Avalon nie jest miejscem mlekiem i miodem płynącym, a cydrem i winem! Przepływające przez miasteczko dwa strumienie, White Spring i Blood Spring to niezwykły dowód na to, jak w celtyckim raju dba się o jego rezydentów. Nazwa strumieni nawiązuje właśnie do płynących nimi rodzajów alkoholi, które mają jednak swoje magiczne właściwości. Wypicie choć odrobiny cydru lub wina leczy stany lękowe, bóle mięśni i stawów, a także odmładza cerę. W miejscu styku obu strumieni spotkać można cydręże, których ciekawskie łebki tylko wypatrują okazji do psot... a przynajmniej większość z nich! Rzuć K6, aby sprawdzić, co Ci się przytrafiło!
1 – Cydrąż-kleptoman zagląda Ci do kieszeni i kradnie 30 galeonów. Może nie kradnie, bo lubi, tylko ma rodzinę na utrzymaniu? Co by to nie było - śliska sprawa! 2 – Cydrężowe stadko chyba wyczuło w Tobie pokrewną duszę. Zwierzaki oplatają Cię radośnie i liżą po twarzy. Osobliwe, ale przyjemne – tak możesz nazwać to doświadczenie! 3 – O proszę! Trafił Ci się wyjątkowo natrętnycydrąż! Nie tylko nie odstępuje Cię na krok, ale na dodatek znajdujesz go w kieszeni po powrocie do domu. Gratulacje, masz nowego pupila! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie. 4 – Dziś cydręże były bardziej zaaferowane pływanie i piciem cydru, niż Tobą. Możesz obserwować je z dystansu i nawet karmić rzucanymi jabłkami, ale nie licz, że wyjdą do Ciebie na ląd! 5 – Może to pogoda, a może fakt, że cydręże przesadziły z cydrem? Co by to nie było, efekt jest taki, że sympatyczne stworzonka śpią zwinięte jak cynamonka w trawie wokół strumienia. Ich chrapanie działa na Ciebie tak kojąco, że sam zasypiasz na krótką drzemkę (1 post) 6 – Przypadkowo usiadłeś na jednym z cydręży, a ten, w celu obrony, gryzie Cię w pośladek. W następnym wątku bełkoczesz jak pod wpływem alkoholu i pachniesz cydrem!
Autor
Wiadomość
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
- Dobra no, pogadam z nią - mówię z jednej strony żałując drążenia tematu - z drugiej przynajmniej Zoe uświadomiła mnie w paru rzeczach, których w życiu bym się nie domyślił. Miejmy nadzieję, że ma rację, a nie strzela na oślep ze swoimi przypuszczeniami, bo planowałem je całkowicie zaufać. Więc jej się może wydawać, że niewiele jej słowa wniosły do dyskusji, ja patrzyłem na to już całkiem inaczej. To co ona uważała za oczywiste, dla mnie było całkowitym szokiem. Oczywiście Zosia jak zwykle dała się ponieść emocjom kiedy ja tłumaczyłem wszystko rozsądnie. Czekam po prostu aż je przejdzie, bo jak zwykle ostatnimi czasy nie wiem co robić. I widząc, że nie idzie jej zaklęcie sam posyłam zbroję w krzaki zaklęciem, które jej nie udało się wcześniej wykonać. Z pewnością to pomogło. Kiedy ona na mnie krzyczy ja kurczę się. Zarówno w sobie jak w swojej sylwetce, bo robię się niższy i jeszcze drobniejszy niż zazwyczaj. Jakbym mógł się jakoś ukryć w tej małej łódce, skoro nie mogę po prostu wskoczyć do wody i uciec. - Racja, to byłoby lepsze - mruczę pod nosem przyznając jej rację dopiero kiedy wspomina o Tadeuszu. Dużo bym dał żeby tego nie słuchać, a rozwiązanie tego okazało się być tak proste. A jeszcze jej słowa o naszej przyjaźni sprawiają że aż łapie mnie coś za szyję i serce. Metaforycznie oczywiście. Tylko dureń jak Tadeusz odrzuciłby ją kiedy wykazałaby inicjatywę. Dobrze, że jestem takim męskim mężczyzną co nie płacze przecież nigdy, bo jakby to wypadało. - Żałuję wobec tego, że teraz jest tak a nie inaczej, mogłem powiedzieć coś wcześniej - komentuję w końcu wszystko po dłuższej chwili milczenia. Zosia znacznie bardziej zna się na ludziach niż ja więc liczę na to, że domyśli się co chcę powiedzieć. Nawet jakbym powiedział: no to przemyśl to i może spróbujemy, pójdziemy na kilka randek, zraniłbym teraz Jess, a może Brooks. Co uświadomiła mi dopiero teraz Zofia. Dlatego wzdycham tylko sobie, kiedy uświadamiam sobie po raz kolejny jaki w to jestem chujowy. Zduszam w sobie to pytanie, w to jestem akurat dobry. - Ty mnie też - mówię tylko na jej może bezsensowną rzecz o uśmiercaniu i zakopywaniu, ale chcę tylko przekazać jakoś to samo.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Nie ulega wątpliwości jedna, specyficzna rzecz, tudzież fakt - funkcjonowanie w społeczeństwie bez używek jest co najmniej... utrudnione. Biorę głębszy wdech. Wszystko wydaje się być bardziej dołujące, gdy każda minuta, na którą składają się sekundy, przejawia własne istnienie poprzez specyficzne ruchy klatką piersiową, a i tym samym wdechy. Człowiek od narodzin musi samodzielnie poruszać odpowiednio tą częścią ciała, ażeby nie doprowadzić do niedotlenienia organizmu. Co jednak w przypadku, gdy ta sama jednostka z czasem zmęczona jest tym, co się dzieje dookoła? Co w przypadku, gdy siły do walki opadają i stają się jedynie żmudnym, może i zauważalnym, aczkolwiek dającym tyle co nic wspomnieniem? Nie mam bladego pojęcia, przemierzając poprzez kolejne ścieżki i kolejne wydeptane kamienie, mając nadzieję na spokój tego dnia właśnie. Towarzystwo Aurelii wydaje się być tym samym na swój spokój kojące, tudzież posiadające w sobie ziarenko cierpliwości ludzkiej. Nie znam Puchonki na tyle, aby móc stwierdzić, że jestem świadom wielu rzeczy, ale w końcu - jakby nie było - na coś są przypadkowe spotkania. Kiedyś żyłem innymi strukturami i zasadami, a zjednywanie sobie ludzi nie stawiło żadnego problemu. Wszystko się zmienia, gdy na światło dzienne wychodzi coraz to więcej problemów. - I... jakie masz pierwsze wrażenia względem Avalonu? - spoglądam uważnie, ale standardowo unikam kontaktu wzrokowego. - Lubisz to miejsce czy wolisz j-jednak Wielką Brytanię? - pytam się, stosując niefortunnie zastanowienie, jak i zająknięcie się. Może rozmowy powinny iść mi lepiej, ale i tak progres istnieje w stosunku do tego, co działo się parę miesięcy temu. Nie ulega wątpliwości jedna rzecz - to, z czym mamy do czynienia wszyscy, bez wyjątku, w Avalonie, jest na swój sposób urokliwe i wyjątkowe zarazem. Nie da się tego sposobu myślenia uniknąć, a przynajmniej nie w moim przypadku. - Jak to się... stało? - wskazuję podbródkiem na to, jak dziewczyna się odznacza. Zielonkawy na tyle przykuwa uwagę, że ciężko przejść obok tego obojętnie. - To znaczy się... nie kojarzę przypadku, w którym w dłoniach wyrastają kwitnące pąki. - nie wiem, jak ubrać to w słowa, ale nie ulega wątpliwości, iż zetknięcie z Aurelią w tym wydaniu jest co najmniej wykraczające poza wszelkie przyjęte normy. A kroki prowadzą nas do strumieni - i to wcale nie takich zwykłych, jak mogłoby się z początku wydawać.
