Niewielka kawiarenka położona na krużganku wschodniego skrzydła Camelotu oferuje chwilę odpoczynku pomiędzy oglądaniem poszczególnych wystaw. Część znajduje się w zamkowych murach, część zaś jest na zewnątrz, otoczona czarami chroniącymi przed niską temperaturą i deszczem. W środku zakupić można magiczne kawy, herbaty i nieco słodkości - wszystkie zyski zostaną zaś przeznaczone na dalsze utrzymanie muzeum.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie chciał kazać Maximilianowi zbyt długo czekać, więc po krótkiej pogawędce z pracownikiem wystawy o burzliwym wieku dwudziestym, od razu powędrował do muzealnej kawiarni, zamawiając przy masywnym, dębowym kontuarze filiżankę smoczego espresso i kawałek sernika z posypką z gorzkiej czekolady. Nie przepadał za słodkościami, ale zmęczenie powoli dawało się we znaki, a z tego względu uznał że poza potężną dawką kofeiny przyda mu się również odrobina cukru. - Książę… – Przywdział na twarz szeroki, rozbrajający uśmiech i pokłonił się teatralnie przed stolikiem, przy którym siedział jego były kochanek, zanim sam zasiadł na krześle naprzeciw niego. – Nie chciałbym być powodem, dla którego spóźniłbyś się na spotkanie z królową, ale mam nadzieję, że kawę zdążysz ze mną wypić. Zamówić ci coś? – Zapytał równie wesołkowatym tonem, łapiąc się na tym że przez kilka dłużących się sekund z nostalgią zapatrzył się na chłopięce usta. Cóż, nie tylko Solberg miewał swoje chwile słabości. - Rozmawiałem wczoraj z właścicielem stadniny na obrzeżach Londynu, w której bywam najczęściej. – Zaczął już poważniejszym tonem, ale szybko przerwał, kiedy przyodziany elegancko kelner postawił przed nim parujący, czarny niczym smoła napitek i talerzyk z ciastem. Podziękował mu uprzejmym skinieniem głowy, tęsknym spojrzeniem powracając już do swojego rozmówcy. – Wokoło wiele połaci zieleni, gęstych lasów, jezioro… do tego zadowalający tor przeszkód… – Postanowił bardziej obrazowo przybliżyć plan wycieczki, ale i tak słowa nie oddawały klimatu tego miejsca, więc ostatecznie wolał skoncentrować się na szczegółach. – Pasuje ci czwartkowe popołudnie? Wynająłbym teren na kilka godzin, żebyśmy mogli w spokoju cieszyć się widokami. – Nie to żeby za każdym razem wykupował całą stajnie dla siebie, zwłaszcza kiedy miał upatrzonego, ulubionego wierzchowca. Tym razem wolał jednak uniknąć towarzystwa rozkrzyczanych dzieciaków wokoło. Poza tym miał na uwadze to, że zabiera Felixa ze sobą po raz pierwszy. Chciał, żeby chłopak mógł swobodnie wybrać odpowiadającego jego temperamentowi rumaka, wszak małemu księciu nie przystawało wyczekiwać w kolejce.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczekiwanie w kawiarni nie było wcale tak nużące bo ich rozmowa przy testerze bombardy poniekąd natchnęła Maxa, który wyciągnął swój notes i długopis i zaczął kreślić plany eliksiru, który konsultował z Nathanielem, a który jak wszystko inne porzucił. Nawet nie zauważył, jak Salazar podszedł do jego stolika i dopiero na dźwięk jego głosu uniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko. Nie podobał mu się ten uśmiech szczególnie, że wciąż miał sobie za złe swoje zachowanie w muzeum, ale nie potrafił nic na to poradzić. -Myślę, że kawa nie zaszkodzi. Smocze espresso zawsze przyjmę. - Odpowiedział, nie mając zamiaru odrzucać tej propozycji i to wcale nie dlatego, że nie chciał wydawać własnych galeonów. Po prostu jeśli ta relacja miała zacząć działać, musiał sam też iść na kilka ustępstw. Z zaciekawieniem zaczął więc przysłuchiwać się słowom Paco, który zaczął rozprawiać o stadninie i nie przerywał mu, aż mężczyzna doszedł do sensu swojej wypowiedzi. Okolica wydawała się idealna i choć może nie było to Loch Ness, ale przecież nie można całe życie trzymać się jednej stadniny, prawda? -Pozwolisz, że sprawdzę swój strasznie napięty grafik... - Zaczął grę i powoli przerzucał kartki swojego notesu, by dopełnić obrazka. Oczywiście nie było tam niczego związanego z terminami, a skrzętnie dopracowywane receptury i pomysły, ale jakie to miało znaczenie. -Czwartek akurat mam wolny. Masz szczęście. - Prychnął, starając się wyglądać na jak najbardziej obojętnego. -Co prawda nie jestem raczej sportowcem, ale kilka skoków na przeszkodach nie powinno mnie zabić. Musisz tylko dać mi znać, czy jezioro jest wyłączone z użytku czy nie, bo przy takiej pogodzie chętnie do niego wskoczę. - Uprzedził Salazara głównie dlatego, że raczej nie miał w zwyczaju jechać w pobliże zbiornika wodnego i nie wykorzystać tej okazji chociażby do szybkiej kąpieli.