Nieduża twierdza, niegdyś słynny bastion obronny - teraz jest przeklętym miejscem, którego lokalizację każde stworzenie Avalonu omija szerokim łukiem. To tutaj dokonał zdrady zmęczony ograniczeniami praw natury druid, który zaczął parać się czarną magią. Jego imię prędko zostało zapomniane, ale legendę zna właściwie każdy... Wyklęty druid zaszył się w tej twierdzy i otoczył ją jeziorem z krwi każdego, kto próbował się do niego zakraść; wreszcie zmarł, pozbawiony odpowiedniej mocy do podtrzymywania swojego życia. Z czasem krew leśnych stworzeń rozwodniła się, próbując przywrócić naturalny balans, jednak dalej nikt nie chce wejść do przeklętego jeziora... co jest konieczne, by dostać się do środka twierdzy, ponieważ żadna magia nie pozwoli na pokonanie wody - można płynąć jedynie wpław. Woda przepełniona jest kośćmi najprzeróżniejszych stworzeń, a bagienne obrzeża dalej wyglądają krwiście. Jakie sekrety Wyklęty zostawił w swojej twierdzy, tego nie wie prawie nikt!
Uwaga! Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym. Próbować można raz dziennie.
Jeśli masz:
0pkt z Czarnej Magii:
Jezioro burzy się przez czystość twojego serca. Jeśli próbujesz dopłynąć do twierdzy, jesteś nieustannie atakowany przez podszarpujące cię, ledwo ożywione kości martwych stworzeń. Kończysz z licznymi, choć nieszczególnie poważnymi obrażeniami... oraz pechową klątwą, przez którą w każdym kolejnym wątku przez najbliższy miesiąc musisz rzucać k6 i mnożyć wynik razy 5, by dowiedzieć się jak dużo galeonów gubisz. Aby pozbyć się klątwy przed czasem, możesz wybrać się zapomnianym szlakiem w Góry Onchu, gdzie oprócz modlitwy zostaniesz oczyszczony.
1-7pkt z Czarnej Magii:
Ledwo wydostajesz się na brzeg przed twierdzą, a już czujesz, że coś jest nie tak. Potykasz się, przewracasz, przypadkiem kaleczysz... but wsiąka ci w bagienną kałużę, jakieś ptaszysko szarpie cię za włosy. Wreszcie wpadasz na tabliczkę, na której widnieje runiczny napis - jeśli posiadasz przynajmniej 5 punktów ze Starożytnych Run, od razu wiesz co oznacza. "Twój pech pójdzie dalej za sprawą dotyku". Jeśli nie masz 5 punktów i nikt obok nie jest w stanie ci pomóc - nie rozszyfrowujesz tekstu. Pech będzie objawiał się randomowymi obrażeniami i nieszczęśliwymi wypadkami, które samodzielnie musisz wymyślać. W każdej lokacji kostkowej dokonujesz dwóch rzutów zamiast jednego i wybierasz gorszą opcję. Pech skończy się w momencie, w którym w jakikolwiek sposób dotkniesz innego człowieka - u niego potrwa tylko jeden wątek.
8-18pkt z Czarnej Magii:
Znajdujesz klasyczny Pochłaniacz magii i możesz zabrać go na pamiątkę tego miejsca! Niestety nieużywany od dłuższego czasu sygnet odrobinę szwankuje, wobec czego w momencie znalezienia... oddziałuje na ciebie. Czujesz okropne zmęczenie i nie wydostaniesz się z Twierdzy bez pomocy kogoś, kto nie jest tak zmarnowany.
19-30pkt z Czarnej Magii:
Znajdujesz Przeklęty Wachlarz Sakura - tak samo jak oryginał wyczarowuje proszek, który świeci w ciemności... ale ten proszek działa również wtedy, kiedy jest jasno i odbiera zmysł wzroku każdemu, komu wpadnie do oka, chroniąc przy tym swojego właściciela. Niestety nie wiesz o tej funkcji, więc kiedy znajdujesz rozłożony wachlarz... cóż, przypadkiem tracisz wzrok! Odzyskasz go dopiero po wydostaniu się z twierdzy.
Ponad 30pkt z Czarnej Magii:
Udaje ci się spotkać ducha Wyklętego! Potworny, obwieszony łańcuchami i widmowymi kośćmi druid, niezmiernie cieszy się z twojego towarzystwa. Wyraźnie przypadasz mu do gustu, więc chętnie żali się swoim losem i zdradza ci szczegóły więziennego rytuału, którego przypadkiem padł ofiarą. Zgłoś się w odpowiednim temacie po zdolność więziennego rytuału, wraz z opisem jego działania: By go dokonać, należy wylać fiolkę krwi dowolnego magicznego stworzenia (również czarodzieja - nie może to być ten, który wykonuje rytuał!) i wyszeptać słowa Wyklętego druida. Dzięki temu krwawa magia sprawi, że każdy kto znajduje się w danym pomieszczeniu nie będzie mógł z niego wyjść, dopóki nie dostanie zgody czarującego.
Wąż był stary, pierścień pozwalał chłopcu zrozumieć tyle, że był zmęczony i przepełniony bólem nie tylko fizycznym. Przywiązany do tej ziemi, do tej twierdzy, musiał żywić się czymkolwiek, co przypałętało się w to gruzowisko. Nie spotykał tu wielu ludzi, nie bywało tu wielu wędrowców. Obniżył trójkątną głowę, wielkości solidnych rozmiarów podróżnego kufra wydając z siebie niski syk, jakby badał, po cóż Max przyszedł, skąd ta bariera. Kobieta na końcu wężowego ogona załkała i znieruchomiała, wężowe sploty powoli rozwijały się niczym wielka, gruba lina, a spomiędzy nich wyłonił się potworny, obwieszony łańcuchami i widmowymi kośćmi druid, rozsiewając wokół siebie to dziwnie lepkie powietrze. Obserwował Solberga trupimi oczami, nim nie rozkleił ust w upiornym uśmiechu. - Nareszcie ktoś godzien! - wyciągnął kościstą, trupią rękę, by pogładzić wielkie cielsko węża- Ktoś, kto rozumie... - przestąpił przez zwoje ciała swojego zniewolonego obrońcy i podszedł bliżej chłopaka, po czym położył dłoń na stworzonej przez niego barierze i prychnął, ni to z rozbawieniem ni dezaprobatą. - Po coś tu przyszedł?
| Atlas
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dzięki mocy pierścienia, Max nagle jakby przestał w ogóle się obawiać. Wręcz zaczął współczuć kreaturze, doskonale rozumiejąc, jak to jest być więźniem własnego bólu. Bólu, który niekoniecznie wychodzi z ciała, a z duszy. Nie wykonywał gwałtownych ruchów, nie chcąc przestraszyć węża, pokazując mu tym samym, że nie zamierza go atakować. Przyglądał się spokojnie wielkiej łepetynie, by po chwili zwrócić uwagę na resztę cielska, które nagle zaczęło się zmieniać, by w końcu obok zmaterializował się okuty w łańcuchy druid. Max poczuł się dziwnie słysząc, że jest czegokolwiek godny, a po chwili lekko urażony faktem, że jego czary zostały wyśmiane. Co prawda mistrzem różdżki nigdy nie był, ale duch mógł kurwa docenić starania. -Słyszałem o Twojej historii. Byłem ciekaw prawdy. - Odpowiedział lekko, bo nie miał specjalnie celu wizyty tutaj. Legenda, która krążyła po Avalonie budziła ciekawość nastolatka, który dobrze wiedział, że w podobnych opowieściach więcej może być fałszu niż rzeczywistości. Interesowało go, czy w tych murach może dowiedzieć się czegoś więcej na temat druida. -Wiem, że to rajska wyspa, ale szykanowanie kogoś tylko dlatego, że rozwija się szerzej niż reszta jest dla mnie debilne. - Tak, tylko Solberg mógł tak na luzaku gadać sobie z ciemnym typem, którego wszyscy się bali, a który dodatkowo miał obok bestię, która zdecydowanie mogła przynieść śmierć szybciej, niż Max zdążyłby powiedzieć "koicołek".
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Duch wwiercał się w niego spojrzeniem widmowych oczu, choć jednocześnie wydawał się całkowicie namacalny, absolutnie prawdziwy i nieprawdziwy. Wszystko tu zdawało się mieć tę swoją dziwną dwoistość, zimno ale ciepło, cicho, ale cisza ta przepełniona była brzęczeniem magii, pusto, ale jednocześnie jakby zbyt tłoczno, jakby cały tlen tej wielkiej sali zużyty był tysiącami małych płuc. - Prawdy? Nie ma prawdy. - odpowiedział, bo i jakże inaczej, duch, który mówi cokolwiek wprost? Takie rzeczy się nie zdarzają.- Moja wyspa była sanktuarium. - zaczął żalącym się głosem, z jakąś dziwną ulgą, że w końcu może komuś opowiedzieć historię swojego wspaniałego życia i swoich niesamowitych możliwości i odkryć- Avalończycy nigdy nie zrozumieli mojego geniuszu, nikt nigdy nie chciał zrozumieć a ci co chcieli nie nadawali się do tego, by udźwignąć prawdę tkwiącą w mojej magii... - przemieszczał się przy tym żaleniu po okolicy, pozwalając tym samym, by prastary wąż znów pozwolił sobie zwinąć się w kłębuszek. - Nie bolą mnie szykany idiotów, ograniczonych umysłowo dzieci magicznego świata. - zapewnił, choć jak przystało na zramolałego dziada, w tej wypowiedzi brzmiało wiele pretensji- Boli mnie, że moja wiedza umarła wraz ze mną.
| Atlas
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dziwnie czuł się, gdy duch tak intensywnie go obserwował, ale też nie odwracał wzroku od jego postaci. Może był lekkomyślnym fanem adrenaliny, ale trochę rozsądku jeszcze w tej poczochranej głowie zostało i jeśli miał umrzeć to nie przez chwilowe rozproszenie przepięknymi kolumnadami, które kiedyś musiały naprawdę robić wrażenie, skoro nawet teraz, gdy były zniszczone, zapierały fanowi średniowiecza dech w piersiach. Westchnął, gdy zrozumiał, że zaczyna się festiwal zagadek. No to kurwa teraz wszystko było jasne. Nie ma prawdy, to elo, no nie? No właśnie nie, bo duch postanowił jednak dodać coś więcej, a Max, ciekawa bestia, chętnie wsłuchiwał się w jego słowa. -Czyli kolejny "raj", który okazuje się tylko fasadą i akceptuje tylko to, co zgodne z jego ideałami. Mów mi więcej. - Prychnął ironicznie, bo znał takich miejsc na pęczki. Im bardziej coś wydawało się idealne, tym bardziej sceptycznie do tego podchodził wiedząc, że pod tym całą pachnącą fasadą musi kryć się jeszcze bardziej śmierdzące gówno. Musiał jednak przyznać, że ego to druid miał wyjebane w kosmos. -Czy my przypadkiem nie jesteśmy spokrewnieni? Nie jesteś moim, eeeeeee, trzecim, czwartym ojcem? - Prychnął ze śmiechem na kolejne słowa, utożsamiając się z nimi boleśnie. Po sekundzie przypomniał sobie jednak gdzie jest i z kim rozmawia, więc odchrząknął, wracając do nieco poważniejszego tonu. -Chciałem powiedzieć, że poniekąd rozumiem. Opinia innych nie jest specjalnie ważna, życie też nie jest czymś, czego chcę się kurczowo trzymać, ale chciałbym żeby to co robię, mnie przeżyło. - W życiu nie spodziewał się, że będzie zwierzał się jakiemuś pojebanemu duchowi, ale oto tu był i właśnie to robił.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Druid był tak zagłębiony w swoich myślach i mądrościach, że początkowo nawet nie usłyszał komentarza chłopaka. A może usłyszał, tylko miłosiernie zignorował? Solberg był przecież pchłą na dupie jego twierdzy, trzeba było z pewnością więcej niż niewyparzonej gęby, by dziada sprowokować. - Spokrewnieni? - o ile mina umarlaka mogła wyrażać zdziwienie, to właśnie taka emocja malowała się na twarzy druida, po chwili jednak zdziwienie przerodziło się w bardzo wyraźną niechęć- Szczerze wątpię. - w końcu był homoseksualistą, a z takich związków nie było dzieci. Przybliżył się w tej swojej nieśmiertelnej lewitacji w jego kierunku i zawisł jak to widmo, kilka cali od chłopca. Milczał. - To jest prawdziwy rdzeń istnienia. - skomentował z powagą- Ambicja pozostawienia po sobie dziedzictwa. - wyciągnął trupią łapę- Daj mi swoją krew, jeśli rzeczywiście chcesz znać prawdę...
| Atlas
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, zignorowanie słów Maxa nie oznaczało, że ten miał zamiar przestać pleść głupoty. Nie, to nie było w naturze Solberga, który nie zawsze miał idealne wyczucie sytuacji, co było teraz przepięknie widać. Magia, którą tu odczuwał budziła to, co zaczęło się w nim rodzić podczas spotkań z Reedem, co poniekąd go niepokoiło, lecz z drugiej strony dziwnie nakręcało i dawało poczucie ulgi. -A ja nie. Mam popierdolonych przodków z każdego pokolenia. W sumie krew druida byłaby jednym z lepszych dodatków do drzewa genealogicznego. - Wzruszył ramionami, zachowując się jak na herbatce z przyjacielem, a nie jak ktoś, kto może w każdej chwili kopnąć w kalendarz z pomocą martwej ręki. Nie wiedział o orientacji druida, która chuja by mu zrobiła różnicę, skoro sam gustował we wszystkim co ludzkie, ale na pewno wykluczyłoby bezpośrednią linię genealogiczną z obrazka. Zamrugał kilka razy, gdy trupia twarz znalazła się tak blisko jego. Było to średnio komfortowe, ale nie cofnął się nawet o krok, zaintrygowany całą tą popierdoloną sytuacją. -Chcesz, bym kontynuował Twoje prace? - Zapytał, gdy usłyszał o tej ambicji dziedzictwa. Może mistrzem czarnej magii nie był i mocno uważał, by nie wpaść w to bagno po uszy, ale może druid miał coś ciekawego do zaproponowania. -Nie żebym był specjalnie przywiązany do swojej krwi, ale.... Jakby to delikatnie.... Nie do końca uśmiecha mi się powrót z jakąś klątwą czy wenerą, więc jakaś gwarancja przeżycia byłaby spoko. - Kretyn pertraktował sobie z duchem, który bez pardonu przyznał się, że pragnie jego krwi. No widać było, że nie tylko Max przyjechał na wakacje, ale jego mózg też się na nie udał. I to bardzo daleko od właściciela.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Druid zaczął się śmiać. Chrapliwym, okropnym śmiechem, który zdawał się basem rozbrzmiewać po ścianach, wprawiając fasady twierdzy w drżenie. - Nie masz tu przestrzeni na stawianie warunków. - powiedział, prostując swoją całą upiorną postać i patrząc na chłopca z góry- Płać i bierz, wiedzę i wszystko to, co się z nią wiąże, albo odejdź, na co jeszcze Ci pozwolę, bo mnie bawisz. - poinformował- Dyskutuj, a Caer Ibormeith w końcu zje coś sytego. - cofnął się w stronę węża, wpatrując się z pewnym zaintrygowaniem w Solberga.
| Atlas
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Śmiech druida był bardziej niepokojący niż wszystko, co dotychczas chłopaka tutaj spotkało. Nie był pewien, czy jest szczery, czy wręcz upiorny, ale zrozumiał, że nie ma co przeciągać struny. Rozważając tę szczodrą propozycję początkowo chciał się wycofać z umowy, ale dotarło do niego to, co duch przed chwilą powiedział. Przecież jeśli tak mu zależało, by jego praca żyła dalej, nie mógł przecież zajebać kogoś, komu chciał tę wiedzę przekazać, prawda? Przynajmniej miał taką nadzieję, gdy ostatecznie podniósł znów różdżkę i przy pomocy "Accio" przywołał sztylet, który został na drugim brzegu jeziora. -A chuj, niech stracę. - Westchnął, po czym chwycił za ostrze i sprawnie przeciął skórę swojej dłoni, upuszczając sobie krew. Sztylet jak zwykle był w nienagannym stanie i wszedł w ciało chłopaka jak w masło, od razu powodując pojawienie się szkarłatnej pręgi. -Salazarze świeć nad moją duszą. - Prychnął jeszcze rozbawiony pod nosem z nadzieją, że się nie pomylił i nie będzie teraz przeklęty do końca życia. I tak miał już więcej pecha niż połowa czarodziejskiej społeczności razem wzięta.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Krew spłynęła gładko z precyzyjnego cięcia, sztylet ostry jak zawsze, pękate krople spadły na brudną podłogę, tworząc małą kałużę. Wąż uniósł łeb, wyczuwając jej zapach, niewiadomego pochodzenia wiatr oczywiście zerwał się, wprowadzając suche liście w kątach hali w ruch i tylko ten paskudny uśmiech druida, zadowolonego ze swojej zapłaty pozostał w pamięci, nim chłopak stracił przytomność. Zapłata uiszczona.
Obudził się gdy było już ciemno, cały przemoknięty i obleziony przez lokalne robactwo, na brzegu jeziora, tym drugim niż sama twierdza. Rana, którą sobie zadał na dłoni, pulsowała tępym bólem, nie zapowiadało się, że da się ją zagoić jakimś szybkim, prostym zaklęciem. W głowie jednak nie myśl o bólu, a świadomość znajomości krwi. Magii brudnej i nikczemnej, rytuału wiążącego, którego inkantacja brzmiała dziwnie podobnie do upiornego śmiechu, który wciąż rozbijał się gdzieś echem w pamięci Solberga.
— Grupa czerwonych zbiera się koło mnie! — krzyczy Blaze Hawthorne i podnosi rękę, by wszyscy widzieli gdzie się znajduje. To właśnie on okazał się przewodnikiem waszej avalońskiej wyprawy, czy to dobrze? Jeszcze się przekonacie. Zbieracie się jednak wokół niego, już za późno na zmiany, świstoklik lada moment przestanie działać. — Na trzy, każdy chwyta to stare wiadro! — głos Hawthorne’a roznosi się po okolicy, każdy doskonale go słyszy. Gdy tylko chwytacie stare, pordzewiałe wiadro, będące świstoklikiem, wir teleportacji wciąga was nim zdążycie mrugnąć i lądujecie… No właśnie, gdzie lądujecie? Jesteście w stanie stwierdzić – i to całkiem szybko – że otacza was woda, a aura tego miejsca nie jest szczególnie przyjemna. Nie słyszycie nic, cisza wydaje się przytłaczająca, a włosy na ciele stają dęba w towarzystwie gęsiej skórki. Całkiem niedaleko widzicie twierdzę, otoczoną jeziorem i bagnami. Nie ma drogi ucieczki. Nie lądujecie obok siebie, każdy oddalony jest o kilka metrów wokół jeziora. Blaze nie wygląda na zachwyconego, czy to tutaj mieliście się znaleźć? Wody wokół wyglądają krwiście, zupełnie tak, jakby raz wlana tam krew nigdy nie krzepła, a jezioro to jedyny sposób, by przedostać się do twierdzy, z nadzieją, że znajdziecie w niej coś, co pozwoli wam się wydostać z tego przeklętego miejsca. Szybko jednak się okazuje, że jezioro można przepłynąć jedynie wpław. Co tam na was czeka, dowiecie się po zanurzeniu. Ponoć strach ma tylko wielkie oczy. Okolica jednak sprzyja bujnej wyobraźni, szczególnie gdy przypomnicie sobie – może już tutaj byliście – że druid, zamieszkujący tę twierdzę wypełnił jezioro, do którego właśnie wchodzicie, krwią wszystkich stworzeń, które próbowały zakłócić jego spokój.
Scenariusze
Zanim podejmiecie jakiekolwiek decyzje, zachęcam do przeczytania każdego scenariusza. Pomoże wam to zdecydować co zrobić i zapoznacie się z ogólną sytuacją, która panuje na wyspie! Pamiętajcie, że współpraca jest kluczem do sukcesu. Kostkami rzucacie obowiązkowo w tym temacie i każdy rzut należy dokładnie opisać, kolejność rzucania i pisania postów oczywiście macie dowolną.
Nie czujesz się w tym miejscu najlepiej, masz wrażenie, że coś poszło bardzo nie tak i wystarczyło jedno spojrzenie w stronę Blaze’a, by potwierdzić swoje przypuszczenia. Okolica nie wygląda przyjemnie i naprawdę niewiele widać, prócz niecodziennego koloru wody. Twój skrzat teleportował się razem z wami, ale szybko się okazuje, że jego zachowanie diametralnie różni się od tego na co dzień. Nie jest już twoim wiernym towarzyszem i na pewno tobie nie pomaga – ani żadnemu z twoich kompanów wyprawy. Wygląda tak, jakby toczył walkę w swoim umyśle i nagle rzuca się na ciebie i resztę, z którą tu przybyłeś. Nigdy wcześniej nie widziałeś skrzata w takim amoku, gryzie, drapie, nie pozwala wam wejść do wody, a ty cierpisz w tym najbardziej. Okazuje się bowiem, że Starszy Smok ma wpływ na wszystkie magiczne stworzenia, znajdujące w Avalonie, póki byliście poza jego granicami – wpływ był niemal niewidoczny, teraz jednak znaleźliście się zbyt blisko.
Rzuć kostką k100, wynik to ilość zadrapań i ugryzień, które pokrywają twoją skórę, jeśli wynik będzie większy niż 70 – pilnie potrzebujesz pomocy, szybko tracisz krew, która łączy się z barwą wody. Jeśli pozostawisz jakąś ranę otwartą tj. zaleczy cię ktoś, kto ma mniej niż 15pkt z uzdrawiania, po wejściu do jeziora czujesz jak coś ciągnie cię w dół, barwiona krwią wcześniej woda odbiera ci siły, rzuć kostką k6 na czas, który spędzasz pod wodą, jeśli wynik będzie większy niż 3, ktoś musi cię wyciągnąć, inaczej utoniesz. Jeśli wyleczy cię ktoś kto posiada więcej niż 15pkt z uzdrawiania lub Blaze Hawthorn – patrz scenariusze poniżej – wszystkie rany zostają wyleczone i nie musisz rzucać k6.
Nie czujesz się inaczej niż przed wylądowaniem w tym miejscu. Podświadomie wiesz, że coś tutaj nieprzyjemnego kiedyś się działo, ale cała ta aura nie wpływa na ciebie wcale. Zachowujesz więc jasność umysłu, ale perspektywa wejścia i przepłynięcia jeziora napawa cię strachem i jesteś pełna obaw. Może czarnomagiczna aura nie ma na ciebie wpływu, ale strach jest potężną bronią i musisz go pokonać, by przedostać się do twierdzy musi również ktoś ci pomóc, w końcu sama go nie przepłyniesz. Rzuć kostką k100, by dowiedzieć się jak ci poszło pokonanie obaw, jeśli wynik będzie mniejszy niż 65, nie idzie ci wcale najlepiej, a zaklęte kości magicznych stworzeń łapią cię za kończyny i ciągną w dół i w dół, rzuć teraz kością k6 na poziom twojej paniki, im wyższy wynik, tym bardziej panikujesz, jeśli będzie na poziomie 4, 5 i 6 zanurzasz się i kości nie pozwalają tobie i osobie, która pomagała ci płynąć, wypłynąć na powierzchnię – potrzebujecie pomocy, inaczej zostaniecie ozdobą na dnie jeziora. Kość k6 nie obowiązuje jeśli wynik rzuconej wcześniej k100 jest wyższy niż 65.
Jeśli uda ci się przedostać się na drugi brzeg – spotykasz ducha Wyklętego, który oczekuje od ciebie zapłaty w postaci twojej krwi. Jeśli ją oddasz (wystarczy niewielka fiolka, którą znajdujesz w twierdzy), duch wskazuje ci łańcuch, którego kiedyś używał do więzienia magicznych stworzeń. Uwaga: potrzebujesz osoby, która posiada cechę świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość), by ogarnąć, że to wasz kolejny świstoklik.
Ducha Wyklętego może spotkać jedynie Fire!
Jeśli nie unieszkodliwicie skrzata Atlasa, musisz rzucić dodatkowo kostką k100, wynik to ilość zadrapań i ugryzień, które pokrywają twoją skórę, jeśli wynik będzie większy niż 80 – pilnie potrzebujesz pomocy.
Zabrane przedmioty pomagają ci znieść czarnomagiczną aurę tego miejsca, więc po wylądowaniu nie czujesz się inaczej. Zachowując jasność umysłu szybko się orientujesz, że teleportacja nie działa, a jeziora nie da się zaczarować w żaden sposób – nie jesteś w stanie go zamrozić, wyczarowane łódki szybko toną, a mosty rozpadają się w ułamku sekundy. To ty najszybciej rozumiesz, że wodę należy przepłynąć wpław, by dostać się do twierdzy, a ta zadaje się być waszą jedyną destynacją w tym miejscu. Woda jest lodowata, niemal mrozi twoje mięśnie, ale płyniesz dalej, wiedząc, że to jedyne wyjście.
Rzuć kostką literką jeśli wypadnie samogłoska tuż po wyjściu na drugi brzeg orientujesz się, że wychodzą za tobą trzy inferiusy. Nikt nie wie skąd się wzięły, ale czeka cię walka! Rzuć jeszcze 3x literką, jeśli i w tym rzucie wypadnie samogłoska to znaczy, że nie byłeś dość szybki i inferius cię rani (każda samogłoska, która wypadnie, to jedno zranienie). Niezależnie od wyniku kości pokonujesz inferiusy, odnotuj jednak liczbę obrażeń.
Amulet pozwala ci widzieć niewyraźną sylwetkę ducha Wyklętego, ale ten nie zwraca na ciebie uwagi, może ty go widzisz, lecz dla niego pozostajesz niewidoczny. Za to możesz zidentyfikować świstoklik w łańcuchu wskazanym Fire.
Jeśli nie unieszkodliwicie skrzata Atlasa, musisz rzucić dodatkowo kostką k100, wynik to ilość zadrapań i ugryzień, które pokrywają twoją skórę, jeśli wynik będzie większy niż 80 – pilnie potrzebujesz pomocy.
Trzeba przyznać, że przygotowałaś się na spotkanie ze smokiem i ognistym żywiołem. Destynacja wyprawy była jasna, nikt nie mógł przewidzieć, że wylądujecie w miejscu takim jak to. Tuż po wylądowaniu czujesz jak zawartość żołądka podchodzi ci do gardła i ląduje na ziemi. Czujesz się tragicznie, aura tego miejsca w ułamku sekundy cię osłabia, nie zawsze bowiem czyste serce jest zaletą, tutaj wszystko sprawia, że czujesz się paskudnie, a twoje ciało jest osłabione.
Jeśli wypijesz eliksir wiggenowy, przez chwilę czujesz się lepiej na tyle, że jesteś w stanie przepłynąć jezioro, jednak tuż po wyjściu na brzeg czujesz się dwa razy gorzej niż wcześniej. Niemniej, musisz rzucić kostką 10x literką, każda samogłoska, to jedna zaklęta kość w wodzie, która ciągnie cię na dno. Jeśli wypiłaś eliksir, 5 samogłosek sprawia, że nie możesz wypłynąć – w takim przypadku potrzebujesz kogoś, kto cię wyciągnie i przeprawi na drugi brzeg, inaczej zostaniesz na dnie na zawsze. Jeśli nie chcesz wypić eliksiru, potrzebujesz pomocy od Blaze'a – patrz scenariusze poniżej.
Możesz pomóc w identyfikacji świstoklika w łańcuchu, który duch Wyklętego pokazuje Fire.
Jeśli nie unieszkodliwicie skrzata Atlasa, musisz rzucić dodatkowo kostką k100, wynik to ilość zadrapań i ugryzień, które pokrywają twoją skórę, jeśli wynik będzie większy niż 80 – pilnie potrzebujesz pomocy.
• Kod dla każdego z Was do wklejenia w poście
Kod:
<zgss>Ekwipunek:</zgss> wpisz zabrane ze sobą przedmioty <zgss>Wylosowane kości:</zgss> podlinkuj wszystkie losowane kości <zgss>Efekty i urazy:</zgss> wypisz wszystkie efekty i urazy
Blaze Hawthorn
Poniżej znajdziecie pięć różnych scenariuszy, opisujących zachowanie NPC w postaci Blaze’a. Musicie wybrać jeden z nich, pierwsza osoba, która napisze w tym etapie zamieszcza w poście poniższy kod.
Kod:
<zgss>Wybrany scenariusz NPC:</zgss> wpisz numer
Każdy scenariusz coś daje i również coś zabiera, naradźcie się i wybierzcie mądrze. Powodzenia!
• scenariusz 1 Blaze okazuje się być najspokojniejszym człowiekiem w waszym gronie. Wszelkie efekty paniki i złego samopoczucia niweluje jego spokojne usposobienie i pomaga wam przejść przez ten etap psychicznie. Nie ma jednak szczęścia i okazuje się, że ma zbyt czyste serce. Miejsce źle na niego wpływa i cały się pochorował, dodatkowo kości w jeziorze go atakują i musicie pomóc mu wyjść na brzeg i wyleczyć! Jeśli tego nie zrobicie w kolejnym etapie będzie was mocno spowalniał. Przy wyborze tego scenariusza próg k100 pokonania strachu Fire zostaje obniżony do 45.
• scenariusz 2 Hawthorn okazuje się być świetnym uzdrowicielem i może wam pomóc z wszystkimi obrażeniami fizycznymi, nie jest jednak najlepszym pływakiem i potrzebuje pomocy, by przedostać się na drugi brzeg. Jeśli mu nie pomożecie – nie możecie korzystać z jego umiejętności uzdrowicielskich i postanawiacie go zostawić na wyspie. Jaki będzie rezultat takiego wyboru, jeszcze się przekonacie.
• scenariusz 3 Blaze Hawthorn okazuje się być fantastycznym pływakiem! Nie jest jednak zbyt pomocy w znalezieniu świstoklika, ponad to obecność ducha Wyklętego mocno go osłabia i nieco was spowolni w kolejnym etapie. Wybierzcie jednak ten scenariusz jeśli potrzebujecie pomocy w przeprawieniu się przez jezioro i wyciągnięciu was z wody, jest bowiem w stanie pomóc każdemu, kto potrzebuje takowej pomocy w jeziorze.
• scenariusz 4 Hawthorn zachowuje jasność umysłu, a na pytanie dlaczego możecie sami sobie odpowiedzieć. Szybko przepływa jezioro, ale za nim wychodzi pięć inferiusów – po jednym dla każdego z was, z którymi musicie stoczyć walkę. Każdy z was rzuca kostką k100, za Blaze'a nie rzucacie, jeśli wspólnie uzbieracie 350 (możecie dodać swoje punkty z zaklęć i OPCM) radzicie sobie bezbłędnie, jeśli wynik będzie mniejszy, każdy z was obrywa i traci jeden przedmiot z ekwipunku! Dodatkowo ze względu na swój stan Mulan musi odjąć od wyniku kości -30. Wybierzcie ten scenariusz, jeśli Fire nie zdoła dostrzec ducha Wyklętego i mu zapłacić, Blaze wskaże wam świstoklik.
• scenariusz 5 Blaze bardzo szybko zajmuje się skrzatem Atlasa, który wpadł w szał i rzuca się na was wszystkich. Każdy z was rzuca kostkę literkę, jeśli wyrzucicie więcej samogłosek niż spółgłosek – skrzat zostaje uśpiony na jakiś czas, jeśli będzie więcej spółgłosek lub będzie remis zostaje tylko związany, niezależnie od wyniku na razie musi zostać na tej wyspie. Wybierzcie ten scenariusz, jeśli sami nie chcecie zajmować się skrzatem, wówczas nie musicie rzucać kostek na obrażenia od niego. Wyjątkiem jest sam Atlas, ponieważ na niego skrzat rzuca się w pierwszej kolejności i jego kości są zobowiązujące.
Ekwipunek: różdżka, złota opaska Chatterino, bransoletka z ayahuascą, ujawniacz, eliksir wiggenowy Wylosowane kości:65! Efekty i urazy: Brak oka
Sztywnym krokiem ruszyła ku Hawthorne'owi, który objął pieczę nad "grupą czerwonych". Fire powiodła przenikliwym spojrzeniem po swoich towarzyszach niedoli. Voralberga oczywiście znała, Mulan także zapisała się w pamięci dziewczyny, natomiast piękny blondyn pozostawał enigmą, dlatego tuż przed złapaniem całą grupą swistoklika, wykrzywiła się do niego w szelmowskim uśmiechu i krzyknęła: - Jestem Fire! Uwielbiała tego rodzaju zapoznawanie się: na przygodzie, w której mogą zginąć. Nie żadne nudne spotkanie w kawiarni, wymiana grzecznych uśmiechów, rozmowa o banałach. Wtedy zgodnie ze słowami urzędnika Ministerstwa wszyscy położyli dłonie na starym wiadrze (Fire jedną przytrzymywała na głowie swój kapelusz), świat zawirował w bardzo znajomy Dear sposób i wylądowali... w piekle. Przed wyprawą na Avalon dziewczyna odrobiła pracę domową i zapoznała się z wieloma legendami dotyczącymi tego miejsca. Teraz niemalże od razu pomyślała o druidzie i jego twierdzy, której wody krwawiły od śmierci stworzeń. Wtedy wydawało się to jej bardzo fascynujące. Teraz aż cofnęła się o kilka kroków przed rozciągającą się taflą szkarłatnej wody. Od zawsze obawiała się głębokości, unikała jezior, rzek, mórz, oceanów, ba. Nawet na plażach zazwyczaj czuła się nieswojo, podobnie zresztą z wyspami. Sama z siebie w życiu nie zanurzyłaby się w tej wodzie. Mogłaby być w pełni bezpieczna, ciepła, pachnąca fiołkami czy inną Amortencją, a Fire powiedziałaby "nie". Teraz zresztą też jej się to wymsknęło. - Nie, nie, nie. Kurwa, los sobie z niej kpił. Akurat ich grupa trafiła tutaj?! Wolałaby cokolwiek innego. Musieli przepłynąć jezioro. Blaithin niemal wybuchła histerycznym śmiechem, na moment odchodząc od reszty i odwracając się plecami, aby nie mogli widzieć rosnącego terroru na bladej niczym pergamin twarzy dziewczyny. W głębi duszy już czuła rozsadzający trzewia strach - najbardziej znienawidzone przez nią uczucie. Całkiem niedawno ponownie widziała swojego bogina i zmienił się właśnie w wodę zalewająca i topiącą rudowłosą. Teraz nie mogła rzucić prostego zaklęcia. Pomimo wiedzy, że muszą przepłynąć, zaczęła wymachiwać różdżką, próbując wszelkich sztuczek, lewitacji, wyczarowywania łodzi, transmutacji, teleportacji, mostów, pozbywania się wody, ale nic, nic, nic. W końcu w panice pomyślała o zrezygnowaniu z całej eskapady, ale z wielkim trudem przełknęła ślinę. To był czas odwagi. Dopiero wtedy zrozumiała, że nie poświęciła ani chwili, aby zerknąć na innych i zobaczyć czy oni nie mają własnych problemów. Widziała po Mulan, że to miejsce bardzo źle na nią działało. Fire również wyczuwała tu wysokie stężenie mrocznych sił, ale sama w takim razie idealnie się tu wpasowywała. Półwila z kolei zaatakował skrzat, wyrządzając mu dość poważne szkody. Dear uniosła różdżkę na wszelki wypadek, gdyby stworzenia planowało rzucić się i na nią, ale nie interweniowała. W gruncie rzeczy nie umiała czuć empatii i martwić się o innych uczestników wyprawy. W tej chwili myślała przede wszystkim o sobie. Może jak jakimś cudem dotrą do twierdzy to będzie lepiej? Na razie gołym okiem widać było jej niepokój i zdenerwowanie. Wyglądała jak zwierzę zapędzone w kozi róg. - Voralberg, jak dobrze pływasz? Bo ja wcale. - mruknęła do swojego byłego profesora, który zdawał się równie niewrażliwy na niszczący wpływ aury tego miejsca. Ciekawe.
Ekwipunek: różdżka, łańcuch scamandera, rękawice i spacyfikowany ogórek Wylosowane kości:59 Efekty i urazy: poturbowany przez oszalałego skrzata
Lot świstoklikiem wybrzmiewał mu okrzykiem "Jestem Fire!" w uszach, czego się nie spodziewał, ale jak się miało okazać, co było przydatne, bo w końcu zapoznał się z rudowłosą dziewczyną, która przekomarzała się z nauczycielem zaklęć. Gdy wylądowali w mokrej trawie aż stęknął, zapach i atmosfera tego miejsca nie sprawiały, że czuł się gotowy do boju. Skupił się na tym, by upewnić się, że dotarli wszyscy, pedagogiczne poczucie obowiązku kontroli dobrostanu innych w grupie. Nie dane mu było jednak skupić się na innych, bo Pickles, który teleportował się razem z nimi, wydarł się swoim skrzeczącym, skrzacim głosem i zaczął szarpać go za spodnie. - Pickles! - ofuknął skrzata, w pierwszym momencie nie wiedząc co się dzieje, stworzenie jednak było otumanione atmosferą tego miejsca i wpływem negatywnej magii. Zaczął kopać i gryźć, drapać i szarpać za ramiona Rosy, rozrywając jego skórę i nabijając mu solidne krwiaki, nim opiekun zwierząt zdołał wydobyć różdżkę i związać go zaklęciem niewidzialnych lin. Zdyszany szarpaniną przykucnął przy skrzacie, ocierając krew cieknącą z rozdrapanego policzka i spróbował jeszcze raz, bezowocnie, uspokoić istotkę dotykiem i spokojnymi słowami. Nie było z nim jednak żadnego kontaktu, wyrywał się, szarpał i kłapał małą paszczą, co jedynie wzbudzało w Atlasie jeszcze większy smutek. Podniósł wzrok na mistrza zaklęć. - Mógłbyś go jakoś... uśpić? Na jakiś czas, aż tu wrócimy. - powiedział z żalem, zdawał sobie sprawę z tego, że w takim stanie skrzat nie może im towarzyszyć, a przecież nie zamierzał skazać go na śmierć. Rozejrzał się za swoją uczennicą, która z ich piątki wyglądała najgorzej. - Mulan? Co się dzieje? - zmarszczył brwi, ignorując na chwile swoje rany i zadrapania, z nadzieją, że jak opanują początkowy szok sytuacją, uda mu się poprosić nauczyciela zaklęć o pomoc w zaleczeniu ich. Przeniósł też spojrzenie na Fire. - Atlas. - w końcu zdołał również się jej przedstawić, posyłając miękki uśmiech półwila, nieco jedynie skropiony horrorem bycia umorusanym we krwi.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Ekwipunek: amulet laveau schowany pod koszulką (+10CM), różdżka z włosem bagnowyja (+3CM) Wylosowane kości:B - inferiusy mnie nie atakują po wyjściu później Efekty i urazy: brak
A więc trafił im się oswajacz smoków. Fantastycznie. Voralberg miał swoiste wątpliwości czy tam, dokąd zmierzają trafi się jakikolwiek gad, który da się udomowić. Jeśli tak, to on z chęcią nauczy go aportować, jak tego wiwerna w lesie dobrych kilka lat temu. Westchnął, podchodząc do Blaze’a Hawthorna, wraz z innymi uczestnikami wyprawy i dostrzegając wśród nich swojego ex-ucznia Atlasa, aktualną uczennicę Mulan i… no cóż, Fire, z którą miał przyjemność zamienić słówko jeszcze kilka chwil temu. Nie wiedział czy ma się cieszyć, ale perspektywa aktualnego nauczyciela Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, dziewczyny, która jest całkiem niezła w zaklęciach i Gryfonki jakoś dziwnie napawała go satysfakcją, że nie trafił gorzej. A mógł. Niejedną wyprawę już miał za sobą. Tak czy siak chwycił za wiadro, no bo przecież nie zrezygnuje w ostatniej chwili. Wylądował dość zgrabnie. Świstokliki, tak jak i teleportacja, nie wpływały na niego w żadnym wypadku źle. Ba! Jedne z jego ulubionych środków transportu. Otrzepał delikatnie swoją koszulkę, jakby chciał pozbyć się z niej irytującego pyłu i rozejrzał się po miejscu, w którym wylądowali. Woda. Tyle mógł powiedzieć. Pełno wody i gdzieś w oddali twierdza. Czy było to najgorsze miejsce w jakim kiedykolwiek się znalazł? Szczerze mówiąc to nie, bywały gorsze… poza tym nie znał historii tego miejsca (a nawet jeśli, to takie opowiastki bierze nieszczególnie poważnie). Nie musieli długo czekać, aby się zorientować, że muszą jakoś przejść przez jezioro, by dostać się do swojej destynacji i chyba nikogo nie zdziwiło, że różdżka Voralberga również poszła w ruch, próbując zrobić z wodą cokolwiek, co umożliwiłoby im przejście. Wszelkie próby niestety zdały się na nic, ani jedno zaklęcie nie miało tu opcji zadziałać. Czemu go to nie dziwi, w końcu n- Obejrzał się na dobiegające z niedaleka – bo z paru metrów dalej – jęki, krzyki i piski skrzata, który najwyraźniej postanowił zrobić swoiste wbrew i rzucić się na swojego pana. Przewrócił oczami i ruszył w kierunku tej dwójki, widząc, że Atlas nie do końca radził sobie z… hm, Picklesem? Zerknął białymi tęczówkami na nauczyciela i machnął różdżką w kierunku skrzata, podsypiając go na tyle, aby się uspokoił. Później, może nieco mniej z gracją, wyczarował wyrastające z ziemi pnącza które oplotły stworzenie na tyle, aby nie leżało na chłodnej ziemi, a co najważniejsze nie mogło się uwolnić. - W razie czego. – mruknął i przyjrzał się uważniej mężczyźnie, już zmierzającemu ku Mulan. – Zaczekaj. – ruszył za nim o tych kolejnych kilka metrów i przyjrzał się ranom, będącym dziełem małego skrzata. Zjadliwe to jak cholera. Wycelował różdżkę w Atlasa i już po chwili po ranach, zadrapaniach i co tam sobie wymarzył nie było już śladu. Nie czekając na żadne podziękowania, odwrócił się na pięcie słysząc swoje nazwisko i zerknął w kierunku Fire, powoli do niej podchodząc. Nalata się dzisiaj… - No to przykro mi, zostaniesz. – wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic. Czy widział jej przerażenie przed wodą? Oczywiście, że tak. Była blada jak ściana i nie trzeba było być geniuszem, aby domyślić się, że się bała. Nie zamierzał jej tego ułatwiać, dobrze wiedział, że zależało jej na tej wyprawie, ale kto wie, może nauczy się trochę pokory.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Ekwipunek: strój ochronny ze smoczej skóry (+2pkt ONMS), różdżka (+5 transmutacja), eliksir chroniący przed ogniem, eliksir wiggenowy (wypity), rękawice ze skóry węża morskiego (+1pkt ONMS) Wylosowane kości:3 samogłoski Efekty i urazy: -
Trafiła jej się naprawdę cudowna ekipa, a przede wszystkim złożona z osób, które znała mniej lub bardziej. Głównie dlatego, że dwójką z nich byli jej nauczyciele z Hogwartu. Poza nimi była Fire. Nie bardzo orientowała się w tym jakie dziewczyna miała właściwie umiejętności, ale zakładała, że raczej należy do takich, co sobie w każdej sytuacji poradzą. Podążając za poleceniem Hawthorne'a chwyciła świstoklik na jego komendę i już po chwili świat zawirował, gdy tylko oderwali się od ziemi i przenieśli w miejsce, w którym mieli wylądować, a czekało ich nieprzyjemne lądowanie na Avalonie. Zaklęła po chińsku, gdy tylko uderzyła w ziemię bez większej gracji i niemal od razu odczuła też skutki otaczającej ich czarnomagicznej atmosfery. Może i ostatnio wbrew swojej woli miała nieco częstszy kontakt z tym rodzajem magii, bo chociażby pozbycie się klątwy lodowego wymagało od niej kontraktu z diabłem to jednak wciąż takie klimaty oddziaływały na nią niesamowicie i sprawiały, że czuła się okropnie. Niewiele myśląc zaczęła, przeszukiwać kieszenie stroju ochronnego w poszukiwaniu fiolki z eliksirem wiggenowym. Może i ulga miała być chwilowa, ale liczyła na to, że później lepiej będzie jej znieść atmosferę tego miejsca. Chociaż oczywiście zapewne była to jedynie złudna nadzieja. - Jest, okay. Serio - zapewniła Atlasa, gdy tylko ten pojawił się w pobliżu, zainteresowany jej stanem. Oczywiście, że kłamała. Wciąż czuła, że ciężko jej się oddycha, ale powoli eliksir robił swoje. Podniosła się z ziemi i podeszła do linii brzegowej jeziora, które wypełnione było krwią. Jakoś nie bardzo jej się uśmiechało przepłynąć podobny akwen wodny. - Zgaduję, że nie ma innej drogi i musimy płynąć? - spytała jeszcze, średnio zadowolona z braku innych alternatyw, ale jeśli nie było innych opcji to będzie musiała jakoś się przemóc.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Ekwipunek: różdżka, złota opaska Chatterino, bransoletka z ayahuascą, ujawniacz Wylosowane kości:65! Efekty i urazy: Brak oka
Jeszcze na krótki moment zainteresowała się Mulan, która musiała wypić swój eliksir. Fire sięgnęła po torbę i wyciągnęła fiolkę również pełną wiggenowej mikstury. - Jakbyś jeszcze potrzebowała. - powiedziała, po prostu podając do rąk Gryfonki ten "prezent". Wyczuwała w tej dziewczynie pokrewną duszę. W końcu obie były w domu lwa, a stamtąd wychodziły bardzo silne i odważne osoby. Idealnie na taką wyprawę. Skinęła krótko głową do półwila, któremu krew spływająca po jasnej skórze tylko dodawała uroku według skrzywionego postrzegania Fire. Był to jednak gest sztywny i pusty. Nie patrzyła na pomoc udzielaną przez profesora zaklęć zarówno oszalałemu skrzatowi, jak i właścicielowi stworzenia. A zaraz potem subtelnym pytaniem zasugerowała, żeby i jej Voralberg użyczył czegokolwiek. Chociażby dłoni. Słysząc jednakże obojętny ton Alexa brwi Fire poszybowały tak wysoko, że prawie spadły jej z czoła. Nagle strach jakby gdzieś zniknął, bo na jego miejsce wkroczyła złość, a ta emocja zazwyczaj w przypadku Dear dominowała wszystkie inne, wiodąc niezaprzeczalny prym. Paradoksalnie na zewnątrz obrzuciła Alexa beznamiętnym spojrzeniem, ale w środku cała się zagotowała na chłodne słowa mężczyzny. Nie roztrząsała czy to miał być kiepski żart, czy też na poważnie mówił o zostawieniu jej (jak tego cholernego skrzata!). Nie pamiętała kiedy aż tak mocno zaszła za skórę swojemu niegdysiejszemu profesorowi, ale najwyraźniej to była kara za te wszystkie durnoty wyczyniane na lekcjach. Aktualnie zbyt mocno przejmowała się otaczającą ich zewsząd wodą, która doprowadzała ją niemalże do ataku paniki. - Zapamiętam to w takim razie. - szepnęła tak spokojnie, jak tylko zdołała, chociaż wprawne ucho mogło wyłapać słabe drżenie w głosie dziewczyny. Co za sukinsyn. Prędzej sama by weszła do tej wody i utopiła się po paru metrach niż go ładnie poprosiła o udzielenie pomocy. Po prostu takie słowa nie przechodziły dumnej byłej Gryfonce przez gardło. Teraz z urażoną do głębi dumą ani myślała zwracać się do pozostałych osób. Wzięła niespokojnie głębszy wdech, próbując zapanować nad ochotą wydarcia ryja na Voralberga, ale to średnio pomagało. Przykucnęła na piachu i spuściła głowę, odrywając w końcu wzrok od jeziora, a koncentrując go na kamyczkach pod nogami. Jeden kamyczek, drugi kamyczek... A potem z determinacją na twarzy gwałtownie wstała i ruszyła. Zdołała zanurzyć oba czarne buty w krwawej wodzie. Dreszcz przeszedł przez całe ciało Dear. No nie była w stanie podjąć próby, która i tak nie miała sensu.
Spojrzał na Alexa z wdzięcznością w oczach, widząc z jaką uwagą i troską ten potraktował Ogórka, dbając nawet o to, by skrzat nie musiał marznąć na mokrej ziemi porzucony na tych mokradłach. Skinął mu głową w odpowiedzi, a gdy zmierzając do uczennicy ten zatrzymał go, by zająć się jego ranami, nieco zdziwiony dał sobie pomóc. Nie był przywykły do takich gestów braterskiego miłosierdzia, a i szczerze sam skupił się na samym fakcie dyskomfortu emocjonalnego Mulan, który tak wyraźnie było widać na jej twarzy na tyle, że machnął ręką na swoje rany. Nierozważnie. Mistrz Zaklęć wykazał się dużo trzeźwiejszym osądem niż on, gdyż kąpiel w tej przeklętej wodzie z ciałem pełnym ran mogła być jego w życiu ostatnią. - Dziękuję. - nie omieszkał dodać, choć przecież nie robił tego często. Widząc, że Mulan zażyła eliksir i nabiera kolorów poczuł cień ulgi, szczególnie, kiedy towarzysząca im kobieta podzieliła się z nią swoimi zapasami na wszelki wypadek niewiadomej przyszłości. - Myślę, że nie ma. - odpowiedział na pytanie gryfonki- Jak stoisz na siłach? - zapytał swoją uczennicę- Możemy przepłynąć razem. - -zaproponował, po czym, jak zapewne cała reszta, zaobserwował dramatyczną próbę pokonania lęku przed wodą rudowłosej - Jak odstawię Mulan na drugi brzeg, mogę wrócić tu i Cię hm... przeholować. - zaproponował, podchodząc bliżej i rzucając jej pełen miękkiego uroku uśmiech półwila- Nie ma się czym stresować. - dodał roztaczając aurę swojej naturalnej magii. Nie wiedział jakie animozje się dzieją między nią a nauczycielem zaklęć, ale według własnego zdania nie miał ani ochoty ani nastroju na lekcje dobrego wychowania czy ucieranie komukolwiek nosa.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Baby. Dlaczego nie mógł trafić na team złożony z samych facetów. Oni jakoś lepiej podchodzili do świata, mniej się bali (co przekładało się na przesadną brawurę, ale to inna sprawa), nie strzelali fochów i nie robili awantur z miejsca, gdzie plecy kończą swoją szlachetna nazwę. Może i byli awanturniczy, porywczy, a ich żarty wychodziły poza jakikolwiek kanon dobrego smaku (a przynajmniej większości którą znał), ale przynajmniej dało się z nimi żyć. A on? On ostatnio nie miał zbyt dużej cierpliwości do kobiet, a kto jak kto, ale Voralberg cierpliwością mógł się pochwalić wręcz nienaganną i długotrwałą. Przewrócił oczami, kiedy już się od niego odwróciła i ruszyła w stronę jeziora. Przecież nie mówił poważnie. Byli w tym momencie zespołem i nie zamierzali nikogo tu zostawić. Jakby chcieli, żeby ktoś zginął, to już by go utopili (niczym Fire Ogórka w myślach), a na tę chwilę wszyscy zdawali się być w zaskakująco doskonałej formie. Westchnął i ruszył ku rudowłosej, która zastygła niczym kamień zanurzona po kostki w krwistej cieczy. - Chodź, pomogę Ci. – mruknął, dość neutralnym, acz zasadniczo przekonującym tonem i wyciągnął w jej kierunku lewą dłoń, jakby na potwierdzenie tych słów. Kiedy ją chwyciła, ruszył powoli do wody, nie pospieszając i co jakiś czas rzucając w jej kierunku pokrzepiające słowa o tym, że da radę i jest z nim (choć nie był do końca pewien, czy to było coś pocieszającego). Dopiero kiedy dziewczyna zanurzyła się na głębokość bioder, on sam zatrzymał się analizując sytuację i możliwe scenariusze, gdzie najlepszy dla nich, nie był najlepszym dla nich. Ale czy to był czas na zastanawianie się? Najwyżej wyrzuci z siebie pawia czy dwa na drugim brzegu. - Opleć się wokół mojej szyi, tylko mnie nie uduś. Jak poczujesz chęć zaciskania rąk na moim gardle, to złap za ramiona. – stwierdził, delikatnie przykucając, aby mogła faktycznie opleść go na karku, a kiedy tego nie zrobiła, odwrócił się – absolutnie w żaden sposób niezaskoczony. – Uwierz, że też nie jestem zachwycony, ale jeśli mamy dopłynąć, a ja mam jak najmniej się zmęczyć, to taka opcja pozwoli zaoszczędzić mi sporo sił. – mruknął, ponownie przykucając i tym razem czując jak Fire zdecydowała się jednak skorzystać z jego propozycji. Jakby miał ją holować za rękę, to byłaby dla niego balastem. Przecież nie umiała pływać, a przekonanie jej do tego, żeby dryfowała wzbudziłoby w niej sporą panikę. A tu? Ciężar rozłoży się równomiernie i woda pomoże przyspieszyć. Zacisnął zęby czując skórę jej dłoni na szyi i spiął większość mięśni, a na pewno wszystkie okalające miejsce kontaktu. Przeszedł go dreszcz i miał ochotę ją z siebie zrzucić, ale mimo wszystko nie zrobił tego. W końcu zobowiązał się pomóc. Jakoś to zniesie. Nie odzywał się w zasadzie przez całą drogę, bo ciężko byłoby, mając twarz co chwilę zanurzoną po nos pod taflą jeziora. Zaciskał usta najmocniej jak mógł, bo co jak co, ale jeśli faktycznie była to krew to zdecydowanie nie miał ochoty się jej napić. Płynął spokojnie, praktycznie nie czując ciężaru dziewczyny, ale co jakiś czas upewniał się, że ciągle z nim jest. Woda zawsze pomoże, ale równie szybko może zabić. Nie minęło kilkanaście minut, jak zaczął czuć grunt pod nogami, ale podpłynął jeszcze kawałek, aby i Fire mogła na spokojnie postawić stopy na mieliźnie. Poczekał aż go puści i wyszedł lekko zachwiany, odchodząc na parę metrów i ostentacyjnie wymiotując w piach. Zdecydowanie kontakt fizyczny i znoszenie go tyle czasu nie było jego mocną stroną.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nie spodziewała się podobnego aktu dobroci ze strony Fire. Nie, żeby miała ją za taką, która nie jest zdolna do podobnych rzeczy, ale nie oczekiwała od niej tego, ze odda jej swój własny eliksir wiggenowy. Kto wie na co jeszcze mogli się natknąć w czasie tej podróży i być może ktoś inny potrzebowałby go bardziej. - Dzięki, Fire. Doceniam - odpowiedziała, posyłając dziewczynie słaby uśmiech i przyjmując od niej eliksir, który schowała do jednej z kieszeni stroju ochronnego. Potrzebowała krótkiej chwili na to, aby faktycznie nabrać sił po zażyciu wiggenowego. Mogła jedynie liczyć na to, że efekt utrzyma się na tyle długo, aby mogła przebyć całą trasę wpław. Z pewnością będzie to swego rodzaju wyzwanie, ale gryfońska duma i typowa dla Huangów upartość z pewnością ie pozwolą jej na to, aby była holowana przez Rosę tak długo jak tylko mogła się ruszać samodzielnie. Chociaż naprawdę doceniała propozycję półwila. - Dam radę. Będę krzyczeć jak zacznę tonąć - rzuciła jeszcze chociaż na pewno był to kiepski żart. Sama jednak uśmiechała się całkiem pogodnie zupełnie niezrażona tym, że faktycznie mogłaby się utopić, gdyby tylko opadła z sił w trakcie przeprawy. Ufała jednak w to, że nie będzie tak źle. Siła woli podobno działała cuda, a ona nastawiała się na to, że znajdzie się na drugim brzegu i była zdeterminowana, by ten cel osiągnąć. Dlatego według jej logiki musiało się udać, bo umysł będzie napędzał mięśnie. Tuż za profesorem przeszła nieco bliżej pozostałej dwójki, która toczyła między sobą rozmowę. Może i wcześniej nie słyszała słów, które wymienili, ale usłyszała jak spec od magicznych stworzeń wymienia jej imię, co zdecydowanie przykuło uwagę Gryfonki. - Atlas, serio, dam sobie radę. Nie musisz mnie odstawiać - wtrąciła jeszcze, nie rejestrując nawet faktu, że może nieco się zagalopowała i zwróciła do nauczyciela po imieniu. W zasadzie byli teraz poza murami szkoły i nie powinien to być jakiś wielki problem, prawda? Westchnęła ciężko i nie chcąc tracić czasu wykonała kilka kroków w stronę jeziora, wchodząc nareszcie do... wody? Krwi? Nie wiedziała, która ciecz przeważała w tym zestawieniu. Nie mogła w końcu to być jedynie krew. Przynajmniej ona nie chciała w to wierzyć. Woda sięgała powoli coraz wyżej jej ciała, aż w końcu mogła oderwać stopy od podłoża i wyciągnąć ramiona, by zająć się przepływaniem odległości akwenu, która nagle wydała jej się być cholernie długą. Z jednej strony chciała się pospieszyć póki trzymała się jakoś dzięki eliksirowi, a z drugiej nie chciała działać pochopnie i marnować sił. Musiała znaleźć jakiś złoty środek, stałe tempo, które mogłaby utrzymywać i brnąć przed siebie. Wydawało jej się, że upłynęła wieczność nim w końcu wyszła po drugiej stronie i padła na kolana, podpierając się dłońmi. Cudownie. Wiggenowy i adrenalina potrafiły zdziałać cuda, ale gdy tylko znalazła się na brzegu działanie obu substancji jakby się wyczerpało, a ona miała wrażenie jakby stratował ją smok. Okropne uczucie. Zupełnie jakby zewsząd na jej ciało nacierały niewidoczne siły, które chciały ją zmiażdżyć i wycisnąć z płuc ostatni, już i tak ciężki oddech. No, ale dała radę. Teraz musiała tylko wstać i iść dalej. Po raz kolejny musiała upomnieć się w myślach nim finalnie stanęła na nogach, powtarzając sobie, że przecież musieli iść dalej, a nawet nie była świadoma tego jakie niebezpieczeństwa na nich czyhały.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Ta sytuacja stawiała Blaithin w bardzo trudnym położeniu. Walka ze smokiem wcale nie wydawała jej się taka straszna i wolałaby choćby całe ich stado niż teraz męczyć się z jedną ze swoich fobii. Obecna tu trójka ludzi znała Dear słabo bądź też wcale, a teraz mogli bez problemu obserwować, jak strach bierze Fire w swoje władanie. Bardzo rzadkie zjawisko. Jako że zawsze, ale to zawsze, starała się pozować na nieustraszoną, silną i posiadającą całkowitą kontrolę... jej wizerunek runął niczym domek z kart. Przez pieprzone jezioro była odkryta. Na moment wszelkie negatywne emocje gdzieś zniknęły pod wpływem uroczego uśmiechu blondyna nazywanego Atlasem. Pamiętała postać tego Tytana z mitologii. Utrzymywał nieboskłon na własnych barkach i może jemu imiennikowi przyjdzie robić to samo z tą specyficzną grupą ludzi. Blaithin nie chciała go narażać najpierw na holowanie jednej dziewczyny przez całe jezioro pełne krwi i właściwie to zapewne jeszcze wielu innych potworności kryjących się w głębinach, a potem powrót i kolejne pływanie tym razem ze spanikowaną Dear. Mimo to... doceniała tę propozycję pomocy. Łagodny wpływ błękitnych oczu mężczyzny zadziałał kojąco na zrujnowane poczucie bezpieczeństwa rudowłosej, więc skinęła mu głową, bo tylko na taki gest wyrażający wdzięczność było Szkotkę stać. Uniosła brew na nagłą zmianę w zachowaniu Alexandra, któremu zdążyła już w myślach naubliżać oraz życzyć mu sczeźnięcia w toni krwawych wód. Zdobyty przez niego wcześniej w czasach szkolnych Dear szacunek rozpłynął się niczym we mgle, bo uraził ją i nie wiedziała o tym, że miał to być jedynie żart. Spojrzała na męską dłoń, jakby wyciągał ku niej jadowitego węża. I Merlin jeden wie, jak wiele kosztowało Fire, aby się przemóc. Dla dobra wyprawy. Chciała spotkać tego smoka, o którym wszyscy mówili i go zamordować. Wyżyć się na nim. Jeśli musi przeboleć nie tylko wodę, ale i dotyk, niechaj tak będzie. Ujęła delikatnie palce profesora, przełykając obrzydzenie tym gestem, a skupiając na tym, że przecież ostatecznie zgodził się pomóc. Mimo to we wzroku Fire jawnie widać było nieufność. Na próby pokrzepienia zareagowała tylko sarkastycznym parsknięciem. Tu nic jej nie pomoże, a już na pewno nie traktowanie jej jak bojaźliwego dziecka. Będzie trzeba to przeżyć, byle jak najszybciej. Woda obmywała sylwetkę rudowłosej, a czarodziejska szata coraz mocniej ciążyła przez nasiąkanie. Sztywnym krokiem podążała za Alexandrem, a on mógł odczuć drżenie jej dłoni, którą mocniej zaciskała na jego własnej. - Okej. - wydusiła z siebie. Mężczyzna był o wiele wyższy, więc gdyby nie przykucnięcie nie miałaby szans dosięgnąć jego szyi. Możliwie jak najłagodniej objęła go, nie żeby uszanować jego przestrzeń osobistą, ale dla własnego dobra, bo chciała ograniczyć ich cielesny kontakt do minimum. Odczuwała doskonale, że i Voralbergowi nie podoba mi się ta sytuacja. Wyglądali więc dość zabawnie, gdy zarówno jedno jak i drugie cierpiało z powodu zbliżenia, ale rozumiało, że to konieczność. Niebawem zanurzyli się cali, a Fire nie umiała powstrzymać się przed ciaśniejszym przylgnięciem do ciała profesora. Otuliła wątłymi ramionami kark mężczyzny, przy zanurzaniu się nieco głębiej momentami, zaciskając palce oraz paznokcie na jego szyi, przez co zdecydowanie będzie miał czerwone ślady. Zapomniała o wszelkich wskazówkach, panika znowu rozsadzała jej serce i ledwo, ledwo zmuszała się do pozostania w bezruchu. Przynajmniej ważyła niewiele, więc tak wysoki i umięśniony mężczyzna mógł ledwo odczuwać ciężar. Zdawało się, że ze ściśniętego paniką gardła dziewczyny co jakiś czas wydobywają się prawie że płaczliwe jęki. Dopiero po dłuższej chwili stały się na tyle wyraźne, by dało się zrozumieć, że Fire coś ciągle mówi, a konkretniej dwa słowa: - Boję się. - zacisnęła powieki, ale w ciemności poczuła się jeszcze gorzej i tylko zwiększyła nacisk na grdykę Alexandra. Czas ciągnął się w nieskończoność, a rudowłosa spoglądała w otaczającą ich ciemną toń, gdzie pod powierzchnią wody zdawała się momentami widzieć przeróżne kształty. Coś w tej wodzie było. Ponownie przytuliła policzek do Alexandrowej głowy. I potem wyszli na brzeg. Fire to wręcz wyskoczyła, odrywając się gwałtownie od Voralberga i prując przez wodę na piach. Przebrnęła tak kilka metrów ledwo żywa i wczepiła się palcami w zimną glebę. Trzęsła się, dyszała jak lokomotywa, ale nie wymiotowała. Ogarnęła ją nagle jakaś szalona euforia. Pierwszy raz coś takiego w życiu zrobiła. Pokonała nie tylko jeden lęk, ale dwa. Udało się. - Hej... hej, za Tobą! - odwróciła głowę w kierunku wychodzącego z wody Hawthorne'a i Atlasa, kiedy nagle zaczęła do nich krzyczeć. Tuż za nimi dostrzegła istoty wyłaniające się z jeziora. Piątka inferiusów. Nim zdołała pomyśleć bardziej, już miała w dłoni różdżkę i rzucała ogniste zaklęcia na najbliższego.
Punkty z zaklęć i OPCM łącznie: 270 z kuferków + 45 Fire Kostka Atlasa:29
Obserwował jak mężczyzna próbuje przekonać do siebie rudowłosą na tyle, by zaufała mu ze swoim - jakby nie patrzeć obecnie - życiem i zanurzają się w wodzie. Upewnił się też, że Mulan dzielnie ruszyła wpław przez mętną wodę i obserwował również i jej poczynania z brzegu, jakby w środku czuł, dla własnego spokoju, że się musi upewnić, że rzeczywiście wszyscy sobie poradzą z tą przeprawą. Nim sam ruszył na drugi brzeg podszedł jeszcze do swojego dzielnego, małego skrzata, którego pogładził po pomarszczonej głowie, z nadzieją, że ten, gdy ocknie się sam, wróci do domu i będzie tam na niego czekał. Płynięcie przez wody wokół wyspy nie było przyjemne. Atlas czuł się w wodzie swobodnie, to stanowczo był jego żywioł, ale temu w czym brodził było do wody daleko nie tylko barwą, ale i zapachem, dziwną gęstością. Płynął, starając się nie myśleć o tym jakie konsekwencje miałoby wejście do tego akwenu, gdyby Voralberg nie zaleczył mu ran. Na drugim brzegu wydobył swoją różdżkę, by silverto osuszyć ubrania swoje i kompanów, a kiedy tylko zdołał rzucić zaklęcie, usłyszał krzyk Fire. Odwrócił się w stronę, w którą wskazywała i zobaczył wyłażące z wody kreatury, które jęcząc i chrapiąc rzuciły się na nich. Niewiele się zastanawiając wraz z pozostałymi zaczął je zwalczać ogniem ale bez miecza, bo miecza na inferiusy nie posiadał.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Punkty z zaklęć i OPCM łącznie: 270 z kuferków + 45 Fire + 29 Atlasa + 95 moje
Z wymiotowaniem praktycznie zawsze było tak, że jak już wyrwało, to był spokój i tak też było w tym przypadku. Voralberg praktycznie od razu poczuł się lepiej, choć dla świętego spokoju stał jeszcze przez chwilę w miejscu, aby wyciszyć emocje. Dopiero teraz, kiedy już byli na brzegu, poczuł pieczenie i instynktownie dotknął palcami szyi czując bruzdy po paznokciach Fire. Kto by pomyślał, że dziewczyna bała się wody tak bardzo? Ale nie jemu to oceniać, każdy miał jakieś fobie. Osuszył się jeszcze zanim Atlas zdążył to zrobić, choć może to i lepiej. Rzucanie zaklęć na Alexandra to proszenie się o kłopoty. Rozejrzał się wokół analizując sytuację w której się znaleźli i nie wyglądało to obiecująco. Zerknął na jezioro, aby upewnić się, że tamci również bezpiecznie płyną. I choć wyglądało, że wszystko ok, to Hawthorn robił to zaskakująco szybko. Zmrużył oczy przyglądając się mężczyźnie z ciekawością, a na wyjaśnienie zagadki nie musiał długo czekać, bowiem za oswajaczem wyszło z jeziora kilka inferiusów, rozchodzących się po plaży w poszukiwaniu łupu. Przyglądał się uważnie "swojemu", biegnącemu ku niemu, który zwalniał z każdym kolejnym przebytym metrem, a kiedy znalazł się przed Voralbergiem zostały z niego tylko spalone resztki i ścieżka z jego prochów. Gdyby Alex miał węch, to właśnie by się poskarżył na okrutny zapach palonej zgnilizny.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Punkty z zaklęć i OPCM łącznie: 270 z kuferków + 45 Fire + 29 Atlasa + 95 Alexa +80 Mulan = +350, za leniwa jestem na liczenie nie każcie mi pls
Zapewne cała czwórka śmiałków nie mogła określić tej wyprawy innym wyrażeniem niż ani chwili wytchnienia. Na pewno podobnym terminem nie mogła się posłużyć Mulan, która istotnie nawet bez większych komplikacji miała problemy z tym, aby odetchnąć swobodnie. Nawet jeśli starała się brać powolne i głębokie oddechy to i tak czuła duszący ucisk nacierający na jej klatkę piersiową. Było jej słabo. Zupełnie jakby jej ciało zaczęła trawić gorączka lub alkohol uderzył do głowy. Ledwo podniosła się na nogi, a już usłyszała alarmujący krzyk Fire, który informował ich o tym, że zdecydowanie w pobliżu pojawiły się kłopoty. Drobne syknięcie, które opuściło wargi Huang równie dobrze mogło być jakimś słabo wypowiedzianym przekleństwem. Zdawała sobie sprawę z tego, że w tym stanie na pewno nie prezentuje się jak prawdziwa mistrzyni zaklęć. Niemniej chciała mieć swój wkład w pozbycie się inferiusów. Nie mogła po prostu stać z boku, gdy wszyscy wokół rzucili się do akcji. Akurat do tych stworzeń nie żywiła żadnej ukrytej sympatii. Nie tylko dlatego, że były cholernie niebezpieczne i mogły ich w tej chwili rozszarpać na strzępy, ale nie były czymś, co występowało naturalnie w przyrodzie. Były wynikiem czarnoksięskich działań, które zaburzały naturalny porządek rzeczy poprzez tchnięcie magii w ludzkie zwłoki. Coś okropnego. Przynajmniej mogła posłużyć się ogniem, by wspomóc drużynę w spaleniu przeciwników, którzy zdawali się nie być wrażliwi na inne rodzaje ataków. Szkoda tylko, że poskutkowało to niemiłosiernym smrodem palonego mięsa oraz zgnilizny, który sprawił, że jej żołądkiem szarpnęła pojedyncza torsja, a sama Mulan z trudem powstrzymała wymioty choć wyraźnie poczuła jak żółć podchodzi jej do gardła i zostawia gorzki posmak na tyle języka. - Proponuję stąd powoli spierdalać nim coś jeszcze wylezie z tego jeziora - zasugerowała, rozglądając się wokół i starając się nie wdychać pozostawionego przez inferiusy smrodu, który nie mógł być rozgoniony przez wiatr. Wybór konkretnego kierunku wyprawy zostawiła już reszcie osób. Hawthorne był tym, który miał ich prowadzić także czekała na to, aż wyda im odpowiednią dyspozycję, z którą mogliby ruszyć przed siebie i zbliżyć się do oczekującego na nich smoka.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Atlas znów wykazywał się empatią wobec współtowarzyszy tej przeklętej wyprawy, bo osuszył ubranie oraz włosy dziewczyny, kiedy jeszcze nie w pełni przytomna wczepiała się w piasek na brzegu, jakby za wszelką cenę musiała się tego przytrzymywać. Cała ich grupa stanęła twarzą w twarz z ożywionymi zwłokami. Inferiusy fascynowały Fire. Wydawały się wielkim osiągnięciem ze strony czarodzieja, który potrafił powołać je do ponownego życia. To chodzące zaprzeczenie śmierci, chociaż miało swoje wady. Pomimo odporności na prawie wszystkie rodzaje ataków, pozostawały wrażliwe na ogień. A kto miał tutaj ksywkę Fire? - Confringo, skurwysynu! - wykrzyknęła jedno z najpotężniejszych zaklęć ofensywnych, a potężna ekslopzja dosłownie rozerwała na kawałki inferiusa, który o mało włos nie sięgnął przegniłymi pazurami rudowłosej dziewczyny. Gorąco buchnęło w Dear, a rozbłysk światła zmusił ją do odwrócenia twarzy i zasłonienia się na moment ramieniem. Ale zaraz potem z satysfakcją spojrzała wprost na dzieło zniszczenia. Na pobladłej twarzy wykwitł dziwny uśmiech. Uwielbiała zapach napalmu spalonego mięsa o poranku. - Brawo, drużyno. - odezwała się zadowolona w stronę towarzyszy, bo każdy poradził sobie doskonale z nagłym zagrożeniem. Teraz po pokonaniu fobii w Blaithin wstąpiła taka odwaga i pewność siebie, że na słowa Mulan i wskazanie kierunku wędrówki przez Hawthorne'a bez wahania ruszyła do twierdzy, dalej z uniesioną różdżką. Za pomocą magii przewaliła stertę gruzów przy murach, aby nie zagradzała im przejścia. Po kilku minutach wyparła na przód i to ona zauważyła ducha obwieszonego łańcuchami. Nienawidziła duchów, zwłaszcza po tym, jak jeden odebrał jej oko. Odruchowo pragnęła zaatakować, ale duch okazał się przyjaźnie nastawiony do młodej czarownicy. Blaithin nie miała ochoty na pogawędki i odpowiedziała mu dopiero, kiedy zaproponował, że pokaże jej coś za fiolkę krwi. - A weź jej ile chcesz. Sitienti Sanguisugae.- kolejne wymagające zaklęcie, do tego zakazane. Przyłożyła koniec różdżki z czarnego bzu do swojego ramienia i obserwowała czerwoną posokę skapującą do podstawionej fiolki. Czysta, szlachetna krew przepełniona magią. Dear poczekała aż wypełni naczynie do pełna, a wręcz zacznie się wylewać po bokach szkła. Potem odsunęła różdżkę. Duch wskazywał widmowym palcem na wielki łańcuch. - Mamy tym złapać smoka? - zapytała skonsternowana, bo nie wiedziała, co też uczynić z kawałem żelastwa. Popatrzyła na najbliżej stojącą Mulan.
Kiedy zdołali pokonać inferiusy rozejrzał się po obecnych, by upewnić się, że nie ponieśli poważnych strat, z ulgą zauważając, że nie ponieśli właściwie żadnych. Odchrząknął, marszcząc brwi w stronę HHawthorne'a, bo bardzo cisnęło mu się na usta kilka gorzkich słów o przygotowaniu Ministerstwa do tego typu wyprawy, nie dość, że pozwolono na nią przyjść czarodziejom, którzy nie ukończyli szkoły, to jeszcze Ministerstwo nie było w stanie załatwić solidnego środka transportu. Przełknął jednak swoje uwagi, podchodząc w stronę Fire, by zorientować się o co chodzi z owym tajemniczym duchem. Nie był przekonany, czy darowanie krwi upiorowi to dobry pomysł, szczególnie w takim przeklętym miejscu, ale najwyraźniej nie mieli wyboru. Spojrzał na stary łańcuch w zamyśleniu: - Może to zagadka? A może pracownik Ministerstwa ma jakiekolwiek pojęcie o tym co robić dalej. - spojrzał wymownie na rzeczonego, jednak po chwili puścił Fire oko, obserwując jak Mulan z Voralbergiem zbliżają się do ich miejsca poważnych rozmyślań- Macie jakieś pomysły? - dopytał, kiedy podeszli bliżej.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Niektórym pokonanie inferiusów przyniosło więcej radości, inni zrobili to niewzruszeni. Zapewne po tej akcji na obliczach całej czwóreczki malowały się różne emocje, które przekonały Hawthorne'a o tym, że najwyraźniej ma do czynienia z cudownym przekrojem pojebów wszelkiej maści. O takich grupkach powinny być pisane kawały w stylu: wchodzą dwie Gryfonki, półwil i zaklęciarz do baru... Tyle dobrego, że jej sugestia została wysłuchana i już po chwili wszyscy ruszyli za Blaze'em, który prowadził ich jakąś nieznaną im ścieżką, aż natrafili na jakąś niesamowitą istotę, która postanowiła z niewiadomych powodów przystosunkować się do Fire i zażądać jej krwi w zamian za pomoc. Układ po prostu zajebisty. Szczęka niemal jej opadła w momencie, gdy zobaczyła jak Dear przykłada różdżkę do swojej ręki i ot tak dzięki temu pobiera krew, którą umieściła następnie w fiolce. Czy Huang była świadoma, że było to zaklęcie zakazane? No nie bardzo, bo nie wyglądało jak coś szczególnie śmiertelnego czy sprawiającego ogromny ból. Jak dla mniej mogło to być kolejne zaklęcie z kategorii uzdrawiających, bo w końcu medycy też musieli pobierać krew. Czemu nie więc tak? - Zajebioza - westchnęła z rozmarzeniem, przyglądając się poczynaniom Fire. - Nauczysz mnie tego? Przydałoby się, gdyby znowu ktoś chciał ode mnie ofiary z krwi. Bo ostatnio to stało się jakimś standardem. Czyżby świat czarodziejski zaczął przechodzić na nową walutę, a ona o tym nie wiedziała? Gdzie ogłoszenie z Banku Gringotta? Czemu nagle napotykała na tyle rytuałów wymagających krwi? Tyle pytań, a zero odpowiedzi. Mieli przed sobą łańcuch, który został im wskazany przez kierownika wycieczki, szanownego ducha, który teraz miał im robić za przewodnika, a przynajmniej za strażnika, który pokazuje gdzie jest wejście do parku zabaw i rekreacji. Wyglądało też na to, że nikt poza nią na tę chwilę nie dostrzegł oczywistej rzeczy związanej z przedmiotem. Być może była to kwestia spostrzegawczości, a może po prostu fakt, że Huang od dawna interesowała się transmutacją, że umiała wyłapać podobne szczegóły. - Żadna zagadka. To świstoklik - naprostowała Atlasa, zbliżając się powoli do łańcucha. Uważała, aby go nie dotknąć przypadkowo. Powiodła jeszcze wzrokiem po zgromadzonych jakby pytając ich czy zamierzają skorzystać z przedmiotu, który mógł ich zabrać i przed same oblicze smoka. Trudno było przewidzieć, gdzie mogli wylądować. - Na trzy-cztery? - zapytała jeszcze, gdy już zdobyła pewność, że nikt nie sprzeciwiał się idei świstoklika. Poczekała aż znajdą się wszyscy w pobliżu łańcucha, a następnie na wydany sygnał razem chwycili go, gotowi do tego, aby odbyć podróż do kolejnej lokacji.