C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kiedyś odbywały się tutaj cotygodniowe festyny i jarmarki. Niestety dawno już nikt tu nie zaglądał. Jeśli spróbujesz szczęścia, może uda Ci się znaleźć wśród bałaganu jakieś fanty.
Kostki:
Jeśli próbujesz znaleźć fanty rzuć k100:
1-20 Niestety nie poszczęściło Ci się.
21-40 Widzisz coś błyszczącego za jednym ze spróchniałych stoisk. Okazuje się, że ktoś zgubił sakiewkę z 30g. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
41-60 To nie jest Twój dzień. Nic nie znajdujesz, a w dodatku rozcinasz sobie rękę o zardzewiały gwóźdź. Rana babrze Ci się, a skóra przyjmuje zgniłozielony kolor i nie jesteś w stanie sam jej wyleczyć. Obowiązuje Cię jednopostówka na min. 2000 znaków u lokalnego uzdrowiciela, który podaje Ci tajemnicze lekarstwo.
61-80 Brawo! Chyba komuś było tu wyjątkowo zimno, bo zostawił za sobą skarpety z wełny kulinga, które teraz należą do Ciebie! Zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie.
81-100 Ani widu ani słychu ciekawych fantów. Zamiast tego napotykasz bodaka. Jeśli nie masz 15 lat, istota próbuje Cię porwać do lasu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pią 12 Sie - 11:36, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Skoro go ściągnął do pomocy, to zamierzał dostarczyć im wszystkiego, czego potrzebowali, w tym również spokoju i miejsca do spania, chociaż tego ostatniego totalnie nie rozumiał. Nie zamierzał się jednak w nic wpierdalać, wpychać w nieswoje sprawy, bo to było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował. Miał dość własnych problemów, żeby jeszcze próbował przejmować się cudzym pierdoleniem, co to, to nie. Wolał po prostu skoncentrować się na tym, co było naprawdę potrzebne, a skoro dookoła niego odpierdalał się wielki szajs i co chwila wpadał w jakieś problemy, zdecydowanie wolał działać wcześniej, niż później znowu mierzyć się z jakimiś pojebanymi problemami. Tak czy inaczej, znalazł to miejsce, dochodząc do wniosku, że tutaj naprawdę nikt nie będzie im przeszkadzał, nie będzie się wpierdalał i gadał im nad łbami, wystarczyło tylko zjebać kilka niepotrzebnych rzeczy ze straganów i można było się brać do działania. Nie wiedział, co prawda, od czego mieli zacząć, chociaż to wydawało się wręcz oczywiste. Zdał sobie sprawę z tego, że samodzielnie nigdy nie brał się do eliksiru, nie poza szkołą i z jakiegoś powodu chwilowo wydawało mu się to dość ekscytujące. Pewnie za chwilę miało mu to pojebanie mózgowe przejść, ale nie zamierzał się tym w ogóle kłopotać. - Dobra, załatwiłem wszystkie składniki, których potrzebujemy - powiedział, zerkając na swojego imiennika. - I możesz u nas spać, nie ma sprawy, może tym razem nie rozpierdolimy domku w drobny mak. Dzięki, że mi pomagasz - dodał zaraz i wzruszył lekko ramionami, bo naprawdę nie był zbyt dobry w dziękowaniu, czy czymś podobnym, a Max zdecydowanie na to zasługiwał, w końcu wcale nie musiał się zgadzać mu pomagać.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Powrót do Avalonu był dla Solberga bardzo ciężki. Emocje wciąż w nim wrzały i zdecydowanie nie chciał w tej chwili widzieć się ze współlokatorami. A szczególnie z tym jednym, przez którego tak naprawdę wyjechał. Nie mógł jednak odmówić Brewerowi pomocy. Dlatego też, gdy tylko zjadł porządne śniadanie i pożegnał się z rodziną, stworzył świstoklik i powrócił na wyspę. Całe szczęście jego magiczna torba mieściła cały arsenał eliksirowara. Bez tego i tak nigdzie się nie ruszał. -No i to jest profeska. - Wyszczerzył się, gdy okazało się, że jego imiennik poczynił potrzebne przygotwania. -Dzięki wielkie, naprawdę ratujesz mi dupę. I Avalonowi. Ale nie obiecuję, że nie przyczynię się do rozjebania domku. Co żeście tam odjebali? - Zapytał ze śmiechem, po czym wyjebał wszystko z pierwszego lepszego straganu i zaczął wyciągać z torby to, czego potrzebowali. -Dobra, to co warzymy? - Zapytał jeszcze, gdy kociołek i cała reszta narzędzi były już rozłożone, a nastolatek wykorzystał ten moment, by zapalić szluga i nieco się wyciszyć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Graliśmy w therię - odparł Brewer, uśmiechając się kącikiem ust, kiedy wzruszył ramionami na pozostałe uwagi swojego imiennika, jednocześnie wyciągając z plecaka składniki, które miał naszykowane na ich spotkanie. Miał nadzieję, że nic się im nie stało, ale starał się ich naprawdę nie rozpierdolić, doskonale wiedząc, że ponowne ich ściąganie albo szukanie zajęłoby mu jedynie zbyt wiele czasu, a na dokładkę byłoby potwornie wręcz wkurwiające. Nie zamierzał dopytywać, o co dokładnie chodziło chłopakowi z tym, że ratował mu dupę, ale skoro tak twierdził, to tak było i chuj, koniec dyskusji, nie było sensu się w to zagłębiać. Nie po tym emocjonalnym bagnie, jakie udało się ostatnio Maxowi w ogóle przerobić. - Czyszczący rany. Mam w chuj mało eliksirów leczniczych, a po tym, co się tutaj odpierdala, zdecydowanie wolałbym być przygotowany na to, co jeszcze może mnie spotkać. Jak będziesz chciał i nie spierdolisz gdzieś dalej, mój ty kabanosiku, to możemy spędzić nad tym więcej czasu. O ile nie będę cię za bardzo wkurwiał swoimi zapędami do robienia wszystkiego, co wiąże się z uzdrawianiem - stwierdził, wzruszając jeszcze lekko ramionami, z zadowoleniem dochodząc do wniosku, że takie skupienie się na robocie było czymś, co w pełni mu odpowiadało. Poza tym, jeśli chciał zostać dobrym uzdrowicielem, to musiał wziąć dupę w troki i zacząć się zajmować tym, co było ważne, a nie lataniem chuj wie gdzie i zakładaniem z góry, że sama magia lecznicza zdziała cuda. Czasami trzeba było wykorzystać do niej również eliksiry, zioła i całą masę innej wiedzy, jakiej na razie Max nie posiadał. Albo posiadał w szczątkowym stopniu, więc chuj tam, trzeba było zabrać się do roboty, a skoro jego imiennik był jak najbardziej skłonny pomóc, to nie zamierzał narzekać.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-No tak, Theria. Rozumiem aż za dobrze. - Prychnął, przypominając sobie trochę ze śmiechem, a trochę mimo wszystko z tikiem traumy, jak to w bunkrze sam grał w tę grę z grupą krukonów. -Dopóki nie będziesz mnie zmuszał do robienia wiggenowego, mogę nawet zrobić Ci obóz eliksirowarski. - Zapewnił go, przyglądając się wyjętym przez imiennika składnikom. Dopiero, gdy uznał, że jest względnie zadowolony z jakości, odpalił fajkę i przysiadł na brzegu stanowiska, przejeżdżając ostrzem sztyletu po wnętrzu swojej dłoni. Jak zwykle narzędzie było perfekcyjnie naostrzone, o czym świadczył obwita stróżka świeżej krwi, która zaczęła barwić skórę chłopaka. -Dobra, to zaczynamy. - Postanowił w końcu, podając sztylet gryfonowi, oczywiście odpowiednio oczyszczony z własnej juchy. -Najpierw zajmij się lawendą. Musisz ją odpowiednio obrać. W tym czasie wymień mi właściwości tego pachnidła i powiedz, gdzie jeszcze jest używane. - Przeszedł od razu w tryb pracy, popalając papieroska w bezpiecznej odległości od kociołka i składników. Wiedział, że popiół i dym może zaburzyć pracę składników, a tego przecież nie chcieli.
