszczone czoło, żeby dać sobie czas na przypomnienie o czym jeszcze miał Maximilianowi powiedzieć. - Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Wtedy nie znaczyłeś dla mnie nic, a jednak z jakiegoś powodu nie dawałeś mi spokoju i czułem się z tym nieswojo. Rozmawiałem potem z Joshuą o tobie, o nas… Nie wiedziałem co mam o tym myśleć, ale nie żałuję że dążyłem do odkrycia prawdy. - Po raz kolejny zamilknął na chwilę, żeby poukładać rozproszone, chaotyczne myśli. – Masz rację. Nie powiedziałem ci o tym, ale nie dlatego że ci nie ufam. Nie powiedziałem o tym, bo nie widziałem sensu, żeby opowiadać ci, że jakoś tak wyszło, że wyjebałem przypadkowego dzieciaka, bo właśnie tym dla mnie jest. Przypadkowym dzieciakiem, którego imienia nawet nie pamiętam. Nie dlatego, że uważam go za dziwkę. Po prostu dostał to, co chciał, a dla mnie to był tylko seks. Dobry, ale tylko seks. – Zaakcentował te dwa słowa raz jeszcze, uśmiechając się półgębkiem, kiedy przypomniał sobie ich dawną rozmowę w pokoju na piętrze, w domu położonym na obrzeżach Inverness. – Pero lo que hay entre nosotros... no es sólo sexo, ¿verdad? – Mruknął nieco cieplej, ze słyszalną nutą nadziei w głosie, która jednak prędko ustąpiła miejsca powadze. – Nie chciałem cię źle potraktować, chociaż nie ukrywam, że nie sądziłem też, że tak mocno cię to zrani. Chyba… nie przemyślałem tego, nigdy też nie rozmawialiśmy na ten temat, ale kocham cię, i jeżeli przez słowo lojalność rozumiesz też wierność… Chcę tylko powiedzieć, że nie byłem wtedy sobą, że zależy mi na tobie, i wbrew pozorom potrafię utrzymać kutasa w spodniach dłużej niż przez pięć minut. – Tym razem pozwolił sobie nawet na subtelny, ledwie słyszalny wyrzut. Nie mógł cofnąć czasu, ale wiedział że gdyby to teraz spotkał się z Riverem, zapewne zareagowałby zgoła inaczej… a może w ogóle by go nie spotkał, zamiast tego narzekając Felixowi na wizzengerze na problemy w robocie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyrzucił z siebie to, co mu leżało i miał szczerą nadzieję, że to jakoś załatwi sprawę. Zamilkł więc, czekać, co Paco ma na to wszystko do powiedzenia i szczerze zaczął żałować. Nie zdążył nawet powiedzieć, że niespecjalnie mu na tym zależy, gdy ten zaczął już swoją opowieść, a im więcej Max słyszał, tym bardziej miał dosyć. Niesamowicie mocno bolało go słuchanie o tym, jak obojętny wtedy był Moralesowi, ale chyba jeszcze ciężej było mu znieść to, że tak naprawdę to chyba wcale się nie rozumieli. -I co, ma mi być Ciebie lub jego żal? A może mam się czuć wyjątkowo, że myślałeś o mnie, jak się z nim jebałeś? Po chuj mi to w ogóle mówisz, co? - Zapytał jeszcze chłodniej, jeśli to w ogóle było możliwe. Dochodził do granicy i nie miał bladego pojęcia, ile jeszcze wytrzyma. Oczywiście zignorował jego hiszpańskie pytanie, bo i sam nie wiedział już jaka była poprawna odpowiedź. -Tak, nie pomyślałeś. To wszystko kurwa załatwia. - Wysyczał, mając wrażenie, że rozmawia z kimś pozbawionym najmniejszej, najbiedniejszej klepki. -Nie mówię tu do chuja o wierności. Ty tu w ogóle jesteś?- Choć starał się ze wszystkich sił, nie potrafił dłużej ukrywać kipiącej w nim złości. Tryb obronny działał na odcięcie się do bólu, ale w podobnych sytuacjach jak widać i on miał swoje granice -Wiesz co, to nie ma sensu. Odezwij się jak wyjmiesz głowę z dupy i będziesz gotów mnie usłyszeć, a nie tylko słuchać. - Z tymi słowami wstał i nie oglądając się za siebie po prostu wyszedł, zostawiając na stoliku te przeklęte klucze wraz z nietkniętym nawet smocznym espresso.
//zt +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Najprawdopodobniej źle zrozumiał intencje młodszego partnera, czując się bezpodstawnie wywołanym do odpowiedzi, ale skoro zaczął już się tłumaczyć, postanowił przedstawić sytuację dokładnie tak, jak wyglądała ona z jego perspektywy. Początkowo zamierzał oszczędzić im obu rozmowy na temat niewiele znaczącego kochanka, i niewykluczone że tym razem lepiej by uczynił, obstając przy swym pierwotnym planie. Spostrzegł bowiem zmieniającą się pod wpływem jego słów mimikę Maximiliana, a potem sam skrzywił usta pod naporem jego zdecydowanie chłodniejszego tonu. - Nie, Felix, nie o to mi chodzi. – Wtrącił się nastolatkowi wpół zdania, odruchowo unosząc dłoń w obronnym geście. Miał wrażenie, że pogubił rachubę, nie miał już nawet pojęcia czy powinien powiedzieć ukochanemu jak było czy też nie, ale starał się zachować spokój i zrozumieć targającą Solbergiem złość. – Dziwisz się, że ci nie powiedziałem? Chciałem powiedzieć, że żałuję tego że to się wydarzyło. – Westchnął głośno i szczerze, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jedna upojna noc nie była warta krzywdy jego partnera i tej kłótni, której nie wiedział jak zapobiec. Wtedy jednak, owładnięty harpią klątwą, nie był w stanie kalkulować, nie mówiąc już o wzięciu pod uwagę tak odległych i zamazanych w pamięci uczuć bliskiej mu osoby. – …więc o czym? – Postanowił wreszcie zapytać wprost, ale nie doczekał się odpowiedzi. Maximilian zdecydował się na taktyczny odwrót, ale tym razem Paco porzucił wielkoduszne myśli o daniu chłopakowi odrobiny przestrzeni. Ot, zgarnął naprędce ze stolika klucze, rzucił całkiem pokaźną sumkę na kawiarnianą ladę, nie oczekując na resztę, i po prostu wybiegł za Felixem, nie chcąc pozwolić żeby znowu uciekł, zamykając się w swojej bezpiecznej bańce. – Chcę cię usłyszeć i chcę wiedzieć co czujesz. – Złapał delikatnie jego przedramię, w ostatniej chwili załapując się na dość nieoczekiwaną i gwałtowną aportację w nieznane.