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie spodziewałby się, że zostanie jego muzą, zwłaszcza kiedy mowa o magicznych miksturach, na których sam nieszczególnie się znał, ale gdyby tylko o tym wiedział, niewątpliwie odczuwałby satysfakcję – nie tylko z powodu roli, jaka mu przypadkiem przypadła, ale również ze względu na sam powrót Maximiliana do ukochanego przez niego hobby. Chłopak potrzebował teraz czegokolwiek, co odciągnie jego myśli od problemów i pokusy kroczenia po najmniejszej linii oporu, a warzenie eliksirów należało uznać za zdecydowanie bezpieczniejsze i rozwijające od sięgania po środki odurzające. Nie umknęło również jego uwadze to, że twarz Solberga wreszcie promienieje szerokim uśmiechem, a niezależnie od przyczyn jakie go wywoływały, z pewnością była to zmiana na lepsze. - Jak sobie życzysz. – Zareagował od razu, unosząc delikatnie dłoń, żeby z powrotem przywołać kelnera do ich stolika, dołączając zarazem do swojego zamówienia jeszcze jedną filiżankę smoczego espresso. Nie zastanawiał się nad tym kto i za co powinien płacić, skoro ostatnim razem wyjaśnił Felixowi, że nie jest to dla niego żadnym problemem i że nie zamierza wcale traktować galeonów w portfelu jako smyczy. Skoro mógł korzystać z owoców swojej pracy, po prostu to robił. Kąciki jego ust uniosły się wyżej, a Paco mimowolnie przewrócił oczami, widząc jak nastolatek znowu zaczyna swoje gierki. Nie to, żeby posądzał go o brak planów i znajomych, wręcz przeciwnie, Maximilian sprawiał raczej wrażenie duszy towarzystwa i przyciągał do siebie ludzi niczym magnes. Domyślał się jednak, że tym razem stroi sobie z niego żarty. – Uff, całe szczęście… – Odetchnął więc z ulgą, chociaż tylko ślepy nie zauważyłby sztuczności w jego udawanym geście.. – …to dobrze, bo tak naprawdę zdążyłem już zarezerwować ten czwartek. – Przyznał się zaraz uczciwie, co w jego przypadku nie powinno chyba wcale dziwić. Morales zdawał się poukładany aż do bólu i wszystko musiał mieć dopięte na ostatni guzik. - Nie jesteś sportowcem? A quidditch? – Zapytał zaskoczony, bo o ile ze swoją antypatią do zaklęć chłopak raczej się nie krył, tak Salazar dobrze akurat pamiętał że Felix chadzał na siłownię. Nawet życzył mu kiedyś szczęścia na boisku. – Grywasz jeszcze czy poza szkolnymi meczami nie ma tak wielu okazji? – Nie mógł wykluczyć, że kierowała nim jedynie chęć wzmocnienia ślizgońskiej drużyny i zdobycia kilku punktów domu. - Pogoda sprzyja, to prawda… ale nie za zimno jeszcze na pływanie w jeziorze? – Zagadnął również zaintrygowany jego nietypowym planem, bo do morsowania to mu było daleko. Zresztą jako rodowity Meksykanin przywykł raczej do kąpieli w promieniach palącego skórę słońca, a pomimo że spędził w Londynie wiele lat, jego upodobania w tym zakresie znacząco się nie zmieniły. – Spokojnie, dowiem się… a potem będę patrzył jak marznie ci tyłek. – Dodał z rozbawionym uśmiechem, dość wymownie dając mu do zrozumienia, że sam wolałby jednak pozostać na brzegu. Nawet, jeżeli nie był pewien jak zareagowałby, widząc że chłopak rzeczywiście wskakuje do wody, zwłaszcza że doskonale zdawał sobie sprawę z jego siły perswazji.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tak naprawdę nie było trudno o inspirację w kwestii eliksirów bardziej była to kwestia chęci i stanu psychicznego, a że Max widocznie miał się już lepiej, poza oczywistą chęcią spizgania się jak szmata co wieczór, to i chęć do pracy mu wróciła. Podziękował skinieniem głowy za zamówienie kofeinowej rozkoszy, która była jego kolejną słabością po czym wrócił do swoich gierek, za które obecnie sam siebie nienawidził poniekąd przez palące go poczucie winy. -Jak zawsze o krok do przodu. - Skomentował z uśmiechem bo był to ruch istnieje w Moralesowym stylu. Max nie byłby zdziwiony, gdyby koleś nie tylko miał już zarezerwowaną stadninę a czwartek, ale i wszystkie inne rozrywki na następne pół roku. Może i był to przejaw jego chęci kontroli, ale też nastolatek musiał mu oddać, że planować to on potrafił. -Chodziło mi o konne sporty. - Wyjaśnił, po czym nieco przygasł na kolejne słowa Paco. No tak, w końcu ten nie miał o niczym pojęcia. -Nie ma wcale okazji od kiedy mnie wyjebali. Ze szkoły nie z drużyny. - Doprecyzował zrywając od razu ten plaster, który wciąż mu ciążył. Przez to jak wiele osób namawiano go na podjęcie studiów mimo wszystko, miał już mętlik w głowie bo o ile miał dosyć szkolnych murów, to przecież wciąż był tak samo ambitny i głodny wiedzy jak przez ostatnie