Urokliwa jaskinia, która różni się od innych formacji tego typu tym, że im głębiej się w nią wchodzi, tym więcej światła i tym wyższa jest panująca w niej temperatura. Dzięki temu jej wnętrze jest wiecznie zielone, całe skąpane w avalońskiej roślinności, a krystalicznie czysta woda spływająca po ścianach, która gromadzi się w niższych partiach – zawsze przyjemnie ciepła. Należy jednak uważać, bo przebywając w niej, łatwo stracić poczucie czasu – światło za sprawą magii utrzymuje się przez całą dobę.
UWAGA: Aby wejść, obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację, możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym. Próbować można raz dziennie.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— Sporo słyszałam o tym miejscu — powiedziała, zatrzymawszy się przed wejściem do groty, która z tej perspektywy wcale nie wydawała się wyglądać jakoś specjalnie. Właściwie nie była nawet pewna, czy na pewno znalazła właściwe miejsce, ale szła tutaj z mapą i wszystko wskazywało na to, że to właśnie to miejsce, toteż starała się brzmieć na bardziej przekonaną, niż była w rzeczywistości. — Ten faun, co lata po wiosce z wózkiem z jedzeniem sporo mi o tym opowiadał, może chciał mnie tutaj zabrać — zachichotała i spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę z rozbawieniem. Może w innej sytuacji skorzystałaby z zaproszenia, niewiele osób mogło poszczycić się randką z mieszkańcem Avalonu. — podobno w środku zamknięta jest jakaś stara magia, nie wiem, druidzi chyba coś przekombinowali, jak zwykle. Nie mówił, na czym ma polegać, ale uznałam, że na pewno będzie ciekawie przekonać się na własnej skórze. Panie przodem, jak mniemam? Uśmiechnęła się dość chochliczo, przypominając ją, jak to po dżentelmeńsku rzucił ją na pożarcie potencjalnym niebezpieczeństwom zamkniętym w wieży Merlina. No cóż, w takim układzie przynajmniej tył miała w pełni ubezpieczony – jeśli wzroku, na którym niestety jak dotąd nie udało jej się go przyłapać nie postrzegało się jako zagrożenia, oczywiście. Wygładziła białą sukienkę, zsunęła z głowy słomkowy kapelusz, który dzięki białej tasiemce zawisnął na jej plecach, wyciągnęła różdżkę jak zwykle trzymaną na udzie i dzielnie przekroczyła wąziutki strumyczek dzielący ją od wnętrza jaskini. Wyglądała na zmęczoną, ale Darren, cóż, również nie wyglądał, jakby był w szczytowej formie. Proponując spacer, liczyła, że uda jej porozmawiać z nim o tym, co działo się po poszukiwaniach przy grobach. Nie chciała jednak nawiązywać do tego tak od razu, pełna obaw, że tylko popsuje im humory.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Z łażeniem po jaskiniach Shaw miał wspomnienia co najmniej takie, do których wolałby nie wracać. Nawet pomijając pierwszą część odwiedzin u Mordreda, to lochy Camelotu wypełnione inferiusami także przypominały grotę a w Norwegii prawie zalał go - i Jess, ale to szczegół niewarty wspomnienia - nagły przypływ. Nie byli też odpowiednio przygotowani na taką wyprawę - brakowało im co najmniej jednego bagażnika wypełnionego linami, by Darren mógł się czuć w stu procentach bezpiecznie. - Wcale mu się nie dziwię - wzruszył ramionami Shaw na wzmiankę o śmiałym faunie - Z taką figurą na pewno nigdzie nie utkniesz - dodał, ukrywając komplement pod sporą dozą prozaiczności i praktyczności. - Tu wszędzie zamknięta jest stara magia. Ba, w Hogwarcie też jakaś zamknięta jest na pewno - powiedział Darren, robiąc nieco niepewny krok na nieco śliskim kamieniu. Czuć było wilgoć, a chlupot dochodzący ze środka dość jasno dawał do zrozumienia, skąd mogła się wziąć - Może w środku jest Pani Jeziora? - uśmiechnął się lekko, przypominając avalońską obsesję Swansea na temat namalowania owej istoty - I tak, panie przodem - przytaknął, robiąc krok do tyłu i zamaszysty gest całą ręką, wskazujący kobiecie drogę głębię jaskini. Środek okazał się być dziwaczną mieszanką bycia zupełnie nieimponującym oraz zapierającym dech w piersiach. Grota, jezioro, omszałe skały, promienie słońca wpadające do środka... wszystko to wyglądało normalnie i pospolicie, przynajmniej dla kogoś wychowanego w umiarkowanym klimacie. Jednak jednocześnie wszystkie elementy współgrały ze sobą wręcz znakomicie, a do tego było w nich to pierwotne, nienaruszone ludzką stopą piękno, porównywalne z wyjrzeniem pierwszego, zimowego poranka przez okno i zobaczenie tam ciągnącej się wszerz i wzdłuż płachty białego puchu, na którym jeszcze żaden z domowników ani sąsiadów nie zdążył postawić odcisku buta. - No no, chyba trzeba będzie podziękować panu faunowi - powiedział Darren ze sporą dużą wrażenia w głosie. Nie miał pojęcia, że Leighton miała ochotę porozmawiać o koszmarach - szczerze mówiąc, to nieco się do nich przyzwyczaił podczas braku księżyca. Tym razem przynajmniej mógł normalnie zasnąć - względne wyspanie się za cenę sennego bycia pożartym przez smoka, a potem w jego żołądku przez strzygę Shaw uznawał za dość niską cenę.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— Mhm, zwłaszcza górą — zachichotała, choć komplement zarejestrowała i nawet uśmiechnęła się w odpowiedzi na niego, choć z racji tego, że tak elegancko przepuścił ją przodem, raczej nie miał możliwości oglądać efektów swoich słów. Miała szczerą nadziej – a raczej głęboko wierzyła – że ktokolwiek miałby zapraszać ją na randkę w jaskini, nie zrobiłby tego tylko dlatego, że łatwiej było jej się zmieścić między skałami niż osobie o nieco większej tuszy. I że w ogóle nie zrobiłby tego dla jej figury, choć tego drugiego już wcale taka pewna nie była. — Skoro wszędzie jest magia, to każde miejsce jest warte odwiedzenia — podsumowała jego słowa z towarzyszącym temu wzruszeniem ramion. W jej odczuciu Shaw niemożebnie właśnie marudził, lecz zamiast ulegać jego nastawieniu, wolała raczej zmienić jego zdanie w kwestii jej wyboru. No chyba, że faun naopowiadał jej bzdur i zaraz miało się okazać, że tylko się ośmieszyła. — O rany, nie pomyślałam o tym. Całe szczęście, że wzięłam szkicownik — naprawdę szczerze przejęła się Swansea, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że najpewniej ją podpuszczał. Z tym szkicownikiem to nie było to też nic odkrywczego, częściej miała go niż nie miała, wychodząc z założenia, że nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać. Często okazywało się, że miała w tym względzie rację. W początkowym odcinku drogi musiała posiłkować się lumosem, gdyż wchodzili w coraz gęściejszą ciemność, ale im głębiej brnęli, tym stawało się jaśniej, aż w końcu nie bez zdziwienia zrezygnowała z zaklęcia, przekonując się, że nie jest on nim do niczego potrzebny. Żadna z niej była znawczyni jaskiń, ale zdawałoby się, że powinno być raczej na odwrót. — Huh... — odpowiedziała tylko, również pod wrażeniem i to na tyle dużym, że wyjątkowo zabrakło jej słów do jego wyrażenia. Zadarła do góry głowę, szukając wzrokiem dziury w sklepieniu, przez które mogłoby wpadać słoneczne światło, ale niczego podobnego nie znalazła – ono zdawało się tam po prostu być, dając życie w miejscu, gdzie teoretycznie być go nie powinno. — Mogłam dać mu większy napiwek — dodała w końcu i z uśmiechem wróciła spojrzeniem do Darrena, stając na wprost niego. Zawahała się, ale tylko na chwilę – po jej upływie zdjęła z ramion mały skórzany plecaczek i grzebiąc w nim, odezwała się znowu — to nie koniec niespodzianek, tak właściwie. Pomyślałam sobie, że dobrze by było trochę się odstresować, bo nie wiem jak ty, ale ja koszmarnie ostatnio sypiam i... nie wiem jaki masz do tego stosunek, ale znachorka trochę poopowiadała mi o takiej jednej roślinie i udało mi się wyprosić ją u driad... i jaskinia wydała mi się dobrym miejsce, bo skoro jesteś tutaj opiekunem, to nie byłoby dobrze, gdyby ktoś nas z tym widział — mówiła chaotycznie, próbując wyjaśnić co, jak i dlaczego, ale w rezultacie chyba tylko komplikując całą sprawę. W końcu udało jej się jednak wyjąć kilka nieususzonych liści avalońskiego ziela, które pokazała mu na otwartej dłoni.