C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Osoby: Maximilian Felix Solberg oraz @Salazar Morales Miejsce rozgrywki: Jedna z mniej popularnych uliczek Londynu Rok rozgrywki: 2019 Okoliczności: Po śmierci matki młody Solberg jeszcze bardziej uprawia hazard z własnym życiem i zdrowiem. Niestety, brak odpowiedniej waluty może okazać się problemem albo i nie.
Czy wracał z Nokturnu, czy właśnie na niego szedł...? Sam był już w takim stanie, że nie potrafił sobie na to pytanie odpowiedzieć. Eliksir postarzający wciąż sprawiał, że młodziutki ślizgon wyglądał jak dorosły, dwudziestokilkuletni obywatel społeczeństwa, który nieco zbyt mocno zabalował w ten sobotni wieczór. Alkohol powoli przestawał płynąć w jego żyłach, ale nie to było problemem, który musiał przezwyciężyć. Organizm domagał się czegoś innego. Czegoś mocniejszego. Solberg nie wyobrażał sobie, by mógł jakkolwiek oprzeć się tej pokusie. Problem był tylko jeden, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. Cała gotówka już dawno się upłynniła, a on nie miał przy sobie niczego, czym mógłby to zrekompensować. Max niestety nie należał do ludzi, którym coś takiego przeszkadzałoby w próbie zdobycia tego, czego pragnął. Nie raz podchodził do z góry przegranej sytuacji bez jakiegokolwiek planu i czasem udawało mu się wyjść z tego obronną ręką. Popalając papierosa zmierzał w kierunku, gdzie czekało na niego białe zbawienie. Majacząca na horyzoncie sylwetka dawała nadzieję, że dzisiejszej nocy nastolatek będzie szczęśliwszy, choć przypłaci to zjazdem za kilkanaście godzin. -Masz czymś poratować? - Zagadał bez ogródek do wyraźnie starszego kolesia. W zasięgu wzroku był tylko on i Max miał szczerą nadzieję, że akurat trafił na kogoś, kto pomoże mu rozwiać smutki życia przy pomocy mało legalnych substancji. W tych okolicach ciężko było się pomylić nawet, gdy strzelało się na oślep.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Ostatnia podróż do Meksyku obfitowała w nowe towary, które na rynku upłynniały się w błyskawicznym wręcz tempie, sukcesywnie prowadząc go ku pomnożeniu gromadzonej przez niego w bankowej skrytce fortuny. Ekskluzywny, prosperujący nad wyraz pomyślnie hotel pozwalał mu wyprać galeony pochodzące z nielegalnych źródeł bez rzucania choćby cienia podejrzeń, ale prowadzenie podwójnego życia miało również swoją cenę; wszak czas to pieniądz. Pracował całymi dniami, tak jak i dzisiaj, kiedy to krążył nieustannie pomiędzy krętymi alejkami Śmiertelnego Nokturnu, odwiedzając po drodze kilka obskurnych lokali, w których najczęściej zaszywali się jego kontrahenci. Nie wszyscy potrafili tak zręcznie umykać uwadze przedstawicieli czarodziejskich organów ścigania, ale szczęście w nieszczęściu, nawet panowie z aurorską odznaką zdawali się stronić od półmroku okolic Borgina i Burkesa. Nieme przyzwolenie, przynajmniej do czasu, gdy któryś z czarnoksiężników nie przekroczy tej nie do końca jasno ustalonej granicy, zagrażając zarazem dobru i bezpieczeństwu reszty społeczeństwa. Mimo że wsiąkł w to działające poza prawem miejsce, tak nigdy nie przepadał za tutejszymi melinami. Właściciele zapewniali dyskrecję, co szanował, ale o sztuce barmańskiej chyba nigdy nie słyszeli. Najbezpieczniej było zamówić szklankę ognistej, co zresztą uczynił – nawet dwukrotnie – bo i strach pomyśleć, co kryło się w wymyślonych naprędce i wpisanych na siłę do karty kompozycjach. Przechylił szkło, by wypić ostatniego łyka gorzkawego trunku, a potem odstawił opróżnione naczynie na ladę wraz z odliczoną zgodnie z treścią rachunku sumką, i wyszedł na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza… o ile zaczerpnięciem świeżego powietrza można nazwać wciągnięcie do płuc chmury siwego dymu ulatniającego się z przypalonej końcówki merlinowej strzały. Poprawił skórzaną kurtkę i wystającą spod niej czarną koszulę zdobioną złotymi wzorami w kształcie paproci, oparł się plecami i butem o ceglastą ścianę, z nudów