Błądząc wśród leśnych kniei w górach Onchu, trafić można na niezwykłą dolinę. Pełna mchów i paproci wydaje się nietknięta przez człowieka i współczesność, a szczątki starego wozu wystające spomiędzy olbrzymich liści pokazują, że czas stanął tu w miejscu. Mieszkańcy okolicy wierzą, że szczątki jednego z druidów spoczywają w tym miejscu i przez to żyjące tu świetliki dają błękitne oraz białe światełka. Mówi się, że gdy najjaśniejszy usiądzie Ci na ręku, spełni się Twoje życzenie.
Kostki:
1,3 Udaje Ci się przemykać pomiędzy paprociami i mchem bez uszkadzania ich, przez co nie płoszysz żyjących to świetlików. Jeśli masz więcej niż 10 punktów z ONMS, przyciągasz je jak magnes, a zwierzątka przyniosą Ci szczęście w następnym wątku. Możesz przerzucić raz kostkę na następną lokację kostkową Avalonu, w której rozegrasz wątek. 2,5 Jesteś niezdarny, potykasz się o gałązki i własne nogi, aby kilka razy wylądować na kolanach. Zdawać by się mogło, że las dookoła ożył i gdy przemierzałeś kolejne metry polanki, pnącze drzewa owinęło Ci się dookoła kostki, skręcając ją i uniemożliwiając Ci ruch. Jeśli masz powyżej 12 punktów zaklęć i 5 zielarstwa, wyswobodzisz się sam, jeśli mniej potrzebujesz pomocy. Pamiętaj, że skręcenie musi obejrzeć uzdrowiciel! 4,6 Znajdujesz na polanie miejsce idealne na odpoczynek, nie przeszkadzając żyjącym tu zwierzętom. Jeśli będziesz cicho, uda Ci się nawet zauważyć jedno z magicznych stworzeń, a przede wszystkim, nie ominie Cię przepiękny pokaz świetlików.
Autor
Wiadomość
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Starał się pomóc im, choć w pierwszej chwili chciał po prostu teleportować się z nimi pod domki. Jednak pytania dzieciaków, ich stan, wszystko wskazywało na to, że z czymś sobie nie radzą i potrzebują usłyszeć jego zdanie, żeby poukładać jakieś swoje sprawy. Próbował pomóc im, dobierając ostrożnie słowa, a i tak odniósł wrażenie, że mógł jedynie poruszyć jakieś bolesne, bądź trudniejsze kwestie, kiedy zobaczył, jak Ola wstaje. Chciał nawet ruszyć za nią, ale Max zaczął mówić, sięgając po papierosy, na co Josh miał ochotę pokręcić głową. - Ola, za chwilę cię dogonimy, uważaj proszę – powiedział w stronę dziewczyny, spoglądając znów na Gryfona. Słuchał z uwagą jego wyznania, czując, jak jemu samemu serce się ścina. Pamiętał, że pożar w domu Garda był podobno spowodowany czymś w środku domu. Podejrzewał, że chłopak mógł sam do niego doprowadzić, skoro był chory, ale nie spodziewał się, że Brewer mógł widzieć to w jakiejś swojej wizji. W ty momencie wszystko, co słyszał wcześniej od niego nabrało większego sensu, ukazując, czego się bał i za co czuł się odpowiedzialny. - Max, nie myśl o tym w tej chwili. Jeśli będziesz chciał, możemy o tym na spokojnie porozmawiać nieco później, kiedy wytrzeźwiejesz i uznasz, że chcesz rozmowy. Nawet jeśli przewidziałeś ten pożar, nie jesteś za niego odpowiedzialny, w żadnym stopniu. Finn był chory, o czym nie wiem, czy wiedziałeś, ale kadra miała to na względzie. Mimo to skończyło się, jak się skończyło. Zarówno ja, jak i profesor Whitehorn jak i dyrektor, wszyscy możemy czuć się winni, jednak żadne z nas nie miało możliwości tamtego dnia zareagować. Nie powstrzymasz czegoś, gdy nie wiesz, kiedy się stanie. Nie jesteś za niego odpowiedzialny i pora, żebyś ruszył dalej, bez obwiniania się – powiedział spokojnie Walsh, zaciskając dłoń na przedramieniu chłopaka, po czym poniósł się z trawy, pytając, czy Max jest w stanie dogonić Olę. Wolał teleportować się z obojgiem na teren domków, nim którekolwiek z nich zrobi sobie krzywdę. Machnął jeszcze różdżką, pozbywając się butelek po niezbyt mądrym pikniku dzieciaków, nim spojrzał w kierunku, w który udała się Puchonka.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Skończyć się obwiniać. To było coś, czego Max nie umiał jeszcze zrobić, czego nie był w stanie przeskoczyć, ani w żaden sposób zmienić. Miał wrażenie, że mógł zrobić w chuj więcej, że mógł zareagować już w Luizjanie, ale zamiast tego zachowywał się, jakby go coś popierdoliło. I w pewnym sensie tak właśnie było, nie próbował tego nawet kwestionować, mając pełną świadomość tego, że mimo wszystko popełnił błąd, że zrobił coś, czego robić nie powinien i zachowywał się wtedy, jak skończony idiota. Minęły ledwie dwa lata, ale on miał wrażenie, że w ten kwestii zrobił mimo wszystko niesamowity krok naprzód, dostrzegając, że spora część jego zachowań była skandaliczna i podyktowana jebany gniewem, nie czymś mądrym, nawet nie do końca prawdziwymi uczuciami. Teraz postąpiłby zapewne zupełnie inaczej, ale nie chciał mimo wszystko wciąż w tym grzebać. Rozmowa z profesorem Walshem uświadomiła mu jednak boleśnie, że zostały rzeczy, z jakimi się jeszcze nie uporał. - Powinienem był na niego bardziej uważać, skoro coś… albo chociaż go ostrzec, powiedzieć, żeby wrócił do domu rodzinnego albo do zamku. Na jakiś… czas - mruknął nie do końca składnie, krzywiąc się na własne słowa, zdając sobie sprawę z tego, jak idiotyczne się wydawały, ostatecznie trafiając go z siła, jakiej nie był w stanie zrozumieć, ani zatrzymać. Rozumiał, że nie mógł brać odpowiedzialności za wszystko i wszystkich, za każdą wizję i przepowiednię, jaka go dotknęła, ale jednocześnie wiedział, że nie mógł odcinać się od swoich bliskich. Obecnie jednak wyraźnie dryfował w jakimś niebycie, oszołomiony alkoholem i lulkiem, a teraz dodatkowo dymem papierosowym, który wypełnił jego usta. Spojrzał nieco nieprzytomnie na starszego mężczyznę, a potem pokiwał głową i podniósł się, żeby skierować się za Olą. - Może… kiedyś… w końcu był tam pan - stwierdził jeszcze Max, chociaż nie precyzował, o co dokładnie mu chodziło, pozostawiając tę kwestię w pewnym zawieszeniu, uznając, że Walsh i tak będzie wiedział, co chciał mu przekazać. Teraz pozostawało mu jedynie ruszyć przed siebie nieco chwiejnie, przyswajając nie tylko używki, ale i słowa profesora.
______________________
Never love
a wild thing
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Rozumiał, o co chodziło Gryfonowi i nie wiedział nawet, co miałby mu powiedzieć. Właściwie nie wiedzial, co więcej miałby powiedzieć. Chłopak wyraźnie potrzebował czasu na przyswojenie tego, co usłyszał, na pogodzenie się z niektórymi sprawami. Walsh był gotów z nim kiedyś jeszcze porozmawiać, jeśli tylko Brewer będzie chciał, nie zamierzając jednak naciskać na niego. Jednocześnie wiedział, że teraz i za niego będzie się czuć odpowiedzialny, tak jak będzie uważniej przyglądać się Oli. - Dobrze moje dzieciaczki… To teraz proszę dać mi ręce, nie wymiotować, a o piciu na umór w miejscu, o którym nic nie wiemy, porozmawiamy sobie we wrześniu, kiedy zdecyduję, czy chcę wam dawać szlaban, czy należy się taryfa ulgowa za pytania i odpowiedzialne wezwanie mnie do siebie pijanym patronusem – powiedział lżejszym tonem, gdy tylko z Maxem dogonili Puchonkę. Nim młodzież zdołała jakkolwiek się sprzeciwić, jakkolwiek zaprotestować, złapał oboje za dłonie, aby teleportować się z nimi pod domki, gdzie dopilnował, aby trafili w odpowiednie miejsce. Nie mógł nie pokręcić głową, kiedy zorientował się, że ta dwójka, zamiast zostać w miejscu, które wspólnie dzielili na czas wakacji, wolała udać się na polanę, gdzie mogło właściwie wszystko im się przytrafić. Upewnił się, że każde z nich zdołało wejść na swoje łóżko, po czym wyszedł zostawiając dzieciaki same. Jeśli tak zaczynały się wakacje, to bał się co będzie dalej. +
Sir Lancelot to jedna z najbardziej znanych postaci Legend Arturiańskich. Przystojny, waleczny, niepokonany i.... Niestety obracający żonę swojego władcy na boku. Choć odważnych uczynków na jego koncie nie brak, to jednak romans z Ginewrą najmocniej wbił się w pamięć większej części osób, które kiedykolwiek o rycerzu słyszały. Widać Graal również upatrzył sobie tę historię, bo to właśnie z romansem związana jest kolejna próba, przed którą śmiałkowie zostaną postawieni.
Zasady
• Wyzwanie to jest tylko dla solistów! Osoby poniżej 17 roku życia potrzebują zgody by wziąć w nim udział.
• Rozkoszujecie się wakacjami w Avalonie, kiedy nagle podlatuje do was biała gołębica i upuszcza u waszych stóp spryskany eliksirem perfumowanym list. Gdy go otwieracie, nie macie wątpliwości, że jest to zaproszenie na schadzkę od tajemniczej osoby o inicjałach G.P. Jesteście proszeni o stawienie się na polanie świetlików po zachodzie słońca. Rzućcie k6 by zobaczyć, czym pachnie wasz list:
Zapach:
1 – Konwalie. Przez najbliższy wątek otacza Cię aura szczęścia i spokoju. Robisz się niesamowicie skromny i niewinny.
2 – Fiołki. Aromat sprawia, że nagle niesamowicie cenisz sobie prawdę, ale i namiętność. Najbliższy wątek nie jesteś w stanie skłamać i flirtujesz z każdą napotkaną osobą.
3 – Goździki. Ogarnia Cię ogromna siła i odwaga. Najbliższy wątek nie jesteś w stanie niczego się przestraszyć i idziesz przed siebie jak burza.
4 – Róże. Słodki aromat sprawia, że ogarnia Cię miłość do całego wszechświata. Przez najbliższy wątek jesteś przyjacielem wszystkich, doceniasz piękno jakie się wokół Ciebie roztacza i starasz się sprawić, by każdy czuł się przy Tobie komfortowo.
5 – Lawenda. Ten popularny i niepozorny zapach działa wyjątkowo mocno na Twoje emocje. Przez najbliższy wątek jesteś bardzo wrażliwy i uczuciowy. Niezwykle łatwo Cię zranić emocjonalnie, ale jesteś gotów poświęcić własne dobro i komfort by nie zranić swojego rozmówcy.
6 – Lilie. Zaczyna otaczać Cię melancholia. Jesteś bardziej przygaszony niż zwykle i masz wrażenie, że świat nieustannie zmierza ku końcowi. Nie jesteś w stanie wyrwać się z tego stanu przez kolejny wątek.
• Na polanie czeka was test, który byłby w stanie zdać tylko ktoś, naprawdę zakochany. Jeśli posiadacie partnera lub osobę, która jest bliska waszemu sercu to właśnie jej sylwetka pojawia się przed waszymi oczami. Jeśli jesteście samotni i nie macie nikogo na oku, widzicie przepiękną osobę preferowanej płci. Po krótkiej rozmowie czujecie się słabo i tracicie przytomność, a gdy ponownie ją odzyskujecie jesteście otoczeni przez 10 identycznych sylwetek tej jednej osoby. Waszym zadaniem jest rozpoznać tę, z którą wcześniej rozmawialiście.
Kość na rozpoznanie:
Rzucacie k100 żeby sprawdzić, czy dobrze wytypujecie "ukochaną osobę". Tylko wynik z przedziału 55-65 oznacza sukces. W innym wypadku robicie dorzut. Próbujecie do skutku.
Dorzut:
Rzucacie k6 na konsekwencje złego wyboru:
1 – Nic większego się nie dzieje. Słyszycie chłodny śmiech, który przedziera się przez wasz organizm powodując nieprzyjemne ciarki. Dźwięk zostaje w waszej głowie do końca tego wyzwania. 2 – Nie jest najlepiej. Gdy tylko wskazujecie jedną z sylwetek, inna, zazdrosna, natychmiast zamienia się w harpię i atakuje was. Choć po chwili atak mija, macie na ciele 4 głębokie rany i nie możecie się tak dobrze skupić. Ponawiając próbę rozpoznania "ukochanej osoby" macie -10 do kostki. 3 – Jest przeciętnie. Co prawda dostajecie z liścia od każdej innej postaci, której nie wybraliście i wasz policzek wygląda jak dojrzały pomidor, ale przynajmniej żyjecie! 4 – To zdecydowanie nie jest wasz dzień. W ramach zemsty z żalu, że nie poznaliście swojej "drugiej połówki" spada na was klątwa. Otrzymujecie w "prezencie" Nitinię, która będzie z wami do końca roku kalendarzowego chyba, że napiszecie 3 jednopostówki u uzdrowiciela w odstępie nie mniejszym niż dwóch tygodni od siebie. Jeśli jednak nie wyleczycie choroby i zdecydujecie się na intymność w tym czasie, wasz partner obowiązkowo rzuca kością k6, gdzie wynik nieparzysty oznacza zarażenie się chorobą. Każde kolejne wylosowanie tej kostki przedłuża waszą chorobę o tydzień! 5 –Wasza pomyłka nie zostaje najlepiej odebrana. Wściekłe z zazdrości sylwetki rzucają na was klątwę niepamięci. Od tej chwili, przez najbliższe trzy miesiące nie macie najmniejszego wspomnienia o waszej ukochanej osobie. Każde kolejne wylosowanie tej kości przedłuża niepamięć o tydzień! Amnezja może być skrócona przez wątek z myślodsiewnią, lub poprzez odwiedzanie miejsc o dużym znaczeniu emocjonalnym, dla waszej relacji. Każdy wątek odejmuje dwa tygodnie amnezji. Jeśli nie macie ukochanej osoby zapominacie o najbliższym przyjacielu lub członku rodziny! 6 –Wychodzicie na debila i ślepca. Zaczyna wam się kręcić w głowie, ale poza tym nic się nie dzieje. Po trzykrotnym wylosowaniu tej kostki wymiotujecie.
• Osoby posiadające Świetne zewnętrzne oko otrzymują jeden przerzut na rozpoznanie
• Osoby, które miały więcej niż 3 partnerów miłosnych lub łóżkowych nie mogą użyć w tym wyzwaniu przerzutu.
• Osoby, które nigdy z nikim nie spały lub są w stałym związku, otrzymują 1 przerzut.
• Punkty eventowe za to wyzwanie zależą od ilości prób potrzebnych do identyfikacji "ukochanej osoby":
•Chustka Ginewry - Materiałowa chusteczka wskazująca intencje partnera. Jej róg dyskretnie zmienia kolor na krwistoczerwony, gdy druga osoba Cię zdradza lub ma wobec Ciebie nieszczere intencje, a kolor błękitny oznacza nieszczęście drugiej osoby w tej relacji. Działa tylko, gdy dotknie się nią osoby, z którą łączy Cię naprawdę wyjątkowa więź.
• Jedyny i nieprzekraczalny termin odpisu to 21 sierpnia. Wszelkie posty i zgłoszenia wrzucone po tej dacie nie będą brane pod uwagę.
Rozkoszował się wakacjami w Avalonie, oddając niesamowitej rozrywce popijania cydru nad rozwiązywaną właśnie krzyżówką, kiedy nagle podleciała do niego biała gołębica i upuściła u jego stóp spryskany eliksirem perfumowanym list. Pachniał ładnie, i gdyby wiedział, jaki zapach mają fiołki, to z pewnością by je rozpoznał - niestety, nie znał się aż tak na kwiatkach. Gdy otworzył kopertę, całkiem zaintrygowany, bo kto normalny wysyła wiadomości gołębiem, nie miał żadnych wątpliwości, że było to zaproszenie na schadzkę od tajemniczej osoby o inicjałach G.P., która prosi o stawienie się na polanie świetlików po zachodzie słońca. Założył, że to musi być jakiś dowcip i oczywiście postanowił, że musi to sprawdzić i przekonać się, czy tym razem żart będzie równie śmieszny co ten, na który zapraszał niedawno kruk. Oby nie. O zmroku dotarł na polanę, przekonany że zobaczy tam któregoś ze swoich ziomków ubawionego po pachy, tymczasem na miejscu zastał bardzo atrakcyjną dziewczynę. Zdążył właściwie tylko rozpocząć rozmowę i zanim wpadł na jakiś błyskotliwy, zalotny tekst, którym mógłby zwalić ją z nóg, to sam poczuł jak słabnie i stracił przytomność.... a gdy się ocknął - stała nad nim nie jedna, a dziesięć identycznych dziewczyn. Pojebana, avalońska magia. Podniósł się do pionu i rozejrzał pobieżnie po klonach, niemalże od razu zwracając w stronę tej, z którą rozmawiał zanim zemdlał, z prośbą o wyjaśnienie: co do chuja się tu dzieje. Aż taki głupi nie był, ślepy też nie, więc nie wydało mu się to szczególnie trudne - w odpowiedzi jednak, zamiast konkretów, otrzymał od typiary gratulacje i jakąś chusteczkę do nosa. A potem wszystkie, jak na komendę zniknęły, i tyle było z jego romantycznej schadzki. No, lepszy rydz niż nic, dziewczyny może nie wyrwał, ale chustka zawsze się przyda, prawda.
|zt
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Zapach listu: 6 Rozpoznanie/Dorzuty: 77 przerzucone na 75 i 6; 95 i 5; 11 i 3; 21 i 1; 92 i 6; 27 i 6; 55 !! Zyski/Straty/Konsekwencje: zapominam na trzy miesiące o przyjacielu; chłodny śmiech w głowie do końca poszukiwań, klątwa Dagoneta, ból przy magicznych stworzeniach przez miesiąc (+1pkt eventowy, mam łącznie 4)
Wyleczony po obrażeniach zadanych mu przez Rocco, wracał powoli do domków, kiedy nagle został mu rzucony pod nogi list. Z mimowolnym zainteresowaniem sięgnął po niego, po chwili czując przyjemny zapach lilii. Przyjemny o tyle, że lubił kwiaty, ale jednocześnie zapach ten sprawił, że niemal w jednej chwili poczuł jak jego humor opada, jak przepełnia go melancholia. Sama treść listu jedynie potęgowała to uczucie, choć inicjały nie pasowały do osoby, o której pomyślał. Osoby, której powinien w takiej sytuacji powiedzieć, że z jego strony ich spotkania nie były randkami. Kierował się na wyznaczone w liście miejsce, aby szybko przekonać się, że nie czekała na niego Zoe, a jakaś zjawa. Sylwetka, która dla Longweia nie była do rozpoznania. Nie potrafiłby nawet powiedzieć, czy miał przed sobą mężczyznę, czy kobietę. Nic więc dziwnego, że gdy okazało się, że ma wskazać właściwą sylwetkę, nie wiedział, którą wybrać. Wskazał pierwszą z brzegu, w jednej chwili czując zawroty głowy, będąc niemal oskarżonym o bycie ślepcem. Nie inaczej było przy kolejnych próbach. Za każdym razem spotykała go jakaś kara i najtrudniej było znieść wrażenie, że o kimś zapomniał, o kimś ważnym, ale o kim… Nie wiedział i mógł jedynie wierzyć, że to minie. Równie nieprzyjemnie było, gdy po wskazaniu błędnej sylwetki, pozostałe postacie uderzyły go w twarz, przez co miał wrażenie, że jego policzek zdążył spuchnąć nabierając czerwonego koloru, czy chłodny śmiech, jaki wybrzmiał w jego głowie. Kiedy jeszcze dwukrotnie zaczęło kręcić mu się w głowie po dokonaniu złego wyboru, w końcu zwymiotował. Być może to pomogło mu oczyścić myśli na tyle, żeby wskazać bez problemu właściwą postać. Niemniej, nie zazdrościł zakochanym, jednocześnie dziękując w duchu, że sam nikogo nie miał, w przeciwnym wypadku, jeszcze okazałoby się, że nie potrafi rozpoznać ważnej dla siebie osoby. Jednak ta przygoda zmusiła go do rozmyślań dlaczego nikogo nie ma, utrzymując ten melancholijny stan.
/zt
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Zapach listu: 1 Rozpoznanie/Dorzuty: 80 → 20 → 33 → 65 5 → 1 → 6 Zyski/Straty/Konsekwencje: na kolejny wątek robię się spokojny, skromny i niewinny; na 3 miesiące zapominam Mulan; wychodzę na debila i kręci mi się w głowie; słyszę w swojej głowie chłodny śmiech; 3 punkty eventowe i flakonik Afrodisi
Biała gołębica? Tego to się Max nie spodziewał, ani teraz, ani w następnym stuleciu, ale najwyraźniej Avalon, jak to Avalon, miał dla niego inne plany. Czy też, ktoś, kogo Max totalnie nie znał, a komu najwyraźniej pasowało używanie zapachu konwalii, uznał, że koniecznie musi się z nim spotkać. To było pojebane w chuj, trzy dupy i co kto jeszcze chciał, ale ostatecznie Brewer nie należał do osób tchórzliwych, czy coś podobnego, więc uznał, że pójdzie przekonać się, o co w tym wszystkim chodziło. Nie spodziewał się jednak, że kiedy dotrze na polane, dostrzeże kogoś, kogo zupełnie nie znał, owszem, bardzo atrakcyjnego, nie mógł zaprzeczyć, ale ni chuja nie mógł pojąć, co się dookoła niego działo i dlaczego to tak wyglądało. Było to co najmniej zjebane, a przynajmniej tak mu się wydawało, więc nieco podejrzliwie przyglądał się temu komuś, czemuś, czy co to właściwie było. Rozmowa była dziwaczna, bliżej niesprecyzowana i Max nawet nie był w stanie powiedzieć, czego dotyczyła, ot, po prostu koło niego przepłynęła, a on nagle, nieoczekiwanie, stracił przytomność. Gdyby miał czas, żeby o tym pomyśleć, doszedłby do wniosku, że mógł się tego oczywiście spodziewać. I nagle jego rozmówca obajwił się w dziesięciu osobach, co było samo w sobie naprawdę poważnie popierdolone i nawet nie wiedział, jak powinien to skomentować, a kiedy dowiedział się, że ma wskazać właściwą osobę, prawie popukał się w czoło. Nie wiedział, co kryło się pod tym radosnym stwierdzeniem i chuja go to obchodziło, ale wzruszył ramionami i spróbował. Skończyło się na wściekłości i rzuceniu klątwy, o czym nie wiedział, ale jakoś bardzo się tym nie przejął, spróbował więc raz jeszcze, by zostać wyśmianym i wyszydzonym, a śmiech ten brzmiał uparcie w jego głowie, kiedy znowu coś zjebał i wyszedł na debila. Zakręciło mu się we łbie, ale po chwili wyszło na to, że dokonał właściwego wyboru i został nagrodzony flakonikiem pełnym afrodisi, co skwitował jedynie uniesieniem brwi. Całe to spotkanie było tak szalone i durne, że nawet nie wiedział, jak je skomentować, więc machnął na to ręką i odszedł w swoją stronę.
Zapach listu: 4 Rozpoznanie/Dorzuty: 16 → 25 (przerzut 1) → 22 (przerzut 2) → 76 → 29 → 52 → 30 → 56 6 → 5 → 3 → 5 → 2 Zyski/Straty/Konsekwencje: na kolejny wątek chcę każdemu przychylić nieba; zapominam o Patty na trzy miesiące i jeden tydzień; mam obitą twarz; zostaję zraniona przez harpię
List. Pachnący, jeśli się nie myliła, różami. Podpisany przez kogoś, kogo z całą pewnością nie znała. To nie było ani trochę normalne i na pewno nie powinna sprawdzać, co to oznaczało, ale jak wiadomo, Victoria nigdy nie była w stanie przepuścić okazji, jeśli wiązało się to z możliwością poznania i doświadczenia czegoś nowego. Poza tym było to również jakieś wyzwanie, a wyzwania w ostatnim czasie zdawały się ją nieprawdopodobnie wręcz mocno pociągać, nic zatem dziwnego, że po prostu bez zawahania wybrała się na miejsce rzekomej schadzki, by spotkać tam kogoś, kogo w ogóle nie znała i nie miała pojęcia, o co w tym chodzi. Nim jednak dowiedziała się czegokolwiek więcej, nim zamieniła więcej słów z tajemniczym nieznajomym, padła zemdlona, by gdy tylko się ocknęła, zdać sobie sprawę z tego, że najwyraźniej wszystko mnożyło się w jej oczach. Nie spodobało jej się to, że otaczało ją dziesięć dokładnie tak samo wyglądających osób i zacisnęła mocno palce na różdżce, kiedy kazano jej dokonywać wyboru i wskazywać jej jedynego. Brzmiało absurdalnie, a ona była pewna, że za błąd zostanie surowo ukarana. Nie wiedziała jeszcze jak, ale poznała na tyle dobrze magię Avalonu, by mieć świadomość, że nie skończy się to ani trochę dobrze, że będzie w tym coś, co ją na swój sposób złamie. Długo się zastanawiała, starając dokonać właściwego wyboru, ale tutaj nie działała logika. Nic zatem dziwnego, że wyszła na głupca. Aż zakręciło jej się w głowie i westchnęła, by spróbować z rezygnacją raz jeszcze, widząc, że rozgniewała sobowtóry - nie miała pojęcia, że rzuciły na nią klątwę zapomnienia, a z jej wspomnień wyparowała jej starsza siostra. Później wcale nie było lepiej, bo została uderzona dobrych dziesięć razy po twarzy, co już ją zirytowało i była gotowa zaatakować swoich przeciwników, przez co zapewne doprowadziła do pogłębienia klątwy, wskazując na przypadkową sylwetkę, chcąc stąd wyjść. Ostatecznie skończyła z ranami zadanymi jej przez rozszalałą harpię, z którymi musiała natychmiast udać się do znachora, ale przynajmniej oszalałe sylwetki dały jej spokój, dochodząc najwyraźniej do wniosku, że nic więcej nie mogły od niej uzyskać. Albo też, całkiem przypadkowo, wskazała na tego jedynego, czy coś podobnego i mogła odejść z tego miejsca. Jak zawsze pokonana przez okoliczną magię.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Zapach listu: 4 Rozpoznanie/Dorzuty: 18 → 53 → 95 → 58 4 → 3 → 6 Zyski/Straty/Konsekwencje: jestem przyjacielem wszystkich na jeden wątek; wenera, dostaję w mordę, jestem debilem i kręci mi się w głowie; 3 punkty eventowe i flakonik Afrodisi
Ah, kto odmówiłby pójścia na schadzkę, kiedy dostarczony przez gołębice list pachniał zniewalająco różami? Na pewno nie Scarlett. To było coś, co wręcz zapaliło ją do działania, powodując, że zaczęła się zastanawiać, kim właściwie może być tajemnicza osoba, która złożyła podpis pod tym zaproszeniem, wyznaczając jej konkretną godzinę i datę. Być może był to jakiś duch, który dowiedział się o jej kwiecistych, wspaniałych żartach, o których wiedział już król trefnisiów? A może chodziło o kogoś zupełnie innego? Niezależnie od wszystkiego, Carly postanowiła udać się na miejsce schadzki, nie informując o tym nikogo, przemykając się niemalże, jakby wiedziała, że ma coś na sumieniu, coś, czego nie powinno tam być, coś, co zdecydowanie nie powinno jej interesować. Tak czy inaczej, zjawiła się na polanie i aż zachłysnęła się, gdy dostrzegła przed sobą Hariela, czy raczej coś, co przyjęło jego wygląd, powodując, że dziewczyna aż zamrugała w oszołomieniu. Zamienili ledwie parę słów, nim nieoczekiwanie padła na ziemię, tracąc przy tej okazji przytomność, a gdy ją odzyskała, okazało się, że otacza ją dziesięć wiernych kopii chłopaka, który jej się podobał, czy też, którego aktualnie kochała na zabój. Nie spodziewała się co prawda, że zostanie poproszona o wskazanie właściwej kopii swej miłości, więc rozchyliła lekko wargi, zastanawiając się, co się tutaj dzieje i próbowała nawet użyć swego uroku osobistego, by od tego uciec. Za karę, że nie wskazała właściwej osoby, bo oczywiście jej próby wykręcenia się sianem tym razem się nie udały, została obłożona klątwą, o której na razie nie wiedziała, ale już wkrótce miała się dowiedzieć, że dopadła ją paskudna choroba, którą była w stanie rozpoznać. Wydęła wargi, przymykając powieki, by spróbować jeszcze raz i obrażone kopie postanowiły dać jej po twarzy, co spowodowało, że patrzyła na nie z rozchylonymi wargami, nie dowierzając w to, co się stało, zaczynając się zastanawiać, czy jej miłość do oryginału była słuszna. Bycie ślepcem w tym wszystkim jej najmniej przeszkadzało, bo już, prawdę mówiąc, zaczynała mieć dość i wszystko jej było jedno, kto jest prawdziwy, jedynie zawroty głowy jej się nie spodobały. Podobnie jak zadowolenie tych wszystkich wielbicieli, czy kim tam byli, za to flakonik afrodisi uznała za całkiem miły podarunek. Aczkolwiek niezbyt cenną rekompensatę za straty moralne, jakie niewątpliwie tutaj poniosła. I nie zamierzała na pewno tutaj wracać. A nad Harielem, jak widać, musiała się zastanowić, skoro jego kopie robiły takie rzeczy.
Zapach listu: 1 Rozpoznanie/Dorzuty: 63 Zyski/Straty/Konsekwencje: 4pkt eventowe (mam łącznie 14pkt) oraz chustka Ginewry + z poprzednich: przerzut w dowolnym kolejnym wyzwaniu, stany lękowe i skurcze
Być może w innych okolicznościach list otrzymany za pomocą gołębicy byłby czymś, co mogłoby poruszyć serce Norwooda, ale nie wtedy, gdy był, jaki był. Gburowaty, jak zdarzało mu się słyszeć, arogancki, czy może nawet chamski. Sam za takiego siebie nie uważał, jak i najwyraźniej właścicielka tak eleganckiego pisma, jakim była wykaligrafowana prośba o spotkanie. List pachniał ciekawie, konwaliami, napawając go spokojem, jakiego od bardzo dawna nie czuł. Spokojem, który mógłby stać się jego uzależnieniem, gdyby nie działania dziadków w młodości. Być może właśnie to pragnienie trwania w tak błogim spokoju sprawiło, że skierował się ostatecznie na wskazane miejsce spotkania. Na środku polany czekała na niego atrakcyjna kobieta, choć nie mógł powiedzieć, żeby znał ją wcześniej. Nie miałby też nic przeciw, żeby poznać ją bliżej. Z tego powodu wykonał kilka kroków w jej stronę, nim nagle zemdlał. Nie było to coś, co zdarzało mu się często, ani coś, czego mógłby się spodziewać w trakcie spotkania z atrakcyjną kobietą. Podniósł się z ziemi skołowany, próbując zorientować się, czy został trafiony jakimś zaklęciem, ale nic na to nie wskazywało. Zamiast tego w miejscu, w którym wcześniej stała piękna nieznajoma, teraz stało ich dziesięć, łudząco podobnych do siebie. Jamie zmarszczył brwi, podchodząc od razu do tej, z którą wcześniej rozmawiał, mając nadzieję jakkolwiek wyjaśnić co się stało. Jeśli było coś, czego nie znosił, to robienia z niego idioty, choć z pewnością Carly uznałaby, że sam jest w tym mistrzem i nie trzeba go wyręczać. Oczywiście, zamiast otrzymać stosowne wyjaśnienia, piękna nieznajoma podarowała mu chustkę, która miała pomóc odczytać intencje jego ukochanej, po czym zniknęła. Norwood wpatrywał się przez dłuższą chwilę w otrzymany podarek nie mogąc pozbyć się wrażenia, że został zwyczajnie oszukany. Miał przyjść na schadzkę, list zapowiadał coś naprawdę ciekawego, a dostał marną podróbę randki w ciemno, gdzie po odnalezieniu tej właściwej, wszystkie kandydatki zniknęły. Ślizgon pokręcił głową, nim schował chustkę do kieszeni, kierując się do domków, gdzie miał nadzieję bawić się lepiej przy wymyślaniu nowych zamienników do eliksirów, niż w tej dolinie. /zt
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zapach listu: goździki Rozpoznanie/Dorzuty: 68, 60 i 4 Zyski/Straty/Konsekwencje: zyskuję wenerę i 4pkt eventowe, chustkę Ginewry oraz towarzyszy mi też super odwaga
Avalon był naprawdę pełen niespodzianek. Przynajmniej tyle mogła stwierdzić, gdy pachnący kwiatami list upadł u jej stóp. Oczywiście, że wydało jej się to nieco dziwne, ale w jej życiu były też o wiele bardziej pojebane rzeczy, żeby mogła się tym jakoś szczególnie przejąć. Niewiele myśląc rozerwała kopertę, aby dobrać się do znajdującego się wewnątrz listu. Przeczytała go pospiesznie, zastanawiając się kto właściwie mógł zapraszać ją na schadzkę w podobnym miejscu. Nie kojarzyła nikogo o inicjałach, którymi podpisany był liścik. Być może była to kolejna wskazówka w sprawie Graala? Właśnie z takim nastawieniem ruszyła w kierunku Doliny Świetlików, wyczekując tajemniczej osoby, która postanowiła ją tam ściągnąć. Nie wiedziała kogo powinna oczekiwać, ale z pewnością nie spodziewała się, że zobaczy akurat tą, a nie inną postać. Jedyne czego mogła doświadczyć to krótka rozmowa, która kompletnie nic nie wniosła do jej życia i nie była związana z poszukiwaniem magicznego kielicha. Wystarczyła wymiana kilku zdań, aby Strauss nagle poczuła się słabo. Przez głowę przemknęło jej to, że być może jest to wina upału, który znosiła dosyć kiepsko. Z pewnością jednak pogoda nie była wystarczającym powodem do tego, aby po prostu zemdlała. Kiedy się obudziła zauważyła wokół siebie tę samą postać lecz powieloną kilkukrotnie. Domyśliła się, że raczej nie miała do czynienia z przypadkiem dziesięcioraczków, a raczej w grę wchodziły kwestie magiczne. Odnalezienie tej jednej osoby w tym osobliwym tłumie nie było aż tak łatwym zadaniem i mogła jedynie liczyć na to, że jej intuicja zadziała i sprawi, że uda jej się przejść tę próbę. Oczywiście pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem, którego konsekwencji jeszcze nie znała. Jednak kolejna sylwetka, w której kierunku wyciągnęła rękę okazała się tą właściwą. I całe szczęście, bo nie zamierzała tracić więcej czasu na te dziecięce gierki. Oby tylko te zabawy okazały się pomocne w przyszłym poszukiwaniu Graala. Nie wiedziała na ile to, czego dotychczas się dowiedziała było wartościowymi i aktualnymi informacjami, które zbliżały ją do osiągnięcia zamierzonego celu.
z|t
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Zapach listu: 6 - Lilie. Zaczyna otaczać Cię melancholia. Jesteś bardziej przygaszony niż zwykle i masz wrażenie, że świat nieustannie zmierza ku końcowi. Nie jesteś w stanie wyrwać się z tego stanu przez kolejny wątek. Rozpoznanie/Dorzuty: 100->16, 6 | 28,5 | 14,6 | 63 Zyski/Straty/Konsekwencje: 3 pkt eventowe, Afrodisia, zapominam o Wodzireju na 3 miesiące i Melancholia
Na Avalonie spodziewał się wielu rzeczy. Wielkich smoków, przeklętych miejsc... Jednak otrzymanie listu z zaproszeniem na schadzkę było dla niego równie wielkim zaskoczeniem co zaproszenie go na wesele. Nie był też pewien czy powinien iść. W końcu kiedy ostatnim razem przyjął zaproszenie z listu na Avalonie, to skończył ożeniony z wielkim zniekształconym zwierzęciem. Nie żeby mu to jakoś szczególnie mocno przeszkadzało. W końcu tamta pamiętna noc pozostawiła po sobie jedynie symbol na palcu, welon i wiedzę o tym jakim uczuciem jest dokładnie oberwanie Cruciatusem. Z drugiej strony ma nadzieję że Skrwawiony Łeb nagle się nie pojawi przed jego drzwiami z bukietem kwiatów. Ciężko by było się wytłumaczyć z tego Wacławowi. Zaproszenie przyjął, ale głównie po to żeby powiedzieć czekającej tam osobie żeby nie robiła sobie nadziei ponieważ już kogoś ma. Ktokolwiek to był. Inicjały G.P nic mu na chwilę obecną nie mówiły. Zgodnie z informacjami zawartymi w zaproszeniu pojawił się w dolinie świetlików o zmroku. Drogę oświetlał sobie trzymając w dłoni płomyk wyczarowany zaklęciem niebieskich płomieni. Zapach listu go przygnębiał z każdą chwilą coraz bardziej. Może był spryskany jakimś eliksirem? Możliwe. Dochodząc na miejsce z zaskoczeniem stwierdził... Że czekał tam na niego jego chłopak. Była to miła niespodzianka, ale nadal czuł lekkie niezadowolenie z tego że ani nie napisał żadnego listu, ani tego że przyjeżdża na Avalon. Jego radość szybko umknęła kiedy poczuł się na tyle słabo żeby stracić przytomność i obudzić się przez dziesięciu Wacławów. Miał znaleźć tego jedynego... Oczywiście. Próba. Inicjały w liście teraz wydawały mu się jasne jak pieprzone słońce. G.P mogło oznaczać dwie rzeczy, które pasowały idealnie. "Graal.Próba" oraz zdecydowanie bardziej prawdopodobne "Ginewra Pendragon". Westchnął i spróbował odgadnąć który z nich był najbardziej realnym falsyfikatem. Pierwsza osoba którą wskazał okazała się być nie tą którą miał wskazać. Poczuł nagle nieprzyjemne zawroty głowy. Konsekwencje następnego nietrafionego strzału okazały się tragiczne. Przestał poznawać kogo sylwetkę miał właściwie wskazać, a oblicze tej osoby we wspomnieniach które posiadał wydawało się wyblaknąć i przypominało bardziej przeźroczystą, bezkształtną plamę. Na szczęście nadal pamiętał co miał zrobić. Ponownie wskazał kopię. Nie tę co trzeba oczywiście przez co ponownie świat w jego głowie zawirował i musiał zacząć od początku. Odgadnął... Dopiero przy czwartej próbie odgadnął i został nagrodzony wskazówką oraz eliksirem, którego się nie spodziewał. Raczej go nie użyje, ale kto wie... Może kiedyś się przyda.
|z.t
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Zapach listu: 5- Lawenda Rozpoznanie/Dorzuty: 60 Zyski/Straty/Konsekwencje: 4 pkt eventowe, chustka Ginewry, przez najbliższy wątek jestem bardzo wrażliwy
Nie spodziewał się dostać listu podczas tych wakacji, a już z pewnością nie listu od tajemniczej osoby, zapraszającej go na schadzkę w pewnej dolinie, na dodatek sama wiadomość miała wyrazisty, lawendowy zapach, co w zasadzie mogło mieć sens, jeżeli faktycznie miałoby dojść do jakiegoś spotkania. Postanowił zaryzykować i udać się na wyznaczone miejsce, jednak gdy tam dotarł, zdziwił się niezmiernie, głównie z powodu zauważenia osoby, którą tam zastał. Nie sądził, że Irv posuwałaby się do wysyłania anonimowych zaproszeń, a po prostu napisała do niego wprost. Spędzili chwilę na rozmowie i wszystko wydawało się mniej więcej w porządku, kiedy to nagle stracił przytomność. Po wybudzeniu się, dostrzegł, że na miejscu nie ma już jednej, a dziesięć takich samych rudawych kobiet. Nie wiedział co miał zrobić, więc krążył wzrokiem próbując rozpoznać tę postać, z którą przed chwilą prowadził konwersacje. Gdy tylko się do niej zbliżył, wszystko się rozpłynęło, a w jego dłoni została niewielka chustka, przedmiot którego znaczenie i użyteczność musiała zostać zbadana przez Rosjanina.
Zapach listu: 6 Rozpoznanie/Dorzuty: 80 i 3; 47 i 4; 48 i 4; 59!!! Zyski/Straty/Konsekwencje: 3 pkt eventowe, flakonik Afrodisi (mam łącznie 11pkt), wenera
Gołąb pocztowy nabiera innego znaczenia, gdy niespodziewanie przynosi ci perfumowany liścik, zapraszający na schadzkę. Larkin otwierając list czuł nawet przyjemny zapach, który otoczył go niewidzialna chmurą sprawiając, że w jednej chwili popadł w lekką melancholie, która zdawała się pogłębiać, gdy tylko dostrzegł inicjały. Jeśli jakkolwiek potrzebował więcej dowodów, że to z pewnością nie Victoria przesłała mu zaproszenie, to właśnie je otrzymał. Wahał się przed dłuższą chwilę, czy iść w wyznaczone miejsce, aż w końcu westchnął, chowając list do kieszeni i udał się w kierunku Doliny Świetlików. Być może był to błąd, a być może zrządzenie losu, że dostrzegł na polanie właśnie Victorię. Przez chwilę myślał, że może list był rzeczywiście od niej, ale nim zdołał sam sobie zaprzeczyć, zemdlał. Ocknąwszy się, przez chwilę nie wiedział, gdzie jest, a już zupełnie stracił pewność tego, co się z nim dzieje, kiedy zobaczył dziesięć Victorii stojących przed nim. Miał wybrać tę, z którą przed momentem miał okazję rozmawiać. Miał wybrać tę właściwą, ale… Postacie przed nim nie różniły się od siebie niczym! Wybrał w końcu, jak mu się zdawało właściwą, w efekcie otrzymując dziewięć uderzeń w policzek, który w efekcie zrobił się czerwony i jakby nieco napuchnięty. Spróbował ponownie i jeszcze raz, ale dwukrotnie się myllił. Za każdym razem postacie uśmiechały się w taki sposób, że LJ był pewien, że coś się stało, że coś się zmieniło, choć jeszcze nie wiedział co. Dopiero za czwartym podejściem udało mu się wybrać właściwą, gdy skupił się mocniej na oczach dziewcząt, poszukując tego jednego, krystalicznego błękitu, jakim cechowały się tęczówki Victorii. Jednak nawet ona okazała się być fałszywa, choć mógł się tego spodziewać. Ginewrą nie był zainteresowani, ani ona nim, choć w ramach prezentu, czy nagrody pocieszenia za zesłane na niego kary, jak myślał Swansea, podarowała mu flakonik z eliksirem – Afrodisią. LJ stał jeszcze chwilę na polanie, gdy został już zupełnie sam, zastanawiając się po co mu taki eliksir i czy nie lepiej byłoby go sprzedać, nim ostatecznie skierował się w stronę domku. Musiał przyznać, że miał talent do znajdywania eliksirów z tego samego zakresu – kiedyś antykoncepcyjny, teraz wzmagający popęd seksualny. Ciekawe…
/zt
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Ostatnio zmieniony przez Larkin J. Swansea dnia Sob Sie 20 2022, 09:11, w całości zmieniany 1 raz
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Zapach listu: 2 Rozpoznanie/Dorzuty: 81 → 31 (przerzut) → 66 → 64 5 → 1 Zyski/Straty/Konsekwencje: nie pamiętam Josha 3 miesiące ; otrzymuję 3 punkty eventowe i flakonik afrodisi
Był naprawdę zdziwiony, kiedy biała gołębica dostarczyła mu list. To nie było coś, czego człowiek może się spodziewać, nie było to coś, co łatwo można było przyjąć, co byłoby spodziewane lub cokolwiek podobnego. I choć było to tak niecodzienne, Christopher mimo wszystko nie uważał, że powinien odmawiać, że powinien zignorować tę wiadomość, nie należał bowiem do osób, które całkowicie porzucały coś, jeśli nie wiedziały, co się za tym kryło. Zapach fiołków również z jakiegoś powodu go intrygował, zdając się sugerować, że za tym wszystkim kryło się coś niecodziennego. Zapewne dlatego udał się na miejsce spotkania, zamierzając wszystko wyjaśnić, a nie uciekać od tego, co się działo, zdziwiony jednak musiał zmierzyć się ze świadomością, że miał przed sobą coś, kogoś, ducha, stworzenie, nie wiedział, które do złudzenia przypominało jego męża. Bo, tego był pewien, nie mogło być Joshem. Nawet zamienienie kilku słów z tym sobowtórem to potwierdzało i Chris zamierzał wracać, gdy nagle padł zemdlony na ziemię. Kiedy się ocknął, zdał sobie sprawę z tego, że otaczało go wiele postaci, wszystkich do złudzenia przypominających Josha. Naprawdę nie chciał mieć z nimi nic do czynienia i próbował od nich odejść, wyrwać się im, zupełnie przypadkowo wskazując na jedną z nich, co duchy najwyraźniej uznały za jakiś błąd. Nie wiedział, że został obłożony klątwą, przynajmniej w tej chwili, nie wiedział, co się z nim dzieje, poza tym, że wydawało mu się, że osłabł, że kręci mu się w głowie. Chciał odejść i machnąwszy ręką, wskazał na kolejną istotę, co zostało skwitowane zimnym, paskudnym śmiechem, który brzmiał w jego uszach naprawdę makabrycznie, jakby był przepowiednią czegoś, co go czekało. Zapewne tak właśnie było, bo gdy wskazał na kolejną sylwetkę, został nagrodzony flakonikiem afrodisi i w końcu mógł opuścić to straszne miejsce. Nie mając najmniejszego pojęcia, o istnieniu Josha.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szedł właśnie na kolejny samotny trening, gdy jakieś ptaszysko postanowiło pierdolnąć go listem w łeb. Biała gołębica wyglądała dość osobliwie na rajskiej wyspie, co było już pierwszym znakiem dla nastolatka, że coś ma zamiar się odjebać. Sięgnął po upadły na ziemię liścik i zdziwił się, gdy wyczuł zapach lawendy. W pierwszej kolejności pomyślał o Brewerze z jakiegoś powodu, ale jakoś wątpił, by ziomek stosował podobne gesty jeśli chciał go zaprosić na piwo. Otworzył więc kopertę i ze zdziwieniem przeczytał treść liściku, który brzmiał dość intrygująco. Ni chuja nie kojarzył inicjałów, którymi podpisał się autor, ale prawdą było, że Max nie pamiętał wszystkich swoich przelotnych akcji, więc założył, że to ktoś z przeszłości, albo jakaś wielbicielka, która nie ma zamiaru przyznać się tak prosto, że Solberg jej się podoba. Jako że z Salem wciąż byli na niewyjaśnionych wodach, to postanowił sprawdzić o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi i udać się na wskazane miejsce. Dolina sprawiała na nastolatku naprawdę niezłe wrażenie. Zakodował sobie w myślach, by wziąć tu Paco przy najbliższej okazji. Chyba te myśli przywołały mężczyznę, bo gdy Max wszedł na polanę, to właśnie jego ujrzał wśród paproci i świecących robaczków. -Paco? Co to za szarady? Nie żeby mi się nie podobało, doceniam nawet kreatywność, ale.... Nie kumam? - Zaczął od razu szczerze. Było w tym coś naprawdę ciekawego. W przeciwieństwie do ich normalnych gierek, ten podstęp był nawet intrygujący i romantyczny, ale coś tu nastolatkowi srogo nie pasowało. Chwilę jeszcze poprowadził rozmowę czując coraz bardziej, że to raczej jakiś sobowtór niż prawdziwy Paco, po czym poczuł, jak ogarnia go ciemność. Jakby mało miał utrat przytomności w życiu... Gdy ponownie otworzył oczy, zauważył że nadal znajduje się na polanie, ale nie jest tam już sam z Salazarem, a z jego dziesięcioma identycznymi kopiami. Chwilę zajęło nim zorientował się, że musi znaleźć tego, z którym jeszcze chwilę temu rozmawiał. Nie szło mu najlepiej, bo wszyscy wyglądali kurwa identycznie. Nic więc dziwnego, że klony wkurwiały się i to nie na żarty. Co gorsza, nie były to zwykłe postaci, a ukryte harpie, które postanowiły ukarać chłopaka za jego debilizm i sprawiły mu piękne, głębokie rany cięte przy pomocy swoich pazurów, a raz nawet całe grono postanowiło spoliczkować jego piękną twarzyczkę. To chyba trochę nastolatka obudziło, bo w końcu udało mu się wskazać odpowiedniego Salazara i cały ten koszmar się skończył. Solberg usiadł na ziemi i wyjął różdżkę, po czym zaczął zasklepiać harpiowe rany, co niestety szło mu dość topornie, bo zdążył już nieco osłabnąć po tym wszystkim. W końcu jednak był w stanie zakończyć tę chorą noc i wrócić do wioski przyrzekając sobie, że na żadne więcej tajemnicze schadzki nie będzie łaził w najbliższym czasie.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zapach listu: Goździki Rozpoznanie/Dorzuty: I: 14 -> 81 (przerzut za cechę) -> 3 II: 20 ->4 III: 94 -> 1 IV: 59 Zyski/Straty/Konsekwencje: Siła i odwaga na następny wątek, dostaję w twarz, wenera do końca roku, głos w głowie do końca wyzwania, 3pkt. eventowe, flakonik afrodisi.
Dzień zapowiadał się spokojnie. Irvette zwiedzała Avalon na własną rękę, gdy nagle piękna, biała gołębica upuściła u jej stóp liścik. Lekko zdziwiona dziewczyna podniosła kopertę z ziemi, a gdy poczuła aromat goździków, jej twarz od razu stęgła. Nie była to dla niej nowość. We Francji, perfumowanie listów było normą szczególnie wśród członków wyższych sfer. Dawno jednak nie miała okazji otrzymać takiej korespondencji i czuła, że nie mogą to być dobre wieści. Szybko przypomniała sobie, kto używał akurat tego aromatu do swojej papeterii, po czym z nieco lżejszym sercem otworzyła zalakowaną kopertę. Treść notki zdziwiła ją tylko trochę. Szlachcic Poirier zawsze miał do niej słabość, choć dawno nie otrzymała od niego żadnej korespondencji, a nie tylko zapach, ale nawet inicjały zgadzały się z jego osobą. Nie wiedziała, jakim cudem znalazł się też w Avalonie, ale postanowiła to sprawdzić. Wiedziała, że poradzi sobie z nim sama, więc po prostu po zmroku wybrała się we wskazane miejsce, by po raz kolejny uświadomić mu, że nie jest zainteresowana jego propozycją. Jakie to zdziwienie poczuła, gdy w Dolinie świetlików nie zastała Gerarda, a... -Harry? - Uniosła jedną brew i choć normalnie by się ucieszyła i pewnie powitała go tradycyjnym pocałunkiem, tak teraz czuła, że coś tu nie gra. Trzymała się więc na bezpieczną odległość, próbując wybadać co jest grane, ale nim udało jej się dojść do jakiejś konkluzji straciła przytomność. Obudziła się pośrodku kręgu Harielów, którzy uśmiechali się do niej i wtedy zrozumiała, że intuicja znów jej nie zawiodła. Chciała opuścić to miejsce, ale krąg tylko się wokół niej zaciskał, gdy próbowała jakkolwiek uciec. Zrozumiała w końcu, że jedyną opcją jest zagranie w tę dziwną grę i wskazanie prawidłowego Hariela. Próbowała podejść do tego logicznie, co nie było łatwe, bo mężczyźni niczym się od siebie nie różnili. Nic więc dziwnego, że pierwsze próby były nieudane, co odczuła boleśnie, gdy dostała dziesięć razów prosto w twarz, a następnie jakieś głosy zaczęły mieszać jej w głowie. Nie wiedziała jeszcze, że będzie musiała się mierzyć też z dużo bardziej długofalowymi konsekwencjami, które na ten moment nie przyniosły żadnych objawów. Na szczęście za czwartym razem skupiła się jak mogła i udało jej się wybrać tego, z którym przed chwilą prowadziła konwersację. W zamian dostała flakonik z afrodisią, na który spojrzała z pogardą. Niespecjalnie miała zamiar go używać, choć schowała fiolkę do kieszeni i jak najszybciej ewakuowała się z tego przeklętego miejsca.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Zapach listu: lilie Rozpoznanie/Dorzuty: 55 Zyski/Straty/Konsekwencje: 4 pkt eventowe, melancholia w następnym wątku, chustka Ginewry!
Nigdy nie widziała, by któryś z czarodziejów posyłał z listem gołębia, choć podobno był to sposób praktykowany przez mugoli. Była więc co najmniej zaskoczona otrzymanym listem, o treści już nie wspominając. Intensywny zapach lilii i zaproszenie na schadzkę jasno dawały jej do zrozumienia, że nie jest to wiadomość od Darrena, ale i tak postanowiła tam pójść – ze zwykłej, nierzadko zgubnej ciekawości, z różdżką w ręku i gotowa do natychmiastowej ucieczki. Shaw naprawdę był ostatnią osobą, którą spodziewała się zastać na miejscu, ale było to zaskoczenie z rodzaju pozytywnych; zrobiło jej się zaskakująco miło, że choć istniała duża szansa, że jej poczucie romantyzmu odbiega od standardów, wysilił się na gest wręcz książkowy, ale i tak dobrze wpisujący się w klimat Avalonu. Zdążyła uśmiechnąć się szeroko nim zauważyła, że coś jest jakby... nie tak? — Niezwykle urokliwe miejsce, lepsze niż jakaś tam jaskinia. Ale muszę przyznać, że trochę na widoku — zagaiła, zbliżając się do niego — trzeba było dodać, że jest tutaj tak magicznie, wzięłabym chociaż szkicownik... Nie była pewna, czy w ogóle coś odpowiedział, w każdym razie nie pamiętała nic z tego po tym, kiedy znów otworzyła oczy i z zaskoczeniem zauważyła, że nie tylko leży na ziemi, ale przede wszystkim znajduje się przed nią co najmniej kilku Darrenów. Zamrugała i potarła skronie, jakby spodziewała się, że to po prostu w oczach jej się troi, ale darrenowe kopie w ogóle nie znikały. — Kolejna lekcja zaklęć? — rzuciła z niejakim rozbawieniem zabarwionym dodatkowo nutką rozczarowania. Nie chciała dostawać kwiatów tylko przy nauce orchideusa, a listów – by zwabić ją na korepetycje. Podniosła się z ziemi i uważnie przyjrzała wszystkim parom wpatrzonych w nią ciemnych oczu. Tylko jedne z nich zachowały właściwą równowagę brązu, zieleni i czystego złota, tylko jedne miały plamki we właściwych miejscach. — Dzisiaj chyba czas na lekcję dla Ciebie, poopowiadam Ci o kolorach — złapała za rękę jedynego słusznego Darrena, chichocząc pod nosem i wtedy... zniknął. Wszyscy oni zniknęli. Została tylko ona, błyskające wokół świetliki i chustka, którą ściskała w palcach. Stała tak jeszcze przez moment oniemiała, przyglądając się skrawkowi białego materiału, aż w końcu wzruszyła ramionami i wróciła do wioski, uznając, że magia musiała jej spłatać niezłego figla.
{ z t. }
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Zapach listu: 2 - Fiołki Rozpoznanie/Dorzuty: 14 -> 21(świetne zewnętrzne oko) -> 81(Aurelia z nikim nie spała) -> 98 -> 4,37 -> 6,10 -> 3,28 -> 3,25 -> 6,47 -> 4,16 -> 6,94 -> 1,4 -> 1,38 -> 4,80 -> 4, 59 Zyski/Straty/Konsekwencje: 1pkt. eventowy, najbliższy wątek nie jestem w stanie skłamać i flirtuje z każdą napotkaną osobą, choruje na nitinię do połowy stycznia, głosy się ze mnie śmieją, wymiotuję i dostaję kilka razy z liścia.
Kilka godzin po wąwozie mgieł
Wszystko się zaczęło od dziwnego listu. Ledwo zdołałam uciec przed dziką świnią, a jakiś gołąb upuścił u moich stóp list. Popatrzyłam się na niego niepewnie, nie wiedząc, czy chce poznać treść. Pochyliłam się, podnosząc kopertę i otrzepując ją z pyłu. Przybliżywszy go do swojej twarzy, poczułam przyjemny zapach fiołków. Z jeszcze większym zdziwieniem, przełamując niepewność ciekawością, zajrzałam do środka i wyciągnęłam znajdującą się w kopercie kartkę. Napisany na niej list od niejakiego G.P. zapraszał mnie na polanę świetlików. Nie miałam okazji tam być, ale podsłyszałam, że jest to miejsce idealne na schadzki. Aż się zarumieniłam na myśl, że ktoś w taki sposób umawia się ze mną na randkę. Było to nieco romantyczne, chociaż nie mogłam zbytnio rozgryźć inicjałów. Żaden z moich znajomych nie przychodził mi do głowy, co zaświeciło mi czerwoną lampkę. Czy powinnam posłuchać swojego zdrowego rozsądku i tam nie iść? Jak zapewne się domyślacie, zaśmiałam się niebezpieczeństwu w twarz i wieczorną porą stawiłam się na miejscu spotkania. Na polanie czekała na mnie przepiękna...istota. Ciężko było mi odpowiedzieć jakiej była płci, bo posiadała zarówno cechy kobiece i męskie. Było to na swój sposób komiczne i zastanawiające. Ogarnęła mnie gęsia skórka i poczułam, że zdecydowanie coś jest nie tak. Następnie ogarnęła mnie ciemność. Oprzytomniałam kilka chwil później, wstając powoli z widocznym problemem utrzymania równowagi. Tym razem otaczało mnie dziesięć istot, wszystkie wyglądające tak samo. Miałam spośród nich wybrać tą, którą wcześniej widziałam. Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się, jak na Merlina mam to zrobić. To, co się wydarzyło następnie...wolałabym do tego nie wracać. Kręciło mi się w głowie, słyszałam natarczywy śmiech w swojej głowie, nie zanikający nawet, gdy zatkałam sobie uszy. Dwa razy pod rząd dostałam "plaskacza" od każdej postaci, i to nie takiego dla zabawy, a faktycznego, mocnego uderzenia. Policzki bolały mnie niemiłosiernie, były całe podpuchnięte i pewno wyglądałyby gorzej, gdyby nie moc pierścienia. W pewnym momencie zrobiło mi się tak niedobrze, że zwymiotowałam, wśród gromkiej salwy śmiechu. Ostatecznie, siłą rzeczy, trafiłam poprawnie, a koszmar się zakończył. Wykończona psychicznie padłam na kolana i się rozpłakałam. Oprócz wyżej wspomnianych rzeczy miała mnie czekać jeszcze jedna, o której się dowiem za kilka dni. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodziło, ale jednego byłam pewna: nigdy więcej nie zgodzę się iść na randkę z obcą osobą.
z/t
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Pewnego słonecznego popołudnia spacerował niedaleko spalonej wioski, kiedy na jego ramieniu przysiadła trzymająca w dziobie list gołębica. Nie widział wcześniej żadnych na wyspie, więc już sam gatunek ptaszyska wzbudził jego podejrzenia. Przez dłuższą chwilę przyglądał się ozdobnej kopercie, jednak ciekawość zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem, zachęcając Salazara do rozprawienia się z okalającym treść wiadomości papierem. Ledwie rozerwał brzeg, a już do jego nozdrzy dotarł intensywny zapach lawendy. Jeszcze bardziej zaintrygowały go jednak wypisane na kartce słowa i tajemnicze inicjały G. P. Nie miał pojęcia o kogo może chodzić, początkowo – przede wszystkim przez wzgląd na Maximiliana – zamierzał nawet zignorować zaproszenie. Niestety coś go podkusiło, żeby chociaż sprawdzić kto taki postanowił sobie o nim przypomnieć podczas urlopu w Avalonie. Zgodnie ze wskazówką, tuż po zachodzie słońca udał się wprost do doliny świetlików, rozglądając się za potencjalnym nadawcą listu. Wtedy przed jego oczami niespodziewanie wyrosła sylwetka młodszego kochanka. – Felix…? – Zagadnął chłopaka wyraźnie zaskoczony, zastanawiając się czy to dość nietypowy jak na niego pomysł na schadzkę, czy może test, który właśnie oblał. Nie oszukujmy się, inicjały nie należały do niego. Niewykluczone, że chciał go sprawdzić, zobaczyć jak zachowa się kiedy ktoś inny zapragnie spędzić z nim wieczór. – Musiałem sprawdzić. – Nie wiedzieć czemu, zaczął się przed nastolatkiem tłumaczyć. Niezbyt długo, bo po wymianie kilku zdań zrobiło mu się ciemno przed oczami, po czym bezwładnie osunął się na ziemię. Kiedy tylko udało mu się wybudzić, stał nad nim nie jeden, a dziesięciu Maximilianów. Nie rozumiał co się dzieje. Nic więc dziwnego, że zaczepił pierwszego lepszego sobowtóra, nie do końca rozmyślnie rozwścieczając w ten sposób ukryte pod bujną czupryną i przepięknym uśmiechem Solberga harpie. Magiczne stworzenia rzuciły na niego klątwę, na skutek której ktoś taki jak Felix przestał istnieć w jego świadomości. Nie trzeba chyba mówić, że teraz nie miał już żadnych szans na rozpoznanie postaci, z którą rozmawiał przed tym całym cyrkiem. Wybrał kolejny cel, ale jedynie zakręciło mu się w głowie. – Pierdolę to. – Warknął wkurwiony, rozpychając się ramionami, żeby utorować sobie przejście, ale wredne stwory ani myślały go przepuścić. Próbował więc wygrać w tę ich zgadywankę na oślep, co rusz otrzymując kolejne ciosy. Harpie rzucały na niego klątwy, zaraziły go jakąś pieprzoną chorobą weneryczną, policzkowały go… do tego nabawił się również ośmiu głębokich, ciętych ran po ich ostrych pazurach zanim przypadkiem natrafił na pierwowzór młodego, atrakcyjnego chłopaka, który wciągnął go w to bagno. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak Paco ostatecznie padnie ofiarą innego podrywacza, znanego z arturiańskich legend. Jebany Lancelot. Zagrożenie w końcu ustało, a Morales ostatkiem sił dopadł swojej różdżki, teleportując się niedaleko chaty znachorki, żeby jakkolwiek zaleczyć swoje rany. Nie wiedział jeszcze, że te fizyczne okażą się niczym w porównaniu ze szkodami, jakie harpie pozostawiły na jego penisie i psychice…
zt.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Merlin działa w niezbadany sposób. Czy jakoś tak się czasem mówiło. Bo jak inaczej można było wyjaśnić fakt, że białopióra gołębica upuściła u jej stóp uperfumowany liścik? Jeszcze o takim ładnym kwiatowym zapaszku. Z pewnością nie powiedziałaby tego, że ktoś wyskoczy jej z propozycją schadzki gdzieś w lesie. No, ale dobra. Pójdzie i zobaczy o co chodzi, bo jednak widoczne gdzieś tam na dole liściku inicjały chuja jej dały. Nie kojarzyła człowieka. Z pewnością też nie spodziewała się, że tajemniczym wielbicielem z liściku czy jak to można było nazwać będzie ktoś to aparycją przypominał jej koleżankę pochodzącą z Wuhan. No, ale jakoś szczególnie nie zamierzała w to wszystko wnikać. Zanim jednak zdołała wymienić chociaż parę zdań, zrobiło jej się niezwykle słabo i padła na ziemię ja długa, tracąc przytomność. Obudziła się dopiero po jakimś czasie otoczona przez dziesięć takich samych postaci. Tutaj ewidentnie w grę wchodziły jakieś avalońskie czary. Oczywiście jako przykładna gryfonka, która posiadała tylko jedną komórkę mózgową, którą dzieliła się z Maxem (i najwyraźniej teraz właśnie przebywała ona z Brewerem) nie bardzo umiała się ogarnąć. Chwilę zajęło jej zrozumienie tego, że musi wybrać odpowiednią osobę z tego jakże dziwnego kółeczka adoracji. A nawet kiedy już wiedziała o co chodzi to i tak szło jej to niezwykle kiepsko. Dwukrotnie padła ofiarą harpii, która podrapała ją za dokonanie niewłaściwego wyboru, raz także dostała rundkę w twarz z liścia od całego zbiorowiska. Może pojedynczy plaskacz nie byłby niczym nadzwyczajnym, ale dziesięć od razu i to wymierzonych całkiem silnie zdecydowanie zabolało i sprawiło, że twarz jej napuchła i mogła liczyć na to, że z pewnością będzie miała paskudnego siniaka. Cudownie. Dopiero po licznych próbach udało jej się w końcu wybrać odpowiednią postać. Zajęło jej to naprawdę sporo czasu, ale nareszcie się udało i mogła cieszyć się z tego, że miała już z głowy to niesamowicie wkurzające zadanie.
z|t
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Zapach listu:5 Rozpoznanie/Dorzuty:31 + 2; 20 + 5; 25 + 1; 51 + 3; 8 + 2 -> 4 -> 1; 62 Zyski/Straty/Konsekwencje: przez najbliższy wątek jestem bardzo wrażliwa i łatwo mnie zranić, mam 4 głębokie rany, na 3 miesiące zapominam o bracie, 2 pkt. eventowe (w sumie 11)
Wakacje trwały w najlepsze. Siedziała sobie akurat z koleżanką na jakiejś pięknej polanie i rozkoszowała się słońcem, kiedy nie wiadomo skąd podleciała do niej biała gołębica i upuściła u jej stóp list. Nie byle jaki, jak się okazało. Nie dość, że był obficie spryskany lawendowymi perfumami, to w dodatku zawierał zaproszenie na schadzkę w - o ironio - dolinie świetlików. Przez chwilę przeszło jej nawet przez myśl, że może to od profesora Walsha, który w taki podstępny sposób postanowił zwabić ją i Maxa w to miejsce, aby ukarać ich za naganne zachowanie. Kiedy jednak zjawiła się po zachodzie słońca w dolinie, nie dostrzegła ani profesora, ani Maxa. Zamiast tego czekał na nią piękny młodzieniec, ale był on tak piękny, że jeszcze w życiu kogoś takiego nie widziała. Przez dłuższą chwilę stała i po prostu się na niego patrzyła, nie będąc pewną, jak powinna zareagować. Nie kojarzyła, żeby chłopak przyjechał z nimi na wakacje. W końcu zdecydowała się do niego podejść, a potem... potem była ciemność. Po obudzeniu z przerażeniem dostrzegła, że otacza ją z dziesięć identycznych postaci. Nie było jej do śmiechu gdy dowiedziała się, że ma wybrać tą, z którą wcześniej rozmawiała. Wszyscy wyglądali tak samo. Pierwsza próba poszła jej fatalnie. Dokonała złego wyboru, na co inna zazdrosna postać zamieniła się w harpię i zaatakowała ją, pozostawiając po tym bliskim spotkaniu cztery głębokie rany. To wystraszyło ją nie na żarty. Drżącą ręką sięgnęła po różdżkę i rzuciła odpowiednie zaklęcie lecznicze, żeby przynajmniej trochę uśmierzyć ból i zasklepić ranę. Drugie podejście nie było wcale lepsze i oberwało jej się jakąś klątwą, której skutków nie znała. Po trzecim razie w jej głowie pojawił się chłodny, przerażający śmiechu, przez który po jej plecach przechodził dreszcz. Później dostała jeszcze z liścia od chyba każdej postaci, której nie wybrała, śmiech w głowie się nasilił i już myślała, że zaraz zwariuje, aż w końcu wszystko ustało. Udało jej się wybrać dobrą osobę i ten cały cyrk się zakończył, pozostawiając ją w odrętwieniu na dobre kilka minut. Dolina świetlików zdecydowanie nie była jej szczęśliwym miejscem.
Niepokój ogarnął Dolinę Świetlików, gdy stado białych gołębic pojawiło się nad magicznymi paprociami. Okolica zdawała się świecić zdecydowanie mocniejszym blaskiem, niż kiedykolwiek wcześniej, a istoty zamieszkujące tę część Avalonu, jak spłoszone biegły ku swoim kryjówkom. Nie trzeba było czekać długo, gdy stado śnieżnobiałych ptaków otoczyło jedną, wyjątkowo magiczną polanę, by następnie zacząć powoli gnić i wtopić się w poszycie. Gdy tylko ostatnia gołębica powróciła do natury, leśne nimfy zeszły z drzew, by dzięki swojej magii posadzić w tym miejscu kolejne paprocie, których zadaniem było zniwelowanie miłośnej i przede wszystkim zazdrosnej magii, jaka miała tu ostatnio miejsce, a co za tym szło, ochronić przebywających na wyspie, przed kolejnymi niechcianymi schadzkami w Dolinie Świetlików.
Kiedy sny i halucynacje przeminęły, a wy trafiliście ponownie do realnego świata, gdy wszystkie koszmary i senne widziadła rozmyły się niczym mgły, zdaliście sobie sprawę z tego, że nie byliście całkiem sami. Zgrzyt oraz szczęk metalu, który się do was zbliżał, był coraz głośniejszy, aż w końcu dostrzegliście przed sobą zbroje. Każda z nich pokłoniła się wam głęboko, by przekazać wam niezwykłą wieść, w którą zapewne trudno było wam uwierzyć. Oto duch samego Merlina zbudził się z głębokiego snu, wyrwany z niego przez ciemność, ból i cierpienia, jakie wywoływał jego przedwieczny wróg. Starszy Smok już raz został ujarzmiony przez najpotężniejszego czarodzieja, już raz został przez niego związany i teraz duch Merlina nie mógł zaznać spokoju, wyczuwając, że bestia ponownie się uwolniła. Zgodnie ze słowami zbroi, wielki czarodziej zamierzał sprowadzić was w miejsce, gdzie Starszy Smok przygotował sobie leże, by tam dokonać ostatecznego dzieła. Wasi przewodnicy, choć oczywiście wahali się, jak postąpić, nie chcieli zbyt długo zwlekać. Czas wam uciekał, niebezpiecznie się kurczył, a wstający świt zdawał się dziwnie wręcz krwawy. Avalon nie był gościnny i choć zbroje twierdzące, że posłał je sam Merlin były podejrzane, nie mieliście właściwie innego wyjścia niż im zaufać. To właśnie one przeniosły was, niczym świstolkliki, do Doliny Świetlików. Do leża Starszego Smoka. Próżno szukać tutaj pięknych mchów i paproci, próżno szukać tutaj błysków świetlików, wilgoci i ciszy, jaka dawniej spowijała to miejsce. Teraz przepełnia je jedynie smutek, zniszczenie i ciemność, popiół, który zdaje się unosić nieustannie ponad ziemią. Wschód słońca tonie w gęstej mgle, w pyle i dymie, jaki nieustannie zdaje się unosić od samego smoka, którego dostrzegacie w dolinie, ułożonego wygodnie na zgliszczach, które służą mu za najwygodniejsze leże, jakie mógł znaleźć. Jego ślepia śledzą uważnie każdy wasz ruch i choć dookoła was roznosi się chrzęst świadczący o tym, że zbliżają się ku wam kolejne zbroje, kolejni obrońcy Avalonu, ciężko wam uwierzyć w to, że zwyciężycie. Nim zaś podejmujecie jakieś decyzje, nim dostrzegacie ducha Merlina, wszystko staje na głowie...
Atak magicznych stworzeń
Starszy Smok od wielu miesięcy kontrolował inne smoki i jak się okazało – inne magiczne stworzenia również. W Avalonie ich nie brakuje, przez setki lat żyły w spokoju, nieodkryte razem z Wyspą Jabłoni, a teraz bezwzględnie okazują się słuchać uwolnionego Starszego, którego bronią własnym kosztem.
Każdy ma obowiązek rzucić literką na atak magicznego stworzenia:
• A – Avaloński wróżkoskrzydły – to niewielki i niegroźny gatunek smoka, ale pod kontrolą Starszego okazuje się, że uwarunkowania gatunkowe nie mają nic do rzeczy, wbrew swojej naturze atakuje cię i choć jego iskry nic nie mogą zrobić, to zęby i pazury wciąż pozostają ostre. Nieważne bowiem jak łagodne są to smoki, są drapieżnikami, a jeden z nich teraz widzi w tobie swój cel. Jego pazury głęboko zatapiają się w mięśniach ramienia twojej dominującej ręki i ranią ją aż do kości. Twoje zaklęcia rzucane tą ręką będą od tego momentu dwa razy słabsze, chyba że wyleczy cię wprawiony uzdrowiciel.
• B – Bodak – przed tobą staje humanoidalna istota o wielkich łapskach i płaskiej twarzy bez nosa, wielce prawdopodobne, że spotkałeś już w swoim życiu ich kuzynów, którzy przyjmują formę twojego największego strachu. Bodak jednak tego nie robi, zamiast tego rzuca się na ciebie i pazurami ora twoją twarz, dorzuć kostkę k100 jeśli wyrzucisz mniej niż 20 pazur bodaka zahaczył o twoje oko i nawet szybka reakcja uzdrowiciela nie sprawi, że odzyskasz wzrok, jeśli jednak ktoś ci pomoże – nie tracisz gałki ocznej, jedynie wzrok.
• C – Czerwony kapturek – nie zauważasz wykopanej, acz niewielkiej jamy, twoja noga jednak w niej utyka, a z jamy obok wyskakuje czerwony kapturek, który zdaje się być w szaleńczym transie i nawet łatwe zaklęcia, które zazwyczaj, by na niego podziałały, teraz stają się nieskuteczne. Kapturek uderza cię z wyjątkową siłą pałką w głowę, dorzuć kostkę k6 jeśli wyrzucisz 1 lub 5 tracisz przytomność i potrzebujesz pomocy, przy innych wynikach nie mdlejesz, ale bólu głowy nie pozbędziesz się przez jakiś czas.
• D – Dementor – pojawia się za twoimi plecami, choć już chwilę wcześniej czujesz jak robi ci się zimno, tych obrzydliwych stworzeń nie powinno być na wyspie, ale zdaje się, że wpływ smoka i spustoszenie, które na stałe zagościło w Avalonie stało się niezwykle pociągające dla obrzydliwego stworzenia bez duszy. Jeśli potrafisz zaklęcie patronusa, jesteś w stanie skutecznie się przed nim obronić, jeśli nie potrafisz – potrzebujesz pomocy i na stałe tracisz jedno, najpiękniejsze dla ciebie wspomnienie.
• E – Kwintoped – widzisz zmierzający w twoją stronę nisko zawieszony tułów i pięć nóg, każdą zakończoną zdeformowaną stopą, zmierza w twoją stronę jeszcze bardziej wygłodniałe niż zazwyczaj i wyjątkowo rozsmakowane w ludzkim mięsie. Dorzuć kostkę k6 jeśli wyrzucisz 1, 2 i 3 nie jesteś wystarczająco szybki i nie zdążyłeś się zasłonić żadnym zaklęciem, a kwintoped odgryza kawał twojego uda. Ból jest ogromny i pilnie potrzebujesz pomocy uzdrowiciela, szybko tracisz krew, a ból sprawia, że jesteś otępiały. Jeśli nikt ci nie pomoże – mdlejesz i konsekwencje mogą okazać się dla ciebie tragiczne. Przy wynikach 4, 5 i 6 stworzenie wgryza się w twoją nogę, ale w porę sobie z nim radzisz, rana jest nieprzyjemna, ale nie potrzebujesz pilnej pomocy. Jeśli posiadasz cechę gibki jak lunaballa nie musisz dorzucać k6, traktujesz to tak, jakbyś dorzucił 4, 5 lub 6.
• F – Wiwern – ten olbrzymi i spokrewniony ze smokami gad upatrzył sobie właśnie ciebie na ofiarę, choć nieczęsto można je spotkać nie powinno jednak nikogo dziwić, że pojawił się właśnie w tym miejscu, pod kontrolą Starszego Smoka. Bestia przymierza się do ataku i masz bardzo mało czasu na reakcję, dorzuć kostkę k100, jeśli wyrzucisz więcej niż 80, jesteś powolny, a ogon zakończony żądłem zdążył cię drasnąć i trucizna wdziera się do twojego organizmu, pilnie potrzebujesz pomocy. Jeśli wyrzucisz 60 – 80 ogon cię nie trafia, ale potężne szpony już tak i orają twoje plecy na całej długości, również potrzebujesz pomocy uzdrowicielskiej. Przy innych wynikach w porę uskakujesz przed wiwernem i towarzyszą ci jedynie niewielkie zadrapania, które choć nieprzyjemne, to nie zagrażają twojemu życiu.
• G – Garboróg – trudno go przeoczyć, a wielkie, szarofioletowe cielsko z garbem na grzbiecie już pędzi w twoją stronę. Dorzuć kostkę k100 jeśli wyrzucisz mniej niż 50 nie jesteś w stanie odpowiednio szybko uskoczyć, a garboróg ciska tobą na kila metrów, boleśnie trafiasz w drzewo i łamiesz sobie dowolną kość, to paskudne złamanie otwarte. Jeśli wyrzucisz równo lub więcej niż 50 lub posiadasz cechę pojawiam się i znikam udaje ci się uskoczyć dość szybko, lecz szybkość, z którą biegnie stworzenie sprawia, że odrzuca cię w tył, a ty kończysz cały poobijany, ból będzie ci towarzyszył przy każdym, nawet najmniejszym ruchu
• H – Hebrydzki czarny – ten smok jest z natury agresywny, a pod wpływem Starszego wydaje się być uosobieniem śmierci. Kontrolowany i zirytowany zbyt małą dla siebie przestrzenią, jego fioletowe ślepia wpatrzone są w ciebie i już wiesz, że to ty jesteś jego ofiarą. Dorzuć kostkę k100, jeśli wyrzucisz mniej niż 30 lub posiadasz cechę gibki jak lunaballa (zwinność/szybkość) jesteś wystarczająco szybki i udaje ci się uskoczyć przed płomieniami, którymi zieje, lekko cię dotykają, ale poparzenie dłoni jest porównywalne z dotknięciem gorącego czajnika. W przeciwnym razie, cała twoja ręka pokryta jest poparzeniami drugiego stopnia, dorzuć jeszcze k6, przy parzystej to ręka dominująca.
• I – Irlandzki pasibrzuch – bohater legend o smokach, chcących pożreć księżniczkę, problem w tym, że teraz pragnie pożreć ciebie, a jeśli znasz się choć trochę na smokach to doskonale wiesz, że ten gatunek lubuje się w ludzkim mięsie. Postanawia jednak zaatakować ogonem, dorzuć kostkę literkę, jeśli wyrzucisz samogłoskę ciężki smoczy ogon przygniata cię i miażdży twoje żebra, potrzebujesz pilnej pomocy uzdrowiciela, jeśli nie chcesz, by przebiły płuca. Przy spółgłosce potężny ogon stworzenia odrzuca cię na kilka metrów lecz kończysz jedynie poobijany.
• J – Dwurożec – można dostrzec pewien schemat w stworzeniach, które przybiegły bronić Starszego Smoka, większość z nich lubuje się w ludzkim mięsie i w tym przypadku nie jest inaczej. Jesteś dla drurożca smakowitym kąskiem i zanim się orientujesz już biegnie w twoją stronę. Dorzuć kostkę k100, jeśli wynik będzie mniejszy niż 70 lub posiadasz cechę gibki jak lunaballa (zwinność/szybkość) udaje ci się uskoczyć na czas i choć się potykasz, to kończysz tylko ze skręconą kostką. Jeśli natomiast wynik będzie równy lub większy niż 70 jesteś zbyt wolny i dwa rogi stworzenia wbijają się w ciebie z niesamowitą siłą i masz szczęście, że omijają najważniejsze narządy.
...to też kontrolujesz
— Nie zabijecie go. Głos Merlina zdaje się rezonować w waszych głowach, zupełnie, jakby duch czarodzieja był w stanie dotrzeć do każdego z was, niezależnie od tego, gdzie się znajdujecie, jakby był w stanie przebić się przez zgiełk bitwy i otaczające was trzaski, zgrzyty, huk i wszystko to, co może was rozpraszać. Zdawałoby się, że duch jest tylko duchem, macie jednak przed sobą najpotężniejszego czarodzieja, jaki stąpał po tym świecie i chociaż sprawia wrażenie pogodnego mężczyzny w sile wieku, chociaż nie wygląda, jakby był staruszkiem, co nie do końca zgadza się z tym, co uwieczniono na kartach Czekoladowych Żab, możecie poczuć, jak wielką mocą władał. — Nie udało mi się tego dokonać, nie byłem w stanie go uśmiercić i nikt nie będzie w stanie tego uczynić, nie wierzę w to. Możecie go jednak spętać i uśpić, tak, jak wydarzyło się to, gdy jeszcze żyłem. Tam — duch niespiesznie wskazał na zbocze góry, na ścieżkę, która musiała dawniej prowadzić wprost w bujne paprocie — znajdziecie harfę, którą pogrzebałem, wierząc, że nigdy nie doczekamy dnia, w którym łańcuchy tego smoka zostaną zerwane. Jej struny wykonano z trzciny tak silnej, że słuchają jej magiczne stworzenia, a melodia, którą musicie zagrać, jest wiecznie żywa w mojej pamięci. Merlin wydaje się z każdym kolejnym słowem górować nad okolicą, jakby pomimo wszystko był panem sytuacji i widać, że jest gotów wskazać każdemu, co ma robić. Zaraz też dodaje spokojnie, jakby nie widział, co się dookoła niego dzieje, że rycerze zaklęci w zbrojach, są skorzy do poświęcenia się, by spętać smoka, są skorzy do tego, by przekuć ich nieśmiertelne ciała w łańcuch tak mocny, że przedwieczna bestia nie zdoła go zerwać, oswabadzając się ze snu. Jego głos i słowa są pewne, widać, że nic nie jest w stanie zachwiać jego stanowiska i nie zamierza czekać na wasze szalone próby pokonania smoka tak wielkiego i potężnego, że jedno machnięcie jego łapy jest w stanie zabić was wszystkich. Czas wam ucieka i wszyscy zdajecie sobie z tego sprawę. Każdy moment zwłoki zbliża was do tragedii, nic zatem dziwnego, że Vesper w końcu podejmuje decyzję, wiedząc, że nie możecie teraz sprzeciwiać się słowom Merlina. Starszy Smok jest zbyt potężny, by móc go uśmiercić, wasze zaklęcia osłabią go, ale nie zniszczą, więc pozostaje wam jedynie posłuchać Merlina. Pozostaje wam usłyszeć głos harfy, której struny wykonano ze słynnej pięciotrzciny, która ma w sobie tak wiele mocy magicznej, że czarodzieja może objąć strach na samą myśl, że ma po nią sięgnąć. Czas na gadanie skończył się, teraz czas na działanie w grupach, w które zostaliście pospiesznie podzieleni przez organizatorów tej szalonej wyprawy.
Scenariusze
Zapoznajcie się z opisem scenariuszy dla każdej grupy, nie tylko tej, w której jesteście. Dzięki temu będzie wam łatwiej zorientować się co się dzieje dookoła was. Kostkami rzucacie w odpowiednim temacie.
To właśnie wam duch Merlina nakazał stworzenie łańcucha tak długiego i silnego, który będzie w stanie spętać Starszego Smoka. Merlin wyczuwa wasze transmutatorskie zdolności i wie, że ze wszystkich osób to jest zadanie dla was.
Zadanie wydaje się nierealne, ale macie do dyspozycji szereg zbroi, które chcą pomóc uratować ich świętą wyspę – Avalon. Musicie za pomocą magii przetopić je w żelazne pęta, które unieruchomią smoka raz na zawsze. Jeśli Camael użyje pierścienia kameleona, możecie czuć się bezpieczni – nic wam nie grozi, natomiast jeżeli nie zadbacie o swoje bezpieczeństwo i niewidzialność, musicie dodatkowo rzucić kostką k100 na atak smoka, który jest opisany u grupy poniżej, przysługuje wam wtedy także rzut na obronę.
Aby stworzyć łańcuch, każdy z was rzuca 15x litera – spółgłoska oznacza sukces, natomiast samogłoska to kompletne zniszczenie zbroi. Musicie uzbierać min. 20 spółgłosek, aby uznać, że wasz łańcuch jest wystarczająco długi i mocny, aby spętać Starszego.
Dodatkowo: • Za każde 15 punktów z transmutacji macie przerzut. • Marla – jeśli wypiłaś felix felicis, możesz zamienić dowolną samogłoskę na spółgłoskę trzy razy, a także przy ataku magicznego stworzenia nie dotyczą cię dorzuty, oznacza to, że wybierasz łagodniejszą opcję. • Camael – za cechę silna psycha (opanowanie) możesz zamienić dowolną samogłoskę na spółgłoskę raz.
Jeżeli nie uda wam się uzbierać 20 spółgłosek, możecie się poświęcić. To oznacza, że w proces tworzenia łańcucha wkładacie cały swój potencjał magiczny.
To w Saskii duch Merlina pokłada największe nadzieje, tylko ona z was wszystkich ma największą wrażliwość na sztukę i była w stanie poświęcić cząstkę siebie na rzecz dobra innych. Bo kiedy wy potraficie porozumiewać się za pomocą słów, jej pozostały inne zmysły, tak wyczulone i niezbędne do znalezienia zakopanej harfy. Krukonka potrzebuje również obrońcy i kogoś, kto będzie w stanie ją obronić i nie zawaha się przed pomocą przyjaciółce. Razem ruszacie w kierunku wskazanym przez Merlina, aby odnaleźć zakopany instrument.
Saskia, rzuć kostką k100. Wynik wyższy lub równy 50 oznacza, że z łatwością znajdujesz harfę. Wynik poniżej 50 oznacza, że Merlin nie pokazał ci dokładnie gdzie powinnaś szukać.
Za cechę świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) możesz dodać 20 do swojego wyniku k100 na szukanie. Jeżeli pomimo tego dalej nie jesteś w stanie znaleźć harfy, musicie wybrać scenariusz NPC, który wam w tym pomaga.
Gdy już znajdziesz harfę, duch Merlina pokazuje ci co masz robić i jak grać, aby uspokoić szalejące dookoła stworzenia i uśpić Starszego.
Ricky, twoim zadaniem jest pilnowanie, by Saskii nic się nie stało, kiedy szuka harfy. Nie powinno nikogo zdziwić, że zarówno sam smok, jak i kontrolowane przez niego magiczne stworzenia nie chcą do tego dopuścić. Rzuć kostką literką, jeśli wyrzucisz spółgłoskę musisz rzucić jeszcze raz na atak magicznego stworzenia, ponieważ jedno z nich próbuje wam przeszkodzić. Jeśli natomiast wyrzucisz samogłoskę musisz rzucić kostką na atak smoka, które ma rozpisane grupa poniżej, ponieważ sam Starszy usiłuje wam przeszkodzić. Tak jak i ekipa walcząca ze smokiem, możesz dodatkowo rzucić na pomoc zbroi.
Musisz zdecydować czy bierzesz na siebie cały atak (stworzenia lub smoka, w zależności od wyniku wyrzuconej literki), jeśli nie, efekt wyrzuconej przez ciebie kostki dotyczy was obu.
Za cechę gibki jak lunaballa (szybkość) otrzymujesz dowolny przerzut kostki.
Szybko orientujecie się w swojej roli, którą okazuje się być odpieranie ataków Starszego Smoka na całą waszą grupę. Jesteście ważnym ogniwem, którego działania mogą zaważyć na losach nie tylko tej wyprawy, ale także całego świata. Musicie bronić swoich towarzyszy, być może kosztem waszego zdrowia, bowiem to na was Starszy skupia się najbardziej, w końcu ciskacie w niego zaklęciami.
Każde z was zobowiązane jest do rzutu kostką k100: 1-15 – masz wyjątkowe szczęście. Smok ani cię nie wyczuwa ani nie dostrzega. Może to sam Merlin nad tobą czuwał, ale Starszy zajmuje się atakiem innych osób, a ty wychodzisz z tego bez szwanku. 16-30 – nie jesteś w centrum zainteresowania smoka, ale to nie zmienia faktu, że siła jego rażenia dotyka i ciebie. W czasie, kiedy to inni są celem jego ataku, ty obrywasz rykoszetem głazami i spopielonymi konarami drzew, które pod wpływem jego ogromnej siły turlają się prosto w twoją stronę. Jesteś cały poturbowany i poraniony, ale nie jest to nic z czym nie poradzi sobie amatorski uzdrowiciel. Wszystko cię boli, z wielu ran sączy się krew, jednak to nic w porównaniu do tego jakie obrażenia odnieśli ci, którzy byli bezpośrednim celem Starszego. 31-55 – próbujesz zrobić szybkie rozeznanie w terenie, ale jedyne, co przykuwa twoją uwagę to wrogie ślepia ogromnej bestii, wpatrzone prosto w waszą grupę. Zakłóciliście jego spokój, to wasi przodkowie związali go na setki lat, ale to wy poniesiecie za to konsekwencje. Starszy Smok podnosi się z legowiska, a ziemia pod twoimi nogami drży. Nie jesteś w stanie utrzymać równowagi, wywracasz się tak niefortunnie, że łamiesz obie nogi. W związku z tym nie jesteś też w stanie jakkolwiek się ruszyć, a ogień, którym Starszy zaatakował miejsce niedaleko ciebie sprawia, że zyskujesz dodatkowo poparzenia pierwszego stopnia. 56-85 – to jest ten moment, w którym możesz zacząć żałować, że tu przyszedłeś. Niezależnie czy zamierzasz uciekać czy walczyć, smok krzyżuje twoje plany i z dzikim rykiem zaczyna szarżę. Głos, który wydobywa z gardzieli, ogłusza cię, a kłęby pyłu i dymu uniemożliwiają orientację w terenie. Poruszasz się na oślep, potykasz o szkielet martwego stworzenia i lądujesz na ziemi, nie czując nic poza bólem w całym ciele. I zanim wróci ci świadomość, paraliżuje cię dodatkowa fala bólu. Smok może i nie celował w ciebie, ale swąd spalenizny uświadamia ci, że właśnie zostałeś dotkliwie poparzony. Twoją skórę pokrywają paskudne bąble i masz wrażenie jakbyś siedział w bulgoczącym kociołku. To poparzenie drugiego stopnia, jesteś w stanie poruszać się, ale z wielkim trudem i pomoc medyczna nie jest aż tak pilna. 86-100 – Starszy Smok nie zamierza dać się znowu zamknąć, a już na pewno nie zabić. Za to planuje zabić was. Dlatego kiedy tylko widzi waszą grupę, zaczyna ziać ogniem, dając upust swojej frustracji. Masz nieszczęście stać zdecydowanie za blisko bestii. Płomienie liżą twoją skórę i czujesz ból nieporównywalny do niczego innego. Masz ciężkie poparzenia trzeciego stopnia na całych plecach i rękach. Wymagasz pilnej pomocy; jesteś na skraju omdlenia, a ból paraliżuje cię na tyle, że nie możesz się ruszać.
Nie jesteście jednak pozostawieni sami sobie i na pomoc razem z Merlinem pojawiły się zbroje, nie wszystkie są gotowe na poświęcenie się dla łańcucha, ale przysięgły walczyć, każde z was może rzucić dodatkowo kostką literką, przy spółgłosce zbroja dzielnie was broni i dotyczy was kostka z poziomu niżej niż wylosowaliście na atak smoka.
Dodatkowo: • Za każde 20pkt w kuferku z zaklęć i OPCM możecie wykonać jeden przerzut, maksymalnie może być ich jednak 5. • Julia, posiadasz pelerynę-niewidkę i cechę pojawiam sie i znikam, z tego względu nie możesz wyrzucić przedziału 56-100, jeśli wyrzucisz kostki z przedziału 56-100, traktujesz wynik jako 31-55. • Alex, ze względu na cechę pojawiam się i znikam, nie możesz wyrzucić przedziału 86-100, jeśli wyrzucisz kostki z przedziału 86-100, traktujesz wynik jako 56-85. • Irvette, ze względu na cechę świetne zewnętrzne oko (wyczulenie), możesz wykonać jeden dodatkowy przerzut, który nie liczy się do wyżej wymienionego limitu. • Fire, ze względu na cechę drzemie we mnie zwierzę (zwierzęta), niezależnie od ilości wykonanych przerzutów, musisz wybrać przedział wyżej niż ten wyrzuconej kostki.
Jesteście jedynymi doświadczonymi uzdrowicielami w całej ekipie. To na was spoczywa odpowiedzialność, aby pomóc tym, którzy doznali ciężkich obrażeń. Waszym zadaniem jest ratunek potrzebującym. Każde z was może uleczyć maksymalnie 3 osoby (w tym siebie). Macie też wspólnie do dyspozycji 3 eliksiry wiggenowe, które oddał wam każdy przewodnik innej grupy, więc rozdysponujcie je mądrze.
Dodatkowo: • Huxley za cechę eventową pojawiam się i znikam jest w stanie pomóc jednej osobie więcej, pod warunkiem, że sam nie ucierpiał w żaden znaczący sposób (nie wymaga pilnego uzdrowienia) przy ataku stworzenia. • Rhode za cechę świetne zewnętrzne oko (empatia) daje komukolwiek z was dodatkowy przerzut – wybieracie lepszą opcję. Uznajcie, że wam jakoś pomogła, w zależności od scenariusza, jednak sama słabnie i przez to może uleczyć jedną osobę, a nie trzy, jak to jest opisane powyżej. • Każde z was może poświęcić 20pkt w kuferku z uzdrawiania na rzecz pomocy grupie walczącej ze smokiem. Jeśli to zrobicie, na czas trwania eventu uznajecie, że macie o te 20pkt mniej, a fabularnie po prostu leczycie lub wzmacniacie któreś z nich i przez to mają więcej siły na swoją obronę. Tym samym Alexander, Blaithin, Irvette lub Julia mogą od swojej k100 na atak smoka odjąć 20.
Wyprawa nie była dla was łaskawa, postawiła was w niekomfortowej sytuacji, kiedy myśleliście, że będziecie mieli do czynienia jedynie z magicznymi stworzeniami. Teraz jednak przyszedł na to czas, w końcu wokół was aż roi się od magicznych stworzeń, a wy jesteście jako jedyni na to przygotowani. Posiadacie wiedzę i przedmioty, które pozwalają wam na opanowanie stworzeń dużo szybciej niż waszym towarzyszom, a i zwierzęta zdają się mniej chcieć was atakować.
• Atlas, posiadasz łańcuch Scamandera i dzięki niemu żadne z wylosowanych magicznych stworzeń nie jest w stanie zrobić ci większej krzywdy. Niezależnie od tego co wylosujesz, nie musisz wykonywać dorzutów, zawsze wybierasz dla siebie lepszą opcję i mniejszy opisany w kostkach wyżej uszczerbek na zdrowiu.
• Mulan, posiadasz eliksir chroniący przed ogniem, jeśli go wypijesz i wylosujesz stworzenie, które rani ogniem – jesteś całkowicie na to odporna. Dodatkowo za cechę eventową powab wili (ręka do zwierząt), otrzymujesz przerzut dowolnej kostki w rzucie na atak magicznego stworzenia, z wyborem lepszej kostki.
• Dodatkowo: Atlas jako pół wil może całkowicie zniwelować efekt kostki ataku stworzenia dowolnym dwóm osobom – oznacza to tyle, że nie muszą wykonywać dorzutów i wybierają tę łagodniejszą opcję w wylosowanej kostce. Mulan może dać jednej osobie przerzut przy ataku magicznego stworzenia, z wyborem lepszej kostki.
★ Kod dla każdego z Was do wklejenia w poście
Kod:
<zgss>Ekwipunek:</zgss> wpisz zabrane ze sobą przedmioty <zgss>Wylosowane kości:</zgss> podlinkuj wszystkie losowane kości <zgss>Efekty i urazy:</zgss> wypisz wszystkie efekty i urazy
★ NPC Możecie wybrać tylko jeden scenariusz, ale nie musicie, chyba że powyższe instrukcje zakładają inaczej.
• Vesper Shercliffe - może przyjąć na siebie kostkę na atak zwierzęcia dowolnej osoby, ale bardzo na tym cierpi, jeśli nikt mu nie pomoże, nie wróci już z wami z tej wyprawy.
• Blaze Hawthorn - może znaleźć harfę za Saskię, pada jednak ofiarą Starszego i pozostanie w Avalonie na wieki, wszelkie próby udzielenia mu uzdrowicielskiej pomocy są z góry skazane za niepowodzenie.
• Franklin Fairwyn - może wyleczyć jedną osobę ze wszystkich, nawet najcięższych obrażeń, sam jednak bardzo słabnie i staje się łatwym celem, jeśli wybierzecie tę opcję, Fairwyn nie wróci z wami.
Jeżeli decydujcie się na scenariusz (jeden wspólny dla was wszystkich), pierwsza osoba pisząca tutaj musi wkleić poniższy kod:
Kod:
<zgss>Wybrany scenariusz NPC:</zgss> wpisz czyją pomoc wybieracie
Ekwipunek: różdżka, złota opaska Chatterino, bransoletka z ayahuascą, ujawniacz Wylosowane kości: Atak magicznego stworzenia: E - kwintoped, 4 Atak Starszego Smoka: po przerzutach za pkt w kuferku 52, za cechę mam o stopień wyżej, ale broni mnie zbroja (C), więc zostaje na 52. Efekty i urazy: brak oka, noga pogryziona przez kwintopeda, obie nogi połamane, poparzenia pierwszego stopnia
Dotyk Atlasa przyjęła z niechęcią, mimo wszystko woląc uniknąć fizycznego kontaktu, a trzymanie za rękę definitywnie Dear przeszkadzało. W miarę łagodnie odsunęła się więc od półwila, licząc na to, że te kilka prostych zaklęć uzdrawiających pozwoli mu stanąć na nogi. Nie mieli jednak czasu zbyt długo odpoczywać po wyczerpujących koszmarach, jakie nawiedziły całą ich drużynę. Fire odwróciła się zaniepokojona odgłosami chrzęszczącego metalu, a z ciemności wyłoniły się zbroje. Nie wydawały się wrogo nastawione, a wręcz przeciwnie, więc rudowłosa cicho odetchnęła. Przekazywane przez nie wieści... no cóż, sceptycyzm nakazywał Szkotce mocno powątpiewać, że faktycznie zbudził się sam Merlin. TEN Merlin. I co jeszcze, przybiegnie tu zaraz armia jednorożców? No nawet w świecie magii istniały przecież granice. Wyniesiony do rangi boga czarodziej nie mógł im spaść z nieba. Ale nareszcie mieli trafić do leża Smoka i się z nim zmierzyć. Różdżka aż Dear świerzbiła i rwała się do ostatecznej walki. Jakkolwiek to abstrakcyjne, to podążyli za tymi mówiącymi zbrojami i przenieśli się do kolejnego, obcego Blaithin miejsca w Avalonie. Próżno domyślać się, co tu kiedyś było, bo aktualnie tylko popioły i zniszczenie, a także przeraźliwie wielki gad rozłożony jak na miękkiej podusi. Pomimo okropieństw cała sceneria oraz widoki wydały się Dear dziwnie piękne. Fascynujące. I niewątpliwie pociągające. To, co mógł uczynić Ogień... Wbrew swojej niechęci do zwierząt, smoki darzyła szacunkiem oraz podziwem ze względu na ich potęgę. Po odwróceniu głowy Fire ze zdziwieniem spostrzegła, że są tutaj osoby, które ostatnio widziała na apelu w Ministerstwie. Między innymi de Guise, na którą nie mogła spojrzeć zbyt przychylnie. Nie zdążyli jednak wymienić się żadnymi uwagami, bo Starszy Smok utkwił w zgromadzonych czarodziejach mroczne ślepia, po czym wydał swoim sługom atak. Rozpętało się piekło, gdy stado dzikich zwierząt przypuściło szarżę na ich grupkę. Blaithin nie radziła sobie dobrze z rozpoznawaniem konkretnych gatunków, ale były tu smoki, a także dementory. Na stojącą obok Mulan jednak biegło coś jeszcze innego. Co to za dziadostwo? Fire podskoczyła ku Gryfonce bez odrobiny wahania czy rozważań na temat własnego bezpieczeństwa. - Huang! - złapała dziewczynę za ramię, chcąc schronić ją za sobą, aby nie dosięgły jej żadne z rozszalałych stworzeń, ale na próżno. Pięcionogie bydle skoczyło prosto na dziewczyny, chcąc zjeść je żywcem. Kły wgryzły się w udo rudowłosej, która zacisnęła zęby, aby znieść uczucie bólu. To samo stało się z Mulan, ale solidnym uderzeniem pięścią w gębę potwora, Fire zdołała oderwać go od spożywania przedwczesnej kolacji. - Od-jeb-się-od-nas - waliła pięściami aż się odrobinę odsunął, zapewne tylko po to, aby lepiej złapać szczękami soczyste nogi, a wtedy Dear rzuciła jedno z najsilniejszych zaklęć przeciwko wielkim zwierzętom. - Ex animo. I znów przyciągnęła do siebie Mulan za ramię, teraz ignorując wszelkie myśli o nieznośnej bliskości, bo musiała mieć Gryfonkę tuż obok, aby być pewną, że żadnym zaklęciem w nią przypadkiem nie trafi. Fire przypomniała sobie o maksymalnym skupieniu i skierowała różdżkę na ogłuszone zwierzę ponownie, tym razem, aby inkantować Enaito. Gdy tylko wyczarowane ostrza zetknęły się z jego skórą zaczęło wyć tak głośno, że Blaithin niemal ogłuchła. Nie kończyła na tym, rzucając czar jeszcze raz i jeszcze jeden, aż cały kwintopad padł porozcinany i krwawiący. Kawałki mięsa oraz kości zwisały płatami z jego ciała przedstawiając sobą makabryczny widok. Wtedy rudowłosa zrozumiała, że nie tylko one są już bezpieczne, ale i wszyscy inni gorzej lub lepiej poradzili sobie z pozostałymi atakami. - Żyjesz? - rzuciła do Mulan, taksując ją uważnym wzrokiem, ale widząc, że obie mają tylko tę przynajmniej na pierwszy rzut oka niewielką ranę na udach, odsunęła się od towarzyszki na stosowną odległość. Oparła dłonie o kolana, zmęczona tą walką, ale przede wszystkim z buzującą adrenaliną w żyłach. I okazało się, że nie będzie żadnej dłuższej przerwy na ochłonięcie. Bo usłyszała głos. Merlina. Fire momentalnie pobladła i otworzyła usta. Nie, to niemożliwe. Przemawiał do nich duch. Męski głos dudnił w skroniach dziewczyny, wyraźny i potężny. Czy to mógł faktycznie być on? Blaithin nigdy nie padała przed nikim na kolana. Teraz jednakże nabrała ochoty. Mimo to stała jak przemieniona w kamień i tylko słuchała słów największego maga. Średnio nadążała z rozumieniem, o co chodzi z harfą, łańcuchem i tak dalej. Ona aż rwała się do walki, aby raz na zawsze wydrzeć temu smoczysku serce. Przede wszystkim pogrążała się w niesamowitej fascynacji Merlinem. Wtedy odezwał się Shercliffe i logicznie podjął decyzję, na co Fire skinęła krótko głową. To nie czas na bycie rozmarzoną. Miała objąć pozycję obrońcy bezpośrednio stawiającego czoła Starszemu Smokowi - o tym marzyła, prawda? Ludzie się rozpierzchli, ale obok Blaithin stanęła trójka czarodziejów. Voralberg, Brooks i de Guise. Doborowe towarzystwo, dwójkę z nich sama miała ochotę wepchnąć w paszczę smoka, jeśli nadarzyłaby się odpowiednia okazja. Ale teraz wszystkie animozje szły na bok w obliczu wielkiego zagrożenia. Musiała im zaufać. Przemieścili się bliżej bestii, rzucając pierwsze silne zaklęcia ofensywne, a Fire widziała doskonale ogromne ślepia aż lśniące od żądzy mordu. Ramiona pokryła jej gęsia skórka, ale brnęła dalej. Wtedy stwór wstał i zatrząsł ziemią. W jednej chwili grunt był pod stopami dziewczyny, w drugiej kompletnie nie i runęła jak długa gdzieś z powstałego dopiero w tym momencie klifu, przetoczyła się przez kamieniste zbocze pełne popiołu i kawałków drzew, runęła na głaz i zawyła z bólu. Spojrzała szybko na swoje nogi i zobaczyła, że są nienaturalnie powyginane, a z jednej sterczała biała kość. Kurwa. Aż zrobiło jej się słabo, zwłaszcza gdy poczuła ogromny żar. Smok zionął ogniem tuż obok, a na odsłoniętej gdzieniegdzie skórze Dear wykwitły szkarłatne oparzenia. Odwróciła twarz, zaciskając powieki i próbując zwalczyć okropny ból rozpalający trzewia. Nie mogła się ruszyć, utknęła między tymi głazami i nie była zdolna nawet wydusić jakiejś prośby o pomoc.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Ekwipunek: Różdżka Fairwynów z owijką ze smoczej łuski - krew syreny, palma, 11 i ¾ cala (+8 Zaklęcia&OPCM), Peleryna-Niewidka (+ 2 pkt zaklęcia, +2 pkt transmutacja), Eliksir Wiggenowy x0 (Oddaję Fire), Amulet z jemioły (+2 Zaklęcia i OPCM), Wylosowane kości:53 na Atak Magicznych Stworzeń (po przerzucie od Mulan) i 17 na walkę ze złodupcem Efekty i urazy: Poparzona prawa ręka po poprzednim etapie, zadrapania i rozcięcia po kamulcach, pniakach i skakaniu po ziemi jak małpa.
Powiedzenie, że byli po przejściach, byłoby niedopowiedzeniem. Każde z nich wiedziało w głębi serca, na co się pisze, a jednocześnie miało w sobie ten płomyczek nadziei, że będzie okej. Że przeżyje. Że jak ktoś ucierpi, to inni. Że wygrają. Misja była szaleńcza i ta grupka właśnie tym była – bandą wariatów. Pomimo tego, że w Wielkiej Brytanii było zapewne na pęczki magów lepiej nadających się do tego zadania, z jakiegoś powodu nie było ich tutaj. Walka z kuroliszkiem sprawiła, że Julka była ponadpalana jak marshmallow, choć pachniała znacznie gorzej. Przypalone włosy, bluza, ręka. I do tego serce walące jej jak młot, kiedy udało im się opanować sytuację ze stworem i całą resztą. Była w doskonałej formie, a mimo to czuła się jak po najcięższym meczu w swoim życiu. A najgorsze dopiero miało nastąpić. Gdy pojawiły się avalońskie zbroje, odetchnęła z ulgą. Przynajmniej nie będą w tym sami. Gdzieś tam było wsparcie, gotowe ramię w ramię walczyć z nimi z tym przerażającym smokiem.
Dotknięcie zbroi sprawiło, że przenieśli się do Doliny Świetlików. Miejsce to nie przypominało tego, co poznała w Avalonie. Ba, smok zamienił ją w krainę z najmroczniejszych koszmarów. Czując ten potworny swąd i widząc popiół unoszący się w promieniach wschodzącego słońca, poczuła przerażenie, którego nie znała. Próbowała przełknąć ślinę, ale nie miała czym przełykać. I zrobiła coś, czego nie robiła od ponad dziesięciu lat - przeżegnała się. Właśnie w tym momencie (czy to jej sprawka?) usłyszała w głowie jego głos. Chwilę jej zajęło, że to sam Merlin, ale to wystarczyło, by pomimo lęku, skoncentrowała się. Włosy zjeżyły jej się na karku jak kotu, słuch wyostrzył, podobnie wzrok, jak kiedy podczas zamieci stara się wypatrzeć tłuczek.
Dostrzegła wokół siebie innych i te stwory, które chciały zamienić je w popiół pod swymi plugawymi stopami. Zaczęła się walka i Brooks nieszczególnie przejmowała się tym, jak radzą sobie inni. Była zbyt zajęta próbą przeżycia, bo atakował ją wiwern, wyczuwający ją pomimo peleryny niewidki. Ex-Krukonka sama nie wiedziała, jak zdążyła zrobić unik. Jeszcze leżąc na ziemi, cisnęła w stwora Ex Animo, kupując sobie trochę czasu na kolejny atak. A ten może nie był zbyt finezyjny, ale za to z pewnością skuteczny. Zresztą, Brooks zawsze stawiała efektywność na efektownością i dlatego z obszernego zbioru zaklęć postawiła na klasyka – Bombarda Maxima.
Niedługo potem głos Merlina znów rozbrzmiał jej w uszach. Miała zająć się brudną robotą, czyli skupieniem na sobie uwagi Złowrogiego Smoka. I o dziwo, szło jej to zaskakująco dobrze, na co miał wpływ fakt, że poruszała się szybko jak wściekła Osa oraz że smok jej po prostu nie widział. - Finite Potior – rzuciła niewerbalnie, licząc, że wyrwie spod kontroli smoka choć jedno z tych wkurwionych stworzonek, ale nie miała czasu na zastanawianie się, czy się udało. Ziemią wstrząsnęło, a w jej kierunku poleciały liczne odłamki skał i zwęglonych pniaków. Samo lądowanie również nie było zbyt przyjemne. – Łap Wiggenowy! – Krzyknęła w kierunku walczącej u jej boku obcej kobiety, kiedy już wstała na nogi. Kobieta wyglądała tragicznie i chyba tylko złość trzymała ją przy życiu. Julka tymczasem wróciła do swojego ulubionego zaklęcia, Bombarda Maxima. Tylko tak mogła pomóc. Jej jedynym priorytetem był smok. Od tego zależało jej własne życie, a także życie jej rodziny i przyjaciół.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Czw Wrz 28 2023, 10:25, w całości zmieniany 1 raz