C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Osoby: Maximilian Felix Solberg oraz @Salazar Morales Miejsce rozgrywki: Edynburg Rok rozgrywki: LUTY 2020 Okoliczności: Po egzaminach semestralnych i tuż przed wyjazdem na ferie, Max postanowił spuścić nieco z pary i wybrać się ze znajomymi na miasto. Nie spodziewał się jednak, że w jednym z Edynburskich barów spotka kolejną znajomą mordkę.
Pierwszy semestr dobiegł końca wraz ze wszystkimi egzaminami. Max oczywiście nie był osobą, która specjalnie się tym zadręczała i spędzała każdy wieczór nad książkami, ale odczuwał wszechobecny stres, który unosił się w zamku i teraz, gdy miał kilka dni na ogarniecie się przed feriami, postanowił skorzystać z tej wolności. Wrócił do domu, a następnie wraz z przybranymi rodzicami pojechał do Edynburga, by odwiedzić w szpitalu dziadka. Starzec nie był już w najlepszej kondycji i potrzebował stałej opieki medycznej, a co za tym szło, nie mógł sam mieszkać w swoim domu, który na szczęście udostępniał Maxowi i jego nowej rodzinie, gdy Ci akurat wpadali z wizytą. Niestety podróż z Inverness trochę trwała, a ślizgon nie posiadał jeszcze licencji na teleportację. Tak samo zresztą jak wciąż ciążył na nim namiar, więc poza szkołą oddawał się czysto mugolskim rozrywkom. Nie przeszkadzało mu to jednak ani trochę. Zarówno w Inverness, jak i w Edynburgu miał wielu znajomych, z którymi po wykonaniu jednego telefonu był w stanie ustawić się na piwo, czy inną imprezę. Nie inaczej było więc i tego wieczoru, gdy szpitalne smutne opary postanowił przyćmić czymś zdecydowanie bardziej zabawnym. Bez wahania zwołał swoją paczkę mugolskich ziomeczków, powiedział rodzince, żeby na niego nie czekali i ruszył w miasto tylko z telefonem i portfelem w kieszeni. Zresztą, po jaką cholerę było mu cokolwiek więcej? Pierwszy przystanek zaliczyli już w drodze do swojego ulubionego baru, gdzie weszli na kilka szybkich szotów. Solberg oczywiście jeszcze w domu posilił się kilkoma kroplami eliksiru postarzającego tak, by znajomi nic nie zauważyli, ale jednak by wydawał się przynajmniej wystarczająco letni by obsłużyli go w każdym lokalu. Do tego podrobiony dowód działał swoje cuda i naprawdę nie musiał się już niczym więcej przejmować. W końcu Max i ekipa dotarli na miejsce, które od początku miało być celem ich wędrówki. Z ramieniem otoczonym wokół ślicznej i zdecydowanie starszej rudowłosej studentki wszedł do lokalu, jak wszędzie gdzie tylko się pojawiał - z naturalną pewnością siebie i szerokim uśmiechem na twarzy. Oczywiście było widać, że jest już lekko podchmielony, ale była to tylko wystarczająca ilość, by nie przejmować się drobiazgami. Nie byłby sobą, gdyby jednak już od wejścia nie myślał o poprawieniu sobie, więc gdy tylko zajęli stolik, zaproponował że złoży zamówienie, pocałował rudowłosą i skierował się do baru gdzie... -Na chuja pana, PACO?! - Kątem oka zauważył znajomą mordę i nie mógł uwierzyć, że akurat jego spotyka tu i teraz. Podszedł do mężczyzny, kładąc mu dłoń na talii i nachylając się, by złożyć krótki pocałunek na jego...Szyi, bo właśnie zauważył, że Morales nie jest tutaj sam.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Nie Mar 13 2022, 23:53, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie pierwszy i nie ostatni raz klienci porozumiewali się z nim bezpośrednio w celu dogadania szczegółów imprez okolicznościowych organizowanych w progach hotelu El Paraiso. Tym razem Paco musiał wysłuchiwać uwag wielce poważnego pana z ministerstwa, który wieczór integracyjny wznosił na piedestał, a z tego względu nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek niedociągnięcia. Morales omawiał z nim każdy jebany szczegół, od umiejscowienia kwiatów na sali kasyna do ubioru kelnerów, a to sprawiało że jego cierpliwość wisiała na włosku i najchętniej opuściłby ten lokal, darowując sobie podpisanie umowy z panem, który trzymał przysłowiowego kija w dupsku. Za współpracą z jegomościem przemawiała jedynie zawartość jego bankowej skrytki i to jak wiele galeonów był w stanie zaoferować za dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Słuchał więc uważnie słów krytyki, które tak naprawdę z rzetelną krytyką nie miały raczej nic wspólnego; prędzej urastały do rangi nieuzasadnionego czepialstwa, a w którymś momencie – musząc najzwyczajniej w świecie odpocząć od tych głupot – przeprosił szanownego towarzysza, udając się w kierunku baru. Miał nadzieję, że pogawędka z chłopakiem stojącym za ladą chociaż trochę go rozluźni. Zamówił więc dwie szklanki whiskey, kiedy nagle w jego uszach wybrzmiał znajomy głos. Ledwie się odwrócił, kiedy chłopak ułożył dłoń na jego talii, składając pocałunek na jego szyi. Spojrzał w szmaragdowe ślepia, a kąciki jego ust mimowolnie uniosły się wyżej w szczwanym, prowokującym uśmiechu. Nie mógł sobie jednak na podobne zabawy pozwolić. Nie teraz. – Felix… – Mruknął chłopakowi na ucho, nie będąc w stanie oderwać się od jego szczupłego ciała, które odruchowo objął ręką. – Nie mam czasu, rozmawiam z klientem. – Westchnął zaraz głośno, bo będąc zupełnie szczerym, z chęcią wymieniłby towarzystwo sztywnego urzędnika na to gibkie, prężące się przed nim ciało, ale liczby na koncie same się nie generowały, więc mimo pokusy, odsunął się od niego, unosząc nieco wyżej szklanki z alkoholem, aby przypadkiem nie uronić ani kropli.