Max nie powiedziałby, że w pełni umysłu podjął tę decyzję, ale przecież nie było to AIDS. Zawsze istniała furtka do wyleczenia, a że był w dość tragicznym stanie to nie myślał w żaden sposób jasno. Nic więc dziwnego, że podjął wiele złych decyzji tego dnia.
-
Stodoła to nie jedyne miejsce, gdzie można spać. - Zauważył zaskakująco przytomnie jak na szczyt haju, po czym odebrał swojego papierosa i ponownie się nim zaciągnął. Żałował, że alkohol, którym się raczył był zaśmiecony popiołem, ale nie chciało mu się ruszać po nową szklankę, więc na ten moment zadowalał się nikotyną, choć myśli uciekały zdecydowanie w bardziej poważniejsze strony. -
Spoko, ja może ogarnę jakiś.... - Chciał powiedzieć
room service, ale widząc, co Paco wyprawia i pojawiające się na barku znamię, szmaragdowe tęczówki zapłonęły żywym ogniem i gdyby nie to, że przez narkotyki już były ogromne, to źrenice chłopaka jeszcze bardziej by się powiększyły. Może i nie rzucał nigdy sam Namiaru, ale czytał o nim wystarczająco wiele, by rozpoznać, kiedy ktoś go nim uraczy. -
CO TY SOBIE KURWA MYŚLISZ?! - Wydarł się na niego, odrzucając w pół spalonego peta na bok, nie bacząc, że w ten sposób mógł wywołać pożar i jeszcze bardziej uprzykrzyć im ten wieczór. -
A wiesz co? Proszę bardzo. Możesz mnie śledzić całymi dniami, ale i tak Ci nic to nie da. Nie znając tego, kim jestem, żadne z tych miejsc nic Ci nie powie. - Był ewidentnie wkurwiony, choć z drugiej strony wiedział, że ma rację. Gdyby wyjebał teraz na Malediwy, czy do Grecji, Paco nawet nie wiedziałby, że kiedyś byli tam razem. Miał też nadzieję, że nie pamięta, iż chłopak mieszka w Inverness, bo nie chciał, by nawiedzał jego przybraną rodzinę w momencie, kiedy jest największym chujkiem, jakiego widziała ziemia. Niby rozumiał, ale jednocześnie nie potrafił wyłączyć tak zupełnie wszystkich emocji i myśli, jakie przez tę chorą sytuację się w nim rodziły. Odprowadził mężczyznę wzrokiem do łazienki, po czym chwycił butelkę ginu, która stała na barku i z całej siły rzucił nią o ścianę nad łóżkiem, po czym nie zwracając uwagi na rozbite na pościeli szkło usiadł na materacu chowając głowę między ramiona.
Szum wody dochodzący z łazienki i samotność, jaką w tej chwili powodował, a do tego fakt, że narkotyki powoli przestawały działać sprawiły, że Solberg z sekundy na sekundę tracił panowanie nad sobą. W końcu wstał, zostawiając kilka mniejszych śladów krwi na pościeli, ubrał się, dokończył używkę, która od początku ich spotkania tak bardzo paliła jego mózg, po czym chwycił swoją torbę i przy pomocy własnoręcznie zrobionego świstoklika po prostu ewakuował się z tego przeklętego miejsca nim Morales zdążył otworzyć drzwi od łazienki i cokolwiek do niego powiedzieć.
//zt x2
+