osiemnaście lat swojego życia. -Zimno to pojęcie względne. - Powiedział już z uśmiechem, bo chłodna woda wcale nie była mu straszna a poza tym zdecydowanie wolał chłodniejsze klimaty niż te upalne. -Albo... - Przerwał w czas decydując się na porzucenie tekstu "możesz mi pomóc go ogrzać". -...możesz mi zrobić gorącej herbaty i nie przyczyniać się do złapania lebiatusa. - Zmienił wersję na bardziej kulturalną i poprawną skoro przecież mieli zostawić swoje relacje na poziomie czystej znajomości. Przynajmniej narazie. Max nie wiedział już, czy to Paco, czy chęć zatopienia smutków w seksie, ale zdecydowanie był zawiedziony swoją postawą dzisiejszego dnia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Jak w szachach czarodziejów. – Potwierdził z uśmiechem, chociaż wbrew pozorom nie zdążył jeszcze zaplanować, a już tym bardziej zarezerwować rozrywek w towarzystwie Felixa na kolejne pół roku. Mimo palącej pokusy starał się powstrzymać pragnienie przejęcia na powrót kontroli nad ich relacją i nie wybiegać za bardzo w przyszłość, skupiając się wyłącznie na tym co ma teraz przed oczami… a akurat na piękno widoków narzekać nie mógł, wszak zatęsknił za tym diabelskim błyskiem skrywającym się w spojrzeniu szmaragdowych ślepiów. - Ah tak… – Pokiwał głową ze zrozumieniem, przypatrując się podejrzliwie nagłej zmianie w mimice twarzy chłopaka, która nagle jakby zatraciła swój entuzjastyczny blask. – Czekaj, jak to cię wyrzucili? Dlaczego? – Zapytał całkiem zdezorientowany, bo nie spodziewał się usłyszeć takiej rewelacji. Nie mieli jeszcze okazji porozmawiać o dalszych planach Maximiliana, o jego edukacji w murach Hogwartu i chyba odruchowo przyjął, że Solberg kontynuował studia. Na taką kolej rzeczy wskazywałby jego wiek. Poza tym na pewno chłopak miał ku temu warunki, na eliksirach znał się w końcu jak mało kto. – Nie wiedzieli chyba kogo tracą… to tylko nic nieznaczący papier. Liczą się umiejętności. – Wzruszył delikatnie ramionami, chcąc pokazać Felixowi że tak naprawdę nie ma powodu do zmartwienia. Nie miał pojęcia jak on sam podchodzi do decyzji grona pedagogicznego, ale miał nadzieję, że podniesie go trochę na duchu. - Dla ciebie wszystko to pojęcie względne, hm? – Wymownie uniósł brwi, kiedy w jego uszach wybrzmiała niezwykle kusząca propozycja. Prawdę mówiąc, wyobraźnia podpowiadała mu znacznie bardziej efektywny sposób, jakim mógłby ogrzać jego zmarznięte ciało. – Mogę. – Przyznał. – Mogę też okryć twoje ramiona ciepłym kocykiem… – Dodał z jeszcze szerszym, szelmowskim uśmiechem, rozmyślnie urywając wypowiedź wpół, bo mimo że dostosował się do jego narracji, nadal trzymając się tych moralnie poprawnych rozwiązań, chyba obaj nie mieli złudzeń w jakim kierunku zmierza ta rozmowa, a raczej wokół czego zaczęły kłębić się ich myśli. Mimo to postanowił nie zdradzać ich na głos.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szachy były chyba najlepszą metaforą dla ich relacji nie dało się tego ukryć. Max skinął ponownie głową z uśmiechem, zgadzając się z tym porównaniem, by następnie podjąć temat sportu i własnej nieobecności w murach szkoły. -Dlaczego? Naprawdę musisz pytać, czy robisz to ironicznie? - Zaśmiał się zdziwiony, bo akurat nie spodziewał się, że będzie to aż taki szok biorąc pod uwagę sposób bycia osiemnastolatka. -Pomyślmy... Liczne bójki, wypady do Zakazanego lasu, nieprzestarzeganie godziny policyjnej, łamanie zakazu używek na terenie szkoły i w sumie każdego innego punktu regulaminu... A no i zapomniałbym o wielokrotnych ucieczkach ze szkoły, które często trwały kilka dni i kończyły się tragicznie. - Zaczął wymieniać jakby połowa z tego go nie ruszała, co w sumie nie było tak dalekie od prawdy. Tylko ostatni punkt ciążył mu na sercu przez konsekwencje, a do reszty miał naprawdę żadne podejście. -Nic nie tworzy tak wspomnień jak przyjście najebanym do gabinetu szkolnego opiekuna domu o wschodzie słońca. - Na to wspomnienie akurat prychnął rozbawiony, bo choć sam powód wizyty był tragiczny, go jednak przy takiej narracji brzmiało to naprawdę jak sytuacja jedna na milion, a on dzięki między innymi tej akcji mógł teraz nazywać Beatrice swoją powierniczką, a wręcz i kimś w rodzaju przyjaciółki. -Bardzo dobrze wiedzieli kogo tracą. Sami wypłacali mj stypendia, ale też sami musieli wspinać się na wyżyny kreatywności szukając co chwila kar i szlabanów, które choć trochę zadziałają. - Akurat w tej kwestii szkoła radziła sobie fatalnie do momentu, gdy to profesor Dear zaczęła być odpowiedzialna za ślizgonów i trochę