Avalon nie jest miejscem mlekiem i miodem płynącym, a cydrem i winem! Przepływające przez miasteczko dwa strumienie, White Spring i Blood Spring to niezwykły dowód na to, jak w celtyckim raju dba się o jego rezydentów. Nazwa strumieni nawiązuje właśnie do płynących nimi rodzajów alkoholi, które mają jednak swoje magiczne właściwości. Wypicie choć odrobiny cydru lub wina leczy stany lękowe, bóle mięśni i stawów, a także odmładza cerę. W miejscu styku obu strumieni spotkać można cydręże, których ciekawskie łebki tylko wypatrują okazji do psot... a przynajmniej większość z nich! Rzuć K6, aby sprawdzić, co Ci się przytrafiło!
1 – Cydrąż-kleptoman zagląda Ci do kieszeni i kradnie 30 galeonów. Może nie kradnie, bo lubi, tylko ma rodzinę na utrzymaniu? Co by to nie było - śliska sprawa! 2 – Cydrężowe stadko chyba wyczuło w Tobie pokrewną duszę. Zwierzaki oplatają Cię radośnie i liżą po twarzy. Osobliwe, ale przyjemne – tak możesz nazwać to doświadczenie! 3 – O proszę! Trafił Ci się wyjątkowo natrętnycydrąż! Nie tylko nie odstępuje Cię na krok, ale na dodatek znajdujesz go w kieszeni po powrocie do domu. Gratulacje, masz nowego pupila! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie. 4 – Dziś cydręże były bardziej zaaferowane pływanie i piciem cydru, niż Tobą. Możesz obserwować je z dystansu i nawet karmić rzucanymi jabłkami, ale nie licz, że wyjdą do Ciebie na ląd! 5 – Może to pogoda, a może fakt, że cydręże przesadziły z cydrem? Co by to nie było, efekt jest taki, że sympatyczne stworzonka śpią zwinięte jak cynamonka w trawie wokół strumienia. Ich chrapanie działa na Ciebie tak kojąco, że sam zasypiasz na krótką drzemkę (1 post) 6 – Przypadkowo usiadłeś na jednym z cydręży, a ten, w celu obrony, gryzie Cię w pośladek. W następnym wątku bełkoczesz jak pod wpływem alkoholu i pachniesz cydrem!
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
To, że w ostatnim czasie działo się zdecydowanie zbyt wiele, było oczywiste. Christopher miał wrażenie, że natłok myśli i różnego rodzaju rozważań po prostu rozsadzi mu głowę, nie był w stanie siedzieć w miejscu, potrzebował nieustannie ruchu. Potrzebował również świeżego powietrza, wybrał się zatem na spacer, przed siebie, bez większego zastanowienia, po prostu idąc i idąc, nie zwracając na nic uwagi. Nie spieszył się, nie miał dokąd, nie musiał nigdzie dotrzeć, nie musiał się również z nikim spotkać, miał zatem czas na to, by rozważać wszystko to, co usłyszał od Josha. Nadal nie wiedział, jak powinien zareagować, jak powinien postąpić względem Audrey, której nie znał, ale mimo to czuł, że jej izolowanie będzie całkowitym brakiem taktu i jeszcze głupszym pomysłem. Obawiał się jednak, że jego mąż nie był na razie skłonny do tego, by ze swoją siostrą rozmawiać, że potrzebował jeszcze czasu na złapanie głębszego oddechu, na ustawienie wszystkich spraw w głowie. Potrzebował przestrzeni, która pozwoli mu zapanować nad tym, co się wydarzyło, a Christopher nie miał tam chwilowo miejsca. Niewątpliwie jednak miał pełne pole do popisu, jeśli chodziło o jego szwagierkę. Był bowiem przekonany, że jemu o wiele łatwiej przyjdzie jej wysłuchanie, że nie będzie ulegał emocjom, że nie będzie popadał w jakieś szaleństwo, że po prostu będzie w stanie spędzić z nią czas. Mogła do niego mówić, mogła przedstawiać mu swoje racje, mogła robić wiele rzeczy, a on po prostu zamierzał poznać jej stanowisko w sprawie, aczkolwiek nie miał najbardziej bladego pojęcia, co zamierzał z nim uczynić. Czy powiedzieć o wszystkim Joshowi, czy jednak nie? To wszystko zależało tak naprawdę od tego, co się wydarzy, od tego, jak potoczą się spotkania i rozmowy, jak będzie wyglądało ich życie z nastaniem kolejnego wschodu słońca. Zielarz zatrzymał się, gdy dotarł w okolicę strumieni, orientując się, że pełno było tutaj cydręży, które smacznie sobie spały, chrapiąc przy tej okazji, co samo w sobie było dość osobliwe. Był to jednak widok przyjemny, dość mocno odprężający i dość prędko powodujący, że Christopher również poczuł senność, więc usiadł na trawie, w pobliżu węży, by już po chwili opaść na plecy. Nie wiedział, kiedy powieki opadły na jego oczy, kiedy całkowicie pogrążył się we śnie, pozwalając na to, by unosiły go senne marzenia, o wiele spokojniejsze niż to, co się dookoła niego działo. Być może cydręże miały jednak na niego pozytywny wpływ, bo w swoich snach odpłynął gdzieś daleko, w bezpieczne, spokojne miejsca.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wybrał się na spacer po malowniczej okolicy, tym razem samotnie. Na palcu nastolatka widniał pierścień sidhe, a między wargami tkwił zapalony papieros. Leniwy wiatr sprawiał, że Max mógł cieszyć się swoją ulubioną pogodą, a do tego jasne słońce było pewnego rodzaju gwarancją, że niektóre magiczne istoty nie pochowają się po kątach i może będzie szansa zobaczyć równie coś pojebanego jak te pegazorożce, czy ki chuj to był. Doszedł nad jakiś strumień, który według napotkanej wcześniej rezydentki Avalonu był dosłownie cydrem płynący, a dodatkowo lubiło się wokół kręcić pełno tutejszych węży. Max potrzebował takiego źródełka szczególnie, że przyjebała się do niego zbroja, której magia zmieniła byłego ślizgona w maminsynka, który tęsknił za swoją rodziną. Co gorsza, w większości za tą prawdziwą, a nie za ludźmi, których za rodzinę uważał. Właśnie rozmyślał o swojej biologicznej siostrze zastanawiając się gdzie teraz jest i co tam robi, gdy zobaczył nieopodal śpiącą sylwetkę. I to cholernie znajomą śpiącą sylwetkę. -Profesor Walsh? - Powiedział, schylając się i dotykając mężczyzny, by upewnić się że śpi, a nie położył się tu i wyzionął ducha, co znając szczęście Maxa, wcale nie było tak bardzo niemożliwe.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Sen, który śnił, był całkiem przyjemny. Niewątpliwie był dość spokojny i faktycznie znajdował się daleko od tego, co się dookoła niego działo, zupełnie jakby ta część Avalonu chciała go uleczyć, jakby chciała pokazać mu, że nie musiał nieustannie rozpatrywać całego zła, jakie się im przydarzało. Wciąż jeszcze bał się, że nie wyraził się dostatecznie jasno, by Josh w pełni zrozumiał jego słowa, intencje i to, co czuł, ale nie mógł nic na to poradzić. Prowadzili naprawdę poważne i intensywne rozmowy, wierzył więc w to, że jego mąż wiedział, iż chciał mu pomóc. Tak normalnie, zwyczajnie, tak po prostu, chociaż jednocześnie obaj zdawali sobie sprawę z tego, że znajdowali się w szalonej sytuacji, z której zapewne nie było dobrego wyjścia. O tym jednak nie śnił i to go cieszyło, mógł bowiem dryfować gdzieś daleko, unosić się na niebie wolnym od trosk. Później zaś ktoś go obudził i przez dłuższą chwilę Christopher nie był w stanie zrozumieć, co się dzieje. Zamrugał, starając się dostrzec, kto się nad nim pochylał, a do jego rozespanego umysłu nie docierało nawet, że znajdował się na łące tuż przy strumieniach, że w jego okolicy spało mnóstwo węży i zapewne powinien zdecydowanie bardziej uważać na to, co robi. W końcu jednak rozpoznał Maxa, a zaraz obok niego spostrzegł zbroję, która również się nad nim pochylała, jakby chciała zapytać go, czy na pewno wszystko w porządku. Okazało się jednak, że ta była dziwnie milcząca - zupełnie jak ta, którą spotkaliśmy z Joshem, ale to pewnie lepiej, miałem dość uwag tego żelastwa na spacerze z Yuuko - przemknęło mu przez głowę, nim ostatecznie, dość mocno rozespany, usiadł na trawie i nieznacznie się przeciągnął, próbując tym samym przywołać się do porządku. - Zdaje się, że jest za ciepło, Max. Nie powinienem tak spać, w końcu w okolicy może kręcić się dosłownie wszystko - stwierdził, a jego głos brzmiał jeszcze nieco dziwnie, jakby miał chrypkę i jedną nogą nadal znajdował się w krainie snów, zaś jego myśli były całkowicie niepozbierane i kręciły się od pytań, co tutaj robił, po kawałki sennych marzeń i świadomość, że wkrótce musiał podjąć jakąś decyzję w sprawie Audrey. Coś słodkiego mieszało się zatem z czymś gorzkim, ale nie do końca miał ochotę na dzielenie się tym z kimkolwiek, nawet jeśli miałby to być Max albo milcząca jak zaklęta zbroja, która sprawiała wrażenie, jakby zamierzała być ich strażnikiem.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W czasie, gdy Chris spał sobie w najlepsze, nastolatek odetchnął z ulgą, że profesor żyje. Czyli dzień nie był wcale jeszcze taki najgorszy. Jeśli oczywiście nie okaże się, że cydręże planują zemstę na magicznym gatunku i nie postanowią ich tu zatruć, zadusić, czy zabić na swój oślizgły sposób. -Zgadzam się. Najważniejsze, że nie zdążył się Pan nabawić udaru ani nic. - Usiadł obok mężczyzny odpalając sobie szluga. -Jak na przykład te oślizgłe gamonie? - Zwrócił uwagę na kilka pełzających niedaleko cydręży i mimowolnie przekręcił pierścień sidhe na palcu, próbując wyczuć ich zamiary. -Wie pan, chyba trochę liczyłem, że może to mój dziadek tu leży. Wiem, że był mugolem, ale nie takie rzeczy się już widziało, prawda? Choć aż do ostatniego oddechu nie potrafił zrozumieć jednopłciowej miłości... - Westchnął ciężko. Sam nie wiedział czemu nagle wspomniał o tym mężczyźnie, ale chwycił go jakiś smutek i nostalgia. Zaciągnął się papierosem, jakby chciał żeby te myśli ulotniły się wraz z toksycznym dymem, ale niestety za wiele to nie pomogło. -A Ty? Masz tu jakąś rodzinę, czy włóczysz się w tym żelastwie szukając jakiejś? - Zapytał zbroi, która przysiadła się z jego drugiej strony. No popierdoliło młodego do reszty, a nawet nie mógł tego zrzucić na żadne używki, bo przecież był czysty jak łza. Przynajmniej od kilku dni, bo nadal okazyjnie tracił grunt pod nogami i tłumił problemy w białym lub kolorowym proszku, czy butelkach alkoholu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Nawet jeśli część dzisiejszego dnia poświęcił na przeprowadzeniu badań w terenie odnośnie świńksów, tak nie oznaczało to że będą to jedyne avalońskie magiczne stworzenia jakie miał zamiar tego dnia zobaczyć. Było już popołudnie, więc do końca dnia miał jeszcze masę czasu. Dlaczego by więc nie odwiedzić rzek którymi płynie alkohol? A z tego co usłyszał od Faunów cydr i wino? Chociaż bardziej niż dla leczniczych napitków, miał zamiar udać się tam dla cydręży. W czystej teorii nie miał aż takiego zaufania do węży, ale te według słów mieszkańców były naprawdę łagodne i co najwyżej lubiły trochę psocić. Cóż... Najlepiej czasem było sprawdzić na własnej skórze, do czego tylko jego geny i bycie gryfonem tylko go zachęcały. Po dotarciu na miejsce wręcz osłupiał w wrażenia widząc dwa potoki. Cydru i wina. Oj, Eskil zdecydowanie chciałby zobaczyć to miejsce. I Drake musiałby mu chyba wsadzić do paszczy skrzeloziele żeby mu się półwil w alkoholu dosłownie nie utopił. Usiadł więc po cichu nieopodal miejsca w którym strumienie się łączyły i w obecnej chwili było całkiem sporo cydręży, które mógł poobserwować. Oczywiście do tego wyjął swój notatnik, który i tak już był wypełniony wieloma zapiskami po brzegi. Jeszcze kilka kartek i będzie musiał sobie kupić kolejny. Obserwował zachowanie cydręży i musiał przyznać że jak na węże były mimo wszystko urocze. Głównie z zachowania, ponieważ gołym okiem było widać że były z nich naprawdę ciekawskie stworzenia. No i faktycznie żywiły się cydrem który łapczywie spijały ze strumienia. Podobno jadły też jabłuszka, więc gdyby tak podstawić jedno i z ukrycia poobserwować? Mógłby się wtedy im przyjrzeć z bliska kiedy będą jeść, a wtedy - poza nacieszeniem oczu ich wesołymi mordkami - będzie mógł dokładnie przyjrzeć się ich wyglądowi i zaobserwować ich zachowanie podczas jedzenia. Poza tym ciekawiło go w jaki sposób one jadły. Pochłaniały jabłka w całości? Nie myśląc za wiele postawił jabłko blisko strumienia, odszedł parę kroków w tył i rzucił na siebie zaklęcie kameleona zapominając że węże nie polegają tylko na wzroku, tylko głównie na węchu. Ten błąd kosztował go kilka galeonów, ponieważ w pełni skupił się na obserwowaniu jak jeden z Cydręży podlazł do jabłuszka i powoli połykał je coraz bardziej i bardziej. Nie miał za bardzo jak notować, więc w pełni skupił się na obserwacji i próbie zapamiętania jak największej ilości cech wyglądowych tej małej gadziny. Przez to właśnie nie zauważył jak inny osobnik po cichu się do niego zakradł i z czystej ciekawości zajrzał mu do kieszeni i ukradł sporo monet, które przy sobie nosił. A potem oczywiście z nimi dziarsko spierdalał. Zwłaszcza kiedy Drake się zorientował o tym co się stało i zaczął gonić tego wonsza rzecznego, zostawiając notatnik na ziemi. Na jego nieszczęście posiadanie wręcz olbrzymiego wzrostu i masy dosyć kiepsko wpływało na jego zwinność, o czym życie postanowiło mu przypomnieć po raz kolejny. Goniąc Cydrąża, Drake poślizgnął się i wpadł do strumienia, z czego jeden z będących nieopodal Faunów miał niemałą bekę. Całe szczęście że wilkołakowi udało się w miarę szybko wyleźć i osuszyć się zaklęciem. Nie zmieniało faktu że nadal capił cydrem i troszkę się do nałykał, co akurat nie było aż tak złe. Na dziś mu już chyba wystarczy. Podniósł notatnik z ziemi i ruszył do domku się ogarnąć.
Z.T +
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher przyłożył dłoń do czoła, jakby w ten sposób chciał ostatecznie obudzić, ale był naprawdę zmęczony i z wielką przyjemnością wróciłby po prostu do spania, wyciągnął się na trawie i westchnął z przyjemnością. Czuł się obecnie podobnie do węży, które znajdowały się w ich pobliżu, zachowując się zadziwiająco przyjaźnie, jakby miały chęć powiedzieć, że powinni tutaj z nimi zostać i spędzić cały czas, jaki im został, wspólnie. Na spaniu. Uczucie senności było dla Chrisa naprawdę potwornie znaczące i zastanawiał się, co właściwie powinien z tym zrobić, zerknął więc w stronę strumieni, zastanawiając się wyraźnie nad tym, czy nie powinien przypadkiem po prostu pójść popływać. Choć, jednocześnie wiedział, że po śnie na słońcu to był szalony pomysł i powinien najpierw dojść do siebie. - Uważaj na nie, bo ciebie też zaraz ukołyszą do snu – powiedział, nim nieco zdziwiony spojrzał na Maxa, nie wiedząc skąd właściwie wzięła mu się ta uwaga, a przez jego myśl przemknęło jedynie: zupełnie jak babka. Przeciągnął się raz jeszcze, próbując mimo wszystko dojść do siebie, bo czuł się chwilowo paskudnie, zupełnie jakby spał przez minione tysiąclecia, a nie zaledwie kilka godzin, obserwował jednak kątem oka Solberga. - Wiesz, że czasami tęsknimy za kimś, chociaż z wielu powodów nie powinniśmy? – zapytał, mając świadomość, że brzmiało to dziwnie, dość szaleńczo, ale wiedział, co mówił, bo nawet w nim, pomimo złości i niechęci, rodziła się czasami myśl o tym, że chciałby jeszcze spotkać swoją babkę, że chciałby z nią porozmawiać i być może wyjaśnić kilka spraw, że być może po prostu byłby w stanie ostatecznie się jej sprzeciwić i zrobić coś, co powinien zrobić, nim ta zmarła, uwalniając ich od swojej obecności. Zbroja, która zajęła miejsce obok chłopaka, zwróciła się w ich stronę, jakby uważnie się im przyglądała, po czym nieco niepewnie pokręciła głową. Było w tym geście coś, co spowodowało, że Christopher zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się wyraźnie nad tym, o co chodziło – czy nie było tutaj, w tej chwili, jego rodziny, czy jej nie miał, czy może jej szukał? Na razie jednak nie usłyszeli choćby jednego słowa wypowiedzianego przez zbroję, aczkolwiek wszystko wskazywało na to, że ta rozważała podjęcie z nimi rozmowy. Przynajmniej dokładnie tak wydawało się zielarzowi, który był skłonny przysiąc, że sobie tego nie wyobrażał. Merlinie, chyba ten sen był zabójczy.