Osoby: Charlie i @Gabrielle Levasseur Miejsce rozgrywki: Dom Charliego, Rok rozgrywki: 22/23 Grudnia 2021 Okoliczności: Przedświąteczna gorączka, zimowy wieczór, sezonowe piosenki i zapach pierników.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Tak, jak Charles Rowle świąt nie lubił, tak gotowanie i pieczenie kluczowych dla tej okoliczności potraw — uwielbiał. Z początku nie chciał wcale domu dekorować, bo i tak czekała go rozkoszna kolacja z rodziną, pełna zapewne kłótni oraz dramatów, a potem nocne picie z kolegami, ale Gabrielle kiedyś coś wspomniała o choince. Miał odrobinę wyrzutów sumienia, że nie wspomniał o zarwaniu roku dla kaprysu, bo przecież aż tak głupi, aby nie zdać, to nie był chyba. Zaprosił ją więc dwudziestego drugiego grudnia wieczorem, doprowadzając wcześniej dom do względnego porządku — nie walały się skarpetki czy butelki pod nogami, blat stołu był wytarty i nawet udało mu się łazienkę uprzątnąć. Wciąż tu mieszkała i nie mieszkała jednocześnie, jej pokój zamknięty na kluczyk zostawał tak, jak właścicielka go zostawiała. Wiedział jednak, że z pewnością wraca na Święta do Francji, stąd pomysł zaproszenia — upewnienia się, że będzie. Na środku salonu stała duża choinka, na kanapie oraz na podłodze rozrzucone były pudła z ozdobami, które kupił. Było ich mnóstwo i w różnych zestawach kolorystycznych, wyniósł też trochę z domu. W kominku trzaskał ogień, a brunet tkwił w kuchni, rozwałkowując ciasto na pierniczki i popijając whisky ze szklaneczki. Z gramofonu leciała muzyk, a wskazówki zegara leniwie unosiły się ku górze, wskazując kilka minut przed dwudziestą. Miała klucze, nie musiał czatować przy zamku. Zacisnął mocniej palce na drewnianej rolce, spłaszczając wciąż zbyt gruby placek ciasta i zerkając na tkwiące w pudełku na blacie foremki, westchnął z niedowierzaniem na samego siebie. Robił kurewsko dobre pierniczki, robił dobre ciasta i mięsa, praca w restauracyjnej kuchni dużo go nauczyła. I przerażało go, ile sprawiało mu to przyjemnością, a jednocześnie jak wielką plamę na dumie jego ojca zainteresowanie Charliego stawiały. Dramat. Z zamyślenia wyrwał go odgłos otwieranych drzwi. Uśmiechnął się pod nosem, nie odzywając jednak. Wiedział, że przyjdzie, a jednak zrobiło mu się trochę lepiej. Wciąż miała prawo być wściekła. - Głodna? - zapytał, gdy do nosa zaczął dobiegać zapach truskawek. Nie musiał się nawet odwracać, zamiast tego zerknął do palącego się w piekarniku światełka, gdzie mięso do siebie dochodziło i miało być gotowe wtedy, kiedy pierniczki będą musiały iść do pieczenia. Szkoda, że nie był zorganizowany w życiu tak bardzo, jak w kuchni. Wytarł pokryte mąką dłonie w dresowe, czarne spodnie, robiąc łyka ze szklanki. - Napijesz się? Mogę zrobić Ci grzane wino. Zaproponował, odwracając się do jasnowłosej i mierząc ją wzrokiem, uśmiechnął się zaczepnie. Drobinki mąki miał nawet we włosach.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Pierwszy raz była na niego tak długo zła i nawet jeśli z każdym upływającym dniem coraz mniej, to chciała dać mu pewnego rodzaju nauczkę. Sądziła, że jest z nią szczery, dzieli się swoimi wątpliwościami czy ewentualnymi planami, ale rzeczywistość pokazała jej, że Rowle mówi tylko to, co chce i tylko wtedy kiedy mu wygodnie. Czy to świadczyło o tym, że jej nie ufał? W ich relację wkradły się wątpliwości, które odczuwała przede wszystkim Gabrielle; dodatkowo podsycane przez słowa Nathaniela. Mimo tego, nie potrafiła odmówić, gdy zaprosił ją do ich domu na przedświąteczną kolację. Oczywistym było, że święta będą spędzać osobno - on w rodzinnym domu z narzeczoną u boku, a ona zamierzała wyjechać do Francji, do posiadłości dziadków, co było już tradycją. Rowle zapewne zdawał sobie sprawę z tego, że blondynka się pojawi, jednak nie miał pojęcia, iż postanowiła wrócić, ponownie zajmując wciąż czekający na nią pokój. Miała to być niespodzianka, ale nie była ona jednoznaczna z wybaczeniem mu - nawet jeśli była tego bliska, to chciała by się wykazał, pokazał, że mu zależy. Zamek w drzwiach wydawał z siebie charakterystyczny dźwięk, gdy otworzyła go kluczami, które wciąż miała. Gdy drewniana bariera ustąpiła pod naporem zdawkowej siły do nozdrzy Levasseur dotarła charakterystyczna mieszanka zapachów, wywołując szeroki uśmiech na soczyście czerwonych ustach. Odłożyła wierzchnie odzienie do szafy, poprawiając rękawy czerwonego swetra, podwijają je odrobinę. Widok malujący się w salonie mimochodem podziałał odrobinę ułaskawiająco na przewinienia Charliego, a sama Gab była wręcz zachwycona. Będą wspólnie ubierać choinkę! Wchodząc do kuchni próbowała ukryć swoją ekscytację wywołaną nie tylko odkryciem, jakiego dokonała, ale również widokiem Charliego. W ostatnim czasie w zasadzie wciąż się mijali, a może to ona unikała jego towarzystwa? Niestety było to trudne do osiągnięcia, gdyż wystarczyło spojrzeć w zielone tęczówki,by wiedzieć, co w tym momencie czuła. - Bardzoooo - zaśmiała się,chociaż to zapewne bruneta nie dziwiło, już dawno przyzwyczaił się do ogromnego apetytu swojej współlokatorki, czasem nawet jej to wypominając w żartach. - Wyglądasz prawie jak bałwan - oznajmiła podchodząc bliżej i przyglądając mu się - był cały biały od mąki, nawet spora jej ilość znajdowała się w jego włosach nadając im matowego odcienia. Pochyliła się w jego kierunku, dając całusa w policzek z cichym "cześć" na ustach. -Grzane wino brzmi dobrze - dodała, zaglądając przez szybkę do piekarnika, w której jak się okazało piekło się mięso. - Nie musiałeś się aż tak starać - przyznała, biorąc od niego szklankę z gorącym napojem, który pachniał cynamonem i goździkami. Przymknęła na chwilę powieki rozkoszując się tą przyjemną wonią. - Postanowiłam wrócić do domu - oznajmiła, otwierając oczy. Skierowała spojrzenie prosto na Charliego, ciekawa jego reakcji na to wyznanie.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Wkurwiał ludzi, był do tego przyzwyczajony, ale Gabrielle ze wszystkich ludzi — zawsze szybko mu wybaczała, a on tłumaczył to swoim urokiem osobistym. Chciał to tak usprawiedliwiać. Dlatego właśnie świadomość, że ze wszystkich ludzi to Puchonka jest na niego zła już tyle czasu, mierzwiła go niemiłosiernie. Stąd choinka, bombki i cały ten świąteczny cyrk, bo podobno to w tym okresie w roku zdarzały się cuda i inne dziwne rzeczy, jak to mawiali dookoła. Trochę w to uwierzył. Doskonale wiedział, że jedzenie nie wystarczy, aby jej złość zniknęła i wcale blondynki nie winił, miała pełne prawo do żalu oraz złości, bo poniekąd czuł, że faktycznie — powinien jej powiedzieć. Jego natura skutecznie jednak myśl te odganiała, był przecież wolny i silny, jak te niedźwiedzie, a przez to musiał się przed nikim tłumaczyć. A jednak w salonie roznosił się zapach pierników, jedzenia oraz choinki. Kurwa, bo przecież ten dom był za wielki na mieszkanie w nim samemu. Zdawało mu się, że słyszał otwierane drzwi, jednak skupienie bruneta pozostawało na kuchennym blacie, gdzie skończył wałkować kawał intensywnie pachnącego płata ciasta, posypując go odrobinę mąką. Woń truskawek skutecznie jednak dotarła do jego nozdrzy, a zbuntowany Rowle uśmiechnął się pod nosem, chyba zadowolony, że przyszła. Kiwnął głową uradowany na to, że nic nie jadła. - To dobrze, zrobiłem dużą kolację i deser. - odpowiedział ze wzruszeniem ramion, maskując swoje zadowolenie tonem świadczącym o tym, że nie chciał, aby jedzenie się zmarnowało. Odłożył wałek, przetarł ręce o dresy. Odwrócił się, obdarzając ją spojrzeniem i zaczepnym uśmiechem, parskając na jej komentarz śmiechem. - Czasem też nim jestem, więc chyba pasuje. Może się przefarbuję na srebrno albo biało? Zapytał z westchnięciem, zupełnie jakby było to w pakiecie jego zawiłej osobowości. Bycie bałwanem, skurwysynem, burakiem, idiotą. Księciem. Mimowolnie nachylił się nieco, gdy dawała mu całusa. Niby przypadkiem ruszył głową, że zamiast w środek policzka, trafiła w kącik ust.. Skoro włosy miał w mące, odrobina czerwonej szminki nie robiła różnicy. - Ładnie wyglądasz. - powiedział swobodnie, chociaż sweter nie należał do jego ulubionych form odzienia, to dodawał jej uroku oraz świątecznego nastroju. Była zresztą na tyle piękna, że nawet w worku wyglądałaby rozkosznie i nie była to kwestia jej zaczarowanej krwi. Zabrał się za grzane wino, którego podstawy miał już dawno przygotowane, przewidując odpowiedź swojej współlokatorki. Wystarczyło dodać tylko kilka przypraw, aby intensywny aromat przebił nawet ten piernikowy i podkręcił smak napoju, który nalał jej w kamionkowy kufel. - Nie musiałem, masz rację. Chciałem. - odparł, cofając dłonie z jej rąk po wręczeniu jej napoju i minął ją, kierując się do szuflady w kuchennej szafce. Chwilę w niej grzebał, szukając papierowej torby wypełnionej brzęczącymi przedmiotami, którą następnie położył obok rozkawałkowanego ciasta. - Chodź, powycinasz je. Wskazał ruchem głowy na wysypane sekundę wcześniej foremki, a sam wyjął dużą blachę, nakrywając ją papierem do pieczenia. Na jej słowa odwrócił głowę w jej stronę, posyłając pytające spojrzenie i unosząc nieco brew, jakby nie był pewien, o którym domu konkretnie mówiła.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Ich relacja miała swoje wzloty i upadki, jednak niezmiennie trwali przy sobie. Charlie stał się nieodłączny elementem życia blondynki, i choć większość nazywałaby to przyzwyczajeniem, wszakże wciąż stali w tym samym miejscu, nic się nie zmieniało, to Gab dostrzegała, jak nieustająco przy sobie ewoluują. Bo czy Charlie, ten niezłomny, uparty niczym przysłowiowy osioł, przekonany o słuszności swoich działań i podejmowanych przez siebie decyzji, a do tego wszystkiego - egoista, tak bardzo poświęciłby się nie mając z tego większych korzyści? Gabrielle była dla niego ważna, jednak na pierwszym miejscu stawiał przede siebie i rodzinę, czego nie miała mu za złe. Dodatkowo wiedział, że z czasem złość Puchonki minie, a oni wrócą do szarej codzienności. Nie było więc potrzeby tak się starać, a jednak chciał! Mimowolnie uśmiechnęła się, gdy to powiedział, wyłapując z gorącego napoju cząstkę pomarańczy, którą zjadła, delikatny grymas pojawił się na jej roześmianej twarzy, co było reakcją na kontrast między kwasowością cytrusa a słodyczą wina. - Z grzeczności nie zaprzeczę - zaśmiała się na jego stwierdzenie, że czasem bywa bałwanem. To nie ulegało wątpliwości, chociaż w myślach Levasseur wolała to nazywać uroczym idiotą. Oczywiście mogła się tego spodziewać, ale i tak w momencie kiedy lekko przechylił głowę prawie kradnąc jej całusa, zaskoczył ją. Pozostawiła czerwony ślad w kąciku ust, na co z udawaną dezaprobatą pokręciła głową. - Ty wiesz, że czasem wystarczy poprosić, zamiast używać podstępu? - zapytała, unosząc do góry prawą brew, zanim ponownie zatopiła usta w gorącym trunku. Tyle tylko, że Rowle i prośba? Te dwa słowa zdaniem dziewczyny zupełnie do siebie nie pasowały. - Zawsze tak mówisz - odparła na jego komplement, chociaż cieszyła się, że docenił jej skromną, aczkolwiek świąteczną kreację. Nie chciała się za bardzo stroić, nie wiedząc czego tak naprawdę może się spodziewać po Ślizgonie, z drugiej strony nie była to też żadna zobowiązująca kolacja, ot, spotkanie dwójki przyjaciół. Stojąc oparta o jedną z szafek, wciąż z uwagą przyglądała się jego poczynaniom, jak zwykle będąc pod wrażeniem jego organizacji i tego, jak świetnie radzi sobie w kuchni. - Nie myślałeś o tym, by otworzyć własną restaurację? - wypaliła zaaferowana widokiem, jaki się przed nią malował, zanim szatyn postanowił wciągnąć w cały proces powstawania pierników. Odstawiła kamionkowy kubek na blat i podeszła bliżej. Powietrze wokół pachniało mięta, tytoniem, whiskey i mieszanką korzennych przypraw. Przygryzła dolną wargę, chwilę maltretując ją zębami, zastanawiając się od której formy zacząć; ostatecznie sięgnęła po bałwana, patrząc wymownie na Charliego. Wtedy też napotkała jego pytające spojrzenie. Nie zrozumiał co miała na myśli? - Mam na myśli ten dom - oznajmiła, nie wiedząc, że prawdopodobnie przez myśli chłopaka przemknęła wizja jej wyjazdy do Francji. - Jest za duży na jedną osobę - zauważyła, chociaż zapewne i jego uwadze to nie umknęło - Ale czynsz dzielimy na pół. Dodatkowo imprezy tylko w weekendy, bo w tygodniu jednak powinniśmy skupić się na nauce. Do tego wznowimy wspólne niedzielne śniadania - zaznaczyła, dzieląc się z nim jednymi z najważniejszych warunków, jakie należało spełnić, jeśli ponownie miała zająć swój pokój.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
To była jedna z najtrwalszych relacji w jego życiu, niezależnie czy umiał ją określić oraz nazwać. Dbał o nią na swój pokrętnych sposób i chociaż nie zawsze to okazywał, to Puchonka mogła liczyć na niego w każdej sytuacji. Faktycznie, zaszły w nim spore zmiany odkąd się poznali, chociaż Rowle sam zdawał się ich wszystkich jeszcze nie dostrzegać, wciąż mając się za pewnego rodzaju skurwysyna, ale już nie tak wyrachowanego. Lubił żyć po swojemu i na swoich zasadach, a priorytety z czasem się zmieniały. Kochał swoją rodzinę pomimo wszystkich wydarzeń, które miały miejsce, ale zaczynał dostrzegać w niej coraz więcej wad. Ojciec zdecydowanie szukał utopii, której Charles nie był w stanie mu dać, bo od zawsze rola ta należała do Dominika, który był nie wiadomo gdzie. Oczywiście, że chciał jej zrobić przyjemność i w jakiś sposób wynagrodzić swoje kłamstwa, za które miewał okazjonalne przypływy wyrzutów sumienia. Daleko było mu to ideału, ale wciąż pamiętał o byciu gentlemanem. Brunet na widok jej reakcji, którą szybko zamaskowała uniesionym do góry kuflem z winem, sam się uśmiechnął pod nosem w ten zawadiacki, wciąż łobuzerski i odrobinę chłopięcy sposób. - Mhm, jasne. Grzeczności. - mruknął, przekomarzając się z nią i wywracając oczyma. Podniósł spojrzenie na tkwiące naprzeciw okno, za którym na wietrze zaczęły leniwie tańczyć białe płatki śniegu. Nawet pogoda sprzyjała świątecznej gorączce. Sięgnął po szklankę ze swoim whisky, upijając solidnego łyka, po którym zwilżył usta. Wrócił swoją uwagą do towarzyszącej mu dziewczyny, przesuwając spojrzeniem po jej twarzy. Dostając całusa, którego przekształcił po swojemu - z diabelskim błyskiem w ciemnozielonych tęczówkach. - A Ty wiesz, że kradzione smakuje najlepiej? Odpowiedział pytaniem na pytanie, nie robiąc sobie absolutnie niczego z ewentualnych pretensji, bo przecież jemu się po prostu należało. Prychnął na jej słowa o komplemencie. - Mogę nic nie mówić do czasu, aż będziesz wyglądała brzydko i wtedy powiem. Zauważył, wywracając oczyma i przeczesał włosy dłonią, pozbywając się z nich drobinek mąki. Sweter był ładny, uroczy, pasował do jej buzi, chociaż preferował ją w innych ubraniach, zostawiając ten fakt jednak dla własnej głowy oraz fantazji. Chrząknął, kręcąc głową i zajmując się chwilę kuchnią, zerkając do mięsa, szykując foremki. On też powinien się lepiej ubrać, a nie ufajdany mąką, domowy dres i nieco wyciągnięta koszulka? - Nie zastanawiałem się nad tym. Ojciec chyba nie byłby zadowolony, że jego obecny dziedzic jest prostym kucharzem. Preferuje Ministerstwo. - odparł o dziwo szczerze i bez wykrętów na jej pytanie po krótkim namyśle, który problem ubioru skutecznie odsunął gdzieś na bok. Właściwie nadal nie wiedział, co chciał zrobić ze swoim życiem. Mentalnie był na pierwszym roku studiów, a zegar tykał. - Bardzo śmieszne. - skwitował wybór foremki z uniesioną brwią, stając obok i zaczepnie szturchając ją łokciem. Wyraz twarzy zmienił mu się, dopiero gdy wspomniała o domu, bo ciężko było określić, o który właściwie jej chodziło. Mimowolnie zacisnął ręce na blacie, o który się opierał, stojąc obok zajętej piernikami dziewczyny. I z każdym słowem, coraz szerzej otwierał usta z niedowierzaniem, mrugając i lustrując ją wzrokiem od góry do dołu. - Chyba Cię Merlin opuścił mała, że zapłacisz nawet galeona. I tak to najbardziej uderzyło jego ego oraz męską dumę. Nie było mowy, że będzie płaciła mu cokolwiek, nie mógłby tego znieść. Tematu imprezy nie skomentował, przynajmniej na razie — podobnie było z nauką, do której wcale mu się nie paliło. - Przecież te śniadania są oczywiste, to tradycja. Tylko są mniejsze bez tego obżartucha, Lucasa. To duży dom, prawda. Mamy tu dwa wolne pokoje jeszcze — myślałem, czy nie wywiesić ogłoszenia. Dodał jeszcze z delikatnym wzruszeniem ramion, łapiąc za foremkę w kształcie jakieś bombki czy kij wie czego, którą naciął w cieście piernikowym kształt, następnie ostrożnie wyjmując ją na bok i układając na leżącej nieopodal blaszce. Obrócił przedmiot w palcach.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Wydawało się, że wystarczy wyciągnąć rękę, aby pochwycić Charliego, jednak za każdym razem, gdy blondynka to robiła, ten zaraz rozpływał się w powietrzu niczym poranna mgła wraz z pierwszymi promieniami słońca. Był, ale nie na długo. A przynajmniej nie na tyle, na ile ona by sobie tego życzyła. Za każdym razem, gdy ich rozłąka trwała trochę dłużej niż kilka dni, lubiła przyglądać mu się z większym niż na co dzień zainteresowaniem, wyłapując niuanse w jego zachowaniu, bo te często mówiły znacznie więcej niż usta Rowlego. Nauczył ją, że nie zawsze wszystko potrafi powiedzieć, bo łatwiej idzie mu okazywanie tego, co w danej chwili czuje, chociaż niekiedy robił to w pokrętny sposób. - Poważnie? - zapytała, ściągając przy tym brwi, jakby nie do końca wierzyła jego słowom. - Powinnam przekonać się sama - stwierdziła, robiąc pół kroku w pół, by następnie musnąć lekko miękkie, noszące na sobie smak whisky usta Charliego. Uśmiechnęła się zadziornie, może nieco złośliwie, kiedy nie chcąc przeciągać tego gestu, ale też nie dać szatynowi możliwości na reakcje, szybko się od niego odsunęła. - Może i masz rację - oznajmiła widząc odrobinę zaskoczoną, aczkolwiek zadowoloną minę Charliego; postarała się, by jej ton głosu zdradzał nutę niepewności. Zaraz jednak przeszli do mniej przyjemnego tematu, jakim była przyszłość Ślizgona, która wydawała się wciąż malować w ciemnych barwach. Gabrielle wciąż nie zmieniła swojego zdania na temat uległości chłopaka wobec jego rodziciela, ale obecnie rozumiała trochę więcej niż wcześniej, dzięki czemu ważyła słowa, jakie opuszczały jej usta, zamiast prezentować pełną młodzieńczego buntu, odrobinę butną, postawę. - A kto powiedział, że nie można połączyć tych dwóch światów? - zapytała, szukając niejako rozwiązania na szybko, bo przecież to też zawsze była jakaś opcja. Praca w ministerstwie na co dzień, natomiast w restauracji po godzinach, jeśli chłopak tak bardzo chciał uszczęśliwić ojca. Upiła kolejny łyk wina. - Ja też zmieniłam pracę - rzuciła jako lekką informację, choć tak naprawdę robiąc ten krok wychodziła poza własną strefę komfortu. Swoją karierę zamierzała opierać na tym od czego przez większość życia uciekała, to było zaskakujące, a dla samej Gab również przerażające. Wcześniej bała się, że jej tajemnica zostanie odkryta a ją będą oceniać przez pryzmat tego, jaka krew płynie w jej żyłach niżeli charakteru. Teraz wiedziała, że ta obawa była nieuzasadniona, bo tak naprawdę to ona miała nad tym wszystkim kontrolę. Na jego komentarz odpowiedziała szerokim, uroczym uśmiechem, nie kryjąc rozbawienia, jakie u niej wywołał. Prawdopodobnie Charlie był jedyną osobą przy której zachowywała się tak swobodnie i otwarcie. -Nie - zaoponowała hardo, gdy zaczęli rozmowę o pieniądzach, wyciągając w jego kierunku bałwanią foremkę, jakby nią grożąc. - Jeśli nie zgodzisz się na moje warunki, to nie wrócę tutaj - zagrała ostro, ale przecież z nim nie dało się inaczej. Chciała tu wrócić, bo zwyczajnie za nim tęskniła, ale jednocześnie nie zamierzała żerować na jego dobroci i dumie? To drugie było kompletnym idiotyzmem, ale taki już był; zdążyła się przyzwyczaić. - Jestem tu lokatorem, więc to oczywiste, że muszę ponosić takie same koszta, jak ty dodała jeszcze, bo to naprawdę nie polegało żadnej dyskusji, choć Charlie mógł myśleć inaczej. - Sądzę, że to dobry pomysł - oznajmiła, kiedy wyszedł ze swoją propozycją - Szkoda marnować tyle miejsca - zgodziła się, chociaż pewnie przez pierwsze tygodnie może być im dziwnie mieszkać z kimś innym. - Ale dziś też możemy je wykorzystać - odłożyła foremkę do ciastek na blat, pozbywając się również tej z dłoni Rowlego, kiedy zmniejszyła dystans między nimi, w zasadzie swoim ciałem dotykając jego. Śmiałość jej gestów mogła wywołać zdumienie, bo przecież normalnie nie zachowywała się tak w stosunku do Ślizgona, ale naprawdę się za nim stęskniła, co chciała mu pokazać. Bez ostrzeżenia nieco jeszcze chłodne dłonie wsunęła pod jego koszulkę, opuszkami palców dotykając rozgrzanej skóry. Spiął się, na co zareagowała uśmiechem, zbliżając swoje usta do jego, jednak nie zerknęła ich w pocałunku, jedynie słodko-cierpki zapach owiał wargi Charliego. Czas na jego ruch?