rozgryzła niesfornego nastolatka. Nie potrzebował pocieszenia i zapewnień. Minęło już wystarczająco czasu, by takie słowa były mu zbędne, ale dałby wiele za pomoc w podjęciu decyzji, co zrobić dalej że swoją edukacją, bo wciąż nie potrafił jednoznacznie się zadeklarować. -Wszystko to może nie, ale dużo zależy od punktu widzenia. - Nie tyle się odgryzł co po prostu stwierdził, bo naprawdę tak uważał. Nie mógł jednak być obojętny, gdy ich rozmowa zaczęła nagle przybierać znacznie ciekawsze tory, za które miał ochotę sam się w myślach porządnie zjebać. -Kocykiem powiadasz? Brzmi jak dobra opieka. - No i pojawił się on, szelmowski błysk w oku, tak często widziany, gdy zostawali że sobą sami, a ich ciała aż krzyczały wzajemnie o swoją uwagę. Aż do tej pory Max nie spodziewał się, że pozostawienie ich relacji neutralnej będzie aż takie ciężkie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Szachy były trafną metaforą, zwłaszcza kiedy tak trudno było przewidzieć kolejny ruch Maximiliana, a każda rozgrywana z nim partia zdawała się nie tylko intelektualnym wysiłkiem, ale i równie intrygującą rozrywką. Czasami chłopak potrafił działać mu na nerwy, ale jedno musiał mu oddać, nie sposób było się przy nim nudzić i prawdopodobnie to właśnie dlatego uwielbiał spędzać czas w jego towarzystwie. Dopiero poznawał tego prawdziwego Felixa, ale wiedział o nim wystarczająco, by domyślać się powodów, dla których szkoła postanowiła pozbyć się krnąbrnego i nieposłusznego uczniaka. Mimo to zapytał, bo nie chciał oceniać chłopaka pochopnie, nawet jeżeli wielokrotnie pomagał mu uporać się z ubocznymi skutkami używek, po które zdecydowanie zbyt często i zbyt chętnie sięgał. – Łatwo na pewno z tobą nie mieli. – Przyznał mu uczciwie, bo wbrew pozorom sam nie zanotował tak długiej listy przewinień za czasów spędzonych w hogwarckich murach. Miał jednak powody, dla których starał się utrzymać nienaganną opinię, nawet jeżeli już za młodzieńczych lat towarzyszyły mu ciągoty do złego. – Lubisz przekraczać granice… – Pozwolił sobie wytknąć z uśmiechem, widząc rozbawienie i na jego twarzy. Wspomnienie z pewnością pozostawało bezcenne, ale ciekaw był jakie są jego dalsze plany. – Chyba nawet mnie nie dziwi, że nie za bardzo zadziałały… mało co na ciebie działa. – Nie mówił tego z wyrzutem, raczej z pewną nostalgią w głosie, bo właśnie w tej chłopięcej upartości tkwił również i cały urok Maximiliana. Czasami odnosił wrażenie, że Solberg wszystko robi na opak. – Chciałbyś wrócić? Na studia. – Zapytał, z lekkim opóźnieniem dodając co dokładnie ma na myśli. Zastanawiał się jednak zarazem czy taka kwestia w ogóle wchodzi w rachubę, skoro o ile dobrze zrozumiał, chłopak nie zaliczył końcowych egzaminów. – Mógłbyś w ogóle wrócić? – Doprecyzował więc swoje pytanie, żeby lepiej zorientować się w jego obecnej sytuacji. Skinął głową, nie mogąc odmówić mu racji; zresztą dyskusja i tak straciła na znaczeniu, kiedy wyobraźnia wymknęła się spod kontroli, a spośród kolejnych słów uwalniających się z ich ust wyraźnie przebijała się potrzeba bliskości, która teraz przypominała o sobie ze zdwojoną siłą. – Wiesz, że akurat w tym jestem całkiem niezły… – Mruknął bardziej uwodzicielsko niżby przewidywał, unosząc jeszcze wyżej kącik ust. Czy nadal mówili o opiece? Nie był tego taki pewien, a mimo że nie poruszył się z miejsca i nie przekraczał ustanowionej przez Felixa bariery, tak nie zamierzał mu wcale niczego ułatwiać. W przeciwieństwie do niego nie musiał się zresztą ukrywać, skoro nawet w progach pizzerii jasno dał mu do zrozumienia, że nadal pragnie go tak samo, i to w całej okazałości.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak może nie znali się jak łyse konie, ale przynajmniej tyle dało się wywnioskować z tego, jak Max się prowadził w obecności byłego kochanka. Co prawda w szkole mógł zgrywać grzecznego ucznia, ale po co? -Sugerujesz, że jestem trudny? - Zapytał niby urażony, gdy kelner przyniósł mu w końcu kawę, a on napił się, by zaraz potem wyspowiadać się że szkolnych grzechów, których lista ciągnęła się przez ładną chwilę. Nie musiał chyba precyzować każdego punktu bo to Paco mógł już sobie dopowiedzieć sam jeżeli znał jakkolwiek reguły panujące w Hogwarcie. -Granice to tylko sugestia. Czasami z przekraczania ich mogą wyjść naprawdę fajne rzeczy. - Wcale nie nawiązywał do ich relacji i niesamowitego seksu jaki im się przydarzył wielokrotnie. Przecież był tutaj by wypić kawę z kumplem, z którym ustalili, że ich relacja nie może ponownie wyjść na ten poziom. Czy jednak sam przed chwilą nie przyznał, że specjalnie się granicami nie przejmuje? Oj Solberg.... -Ale są sposoby, które i mnie potrafią stonować. - Przyznał, by zaraz potem wyciągnąć ostrzegawczo palec w stronę Moralesa. -Nawet nie myśl, że Ci je zdradzę! Nie ma na to szans. - Pogroził mu że śmiechem, choć akurat Salazar znał chyba najlepszy sposób na okiełznanie nastolatka. Nie mógł jednak przyznać tego wprost, skoro sam usilnie walczył o jakaś normalną relację między nimi. Szkoda tylko, że już utrzymanie tych postanowień nie było dla Maxa takie proste. -Nie wiem... - Przyznał szczerze, znów nieco gasnąc. Był to chyba największy dylemat jego życia. -Teoretycznie od tego września bym mógł i wiem, że dużo by mi to dało w kwestii rozwijania się. Z drugiej strony mam serdecznie dosyć tego miejsca i nie wiem, czy jestem gotów znów wrócić do tego bagna. Nie wiem jak to na mnie wpłynie. - Wyrzucił z siebie zaskakująco szczerze, wpatrując się w piankę na swoim bazyliszkowym. Chyba najlepszym stwierdzeniem byłoby, że chciał, ale tak naprawdę się bał tego powrotu skoro przecież aż tak nie spokorniał przez ten rok. Jak to się stało, że zeszli na taką rozmowę? Max nie zauważył, a teraz nie potrafił się już wycofać. Słysząc uwodzicielski głos Paco, nachylił się bliżej niego i odpowiedział podobnym tonem. -Jestem tego bardzo świadom. - Nie, już dawno nie rozmawiali o żadnej opiece. Nawet nie wiedział, czy kiedykolwiek to był temat ich konwersacji, a fakt, że Paco go jeszcze bardziej podpuszczał niczego nie ułatwiał biorąc pod uwagę, jak bardzo Max był na to podatny szczególnie teraz, gdy brakowało mu każdego rodzaju bliskości a wiedział, że u Moralesa na pewno ją otrzyma.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Maximilian może i nie prowadził się najlepiej, ale Paco byłby hipokrytą, gdyby miał krytykować jego zachowanie. Nawet pokaźna lista szkolnych przewinień nie mogła się przecież równać z grzechami, które przez lata zdążył zanotować na swoim koncie, a które groziły nie tylko wyrzuceniem ze szkoły, ale i odsiadką w murach Azkabanu. Patrzył więc na niego łagodnie, będąc dalekim od określenia go mianem łobuza czy nieuka. Zresztą na to ostatnie miano chłopak nawet obiektywnie sobie nie zasłużył, skoro bystrością umysłu mógł zaskoczyć niejednego, a w toku edukacji w murach zamku otrzymywał także szkolne stypendium. - Powiedziałbym raczej, że skomplikowany. – Postanowił uściślić, chociaż już po głosie Felixa słyszał, że tym razem były kochanek nie zamierza łapać go za każde niefortunnie użyte słówko. Rozmowa płynęła wręcz nadzwyczaj swobodnie, biorąc pod uwagę to że jeszcze kilka dni temu w pizzerii towarzyszyła im ołowiana atmosfera i grobowe nastroje. Co prawda udało im się wreszcie dotrzeć i wypracować pewien konsensus, ale Paco chyba sam się nie spodziewał, że tak naturalnie przejdą do przyjacielskiego tonu. – A zasady i szkolne regulaminy są po to, żeby je łamać. – Zawtórował mu wesoło, orientując się do czego chłopak tak naprawdę pije dopiero, kiedy ten zdecydował się pogrozić mu palcem. – Spokojnie, nie zamierzam ich siłą z ciebie wyciągać. Poza tym wystarczy mi, że znam jeden, wyjątkowo skuteczny… – Mruknął tajemniczo, a chociaż przy okazji łamania granic trudno było nie pomyśleć o dzielącej ich różnicy wieku i wielu namiętnych nocach, które razem spędzili, tak tym razem to nie do nich się odnosił. Nie zdradził jednak nic więcej, żeby nie stracić asa trzymanego w rękawie. Przyglądał się uważnie wymalowanym na chłopięcej twarzy wątpliwościom, jakby przypuszczając że jedynie po jej rysach będzie musiał domyślić się, co takiego gra w duszy Solberga, ale chłopak postanowił zadziwić go swoją szczerością. – Szkoła na pewno oferuje wiele interesujących zajęć… – Podsunął mu dość ważny i rzeczowy argument. – …ale nie ma też przeszkód, by rozwijać się poza jej murami. Pracodawcy i tak cenią sobie talent i zaangażowanie bardziej od dyplomów. – Ani myślał, żeby podejmować tę decyzję za niego. Pamiętał, że sam długo zastanawiał się nad rozpoczęciem stażu, który w istocie nie podniósł znacząco jego zawodowych kwalifikacji, chociaż akurat do poziomu studiów nie miał żadnych zastrzeżeń. – Wiesz… zawsze możesz się zapisać, a potem zrezygnować, gdyby jednak otoczenie hogwarckich murów przywoływało nieprzyjemne wspomnienia. – Nie chciał wybrzmieć nazbyt przemądrzale, czy refleksyjnie, dlatego zaraz uśmiechnął się do niego szerzej. – Najwyżej tym razem to ty kopniesz ich w tyłek. – Rzucił dla rozluźnienia, stroniąc jednak od oczywistych i jednoznacznych odpowiedzi. Mógł go wysłuchać, dopomóc, ale to do niego należał ten wcale nie tak łatwy wybór. Morales sam nie miał pojęcia w jaki sposób zaproszenie na konną przejażdżkę przerodziło się w ten niewinny flirt, ale teraz trudno było już spuścić z kokieteryjnego tonu, a wyobraźnia mimowolnie zabrnęła w te rejony, które powinna omijać szerokim łukiem. Powinna? Poczuł jak serce przyśpieszyło swój rytm, kiedy tylko Felix nachylił się do niego bliżej, odpowiadając mu podobnie mrukliwym i kuszącym głosem. – Moglibyśmy zamienić gorącą herbatę na czer… – …wone, wytrawne wino, a ciepły kocyk na satynową pościel. Nie dokończył. Zamiast tego odchrząknął, z bólem zdobywając się na resztki samokontroli. – Co do czwartku… proponuję spotkać się za piętnaście szesnasta przy fontannie w Hyde Parku. Razem teleportujemy się na miejsce. – Zaproponował, ale mimo że przestał bezczelnie chłopaka podpuszczać, tak filuterne iskry nadal tliły się w jego czekoladowych źrenicach, a spojrzenie nazbyt często opadało na chłopięce usta.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widać łączyło ich naprawdę więcej, niż na pierwszy rzut oka można było zakładać. Czy jednak było to aż tak dziwne, skoro obydwoje ostatecznie wylądowali w Slytherinie i wybrali takie a nie inne życie? -W złym sensie? - Tak, zrobił to, by usłyszeć komplement, ale skoro i tak powoli, z każdym zdaniem porzucał wszystko, czego niby tak bardzo chciał się trzymać jeszcze tydzień temu, to jedna kolejna rzecz na liście chyba nie miała zrobić znaczenia. Potrzebował nieco dowartościowania, a co! Może i Paco nie spodziewał się tak nagłej zmiany frontu, ale Max tak już miał, raczej nie sprawiało mu problemu prowadzenie takiej rozmowy zaraz po tym, jak na kogoś nakurwił, czy przyjebał wręcz w ryj. Po prostu musiał wywalić z siebie emocje i mógł znów funkcjonować jak na Solberga przystało. -Niektóre są po prostu durne i mają racji bytu wśród bandy debilnych nastolatków. - Zaśmiał się, choć Paco widać naprawdę poszedł dobrym tropem. Max z kolei choć znał kodeks ucznia na pamięć, to po prostu z niektórymi jego punktami ni chuja nie potrafił się zgodzić i ich zrozumieć, choć nawet kiedyś próbował. -Oho! Chyba muszę zacząć przy Tobie uważać. - Schował palec do grożenia, przechylając lekko głowę. Był ciekaw, o czym Salazar pomyślał, ale nie dopytywał. Każdy z nich miał przecież prawo do swoich tajemnic szczególnie, jeżeli tyczyły się one obcowania z tym drugim. -Wręcz przeciwnie. - Prychnął, bo jeśli chodziło o podejście do edukacji, to widocznie się nie dogadali i choć Solberg był zbyt ambitny i osiągał naprawdę dobre wyniki, to jednak nie był typem kujona, który tylko do tego dąży. Nigdy specjalnie nie siedział nad książkami, jeżeli jakiś przedmiot go nie interesował i nie chciał pokopać więcej w danym temacie. -Większość tych zajęć można obić o kant dupy, a co do pracodawców.... - Tutaj urwał, bo nie do końca wiedział jak ma to ubrać w słowa. -Nie do końca się nimi przejmuję, bo z żadną karierą też mi niespecjalnie po drodze. - Wyznał widocznie bardziej zdenerwowany i...Onieśmielony? Nie miał w zwyczaju wypowiadać swoich wątpliwości w tym temacie na głos i teraz też był zdziwiony, że się na to zdobył szczególnie, że jeszcze nie tak dawno przecież nie rozmawiali w ogóle, a nastolatek bał się zdradzać cokolwiek na swój temat. -Och, nie chodzi o nieprzyjemne wspomnienia. W szkole o dziwo mam więcej tych pozytywnych dzięki dość luźnemu podejściu do obowiązujących tam reguł. - Zaśmiał się, choć prawdą było, że widok Zakazanego Lasu wciąż budził w nim dość nieprzyjemne reakcje. -Kwestia tego, jak się tam traktuje uczniów i o to że... No cóż, nie wiem czy potrafię być przykładnym studentem. Obawiam się, że mogę zatracić wszystko, co udało mi się osiągnąć przez ten rok. - Po raz kolejny nie rozumiał, czemu ostatecznie to powiedział. Był to pierwszy raz gdy w ten sposób wyraził swoje obawy co do powrotu do szkoły i naprawdę bał się, że może znów wpaść w wir tego całego szaleństwa, a co za tym szło znów wpaść mocniej w ramiona używek. Przynajmniej obydwoje byli nieźle skonfundowani tym ciągiem przyczynowo skutkowym i Max nie był w tym sam. Tak samo jak obydwoje nie potrafili w sekundę odpuścić tego klimatu, choć zdecydowanie powinni, skoro doszli do porozumienia, że dadzą sobie na wstrzymanie. -Na czerwone wino? - Dokończył, bo akurat tę część dość sprawnie wydedukował wiedząc, jak Paco lubował się w tym trunku. Cieszył się z jednej strony, że mężczyzna nieco się opanował. W końcu to on zawsze był głosem rozsądku w tym duecie i pewnie nadal by brnęli w ten flirt, gdyby Morales nie zastosował starej jak świat metody na chrząkanie. -Wiesz, wbrew pozorom mam swoje zasady. Nie jeżdżę po pijaku. - Przygryzł dolną wargę, uśmiechając się przy tym i lekko również działając na rzecz rozluźnienia atmosfery, choć jego ciało aż krzyczało o coś wręcz przeciwnego. Wiedział jednak, że nawet lekki dotyk dłoni mógłby tutaj dziś sporo namieszać. -Jak sobie życzysz. Piętnasta czterdzieści pięć będę przy fontannie. No chyba, że królowa przedłuży planowaną herbatkę. Wiesz, jak te szlachetne rody mają, wszystko kręci się wokół nich... - Znów zaczął swoją gierkę aktorską, starając się dla własnego dobra oddalić myśli od namiętnych nocy z Paco i dotyku jego warg na swojej skórze. Myślenie o podstarzałej monarchini nawet zdawało się działać. Nie wybitnie, ale zawsze coś!
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Czw Mar 17 2022, 06:27, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Nie, Felix. Nie w złym. – Odpowiedział mu stanowczo, nie chcąc pozostawić za sobą żadnych wątpliwości czy niedopowiedzeń. – Masz ognisty temperament i oryginalną, intrygującą osobowość, której nie sposób tak łatwo rozszyfrować. – Zwykle rzucał komplementami jak z rękawa i raczył rozmówców miłymi słówkami, kiedy chciał zyskać ich przychylność albo inny namacalny efekt, ale tym razem mówił zdecydowanie szczerze. Nie uważał bowiem, by Maximilian broił na złość całemu światu i wszystkim wokoło, zwłaszcza że na skutek swoich przewin najczęściej to i tak on najbardziej obrywał po tyłku. Nie poznał również wszelkich jego mrocznych sekretów, ale wiedział że chłopak nie miał w życiu lekko, więc nie dziwił się że stosunkowo szybko wkroczył na drogę buntu. Poza tym wydawał się bezkompromisowy, nie szanował powszechnie przyjętych reguł i schematów, ale Paco nie traktował jego podejścia w kategoriach wady; wręcz przeciwnie. Pewnie wielu czarodziejów, w tym członkowie grona pedagogicznego, nie potrafiło sobie z nim poradzić ani dotrzeć do jego wrażliwego tak naprawdę serduszka, ale z pewnością nie można było odmówić Felixowi siły charakteru i własnego zdania. Zresztą Salazar wierzył, że stać go na znacznie więcej, wszak najwybitniejsze sukcesy osiągali właśnie ci, którzy gotowi byli przekraczać granice i zboczyć z przetartych przez innych ścieżek. - Trudno respektować zasady, których sensu nie da się zrozumieć. – Przyznał mu, bo akurat w tej kwestii niewiele się od siebie różnili. Jako nastoletni chłopak sam kwestionował wiele punktów szkolnego regulaminu, nie do każdego z nich również posłusznie się stosował, starając się jednak robić dobrą minę do złej gry przez wzgląd na troskę roztoczoną nad własną rodzicielką, która pełnoprawnym opiekunem zdawała się wyłącznie na papierze. Kobieta była wówczas w kompletnej rozsypce, a Paco nie chciał dokładać jej kolejnych problemów. – Zawsze powinieneś przy mnie uważać. – Potwierdził jedynie z cwanym uśmiechem, pokazując tym samym, że nie zamierza na razie odsłaniać najmocniejszych kart. Przechylił głowę zaciekawiony, bo wyglądało na to, że niewłaściwie odczytał intencje Solberga w kwestii dalszej edukacji. – Co chciałbyś robić najbardziej? Może lepiej odnalazłbyś się w wolnym zawodzie? – Podpowiedział pierwszą sugestię, jaka nasunęła mu się na myśl, przypominając sobie jak jego były kochanek mówił kiedyś, że nie widzi siebie w roli podporządkowanego pracownika, co właściwie w powiązaniu z jego krnąbrną naturą i poczuciem niezależności miało sporo sensu. Po kolejnych słowach, jakie uwolniły się z ust chłopaka, Morales zrozumiał jednak że nie chodzi tylko o poziom merytoryczny zajęć, ani nawet o pewien krok na drodze do kariery, ale o coś jeszcze… - Obawiasz się tego, że znowu wpadniesz w wir imprez. – Mruknął niechętnie tuż po nim, bo o ile komukolwiek innemu powiedziałby, że okres studiów to idealny czas na zabawę i hulanki, tak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że akurat Maximilian z oczywistych względów winien ich unikać. – Do września pozostało jeszcze trochę czasu. Do kiedy musiałbyś złożyć papiery? – Zapytał, jednocześnie próbując uświadomić mu, że nie musi podejmować decyzji już teraz, a kto wie… niewykluczone, że za te kilka miesięcy chłopak znajdzie się w zupełnie innym miejscu, nabierając pewności i zaufania do samego siebie. Przynajmniej tego mu życzył. - Na czerwone wino. – Powtórzył za Felixem, nie mając innego wyjścia, skoro i tak został już zdemaskowany. Na szczęście nie w pełnej okazałości. A czy rzeczywiście lubował się w tym trunku… nie zajmował może on pierwszego miejsca w jego prywatnym rankingu, ale nie sposób było nie docenić jego pobudzających właściwości, a do sypialni pasował wręcz idealnie. – Nie do końca taką kolejność miałem na myśli, cariño… – Nie mógł sobie darować. – …ale cieszy mnie twój zdrowy rozsądek. – Nie wybrzmiał aż tak wiarygodnie, jakby tego chciał, prawdopodobnie dlatego że kiedy wypowiadał te słowa, nazbyt natarczywie wpatrywał się w przygryzioną przez Solberga wargę, myśląc o tym, że z przyjemnością chwyciłby ją swoimi zębami. Zerknął ukradkiem za zegarek i kawałek sernika leżącego tuż obok niego, o którym w otoczeniu znacznie bardziej przyciągających bodźców całkiem zapomniał. Przekąsił tylko kilka gryzów, dopijając ostatniego łyka smoczego espresso, a potem wstał od stolika, chcąc wyciągnąć rękę w stronę Maximiliana, aby ucałować go albo chociaż objąć na odchodne. Zamiast tego wydobył z siebie niezidentyfikowany pomruk, przesuwając jedynie palcami po blacie stołu. – Muszę się zbierać. Ty też nie powinieneś spóźnić się na herbatę z królową. – Najchętniej wcale by nie stąd nie odchodził, ale niestety sam miał umówione spotkanie. Niekoniecznie z możnowładczynią, ale jednak ważnym, dochodowym klientem. – Do zobaczenia w czwartek? – Nie tak zaplanował sobie to pożegnanie, ale chyba na razie musiało mu tyle wystarczyć. Oddalił się więc w kierunku lady, żeby opłacić zamówienie i darować kelnerowi sowity napiwek, a potem opuścił budynek muzeum, na krótką chwilę odwracając głowę, jeszcze raz omiatając spojrzeniem sylwetkę Felixa.
zt.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-To te hiszpańskie korzenie. - Odpowiedział z uśmiechem, choć akurat intrygującej osobowości nie mógł na to zwalić. To już była w całości jego zasługa i wychowania, które nieco zmusiło go do większej skrytości. Tak naprawdę jednak był kimś więcej niż na pierwszy rzut oka się zdawało i Paco bardzo dobrze o tym wiedział, bo nie raz widział jak nastolatek upada, czy też pokazuje nieco wrażliwszą stronę swojej osobowości. -No dokładnie. Chociaż ktoś to rozumie. - Prychnął, bo zazwyczaj dorośli nie potrafili postawić się w jego butach i raczej uważali, że zasady trzeba respektować tylko dlatego, że są zasadami. -Lubię się czasem zapomnieć. - Uśmiechnął się prowokująco, bo akurat o tym to Morales doskonale powinien wiedzieć. Nie tylko w kwestii nieuważania w jego obecności, ale i w innych, bardziej przyziemnych sprawach, czy też w kwestii imprez, które potrafiły sprawić, że chłopak całkowicie zatracał kontrolę i kontakt z rzeczywistością. -Nie wiem. Wszyscy się spodziewają, że zostanę przy kociołku, ale sam nie jestem pewien... - Wymruczał, bo nadal obawiał się, że rutyna odbierze mu całą przyjemność z warzenia eliksirów, a to byłby chyba dla niego najgorszy na świecie koszmar, gdyby stracił jedyną rzecz, którą tak szczerze i bezgranicznie kochał. -Ta... Główne tak. Pojebane to co? Mieć dziewiętnaście lat i nawet nie móc wyjść na piwo z innymi? - Zapytał gorzko, a na jego twarzy widać było pewien ukryty smutek, który jasno mówił, że obawiał się utraty życia społecznego tylko dla tego, że nie mógł szaleć jak inni. -W czerwcu otwierają zapisy, ale nie wiem kiedy kończą. Sierpień? - Przyznał szczerze, bo przecież nigdy nie musiał się tym zajmować. Ostatnim razem, gdy przyjmował się do szkoły robili to za niego opiekunowie prawni. Teraz jednak był już dorosły i nie mógł wiecznie polegać na ich wsparciu. Zresztą sam chciał im nieco odebrać obowiązków związanych z trzymaniem nad nim pieczy i przede wszystkim zmartwień. -Kolejność zawsze można zmienić. - Powiedział jeszcze zaczepnie, choć wiedział, że powinien przestać, bo sam sobie szkodził i był na siebie niesamowicie wkurwiony i zawiedziony własnym zachowaniem. Nie potrafił jednak się tak po prostu opanować. -Brzmi to zupełnie jak nie ja. - Zaśmiał się szczerze słysząc o duecie Solberg i zdrowy rozsądek. Tego to raczej na tym świecie jeszcze chyba nie grali. -Dzięki za kawę i do zobaczenia. - Pożegnał go szerokim uśmiechem, nie wstając, bo obawiał się, że gdy tylko się do niego zbliży, resztki samokontroli mogą pójść się jebać. Sam nastolatek mimo wszystko nie wyszedł z kawiarni, tylko ponownie otworzył swój wierny notes i dał się pochłonąć pracy aż do momentu, gdy obsługa poinformowała go, że najwyższy czas zamykać już lokal.
//zt
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees