Las błogosławionych znajduje się na obrzeżach Ellan Vannin i jest przepełniony w dużej mierze jabłoniami. Magicznie zbite drzewa zabraniają wchodzenia oraz wychodzenia jakąkolwiek inną drogą, niż poprzez pokaźną "bramę". Choć wejść może każdy, to wyjść może tylko ten, kto zapłaci - sad błogosławionych słynie bowiem ze spełniających materialne życzenia niespodzianek. Pragniesz pamiątki z Avalonu? A może nawet sam nie wiesz czego chcesz? Gdzieś w leśnym gąszczu, gdzieś na gałęziach ciężkich od jabłek czy niemal czarnych krzakach jeżynowych, znajdziesz zaczarowane fanty, które możesz zabrać ze sobą. Jeśli postanowisz coś wynieść - brama zarośnie gęstym bluszczem, który zniknie dopiero wtedy, kiedy uda ci się wrzucić do tajemniczej nory akceptowalną przez las ilość galeonów. Legendy głoszą, że jeśli oprócz pieniędzy podaruje się również trochę swojej krwi, to można znaleźć w bluszczu dodatkowy prezent... odważysz się zaryzykować?
• Droga Przez Mgłę – starodawny pierwowzór świstoklika, sprzedawany jest w różnych formach - figurkach rycerzy, szklanych kulach z zamkiem w środku czy jako miniaturowy, tępy miecz. Odpowiednio zainstalowany w jednym miejscu (potem nie może być już przeniesiony!), po dotknięciu zawsze przeniesie chętną osobę na brzeg Avalonu. By wrócić, wystarczy poprosić o podobną usługę w Ellan Vannin - jest wliczona w cenę! Cena: 90g
• Druidzki amulet – drobna zawieszka z drewna i żywicy, często wygląda bardzo elegancko. Zawieszenie amuletu w ogrodzie zapewnia świetne plony i chroni rośliny przed szkodnikami i negatywnymi skutkami pogodowymi. Noszony w formie biżuterii zapewnia właścicielowi rękę do roślin i roztacza dookoła niego kwiecisty bądź ziołowy zapach, wedle upodobania! Cena: 120g
• Mgielna Muszla – podobno pierwowzór tego przedmiotu posiada sama Pani Jeziora i użyła go do ukrycia Avalonu. Muszla, po wypowiedzeniu magicznego słowa, wydmuchuje z siebie obłoki chłodnej mgiełki, idealnej by przynieść orzeźwienie w gorące dni. Cena: 20g
• Miniaturowy Masażer Marki Merlin – zbiór większych i mniejszych, samonagrzewających czy ochładzających się kulek jest magicznie zaczarowany tak, by samodzielnie turlać się z odpowiednim naciskiem po plecach właściciela, przynosząc ulgę napiętym mięśniom. Cena: 15g
• Płaszcz z wełny kulinga – jest druidzkim odpowiednikiem peleryny niewidki. Specjalna obróbka wełny pozwala na zachowanie magicznych umiejętności tych zwierząt. Kiedy noszący go poczuje się zagrożony, natychmiast nakładane jest na niego zaklęcie kameleona. Efekt jest niestety uzależniony od emocji noszącego, nie da się wpłynąć na to, kiedy zadziała. Cena: 100g
• Pierścienie Benulusa i Danu – dwa identyczne pierścienie, które dzielić mogą osoby ze sobą związane w dowolny sposób. Kiedy są obok siebie, mogą od czasu do czasu wyczuć silniejszą emocję swojego partnera lub przekazać sobie silną, pojedynczą myśl. Pierścienie działają na maksymalnie 50 metrów. Osoby z Legilimencją mogą w nich swobodnie rozmawiać z drugą osobą, zaś z Oklumencja wyklucza możliwość korzystania z pierścieni. Cena: 80g
• Skarpety z wełny kulinga – nie tylko wspaniale ogrzewają w chłodniejsze dni i wieczory, ale przede wszystkim doskonale sprawdzają się na długie wędrówki. Właściwości ochronne wełny tych zwierząt sprawdzają się nie tylko w przypadku zaklęć, ale i odcisków oraz otarć – ubierz je na górską przechadzkę, a twoje stopy będą się czuły tak, jakby nigdy nie wyszły z domu. Cena: 20g
• Zegar z syreną – przypomina zwykły, tradycyjny zegar z kukułką, jednak zamiast drewnianego ptaka na szczycie budki swoje włosy czesze miniaturowa syrena. Dodatkowo wyposażony jest w dodatkową tarczę, która wskazuje czas do spadnięcia kolejnego deszczu, syrena zaś nie śpiewa podczas pełnej godziny, a kiedy pierwsze krople uderzają o ziemię. Cena: 50g
Krwawa ofiara:
Jeśli chcesz, możesz odnotować w poście wylanie dowolnej ilości krwi do nory i w ten sposób otrzymać opcję rzucenia kostką na dodatkowy "prezent". Uwaga! Takie działanie można wykonywać maksymalnie raz na postać! Ponowna próba nie zostanie zaakceptowana. 1 - Znajdujesz... odnawialną butelkę cydraku - jest to lokalny czerwony, mocno barwiący cydr, o którym więcej można poczytać tutaj. Po wypiciu całej butelki, napitek magicznie pojawia się w niej na nowo! (Należy dorzucić kostkę, by określić jaka partia cydru będzie się odnawiała - wynik parzysty zapewni butelkę płynnej agresji, wynik nieparzysty płynnego zauroczenia). 2 - Znajdujesz... łuskę avalońskiego wróżkoskrzydłego - mieni się różnymi kolorami, niczym wydzielane przez tego smoka iskry. Łuskę można sprzedać u dowolnego jubilera w Wielkiej Brytanii za 150 galeonów, bądź za połowę tej ceny przerobić ją na amulet, który będzie pokazywał kolorami emocje swojego właściciela, nawet jeśli ten nie będzie akurat w jego posiadaniu. 3 - Znajdujesz... flet fauna - w rzeczywistości przypomina raczej drewniany, ładnie wyrzeźbiony gwizdek. Jak w niego dmuchniesz, to wszyscy dookoła gwałtownie zatrzymają się w osłupieniu i przez kilka sekund będą kompletnie oszołomieni, przez co nie będą wiedzieli co się wydarzyło. Dopiero po tych kilku sekundach będą mogli się znowu ruszać! 4 - Las nie jest zadowolony z twojej ofiary. Krew szybko wsiąka w ziemię, ta zaś zaczyna drżeć pod twoimi nogami. Roślinność dookoła zaczyna się zagęszczać, tobie coraz trudniej oddychać... dostrzegasz jakiś prześwit, którym możesz spróbować się wydostać z lasu błogosławionych - czujesz w sobie niezrozumiałą pewność, że teraz albo nigdy i po prostu uciekasz. Udaje ci się, ale na twoim ciele (w dowolnym miejscu) po jakiejś roślinie zostaje piekące rozcięcie, z którego sączy się zielony płyn. Po wygojeniu zostaje niemożliwa do usunięcia blizna - ta zaś będzie wydzielała delikatne ciepło i zielonkawe światło za każdym razem, kiedy znajdziesz się w pobliżu osoby posiadającej jakąś genetykę. Im bliższy kontakt, tym mocniejszy efekt. Pamiętaj, że fabularnie nie wiesz dlaczego przy niektórych blizna się aktywuje i sam musisz zobaczyć tę zależność! 5 - Krople twojej krwi zielenieją, a następnie na jej miejscu wyrastają kwiaty. Czujesz dziwny posmak na języku, który nagle zaczyna cię przyduszać - kaszlesz, wypluwasz kolorowe płatki... Twoja skóra przybiera zielonkawy odcień, w twoich włosach pojawiają się kwitnące pąki. Las stwierdził, że potrzebujesz bliskości z naturą! Jako czaroślinka potrzebujesz dużego nawodnienia i nasłonecznienia, w zamknięciu masz paskudny nastrój i tracisz siły, przez co możesz nawet mdleć. Nie musisz jeść normalnego jedzenia i nie potrzebujesz snu. Efekt utrzyma się do końca wakacji, acz będzie stopniowo słabnąć - tym szybciej, im więcej czasu spędzisz na łonie natury! 6 - Widzisz jak przelana przez ciebie krew zmienia kolor na czarny, a następnie staje w ogniu. Miałeś złe intencje, parasz się czarną magią, a może właśnie masz zbyt czyste serce jak na krwawe rytuały? Robi ci się piekielnie gorąco, a na twoim ciele randomowo pojawiają się bolesne, czarne i suche łuski. Twoje włosy i ubrania zaczynają płonąć - ogień nie powoduje u ciebie oparzeń, ale niszczy ubrania i może spalić włosy, więc lepiej jak najszybciej go ugasić. Klątwa trzyma się ciebie do końca wakacji! W każdym wątku musisz rzucić kostką, gdzie wynik parzysty będzie oznaczał jej aktywację, a nieparzysty uśpienie. Co ciekawe - jeśli napiszesz wątek z osobą, która również dostała tę klątwę, ulegną one natychmiastowej i trwałej dezaktywacji!
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Nasłuchał się o tym miejscu od miejscowych spacerując po Ellan Vannin. Na drzewach można było znaleźć różne przedmioty i pamiątki, za które należało oddać lasowi ofiarę w postaci pieniędzy. Jakby na to nie spojrzeć, można było to potraktować po prostu jak sklep czy coś w tym stylu. Chociaż nie był do końca pewien na co pieniądze drzewom. Jednak wolał się nie wdawać w żadną dyskusję z celtyckim gajem, bo zapewne i tak odpowiedziałoby mu tylko milczenie. Wkroczył do lasu przez bramę z bluszczu, a jego oczy zaczęły przeczesywać gałęzie w poszukiwaniu interesujących przedmiotów. Pierwszą rzeczą po którą sięgnął był umieszczony w krzakach, obwinięty materiałem posążek rycerza, który miał ponoć działać podobnie do świstoklika. Oczywiście w tym miejscu nie zadziałał, kiedy Drake po niego sięgnął. Gdyby to tak działało można by ograć las w mocno niemiły sposób, a gdyby się to udało... Konsekwencje raczej dorwałyby go szybko i boleśnie. Na szczęście złodziejem nie był. Nawet jeśli miał płacić... drzewom. Drugą rzeczą po którą sięgnął był zawieszony na gałęzi amulet z drzewa i żywicy, który wydał mu się dosyć ładny. Nie brał więcej, bo na chwilę obecną niczego też już chyba nie potrzebował z przedmiotów zgromadzonych w tym miejscu. Kiedy tylko ruszył do wyjścia, drogę zagrodził mu bluszcz. Domyślił się że będzie musiał nawrzucać pieniędzy do nory żeby przejść dalej. Tak też zrobił wrzucając po kolei każdą monetę i ją zliczając. Ostatecznie wyszło ponad 200 galeonów, co nieco go zaskoczyło. Jednak nie narzekał. Zanim jednak wyszedł, przypomniała mu się legenda, którą udało mu się zasłyszeć od miejscowych. Ponoć za podarowanie krwi też można było otrzymać prezent od lasu. Jego gryfoński móżdżek postanowił sprawdzić legendę. Delikatnie rozciął swoją dłoń zaklęciem i wpuścił kilka kropel swojej krwi do nory. Nagroda pokazała się szybko w postaci Fletu Fauna. Wilkołak odebrał prezent lasu i ruszył z powrotem do wioski.
z.t
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Czw Lip 14 2022, 14:51, w całości zmieniany 1 raz
Przybycie na wakacje zawsze zaczynało się dla niego od pamiątek. Pamiątek dla rodziców, którzy sami powiedzieli, że chętnie by przybyli z nim i sami odkryli to co zaginęło po ich przodkach dawno temu i poczuć to co już dawno przeminęło, ale na powrót powróciło. Skye sam nie podzielał ich fascynacji do wykopalisk, o tyle historię magii bardzo lubił. Zdobycie więc jakichś fajnych rzeczy dla starszych było pierwszą z rzeczy, które postanowił wykonać. Rozglądał się za wieloma z nich, aż postawił na wisiorki i bransoletki, a które opłacone dały mu przynajmniej jakąś namiastkę historii z tego miejsca. Znajdowały się też małe opisy na nich z kim związany jest dany kamień czy co tam w sobie miały wsadzone, ale chłopak ostatecznie zamierzał sprawić, aby to rodzice sami się głowili. Dla siebie kupił jedynie skarpety z wełny kulinga, które miałyby mu się przydać na dłuższe wędrówki po wyspie. Najciekawsze były jednak prezenty z bluszczu, które według powiedzenia miejscowych miały się pojawić tylko po tym, gdy upuści się trochę własnej krwi. Jebs wiedząc jakie to może być ryzyko i tak postanowił zaryzykować z racji fascynacji historią owego miejsca i jego obyczajami, dlatego wyciągnięta różdżka zrobiła zaraz zaklęciem nacięcie na jego skórze z którego skapała krew. Z bluszczu jednak wyciągnął łuskę smoka avalońskiego wróżkoskrzydłego i do końca nie wiedział co też zamierzał z nią jeszcze zrobić, więc wziął ją na późniejsze przechowanie.
|zt|
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Miejsce z legend posiadające własne legendy? Tego zdecydowanie się nie spodziewałam, a jednak, zdołałam podsłyszeć opowiadania o lesie błogosławionych i składanej tam krwawej ofierze. Brzmiało to dość groźnie i zakrawało o jakieś obrzędy kultu...ale i tak postanowiłam to sprawdzić. Ciekawość dość szybko zwalczyła zdrowy rozsądek, podpowiadający, że to będzie kiepski pomysł. Po przybyciu na miejsce, rozejrzałam się dokładnie, próbując znaleźć jakichś zakamuflowanych nieznajomych, którzy wciągną mnie w gąszcz drzew, lub wyskoczą na mnie znienacka. Po dłuższej chwili zrobiłam kilka kroków w głąb "bramy", nie dostrzegając niczego nadzwyczajnego. Ewentualnie porywacze ukrywali się tak dobrze, na to już jednak nie mogłam nic zaradzić. Na końcu ścieżki oczekiwały na mnie porozwieszane po gałęziach przedmioty. Wszystkie z nich wyglądały wspaniale, gdybym była przy galeonach to na pewno coś bym sobie wybrała. Jako, że jedyną walutą, którą posiadałam, była moja własna krew, zbytnio zaszaleć nie mogłam. Po krótkich oględzinach odnalazłam norę, do której prawdopodobnie trzeba było złożyć ofiarę. Drasnęłam swój palec, syknęłam czując ukłucie i powstrzymałam odruch włożenia palca do buzi. Zamiast tego, wycisnęłam kroplę krwi, a następnie jeszcze jedną. Te, po spotkaniu z podłożem, zamieniły swój kolor na zielony, a w ich miejscu w mig wyrosły kwiaty. Poczułam się bardzo dziwnie, jakbym się dusiła. Kaszlnęłam, a z moich ust wyleciał kwiatek, podobny do tych z mojej krwi. Moja skóra zmieniła kolor na zielony, a ja, nie do końca wiedząc o co chodzi, z wielkim wrzaskiem opuściłam las błogosławionych.
z/t
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
W Avalonie, krainie cydrem i jeszcze raz cydrem płynącej, dobrze było mieć oko na Viro Rowle'a. Całe szczęście, że i tak zbiegało się to z planami Ezry; jakimś sposobem nie czuł przesytu, choć dobrowolne ciśnięcie się w jednoosobowym drewnianym łóżku mogło stanowić tego pierwszy przyczynek. Miał poczucie, że potężnie zmarnował wyjazd na Malediwy, więc cały początek tych wakacji podszyty był obawą, prawdopodobnie wyczuwalną w napięciu jego mięśni w tym kulminacyjnym momencie, gdy odbierali klucze do domku numer piętnaście - poprzednio był to początek ich osobistej tragedii. Nieznajoma twarz była prawdopodobnie najszczęśliwszą wróżbą, jaka mogła im się przytrafić. - Podobno avalońskie jabłka są szczególnego rodzaju afrodyzjakiem - podzielił się popularną, choć niesprawdzoną ciekawostką, gdy sięgał ku jednej z gałęzi, nisko uginającej się od ciężaru idealnie czerwonych jabłek, zupełnie jakby drzewo zapraszało ich do skosztowania słodyczy owocu. - Być może nawet rekompensującym wyjątkową anty-seksualność naszych domków mieszkalnych...? - Uśmiech drgał mu na ustach, kiedy palce virowej dłoni zamykał wokół czerwonego owocu i w kleszcze przydługiego spojrzenia łapał jego zieleń, by zaraz jedynie podjąć dalszy spacer ku okazałej bramie z konarów. - Cieszę się, że wreszcie trafiliśmy do miejsca, gdzie żadnego z nas historia zdaje się nie prześladować - wyznał poważniej, nie zdając sobie sprawy, że ton jego głosu wyraźnie sugerował istniejące "ale", któremu opierał się przygryzając wnętrze policzka i sięgając pomiędzy listki gałęzi, by wydobyć ozdobną Muszlę. Oglądał ją uważnie z każdej strony, trwając w tej przeciągniętej ciszy, nim wreszcie westchnął i zerknął ku Viro. - Ale nie masz trochę wrażenia, że obecność tu umniejsza naszym wyobrażeniom o tym miejscu? Że jego rzeczywiste piękno nie jest wystarczające w porównaniu do tego, jak przedstawiany był zawsze w mitach i opowieściach? Że- sam nie wiem, że powinniśmy w każdym oddechu czuć jak wypełnia nas magia i natchnienie - zaśmiał się sam z siebie, nic nie mogąc jednak poradzić na te bluźniercze myśli, które wpadały mu do głowy i na które sam zaraz szukał usprawiedliwienia. - Może dlatego, że nie widzieliśmy jeszcze avalońskiego wróżkoskrzydłego, to musi być to - dodał zatem, odkładając ostrożnie Muszlę na miejsce.
Niejednokrotnie zastanawiałem się czy Twoje krytyczne oko, zawsze zdające się szukać skazy na przedstawianym obrazie, było tak spostrzegawcze z natury czy jednak wyćwiczyłeś je, by zawsze w bieli szukało szarej plamy. Teraz jednak już nie zawracam tym sobie myśli, woląc poświęcić je na docenienie tego, że z taką łatwością potrafisz to zrobić, stając się uwielbianym przeze mnie krytykiem nie tylko sztuki, ale i życia. Nauczyłem się doceniać niemal każdy z Twoich nieprzychylnych komentarzy, o ile tylko te nie były wycelowane we mnie bezpośrednio, bo nawet gdy narzekałeś na mało romantyczne pokoje wakacyjne, ja słyszałem tylko Twoją chęć do spędzenia ze mną czasu w większej prywatności. - Tym bardziej to Ty powinieneś ich skosztować pierwszy - zauważam, ledwo zamykając palce na podanym mi jabłku, a już podsuwając je do Ciebie, czerwienią swoich własnych ust i tak wyraźnie zdradzając, że sam jeszcze dziś skorzystałem z zaproponowanego mi przez nieznajomego kielicha barwiącego cydraka. - Znajdujesz mi owoc, zanurzasz w nim zęby na zwiady - zaczynam parafrazować, spokojnie płynąc pomiędzy zakotwiczonym w odmętach pamięci wierszem a własną weną, gdy wolną dłonią prowadzę znów Twoją dłoń do swojej, trzymajacej zakazany owoc. - by podać go mym ustom z miłosnym pośpiechem, a ja gryzę i chłonę twoich zębów ślady - ciągnę dalej, bawiąc się intonacją wraz z zaczepnością swojej mimiki, zanim nie wgryzam się w przytrzymywane przy nas jabłko, łagodnością języka odnajdując wpierw pozostawione przez Ciebie szlaki. - ...Zębów, które niezwłocznie odsłaniasz z uśmiechem(?) - kończę, przełykając, czy może bardziej sugeruję, chcąc zobaczyć pełnię Twojego uroku zaklętego w momencie, gdy i oczy nieco mrużą się pod ciężarem uśmiechu. Biorę głębszy wdech, pozostawiając nadgryzione jabłko jako Twoje zmartwienie, zbyt przejęty będąc splątaniem palców naszych dłoni, by ruszyć na dalszy spacer po niby mistycznych terenach, którym z każdym kolejnym krokiem staram się nie przyglądać zbyt uważnie, mając wrażenie, że w moim spojrzeniu kryje się coś bluźnierczego. Śmielej uciekam spojrzeniem do odnalezionej przez Ciebie muszli, szybko jednak tracąc nią zainteresowanie pod wpływem Twoich, dużo ciekawszych od pamiątek, słów. - Czy fakt, że miłość nie wygląda tak mitycznie, jak zwykliśmy to przedstawiać w baśniach, sprawia, że nie chcesz jej dla siebie? - podpytuję, zmrużeniem oczu testując na ile kupiłem Cię tą analogią, sam widząc sens w przytoczonym porównaniu, a jednak nie będąc pewnym, czy sam dałbym się tym argumentem przekonać. - Musisz bardziej uważać na swoje słowa. Legendy mówią, że Pani Jeziora słyszy i widzi wszystko, co tylko dzieje się w Avalonie - ostrzegam Cię z dłonią przygładzająca dół Twoich pleców w chwilowym pożegnaniu, bym mógł musnąć zawieszony na jednej z niższych gałęzi amulet, wokół którego roślinność zdawała się rosnąć jeszcze bujniej, a i trawa była zieleńsza, niż przy korzeniach sąsiednich drzew. - to tłumaczy pojedyncze łóżka, hm? - dodaję już mniej poważnie, puszczając Ci pełne rozbawienia oczko, zanim przy chwili milczącego spaceru nie uświadamiam sobie, dlaczego Avalon ma dla mnie cięższą atmosferę, niż powinno mieć miejsce słynące z tryskającego zewsząd alkoholowego cydru. - Jak dobrze znasz twórczość Williama Blake'a? - podpytuję więc, niezobowiązująco, lekko, bo przecież literackie rozmowy między nami nigdy nie były dla nas ciężarem. - Kojarzysz może wiersz Zatrute drzewo? - doprecyzowuję, ściągając brwi w skupieniu, by przywołać z pamięci, którą niemal całą zaprzedałem sztuce, ten jeden konkretny wiersz: - I was angry with my friend. I told my wrath, my wrath did end [...]
Cały wiersz:
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Pomiędzy myśli nie zaplątał mu się nawet drobny protest, gdy pod usta podsunięty mu został owoc jabłonki; z przyjemnym ciężarem roznamiętnienia, nieuchronnie skradającym część każdego oddechu, podążał za poetyczną narracją Viro. Sok rozlał się po jego podniebieniu pokusą słodyczy, więc i w większą uważność przestroił zieleń swojego spojrzenia, gdy od czerwonej skórki przenosił je na równie czerwone wargi, tak chętnie układające się w zaczepki. Uśmiech sam składał się już na jego własnych, jak gdyby tylko czekał na sugestię go uwalniającą. Obrócił w palcach nadgryzione jabłko i pokręcił ledwo dostrzegalnie głową, wciąż dając się zaskoczyć rosnącym w nim podziwem dla virowej umiejętności tkania słowem rzeczywistości; być może szczególnie bluźniercze było to, że robiło to na nim większe wrażenie niż ów mistyczny las i władająca całą krainą Pani Jeziora. - Oczywiście nie... - potwierdził z namysłem, poszukując słabego punktu tej analogii. Nie zgadzanie się z Viro należało do trudnych zadań, gdy sam sposób w jaki składał słowa i pewność w nie wkładana już powodowały chęć przyznania mu racji. - Ale Avalon lepiej poddaje się logice niż miłość. Choćbym wiecznie miał czuć niedosyt i choćbym nawet przez niedoścignienie do perfekcji chciał miłość odrzucić, to nie zdołałbym tego zrobić, bo ludzka potrzeba do kochania i bycia kochanym jest znacznie większa. Więc mogę być rozczarowany i niczego bardziej nie pragnąć, czasem wbrew sobie, w tym samym czasie. Miłość jest chyba zbyt specyficzna, by móc być porównywana do czegokolwiek - uznał, nie negując jednak zupełnie sensu przyrównania, bo rozumiał, w jaki sposób te dwie rzeczy zazębiały się w głowie Viro. - Być może wszystko rozchodzi się o momenty. Na tyle bliskie baśniowości, by wybaczyć większą liczbę niedoskonałości, jak wtedy, gdy piszesz dla mnie wiersz, zasiewając we mnie wątpliwość, co do twojej prawdziwości. Tego uczucia potrzebuję. I to znaczy, że nic nie jest jeszcze dla Avalonu przesądzone - stwierdził prawie wspaniałomyślnie, odkładając wyrabianie sobie opinii na przyszłość i dając jeszcze szansę wszechwiedzącej Pani Jeziora, by wyprowadziła go z błędu rozczarowania. Usta przez chwilę mrowiły go żartobliwym wyrzutem o radę powściągnięcia języka, skoro obaj widzieli, że ta skłonność do wygłaszania kontrowersji była centralnym elementem jego osobowości. Uczucie rozpłynęło się jednak w szczerym śmiechu, bo to wytłumaczenie byłby w stanie zrozumieć. Wzbudzony dobry humor bardzo prosto utrzymywał się w rysach jego twarzy; drobnymi kęsami zjadał owoc i cieszył się swobodą ciszy, gdy każdy z nich przeglądał inne pamiątki, podarowywane przez hojne drzewa. Na nazwisko literata skinął głową i mruknął ciche potwierdzenie, choć wiedział, że na pewno nie wiedział o nim tyle, by Viro nie mógł go czegoś nauczyć. Na intonację recytacji wsparł się plecami o pień i zawiesił na partnerze spojrzenie; jednocześnie przez wzgląd na skupienie, jak i świadomość, że zwyczajnie lubił obserwować go, kiedy dawał się wypełnić sztuce. - Nie wiem, czy dobrze rozumiem, w którą stronę idą twoje myśli - przyznał się uczciwie, bo choć uważał się za zdolnego pasjonata virowych myśli, to jednak wciąż daleko mu było do jego swobody skojarzeń. - Wiem, że odebrałeś mi apetyt na to jabłko - zaczął lekko, żartobliwym wnioskiem i okręceniem za ogonek niedokończonego owocu, który zaraz potem położył na trawie. - Bo teraz zastanawiam się, jakimi emocjami przesiąknięta jest cała ta wyspa i wszystkie drzewa, skoro z jakiegoś powodu ukryte były przed gośćmi przez tyle wieków. Myślisz, że Pani Jeziora nie jest tak szczęśliwa z naszej wizyty tutaj, jak chcielibyśmy uważać? - dopytał, próbując z jego mimiki odgadnąć, czy trafnie odebrał to nawiązanie. W międzyczasie ściągnął z gałęzi miękki płaszcz, by narzucić go na plecy partnera i krytycznym spojrzeniem ocenić, jak się w nim prezentował.
Historia Sir Tristana jest jedną z najpopularniejszych legend o rycerzach Okrągłego Stołu, choć mało kto wie, że właśnie do tej elity należał. Raz do roku, podczas lata, w Lesie Błogosławionych pojawiają się dwie tajemnicze mogiły splecione ze sobą niesamowicie pięknymi i podobnie niebezpiecznymi kwiatami Mors Lilium. Nikt nie wie jakim cudem są one w stanie przeżyć poza wodą, ale to nie jedyna magia, jaka okala to miejsce. Legendy głoszą, że w jednej z mogił znajduje się cenna wskazówka dotycząca ukrycia Świętego Graala. Czy jesteście w stanie przełamać się i rozkopać te starożytne mogiły, by sprawdzić, czy pogłoski mają w sobie ziarno prawdy?
Zasady
•Wyzwanie nie musi być podejmowane solo. Jeśli jednak zdecydujecie się na wątek z drugim lub większą ilością graczy, każdego obowiązują indywidualne rzuty.
•Każdy z was staje przed wyborem:
Rozkopać jedną z mogił:
Jeśli decydujesz się na zakłócenie spoczynku Tristana lub jego ukochanej czeka Cię kolejny wybór:
Grób po lewej stronie:
Mogiła, którą postanowiłeś rozkopać, zdaje się zakopana miękką, nieco mokrą ziemią. Ułatwia to dostęp do głębszych warstw i już po chwili odnajdujesz spróchniałą trumnę zatopioną w kałuży świeżej krwi. Po odchyleniu wieka dostrzegasz szczątki rycerza, o czym świadczy nie tylko miecz u jego boku, ale też leżący w środku hełm z wybitym imieniem: Tristan. Rzuć k100:
1-25 Niestety, choć ziemia łatwo pozwoliła Ci odkryć kryjącą się wewnątrz tajemnicę, to była to tylko pułapka na chciwych poszukiwaczy. Gdy przyglądasz się wnętrzu trumny, nagle zauważasz, że coraz mniej światła pada na szczątki. Ziemia w magiczny sposób zakopuje grób z Tobą wewnątrz. Jeśli jesteś tu sam, tracisz powietrze i mdlejesz. Żadna magia nie działa od wewnątrz. Dopiero po dłuższym czasie zostajesz uratowany przez fauna. Musisz spędzić jeden wątek u uzdrowiciela, gdzie budzisz się, a Twoje płuca zostają doprowadzone do normalnego stanu. Jeśli przyszedłeś tu z kimś, niech Twój towarzysz rzuci literką. Spółgłoska oznacza, że ratuje Cię bez problemu. Samogłoska sprawia, że ratunek zajmuje zbyt wiele czasu i musisz przeprowadzić wątek u uzdrowiciela, gdzie dochodzisz do siebie. Otrzymujesz 0pkt. eventowych.
26-50 Hełm rycerza porusza się nagle i ku Twojemu przerażeniu, szczątki zaczynają opowiadać balladę o losach Sir Tristana i jego ukochanej. Głos z zaświatów jest na tyle hipnotyzujący, że powoli zapadasz w sen. Budzisz się dopiero o świcie w Leśnym labiryncie, gdzie obowiązuje Cię jednopostówka na min. 2000 znaków, opisująca jak próbujesz znaleźć wyjście. Otrzymujesz 1pkt. z Historii Magii oraz 1pkt eventowy.
51-75 Kałuża krwi, która otacza trumnę, zdaje się powiększać, aż w końcu przykrywa Cię prawie całego. Ciecz jest na tyle gęsta, że nie możesz wypłynąć na powierzchnię. Po kilkunastu zdecydowanie zbyt długich chwilach maź wsiąka w ziemię wokół, a Ty zauważasz, że na wieku trumny pojawił się celtycki tekst. Jeśli napiszesz jednopostówkę na 3000 znaków u introligatora udaje Ci się rozszyfrować tekst, który okazuje się cenną wskazówką dotyczącą zaginionego Graala i otrzymujesz 1 przerzut do jednorazowego wykorzystania w dowolnym wyzwaniu. Otrzymujesz 2pkt eventowe i do końca wakacji męczą Cię omamy związane z plamami krwi na Twoim ciele.
76-100 Przyglądasz się spoczywającemu w spokoju szkieletowi Tristana, gdy ten nagle wstaje i zaczyna Cię atakować! Grób jest wąski, a więc zostaje opcja ataku bezpośredniego, tak samo, jak i takowej obrony. Jeśli Twój wynik był <88 Tristan rani Cię, zostawiając w Twoim boku nie tylko ranę, ale i odłamek starego, zardzewiałego miecza. Musisz iść z tym do uzdrowiciela przynajmniej na jednopostówkę liczącą 2000k znaków, a rana do końca wakacji się nie goi się, powodując ogromny ból. Przy każdym następnym wyzwaniu, Twój wynik spada o jeden próg! Jeśli wylosowałeś 88 lub więcej pokonujesz szkieletora bez większych uszczerbków na zdrowiu poza dokuczającymi do końca miesiąca skurczami spowodowanymi ciasnotą pola walki. Otrzymujesz 3pkt. eventowe oraz 1pkt. z OPCM.
Grób po prawej stronie:
Mogiła porośnięta jest gęsto kwiatami i kłującymi pnączami. Dostanie się do niej, zajmuje Ci sporo wysiłku, szczególnie że nie działają na roślinność żadne zaklęcia. Gdy jednak w końcu dokopujesz się do trumny, skrywa ona zaskakująco dobrze zachowane ciało pięknej Izoldy. Rzuć k100:
1-25 Bezczeszczenie grobu niewiasty zdaje się nie podobać otaczającej mogiłę magii. Łączące groby kwiaty Mors Lilium zaczynają wydzielać trujący pyłek, który dostaje się do Twojego organizmu, powodując śpiączkę. Jeśli przyszedłeś tu sam, po dłuższym czasie znajduje Cię lokalny uzdrowiciel chcący pomodlić się w lesie błogosławionych. Jeśli przyszedłeś z kimś, mogą udzielić Ci pomocy, jeżeli posiadają przynajmniej 25pkt z zielarstwa. W innym wypadku ponoszą porażkę i konieczny jest wątek u uzdrowiciela!Przez najbliższy miesiąc jesteś senny i rozkojarzony. W kolejnych wyzwaniach spadasz o jeden próg! Otrzymujesz 0pkt. eventowych.
26-50 Choć Izolda już dawno temu wypuściła z płuc ostatnie tchnienie, to jej urok wciąż jest żywy. Dziewczyna była potomkinią wil, a zawistny niekromanta zazdrosny o jej uczucie do Tristana rzucił na nią klątwę. Im dłużej patrzysz na blade i spokojne lico denatki, tym bardziej ulegasz jej urokowi — a raczej urokowi temu, kto rzucił na nią klątwę. Przez najbliższy wątek jesteś podatny na omamy, które wywołują szaleństwo i każą Ci atakować fizycznie każdego napotkanego mężczyznę, a każdą kobietę traktować jak niegodną zaufania ladacznicę. Otrzymujesz 1pkt. eventowy.
51-75Nie możesz powstrzymać się przed dotknięciem spokojnego lica pięknej Izoldy. Gdy tylko dotykasz jej twarzy, ta staje w płomieniach, parząc dotkliwie Twoją skórę i zostawiając na niej bliznę w kształcie złamanego serca. Między palcami odnajdujesz jednak pukiel złotych włosów niewiasty, który spalony z lokalnymi ziołami nad księżycowym jeziorem zdradza Ci jedną z tajemnic Świętego Graala. Po wykonaniu takowej jednopostówki na min.2000 znaków otrzymujesz jednorazowy przerzut na dowolne z kolejnych wyzwań! Otrzymujesz 2pkt. eventowe.
76-100 Otwierasz drewniane wieko i nagle czujesz, jak Twoje nozdrza uderza nieziemski aromat. Sam nie wiesz, co to dokładnie jest, ale miesza Ci w głowie na zabój. Przede wszystkim masz ochotę położyć się obok pięknej Izoldy i zasnąć z nią na wieki bądź zabrać ją ze sobą i nie pozwolić ,by tak urocza twarzyczka gniła samotnie w ziemi. Dopiero trzask zamykanego wieka na Twoich ramionach wygania Cię z mogiły, choć ręka niedominująca jest kompletnie nie do użytku. Obowiązuje Cię jednopostówka na min. 3000 znaków u uzdrowiciela, który zajmie się tą przypadłością. Ręka jest w nieco gorszym stanie do końca wakacji i sprawia Ci ogromny ból. Uciekając, potykasz się jeszcze o flakon, który możesz ze sobą zabrać. Otrzymujesz flakonik Avalońskiej Amortencji (działa przez 2 wątki na ofiarę) oraz 3pkt. eventowe.
Zbadać teren wokół mogił:
Czy to z powodu wierzeń, czy po prostu przyzwoitości decydujesz się nie rozkopywać mogił i poszukać wskazówek wokół nich licząc, że plotki zniekształciły nieco rzeczywistość i mimo wszystko uda Ci się wypatrzyć coś, co choć trochę przybliży Cię do prawdy o Świętym Graalu. Rzuć k100:
1-25 Chodzisz wokół polany zajęty szukaniem poszlak i nie zauważasz, że nad Tobą lewituje coś, co wygląda jak igloo. Dość osobliwa rzecz w środku lasu, choć nie dla Avalończyków. Chmara żądlaków widocznie uznała Twoją obecność za niebezpieczną i postanowiła Cię zaatakować. Zostajesz dotkliwie użądlony przez owady, co wywołuje u Ciebie potężne halucynacje w następnym wątku. Miną one, jeśli napiszesz jednopostówkę na min. 2000 znaków u lokalnego uzdrowiciela. Jeśli nie, możesz spodziewać się trwałych efektów. Otrzymujesz 1pkt. z ONMS i 0pkt. eventowych.
26-50 Las Błogosławionych jest miejscem spokojnym, ale też niesamowicie magicznym. Nic więc dziwnego, że gdy raz do roku pojawiają się tu groby legendarnych kochanków, miejsce to stara się strzec ich za wszelką cenę. Okazuje się, że rosnące obok drzewo to ni mniej, ni więcej, a tutejsza wierzba szermiercza, która z uporem Muszkietera próbuje przedziurawić Twe ciało i odegnać Cię od spoczywającej w ziemi pary. Dorzuć k6, której wynik wskaże ilość celnych trafień, a co za tym idzie krwawych ran zadanych przez wierzbę. Jeśli Ty lub Twój towarzysz posiadacie przynajmniej 20pkt. z uzdrawiania możecie spokojnie zaradzić wykrwawieniu się i poważniejszym konsekwencjom. W innym wypadku musisz udać się na wątek do uzdrowiciela. Otrzymujesz 1pkt. eventowy.
51-75 Pnącza otulające mogiły zwracają Twoją uwagę, delikatnie je odsuwasz i zauważasz, że gdzieś za nimi kryje się celtycka inskrypcja. Z wielkim trudem i z kolcami powbijanymi w palce radzisz sobie z chaszczami i możesz w spokoju odczytać napis. To jest, o ile posiadasz co najmniej 25pkt. z Historii Magii i Starożytnych Run. Jeśli nie potrzebujesz wątku lub jednopostówki na min. 2000 znaków, gdzie próbujesz rozszyfrować inskrypcję zawierającą wskazówki dotyczące Świętego Graala. Otrzymujesz 1pkt. z HMiSR, 1 przerzut do wykorzystania w dowolnym kolejnym wyzwaniu oraz 2pkt. eventowe.
76-100Nie masz specjalnie szczęścia. Wszystko wygląda nudno i pospolicie, a do tego okropnie chce Ci się spać! Nieopatrznie szukając wskazówek trącałeś kwiaty Mors Lilium i choć ich pyłek nie dostał się bezpośrednio do Twoich płuc, to jednak trucizna w nich zawarta była tak mocno skondensowana, że zaczynała powoli na Ciebie działać. Po powrocie do wioski zapadasz w trzydniową śpiączkę, podczas której nawiedzają Cię okropnie krwawe koszmary, a umysł krzyczy o zesłanej na Świętego Graala klątwie. Zdobywasz 3pkt. eventowe.
• Dodatkowo każdy z was, kto nie stracił przytomności podczas poszukiwań wskazówek może próbować zerwać kwiat Mors Lilium rzucając
Literką:
A-E To nie jest Twój szczęśliwy dzień. Zatruwasz się pyłkiem z kwiatów i zapadasz w dwudniową śpiączkę. Po przebudzeniu się cierpisz z powodu stanów lękowych do końca wakacji! F,G - Nie jest najgorzej. Udaje Ci się zdobyć trochę płatków Mors Lilium, które zastępują dowolny składnik roślinny I stopnia H,I - Podchodzisz do zadania ostrożnie i dzięki temu pozyskujesz trochę pyłku z kwiatów Mors Lilium. Pyłek zastępuje dowolny składnik roślinny III stopnia. Dorzuć k6, by sprawdzić, czy byłeś wystarczająco ostrożny. Wynik Parzysty oznacza, że mimow wszystko zatrułeś się pyłkiem i zapadasz w dwudniową śpiączkę w wyniku której męczą Cię stany lękowe do końca wakacji. J - Najwyraźniej jesteś wprawnym kolekcjonerem składników, bo udaje Ci się pozyskać zarówno porcję płatków Mors Lilium, jak i jego pyłek, dzięki czemu możesz zastąpić składnik roślinny I i III stopnia. Korzystaj z nich mądrze!
• Osoby wybierające ścieżkę mogił, które posiadają cechę silna psycha mają jeden przerzut. Muszą jednak zastosować się do drugiego wyniku kości!
•Magicy żywiołu (ziemia), którzy decydują się nie kopać w grobach mają jeden przerzut. Muszą jednak zastosować się do drugiego wyniku kości!
• Ostateczny i nieprzesuwalny termin pisania to 27.07. Wszelkie posty i upomnienia wrzucone po tej dacie nie zostaną rozpatrzone, a mogiły wsiąkną w ziemię i nie będą już widoczne.
Scenariusz : nie mogiła Kostki: 17 Zdobycze/Straty/Konsekwencje: pożądliły mnie i dostałem 1 pkt z ONMS. Żadnych eventowych
Nie ukrywał że poszukiwania Świętego Graala nieco go zainteresowały kiedy o nich usłyszał, dlatego ruszył do Lasu Błogosławionych praktycznie bez namysłu i większych przygotowań. Było to głupie biorąc pod uwagę to ile niebezpieczeństw czai się na Avalonie. Jednak narażanie się na nie, tak jak znaczna część gryfonów miał niemalże w genach. W końcu wiadomo że kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje. A zysk był zawsze. Raz był to solidny wpierdol od życia, a czasem coś dobrego. Był już wcześniej w lesie błogosławionych, więc przynajmniej tym razem nie błądził bez celu poszukując mogił. Zwłaszcza że po spytaniu się o drogę miejscowych, Ci z chęcią wskazali mu drogę. Po dotarciu do mogił przez moment nie robił nic, tylko patrzył się na nie i na kwiaty. Niezbyt podobała mu się wizja rozkopywania grobów, więc może przejdzie się i poszuka czegoś w okolicy? Jeśli na nic nie trafi, będzie musiał jednak zmusić się do rozkopania jednej z mogił. Krążąc w okolicy zauważył lewitujące igloo. Pechowo dla niego, nie miał pojęcia czym ono jest, więc kiedy tylko zrobił krok w jego kierunku, rzuciła się na niego cała chmara żądlaków. Zdążył wyjąć różdżkę i rzucić zaklęcie ochronne broniąc się przed niektórymi, ale niestety to nie wystarczyło. Drasnęły go raz albo dwa dosyć bolesnymi użądleniami. Oczywiście po tym zaczął się wycofywać unieruchamiając i spowalniając zaklęciami, jednak im dalej szedł tym gorzej się czuł, a wzrok zaczął mu poważnie płatać figle. Ruszył w kierunku chatki lokalnej znachorki z nadzieją że ta opatrzy jego rany, które zadały mu przerośnięte osy.
z.t
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Scenariusz : mogiła Izoldy (prawa) Kostki: 77 i kwiatek A Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 3 pkt eventowe, Avalońska Amortencja, dwudniowa śpiączka, stany lękowe
Była niecierpliwa. Właściwie podskakiwała w miejscu, jak mała piłka, a jej uszy robiły się diabelnie duże, kiedy tylko docierały do nich informacje dotyczące Świętego Graala, w końcu to było coś! Coś więcej, niż tylko legenda, skoro znajdowali się w Avalonie, skoro wyspa pełna była tak wielu tajemnic, że aż trudno było je wszystkie dokładnie opisać. Dlatego też Scarlett była przekonana, że mogą znaleźć artefakt, że mogą gdzieś tutaj na niego trafić, być może po prostu potknąć się o niego na jakiejś uliczce albo zrobić coś podobnego. Mogło to być oczywiście coś o wiele romantyczniejszego, jak choćby odszukanie go w ukrytej przed światem jaskini, porośniętej z każdej strony bluszczem, glicynią i całym mnóstwem innych roślin pnących, które mogły wręcz oszałamiać swym pięknem. Stanów pośrednich Carly z jakiegoś powodu nie uznawała, być może dlatego, że były po prostu zbyt nudne, trudno stwierdzić. - Chodź, Jimmi, bo za chwilę okaże się, że cały Hogwart już tam był i zrobił poszukiwania skarbów. Albo, co jeszcze gorsze, okaże się, że ktoś tak naprawdę miał mapę, na której zaznaczone jest wielkim X, gdzie dokładnie należy szukać Graala i wrócimy do domu z niczym - powiedziała do brata, czy właściwie jęknęła w jego stronę, jakby zaraz miała się rozpłakać, mając wrażenie, że strasznie się wloką, choć jeśli tak było, to głównie z jej winy oraz jej bardzo krótkich nóg, którymi starała się przebierać jak napędzana zabawka, żeby dotrzymać kroku bratu. Tym razem, zdecydowanie, nie było żadnej mowy o tym, żeby chciała robić coś kolejnego dnia, żeby nawet chciała o tym myśleć dopiero jutro! Parła więc do przodu, jak mały samochodzik, by zatrzymać się, gdy spostrzegła przed nimi dwa groby i aż rozdziawiła buzię. - Wiedziałam! - zakomunikowała, aczkolwiek trudno było stwierdzić, co takiego wiedziała.
Scenariusz : nie mogiła Kostki: 31 i 4 rany Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 1 pkt eventowy
Być może Victoria była nieco zbyt dystyngowana na to, żeby połamać nogi w pędzie poszukiwań pradawnego artefaktu, ale oczy jej błyszczały, jakby ktoś w nich rozpalił równie pradawne ognie. Była gotowa na te poszukiwania, była gotowa na niewiadomą, na walkę, na co kto tylko chciał i nie zamierzała się poddawać, wiedziała również, że Viola zapewne podchodziła do całej tej sprawy podobnie, toteż nic dziwnego, że kiedy tylko znalazły się na miejscu, bez słowa postanowiły przystąpić do działania. Czymkolwiek by ono ostatecznie nie było, bo mimo wszystko Brandon nie zamierzała bezcześcić grobów, to było coś, na co nigdy by się nie odważyła i nie uważała, żeby było to w ogóle właściwe, kryło się w tym bowiem coś, co jej się nie podobało, ale nie zamierzała powstrzymywać Strauss. Straciłyby jedynie czas na zupełnie niepotrzebną kłótnię, która z całą pewnością nie przyniosłaby żadnych rozstrzygnięć i być może sprowadziłaby na nie dodatkowe niebezpieczeństwo. - Sądzisz, że naprawdę możemy coś tutaj znaleźć? - zapytała ostatecznie Violę, ruszając na obchód okolicy, wierząc w to, że w tym miejscu mimo wszystko znajdowały się jakieś wskazówki, podpowiedzi, czy coś podobnego, które mogłyby pokazać jej, dokąd powinna się później udać, albo co zrobić. Przystanęła, rozglądając się uważnie, gdy wtem zdała sobie sprawę z tego, że był to błąd. Przekonała się o tym zadziwiająco boleśnie, kiedy nieoczekiwanie została zaatakowana przez wierzbę szermierczą. Ponieważ zaś Victoria nie znała się na roślinach, a już na pewno nie znała się na tutejszych gatunkach, spotkanie to okazało się o wiele bardziej krwawe, niż można było się spodziewać i nim zdołała się wyplątać spod wpływu drzewa, to zdołało zadać jej bolesne cztery rany, które dość obficie krwawiły. Syknęła wściekle, starając się odsunąć na właściwą odległość, obawiając się, że jej krew kapiąca na ziemie może doprowadzić do kolejnych, jeszcze większych problemów, ale jedynie zacisnęła na to mocno zęby, czując, że robi jej się nieco słabo. - Viola - rzuciła jedynie z niemą prośbą, której z całą pewnością nie musiała dokładniej wyrażać. Ostatecznie bowiem było po niej widać, co złego ją spotkało. Starała się również trzymać jak najdalej od wierzby, by przypadkiem nie prowokować jej dalej, nie chciała bowiem dowiedzieć się, jak jeszcze bolesne mogą być jej ciosy.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Scenariusz : nie mogiła Kostki: 34, 5, ratowanie Borisa: D Zdobycze/Straty/Konsekwencje: pięć ran od wierzby, 1 pkt eventowy
Nie ulega wątpliwości jedna, specyficzna właściwość miejsca pozostawionego wiele lat poza dotykiem ludzkiej dłoni - niesie ono ze sobą magię, której Lowell nigdy nie miał okazji wcześniej spotkać. Umysł jednak nie pozwalał już na większość zadawania sobie trudu w postaci kolejnego stukotu podeszwy w kierunku wprost problemów. Zwyczajnie się nie starał otrzymać piątej klepki - tym bardziej, że regeneracja z powodu wcześniej uszkodzonej nogi trwała wystarczająco długo, jak i również ta polegająca na powrocie do normalności, gdy księżyc na niebie postanowił odkryć swoje oblicze i wreszcie stać się realnym tworem, a nie zaginionym w odmętach teraźniejszości. Nie chciał się nadwyrężać i od kiedy zdawał sobie sprawę, że w sumie wystarczy większa ilość rozwagi, aby uniknąć problemów, tak jednak nawet w życiu codziennym te potrafią ewoluować do wręcz niemożliwych do ogarnięcia. Było ciężko, to prawda, ale w końcu mężczyzna starał się zadbać o siebie i rzeczywiście wyjść na prostą - jakkolwiek by to nie brzmiało. Tym razem nie brał ze sobą Hinto - puchata kulka pozostała w odmętach czterech ścian domku. Sam asystent nauczyciela uzdrawiania nie spodziewał się, że akurat będzie mu dane dzielić miejsce z Zagumovem i może nawet nieco podejrzliwie sprawdzał, czy ten nie rzuca zaklęcia umożliwiającego późniejsze namierzenie, niemniej jednak nic takiego nie wynikło. Albo zwyczajnie nie zauważył, co było mało prawdopodobne. - Trochę zastanawiam się, czy kręcenie się przy mogiłach jest nadużyciem życzliwości Pani Jeziora. - powiedział, spoglądając zaintrygowany w kierunku Borisa, ażeby na swojej twarzy uzbroić się w lekki, widoczny uśmiech. - W końcu prawo jest tutaj inne. - o ile istnieje; dodał jeszcze, zastanawiając się nad tą zagwozdką. Czy kopanie jest legalne? Czy jest "należycie godne", jak to wspomniał duch-rezydent Camelotu? Nie wiedział. Mimo to nie zamierzał ryzykować, szanując tym samym pamięć o dawnych bohaterach, którzy zasługują na więcej odpoczynku niż jego własna chęć odkrycia więcej. Była ona znikoma, a i prędzej na pierwszy plan wychodził rozsądek połączony z wpojonymi juiż zasadami moralnymi. Bo w końcu cudzą gościnność zamierzał szanować - jak zawsze. Równie dobrze mogłoby go tutaj nie być, a zamiast przesiąkniętych magią terenów miałby do czynienia przede wszystkim z upałami panującymi w Londynie.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Scenariusz :Mogiła po lewej Kostki: 20 Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 0 pkt, ratowany przez Felka Kartofelka
Postanowił wybrać się wraz z nieliczną grupą w odosobnione miejsce, by móc możliwość jednocześnie nadzorowania poczynań innych, jak i znalezienia wskazówek, które mogłyby się okazać przydatne w znalezieniu legendarnego przedmiotu jakim był Święty Graal, który z kolei mógłby być bezcennym okazem w zbiorach brytyjskich artefaktów magicznych. W grupie osób, które z nim szły na tę wyprawę, znajdował się Lowel, którego nie widział już jakiś czas przed wyjazdem w to miejsce. -Jeżeli Ministerstwo na to zezwoliło, to raczej wszystko jest w porządku- wątpił, żeby taka wyprawa została zorganizowana bez żadnych konsultacji. Domyślał się, że wystarczyło podchodzić z szacunkiem do tego miejsca, jednak nie zamierzał się zbytnio ograniczać w kwestii metod niezbędnych do znalezienia wskazówek na temat poszukiwanego przemdiotu. -Na pewno jest na swój sposób specyficzne, ale liczę, że Pani Jeziora wybaczy nam ewentualne faux pas - tak jak poprzednio, wystarczyłaby zapewne nota od osób wysoko postawionych, chociaż wiadomą rzeczą było, że lepiej unikać niepotrzebnych zwad z istotą tak legendarną, można by rzecz.
Scenariusz : nie mogiła Kostki: 87 Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 3 pkty eventowe @Leighton J. Swansea
Nie da się ukryć - Avalon prędko zarażony został typową dla Brytyjczyków, nieważne czy współczesnych, czy tych sprzed trzystu lat, chorobą. Chodziło mianowicie o rozkopywanie każdego możliwego wzgórka, zaglądanie do każdej dziury w ziemi i wtykanie swojego nosa tam, gdzie lokalni mieszkańcy od setek lat, jeśli nie tysiącleci, trzymali swoje świętości. - To obrzydliwe - mruknął Shaw, patrząc na grób legendarnych Tristana i Izoldy. Pamiętał z lekcji historii magii, że w czasie Drugiej Wojny Czarodziejów podobno do takiego czynu jak zbezczeszczenie grodu dyrektora Albusa Dumbledore'a posunął się Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. W jakim celu? Darren nie miał pojęcia. Na pewno nie miał zamiaru tego powtarzać - Takie rozkopywanie grobów. Rozumiałbym, gdyby była to piramida faraona, a w środku czekały niezmierzone bogactwa. Tutaj podobno jest tylko WSKAZÓWKA - dodał z wyraźną niechęcią, wskazując na ziemię, która była już wyraźnie naruszona. Parę razy. Zamiast dołączać do tego kryminalnego procederu, Darren po prostu zdecydował się na spacer dookoła mogił. Nie szukał nawet wskazówki - raczej towarzyszył po prostu Leighton, która - miał nadzieję - przyszła tu najwyżej po to, by grób legendarnych kochanków namalować.
Scenariusz : mogiła lewa, kwiat Kostki: 88, D Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 3 pkt eventowe, 1 pkt OPCM, skurcze do końca miesiąca; dwudniowa śpiączka, stany lękowe do końca wakacji
Kierując się z siostrą w stronę Lasu Błogosławionych, był przekonany, że będzie jeszcze tego żałować. Nie chodziło o same poszukiwania Graala, który akurat chciałby odnaleźć, co o uczestnictwo Scarlett w tej całej zabawie. Mogło być niebezpiecznie, mogło dziać się coś, z czym będą mieć problem sobie poradzić, a ona oczywiście znów się narażała. Ba, jeszcze szła w tak radosnym nastroju w stronę nieznanego lasu, że Jamie nie wiedział, co powiedzieć. Spojrzał jedynie na siostrę kątem oka, zaciskając mocniej zęby, gdy słyszał jej płaczliwy ton. - Przestań jęczeć - mruknął, kręcąc głową. - Skąd niby mieliby mieć mapę? Avalon był częścią legend przez wiele lat, a teraz myślisz, że ktoś miałby mapę do największego ze skarbów? Po prostu chodźmy tam i sprawdźmy, czy cokolwiek z tego, o czym mówią, jest prawdą - dodał, wskazując gestem na wszystko, co tkwiło przed nimi, las w ogólnym rozumieniu. Nie wiedział tak naprawdę czego się spodziewać, ale nie narzekał na otoczenie. Las, sam w sobie, był naprawdę przyjemnym miejscem, czuło się w nim magię, która towarzyszyła całej wyspie. Właściwie można było wejść do niego i odpocząć, a przynajmniej jamie traktowałby tak ten spacer, gdyby nie ciągle gadająca siostra. Przewrócił oczami, gdy tylko usłyszał jej pełen tryumfu głos, prychając cicho pod nosem. Wiedziała? - Tak? Wiedziałaś, co? Że w środku lasu znajdziemy groby? - spytał, ruszając bliżej mogił, przyglądając się kwiatom, które je ciasno oplatały. Wyglądały zachęcająco, jak składnik na eliksiry i chłopak czuł, że mógłby się przydać. Jednak zanim po niego sięgnie, chciał upewnić się, jaki plan miała Carly na poszukiwania. Legendy mówiły, że w jednej z mogił mogła być ukryta wskazówka, ale czy naprawdę mieli w to wierzyć? - Więc jaki plan, Carly? - spytał, splatając ramiona na piersi, przyglądając się sceptycznie siostrze.
- Z dupy, Jimmi, z dupy - mruknęła, wywracając oczami, co przypłaciła potknięciem się o jakiś korzeń, na co aż przeklęła pod nosem, wydając z siebie głośne jęki boleści, zastanawiając się, kto tutaj postawił jakieś przeklęte drzewo, ale mimo wszystko jej rozpacz nie trwała nadmiernie długo. Ostatecznie bowiem podejście jej brata w pełni jej odpowiadało, wystarczyło dotrzeć na wskazane miejsce i przekonać się na własne oczy, co dokładnie działo się w tym całym lesie, co kryło się między drzewami, między krzakami, w jakiś dziurach, o których zapewne głośno nawet nie mówiono. Oczywiście Carly nie miała najmniejszego pojęcia, czego powinni tam szukać, ale z całą pewnością czegoś niezwykłego. Postawa Jamiego jednak ani trochę jej w tym nie pomagała, bo najwyraźniej ten z jakiegoś powodu postanowił być sceptyczny względem jej decyzji, oczywiście musząc pokazywać jej, jak bardzo nie interesowało go to całe poszukiwanie artefaktu. Była pewna, że było inaczej i tylko się zgrywał, bo za dobrze go znała, ale ta jego obrażona mina i zakładanie rąk na piersi było co najmniej wymowne. Zbyt wymowne, jej zdaniem, więc w chwilę później powtórzyła jego gest, nadymając przy tej okazji policzki, wyglądając na bardzo rozgniewanego skrzata bez kapelusza. Potrafiła, rzecz jasna, wspaniale przedrzeźniać starszego brata i wcale nie wyglądała przy nim, jak chińska podróba taniego krasnala ogrodowego. Nic a nic! - A wiedziałam! Przecież sam wiesz, o czym dookoła gadali, no to, czego się miałam spodziewać? Urny w środku drzewa? Czy może piramidy, zbudowanej przez stworzenia z kosmosu? - zapytała, małpując jego ton, starając się przy okazji nie wybuchnąć głośnym, przesadzonym śmiechem. - A jaki może być plan, mądralo? Taki podobno jesteś sprytny, a nie wiesz! Otóż, słuchaj, nie uwierzysz, żeby sprawdzić, czy coś znajduje się w środku zamkniętego pudełka najczęściej trzeba je otworzyć, a przecież ty jesteś świetny w podobnych sprawach! Do tego trzeba dużo siły - stwierdziła, uśmiechając się jak mały chochlik, zakładając włosy za ucho.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie dało się ukryć tego, że Violetta była miłośniczką podobnych przygód. Uwielbiała historię i możliwość odnalezienia tak ważnego i pradawnego artefaktu magicznego była dla niej czymś, czego nie mogła odpuścić. Inaczej po prostu plułaby sobie w brodę i nie wybaczyła do końca życia, że opuściła okazję swojego życia. I jak widać nie była w tym osamotniona, bo trwająca przy jej boku Brandon była sama niezwykle podekscytowana wizją poszukiwań Graala. Pierwszym miejscem ich poszukiwań był pobliski las, w którym znajdowały się groby osławionych kochanków: Tristana i Izoldy. Widziała to jak Victoria wzmaga się przed podejściem do mogił i zamiast tego stara się szukać jakichkolwiek wskazówek gdzieś w pobliżu. Oczywiście, że Strauss nie miała podobnych oporów. Szybkim ruchem różdżki przetransmutowała jedną z leżących na ziemi gałęzi w solidny szpadel. - Nie jestem pewna. Możliwe, ale nie wiadomo na ile nam się to przyda - odpowiedziała, obracając jeszcze w dłoni łopatę, którą dumnie zaprezentowała Brandon. - A teraz jeśli pozwolisz przejdę do ekshumacji. Pozwoliła Brandonównie oddalić się w poszukiwaniu innych wskazówek, a sama przeszła do badania grobu Izoldy. Oczywiście musiała się nieco namęczyć, wbijając raz za razem szpadel w ziemię nim w końcu nareszcie natrafiła na głuchy odgłos uderzenia w drewniane wieko. Przy pomocy zaklęć oczyszczając powierzchnię trumny z resztek ziemi. Dopiero później postanowiła otworzyć wieko. Nie miała pojęcia czego powinna się spodziewać w środku. Izolda nie żyła od wieków także zapach z pewnością nie powinien należeć do najprzyjemniejszych choć i odór zgniłego mięsa jej nie groził. Nie spodziewała się jednak tego, że woń dobiegająca z grobu będzie jednak mieszanką najpiękniejszych zapachów świata, a leżąca w mogile kobieta z pewnością swoją urodą przebijała wszystkie inne jakie kiedykolwiek w życiu wiedziała. Nawet wile nie mogły z nią konkurować. Violetta była niczym w transie. Najchętniej ległaby u boku tej nieziemsko pięknej niewiasty i razem z nią przespała wiecznym snem kolejne stulecia. Lecz nim zdołała się wdrapać do wnętrza trumny zahaczyła o odsunięte wieko, które runęło na jedną z jej rąk. Dopiero przeraźliwy ból w ramieniu ocucił ją i przywrócił zdolność myślenia. Wtedy też usłyszała odgłosy walki tuż za sobą, które wcześniej ignorowała ze względu na urok, który rzuciła na nią Izolda. - Cholera, Viks! - krzyknęła, zwracając się w jej kierunku. Nagły przypływ adrenaliny znieczulił ją skutecznie i pozwolił na chwilowe zapomnienie o pogruchotanej ręce. Zamiast tego sięgnęła po różdżkę i wycelowała szybkim zaklęciem unieruchamiającym w wierzbę, która wyraźnie miała ochotę na to, aby raz jeszcze zaatakować znajdującą się w pobliżu Brandon. Podbiegając do koleżanki oczywiście musiała się w pośpiechu jeszcze o coś potknąć i wyłożyć jak długa. Wtedy też dostrzegła na ziemi flakonik, który pospiesznie zgarnęła do kieszeni nim poderwała się na równe nogi i podeszła do Brandon. - Trzymasz się? - zapytała ją jeszcze, zaczynając oględziny i zaleczając od razu widoczne rany przy pomocy kilku prostych zaklęć leczniczych. Sama owinęła jeszcze swoją rękę wyczarowanym bandażem, nie będąc do końca pewną, co właściwie mogło jej dolegać. Podejrzewała, że zapewne chodziło o pęknięcie kości, albo i gorzej. Pamiętała dokładnie jak Felinus zmiażdżył kości w jej ramieniu w czasie ćwiczeń zaklęć i miała wrażenie, że tutaj był podobny przypadek. Życie zawodniczki Quidditcha nauczyło ją dokonywania mniej lub bardziej dokładnej samodiagnozy na podstawie tego jak czuła się w przypadku danego urazu. Podobnie było w tym przypadku. Upewniwszy się, że na pewno wszystko w porządku, postanowiła opuścić miejsce pochówku dawnych kochanków z Brandon przy boku. Lepiej było wrócić do domku. Choć czuła, że jej osobiście nie ominie wizyta u lokalnej znachorki.
z|t z Victorią
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Scenariusz : grobik Tristana Kostki: 65 i J na kwiotka (post niżej) Zdobycze: 2pkt eventowe, pyłek i płatki Mors Lilium, krwawe halucyny
Otóż tym razem to nie ona była osobą, która wpadła na jakże zajebisty pomysł, aby wyruszyć na poszukiwania Graala. To wszystko była idea Weia, a ona jak to dobra siostra dała po prostu się namówić chociaż wiele nie musiał robić, żeby ją do tego przekonać. Wystarczyło tylko wspomnieć o tym jaki miał zamiar, a Mulan już stała ze szpadlem w ręku, gdy tylko brat oświadczył jej, że wskazówek odnośnie lokalizacji kielicha z legend będą szukać w pobliżu grobów. - Nadeszła pora unboxingu! - oświadczyła, gdy po wędrówce po avalońskim lesie nareszcie stanęła nad mogiłą położoną pod rozłożystym drzewem. Zdecydowanie miała zbyt wiele entuzjazmu jak na kogoś kto miał zaraz zostać hieną cmentarną. Albo po prostu rabusiem grobów, ale nie mogła się tym jakoś szczególnie przejmować. Dlatego przeszła do szybkiej i precyzyjnej pracy łopatą, nucąc coś jeszcze pod nosem, przerzucając kolejne szpadle wyjątkowo miękkiej ziemi. Kopać w niej było prawdziwą przyjemnością. Nie minęło wcale tak wiele czasu nim w końcu natrafiła na zanurzoną w gruncie trumnę. Podważyła narzędziem wieko choć pewnie mogłaby to zrobić przy pomocy zaklęć, ale biorąc pod uwagę, że drewno było spleśniałe to nie wiele potrzeba było, aby trumna w końcu uległa jej sile. Dopiero po chwili zorientowała się, że to co wcześniej wzięła za jakieś przebijające wyjątkowo blisko powierzchni wody gruntowe było w rzeczywistości krwią. Krew wypełniała także trumnę i zaczęła się z niej przelewać na całą wykopaną przez nią dziurę. Nawet nie miała jak wydostać się z dołu, gdy ten nagle wypełnił się po samą powierzchnię posoką, w której Huang została skąpana. Krew była dużo gęstsza niż woda i krępowała jej ruchy. Choć bardzo tego chciała nie była w stanie wykrzesać z siebie tyle siły, aby wypłynąć na powierzchnię. Tyle dobrego, że wkrótce krwista powódź wsiąknęła w ziemię, a na odchylonym przez nią wieku trumny pojawił się jakiś runiczny napis, którego do końca nie rozumiała. Przyjrzała mu się uważnie po czym wygramoliła się z dołu, aby zobaczyć co też było słychać u brata. Oby tylko nie przeraził się bardzo jej stanem, bo wyglądała teraz jak człowiek-tampon. - Gege, jak ci idzie? - spytała, rozglądając się w poszukiwaniu brata. Po drodze podeszła też do jednego z rosnących w pobliżu kwiatów, który wydał jej się wyjątkowo urokliwy. Nie była asem w dziedzinie zielarstwa, ale coś podkusiło ją do tego, aby spróbować go zebrać. W końcu był to bardzo ładny kwiat.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Lowell po części nie wierzył w Ministerstwo i to, jak wiele rzeczy im potrafiło umknąć, ale nie chciał też być krytyczny wobec ich każdych możliwych działań. Nie ulega wątpliwości to, iż wszystko raczej - słowo klucz - jest na pełno legalnie i za zgodą Pani Jeziora. Bądź co bądź, nie zamierzał grzebać w cudzych włościach pięć metrów pod ziemią, posiadając w sobie szacunek do osób zmarłych. Bo może i nawet wydawać się to głupie, skoro wszystko przemija, a i jak z nasiona wyrasta kwiat, tak roślina z czasem staje się pożywką dla innych. Nie szukał także problemów, zgadzając się przede wszystkim na towarzyszenie Borisowi. W końcu go znał od dłuższego czasu i chociaż niektóre metody ich znajomości były nader kontrowersyjne i wykraczające poza prawo, tak mimo wszystko - nawet jeżeli wiązało się to ze wspomnieniami w zakresie uszkodzonej ręki - nie bolało go to. Tatuaż wilka natomiast doskonale to okazywał, będąc połączonym z uczuciami właściciela. Bo stał się silniejszy. Nie fizycznie, a psychicznie. Z każdym miesiącem, z każdym kolejnym dniem, może nie będąc do końca ostoją pełnej stabilności dla siebie - choć zdecydowanie stabilniejszą niż w przeciągu ostatnich lat - ale dla innych zawsze chciał być. Pomóc, poradzić, zaoferować cokolwiek, co spowodowałoby, że drugi człowiek poczułby się chociaż trochę lepiej. - Ewentualnie nas wywali, a resztę wakacji spędzimy w Wielkiej Brytanii. - mężczyzna wzruszył ramionami, kiedy to uważnie poszukiwał jakichkolwiek poszlak wokół, nie zamierzając zakłócać spokoju zarówno wewnętrznego, jak i cudzego. Magia nie jest zdefiniowaną w pełni mocą, dlatego każdy scenariusz, choć zaskakujący i wręcz nierealistyczny, w mgnieniu oka może stać się prawdziwy. Jak się okazuje - odpowiednie kroki, jakie to Lowell stawiał nieopodal drzewa wierzby okazują się być zgubne, a i tym samym przynoszą coś więcej, niż tylko i wyłącznie zastrzyk adrenaliny. Odskoczył - choć zdecydowanie za późno - kiedy to roślina dosłownie próbowała przedziurawić jego ciało. Posoka od razu spłynęła z prawej łydki, zdobiąc tutejszą roślinność wokół mogił. Dawno nie czuł bólu, w związku z czym tolerancję miał nieco obniżoną, ale nie na tyle, by od razu poczuć w sobie uciekające siły. Niestety, zanim udało mu się jakkolwiek użyć niewerbalnie tarczy, drzewo postanowiło uderzyć wprost w prawe ramię, pozostawiając kolejny ślad własnej niechęci wobec niespodziewanego gościa. Od momentu, gdy powracał jeszcze do własnych sił po zaniku księżyca, jego reakcja i tak znajdowała się na niskim poziomie, co tylko magiczna roślina potwierdziła. - Boris! - powiedział głośniej, naciskając mocniej palcami na różdżce, gdy i tym razem wierzba rozcięła skórę w miejscu barku, podejmując się ataku na otwartą ranę na nodze, z której trysnęło więcej krwi, jak i tym razem lewe ramię. Zacisnąwszy zęby, wreszcie uparł się na rzucenie jakiejkolwiek tarczy, póki miał taką sposobność, aby móc odsunąć się od źródła zagrożenia, posiadając na swoim ciele może i intrygujący malunek w barwie krwi, niemniej nie zamierzał z tym zbyt długo stać, a od razu rozpoczął leczenie samego siebie, aby uniknąć potencjalnego wykrwawienia. Takiego obrotu spraw akurat się nie spodziewał, ale też - i nie wiedział, czy towarzysz go usłyszał, skoro znajdował się dalej od niego. Oby tylko jakieś inne nieszczęście nie dosięgło jego towarzysza. Co za roślina. Chociaż na razie nie zamierzał w pełni zaleczyć ran, a prędzej je odpowiednio opatrzyć, ażeby zająć się nimi podczas pobytu z powrotem w Ellan Vannin. Nie widział sensu w późniejszym, ponownym ich otwieraniu.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Scenariusz : mogiła lewa (Tristana) Kostki: 62 i kwiatek B Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 2 pkt eventowe; wskazówka; omamy o plamach krwi; 1 przerzut w dowolnym wyzwaniu; śpiączka na dwa dni i stany lękowe do końca wakacji
Poszukiwanie artefaktu brzmiało, jak w chuj dobra zabawa, jakiej nie można było przegapić, tym bardziej, jeśli wszystko dookoła było naprawdę popieprzone. To znaczy, jeśli życie takie było, dlatego nic dziwnego, że Max postanowił wraz z Olą przekonać się, co może czekać ich w okolicznych lasach, gdzie podobno mieli trafić na jakieś wskazówki dotyczące świętego Graala. Skoro zaś można było na nie trafić, to Max zdecydowanie zamierzał na nie trafić, bo przecież w tej zabawie chodziło o to, żeby coś znaleźć, a nie tylko włóczyć się chuj wie gdzie i chuj wie po co. To również była dobra zabawa, ale podejrzewał, że tutaj trzeba było czegoś więcej. - To co, grzebiemy w ziemi? - zapytał, gdy dotarli w okolicę dwóch grobów otoczonych roślinnością, która również przyciągnęła jego uwagę, ale ostatecznie zrobił wyliczankę na palcach i doszedł do wniosku, że jeśli ma szukać jakichś wskazówek, to powinien ich szukać w grobie, a nie gdzie indziej. Dlatego też, wzruszywszy lekko ramionami, doszedł do wniosku, że pora brać się do roboty i zabrał się za rozkopywanie jednego z grobów, odkrywając, że ziemia była dziwnie mokra, jakby ktoś dopiero co ją podlewał. Długo nie musiał zgadywać, skąd taki efekt, skoro dotarł do jakiejś kałuży całkiem świeżej krwi - srogo jebnięte, swoją drogą - i odchylił wieko spróchniałej trumny, żeby przekonać się, że trafił na doczesne szczątki Tristana, wielkiego rycerza, czy coś tam. Pewnie przez to, że przyglądał się rycerzowi, czy temu, co z niego zostało, nie zorientował się, że kałuża krwi zaczęła się powiększać, aż w końcu zaczął w niej właściwie tonąć. - No, kurwa - wyrwało mu się malowniczo, ale nie zamierzał panikować, starając się nie poruszać, domyślając się, że wtedy zapadnie się głęboko w ziemi. Oczywiście, jego serce nakurwiało jak szalone w piersi, ale zdołał przeczekać tę obrzydliwą sprawę, która pewnie była karą za kopanie w cudzym grobie i mógł na nowo skupić się na szczątkach, co wyszło mu zdecydowanie na dobre. Na wieku trumny znajdował się bowiem jakiś celtycki tekst, który Max mimo wszystko starannie skopiował, dochodząc do wniosku, że chyba wie, gdzie sprawdzić, co może oznaczać. Przy okazji mógłby wtedy spalić pieprzoną książkę, która wysłała go na moczary, a to był spory plus. Wygrzebał się zatem ostatecznie z dołu, jaki udało mu się wykopać, kiedy tylko zamknął wieko trumny i zabrał się do naprawiania dokonanych zniszczeń. Przy okazji oznajmił Oli, że coś znalazł i kiedy tylko będzie w stanie, podzieli się z nią informacją na temat tego, czym jego znalezisko tak naprawdę było. Chcąc zaś podejść do przyjaciółki, przesunął palcami po kwiatkach, zastanawiając się, czym dokładnie były, bo nie minęła nawet chwila, a runął jak długi na ziemię, całkowicie i absolutnie pogrążony we śnie.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Scenariusz : nie mogiła Kostki: 22 i B na kwiatek Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 1pkt z ONMS, halucynacje w następnym wątku, jednopostówka u uzdrowiciela, dwudniowa śpiączka i stany lękowe do końca wakacji
Zakupy: Druidzki amulet (120g) i Droga przez Mgłę (90g)
Po tym, jak Aurelia wysłała mu list o jakiś grobach, Max musiał chwilę pomyśleć, czy chce znów pchać się w cmentarne okolice. Nie potrafił jednak tak po prostu dziewczynie odmówić szczególnie, że miała też rozwiązać zagadkę jej nagłego zniknięcia, która trochę Maxa martwiła. Chłopak spakował więc jakieś pierdołki, które uważał za potrzebne i już miał wychodzić, gdy w drzwiach domku zderzył się z Paco. -Sal... Masz jakieś plany? Pójdziesz ze mną w jedno miejsce? Chyba będę potrzebował wsparcia kogoś, kto w razie co wpierdoli dziwnym ludziom. - Poprosił go w swoim stylu, nie chcąc za bardzo wyjść na desperata, ale ulżyło mu nieziemsko, gdy ostatecznie Morales zgodził się dołączyć. Miał tylko nadzieję, że Aurelii nie będzie przeszkadzać dodatkowe towarzystwo. -Spotkamy się jeszcze z moją kumpelą. Tylko błagam, zachowuj się. Ona akurat nie musi słuchać o Twojej chuci. Ani jej oglądać. - Ostrzegł jeszcze mężczyznę, gdy już wkraczali na próg lasu błogosławionych. -Ty patrz, pamiątki! - Spojrzał na leżące gdzieś w krzakach fanty w postaci amuletu i jakiegoś dziwnego czegoś. Postanowił dopytać później lokalsów, co to takiego i już miał zmieniać kierunek na miejsce spotkania z puchonką, gdy drogę zarósł im bluszcz, a Max zmuszony był uiścić opłatę za to, co zabrał. -Pazerne drzewa. - Prychnął rozbawiony, choć wywalił właśnie ponad dwieście galeonów, za co mógł zrobić niezłe zakupy w jednej z aptek. -Aurelka, jeste...! - Widział zarys znajomej sylwetki na horyzoncie i chciał zwrócić na siebie jej uwagę i właśnie wtedy zauważył, że coś mocno tam nie pasowało. -Ja pierdolę, co Ci się stało, kochana? - Puchonka wyglądała jak chodząca doniczka, a jej skóra była prawie tego odcienia, co ślepia Solberga.
Scenariusz : mogiła po lewej (Tristan) Kostki: 46 Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 1pkt z HM, 1pkt eventowy, jednopostówka w Leśnym labiryncie
Zakupy: Druidzki Amulet (110g)
Podczas przechadzki po wiosce podsłyszała, że w Lesie błogosławionych pewni szczęściarze mogli znaleźć między roślinnością wyjątkowe pamiątki z Avalonu. Nie myśląc więc wiele, a zdecydowanie pragnąc mieć przedmiot, którego nigdzie indziej nie dostanie, wybrała się więc w gęstwiny, by spróbować swojego szczęścia. Spacerowała ładny kawałek czasu nim w oczy w końcu rzucił jej się jakiś blask. Podeszła w to miejsce zaciekawiona, a gdy spojrzała między liście okazało się, że jest to amulet. Wisior był piękny i Ruda czuła bijącą od niego magię, jakby coś ich do siebie przyciągało. Nie zastanawiała się więc dłużej i po prostu włożyła sobie błyskotkę do torby. Nie widziała powodu, by dłużej tu zostawać, więc stanęła na skraju Lasu i... Nagle okazało się, że nie może wyjść. Próbowała czarami odgrodzić sobie drogę i dopiero pewna driada poinformowała ją, że musi uiścić opłatę za znalezisko. Irvette bez problemu wyjęła z sakiewki pewną sumkę i włożyła we wskazane przez nimfę miejsce, a zarośla od razu ustąpiły. Już miała uciekać do wioski, by dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej i drogiej błyskotce, gdy driada nie tylko udzieliła jej potrzebnych informacji, ale też poinformowała, że młoda zielarka powinna sprawdzić polanę w środku lasu. Ponoć, jak co roku, pojawiły się tam dwie mogiły splątane tajemniczym kwiatem, które miały mieć coś wspólnego ze Świętym Graalem. Irvette nie była specjalnie typem, który pchałby się w podobne przygody, ale wystarczyła jej informacja o niepowtarzalnym okazie kwiatu, by od razu skierowała się w tamtą stronę. -Larkin? - Nagle zobaczyła znajomą twarz na horyzoncie. -Skusiła Cię wizja sławy i bogactwa, czy się zgubiłeś? - Zapytała z uśmiechem, próbując dowiedzieć się, czy krukon był tu w celach poszukiwawczych, czy raczej bardziej przyziemnych.
Scenariusz : nie mogiła Kostki: 51, F Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 1pkt. z HMiSR, 1 przerzut do wykorzystania w dowolnym kolejnym wyzwaniu, 2pkt. eventowe, płatki Mors Lilium Zakupy: Pierścienie Benulusa i Danu(80g)
Pomimo zainicjowania spotkania dość mocno się go obawiałam. Już nie przez wzgląd na mój wygląd, a miejsce, do którego miałam wrócić. Popełniony błąd nieco mnie utwierdził, że niektóre rzeczy powinny zostać nieodkryte. Zaglądnęłam najpierw do alejki z przedmiotami, z zamiarem wybrania sobie pamiątki. Obiecałam to sobie po moim ostatnim znalezisku, więc pora było się wywiązać z danego słowa. W oko wpadły mi dwa piękne pierścienie, ściągnęłam je z gałęzi i wrzucałam galeony do dziupli, aż las mnie puścił wolno. Szczerze mówiąc nie była to jakaś duża suma, więc tym razem opuściłam to miejsce zadowolona. Wrzuciłam pierścienie do torby i ruszyłam na miejsce spotkania. Już z daleka zobaczyłam Maxa, stojącego z jakimś mężczyzną. Pomachałam im ręką, uśmiechając się promiennie. Im bliżej byłam, tym mina Maxa wskazywała rzedła. Westchnęłam w duchu, przygotowując się na czekającą mnie spowiedź. Skoro już pokonałam swój wstyd i opowiedziałam wszystko profesorowi Walshowi, to i chłopak zasługiwał na wyjaśnienia. - Taka mała nagroda Avalonu za okazanie głupoty. Jak chcesz szczegóły to Ci opowiem, ale innym razem. - Zerknęłam na towarzysza Maxa, obserwując jego reakcję. Faktycznie był o wiele starszy od nas i miał ten charyzmatyczny uśmiech. Skłoniłam krótko głową na przywitanie. - Pan to pewnie Salazar, milo mi poznać. - Przejechałam wzrokiem na mojego psiapsi i puściłam mu oko. - To co panowie, rzucamy okiem na te groby? Podobno w jednej z nich są wskazówki do znalezienia Świętego Graala, ale wolałabym nie zakłócać spoczynku zmarłych. Raz, że to nie przystoi, a dwa, że to Avalon. Jeszcze się na nas jakieś inferiusy rzucą, czy coś. - Zaznaczyłam z góry, podnosząc palec. Bawienie się w hienę cmentarną nie leżało w mojej naturze i miałam nadzieję, ze pozostała dwójka ma podobne nastawienie.
Scenariusz: mogiła (prawa, ta Izki) Kostki:89 Zdobycze/Straty/Konsekwencje: 3pkt eventowe, flakonik avalońskiej amortencji, spacyfikowana lewa ręka (i konieczność postu u uzdro na 3k znaków) Zakupy: Druidzki amulet (120g)
Oczywiście, kto jak kto, ale Jess nie mogłaby sobie darować zbadania kolejnej legendy Avalonu - zwłaszcza, że miała ją praktycznie pod nosem, bo na obrzeżach samego Ellan Vannin. Zapewne pod rękę wzięłaby ze sobą Augusta, żeby i tutaj go ze sobą zaciągnąć, ale że przypadkowo nie było im ze sobą po drodze... Bez skrupułów wyciągnęła Callahana, który ewidentnie od przygody z trampkiem awansował na jej głównego przybocznego. Zawieszając wykupiony od lasu amulet (szczodrze opłacony galeonami wrzuconymi do tajemniczej króliczej nory) - dołączyła do cierpliwie czekającego na nią Gryfona przed wejściem do skarbcu zagajnika. — Z każdej wycieczki coś wynoszę — objaśniła z uśmiechem, dzwoniąc już trzema naszyjnikami mieniącymi się na szarym t-shircie. — Dzięki, że poczekałeś. W ogóle wiesz, że podobno w tym lasku można też złożyć krwawą ofiarę dla Avalonu? — Już zaczęła rzucać swoimi zasłyszanymi ciekawostkami, choć do tej nowinki podchodziła wyjątkowo sceptycznie, co było widać po ściągniętych w niejakiej dezaprobacie brwiach. — Ciężko w to w sumie uwierzyć, bo naprawdę, krwawe rytuały w Raju...? Średnio widzę prawych Rycerzy Okrągłego Stołu upuszczających sobie krwi. Jakieś przysięgi, hołdy i tak dalej, jasne, ale to? — Kręciła nosem - choć jednocześnie zdążyła już podjąć decyzję, że na pewno w to miejsce wróci i sprawdzi ile w tym było prawdy. Kontynuując niezrażona myśl o avalońskich rycerzach, płynnie, razem z tym, że zbliżali się do tajemniczych mogił, przeszła w temat legendy z nimi związanej. — Kojarzysz dzieje Tristana i Izoldy? — zaczęła od pytania retorycznego, bo zaraz potem podjęła niezrażona: — W każdym razie to kolejna historia o wiecznej, prawdziwej i niezniszczalnej miłości, o której świadczyć miały połączone głogiem mogiły... — Stanęła nad grobami, przyglądając się im krytycznym okiem. Z zamyśleniem poprawiła okulary. — No, to na głóg mi nie wygląda — stwierdziła, bo chociaż nie była asem z zielarstwa, to tak pospolity krzak winna rozpoznać bez większych problemów. — Ogólnie zabawne jest to, że Tristan wiózł Izoldę Złotowłosą jako żonę dla swojego wuja, króla Marka, ale oboje w czasie podróży omyłkowo wypili jakiś miłosny napój. Amortencja, afrodisia, coś innego? Nieważne, ale zakochali się w sobie i... No powiedz mi, gdzie ta prawdziwa miłość, jak to wszystko wina eliksiru? — Splotła ramiona na piersi, przygryzając w zastanowieniu wnętrze policzka. Powinna jeszcze wzruszyć ramionami i machnąć ręką. Avalon, tu nic nie było takie oczywiste. — Fauny gadały, że w jednej z mogił może znajdować się wskazówka dotycząca Świętego Graala — dopowiedziała już rzeczowo - niespecjalnie jednak się paląc, żeby w ogóle mogiły dotykać.
Nie wiedział, kiedy dokładnie to się stało, że zaczęli się wzajemnie traktować jako domyślnych kompanów do wypraw po okolicy i nieszczególnie się zastanawiał nad tym, czy Jess naprawdę nie ma jakichś lepszych znajomych z którymi wolałaby odkrywać tajemnice Avalonu; jak gdzieś się wybierał, to ją zapraszał, a jak ona proponowała to szedł - i tak się im powoli żyło na tej wyspie. Tego dnia zawędrowali do jakiegoś (rzekomo) błogosławionego lasu, które wydawało mu się być raczej ostatnim miejscem, w którym można było kupić jakieś bibeloty, jednak jego towarzyszka, jak typowa baba, była w stanie rzucić się w szał zakupów nawet w leśnym zagajniku. Nie żeby mu to przeszkadzało - cierpliwie poczekał, aż towarzyszka wszystko załatwi i nawet zerknął z zainteresowaniem na wisiorki. - Pokaż - zarządził, sięgając do błyskotek, żeby się lepiej przyjrzeć i rozsupał przy okazji splątany łańcuszek - No, fajne. Coś robią czy tylko wyglądają? - zapytał, podejrzewając że na pewno nie były tylko ozdobami, a miały jakieś magiczne właściwości. Na wzmiankę o ofierze zastanowił się chwilę, ruszając niespiesznie dalej ścieżką. - Czy ja wiem, czy to takie dziwne? Wszyscy bogowie lubią ofiary z krwi, nie? - nie żeby się na tym znał, ale tak kojarzył - No, a jakbym był zacnym rycerzem okrągłego stołu to codziennie bym tu popierdalał spuszczać krew, żeby wszyscy widzieli, że nie jestem jakaś pizda. No i że mam sztamę z bogami, czy komu tam się tu składa tę ofiarę - wydedukował, powołując się na bardzo ważny argument czyli: jego własną opinię. Nie znał szczegółów historii Tristana i Izoldy, więc słuchał opowieści Jess z lekko sceptyczną miną, nie do końca wierząc w bajkę o ich niesamowitym uczuciu, a na koniec parsknął śmiechem, bo puenta idealnie wpasowywała się w jego poglądy na sprawy miłosne. - Nie ma prawdziej miłości, Jessica - skwitował grobowym jak te mogiły tonem, kiedy już skończył rechotać. Szturchnął butem pęd tego czegoś co powinno być głogiem, ale według Smith nie było, i nie potrzebował wiele zachęty, żeby podłapać temat świętego Graala. - No kurwa... To trzeba sprawdzić! - zawołał, sięgając do kieszeni dresiku po różdżkę i obejrzał się na towarzyszkę, jakby na zapas tłumiąc jej ewentualne zawahanie: - No nie patrz tak, no co, przecież im jest wszystko jedno, jak nie żyją. Chcesz tego Graala czy nie? - i nie czekając na aprobatę lub sprzeciw Jess, machnięciem różdżki odsłonił z ziemi grób z lewej strony. Poszło mu zaskakująco gładko, jakby mogiła była całkiem świeża; dosyć szybko uporał się z odkopaniem trumny, ale zanim zdążył dobrze się przyjrzeć jej zawartości... Wpadł do środka, a ziemia zasypała grób. No i to by było na tyle z jego wspaniałej przygody.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Scenariusz: lewa mogiła [Tristan] Kostki:19 | J Zdobycze/straty/konsekwencje: mogiła zakopuje mnie żywcem, ale Maximilian mnie ratuje | porcja płatków i pyłku Mors Lilium
Kiedy zderzył się w drzwiach ze spakowanym do podróży Maximilianem, nie miał nawet czasu, żeby zastanowić się nad odpowiedzią. Dość zawoalowana prośba o pomoc nie brzmiała przecież optymistycznie, ale chłopak wziął go z zaskoczenia i nawet nie zauważył jak porozumiewawczo kiwał mu głową. Sprawdził tylko czy ma różdżkę zza paskiem, dopiero po drodze rozkładając wypowiedź swojego młodszego kochanka na czynniki pierwsze. Potrzebuje kogoś, kto w razie co wpierdoli dziwnym ludziom… Nie dało się ukryć, że trafił pod właściwy adres, ale… - Czekaj, czekaj… – W ogóle nie zważał na jego ostrzeżenia, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak powinien zachować się w obecności damy. Nie dawało mu jednak spokoju to dokąd i po co się właściwie wybierają. – W co się wpakowałeś? – Starał się wybrzmieć łagodnie, jednak zerkał na twarzyczkę Felixa podejrzliwym wzrokiem, mimowolnie snując już prawdopodobne scenariusze. Jeden nasuwał się na myśl od razu: nastolatek na pewno narobił sobie problemów u jakiegoś lokalnego dilera… Tak, niestety intuicja zaprowadziła Paco właśnie w te rejony, ale na szczęście zamiast bezpodstawnie Maximiliana oskarżać, pozwolił mu po prostu mówić. Szkopuł w tym, że chłopak pognał już dalej, zaaferowany leżącymi na ziemi błyskotkami. - I kto to mówi… – Westchnął a propos komentarza, jakim jego towarzysz uraczył rosnące wokoło drzewa. – Wiesz w ogóle co ze sobą wziąłeś? – Dodał podobnie protekcjonalnym tonem, jednak przed dalszymi moralizatorskimi wstawkami powstrzymała go zielonoskóra dziewczyna. Cóż, może jednak historyjka z dilerem nie była taka prawdopodobna. W końcu po co mieliby się wtedy spotykać z kumpelą Maxa… i to na cmentarzu. Wspaniale, dobrze że Solberg jak zwykle wszystko wyjaśnił mu zawczasu. – Wystarczy Salazar. Miło mi. – Ukłonił się lekko, wdzięczny ledwie poznanej damie, która przynajmniej częściowo wprowadziła go w temat. Wysłuchał uważnie jej słów… a zaraz po tym pozostawił dwójkę młodych kompanów, podchodząc bliżej położonej po swojej lewej mogły. Skoro żadne z nich nie paliło się do przekopywania trumien, postanowił wziąć ten ciężar na swoje barki. W końcu to nie pierwszy, kiedy miał do czynienia z trupem. Szkoda tylko, że powzięte przez niego środki ostrożności okazały się niewystarczające. Świadomie niczego na razie nie dotykał, spoglądając jedynie na drewniane wieko z góry, ale najwyraźniej otaczająca miejsce pochówku magia i tak zdołała spostrzec chytrego intruza. Paco zauważył, że coraz mniej światła pada na szczątki niejakiego Tristana, a kiedy tylko uzmysłowił sobie, że ziemia w grobowcu zaczęła zakopywać go żywcem, rzucił się do rozpaczliwej ucieczki. – Kurwa mać, Maaax! – Zdążył jeszcze wykrzyknąć zanim uderzyła w niego kolejna fala zamokłego, błotnistego żwiru.