Kosteczki:
Rzuć k6 na to, jak idzie Ci obieranie lawendy: 1-3 No chyba sobie żartujesz. Solberg patrzy na Ciebie, jakby chciał Ci przypierdolić, a Ty zamiast skupić się na pozyskaniu kwiatów, rwiesz co popadnie i masz niezły syf.
4-6 Poszło Ci na tyle dobrze, że Solberg nie komentuje jednego, czy dwóch gorszych ruchów w Twoim wykonaniu. Brawo!
Następnie rzuć Literką na poziom wiedzy o lawendzie:
A-D Widać, że wiesz jak roślina wygląda i na tym by się Twoja wiedza kończyła. Możliwe, że to stres, albo wpływ Avalonu, ale idzie Ci przynajmniej chujowo.
E-J Pięknie! Potrafisz powiedzieć naprawdę dość sporo o tej roślinie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Też kiedyś coś cię podkusiło, żeby w to zagrać? - zapytał, uśmiechając się przy okazji nieco ironicznie, a następnie zasalutował, jakby był jakimś jebanym dzieciakiem i obiecał, że nie będzie prosił go o pomoc z tym jednym konkretnym eliksirem. Miał zaklęcia, które mogły z nim pomóc, ale prawda była taka, że był zapewne w stanie nauczyć się, jak miał go przyrządzić. Tym bardziej że miał teraz okazję uczyć się od kogoś, kto serio znał się na eliksirach i mógł mu z tym pomóc, a komuś, kto zamierzał zostać uzdrowicielem, kwestie związane z nieco bardziej płynną medycyną oraz problemami, jakie mogły wystąpić z powodu przedawkowania pewnych substancji, bardzo by mu się przydały. Dlatego też przystał na ten cały jebany obóz przetrwania, podrapał się po policzku i przystąpił do pracy. Chujowej, jak miał się wkrótce dowiedzieć. - Na pewno jest w eliksirze słodkiego snu, nie kojarzę, żeby do czegoś była jeszcze potrzebna. Jakieś podpowiedzi, panie nauczycielu? - odparł na jego pytanie, wiedząc, że będzie się musiał nieco wysilić, jeśli nie chciał odpaść już w przedbiegach, mając świadomość, że tak, jak przykładał się do samej magii leczniczej, tak teraz musiał przyłożyć się do czegoś jeszcze. - Z tego co pamiętam, to ma całkiem sporo zastosowań, w sensie może być wykorzystywana nawet do robienia miodu, czy coś tam, ale z tego, co nas interesuje, to przede wszystkim chodzi o olejki, bo mają właściwości antyseptyczne i przeciwzapalne. W sumie pasuje do tego słodkiego snu, bo ten sam olejek ma właściwości uspokajające, więc to jest logiczne - dodał, wymieniając jeszcze po chwili właściwości kosmetyczne, aczkolwiek do czego dokładnie lawenda służyła, to oczywiście chuj wiedział, przynajmniej w kontekście kremów, o innych rzeczach mogąc nawijać, nie przykładając jednak odpowiedniej wagi do tego, jak przygotowywał składnik eliksiru, za co pewnie mógł zarobić w mordę.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Oczywiście, że tak. Nie odpuściłbym szansy na taką rozpierduchę. - Spojrzał na niego, jakby ten miał nierówno pod sufitem sądząc, że Solberg mógłby jakkolwiek podobnej rozrywki odpuścić. Znali się nie od dziś przecież i pytanie to było raczej formalnością. Fakt, że uzdrowiciele potrzebowali znać eliksiry był oczywisty. Sam Max akurat nie przepadał za tą gałęzią swojej ulubionej dziedziny, ale nie oznaczało to, że nie opanował leczniczych wywarów do perfekcji. Był jednak jeden eliksir, na który nie mógł już patrzeć i też od razu ostrzegł imiennika, że gdyby poprosił go o ten konkretny wywar, dostałby od razu kopa w dupsko. -Brawo, czyli nie jest z Tobą tak najgorzej. Jeśli chodzi o bycie głównym składnikiem, to faktycznie słodkiego snu i czyszczący rany wiodą prym, ja to jednak lubię dodawać lawendy do wszystkich leczniczych ze względu na oleistość i właściwości tonizujące. Jak eliksir spierdolisz, to chociaż nie będziesz wyglądał jak chodzące zombie, a to już jakiś sukces. - Pomachał z uśmiechem w jego stronę, na wpół wypalonym fajkiem. -Do tego daje zajebisty zapach, ale sprawia, że eliksir jest gorzkawy, więc trzeba to ładnie zbalansować. Jak będziesz grzeczny, to może pokażę Ci co i jak. - Puścił mu oczko, po czym spojrzał na ręce gryfońskiego imiennika, by zaraz potem wsadzić łapę między Brewera a lawendę i spojrzeć na niego niezadowolonym wzrokiem. -Weź Ty się kurwa skup. Chyba, że masz fortunę na nowe składniki, bo z tego to Ci chuj wyjdzie, a nie eliksir. - Pokręcił głową, biorąc to, co już Brewer obrał i podtykając mu pod nos. -Widzisz ten syf? Wyobraź sobie, że to w połączeniu z resztą eliksiru może wypalić Ci żyły od środka. No ni chuja nie polecam. Masz stosik do poprawki. - Pierdyknął mu to na blat, by gryfon mógł się pomęczyć trochę z ponownym przejrzeniem i oczyszczeniem lawendy. -A jak już skończysz, to przygotuj marynatę ze śluzu ślimaka, soku z czyrakowbulwy i miąższu z figi. - Poinstruował go dalej ciekaw, czy imiennik w końcu da radę się skupić, czy niezbyt.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Wyszczerzył się na uwagę swojego imiennika, wiedząc, że na niego zawsze mógł liczyć i uznał, że zawsze może go zaprosić, żeby pograli w coś zjebanego, jak po prostu będzie się im nudzić. To jednak nie była chwila na te rozkminy, mieli inne rzeczy, na jakich należało się w pełni skoncentrować, więc po prostu zaczął przypominać sobie wszystko, co wiedział o tym składniku eliksirów, nie wbijając się w jakieś pojebane rozkminy na temat tego, jak lawenda rosła, bo z tym to akurat poradziłby sobie zapewne chujowo. - No, kurwa, na to, że smak jest gorzki, to bym w życiu nie wpadł. Zawsze mi się wydawało, że jest inaczej - stwierdził, wzruszając lekko ramionami, ale widać było, że był tą kwestią zainteresowany, tak samo, jak i całą resztą. Był ciekaw, co mogli zrobić, co można było osiągnąć przy wykorzystaniu składników nieco mniej typowych, kiedy tworzyło się dane eliksiry. To było podobne do jego, na razie teoretycznych, rozważań, nad zaklęciami oraz innymi sposobami leczenia niektórych chorób, które, jego zdaniem, mogły odmienić obecny wymiar uzdrawiania, tworząc coś zupełnie nowego, może niespotykanego, ale z całą pewnością pociągającego. Spojrzał na składniki, potem na Maxa, zastanawiając się, czy to serio miało aż tak jebane znaczenie, ale skoro jego imiennik tak twierdził, to zamierzał mu ufać. Niby wiedział, że składniki należało starannie odmierzać i w ogóle, ale jakoś do tej pory udawało mu się przechodzić przez egzaminy i lekcje, zachowując się nieco mniej starannie. Skoro jednak poważnie myślał o byciu uzdrowicielem i nie chciał robić jakiegoś pieprzonego syfu, to trzeba było się na tym skupić. Dlatego też odetchnął i raz jeszcze zabrał się za przygotowywanie składników. - No dobra, to skoro lawenda daje takie efekty do tego eliksiru, to co z resztą? Stabilizatory, wzmacniacze? Tak rozkładając to dosłownie na czynniki pierwsze? - zapytał, starając się zrobić teraz wszystko tak, żeby Max był zadowolony, przy tej okazji ucząc się skrupulatności i cierpliwości, jaka z całą pewnością była potrzebna uzdrowicielowi.
Dagonet przez lata sprawował funkcję błazna na dworze Króla Artura. Zabawiał nie tylko samego monarchę, ale i gości, którzy przekraczali mury Camelotu. Pewnego dnia dla żartu został pasowany na jednego z Rycerzy Okrągłego Stołu i choć cały dwór śmiał się z błazna w zbroi, ten dzielny mężczyzna okazał się być niezwykle odważnym czempionem wielu turniejów rycerskich. Legendy głoszą, że jego duch nawiedza opuszczony jarmark Avalonu, gdzie dawniej organizowano festiwale przy większych uroczystościach w tej legendarnej krainie. Mówi się, że każdy kto spotka sir Dagoneta nie zazna spokoju, dopóki nie będzie w stanie rozbawić nadwornego błazna.
Zasady
•Do wyzwania przystępujecie solo. Wyjątkiem są osoby poniżej 17 roku życia, które potrzebują kogoś dorosłego obok.
•Rzucacie k100, by zobaczyć czy uda wam się rozbawić ducha Dagoneta:
Kostki:
1-30 Musicie mieć wyjątkowo kiepskie poczucie humoru, a może po prostu nie macie nastroju na żarty. W każdym razie rycerski błazen patrzy na was z politowaniem, a jego twarz nawet nie stara się wysilić jakiegokolwiek uśmiechu. Duch rzuca na was klątwę, mającą na celu nauczenie was humoru. Przez najbliższe dwa wątki sir Dagonet nawiedza was, a wy nie potraficie przeprowadzić poważnej rozmowy. Ciągle żartujecie nawet z największego nieszczęścia.Otrzymujecie 1pkt. eventowy.
31-55 Staracie się jak możecie, ale Dagonet pozostaje niewzruszony. Doceniając wasze starania wyzywa was jednak na pojedynek turniejowy. Jeśli wylosowana liczba jest parzysta udaje wam się zdobyć kilka punktów i zaimponować błaznowi, jeśli zaś trafiła wam się kostka nieparzysta, nie macie najmniejszych szans. Miecz błazna rani was mocno w wybranym miejscu. Po zasklepieniu, zostaje wam blizna w kształcie błazeńskiej czapki. Zdobywacie 2pkt. eventowe.
56-85 Udało wam się wywołać uśmiech na twarzy ducha prawie bez problemu. Sir Dagonet z uznaniem kiwa głową i zdradza wam wskazówkę dotyczącą Świętego Graala. Otrzymujecie 3pkt. eventowe, 1pkt. z DA i przerzut w dowolnym kolejnym wyzwaniu.
86-100 Urodzeni z was komicy. Dagonet praktycznie skręca się ze śmiechu, nie mogąc się uspokoić i prosi was o zapisanie kilku z tych wybitnych żartów, żeby mógł podzielić się nimi z pobratymcami. W dowód uznania podarowuje wam swoją buławę.Otrzymujecie 3pkt. eventowe oraz 2pkt. z DA.
•Osoby posiadające przynajmniej 20pkt. z Działalności Artystycznej w kuferku nie mogą wylosować najniższego przedziału.
•Niezręczne trolle spadają w tym wyzwaniu o jeden próg kostkowy, a złotouste gilderoye otrzymują +10 do swojej kostki.
•Ostateczny i nieprzekraczalny termin pisania to 21 sierpnia Wszelkie posty i upomnienia wrzucone po tym czasie nie będą rozpatrywane.
•Błazeńska buława Dagoneta - Artefakt niezbędny dla każdego żartownisia. Aktywując jego magię sprawiacie, że osoby w najbliższym otoczeniu nie są w stanie się smucić, a wręcz tryskają żartami i dobrym humorem.
<zg> Punkty z DA w kuferku: </zg> <zg> Kostka: </zg> <zg> Zdobycze/Konsekwencje: </zg>
______________________
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Punkty z DA w kuferku: 0 Kostka: 20 Zdobycze/Konsekwencje: 1 pkt eventowy / klątwa Dagoneta - przez najbliższe 2 wątki
Podczas urlopowego pobytu na Wyspie Jabłoni poznał chyba wszystkie arturiańskie legendy, a chociaż zdarzało mu się mylić czy przekręcić imiona snujących się jako zjawy wojów, tak akurat opowieść o królewskim błaźnie pamiętał doskonale i… powiedzmy sobie uczciwie, był to ostatni duch, którego chciałby dzisiaj spotkać na swojej drodze. Po ostatniej kłótni i wyjeździe Maximiliana do Hiszpanii humor mu nie dopisywał, więc kiedy tylko ujrzał przed oczami twarz dowcipkującego rycerza okrągłego stołu, wiedział już że staje na przegranej pozycji. Przez moment myślał, że uda mu się nieproszonego towarzysza wyminąć, ale gdzie tam. Dagonet przykleił się do niego jak rzep do psiego ogona, trajkocząc nad uchem. - Nie możesz przyczepić się do kogoś innego? – Burknął niechętnie, przyspieszając kroku, jednak zjawa nie dawała za wygraną. Frunęła tuż za jego plecami, nagabując do strojenia żartów ze wszystkiego wokoło. Jednocześnie obiecywała nagrodę, jeżeli tylko uda mu się ją rozbawić. Problem w tym, że Moralesowi samemu nie było do śmiechu, a w tym stanie do głowy nie przychodził mu żaden, chociażby najgorszy kawał. – Nie jestem fanem komedii. – Dzielnie się stawiał, ale czując na karku chłodny oddech swej najgorszej mary, przystanął wreszcie, poszukując w myślach czegokolwiek co mogłoby się nadać na ten mało obiecujący stand up. – Dobra, dobra… już… – Uniósł dłonie w obronnym geście, kręcąc ze zrezygnowaniem głową, zanim rozpoczął swój wątpliwej jakości występ. - Dlaczego nie ma rudych szlam? – Wreszcie z jego ust uwolniła się jakże wymyślna, wyrafinowana zagadka, po której królewski błazen przynajmniej na krótką chwilę zamilknął. – No bo kurwa bez przesady. – W końcu Paco postanowił go wyręczyć. Nie usłyszał jednak śmiechu, zamiast tego Dagonet spojrzał na niego z politowaniem, rzucając na niego klątwę. – Myślę, że teraz będzie szło ci znacznie lepiej. – Rzucił duch na odchodne, za to Salazar… nie wiedział jeszcze, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż podczas kolejnych towarzyskich spotkań wyjdzie na jeszcze większego skurwiela niż zwykle.
zt.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Eliksiry mają jeszcze wiele niespodzianek, choć nie polecam odkrywać ich wszystkich. - Prychnął, bo akurat smak lawendy i jej właściwości znał bardzo dobrze. Nie powiedział nic na to spojrzenie rzucone w stronę składników. Był pewien, że wie, co imiennik miał teraz w głowie, ale nie miał zamiaru mu odpuszczać. Skoro zwrócił się do niego o pomoc w nauce, to Max miał zamiar podejść do tego porządnie szczególnie, że Brewer miał ambicje na uzdrowiciela, więc średnio by było, gdyby przypadkiem kogoś zabił. -Stabilizatorem jest śluz ślimaka, a wzmacniaczem czyrakobulwa. Nie jest co prawda tak jebnięta jak tykwobulwa, która wszędzie Ci wybuchnie jak spierdolisz proporcje, ale też nie polecam odchodzić za bardzo od przepisu, jak nie wiesz co robisz. Marynowanie lawendy w tych składnikach sprawia, że przejdzie ona właściwościami, jakich potrzebujemy, a jednocześnie nie będziemy zagęszczać niepotrzebnie eliksiru, który powinien mieć raczej konsystencję kremu do rzadkiego kremu do twarzy, a nie gluta. - Wyjaśnił, po czym wskazał głową, żeby imiennik przestał się rozpraszać i w międzyczasie wziął do marynaty, bo czas im uciekał. -Możesz dorzucić garść jagód jemioły już do kociołka. Lepiej jak będą lekko przegotowane niż za surowe. - Poinstruował jeszcze, podczas gdy sam patrzył, jak gryfon odmierza resztę składników.
Kostki:
Rzuć k100 na marynatę. Wynik z przedziału 40-85 oznacza sukces.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max czuł się nieco, jak na tureckim kazaniu, uświadamiając sobie, że do tej pory raczej chuja wiedział o tym, jak właściwie podchodzić do eliksirów, ale nic na ten temat nie powiedział, bo mimo wszystko nie chciał czegoś spierdolić. Ostatecznie jego imiennik zdecydowanie postanowił poświęcić mu czas, żeby jakoś mu pomóc i nie zamierzał tego zmarnować, wierząc, że mimo wszystko jakoś sobie poradzi i czegoś się od Solberga nauczy. Więc kiwał głową na jego uwagi, starając się mocno skupić na tym, co się działo, by już po chwili sięgnąć po wymienione jagody. Wybrał ich staranną ilość i dodał do kociołka, pilnując tym razem, żeby nic nie spierdolić. - Pamiętam, jak na jednych zajęciach wypierdoliłem różowym glutem w Callahana. I w sumie to było trochę specjalnie, ale teraz wolałbym nic nie spierdolić. Nigdy nie zastanawiałem się, czy aż taka dokładność jest koniecznie potrzebna w eliksirach, ale dobra, już kumam, że tak. To, co jeszcze możesz mi powiedzieć o tym czymś, co próbuję zrobić? - zapytał, przy okazji zagryzając lekko wargę, żeby w pełni skoncentrować się na tym, co w tej chwili robił. Czuł się częściowo, jak dziecko we mgle, zastanawiając się, jak do chuja pana, do tej pory sobie radził z tym wszystkim, mając wrażenie, że to było po prostu gówno warte. Ale tak było ze wszystkim, jak zaczynał z uzdrawianiem, to też gówno o nim wiedział i gówno umiał, a teraz zdecydowanie mógł dzielić się wiedzą na ten temat. To zaś było czymś zajebistym, tak samo, jak to, co robił Solberg, faktycznie ucząc go czegoś, a nie jedynie stojąc i susząc mu łeb. Najwyraźniej jego działania przyniosły jakiś efekt, bo Max poradził sobie całkiem nieźle, z pewnym zdziwieniem odkrywając, że konsystencja tego, co w mozole i pocie czoła tworzył, okazała się właściwa. To nie było coś, czego by się spodziewał, ale mimo to uśmiechnął się z zadowoleniem, by po chwili stwierdzić, że jego imiennik wiedział, jak uczyć innych, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. - Byłbyś w stanie stworzyć nowy eliksir? - zapytał go po chwili.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, starał się przekazać Brewerowi jak najlepiej to, co sam wiedział. Co prawda nie dało się tak wszystkiego nagle wyłożyć, bo tej wiedzy trochę były ślizgon miał, ale przynajmniej mógł nakierować imiennika na właściwe tory, zwracając mu uwagę na podstawy, których gryfonowi wyraźnie brakowało, skoro nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństw jakie szły w parze ze źle zbalansowanymi lub źle oczyszczonymi składnikami. Prychnął słysząc tę historyjkę. Nawet nie wiedział, czy był przy tym obecny, bo na zajęciach zawsze skupiał się maksymalnie na pogłębianiu wiedzy. -Powinienem Cię zjebać, ale sam chętnie bym kiedyś w niego rzucił czymkolwiek. Byle twardym i szkodliwym. - Przyznał bez bicia, choć nie było to raczej żadną tajemnicą, że z Boydem się po prostu nienawidzili za czasów ostatnich szkolnych lat Solberga. -Wszyscy mają to w dupie i potem się dziwią, że lądują w szpitalnym. - Wzruszył ramionami, bo choć wkurwiało go takie podejście, to jednocześnie zdążył się już z tym pogodzić. -O zastosowaniu chyba Ci opowiadać nie muszę. Czyści rany, WOW, cała filozofia. Mogę jednak powiedzieć, że należy do grona mikstur, które naprawdę są praktycznie swoją kalką jeśli chodzi o pracę. Taki uspokajający na przykład, czy słodkiego snu... Metoda pracy jest taka sama i jak opanujesz jeden, uwarzysz resztę bez problemu. Polecam w ogóle poczytać trochę o składnikach tłuszczowych i roślinnych. Są najlepsze do uzdrawiania i odżywiają organizm jak nic innego. Śledziona traszki? Dojebałbym wszędzie, gdybym tylko mógł. Jak chcesz podrzucę Ci jakąś lekturę. - Zaproponował, nie spuszczając wzroku z dłoni imiennika. Co jak co, ale wybuchnąć tu nie miał zamiaru, a już tym bardziej nie chciał zbierać gryfona. Wyglądało na to, że Brewer faktycznie mocniej się skupił i bezbłędnie zamarynował lawendę, co dało im chwilę oddechu, przed finalnym etapem. Solberg właśnie odpalał kolejnego szluga, gdy zatrzymał dłoń w połowie ruchu i spojrzał na niego zdziwiony, a jednocześnie szmaragdowe tęczówki rozpaliły się z ciekawości, co też takiego ten może knuć. -Jeden już mam na koncie, a drugi liczę, że niedługo sfinalizuję. Potrzeba mi paru testów tylko szczerze nie wiem, czy to mądre brać się za to samemu szczególnie, że w tym celu muszę wyjechać na największe zadupie świata. - Przyznał szczerze, a jednocześnie nie było w tym nuty dumy, czy chwalenia się. Dla nastolatka to wciąż nie były osiągnięcia, które chciałby mieć na swoim koncie. Szukał czegoś większego, nowego i innowacyjnego, a znając jego ambicje nigdy takowa mikstura miała nie powstać, która w pełni by go zadowoliła. -Dobra, to teraz wrzucaj wszystko do kociołka i mieszaj przez trzy minuty i siedemnaście sekund przeciwnie do wskazówek zegara. - Ustawił klepsydrę, którą stuknął różdżką, by odmierzyła im odpowiednią ilość czasu i wprawił znajdujący się w środku piasek w ruch.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max uśmiechnął się lekko na tę uwagę swojego imiennika, ale wcale się nie zdziwił, wyglądało bowiem na to, że ten niesamowicie poważnie traktował kwestie dotyczące eliksirów, ale to nie było ani trochę złe. Pokiwał jedynie lekko głową na jego uwagę, a później zaczął słuchać tego, co Solberg miał do powiedzenia, jednocześnie próbując należycie wykonać marynatę, żeby niczego nie zjebać i nie pokazać, że tak naprawdę to się chuja zna. Uniósł lekko brwi na jego kolejne uwagi, ale postarał się odnotować to w pamięci, dochodząc do wniosku, że coś podobnego w istocie byłoby dla niego ważne, zwłaszcza jeśli zamierzał w przyszłości i to całkiem bliskiej, na serio zajmować się kwestiami szeroko pojętego uzdrawiania. - Jeśli masz coś, co można dać komuś na poziomie gumochłona, to z chęcią przyjmę. W końcu i tak kiedyś czekają mnie staże, kursy i chuj wie, co, no i wolałbym jakoś zdać egzamin z eliksirów, a nie wypierdolić się na ostatniej prostej - stwierdził, wzruszając lekko ramionami, ale widać było, że naprawdę zależało mu na tym, żeby zdobyć nową, odpowiednią wiedzę, która pomogłabym mu w zostaniu uzdrowicielem. - To, stary, co byś powiedział, gdybym ci powiedział, że myślę o eliksirze dla jasnowidzów? Skoro jest tojadowy, to dlaczego nikt nigdy nie pomyślał o miksturze, która łagodziłaby fizyczne skutki przechodzenia przez ten pierdolnik? Mnie na przykład napierdala łeb i rzygam, a inni też wcale nie mają tak kolorowo. Może da się z tym coś zrobić? - rzucił, unosząc lekko brwi, bo nie wiedział, czy to był dobry pomysł, ale już od jakiegoś czasu chodziło za nim coś podobnego. Mógł oczywiście sięgać wtedy po eliksiry po zatruciowe, migrenowe i całe mnóstwo innych pierdół, ale to wiązało się z koniecznością noszenia ze sobą całego szklanego arsenału, a poza tym chciałoby mu się jeszcze bardziej rzygać, gdyby musiał przyjmować eliksir po eliksirze, żeby jakoś nad tym gównem zapanować. Czuł się podle po każdej wizji i jakoś wierzył w to, że dało się to zmienić. Jakoś. Mówiąc o tym, zaczął mieszać odpowiednio miksturę, starając się jednocześnie odpowiednio odliczyć czas, ale oczywiste było, że to nie było dla niego takie proste, bo do tej pory nie był nigdy aż tak dokładny, jak tego wymagał jego imiennik. Zaraz jednak coś musiało się oczywiście zjebać, bo ruszył ręką, zaczepił się o zardzewiały gwóźdź, rozwalił rękę, syknął wściekle i zdał sobie sprawę z tego, że musiał jakoś zainfekować ranę, bo zaczęła przybierać dziwaczny kolor. - No kurwa.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W życiu miał wyjebane, ale przy kociołku naprawdę się zmieniał, a szczególnie, gdy uczył innych. Jakoś nie uśmiechało mu się brać odpowiedzialności za martwe ciała powstałe w wyniku takiej głupoty. O siebie jakoś specjalnie tak nie dbał, ale o podopiecznych zawsze. -Na tym poziomie, to polecam korepetycje u siebie, bo samą teorią to poziomu nie podniesiesz. Wiesz w razie co, jak mnie złapać, a jeśli chodzi o kursy i egzaminy, to naprawdę żadna filozofia. Szczególnie na tym poziomie co mamy w Hogu. - Machnął ręką, bo dla niego to nigdy problem nie był, a znał też patenty dla opornych, jak się przez to wszystko prześlizgnąć. -Powiedziałbym Ci, że kurwa to zajebisty pomysł! - Od razu się ożywił, zeskakując z blatu na równe nogi. W końcu coś, co ruszyło jego wyobraźnią. -Aż dziwne, że nikt wam nie próbował ułatwić tym życia i aż jestem zły, że sam na to nie wpadłem. Jakbyś czegoś potrzebował pisz, wykminimy jakieś rozwiązanie. Jestem w chuj ciekaw, jaki masz w ogóle koncept. Co chcesz użyć na bazowy składnik i w jakim pH utrzymać wywar....? - Nakręcił się by zaraz potem wrócić nieco na ziemię. -Wybacz. Pogadamy o tym jak tylko będzie dłuższa chwila. Skupmy się teraz na pracy. - Stuknął klepsydrę i obserwował ruchy Brewera, co jakiś czas korygując jego technikę i prędkość mieszania, by w końcu poinstruować chłopaka, jak przygotować poprawnie fiolki i przelać eliksir, który po godzinie miał być gotów do użytku. -Oho! A to zapłata? No nie pogardzę. - Prychnął, gdy zobaczył nagle błysk, który okazał się być sakiewką z trzydziestoma galeonami. Skitrał zdobycz do kieszeni, po czym odwrócił się na dźwięk przekleństwa kumpla. -Dobra, bierzemy Cię do znachorki i skontaktujemy się jakoś w sprawie dalszej roboty. Dalej, zbieraj dupsko. - Oczyścił szybko stanowisko, pakując wszystko do bezdennej torby, po czym wziął Brewera pod pachę i odteleportował tam, gdzie ktoś mógł spojrzeć na ten niesmacznie zababrany paluch.
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Punkty z DA w kuferku: 6 Kostka: 94 Zdobycze/Konsekwencje: szacunek Dagoneta, Błazeńska buława, 3 pkt eventowe, 2 pkt DA
Całe szczęście, że w dniu w którym wybrał się na eksplorowanie opuszczonego jarmarku humor mu dopisywał i nic od rana nie zdążyło go wkurwić na tyle, by ten stan zmienić - dlatego kiedy podczas bezcelowego łażenia i oglądania pozostałości po bezsensownych bibelotach na straganach (które wzbudzały w nim same miłe wspomnienia, bo kojarzyły się z pamiątkowymi stoiskami w Mielnie) przyczepił się do niego duch niejakiego Dagoneta, nie miał nic przeciwko jego towarzystwu. Dzięki opowieściom najróżniejszej treści, którymi przy każdej okazji raczyła go Dżesika, rozpoznał go od razu i wiedział nawet że typek kiedyś był błaznem i mianowali go na rycerza tylko po to, żeby kręcić sobie z niego bekę; bardzo niemiłe traktowanie, którym jednak Dagonet zdawał się niespecjalnie przejmować, bo sam był w wyśmienitym nastroju i dowcipkował, aż miło. Bogdanowi się udzieliło i nie potrzebował nawet szczególnej zachęty ducha, by wziąć udział w prawdziwym pojedynku komediantów. Sypał żartami jak z rękawa, przypominając sobie bez problemu wszystkie najzabawniejsze, a sekret jego sukcesu tkwił w tym, że wcale nie były to sztampowe dowcipy z kolumny "Humor" Proroka Codziennego, a po prostu anegdoty z życia wzięte, okraszone jego błyskotliwymi komentarzami. Odstawił w duecie z duchem taki kabaret, że karuzela śmiechu nie chciała się zatrzymać i naprawdę mało brakowało, a oboje by się udusili z uciechy i w przyszłości wspólnie nawiedzali jarmark, dręcząc dowcipami turystów. Dagonet był tak zachwycony, że niektóre teksty zapisał sobie w przezroczystym kajeciku, podekscytowany wizją zaprezentowania ich innym duchom, a na koniec w podzięce wręczył mu swoją zaczarowaną buławę, która podobno potrafiła poprawić humor jeszcze lepiej niż bodziowe żarty. Może powinien jednak rozważyć karierę kabareciarza.
|ztx2
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Punkty z DA w kuferku: 2 Kostka: ]27 Zdobycze/Konsekwencje: Przez najbliższe dwa wątki sir Dagonet nawiedza mnie i nie potrafie przeprowadzić poważnej rozmowy - ciągle żartuję (+1pkt. eventowy)
Cieszył się, że doszły go słuchy, iż można było zyskać jakieś wskazówki w kwestii odnalezienia Graala. Miał czym się zająć, gdy próbował nie zasnąć, a najtrudniej było nocami. Jednak skupiał się głównie na tym, żeby coś przeczytać o legendarnym kielichu, żeby spisać raport do pracy z tego, co działo się, gdy ostatni raz był na wzgórzach smoków. Miał, czym się zająć, aby nie spać, gdy wciąż bał się, że nie zdoła się wybudzić ze snu. Jeszcze świtało, gdy skierował się w stronę opuszczonego jarmarku, który rzekomo nawiedzał dawny błazen – sir Dagonet. Co prawda, Longwei nie był pewny, na ile błazen może pomóc w odnalezieniu Graala, ale nie miał też nic lepszego do roboty. Kiedy tylko dotarł na miejsce, dostrzegł skaczącego po jarmarku błazna, który gdy tylko zorientował się, że nie jest sam, doskoczył do niego, każąc się rozbawić. To, jak się okazało, nie było takie łatwe, choć jednocześnie, Longwei mógł się tego spodziewać. Nie potrafił żartować, poczucie humoru miał raczej odmienne od większości osób. Nic więc dziwnego, że jakkolwiek próbował, niezależnie od tego, jakie historię opowiadał, które jego samego bawiły, nie zdołał wywołać uśmiechu na twarzy królewskiego błazna. Nawet robienie dziwnych min i próba wygłupiania się niewiele pomogła. Dagonet popatrzył na niego z politowaniem, nakładając na niego klątwę, której Huang nie był w pełni świadom. Zastanawiał się za to, czy istniał sposób aby rozbawić błazna, czy tylko on był w tym tak kiepski. Zdołał przynajmniej dowiedzieć się, gdzie powinien szukać kolejnego rycerza, powiązanego w jakiś sposób z Graalem. /zt.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Punkty z DA w kuferku: 16 Kostka: 39 Zdobycze/Konsekwencje: Blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi; 2 punkty eventowe
Max doskonale wiedział, jak wygląda opuszczony, zapyziały jarmark i nawet musiał z powodu tego miejsca wybrać się do znachora. Teraz zaś zapewne byłoby o wiele gorzej, skoro z jakiegoś powodu robił sobie krzywdę, kiedy tylko chciał się naprawić, wyglądało na to, że coś zjebało się srogo podczas tego pieprzonego rytuału i naprawdę nie wiedział, jak ma sobie z tym poradzić. Najwyraźniej do jego zakutego łba wpadło, że dobrze będzie, jeśli wybierze się tutaj ponownie na spacer, skoro podobno, ale tylko podobno, dało się tutaj znaleźć jakieś wskazówki dotyczące świętego Graala. Nie chciał siedzieć na miejscu, ostatnimi czasy nadal mierząc się ze wspomnieniem tego, co widział, a wcale widzieć nie chciał, bo prawda była taka, że oglądanie zaklęć, nawet jeśli były tylko pierdolonym snem, właściwie go nie bawiło. Tym oto sposobem znalazł się ponownie w miejscu dawnego jarmarku, żeby z pewnym zdziwieniem spojrzeć na ducha. Dagonet, wspaniały błazen, patrzył również na niego i tak stali, gapiąc się na siebie, nie wiedząc, co właściwie powinni w tej sytuacji zrobić. Czy raczej, Max za chuja pana nie wiedział, ale w końcu się dowiedział. Rozbawienie błazna wydawało mu się czymś naprawdę trudnym i dokładnie takie było, jak w chwilę później się okazało, kiedy uparcie próbował coś zrobić, ale szło mu jak z cienkim barszczem, który przypominał bardziej pieprzone siki, niż coś konkretnego. Dagonet, co nie było żadną niespodzianką, pozostał jednak niewzruszony i Max właściwie mu się nie dziwił, bo był chujowy w tym, co robił. Nie spodziewał się jednak, że zostanie wyzwany na pojedynek turniejowy, który, co wcale go nie zdziwiło, nie skończył się jego sukcesem, wręcz przeciwnie. Mógł być niezły w boksie, ale z całą pewnością nie był dobry, kiedy ktoś podstawiał mu pod nos miecz i zakładał, że coś z tym zrobi. Prawdę mówiąc, gówno mógł zrobić i skończył zraniony na wysokości prawej piersi, gdzie, choć jeszcze nie wiedział, miał mieć od tej pory bliznę w kształcie błazeńskiej czapki. Cóż, błaznem był niewątpliwie, więc tak naprawdę nie było to niczym aż tak złym, gorsze było to, że raczej ta wycieczka za bardzo mu nie pomogła i czuł się nadal chujowo, wracając wspomnieniami do tego, co widział. Pewnie dlatego taki chujowy był teraz z niego błazen.
Punkty z DA w kuferku: 37 Kostka: 7 Zdobycze/Konsekwencje: klątwa żartownisia na dwa wątki; 1 punkt eventowy
Opuszczony jarmark brzmiał, jak miejsce, w którym powinna spodziewać się kolejnej, zapewne trudnej walki. Była właściwie przekonana, że spotka ją coś mało przyjemnego, coś, czego wolałaby uniknąć, a jednocześnie coś, co z całą pewnością sprawiłoby jej ostatecznie przyjemność. Nie należała bowiem do osób, które obawiały się różnego rodzaju starć, nie przewidziała jednak tego, że to konkretne może być starciem na żarty. W tym zaś była okropna, mając poczucie humoru podobne do kłody drewna. Nie podobało jej się to, że Dagonet oczekiwał od niej czegoś właściwie niemożliwego, najwyraźniej wychodząc z założenia, że to ona miał rozbawić jego, nie zaś on - ją. Oczywiście, skoro było to wyzwanie, nie mogła spodziewać się po nim niczego innego, ale mimo to nie czuła się komfortowo. Spróbowała raz, ale widząc krzywą i znudzoną minę ducha, przyznała bez ogródek, iż ani nie jest duszą towarzystwa, ani nie jest trefnisiem, jednak na jego wyraźne polecenie, powiedziała jeszcze kilka suchych anegdot. Jej opowieść zdecydowanie nie była czymś, co mogło porwać, a sposób wyrażania się był bliski wygłaszania wykładu, nic zatem dziwnego, że Dagonet aż załamał ręce, patrząc na nią z cieniem politowania. Nie znosiła czegoś podobnego, ale jednocześnie wiedziała, że nie może nic na to poradzić, że nie może tak po prostu powiedzieć, że we wszystkim jest świetna, skoro wiedziała, że było zupełnie inaczej. Duch odesłał ją właściwie bez słowa i może dobrze się stało, że nie miała pojęcia o jego klątwie, bo jeszcze wdałaby się z nim w prawdziwą walkę, próbując zmusić go do tego, by cofnął swoje słowa. Tak jednak pozostawało jej żyć przez jakiś czas w błogiej nieświadomości, gryząc się z powodu tego, iż faktycznie były sprawy, których nie mogła zmienić, których nie mogła przeskoczyć, choćby niesamowicie mocno się starała. Miała swoje ograniczenia, dokładnie tak, jak każdy inny człowiek, jednak bywały chwile, w których Victoria miała problem z tym, żeby przyjąć to do wiadomości. I to właśnie był taki moment.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Punkty z DA w kuferku: 6 Kostka: 97 Zdobycze/Konsekwencje: 3pkt eventowe, Błazeńska buława Dagoneta, +2 DA
Można by pomyśleć że po niefortunnym spotkaniu przerośniętych os raczej prędko nie wybierze się na poszukiwania Graala. Na samą myśl aż bolało. Jednak była to też idealna okazja żeby zapomnieć o przeżytym rytuale. Poza tym... Jakaś część niego chciała odnaleźć ten legendarny kielich, więc nie było nawet opcji że podda się po jednej porażce. I to jeszcze tak okropnej jak atak żądlaków. Nie mógł przez to przeczesać okolic gróbów, bo kiedy tylko zdążył wrócić od miejscowej uzdrowicielki, okazało się że groby zgodnie z legendą zniknęły. Jarmark odwiedził wieczorem licząc że uda mu się natknąć na osławionego rycerza błazna nadal będąc też pod wpływem wody której napił się przy grobie Morgany. Na szczęście nie musiał Dagoneta długo szukać. Właściwie, to jego duch sam go znalazł z dosyć niecodziennym żądaniem. Miał go rozbawić... Gdyby tylko nie był duchem, a tym samym odpornym na zdecydowaną ilość zaklęć to wystarczyłoby rzucić odpowiedniego zaklęcia albo podanie eliksiru. Westchnął i zabrał się do roboty. Na szczęście przez te siedem lat nauki zdążył usłyszeć wiele żartów. Wiele dennych i wiele zabawnych. No i musiał uważać na to żeby nie rzucić żartem hermetycznym, którego duch błazna zwyczajnie by nie zrozumiał. Tak więc przykładowo zdolności uzdrawiające Brooks nie mogły być tematem żartów. W końcu nie ma gorszego momentu niż ten, w którym musisz komuś tłumaczyć dowcip. Zaczął więc sypać najlepszymi żartami jakie tylko mu siedziały w głowie. Szło mu całkiem dobrze, a dosłownie po paru minutach zwyciężył niemalże doprowadzając ducha do łez ze śmiechu. Zgodnie też z jego prośbą zapisał mu kilka z opowiedzianych dowcipów w zamian za wskazówkę i jego buławę.
|z.t
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Punkty z DA w kuferku: 26 Kostka: 84 ale spadam o 1 próg Zdobycze/Konsekwencje: 2pkt eventowe zdobyte
Mogła się spodziewać wszystkiego. Absolutnie wszystkiego w swoim jakże szlachetnym queście w poszukiwaniu świętego Graala. Jednak za nic nie pomyślałaby o tym, że zadaniem jakie jej przypadnie będzie rozśmieszenie dawnego królewskiego błazna. I tak oto stała przed Dagonetem, nie bardzo wiedząc co w zasadzie powinna zrobić. Nie nadawała się do komedii. Dlatego też nic dziwnego, że raczej nie bardzo wyszło jej to całe przedsięwzięcie. Brakowało jej chyba tej spontaniczności i kreatywności, która pomogłaby jej w zrobieniu czegoś, co mogłoby być zabawne dla rycerza. Plus jakby nie patrzeć to jednak miała do czynienia z kimś kto żył przed wiekami i profesjonalnie zabawiał ludzi także zadanie nie mogło być proste. Obstawiała, że Dagonet miał kompletnie inne poczucie humoru przez te różnice kulturowe. Całe szczęście znalazło się wyjście awaryjne. Mogła mu dostarczyć rozrywki w inny sposób. Poprzez stanięcie do pojedynku. Zdecydowanie ta opcja odpowiadała jej o wiele bardziej. Co prawda wciąż nie wróciła jej do końca sprawność w lewej ręce po tym jak przytrzasnęła ją wiekiem od trumny lecz nie przejmowała się tym zbytnio. Jeśli chodziło o aktywności fizyczne to czuła się dużo pewniej. Nawet jeśli chodziło o starcie się z najprawdziwszym rycerzem. Wyglądało na to, że sprzyjało jej szczęście i faktycznie radziła sobie w turnieju lepiej niż można byłoby się tego spodziewać. Oczywiście wiele jej brakowało do poziomu, który prezentował Dagonet, ale jej zacięcie i ambitne dążenie do celu opłaciło się i pozwoliło jej na zdobycie kilku punktów. Także chyba w jakiejś prywatnej klasyfikacji byłego błazna, który wydał się całkiem zadowolony z tego starcia.
z|t
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Punkty z DA w kuferku: 0 Kostka: 93 + 10 za cechę Zdobycze/Konsekwencje: Błazeńska buława Dagoneta, 2 punkty z DA, 3 punkty eventowe
Carly wolała nie mówić Jamiemu, dokąd się wybiera. Obawiała się, że to nie skończy się dobrze, a po ich wyczynach przy grobach, była przekonana, że brat postanowiłby ją uziemić, żeby nie miała szans na to, żeby wyściubić nos z domku. Nie była jednak głucha, wiedziała, że podobno w okolicach jakiegoś jarmarku siedział jakiś duch i coś od nich chciał. Nie miała pojęcia, co, rzecz jasna, ale mimo wszystko plotek słuchała i sprawę zamierzała, a jakże, sprawdzić. Dlatego też postanowiła wybrać się na spacer, żeby przekonać się, co dokładnie mogła tam znaleźć, aczkolwiek nie powiedziała, dokąd się wybiera. Ot, gdzie oczy ją poniosą, bo przecież cóż złego mogłoby się stać, prawda? Znalezienie starego jarmarku nie było aż tak łatwe, jak się wydawało, ale nie zamierzała się poddawać i dzielnie krążyła po okolicy, aż w końcu jakieś uprzejme stworzenie wskazało jej właściwy kierunek. Nie minęło wiele czasu, a Scarlett stanęła twarzą w twarz z Dagonetem, by przekonać się, że ma przed sobą największego błazna świata, największego trefnisia, jakiego nosiła ta ziemia, na co zrobiła nieco krytyczną minę, jakby wcale się z tym nie zgadzała i wsparła dłoń na biodrze, przyjmując niemalże wyzywającą pozę. - Więc mam cię rozśmieszyć? - zapytała, unosząc jedną brew. To było coś, do czego była stworzona i duch już wkrótce nie mógł się powstrzymać przed śmiechem. Carly była nawet w stanie przysiąc, że ten musiał ocierać łzy rozbawienia. Mogła być z siebie dumna, w końcu wyglądało na to, że król trefnisiów również potrafił pokładać się z rozbawienia i wcale nie był tak trudny do pokonania, jak mówiono. A dokonała tego zwyczajna studentka, która przecież nie była nikim nadzwyczajnym - chociaż kto tam wie, może jednak była! Rozchyliła lekko wargi, gdy Dagonet poprosił ją o spisanie kilku wybitnych żartów, co uczyniła z prawdziwą przyjemnością, by zostać obdarowaną buławą, na co aż zaświeciły się jej oczy. Chwilę jeszcze wymieniała się z duchem różnymi żarcikami, by ostatecznie dwornie mu się pokłoniwszy, powrócić z zadowoleniem do wioski, jak przystało na największego zwycięzcę meczu.
Punkty z DA w kuferku: 0 Kostka: 65 Zdobycze/Konsekwencje: 3pkt. eventowe (łącznie z pierwszym etapem mam 6pkt), 1pkt. z DA i przerzut w dowolnym kolejnym wyzwaniu + z poprzedniego stany lękowe i skurcze
Odnalezienie Graala to było jedno, ale chęć pozbycia się pieprzonego lęku, który nagle go ogarniał bez większego powodu, to było drugie. Musiał być w ciągłym ruchu, aby nie irytować się niepotrzebnie na wszystko, w tym nagłe skurcze, które chwytały jego ramię, bądź nogę równie nieoczekiwanie. Wiedział, że to efekt walki ze szkieletem Tristana, więc starał się nie narzekać, ale przestawał być oazą spokoju, która w swoim mniemaniu był. Z tego powodu ruszył przed siebie w stronę opuszczonego jarmarku, gdzie jak słyszał, można było spotkać kolejną postać powiązaną z Graalem. Ledwie wszedł pomiędzy opuszczone dawno stragany, a poczuł, jak gęsią skórka wstępuje mu na ramiona. Oblał go zimny pot, gdy usłyszał czyjś śmiech i niemal drgnął, gdy nagle obok niego znalazł się błazen. Tego się nie spodziewał, a już zupełnie konieczności rozbawienia go. W końcu, czy to nie ten pajac w pstrokatym stroju powinien wszystkich rozbawiać? Jednak odwrócił się ku niemu, orientując się, że nie ma zbyt wielu możliwości, aby pozbyć się przeklętego błazna. Miał go rozbawić? Pozostało więc spróbować zrobić to samo, co zwykle w przypadku, gdy musiał rozbawić Carly. Odetchnął głęboko, po czym zaczął śpiewać jedną z dziecięcych piosenek, tańcząc do tego niesamowicie głupi układ. Zawsze czuł się wtedy idiotycznie, ale przy Scarlett działało. Najwyraźniej było wystarczające także dla Dagoneta. Błazen nie tylko się uśmiechnął, ale i zdradził mu wskazówkę dotyczącą Świętego Graala. Nie pozostało nic innego, jak skierować się w stronę następnego wyzwania, które już czekało, żeby poddać go próbie. Zdecydowanie jednak lepiej było błaznować, niż skakać jak przerażony kot na każdy szelest, dostając przy tym niemal kurwicy. /zt
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Podczas wakacji była częstym gościem w domku numer jeden, co sprzyjało zacieśnianiu więzów z Tomaszem, który, choć po wyparowaniu amortencji zażytej na balu już nie był miłością jej życia, to nadal pozostawał przesympatycznym i szalenie atrakcyjnym człowiekiem i spędzanie z nim czasu było dla Zoe czystą przyjemnością. Kochała mrukliwego Augusta ponad życie oczywiście, ale... bardzo miło było też dla odmiany porozmawiać z kimś, kto miał do powiedzenia równie wiele co ona, jeśli nie więcej; a jakby tego było mało, mieli naprawdę mnóstwo wspólnych tematów i równie chętnie obgadywali swoich przyjaciół za ich plecami. Stanowili po prostu idealny duet, co tu dużo mówić! Ostatnimi czasy Tommy miał mnóstwo stresu przez tragiczny wypadek siostry i zdawał się być w gorszym niż zwykle nastroju, więc Zosia taktownie odczekała stosowny czas, by dać mu moment na ochłonięcie, po czym wyciągnęła na niesamowity spacer na opuszczony jarmark, przekonana, że to właśnie poprawi mu humor. Jej z pewnością by poprawiło! - Podobno ten jarmark nawiedza duch Dagoneta, tego rycerza co był błaznem i mianowali go tylko dla śmiechu bo myśleli, że to straszny gamoń... Paskudne, nie? W każdym razie, jest w stanie - podobno - zadręczyć człowieka na ś m i e r ć, jak się go nie rozbawi. Znasz jakieś dowcipy? Ja, jak go spotkamy, to chyba po prostu przed nim stanę, bo sama jestem jednym wielkim żartem i moje życie też - trajkotała, kiedy wchodzili na teren jarmarku; oczy aż jej rozbłysły na widok może i nędznych i zdezelowanych, ale całkiem suto zaopatrzonych straganów ze starociami. Wyszczerzyła się wesoło do Tomasza, ciągnąc go za rękę w stronę jednego ze stoisk, gotowa zacząć natychmiast eksplorować jego zawartość - Myślę, że znajdziemy tu mnóstwo wspaniałości. Albo artefaktów?? Ale by były jaja, jakby taki święty Graal leżał tu zakopany pomiędzy breloczkami i łapaczami snów - zachichotała, wyciągając rękę by zobaczyć, co leży pod spodem kupki przedmiotów, ale zaraz spoważniała trochę i zerknęła na kolegę z troską: - Jak się czuje Rubson? Może znajdziemy coś fajnego dla niej na pocieszenie po tych ekscesach... o... albo... - zdawało jej się że dostrzegła jakiś błysk pośród śmieci - ...pierścionek zaręczynowy dla Augusta i Julki - zamajtała sugestywnie brwiami, wykazując zarazem gotowość do obgadania tego c z e g o ś, co ponoć wykiełkowało między parą Krukonów i czego August nie był w stanie do końca nazwać, ale ona swoje wiedziała. Była to miłość i pożądanie.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Wizyty Zosi w naszym domku traktuję zawsze jako miłą odskocznię od nieprzyjemnej rzeczywistości, gdzie albo się martwię o siostrę albo o własne życie, bo Avalon, wbrew pozorom, to miejscówka pełna niebezpieczeństw. I durnych smoków, przez co nie zapuszczam się już w żadne szemrane kąty z obawy, że stracę rękę albo zwyczajnie zesram się w gacie. Z ulgą więc przyjmuję jej propozycję spaceru, zastrzegając od razu, że wszelakie bagna odpadają. I choć opuszczony jarmark brzmi równie złowrogo, jakoś tak w jej towarzystwie czuję się znacznie raźniej i bardziej swojsko. Słucham smutnej historii o jakimś duchu, całkowicie ukontentowany takimi historycznymi ciekawostkami. Oczy aż mi się świecą z wrażenia, gdy Zoe pyta mnie o dowcip. – Świetnie się składa, bo jestem wybitnym komikiem. O, a znasz to? Taki świetny, prawniczy, przysięgam, że będę go opowiadał każdemu klientowi. No więc słuchaj… Doświadczony adwokat udziela rad początkującemu koledze: pamiętaj, aby w Wizengamocie przemawiać jak najdłużej. Im dłużej będziesz przemawiać, tym dłużej twój klient będzie na wolności hehe – błyszczę dowcipem i chichoczę głupio pod nosem, ubawiony tym kawałem, który w naszej prawie-prawniczej rodzinie jest punktem kulminacyjnym każdej imprezki. – No właśnie, nie chcę być wścibski – zaczynam, wracając do jej wzmianki o tym, że jej życie jest żartem, bo bardzo przejmuję się aktualnymi kłopotami przyjaciółki – ale co tam u ciebie? Poukładałaś już trochę te rodzinne sprawy? Jakbyś potrzebowała prawnej rady to wiesz, mogę pro bono coś ogarnąć albo poprosić ojca, żeby wsadził tego skurwibąka, co to ci wakacje psuje, do Azkabanu – zarzekam się i łapię za pierś, aby podkreślić powagę mych słów. I mówię całkiem serio, bo choć nie mam zielonego pojęcia co do chuja się u niej dzieje, bo jest w tej kwestii zaskakująco milcząca, to zamierzam pokazać swoje wsparcie. Rozglądam się po straganach; moja dusza historyka aż się pali, żeby się dowiedzieć co takiego tu sprzedawali. – O noo, to weź uważaj zanim coś dotkniesz, bo naprawdę nigdy nie wiadomo na co tu natrafimy. A z tym Graalem byłaby niezła gratka. Ludzie przekopują jakieś groby, tymczasem my zgarniamy go z zakurzonego stoiska. Myślisz, że dostalibyśmy też Order Merlina? Albo chociaż osobną wystawę w muzeum, to by było… - daję się ponieść wyobraźni, aż posrany z wrażenia, że na przykład w takim Camelocie byłbym głównym bohaterem wystawy, a przewodnik opowiadałby innym o naszym odkryciu. Po chwili jestem zmuszony wrócić na ziemię wspomnieniem mojej poszkodowanej siostry. – Coraz lepiej, Williams ją faszeruje eliksirami i pomaga jak tylko może. Złoty człowiek, naprawdę. Bo dasz wiarę, że tej zjebanej znachorki nie było w chatce w tym kryzysowym momencie? Skandal – oburzam się. – Jej to się tylko przyda odrobina rozumu, jak gdzieś znajdziesz to daj znać, zapłacę każdego galeona – prycham cicho, ale dobrze wiem, że Ruby już nic nie pomoże i najpewniej za kilka tygodni znów będzie się borykała z następną kontuzją. Rozchmurzam się w momencie komentarza o Auguście i Julce. – OMG, bez kitu, jak tak dalej pójdzie to będziemy niedługo szukali outfitów na ich wesele. Co prawda August mówi na ten temat tyle, co zwykle, czyli niewiele… Ale ja wiem swoje, przecież widzę jak na siebie patrzą. Serio, lada dzień będą spać razem w tym łóżku i aż mi głupio będzie tak leżeć obok, ja nie wiem gdzie się podzieję, gdy im się na amory zbierze – plotę wesoło i przeglądam szpargały, w końcu wyciągając jakiś zakurzony szal, który zarzucam sobie na szyję niczym gwiazda Wizardwood.
______________________
i read the rules
before i break them
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Punkty z DA w kuferku: 0 Kostka: 85 ale spada próg niżej przez cechę eventową Zdobycze/Konsekwencje: 2 pkt eventowe (6 łącznie) i blizna w kształcie błazeńskiej czapki na lewym ramieniu
Akurat musiał się znaleźć w tym samym czasie w okolicach opuszczonego jarmarku, co duch-błazen. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby ten nieumarły stwór nie zażądał od niego przedstawieniu mu jakiegoś dobrego, wymyślnego żartu. Normalnie, to jest, gdyby nie był w gościnie w miejscu, gdzie czarna magia jest całkowicie nietolerowana, to zamiast robić z siebie samego błazna i poniżać się, wystosował by po prostu banalne argumenty w postaci stworzonego nie tak dawno zaklęcia. Postanowił jednak grać tak jak mu zagrają, ale że nie był zbytnio utalentowany, jeżeli chodziło o rozśmieszanie innych, to zjawa nie została usatysfakcjonowana, przez co Rosjanin został wyzwany na pojedynek, który skończył się dla niego nieprzyjemnym wydarzeniem, kiedy to Dagonet pociął go swoim mieczem po lewym ramieniu. Samo uleczenie tej rany nie było niczym trudnym, jednak na jej miejscu pojawiła się blizna w kształcie błazeńskiej czapki.