Domki są nieduże, drewniane i jednoizbowe, choć dzielone ściankami, to nie mają drzwi, nie licząc tych wejściowych. Mieszczą się w nich piętrowe łóżka, niewielki stolik z dwoma krzesłami i jedna szafa, choć wewnątrz powiększana zaklęciem, tak by wszyscy w niej zmieścili swoje rzeczy. Całość oświetla żyrandol, na którym znajdują się magicznie zapalane świeczki, by je zapalić lub zgasić – wystarczy klasnąć. Łazienka jest skromna i naprawdę niewielka, oddzielona małą drewnianą ścianką, która bardziej przypomina zwykły parawan. Znajduje się tam drewniana balia, zaczarowana tak, że woda dostosowuje się temperaturą do korzystającego, i oczywiście toaleta, tak samo drewniana.
Lokatorzy:
1. Jessica Smith 2. Helena D. Swansea 3. Wiktor Krawczyk 4. Freddie Moses
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Szedł więc wolnym krokiem do domku numer 9 z zwiniętym pergaminem wyciągnął książkę do HM , przewodnik kieszonkowy oraz pergamin. Zastanawiał się, od czego miałby zacząć. Przekładał książkę, patrząc na okładkę. Postanowił, że zajmie się najpierw rozszyfrować inskrypcję zawierającą wskazówki dotyczące Świętego Graala. Wydało mu się to najłatwiejsze. Wiktor chwycił księgę od Historii Magii, usiadł dość niezgrabnie na podłodze, bo prawie po turecku i zaczął czytać. Uważnie przeglądał i czytał każdą stronę książki jaką miał pod ręku, niestety nigdzie nie było wzmianki o Graalu. Co więc podkusiło Rudzielca, by właśnie tego dnia, właśnie siedzieć i coś studiować książki z Historii Magii i Starożytnych Run. -A więc czymś się zajmie - i znów przepadną godziny, nim zorientuje się, jak wiele czasu spędził w pokoju. Prawdę mówiąc, możliwości takowych było tak wiele, że nie umiałaby wszystkich zliczyć. W końcu były wakacje. Koniec zajęć. Nie pamiętał już nawet kiedy ostatni raz widział się z rodzeństwem. Było dużo więcej ciekawszych rzeczy, którymi mogłaby się teraz zająć. Przecież doskonale siebie znał. I bardzo, bardzo dobrze wiedział, że skoro już wertował i zapisywał na pergaminie to powinien odprawić jeszcze rytuał. Miał nadzieję, szybciej skończy pisać wskazówki o ukryciu Świętego Graala , choć zazwyczaj niestety tak było. Od kilku godzin rozszyfrowuje inskrypcję zawierającą wskazówki Graala oraz chcąc przygotować się jak najlepiej do poszukiwań. Jak to bywa z młodym Krawczykiem , jak zacznie czytać, to tak trudno mu się oderwać. Jakby się tak dłużej zastanowić, to przez ostatni czas, rozmawiał z innymi częściej, niż siostrą która jest w tym samym szkolnym domu co rudzielec łącznie przez te wszystkie lat nauki w Hogwarcie. Naprawdę dziwne... W pewnym momencie Krawczyk zdał sobie sprawę, że ostatnio coś często ma kontakt z innymi uczniami. Wracając do pracy, już po chwili przeszedł do podsumowania, a dwie minuty później pisał ostatnie zdanie stawiając kropkę. Chyba gotowe. Raz jeszcze obrócił arkusz, by przejrzeć całe wypociny z inskrypcji. Tak, chyba trzymało się kupy. Wzdychając cicho z trzaskiem zamknął opasłe księgi i schował swe rzeczy z powrotem do torby i wyszedł dalej zwiedzać Avalon.
2301 Jednopostówka z próbą rozszyfrowania inskrypcji z eventu
z/t
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Odprowadzona przez Callahana pod same drzwi domku - co podkreślała kilkukrotnie, było zupełnie niepotrzebne - podziękowała mu jeszcze za pomoc i pożegnała z zafrasowaniem wymalowanym na twarzy. Głównie dlatego, że nad jej głową zaczęły gromadzić się burzowe chmury, na myśl, że obiecała odezwać się do Augusta, co nieodłącznie wiązało się z nadchodzącą rozmową - która od kilku dni absolutnie się nie kleiła. Właściwie to jej nie było. Powód był oczywisty, ale przyklepany milczeniem. Upewniwszy się, że w domku została sama - uwielbiała Helenę, ale jej radosne ćwierkanie mogłoby zagłuszyć dwa posępne kruki - wezwała swoją Dieę, która aportowała się w płomieniach na jednym z krzeseł. Próbując ignorować pulsujący, tępy ból w lewym ramieniu, wygrzebała ze swojej torby pergamin, na którym naskrobała szybką wiadomość dla przyjaciela. Nawet nie próbowała znowu przed samą sobą się pogrążać i rzucać patronusa. — Znajdź Augusta — poleciła feniksowi, gładząc jego łabędzią szyję - i podsuwając pod dziób rulonik papieru. Diea zatreliła cicho - chyba pocieszająco - delikatnie przejmując wiadomość i teleportując się na zewnątrz. Jess westchnęła w końcu ciężko, z cichym jękiem opadając na osmolone lekko krzesło. Nie wiedziała czy Edgcumbe skorzysta z jej propozycji, ale skoro miała trochę czasu - mniej lub bardziej udanymi zaklęciami zaczęła czyścić brudną od ziemi koszulkę i spodnie. Lewe ramię, niby wyleczone, choć pokryte całą mozaiką zasinień i zwyczajnie bolesne - oparła lekko o blat stołu, na którym ułożyła też flakonik z avalońską amortencją. Dalej nie wiedziała co z tym fantem zrobić - ale w zestawieniu z niewesołą sytuacją z Augustem, najchętniej by ją po prostu wylała na trawę przed domkiem.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Leżałem na swoim niewielkim łóżku i gapiłem się na książkę, którą skutecznie udawałem, że czytam. Julka i Tomek gdzieś poszli, pewnie ona trenować a on sprawdzać co u Ruby. Ten cały Avalon wydawał się być bardzo niebezpiecznym miejscem. Siedziałem tak i myślałem o rozwalonej ręce Jess. Czy wszystko faktycznie w porządku? Czy faktycznie Krukonka da mi jakoś znać czy po ostatnich rozmowach, uzna że nie ma ochoty spędzać ze mną czasu? Może powinienem po prostu sam iść do jej domku, by dowiedzieć się jak tam u niej. Parę razy zmieniam zdanie to odkładając książkę i wstając, to kładąc się ponownie na łóżku. Kiedy stwierdzam, że trudno nie to nie, zabunkruje się tu i nie wpuszczę Jess nawet jeśli sama będzie chciała przyjść - pojawia się feniks. Zrywam się z łóżka jak poparzony i prędko biorę od niego notkę. Niewiele myśląc mruczę pod nosem Jess i wraz z feniksem przenosimy się prosto do domku Smith. Bardzo delikatne przyjście, nie ma co. Rozglądam się po pomieszczeniu z obojętnym wyrazem twarzy, chociaż tak naprawdę robię wszystko by uspokoić się po tej dziwnej teleportacji. Nigdy nie lubiłem nawet tej zwyczajnej. W końcu mój wzrok napotyka Jess. Patrzę na nią, a raczej głównie na jej rękę. Nie wyglądała jakoś najlepiej po tym leczeniu u znachora, aż krzywię się zaniepokojony. - Jak się czujesz? - pytam i uznaję, że nie będę tak stał jak durny kloc (którym jestem) i idę w kierunku dziewczyny, by usiąść przy stole. Pochylam się nad jej licznymi zadrapaniami i sińcami, po czym wzdycham. Podnoszę pochmurne spojrzenie na feniksa - A Ty? Nie mógłbyś coś pomóc?- pytam ptaka z lekkim wyrzutem, że nie chce uronić łzy dla swojej pani. - Co to? - pytam jeszcze widząc w dłoniach Smith jakiś flakonik, chcąc póki co tylko zagłuszyć słowami tę przytłaczającą ciszę.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Wcale nie miała tak dużo czasu jak zakładała - chyba nie doceniała jeszcze umiejętności swojej Diei, jeśli chodzi o szybkość przekazywania wiadomości. I znajdowania odpowiednich adresatów - bo Jessica ledwo zdążyła pozbyć się burozielonych plam na kolanach, a w pokoju znów rozbłysły płomienie, zwiastując pojawienie się nie tylko feniksa, ale i dodatkowego pasażera. Zadziwiające było to, że choć spodziewała się poczuć nutę paniki bądź zdenerwowania - na widok Augusta... radość zmieszała jej się z zakłopotaniem. I chyba lekkim zrezygnowaniem, które widocznie ściągnęło jej ramiona w dół. Sama wlepiła swoje spojrzenie w rękę, którą starała się po prostu nie ruszać. Uśmiechnęła się pod nosem na klasyczną rzeczowość przyjaciela. — Nie najgorzej. Po prostu boli — odparła, przysuwając się nieco do krawędzi krzesła, żeby na jego oparciu mogła usadowić się Diea. Gdy August dołączył do niej przy stole, delikatnie wysunęła ku niemu ramię - zdrową dłonią gładząc uspokajająco pióra obruszonego na słowa chłopaka feniksa. — Widocznie nie ma co pomóc. Magia nie do końca działała na moją rękę — wytłumaczyła jednocześnie zarówno swojego ptasiego podopiecznego - jak i znachorkę, do której trafiła. Jeśli już miała mieć do kogokolwiek pretensje - to do samej siebie, za stwierdzenie, że grzebanie w starożytnych grobowcach to wspaniały pomysł i nic nie mogło się stać. — To? To eliksir. Amortencja. — Postawiła fioleczkę w kształcie serca na blacie, między nią a Augustem. Uśmiechnęła się przy tym kwaśno - doceniała neutralne tematy, ale z tym pytaniem przyjaciel ewidentnie w kiepskiej chwili trafił. Biorąc pod uwagę ich... zabawną sytuację. — Nie martw się, nie dla Ciebie. Ani kogokolwiek innego. Znalazłam ją w grobie Izoldy, jeszcze zanim przytrzasnęło mnie wieko trumny — wyjaśniła krótko, wzruszając ramionami - i sycząc cicho z bólu, gdy lewy bark zapulsował tępym bólem. Aż schowała twarz w zdrowej dłoni, tłumiąc jęk - zamrugała kilkukrotnie klarując sobie rozmywający się od łez obraz i zsunęła okulary z nosa, kładąc je obok flakonika. — Khmm... — chrząknęła, przywracając sobie normalny ton głosu. — Może to jakaś wskazówka do Graala. A przynajmniej do tego doszliśmy z Boydem — dodała, w końcu podnosząc szare spojrzenie na przyjaciela. — A wy coś znaleźliście? — Z jednej strony naprawdę była ciekawa - z drugiej, po prostu chciała utrzymać pozory normalności i odwrócić uwagę od siebie.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Patrzę na nią czujnie czy tylko po prostu boli czy nie chce żebym się niepotrzebnie martwił. Kiwam jednak lekko głową decydując się na przyjęcie do wiadomości wersji przyjaciółki. Nie znam się na uzdrawianiu, więc mogę tylko założyć że ktoś rozsądniejszy niż ja zrobił wszystko co trzeba było. Chociaż fakt, że magia nie działa tak jak powinna na jej dłoń sprawia, że znowu się frasuję i patrzę pochmurnie to na nią to na feniksa, za nic mając jego fochy. Ale faktycznie - Jess mogła mieć pretensje głównie do siebie samej. Ja zaś miałem do siebie, że zjawiłem się za późno