C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Spora i eklektyczna, ma się wrażenie, że każda szafka jest z nieco innej parady... albo dekady. Szafki, choć nieco do siebie nie pasują, są bardzo pojemne i dobrze się sprawują. Sporym minusem jest mała ilość blatów, zaś zaletą – jej przytulność.
Łazienka
Surowa, przydałoby się dokupić kilka dywaników, by nie było tak zimno w stopy. Niemniej wanna, choć na to nie wygląda, jest zaskakująco wygodna.
Salon
Dość duży i chyba właśnie przez to wydaje się nieco zimny. Wszystko ulega zmianie kiedy napali się w magicznym kominku – wówczas pokój nabiera bardzo domowej atmosfery
Pokój 1
Idealna dla dwóch osób lub amatorów dużych łóżek. Nie jest zbyt duża, ale poza wygodnym łóżkiem, mieści się w niej również szafa.
Pokój 2
Trudno powiedzieć kto wpadł na ten genialny pomysł, by tapetą w kwiatki pokryć nawet sufit, ale chyba musisz jakoś z tym żyć. Powtarzaj sobie, że zieleń to terapeutyczny kolor.
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Na pytanie czy jestem ze Szkocji, kiwam głową i uważnie przyglądam się chłopakowi. Nie to, że jak wyglądam jak Szkot z krwi i kości, ale zastanowiłem czy przegapiłem gdzieś jego akcent, że sam nie zwróciłem na to uwagi. Kiedy jednak chłopak wyrażał taką chęć na gotowanie unoszę do góry ręce na pół w geście nie mam pojęcia czy to co mówi się liczy ani nie wiem nic o gotowaniu i też w takim wcale nie zamierzam uczyć się gotować. Widzę też jak ten wyjmuje mięso i jedynie zerkam na Vinniego, pozwalając mu samodzielnie złamać serce naszego nowego współlokatora swoim powiadomieniem on niejedzeniu mięsa. Dostałem też świetne nowe zadanie, bo oto moje ubrania zaczęły zwiedzać całe mieszkanie. Wzdycham na ten widok i kręcę głową, chowam twarz w dłoniach. Wyjmuję różdżkę, by zgarnąć jak najszybciej swoje rzeczy, ale prędko widzę że bez sensu jest je pakować z powrotem do walizki. Mimo że jestem zajęty żenującym szukaniem wszystkiego co narozrabiałem, przystaję na chwilę by poobserwować włosy Innesa. Zerkam na Vinniego pytająco czy wiedział, że będzie mieszkał z dwoma metamorfogami. Nawet ignoruję jego wcześniejszy durny komentarz o moim zachowaniu po pijaku. Może tak bym coś ofuknął go, ale uznaję że nie ma co, skoro muszę ustalić co z ubraniami. Przysłuchuję się rozmowie o mieszkaniu i natychmiast staję po stronie nieznajomego Puchona. - Mi się nie podoba. Zrobimy remont - decyduję i przelewitowuję wszystkie rzeczy do najwyraźniej, naszego wspólnego, pokoju. - Przeniosłem się z dormitorium pełnego chłopów, żeby spać teraz z Tobą w jednym łóżku - zauważam kąśliwie w stronę Vinniego, jednak cierpliwie przenoszę rzeczy do naszej nowej sypialni. Nie proponuję jednak innego rozwiązania, też nie chcę spać w salonie. Patrzę też na niego znacząco, kiedy bredzi, że nie zajmuję dużo miejsca. On faktycznie, ma tyle wzrostu co jakaś Zocha, ja zaś mogę wsadzić ich dwójkę pod pachy, gdybym miał kiedykolwiek w życiu ochotę na głupie figle. - Na ostro - oznajmiam Innesowi kiedy wchodzę do kuchni. Vinnie już się zabierał za gotowanie, ja jednak o ile ktoś mi tego nie rozkaże, nie planowałem pomagać, uznając że i tak się nie przydam. Dobrze, że mój przyjaciel jest taki gadatliwy, moja mrukliwość czasem jest mnie zauważalna przy barwnej postaci Marlowa. Podchodzę do ściany, która według mnie wygląda paskudnie i ze skupieniem rzucam Priopriari. Z tapety znikają powoli staroświeckie wzory i zamiast tego wybieram ciepły, żółty kolor ale bez zbędnych pierdół. Biorę też jakiś garnek w ręce i rzucam Renevo na niego, by podać kucharzom. Wyjmuję też jeszcze kilka przedmiotów, na które rzucam to samo zaklęcie, bo wszystko wygląda tu jakoś nieświeżo.
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Zawieszam wzrok na Auguście, kiedy ten decyduje o remoncie, przekrzywiam nieco głowę i ostatecznie kiwam nią w geście zgody, o którą nie zostałem nawet zapytany. Nie czuję się z tego powodu źle, w kwestii wystroju jestem również wybredny, co w przypadku jedzenia. Oczywiście zamierzam postawić na kilka swoich akcentów, skoro będziemy wszystko tu odnawiać, ale na to przyjdzie czas potem. Szczerze mówiąc nie zauważam metamorfomagicznej zmiany i dopiero wzrok przyjaciela jest dla mnie sygnałem, że coś jest nie tak. Gdybym sam miał taką moc, jestem kompletnie pewien, że specjalnie lysialbym na nic, żeby rano nie musieć czesać moich nowo wyhodowanych włosów. Metamorfomagowie są kolorowi, a ja uwielbiam otaczać się barwnymi ludźmi. — Mówisz tak tylko dlatego, że nie chcesz przyznać, że tak naprawdę chciałbyś się do mnie przytulić — żartuję sobie z niego i nawet ciągnę ten wspaniały dowcip, porzucając na moment kuchnię i z zaskoczenia obejmując mocno Edgcumbe'a drżącymi z rozbawienia ramionami. Jestem naprawdę dobrym… krajaczem i chyba da się to wytłumaczyć grą na perkusji – wystarczy utrzymać stałe, szybkie tempo i oddzielić od siebie ruch obu rąk. Na tyle dobrym, że wszystko kroję tak szybko, że szybko zaczyna brakować dla mnie roboty. Przerywam więc beztroską paplaninę, jaką raczę Innesa, żeby przywołać ukulele i siadam na krześle. — Musimy kupić jakieś rośliny. Może ukradniemy jakieś ze szklarni? — nie brzmię, jakbym żartował i właściwie to wcale tak nie jest. Szybko zaczynam jednak wątpić w swój doskonały plan. — Chociaż pewnie lepsze byłyby mugolskie, przynajmniej nie spróbują nas zeżreć. Hej, August, a co powiesz na szczura? To znaczy dwa, bo nie powinno się ich trzymać osobno. Albo szynszylę… Po śmierci wiernego szczurzego przyjaciela nie zamierzam bawić się w dalszą hodowlę szczurów, bo w moim odczuciu zbyt krótko żyją, ale taka szynszyla mogła być całkiem niezłą decyzją. W końcu delikatnie szarpię strunami miniaturowej gitary i zaczynam grać to, co przyjdzie mi na myśl, na poczekaniu układając mało ambitną piosenkę o gryzoniach. Przerywam dopiero kiedy mój przyjaciel wpada w jakiś absolutny szał sprzątania i wszystkie garnki postanawia zmienić na nowe. Mama oddałaby pół spaghetti świata (no bo przecież nie całe), żeby móc w taki sposób poradzić sobie ze śladami użytkowania. Kiedy odkładam ukulele, mam zbolałą minę, ale otwieram szafkę różdżką, wywalam z niej całą zawartość, szoruję ją chłoszczyścem i układam wszystko na nowo, robiąc miejsce dla naszej nowiusieńkiej zastawy.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Oczywiście nie będę naciskał z remontem póki co musimy się tu rozgościć, co nie oznacza, że nie chcę tu jak najszybciej wprowadzić parę transmutacyjnych zmian. Choćby bo to, żeby tu się najzwyczajniej w świecie dało żyć. Niestety byłem przyzwyczajony do luksusów, nawet jeśli staromodnych biorąc pod uwagę naszą starą posiadłość w Szkocji, nie miałem zamiaru spędzać teraz wieczności wśród babcinych mebli. Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć Viní rzuca się na mnie, by dla żartu zacząć ściskać i chichotać. - Poddaj się Marlow - oznajmiam najpierw spokojnie, a potem łapię go za ręce, którymi mnie oplótł, by nie mógł się wyrwać i pakuję Puchona prosto na kanapę, sam zaś na nim siadam. Może jestem chudy jak tyczka, ale też sporo wyższy niż Vins, więc liczę na to, że powalę go w taki sposób. Po krótkiej szarpaninie Vinícius wraca do poważniejszej pracy w postaci jakiegoś krojenia i gotowania. Na szczęście w końcu się opamiętuje i przychodzi do mnie do salonu, by porobić coś ważniejszego niż gotowanie czyli granie na ukulele i podziwianie naszego mieszkania z poziomu siedzenia. - To kradnij. Magiczna roślina brzmi spoko. Szczur też... i szynszyle - zgadzam się powoli ze wszystkim, wręcz nie nadążając za wszystkim czym mnie uracza mój przyjaciel. Sam jestem w szale przemienia garnków. A śmiałem się z ich chęci gotowania. Rzucam Renevo na wszystko co znajduję i kiedy widzę, że Vins postanawia mi pomóc, nawet prostym zaklęciem czyszczącym, podsyłam mu te naczynia, które zdążyłem już odnowić, by i je oczyścił. - Opróżnijmy szafki, naprawmy, wyczyśćmy i... pozbądźmy się zapachu - mówię, bo kiedy udaje mi się wszystko wywalić z jednej z kuchennych szafek i wsadzam tam na chwilę głowę, środek pachnie naprawdę nieprzyjemnie. - Coś na przykrą woń? - mamroczę z zastanowieniem zerkając na Vinsa, który miał mi pomóc w wymyśleniu zaklęcia. - Chciałbym jakieś fajne magiczne zwierzę - dodaję jeszcze znienacka, w końcu mówiąc jakiś konkret, a nie zgadzając się na wszystko co mówił przyjaciel. Dorastałem wśród wielkich psisk wyścigowych, fajnie byłoby mieć takiego też w nowym mieszkaniu.
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
August bez problemu mnie zgniata i w końcu rzeczywiście się poddaję, machając rękoma, jakbym zamiast dłoni miał białe flagi. Mimo to wciąż się śmieję, zadowolony z siebie, bo przecież udało mi się go sprowokować, a to nie było wcale takie łatwe i oczywiste. — Czyli nie zamierzasz być moim partnerem w zbrodni? — zerkam na niego przez ramię i brzmię na trochę rozczarowanego. To mogłaby być niezła przygoda. Najpierw trochę rozrywki, a potem jeszcze rośliny w domu, dla mnie bomba, brzmi wspaniale. Problem w tym, że samodzielnie wcale nie chce mi się tego robić, bo to już nie to samo. Pewnie skończę w kwiaciarni, wydając grube galeony na dziesiątki różnych sadzonek, wpisując się tym samym w najbardziej stereotypowy wizerunek Puchona – uczciwą pierdołę, a do tego rośliniarę. Podoba mi się za to, że bez wahania zgodził się na zwierzęta i staram się nie zwracać uwagi na to, że nie brzmi na zbyt zaangażowanego i prawdopodobnie po prostu zgodziłby się teraz na wszystko, bylebym przestał gadać. Niedbale mu salutuję, zamierzając słuchać poleceń. Sam pewnie nigdy bym się za to nie zabrał i tak mieszkał sobie w tym całym bałaganie. Cieszę się, że okazało się, że dopełniamy się z Augustem i pod tym względem. Jesteśmy jak ogień i woda, ale naprawdę uważam, że na tym polega cały urok mojej przyjaźni. — Jest jakieś takie zaklęcie, czytałem o nim kiedyś... essentia... mirabelka czy coś. Mirabelle? No, wiesz, coś takiego. Ale szczerze mówiąc, to nigdy go nie używałem. O, wiem, mirabile — rzucam chłoszczyść po chłoszczyścu, ciesząc się, że mogę do czegoś się tutaj przydać, a kiedy kończę, podchodzę do Augusta i również wącham szafkę, sam nie wiem po co, bo przecież jego mina była wystarczającym komunikatem, że to kiepski pomysł. — Essentia mirabile — zbieram się na odwagę i rzucam czar, ale ewidentnie nie był to wspaniały pomysł, bo coś poszło nie tak. Wyobrażam sobie zapach wiosennych kwiatów, a wokół nas roznosi się wyjątkowo przykra woń bąka, tak realistyczna, że w pierwszej chwili rzucam mu oburzone spojrzenie. — Chyba nie wyszło — drapię się różdżką w głowę i w końcu jej machnięciem otwieram na oścież okno, żeby trochę tutaj przewietrzyć. — A jakie zwierzę jest fajne? — zagaduję Krukona, bo też chętnie bym jakieś tutaj sprowadził, a nie mam szczególnych wymagań. Może niesłusznie? Otwieram szafki, do których August jeszcze nie dotarł i wyjmuję z nich zawartość posługując się zaklęciami... bo do części z nich nawet bym nie dosięgnął.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
- Nie - oznajmiam od razu, nie zgadzając się na żadne wybryki razem z Vinim, który będzie chciał kraść rośliny czy hipogryfy wiedzą co innego wymyśli. - Ale nie idź sam - dodaję jeszcze na wszelki wypadek, bo przecież wiadomo że tego poczciwego Puchona nie puszczę gdzieś samego, żeby wpakował się w jakieś większe tarapaty. Chociaż raczej nie zakładam, że mówi naprawdę z jakimiś nielegalnymi działaniami i pomysł uleci gdzieś prędko. Mogą oczekiwać w sklepie z roślinkami. Na szczęście mój przyjaciel nie narzeka na robotę. Bo o ile sam nie potrafi czasem sam się czymś dobrze zająć, to już odrobinę nakierowany nie narzekał na to, że musi coś robić. A ja naprawdę nie miałem ochoty mieszkać w takim zagraconym mieszkanku. Ja również uważałem, że nasze całkowicie różne charaktery równocześnie bardzo ładnie się dopełniały. Nigdy nie chciałbym nikogo kto miałby podobne usposobienie do mojego. Czekam aż ziomek zacznie w końcu coś czarować, bo mi jakoś nie przychodzą do głowy żadne urocze zaklęcia na zapach. Marlow bierze się ochoczo do pracy, ale idzie mu to beznadziejnie. Niestety czar kompletnie nie działa, a ten jeszcze rzuca mi zniesmaczone spojrzenie. Na które najpierw odpowiadam takim pytającym, a potem już szturchnięciem łokciem za te niewerbalne oskarżenia. Śmierdziało więc jeszcze gorzej niż wcześniej, a Viní idzie sobie wyciągać inne rzeczy. Zatrzymuję go, łapię za ramię i wskazuję na szafkę łysą głową. - Najpierw popróbuj dopóki ci się nie uda - oznajmiam twardo. Sam zaś zabieram się za zdezelowaną kuchenkę, by usunąć z niej rdzę, smugi tłuszczu i nadać transmutacyjnymi zaklęciami na powrót młody wygląd. Przez chwilę milczę kiedy pyta o tego zwierzaka, by nie przyznać o tym co pomyślałem już od kiedy się sprowadziłem. - Moja rodzina hoduje anubilisy, pamiętasz? Wybrałbym jednego... Ale musiałbym tam pojechać z Tobą, żeby znaleźć takiego... łagodniejszego. Dla tych co nie mają czystej krwi - tłumaczę mu powoli charakterystykę tych większych, magicznych psów, które uwielbiam od dziecka.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.