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż Solberg widać miał zdecydowanie bardziej udany wieczór, choć ten dopiero się zaczynał. Złożył też decydowanie większe zamówienie, więc nie mógł tak od razu od baru sobie odejść, a że miał czas to rozglądał się i wypatrzył coś, co mu się spodobało. Nawet bardzo, bo widok Paco od razu włożył mu do głowy milion głupich pomysłów razem z tym, żeby zaprosić go do wspólnej imprezki, bo przecież nie pomyślał o fakcie, że Morales mógł tutaj robić jakiekolwiek biznesy. Zanim jednak cokolwiek zaproponował, musiał się przywitać ze swoim bardzo nieprzyzwoitym kochankiem. Rozkoszował się więc tymi krótkimi sekundami, gdy jego nastoletnie wargi pieściły delikatną skórę Salazara i dałby naprawdę wiele, by móc zatrzymać je tam na dłużej. Widać jednak nie wszyscy w tym duecie byli w tym samym nastroju. -Daj spokój, klient nie zając. Zresztą jakie prawdopodobieństwo, że się tu spotkaliśmy! Może chociaż chwila dla Twojego cariño? - Bliskość jego ciała i wlany wcześniej w gardło alkohol w połączeniu z i tak wystarczająco pewną i bezczelną postawą nastolatka sprawiały, że nie potrafił tak po prostu dać mu odejść, choć widocznie zauważył, że dziś nie będzie to takie proste jak zazwyczaj. -Mogę załatwić Ci znacznie lepszy deal niż to, co on Ci oferuje. - Poruszył sugestywnie brwiami, z łobuzerskim uśmiechem na ustach, choć oczywiście uważał, by nie wylać znajdującej się w dłoniach mężczyzny whisky. Może i miał głęboko w chuju tego całego klienta, ale alkohol to akurat szanował.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Kiedy tylko patrzył w te szmaragdowe, błyszczące ślepia, tracił cały swój rezon i tym razem nie było wcale inaczej. Powinien już dawno wrócić do stolika, ale zamiast tego raczył się widokiem delikatnych rysów twarzy młodzieńca i jego krnąbrnego uśmiechu, który zwiastował znacznie ciekawsze zwieńczenie wieczoru niżeli rozmowa z przynudzającym klientem z ministerstwa, który nie tylko połknął kija, ale dopieprzał się do każdego cholernego szczegółu, na który inni pewnie machnęliby ręką. Paco sam był perfekcjonistą, gotowym zadbać o najdrobniejszą pierdołę, by wszystko grało jak w szwajcarskich zegarku, ale akurat ten facet wyjątkowo działał mu na nerwy. - Cariño… – Powtórzył po nim cierpiętniczo, bo tak naprawdę wcale nie miał ochoty go opuszczać. – Ktoś z tego duetu musi zarabiać pieniądze, żeby ten drugi mógł je potem wydawać. – Wytknął mu żartobliwie, przybliżając się do niego, żeby ustami i językiem wytoczyć wilgotną ścieżkę na jego szyi. Dobry trening dla równowagi, bo o mało co nie zapomniał o trzymanych w dłoniach szklankach z alkoholem, które na szczęście nie straciły choćby odrobiny swej zawartości. – Lepszy? – Zapytał, unosząc wymownie brwi i przyozdabiając twarz zaczepnym półuśmiechem. – Chcesz mi powiedzieć, że jesteś w stanie zaoferować więcej niż tysiąc dwieście galeonów za jeden wieczór? – Dodał zaraz znacznie śmielej, bo kwota zdecydowanie robiła wrażenie… ale te usta… Nie byłby sobą gdyby nie wpił się w nie choćby na krótką chwilę. Złożył więc na chłopięcych wargach delikatny pocałunek, zaraz wędrując do ucha Maximiliana. – Jak nie będziesz mi przeszkadzał, to szybciej do ciebie dołączę… – Wyszeptał mrukliwym, wibrującym tonem, niechętnie oddalając się od niego w kierunku wcześniej zajętego stolika. Gdyby tylko mógł, rzuciłby tego idiotę z ministerialną odznaką na pożarcie psidwakom, ale powiedzmy sobie uczciwie… interesy ponad kochankami, niezależnie od tego jak kuszący by oni nie byli.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nawet nie miał zamiaru udawać, że obchodzą go biznesy kochanka, a tym bardziej, że nie jest świadom, co oznacza to jego spojrzenie. Spodziewał się więc dokładnie tego cierpiętniczego tonu, choć zdecydowanie wolałby usłyszeć padające z ust Paco przyjemniejsze słowa. -Chyba mi nie powiesz, że to Twój jedyny biznes. - Zażartował, choć tak naprawdę nigdy mu na tych pieniądzach nie zależało, ale skoro Morales chciał go zasypywać luksusami, to nastolatek byłby jebanym idiotą, gdyby z tego nie korzystał. W końcu tak naprawdę nie tracił zupełnie nic na tej relacji, a zyskiwał ogrom. Przymknął oczy gdy jednak Morales zdecydował się odwdzięczyć za to czułe powitanie. Choć Max od początku wieczoru miał plan na jego zakończenie, tak teraz ochota na pozbycie się tego napięcia, które Paco skutecznie podwyższył diametralnie podskoczyła. -Jestem w stanie zaoferować Ci wieczór wart więcej niż tysiąc dwieście galeonów. - Nie poddawał się, dzielnie prowokując płonącymi w szmaragdowych tęczówkach iskierkami, które jasno mówiły, czego nastolatek pragnie. A raczej kogo. Całe szczęście Salazar nie był aż takim sadystą i wpił się w usta Maxa, który pozwolił sobie zatopić dłoń we włosach mężczyzny i jęknąć cicho w jego wargi, gdy ten się od nich odłączył. Przecież chyba jasnym było, że Felix potrzebuje więcej bliskości, nie dystansu. -Jasne, rozumiem. Udanych negocjacji. - Powiedział sympatycznie nagle jakby zrozumiał, co Morales próbował mu przekazać, choć gdy Max wypowiadał ostatnie zdanie, przez jego twarz przemknął ledwie zauważalny cień, który mógł zwiastować tylko kłopoty. Nastolatek sam odwrócił się i chwytając tacę z zamówionym alkoholem wrócił do swoich znajomych i przede wszystkim do rudowłosej koleżanki, która na szczęście nie zauważyła, że jej towarzysz wieczoru właśnie wymieniał ślinę z prawie dwadzieścia lat starszym kolesiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie potrafił utrzymać kontroli nad swoim pożądliwym spojrzeniem, które jednoznacznie mówiło, że z przyjemnością wziąłby chłopaka tu i teraz, ale na szczęście miał w sobie wystarczająco samozaparcia, żeby odmówić pokusie i zająć się tym, co naprawdę ważne. Nie to żeby przywiązywał szczególną wagę do mężczyzny, który zdecydowanie nazbyt długo oczekiwał na niego przy stoliku, ale jednak negocjowana umowa warta była świeczki, bo mało kto był w stanie wyrzucić taką sumkę galeonów celem wynajęcia lokalu na jeden wieczór. Biznes miał już to do siebie, że sympatie i antypatie schodziły na dalszy plan. Niekiedy warto było tymczasowo zawiesić broń, powstrzymać pragnienie mordu, byleby tylko dobić udanego targu. Na to właśnie liczył Morales, ale Maximilian skutecznie odciągał jego uwagę, jak gdyby chciał przetestować jak daleko sięga jego cierpliwość. - W tych czasach ograniczanie się do jednej branży byłoby nierozsądne. – Mruknął z zawadiackim uśmiechem przywdzianym na usta, ale