by jej pomóc i do Boyda, że nie badał wszystkiego razem z nią, pozwalając na takie rzeczy. Nie mam jednak prawa szkalować innych za to, że Smith przez nich źle się czuje, skoro ja też nie przyczyniłem się do polepszenia jej nastroju. Tylko bardziej w kwestii psychicznej, nie fizycznej. Unoszę do góry brwi, mieszając zdziwienie z lekkim rozbawieniem kiedy oznajmia mi nagle, że to amortencja. Aż krzywię się w uśmiechu kiedy szybko się tłumaczy. Już chcę powiedzieć coś luźniejszego, jednak prędko z powrotem poważnieję, kiedy ta syczy z bólu. Nienawidzę być tak bezradny jak teraz, ale mimowolnie wstaję z miejsca i już klęczę przy Jess jakbym mógł coś pomóc, oprócz mojej milczącej obecności. Kiedy ta zadaje pytanie jakby zdaję sobie sprawę z mojej reakcji niepotrzebnej więc wracam na swoje miejsce i mruczę jakieś mhm na jej pytanie o grobach. - Jakieś runy do przetłumaczenia znalazła Julka, chuj wiemy co to, ma to ogarnąć - mówię prędko na tematy które średnio mnie interesowały. Czemu wszystko w Avalonie kręci się wokół jakiejś historii? Jess i Tomek byli w raju, a ja zdychałem musząc tego wysłuchiwać. - Jess, słuchaj - mruczę i wzdycham, bo czeka mnie więcej gadania niż zwykle. - Nigdy bym nie pomyślał, że ktoś taki jak ty byłby zainteresowany mną, dlatego tak durnie zareagowałem. Wiesz, że nie uważam się za kogoś... wyjątkowo godnego uwagi - zaczynam dość pokracznie, gapiąc się na swoje knykcie. - Nie chcę by to wpłynęło na naszą przyjaźń i żeby coś by się popierdoliło jeszcze bardziej... Ale jeśli nadal chcesz postaram się... Przeanalizować wszystko jeszcze raz? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak naprawdę się z tym wszystkim czuję, kurwa, nie umiem takich spraw ogarnąć, wiesz że zwykle tego unikam, chyba że ktoś mi coś powie wprost... Nie wiem czego może się po mnie spodziewać, tłumiłem uczucia do Zochy bite kilka lat nie potrafiłbym od tak, nagle stwierdzić czym jest zauroczenie, miłość i jaka jest różnica między tym a przyjaźnią (oprócz kwestii fizycznych oczywiście). Nie mam pojęcia czy dobrze dobieram słowa czy tylko wkurwi się jeszcze bardziej na mój bełkot.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie miała żadnego powodu, żeby kłamać i wciskać Augustowi jakichś wyssanych z palca opowiastek - ani nie bagatelizowała swojego stanu, ani nie dramatyzowała, że prawie urwało jej rękę. Oberwała urokiem, strzaskało jej ramię - magia nie do końca sobie z ranami poradziła, tylko tyle i aż tyle. Same fakty, gdzie nie stawiała się ani na pozycji bohaterki, ani ofiary - choć po części była i tym i tym. Nie zwykła się jednak chełpić swoimi sukcesami, ani tym bardziej nad sobą rozczulać. Ale jak mogłaby nie rozczulić się, kiedy syknęła z bólu a August uklęknął tuż obok? Edgcumbe był absolutnym mistrzem w drobnych gestach - i choć nie powiedział przy tym nawet słowa, to samo to wystarczyło, żeby poczuła się choć trochę lepiej. — Powinnam się obrazić teraz, Auggie. Przecież wiesz, że runy to mój konik — obruszyła się autentycznie - choć jednak... bez jakiejś złości. Oboje doskonale wiedzieli, że chłopak nie przyszedł tutaj, żeby rozmawiać o odkryciach przy grobowcach. Choć Jessica samolubnie nie postanowiła mu tego ułatwiać, dalej trzymając się postanowienia rzuconego na polach wybuchających roślinek. Ale ciśnienie już dawno z niej zeszło - była po prostu odrobinę zrezygnowana. Skłamałaby jednak, gdyby stwierdziła, że (W KOŃCU) szczerość i otwartość przyjaciela jej nie ruszyła. Wysłuchała go spokojnie, kiwając delikatnie głową, gdy wyciskał z siebie tak długą wypowiedź, że zapewne przez cały poprzedni dzień tyle nie powiedział. Usta drgnęły jej nieznacznie w nieokreślonym uśmiechu. — Ktoś taki jak ja? — mruknęła, autentycznie rozbawiona, kręcąc głową na boki. — August, naprawdę się nie doceniasz. — Skoro już zdobył się na szczerość, to czemu miałaby mu to utrudniać? Zwłaszcza, że mogła przy okazji uświadomić mu kilka rzeczy. Wyciągnęła zdrową dłoń, żeby położyć ją na knykciach przyjaciela, w które wgapiał się tak intensywnie. Uścisnęła jego dłoń lekko, w pokrzepiającym geście. — Jesteś naprawdę super chłopakiem, Auggie — zaczęła od najprostszej - dla niej - sprawy. — Może mój błąd, że nigdy nie mówiłam Ci takich rzeczy wprost, albo mówiłam je za rzadko albo w żartach... No, khm, w każdym razie, obiektywnie patrząc... — wycofała swoją dłoń, czując jak lekki rumieniec skrada jej się po szyi. Wyprostowała się na krześle - żadne z nich nie było mistrzem obchodzenia się z emocjami. — Jesteś wysokim metamorfomagiem o niecodziennej urodzie i przednim szkockim akcencie, sprawnym transmutatorem, graczem Quidditcha... a do tego wspaniałym przyjacielem, a choć mrukliwym, to takim z którym można kraść pegazorożce i wykpić się od Azkabanu za użycie Imperiusa na Patolu, żeby ten powstawiał wszystkim Wybitne — zachichotała, bo poniosła ją krukońska fantazja - i podniosła szare oczy na przyjaciela. Spojrzała na niego wyjątkowo miękko, uśmiechając się speszona. — Naprawdę nietrudno się Tobą "zainteresować" — ujęła czasownik w cudzysłów z palców swojej zdrowej dłoni, po czym westchnęła. — Mi też niełatwo się w tym wszystkim połapać, ale... no, na tej polanie zrobiło mi się chyba... przykro? — Teraz to ona mruczała, przenosząc wzrok z przyjaciela na fiolkę eliksiru, który chyba postanowił ją prześladować. — Wiem, że na pewno nie chcę Cię unikać. Jeśli... Cię to przerasta czy, no nie wiem, nie czujesz, że to t o... to chyba bez sensu się nad tym pochylać — stwierdziła chaotycznie, ostatecznie wzruszając ramionami - i znów krzywiąc się z bólu. — Do prdele, kurwa mać! — zaklęła szpetnie, omal nie uderzając głową w stół, a Diea za jej plecami zatreliła smutno, trącając ją zakrzywionym dziobem.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Kiedy Jess przypomniała mi o tak prozaicznej sprawie, że przecież runy to jej konik aż mrugam zaskoczony, że tyle myślałem ostatnio chcąc nie chcąc o Smith, a zapomniałem, że może to jej po prostu powinienem przekazać znalezione runy. - Racja. A niech szuka sama wytłumaczenia na nie. Dobrze jej to zrobi - stwierdzam i wzruszam ramionami, skazując Julkę możliwe na dłuższe poszukiwania niż miałaby je z Jess. Szybko jednak urywam ten temat, bo chcę spróbować po pierwsze się wytłumaczyć, po drugie uratować jakoś naszą przyjaźń. Szczerze mówiąc wolałbym próbować to robić tymi drobnymi gestami, nie słowami, ale już zdecydowanie to nie wystarczyło. Dlatego mówię swoją krótką przemowę. Czuję niewielką ulgę kiedy kątem oka widzę jak dziewczyna uśmiecha się delikatnie. Odrobinę