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max zdecydowanie wolałby się napić cydru ze strumieni niż w nim popływać, chociaż to też nie brzmiało jak najgorszy pomysł na świecie. Obecnie był jednak w tak melancholijnym nastroju, że raczej nie myślał o podobnych rozrywkach siedząc tu obok Walsha i przeżywając nie tylko swoje emocje i myśli, ale i te należące do okrążających ich gadów, które naprawdę zdawały się być pokojowe nastawione. -Z tego co czuję, raczej nie mają złych zamiarów. Wydają się być rozluźnione i nieco chętne do zabawy. - Zinterpretował to, co podpowiadał mu pierścień sidhe, choć w takim natłoku istot nie było wcale tak prosto odczytać jeden, kolektywny nastrój stada. -Niestety wiem. Wie Pan, czasem tęsknię za matką, tą biologiczną, choć nigdy nie dała mi nawet jednego powodu żebym darzył ją jakimkolwiek pozytywnym uczuciem. Wręcz cieszyłem się, gdy w końcu opuściła ten świat. - Wyrzucił z siebie, samemu nie wiedząc czemu. Nigdy nie mówił tego na głos, aż tu nagle dzisiaj zebrało mu się na rodzinne zwierzenia i wspominki. -Całe szczęście mam Stacey, która jest więcej niż matką na jaką zasługuję. - Dodał jeszcze wyraźnie uśmiechając się na wspomnienie przybranej matki, z którą mieszkał. Kochał tę kobietę i zawdzięczał jej praktycznie wszystko co dobre w swoim życiu. Tak samo jak jej mężowi. Jedyne czego żałował to fakt, że tyle razy sprawiał im zawód, choć miał tyle szczęścia, że zawsze spotykał się z wyrozumiałością i próbą rozwiązania problemu zamiast z odrzuceniem. Nastolatek był tak pogrążony w rozmyślaniach, że nawet nie zauważył tego gestu zbroi. Zamiast tego wciąż bawił się tkwiącym na palcu pierścieniem, jakby ten gest miał go w jakiś sposób uspokoić. -Zgaduję, że nie na wszystkich to miejsce działa tak melancholijnie. - Spojrzał na Walsha, który raczej wyglądał na zaspanego a nie na umierającego z tęsknoty za swoją familią. Jeżeli jakąś miał, bo przecież nigdy na ten temat nawet nie rozmawiali, a i Max nigdy nie czuł, by ich relacja była na tyle luźna czy bliska żeby mógł wypytywać o podobne sprawy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Mógł się go napić, jeśli tylko chciał, ale niezależnie od wszystkiego, najpierw musieli zbliżyć się do strumieni, co obecnie było dość mocno utrudnione, biorąc pod uwagę, jak zaspany był wciąż Christopher. To się powoli zmieniało, widać było, że zaczął odpowiadać o wiele wyraźniej, a uwaga Maxa na temat węży dość mocno go zaciekawiła. Spojrzał zatem na chłopaka, unosząc lekko brwi, by zaraz zapytał go, czy tak dobrze się na tym zna, czy jednak trochę zgaduje, a następnie rozejrzał się po okolicy, orientując się, że coraz więcej węży kręci się w ich pobliżu. Sprawiały jednak wrażenie bardziej zaciekawionych ich obecnością, niż złych, czy gotowych do tego, żeby ich zaatakować. - Cóż, okolica na pewno sprzyja temu, by wspominać i rozpamiętywać pewne rzeczy - przyznał, nieco niepewnie, dostrzegając, że zbroja znowu się z nim zgodziła, zastanawiając się jednocześnie, czy przypadkiem to nie ona tak na nich działała, ale wolał o to nie pytać. Miał wrażenie, że mimo wszystko nie wszystko musiał wiedzieć, że pewne rzeczy mogły równie dobrze pozostać tajemnicą na całe wieki. Szukanie odpowiedzi na to, jak magia na nich wpływała, było zresztą dla niego zbyt poważnym wyzwaniem, ostatecznie był zielarzem, a nie zaklęciarzem, nie znał się tak dobrze na tym, jak działa dokładnie magia i konkretne czary, toteż wolał pozostawić to na boku. - Wiesz, Max, często tęsknimy za kimś, kto mimo wszystko nie był dla nas do końca dobry. Moja babka zawsze miała mnie za kogoś gorszego, uważała moje pasje i zajęcie za zbyt kobiece, a mimo to, po roku od jej śmierci, czasami mam wrażenie, z jakiegoś powodu mi jej brakuje. Wydaje mi się, że ludzie w całej swojej masie są pod pewnymi względami bardzo… nie wiem, jakiego użyć słowa. Ale są takie rzeczy i sprawy, których łatwo nie umiemy się pozbyć, nawet jeśli bardzo chcielibyśmy tego zrobić i musimy z tym walczyć - powiedział w końcu, mając wrażenie, że nie do końca ma rację. Być może czuł się jak hipokryta po rozmowie z Joshem, być może nie umiał po prostu nadal znaleźć złotego środka w tym wszystkim, co się dookoła niego działo, sam nie wiedział. Nie zmieniało to jednak faktu, że próbował, zarówno w przypadku swojego męża, jak i Maxa, próbował im jakoś pomóc, a jeśli rozmowa zeszła teraz na takie, a nie inne tematy, to był skłonny poprowadzić ją tak, a nie inaczej.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jakby nie było Max był ślizgonem, więc komunikację z wężami powinien mieć wrodzoną. A tak serio to nie. Za to lśniąca na palcu błyskotka zdecydowanie ułatwiała mu odczytywanie ich emocji i zamiarów, co było o niebo łatwiejsze niż uczenie się języka węży. No i o milion razy szybsze. -Prawda? Jakaś taka nostalgia tu łapie. Pamiętam jak jeździłem z Nickiem na obozy i rozbijaliśmy się w szczerym polu... Chciałoby się wrócić do tamtych czasów. - Westchnął rozmarzony, przed oczami widząc te wieczory pod gwiazdami z przybranym ojcem, kiedy wszystko było o niebo prostsze niż teraz, a on nawet nie miał pojęcia, że potrafi używać magii. -Pańska babka? Nie miałem pojęcia.... - Spojrzał na zielarza z dozą zainteresowania i niedowierzania. -Przyznam szczerze, że w uzdrawianiu i zielarstwie nie widzę niczego kobiecego, ale to ja, nigdy nie miałem tradycyjnego spojrzenia na świat. - Wyraził swoją opinię, bo w tym to był akurat najlepszy. Sam zastanawiał się teraz, co jego własna matka powiedziałaby wiedząc, czym jej synalek się para poza imprezami i chodzeniem w jej narkotyczne ślady. -Myśli Pan, że powinniśmy? W sensie czuć się tak w stosunku do rodziny? Nawet jeśli nie do końca było nam z nią po drodze? - Powoli domyślał się, że to ta jebana zbroja tak na niego wpływa i gdyby mógł, przypierdoliłby jej w ten zakuty łeb. Nie chciał o tym rozmawiać, a mimo wszystko nie potrafił się powstrzymać i czuł, jak po raz pierwszy w obecności mężczyzny zalewa go coś na kształt wstydu. Zdecydowanie zbyt mocno otwierał się przed Chrisem jak na swoje odczucia, bo do samego profesora nie miał nic oprócz czystej sympatii, która jednak nie była dla nastolatka wystarczająca na podobne zwierzenia wśród rzeki cydru i stada węży.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Zdecydowanie, chociaż nie mam pojęcia, skąd to wszystko się bierze - przyznał, nie chcąc nawet wspominać o tym, że miał wrażenie, iż jego własne myśli przeplatają się z obcymi przemyśleniami. Nie chciał w żaden sposób Maxa denerwować, nie chciał na niego wpływać, nie chciał robić mu również przykrości, a podejrzewał, że gdyby tylko zdecydował się powiedzieć mu, że magia zaczęła działać na niego w jakiś niepojęty sposób, chłopak zapewne stchórzyłby i postanowił uciec. To nie byłoby zapewne najlepsze rozwiązanie, a przynajmniej tak w tej chwili podejrzewał Christopher, który odnosił wrażenie, że Max tłumił bardzo wiele emocji, że wielu spraw unikał, nie chcąc ich pamiętać albo próbując udawać, że nie mają dla niego znaczenia. Oczywiście, nie mógł od razu powiedzieć, że ich ujawnienie, czy pogodzenie się z nimi mogłoby jakoś pomóc, ale jednocześnie wiedział z własnego doświadczenia, że walka z czymś, co się działo gdzieś głęboko w samym sobie, nie była najlepsza. - Nie była zadowolona z bardzo wielu rzeczy, Max. Nigdy nie spełniłem też jej wygórowanych oczekiwań - przyznał, uśmiechając się mdło i spojrzał na zbroję, która siedziała przy nich w milczeniu, najwyraźniej nie mając ochoty wracać się w rozmowę, jednocześnie jednak przysłuchując się temu, o czym się mówiło. W którymś momencie żelastwo nawet wyraźnie drgnęło, jakby niezadowolone z niektórych wypowiadanych słów, co Chrisowi się nie spodobało. Ostatecznie bowiem rodzina nie była święta tylko z powodu tego, że tą rodziną była, ale niektórzy zdawali się o tym zapominać. On zaś miał w ostatnim czasie zdecydowanie zbyt sporo powodów do tego, by wiedzieć, że czasami z bliskimi wychodziło się dobrze tylko i wyłącznie na zdjęciach, nigdzie indziej. - Nie powinniśmy, Max. Wiem, że obarczamy się czymś, tylko dlatego, że wydaje nam się, że coś powinno być takie, czy inne, ale to nie prowadzi do niczego dobrego. Tak naprawdę… tak myślę, często zrzucamy na siebie uczucia i myśli tej drugiej strony, błędnie zakładając, że jesteśmy jej coś winni - stwierdził po chwili, ignorując zupełnie poruszenie od strony zbroi, które wskazywało na to, iż powyższe stwierdzenie było jej zdaniem zdecydowanie błędne i niestosowne. Nie wszyscy musieli mieć idealne rodziny, prawda? Niektórych różne rzeczy zaskakiwały. Jak istnienie Audrey.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No i Christopher miał rację. Maxowi zajęło chwilę nim zrozumiał, że w jego głowie czają się też myśli mężczyzny, a gdy tylko wyłapał, że ten dość trafnie uważa, że Max coś w sobie tłumi, od razu zaczął w myślach przeklinać i się nieco wycofywać. Czyżby te pierdolone strumienie były norweską jaskinią w nieco przystępniejszej wersji? Miał szczerą nadzieję, że nie. -Pytanie co gorsze, próba zadowolenia innych, czy ciągła niemożność spełnienia własnych wygórowanych ambicji. - Rzucił melancholijnie, samemu w życiu borykając się tak naprawdę z obydwoma problemami i choć zazwyczaj starał się tym nie przejmować, to jednak co jakiś czas uderzało go to ze zdwojoną siłą, a cała fasada luźnego i beztroskiego podejścia do życia gdzieś zanikała. Tu musiał się z Walshem zgodzić, fakt, że z kimś łączyły go więzy krwi nie znaczył zbyt wiele. Prawdą było, że to ludzie, których sam mianował sobie rodziną byli dla niego ważniejsi i zdecydowanie pełnili rolę większej opoki niż ci, którzy powinni być z definicji jego bezpieczną przystanią. Max od zawsze miał spaczone pojęcie rodziny i dorastał w tym bałaganie przez który teraz miał też dość duży mętlik w relacjach prywatnych. Niby nie wierzył w miłość, a jednocześnie niektóre relacje o nią zakrawały. Szczególnie ta, która tak nagle pół roku temu dobiegła końca. Nie był pewien jeszcze, czy to, co łączyło go z Paco mógł wrzucić w podobną kategorię, ale wiedział, że w tej chwili mężczyzna jest dla niego jak azyl, którego potrzebuje by nie rozpaść się do końca. -Wie Pan..... Chyba ma Pan rację. Co nie zmienia faktu, że nie łatwo zawsze dopuścić do siebie tę świadomość, że człowiek, nawet z rodziny, może być po prostu chujowym człowiekiem i nie możemy go wiecznie usprawiedliwiać. - Choć rozmowa jaką dzielili nie była najbardziej wesoła, to Max poczuł się zdecydowanie bliżej swojego byłego nauczyciela i miał wrażenie, że jest w stanie coraz bardziej mu zaufać. Magia Avalonu znalazła mu kolejnego sojusznika i jak to ostatnio zdarzało się nagminnie, kolejnego z większym doświadczeniem na tej planecie niż posiadał sam nastolatek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher drgnął lekko, gdy tylko w jego myśli wmieszał się szum przekleństw, starając się to mimo wszystko zignorować, bo nie chciał, żeby chłopak tak naprawdę się od niego odsunął. To jednak nie był wcale takie łatwe, bo mimowolnie zaczął wspominać najróżniejsze wydarzenia z własną babką, które dusiły go w sposób, jakiego nie umiał opisać, sposób, który nawet teraz gdy już obiecał sobie, że nie pozwoli, by to go atakowało, zostawiało na nim ślady. Wolał zresztą w pełni skoncentrować się na tym, co chłopak miał do powiedzenia, bo wydawało mu się to niezwykle istotne. - Nie rozgraniczałbym tego w ten sposób. Obie te sprawy nie są dobre, bo w obu przypadkach w jakiś sposób ranisz samego siebie. Wydaje mi się jednak, że próba spełnienia cudzych wymagań jest o tyle gorsza, że całkowicie niszczysz siebie, niszczysz to, jaki jesteś, kim jesteś, co potrafisz, być może czasami nawet porzucasz własne marzenia - stwierdził z namysłem, przez chwilę wpatrując się gdzieś w przestrzeń, mając świadomość tego, że mimo wszystko życie nie było idealne i zawsze trafiały się problemy, czy to tego rodzaju, czy inne, ale niezależnie od wszystkiego, warto było znaleźć kogoś, kto będzie obok i w porę nad tobą zapanuje. Ambicja jednak również wyniszczała, choć on sam nigdy nie zaznał z tego powodu problemów. - Trudno z tym walczyć, Max. Mamy jakieś niemądre poczucie obowiązku, poczucie, że naprawdę jesteśmy coś komuś winni, ale co jesteśmy winni, jeśli jedyne, co otrzymywaliśmy, to krzyk, uwagi i wieczne niezadowolenie? Może kiedyś uda się nam nad tym zapanować, ale jeśli wraca do ciebie poczucie niesprawiedliwości i się miotasz, to zapewniam cię, że nie jesteś w tym jedyny - powiedział cicho, zdając sobie sprawę z tego, że dokładnie to samo działo się teraz z Joshem, że sprawa jego ojca była również związana z tym, o czym mówił i to znowu go ukłuło, powodując, że poruszył się nieznacznie, starając się wyrzucić z głowy myśli na ten temat, ale to łatwe nie było. Chciał przede wszystkim skoncentrować się w tej chwili na Maxie, na jego uwagach i problemach, bo to zdecydowanie swojemu rozmówcy powinien poświęcić całą uwagę, a nie błąkać się po własnych kłopotach. Choć, oczywiście, miały one przełożenie na to, o czym mówili. +
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wycofanie się Maxa było naturalną reakcją nastolatka i choć starał się jakoś nie myśleć, tak nie było to najłatwiejsze. Szczególnie, gdy Christopher zaczął we własnym umyśle przywoływać swoją babkę i młody eliksirowar odnosił coraz większe wrażenie, że choć pozornie nie mogliby być bardziej różni, to tak naprawdę zaskakująco dużo ich łączy. Nie wymagał też od mężczyzny jakiegoś specjalnego zainteresowania się jego pierdoleniem, ot avalońska zbroja wzbudziła w nim przemyślenia, których na co dzień nie miał, albo które za wszelką cenę starał się z głowy wyprzeć. -Taaa, chujowo. - Mruknął widocznie tracąc resztki jakiegokolwiek dobrego humoru, bo jak nikt identyfikował się ze słowami Walsha. Był wręcz chodzącym potwierdzeniem jego słów, co w ostateczności sprawiło, że sam często nie wiedział już kim naprawdę jest i miotał się w życiu. Musiał szczerze przyznać, że ta rozmowa nieco mu pomogła. Niby wiedział, a raczej przeczuwał, że nie powinien aż tak dawać się ponieść niektórym myślom i uczuciom względem rodziny, ale słysząc to podczas tak ludzkiej konwersacji, która zdecydowanie nie brzmiała jak żaden wykład czy pouczanie, po prostu sprawiało, że nastolatek poczuł się nieco lepiej wiedząc, że nie jest w tym wszystkim sam i jest to raczej naturalne, że czasem ludzie mają podobne odczucia. -To chyba minus sentymentów, że czasem odbierają logikę i sprawiają, że kierujemy się uczuciami... - Dodał może niezbyt błyskotliwie, ale wywalając to, co siedziało w jego głowie. Gdy tylko Christopher zaczął myśleć o swoim mężu, Max starał się jak mógł zignorować te wieści. Nie chciał wchodzić mężczyznom na prywatę, ale magia tego miejsca kompletnie sobie nic z tego nie robiła. Solberg wiedział poniekąd, że rodzina Joshuy nie była idealna. Kiedyś Feli zdradził mu pewne niuanse swoich krewnych i nie wszystkie informacje należały do łatwych i przyjemnych. Chciał właśnie kontynuować swoje przemyślenia, gdy magia pierścienia sidhe nagle dała mu znać o zmianie w nastawieniu pełzających cydręży. Chłopak od razu wstał rozglądając się po gadach. -Lepiej stąd chodźmy. Coś dziwnego się z nimi dzieje. - Pokazał na zwierzęta i podał Walshowi rękę by pomóc mu podnieść się z ziemi. W całym tym burdelu nie zauważył, że jeden z gadów już zdążył okraść go na trzydzieści galeonów.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Nie mam pojęcia dlaczego Avalon jest tak usiany tymi idiotycznymi zbrojami. Miałem wrażenie, że co jedna to była gorsza. Dzisiaj w końcu umówiłem się z Zoe, która ostatnio miała ciężkie dni, a ja miałem wrażenie, że nie ma mnie obok niej odpowiednio dużo czasu. Oczywiście mogło to mieć odrobinę związek z faktem, że powoli próbowałem odpowiednio dystansować się od Zosi, żeby nie borykać się z moimi niesprecyzowanymi uczuciami w jej stronę. Mimo to starałem się by tego nie odczuła, zawsze pytając ją miło czy wszystko w porządku i umawiając się z nią na spotkanka tak jak dzisiaj. Była też jedną z nielicznych osób przy których mogłem się otworzyć, nawet jeśli tylko po swojemu, potrzebowałem więc chyba rozmowy z przyjaciółką. Po raz kolejny w tym przeklętym, magicznym miejscu - to nie ja byłem pomysłodawcą szukania jakiegokolwiek niesamowitego strumienia. To Brandonówna usłyszała plotkę o istnieniu tego, więc to ona oznajmiła, że jeśli spotkanko to z jakimś zwiedzaniem i przygodą. Oczywiście takimi odpowiednio bezpiecznymi, by nie nadwyrężała się przesadnie. Po drodze jakaś tragiczna zbroja ględziła o tym jak bardzo do siebie pasujemy. Ja zaś pamiętając to co ostatnio przeszedłem przez te metalowe puszki - natychmiast potraktowałem ją zaklęciem, wysyłając daleko w krzaki. Nie komentuję nawet zachowania zbroi, nie w sosie na żarty pod tytułem jak ja i Brandonówna powinniśmy iść do ołtarza. Przemilczam to, jakbym udawał że nic nie słyszę. - Idziemy na łódkę? - proponuję Zoe pośpiesznie gdy tylko znajdujemy się przy wodzie. Nie chcę by zbroja nas dogoniła, wiedziałem już z doświadczenia, że potrafią się jakoś... regenerować, plus Zofia na pewno będzie chciała taką mini przygodę. Kiedy wyciągam dłoń, by pomóc jej wsiąść, pytająco zerkam na dziewczynę, by kontynuowała to o czym mówiła kilka minut temu.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Zmieniające życie rewelacje, które spadły na nią jak grom z jasnego nieba z ust profesora uzdrawiania były na tyle przytłaczające i tak bardzo nie wiedziała, jak sobie z nimi poradzić, że ostatnimi dniami chodziła zwyczajnie przygnębiona, a był to stan, którego nie doświadczała zbyt często. Z wielką radością przyjęła zaproszenie Augusta, natychmiast angażując się w znalezienie odpowiednio interesującego miejsca na wycieczkę, bo miała już dosyć siedzenia samotnie w pokoju, z którego jej współlokatorzy jak dwa zakochane ptaszki wylatywały codziennie rano i zjawiały się dopiero późno w nocy, zajęci spędzaniem czasu ze sobą; postanowiła, że wybiorą się nad magiczne strumienie, w których ponoć można było spotkać skupiska cydręży i inne fantastyczne atrakcje. Czas, oprócz mniej niż zwykle energicznego opowiadania Zosi, umilała im sympatyczna zbroja, która rozpływała się w zachwytach nad tym, jak to są dla siebie stworzeni i powinni być razem na zawsze - i choć August był wyraźnie zirytowany towarzystwem, to Zoe nie miała nic przeciwko. Zbroja była nieszkodliwa, tak samo jak to, co mówiła. - Ojej - jęknęła, kiedy rycerz został brutalnie posłany w krzaki przez przyjaciela i uśmiechnęła się do niego blado, kiwając jednocześnie głową na propozycję wejścia do łódki, bo uznała że to wspaniały pomysł - Tak cię mierzi, że zbroja widzi cię na ślubnym ołtarzu tylko ze mną, a nie z... - Julką - no nie wiem, jakąś inną dziewczyną? - zachichotała, nie biorąc tego zupełnie na poważnie i wgramoliła się do środka, utrzymując równowagę tylko dzięki uprzejmości przytrzymującego ją Augusta. Rozejrzała się dookoła, wzdychając z rozmarzeniem, bo widoki były naprawdę piękne i zagaiła, zapominając już zupełnie, o czym rozmawiali kiedy tu szli: - Co za fantastyczna przejażdżka! Idealne miejsce na randkę - oceniła z zachwytem i nieco większym entuzjazmem, gdy łódka odbiła od brzegu i zaczęła sunąć powoli po wodzie, ale szybko postanowiła skupić się jednak na swoim rozmówcy i skierowała wzrok na Edgcumbe'a. Przyjrzała mu się uważnie, niemal podejrzliwie - Wszystko w porządku, August? Mam wrażenie... nie wiem, jakiś zasępiony jesteś ostatnio. Może rzadko się ostatnio widujemy... swoją drogą, szkoda, ale rozumiem, że jesteś zajęty... ale nadal potrafię rozpoznać te niuanse emocji w twojej pięknej twarzy. Jesteśmy w RAJU, August. A ty nie wyglądasz, jakbyś był w raju. - stwierdziła, a w jej głosie wybrzmiewało szczere zatroskanie - głównie martwiła się o to, że nawet jeśli przyjaciela coś gryzie, to nie będzie miał ochoty z nią rozmawiać i uda, że wszystko w porządku.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Co prawda poświęciłem parę dni albo wieczorów na wpadanie do Zoe przy wysłuchiwaniu co się wydarzyło. Było też parę prób pocieszenia jej i rozweselenia, ale powiedzmy sobie szczerze - nie nadawałem się do tego szczególnie. I najlepiej mi to wyszło kiedy po prostu przywlokłem za sobą Tomka, a wesoły dialog tej dwójki rozwiał odrobinę dziwne samopoczucie Zosi. No i oczywiście moja mrukliwa obecność na pewno coś na to wpłynęła, ale nie przypisuję sobie zbyt wiele zasług. Idziemy sobie przez las w towarzystwie kolejnej, irytującej zbroi. Zastanawiam się czy nie będzie coraz gorzej, może powinienem uciec do Poziomki zamiast zostać w Avalonie. Ale tam nie miałem żadnych ziomków, którego moje mrukliwe towarzystwo łaknęło, więc musiałem pocieszyć się wrzuceniem zbroi w krzaki, tak jakiś czas temu zrobiła to Jess na zamkach. Na słowa Zoe ze zdziwieniem spoglądam na jej niemrawy uśmiech. - Nie, co ty... po prostu... - zaczynam niepewnie na ten żart; ale dziewczyn chichocze, więc dowcip był zabawny dla Zosi - dla mnie jak kosa w żebra. - Nieważne - mruczę powstrzymując brwi od czerwienienia i przyciągam wydłużoną dłonią łódkę. Siadam razem z przyjaciółkę i przyjmuję rola wioślarza. Która ograniczyła się do popychania łódki zaklęciem co jakiś czas. Nie wiem co odpowiedzieć na zagadanie o randkę, bo to kolejny tekst Brandon, który u niej jest całkiem normalny i bez żadnych podtekstów, chociaż już drugi raz w ciągu dnia sugerowała coś co tylko sprawiało mój lekki dyskomfort. - Hm? - mruczę kiedy ta zauważa, że coś było nie tak ze mną. Nigdy nie wyglądałbym na bardzo zadowolonego, ale nawet po mnie można byłoby się spodziewać po prosu znacznie większego wyczillowania. - Nie chcę Cię zadręczać pierdołami - mruczę najpierw, ale dobrze wiem, że musiałbym bardzo się postarać, żeby nic nie podzielić się przemyśleniami z Zosią - szczególnie tutaj, gdzie nie miałem możliwości ucieczki. Nagle łódka wydała się głupim pomysłem. Wzdycham i drapię się po łysej głowie z zastanowieniem. Zbroja w lesie najwyraźniej była niewzruszona moim potraktowaniem. Teraz śledziła nas wzdłuż brzegu i klaskała radośnie na nasz widok. Rzucam jej pochmurne spojrzenie. - Przez ostatnią zbroję podrywałem Jess i potem postanowiłem ją pocałować... - dukam w końcu z trudem Zosi coś co mnie może niepotrzebnie martwi. A komu mogłem powiedzieć? Niby Brooks - ale jakoś miałem dziwne wrażenie, że nie powinienem. - Nie wiem czy to coś znaczy czy co... mam pojęcia jak działa ich magia - dodaję jeszcze ze zmarszczonymi brwiami. W końcu ta która pokazywała nam właśnie blaszane okejki na brzegu, mogła mieć podobne moce wiązania ludzi.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Może August nie zdawał sobie z tego sprawy, ale jego towarzystwo, nawet ponure i mrukliwe potrafiło być nieocenionym wsparciem i wbrew pozorom w ciężkich chwilach Zosia dużo bardziej potrzebowała jego lakonicznych uwag niż słowotoku kogokolwiek innego; przyjaciel potrafił w kilku krótkich słowach a czasem i mruknięciach podsumować to, co ona wyrzucała z siebie przez bity kwadrans, a przez to, że nie strzępił języka i nie lał wody miała pewność, że każde wypowiedziane przez niego zdanie jest szczere i prawdziwe. I można mu bezwzględnie zaufać. I chociaż wesołe bajdurzenie z rozgadanym Tomkiem było bardzo miłą rozrywką i pozwoliło jej odciągnąć myśli od tego co leżało jej na sercu, to w życiu nie zamieniłaby go z Augustem. Nie zmusiła go do skończenia urwanej wypowiedzi tylko dlatego, że była zaaferowana wsiadaniem do łódki, rozbawiona gorąco kibicującej im z krzaków zbroi - nadal uważała te jej teksty za niewinny dowcip i była zupełnie nieświadoma, co o tym wszystkim sądzi jej towarzysz, bo przecież gdyby tylko znała jego myśli i poziom dyskomfortu, sama zamknęłaby nadgorliwej zbroi usta. Tak jak przewidziała, August próbował się opierać zwierzeniom. - Przestań opowiadać głuptoty, gumochłonie! Jako mój najlepszy przyjaciel masz święty obowiązek wysłuchiwać moich lamentów i opowiadać mi o swoich. Więc zamilcz i mów - zarządziła stanowczo i zupełnie bez sensu, co najwyraźniej przyniosło skutek bo już po chwili dowiedziała się, w czym rzecz. Aż zasłoniła otwarte z wrażenia usta dłonią, mocno zaskoczona, bo absolutnie się takich rewelacji nie spodziewała... Nie od Augusta. - Pocałowałeś Jess? O... O Merlinie. A co ona na to? Też ją zaczarowało? Wiesz... Hm... Ja też...ekm... podrywałam Tomka na zakończeniu roku, jak się najedliśmy amortencji - przypomniała lekko zażenowana, bo chociaż ostatecznie nic złego się nie stało, to nadal było jej trochę głupio za to jak wielką i wspaniałą miłością wydawał jej się wtedy chłopak - To pewnie bylo coś podobnego, chociaż... - wysnuła pierwszy wniosek, ale zawahała się się, bo niepewność kolejnych słów Augusta dała jej trochę do myślenia. - Gdyby to była amortencja, to w momencie otrzeźwienia wiedziałbyś, że to była kompletna bzdura. A może... może... może zbroja tylko wydobyła coś, co sam już czułeś? - podsunęła, choć sama była trochę tym zdziwiona. Dałaby sobie głowę uciąć, że August jest zainteresowany Julką, chociaż sam oczywiście milczał na ten temat jak zaklęty. - A pocałowałbyś ją bez magii? Może powinieneś. Wtedy byś zobaczył, co czujesz i na ile wpłynęła zbroja. Jak na komendę, zbroja zaczęła truchtać wzdłuż brzegu i śpiewać głośno romantyczną piosenkę Całuj ją z przedstawienia "Mała trytonka".
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Oczywiście, że sobie nie zdawałem sobie z tego sprawę do końca. Oczywiście - Zosia mi od czasu do czasu do mówiła. Ale to jest czasem problem z gadatliwymi osobami, którymi jakimś cudem się otaczałem - czasem ich nawet bardzo miłe myśli zatapiały się w słowotoku. Trudno było mi wtedy oddzielić najszczerszą prawdę od tych uprzejmości, którymi przecież tak często i gęsto zagadywała mnie Zosia. Teraz jednak w całkowicie odmiennych humorach wsiadaliśmy do łódki. To całkiem zabawne, że byliśmy w tym samym miejscu, towarzystwie, znaliśmy się równie świetnie, a jednak naszej postrzeganie obecnej sceny było tak niesamowicie odmienne. Wiedziałem, że Zocha zaraz zacznie się pieklić, a ponieważ sam się wkopałem i jak było wiadomo, nie mogłem znaleźć lepszej rozmowy na plotki (chyba że chciałem być wyśmiany przez Tomka, zapomniałem o tej super opcji), wybrałem Brandonównę, zawsze chętną do wysłuchiwania moich żalów. - E... nie, ona nie była oczarowana... ale nie wiem, nie uciekła czy coś - mówię (a raczej coraz bardziej mamroczę), stwierdzając że nie ma nawet co próbować już powstrzymać swojej metamorfomagii, bo cała ta pogadanka będzie żenująca pozwalam brwiom zabarwić się na czerwono. Kiwam tylko głową na to, że widziałem jak bardzo zakochana była w Tomku na balu. Miała szczęście, że skończyło się to w taki sposób. Zoe potwierdza moje podejrzenia, mówiąc dokładnie takie wnioski o które sam się martwiłem. Przez chwilę milczę, gapiąc się na zbroję kicającą przy brzegu. - Lubię Jess i jest ładna, więc pewnie bym ją pocałował - mówię ostrożnie, próbując ułożyć sobie to w głowie. Przysięgam wolałbym pisać egzaminy. - Ale nie tak nagle, z dupy. W życiu bym tego nie zrobił gdybym przyzwyczaił się do tej możliwości, miał jakieś wskazówki, że jest zainteresowana... - tłumaczę nagle dość nerwowo, jak osoba dla której nagłe porywy namiętności są równie jasne i wytłumaczalne co transmutacja dla mugola. Dlatego właśnie martwiłem się, że to moja podświadomość zadecydowała o tym zauroczeniu a reszta mózgu zwyczajnie potrzebowała czasu. - Nie sądzę, że ponowne całowanie to dobry pomysł - bełkoczę jeszcze, bo tak naprawdę jeśli miałbym dopuszczać do siebie myśl całowanie kogokolwiek obecnie pewnie Zosia miał rację, że padłoby na moją inną przyjaciółkę. To bardzo kłopotliwe kiedy racjonalny człowiek jak ja dopuszcza do siebie jedną myśl, a po chwili już musi próbować uporać się z drugą abstrakcyjną sytuacją. - Ja pierdolę - mamroczę jeszcze, odwracając się ku nadal śpiewającej zbroi.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Udawała, że nie dostrzega absolutnego zażenowania Augusta, które już na początku rozmowy wypłynęło na światło dzienne w formie ognistoczerwonych brwi i nie komentowała go w żaden sposób, bo nie chciała go jeszcze bardziej peszyć; być może powinna po prostu taktownie zakończyć temat, żeby oszczędzić przyjacielowi przeżywania tych katuszy zwierzeń, ale... wtedy przecież nie pomogła by mu rozwiązać tych rozterek. A chciała mu pomóc ponad wszystko - nawet jeśli ta rozmowa miała być dla niego równie przyjemna co Cruciatus. Odpaliła więc rzadko przez nią używany tryb Krukona: zmarszczyła brwi, związała niedbale włosy i wytężyła umysł. Dla przyjaciela była gotowa do takich poświęceń jak logiczne myślenie. - Skoro nie uciekła... a nie była zaczarowana... To wiesz... Gdyby mnie znienacka pocałował chłopak, którym absolutnie totalnie nie jestem zainteresowana, ehm, na przykład pewien członek twojego rodu, którego imienia nie będę wymawiać - wsadziłabym mu różdżkę w oko albo coś gorszego. Więęęęc... jest spore prawdopodobieństwo, że Jess też cię lubi i uważa że jesteś ładny. Bo jesteś. I czasem to zupełnie wystarczy, żeby coś się zaczęło. Znaczy uczucie - wydedukowała - Ale skoro ponowne całowanie nie wchodzi w grę... ech, ty to jesteś takim uroczym dżentelmenem... - westchnęła z uznaniem - No, to zawsze możesz też z nią po prostu porozmawiać i wybadać, co o tym sądzi. Rozmawiałeś z nią? Najgorsze, co mógłbyś zrobić, to udawać że nic się nie stało - oceniła, uznając, że sama poczułaby się po prostu fatalnie gdyby była w podobnej sytuacji jako dziewczyna; nie znała co prawda Jess na tyle dobrze, by ze stuprocentową trafnością oceniać jej odczucia, ale zwyczajnie uważała że takie incydenty należy wyjaśniać od razu by uniknąć niedomówień. Wolałaby też uniknąć kolejnego ataku rozgniewanego chłopaka na kibicującą im zbroję, więc odwróciła się w stronę brzegu i zawoła: - Panie rycerzu, przepraszam, ma pan rację, jesteśmy tak zakochani że chcielibyśmy przystroić łódkę kwiatami żeby było romantyczniej. Czy byłby pan tak uprzejmy i przyniósł nam...eee...czerwone... mangoróżogonie? - zmyśliła jakąś nazwę kwiatka by sprytnie wmanewrować go w zajęcie się czymś innym, po czym dodała na stronie do Edgcumbe'a: - Podobno te zbroje są daltonistami. Zyskała dla nich chwilę spokoju i liczyła na to, że chłopak poczuje się dzięki temu nieco swobodniej. Zaraz jednak miała ten spokój zburzyć, bo nie potrafiła się powstrzymać i wytoczyła ciężkie działo: - August... a co z Julką?
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Faktycznie, doceniałem, że Zosia przeszła zgrabnie do trybu Krukonka - zazwyczaj lubiłem jej chaotyczną, kompletnie gadatliwą stronę. Ale w taki dzień jak dziś, potrzebowałem spokojnych słów i realistycznego podejścia, zdecydowanie mojego ulubionego. Chociaż bardzo rzadko swój wielki, krukoński umysł potrafiłem naprowadzić na tory uczuć swoich, a co dopiero innych ludzi. Jeszcze zrozumienie kiedy komuś jest przykro czy kiedy coś nie wypada powiedzieć - to było dla mnie do ogarnięcia. Głębsze rzeczy - za nic. Bardzo mnie dziwią kolejne słowa Zoe. Może sam bym doszedł do wniosków Brandonówny, gdybym wierzył w to co mówi ona albo Jess o tym, że wcale nie jestem tak mało trakcyjny dla kobiet jak mi się wydaje. To nie moja wina, że potrzebowałem kilka różnych zapewnień, żeby w to uwierzyć. Gdybym chodził na co dzień w swojej szkockiej wersji, znacznie łatwiej bym uwierzył w jej słowa. Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia co zrobić teraz z informacją którą otrzymałem od Zosi. A raczej z jej gdybaniami. Szczerze mówiąc do niczego nie prowadziły, a ja nadal nie znałem swojej opinii na cały ten temat. - Rozmawiałem. Zaproponowałem żebyśmy udawali, że nic się nie stało - oznajmiam, nie mogąc powstrzymać się od krzywego uśmiechu, bardzo rozbawiony, że zanim dała mi dobrą radę, ja już zdążyłem jej nie posłuchać. - No dobra. Jak będzie chciała to coś powie. A jak będzie mnie to dalej męczyć, ja z nią pogadam - stwierdzam w końcu, bo nie mam pojęcia co więcej mogę zrobić. Zocha bardzo sprytnie pozbywa się zbroi, która bardzo ochoczo przystąpiła do szukania dla nas odpowiednich ozdób. Kiwam głową dla przyjaciółki w niemym podziękowaniu. - Hm? Co z Brooks? Nie wiem, a co ma być - mówię i wzruszam lekko ramionami. O ile sytuacją ze Smith mogłem się podzielić, bo kompletnie nie potrafiłem tego rozwikłać, to w przypadku Julki wydawało mi się, że to jest między mną a nią. I tu akurat nie chciałem rad od przyjaciółki, która nie domyślała się od tylu lat mojego zauroczenia. Z Julką zamierzałem podejść do tego inaczej i nie chciałem by Zofia rozmyślała teraz na głos nad czymś co nie ma pojęcia - czyli zauważenie mojego drewnianego okazywania uczuć. Nie planowałem też przyznawać się do czegokolwiek. Bo jeśli okaże się, że to tylko przyjaźń - to spoko, lubię też z nią spędzać czas; jakbym już przeszedł do innego myślenia o niej - mógłbym przeżyć takie rozczarowanie albo ślepy zaułek jak z Zochą. A na to pozwolić już sobie nie mogłem. Czy raczej nie chciałem.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Skwitowała głośnym i bolesnym uderzeniem otwartą dłonią w czoło jego słowa o tym, jak postanowił rozwiązać tą delikatną sytuację - dokładnie na odwrót, niż mu poleciła. To, co wymyślił następnie, też ani trochę jej się nie podobało, bo chociaż nie znała Jess zbyt dobrze, to nie było trudno się zorientować, że nie należała ona do zbyt otwartych i ekspresyjnych osób - chyba że skrywała drugie oblicze dostępne tylko dla najbliższych. - Myślisz, że naprawdę jak będzie chciała to coś powie? - podkręciła głową z niedowierzaniem - No, ja bym pewnie powiedziała, albo o, taka Marla... Ale Jess... nie wydaje mi się. Pod pewnymi względami jesteście identyczni i obawiam się, że jak już raz jej oznajmiłeś, że nic się nie stało, to już nigdy nie poruszy tematu. Tylko będzie się nad tym zastanawiać, a niezręczność między wami narastać. No ale żeby cokolwiek z nią wyjaśnić, to musisz ustalić, August, co czujesz. Nic a nic? Sympatię? Ukrywane zauroczenie? Pociąg fizyczny? - podpowiadała, jakby licząc, że któraś z wypowiedzianych na głos opcji nagle sprawi, że trybiki w głowie przyjaciela ruszą i dozna olśnienia. Niestety, to tak nie działało - i mogłaby pewnie tak mówić do zmierzchu i poddać analizie każdą możliwą opcję, a i tak nijak by mu nie pomogła, bo do dojścia do pewnych rzeczy trzeba po prostu czasu. Ale przynajmniej starała się jak mogła. Pytanie o Julkę zadała z kolei z czystej ciekawości - bo odnosiła wrażenie, że coś się między nimi święciło i chciała się dowiedzieć, czy to prawda. Musiała się jednak najpierw przebić przez istny mur obronny Augusta. - No... Byliście razem na balu, fajna z was była para, swoją drogą, Tomasz też od razu zauważył... wszędzie razem ostatnio chodzicie i chyba dobrze się bawicie - wyliczała - Myślałam, że ci się podoba. Nie podoba ci się? - spytała prosto z mostu, chociaż doskonale wiedziała, że wykrzesanie z niego odpowiedzi na taką kwestię nie będzie tak proste jak by chciała. Takie uroki przyjaźni z gumochłonem - nie żeby narzekała, oczywiście. Była do tego przyzwyczajona.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Krzywię się jeszcze szerzej w uśmiechu kiedy ta klepie dłonią w swoje czoło. Mimo tego jak wygląda cała ta sytuacja, niezbyt zabawnie dla mnie, całkiem mnie ubawił fakt, że taką wtopę udało mi się zaliczyć. Co z resztą sam się zorientowałem, przez zachowanie Jess i nasze ostatnie oschłe stosunki. Jednak kiedy Zocha uświadamia mi dalszą smutną prawdę znowu wracam do bycia ponurym sobą, bo zwyczajnie nie mam pojęcia co mogę teraz zrobić. - Może niezręczność tak urośnie, że wybuchnie - mówię, chociaż nie wiem czy to już się nie wydarzyło i na tym się nie skończy, dopóki ktoś z nas się nie ogarnie. To pewnie nie będę ja. - No lubię ją i jest atrakcyjna - oznajmiam na jej pytania i wzruszam lekko ramionami. Może po prostu zrywy serca nie były mi przeznaczone. Od razu przechodzę do stabilnej miłości, taki ze mnie prawdziwy mężczyzna. Wzdycham tylko, bo nic innego Zofia mi nie pomoże, co najwyżej pomartwi się ze mną i pójdzie sama poplotkować z Jess. Co nagle wydało mi się świetnym pomysłem. - Ty może z nią pogadaj - mówię na głos tą złotą myśl. Może słuszną, może tylko dziecinnie młodzieńczą. - Wiem, że Tomasz zauważył - mruczę, bo w końcu mówił mi o tym nie raz. - Nie chce żeby wyszło... wiesz... - bełkoczę, bo wiem, że ona nie wie, a ja za to nie wiem za bardzo jak co ubrać w słowa. Takie to życie. Nagle nachodzi mnie złota myśl. Bo to co martwię się Julką - czyli że ja nagle sobie coś wkręcę jak w Zoe, a okaże się, że to Brooks nawet o tym nie pomyślała, może przydarzyło mi się w drugą stronę. Nawet przestaję prowadzić łódkę tak się tym zafrasowałem. - Zbroja mi przyznała, że podobałem się Jess, twierdziła wtedy, że to dawno i nieprawda... I ja nigdy nie ogarnąłem- zauważam nagle niby bez związku. - Czy ty zauważyłaś kiedykolwiek coś ode mnie? - pytam zbierając całe swoje siły na zadanie tego pytania. Głównie dlatego, że już przyzwyczaiłem się do myśli, że to raczej nieodwzajemnione zauroczenie, do którego nie powinienem wracać. Szczególnie teraz kiedy powoli wiedziałem, że bardzo powoli stwierdzałem, że mogę wdepnąć w to samo z Julką. - Może po prostu wszyscy Krukoni są ślepi - dodaję konkluzję, już skupiając się całkowicie na łódce, by nie patrzeć na Zoe. Zbroja na brzegu wróciła i zaczęła obsypywać nas kwiatami, bo przez moje (nie)sterowanie byliśmy bliżej brzegu.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
- August... zawsze lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się nie zrobiło - oświadczyła - Więc załatw to sam, żebyś nie żałował. Co ja niby miałabym jej powiedzieć, jak nawet TY nie wiesz? - oburzyła się, bo jakoś nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Zazwyczaj bardzo chętnie pomagała przyjaciołom (i kuzynkom) w podobnych sytuacjach, często wcale nie proszona - mogłaby więc dyskretnie szepnąć jakiejś wybrance Augusta pochlebne słowo o nim, zaprosić w jego imieniu na randkę albo zasugerować, że jest podrywany przez jakąś półwilę i trzeba się pospieszyć zanim będzie zajęty. Ale przeprowadzić ważną (i niezręczną), być może kluczową dla jego przyjaźni ze Smith rozmowę. - SŁUCHAM!!! - wykrzyknęła, gwałtownie wstając, kiedy rozmówcy nagle, jakby mimochodem przypomniała się rewelacja o plotkach od zbroi. Aż złapała się za głowę i miała ochotę rwać sobie z niej włosy - Ty... ty... nie wiesz, że dawno i nieprawda znaczy AKTUALNE I PRAWDA??? To... fatalnie. F a t a l n i e. O Roweno, biedna Jess. - skwitowała ze szczerym współczuciem, bo kiedy składała ze sobą kolejne puzzle tej układanki, wniosek był tylko jeden: dziewczyna musiała poczuć się w tej sytuacji okropnie. A August sobie w tym czasie beztrosko dywagował nad tym, czy zauroczenie było prawdziwe czy nie. A potem zarzucił Zosię taką rewelacją, że prawie wypadła za burtę i po raz drugi już podczas pobytu w Avalonie na moment odebrało jej mowę. - Ja... ty...? JA? - wystękała niezbyt mądrze, obrywając przy okazji w nos jednym z rzucanych przez zbroję kwiatków, ale zignorowała to, bo była zbyt zajęta próbowaniem przyzwyczajenia się do myśli, że August nie traktował jej tak platonicznie, jak myślała. W pierwszej chwili jej serduszko zalała fala ciepła, kiedy zaczęła wszystko analizować i powoli uświadamiać sobie, że wszystkie te drobnostki, które dla niej robił, były podszyte uczuciem - a potem dosyć szybko poczuła złość. Za to, że zataił przed nią tak kluczową informację. Że nie był w stanie wykazać inicjatywy, a śmiał mieć pretensje do niej, że się nie domyśliła. Że nie dał jej nawet szansy, żeby mogła określić, co ona czuje. - A może po prostu zbyt... powściągliwi - skomentowała, rzucając pełne dezaprobaty spojrzenie przyjacielowi, który nie miał prawa go zauważyć, bo nagle był bardzo zajęty majstrowaniem przy łódce - I samolubni - dodała, podchodząc bliżej i wciskając się w pole widzenia Augusta tak, żeby nie miał innego wyjścia niż na nią spojrzeć. - Nie, nie zauważyłam. Jak miałam zauważyć coś, czego bardzo starałeś się nie okazywać? Jak miałam się domyślić, jak nigdy nic nie powiedziałeś? Jak mogłeś tak po prostu nic mi nie powiedzieć? I czemu robisz to TERAZ, jak już jest po fakcie? Teraz, żebym się przez resztę wakacji zastanawiała co by było gdybyś jednak odważył się wcześniej i nie mogła nic z tym zrobić?? - wyrzucała z siebie pretensje, wszystkie po kolei, które tylko przyszły jej do głowy. I bardzo, bardzo chciała usłyszeć co on ma do powiedzenia - tylko to powstrzymało ją od dramatycznego odwrócenia się na pięcie i wyskoczenia do wody, żeby resztę wycieczki odbyć wpław.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Już teraz wywracam oczami na jej słowa, bo ta pogadanka mnie bardzo męczy. - No wybadać o co chodzi. Ale z Ciebie przyjaciółka - mruczę pod nosem, bo każda prawdziwa BFF pobiegłaby do innej dupy wypytać o tamta co czuje do przyjaciela. A Zoe tu marudziła, zamiast biec siać plotki i propagandę. Najwyraźniej miała też inną wizję rozmowy z Jess niż ja - jedynie łaknący drobnych informacji. Aż podskakuje w miejscu kiedy Zośka zaczyna krzyczeć i szarpać się za włosy. Zdumiony patrzę na nią, kiedy ona wypowiadała rzeczy najwyraźniej sprawy tak dla niej oczywiste i jasne - jak dla mnie nie do odgadnięcia. Jak normalny człowiek mógłby dowiedzieć się takich rzeczy? Skąd miałem wiedzieć, że muszę brać jakieś słowa kompletnie na opak. - Kurde - mruczę i wzdycham kiedy Zocha mnie uświadamia jak mogła się poczuć Jess, szczerze strapiony swoim postępowaniem, skoro tak to miało wyglądać. Muszę to jakoś naprawić. Jeszcze nie wiem jak. Jednak kompletnie nie uczę się na błędach, albo czymkolwiek, bo właśnie poznaję kolejne wady mówienia zbyt dużo rzeczy. Na początku Zośka jedynie się szczerze dziwi i nawet przez chwilę nic nie mówi, pewnie starając się ogarnąć moją informację. Zaczyna oczywiście dość natarczywymi słowami, wpychając swoją głowę tak, żebym musiał chociaż na chwilę na nią spojrzeć. Ale dopiero na słowa samolubni marszczę brwi i zerkam na nią, również z dezaprobatą, tak jak ona na mnie. I potem zaczyna się coś co wcale nie chciałem wywoływać. Ależ jestem głupi. Milczę kiedy ona wyrzuca z siebie wszystkie żale. Z jednej strony ją rozumiem, z drugiej widzę że nie myśli o jednej rzeczy - ona była ekspresyjną sobą, ja zaś do bólu racjonalny, wiecznie skryty. Nie mogłem tak się obnażyć z uczuciami skoro kompletnie nic nie wskazywało na to, że Zosia je odwzajemnia. Gdyby nie ten cały ambaras z Julką i Smith - Zośka na pewno nigdy by się niczego nie dowiedziała. - Racja, nie powinienem teraz mówić - zgadzam się chociaż z jedną rzeczą. - Nigdy nic nie wykazywałaś, a zwykle otwarcie mówisz o uczuciach. Jebnąłbym coś i zepsuł tylko naszą przyjaźń. Skoro tego nie czułaś sama i musiałabyś to przemyśleć sobie, to chyba nie było to - zaczynam w końcu powoli klecić jakąś odpowiedź, moim zdaniem całkowicie sensowną. Spędziłem tyle czasu na doszukiwaniu się sygnałów od Zosi i słuchania o tym kim jest zauroczona (w tym na przykład w Tadeuszu, to było dopiero dla mnie tragiczne), że pogodziłem się z tym na tyle, że mogłem z nią w miarę normalnie porozmawiać. Dla niej oczywiście była to większa rewelacja.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
- Jeśli ją pocałowałeś, a potem powiedziałeś, że najchętniej puściłbyś to w niepamięć, to ja ci już teraz mogę powiedzieć, że najprawdopodobniej uważa cię za palanta - uświadomiła go uprzejmie, tracąc powoli cierpliwość do tej rozmowy, chociaż i tak miała jej więcej niż August; dobrze wiedziała, że nie uda jej się przemówić przyjacielowi do rozumu (bo jak tu przemówić do czegoś, co nie istniało?) i bardzo ją to frustrowało. Zaczynała się obawiać, że sprawa była zwyczajnie przegrana, a przynajmniej była na doskonałej drodze do tego. - Jak teraz wyślesz mnie na przeszpiegi, zamiast samemu to zrobić, to już w ogóle czar bombki strzeli. Kochany, nawarzyłeś eliksiru, to go wypij, to jak najszybciej - zarzuciła kolejną mądrością, która niewiele wnosiła do całej dyskusji. Tak jak elokwentne k u r d e, które padło z ust przyjaciela po tym jak uświadomiła mu wstrząsającą prawdę: że wcale nie był Jessice tak obojętny, jak by mu się wydawało. Nie miała już siły tego komentować - ale gdyby miała, z pewnością skwitowałaby to dużo dobitniej i dużo mniej elegancko. Może więc lepiej, że ostatecznie tylko westchnęła ciężko, ubolewając w duchu nad tym, jak bezmyślni i ślepi bywali chłopcy. A konkretnie ten jeden chłopiec. Była przyzwyczajona do jego stoicyzmu, a mimo tego i tak niesamowicie zirytowało ją, jak spokojny i niewzruszony zdawał się być, kiedy ona wyrzucała z siebie pełne pretensji słowa. Próbowała dać upust swojej złości i potraktować upierdliwią, wciąż kibicującą ich miłości zbroję jakimś zaklęciem, ale oczywiście nie była w stanie wyczarować prostego Expulso i jej różdżka wydobyła z siebie tylko snop iskier, co właściwie całkiem odzwierciedlało to, co działo się w głowie Krukonki. August zaczął mówić, jak to on, powoli i logicznie, ale wzburzona Zosia tylko kręciła głową, mamrocząc coś pod nosem, bo wcale nie miała ochoty przyswajać tych jego racjonalnych argumentów - nie teraz, kiedy jej emocje i wielki szok wzięły górę. - Za dużo myślisz, August! Za dużo myślisz i za dużo się zastanawiasz! - rzuciła oskarżycielsko - Nie pozjadałeś wszystkich rozumów, nie jesteś jasnowidzem i zwyczajnie n i e w i e s z, jak to by się skończyło. I wiesz co? Nawet jeśli rzeczywiście by się okazało, że nie odwzajemniam twoich uczuć... to... - odetchnęła, próbując opanować rozgorączkowany słowotok -... to chociaż bym wiedziała i mogłabym sama zdecydować, co z tym zrobić. I na pewno nie zadręczałabym cię wtedy stękaniem że się bujam w Tadeuszu albo w kimkolwiek, bo wiedziałabym, że wcale nie jest ci miło tego słuchać - dodała, odsuwając się wreszcie, żeby dać Augustowi więcej pewnie przez niego upragnionej przestrzeni osobistej. - I na pewno... n a p e w n o nie zepsułbyś naszej przyjaźni. Nie da się jej zepsuć, słyszysz? - oświadczyła stanowczo, święcie przekonana o swojej racji. Mieli swoje wzloty i upadki, mieli momenty w których od swojego towarzystwa woleli czyjeś inne, ale jednocześnie Zosia nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji, w której nie są już przyjaciółmi. - Mógłbyś mnie zabić i zakopać i i tak bym ci wybaczyła - oznajmiła na koniec uroczyście i trochę bez sensu, ale w tym zdaniu nie liczyła się logika, tylko to, co chciała przekazać.