nie zamierzał się poddawać. Dwadzieścia czy trzydzieści minut… nie miał pojęcia jak wiele czasu pochłonie rozmowa z tym sztywniakiem, ale fortuna jaką mężczyzna oferował w zamian była tego warta, czyż nie? Przynajmniej Paco miał nadzieję, że do tego czasu jego ofiara nie zdąży jeszcze ostygnąć.; wszak dobrze byłoby umilić sobie ten wieczór. Zwłaszcza kiedy w szmaragdowych tęczówkach zatańczyły iskry niemo błagające o jego towarzystwo, a spomiędzy ust chłopaka wydobył się jęk, który tak uwielbiał, a który teraz nie pozwalał mu tak po prostu odejść. – Musisz się ustawić w kolejce, cariño. – Wyszeptał mu na ucho, całując zaraz jego podbródek. – Mogę liczyć na zaliczkę? – Sprowokował go do jeszcze większej śmiałości i bliskości, ponownie sięgając jego ust, żeby złączyć ich języki we wspólnym, ognistym tańcu. – Wrócę, daj mi trochę czasu. – Poprzysiągł mu, wszak sam śpieszył się by ponownie chwycić go w swoje objęcia, ale na razie mógł jedynie odpowiedzieć uśmiechem na jego życzenia, w duchu modląc się o to, by jego kontrahent nie miał żadnych innych zastrzeżeń co do leżącej przed jego oczami umowy. Nie był w stanie zliczyć ile paragrafów poprawiał na skutek jego uwag – zdecydowanie zbyt wiele – i powoli tracił ochotę na dalsze negocjacje, pomimo zaoferowanej kwoty. Póki co jednak powrócił posłusznie do stolika, gotów wysłuchać kolejnej tyrady na temat krzywo rozstawionych stolików i nieuprzejmości zatrudnionych przez niego kelnerów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście, że chciał sprawdzić jego cierpliwość. Podczas wyjazdu na Kubę miał już próbkę tego, jak w mgnieniu oka może wzbudzić w Paco pożądanie, nad którym ten wcale tak łatwo nie będzie panował. Dziś jednak sprawa miała się inaczej. Nie mieli za sobą dnia pełnego pokus ani ognistej salsy na horyzoncie, ale świat byłby zupełnie innym i zdecydowanie spokojniejszym miejscem, gdyby Maxowi jakkolwiek miało to przeszkadzać. O nie, ślizgon właśnie zaczynał zabawę. -Odzwyczaiłeś mnie od stania w kolejkach. - Wytknął mu zaczepnie, bo jakby nie było to właśnie Paco wiele razy pokazywał nastolatkowi drogę na skróty, która zaskakująco często miała coś wspólnego z wypchaną sakiewką. Prawdą było jednak, że Max był gotów odpuścić, ale nie miał zamiaru robić tego widząc, że jego kochanek tak naprawdę nie do końca chce go zbywać. -Dostaniesz nawet więcej niż tylko zaliczkę. - Mruknął, po czym rozchylił wargi i pozwolił sobie jeszcze na chwilę zatracić się w tej małej namiętności, jednocześnie sunąc palcami nieco niżej po karku Moralesa, by ostatecznie wedrzeć się spokojnie za kołnierzyk jego koszuli. Nie odpowiedział już na te słowa, a tylko odwrócił się odchodząc, przez chwilę stawiając kroki tyłem, jakby chciał mu pokazać, że choć idzie do swojego towarzystwa, to wcale nie zamierza zapomnieć o swoim kochanku. Przez krótki czas, dopóki zamówione przez Maxa drinki nie zostały opróżnione, mogłoby się wydawać, że chłopak kompletnie wywalił z myśli Moralesa. Pełną uwagę skupiał na swoich mugolskich znajomych (szczególnie na jednej osobie) i nie wyglądał ,jakby rozpraszało go cokolwiek poza płynącym w żyłach alkoholem. Prawda miała się jednak zupełnie inaczej, co miało się już za chwilę okazać, gdy Solberg z kolejnym drinkiem na liczniku wstał i sięgnął po czekający na śmiałków mikrofon. Gdy tylko muzyka zaczęła rozbrzmiewać w głośnikach, ekipa wiedziała czego się spodziewać, a Solberga pewnie i czołg by nie zgarnął nawet ze sceny. Ot jeden z w miarę stałych elementów najebanego programu wycieczki do Edynburga. Michaelem Boltonem to nastolatek zdecydowanie nie był, ale akurat słuch miał, a piosenkę znał dzięki dyskografii, jaką zbierał Nick i Max wiedział doskonale, co te kilka akordów potrafi zdziałać, jeżeli tylko się odpowiednio postara. Nie oszukujmy się, rudowłosa też nie miała już raczej zbyt jasnego umysłu i zapewne w umysłach mugolskich nastolatków chodziły już zakłady, ile Solberg będzie musiał się nad nią nagimnastykować, żeby pod koniec nocy to ona gimnastykowała się przy nim. Niestety Solberg posiadał jedną informację, której inni nie mieli, a mianowicie prawdę o tym, dla kogo ten cały występ naprawdę miał być skierowany. Wyrzucając z siebie kolejne słowa, idealnie grał zauroczonego w studentce, która widocznie dawała się oczarować tym maślanym oczom i słodkim gestom, a gdy ujął jej dłoń i zaprosił na scenę wiedział, że ma już ją w garści. Za każdym razem, gdy tylko dziewczyna spuszczała z niego wzrok, spojrzenie szmaragdowych tęczówek lądowało jednak na kimś zupełnie innym. Bacznie obserwował Paco i jego postępy biznesowe, jednocześnie tuląc do swojej piersi rudowłosą i śpiewając jej do ucha słodkie słowa napisane przez jakiegoś starego Amerykanina. Gdyby tylko mógł zapewne upiekłby tej nocy dwie pieczenie na jednym ogniu, ale domyślał się, że nawet jeżeli mu się to uda, to jednak nie będzie dzielił posiłku z Paco, a spotkanie z kochankiem jasno mu uświadomiło, na co najbardziej ma dzisiaj ochotę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Zawadiackie spojrzenie szmaragdowych ślepiów, któremu zwykle towarzyszył również łobuzerski, namawiający do złego błysk nazbyt często doprowadzało jego krew do niebezpiecznego wrzenia, a kiedy tylko Paco widział przed sobą prowokujący uśmieszek przywdziany na twarz przez Maximiliana wiedział już, że trudno będzie mu utrzymać emocje na wodzy, pozostając obojętnym na niecne zamiary, jakie zrodziły się w szalonym umyśle młodszego kochanka. Nie znał chyba drugiej osoby, przy której tak szybko traciłby cierpliwość. Subtelny dotyk chłopięcej dłoni całkiem usypiał jego czujność, a usta rozpierzchnięte pod naporem jego wygłodniałych warg pobudzały jeszcze apetyt, wzmagając zarazem niechęć do upierdliwego klienta oczekującego na niego przy stoliku po drugiej stronie baru. Morales natomiast nie wiedział czy ma się z tego przypadkowego spotkania z Solbergiem radować, bo o