Ah, stary dobry Zora! Krukonka dosłownie spadła mu z nieba, a on jej – metaforycznie. Minęło wiele czasu, odkąd Julka wybrała się w samotną podróż po Europie, która bardzo łatwo mogła zakończyć się w tym miejscu. Po oberwaniu magicznym piorunem musiała awaryjnie lądować w słowackim lesie. Ktoś tam na górze się jednak nad nią zlitował, bo odnalazł ją właśnie Zora, emerytowany twórca mioteł, który dorabiał sobie, naprawiając miotły w pobliskiej szkole magicznej. Lepiej trafić nie mogła. Szybko się okazało, że mężczyzna ma dekady doświadczenia. Ba, w latach 80 i 90 tworzył miotły dla bułgarskiej drużyny narodowej, a Julka miała okazję latać na tej należącej do Draganova, jej pałkarskiego idola. Pałkarka wytrzepała niewidzialny kurz, którym pokryła się podczas podróży świstoklikiem. Teraz kiedy nie było śniegu i nie musiała się martwić o to, czy przeżyje, jakoś bardziej doceniała klimat tego miejsca. Kiedy w powietrzu unosił się zapach lasu po deszczu, trudno było o coś więcej, jak szeroki uśmiech. Kiedy Krukonka usłyszała dobrze jej znane szczekanie, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Co jest, mordeczko? – Uklękła, żeby pogłaskać kudłatego psiaka. – Patrz co dla Ciebie mam! – Z kieszeni kurtki wyciągnęła kość do żucia, którą to podkradła Williamowi. Chociaż właściwie, to ona za nią płaciła, więc nie była to do końca kradzież. – Gdzie masz pana, no gdzie?
Pan pojawił się niedługo potem. Zagwizdał w palce, przywołując do siebie zwierzaka, a potem wesoło zaczął coś mówić po słowacku. Nie rozumiała ni w ząb, ale z miejsca wstała i właściwie podbiegła do mężczyzny, żeby go mocno przytulić. Nie wiedzieli się tyle czasu! Co prawda wymieniali co jakiś czas korespondencję, ale nie było to to samo. Krukonka ponownie sięgnęła do kieszeni kurtki. Tym razem wyjęła z nich tłumaczki. Jedną słuchawkę włożyła do ucha, a drugą podała Zorze.
- Dzień dobry, Zora. Dobrze Cię znów widzieć – powiedziała, poprawiając zmierzwiona grzywkę.
- Cześć, młoda – odpowiedział, a dziewczyna aż się wyszczerzyła, kiedy w jej uchu zabrzmiał czysty angielski. Ostatnim razem ich rozmowa przypominała bardziej zabawę w kalambury. Teraz mogli nareszcie porozmawiać jak ludzie!
Dziewczyna ruszyła za mężczyzną w kierunku jego chatki. Teraz, kiedy pogoda sprzyjała, mogli siedzieć na zewnątrz. Mężczyzna rozpalił ognisko i przyniósł kiełbaski oraz własny chleb i jakieś dziwne kiszonki. Krukonka z kolei wyjęła z plecaka dwie butelki ognistej whisky, jedną dla Zory, w prezencie, drugą na teraz.
Nie od razu przeszła do sedna, czyli celu swojej podróży. Pierwsze dwie godziny spędzili na stukaniu się szklaneczkami i rozmawianiu. Dużo się u nich zmieniło przez ten czas, choć u pałkarki znacznie więcej. Opowiedziała mu o klątwach, które spadły na Wielką Brytanię. O Camelocie, podtopieniach Hogsmeade, zniknięciu księżyca oraz o tym, że prawie się utopiła w szkolnym jeziorze i że nie może normalnie ćwiczyć, bo ma rozwaloną nogę. Pochwaliła się własnym boiskiem treningowym i zakupem nowej miotły, japońskiej. Zora, jak się okazało, również miał wieści. Urodziła mu się wnuczka, którą nazwali Anastazja. Odkąd zaczęła latać na zrobionym przez niego Nimbusie, o czym rzecz jasna wspominała w wywiadach, coraz więcej osób przypominało sobie o starym twórcy mioteł i wpadło mu sporo lukratywnych zleceń. A do tego wszystkiego, po raz pierwszy od śmierci żony, opuścił swoją chatkę na nieco dłużej i spędził w Bułgarii wakacje z rodziną syna.
W końcu, kiedy w głowach zaczęło im szumieć, a kiełbaski i ziemniaczane kiszki zostały zjedzone, Brooks w końcu zdecydowała się opowiedzieć mu o swoim pomyśle. Na wieść, że dziewczyna planuje stworzyć własną miotłę, mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha i poklepał ją po ramieniu.
- No to lepiej trafić nie mogłaś, młoda – powiedział i spojrzał na nią wyczekująco, tak więc Krukonka ze wszelkimi szczegółami opowiedziała mu o swoim pomyśle.
- To nie przejdzie. – Pokiwał głową, mrucząc sam do siebie. – Przy wyższych prędkościach będzie odkształcało witki. No, chyba że… zastąpisz miedź mosiadzem. Jest bardziej „miękki”. A jeżeli chodzi i brzozowe witki, ktoś tu chyba czerpał inspiracje od najlepszych. – Zora zarechotał wesoło i miał oczywiście rację. Pomysł na użycie brzozy zrodził się właśnie na Slowacji, kiedy to mężczyzna właśnie nimi podreperował nadgryzionego ogniem Nimbusa. Kolejną godzinę spędzili, rozprawiając o rodzaju drewna na trzonek.
- Wiesz, że cyprys jest kapryśny? Dlatego tak rzadko używa się go w produkcji mioteł.
- Mój drogi, latałam na tak starych i kapryśnych szkolnych miotłach, że sobie nawet tego nie wyobrażasz. Ma być cyprys i kropka.
- A nie myślałaś może o dębie?
- Cyprys, Zora, cyprys! Cyprysowe drewno, na przykład w różdżkach, wybiera ludzi śmiałych i odważnych.
- No, faktycznie trzeba być śmiałym i odważnym, żeby latać na takiej miotle.
Rozmawiali tak długo, że zdążyło się ściemnić. Teraz, przy świetle ogniska, mogli napocząć drugą butelkę i porozmawiać o zbliżających się mistrzostwach świata. Wszystko wskazywało na to, że to będzie długa i bardzo rozmowna noc.
/zt
|