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Na stwierdzenie kobiety Darren przewrócił jedynie oczami. Nie dało się ukryć, że Lei czegokolwiek ukrywać nie miała - jednak wspomnienie akurat tego w planach Shawa nie leżało. Nie widząc, jaką minę miała kobieta, nie miał zielonego pojęcia czy jego komentarz przyjęła dobrze, czy wręcz przeciwnie - pozostało mu więc, jak w większości podobnych przypadków, zdać się na ślepy los. Shaw miał już unieść brwi w niemym geście zdziwienia aż tak dużą chęcią zwiedzania wszystkiego co magiczne - w końcu Lei pochodziła z czystokrwistego rodu, więc z takimi rzeczami miała do czynienia od wczesnego dzieciństwa - zamiast tego jednak zachichotał, kiedy Swansea znów podpaliła się perspektywą spotkania Pani Jeziora. Z jednej strony bardzo niewielka, złośliwa część Shawa uznałaby za niesamowicie śmieszne to, gdyby władczyni Avalonu okazała się być ostatecznie istotą tak brzydką - lub tak normalną w swym wyglądzie - że nie nadawałaby się zupełnie do naszkicowania. Z drugiej jednak przeważała w Darrenie szczera nadzieja, że Lei kiedyś uda się spełnić swoje, chyba można to tak nazwać, marzenie. Nawet jeśli nie podczas tych wakacji, to może za kilka lat, kiedy już zdobędzie ogólnokrajową sławę i Pani Jeziora zaprosi ją na osobistą, prywatną audiencję w celu nabazgrania jakiegoś koronnego portretu - czy cokolwiek zamawiali władcy jakichkolwiek ziem. - W ogóle, jakie napiwki biorą fauny? - spytał Darren. Zdążył się już zorientować, że w Avalonie pieniądze nie miały aż takiego znaczenia - może Swansea podarowała mu jakąś marchewkę? Zamiast zastanawiać się nad ekonomią Wyspy Jabłoni, mężczyzna bardziej zajęty był słuchaniem wywodu kobiety. Wyglądało więc na to, że ją także męczyły koszmary - i że radziła sobie z nimi tak, jak radziłaby sobie każda normalna osoba, a na pewno nie taka, która za pasem miała już dwa miesiące podobnych doświadczeń. Darren powoli, ostrożnie podniósł rękę i zbliżył ją do otwartej dłoni dziewczyny. Uniósł jeden z nich, trzymając go za ogonek pomiędzy palcem wskazującym oraz kciukiem, po czym podniósł go pod światło, oglądając uważnie z każdej strony. - Nie da się ukryć, to liść - stwierdził, opuszczając rękę. Listka jednak nie odłożył na dłoń Lei - To... hmm... to się żuje? - spytał. Nie były wysuszone - może mieli je zamiast tego wetrzeć w dziąsła? Położyć pod językiem? Poszatkować i wciągnąć nosem? Poszatkować i dopiero spalić? W czym? W mchu? - Nie mówiłaś, że też złapały cię koszmary - dodał szybko tonem, w którym można było wyczuć nutkę zmartwienia - ale tylko jeśli ktoś szukałby wyjątkowo dokładnie. Shaw za to bardzo badawczo przyjrzał się twarzy dziewczyny, szukając tam podkrążonych oczu czy bladości, będącej wynikiem zmęczenia. W półświetle ciężko było jednak o możliwość dostrzeżenia takich szczegółów - dlatego tylko podszedł krok bliżej, rozczulony nagłą troską o jakość jego snu, i przytulił lekko Lei. Choć równie dobrze nie musiała to być troska, ale przyzwyczajenie z Bąbątą, w końcu tam zapach takich substancji podobno bez żadnych kontrowersji unosił się na korytarzach.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Czy do magii dało się tak naprawdę przyzwyczaić? Od ładnych paru lat była mieszkanką Doliny Godryka i samo to miejsce bez przerwy wprawiało ją w nowy zachwyt, za każdym razem urzekając ją jakimś nowym lub wcześniej niedostrzeżonym szczegółem. Lubiła bawić się w odkrywczynię, zamiast postrzegać wszystko jako dobrze jej znane. Taka była zresztą jej „praca” – jeśli chciała tworzyć obrazy, musiała umieć doszukiwać się czegoś interesującego w każdym miejscu, obok którego inni przechodzili obojętnie. No i chyba nawet umiała. Avalon był zresztą najlepszym przykładem na to, że wszelkie objawy magii raczej się nie nudziły. Wystarczyły zaledwie pogłoski o jego istnieniu, by cała Wielka Brytania stanęła na głowie i zapewne największe szychy z Ministerstwa sikały pod siebie w oczekiwaniu na więcej informacji i moment, kiedy będą mogli zobaczyć te wspaniałości na własne oczy. — Muszelki, kolorowe kamyki, kasztany, ładne uśmiechy — wymieniła stereotypowe rzeczy, którymi można było zapłacić w Avalonie, chociaż rozminęła się z prawdą, co zaraz zdradziła śmiechem. Miała wrażenie, że im dłużej tutaj byli, tym większe były wymagania mieszkańców Avalonu. Kto wie, może niedługo dorobią się własnej waluty? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, czy byłby to sukces, czy ostateczna porażka... — podobają im się rzeczy z „naszego świata”, opchnęłam mu spinkę do włosów — w głosie miała sporo dumy, bo uważała, że pozłacana wsuwka za dobre jedzenie i cenne informacje była szalenie dobrym interesem. Kiedy Darren przyglądał się liściom, Lea przyglądała się Darrenowi, w napięciu czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Obawiała się głównie jednego – że właśnie wpisuje się w stereotyp swojej rodziny. I choć rzeczywiście nigdy nie stroniła od używek, zwłaszcza tych wspierających procesy twórcze, to jakaś jej część nie potrafiła nie martwić się o to, co on na to. — Pali się. Wysuszone podobno działa inaczej, dużo mocniej, dlatego liście są żywe — zamilkła, nie przyznając się wprost do tego, że rzeczywiście dręczą ją koszmary. Zyskała przy tym pewność, że i on miał z nimi problem i jak koszmarnie by to nie brzmiało – nieco jej dzięki temu ulżyło, bo nie tylko nie zwabiła go tutaj na marne, ale i nie była w tym wszystkim sama. Niespodziewany i nieczęsty akt czułości sprawił, że w pierwszej chwili zamarła w bezruchu, a dopiero w drugiej rozluźniła się i przysunęła bliżej, wtulając twarz w przesiąkniętą jego zapachem koszulkę. — To podobno jakieś trujące chwasty, musieliśmy w nie przypadkiem wejść. Szczerze nie pamiętam, jak wróciłam do domku, LJ prawie mnie zabił, jak obudziłam się trzy dni później. I samo to było już raczej koszmarne — starała się chociaż odrobinę obrócić to wszystko w żart. Chciała z nim rozmawiać, ale jednocześnie nie do końca potrafiła przyznać, jak wiele kosztowało ją to nerwów. Przejmować się głupimi snami, kto to widział... — i te trzy dni to był niekończący się koszmar, a teraz w ogóle nie jest lepiej. Pomyślałam, że... może w tych snach tkwi jakaś wskazówka. A Ty? Jak się czujesz? — oderwała w końcu policzek od jego barku i przyjrzała mu się uważnie, gotowa wyłapać ewentualne kłamstwo czy próby wywinięcia się od odpowiedzi. Szczerze mówiąc jego problemy ze snem martwiły ją bardziej niż własne i to właśnie dlatego, że dla niej była to całkiem nowa sprawa, a dla niego – poniekąd normalność, która jej zdaniem wcale nie powinna mieć miejsca. Albo ktoś zabierał mu księżyc, albo podrzucał pod nogi jakieś przeklęte magiczne kwiatki. Sięgnęła do jego dłoni, po pozornie przypadkowym muśnięciu jej wnętrza delikatnie wyciągając z niej przywłaszczony listek i z błąkającym się na wargach uśmiechem odsunęła się po to, by kucnąć na ziemi i zacząć składać liście w sposób, który pokazała jej driada. — Trzeba nagrzać kamień tak mocno, żeby liście zaczęły dymić — poinstruowała go naprędce. Taki podział obowiązków był dla ich dwójki raczej naturalny: ona coś tworzyła – w tym przypadku paczuszkę z liści pełną innych liści – a on zajmował się magią. Była w tym zgodność, która nieco ją rozczulała.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Z tego co Darren zauważył podczas swojej dotychczasowej bytności na Avalonie, to wszyscy z Ministerstwa i z Wielkiej Brytanii robili pod siebie na myśl o nieodkrytej wyspie nie dzięki niewidzianym wcześniej cudom, ale dzięki możliwościom zebrania z niej magicznych artefaktów, rozkopania grobów i przewiezienia tego wszystkiego na Wyspy Brytyjskie jako "zabezpieczenie angielskiego dziedzictwa" czy coś w tym rodzaju. Poszukiwacze skarbów czy przemytnicy przynajmniej nie oszukiwali innych oraz samych siebie, jasno stawiając sprawę i mówiąc, że robią to wszystko dla "pieniędzy". - Spinkę do włosów? - uniósł brwi Darren. Fryzura Leighton rzadko wyglądała, jakby dziewczyna używała takiego narzędzia - ba, w zdecydowanej większości przypadków prezentowała się tak, jakby żadna ilość spinek nie była w stanie jej opanować. Może dlatego więc nie była jej już potrzebna - tak czy siak, wyglądało to na dobrą transakcję, jeśli tylko faun nie opchnął jej tak naprawdę mięty albo rozmarynu. - Hmm, już niedługo - mruknął Shaw z lekkim uśmiechem. Do tej pory jego jedyne doświadczenia związane z używkami prezentowały się głównie pod postacią alkoholu. Różne rzeczy palił z Brooks, jednak nie był to też pierwszy raz, kiedy przyszło mu korzystać z cudów naturalnej flory wewnątrz jaskini. Dobre półtorej roku temu w podobnej sytuacji znalazł się w grocie niedaleko Hogsmeade razem z Williams, tam jednak atmosfera była o wiele bardziej zimowa niż na idealnie letnim Avalonie. - Khm... - chrząknął nieco zaskoczony Darren - To były aż... trzy dni? - zdziwił się. W sumie zasnął z powrotem w swoim domku i nie miał zielonego pojęcia ile spał. Co prawda Stephan i Audrey rzucali mu jakieś dziwne spojrzenia, kiedy wstał... ale gdy Shaw wysilił nieco pamięć, to rzeczywiście przypomniał sobie, że kalendarz wskazywał dzień o wiele późniejszy niż się spodziewał. Nic też dziwnego, że nikt za bardzo do niego nie zaglądał - dziwnym trafem na Avalonie czas spędzał w zdecydowanej większości czasu ze Swansea... i prawdę mówiąc ani trochę nie narzekał - No tak, też miałem koszmary. Dość sporo. Nigdy nie widziałem tylu nietoperzy - wzdrygnął się Shaw, przypominając sobie jeszcze Malediwy, gdzie na jednej z wysp zaatakowała go oraz Griffin jakaś dziwna mieszanka ogromnego nietoperza z czymś jeszcze. W koszmarach było jeszcze gorzej - I na pewno nie szukałem tam żadnych wskazówek. I nie zamierzam się za nimi rozglądać - pokręcił głową. Jeśli rzeczywiście święty Graal był na tyle perfidny, by osoby które go szukają obdarowywać takimi koszmarami - nie wspominając o stawianiu przed dylematem rozkopywania grobów! - to Shaw już teraz wolałby sobie odpuścić poszukiwania. Od Luizjany, przez Arabię i po Avalon, letnie wyprawy po skarby jakoś nigdy go zbytnio nie kręciły - wędrówkę po górach Onchu zapewne też by sobie odpuścił, gdyby nie perspektywa towarzystwa Lei. - Się robi - kiwnął głową Darren, kucając obok niej. Wyciągnął Mizerykordię i przyłożył ją do kamienia, rzucając powoli kolejne zaklęcia rozgrzewające. Miał nieodparte wrażenie, że mimo wszystko na tym terytorium to Swansea miała zdecydowanie większe doświadczenie, więc czekał po prostu na jej znak kiedy przestać. Spodziewał się, że zbyt wysoka temperatura także nie była pożądana - jeśli liście spalą się zbyt szybko, to pożądane, magiczne substancje zapewne także zbyt szybko zwieje wiatr. Wolał więc oddać się w tym przypadku w ręce profesjonalistki. - Jak tam praca nad Imaginem? - spytał Darren, podnosząc delikatnie temperaturę - Coś zaczyna się już ruszać na obrazach? - dodał, mierząc spojrzeniem skupioną twarz Swansea. Zastanawiało go, czy tworzenie paczuszki z liści traktowała jak malowanie obrazu i starała się to również zrobić z delikatnym, artystycznym zacięciem, czy może po prostu zwijała zieleninę w jedną kupę, i tak przecież poświęcając ją na powolne spalenie na rozpalonym kamieniu. Porównania do pizzy narzucały się same, jednak w tym przypadku Shaw sądził, że po wszystkim będzie bardziej głodny, nie mniej.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Spojrzała na niego jak na absolutnego wariata, którym zresztą musiał być, skoro nie miał pojęcia, że stan głębokiego snu pełnego obrzydliwych koszmarów trwał aż trzy doby. No chyba że u niego wyglądało to po prostu inaczej. — Brat spanikował w połowie drugiego dnia i wezwał znachorkę, a ta zaczęła coś gadać o jakichś kwiatkach, nie pamiętam nazwy. Dlatego powiedziała mi o tym zielsku, wiedziała o koszmarach. Może u Ciebie zadziałało to jakoś słabiej… nie masz znajomych w domku? — ostatnie słowa wypowiedziała szczerze zmartwionym tonem, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Już jego samotność w Exham była dla niej niepokojąca, ale tam był przynajmniej u siebie w domu, tutaj – w miejscu pełnym ludzi z tej samej wycieczki – taka sytuacja wydała jej się przerażająca. Z pewnością poza wspaniałościami znajdowało się tu także wiele niebezpieczeństw. A co gdyby ich stan wymagał interwencji, której Shaw w przeciwieństwie do niej by nie otrzymał? Taka perspektywa przerażała ją bardziej, niż by siebie o to podejrzewała. — Nietoperzy? — powtórzyła po nim zaskoczona — wampirów, czy po prostu… nietoperzy? Nie lubisz ich? — bo sama uważała je za całkiem urocze, ot, małe myszki z dużymi skrzydełkami, Była o krok od powiedzenia tego na głos, ale taktownie ugryzła się w język, świadoma, że konie też w większości ludzi raczej budziły sympatię, nie strach. — U mnie była cała masa krwi, jakieś przeklęte sztylety i rytuały, rozkopane groby. W jednym chyba zakopano mnie żywcem. No i cholerne konie, coś okropnego — kiedy odświeżyła sobie w pamięci nawiedzające ją koszmary, wzdrygnęła się odruchowo i potarła ramię, na które mimo przyjemnie ciepłej temperatury wystąpiła gęsia skórka. Tym chętniej oddała się składaniu liści, bo nie tylko stanowiło to świetne zajęcie odciągające myśli, ale też miało skutkować ukojeniem skołatanych nerwów dzięki ich działaniu. — Szczerze mówiąc, wcale… — przyznała niechętnie, zaginając liść po raz ostatni i przeplatając jego ogonek przez stworzoną do tego celu dziurkę w taki sposób, żeby paczuszka się nie rozpadła. Trzeba było przyznać, że wyglądała wyjątkowo zgrabnie, prawie jak jakiś mały prezencik w avalońskim stylu, więc chyba rzeczywiście nawet taką głupotę traktowała na swój sposób, zamiast oddać się czystemu pragmatyzmowi. Ostatecznie złożona mniej dokładnie dymiłaby równie skutecznie. Położyła zawiniątko na kamieniu i podniosła na niego wzrok. — byłam przekonana, że na wyjeździe będę malować i ćwiczyć jak szalona, ale wcale tak nie jest, ciągle jestem… rozproszona — uśmiechnęła się niepewnie, doskonale świadoma, co takiego – a może raczej kto taki bezczelnie zajmował jej myśli, odciągając ją od spraw, które powinny być dla niej najważniejsze. Wstała, ale tylko po to, żeby znaleźć sobie elegancki kamień, taki niezbyt omszony i całkiem duży. Osuszyła go zaklęciami, przeniosła na miejsce, w którym kucała jeszcze przed momentem i zaklęciem morfio zmieniła go w gąbkę, na której całkiem wygodnie usiadła. — No, a teraz to już w ogóle trudno jest mi zebrać myśli, szczerze mówiąc od kilku dni nie miałam w ręce pędzla. Dlatego wzięłam ze sobą kilka rzeczy, bo cicho liczę, że może się…odblokuję.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Mam - przewrócił oczami Darren - Ale może dla wróżbitki spanie trzy dni z rzędu jest normalniejsze - dodał jeszcze. W sumie nie zauważył, żeby Audrey wpadała w jakieś niesamowite transy, lunatykowała czy - o zgrozo - zaglądała mu do fusów. Nic dziwnego więc, że reszta nie zauważyła, że spał aż tyle - może uznali po prostu, że późno wstaje i wcześnie się kładzie, a będąc całymi dniami poza domkami nie zauważyli jego stanu. - Nietoperzy, wampirów, co za różnica - wzdrygnął się Shaw - Jak byłem mały, to jakiś wleciał mi do pokoju w Exham, i to był naprawdę wielki, włochaty szczur - powiedział, przypominając sobie sytuację sprzed dobrych kilkunastu lat, która dla niego była źródłem jego bogina - dla małego Darrenka straszną, jednak zupełnie nieporównywalną z tym, co się stało małej Lejce - Skrzeczał i piszczał dobre pół godziny, a potem uwiesił się mi nad głową i poszedł tam spać. Chyba - wzruszył ramionami. Teraz, tyle lat później, cała historia wydawała mu się być nawet zabawna, nie dało się jednak ukryć, że pozostawiła w nim ukrytą niechęć do nietoperzy na resztę życia - Konie? O... o - elokwentnie skomentował Shaw, nagle orientując się skąd brały się te wszystkie dziwne reakcje Leighton, kiedy wyczarowywał patronusa. Oznaczało to, że nad jeziorem wcale nie bała się wielkiej kałamarnicy, a w klasie do ćwiczeń prospektu spotkania się z boginem - dementorem... chodziło właśnie o Darrena, a raczej darrenowego patronusa, który najwyraźniej tak działał na Swansea - Przepraszam, ja... nie miałem pojęcia - powiedział, czując że czerwienieją mu uszy, a dla kontrastu krew odpływa z policzków. W przypadku tajemniczego powodu "rozproszenia" Lei Shaw był już o wiele bardziej domyślny. Musiało przecież chodzić - oczywiście - o ich ciągłe szlajanie się po Avalonie, odwiedzanie górskich zamków czy przesadzanie wierzb szermierczych z miejsca na miejsce. Darren musiał przyznać, że kobieta także gościła w jego głowie częściej niż się spodziewał - chociaż mężczyzna nie dopuszczał jeszcze do zamkniętej świadomości czołowego kandydata na powód, z jakiego to się działo, nawet jeśli dobijał się on do jego myśli za pomocą olbrzymiego tarana. - A może z Orchideus... - zaczął Shaw, wyczarowując po krótkim oderwaniu różdżki od kamienia bukiecik granatowych fiołków, które bez większego zastanowienia wręczył Swansea - ...chociaż wygląda lepiej? - dokończył pytanie, wracając do podgrzewania prymitywnego pieca. Z zainteresowaniem przyglądał się też działaniom Leighton - mimo braku zaawansowanych umiejętności, nie tylko dobrze radziła sobie z podstawowymi zaklęciami, ale przede wszystkim nie bała się używać różdżki, co na przyszłość wróżyło tylko dobrze. Kiedy z liści zaczęła wydobywać się cieniutka stróżka dymu, Darren odsunął się od kamienia i podszedł do Swansea. Wybrał sobie także na cel jakieś siedzisko, zamieniając je w prosty, granitowy sześcian z poduszką na wierzchu. Ingerencję w kolejne, nienaruszone przez czarodziejów miejsce, uznał za dokonaną. - Może po prostu potrzebujesz urlopu - rzucił pomysł na wiatr Shaw - Jestem pewien, że przez rok we Francji malowałaś prawie że non stop. Cóż, albo to moja wina, wtedy przepraszam - zachichotał mężczyzna, machnięciem różdżki dokoptując sobie jeszcze na swoim siedzisku górę od leżaka, na której nie omieszkał się oprzeć.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Nie powiedziała nic o tym, że różnica jest dość znaczna i polega na tym, że jeden z nich stanowi zagrożenie, a drugi jest nieszkodliwym słodziakiem, choć kącik ust zapewne drgnął jej zdradziecko. Oczywiście dalsza opowieść dość skutecznie i szybko odgoniła rozbawienie, bo choć z perspektywy osoby dorosłej rzeczywiście nie wydarzyła się tragedia, to dla dziecka musiało to być silne i nieprzyjemne przeżycie. — I mimo to mieszkasz tam sam, no no. Chyba że Kruczopiór zmniejszył populację nietoperzy w najbliższej okolicy? — zabrzmiała chyba, jakby delikatnie się nabijała, ale prawda była taka, że szczerze dziwiła się, że tak spokojnie tam sypiał. Na tym pewnie polegała dorosłość… ale Swansea zdecydowanie nie radziła sobie ze swoimi traumami równie dobrze. Całe szczęście, że nie miała ich wiele i nie zatruwały jej codzienności. — Och. No tak… — zawtórowała mu, uświadomiwszy sobie, że nieplanowanie podzieliła się z nim swoim mały sekretem; w ostatnim czasie całkiem dużo z nich wychodziło na światło dzienne i o dziwo nie czuła się z tym tak źle i niekomfortowo, jak Leighton sprzed miesiąca czy dwóch. Wszystko wskazywało na to, że, o zgrozo, w taki czy inny sposób zasłużył sobie na jej zaufanie. — Nie przepraszaj, mogłam Ci przecież powiedzieć za pierwszym razem — ale nie zrobiła tego, bo uważała swój lęk za głupi i śmieszny, i choć miał poważne podłoże, zwykle tak właśnie był postrzegany przez innych ludzi. Nawet LJ uwielbiał te zwierzęta, choć Lea kompletnie nie potrafiła zrozumieć tej miłości, skoro miał jeszcze większe powody niż ona, by ich nienawidzić. Uśmiechnęła się, a zaraz potem cicho parsknęła, odzyskując rezon. — To okropnie paradoksalne, że mój bogin to twój patronus. I w jakiś nieuchwytny sposób nieźle do nas pasuje. Ale… — zawahała się, zastanawiając się nad swoimi słowami. Chciała upewnić się, że nie okłamie go nieumyślnie i dopiero zyskawszy tę pewność, dokończyła: — ...już nie uważam Twojego patronusa za przerażający. Jest… no, Twój — wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że sama tak naprawdę nie wie, co chciała mu tym przekazać. Może to, że ufała wystarczająco mocno, żeby nie czuć lęku... A może to, że nawet przeklęte konie zaczynały jej się kojarzyć odrobinę lepiej – w każdym razie te z puchatymi kopytkami. Bukiecik fiołków zaskoczył ją w takim samym stopniu, jak za pierwszym razem zrobiły to róże i gdyby zestawić ze sobą obie sceny, wyglądałyby one zupełnie tak samo – pełne konsternacji spojrzenie, zupełnie odruchowe sięgnięcie po bukiet i dopiero w trzeciej kolejności uśmiech, tym razem dla odmiany nie wywołany rozbawieniem, że źle go zrozumiała, a skierowany bezpośrednio do niego. Opuszkiem palca trąciła delikatne płatki, jakby potrzebowała przekonać się, że na pewno są prawdziwe. — Orchideus wygląda lepiej, a LJ wygląda, jakby chciał mnie udusić, kiedy w domku non stop przybywa kwiatów, ale wcale ich nie ubywa — zaśmiała się, przypomniawszy sobie minę brata, kiedy po raz pierwszy od jej treningu z Darrenem wszedł do domku, którego wnętrze wypełniały bardziej i mniej udane bukiety w bardziej i mniej udanych wazonach, które przecież również musiała dorobić własnymi siłami. Tworzyła to wszystko na potęgę, znacznie więcej i częściej, niż nakazywałby rozsądek – nawet krukońsko-łabędzia obsesja w dążeniu do perfekcji – a potem nie miała serca ich niszczyć, nawet tych, które wyglądały marnie. — Mylisz się — usiadłszy, ułożyła bukiet fiołków na kolanach i przywołała do siebie szkicownik, który od razu otworzyła na pustej stronie. Opuściła wzrok na kwiaty, które zamierzała przenieść na papier, znajdując tym samym zajęcie dla dłoni — w kwestii Francji — sprostowała z nieznacznym uśmiechem, przykrytym dodatkowo kilkoma lokami, które na całe szczęście opadły na jej twarz — wyjeżdżając, też myślałam, że stworzę tam niewiarygodną ilość obrazów, ale większość czasu spędziłam na wybiegach i planach zdjęciowych, ledwie starczało mi czasu na zaliczanie przedmiotów. I nie ma w tym nic złego, dużo mnie to nauczyło, ale — zmarszczyła brwi, chaotycznymi liniami i kółkami rozplanowując pustą powierzchnię kartki — myślę sobie, że sprzedawanie twarzy było łatwiejsze niż sprzedawanie duszy. Cały ten wyjazd mógł wyglądać inaczej, gdybym była odważniejsza albo przynajmniej umiała podejść do sztuki mniej prywatnie. I wcale nie jestem pewna, co sądzę o tej wystawie — otworzyła się zupełnie dla siebie niespodziewanie i choć chciałaby móc zrzucić to na działanie rośliny, to jej zapach ledwo co zaczął być dobrze wyczuwalny.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Szczęściem w nieszczęściu było to, że tej samej nocy, kiedy Darren nabawił się leku przed nietoperzami, nie przytrafiło mu się także bliskie spotkanie trzeciego stopnia z guano. - O tak, ilość nietoperzy spadła drastycznie - pokiwał głową Shaw, przypominając sobie pierwsze dni Kruczopióra - oraz zresztą również Różoszpunki - w Exham Priory. Dieta hipogryfów składała się w dziewięćdziesięciu procentach z nietoperzy, pięciu procentach z much, resztą zaś były szczury wielkości kotów, które wymywał z piwnic darrenowy Aquaqumulus. Całe szczęście, że pod Priory nie było jednak wielkiej jaskini służącej do składania ofiar jakimś przedwiecznym bogom, tak jak w opowieści mugolskiego autora - kto wie, ile wtedy zajęłoby Shawowi zalanie jej do samego końca. Informacja o lejkowym boginie może nie wstrząsnęła Darrenem, było to o wiele za duże słowo, ale na pewno wywarła na nim jakieś niezbyt przyjemne wrażenie. Nawet do głowy mu nie przyszło, że kiedy starał się pomóc dziewczynie w opanowaniu zaklęcia - chociaż tak naprawdę kierowała nim jakaś absurdalna chęć popisania się przed Swansea, nie miał nawet pojęcia dlaczego, przecież nie musiał nikomu absolutnie nic udowadniać, a mimo to i tak przy Leighton zdarzało mu się nawet przy najgłupszych czynnościach wyręczać się Mizerykordią - to wtedy czuła ona strach, co najmniej tak duży jak Shaw przy nietoperzach, a sądząc po jej reakcjach - nawet większy. - Mogłem po prostu nie machać patronusami na lewo i prawo - burknął Darren z wyraźną dozą skruchy w głosie - I co z tego że jest mój, to nadal konisko - mruknął, kręcąc lekko głową. - O, niech też potrenuje martwą naturę - machnął ręką mężczyzna, przypominając sobie skandaliczne zachowanie brata Swansea (a może... a może to jednak był wujek?), który zamiast szkicowania Shawa wolał - kto to widział! - rysować fotel, na którym Darren siedział. To znaczy, każdy fotel na którym siedział Shaw od razu stawał się meblem wyjątkowym i nietuzinkowym - nie zmieniało to jednak faktu, że o wiele bardziej niesamowitym modelem był sam wtedy jeszcze Krukon - I niech sobie je usadzi na jakimś krześle - dodał nieco ciszej, przewracając ukradkiem oczami. - Nie pierwszy raz - wtrącił szybko Darren zanim Leia zdążyła uściślić, że chodziło jej o sprawę francuską. Szczerze mówiąc, zdziwił się słuchając wyjaśnień kobiety. Myślał, że w kraju nad Loarą właśnie więcej czasu spędziła na malowaniu tamtejszych pięknych kobiet i przystojnych mężczyzn, bobotońskiej architektury czy ulotnych zwierząt z tamtejszych puszcz. Jednocześnie wiedział, że maszerowała po wybiegu - z jej figurą nie robienie tego byłoby czystym marnowaniem potencjału - i pozowała do sesji zdjęciowych, ale nie miał zielonego pojęcia, że zabierało jej to aż tak dużo czasu. Shaw ugryzł się w język, powstrzymując od skomentowania "zaliczenia przedmiotów - i nie tylko" - mimo że dzięki dymowi atmosfera kierowała się powoli na tory tej nieco luźniejszej, to tematy o których mówili były wciąż dość poważne (a więc z pewnością nie gadali o wróżbiarstwie). - A co jest nie tak z wystawą? - spytał, mrużąc oczy - I... hmm... - zaciął się Darren. Podciągnął nogi do góry i podniósł korpus, siadając z wyprostowanymi plecami po turecku. Drewniany, transmutowany leżak zaskrzypiał, wdzięczny za zdjęcie z niego ciężaru darrenowego ciała - najwyraźniej Shaw zapomniał o odpowiednim przykręceniu paru śrubek - Ciężko mi coś powiedzieć, słysząc o twoim pobycie we Francji tylko krótkie wzmianki - zaczął powoli, wyciągając przed siebie otwarte dłonie, jakby ważąc kolejne słowa - Ale skoro żałujesz niemalowania tam, to czemu nie malujesz tu? Żeby za trzy miesiące móc narzekać, że myślałaś że narysujesz tyle rzeczy na Avalonie, a skończyłaś z obrazem, na którym pluska się parę syren? Bardzo ładnym, nawiasem mówiąc - dodał Shaw, wspominając oczywiście dzieło, które powstało podczas wyprawy po górach Onchu - A tu masz przecież pełno czasu, są wakacje. Od września w Hogwarcie znów nie będziesz miała w co rąk włożyć, bo to rok ostatnich egzaminów i pracy dyplomowej. Chyba że nie zdasz - wzruszył ramionami. Wiedział, że wiele osób tak robiło - czy to z lenistwa, czy z niechęci wkraczania w dorosłość, czy po prostu chcąc zostać rok dłużej ze znajomymi, przyjaciółmi czy z zamkowymi murami - ...ale jak nie zdasz przez zaklęcia, to połamię ci wszystkie pędzle - zagroził jej cicho, biorąc głęboki wdech jaskiniowego powietrza, które zaczynało mieć powoli coraz bardziej ciężki, specyficznie pachnący charakter.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Właściwie sama go prosiła o te patronusy, zafascynowana magią, której wówczas nie potrafiła, a która i teraz sprawiała jej problemy, podczas gdy on korzystał z niej tak naturalnie, jakby robił to od urodzenia. Na molo sama namawiała go, by pokazał zaklęcie raz jeszcze i sama chciała zmierzyć się z boginem, w tym celu kradnąc Darrenowi ostatni dzień szkoły. Sama była sobie winna – ale nie wypowiedziała tego na głos, pozwalając mu na przeprosiny, które, cóż, były miłym gestem z jego strony. Równie miłym co niespodziewany orchideus. — Jest rzeźbiarzem — wzruszyła ramionami, nie mając pojęcia o ich małym spotkaniu, a w każdym razie o jakichkolwiek jego szczegółach związanych z rysowaniem. Fakt, że i Larkinowi zdarzało się coś rysować, bo rzeźba była niewdzięczną dziedziną, kiedy chodziło o spontaniczne prace i ulotne kadry, które chciało się zachować w pamięci, no i rzecz jasna rysunek rozwijał – czy to kreatywność, czy technikę, czy nawet sprawność dłoni. — I jubilerem — dodała ciszej, z nieco mniejszą dumą włożoną w te słowa, niż w poprzednie. Nic nie potrafiła poradzić na to, że uważała, że brat marnował się przy biżuterii. Zresztą nie pozostawał jej dłużny, samemu chyba też niezbyt entuzjastycznie patrząc na modeling, zwłaszcza po tym, jak udało jej się ogarnąć wystawę. — Mogłabym opowiedzieć Ci więcej, ale chyba nie było tam wiele ponad to, co już wiesz — zauważyła całkiem tym faktem rozbawiona. Poza życiem modelki i nauką była tam tylko Victoria, ale obecność Brandonówny raczej nie był dla Shawa interesujący – choć dla Swansea niezwykle ważny. Nie odpowiedziała od razu, ani na pytanie o wystawę, ani jakiekolwiek inne. Słuchała go z miną raczej nieodgadnioną, mrużąc oczy, gdy wybrzmiała groźba połamania pędzli, które były dla niej jak przedłużenie dłoni. Wolno zaciągała się słodkim, ciężkawym powietrzem, poniekąd świadoma, że z każdą kolejną chwilą spędzoną tutaj ma znacznie większe szanse na spokojniejsze podejście do tematu, a nawet szerszą perspektywę. Milczała też dlatego, że zwyczajnie nie wiedziała, jak zareagować. Z jednej strony ceniła sobie jego zdroworozsądkowe podejście, z drugiej – w tym momencie potrzebowała chyba nieco więcej emocjonalnej abstrakcji, aniżeli starego dobrego realizmu. Nie chciała odpowiedzieć czegoś zbyt pochopnie, bo sprzeczka z jej powodu była ostatnim, czego by sobie życzyła, a doświadczenie mówiło jej, że w ich przypadku wcale nie jest trudno do niej doprowadzić. Wolała poznać jego zdanie i samej wyciągnąć jakieś wnioski, niż głupio się kłócić. — Bo dalej łatwiej mi sprzedać zdjęcie, niż obraz. Na zdjęciu jestem tylko ja, a na obrazie jestem ja, na każdym jednym — zaakcentowała słowo w odpowiedni sposób, tak, by nie było wątpliwości, że różnica nie tylko istnieje, ale ma też spore znaczenie. — Spróbuj podejść do tego mniej... logicznie, hm? — dodała cichą prośbę, rzucając mu spojrzenie znad notatnika. Biała kartka z chwili na chwilę pokrywała się coraz wyraźniejszymi liniami, które formowały się w pozbawiony szczegółów, ale za to coraz kształtniejszy bukiet. — Chodzi mi o to, że w Beauxbatons się nad tym nie zastanawiałam, chwytałam byka za rogi. Miałam oferty pracy w modelingu, więc szłam w to na ślepo i nie zastanawiałam się nad tym, że cierpią na tym obrazy, wróciłam dopiero kiedy to zauważyłam. I wiesz, zawsze myślałam, że wystawa wszystko zmieni: przestanę traktować swoją sztukę tak osobiście, pojawią się oferty i będę mogła stwierdzić, że opłaca mi się to bardziej, niż pozowanie, skoro w modelingu i tak zaczynam tu prawie od zera. — To, że tak się nie wydarzyło, było raczej oczywiste. Nie czuła się tak komfortowo ze wzrokiem innych ludzi na pokrytym przez nią farbami płótnie, jak jej się dotąd wydawało, ofert nie otrzymała do tej pory. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się krzyczeć, że kręcenie tyłkiem przed obiektywem było bezpieczniejszą opcją, a stosunkowo młody wiek tylko upewniał ją w przekonaniu, że na wszystko ma czas. — A czas w Avalonie owszem, mam, ale wolę go spędzać w inny sposób. Potem pewnie całkiem pochłonie Cię Borgin — dość bezpośrednio przyznała się nie tylko do tego, że był formą spędzania czasu, którą potrafiła przedłożyć ponad sztukę, ale i że martwiła się, że potem nie będzie to możliwe. A jednak mimo całego napięcia – swoją drogą z chwili na chwilę uchodzącego z niej coraz mocniej – uśmiechnęła się delikatnie, trochę do niego, trochę z własnej głupoty, ale najbardziej ze względu na zapach tlących się liści, które bezpośrednio ją do tego skłaniały.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Zdążył się pochwalić - powiedział Darren, dając znać Lei że już wiedział, czym dokładnie zajmował się jej brat. To znaczy, nie miał pojęcia czym DOKŁADNIE - w końcu być może rzeźbił w stylu starogreckim, idealnie wyrzeźbione ciała sportowców ciskających dyskami albo latających na miotle. A może interesowała go jakaś nowoczesna abstrakcja i wyrzeźbienie sześcianu z kulą na szczycie traktował jak przedstawienie trudów ludzkiego życia przed pięćdziesiątką? Albo małego homunkulusa z wielką głową jako personifikację jakże szlachetnych cech Ravenclawu? Tak bardzo Darren nie dopytywał Larkina o to, co dokładnie ten lubił rzeźbić - domyślał się jednak, że skoro wolał szkicować fotel niż jego, to wykuwał także rzeczy niezbyt ciekawe - Jubilerem? Dość... szeroki zakres zainteresowań - dodał. O tym akurat nie miał pojęcia - nie wiedział też, że Swansea dość średnio pochwalała ten wybór jej brata. O opinii Larkina na temat modelingu nie miał ślizgoniego pojęcia tym bardziej - Shaw wyznawał świętą zasadę, że im rzadziej wpakowywał się w jakiejś wewnętrzne konflikty czy waśnie czarodziejskich rodów, szczególnie tych największych, tym lepiej dla niego. Już wystarczył mu prychający na każdy jego widok Ramsey. Shaw chciał zmrużyć oczy na uwagę o tym, że o Francji nie było co opowiadać, ale mięśnie twarzy powoli przestawały z nim współpracować, przynajmniej w tak ciężkim zadaniu jakim było napięcie ścięgien powiek. Zamiast tego więc powoli wzruszył ramionami. - Też mógłbym słuchać o wiele więcej, jeśli chodzi o to co mówisz - powiedział dość beztroskim tonem, zaraz otwierając szerzej oczy. Chrząknął, po chwili rezygnując jednak z prób wycofania się rakiem ze swoich słów, które przecież w końcu i tak były prawdą - No... to znaczy... no tak jak powiedziałem - dodał, ponownie nieporuszonym - choć nieco usilnie - głosem. - Mniej logicznie? No nie wiem, zobaczę - pokręcił głową Darren. Co to znaczyło "mniej logicznie"? Ciężko było mu się wczuć dosłownie w sytuację Leighton - nigdy nie stał przed wyborem sprzedaży albo swojej twarzy, albo umiejętności, do tego takich w których wykorzystanie trzeba włożyć serce. W dotychczasowych pracach zawsze wymagano od niego suchych kompetencji - segregacji dokumentów, czarów odnawiających czy ochronnych, przeciwzaklęć. Nigdy nie musiał się zastanawiać, czy szkatułka, którą właśnie wycenia, będzie opowiadać kolejnym klientom z jak wielkim sercem otwierał ją niejaki Darren Shaw. - Myślę, że w brytyjskim modelingu nie wiedzą co dobre. Bo z czym masz może pozować, z tiarą i w szacie Hufflepuffu? - zachichotał mężczyzna, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że w kwestiach wyspiarskiej mody pozostał w latach sześćdziesiątych - Tak czy siak, jeśli potrzebujesz klienta chętnego na twojego obrazy, to tak jak mówiłem kiedyś, potrzebuję parę ram do zawieszenia w Borginie... który, nawiasem mówiąc, nie będzie zabierał mi AŻ tyle czasu - Przynajmniej nie tego przeznaczonego dla ciebie - Jakaś zbroja, zamczysko, dąb, mauzoleum, cokolwiek wpadnie ci do głowy apropo dopasowania do takiego miejsca - wyliczył Shaw, robiąc bliżej nieokreślone gesty prawą ręką, zauważając powoli, że każdy ruch powietrza odczuwalny był co najmniej dwukrotnie bardziej. - W Exham też mógłbym coś powiesić - zastanowił się Darren, robiąc strapioną minę - Większość obrazów w galerii przeżarły szczury... albo mole... albo ghul... ehhh - westchnął cicho - ...więc jeśli uznasz, że potrzebna ci przerwa od modelingu, a sprzedawanie siebie jako siebie innym ci nie w smak, to możesz sprezentować coś mi - powiedział, dopiero po chwili uświadamiając sobie jak to zabrzmiało - To znaczy, chodzi mi o obrazy - sprostował, choć parę sekund zbyt późno, by podwójne dno nie wybrzmiało w pełni - Khm - chrząknął jeszcze Darren, czując jak policzki wręcz go palą, jakby ktoś przyłożył do nich rozgrzane węgle. Co prawda na jego twarz wypłynął po prostu stary, dobry rumieniec - ale najwyraźniej avalońskie ziele poczęło brać już jego układ nerwowy w posiadanie.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Zachichotała, głównie po to, by ukryć zakłopotanie – takie z rodzaju przyjemnych, wynikających głównie z zaskoczenia i trochę z braku doświadczenia. Nie dlatego, że nikt jej nigdy nie słuchał, a raczej dlatego, że nigdy nie zależało jej zbytnio na tym, czy ten ktoś słuchać rzeczywiście chciał; aż do teraz, co właśnie odkryła. Rozbawiło ją również to, że i on zdawał się być nieco zbity z tropu i jakby zaskoczony własną reakcją – miał jednak szczęście, bo dziś absolutnie wszystko można było zrzucić na karb avalońskiego ziela. Niezwykle wygodne rozwiązanie. — To byłoby bardzo osobliwe wydanie Play Wizarda — zauważyła, starając się utrzymać bardzo poważny ton, co z każdą chwilą było coraz trudniejsze. Oczywiście sesje z elementami nagości nie były tym, na czym opierała się jej kariera, ba, nie były wcale takie częste, jak mogłoby się zdawać, ale zawsze najłatwiej się z nich żartowało. — Praca na wybiegu jest zresztą ciekawsza, dużo się dzieje i nie trzeba znosić nadętych bufonów zza obiektywu. Idziesz przed siebie i starasz się nie wywalić na oczach celebrytów — zupełnie tak jak w życiu, jak się nad tym zastanowić. Skrzywiłaby się pewnie na wspomnienie ostatniej sesji zdjęciowej, która nie dość, że sama w sobie była nieprzyjemna, to skończyła się jeszcze gorzej, ale o dziwo było jej już wszystko jedno, nie czuła złości, a ogarniający ją błogi spokój paradoksalnie narzucany mocnymi, nagle znacznie wyraźniej wyczuwalnymi uderzeniami serca. — No to może Mordred? — zaproponowała, przerywając rysunek, podnosząc na niego wzrok i zatrzymując go na dłużej na wysokości jego twarzy, nieświadoma tego, że kąciki ust nieustannie uniesione ma w lekkim uśmiechu, co przy nim było już chyba najbardziej naturalną miną, czasem tylko przerywaną ściągniętymi w złości wargami. Wyraźnie ucieszyło ją zapewnienie, że owiana złą sławą dorosłość nie pochłonie go w całości. Złożyła szkicownik i razem z kwiatami odłożyła go na ziemię, po czym usiadła bliżej brzegu swojego gąbczastego kamienia a tym samym bliżej i samego Darrena. — Może rzeczywiście powinniśmy użyć myślodsiewni, wspomnienia ze szczytu Buchorożca mogłyby zrobić furorę, gdyby uwiecznić je na płótnie. I na pewno wpasowałyby się w... klimat... miejsca. — I to chyba nawet lepiej niż jakiekolwiek avalońskie odkrycia. W jej odczuciu ważniejsze niż sam obiekt były emocje, jakie się z nim wiązały i tylko wtedy, kiedy były silne, dzieło miało szansę odnieść sukces. Nie miała pojęcia, czy podobne myślenie miało rację bytu w miejscu, gdzie sztukę trzeba było zaszczepić od zera, ale zamierzała kierować się tym, co uważała za słuszne, jeśli rzeczywiście miała mieć coś do powiedzenia. — Cóż, właściwie to chętnie. Okropnie mierżą mnie gołe ściany. A jak już kiedyś mistrzowsko opanuję imaginem, zrobię ci autoportret, powiesisz sobie w garderobie, to będzie ci doradzać co na siebie założyć. Tylko nie wpuszczaj tam wtedy żadnych dziewczyn, mogłoby być niezręcznie, nie ręczę za to, co powie — wzruszyła ramionami, powagę utrzymując jeszcze przez dwie sekundy, co i tak zdawało się być wynikiem co najmniej zadowalającym. Potem parsknęła śmiechem znacznie mocniej, niż zrobiłaby to w normalnych okolicznościach, dając się ponieść wyobrażeniom na temat gadającego obrazu samej siebie. Prawdopodobnie każda stylistyczna porada polegałaby na tym, by, zamiast założyć, zdjął z siebie jak najwięcej – pod warunkiem, że portret byłby dobrym odzwierciedleniem samej autorki. — Ach, o obrazy? — rzuciła beztroskim tonem. Chciała uśmiechnąć się łobuzersko, ale mięśnie twarzy odmawiały jej aż tak ścisłej współpracy, toteż wyszło raczej głupawo. — Kupiłbyś mnie? — dodała, marszcząc na krótko brwi, po czym sprostowała — ...mnie? Którąkolwiek z opcji — zachichotała, machając przy tym lekceważąco ręką, bo im dłużej o tym mówili (a może im dłużej siedzieli pośród roślinnych oparów?), tym mocniej zatracała granicę między sobą i sobą, choć na początku była dla niej niezwykle istotna. W każdym razie obie siebie z powodzeniem i lekką ręką oddałaby w jego ręce – ale tylko teraz mogła podchodzić do tego zupełnie bez strachu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Prawdę mówiąc, to do tej pory właśnie bycie modelką - lub modelem - przywodziło Darrenowi na myśl obcowanie z zatrważającą ilością nadętych, zadufanych w sobie bufonów. Szczerze, to po pierwszym czy może nawet pierwszych dwóch spotkaniach Shaw podobne zdanie miał o Swansea. Wyrobione zdanie o przedstawicielach czystokrwistych rodów, trafienie go podstępną Rictumsemprą czy robienie dobrej miny do bardzo złej gry jeśli chodzi o zaklęcia nie pomagały na początku w zmianie tego imidżu - a jeśli dodać do tego jeszcze pozornie idealne dopasowanie do artystycznego, ale w opinii Brandon, którą zdążyła się z Shawem podzielić, nadętego Beauxbatons... - Myślałem, że na wybiegu trafia się więcej takich pajacó-ów - przyznał, przeciągając lekko ostatnie słowo - Projektantów, komentatorów, recenzentów... może i tylko chodzisz, ale wolałbym sprzedawać swoje umiejętności malowania niż łażenia - wzruszył ramionami, zdając sobie sprawę, że do bycia modelką potrzebna była jeszcze oczywiście figura i ładna buźka - ale nie dało się też ukryć, że w tym fachu przede wszystkim chodziło o sprzedaż najnowszych kreacji, a nawet najsłodsza twarzyczka nie byłaby w stanie wypromować worka na śmieci przewiązanego sznurkiem do prania. Jak widać, Darren znał się na modzie dość marnie. Pomysł związany z myślodsiewnią Shaw skwitował na razie lekkim zmarszczeniem czoła. Wiedział, że sam jakiś czas temu jej to proponował - im dłużej się jednak zastanawiał, tym mniej sądził, że jest to dobry pomysł. Nie wierzył swoim oratorskim umiejętnościom - nie sądził więc, że przedstawił wnętrze Szczytu Buchorożca wystarczająco frenetycznie. Spalone gobliny, smok bijący o skalną ścianę parę metrów dalej, akromantule, rozwieszone wszędzie smocze skóry, drzwi przedstawiające tortury na wilkołakach, zmasakrowany, nieumarły smok - to wszystko wydostawało się z ust Darrena jedynie jako słowa, do tego przybrane w ścisły, krukoński i zwięzły styl. Ciężko było mu przekazać co tam się działo ze wszystkimi szczegółami - sęk w tym, że być może lepiej dla Leighton było, by nie musiała tego oglądać. - Może nie - ściągnął wargi Darren - Miałem tam nie ściągać czarnoksiężników-amatorów. Równie dobrze mógłbym powiesić tam akt z chudym tyłkiem Sama-Wiesz-Kogo - westchnął. Nie spodziewał się, że dobór wystroju wnętrza będzie przynosił aż takie problemy - ale w końcu dlatego spytał o pomoc eksperta (przynajmniej według Shawa) w kwestiach artystycznych. Jedynym komentarzem na kolejny wywód Swansea było głośne syknięcie - Darren mianowicie ugryzł się w język, powstrzymując się od wspomnienia, że jego mierżą nie gołe ściany, ale ubrana Lei. Do tego czuł, jak przenikliwy ból pędzi z czubka języka wręcz do samego gardła, pod wpływem rozluźniającego dymu znikając jednak tak prędko, jak szybko i gwałtownie się pojawił. - Nie potrzebuję głupich komentarzy od namalowanego Darrena - burknął, ocierając łzy z kącików oczu - Junior wystarczająco dobrze spełnia tę rolę - dodał, rozcierając słoną ciecz na opuszkach palców. - Tak i tak, dla obu opcji - odpowiedział beztrosko Shaw, układając się z powrotem na leżaku i podkładając obie dłonie pod głowę. Paczuszka na dobrą sprawę dopiero zaczynała dymić tak, jak należało - przynajmniej tak wydawało się Darrenowi - a tymczasem mężczyzna nie miał już zielonego pojęcia, czy w jaskini spędzili minut trzydzieści czy trzysta. A może dopiero weszli tutaj pięć minut temu? Jakikolwiek upływ czasu stał się dla Shawa teraz konceptem zupełnie wyalienowanym, co było szczególnie ironiczne biorąc pod uwagę to, że niedawno przespał trzy dni, nie zauważając nawet po wszystkim, że minęło aż tyle - Ale nie mam pojęcia, czy stać mnie na którąkolwiek z nich - uśmiechnął się lekko - Jedna pewnie kosztuje półroczną wypłatę, druga jest bezcenna - wypalił. W normalnej sytuacji świadomość z właśnie wypowiedzianych słów spadłaby na niego szybko jak błyskawica - ba, w normalnej sytuacji Shaw trzymałby gębę na kłódkę. Dym z avalońskiego ziela sprawił jednak, że darrenowa świadomość wędrowała właśnie gdzieś pomiędzy Merkurym a Dziurawym Kotłem.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Wzruszyła tylko ramionami, nie potrafiąc odmówić mu racji. Wychodziło na to, że świat mody był po prostu przepełniony nadętymi bufonami, gdzie by się nie było i czego nie robiło. A może nie tylko mody? Wszędzie tam, gdzie sypały się galeony, pełno było napuszonych idiotów, którzy sprzedali samych siebie za zawartość swojej skrytki w Gringocie. Grunt to umieć z całego morza głupoty wyłowić tych kilka kropel, które naprawdę się liczyły – dla Leighton byli to ludzie kreatywni, pełni pasji, ale też energia panująca na wybiegu i planie zdjęciowym, czy chociażby przyjemnie nakarmiona próżność, gdy widziało się swoją twarz na okładce w końcu przyjdzie moment, kiedy rzeczywiście jej użyją. Z pewnością nie spodobałoby jej się, że Shaw próbował ją od tego odciągnąć, chcąc oszczędzić jej nieprzyjemnych widoków, choć oczywiście nie zdawała sobie sprawy z tego, jak okrutne malowały się tam obrazy – co gorsza nie za pomocą farb i pędzli, a uczynków, które rzeczywiście miały miejsce. Zamiast jednak protestować czy oburzać się w jakikolwiek sposób, zaczęła niekontrolowanie chichotać. Jej umysł postanowił uczepić się wyłącznie ostatniego zdania mężczyzny, ignorując całą resztę, a w każdym razie błyskawicznie wypierając ją z pamięci. — A może twój tyłek? — udało jej się powiedzieć w przerwie między jednym a drugim niemożliwym do opanowania napadem śmiechu. Proszę państwa: tyłek – najzabawniejsza rzecz na świecie. Osobiście uważała, że taki obraz z pewnością kogoś by tam przyciągnął i raczej nie czarnoksiężników-amatorów, choć pożądanych klientów chyba też niekoniecznie – z całym szacunkiem dla darrenowych czterech liter. Niemniej chciałaby móc zobaczyć minę tych osób, które w czasie rutynowych zakupów na nokturnie natknęłyby się na takie dzieło sztuki. — Zapozujesz mi kiedyś do aktu? — dodała nieco poważniej, z autentyczną ciekawością i zupełnie bez szydery, ocierając z kącików ust łezki rozbawienia. — mogę bardzo ładnie poprosić — dodała, chichocząc znowu, choć nie tak głośno, długo i gwałtownie jak jeszcze przed momentem. Nawet gdyby miał się czego wstydzić – a przecież nie miał – to już i tak miała okazję wszystko zobaczyć, co wytrącało z jego rąk co najmniej jeden argument do odmowy. Darowała sobie wykład na temat tego, czym autoportret różnił się od portretu – być może dlatego, że to potknięcie podobnie jak mordredowe rozważania prędko umknęły z jej myśli, pozostawiając w nich przyjemną pustkę. Uśmiechnęła się sama do siebie, bo słowo „bezcenna” jeszcze przez dłuższą chwilę rozbrzmiewało w jej głowie przyjemnym tembrem, jakby utknęło tam i odbijało się od ścian myśli wte i wewte. Poddała się mu na moment, przymykając ciężkie powieki i dopiero po chwili znów się odezwała. — Myślę, że nie stać — przynajmniej starczyło jej rozsądku, by za bardzo nie zejść z ceny, albo, co gorsza, nie udzielić mu rabatu, jakby była towarem uszkodzonym, albo starociem z końcówki kolekcji, który nie ma szans sprzedać się w żaden inny sposób. Nie zastanawiała się dwa razy, pod wpływem impulsu podniosła się ze swojego miejsca i przysiadła na jego znacznie zgrabniejszym leżaku, chichocząc cichutko, bo przecież kiedyś już tak zrobiła i nie skończyło się to dla nich najlepiej. No, dla niego. — Ale mogę ci siebie czasem pożyczyć — zgodziła się łaskawie, z żywym zainteresowaniem lustrując jego twarz wzrokiem. Oparła dłoń na jego piersi, przerzucając na nią ciężar ciała. — Pod warunkiem, że będziesz dbał jak o swoje — dorzuciła tonem znacznie mniej poważnym, trochę wymijającym, stanowiącym wspaniałą alternatywę dla ucieczki, na którą nie miała energii i ochoty.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Umysł Swansea o wiele wyraźniej i o wiele szybciej poddał się działaniu rozluźniającego, avalońskiego ziela - przynajmniej w mniemaniu Darrena. Umiejętności kognitywne Leighton najwyraźniej zmalały o co najmniej pięćdziesiąt procent, skoro zasugerowała coś takiego - a raczej dwa cosie. - Chyba sobie kpi-isz - czknął Shaw po wzięciu nieco zbyt hojnego wdechu. Powietrze zaczynało być coraz gęstsze, i choć tutejsze narkotyki nie pachniały - a raczej nie waliły po nozdrzach - jak te nieczarodziejskie, to i tak czuć było wyraźną zmianę atmosfery. Jeśli zwyczajne zioło można by było porównać do nieprzyjemnego spinacza, który zamykał się przy każdym wdechu na zatokach, gdzieś tam u nasady nosa, to avalońskie ziele przypominało bardziej tą chwilę, kiedy do nosa wbijał się pchnięty nagłym podmuchem wiatru dym z wiśniowych polan płonących na ognisku. Nie do końca aż tak nieprzyjemny - szczególnie, że w tym przypadku nie można było mówić o łzawieniu oczu - ale też nie całkiem komfortowy. Do tego w normalnym wypadku Shaw zapewne nie czułby różnicy w powietrzu wewnątrz jaskini, teraz jednak zmysły działały na czterysta procent normy i czuł nawet na skórze pleców każdą niedoskonałość stworzonego przez siebie leżaka - Co?! - zdziwił się w odpowiedzi na kolejne - tym bardziej absurdalne - pytanie Swansea - Nie ma mo... - zamknął się jednak, kiedy Lei wspomniała coś o niejakim "proszeniu". W sumie to mógł jej przecież wysłuchać, oczywiście - nie było w tym nic złego, to prawda. Nie musiał się wcale zgadzać, ale warto było dać szansę wschodzącej artystce, by mogła trenować swoje umiejętności - to znaczy, Shaw nie miał zamiaru mówić "tak", ale przede wszystkim niegrzecznie byłoby powiedzieć od razu "nie", dlatego zdecydował się na dość neutralne, ale pozostające dość otwarte, burknięcie parę razy jak poddenerwowany hipogryf. Darren uśmiechnął się lekko, otwierając jedno oko i uwalniając lewą dłoń, którą położył na dłoni Leighton - ta z kolei spoczywała na jego piersi. Pod opuszkami czuł każdy szczegół - od rozluźnionych ścięgien odpowiedzialny za odginanie palców, po wystające kości nadgarstka lub knykci, na gładkiej fakturze kończąc. - Czasem, pff - prychnął Shaw, stukając leciutko palcem wskazującym w wierzch dłoni Swansea - Wtedy nie będę miał pojęcia, czy ktoś inny nic nie popsuje - mruknął, wiedząc doskonale że nie musiał podnosić głosu. Na całe szczęście leżak stworzony przez Darrena był nieco bardziej wytrzymały niż te, które w swoim posiadaniu miała Brooks - zapewne transmutowanie go z kawałka dużej skały miało w tym jakiś swój udział. Teraz jednak Shawowi coraz mniej chciało się zastanawiać nad transmutacyjnymi problemami. - W takim razie... - zaczął, robiąc palcem niewielkie okręgi na skórze kobiety - Ile kosztuje jedna Lei?
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Byłaby święcie oburzona, gdyby tylko wiedziała, że jej pytanie nie zostało potraktowane z należytą powagą, bo o ile pierwsza propozycja była oczywiście żartem, tak druga była absolutnie poważna. Naprawdę miała nadzieję go namalować i może potrzeba aktu nie spędzała jej snu z powiek, ale uważała, że byłaby w stanie stworzyć z tego kawał dobrego obrazu. Ostatecznie jednak nie odmówił, co przyjęła z uśmiechem, nie wnikając w to, jakie były jego pobudki – jeśli potrzebował, by go do tego przekonać, nie miała najmniejszego problemu, by to zrobić, nawet jeśli miałoby się nie udać za pierwszym podejściem. Pod pewnymi względami miała nawet cichą nadzieję, że tak właśnie będzie. — Nie sądzisz, że pożyczanie jest wygodniejsze? Możesz coś mieć, a potem tego nie mieć, kiedy już niekoniecznie chcesz. Bez problemu, bez żalu — zabrzmiała bardziej filozoficznie, niż planowała, a przecież pokazywała mu tylko swoje spojrzenie na pewne kwestie, sposób, w jaki do tej pory postępowała. Sama nudziła się raczej szybko i bez żalu zwracała wszystko, co zostało jej pożyczone – właściwie już w tym momencie Darren mógł cieszyć się mianem rekordzisty, bo jak dotąd nikt nie zajmował jej myśli równie długo, co on. Ani w podobny sposób. — Nie zniósłbyś mnie na pełny etat, skoczylibyśmy sobie do gardeł prędzej niż później — zauważyła lekkim tonem, bez wyrzutu czy to wobec niego, czy siebie samej. Stwierdzała fakt, który pewnie nie raz przeszedł i przez jego myśli. Na wyprawie w góry Onchu nie minął nawet dzień, kiedy mieli za sobą pierwszą sprzeczkę, a druga nadeszła już następnego. I nie wiedziała, czy mogła zrzucać to na karb zmęczenia i frustracji narastającej z przeróżnych dostarczanych im przez mieszkańców zamków powodów, czy był to efekt nagłego spędzenia ze sobą takiej ilości czasu. Nietrudno było uznać, że silne charaktery obojga – przy tym jej dodatkowo wybuchowy, skłonny do pochopnych decyzji – po prostu wykluczają się nawzajem. Dlaczego więc wbrew wszelkiej logice lgnęli do siebie przy każdej nadarzającej się okazji? Po raz pierwszy w życiu miała wątpliwości, czy niekwestionowalne fizyczne dopasowanie nie komplikuje całokształtu. Ba, po raz pierwszy dostrzegała, że istnieje coś poza tym dopasowaniem i również po raz pierwszy chciała, żeby to „coś” też miało jakąś szansę istnieć. To było wiele pierwszych razów, jak na Leighton Swansea, która jeszcze więcej zdawała się mieć dawno za sobą. — Chcesz mieć mnie na wyłączność? — zapytała niespodziewanie również dla siebie. Właściwie to miał, z czego zdała sobie sprawę dopiero po wypowiedzeniu na głos swojego pytania. Niczego sobie nie odmawiała, z niczego nie rezygnowała – nie musiała. Z jakiegoś tajemniczego powodu wszyscy inni, choć niegdyś niezwykle intrygujący, teraz odsunęli się na plan tak daleki, że właściwie kompletnie zniknęli z pola jej widzenia. Uśmiechnęła się z wielu różnych powodów jednocześnie – do własnych myśli, w odpowiedzi na jego pytanie, na dotyk, który ciepłem rozlewał się po całej dłoni, sprawiając wrażenie, jakby wnikał w jej skórę i zostawał tam na dobre w postaci przyjemnego pulsowania i oczywiście przez ziele, które niewątpliwie działało już w pełni. Przymknęła powieki i zastanowiła się nad odpowiedzią. — Hmm... na pewno co najmniej jeden akt — mówiła wolno i spokojnie, i było to tyleż działanie przesyconego słodyczą dymu, co próba odwleczenia w czasie odpowiedzi — zszargane nerwy, podłogę pobrudzoną farbami... — leniwie otworzyła oczy — zapach terpentyny w domu — podjęła temat tuż po tym, kiedy pochyliwszy się nad nim, zawisła w niewielkiej odległości od jego warg, podpierając się drugą ręką. — Zmieniam zdanie, akt i masę innych obrazów, dziwnych i niedziwnych — nie miała pojęcia, czy oczy zawsze miał tak głęboko ciemne, a wargi kształtne w sposób, któremu nie potrafiłaby nie ulec – czy dotąd nie skupiała się wystarczająco mocno, czy może widziała to tylko teraz, nienaturalnie wyostrzonymi zmysłami, którymi już teraz odbierała go o wiele mocniej, niż powinna wedle wszelkich podszeptów rozsądku. Schyliwszy się jeszcze odrobinę, krótko musnęła jego usta — więcej zszarganych nerwów, chore ilości kawy, każde wolne miejsce na ścianie, towarzystwo reszty Swansea — po każdym z powodów składała na jego wargach krótki pocałunek i po każdym z nich skracał się dystans, na jaki uciekała — Jesteś w stanie tyle zapłacić?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Nie jestem przyzwyczajony do dzielenia się czymkolwiek oprócz fasolek wszystkich smaków - powiedział Darren. Może to też z tym miał problem Ramsey? Myśl o bracie jednak umarła tak szybko, jak się pojawiła w głowie Shawa. W końcu to co powiedział było w gruncie rzeczy prawdą - nie dzielił się z nikim Exham Priory, nie dzielił się z nikim menażerią czy Borginem i Burkesem. Co prawda nie wynikało to z samolubności, a raczej z braku dotychczasowej potrzeby do wykonywania podobnych gestów. Darren nie zamierzał jednak trenować tej jakże chwalebnej cnoty ani teraz, ani później - Skakanie do gardła to chyba plus - uśmiechnął się jeszcze lekko. Nie zostawało się mistrzem pojedynków - ba, nie zostawało się mistrzem niczego - poprzez unikanie konfrontacji, uciekanie od walki czy wieczne przytakiwanie. Shaw miał swoje zdanie przy którym trwał, ale gdyby nie to, że Lei dość często stawała do niego okoniem, to byłaby nie tylko o wiele mniej ciekawa, ale też Darren nie dążyłby aż tak do spędzania z nią czasu. Przenosząc to na metaforę kulinarną - mężczyzna wolał danie, które mu nie smakowało od takiego, które smaku nie miało za grosz. Kolejne pytanie - co oczywiste - nieco zaskoczyło Darrena, nawet otępiałego przez wpływ kojącego dymu. Zwykle wymijająca i unikająca tak nachalnych pytań Leighton teraz powiedziała coś, co przypominało bardziej szybkie, proste pociągnięcie czarną farbą po białym płótnie niż spokojne odzwierciedlanie słonecznych odbłysków na wodnej tafli - nawet jeśli kilka takich kolorowych okręgów pojawiło się pod na wpół otwartymi powiekami Shawa. - Nie wiem czy mnie stać - odpowiedział, tym razem przejmując należącą zwykle do Lei rolę sępiego krążenia nad tematem, który był w powietrzu prawie bardziej wyczuwalny niż dymiące liście avalońskiego ziela - Ale może znajdę parę wolnych ścian - uśmiechnął się zawadiacko. Darren wyciągnął drugą dłoń spod potylicy, unosząc ją w kierunku podbródka kobiety i gładząc lekko jej skórę wierzchem palca wskazującego. Zmrużył lekko oczy, słysząc jedną z części "transakcji", która podobała mu się nieco mniej. - Tylko bez przesady z tymi Swansea - mruknął - Nie chcielibyśmy, żeby Kruczopiór zasmakował w łabędziach - dodał, nie dając po sobie zupełnie poznać, czy mówi poważnie, czy jedynie żartował. Oczywiście w grę wchodziła jedynie ta druga opcja - jednak jeśli wśród Swansea znajdzie się chociaż parę osób, które nie zechcą ukłonić się przed zwierzęciem, bardzo możliwe było że hipogryf rzeczywiście przeszedłby na dietę nieco bardziej ptasią. Po ostatnich słowach kobiety Darren nie powiedział nic - zamiast tego, korzystając z faktu że Leighton zdecydowała się w końcu nie odsuwać zbyt daleko, po prostu ją pocałował, jednak nie krótko i źwięźle, ale o wiele bardziej gwieździście, czując jak z każdym ruchem warg po całej dolnej części jego twarzy przelewają się naprzemiennie fale gorąca oraz gęsiej skórki.