ile zdążył zatęsknić za jego roześmianą buzią, tak miał wrażenie, że cała jego koncentracja na rozmowie biznesowej bezpowrotnie legła w gruzach. Nie odezwał się już na jego zaczepkę; pokręcił za to ze zrezygnowaniem głową, przewracając przy tym teatralnie oczami, kiedy dotarło do niego, że rozpuścił Felixa jak dziadowski bicz. Nie tyko odzwyczaił chłopaka od wystawania w kolejkach przeznaczonych dla plebejuszy, ale pokazał jak wiele można załatwić, jeżeli sypnie się galeonami komu trzeba. Korciło go, żeby powiedzieć mu, że na podobne luksusy trzeba sobie najpierw zasłużyć, ale wiedział że jeżeli zostanie tu choćby minutę dłużej, będzie musiał zmagać się nie tylko z krytyką jegomościa z ministerstwa magii zwróconą przeciwko osnowie negocjowanej umowy, ale również i jego niekulturalnemu, lekceważącemu podejściu. – Zatrzymam ten pocałunek w pamięci, ale na razie byłbym wdzięczny, gdybyś uszanował moją pracę… – Mruknął, a jednak nie mógł stąd odejść bez sięgnięcia do zapraszających warg, których namiętny smak długo odczuwał jeszcze na swoim języku. Nie potrafił również zapomnieć o opuszkach palców nastolatka sunących po jego karku, bezczelnie wdzierających się pod kołnierz jego koszuli. Czasami naprawdę gotów był uwierzyć, że to nie wąż, a Maximilian skusił edeńską parę, by zerwała owoce z zakazanego drzewa. Szczęściem w nieszczęściu chłopak wreszcie oderwał się od jego ciała, chociaż Salazar dobrze wiedział do czego zmierza, powolnie stawiając tyłem kroki. Chcąc nie chcąc, odprowadził go pożądliwym wzrokiem, z bólem przypominając sobie o czterdziestolatku w przydużym i niemodnym od dawien dawna garniturze, którego w końcu postanowił uraczyć swoją obecnością. Zasiadł naprzeciw niego przy stoliku, przeżywając katusze kiedy dotarli do omówienia karty dań, a facet zaczął kwestionować pochodzenie i jakość wykorzystywanych przez niego produktów. Ledwie powstrzymywał się przed złapaniem go za fraki i wyrzuceniem przed wejście edynburskiego baru. Wkurwiał się również na obowiązujący w lokalu zakaz palenia, bo szczerze wierzył, że potężna dawka nikotyny pozwoliłaby mu uspokoić zszargane nerwy. Nie mógł uraczyć płuc chmurą siwego, gryzącego dymu, za to w jego uszach na powrót wybrzmiał znajomy głos Felixa, który teraz niósł się po całym wnętrzu. Początkowo próbował go ignorować, ale niezbyt najwyraźniej skutecznie, bo kiedy tylko towarzyszący mu urzędnik zaczął rozprawiać o alergenach, przekręcił się w bok, widząc co wyprawia ten mały skurwiel, który właśnie wyciągał dłoń do jednej ze swoich rudowłosych koleżanek. Nie to, żeby Paco był o nią zazdrosny, zwłaszcza kiedy poczuł na sobie spojrzenie Maximiliana i doskonale wiedział do kogo chłopak kieruje jeden z najbardziej romantycznych szlagierów. Problem w tym, że w przeciwieństwie do zapatrzonej w niego i zauroczonej jego wokalnymi zdolnościami studentki, Paco po prostu nie mógł poruszyć się z miejsca. – Nie, deser nie został wliczony w ofertę... – …bo z tego co pamiętam „ciasteczka i inne słodkości urągały według pana powadze wydarzenia”. Dodał jedynie w myślach, powstrzymując się od wytknięcia kontrahentowi niekonsekwencji. Litości, chłop co parę minut zmieniał zdanie. Wykreślili już chyba z dziesięć paragrafów umowy, dołączyli do niej ze trzy aneksy, a końca pertraktacji jak na razie nie było widać.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może i trochę pogorszył zachowanie nastolatka, ale prawdą było, że Max zawsze był rozpuszczony i do tego miał na tyle silny charakter, że chyba niemożliwym było jakiekolwiek utemperowanie go na tyle, by szanował autorytety i zakazy, o nakazach już w ogóle nie mówiąc. Nie lubił jak ktoś dyktował mu co robić i robił wszystko, byleby żyć na własną modłę. -Na to liczyłem. Nie martw się, nie mam zamiaru Ci przeszkadzać w pertraktacjach. - Zapewnił go, nawet nie kłamiąc. Przynajmniej nie do końca. Nie miał zamiaru bezpośrednio ingerować w pracę Moralesa, ale trochę miał zamiar go porozpraszać. A przynajmniej spróbować szczególnie, że widział ten pożądliwy wzrok, jakim odprowadzał go do znajomych, z którymi Max dość szybko rzucił się w wir dobrej zabawy i alkoholizacji. W końcu Solberg był już na tyle wstawiony, by zacząć swoje "małe" show i pojawić się na scenie. Z mikrofonem w dłoni czuł się naprawdę swobodnie i nawet jeśli tu i tam pojawiały się fałszywe nutki, nie miał zwyczaju się tym przejmować szczególnie, że miał przed sobą piękne ciało, które chętnie dałoby się mu wykorzystać. On jednak myślał cały czas o kim innym, choć idealnie grał zapatrzonego w koleżankę, którą obracał w swoich ramionach. Chwycił kątem okaz spojrzenie Paco i poczuł ogromną satysfakcję. Oczywiście nie spodziewał się wielkiej zazdrości z jego strony, ale wiedział, jak posesywny mężczyzna bywa i chciał trochę na tym zagrać, przy okazji sprawdzając jego samokontrolę i granice. W końcu utwór się skończył, a dziewczyna zauroczona jego postacią złożyła na ustach Maxa pocałunek, jednocześnie tęsknie zbliżając się do jego ciała, które nastolatek objął delikatnie dłońmi. Wrócili do stolika razem, gdzie czekały już na nich kolejne drinki i roześmiane towarzystwo, które nie miało zamiaru wstrzymywać komentarzy co do tego występu. Jakby nie było wszyscy tam znali Maxa i ani trochę nie dziwiło ich jego zachowanie. Czas leciał zdecydowanie wolniej niż drinki wlewały się w gardła młodzieży zajmującej jeden ze stolików. Widać było ich coraz weselsze zachowanie i coraz luźniejsze postawy, a także chwiejny krok, gdy wychodzili do toalety czy na papierosa. W końcu przy stole wybuchnęła salwa śmiechu i słychać było tylko słowa Solberga. -Nie zrobisz tego stary. Nie wiem, czy Edynburg to przeżyje. - Parsknął, choć jego ten ewidentnie wskazywał, że jest to swojego rodzaju wyzwanie, rzucone pomysłowi. Solberg był wystarczająco najebany, by zrobić praktycznie wszystko. Choć nawet na trzeźwo postawa ta specjalnie nie różniła się