Kiwnęła głową, zadowolona, że jej perswazje przyniosły skutek, bo uważała, że nawet jeśli August niechcący spartoli i kolejną rozmowę z przyjaciółką, to i tak jakikolwiek podjęty krok jest lepszy niż żaden; wierzyła jednak, że kiedy przemyśli sobie to wszystko raz jeszcze i weźmie pod uwagę wszystkie okoliczności, to załatwi sprawę lepiej niż za pierwszym razem. W końcu nie był głupi czy bez serca. Tylko trochę nieogarnięty - a jej zadaniem było go ogarniać. Wymamrotała pod nosem parę nieładnych wyrażeń w stronę zbroi, którą August posłał sprawnym zaklęciem gdzieś poza pole widzenia i pewnie bardzo by doceniła ten gest, gdyby nie była zajęta krzyczeniem na chłopaka. Być może zauważyłaby też w porę wszystkie inne jego drobne gesty, świadczące o jego uczuciach, gdyby nie była zajęta wzdychaniem do jego nieprzystępnego kuzyna przez tak niedorzecznie długi czas. Być może zorientowałaby się, że to, czego szuka, ma tuż pod nosem, gdyby nie była zajęta wypatrywaniem gdzieś w oddali. Na skutek tych refleksji gniew szybko zaczął łagodnieć, a do głowy dobijało się już jakieś takie gorzkie rozczarowanie - swoją głupotą i całą tą sytuacją. Tym, że tak na niego naskoczyła, zamiast porozmawiać na spokojnie na ten ewidentnie bardzo trudny temat. Tym, że chyba rzeczywiście była ślepa i głucha i że mimowolnie raniła Augusta. - Ja też - odpowiedziała tylko bardzo lakonicznie, jak nie ona, jakby bała się, że jeśli popadnie w swój typowy słowotok, to nie zdoła powstrzymać jakichś słów, których lepiej było nie wypowiadać; nie mogła przecież tak nagle wypalić, że jeszcze nie wszystko stracone i najlepiej przekonywać się na własnej skórze, bo czemu nie - nie teraz, kiedy jej znajomość z Longweiem powoli nabierała tempa, a August był wyraźnie rozdarty między dwoma wspaniałymi Krukonkami. Zapewniła go więc płomiennie o swojej dozgonnej przyjaźni, odsuwając na bok wszelakie idiotyczne pomysły i hipotezy - i, wreszcie odzyskując nieco wigoru, zdobyła się na uśmiech. Nie ma co płakać nad rozlaną amortencją. - I dobrze, bo jak jeszcze raz zataisz przede mną coś tak ważnego, to cię uduszę - zagroziła, i z bijącym nagle mocno sercem, niepewna czy chłopak nie odtrąci tego gestu, wyciągnęła ramiona by go przytulić i tym samym ostatecznie przypieczętować ich przyjaźń.
A potem do łódki wpełzły cydręże pijane lub niespełna rozumu - i niektóre zaczęły owijać się Augustowi wokół kończyn, a inne zasnęły i chrapały tak intensywnie, że Zosia podłapała temat i nie wiedzieć kiedy, zasnęła jak kamień.
/ZTx2
+
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Muszę przyznać, początkowo nie wierzyłam w opowieści o rzece pełnej cydru i wina. Kraina posiadała kilka bardziej szalonych i odmiennych miejsc, ale w coś takiego uwierzyć nie mogłam. Przeczyło to wszelkiej logice, a przynajmniej tej mojej. Postanowiłam sprawdzić to na własne oczy, po drodze wpadając na innego ucznia. Jak niespodziewane, tak miło było mieć towarzystwo. Tym bardziej, że kierowaliśmy się w to samo miejsce. - Mmm, mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest tu pięknie, można spotkać niezwykle zwierzęta i aktywnie odpocząć, jednak... - Zawiesiłam się na moment, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. -...spodziewałam się, że będzie tutaj bardziej spokojnie. Jak na zaświaty to jest strasznie dziko i niebezpiecznie. - Miałam problem ze zrozumieniem tego wszystkiego, im więcej odkrywając, tym bardziej się zastanawiając, czy powinniśmy tutaj być. Z tą krainą w niektórych miejscach zdecydowanie było coś nie tak. - Ah, to nagroda za użyczenie kilku kropel krwi Lasowi Błogosławionych. - Machnęłam ręką, przywyknięta do swojego wyglądu i reakcji innych ludzi. - Sama nie wiem, czy patrzeć na to jako błogosławieństwo czy klątwę. Ta przemiana ma zarówno plusy i minusy, i w sumie nie wiem ile będzie trwała. - Zerwałam z głowy kwiat lilii i podałam go Hawkowi. - Proszę. - Uśmiechnęłam się zachęcająco, widząc jego ogólne podenerwowanie. Czasami żałowałam, że nie roztaczam wokół siebie kojącej aury, która mogłaby pomóc ludziom. Moje próby poprawy humoru bywały różnie odbierane. - A Tobie jak mija czas w Avalonie? Widziałeś coś ciekawego?
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Kiedy spoglądam powoli na nurt rzeki, a niebieskawe obrączki źrenic przyglądają się strumieniowi. Jeden z nich, pełny czerwieni w związku z płynącym w nim winem, a drugi, charakteryzujący się nutą jabłek, są ewidentną pokusą wobec tego, aby nie zachowywać trzeźwości podczas pobytu w Avalonie. Mimo to staram się jakoś przy tym trzymać, choć nie wątpię w słuszność zabrania ze sobą odrobiny napoju, aby przekonać się, czy na pewno posiada właściwości, o których pogłoski krążą nieustannie w tych odmiennych stronach. Kto wie - być może i w tym znajduje się ziarno prawdy? Nie mam bladego pojęcia, ale zaryzykować nie zaszkodzi. - Myślę, że to dlatego, bo... no cóż, nie jesteśmy przyzwyczajeni. - staram się jakoś odwołać co do tego, co mówi Aurelia. Nie wiem jednak, czy jest to uprzejme. Moje umiejętności nawiązywania kontaktów z innymi zazwyczaj sprowadzają na manowce. - I tak jak dla nas to wszystko jest dzikie i niebezpieczne, tak... dla tego "odłamu", jeżeli o-oczywiście mogę to nazwać w ten sposób, my zapewne budzimy podobne odczucia. - bo w końcu ten świat różni się od tego, z którym my mamy do czynienia, tak i w tym świecie różnimy się od tych, z kim mają do czynienia pozostali mieszkańcy. Odmienne kultury nie stanowią dla mnie problemu, choć statyczność wydaje się być tym, co bardziej koi zmysły. Na wieść o Lesie Błogosławionych podnoszę lekko brwi do góry. Nie jest to oceniające, a prędzej wyrażające lekkie zaskoczenie i zastanowienie. Tak. Bo pod kopułą czaszki świta jeszcze jedna myśl - że to właśnie tam rozkopywanie mogił miało swoje miejsce i swój czas. - O-Och. Właśnie... słyszałem, że tam chyba kopano w grobach...? - mówię na początku. Na myśl o tym, że sam miałbym zrobić coś takiego, sam widok mojej krwi jest na tyle dla mnie szokujący, iż na pewno bym się tego nie podjął. - Plusy i minusy? Jakie? - pytam się, zaintrygowany tymże tematem. Skoro Leveret stanowiła po części byt zgodny z Matką Naturą, tak zapewne - wydaje mi się - wychodzenie na zewnątrz jest konieczne. - Byłaś z tym może u jakiegoś n-nauczyciela? - szkoda byłoby chyba pozostawać w tej postaci przez całe swoje życie. Kto wie, być może któryś z nich miał z tym do czynienia? Myślę, ale nie wiem w sumie. Zresztą, czasami pytanie o pomoc w błahych sprawach może spotkać się z wyśmianiem. - Ej, a jak zrywasz t-te kwiaty, to cię to nie boli? - mówię, gdy dziewczyna sięga palcami po kwiat lilii, aby następnie mi go podarować. Niepewnie przyjmuję podarunek, nie wiedząc, czy to ją przypadkiem nie zabolało. I nie żebym uważał, że jest zrobiona z cukru, co po prostu nie chciałbym, żeby komuś coś się stało. Nawet nie mam przy sobie różdżki. - Dziękuję. - przytakuję, nie wiedząc, co więcej miałbym w tym temacie powiedzieć. Uznaję to za miły gest, chociaż podejrzenia wobec tego, co go powoduje, dawały mniej światła na całą sytuację. - Głównie magiczne stworzenia. Z-Zebrałem trochę notatek na ich temat i na tym się to jeszcze nie skończyło. - odpowiadam. W sumie niewiele zwiedziłem podczas tejże wycieczki. Praktycznie preferuję siedzenie i niewychylanie się na potencjalne zagrożenia, chociaż czasami muszę się przejść i nie mam na to większego wpływu. Izolacja nie wpływa dobrze na żaden z aspektów życia codziennego. W sumie zdaję sobie sprawę, że nie mam żadnego porządnego tematu, który dałoby się rozwinąć. - Tak to głównie driady. Nie spodziewałem się, że mają one tak mocno zakorzeniony w sobie talent artystyczny. - mówię, nawiązując do mojej chwili spędzonej na polanie w celu nauki o mieszkańcach. - Och. I c-cydręże. - spoglądam na jednego, a potem na drugiego i na trzeciego, gdy przechodzimy obok miejsca styku strumieni. Te śpią zawinięte niczym cynamonki, korzystając z uroków słonecznej pogody.
Zbliżając się do strumieni pierwsze co wzbudziło moją uwagę był zapach. Nie był on jakiś mocny, co z drugiej strony było dziwne, jednak mogłam go bez problemu nazwać. Widok odmiennie kolorowych nurtów utwierdził moje przekonanie. Pokręciłam nieznacznie głową, kolejny raz dając oznakę niedowierzenia. Ta kraina była tak bardzo odmienna od świata, który znałam. Aż mi ciarki przeszły po karku na myśl o możliwości znalezienia innych artefaktów oprócz Świętego Graala. Potarłam pierścień na mojej lewej ręce, robiąc to mimowolnie. Przekrzywiłam głowę na boki unosząc wzrok do góry, zastanawiając się nad odpowiedzią Hawka. Zrobiłam dziwną minę, wykrzywiając usta i mrużąc oczy. -Zapewne masz rację. - Skomentowałam ostatecznie, bo faktycznie brzmiało to prawdopodobnie. Mieszanki różnych istot, niektóre całkiem zabawne, były tu skryte przed nami przez setki lat. Świat czarodziejów od tamtej pory poszedł mocno do przodu, czego o Avalonie nie można było powiedzieć. - Mmm, tak, część osób się na to zdecydowało. Ja osobiście przyjrzałam się nagrobkowi, na którym znalazłam inskrypcję runiczną. Trochę się namęczyłam przy tłumaczeniu, a wynik też nie był jakoś bardzo zadowalający, o ile nie jesteś fanem runicznych wersji legend arturiańskich. - Wzruszyłam ramionami, wciąż zawiedziona poszukiwaniami. - Szkoda, że wiele osób nie potrafiło się zachować i naruszyło spoczynek tych biedaków. Już nawet pomijając ludzką godność, jesteśmy tutaj gośćmi. - Westchnęłam, opuszczając głowę z widocznym zawodem. Pominęłam opowieść o Salazarze i samo zakopującym się grobowcu, nie chcąc się bardziej denerwować. - Z plusów to nie muszę spać ani jeść, a z minusów nie mogę długo spędzać czasu w pomieszczeniach zamkniętych, bo zaczynam się gorzej czuć. No i muszę pić dużo wody. - Jak na komendę, sięgnęłam do torby po butelkę z wodą i wypiłam kilka głębszych łyków. - Byłam u profesora Walsha, także wszystko jest póki co pod kontrolą. Uniosłam brwi, po czym parsknęłam śmiechem. Takiego pytania to się nie spodziewałam. - Muszę przyznać, jesteś pierwszą osobą, która o to pyta. Nie, to nie boli. - Pogładziłam inne, przeróżne kwiaty na mojej głowie. Był to kolejny plus, bo faktycznie, gdybym musiała znosić bóle odpadających kwiatków, to już bym dostała świra. - O, to brzmi fajnie! Pokażesz? Mogę Ci w zamian pokazać swoje! - Sięgnęłam do torby po notes, łapiąc go w obydwie ręce i podskakując lekko jak ucieszone dziecko. Uśmiechnęłam się promiennie, bardzo ciekawa co skrywały zapiski krukona. Na wzmiankę o cydrężach spojrzałam w dół, patrząc na tą śmieszną odmianę węży. Były bardzo spokojne i zapewne nie zrobią nam krzywdy, o ile nie nadepniemy jednego za ogon. Wyglądały bardzo uroczo, także wpisałam je do odpowiedniej kategorii w notatniku.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Spoglądając na odmienną kulturę i metody, tudzież zachowanie, można stwierdzić jedną, niekrzywdzącą w żaden sposób rzecz - Avalon nie stoi w miejscu, utkwiony w jakimś czasie i czasoprzestrzeni. Tak może się to wydawać, ale... biorąc pod uwagę to, jak to miejsce jest nieskażone obecnością przyrządów osób niemagicznych, biorę pod uwagę to, jak bardzo często czarodzieje muszą się przystosowywać do obecnie panujących warunków. Jeżeli wychodzi coś nowego na rynku mugolskim, to często pojawia się to z jakimś niewielkim opóźnieniem na rynku magicznym. Tutaj nie ma tego wzorca. Możemy obserwować to, jak wygląda miejsce, gdzie nie ma w żaden szczególny sposób wpływu postępu technologicznego. I to dlatego powietrze tutaj jest inne. A ta inność - zachwycająca, przynajmniej w mojej sytuacji. - Ach... nie, runy to moja kula u nogi... - mówię. Jedni specjalizują się w historii magii, drudzy - właśnie w tajemniczych inskrypcjach. Na wielu polach jestem wprost bezużyteczny i zdaję sobie z tego sprawę. I może dlatego nie sięgam po nic innego, jak po prostu Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. - Myślę, że to wynika z tego, iż... jeżeli coś się wydarzyło, t-to nie ma to już większego znaczenia. Przynajmniej dla tych, którzy postanowili kopać. - mówię niepewnie. Ludzie różnią się na tych, co szanują pamięć i godność, jak i na tych, którzy chcą z tego spożytkować jak najwięcej. G o ś ć m i - przedziera się to z łatwością przez palce, myślę o tym, zatrzymuję na krótki moment, pochylam, choć nogi nadal stawiają kolejne kroki. Zastanawia mnie to, czy Pani Jeziora specjalnie zezwalała na coś takiego, czy jednak uważała Graal za coś zdecydowanie przewyższającego potencjalne straty moralne. - S-Serio? - pytam się na wieść o braku snu. Byłoby to zbawienne, w szczególności w moim przypadku. - Czyli w sumie żyjesz z f-fotosyntezy. - stwierdzam bez większych skrupułów, bo jeżeli Aurelia nie musi jeść i źle się czuje w pomieszczeniach zamkniętych, to naprawdę nosi na swoich barkach miano rośliny. - Och. Może już pod koniec wakacji będzie lepiej... - niestety, nawet jeżeli Hogwart daje jakieś elementy światła dziennego, tak jednak jest to jeden, ogromny zamek. Z pomieszczeniami, w których odbywają się zajęcia - i nie wątpię w to, że w nich dziewczyna zwyczajnie źle by się czuła. Pytanie o kwiaty wydaje się być dla mnie naturalne. W końcu wyrastają, więc i ich zrywanie może mieć niepożądane efekty... prawda? - Tyle dobrze. - kiwam głową, czując ulgę na duchu, że w sumie dostanie kwiatu nie podlegało jakimś wyrzeczeniom, jak chociażby tym polegającym na wygodzie z braku jakichkolwiek sygnałów bólowych. - T-Tak, mogę, chętnie... Interesujesz się zwierzętami czy jednak notatki dotyczą innej dziedziny? - odpowiadam, wyciągając z trzymanej przy sobie torby zapiski. Proponuję tym sam zajęcie miejsca tuż na głazach, gdzie cydręże znajdują się nieopodal, ale na tyle daleko, ażeby nie nadepnąć na ich ogony. Pewne rysunki zdobią informacje, ale nie są one w żaden sposób wybitne. - Głównie dowiedziałem się o lejmoniadach i driadach. Ogólnie wobec mężczyzn nimfy są bardziej chętne do rozmowy i, jak zdołałem zauważyć, trochę zalotne, ale nie jest to regułą... - zaczynam opowiadać, nawiązując także do kaczki dziwaczki, którą miałem okazję spotkać, jak i gdziekonów. Jedna, specyficzna relacja z tą istotą daje o sobie znać nieco bardziej - w szczególności od momentu spotkania - co pozwoliło mi na określenie cech charakteru. Ale, z czasem - i to nie z powodu podjętej tematyki - czuję się... senny. Tak, jakby coś do mnie przemawiało, ażebym oddał się wprost w ramiona Morfeusza.
Le kostki:
Jeżeli chcesz, to możesz rzucić na to, jak bardzo mocno Hawk zasypia i czy udaje Ci się zareagować w odpowiedniej chwili.
1, 2 - najwidoczniej zdajesz sobie sprawę z tego, iż chrapanie cydręży wpływa na towarzysza w sposób usypiający, w związku z czym udaje Ci się go upomnieć. Czy to poprzez szturchnięcie, czy poprzez słowa - ten powraca do pionu i wszystko jest w porządku.
3, 4 - coś jest ewidentnie nie tak: Hawk zasypia przy Tobie bez najmniejszych skrupułów i o mało co nie wpada do wody - gdyby nie Twoja szybka reakcja, na pewno by się tak stało. Całe szczęście, że do tego nie doszło.
5, 6 - najwidoczniej reagujesz za późno; może jesteś zaaferowana notatkami, a może Twoją uwagę skupia coś innego? Towarzysz wpada do wody z dość sporym chlupnięciem. Dodatkowo, jeżeli wylosowałeś 6, dochodzi do stłuczenia dowolnej części ciała - poprzez zakręcenie kołem tłuczkowej zagłady - które pozostawia po sobie sporego siniaka.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową, doskonale go rozumiejąc. Sama byłam kiepska z run, nie przykładając się zbytnio do tego przedmiotu. Na przekór, wiedza z tej dziedzina była mi potrzebna już dwukrotnie na wakacjach, i to nie przy byle czym. Wiązało się to z wielogodzinnym ślęczeniem nad słownikiem i pozycjami literackimi, zamiast móc załatwić sprawę w maksymalnie kilka minut. Westchnęłam, wspominając swoje postanowienie. Tyle roboty, a tak mało czasu. Ponownie westchnęłam, machając przy tym ręką. Miałam wpojony szacunek do osób, które były przed nami. Każda z nich w jakiś sposób dorzuciła cegiełkę do historii, którą obecnie znamy. Skoro postacie z legend, które od niedawna można było brać za faktycznie istniejące w naszych dziejach, posiadały własne groby, to im również należał się spokojny odpoczynek. Chciałam odnaleźć Graala i to bardzo, ale nie aż tak. Przekrzywiłam głowę na boki, wzruszając ramionami. - Tak, na to wygląda. - Potwierdziłam, czując się w chwili obecnej jak faktyczna roślina. Posiadałam wiele cech naszych zielonych przyjaciół, co tak na dobrą sprawę, mogło mi pomóc w lepszym ich zrozumieniu. Eksperymentować na sobie nie zamierzał, co nie oznaczało, że notowanie zachowania na różne rzeczy nie mogło wchodzić w grę. - Myślę, że znajdziesz coś dla siebie. Są tam zarówno opisy zwierząt, roślin, krajobrazów, ciekawych miejsc, nie tylko z Avalonu. - Pokazałam chłopakowi odpowiednie działy notatnika, oznaczone kolorowymi wstążkami i naklejkami. Poświęcałam na to dużo czasu i dbałam, by wszystko było poukładane. Na niektórych stronach można było znaleźć przyklejone inne, pozwijane strony, zawierające kolejne notatki lub urywki z gazet lub czasopism. - Po mojej przemianie, nimfy leśne zadbały o moje bezpieczeństwo i podstawowe rzeczy. Poczułam wtedy prawdziwy ogrom gościnności, którą jesteśmy darzeni. - Podzieliłam się historią, spoglądając na Hawka. Ten widocznie przygasł, a jego ruchy zrobiły się jakby wolniejsze. Szturchnęłam go lekko w ramię, uśmiechając się niepewnie. - Hej, wszystko w porządku? - Powiedziałam troskliwym tonem, zastanawiając się, jak go mogłam tak śmiertelnie znudzić. Wtedy też do mnie dotarło, że mógł tak zareagować na chrapanie cydręży. Sama bym się obok nich chętnie położyła, gdyby nie fakt, że nie potrzebowałam snu.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Każdy jest dobry w czymś innym. Czasami trafiają się jednostki wybitne praktycznie we wszystkim, ale - jak na szczerość - jest to osiągnięte ciągłą pracą i chęcią z własnej strony. Kiedy jedni lubią poszerzać własne horyzonty coraz to bardziej, inni lubują się w bezpiecznym siedzeniu w jednej, może paru ulubionych dziedzinach. I ja również do tych drugich osób należę; nie zastanawiam się nad tym ani trochę. Po prostu jest mi wygodnie, a też, pozwala to na uniknięcie rozczarowania z powodu niezadowalających wyników lub, bądź co bądź, presji. Żyjemy w czasach, w których wymaga się wszystkiego, jednocześnie dając praktycznie nic w zamian. W czasach, gdzie blask tęczówek nie jest już zauważalny, pozwalając jednocześnie rutynie na podejmowanie kolejnych działań, powtarzających się w błędnym kole nieskończoności. Nie zamierzam zaprzeczać - wyrwanie się z tego schematu bywa ciężkie. Znalezienie dla siebie czasu na regenerację potrafi być w niektórych przypadkach mrzonką, a sama chęć odpoczynku - wizją kreśloną starym, niszczejącym piórem na pożółkłym, zapomnianym już pergaminie, ugryzionym widocznie przez . Przytakuję głową; tak to wygląda i tak w sumie Aurelia wygląda - na roślinę - ale nie w negatywnym, broń Merlinie, tego słowa znaczeniu. - Och... czyli p-prowadzisz ten notatnik od dłuższego czasu, prawda? - patrzę ostrożnie, nie chcąc w żaden sposób przyczynić się do jakiegokolwiek zepsucia elementów kartek zapełnionych czytelnym - przynajmniej dla mnie - pismem Puchonki. Mogę zauważyć, że zebrane przez nią informacje nie tyczą się tylko i wyłącznie avalońskiej flory połączonej z fauną, ale też i innych miejsc, w których najwidoczniej ta przebywała. Wszystko jest oznaczone ładnie i poprzez odpowiednie wstążki połączone z naklejkami. Widać, że dziewczyna dba o to, aby były one elegancko poukładane... w moim przypadku jest o wiele gorzej pod tym względem. To pokazuje dość specyficzne różnice między nami, zauważalne głównie między przedstawicielami płci męskiej i żeńskiej: kobiety podchodzą do tego typu zadań o wiele dokładniej. Mężczyźni? Dla nich liczy się to, aby zadanie było po prostu wykonane. I wiadomo, to nie jest zawsze w punkt, ale w wielu przypadkach się sprawdza skutecznie. - W sumie co najbardziej c-cię interesuje w tym, co zanotowałaś? - nie wiem w sumie, jakie odkrycia lub obserwacje są przez Leveret podziwianie - z jej własnego punktu widzenia - dlatego chcę się dowiedzieć na ten temat trochę więcej. Chcę - tak łatwo poddaję się wpływowi albo wewnętrznego zmęczenia, albo właśnie... chrapania cydręży. Powieki naturalnie się przymykają, a cała sylwetka traci na jakiejkolwiek sile - coraz to lżejsza, coraz to trudniejsza do opanowania. O mało co nie wpadam w rytm jakiejś kołysanki bądź czegokolwiek innego, co wpływa tak mocno na mój umysł i poczucie snu. Nie reaguję początkowo na kolejne słowa ze strony Aurelii, pomijając kwestię, która by mnie zapewne też mocno zainteresowała, a dopiero szturchnięcie - lekkie, prędzej koleżeńskie, aniżeli poprzedzone jakimś wyrzutem skierowanym wprost w moją stronę - pozwala mi się otrząsnąć z tego dziwnego transu. - T-Tak, w porządku, przepraszam. - reflektuję się i nie bez powodu patrzę przepraszająco w stronę Puchonki. W końcu nie miałem tego na myśli, a też - kontakt z ludźmi może być dla mnie przerażający, ale nie nudzący. Gdybym czuł się zmęczony, to trzymałbym się bez żadnego zastanowienia lub zwyczajnie przeprosił. Inaczej: gdybym był zmęczony, to zapewne stawianie kroków w tym miejscu nie pozostawałoby dla mnie możliwością, a prędzej planem na inny dzień. - To chyba przez te cydręże... - spoglądam w kierunku magicznych stworzeń, których chrapanie nie jest też w jakiś sposób przeszkadzające, ale niesie ze sobą znamiona działania niczym eliksir snu. Powoli dociera do mnie temat rozmowy, który staram się wygrzebać z odmętów świadomości, jaka to na krótki moment wcześniej przygasła. - O-Och. - poprawiam się i przypominam szczątki słów, które udaje mi się wygrzebać spod piasku czasu. - Ogólnie nimfy są... bardzo intrygujące pod względem charakteru. Wydaje mi się, że czują więź z każdą osobą, która przejawia w sobie to, z czym one same mają do czynienia, głównie w kwestii natury. Jakby, z jednej strony można im bardzo podpaść, ale z drugiej strony są też... no właśnie, gościnne. - jest to dla mnie zastanawiające. - Jakby... przemawia przez nie solidarność? - spoglądam pytająco w kierunku Aurelii. - W końcu nie wszyscy by tak zareagowali- - dodaję jeszcze pod koniec.
Uśmiechnęłam się zachęcająco, widząc jego niepewność. Z pewnością byłoby mi przykro, gdyby notatnik się zniszczył, ale...koniec końców był to tylko przedmiot. Zawsze mogłam spisać to wszystko na nowo, chociaż na pewno nie w taki sam sposób i nie ze wszystkimi szczegółami. Podając notatnik Hawkowi nie myślałam o żadnej z tych rzeczy. Czasami potrafiłam wyczuć charakter mojego towarzysza. Krukon wydałam się osobom przykładającą uwagę do tego, co robi. Skoro sam prowadził zapiski to wiedział, ile wymaga to pracy. Zawiść w jego oczach nie gościła, a przynajmniej nie taka widoczna na wierzchu. W swoim krótkim życiu zdążyłam się dowiedzieć o dwóch obliczach ludzkich, tym zewnętrznym i prawdziwym, wewnętrznym. Obdarowanie obcej osoby jednym ze swoich skarbów, wymagało odpowiedniej dozy zaufania. W nieodpowiednich rękach zaufanie potrafiło być niszczycielską bronią. - Tak, od kilku lat. Początkowo były to bardzo podstawowe informacje, a wraz z wiekiem zaczęłam wypisywać rzeczy bardziej złożone. - Jeśli Hawk zerknął na pierwsze strony notatnika, mógł spotkać się z dziecięcymi bazgrołami, mającymi być rysunkami i krótkimi zdaniami, napisanymi przekrzywionymi literami. - Magiczne przedmioty, artefakty. Jest to dla mnie temat najbardziej ekscytujący. Możliwość zaklęcia ogromnej mocy w zwyczajnie wyglądający przedmiocie... - Mimowolnie potarłam lewą rękę, jakby sprawdzając, czy pierścień wciąż się tam znajduje. - Poza tym stare miejsca, chociaż o nich głównie notuję na podstawie literatury. Sama nie mogę za bardzo podróżować, a rodzice nie bardzo chcą dać się ciągnąć po świecie. - Rzuciłam z lekkim przekąsem. Było mi z tego powodu czasami przykro, chociaż też rozumiałam niechęć rodziców. Woleli spędzić czas wolny na odpoczynku niż na uganianiu się za żądną przygód córką. Jednakże wiązało się to z narastającymi problemami. Niczym zakazany owoc, im częściej mi odmawiano, tym miałam większą ochotę pakować się w miejsca, w które nie powinnam. Szczególnie, że niektóre z nich groziły śmiercią. Westchnęłam, kręcąc głową z uśmiechem. - Nic się nie stało Hawk. Pewno też bym chciała spać, gdyby nie moja przemiana. - Spróbowałam go pocieszyć, lekko poklepując po ramieniu. Chyba po raz pierwszy moja czaroślinkowość została wykorzystana w akcji. O ile tak można nazwać chodzenie między chrapiącymi cydrężami. - Chodźmy może kawałek dalej, by te cwaniaki tak na Ciebie nie działały. - Były słodkie, szczególnie te pluskające się w cydrowej rzece. Żałowałam, że nie zabrałam nic ze sobą, by je nakarmić. Z drugiej strony nie spodziewałam się takich pociesznych stworzonek. Węże na ogół kojarzyły się dość negatywnie. - Hmmm, czyli istnieje możliwość, że uzyskałam pomoc przez wzgląd na moją roślinną część. - Brzmiało to całkiem logicznie, co zbytnio mi się nie spodobało. Wolałam gdy ludzie mnie traktowali za to jaka byłam, a nie za wygląd czy zdolności. - Bronią swoich i opiekują się otaczającą nas przyrodą. My, jako ludzie, pewno kojarzymy im się negatywnie. Nie wiem jak u nich z pamięcią, ale wątpię by nasi przodkowi żyli z nimi w zgodzie. Kiedyś prawie wszystko było robione z drewna. - Z historii jakimś orłem nie byłam, jednak parę takich ciekawostek trzymało się mojej pamięci. Szkoda, że podobnie nie było z nieco bardziej ważnymi zagadnieniami.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Niektórzy mają łatwiej - czy to poprzez podejście do innych, czy to poprzez wyczuwanie emocji, czy zwyczajną umiejętność pokrzepienia każdej duszy - czy to pokrzywdzonej, czy to jednak tej bez żadnych skaz. Zdaję sobie z tego sprawę, z drugiej strony... litość ze strony kogokolwiek bywa denerwująca. Przynajmniej ja tę wyrozumiałość odbieram jako litość, bo nie wątpię w wiele rzeczy, które mają miejsce pod kopułą czaszek osób, które mnie nie znają. Albo, co jeszcze gorsze, znają. Nie jestem w stanie jednak przewidzieć, kto co myśli. Mogę tylko przypuszczać, podpuszczany przez własne emocje i własną, niską pewność siebie, która czeka tylko, aby zatopić swoje kły w tkankach, rozciąć je na pomniejsze części, a następnie powalić - by tylko ofiara własnych emocji, przywarta do ziemi, przyznała się do tego, jakim wrakiem człowieka się stała na przestrzeni paru lat. Palce przesuwają się po szorstkim materiale, unikając krańców; wzrok wędruje po zapisanych rzeczach, początkowo napotykając się na te z pierwszych miesięcy szkolnych Aurelii. Mimo że nie jest to moja rzecz, czuję pewnego rodzaju nostalgię wobec zapisków dziewczyny. Przypomina mi o tym, jakim dzieckiem byłem i jak sam podchodziłem do kwestii Hogwartu. Przypomina też o jednym, nieprzyjemnym fakcie - rok za rokiem ciało staje się starsze, a psychika umacnia w zakresie dojrzałości. Porzucamy płaszcze niewinnych duszyczek, zdając sobie sprawę z tego, co jest dobre, a co jest złe; budujemy własne zasady moralne i trzymamy się ich, czasami naginając to, co własnoręcznie ustaliliśmy. - To jest... także pamiątka. W końcu dotyczy twojego dzieciństwa. - a przynajmniej tak podejrzewam. Może jest to podejrzenie bezpodstawne i pozbawione jakiejkolwiek głębi, co nie zmienia tego, iż naprawdę - zwracając uwagę na to, kto to pisał - sama Leveret może sama spotkać się ze sobą z dawnych lat poprzez zagłębianie się w napisaną przez siebie lekturę w postaci notatek. Relikt przeszłości, który posiada w sobie przydatne informacje z zakresu interesujących Puchonkę dziedzin, zawiera ziarno przeszłości. Lekkie uderzenia w drzwi poprzednich lat, które wzbudzają w sercu nostalgiczną nutę - tak samo słowa. Muszę przyznać bez najmniejszego skrępowania w odmętach własnego umysłu. - Brzmi jak coś, co c-ciężko dokonać. Ale, po staraniach... - zastanawiam się nad tą kwestią i zawiera ona tak naprawdę dwie strony medalu. Spoglądając przede wszystkim na sam fakt, iż osoba, która próbuje coś przesycić magią, może nie mieć dobrych intencji, pod tym względem przejawia się u mnie strachem. Magia w żaden sposób nie ulega odpowiednim regulacjom i nie wątpię w to, że - jakby nie było - z łatwością można łamać przepisy. Podczas gdy jedni parają się białą magią w celu niesienia dobra, niektórzy... zwyczajnie decydują się na mniej przyjemne decyzje. - Też, nie zawsze wiąże się to z c-czymś dobrym. - spojrzenie na krótki moment zwraca uwagę na twarz dziewczyny. W końcu jesteśmy ludźmi. Pełnymi różnych cech i różnych kręgosłupów moralnych, które tworzą się zależnie od wielu czynników. - Myślę, że z-za niedługo będziesz sama mogła o tym decydować. - coś zaczyna świtać w głowie. - Z tego, co słyszałem, to jest bodajże.... bodajże zaklęcie, które wytwarza świstokliki. Jak działa - nie mam już bladego pojęcia. - jeżeli Leveret myśli o obcięciu kosztów na podróżach, myślę, że powinna się tym tematem zainteresować. Sam jedynie jestem świadom nikłych informacji w tym zakresie. Bo, w końcu, nie widzę w tym - w moim przypadku - żadnego większego sensu. Lejce pod tym względem dawno już puściłem. Cudzy dotyk nie jest dla mnie przyjemny - przynajmniej nie pod względem komfortu i wielu pytań kłębiących się pod kopułą czaszki, snujących i wprowadzających struktury chaosu w odmęty i tak podniszczonych fundamentów funkcjonowania własnego ja. Powstrzymuję się przed spięciem mięśni, kiedy myśli decydują przejąć nade mną kontrolę - nawet na ten krótki, nieznaczący w czasie moment. Jest gorzej niż wcześniej? Czy lepiej? Nie wiem, ale staram się zachowywać tak samo, jakby nic nie zakłóciło wewnętrznego porządku. - W-Właśnie... co robisz z w-większością czasu? - zadaję pytanie, bo w sumie dziewczyna spać nie musi. Morfeusz nie woła ją przed własnym obliczem, i własną koroną; przed zamkniętym okiem i posiadanymi skrzydłami. Nie pojawia się w snach jako usposobienie ukochanej osoby, mogąc jedynie obserwować znajomą poprzez własnie oczekiwanie na zakończenie drzemiącego w tej postaci potencjału w wychowance Hufflepuffu. - Tak, t-to bardzo dobry pomysł... - powiadam cicho i odsuwam się od cydręży. Nawet jeżeli je lubię, to mimo wszystko wolałbym nie spotkać się z chłodnym obliczem płynącego w rzece alkoholu. - Chyba najlepiej b-byłoby się ich bezpośrednio zapytać. Chociaż byłoby to trochę... nieuprzejme. - proponuję, reflektując się po pierwszym zdaniu. Tak, to byłoby wielce nieuprzejme z wielu powodów. Biorę pod uwagę wiele rzeczy, jak chociażby to, iż człowiek wewnątrz chce wierzyć, że ktoś pomaga mu z dobroci własnego serca, a nie ze względu na posiadane zdolności. - Myślę, że w dawnych czasach owszem. Wiele lasów szło pod wycinkę i n-nikt nie zastanawiał się nad tym, jak odbije się to na środowisku w późniejszym rozrachunku. - o ile większość tlenu pochodzi z oceanu, o tyle jednak drzewa mają swoje znaczenie w ludzkim świecie. Nimfy mają zatem prawo czuć się źle przez wzgląd na stare czasy w stosunku do przedstawicieli naszego gatunku, ale - idąc z postępem - to wszystko ulega "unormowaniu". Przynajmniej częściowemu: drzewa teraz nie są brane pierwsze lepsze z lasu, a specjalnie hodowane na poszczególną okazję. Inaczej nie miałyby żadnej większej wartości. Chociaż czy będziemy w stanie kiedykolwiek zrekompensować stworzone innym krzywdy? - Na to nic nie poradzimy. To coś, co będzie się z-za nami ciągło jeszcze przez wiele lat. Możemy za to myśleć, jak należy teraz podejść do tego tematu- - proponuję. Przeszłości nigdy się nie zmieni. Niezależnie od tego, do jakich bogów by się modliło i jakich by się przeklinało na wieczność.
Jego delikatność przy obsłudze notatnika utwierdziły mnie w moim przekonaniu. Szanował cudzą pracę, co było miłą odmianą od ludzi nieprzywiązujących uwagi do cudzych rzeczy. Czasami się zastanawiałam, czy takie osoby widzą coś poza końcem własnego nosa. W chwili obecnej byłam pewna, że Hawk zasłużył na podarowane mu zaufanie. Nie przerywałam w jego oględzinach, nie chcąc go rozpraszać rozmową. Osobiście nie lubiłam, gdy ktoś przeszkadzał mi podczas czytania, więc czyniłam podobnie wobec innych. Nie czyń innym tego, czego nie chcesz, by czynili tobie - stara, złota zasada, znajdywała dużo miejsca w moim sercu. W drodze ku doskonałości wielokrotnie się potykałam, okazując złość wobec ludzi. Czasami zapominałam, że ludzie są tylko ludźmi. Zraniona mogę się poczuć tylko wtedy, gdy wydarzenia lub słowa pozostaną w mojej pamięci. To ode mnie zależało, czy się czymś przejmę, czy nie. Im mnie zaprzątałam sobie tym głowę, tym byłam szczęśliwsza i zdrowsza. - Oh, nie przejmuj się aż tak. Pamiątki przypominają nam o dawnych wydarzeniach, ale bez nich też będziemy o nich pamiętali. Jeśli coś jest dla nas ważne, to nie zapomnimy. - Podzieliłam się swoim filozoficznym podglądem. Lubiłam przeglądać swoje starsze zapiski, co nie oznaczało, że nie mogłam bez nich żyć. Spisywałam rzeczy tak, jak je spostrzegałam, także przelewając te myśli jednocześnie utwierdzałam je w pamięci. Może i nie wyrecytowałabym wszystkiego po kolei, co też wcale nie było mi potrzebne do szczęścia. - Tak, masz rację. Prawdziwie potężnych przedmiotów jest mało, a przynajmniej w literaturze. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby znajdowały się przedmioty poza spisem. Gdybym miała jakiś artefakt to też bym się nim nie chwaliła na lewo i prawo. - Jak na ironię zerknęłam na pierścień, przebywający w tak widocznym miejscu. Musiałam znaleźć sposób na to, by nieco zmodyfikować jego wygląd. Tylko komu mogłam powierzyć takie zadanie bez ryzyka utraty przedmiotu? Początkowo nie zrozumiałam jego pytania, ale po chwili namysłu połączyłam to ze wspomnianym brakiem potrzeby snu. - Głównie zwiedzam i zapisuje rzeczy do notatnika. Noce bywają bardzo nieprzyjemne, ale i są takie, w które czuje się bardzo bezpiecznie. Ma to pewno związek z moim połączeniem z Avalonem. Czasami czuję, jakby mnie ostrzegał przed niebezpieczeństwem. - Trudno mi było wytłumaczyć to uczucie i wskazać jego prawdziwy cel. Ten wspomniany był jedynie losowym przypuszczeniem, który wcale nie musiał mieć nic wspólnego z prawdą. Chciałam w to wierzyć, skoro w znacznej części przynależałam do tej krainy. - Problem z nami jest taki, że my tego drzewa wciąż potrzebujemy. Czy to do opału czy różdżki, czy mebli, czy Merlin wie czego. Nasz konsumpcjonizm mocno się rozwinął, a udogodnienia mocno wryły się w nasze codziennie potrzeby. Musimy jednak znaleźć sposób na to, byśmy mogli żyć z tymi stworzeniami w zgodzie. Nie ma nic gorszego niż doprowadzić naturę na skraj upadku. Szczególnie, że czy tego chcemy, czy nie, jeśli ona umrze to my razem z nią. - Wzięło mnie na kolejne filozoficzne rozmyślania, co zbytnio często mi się nie zdarzało. Skoro jednak znalazłam sobie rozmówcę chętnego do podobnych rozważań, to trzeba było tą sytuację wykorzystać. Niejednokrotnie z podobnych rozmów wynikały nowe, przydatne rzeczy.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Czuję się poniekąd zaszczycony tym, jak Aurelia postanowiła podzielić się swoją przeszłością poprzez notatnik. Nic dziwnego, że oglądanie go jest dla mnie czymś, co wymaga z mojej strony odpowiedniego szacunku. Nie chcę, aby doszło do jego uszkodzenia, tudzież problemów wynikających z mojej własnej niezdarności. Nigdy nie miałem, nie mam i nie będę go mieć. Gdy jedni są uprzywilejowani na lepsze podwaliny, niektórzy muszą pochylić głowy i ukłonić się wobec szponów nicości. Bo to jest ludzkie. Bo to jest naturalne. Zdaję sobie sprawę z tego doskonale, ale chciałbym, żeby ta zła passa kiedyś się skończyła. Żeby wreszcie coś zaczęło się powodzić, a nie szło za każdym razem do tyłu. - Mimo to... pamiątki jednak u-uderzają w duszę. Wspomnienia z czasem się zamazują, a namacalny, trzymany w d-dłoniach przedmiot... można zachować. - w końcu z czasem nasze myśli stają się mniej zrozumiałe, a to, co chcieliśmy zachować, ulega zardzewieniu. Nieważne, jak dokładnie byśmy to coś w sobie pielęgnowali, tak jednak czasu i własnego umysłu nigdy nie oszukamy. Szczegóły staną się mniej znaczące, chociaż przywiązywaliśmy do nich uwagę, natomiast będziemy spoglądać na przeszłość jako na jedną, ogólną całość. - W końcu nie da się wszystkiego... no cóż, monitorować. Ale to prawda, t-też bym się nim nie chwalił. - oczywistym jest, że nie można ufać wszystkim. Świat czarodziejski jest pod tym względem poniekąd przekłamany i nigdy nie wiadomo, czy mówimy coś z własnej woli, czy jednak ktoś postanowił dolać veritaserum do napoju. Posiadamy w swoich dłoniach tak potężną moc, która nie zawsze służy do czynienia dobrych rzeczy. Posiadamy w swoich dłoniach tak potężną moc, która może kogoś kompletnie zniszczyć. Zauważam zwrócenie uwagi dziewczyny na dzierżoną przez nią biżuterię. Nie wiem, z czym to jest powiązane, ale - nawiązując do rozmowy - pod kopułą czaszki pojawia się parę istotnych pytań. Czasami lepiej nie wiedzieć. Czasami lepiej jest zamknąć się w sobie i skupić na tym, co najważniejsze - nawet jeżeli brzmi to na tyle egoistycznie, że aż wręcz nieprawidłowo. Im człowiek wie mniej, tym lepiej śpi, tym łatwiej wpada w ramiona Morfeusza, tym łatwiej jest w stanie zapomnieć o problemach dnia codziennego, nie dokładając dodatkowej cegiełki do istniejącego już ciężaru dzierżonego na plecach. - O-Och. W sumie... to jest chyba możliwe. Skoro nimfy leśne ci pomogły, to może, poprzez p-połączenie z naturą, dostały informację o tym, iż ktoś jej potrzebuje- - zastanawiam się nad tym, ale nie wiem, na ile to jest możliwe. Owszem, brzmi to interesująco, ale z drugiej strony nigdy nie wiadomo, co tak naprawdę ma miejsce w przyrodzie. Bo i chociaż od niej pochodzimy, tak nasza cywilizacja pozostawia pod tym względem naprawdę wiele do życzenia, jak chociażby konsumpcjonizm. - T-Też kwestia jest taka, że obecne metody różnią się od tego, z czym mieliśmy do czynienia kilkaset lat temu. - spoglądam na Aurelię, zastanawiając się nad tym, jak ubrać to w słowa. Po paru sekundach udaje mi się zebrać w sobie na tyle odwagi, żeby miało to jakiś większy sens. - Owszem, kiedyś szło się do lasu po pierwsze lepsze drzewo, ale teraz drewno jest specjalnie "produkowane", aby uzyskać jego najwyższą jakość. Specjalnie się sadzi i specjalnie nadzoruje, żeby nadawało się do produkcji najlepszych rzeczy. Nie wycina się już... przynajmniej nie legalnie - całych lasów w celu wytworzenia mebli lub r-różdżek. - każdy jednak wie, że istnieją dwie strony medalu. Jedni chcą robić wszystko zgodnie z naturą, drudzy... nie przejmują się nad problemami wynikającymi z podejmowanych działań. Prawda jest taka, że cały ekosystem musi działać zgodnie i bez luk, inaczej może dojść do czegoś więcej, niż tymczasowego problemu. - My, jako p-pojedyncze jednostki możemy znaleźć. Ale cały świat czarodziejski... jest już kompletnie inny w tych liczbach. - brzmi to smętnie. Może i nawet melancholijnie, ale dopóki cały świat nie będzie chciał się zmienić, to znaczenie pojedynczych jednostek jest niskie. To prawda, mogą zmienić pogląd, ale ciężko walczyć, gdy cały świat myśli w inny sposób.
- Mimo wszystko, dla mnie to wciąż tylko przedmiot. Ładny, ale zanim się zestarzeje, to będę potrzebowała kilku, jak nie kilkunastu takich. - Uśmiechnęłam się, odgarniając włosy za uszy. Miałam ochotę zrobić sobie warkocz, jednak nie wzięłam żadnej gumki. - Cholera. - Mruknęłam sama do siebie, opuszczając ręce na dół. - Myślę, że nikt o zdrowych zmysłach by tego nie robił. - Skoro ktoś już miał ochotę machać na lewo i prawo swoją zdobyczą, to musiał albo czuć się bardzo potężny i nietykalny, lub być niespełna rozumu. Obawiałam się momentu, kiedy ktoś odkryje, co posiadam. Dla mojego nieszczęścia, mogło się to stać w każdej chwili. Szczególnie przez wzgląd na moje ciągłe zerkanie na niego. Samo to już musiało wyglądać podejrzanie. Wzruszyłam ramionami, robiąc dziwną minę. Mogło to być możliwe, co nie oznaczało, że w chociaż mniejszym stopniu, było to mniej dziwne. Czy mogły wyczuwać też inne moje uczucia lub intencje? Czy mogłam to wykorzystać w jakiś sposób? A, co najważniejsze, czy mogło to mieć jakieś powiazania z poszukiwaniem Graala? Kolejne pytania, a co raz mniej odpowiedzi. - Wiesz, wytłumacz to im. - Mruknęłam, wątpiąc, by drzewo sadzone pod ścięcie było mniej ważne dla driady niż to, które rośnie w prastarego lasu. Nie chciałam jednak wchodzić w dalsze dyskusje, bo i tak by do niczego nie doprowadziły. Ludzkiego postępowania w dwójkę nie mieliśmy szans zmienić. Jako jednostki, każde postępowało według własnego sumienia.- Masz rację Hawk, niestety masz. - Pokiwałam smutno głową. Popatrzyłam jeszcze raz za siebie na cydręże, jedne smacznie śpiące, a drugie hasające w wodzie. Były takie szczęśliwe...w moim sercu pojawiła się zazdrość. Chciałabym móc tak bezkarnie leżeć i nic nie robić, nie musząc o nic się martwić. Chociaż tylko na kilka dni. Ruszyłam w dalszą podróż, zależnie od decyzji Hawka, albo się z nim żegnając, albo kontynuując naszą wycieczkę.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Fakt, iż dla dziewczyny przedmiot materialny nie stanowi czegoś, do czego przywiązuje się w stu procentach emocjonalnie, jest w jakiś sposób pokrzepiający. A może nie? W sumie nie wiem, jak się do tego odwołać; z jednej strony świadczy to o tym, że tak naprawdę nie liczy się dla niej to, co posiada, ale z drugiej strony... naturalnym jest to, że jakiś sentyment powinien być odczuwany. Mimo to nie mnie oceniać, czy jakkolwiek powinienem się do tego odwoływać - bo ludzie są przecież różni i nawet jeżeli pewne rzeczy są dla mnie zagadką, tak nie da się po prostu zadbać o absolutnie każdy aspekt. Ani zmienić tym bardziej drugiej osoby. - Zawsze w sumie chyba tak jest... - zestarzenie się może i jest wizją kuszącą, ale przeznaczenie nie zawsze wybiera właśnie ten moment. Nie zawsze pozwala osiągnąć tego wieku i pozostaję świadom pewnych ułomności, które wynikają z własnej głupoty. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko innym życzyć tego, żeby rzeczywiście ten wiek był dla nim spokojnym i pozbawionym problemów. - O zdrowych - pewnie t-tak. - przytakuję. Niestety, w niektórych uderza ego. Chęć pochwalenia się, czego to nie potrafią. Chęć udowodnienia, czego to nie osiągnęli. Bo ludzka pycha bywa zgubna. - Wiem, że im tego, nie... nie wytłumaczę. - i brzmi to melancholijnie, ale taka jest prawda. Driady każde drzewo będą traktować jako własne dziecko, które muszą uchronić przed jakąkolwiek możliwą krzywdą. Też, w dwójkę niczego nie zmienimy. A na pewno nie świata, stanowiąc tak naprawdę jedno z wielu ziarenek. W tym jedno, które nigdy nie wykiełkuje. Kiwam głową, wiedząc, iż cisza będzie wystarczająca. Nawet jeżeli nie brzmi to radośnie, nawet jeżeli uderza w nieprzyjemne tony, nic na to nie poradzimy. Bo na tym polega wolna wola ludzka - mamy umysł, który może myśleć tak, jak mu się podoba. Mamy możliwości, które mogą doprowadzić do poprawy albo do pogorszenia. Tylko od nas zależy to, do czego tak naprawdę się skłonimy, do czego ukażemy nasz respekt; a nie zawsze będzie to w oczach innych odpowiednie. Idziemy dalej; opuszczamy chrapiące cydręże, przechodząc nieopodal styku strumieni.