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Nie odpowiedziała nic na to, jak gładko, skutecznie i absolutnie bez wysiłku zbił jej argument przeciwko – jeden z wielu. Uśmiechnęła się za to pod nosem, dochodząc do wniosku, że sama też mimo wszystko lubiła te ich sprzeczki dostarczające wrażeń i zawsze wybuchające w najmniej spodziewanym momencie. A najbardziej lubiła moment, w którym udawało im się uzyskać względne porozumienie, kiedy przepraszał ją jakimś szorstkim gestem, który w takim momencie znaczył więcej, niż najsłodsze ze znanych jej słów. Mówiła o tym, że liczy, że upalenie się avalońskim zielem pomoże jej się odblokować, ale naprawdę miała wtedy na myśli wyłącznie sztukę, niekoniecznie słowa, które płynęły z jej ust całkiem wartkim potokiem. Wszystkie bez wyjątku szczere i nieznośnie osobiste, pozbawione naturalnych dla niej hamulców w sposób, którego nie uzyskałaby nawet alkoholem. Co więcej, nie potrafiła się tym teraz przejmować; zachowywała świadomość, wiedziała, że normalnie nie byłaby w stanie tego powiedzieć i może nawet podświadomie wykorzystywała tę wyjątkową okazję, żeby odsłonić przed nim jakikolwiek skrawek czegoś, co nie było tylko ciałem. I było jej z tego powodu błogo. Głębokie odprężenie splatało się z kompletną utratą poczucia czasu, dając wrażenie, jakby byli zamknięci w bańce chwili, kiedy można powiedzieć wszystko, bo kiedy tylko ją opuszczą, wszystko wróci do normalności. Czuła spokój zakłócany wyłącznie subtelnymi ruchami motylich skrzydeł ocierających się o ściany żołądka – osiągnięte głębokie zrozumienie samej siebie podpowiadało jej, że nie są to jakieś tam zwykłe motyle, a najpiękniejsze krukońskie blue morpho, zwabione tam widać nadużywanym przez nią w ostatnich dniach orchideusem. — Parę brzmi dobrze... na początek — przymknęła powieki, topniejąc pod łagodnym gestem. Wyostrzone zmysły w pełni skoncentrowały się wyłącznie na nim i, na Merlina, odbierała go z siłą, która prędko mąciła jej w głowie. Nic dziwnego, że pobudzona wyobraźnia nakazywała jej zastanawiać się, w jaki sposób najlepiej można wykorzystać to przyjemne wyczulenie. — W takim razie nie zabieraj go do Doliny Godryka, wszędzie ich tam pełno — powiedziała półgłosem, na granicy szeptu, coraz mniej przekonana, czy mówienie to rzeczywiście to, czym chciałaby teraz zajmować usta. Jednocześnie ciche słowa wybrzmiały w jej uszach nader wyraźnie, niosąc ze sobą ładunek emocjonalny, zdradzając zniecierpliwienie i narastające w zdumiewającym tempie pożądanie. W takich okolicznościach jego odpowiedź, choć pozbawiona artykulacji, była dokładnie tym, co chciała teraz usłyszeć. Zatopiła się w pocałunku, gdzieś pomiędzy jedną a drugą wiecznością znajdując chwilę przebłysku świadomości, którą wykorzystała na przełożenie nogi tak, by okrakiem usiąść na wysokości jego bioder. Powoli przyzwyczajała się do odczuwania go w tak natężony sposób, oswajała się z każdym kolejnym gestem, umożliwiając sobie tym samym sięgnięcie po więcej. Wsunęła dłonie pod koszulkę, przyzwyczajając opuszki palców do faktury jego skóry, nagle znacznie bardziej urozmaiconej niż odczuwała to do tej pory. Czuła każdą różnicę w temperaturze, każdą najdelikatniejszą nierówność, każde drgniecie mięśni, kiedy błądziła w miejscu obarczonym przekleństwem łaskotek.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Zbijanie argumentów Lei było dla Darrena zwykle dość łatwe - i to właśnie sprawiało, że konwersacje z nią tak mu się podobały. Nie tylko te spokojne czy wypełnione niespełnionymi jeszcze żądzami, ale też te gniewne czy kipiące złością. Do tego relacja ta nie była jednostronna - Swansea równie często wytykała Shawowi dziury w jego rozumowaniu albo zręcznie omijała słowne zasieki stawiane przez mężczyznę, trafiając prosto w sedno. Tym razem górą był Darren, choć zanosiło się na to, że zaraz miało się to zmienić. - Parę...naście - mruknął, do palca wskazującego dołączając kciuk, którym przejechał czule parę razy po policzku Leighton. Zmrużył oczy przy okazji lekkiego uśmiechu, zastanawiając się skąd weźmie tyle ścian - ostatecznie jednak w samym Borginie zmieści się przecież parę obrazów, nie mówiąc już o Priory, które - choć wyremontowane - cierpiało na dość ciężki przypadek bycia miejscem pozbawionym w większości nieco bardziej wyszukanego smaku niż dywan zarzucony na posadzkę oraz żółte świece wiszące parędziesiąt centymetrów pod sufitem. - Skoro Dolina odpada, chyba będziesz musiała wpadać częściej do mnie - powiedział pewnym tonem. Nie widział bonusów spotykania się w miejscowości narodzin Godryka Gryffindora - ba, możliwość spotkania jakichś innych Swansea, którzy najprawdopodobniej nie byli tak przyjemni jak Leighton, była wręcz olbrzymim minusem, którego spotkania Shaw nie miał zamiaru ryzykować - Ale chyba nie mam miejsca na osobną sypialnię - dodał łobuziarskim tonem, dodatkowo podkręconym w swojej chochlikowatości przez avalońskie ziele, które teraz buchało kłębami tak imponującymi, że wyglądało to tak jakby zbita paczuszka chciała przekazać im jakiejś słowa za pomocą znaków dymnych. Darren nie miał pojęcia co przyszło pierwsze - czy decyzja dziewczyny o tym, by usadowić się na jego biodrach, w miejscu w którym musiała już zauważyć, że Shaw cieszył się że ją widzi dość mocno, czy może ruch jego ręki wcześniej ułożonej na dłoni Swansea, a teraz podążającej najpierw na jej bok a następnie, naśladując działania samej Lei, wślizgując się pod jej ubrania. - Od początku miałaś taki plan? Z zielem? - spytał z uśmiechem, korzystając z chwili i przesuwając dłoń na plecy kobiety, by następnie stanowczym pchnięciem przybliżyć ją do siebie - Muszę załatwić go więcej - dodał jeszcze Darren przed złożeniem kolejnego pocałunku na pełnych wargach Leighton, drżąc widocznie pod nawet najlżejszym niosącym łaskotki dotykiem.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Rozpromieniła się na zmianę zdania i to w dodatku na jej korzyść. Pozwoliła sobie na nieśmiały wniosek, że może zależy mu na tym, by jednak dobić targu i było to okrycie, wskutek którego blue morpho na nowo poderwały się do niespokojnego lotu, tym razem znacznie dłuższego, niż zwykle. Z tego wszystkiego zapomniała cokolwiek odpowiedzieć i jedynie uśmiechała się niemądrze, pozwalając, by wyraz twarzy jeden do jednego odzwierciedlał stan umysłu. — Zapraszasz mnie do swojej sypialni? To niema... niemola... niemorelne — próbowała udać święte oburzenie podobnymi propozycjami kierowanymi do damy, ale język odmówił współpracy, łamiąc się na pierwszym lepszym słowie i wprawiając ją w stan rozbawienia. Chciała wtrącić jeszcze coś o namiotach i śpiworach, i że teraz ma z nimi większe doświadczenie, niż kiedykolwiek by podejrzewała i właściwie nawet niż by chciała, więc poradzi sobie równie dobrze w ogródku, ale została skutecznie odwiedziona od plecenia podobnych andronów. Ostatecznie sypialnia Darrena oprócz lekkiego ukłucia niepokoju, strachu lub podenerwowania – trudno było jednoznacznie stwierdzić – wzbudzała w niej przede wszystkim ciekawość. A Swansea zwykła ją zaspokajać na wzór wszelkich innych potrzeb.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Zadowolona z siebie, przeciągnęła się leniwie jak kotka i w równie kocim stylu ułożyła się u jego boku, kładąc dłoń na jego torsie i na niej opierając brodę. Drugą rękę wyciągnęła ku jego twarzy i delikatnie odgarnęła mu z czoła kosmyk włosów, który opadł na nie w nieładzie. Przez moment po prostu mu się przyglądała, dając mu kilka chwil na dojście do siebie, a sobie – na pochłonięcie wzrokiem kilku szczegółów i zapisanie ich w pamięci, by zapewne prędzej czy później umieścić je na kartach szkicownika. — To był strzał w kolano — odezwała się po chwili, opuszczając głowę i przytulając się policzkiem do nagiej, gorącej skóry, po którą wyraźniej niż kiedykolwiek słyszała bijące szybko serce. Przymknęła powieki z zastygłym na ustach uśmiechem — pewnie nigdy tego nie przebiję normalnymi sposobami — zachichotała, rozważając jak wiele avalońskiego ziela jest w stanie zebrać na zapas, no, tak na wszelki wypadek. A może dałoby się wziąć sadzonkę? Darren i tak ewidentnie miał w sobie coś z ogrodnika, no i mieli te całe fancy sierpy, nic tylko założyć małą szklarenkę pełną podejrzanej rośliny.