ograniczeniami. Dyskusja się wznowiła, a w końcu jeden z chłopaków wstał i podszedł do dj`a odprowadzony przewróconymi oczami Maxa i reszty kompanów. W końcu z głośników rozbrzmiały pierwsze nuty utworu i Felix dostrzegł wyzywające spojrzenie swojego kumpla z drugiego końca sali. Westchnął tylko z uśmiechem na twarzy, po czym ucałował dłoń rudowłosej, szepcząc jej coś na ucho, na co dziewczyna zachichotała i skinęła głową, a Solberg już szedł w kierunku kumpla, który widocznie zapraszał go na scenę, na którą Max oczywiście wlazł zaczynając wyginać się w rytm piosenki i dostosowywać się do jej tekstu. Najpierw ruszając ramionami pozbył się swojej skórzanej kurtki, a następnie z uśmiechem na ryju i ledwo zachowując równowagę zrzucił z nóg buty. Baby take of your dress Yes, yes, yes... Kręcił biodrami pozbywając się swojej koszulki, którą zrzucił gdzieś na bok, a gdy wokalista zgodził się na pozostawienie kapelusza na głowie, nastolatek podszedł do jakiejś kobiety przy pobliskim stoliku, która akurat nosiła nakrycie głowy i czarując ją swoim urokiem pożyczył na czas występu ten element garderoby, przez chwilę tańcząc wokół niej w podzięce.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Zdążył poznać Maximiliana na tyle, by wiedzieć że tańczące w szmaragdowych ślepiach ogniki nie wróżą niczego dobrego, ale po jego słowach gotów był nawet naiwnie uwierzyć, że chłopak nie będzie mu dzisiejszego wieczoru wchodził w paradę. Poprzysiągł, że po spotkaniu z klientem poświęci mu trochę swojego, jakżeby nie spojrzeć cennego czasu, myśląc że podobna obietnica wystarczy, by ostudzić niecne zamiary chłopaka, ale gdzie tam… Solberg nie pozwalał mu zapomnieć o swojej obecności w barze, a co gorsza Paco nie mógł nawet mieć do niego żadnych pretensji, skoro czysto teoretycznie usunął się z jego pola widzenia, pozwalając mu na dalsze pertraktacje ze sztywnym panem z ministerstwa. Czysto teoretycznie, bo jednak melodyjny głos, jaki niósł się po przestronnej sali działał wyjątkowo dekoncentrująco, a namiętny pocałunek na dłużej zagościł w pamięci Moralesa. Salazar nie był w stanie myśleć o doborze dań czy alergenach, kiedy przed oczami widział jedynie pełne, rozpierzchnięte wargi Felixa błagające chociażby o odrobinę należnej im uwagi. Zerknął ukradkiem na scenę dokładnie w momencie, w którym zauroczone młodziutkim wokalistą dziewczę niemalże rzuciło mu się na szyję, sięgając zarazem tych upragnionych również i przez niego samego ust, ale nie dawał dojść zazdrości i tęsknocie do głosu, tłumacząc właśnie siedzącemu naprzeciw mężczyźnie w jaki sposób właściwie dobrać wino do posiłku. Wtem w barze zapadła cisza, a po chwili w uszach wybrzmiała mu słynna, zwłaszcza z powodu jednego mugolskiego filmu, piosenka. Paco już po pierwszych taktach wyczuł, co takiego się święci, mimo że miał szczerą nadzieję że tym razem się pomylił. Nonszalancko pokiwał swemu kontrahentowi, nie będąc nawet świadomym tego, co gość do niego mówi, skoro już odwracał ciało w kierunku parkietu. – Nie no… teraz to już kurwa przesadziłeś… – Pokręcił z niedowierzaniem głową, podobnie jak i urzędnik, który najwyraźniej uznał, że jest adresatem jego słów. Nie był. Paco miał na myśli oczywiście tę małą, bezczelną żmiję, która teraz wiła się do rytmu muzyki, zrzucając z siebie kolejne części garderoby. – Wie pan co, niech pan sobie znajdzie innego jelenia. Święty spokój ma dla mnie większą wartość niż pańskie galeony. – Postanowił jednak nie wyprowadzać mężczyzny z błędu, skoro już tak bardzo poczuł się jego zachowaniem urażony. Ot, po prostu machnął ręką, mając w głębokim poważaniu pokaźną sumkę, jaką mu zaoferował. Miał bowiem obecnie do załatwienia zgoła inne porachunki. Wstając od stolika, upił jeszcze sporawego łyka whiskey, a wreszcie powędrował na drugą stronę sali, stając kilka metrów przed półnagim kowbojem uśmiechającym się radośnie do oczarowanej jego podrygami publiczności. Przewrócił teatralnie oczami, jednak i jego spojrzenie mimowolnie zatrzymało się na dłuższą chwilę na poruszających się ponętnie biodrach. – Poważnie? – Westchnął głośno, nadal nie mogąc uwierzyć jak wiele wysiłku Maximilian był gotów włożyć, byleby odciągnąć go od interesów. – Naprawdę musisz się rozbierać przed całym pubem? – Dodał zaraz z wyrzutem, chwytając między palce rondo kapelusza, który chłopak zwinął kobiecie nieopodal. Zwrócił go prawowitej właścicielce, by wreszcie ułożyć dłoń pomiędzy barkiem a szyją chłopaka, mocno zaciskając palce na jego skórze. Nie dbał nawet o zwrócone w ich kierunku spojrzenia. – Brawo, cariño, właśnie straciłem przez ciebie tysiąc dwieście galeonów. – Właściwie nie była to do końca wina Solberga. Niewykluczone, że i tak straciłby do jegomościa z ministerialną odznaką cierpliwości, ale zdecydowanie wygodniej było obarczyć odpowiedzialnością Felixa. – Nie sądzisz, że za taką sumkę prywatny pokaz byłby bardziej na miejscu? – Wyszeptał, nachylając się bliżej jego ucha. Nie byłby sobą, gdyby nie docenił jego striptizerskich umiejętności, ale powiedzmy sobie uczciwie, niekoniecznie odpowiadało mu to, że chłopak szczyci się nimi przed całym Edynburgiem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On w całokształcie nie wróżył niczego dobrego, a co dopiero jak wyglądał, jakby miał sprytny plan. Dzisiaj jednak ten plan polegał po prostu na dobrej zabawie, a że Paco akurat znajdował się w zasięgu rażenia to już przecież nie była wina nastolatka! Przecież nie miał zamiaru namawiać go na szoty czy wspólny taniec. Po prostu tam był. Biedaczek z Ministerstwa widocznie trafił na kiepski dzień w kwestii interesów, kiedy to nastolatek swoimi kocimi ruchami przejął całą uwagę jego kontrahenta. Solberg jednak tak się wczuł w taniec i muzykę, że chwilowo nawet nie zwracał na Salazara uwagi, wycinając się w takt i sukcesywnie pozbawiając się kolejnych elementów garderoby. Kręcił bioderkami w takt muzyki i wiwatów pijanego towarzystwa czarując również publikę, która widocznie miała zamiar wybaczyć mu nawet tę chwilową kradzież. Na chwilę zatrzymał się przy kobiecie opatulając jej siedzącą sylwetkę ramionami, gdy nagle odwrócił się i zobaczył przed sobą Paco. -A co, nie można? - Zaśmiał się nie przerywając tańca, który teraz skupił wokół swojego kochanka. Średnio zadowolony z oddania kapelusza przewrócił tylko oczami. -Miałem nie przeszkadzać, to nie przeszkadzam. - Powiedział, gdy dłoń pojawiła się na jego barku i chociaż górna część ciała nastolatka chwilowo została unieruchomiona, tak najebane bioderka ani myślały się zatrzymać. -Nie zwalaj na mnie swoich nieudanych biznesów. - Zaśmiał się znów zbliżając się do jego szyi i składając na niej kilka pocałunków ku widocznej dezaprobacie rudowłosej, która widocznie była przekonana, że tego wieczoru to ona będzie jedynym centrum zainteresowania Solberga. -No nie wiem, cenię się. - Zwinnie wyrwał się z uścisku obracając swoje ciało tyłem do Paco i kontynuując taniec póki jeszcze muzyka wybrzmiewała w głośnikach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie miał zamiaru namawiać go na szoty ani na wspólny taniec, ale wystarczyła sama jego obecność, kiedy podczas ich przypadkowego spotkania każdym centymetrem ciała błagał choćby o odrobinę uwagi. Nietrudno się jednak Maximilianowi dziwić, wszak jeżeli zależało mu na dobrej zabawie, doskonale wiedział w czyich ramionach winien jej szukać. Paco uwielbiał jazdę bez trzymanki i gdyby nie oczekujący na niego klient z przyjemnością wziąłby tego chłopaka w obroty. Pokaźna sumka galeonów zwyciężyła jednak nad pokusą, a przynajmniej do momentu, kiedy upierdliwy pan z ministerstwa nie nadepnął mu na odcisk. Facet niebezpiecznie testował jego cierpliwość już od jakiegoś czasu. Niewykluczone, że Morales i tak wypiąłby się na niego tyłkiem, ale powiedzmy sobie uczciwie, szansa na spędzenie wieczoru z Solbergiem niewątpliwie przyśpieszyła podjęcie decyzji. Niezwykle wymowna muzyka nadal wybrzmiewała w tle, ale Salazar nie był nawet w stanie skupić się na jej słowach całkiem oczarowany tanecznymi podrygami swego wiele młodszego kochanka. Felix poruszał bioderkami tak ponętnie jak Shakira w latach swej świetności, tyle tylko że - przynajmniej w oczach Paco - nadto o stokroć przebijał ją urodą. – Wolałbym nie. – W przeciwieństwie do Maximiliana odpowiedział poważnym, zdecydowanym tonem, któremu daleko było do śmiechu. Dopiero kiedy chłopięca dłoń spoczęła na jego barku, wewnętrzny upór jakby odrobinę zelżał, a kącik ust uniósł się nieco wyżej w subtelnym, powstrzymywanym nadal półuśmiechu. – Nie przeszkadzasz? Powinienem ci potrącić z kolejnych zakupów. – Nadal zgrywał nieugiętego, jednak tym razem w jego głosie dało się już usłyszeć żartobliwą nutę, a z każdym kolejnym pocałunkiem złożonym na jego szyi powoli tracił również kontrolę nad niewzruszoną dotychczas mimiką. Może i świadomie nie reagował na zaczepki Solberga, ale jego ciało zdradzało palącą od wewnątrz żądzę. Granice wytrwałości zostały zresztą przekroczone chwilę później, gdy chłopak zakręcił przed nim nie tylko bioderkami, ale i swoim zgrabnym tyłkiem. Paco podążył za nim i przylgnął do jego sylwetki, bezpardonowo układając dłoń na brzegu jego spodni. – Wiesz, że cena nie gra dla mnie roli, cariño. – Załapał rytm, sięgając ustami do jego ucha. – Czym mógłbym cię przekupić? – Wyszeptał kusząco, chwytając zębami jego płatek.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie powiedziałby, że Paco był jedyną osobą, która zapewniała mu dobrą zabawę. Skłamałby jednak mówiąc, że z mężczyzną nie wychodziła ona na zupełnie inny, ciekawy poziom. Oczywiście, że nie potrafił tak po prostu zignorować obecności kochanka w lokalu, ale nie oznaczało to, że ma zamiar bezczelnie i bezpośrednio ingerować w jego interesy szczególnie, że Paco raczej nie miał w zwyczaju zmieniać zdania, gdy oferował nastolatkowi trochę swojego cennego czasu. Solberg widać był jednak nie tylko podstępny, ale i czasem niecierpliwy, a gdy się najebał, w ogóle nie miał już w zwyczaju przejmować się czymś tak zwyczajnym, jak czyjeś źródło dochodów. Czy specjalnie kontynuował taniec wiedząc, że ma już pełną uwagę Moralesa? Tak i to bez dwóch zdań. Nie potrafił skierować tych kilku ruchów w stronę kogoś innego teraz, gdy w końcu osiągnął po części swój cel. Rozmowa nie była mu wcale potrzebna do szczęścia skoro tylko mógł cieszyć się bliskością kochanka. -Wyluzuj się. Możesz nawet nic mi nie dać, nie obchodzi mnie to. - Zapewnił, bo jak widać nie potrzebował luksusów, żeby się dobrze bawić. -Miałem wrócić do swoich planów na wieczór to wróciłem, trzeba było najpierw zapytać jakie są nim teraz zwalać na mnie, że jesteś zbyt napalony, by skupić się na biznesach. - Oczywiście, że nie miał na sobie filtra, a jego pewność siebie wyjebała w kosmos. Prawda była jednak taka, że na tyle poznał ciało Paco i jego reakcje, by doskonale wiedzieć, co rodzi się pod tą drogą koszulą i dopasowanymi spodniami, które Max najchętniej by zdjął tu i teraz nawet własnymi zębami. -Nie gra roli powiadasz? - Zapytał podstępnie, bo znów w jego głowie pojawił się kurwa sprytny plan. Przeciągnął jednak tę niepewność, przymykając oczy i odchylając lekko głowę, by dać Moralesowi lepszy dostęp do całowanej przez niego skóry. -W takim razie kilka gram i wolność w wyborze miejsca i czasu. Nie będziesz musiał czekać zbyt długo. - Przedstawił w końcu swoje żądania, zdecydowanie przylegając mocniej do ciała Moralesa i obejmując jego biodra dłońmi. Może nie było to najwygodniejsze, ale zdecydowanie chciał mieć go teraz jeszcze bliżej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie musiał wcale dobrze znać swojego młodszego kochanka, by wiedzieć że to podstępna i sprytna żmija, skoro padł ofiarą niewybrednego fortelu już podczas pierwszej nocy spędzonej w jego towarzystwie, kiedy to chłopak sprytnie oszukał go w sprawie swojego wieku. Pozostawał czujny, można by wręcz rzec że wyczulony na jego szalone pomysły, ale nawet jeżeli był świadom jego zdradzieckiej natury, to i tak dosyć często pozwalał mu na podobne, nieczyste zagrywki. Nic dziwnego, wszak Maximilian dysponował wieloma argumentami, na którego trudno było zareagować obojętnie. Podobały mu się zresztą te uwodzicielskie gierki, które naturalnie prowadzili ze sobą od jakiegoś czasu i ani myślał z nich rezygnować. Pewnie, akurat tego wieczoru miał nadzieję połączyć przyjemne z pożytecznym, zarabiając trochę grosza, ale nie miał zamiaru ukrywać, że tańcujący przed nim kąsek może okazać się całkiem skutecznym sposobem na otarcie łez. - Uważasz, że jestem spięty? – Przekręcił głowę z niedowierzaniem, chociaż tak naprawdę nie narzekałby na odrobinę rozluźnienia. – Czy aby na pewno? – Poruszył także sugestywnie brwiami, wiedząc że i on trzyma w rękawie naprawdę silne karty, a nie miał na myśli jedynie wypchanego galeonami portfela. Mógł mu zagwarantować przede wszystkim świeżutką dostawę rema pod nos, a przy okazji gwarancję spełnienia tych najbardziej grzesznych pragnień. – Pewnie bym nie był, gdybyś nie zaczął zrzucać z siebie ubrań… – Pozwolił sobie wytknąć, przesuwając delikatnie grzbietem dłoni po jego nagim torsie jeszcze zanim chłopak zdecydował się uraczyć go widokiem swoich tyłów, do których odruchowo przylgnął niczym rzep. Rzeczywiście Felix miał już okazję poznać go na tyle, by wiedzieć że pod tą krzykliwą koszulą i cholernie drogimi, szytymi na miarę spodniami zdążyło rozpętać się piekło. Doskonale znał ten ton, który właśnie wybrzmiał mu w uszach, przez co instynktownie prychnął pod nosem, spodziewając się szerokiej listy żądań. Nie miał jednak powodów się jej obawiać, więc zamiast zastanawiać się nad tym ile galeonów straci tym razem, skoncentrował się na odchylonej w jego stronę szyi, sięgając ustami coraz bliżej chłopięcego podbródka. – Szykuje ci się jakaś większa impreza? – Zapytał rozbawiony, kiedy nagle usłyszał nie o jednym, nie o dwóch, a o kilku gramach. Przy takiej ilości jednak odezwał się w nim wewnętrzny rekin biznesu, który naprędce przeliczył ubytek w majątku. – Hmm… – Mruknął teatralnie, jakby w ogóle brał pod uwagę odmowę, a kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej na skutek dotyku dłoni Felixa i ich ciał spojonych ze sobą tak, że nie dzielił ich obecnie nawet milimetr. - Wiele ode mnie wymagasz, wszystko zależy od tego co zaoferujesz mi w zamian. Poza prywatnym pokazem, myślę że ten mamy dogadany. – Wyszeptał mrukliwym tonem nim zatopił zęby w jego skórze, pozostawiając w pobliżu jego barku czerwony ślad. Szybko chwycił go jednak w pasie, obracając ponownie przodem, żeby zaspokoić nasilający się apetyt namiętnym pocałunkiem, podczas którego sunął opuszkami palców po jego klatce piersiowej dopóki na dobre nie zahaczył ich o pasek spodni.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Domyślał się, że gdyby Paco nie chciał się nabrać na te gierki, to by zdecydowanie go odrzucił. Przynajmniej w większości przypadków. Nie dało się jednak ukryć, że ciągnęło ich do siebie jak żuki do gówna szczególnie, że łączyło ich podobnie wysokie libido, które skakało do granic, gdy tylko znajdowali się w swoim towarzystwie. Solberg uwielbiał rozpalać ten ogień do tego stopnia, by najpierw lekko się sparzyć, a dopiero później zapewnić upragnione ochłodzenie w postaci fizyczności. Jego pragnienie skakania z ogromnych przepaści i tutaj dawało o sobie znać. -Spięty to mało powiedziane. - Zaznaczył i przejechał palcem po jego szczęce, zatrzymując się na dłużej na wargach kochanka i odchylając delikatnie dolną z nich. -Jakoś zawsze Cię to rozluźniało. - Wyszeptał, biorąc dłoń z jego twarzy, by zmienić kompletnie nie tylko pozycję ale i nieco narrację ich spotkania. Wciąż czuł ten przyjemny dotyk na swoim torsie, jakim uraczył go Morales, ale nie miał zamiaru tak łatwo się mu poddać. W życiu nie postawiłby żądań, które nie miały szans na spełnienie. Miał jasno określone potrzeby i wiedział, że każdą z nich może od Paco otrzymać. Jak zawsze pozostawała jednak kwestia czegoś w zamian. -Powiedzmy, że potrzebuję być ubezpieczony na jakiś czas. - Odpowiedział niebezpośrednio, choć prawdą było, że ostatnio policja w Inverness zainteresowała się jego najwierniejszym dilerem, a że Max nie chciał się plątać w to śledztwo musiał przez chwilę trzymać się od tego kręgu z daleka. Nie żeby nie miał innych źródeł, ale żadne nie było tak zadowalające, jak tańczący z nim teraz Morales. -Co powiesz na czterdzieści osiem godzin na wyłączność? Mogę nawet czekać na Ciebie przez ten cały nagi, uwiązany do łóżka. Co tylko chcesz i w jakiej tylko formie potrzebujesz. - Zaproponował wiedząc, że ma jeszcze trochę czasu wolnego od szkolnych regulaminów i zobowiązań. Przeszył go znajomy dreszcz w podbrzuszu, gdy ich usta się złączyły, a palce Moralesa zahaczyły o pasek spodni kochanka, nie pomijając tym samym znajdującej się nieopodal skóry. -Poza pokazem. Ten organizuję ja. - Przypomniał ten jeden warunek, bo skoro mieli pertraktować, to trzeba było to zrobić sprawiedliwie, a jeśli Max miał stracić wolność na dwa dni, to chciał chociaż skorzystać z jej ostatnich podrygów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Płomienne spojrzenie, szelmowski uśmiech, żonglerka słowem i tańczące metafory. Maximilianowi wystarczał niekiedy ten jeden najdrobniejszy gest, by podziałać na jego wyobraźnię, a tlącą się w nim iskrę zamienić w niepowstrzymany pożar, gotów spopielić wszystko na swojej drodze. Nie był naiwny ani tym bardziej zmuszony nabierać się na jego gierki. Po prostu lubił z nim zagrać, niekiedy – pomimo własnej manii kontroli – pozwalając mu także przejąć inicjatywę, ot dla podsycenia i tak gorącej atmosfery, która paliła od samych trzewi. Paco odnosił wrażenie, że łączyło ich nie tylko wysokie libido, ale i podobne upodobania i ognisty