rozglądając się po ulicy, kiedy nagle przed jego oczami znikąd wyrosła postać zdecydowanie młodszego od niego chłopaka. Zmierzył go wzrokiem od stóp do głów, nim ponownie zaciągnął się potężną dawką nikotyny, a kącik jego ust mimowolnie uniósł się nieco wyżej. Szczupła, zgrabna sylwetka, niewinne rysy twarzy, ale i grzeszny, zawadiacki błysk czający się gdzieś w głębi zielonych tęczówek – te wszystkie cechy aparycji idealnie wpasowywały się w jego gust, i pewnie z jeszcze większym uznaniem podziwiałby ten przepiękny obraz malujący się przed jego oczami, gdyby nie wypływające tak wyraźnie na młodzieńczą twarz oznaki wyniszczającego baletu. – Papierosem? – Wyciągnął w jego kierunku paczkę swoich szlugów, mimo że intuicja podpowiadała mu, że nie wystarczą one dla zaspokojenia głodu. Zajmował się handlem magicznymi narkotykami od dłuższego już czasu, a przez to nietrudno było mu zidentyfikować potrzebującego. – No chyba, że szukasz jelenia gotowego postawić ci drinka… – Nie wyciągnął jednak do przybysza pomocnej dłoni, darząc go jedynie lekceważącym pomrukiem, który tracił na swej wiarygodności o tyle, że w ogóle nie współgrał z jego natarczywym, zaintrygowanym spojrzeniem wlepionym w zmęczone, chłopięce ślepia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam nie miał problemu z obskurnością tutejszych lokali i wątpliwością drinków. Oczywiście zawsze istniała ta mała kropelka ryzyka, że ktoś akurat dorzuci mu trucizny do szklanki, ale poza tym, jakiekolwiek narkotyki były u nastolatka mile widziane i nawet by się z podobnych efektów pewnie ucieszył. Dziś jednak miał zamiar wbrew pozorom wrócić do zamku, choć jak widać nie szło mu to specjalnie najlepiej. No pięknie, początek roku a ten już się szmaci niewiadomo gdzie. Potrzebował jednak tego. Do poziomu, który osiągnął na pogrzebie własnej matki wciąż było mu daleko, więc nie widział powodu, by tak przerwać imprezę w połowie. W końcu hej, sama ona go nauczyła, że jak szaleć to kurwa do zgonu! Gorycz w sercu nie opuszczała nastolatka, który nie potrafił się z tym wszystkim pogodzić. Nie chodziło mu o to, że Freja nie żyła, a o to, w jaki sposób to zrobiła, zostawiając go bez niczego mimo prób utrzymania jej jakkolwiek przy życiu. Jebana szmata, która nie szanowała nic, prócz igły i jej zawartości. Nonszalancka poza nieznajomego tylko zachęciła Solberga do podejścia i zadania tak prostego, tak jasnego w przekazie pytania, że gdy ten zapytał o papierosa, Max szczerze się wkurwił. -Weź tu nie pierdol o szlugach, wiesz o co mi chodzi. - Spojrzał na niego i tę wystającą koszulę. Przez chwilę zapomniał, że eliksir postarzający działa i myślał, że trafił na jakiegoś kręcącego się Aurora, który zaraz za rączkę odprowadzi go do szkoły, czy ki chuj i szczerze się zawahał, ale jednak potrzeba przygrzania była silniejsza niż jakikolwiek zdrowy rozsądek. -Czy ja Ci kurwa wyglądam na kogoś, kto szuka sponsora? Jestem dobry w kupowaniu sobie drinków. Liczyłem jednak, że trafiłem na uczciwego biznesmena z okolic, który wie co nieco o tutejszej społeczności. - Teraz to już popłynął kompletnie, ale jeśli serio miały do czynienia z przedstawicielem prawa, to nie mógł przecież mu literować w twarz, że szuka nar-ko-ty-ków. A przynajmniej jego porobiony umysł uznał, że lepiej poobrażać nieznajomego, starszego typa w ciemnej alejce. Brawo Max, naprawdę BRAWO.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nieraz w swoim życiu widział już podobne drżenie mięśni, desperackie spojrzenie i nienaturalnie rozszerzone lub zwężone źrenice, dlatego wiedział jak intensywnie znęca się nad przypadkowo napatoczoną ofiarą, nie czyniąc w zasadzie nic więcej poza zwyczajną grą na zwłokę. Po powrocie z meksykańskiej stolicy dysponował wszystkim tym, czego potrzebował stający przed nim młodzieniec, a o ile normalnie wcisnąłby mu w ręce fiolkę odurzającej mikstury, odebrał należne galeony i zapomniał o jego istnieniu, tak tym razem nabrał ochoty na zabawę; odskocznię od nużących spotkań z klientami. Prowokował go więc z pełną tego świadomością, igrał z buchającym płomieniem, ciekaw na jak dużym jest głodzie i jak daleko zdoła się posunąć, żeby wpuścić do krwiobiegu kolejną dawkę upragnionej substancji. - Nie za młody jesteś, żeby tak sobie zdrowie niszczyć? – Podpuszczał, po raz kolejny zaciągając się mocniej merlinową strzałą, by z kpiącym uśmiechem przywdzianym na usta, wypuścić chmurę trującego dymu niemalże wprost w twarz swojego towarzysza. Nonszalanckim i impertynenckim zachowaniem budował swą silniejszą pozycję, mimo że nawet nie musiał się szczególnie o to starać. Dzierżył władzę od początku tego spotkania. Wzruszył więc ledwie ramionami, jakby zobojętniały na jego prośby i schował z powrotem do kieszeni wzgardzoną przez młodego czarodzieja paczkę fajek, by ponownie unieść głowę i uraczyć go swym aroganckim, zaczepnym spojrzeniem, które najwyraźniej przelało falę goryczy, tkwiącej w dwudziesto-, może dwudziestoparoletnim ciele. Daleko mu było aurora – poważnym panom z ministerstwa zdecydowanie brakowało gustu i klasy – a z tego względu mógł pozwolić sobie na znacznie większą swobodę. Pstryknięciem palca wyrzucił gdzieś na bruk niedopałek papierosa, a potem gwałtownie wyrwał do przodu, chwytając nieznajomego za poły koszuli, by bez choćby cienia delikatności uderzyć jego plecami o ścianę. – Lepiej zważaj na słowa. – Wycedził przez zęby, nadal zaciskając palce na materiale, ani myśląc o tym, żeby go puścić. Zawisł nad nim tak blisko, że chłopak niemalże mógł wyczuć jego oddech na swojej skórze. – Zwłaszcza, kiedy kręcisz się tak blisko nokturnu. Ktoś inny może nie być tak łaskawy… – Wydawać by się mogło, że pójdzie o krok dalej, korciło go jak diabli, ale nie chciał pozostawiać sinych śladów na tak pięknej i urodziwej twarzyczce, w którą nadal wlepiał swe spojrzenie, jakby podobnie wygłodniałe, mimo że z zupełnie innych pobudek. Po dłuższej chwili uścisk zelżał, nawet jeśli przedtem Paco jeszcze raz potrząsnął swoim rozmówcą. - Co nieco wiem, za to ty ewidentnie nie zdajesz sobie sprawy z tego po jak grząskim stąpasz gruncie. – Nie był pewien, czy w jego obecnym stanie tego typu porady mają w ogóle sens i przebiją się do mózgu, ukierunkowanego na tylko jeden prymitywny cel, ale i tak wytknął mu kompletny brak rozsądku i instynktu samozachowawczego. – Warto tak ryzykować dla pieprzonej działki? – Wyszeptał mu na ucho, nie dając za wygraną, choć może lepiej powiedzieć, że sprawiał jedynie takie wrażenie, bo w głębi duszy wiedział już, że znalazł kolejnego klienta.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dla nastolatka liczyło się teraz tylko jedno, a fakt, że mężczyzna tak z nim igrał tylko go wkurwiał. Czas leciał, a organizm nie miał zamiaru czekać w nieskończoność. Max zresztą też nie. Chciał odłożyć w czasie nieuchronne i jeszcze kilka godzin się zabawić. Czy prosił o zbyt wiele? Najwidoczniej tak, ale nie zamierzał tak łatwo się poddać. Przewrócił oczami na pytanie o wiek. Naprawdę miał już dosyć podobnych tekstów szczególnie w takich momentach jak ten. Widać pomylił się do człowieka, którego wziął za swojego zbawcę. -Data urodzenia jeszcze nikogo nie uchroniła przed śmiercią, więc pozwolisz, że sam zdecyduję, czy chcę czy nie chcę podejmować tego ryzyka. - Wyszczekany i bez jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego musiał coś odpowiedzieć, bo świat by się skończył, gdyby trzymał język za zębami. Był o tym święcie przekonany, a nie mógł brać na siebie przecież odpowiedzialności za masową zagładę. Wtem nadeszło coś, czego Max ewidentnie się nie spodziewał, a kurwa mać powinien, skoro w taki sposób podchodził do typa w tych okolicach. Nie zdążył nawet zauważyć, gdy ten go chwycił, gdy poczuł falę bólu, przechodzącą przez jego plecy w miejscu, gdzie te zderzyły się ze ścianą. Poczuł dziwną mieszankę ulgi i cierpienia, gdy chłodny kamień zderzył się z jego ciałem. Chętnie powtórzyłby to, gdyby nie fakt, że był w lekkim szoku i właśnie wystosowano w jego kierunku groźbę. No w końcu się chłop doigrał. -Gdybyś był łaskawy, dałbyś mi to, czego szukam i zostawił w spokoju. - Wydobył z siebie, jak widać wciąż nie do końca wiedząc, jak zachować się w tej sytuacji. Powinien wykazać się większą pokorą, a nie kolejnym przejawem buty i debilizmu. Nie potrafił do końca w tym stanie odróżnić emocji, które widać było w oczach mężczyzny. Wiedział, że to wszystko ma jakiś sens, ale nie był w stanie go znaleźć tak, jakby potrafił to na trzeźwo, bądź bez obecnej w sercu desperacji. Teraz liczyło się jednak co innego i gdyby tylko Max wiedział, wykorzystałby sytuację na swoją korzyść, ale zdecydowanie nie przychodziło mu to do głowy. -Wiem więcej niż Ci się wydaje. Jeżeli masz z tym problem to już nie moja sprawa. Chciałem tylko przygrzać. - Z determinacją na twarzy odpowiedział, ponownie pokazując brak szarych komórek. Nie widział jednak powodu, dla którego ten zupełnie obcy mu człowiek miał prawić mu morały i decydować o tym, czy Max będzie chodził trzeźwy, czy też nie. Ten szept do ucha miał w sobie coś, co sprawiło że lekki dreszcz przeszedł nastolatkowi po karku, choć był on na wpół przyjemny. Oczywiście, że Solberg uważał, że warto. Gdyby myślał inaczej, pewnie by go tu nie było. Wiedział, że pcha się w bagno i wiedział jak chujowe jest to wszystko, ale wciąż wypierał się, że ma jakikolwiek problem. Przecież chciał się tylko zabawić. Dlatego też nie odpowiedział na to pytanie, a zamiast tego postawił sprawę jasno. -Masz coś, czy nie? - Widać było, że jest coraz bardziej zdeterminowany i zdesperowany. Czuł, że jeśli mężczyzna nie posiada tego, czego Max szukał, marnował tylko swój cenny czas, który mógłby spędzić na haju, a przecież nie o to chodziło. Mógłby już nawet zaliczyć szybki wpierdol, byle tylko móc znaleźć kogoś, kto mu pomoże.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić, ale przedłużanie tej rozmowy w nieskończoność, a przy okazji testowanie cierpliwości zdesperowanego młodzieńca, sprawiało mu niebywałą wręcz przyjemność, tak odmienną od towarzyszących mu dzisiejszego dnia żmudnych, powtarzalnych spotkań biznesowych, prowadzonych przy szklaneczce ognistej, gotowych zanudzić nawet najbardziej wytrwałego czarodzieja. Wreszcie miał przed sobą kogoś butnego i wyszczekanego, kto nie bał mu się przeciwstawić, nawet jeżeli nie było to do końca przemyślanym i rozsądnym posunięciem. Sam nie był jednak lepszy; wszak wykorzystywał dramatyczne położenie, czyjąś krzywdę, wyłącznie dla własnej uciechy. Rozłożył szeroko ręce, pokazując chłopakowi, że „droga wolna” tuż przed jego wiązanką przekleństw i następującym po niej – drobnym, acz nazwijmy rzeczy po imieniu - akcie przemocy. - Mhym… – Wymruczał nie do końca zrozumiale, nie wiadomo czy potwierdzając czy raczej negując słowa nieznajomego. W głębi duszy wiedział jednak, że dzieciak ma rację. Gdyby naprawdę zależało mu na jego dobru, mógłby przecież złapać go pod ramię i teleportować do szpitala św. Munga. Gdyby z kolei zapragnął zaspokoić jego głód, mógłby bez problemu załatwić mu niemal każdy dostępny na czarnym rynku środek odurzający, nawet jeżeli sam nim nie handlował. Znajomości. Zamiast tego bawił się jego kosztem, obserwując wściekłość buchającą w jego szmaragdowych źrenicach. – Uważaj, bo swą arogancję możesz kiedyś przypłacić życiem. – Rzucił protekcjonalnym tonem. Narkotykowy handlarz umoralniający potencjalną ofiarę towaru, którym ta chętnie obracał. Nie miał zamiaru ukrywać, że właśnie dzięki takim jak ten pomnażał skrywany w bankowej skrytce majątek, ale tym razem zachowywał się zupełnie tak, jakby chciał ten szkodliwy efekt domina powstrzymać. Kto wie, może to latynoska uroda zawróciła mu w głowie, a może w jakimś stopniu potrafił zsolidaryzować się ze swym rozmówcą, bo przecież sam był kiedyś do niego podobny. Przekonany o swej nieomylności, pchający się do paszczy smoka, nawet jeśli nie było to konieczne. A może nigdy mu nie minęło? - Nie przy sobie. – Przyznał uczciwie, widząc że nie zdoła zwyciężyć w tej nierównej walce. – Ale załóżmy, że mam możliwości, które ogranicza jedynie zawartość twojego portfela. – Poruszył głową z zawadiackim uśmiechem przywdzianym na usta, po raz kolejny już chełpiąc się poczuciem władzy, tak mile łechcącym jego wybujałe ego. – Powiedz tylko czego dokładnie potrzebujesz i ile jesteś w stanie zapłacić. – Nie odsunął się nawet na krok. Nadal stał tuż przed nim, przypartym do muru, i patrzył wyczekująco, jakby z jego twarzy próbował wyczytać najbardziej prawdopodobny scenariusz; rozwinięcie nietypowo rozpoczętego wieczoru.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Salazar bawił się zdecydowanie lepiej niż Max, który prędzej emanował złością niż radością. Nieznajomy widocznie nie miał zamiaru współpracować tak, jakby nastolatek sobie wymarzył i choć przecież Solberg mógł odejść i próbować szczęścia gdzieś indziej, to niestety w zasięgu wzroku nie było nikogo innegoinnego. Dlatego też trwał tutaj wdając się w tę dyskusję, która zdawała się brnąć do nikąd. Niezrozumiałe mruknięcie poniekąd brzmiało jak koniec i H wymiany zdań, choć fakt, że byli tak blisko siebie sugerował, że jednak interakcja nie jest jeszcze zakończona. Prawdą było, że to Salazar kontrolował sytuację i choć Max nie miał zamiaru się jej kompletnie poddać, to jednak niewiele mógł na to wszystko poradzić. Sam się w to wjebał w końcu, bo jak zwykle nie myślał. -Dzięki za radę... - Rzucił ironicznie, przewracając oczami. Jakoś nie czuł by koleś miał jakiekolwiek prawo do moralizowania go w jakimkolwiek temacie. Poza tym, czy Max obawiał się śmierci? Kochał życie i nie chciał go tracić, ale adrenalina go napędzała. Potrzebował tego niebezpieczeństwa w życiu i świadomie czy nie, wciąż brnął w jego kierunku. Po części musiał wiedzieć, że kiedyś będzie to miało swoje poważne konsekwencje. Rozczarowanie na jego twarzy było oczywiste, gdy usłyszał, że mężczyzna nie ma tego, czego szukał. Już Max miał odszczekać coś o marnowaniu jego czasu, gdy nagle Salazar wypowiedział słowa, które zmieniły rozczarowanie w szczere zainteresowanie. Może nie było to rozwiązanie na teraz, ale zawsze warto było mieć dodatkowe kontakty. Sięgnął do kieszeni, by policzyć ile dokładnie może zaoferować i wtedy nadeszło zrozumienie, że jest w czarnej dupie. -Kurwa... - Mrugnął do siebie, po czym ponownie spojrzał na Salazara. -Potrzebuję czegokolwiek. Najlepiej w proszku i mocnego. Skoro i tak nic nie masz to brak hajsu nie stoi na przeszkodzie, prawda? - Miał na twarzy nieco podstępny uśmieszek, ale przecież nie mógł tak po prostu tego zostawić, jeszcze nieznajomy był gotów pomyśleć, że Max oczekuje wszystkiego za darmo. -Podaj cenę to ogarnę potrzebny hajs. Ogarnę co trzeba. - Pieniądze nie były problemem. Drobne kradzieże Max znał bardzo dobrze, a poza tym zawsze można było ojebać coś wartościowego i upłynnić w ten sposób pozyskując gotówkę. Musiał tylko wiedzieć jak drogi jest ten mężczyzna.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Bawił się całkiem nieźle, nie mógł narzekać, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie może przeciągać tej prowadzącej donikąd dyskusji w nieskończoność. Cierpliwość rozdygotanego na skutek narkotykowego głodu chłopaka i tak została wystawiona przez niego na próbę, a wymalowana na jego twarzy wściekłość i ironiczny ton głosu wyraźnie świadczyły o tym, że nie wytrwają zbyt długo w dotychczasowym położeniu. Należało przerwać ten impas. – Polecam się na przyszłość. – Mając tę świadomość, wreszcie uczciwie przyznał, że jest w stanie mu pomóc i że ma dostęp do rozmaitych środków odurzających, chociaż nie darował sobie przedtem jeszcze jednego zgryźliwego komentarza. Wreszcie splótł ręce na klatce piersiowej, obserwując wyczekująco, jak jego rozmówca sięga do swojego portfela, ale gdy w uszach wybrzmiało mu siarczyste przekleństwo, zrozumiał że nie może liczyć na jakąkolwiek zapłatę za proponowaną mu usługę. Pokręcił z niedowierzeniem głową, mimo że przecież nietrudno było podobny scenariusz przewidzieć. Znał takich jak on, którzy potrafili jednej nocy przepierdolić cały hajs, jaki mieli. - Wygląda na to, że wracamy do punktu wyjścia i jednak szukasz sponsora... – Pozwolił sobie bezczelnie zauważyć, co chyba wcale jego towarzysza nie ubodło, zważywszy na jego podstępny, cwany uśmieszek. – Yhym… – Mruknął ponownie, z nieskrywaną kpiną. – Okradając innego zdesperowanego dzieciaka? – Kontynuował swą zaczepkę, unosząc wyżej prawą brew, po czym machnął wymownie ręką, jakby chciał tym gestem pokazać, że nie ma sensu z nim dalej negocjować. Fałszywy alarm, mający jedynie na celu rozbudzić jego wewnętrzny niepokój, bo tak naprawdę Paco podjął już korzystną dla towarzysza decyzję. – Chodź, coś zaradzimy. – Odszedł parę kroków dalej, skinieniem łepetyny dając mu do zrozumienia, że zabiera go na mały spacer po skrywanej w półmroku alei Śmiertelnego Nokturnu. – Jak ci na imię? – Zapytał go także po drodze, chociaż nie mieli tak naprawdę zbyt wiele czasu, by ze sobą porozmawiać. Szybko dotarli bowiem pod budynek jednej z tutejszych aptek, która wbrew swej nazwie, raczej nie służyła zdrowiu klientów. Morales znał się jednak z jej właścicielem, a z tego względu często ukrywał pośród ampułek różnych innych eliksirów przynajmniej część swojego towaru. - Zaczekaj tu. – Polecił władczym tonem, przekraczając próg niezbyt zachęcająco wyglądającego przybytku, a po paru minutach powrócił do chłopaka, świecąc mu przed oczami szklaną fiolką wypełnioną czerwonym proszkiem, który do złudzenia przypominał pieprz kajeński. Na razie jednak nie przekazał młodzieńcowi swojej zdobyczy, zamykając ją w uścisku własnej pięści. – Słyszałeś kiedyś o reememorii albo – inaczej mówiąc – remie? – Chciał się upewnić czy chłopak wie co robi, na wszelki wypadek wyjaśnić z czym ma do czynienia i uprzedzić, że nie powinien wciągać wszystkiego na jeden strzał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max tracił cierpliwość nie tylko że względu na głód ale i świadomość, że dłuższa pogawędka może skutkować zaprzestaniem działania eliksiru postarzającego, a był pewien, że wtedy już tym bardziej niczego nie uda mu się ogarnąć. Jakby nie było miał ledwo szesnaście lat i jego naturalny wygląd odzwierciedlał młody wiek. Na całe szczęście jednak mężczyzna albo zaczynał się nudzić tą zabawą albo uznał, że ćpuna i tak nie przegada i przeszedł do konkretów. -Ja nie mam kasy, Ty nie masz towaru, nie widzę by sponsoring był potrzebny. No chyba, że masz jakiś pomysł żeby to zmienić. - Chęć zdobycia towaru była zbyt mocna by miała tu miejsce jakąkolwiek logika czy moralność. Cel był jeden, a Max uwielbiał osiągać to, co sobie zmierzył. Zresztą używki i tak często zagłuszały ewentualne wyrzuty sumienia. -A to ma znaczenie? - Ponownie odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie rozumiał dlaczego mężczyznę miało obchodzić źródło, z którego Solberg zdobyłby hajs. Ważne, że dostałby odpowiednią kwotę. A przynajmniej tak nastolatek w tej chwili sobie wmawiał. Bez słowa ruszył za Salazarem podejmując kolejną wątpliwą decyzję. Przecież nie wiedział co czeka ich na końcu spaceru, a włóczenie się z takim typem po Nokturnie raczej rzadko wróżyło cokolwiek dobrego. No ale jak to Max mawiał "jebać wróżo". -Felix - Odpowiedział krótko podając swoje drugie imię. Tym sposobem uniknął kłamstwa ale też poniekąd chronił swoją tożsamość. Zazwyczaj mówiono do niego Max, a drugie imię stosowali tylko nieliczni. Sam Solberg niespecjalnie interesował się w tym momencie tożsamością mężczyzny, co było debilne z jego strony. Posłusznie wykonywał zdawkowe polecenia majac w sercu nadzieję, że po tym wszystkim jednak dostanie to, czego szukał i będzie mógł odejść w spokoju. Gdy Morales wrócił, nastolatek z zaciekawieniem i wyraźnym głodem w oczach spojrzał na ampułkę. Nie kojarzył tej substancji, ale nue widział w tym za bardzo problemu. -Jakimś cudem nie. - Przyznał coraz bardziej ciekaw, co to jest i jak zadziała. Jego naturalne zjebanie krzyczało, że cokolwiek jest w szkle Max musi tego spróbować i chłopak chyba tylko jakimś cudem powstrzymywał się od próby zdobycia ampułki we własne dłonie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie pamiętał tak dobrze tego stanu, odbijającego się negatywnie na psychice po odstawieniu środka odurzającego, bo chociaż sam handlował magicznymi narkotykami, tak stronił od ich używania w myśl zasady, że diler nie powinien ćpać towaru, który sprzedaje. Skłamałby mówiąc, że nigdy mu się nie zdarzyło przygrzać, ale starał się podchodzić do tych niebezpiecznych substancji ze zdrowym rozsądkiem i umiarem. Przede wszystkim nie przyzwyczajać się do wywołanego sztucznie, euforycznego transu, po którym zwykle następował przecież znacznie gorszy w skutkach zjazd. Zjazd widoczny wyraźnie w zmęczonych, przekrwionych oczach Maxa, który chyba nie zdawał sobie sprawy jak wiele ryzykuje i jak blisko krawędzi przepaści się znalazł. Nie odpowiedział już na słowa chłopaka, kiedy prowadził go w głąb ciemnej, obskurnej uliczki, w głębi duszy zastanawiając się, dlaczego nie pozostawił go na pastwę losu. Nie miał pieniędzy, praktycznie się nie znali… Może urzekła go to latynoska uroda i zawadiacki uśmieszek rozjaśniający odrobinę tę zniszczoną melanżem twarzyczkę? Przyglądał mu się uważnie, nie mogąc powstrzymać mimowolnego uniesienia brwi, a i przewrócił teatralnie oczami, nie dowierzając, że jego rozmówca tak swobodnie – nawet jeśli nie w sposób dosłowny– przyznał się, że wypróbował już prawie całą tablicę Mendelejewa. – Wystarczy ci wiedzieć, że to cholernie silny środek pobudzający, który utrzymuje w stanie czuwania przez długi czas. Dodaje energii, pewności, pobudza zmysły, wzmaga koncentrację… – Wbrew swej dotychczasowej, umoralniającej i w pewnym stopniu protekcjonalnej postawie, akurat tym razem ograniczył się wyłącznie do wyliczenia zalet oferowanego produktu, całkiem pomijając kwestię skutków ubocznych związanych z długotrwałą ekspozycję na działanie rema. Nie mógł przecież czynić sobie antyreklamy, ryzykując utratą potencjalnego klienta, a jednak… odczuwał dziwny opór, kiedy zamierzał wręczyć młodzieńcowi wypełnioną czerwonym proszkiem ampułkę. Dłoń na krótką chwilę zawisnęła w powietrzu, przed tym jak ją wycofał. – Nie bierz wszystkiego na raz. - Czyżby powrót troski? - I nie traktuj tego jako prezent. Prędzej pożyczkę. – Dodał stanowczym tonem, wbijając w zielone tęczówki intensywne, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. – Kiedyś spłacisz swój dług. – Dopiero po tych słowach przekazał mu szklaną fiolkę, ciekaw jego reakcji.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
A tam pierdolenie. Trzeba było wiedzieć, co opycha się innym! No przynajmniej Max sobie tak czasami tłumaczył, gdy bywały te rzadkie okazje, że musiał stać po drugiej stronie paragonu. Zdarzało się, że trochę towaru podkradł, ale zazwyczaj uzupełniał braki gotówki, by nie wydało się jakim złamasem bez kręgosłupa jest. Widać Morales był tutaj znacznie rozsądniejszy i dlatego to właśnie on stał na czele narkoimperium a nie Solberg. Nie przejmował się specjalnie tym, czy nieznajomy wie ile Max ćpa, czy też nie. Jakby nie było nie jest to wiedza, która mogła go specjalnie zniszczyć. Gdyby Salazar chciał go sprowadzić na dobrą ścieżkę, zdecydowanie dawno temu już by go stąd zabrał, a nie proponował załatwienie jakiegoś specyfiku, o którym Solberg ni chuja w życiu nie słyszał, a brał już naprawdę popierdolone rzeczy. -No i zajebiście! - Podsumował tylko, wyciągając dłoń po fiolkę. Brzmiało mu to trochę jak amfetamina, a to zdecydowanie trafiało blisko ślizgońskiego serduszka. Skutki uboczne go i tak nie interesowały chyba, że chodziło o ten który zapewnia dobrą zabawę przez najbliższy czas. Twarz Maxa nieco stężała, gdy Paco cofnął dłoń. No już do kurwy nędzy! Czy ten koleś nie widział, że nastolatek (obecnie w ciele dwudziestoparulatka) zaraz wykituje jak czegoś nie przygrzeje? Ten typ wyraźnie lubił się znęcać nad swoimi ofiarami i gdyby tylko Max miał siły przyjebałby mu w tę przystojną gębę. -Jasne. Oddam z nadwyżką. - Zapewnił odruchowo, w głębi serca nie mając zamiaru ni chuja więcej wchodzić typkowi w drogę. Jego problem jeżeli zaufał ćpunowi. Max nie miał hajsu i koleś o tym wiedział, a przecież nie byli najlepszymi ziomeczkami, żeby odwiedzać się w domach co tydzień na herbatkę. Solberg wątpił, że kiedykolwiek ich drogi jeszcze się zejdą jeżeli tylko odpowiednio będzie uważał na swoje otoczenie. A przynajmniej taką miał nadzieję. Z głodem w oczach i dość gwałtownie prawie że wyrwał Paco fiolkę z ręki, a następnie znalazł kawałek płaskiego podłoża, by wysypać trochę (nie całość!) narkotyku i od razu wprowadzić proszek przez nos do organizmu. Tego było mu trzeba. Oparł się o mur zamykając oczy i czekając aż specyfik zacznie działać. Mężczyzna już go nie obchodził. Równie dobrze mógł zniknąć jak mara senna.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Próbował w swoim życiu wielu specyfików i dokładnie wiedział, co sprzedaje, chociaż gdyby miał dokonywać porównania, zapewne stwierdziłby, że reememorii najbliżej do mugolskiej kokainy. W każdym razie to właśnie znajomość narkotykowego półświatka sprawiała, że starał się środków odurzających unikać, zwłaszcza tych mocniejszych, które w zastraszającym tempie potrafiły odebrać człowiekowi kontrolę nad własnym życiem. Wystarczyło spojrzeć dłużej na Solberga, który niczym pies skomlał przed nim, błagając o kolejną dawkę prochu. Chłopak nieszczególnie wydawał się nawet zainteresowany tym, co dostanie – ważne, że za darmo i żeby klepało. Przykre, ale przecież każdy był kowalem własnego losu, a Paco nie zamierzał zgrywać tutaj dobrodusznego altruisty, dokonując antyreklamy dystrybuowanego od dawna produktu. Niewykluczone, że zareagowałby inaczej, gdyby miał świadomość, że nie rozmawia z dwudziestoparolatkiem, ale że widział przed oczami jedynie ściągniętą w zniecierpliwieniu twarz dorosłego człowieka… Cóż, w tym przypadku mógł pozwolić sobie na chłodną kalkulację, a mimo że nie otrzymał żadnej zapłaty w zamian, to i tak zwietrzył w tej sytuacji swoistą okazję. Przekazując darmową próbkę swojego towaru, liczył bowiem na znacznie większe korzyści. A chociaż nie miał żadnej gwarancji ich uzyskania, w tym przypadku gotów był podjąć zawodowe, a może raczej prywatne, ryzyko. A i owszem, lubił się znęcać nad swoimi ofiarami – Felix nie był świadom choćby grama jego możliwości, a i nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, jak blisko prawdy leżą jego domysły. Kiedy tylko Paco wycofał dłoń, spostrzegł wlepione w niego rozszerzone źrenice. Całe ciało chłopaka prosiło o łaskę, a chociaż napawanie się poczuciem władzy sprawiało Salazarowi niebywałą wręcz przyjemność, wreszcie zlitował się nad biedakiem, wręczając mu fiolkę, którą zresztą ten gwałtownie wyrwał mu z ręki. Napędzany wyłącznie przeszywającym na wskroś głodem, to jak odruch Pawłowa. – Dobrej zabawy. – Rzucił niby to kulturalnie, a jednak z lekceważącym tonem, obserwując jak jego ofiara łapczywie wciąga wysypaną naprędce kreskę. Trafiony – zatopiony. – Gdybyś chciał tego więcej, znajdziesz mnie w El Paraíso. Pytaj o Salazara albo o Paco. – Dodał na odchodne, po czym odwrócił się na pięcie, bo i nie ma miał czego tu dalej szukać. Zatracił skupioną wcześniej na jego osobie uwagę na równi z chwilą, w której podsunął Felixowi szklaną ampułkę. Nie przejmował się jednak utratą galeonów. Nie uważał również, by był nierozsądny czy rozrzutny. Nie ufał ćpunom, to oczywiste, ale za to doskonale wiedział, że tacy prędzej czy później wracają do źródła… +