rozluźniam spięte ramiona. Jednak wcale nie na długo, bo nagle Jessica postanawia obsypać mnie komplementami kompletnie znikąd. I chociaż na początku podchodzę do jej wywodu sceptycznie, to słysząc takie rzeczy chyba każdy by się odrobinę speszył. A co dopiero ja. Moje brwi już lśnią na czerwono w połowie jej wypowiedzi i z zażenowaniem drapie się po krótko przystrzyżonych - również płomieniście rudych - włosach. - Ty jesteś śliczna, bardzo mądra i też można z Tobą robić wszystko... Twoja atrakcyjność jest znacznie bardziej oczywista - zauważam jeszcze, bo co tak będę słuchał miłych słów, kiedy oczywisty jest fakt, że wszyscy widzą jej zalety. U mnie trzeba się przedrzeć przez mur mrukliwości. - Rozumiem. Znaczy teraz rozumiem. Wtedy w życiu bym się niczego nie domyślił - mówię znowu szczerze i wzruszam lekko ramionami ze zrezygnowaniem. Nie sądziłem, że mam taką moc wprawianie ją w taki zły humor. Zastanawiam się chwilę nad jej słowami i mrużę oczy. - Nie wiem. Nigdy nie naszły mnie jakieś niesamowite uczucia ot tak. Zawsze potrzebuję czasu. Jeśli nie chcesz poświęcać swojego na roztrząsanie tego - rozumiem - stwierdzam szczerze, bo może ona twierdzić, że to nie to. Ja też tak myślałem o Zosi - że skoro sama nie zauważyła, pewnie nie jest zainteresowana. Jednak ona była znana ze swojej ekspresyjności i emocji. Ja musiałem wszystko sobie ułożyć i próbować zrozumieć. Znowu zrywam się z miejsca na jej przekleństwo. - Może Ci ją jakoś usztywnić bardziej - proponuję rozglądając się za czymś co mogę przemienić w jakiś temblak, żeby przestała machać tą łapą.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Pewne rzeczy musiały zostać powiedziane, więc Smith nawet widząc jak ciemne włosy przyjaciela przechodzą gwałtownie w płomienne rudości zawstydzenia - nie wstrzymała języka, w myślach nawet kręcąc głową nad krótkowzrocznością chłopaka. Naprawdę nie widział ile osób go doceniało? Pal licho ją samą, ona nie była w końcu specjalnie wylewna - ale Zoe, Vinnie, Thomas, Julia...? Gdyby naprawdę nie był wart jakiejkolwiek uwagi, to nie lgnęłoby do niego tyle osób. Przyganiał kocioł garnkowi, ale to nie było w tym momencie ważne. Z przymrużeniem oka potraktowała komplementy Augusta - tłumacząc je po prostu naturalną potrzebą "rewanżu" wobec jej zawstydzającej go wypowiedzi. Teraz to on był na świeczniku, nie ona - zgrabnie więc to wszystko przemilczała z pobłażliwym uśmiechem, trzymając się swojego ukochanego cienia. Właściwie to chyba nawet zdążyła pogodzić się z myślą, że podczas ich wyprawy na bagna, do takich a nie innych poczynań popchnęła Edgcumbe'a avalońska magia - a nie rzeczywiste uczucie. Nie zdążyła jeszcze jednak przywyknąć do znacznie ograniczonego ruchu, co obwieściła z resztą głośnymi przekleństwami. Przez łzy zatrzymała Augusta gestem zdrowej dłoni, kręcąc w zaprzeczeniu głową. — N-Nie, na... nauczę się — uparła się, biorąc głęboki, uspokajający wdech i przyciskając do siebie obolałą rękę. Wyprostowała się na krześle, wypuszczając drżąco powietrze z płuc - odchrząknęła znacząco, szklane spojrzenie kierując na przyjaciela. — Auggie... — zaczęła, układając na języku odpowiednie słowa. A przynajmniej miała nadzieję, że odpowiednie. — Przez magię, czy nie... Pocałowałeś mnie — i nie tylko, z resztą - ale samo przypominanie sobie tych wszystkich czułych gestów, którymi chłopak w tamtym momencie ją obdarzył, rzuciło rumieńce na jej policzki. Znów chrząknęła, poprawiając się na krześle. — Jeśli od tamtego czasu nic nie zagrało, a Ty próbujesz nadać temu znaczenie tylko ze względu na moją reakcję i naszą przyjaźń... to nie ma sensu — ostatnie słowa powiedziała już cicho, nie chcąc by złamał jej się głos. — Jesteśmy przyjaciółmi i oboje chcemy, żeby dalej tak było, prawda? Nie musimy uznawać, że nic między nami nie miało miejsca... ale możemy uznać, że to nie ten kierunek — wyjaśniła najostrożniej jak tylko mogła - choć i tak miała co do tego mieszane uczucia. Zbyt ceniła sobie przyjaźń Edgcumbe'a, żeby pchnąć (bez dobitnych dowodów) ich relację w jedną czy drugą stronę. Było dobrze jak było, a poza tym miała jeszcze jeden powód. — Poza tym - tak wiem, masz tego dość przez pierdolenie Tomka - ale nie tylko on widzi jak kręcisz się jak bączek koło Julki — uśmiechnęła się przy tym miękko, może tylko odrobinę smutno. — I vice versa z resztą — dodała, zaraz też chichocząc z lekka: — Gdybym była facetem, sama bym się wokół niej kręciła. — Próbowała nieco rozrzedzić atmosferę lekkim tonem - perfekcyjnie ignorując swoje zrezygnowanie; była w końcu swoich słów absolutnie pewna - jak i decyzji, według niej: słusznej.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Oczywiście, że do mnie lgnęli. Ludzie lubili sobie pogadać, a ja zwykle im tego kompletnie nie utrudniałem. Dlatego większość moich ziomków to były totalne gaduły. Jess też zdarzało się się nagle wpaść w słowotok. Plusem tego, że raczej słuchałem i obserwowałem był fakt, że całkiem nieźle odczytywałem moich bliższych przyjaciół. Pochylam się lekko by zobaczyć uśmiech Smith - kompletnie niedowierzający, którym raczyła durniów. - Co, kurwa, myślisz że sobie rzucam słowa na wiatr, jak zwykle - mówię, bo kto jak kto ale moja przyjaciółka powinna wiedzieć, że jakbym wcale nie wierzył w moje słowa - powiedziałbym inny szczery komplement. Nie wiem czemu uznała, że jestem pierwszy do odpowiadania z kurtuazją uprzejmościami na uprzejmości. Nadal jestem lekko obruszony jej niezadowoleniem. Jednak bardziej przejmuję się jej niedomagającą ręką, więc odkładam na bok swoją urazę w ciągu sekundy. - Czego się nauczysz? Co taka uparta lama z Ciebie - prycham i już rozglądam się za czymś, by zacząć przemieniać to w temblak. Łapię jakiś świecznik czy inne bezużyteczne gówno i Abcivio przemieniam go w całkiem zgrabną pomoc medyczną. Chwilę siedzę jeszcze nad nim, Exemplarem poprawiając mój twór. W końcu podaję jej moje różowe dzieło z grobem na środku materiału. Słuchałem też pilnie co miała mi do powiedzenia Smith i przyznam szczerze (sam sobie), nie wszystko rozumiałem z tego co do mnie mówi. Nie przerywam jej nawet kiedy mówi o Julce chociaż prycham aż na jej słowa. - Kręciłem się wokół Ciebie czy Zoe to nikt mi nie zawracał non stop dupy - zauważam ten fenomen, że mało kto oprócz Vinniego zwrócił uwagę na to, że podobała mi się Zocha. A teraz nagle każdy ma coś do powiedzenia w mojej relacji z Brooks. Zakładam jej ten temblak, bardzo delikatnie by nic się jej nie stało i zerkam pytająco czy wszystko gra. W końcu siadam z powrotem na miejscu, próbując ogarnąć o co chodzi Jess. - Nie brałem pod uwagę... eee uwagę Twojej osoby. O Julce zaś insynuowali wszyscy co się da - zauważam już z lekką irytacją i wzdycham. Chyba powinienem z nią porozmawiać i wybadać czy coś jest na rzeczy, żeby spokojnie zostać wyśmiany przez pałkarkę. - Rozumiem. Uważasz, że pierdolę z czekaniem, rozmyślaniem i nie ma co drążyć tematu. Czaruję jak czarodziej. Odłóżmy to na bok, skoro tak - stwierdzam, równocześnie zauważając że Smith specjalnie o nic nie walczyła. Domyślam się więc, że wiele jej słów było raczej z sympatii do mnie, może po prostu wywołane świetnym pocałunkiem.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Jedna sprawa to fakt, że Smith nie umiała przyjmować komplementów - bo na wszystkie miała kontrargumenty (ale też nauczyła się ich nie używać, żeby nie przedłużać tak żenujących sytuacji); drugą sprawą natomiast była ta konkretna sytuacja - która wręcz wymagała odpowiedzi uprzejmością na uprzejmość. Jess istotnie była upartą lamą. — Myślę, że jesteś dla mnie miły, jak zwykle — odgryzła się na jego fuknięcie - nie dopatrując się nawet w Auguście szczerości w tej materii - doskonale zdawała sobie sprawę, że ją znał, więc o wiele łatwiej rzucić mu takie słowa. Zwłaszcza kierując się wzajemnością. Schematy retoryczne w głowie Smith spokojnie zajęłyby miejsce w kilku księgach. Zdecydowanie bardziej wychodziła Edgcumbe'owi niewerbalna komunikacja - bo o ile słowa Smith mogła jeszcze jakoś podważać, tak zwyczajnej troski przyjaciela o jej komfort: nie. Stłamsiła jednak rozczulające uczucie rosnące pod mostkiem w zarodku, kiedy ten wziął się za lepienie dla niej temblaka dosłownie z niczego. Naprawdę chciała ich sytuację w końcu jakoś rozwiązać i to tak, żeby żadne z nich nie czuło się ani winne, ani poszkodowane - i na tym skupiła całą swoją uwagę. — Wiesz, August, kręcić się trzeba jeszcze z zamiarem. Sam przyznałeś, że ja się w tym zamiarze nie mieszczę — skwitowała, ostrożnie układając ramię na podsuniętym (cholernie przeuroczym) świecznikowym rusztowaniu. Uśmiechnęła się do przyjaciela z wdzięcznością kiwając głową na jego nieme pytanie. Czyli jednak nie zdążyli przez te kilka dni zatracić umiejętności cichej komunikacji. Mina zaraz jednak jej zrzedła, kiedy Edgcumbe otworzył usta. No kurwa, nie. Nie rozumieli się. — Czy ja coś takiego powiedziałam? — Witki jej opadły, autentycznie. — Nie uważam tak, próbuję pomóc Ci to wszystko zrozumieć, skoro samemu Ci ciężko — prawie jęknęła ze zrezygnowaniem - jak bardzo chłopak potrafił opacznie odebrać jej CAŁKIEM LOGICZNE PRZECIEŻ wnioski. Chyba nawet feniks nie chciał już dłużej się temu przysłuchiwać - bo zniknął w płomiennej łunie. — Dobra, posłuchaj — poprawiła się ostrożnie na krześle - układając usztywnione ramię na blacie. — W porządku. Potrzebujesz czasu, nie ma sprawy, skoro uważasz, że może to cokolwiek zmienić. — Chyba nie była jednak tak uparta jak uważała, że była. — Przemyśl to sobie, rozważ za i przeciw... no nie wiem co jeszcze mogę Ci powiedzieć. — Zasłoniła twarz zdrową ręką, czując jak parzą ją policzki. Co za żenada. Ponownie. Rzeczywiście była wspaniałym wyborem, jeśli trzeba się było nad tym zastanawiać z taką intensywnością. Mimo to - zgodziła się na przeanalizowanie wszystkiego jeszcze raz.