Och, jak ona się śmiała. Kiedy Alex znosił ją przez cztery piętra w szpitalu, w miejscu jej pracy, to śmiała się. Nie chciało się jej wierzyć, że robi to naprawdę ale też nie oponowała jakoś szczególnie gdy chwytał ją na ręce. Pracownicy świętego Munga będą mieć powody do plotek…! Oplotła mocniej szyję Alexa kiedy deportował ich z gracją pod sam dom, gdzie ominął wszystkie własne zabezpieczenia magiczne. W korytarzu słychać było już szczekanie psa, a ona wciąż śmiała się pod nosem kiedy przekraczali próg. - Skoroś taki chętny do noszenia mnie to poproszę na górę.- była wykończona jednak skoro miała osobistego szofera i to w dodatku tak pociągającego to nie ma nic przeciwko dalszemu wykorzystywaniu go. W akompaniamencie szczekania uszczęśliwionego Abla ruszyli po schodach. Po drodze udało się jej zrzucić obcasy, nie kwapiła się w ich sprzątanie i układanie. Bose stopy mogły w końcu odpocząć, a westchnienie ulgi jakie opuściło jej płuca było cudowne. Niechętnie, bo niechętnie ale już w sypialni wygramoliła się z jego ramion, a na jej zmęczonej twarzy wciąż tkwiło takie… czułe rozbawienie. Przeciągnęła się czując przy tym protestujące mięśnie. - Uh… ledwo stoję na nogach. Musisz mi pomóc w zdjęciu ubrań.- w jej chłodnych acz rozweselonych oczach przemknęła iskra. - Tylko bez rozdzierania jeśli można. Rozdzierać można tylko tuż przed prywatną konsultacją.- rozpięła mankiety jego koszuli i wsunęła dłonie pod nie dłonie, by pogładzić ciepłe nadgarstki i trochę go jeszcze przy sobie przytrzymać zanim sobie pójdzie, a ją wyśle do snu. Nie rozbierała się przed prysznicem, uważając, że Alexowi zdecydowanie lepiej to wychodzi.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Nie robił sobie absolutnie nic z jej śmiechu, ba! był śmiertelnie poważny, choć zmarszczki wokół jego oczu nieco zdradzały dobrą zabawę. Generalnie nie zachowywał się tak jak teraz, no bo jak, stonowany pan profesor, publicznie, miałby kogoś wynosić z Munga i bynajmniej nie był to nikt poszkodowany? A gdzie tam. A jednak teraz trzymał radosną Sam na rękach i świetnie się bawił patrząc na to jak ludzie reagują na to zamieszanie. Dobrze, że nikt ich nie zatrzymał, ba! nie wezwał magimilicji, bo jeszcze zgarnęliby Voralberga za to, że uprowadza własną kobietę. Tego jeszcze nie grali. Aportował się pod własnym domem, ich domem, którego to zaklęcia nań nie działały. Otworzył drzwi i od razu poczuł na swojej nodze skaczącego wokół psa, który cieszył się, że widzi ich oboje. Zerknął na kobietę, kiedy ta poprosiła go o dodatkową podwózkę na piętro i absolutnie się nie dziwił! Gdyby był tak zmęczony też by niosącą osobę wykorzystał. W sumie, nawet jakby nie był, to dlaczego nie? Usłyszał stukot obcasów i machinalnie spojrzał za nimi, spadającymi po schodach i zatrzymującymi się na kolejnych stopniach. - Och, muszę? – spytał, zadzierając lekko podbródek do góry w akompaniamencie swoich brwi. Złapał ją delikatnie za nadgarstki, które teraz miał bardzo blisko i obrócił ją tyłem do siebie. Pochylił się i wargami musnął delikatnie jej nagą szyję, szybko przerywając tę pieszczotę i łapiąc za krańce jej bluzki, aby pociągnąć je do góry i pomóc jej w zdjęciu górnej części garderoby. - Czy ja Ci kiedykolwiek coś rozdarłem? – zapytał nonszalancko, w końcu niczego mu nie udowodni kiedy wszystko zaklęciami zostało poskładane tak jak producent stworzył. Zbliżył się jeszcze bardziej, praktycznie dotykając ją na całej długości ciała i zjeżdżając opuszkami palców po nagim brzuchu, zbliżył się dłońmi do paska spódnicy który powoli rozpiął, a sam materiał zsunął w dół, od razu z cienkimi rajstopami. Klęknął na jedno kolano, czekając aż rudowłosa uniesie nogi do góry, aby mógł pozbyć się ubrań na dobre i rzucić je magicznie gdzieś na półkę niedaleko szafy, ładnie złożone. Znów musnął ją wargami, tym razem w pośladek, delikatnie zębami zagryzając skórę, acz szybko się powstrzymał i wstał, jak gdyby nigdy nic. - Dalej sobie chyba poradzisz? Zrobię Ci coś do picia. – mruknął, całując ją czule w czoło i wyszedł z pomieszczenia udając się w kierunku kuchni.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Musiała jedynie czuwać czy nie zanosi jej na przykład do basenu. Potrafił niemało zaskakiwać i dzisiaj nie byłaby w stanie się adekwatnie zemścić. Całe ostatnie dwa dni wymęczyły ją srogo dlatego też bez skrupułów wykorzystywała zainteresowanie Alexa. W końcu wrócił do domu i ten wieczór nie spędzi jak zawsze samotnie, jedynie z wiernym Ablem u stóp. Żałowała, że była taka zmęczona bo inaczej prowokowałaby go tak, aż straci cierpliwość. Lubiła te momenty kiedy przekraczał granice swojego spokoju będąc z nią sam na sam. - Nie możesz mi odmówić. - posłała mu leniwy uśmiech widząc w kącikach jego ust zapewnienie, że jej nie zawiedzie. Oparła lekko plecy o jego tors i przymknęła oczy gdy oznaczył jej szyję pocałunkiem. Ciepły dreszcz przemykający wzdłuż kręgosłupa potwierdził, że była w odpowiednim miejscu i przy boku odpowiedniej osoby. Niechętnie współpracowała ze zdjęciem eleganckiej koszuli. Sama nie była pewna czy liczyła na rozdzieranie garderoby pomimo przestrogi, by tego nie robił czy jednak nie. Krótki śmiech przerodził się w miłe westchnienie. Zadrżała i to od chłodnego powietrza okalającego teraz jej nagą skór ramion i również od jego palców pomykających gładko wzdłuż jej ciała. Wiedziała, że tylko się droczy. - Spieszysz się. - wytknęła mu kiedy pasek odleciał na swoje miejsce. Ona z reguły zostawiała ubranie tam, gdzie aktualnie stała (dlatego potrzebowali skrzata bowiem z tego co pamięta to w kuchni przez krzesło przewieszona była jej koszula nocna, a kapcie leżały w salonie przy stoliku). Syciła się ciepłym dotykiem jego palców i powolną acz intensywną obecnością przy jej ciele. Kiedy już stała w samej bieliźnie i gdy w drodze powrotnej postanowił ją rozdrażnić tym bezczelnym podgryzieniem to mógł poczuć na sobie jej karcące spojrzenie. - Musisz popracować nad rozbieraniem mnie. - zmrużyła oczy kiedy odchodził sobie jak gdyby nigdy nic. - Wino. Ja dzisiaj potrzebuję wina. - zawołała gdy sobie odszedł i zostawił ją z gęsią skórą, niespokojnym dreszczem przemykającym po podbrzuszu i zmęczeniem, które pragnęło Alexa przy sobie. Potrząsnęła głową i rozpuściła rudawe włosy, a chwilę później stała już pod prysznicem. Opierała czoło o jasne kafelki i czekała aż strumień wody zetrze z niej ociężałość. Kilkanaście minut później wyszła spod prysznica, dokładnie się wytarła, a włosy ukryła w ręcznikowym turbanie. Nago, spokojnym krokiem przeszła do szafy znajdującej się na drugim końcu sypialni. Zauważyła, że Alex już czekał lecz pomimo tego (a zwłaszcza dlatego) nic nie robiła sobie z faktu hm... zapomnienia okrycia się ręcznikiem. Sięgnęła po satynową koszulę nocną i przez kilka dłuższych chwil zastanawiała się czy założyć czarną czy może fioletową, aż po tym jakże ważnym dylemacie wybrała czarną, w którą to też leniwie się ubrała. - Wrócisz jutro na noc? - zapytała jednocześnie zdejmując z włosów mokry ręcznik.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
- Wiesz, że nie muszę. – mruknął, słysząc jej, pf, uwagi co do jego sposobu rozbierania jej. Co prawda droczył się, to fakt, ale mimo wszystko nie było to wszystko na co było go stać, bowiem po prostu nie tyle co nie miał ochoty, co naprawdę chciał, aby odpoczęła. Wyglądała marnie i ewidentnie była zmęczona, nie miał zamiaru jej dokładać jeszcze maratonu, nawet jeśliby chciał poflirtować i podroczyć się z nią nieco dłużej. A chciał, jak Merlina kochał ciągnęło go do niej jak magnes, mimo że zbyt wylewnie tego nie okazywał, czy też okazywał, ale na swój sposób. Zszedł powoli na dół, schodek po schodku i zbierając jej szpilki ze stopni, aby odłożyć je gdzieś w na tyle bezpieczne miejsce, aby nikt się o nie nie potknął. Poszedł do kuchni i zaczął przygotowywać dla Sam napój i bynajmniej nie było to wino, a przynajmniej niebezpośrednio, bowiem postawił na grzańca, mając przy tym szczerą nadzieję, że nie przesadził z ilością rozgrzewających przypraw korzennych. W końcu sam nie był w stanie tego spróbować, to znaczy był, ale na nic by się to nie zdało. Sobie zrobił szklankę wody z cytryną i już wracał na górę, po drodze słysząc, że prysznic nadal był w ruchu. Abel nie odstępował Sam na krok, pozostając pod drzwiami łazienki wiernie i jedynie łypając z ciekawością na Alexa czy i jemu nie przyniósł czegoś ciekawego. Postawił kubek z gorącym napojem obok samowej strony łóżka, a swoją wodę położył z drugiej strony. Przeciągnął się i rozejrzał po pomieszczeniu, uznając że chyba coś powoli zmieniało się w jego wystroju, zapewne ręką nikogo innego jak rudowłosej kobiety. Absolutnie mu to nie przeszkadzało, dopóki nie było przesadne, a zdaje się, że na tę chwilę nie było. Odwrócił się, gdy Sam wróciła z łazienki i choć bardzo kusiło, aby zlustrować ją wzrokiem, tak czujnie i dość bezosobowo patrzył jej w oczy. - Wszystko się uspokoiło, zdecydowanie będę wracał prawie codziennie. – obiecał, oczywiście nie wspominając o wyjątkach kiedy coś się stanie, bo to mówiło samo przez się. Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku, wiedząc jaką mękę jej sprawiał, kiedy go nie było, bo czuł dokładnie to samo i być może dlatego dokładał sobie więcej pracy. Para hipokrytów, nie ma co. Obszedł łóżko i przysiadł po stronie znajdującej się bliżej niej i wyciągnął w jej kierunku rękę mówiąc ciche „chodź”. Miał ochotę ją przytulić, po prostu.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Wymyślana na bieżąco zemsta nigdy nie robiła na nim takiego wrażenia jakby chciała. Musiała przyznać, że był trudnym zawodnikiem. Zdecydowanie zbyt skrupulatnie trzymał swoje emocje na wodzy choć zdawała sobie sprawę co się z nim dzieje kiedy pozwala im dojść do głosu. Przykucnęła przy Ablu i podrapała go za uchem, po szyi, przeczesała palcami jego sierść i z ciepłym uśmiechem na ustach cieszyła się jego radością. Szeptem zapewniła, że nie zostawi go już na tak długo. Mokry ręcznik wylądował na podłodze - choć nosiła się elegancko to była typem bałaganiary, nienawidzącej sprzątania. W domu było wiele detali sugerujących, że Alex nie mieszka już sam. Oddzielna szafa na obuwie, dokupiony regał na jej książki medyczne, ułożone już alfabetycznie w rzędzie i inne pierdoły choć brakowało przede wszystkim ich wspólnych zdjęć. O to nie martwiła się, miała na to już plan. Przeczesała palcami włosy, pozostawiając je luźno na ramionach. Nie musiał długo na nią czekać,. Usiadła mu na kolanach, od razu przytulając policzek do jego ciepłej szyi. Abel położył się na stopach Alexa, jak to pies. - To dobrze, bo tęsknię za tobą. Problemy pacjentów mnie przytłaczają, zwłaszcza, że wszystko muszę zachować dla siebie. Potrzebuję cię wieczorami. - wdychała zapach jego skóry i ubrań, odnawiała to wszystko w pamięci. - Młodzi z Hogwartu też mają sporawe problemy. Zdarza się, że niektórzy powinni dostać skierowanie na dłuższe terapie. - podniosła głowę i wyprostowała się aby ucałować kącik jego ust i zetknąć ich czoła ze sobą. Pogładziła palcami jego ramiona. Merlinie, jak ona go kochała. Nie potrafiła tego w sobie pomieścić. - Chcę z tobą przeżywać każdy kolejny dzień i wieczór. Jeśli myślisz, że się tobą już nacieszyłam to jesteś w błędzie. - była zmęczona dlatego przez ten cały czas nie otwierała oczu, bazując na bodźcach płynących z koniuszków palców. Syciła się zatem, że w końcu tutaj jest, tak blisko, ciepły, a tembr jego głosu mile rozbrzmiewał w samym epicentrum jej serca. Odpoczywała przy nim dlatego tak go regularnie potrzebowała. Gdyby nie była w takim stanie to okazałaby to w dosyć intensywny sposób.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Uśmiechnął się mocniej, kiedy bez cienia żadnych dalszych przekomarzanek po prostu przyjęła jego propozycję zbliżenia się do niego. Swobodnie pozwolił jej siąść na swoich kolanach i od razu objął, delikatnie przeczesując palcami jej rude włosy. Prychnął rozbawiony słysząc jej słowa i choć nie było to przesłanie mające na celu go rozśmieszyć, tak problemy uczniów były mu na tyle dobrze znane, że mógłby robić jej za asystenta. - Oj zdecydowanie powinni. – stwierdził, przytulając ją do siebie mocniej. Mógłby jej z pamięci wymienić kilka nazwisk, które byłby propozycją do ewentualnych spotkań z psychiatrą i nie miał tu na myśli nic złego. Po prostu chciał tym dzieciakom pomóc, a kto by lepiej ich zrozumiał jak nie osoba, która zawodowo się tym zajmuje. On psychologiem ani psychiatrą nie był. Ale nie mógł jej tego zrobić, na pewno nie teraz kiedy była przemęczona i powinna odpoczywać. - Wiesz, że ja też. – chyba nie musiał jej tego udowadniać, bo kto jak kto ale ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że on miłość okazywał na swój własny, dziwny sposób. Musnął ją zaczepnie koniuszkiem nosa. Czasami miał ochotę wykrzyczeć jej jak bardzo ją kocha i nie zrobić tego w gniewie jak ostatnim razem na tym cholernym wzgórzu. Powiedzieć jej że chciałby spędzić z nią reszte życia, codziennie budzić się obok niej rankiem i przytulać ją wieczorami, ale nie potrafił. Nie był tak wylewny, a na pewne rzeczy nie był jeszcze gotowy. A nie było nic gorszego niż próby popędzania w czymś Voralberga, które w istocie miały odwrotny skutek. Ale ona pewnie wiedziała, że chciał jej to powiedzieć, a przynajmniej tak mu się wydawało co mogłoby go wpędzić w niezłe kłopoty. Puścił ją jedną ręką i wciągnął swoje ciało na łóżko, bez problemu trzymając ją na sobie i przesuwając ją wraz ze sobą do dużo wygodniejszej pozycji na poduszkach. Zapewne w pomieszczeniu unosił się aromat przypraw korzennych i grzanego wina, ale absolutnie nie wiedział czy na pewno tak było. A przy okazji czy w ogóle w tym momencie o to dbali? Nie sądził.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Przekonana była, że uda się jej jeszcze porozmawiać z Alexandrem. Mieli do nadrobienia nie tylko ostatnie dni, ale i dwanaście lat. Czy wie, że ilekroć na nią spojrzy tymi swoimi białymi oczyma to uderza ją fala gorąca? Czy wie, że nie umknie jej nawet delikatne muśnięcie jego palców? Czy wie, że cały czas słucha jego oddechu? Przecież musieli sobie tyle powiedzieć, opisać dzień w pracy, wyznać co zdenerwowało, a co mile zaskoczyło, podzielić się przemyśleniem, planem na jutro... a on odpowiadał tak krótko i cicho; zupełnie jakby drżeniem swego głosu kołysał ją do snu. Teraz wszystko było już w porządku. Zapominała o trudach dnia, o bardzo obolałych stopach, karku i ramionach, o tej ciężkości w klatce piersiowej kiedy cudzy problem zbyt mocno ją przygniata. Gdy przekładał ich do łóżka to przylgnęła do jego ciała całą sobą. Nie było dla niej zaskoczeniem jak dobrze do siebie pasowali. Było jej wygodnie i nawet cudowny zapach grzańca nie skłonił jej do otwarcia oczu. Nie oparła głowy o poduszkę, a o ramię Alexa, nie zapadła się miękko w materac, a przytuliła do boku leżącego obok niej mężczyzny byleby nie pomyślał, że może sobie już iść. Wsunęła lodowate stopy między jego łydki i tak wczepiona dosyć szybko zasnęła. Mówiła coś przez sen, nieskładnie wspominała o skrzacie tańczącym z Viro na parkiecie i o Ablu, który chce do niej na terapię. Później zasnęła jeszcze głębiej i spała nieruchomo do bladego rana. Kiedy mimowolnie zaczynała się delikatnie wybudzać to pierwsze co zrobiła zanim otworzyła oczy to wysunięcie dłoni i szukanie po omacku Alexa. Był tu czy to tylko sen, a może po prostu Abel wkitrał się na materac i nagrzał go swoim ciepłem?
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Nie miał serca się ruszyć, a w zasadzie to nawet nie chciał. Trwał więc przy niej, wciąż ubrany i nie ruszając się z miejsca ani na centymetr. Pozwalał robić ze swoim ciałem co chciała, mogła się wtulać, przytulać, wsuwać stopy i otulać się jego rękami – był aktualnie jak lalka wychodząc z założenia, że to jej ma być wygodnie i to ona ma odpocząć, nie on. Poza tym miał tę przewagę, że był posiadaczem amuletu Laveau, który pozwoli mu zasnąć nawet na żwirze pod wpływem zaklęcia łaskoczącego. Delikatnie gładził jej włosy, przyjemnie masując przy tym głowę i oddychając bardzo spokojnie, jakby chcąc przekazać jej tę dobrą energię do zasypiania. Zerknął na nią, kiedy nie dawała już znaku życia, co oznaczało, że zasnęła. Uśmiechnął się lekko i oparł podbródek na czubku jej głowy. Złapał kraniec kołdry i nakrył ją, bo na drugiej części leżeli i nie było jak jej teraz wyciągnąć. A jemu przecież fakt delikatnego chłodu absolutnie nie przeszkadzał. Czuł piasek pod oczami i ziewnął, czując na sobie wzrok zaciekawionego psa, którego wkrótce zachęcił do położenia się w nogach łóżka tuż obok nich. Brzmiało to jak jakaś sielanka, a później, wsłuchując się w sny Sam o których tak ochoczo opowiadała – również pogrążył się w objęcia Morfeusza. I tak jak zasnął po niej, tak przed nią się obudził. Pierwsze co zrobił, to spojrzał czy nadal spała, a gdy okazało się, że tak i co więcej była wciąż w niego wtulona, to nadal nie ruszył się z miejsca. Był cierpliwy, nie robiło mu to różnicy czy podniesie się z łóżka teraz czy za godzinę. Mógł przecież nadal czujnie drzemać i zaczekać. Zajęcia miał za parę godzin. Rozbudził się dopiero, gdy poczuł jej ciepłą dłoń na swojej klatce piersiowej i uśmiechnął się lekko, zerkając na nią kątem oka. - Jestem, jestem. Obmacywanie mnie tak zaraz z rana powinno być nielegalne. – stwierdził zaczepnie nieco zachrypniętym głosem, powoli przeciągając wszystkie zastałe od jednej pozycji mięśnie.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Napotkawszy materiał koszuli okrywającej ciepłego Alexa mogła uśmiechnąć się z zachwytem i poruszyć nieco bardziej. Słysząc jego słowa to tylko zachichotała i cóż, przesunęła dłoń po całym jego brzuchu, zatrzymawszy ją dopiero przy jego pachwinie. Dopiero wtedy otworzyła zaspane oczy. - Nie w tym domu. - odparła i siłą rzeczy musiała przesunąć się na swoje plecy i przeciągnąć, przy okazji zrzucając z siebie całą kołdrę. Przetarła oczy i poprawiła włosy, zarzucając je po prostu na jedno ramię. Nie chciała sobie wyobrażać ile czasu zajmie jej ułożenie ich do przyzwoitego poziomu. Zanim Alex miał wpaść na durny pomysł wyjścia z łóżka to nieco pośpiesznie do niego wróciła, ale tym razem siadając mu po prostu na brzuchu i pochylając się tak, aby wszystkie włosy zasłoniły mu jedną stronę świata. - Odpuść dziś dzieciakom, zrób sobie wolne. - zaproponowała, a na jej ustach wykwitł pogodny uśmiech. Choć umierała z głodu to wolała dać żołądkowi pocierpieć aniżeli teraz tak łatwo wypuszczać własnego faceta z łóżka. Z opóźnieniem zarejestrowała, że nawet się nie przebrał na noc, co oznacza, że skutecznie go przytrzymała. Była mu za to wdzięczna, a gdy Samantha była wdzięczna to wobec najbliższych potrafiła być wylewna. Skoro zaś nie miała nikogo bliższego od Alexa to musiał paść jej ofiarą. Ucałowała jego policzek, niby niewinnie, ale zaraz po tym składała całus za całusem czy to na kości policzkowej, na skroni, przy powiece, przy ustach, gdzie tylko jej się trafiło. - Tęskniłeś ty chociaż za mną przez te dwa dni? - zapytała prowokacyjnie i popatrzyła prosto w jego białe oczy, sprawdzić czy choć raz złapie haczyk i da się namówić na porzucenie rozsądku.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
- W tym domu szczególnie. – odmruczał jej, przymykając jeszcze na chwilę oczy i próbując się rozbudzić mocniej. Drżał delikatnie kiedy jej dłoń podejmowała kolejne centymetry muskania jego ciała. Kiedy się jednak odsunęła, uniósł powieki będąc pewnym że odpłaci mu pięknym za nadobne i sobie po prostu stąd pójdzie, zmuszając go również do wstania, ale tak się nie stało, bo wkrótce – nie wiedzieć kiedy – wylądowała na jego brzuchu. A najlepsze jest to, że nawet nie miał zamiaru uciekać. Miał tak zwanego, po mugolsku, lenia. - Zastanowię się. – powoli przesunął swoje dłonie wyżej, usadawiając je gdzieś w okolicach jej bioder i trwając sobie z nią w tej pozycji jeszcze przez chwilę. Zastanawiał się czy coś kombinowała, czy była to jedynie jej czysta ekspresja i wylewność wobec niego, ale chyba nie bardzo miał siłę nad tym dłużej myśleć. Bezceremonialnie patrzył jej w oczy, ani na chwilę nie odrywając od niej wzroku i napawając się jej porannym wyglądem. Jak dla niego była idealna o każdej porze dnia i nocy. Czując jej wargi na swojej twarzy delikatnie przysuwał do nich swoją rozgrzaną skórę i spojrzał na nią z nieukrywanym, acz nieco wyolbrzymionym rozczarowaniem kiedy przerwała. - Naprawdę potrzebujesz się upewniać? – wiedział, że to jej zagrywka, ale w końcu miano betonu nie jest otrzymywane ot tak, a on raczej nie umiał w takie słowne gierki jeśli chodziło o wyznania. Jego palce powoli przesuwały się po fałdach jej szlafroka, wkrótce wsuwając się pod lany materiał i muskając tym samym jej nagą skórę. – Wychodziłem z siebie zastanawiając się gdzie jesteś i czemu nie wracasz. – dodał, przypominając sobie jej stan z wczoraj, który nieco podburzył go i zirytował, ale szybko pozbył się tego wrażenia, nie dając sobie zepsuć poranka. Uniósł nogę do góry, tym samym kolanem popychając ją lekko do siebie i musnął ją czubkiem nosa o nos, zaczepnie, acz tego nie można jeszcze było nazwać porzuceniem czegokolwiek, a już na pewno nie rozsądku.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
Nieczęsto zdarzały się im takie leniwe poranki. W zwyczajne dni jedno z nich wstawało bladym świtem - i z reguły była to Samantha - aby jak zawsze, w pośpiechu zjeść śniadanie, przyszykować się i wybyć do pracy. Nie chciała wiedzieć jaki dzisiaj dzień i jak dużo ma obowiązków. Wolała sycić się wyspaniem i obecnością Alexa, który o dziwo jeszcze nie uciekł z łóżka. Nie wiedziała na ile miał w tym jakiegoś planu, ile rozleniwienia a ile jej siły perswazji. Pacjentów potrafiła zachęcić do zmiany zdania na jakiś temat, ale Alex... namówić go do dnia wolnego? Czasami wydawało się to abstrakcją co nie znaczy, że zamierzała przestać próbować. Uprowadził ją ze szpitala. Zamierzała teraz korzystać i dlatego od razu na niego usiadła choć nawet jej ciężar nie mógłby go powstrzymać. Zawsze robił co chciał. Uśmiech zakwitł na jej ustach kiedy jego ciepłe dłonie znalazły się tam, gdzie powinny. Obcałowywała jego polik i twarz, póki co omijając jeszcze usta. Miała cichą nadzieję, że jego apetyt wzrośnie nieco szybciej niż jej, który z prędkością światła mógł osiągnąć niebotyczne rozmiary. - Raz na jakiś czas chętnie poudaję niedowiarka żeby zobaczyć co zrobisz. - rozpięła guzik jego koszuli, niezbyt dyskretnie. I tak będzie się rozbierać i tak, a więc zawczasu mu pomoże. Przerwał jej przysuwając ją do siebie bliżej. To wzburzyło krew w jej żyłach co odbiło się w jej lekko rozszerzonych z zachwytu źrenicach. - Alex, ja naprawdę nie obrażę się jeśli będziesz tak bardzo cieszyć się na mój widok, że zaniedbasz obowiązki. - prowokowała dalej, leciuteńko muskając jego dolną wargę - tak straszliwie delikatnie, jakby wcale, jakby tylko ogrzała je oddechem. Rozpięła już cztery guziki i mogła wsunąć obie dłonie na jego klatkę piersiową i przesunąć po niej gładko, powoli, leniwie, jakby nie zamierzała już nic więcej robić. Wyprostowała plecy i poczęła bawić się jednym z ostatnich guzików, zerkając na Alexa spod rzęs. Być może nie zamierzała nic więcej już robić, być może jedynie czekała aż porzuci na chociaż godzinę ten swój rozsądek.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Choć zrobił to nieco niechętnie, to wyciągnął dłonie spod materiału jej szlafroka i uprzednio ponownie się przeciągając, podłożył je sobie pod głowę, kiedy zaczęła rozpinać mu koszulę. Uśmiechnął się półgębkiem na jej słowa i zakręcił z niedowierzaniem oczami, udając lekko urażonego. - Czyli mnie testujesz? – zapytał z przekąsem i uniósł brwi do góry, wpatrując się w nią białymi tęczówkami dość intensywnie. Rozbrajała go, autentycznie i nic nie potrafił z tym zrobić, ba! nawet chyba nie chciał szukać na to sposobu. Bardzo mu to odpowiadało. Była przecież jedną z niewielu, jak nie jedyną osobą którą dopuszczał do siebie tak blisko – dosłownie i w przenośni. Poczuł przyjemne ciepło w podbrzuszu, kiedy ponownie go pocałowała, na tyle delikatnie, że przeszedł go dreszcz. - I co powiem przełożonej? Przepraszam pani dyrektor, ale nie mogłem przyjść do pracy ponieważ wypadły mi dodatkowe zajęcia integracyjne? Albo lepiej – warsztaty z relacji międzyludzkich? – w sumie był skłonny uwierzyć w to, że sama dyrektorka dałaby wiarę w to że Alex próbuje dopomóc się w byciu nieco bardziej ekspresywnym w kierunku tłumu. Ale niestety, nie mógł ot tak nie iść sobie na lekcje, poza tym też nie lubił ich opuszczać, mimo wszystko. Ale hej! Miał przecież do nich jeszcze parę godzin, tak więc swobodnie mogli się sobą nacieszyć, a i wywiązać się z danych im obowiązków. Nadal trzymał dłonie pod głową, a mięśnie na jego ramionach ewidentnie mocniej się w tej pozycji zarysowały. Wzdrygnął się gdy przejechała dłońmi po jego klatce piersiowej, choć nie był to ruch który miałby ją zrzucić. Wpatrywał się w nią przez chwilę z uniesionymi brwiami czekając na kolejny ruch z jej strony, bo musiał w duchu przyznać, że skutecznie odwiodła go od pomysłu wstawania z łóżka. - Może teraz ja poudaję niedowiarka, żeby zobaczyć co zrobisz? – zapytał, drocząc się z nią i zastanawiając się, czy to ona złapie ten haczyk. Oj Alex.
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
- Możesz nazywać to testowaniem choć dla mnie to jedynie badanie gruntu. - zmrużyła jedynie oczy bo jednak spodziewała się nieco większej reakcji na jej słowa a tutaj… dostrzegała w jego oczach urazę. Uśmiech na jego ustach jednak przeczył aby była to uraza dotkliwa. Cóż, była kobietą, a i nawet osoby o silniejszym charakterze chciały czasem dobitnie usłyszeć jak ktoś tęskni. Wylewność Alexa miała swoje własne formy i niekiedy musiała się jej dopominać. Zrobił duży postęp od jej dnia powrotu. Satysfakcjonująca jest myśl, że ma go na wyłączność. - Wszystkie z tych powodów brzmią wiarygodnie. Zawsze możesz powiedzieć, że i ty musisz skonsultować się u specjalisty. - uśmiech zamajaczył na jej ustach, ale ostateczna decyzja należała do Alexa. Choć próbowała go zachęcić do zaniedbania obowiązków tak miała świadomość, że kto jak kto, ale on się tego nie dopuści. Hogwart znaczył dla niego bardzo wiele. Nie spodobało się jej to drgnięcie pod wpływem dotyku. Zamiast cofnąć rękę, jedynie wydłużyła kontakt, sunąc wnętrzem dłoni po konturach blizny. Dopiero po paru dłuższych sekundach przestała. Podniosła nań wzrok kiedy postanowił udawać niedowiarka. Westchnęła i pochyliła się nad nim tak, by dokładnie widział jej tęczówki. - Szantażowanie i notoryczne dobieranie się do ciebie to mało? - zapytała, muskając ostatni raz kącik jego ust i najzwyczajniej w świecie zsunęła się z niego, przerzucając bose stopy na podłogę. Ledwie wstała, a Abel zerwał się na równe łapy i doskoczył do swojej pani. - No już, już, zaraz wyjdziemy. - pogłaskała psią główkę i zerknęła jedynie kątem oka na Alexa i ruszyła do łazienki, aby rozczesać włosy.