Lochy Camelotu skrywają wiele tajemnic - i jeszcze wiele niebezpieczeństw. Nie na marne przed wejściem do podziemi znajduje się kilka znaków ostrzegawczych, drzwi zamknięte są także na klucz, by dać znać zagubionym zwiedzającym, że wejście tutaj jest niewskazane. Jednak szybka Alohomora jest w stanie rozwiązać ten problem i doprowadzić wścibskich - lub posiadających samobójcze tendencje - czarodziejów do ośmiokątnego pomieszczenia o wilgotnej, klejącej się wręcz do skóry atmosferze. Migające lekko światło z run na ścianach ukazuje oczom szczątki spalonych inferiusów... i wiele dziur w ścianach czy podłodze, w których zauważasz mlecznobiałe oczy lub puste oczodoły skierowane w twoją stronę.
Rzuć kostką na ucieczkę. Jeśli chcesz walczyć - przejdź od razu do drugiej kategorii.
Ucieczka:
2, 4 - udaje ci się wycofać bez większych problemów - kiedy tylko wychodzisz z pomieszczenia, inferiusy przestają się tobą interesować. Są wyraźnie spętane i przyporządkowane do tego miejsca, lepiej jednak nie testować zbytnio ich czarnomagicznych więzów.
1, 3, 5, 6 - ogarnia cię panika, a może po prostu część wnętrzności jakiegoś zgniecionego inferiusa-topielca wślizguje ci się pod but i powoduje poślizgnięcie. Nie tylko hamuje to ciebie - ale też gwałtowny ruch 'uruchamia' inferiusy, które z wściekłością rzucają się w twoją stronę. Z pomocą przyrodzonej siły lub zaklęć udaje ci się im wyrwać i wrócić do bezpiecznego, acz nadal zatęchłego korytarza. Nie tylko twoja łydka jest rozszarpana pazurami nieumarłych i potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej (kolejna fabuła lub post), ale też tracisz 50 galeonów. które wypadły z rozerwanej kieszeni.[/b]
Walka:
Rzuć kostką k100. Za każde 30 punktów z Zaklęć i OPCM masz jeden przerzut. Jeśli w wątku jest więcej osób, dodajcie swoje wyniki.
1 - 50 - odważne stawienie czoła żywej śmierci kończy się dość marnie. Kręci ci się w głowie od smrodu rozkładu, różdżka wyślizguje ze spoconej dłoni, kolana drżą, zęby głośno o siebie stukają... Nie masz jednak czasu myśleć o reakcjach swojego organizmu, kiedy twoje ciało przeszywa ból spowodowany ugryzieniem inferiusa. Musisz salwować się ucieczką - rzuć kostką Ucieczka. Oprócz jej efektów, dodatkowo w ranę wdaje się zakażenie, przez co w klinice św. Munga (lub skrzydle szpitalnym) musisz spędzić co najmniej dwa tygodnie.
51 - 140 - ciężko nazwać twoje starania inaczej niż rozpaczliwą obroną. Raz za razem kolejne zaklęcia odpychają i odganiają fale inferiusów - tylko po to, by każdego powalonego zombie zastąpiły dwa kolejne. Kiedy jeden z nich - topielec - eksploduje przed tobą w feerii wnętrzności i lodowatej wody, korzystasz z nieco luźniejszej chwili i panicznie się wycofujesz. Niska temperatura i przemoczenie powoduje, że nabawiasz się Lebetiusa, ale zdobywasz też jeden punkt z Zaklęć i OPCM.
141 - 220 - idzie to wam całkiem zgrabnie. Obronne uroki trzymają trupy z dala, ogniste zaklęcia rozpraszają mrok lochów i palą nieumarłe zwłoki - tych jednak wciąż i wciąż nie ubywa. I choć batalia trwa już długo, to zaczynacie się już nieco męczyć, nie tylko przez dużą ilość rzucanych zaklęć, ale też po prostu wasze nadgarstki zaczynają drętwieć od ciągłego machania różdżką. Ostatnimi klątwami zapewniacie sobie bezpieczny powrót i wracacie na górę z pustymi rękami - na pierwszy rzut oka, gdyż jesteście bogatsi w nową wiedzę o inferiusach. Każde z was zdobywa punkt z Czarnej Magii.
221+ - takiego czaroznawstwa nie powstydziłby się sam Merlin. Ciskacie zaklęciami na prawo i lewo, przechodząc prędko do kontrofensywy. Wypalacie potężnymi zaklęciami dziury z których wypełzają inferiusy, skutecznie przetrzebiając ich szeregi, a następnie blokujecie je magicznymi barierami. Nie wytrzymają one długo - wystarczy wam jednak czasu na to, by się rozejrzeć. Każde z was zdobywa od 1 do 3 punktów z Czarnej Magii - leży to w gestii moderatora sprawdzającego wątek. Dodatkowo odnajdujecie Świecę Mroku, Tiarę Albusa oraz Rękę Glorii - po jednym egzemplarzu, musicie więc się nimi podzielić.
UWAGA: kostki na walkę z inferiusami mogą zostać rzucone dopiero w co najmniej drugiej kolejce waszego wątku. Ta zasada nie tyczy się tych, którzy schodzą doń samodzielnie.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
- Wcale nie jestem szalona – prychnęła złowrogo, po raz kolejny udowadniając, że gdy się wścieknie, to wychodzi z niej zwierzę. I choć nie szamotała się jak nieopamiętana, nie darła się ani zamieniała się w harpię, za którą ją niektórzy uważali, to jednak widać było, że nie warto wchodzić jej w drogę. Kolejne słowa towarzysza uspokoiły ją jednak, dlatego nie oponowała, kiedy wziął ją pod rękę, odciążając nieco chorą nogę. – Nie chcę – odpowiedziała jeszcze sucho. Oczywiście chciała goferka, ale miała swoją dumę i nie można jej było kupić za kawałek ciasta z jajkiem. Przynajmniej dzisiaj.
***
Kolejnym celem ich wędrówki po zamku była sala tronowa, w której to, przy najsłynniejszym stole świata, swoje własne gofry jadł Artur wraz z całą ferajną. Julka, kuśtykając u boku Augusta, z przekonaniem graniczącym z pewnością prowadziła go po ciemnych korytarzach, jak gdyby zamek był jej domem i znała go jak własną kieszeń.
- W ogóle patrz na to – zwróciła się do chłopaka, po czym zbliżyła swoją twarz do jego twarzy i pokazała ledwo widoczny, zielonkawo-brązowy cień na skroni, który można było wziąć za niewygojonego siniaka. – Ostatnio u Beci na eliksirach wybuchł mi kociołek w twarz. W takim tempie, z jakim spotykają mnie nieprzyjemności, to nie dożyję dwudziestych urodzin i będziesz musiał zagrać na kobzie podczas mojego pogrzebu – Przewróciła oczami niby w rozbawieniu, choć do śmiechu wcale jej nie było i powoli zaczynało męczyć ją to, z czym musiała się mierzyć na każdym kroku. Ciężko było zachować pogodę ducha, gdy noga pali cię żywym ogniem, podobnie jak twarz od chemikaliów z kociołka. Kiedy jednak, wbrew wszelkich ostrzeżeń, plątasz się wokół szkolnego jeziora, albo nie uważasz na lekcji, to potem ponosisz tego konsekwencje i pretensje możesz mieć tylko do siebie. Czasami, jak na Krukonkę, wykazywała się wyjątkowo małym rozsądkiem.
- O, teraz tutaj – stwierdziła, wskazując na ciężkie drewniane drzwi, po czym chwyciła chłopaka za dłoń i zaciągnęła go w ich kierunku. Drzwi okazały się zamknięte, co nieszczególnie zdziwiło dziewczynę, choć powinno. W ruch poszła alohamora, potem lumos i Krukonka już kuśtykała ciemnym i zimnym korytarzem. – Dziwne – stwierdziła nagle, widząc wilgoć skraplającą się pod sufitem. – Nie tak to zapamiętałam – dodała i zamilkła momentalnie, słysząc jakiś dziwny pomruk – Czyżby gofry Ci się dobrze przyjęły na żołądku? – zapytała lekko, biorąc te odgłosy za zwykłe burczenie.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Najpierw zwiedziliśmy część zamku. Chodziliśmy po korytarza, Julka coś paplała ale nie wiedziałem na ile mogę ufać jej niusom. Jednak kiedy szliśmy do sali tronowej zacząłem się poważnie zastanawiać czy to był jej jakiś slang na prawdziwą toaletę, bo nie ma opcji że główna sala była tak nisko. Już chcę zapytać o to dlaczego idziemy na sam dół i co mi tam chce pokazać, ale w tym momencie podsuwa się bliżej i puka się w czoło. Ledwo mogę się dopatrzeć co mi tam pokazuje. - Dramatyzujesz, nic nie widać. Idź spokojniej - mówię, bo mam wrażenie że tak szybko zaczęliśmy popierdzielać, że zaraz będzie bolała ją nóżka. - Musisz być po prostu ostrożniejsza - radzę bardzo dobrze ja, człowiek spokoju, który nie tak dawno połamał różdżkę kiedy próbował pomóc randomowi, więc ganiał się po Dolinie Godryka uciekając przed dementorami. Kiedy sobie o tym przypominam wzdycham i drapię się po łysej głowie. - To ten księżyc - zwalam na niego wszystkie nieszczęście, które ostatnio spotkały Brooks, bo przecież wyjście nad jezioro nie powinno oznaczać od razu takiej kupy pecha. Miało to jednak być niezbyt przekonującym pocieszeniem. - Tutaj? - pytam całkowicie zaskoczony, bo powoli jestem przekonany, że albo Bulia sobie ze mnie dziwacznie żartuje, albo serio jej tłuczki uszkodziły głowę. Przecież byliśmy w jakichś durnych lochach. - I nie umiem grać na kobzie - dodaję jeszcze, mimo wszystko idąc z Julką, całkiem niepotrzebnie tłumacząc tą kwestię, jakby Julka mówiła na poważnie z tą grą. Również rzucam lumos, wchodząc za Brooks, coraz bardziej czując, że przyjście tu było okropnym pomysłem. Uważnie rozglądam się to na lewo to na prawo kiedy również słyszę to... hm, burczenie - To nie ja - mruczę i wbrew zdrowemu rozsądkowi podchodzę do tych dziwacznych run na ścianach. Wtedy też stawiam stopę na spalonego inferiusa. - Kurwa mać - krzyczę i oddalam się od dwa kroki, by przyjrzeć się na co stanąłem. Otwieram szerzej oczy widząc co to. - Zwijamy się - oznajmiam natychmiast i chcąc już wrócić do wyjścia, kiedy napotykam mlecznocznobiałe oczy w dziurze w podłodze pode mną. Zanim zdążę rzucić się do wyjścia, obrzydliwa ręka trupa, łapie mnie za nogę.
- Dramatyzuję? Pfff… - parsknęła niepocieszona, oczekując od Edgcumba jakichś słów otuchy, ale najwyraźniej się przeliczyła. No ale czego tu wymagać od chińskiego Seby! Przecież starała się być ostrożna, ale co z tego, skoro to magia się na nią uwzięła i nawet nalewając wody do szklanki, potrafiła ją trącić, stłuc i rozciąć sobie paluch tak jak o metalowy fragment puszki z psi jedzeniem? – Tutaj – potwierdziła jeszcze, wbijając do środka jak kuna agrest. Czyli nie przemyślawszy wcześniej swojej decyzji.
Burknięcie, które wzięła za dialog Augusta z własnym żołądkiem, okazało się jednak czymś zupełnie innym. Dziewczyna, słysząc krzyk towarzysza, spojrzała na to, co znajdowało się pod jego stopami, i oczy rozszerzyły jej się w przerażeniu. Nie krzyknęła, zachowała zimną krew i chwyciła chłopaka za rękaw, ciągnąc go w kierunku drzwi, przez które tutaj weszli i widać było, że Edgcumbe również myśli o strategicznym odwrocie. Nie zdążyli. Jakiś truposz już złapał chłopaka za nogę. Krukonka, nie namyślając się długo, stanęła z całej siły na suchej dłoni, umożliwiając Augustowi wyrwanie się z nieprzyjemnych objęć. Usłyszeli przenikliwy pisk. Potem drugi, trzeci, dziesiąty. Momentalnie w pomieszczeniu zaroiło się od inferiusów.
- Lupus Palus – Krukonka zakręciła różdżką i po chwili zmaterializował się obok nich wielki wilk, który ruszył w kierunku truposzy i zaczął rozrywać na strzępy pierwszego z brzegu. – Musimy się wycofać! – rzuciła do Krukona, dając mu czas na dosięgnięcie różdżki. W obecnym stanie jedyne, co mogli zrobić, to uciekać, zamiast zgrywać cwaniaków.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Zezuję na Julkę kiedy tak prycha i zastanawiam się czy nie powinienem znaleźć dla niej faktycznie jakichś milszych słów, w których znalazłaby jakieś pocieszenie. - W sensie, wiesz... mogło być gorzej - mówię bardzo niepewnie i niestety koślawo. Naprawdę chciałbym potrafić ją pocieszyć normalnie, ale zwyczajnie nie mam do tego chyba odpowiednich zdolności. W każdym razie przez to, że mi się głupio zrobiło już nie potrafiłem się sprzeciwiać jej zmysłowi orientacji i po prostu wszedłem za nią do lochów. Co już samo przez się brzmi jak bardzo głupi pomysł. Klnę, krzyczę i biegnę ciągnięty przez Julkę oraz panikę. Oczywiście coś mnie łapie za nogę i ratuje mnie Julka, a ja w końcu wyciągam różdżkę, by najpierw odrzucić jakiegoś zombiaka z drugi, a potem rzucić się do wyjścia razem z Brooks. Sprawdzam czy wilk sieje takie spustoszenie jak miałem nadzieję, ale niestety tak... nie jest. Może kilka inferiusów nie zbliżało się do nas, ale nadal cały tabun zmierzał ku nam. Przypominam sobie w końcu, że przecież na te potwory działa ogień i to nim traktuję kolejnego zombiaka, który łapie mnie za rękę. Potwór zawodzi obrzydliwie, ale przynajmniej wypuszcza mnie z uścisku i mogę biec dalej. Albo raczej strategicznie tyłować razem z Brooks. - Uważaj - krzyczę do Julki i na chwilę wyciągam rękę, obejmuję w tali i unoszę lekko w powietrze, bo jakiś zombiak już chciał się złapać jej chorej nóżki. Jednak nie do końca udaje mi się ten odwrót, bo wpadamy na jakiegoś przeciwnie bulgoczącego inferiusa. Marszczę brwi ze zdziwieniem, że nas nie atakuje... i w tym momencie żywy trup wybucha. Jego obrzydliwie, zimne wnętrzności lądują na mnie i na Julce, zdechłe jelita, obrzydliwe skrawki zgniłego ciała i narządów. Przez chwilę powstrzymuję ledwo odruch wymiotny, trzęsąc się teraz z zimna i obrzydzenia. Cofam się bardziej niepewnie, teraz już łapiąc Brooks za rękę, bo mi brudna woda z wnętrzności inferiusa właśnie zalewa oczy. Na oślep rzucam jakieś zaklęcie, bo czuję znowu jakieś łapsko na nodze, a potem usuwam z oczu tą parszywą maź.
- Ano, mogło. – Zgodziła się wspaniałomyślnie ze swoim łysym towarzyszem, kierując go wprost w przysłowiową paszczę lwa. Gdyby dzisiejsze spotkanie miałoby stanowić jakąś ważną życiową lekcję, to brzmiałaby ona mniej więcej tak: „Nigdy, ale to nigdy, nie pozwalaj kobiecie być przewodnikiem”. Druga lekcja byłaby dopowiedzeniem tej pierwszej: „… zwłaszcza takiej pogryzionej przez langustniki”. Augist jednak dyplomatycznie zamilkł albo po prostu zaufał swojej ciemnowłosej koleżance.
Julka kuśtykała u boku Edgcumba, z niejakim zdziwieniem wyłapując fakt, że przecież było cholernie zimno! Tak, byli w lochach, ale nawet te potrafią być przytulne, czego dowodem były szkolne sale w Hogwarcie. Pałkarka zbliżyła się podświadomie do kolegi i całe szczęście, bo dzięki temu mogła mu pomóc w wyrwaniu się z kościstych łap pierwszego z inferiusów. Wyczarowany przez nią wilk dwoił się i troił, podobnie jak Edgcumbe strzelający płomieniami z różdżki, ale inferiusów było po prostu zbyt wiele.
- Confringo! – krzyknęła, mierząc w grupkę, a wewnątrz lochu rozniósł się huk eksplozji i strzępki skóry i kości. Inferiusy nacierały jednak dalej, a dwójka Krukonów rozpaczliwie się wycofywała. Byli niemalże przy samych drzwiach, kiedy to August przyciągnął ja do siebie, chroniąc ją przed wściekłym zombiakiem spragnionych jątrzącej się kruczej nóżki. Pewnie by mu podziękowała, gdyby nie to, że nie była w stanie myśleć o niczym innym, niż przetrwaniu. Jednocześnie była przy tym dziwnie skupiona i opanowana. Może to fakt, że na takie problemy natykała się dosyć często?
Widząc w oddali drzwi, puścili się biegiem w ich kierunku, gdy na drodze stanął im dziwnie spuchnięty inferius. Ten, zamiast ich zaatakować, coś tam zabulgotał niewyraźnie pod wąsem, po czym… wybuchł.
Wnętrzności, śmierdzące wnętrzności i płyny ustrojowe pokryły ich od góry do dołu. Krukonka mało nie puściła pawia na siebie i kolegę chyba dzięki woli stwórcy. Krukonka, widząc jak oślepiony August miota zakleciami na chybił-trafił, chwyciła go za dłoń i gwałtownie szarpnęła. Po chwili byli już za drzwiami. Brudni, cuchnący i zmęczeni, ale żywi.
/zt x2
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
- A myślałem, że to piwnica mojej babki jest najgorszym miejscem na ziemi - chichoczę i taki to wyrok wydaję na loch w Camelocie, w którym nie wiem czego szukamy. Jeśli szczęścia to @Darren Shaw już je odnalazł, bo dziarsko kroczę tuż obok niego (a przecież nie mógł sobie wymarzyć lepszego towarzysza!). Jeżeli srogiego wpierdolu to wszechobecna mroczna aura jest potwierdzeniem, że wkrótce go dostaniemy. Ale nie mam zamiaru się wycofywać. Byłem pewny, że doskonale zapoznałem się z mapami zamku i zmierzamy właśnie do jakiejś fantastycznej biblioteki pełnej unikatowych książek, nie zważając na ewentualne protesty starszego Krukona. Jak zawsze jestem świetnie przygotowany na jakiekolwiek wyprawy - sięgam więc do kieszeni po dwa opakowania czekoladowych żab. - Masz - wciskam jedno Darkowi i zajmuję się odpakowaniem tego drugiego, bardzo niemądrze przeoczając wszelkie ostrzegawcze znaki, już podekscytowany nową kartą do kolekcji. - Wendelina Dziwożona - odczytuję uroczyście i od razu odgryzam żabie nogi, żeby mi nie uciekła. - O no proszę, wiedziałeś, że miała masochistyczne zapędy? W czasach średniowiecza, gdy mugole mieli fazę na palenie czarownic na stosie, specjalnie dawała im się złapać - aż kręcę głową z dezaprobatą, nie do końca rozumiejąc co takiego popychało ją do tak drastycznych czynów.
______________________
i read the rules
before i break them
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Do Camelotu Darren zajrzał po godzinach stażowych, które i tak były skrócone i nie wyrabiał codziennej normy ośmiogodzinnej harówki. Praktycznie bezwiednie zgodził się na propozycję Thomasa, któremu winien był przysługę jeszcze z maja, kiedy ten poratował go ostatnią kawą w Wielkiej Sali, a w tamtym okresie Shaw funkcjonował praktycznie tylko dzięki temu płynowi. - W piwnicy twoja babka trzyma... to? - spytał z obrzydzeniem głosie, podnosząc stopę. Do podeszwy jego buta przykleił się jakiś śluz albo inny glut, ciągnąc się od samej posadzki. Śmierdział jak woda z kałuży, miał też zresztą podobny kolor. Na nieszczęście ich dwójki, Darren także miał pewną słabość do słodyczy, i może czekoladowe żaby nie trafiały się we wszystkich smakach, ale też je lubił - nawet pomijając już kolekcjonerskie karty, na których (mimo zostania mistrzem pojedynków!) jeszcze go nie było, co było zachowaniem podłym i skandalicznym. - Huh - wydusił z ustami pełnymi czekolady Darren, zaglądając przez ramię Maguire'a by sprawdzić ową Dziwożoną - Ja am Gyfyndoa - oznajmił, pokazując mu zapakowaną w folię kartę z założycielem jednego domu w Hogwarcie. Odwrócił ją na drugą stronę i zaczął czytać, wszystko to jednak były typowe pierdoły, o których w Szkole Magii i Czarodziejstwa wiedział każdy od pierwszego tygodnia. No, może oprócz jednego. - O, zapierdolił miecz goblinom - powiedział po przełknięciu żaby. Schował kartę do tylnej kieszeni spodni, wyciągnął różdżkę i rzucił Lumos - Dokąd my w ogóle idziemy?
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Niczego nieświadomy spoglądam pod nogi i z trudem powstrzymuję odruch wymiotny, kiedy dostrzegam na bucie coś o wiele gorszego niż gówno psidwaka. – O chuj – z elokwencją godną Krukona wyrażam swoje obrzydzenie i krzywię się, a następnie desperacko próbuje zetrzeć gluta z podeszwy. – To już musisz spytać Ruby co tam trzyma, bo raz spędziła tam zamknięta kilka godzin i miała mnóstwo czasu na eksplorację – parskam śmiechem na samo wspomnienie tego doskonałego dowcipu, którego ofiarą była moja siostra. Gdy uświadamiam sobie, że nie zabrzmiało to najlepiej, od razu prostuję: – W sensie no wiesz, nie wrzucali nas do lochów za źle posprzątany pokój, tylko Ryan stwierdził, że to będzie świetny żart. Zaczytuję się w opowieści o Dziwnożonie, dzielę z Darkiem tymi niesamowitymi ciekawostkami i czekam zniecierpliwiony na co on natrafił. – Tego frajera jeszcze nie miałem okazji trafić – z ciekawością więc zerkam na dumnie prężącego się Godryka i kończę przeglądać swoją kartę. – Aż czterdzieści siedem razy, omg, ale no nie wnikam, są różne fetysze – wzruszam ramionami, chowam Wendelinę do kieszeni i dojadam resztę żaby. Korytarz oświetlony darkowym lumosem wyglądał nieco inaczej niż w przewodniku, który skrupulatnie przejrzałem przed wyjściem. Marszczę brwi i rozglądam się na boki. – Zaraz będzie skręt w prawo, potem będziemy mijać taką ładną rzeźbę, a zaraz za nią będą drzwi do biblioteki – informuję ziomeczka. Ale im dłużej idziemy, tym coraz więcej rzeczy się nie zgadza, bo tuż za zakrętem w lewo natrafiamy na obskurne wrota, prowadzące najpewniej do czeluści piekieł. – Jest też szansa, że jak wtedy pytałeś czy na pewno mamy zejść po schodach to odpowiedź powinna brzmieć nie – zerkam na chłopaka z miną wyrażającą więcej niż tysiąc słów, że właśnie się zgubiliśmy. – Za to zobacz, czeka tu na nas inna atrakcja. Zobaczysz, że zaraz odkryjemy jakąś kryptę pełną skarbów i zapisków z odpowiedziami na wszystkie pytania dręczące ludzkość. O, na przykład ile lat ma Patton Craine i czy to prawda, że każdą swoją żonę transmutował w kamień – szczerzę się, próbując przekonać samego siebie, że warto zajrzeć do środka.
______________________
i read the rules
before i break them
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Drużyna C - Completely Clueless - kontynuowała swoją wędrówkę wgłąb trzewi Camelotu, co chwilę zaglądając w boczne korytarze, przejścia i dziury, z nadzieją zobaczenia tam toalety albo baru z przekąskami. Ta chwila jednak nie nadchodziła - robiła się za to coraz zimniej. - Fiufiu, to spore macie te piwnice - przyznał Shaw. Sam znalazł w swoich goblinie narzędzia tortur ze średniowiecza - teraz w sumie żałował że się ich pozbył, bo równie dobrze mógłby je podarować do muzeum jako eksponaty. - Jak trafię drugiego Gryfona to ci dam - wzruszył ramionami, przeżuwając ostatnią część żaby jaka mu została - nóżkę. Darren kiwał głową raz po raz, słuchając kolejnych tłumaczeń Maguire'a. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że młodszy Krukon zapewne prowadził ich po korytarzach w sposób perfekcyjny - gdyby tylko znajdowali się w zupełnie innej części zamczyska. Nie miał jednak większych obiekcji co do tego, by to Thomas był nadal przewodnikiem, w końcu muzeum na pewno nie miało w piwnicach jakichś dziwacznych i niebezpiecznych eksponatów albo stworzeń, w stylu nawiedzonej zbroi albo latający kijów-samobijów czy innych mieczy-samosieczy. Prawda? Zamiast tego Shaw prychnął na uwagę o Crainie, oglądając w świetle różdżki jakiś zaciek na ścianie. Ciemnoczerwony? Ktoś musiał tu rozlać wino. - Ciekawe, czy Wang też transmutuje - rzucił pomysłem Darren, przypominając sobie zakończenie roku i taniec pierwszej pary Hogwartu - A może to ona go zepchnie z Wieży Astronomicznej jakimś zaklęciem, nie miałbym nic przeciwko - dodał, omijając szerokim łukiem jakiś wyłom w podłodze, z którego ziała nie tylko ciemność, ale przede wszystkim zimno. Krukon się tym jednak zbytnio nie przejmował - przed sobą miał trajkoczącego Maguire'a (choć powinien pilnować, żeby ten nie skręcił kostki albo coś, bo Ruby urwałaby mu łeb), na języku jeszcze smak czekolady, a na stopach szkockie, góralskie skarpety, więc (jeszcze) było w pytę.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
– Wiesz, gdzieś babcia musi trzymać te swoje przetwory i kompoty. Ostatnio jak się zabrała za masowe robienie potrawki z hipogryfa w sosie słodko-kwaśnym to będziemy ją jeść do usranej śmierci, przysięgam. Mogę ci oddać kilka słoików – zaoferowałem się, uprzejmie proponując Krukonowi sławetny przysmak babki Maguire; jak o nim myślę to jest mi aż słabo, bo jestem zmuszony żreć to non stop. – Ja się teraz wyprowadzam w końcu z zamku i będę mieszkał z ziomkami i-i jak Wizengamot kocham, dłużej zajęło mi przenoszenie asortymentu, w który mnie wyposażyła niż książek czy ubrań – dzielę się z Darkiem tą niesamowitą opowieścią, naprawdę mając nadzieję, że z chęcią przygarnie darmowe obiady seniorki mojego rodu. Z uśmiechem przyjmuję ofertę prefekta. – Jakbyś potrzebował jakiejś to daj znać, moje rodzeństwo ma tragiczny zwyczaj, aby rozrzucać je po całym domu. Rubs do tej pory nie wie gdzie się podziała jej karta z limitowanej edycji – uśmiecham się i znacząco wskazuję na swoją kieszeń. – I nie, nie jestem kleptomanem, absolutnie i w żadnym wypadku! – unoszę ręce w górę, aby podkreślić swoje niewinne zamiary. – Po prostu ta głupia gąska czasem potrzebuje lekcji życia. O, tak jak z tą piwnicą – kwituję swój wywód, w trakcie którego odważnie stąpam po korytarzach lochu, ignorując przesłanki sugerujące, że zaraz nastąpi jakaś nieprzyjemna draka. Bardzo podoba mi się pomysł Shawa, na który reaguję zduszonym chichotem. – To by była para stulecia. Jakby tak zrobiła to pewnie byłby większy aplauz niż w Dublinie, gdy Dekiel został ministrem magii – wtrącam swoją hipotezę, umyślnie przekręcając imię polityka. A to dlatego, że uważam, że nikt nie nadaje się na to stanowisko bardziej niż ja. A z racji tego, że muszę się czymś wykazać, żeby sobie zasłużyć na miłość ze strony ludu, wyciągam różdżkę i otwieram drzwi za pomocą starej, dobrej alohomory. – Dobra, Darczi, lecimy – dziarsko je popycham i wbijam do środka. Pewnie nie byłbym takim kozakiem, gdyby nie świadomość, że jest ze mną mistrz pojedynków. Najgorsze jest to, że nie widzę żadnych skarbów ani drogocennych antyków ani nawet złamanego knuta, którego ktoś mógł tu zgubić. Spoglądam natomiast na runy w ścianach i jakieś bliżej niezidentyfikowane szczątki. Zerkam z trwogą na swojego towarzysza i cofam się o krok. – Okej, jeśli zginę to przekaż Ruby, że ta jej karta jest schowana w kodeksie prawa handlowego przy ustawie z dnia 12 września 2015 roku odnośnie handlu obwoźnego w Dolinie Godryka.
______________________
i read the rules
before i break them
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Wezmę cały zapas - rzucił od niechcenia Darren. Potrawka z hipogryfa? Brzmiało na tyle oryginalnie, że Shaw gotów był zaryzykować zaoferowanie tego wiktuału ghulowi i błotoryjowi i poszerzenie ich menu o tak potrzebne białko - Oho, a gdzie się przenosisz? - spytał, szczerze zaciekawiony. Sam swoją przeprowadzkę z Hogwartu miał już dawno za sobą i dobrze wiedział, jakim bólem w tyłku było zostawienie szkolnych murów, choćby z powodu wygody. Bo przecież wcześniej mógł po prostu zwlec się prosto z łóżka do Wielkiej Sali na śniadanie, a po przeprowadzce do Exham musiał się teleportować przez pół kraju. Skręcenie kiszek towarzyszące tej metodzie transportu skutecznie pozbawiało go apetytu lub przyprawiało o mdłości, jeśli zdecydował się zjeść coś u siebie. Darren zaśmiał się w odpowiedzi na opowieść o wyrolowaniu Ruby na kartę sławnych czarodziejów. Z Gryfonką ostatni raz dłużej rozmawiał chyba jeszcze na Malediwach - ale w sumie nic dziwnego, że nie wspominała zbyt wiele o psikusach ze strony rodzeństwa, skoro najwyraźniej to ona była najczęściej ich ofiarą, chyba że rewanżowała się równie często. - Aplauz po wyborze Declana słyszałem nawet u siebie - zażartował Krukon - Brawa po ostatnim locie Craine'a pewnie sięgnęłyby Uralu - dodał, obserwując jakieś wiszące na ścianie przedstawienie ludzkiej kości udowej. Było ono zadziwiająco podobne do oryginału - a to w sumie było dość niepokojące, w końcu byli w muzeum historii, a nie anatomii. Może była to HISTORYCZNA kość udowa? Shaw wzruszył ramionami, mijając Maguire'a. - Dobra, Tommy, nie sraj żarem, idziemy - rzucił, wyciągając różdżkę przed siebie - To pewnie jakiś korytarz, eee, pokazowy. Jak wyglądały lochy tysiąc lat temu albo coś w ten deseń. To na pewno rekwizyt - powiedział, dźgając końcem różdżki zmumifikowanego nietoperza, który pod wpływem dotyku rozpadł się w drobne kawałeczki i wszystkimi kosteczkami stuknął o kamienną, popękaną posadzkę - Ja za to nie płacę - jęknął i zwiększył nieco siłę Lumos, oświetlając parę dodatkowych metrów przed nimi. Krukon kopnął jakąś czaszkę, która potoczyła się w dół opadającego lekko korytarza - nawiasem mówiąc, czaszkę z pewnością wykonaną z taniego gipsu - No pomyśl, takie lochy w Camelocie nie mogły wyglądać dobrze, nawet w Hogwarcie trzysta lat temu wszyscy robili pod siebie na korytarzach - powiedział wciąż pewnym siebie tonem, robiąc kolejny krok wgłąb zimnego zejścia.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Aż klaszczę z uciechy w ręce, gdy Shaw zgadza się na wzięcie słoików. – To jak już się przeprowadzę to zapraszam po odbiór! Na Aleję Amortencji. August dostanie chatę od rodziców, ech, taki to pożyje. Ja jedyne co dostanę w spadku po swoich – chrząkam z lekkim zakłopotaniem, bo liczba mnoga jest już dawno nieaktualna – swoim rodzicu to wyświechtane kodeksy karne. Nie żebym narzekał, oczywiście. Czekają nas lekkie remonty i urządzanie wnętrz, ale najważniejsze mam już ogarnięte. Zapas guinnessów, rzecz jasna – szczerzę się, bo jak na rodowitego Irlandczyka przystało, w mojej lodówce nie może zabraknąć tej ambrozji. Parskam śmiechem, gdy Darczi mówi o wielkim aplauzie po widowiskowej śmierci, niestety wciąż czysto teoretycznej, Patola. – Może to jest sposób, aby zostać nowym ministrem magii. Albo dostać jakiś order za bohaterski czyn dla całej ludzkości. Wzdrygam się, gdy Darren wypomina mi brak odwagi, która choć nie jest domeną naszego domu to jednak bardzo nie lubię, gdy ktoś twierdzi, że mogę się czegoś bać. To pewnie wynika z tego, że wychowywałem się w domu pełnym szalonych i czasem niepoczytalnych ludzi, którzy Merlina w sercu nie mają. – Hihi, a co, mistrz pojedynków nie zna zaklęć gospodarskich? – rzucam wybitnym żartem, no bo skoro już mnie posądzał o zesranie się to pewnie tylko i wyłącznie dlatego, że nie wiedział jak to potem posprzątać. – No, powiem ci, że nieźle to wykombinowali, bo skoro tak dbają o to, żeby było realistycznie i każdy gość w Camelocie faktycznie mógł poczuć na własnej skórze jak to kiedyś wyglądało to zaoszczędzili na sprzątaczkach – snuję jakieś durne teorie, byleby tylko swoim gadaniem odciągnąć myśli od ponurego otoczenia. I tego nieszczęsnego nietoperza, który właśnie rozsypał się nam pod nogami. – Ja tym bardziej, ostatnio przegrałem tyle pieniędzy, że nie wiem za co będę żył. O właśnie, może następnym razem skusisz się na jakąś partyjkę w barona? – proponuję od razu, bo moja dusza hazardzisty jest wniebowzięta, że być może znalazłem kompana do kolejnej rozgrywki. – I co, myślisz, że teraz coś się w tych szkolnych lochach zmieniło? Te paskudne Węże pewnie dalej robią pod siebie gdzie popadnie – chichoczę, elegancko szkalując Slytherin. Bawi mnie to tym bardziej, gdy myślę sobie o moim niemalże idealnym bracie, który prędzej umrze niż wyjdzie z domu w nieuprasowanym garniturze – i który, jak się można domyślić, był Ślizgonem. Moje doskonałe poczucie humoru pozwala mi iść przed siebie, dzielnie ignorując coraz to gorsze widoki. – Patrz, nawet o efekty wizualne zadbali! – wskazuję palcem na szparę w ścianie, z której spoglądają na nas jasne ślepia. W tym samym momencie wdeptuję w coś, czego nie jestem w stanie zidentyfikować, ale jedno jest pewne – kolejny rekwizyt, dzięki mojej uprzejmości, uległ zniszczeniu. – Mam nadzieję, że nas nie pozwą, bo mogę wtedy zapomnieć o byciu prawnikiem. Wiesz, znajomy taty przekroczył prędkość, przydybali go i ma do tej pory wieczne problemy w pracy, bo podważają jego kompetencje na zasadzie jak może kogoś pouczać o byciu prawilnym obywatelem, skoro sam złamał prawo. Dramat – serwuję Dareczkowi kolejną fascynującą historię i spoglądam na niego z powagą. – Więc choćbyś zeznawał przed całym Wizengamotem i grozili ci Azkabanem to idź w zaparte, że my tu tylko ucięliśmy sobie dżentelmeńską pogawędkę, spacerowaliśmy i… – urywam, bo mam wrażenie, że troi mi się w oczach. Ślepia, o których wspominałem, jakby się rozmnożyły i jest ich znacznie więcej. – …i podziwialiśmy te wszystkie realistyczne oczodoły.
______________________
i read the rules
before i break them
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Aleja Amortencji, zapamiętam - pokiwał głową Darren, zupełnie zapominając zapytać o to, gdzie ta Aleja była. Hogsmeade? Coś mu się kojarzyło z Hogsmeade. Ale gdyby się okazało, że ta ulica była w magicznej części Londynu albo tym bardziej Dolinie Godryka, to zupełnie, wcale a wcale, by się nie zdziwił. Na oskarżenie o brak znajomości zaklęć gospodarskich Shaw wydął jedynie policzki. Nie po to przez bity rok remontował - z gorszym lub lepszym skutkiem - Exham Priory, żeby teraz słuchać takich zupełnie niepoprawnych stwierdzeń. Nie odezwał się jednak, bardziej zaaferowany tym, że zapach pleśni panujący w korytarzu był nieco ZBYT prawdziwy. Darren zakrył usta częścią materiału koszulki, unosząc jednocześnie rękę uzbrojoną w różdżkę z Lumos nieco wyżej. - Baron? Bardzo chętnie - odpowiedział Shaw głosem stłumionym przez ubranie. Na chwilę zapomniał jednak o odorze, kiedy Tommy zaczął szkalować Ślizgonów - a na to Krukon zawsze miał ochotę, nieważne czy siedzieli na hogwarckich błoniach, czy schodzili w czeluście tysiącletniego - albo i więcej! - zamczyska. Historię o perypetiach prawnych, zarówno tych możliwych jak i zamierzonych, Shaw musiał puścić mimo uszu. Zatrzymał się bowiem równo z Maguire'm po zobaczeniu lśniących jasno prawdopodobnie oczu, odbijających światło jego różdżki. Wszystko inne pozostawało jednak w ciemności - kiedy więc w mroku zabłysnęły kolejne punkty, Darren machnął lekko różdżką, a zwykłe Lumos zamieniło się w wersję Solem, świecącą prosto przed siebie jasnym, mocnym snopem... ...który oświetlił otaczającą ich chmarę inferiusów. Shaw instynktownie i bezwiednie cofnął się o jeden krok, wdeptując w kolejną grzybną formację albo - co gorsza - rozkładający się kawałek mięsa. - Thomas, do tyłu - warknął, robiąc delikatny obrót różdżką, z której wytrysnął snop płomieni - absolutnie niewystarczający jednak by zatrzymać napierającą ze wszystkich stron hordę nieumarłych.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
– No, to czuj się zawsze zaproszony – składam szczodrą ofertę ziomkowi, ani trochę przejęty, że być może nigdy z niej nie skorzysta i zbywa mnie tylko z grzeczności. Tak jak i potem zbył mój prztyk o zaklęciach gospodarczych i już zaczynam myśleć, że może się na mnie obraził, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca, bo Darek ochoczo przystaje na barona. – I SUPER, ale ostrzegam, jestem zawodowcem i złoję ci dupę. Więc się lepiej zastanów z trzy razy czy chcesz ze mną grać na pieniądze, bo skończysz jako biedak, a ja milioner – jak na dobrego kolegę przystało, informuję mojego towarzysza na co się pisze. Niczego nie traktuję poważniej niż hazardu. Nie robię sobie nic z tego, że głównie ja coś mówię i opowiadam. Jestem do tego przyzwyczajony, bo August jest równie rozmowny co Dareczek, dlatego bez skrępowania gadam o bliskich mi sprawach. Milknę dopiero wtedy, kiedy lochy oświetla jasny snop wydobywający się z różdżki starszego kolegi. Robi mi się słabo, gdy dociera do mnie, że to żadne atrakcje turystyczne czy realistyczne eksponaty, a po prostu zgraja inferiusów. Cofam się o kilka kroków, bo Darren z pewnością ma większe predyspozycje, aby jakkolwiek im zaradzić. Nie mam jednak zamiaru stać jak trusia i czekać aż rycerz Shaw uratuje mi życie. Przeżyłem okres buntu Ruby, nie zginąłem przez nieodpowiedzialne żarty Ryana to i inferiusy mnie nie pokonają! Rzucam prędkie Incendio i w lekkiej panice posyłam kolejne ogniste strumienie w stronę zwłok, które z każdą kolejną sekundą zbliżały się coraz bardziej. – Świetna wystawa, ale ch-chyba musimy spierdalać – mówię do Darka w przerwie między rzucaniem zaklęć, bo może i on jest mistrzem pojedynków, ale nieumarłych było znacznie więcej.
______________________
i read the rules
before i break them
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren przewrócił jedynie oczami na groźną groźbę Thomasa dotyczącą puszczenia go z torbami po partii w krwawego barona. Shaw fundusze miał dosyć znaczne, choć musiał zapamiętać by nie pić zbyt dużo przy okazji gry w karty, gdyż mogłoby się to skończyć postawieniem, na przykład, hipogryfa, a to mogłoby się Kruczopiórowi nieszczególnie spodobać. Inferiusy okazały się prawdziwe, nieżywe - i najwyraźniej bardzo wygłodniałe, choć Krukon nie miał nawet zielonego pojęcia, czy magiczne zombie cokolwiek spożywały. Szybkim gestem ręki dał znać Maguire'owi by biegł przodem, sam zaś czmychał krok za nim. Czuł charakterystyczny smród nieruchomego przez długi czas, gnijącego ciała, nagle poruszonego stopą nieuważnego podróżnika - w tym wypadku dwóch. Zimny loch stał się jeszcze chłodniejszy, gdyż czarnomagiczne stworzenia wysysały wręcz ciepło z otoczenia. Nie pomogła nawet w tym puszczona za plecy Flagrantera, gdyż płomienny wąż od razu jakby zmalał, a po wpadnięciu w napuchniętego inferiusa ten eksplodował, posyłając korytarzem falę zimnej, śmierdzącej wody, która wypełniała jego trzewia. — Przeklęte utopce — burknął Darren pod nosem, śmigając zaklęciami odpychającymi i biczami Relashio na prawo i lewo. Szczękał zębami z zimna - parę innych zombie też okazało się być spuchniętymi kontenerami na gnilną wodę, która raz po raz oblewała dwójkę uciekających gdzie pieprz rośnie Krukonów. Nie pamiętał teraz ile czasu schodzili korytarzem prowadzącym w podziemia pod przewodnictwem Tommy'ego, jednak miał nadzieję, że wybiegną na "parter" Camelotu o wiele prędzej niż później.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Zacięta walka trwa i chociaż zwykle jestem dość beznadziejnym zaklęciarzem, tak teraz trzaskam incendio na prawo i lewo, żeby odeprzeć atak inferiusów. Pewnie w każdej innej sytuacji oburzyłbym się, że muszę uciekać jako pierwszy, ale teraz jestem naprawdę spanikowany, a po drugie o wiele bardziej bezużyteczny w przeciwieństwie do Darrena. Biegnę więc przed siebie w popłochu i zastanawiam się czy to po prostu jakiś żart ze strony Camelotu czy też w genach mam wieczne pakowanie się w kłopoty. Gdy oblewa nas lodowata woda i wnętrzności topielca aż mrozi mi krew w żyłach. Z trudem nie wyrzyguję zjedzonej przed chwilą czekoladowej żaby i uciekam dalej, sprawdzając tylko czy Shaw wciąż jest tuż obok. Po jakimś czasie udaje nam się wydostać z tego przeklętego lochu i gdy jestem pewny, że nic nam już nie grozi, biorę głęboki wdech i chowam drżące dłonie w kieszeniach bluzy. Spoglądam na Darrena trochę roztrzęsiony, a trochę oburzony. – Mogliby napisać w ulotce, że wizyta w podziemiach jest tylko na własną odpowiedzialność. Te lochy to zawsze są zdradzieckie. Wszystko ok? – dopytuję i osuszam nasze ubrania zaklęciem. Co i tak niewiele pomaga, bo jesteśmy umazani wnętrznościami umarłych i jedyne, o czym teraz marzę to o ciepłym prysznicu, wbiciu się w puchaty szlafroczek i wypicie czegoś ciepłego, jak najdalej od tego przeklętego muzeum. – Dasz wiarę? Człowiek idzie do takiego Camelotu z myślą, że nie wiem, wiedzę poszerzy albo dowie się czegoś ciekawego, a wraca z.. – przerywam, aby kichnąć. – Oj sorry. No, a wraca cały zdruzgotany, bo musiał się napierdalać z inferiusami. SKANDAL – kwituję w drodze do wyjścia.