temperament. Pewni siebie, swą śmiałością zawstydziliby niejednego, a ponadto obaj delektowali się niebezpiecznym balansowaniem nad krawędzią przepaści. Wstrzymał oddech, unosząc delikatnie kąciki ust na skutek jego subtelnego dotyku. Nazbyt subtelnego, ale nie zareagował nawet wtedy, kiedy chłopak przesunął palcem po jego szczęce, a potem odchylił jego dolną wargę. Wprawne oko dostrzegłoby jednak delikatne drżenie jego mięśni wyraźnie świadczące o tym, że niełatwo było mu utrzymać tę bierną pozycję. – Miałem zły dzień. – Przyznał mrukliwym tonem, opuszkami palców pieszcząc jego tors, ale nie opuszczał wzroku niżej, śmiało patrząc w lśniące, szmaragdowe źrenice, które skrywały w swej głębi obietnicę rozkosznego spełnienia. Po rozmowach z upierdliwym klientem, którym towarzyszyło również poczucie zmarnowanego czasu, potrzebował znaleźć ujście dla negatywnych emocji, a chwila zapomnienia w ramionach szczególnie tego chłopaka warta była więcej niż pieprzone tysiąc dwieście galeonów. – Przezorny… – Skwitował jego podejście ściszonym głosem, oczekując jednocześnie kontrpropozycji, która – musiał otwarcie przyznać – zaskoczyła go w swej bezpruderyjności. Felix cenił się wysoko, ale Salazar wiedział, że za luksusy trzeba sowicie zapłacić, a żeby nie dobijać targu w ciemno, wpierw wpił się w usta swego kochanka, zahaczając palcami o pasek jego spodni. - Sześć. – Wyszeptał mu na ucho uwodzicielskim tonem. – Sześć gramów. – Wolał dodać gwoli ścisłości, przywykły do dokładnego dogadywania warunków negocjowanych transakcji. – Czterdzieści osiem godzin liczymy od wyjścia z lokalu, więc zakładaj kurtkę, bo nie zamierzam zmarnować ani sekundy. Mam też nadzieję, że wziąłeś ze sobą dokumenty, bo jutro zahaczamy świstoklikiem o Amsterdam. Spokojnie, nie przykuję cię do łóżka w hotelu, każąc na siebie czekać. Nie jestem bezduszny. – Przez moment dał mu się poczuć panem sytuacji, ale teraz to on dyktował warunki, krok po kroku przedstawiając mu plan podróży. – Nie będę ingerował, ale jeżeli jutro zechcesz powtórzyć go w dzielnicy czerwonych latarni, to za siebie nie ręczę. – Pozwolił sobie zażartować, zanim na powrót sięgnął jego cudownych warg, niemal całkiem zapominając o jednej kwestii, o której nie zdążył mu jeszcze powiedzieć. – Zanim wyjdziesz, przekaż też swojej rudowłosej koleżance, że przy barze czeka na nią drink na mój koszt. Ktoś musi za ciebie nadrabiać, cariño. – Wytknął mu niekulturalne, zwodnicze wodzenie naturalnej piękności za nos, ale po tym skinął wymownie głową, wskazując na drzwi wyjściowe, z niemym wyrazem satysfakcji i zniecierpliwieniem wymalowanym na twarzy.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oprócz niewątpliwego napięcia i ognia między nimi łączyła ich także jawna nieprzyzwoitość. W końcu ani Maxowi nie wypadało zachowywać się w ten sposób w tak młodym wieku, ani też nie do końca dobrze postrzegane było podrywanie przez mężczyznę w średnim wieku, nie bójmy się użyć tego słowa, dziecka. Żaden z nich jednak nie wyglądał jakby miał się tym w najbliższym czasie przejmować, gdy ich ciała zgrywały się w ognistym flircie, który jasno prowadzić do jednego miejsca - sypialni. -W takim razie pozwól mi go sobie poprawić. - Odpowiedział ze znajomym błyskiem w oku, ale nie zdecydował się na bardziej bezpośredni krok. Jeszcze nie teraz, kiedy to dopiero zaczęli tę namiętną grę. Nie pytał o powód, czy negocjacje, które właśnie Paco przepierdolił. Żadnego z nich w tym momencie chyba to nie obchodziło, a poza tym, ich relacja nie opierała się na zwierzaniu się w swoje ramiona i szukania pocieszenia w gładkich słowach, czy pomocnych radach. Spotykali się, by stracić kontrolę i zapomnieć o świecie dzięki płonącemu w nich pożądaniu i właśnie takie rozwiązanie Max jak zawsze miał dla Moralesa gotowe. Wystarczyło tylko, by mężczyzna po nie sięgnął. -Raczej spragniony... - Poprawił go, nie mając tylko na myśli rema, który był przedmiotem ich ognistych licytacji. Czekał jednak na to, czy Morales zadowoli się taką ceną, czy jednak będzie wymagał podniesienia stawki. -Sześć będzie idealne. - Przytaknął, bo z taką ilością towaru na pewno będzie mógł zabalować przez dobry czas, który pewnie i tak umknie mu z pamięci dzięki alkoholowo-narkotycznym mieszankom, jakie miał zamiar wprowadzać do swojego organizmu. -Nie tak szybko. - Ostudził zapały Paco, jednocześnie odsuwając się lekko od niego, by pokazać, że ma na ten temat jeszcze coś do powiedzenia, choć Amsterdam brzmiał zajebiście kusząco i gdyby nie jeden mały szczegół pewnie już by stał spakowany pod drzwiami. -Potrzebuję około godziny, żeby poinformować rodzinę. Raczej nie będą zadowoleni jak nagle zniknę z naszej wycieczki na dwa dni. - Po raz kolejny odebrał część władzy mężczyźnie, ale w końcu to on zawsze pytał o "rodziców" i historyjki, którymi Max ich karmił, gdy się spotykali. Ten jeden raz nastolatek zdawał się wykazać resztki rozumu, choć stan w jakim się znajdował zdecydowanie by na to nie wskazywał. Pocałunek znów podgrzał atmosferę i Max musiał przyznać, że sam najchętniej opuściłby już lokal, jeżeli oznaczało to, że ich czułości wyjdą poza taniec języków na środku parkietu w tym lokalu. Przygryzł na koniec wargę Moralesa, by w końcu odejść od niego, zgarnąć swoją koszulkę i odziać w końcu nagi tors. Następnie podszedł do znajomych, żegnając się z nimi słowami, których Paco ni chuja nie mógł dosłyszeć. Na koniec podszedł do wspomnianej rudowłosej, którą uraczył pocałunkiem w policzek i kilkoma uroczymi słówkami, które wyraźnie przygasiły jej pogorszony obecnością Salazara humor. -Za godzinę przy pomniku Marxa. - Szepnął jeszcze Moralesowi, gdy przechodził obok niego, a potem wyszedł z lokalu udając się prosto w stronę apartamentu, który na krótką chwilę wynajmował ze Stacey i całą resztą. Musiał w końcu jakoś uprzedzić o swoim tymczasowym zniknięciu.
//zt x2
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees