Aby się tutaj dostać trzeba zejść po bardzo stromych schodkach. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie popalają albo przesiadują na starej przekrzywionej ławce. Miejsce to nie jest ani atrakcyjne ani bezpieczne - wystarczy nieuważny krok, a wpadniesz do wody, bowiem dociera tu brzeg szkolnego jeziora.
On także tej nocy nie mógł spać. Cały czas myślał o tym, co zaszło w sowiarni. Gdy tylko zamykał oczy miał przed sobą Corin, jej zapłakaną twarz, jej roześmianą twarz, jej poważną minę... Widział ją tak dokładnie, jakby stała przed nim i łapał się na tym, że nieświadomie wyciągał rękę, chcąc jej dotknąć. Wtedy chował twarz w poduszkę i płakał, naprawdę płakał, nie mogąc zrobić nic więcej. Rano wstał, jako pierwszy i zaraz poszedł pod prysznic, chcąc zmyć z siebie to wszystko. Jakby to naprawdę miało mu pomóc. Ale, mimo zaskoczenia, pomogło. Poczuł się lepiej. Jego twarz, mimo iż zmęczona, nabrała kolorów, a serce, które tak bolało całą noc nagle się uspokoiło. Z szafy wyciągnął ciepły sweter i zimową, puchata czapkę z pomponem, a także ulubione spodnie i zszedł na wcześniejsze śniadanie. Jadł spokojnie, nie spiesząc się wcale. Wszyscy przecież jeszcze spali. Chyba tylko on był takim idiotom, że wstał tak wcześnie. A jednak nie... Nie tylko on. W korytarzu mignęła mu jedna, znajoma sylwetka i od razu na jego usta wypłynął uśmiech. Tim! Tak długo go nie widział, te kilka dni zdawało się wiecznością . Wyciągnął rękę chcąc mu pomachać, ale Krukon nawet się nie obrócił. Wołał go, ale on zdawał się go nie słyszeć. Finn zmarszczył brwi i naciągnął na głowę czapkę, wybiegając za chłopakiem. Czemu nie zdziwił się, gdy ten poszedł w stronę mostu? To miejsce było im chyba najbliższe ze wszystkich w Hogwarcie. Jak dziś pamiętał tamten słoneczny dzień, promienie słońca na swojej skórze i oddech Tima. Przyspieszył i stanął nad swoim ukochanym. Objął go ramionami, nakrywając dłońmi jego ręce i uśmiechnął się szeroko. -Czy tylko mi się wydaje, że nie widziałem cię milion lat?- spytał, śmiejąc się cicho i siadł koło niego. Miał tak straszną ochotę przytulić go, pocałować i nigdy nie puszczać. Jak nigdy.
Tim od wczoraj także o niczym innym nie myślał. W nocy spał bardzo krótko. Gdy tylko przyśnił mu się Finn całujący się na jego oczach z Corin przeszła mu ochota na spanie. Ale nawet przy otwartych oczach widział ten obraz bardzo wyraźnie co nie wpłynęło dobrze na jego wygląd. Oczy miał podkrążone i przypominał pandę. Ale niespecjalnie się tym przejmował. Obudził się zmęczony i chcąc nie chciał musiał wstać. Wyszedł nawet do śniadania, jakoś nie był głodny. Trwał w postanowieniu, że porozmawia z Finnem jak najszybciej się da, żeby nie było nieporozumień. Bał się trochę tej rozmowy, bo...no cóz, nie wiedział co ma powiedzieć, żeby nie wyszło na to, że śledzi chłopaka czy coś. No i bał się jego decyzji. Ale ufał mu, ufał, że podejmie właściwą. Nawet krzywdzącą. Kochał go i pragnął tylko jego szczęścia, nic więcej. Był tak zajęty swoimi myślami i wahaniami "Napisać do niego czy nie? Co powiedzieć? JAK?!", że nie usłyszał nawoływań. Dopiero gdy już siedział na ziemi usłyszał, że ktoś się do niego zbliża. Nie musiał oglądać się by wiedzieć kto to. Odgłos kroków Holendra poznałby nawet wśród miliona innych. Tak samo jak głos czy zapach. Te rzeczy były tylko i wyłącznie Finnowe, nie dałoby się pomylić ich z żadnymi innymi. Uśmiechnął się lekko czując dłonie na swoich ramionach i po chwili poszerzył grymas twarzy zerkając z boku na Puchona, który rozsiadł się przy nim. - Jeś,i mam być dokładny to to było dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć lat, jedenaście miesięcy i trzydzieści dni. - uściślił szturchając ukochanego w bok. Po chwili jednak spoważniał, czując, że musi rozpocząć ten temat nad którym myślał od poprzedniego dnia. -Finn...Widziałeś się z nią wczoraj, prawda? Z Corin? Jeden znajomy widział jak wchodziłeś wczoraj do sowiarni, a potem ona. O czym rozmawialiście?- zapytał niby mimochodem. Ale w jego spojrzeniu było widać autentyczną chęć uzyskania odpowiedzi, choć ją znał. Wydawało mu się, że lepiej będzie gdy chłopak sam mu o tym opowie.
-Śledziłeś mnie?- spytał, szczerząc zęby w uśmiechu, niby to żartobliwie, ale tak naprawdę na samo wspomnienie wczorajszej rozmowy coś skręcało go w żołądku i ssało nieprzyjemnie. W gardle zaschło i kilkakrotnie musiał przełknąć ślinę, by móc powiedzieć cokolwiek. -No- przytaknął krótko, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. -Tim... gdybym tylko mógł ci skłamać...- spuścił głowę, ale zaraz wbił wzrok w Krukona. Nie mógłby, nie potrafiłby go okłamać. Przecież nie mieli przed sobą tajemnic. -O czym rozmawialiśmy? O Tobie, o mnie, o niej i o tym wszystkim, co się porobiło. Kocham cię na zabój, życie bym za ciebie oddał, zabij mnie, jeśli kłamię. Przy tobie jestem taki bezpieczny. Ty nigdy byś mnie nie porzucił. Gdybym stracił wszystko i miał ciebie... Tam, w sowiarni... Corin powiedziała, że mnie kocha. Że jestem dla niej wszystkim. Powiedziała mi wszystko. Dlaczego wyjechała, dlaczego się do mnie nie odzywała. Płakała. Ja też płakałem. Popatrz- wyciągnął w jego stronę zabandażowaną dłoń. -Niemalże się wykrwawiłem- zaśmiał się gorzko. -Chciałem ją zabić. Zostawiła mnie i nigdy jej tego nie zapomnę. Przez nią stałem się wrakiem człowieka- rozprostował palce zranionej dłoni i przyjrzał się im, jakby nagle stały się najbardziej interesującą rzeczą na tej planecie. Potem zacisnął ją w pięść. -Ale jak mogę nienawidzić kobiety, którą tak bardzo kochałem? Chciała do mnie wrócić. I wiesz, co jej odpowiedziałem?- spytał i odczekał chwilę. Proszę, zaprzecz, zaprzecz...- zaklinał Tima w myślach. -Powiedziałem "Nie odchodź, proszę. Kłamałem". Coś takiego- wzruszył ramionami, czując niesamowity ucisk w piersi. -Mówiłem, ile dla mnie znaczyła, mówiłem, jak ważny ty dla mnie jesteś. I płakałem, ciągle płakałem. Jestem taki słaby. Jestem do niczego. Proszę cię... nie odtrącaj mnie tylko dlatego, że nie potrafię o niej zapomnieć- jego głos zadrżał niebezpiecznie i skulił się, chwytając poły koszuli chłopaka. Chwycił się ich desperacko, zaciskając pięści na materiale. -Nie zrywaj ze mną. Nie zrywaj ze mną. Jeśli to zrobisz, ja pewnie... wrócę do niej. Nie chcę tego! Ale zrobię to, bo nie potrafię być sam- wtulił twarz w koszulę chłopaka. -Potrzebuję cię, bo cię kocham. Bo ty jesteś dla mnie tym jednym. Wiesz, czego brakowało mi w związku z Corin? Ona ciągle... ciągle mnie zdradzała. Nie chcę przechodzić przez to samo. Nie zrywaj ze mną.
Uśmiechnął się lekko. -No pewnie. Chodzę i szpieguję cię całymi dniami i nocami. - odparł niezwykle poważnie. Przymknął na chwilkę oczy, a właściwie to one same mu się zamknęły- tak bardzo zmęczony był, ale tylko na moment, zaraz otworzył je spoglądając na Finna, który zaczął mówić. Wyczuł jak ogromne emocje targają Puchonem i sam zaczął je przeżywać, gdyż bał się co usłyszy. Nie przerywał jednak, w myśli błagając by chłopak powiedział wszystko jak na spowiedzi i by...no właśnie. By wyjaśnili sobie wszystko. Naprawdę, naprawdę miał już dość tej sprawy Corin, to że ta dziewczyna nadal w pewien sposób przeszkadza mu w "zdobyciu" Finna tak w pełni, że jej obecność w przeszłości, to co zrobiła młodszemu Holendrowi, nadal oddziałuje na ich związku. Nadal nie mogli być w pełni szczęśliwi, a tego potrzebowali obydwoje. Tim zadrżał lekko gdy tamten pokazał mu swoją zranioną dłoń. Nienawidził gdy Puchonowi coś dolegało, gdy coś go bolało, nawet głupie skaleczenie podczas gry w piłkę, czy cokolwiek innego, powodowało, że on sam odczuwał ból. Krukon rozpływałby się pod wpływem słów Puchona, który podczas swojej wypowiedzi wiele razy powtórzył jak bardzo go kocha gdyby nie jedno...Że to samo czuje także do Gryfonki. Bo czuł, bo wciąż ją kochał, a Tim nie mógł nic na to poradzić. Och, jak dobrze byłoby teraz cofnąć czas do czasu gdy uświadomił sobie co czuje do przyjaciela, wyznałby mu to bez wahania, byleby tylko nie dopuścić do związku tej dwójki, wszyscy uniknęliby tylu cierpień. A tymczasem mógł tylko patrzeć na psychiczne rozterki ukochanego. "Czy wiesz co jej odpowiedziałem?" Wiedział, ale czuł, że nie powinien teraz przyznawać iż wie o wszystkim co działo się wczoraj w sowiarni, więc tylko pokręcił głową i słuchał dalej uważnie wpatrując się w chłopaka. -Nie jesteś do niczego...-zaprotestował cicho, kręcąc lekko głową. Przecież łzy nie są oznaką słabości, tylko tego, że ktoś za długo był silny! Przygarnął Finna do siebie kiwając się z nim łagodnie jak z małym dzieckiem. Puchon tak właśnie w tej chwili wyglądał, jak mały, nieporadny chłopiec, co niesamowicie rozczuliło Tima. -Cśśśś...Ja też cię kocham i za nic w świecie nie chcę cię zostawić...Ale...nie mogę być z kimś kto ciągle myśli o swojej byłej...
-Nie wymagam byś mnie zrozumiał. Wiem, że nie możesz tego zrobić. Nie znasz tego uczucia. Ale to dobrze, bo nie chciałbym byś przechodził przez to, co ja. Gdybym mógł chciałbym uchronić cię przed całym złem tego świata. Corin już zawsze będzie stanowiła pewną część życia Finna. Będzie przeszłością, niedoścignioną miłością, która pozostawiła po sobie trwały ślad w jego sercu. -Nie mogę się od niej uwolnić. Już nawet przestałem próbować. Nie mogę ci obiecać, że zawsze będziemy szczęśliwi. Ale mogę ci obiecać, że nigdy nie przestanę Cię kochać. Czy Ci to nie wystarczy?- spytał, wciąż nie będąc w stanie na niego spojrzeć. Bał się... mimo iż to był Tim, jego kochany, najlepszy Tim, który muchy by nie skrzywdził. -Gdybym mógł cofnąć czas... Zrobiłbym wszystko, co osuszyłoby Twoje łzy. I moje. I jej. Ale nie mogę nic zrobić z przeszłością. Mogę tylko sprawić, by teraźniejszość zepchnęła ją w niepamięć. Ale nie zrobię tego sam. -Myślisz, że chcę o niej myśleć?- odepchnął go nagle. -Myślisz, że mnie to bawi?! Że chcę katować się myślami o niej?! Cholera, Tim! Mieliśmy mieć dziecko. Ty wiesz, co to dla mnie znaczy? Wiesz, jak szalałem z radości? Wiesz, jak to jest, gdy twój świat burzy się w jednej sekundzie? Gówno wiesz! Nic nie wiesz. Nigdy nie byłeś zakochany. Nigdy nikogo tak nie kochałeś. Nigdy, nikogo. Nie tak jak ja ją... Dopiero, gdy to powiedział zdał sobie sprawę, co te słowa oznaczają. Co tak naprawdę dla nich znaczą. -Tim... ja... Boże, nie chciałem- szepnął przerażony, zasłaniając twarz dłońmi. Płakał. Tak, jak wtedy w sowiarni. Widział minę Krukona, która nie wróżyła niczego dobrego. Wiedział, jak bardzo zranił go tymi słowami. Przecież Tim go kocha... kocha go nie mniej niż on kochał Corin, nawet jeśli nie więcej. -Kim ja jestem by o tym decydować? Kim jestem, by wydawać takie wyroki? Był wściekły na samego siebie. Miał ochotę zniknąć z powierzchni ziemi, byleby tylko nie patrzeć w smutne, pełne żalu oczy swojego ukochanego.
Tim pokiwał głową. Faktycznie, nie rozumiał. Chociaż w jednym aspekcie tak. Że nie da się zapomnieć o osobie którą się tak bardzo kocha. Mimo iż bolała go ta sprawa z Corin, nie mógł zmusić Finna do zapomnienia o niej. Bo choć w jednej setnej rozumiał, że się nie da. -Ja też zrobiłbym wszystko byleby tylko ochronić cię przed wszystkim co złe...Szkoda, że się nie da...-mruknął cicho przytulając chłopaka. Nie mógłby się na niego gniewać nawet jakby chciał, po prostu nie umiał. -Oczywiście, że wystarczy. Dopóki ja cię kocham, a ty mnie wszystko będzie w porządku, prawda? Damy sobie radę. Poradzimy sobie i z przeszłością. Jesteśmy przecież panami świata, nie?- dodał żartobliwie nawiązując do ich mylenia, gdy byli jeszcze małymi szczylami. Wydawało im się wtedy, że mogą zdziałać wszystko. Że wszystko potrafią, że wszystko im się uda. Naiwne oczywiście, przecież życie nie raz przytłacza tak, że odechciewa nam się żyć, ale najważniejsze jest by wierzyć w siebie i w to że będzie dobrze. A Krukon wierzył. Siedział tak jeszcze przez chwilę z uśmiechem na twarzy i pozytywnym myśleniem, ale już po chwili coś zmyło mu tą radosną minę. Z przerażeniem wpatrywał się w ukochanego odpychającego i...co on mówił, a raczej krzyczał?! Jak on mógł mówić, że Tim nigdy nie był zakochany? JAK?! A te kilka cholernych lat, w których nie mógł myśleć o nikim innym jak o młodszym przyjacielu? Jak płakał nocami przez, jak myślał- nieodwzajemnioną, miłość? Czy Finn był aż tak głupi, żeby tego nie wiedzieć? Przecież de Jong wielokrotnie powtarzał jak bardzo go kocha, i jak bardzo kochał go już kilka lat temu...Jak śmiał...Zranił go tymi słowami. Bardzo. Bardzo bardzo. -Jasne, ja nic nie wiem. Jestem tylko głupim, naiwnym Timem...-mruknął chłopak z żalem i smutkiem wpatrując się w swojego ukochanego i odwrócił wzrok. Tak bardzo go kochał...Nagle zrobiło mu się bardzo zimno i źle. Gorzej niż po spotkaniu z dementorem. Objął się ramionami i obrócił lekko głowę, spoglądając na Finna, który...płakał? Tim przysunął się bliżej i wyciągnął rękę by łagodnie pogłaskać chłopaka po ramieniu. Bał się, że ten znowu na niego naskoczy. Po tym wybuchu przed chwilą wszystko mogło być możliwe. -Nie płacz, ej...Nic się nie stało przecież...-mruknął trochę mało przekonująco. Uniósł głowę chłopaka do góry by otrzeć jego policzki z łez. -Wiem, że nie chcesz o niej myśleć, bo ci to boli. Wiem, że cię to nie bawi. Nie mam ci tego za złe. Nie mam, rozumiesz? Za bardzo cię kocham...Ale boli mnie to, że cierpisz. Nie chcę żebyś cierpiał...Poradzimy sobie z tym. Razem. Okej?- uśmiechnął się lekko do chłopaka ściskając jego dłoń.
Gdy byli młodsi wszystko wydawało się prostsze. Największym problemem był padający deszcz. Ale i go łatwo można było pokonać. Nie przeszkadzało im to, że są cali mokrzy, gdy skakali po kałużach. Potem zawsze wychodziło słonce. Finn tęsknił za tymi chwilami, nie zamieniłby jej na żadne inne. Ich dzieciństwo było naprawdę udane; nie mogli narzekać na rodziców, szkołę ani nic innego. Dopiero potem wszystko się komplikowało. Finn po raz pierwszy się zakochał, po raz pierwszy płakał z powodu złamanego serca i obiecał sobie, że nigdy więcej się nie zakocha. Ale zrobił to i za każdym razem cierpiał tak samo. Myślał, że to Jimmy będzie tym jedynym, był o tym przekonany, ale przecież był tylko szczeniakiem. Dorośli mówili mu, że nic nie wie o miłości, ale przecież on był zakochany. Nie ma nic piękniejszego niż taka miłość. Wciąż pamiętał smak pierwszego pocałunku i gorycz rozstania. A potem nagle pojawiła się Corin. Z nią przechadzał się po szkolnych korytarzach jako najszczęśliwszy chłopak na całej planecie. Ale nic nie trwa wiecznie, co nie? Miał jednak nadzieję, ze miłość Tima będzie wieczna. Że Krukon będzie go kochał zawsze. Nie chciał oddawać go nikomu. Najchętniej zamknąłby go w szufladzie, by tylko on mógł na niego patrzeć. Ale Tim był za miły, by nie zwracać na innych uwagi. A Finn był tak zazdrosny, gdy tylko widział, jak wzdychają do niego kolejne dziewczyny. -Okej- powiedział cicho, przytulając się do Tima. Objął go w pasie i chwilę trwał tak, nie odzywając się. -Chyba jedynym, który nic nie wie o miłości jestem ja sam. Podniósł na niego spojrzenie ciemnych oczu. Nie zastanawiając się długo objął go za szyję i przyciągnął do siebie, całując. Pierwszy raz od wielu dni. Tęsknił za ciepłej jego ciała, za jego uśmiechniętymi oczami, dużymi dłońmi i za tym dotykiem, który sprawiał, że wariował. -Kocham, kocham, kocham, kocham- z każdym wyznaniem całował go po raz kolejny; w policzek, nos, brodę, szyję i powieki. -Obiecuję ci, że nigdy więcej się z nią nie spotkam, w porządku?- spytał i wyciągnął w jego stronę mały palec.
Tim uważa dzieciństwo za najpiękniejszy okres w swoim życiu. Niczym nieskalany, bez żadnych problemów czas gdy mógł bawić się ze swoim przyjacielem i robić dosłownie wszystko. Dni, w których nie musiał martwić się o nieodwzajemnioną miłość, o to, że jego przyjaciel został porzucony, o to czy Puchon faktycznie go kocha...nie było żadnych miłości, zdrad, rozstań, problemów. Byli tylko oni dwaj. Oni i cały świat, który do nich należał. Ile by dał by wrócić do tamtego okresu...Nie mógł wtedy narzekać na nic. Potem przyszło rozstanie, gdy Tim musiał wyjechać do Durmstrangu. To była straszna szkoła, a jeszcze straszniejsze było to, że nie było w niej Finna. Tak bardzo wkurzało go to, że moze do niego napisać tylko list, nic więcej. Dlatego też, gdy wracał na święta i wakacje starał się czerpać z tych wolnych dni jak najwięcej. Aż w końcu zakochał się. W swoim najlepszym przyjacielu. To było wspaniałe, ale i męczące uczucie w swojej nieodwzajemności. Bolało jak cholera, głównie gdy dowiadywał się o kolejnych partnerach ukochanego. Tim kilka lat zbierał się by wyznać swe uczucia, aż w końcu same mu się wymsknęły, gdy jego Puchon był najbardziej cierpiący. Ale mimo to zaczęli się spotykać, a chłopak czuł się jak w niebie. Jednakże nadal cierpiał gdyż wiedział, że nadal ma w Corin rywala. Związki rodzą się i rozpadają...Ale miłość Krukona będzie wieczna. On nigdy nie zostawi, nie zdradzi, nie opuści...To po prostu nie w jego stylu a kocha Finna za mocno by kiedykolwiek pomyśleć o kimkolwiek innym. Chciał już na zawsze być jego i tylko jego. Nawet dałby się zamknąć w szufladzie. Choć wcale nie było to potrzebne, bo nigdy nie zwrócił większej uwagi na żadną z adoratorek, co łamało im serca, no ale cóż no. Kocha kogoś innego, sorry. Pozwolił chłopakowi się w siebie wtulić i mruknął pod nosem coś niezrozumiałego. Potem odezwał się juz trochę głośniej. -Ale ważne, że ją czujesz.- wzruszył ramionami. On sam także nie wiedział nic o miłości, ni wiedział jak się zachowywać...Robił wszystko spontanicznie, tak jak nakazywało mu serce, po prostu. A serce podpowiadało mu teraz by odwzajemnił pocałunek Finna co oczywiście z ochotą uczynił. Najpierw musnął jedną wargę, potem drugą by w końcu wbić się namiętniej w usta chłopaka. Każdy dotyk młodszego, każdy jego pocałunek i każde wyznanie doprowadzało go do szybszego bicia serca i dreszczy. -Też cię kocham. Tak bardzo bardzo. -dodał ponownie sięgając do ust chłopaka. Przerwał pocałunek słysząc obietnicę i widząc wyciągnięty mały palec. Zahaczył swoim o jego i wzruszył ramionami. -Wiesz, że nie musisz mi tego obiecywać. Ufam ci. -uśmiechnął się lekko sięgając po dłoń Finna i ściskając ją. Mówił prawdę. Wierzył swojemu chłopakowi i jeśli ten mówił, że go kocha i chce z nim być to tak było. A pierwszej miłości i najlepszej przyjaciółki nie da sie tak po prostu zapomnieć i Tim wcale tego nie oczekiwał, choć oczywiście tak by było najlepiej. Ale nie mógł wymuszać tego na ukochanym. -Jeśli chcesz możesz nadal się z nią widywać i przyjaźnić. Chyba, że nie chcesz.- wzruszył ramionami. Cokolwiek zrobi Finn Krukon i tak będzie go kochał i tak.
Wilk mimo uszu puścił wywód Janett, udając, że dociera do niego każde słowo. Iście mentorski wyraz twarzy skutecznie mógł ją zmylić. Jednakże na pierwszy rzut oka widać było, że bez przerwy czymś się martwi. Płoszy go każdy niespodziewany trzask gałązki czy mocniejszy oddech wiatru. Rozmowa niemalże go rozluźniła - stres towarzyszący mu na każdym kroku, ulatywał z każdym kolejnym słowem i uśmiechem Janett. Włożył ręce pod głowę i przymknął powieki, rozkoszując się intensywną wonią szmaragdowozielonego trawnika. Nagle, cała pozytywna energia uleciała z niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Malownicze otoczenie, obecność Janett, okazała się zupełnie bez znaczenia. Do Wilkiego podleciała czarna, puchata sowa i czekała, aż ten odbierze list. Patrzył na nią tępo, dobrze wiedząc, co tam znajdzie. Obawiał się tego od tygodni. Myślał, że w jakiś magiczny sposób tego uniknie. Po co się w to pakował? Gdyby to od niego zależało, gdyby nie namowy, a wręcz stanowcze naciski ze strony ojca, nigdy nie dołączyłby się do lunarnych. Wyciągnął rękę i wydobył list ze szponów sowy, wiedząc, że nie może tego dłużej odkładać. Zlustrował kartkę papieru nieobecnym wzrokiem. Każde kolejne słowo sprawiało, że anemiczna twarz Twycrossa bledniała. List wymagał natychmiastowej reakcji z jego strony, toteż przygryzł wargę i spojrzał na Janett wyzywająco, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił z siebie wydobyć głosu. W ostateczności spojrzenie było jedynym co przekazał na pożegnanie, nie był w stanie zrobić niczego więcej. Ponieważ w owe miejsce podmostem zawędrował po raz pierwszy, pobiegł po wąskim zboczu do góry, aby złapać orientację, gdzie się znajduje. Gdy dostrzegł zamek i zorientował się mniej więcej którędy powinien się udać, wyciągnął rękę i z przekonaniem szepnął "accio miotła". Z wyciągniętą ręką obserwował, jak ta leciała ku niemu przez błonia. Złapał ją, dosiadł, po czym odepchnął się nogami od ziemii i zaczął lecieć w stronę Hogsmead. Owy lot nie był w najmniejszym stopniu porównywalny do tych, które przeżywa na boisku quidditcha. Czując zdrową rywalizację, Wilk był bardzo pozytywnie nastawiony, wierzył w siebie i swoje możliwości, był szczęśliwy. Natomiast teraz prędkość jaką osiągnął aby jak najszybciej znaleźć się na miejscu, nie należała do przyjemnych doznań. Jedyne co słyszał to szmer wiatru, a adrenalina pozwoliła mu przez chwilę zapomnieć o czekającym go niebezpieczeństwie. Gdy znalazł się na miejscu i stanął po podróży na nogi, przez chwilę nie mógł złapać równowagi. Tak wiele wrażeń i emocji, które teraz mu towarzyszą, biją od niego z niewiarygodną siłą. Mimo tego, że w środku boi się jak chojrak, wiedział, że niczego nie może okazać. Pewnym krokiem wkroczył do sklepu, gdzie zobaczył Amadeusza i Harveya.
Jak dziś, pamiętał dzień, gdy Tim dostał list ze szkoły. Najpierw tak strasznie mu zazdrościł, że nie odzywał się do niego kilka godzin, a potem wspólnie cieszyli się z tego. Obie rodziny pojechały na Pokątną, by kupić Timowi odpowiednie książki i szaty, różdżkę i zwierzątko, a Finn zachwycał się każdą wystawą sklepową; najnowsza miotła, wypasiony kociołek, wielgachna sowa śnieżna. To wszystko było dla Finna, jak sen. Był taki szczęśliwy, że za dwa lata dołączy do Tima, do Durmstrangu i razem będą się uczyć, bawić i wygłupiać. Ale tak się nie stało. Nie dostał listu z Durmstrangu tylko z jakiegoś dziwnego, głupiego Hogwartu. I znowu był obrażony na cały świat, bo jak to tak może być? On i Tim, w oddzielnych szkołach? Błagał rodziców o przeniesienie, tak strasznie ich o to prosił przez kilka dni, ale ci byli nieugięci i z dniem pierwszego września młody Holender wsiadł do pociągu, który zawiózł go do Hogwartu. I ten oto Hogwart okazał się wcale nie taki najgorszy. A kilka lat później zakochał się w Timie i to przypominało koszmar. Bo jak mógł zakochać się w najlepszym przyjacielu? Jak mógł myśleć o nim dniami i nocami, podczas gdy ten pewnie już nawet nie pamięta tego małego brzdąca, z którym się kiedyś bawił? Do tego Tim już pewnie miał dziewczynę, może nawet kilka i dobrze się bawi, nie chcąc zawracać sobie głowy Finnem. Resztę pieśni już znamy, więc nie będę się rozpisywać. -Obiecuję- powtórzył dobitnie. -Nie chcę być przeze mnie cierpiał. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył, bo przecież to z tobą jestem naprawdę szczęśliwy. Tylko ciebie chcę, jasne? Kiedy skończysz szkołę poczekasz na mnie, zamieszkamy razem. Wyjedziemy gdzieś, gdziekolwiek. Nie pozwolę ci smucić się choć przez chwilę- powiedział i objął go za szyję, przyciągając do siebie i całując delikatnie w usta. Nie wyobrażał sobie świata bez Tima u swego boku. Nie wyobrażał sobie siebie z kimś innym. Byli jakbym jedną duszą w dwóch ciałach i to było piękne, po prostu. -Właśnie... co zamierzasz robić w przyszłości? Niedługo kończysz szkołę i nie będziemy widywać się codziennie- bolało. Zabolało, gdy to powiedział, ale taka była rzeczywistość.
Tim także pamiętał ten dzień. Z jednej strony cieszył się gdy dostał list ze szkoły, w końcu tyle lat o tym marzył, jakie bedą jego ulubione lekcje, z kim się zaprzyjaźni, jacy będą profesorowie...Z drugiej jednak nigdy nie rozstawał się na tak długo ze swoim najlepszym przyjacielem, Finnem. Oczywiście, mieli ze sobą pisać, widywać się w święta, ale dla niego to już nie było to samo. Czuł, że gdy wyjedzie z Amsterdamu coś się wydarzy...bezpowrotnie...W sumie nie mylił się zbyt wiele. Ale mówił sobie, spokojnie, to tylko dwa lata, dasz radę. Ale potem okazało się, że Visse będzie uczęszczał do Hogwartu, nie do Durmstrangu. I to już było mniej fajne. No bo jak oni mieli bez siebie wytrzymać? No nie da się! Mniej więcej wtedy gdy tak cierpiał przez to rozdzielenie, zakochał się w przyjacielu. I to było jeszcze gorsze, bo miał świadomość, że tam Finn może kogoś spotkać, zakochać się i zapomnieć o nim. Bo wiedział, że sam nigdy by tego nie zrobił. Nie zapomniałby choćby nie wiem co, po Obliviate nawet! Takie silne było jego uczucie. Ale kto wie co robił wtedy młodszy Holender...I tak żyło mu się nie za dobrze przez cały okres w Durmstrangu, gdy był coraz bardziej zakochany i nieszczęśliwy. Musiał wysłuchiwać paplaninę Finna na temat jakichś dziewczyn i chłopców, gdy sam nie widział świata poza nim. To bardzo bolało, a żeby bolało jeszcze bardziej po skończeniu Durmstrangu przeniósł się do Hogwartu na studia by widzieć jak jego ukochany flirtuje z innymi dziewczynami czy też jak jest podrywany przez innych. Czysty masochizm, nie da się ukryć. Potem wyszła ta sprawa z Corin, którą Tim, spokojny i łagodny człowiek, najchętniej by zabił by nie przysparzała ludności więcej kłopotów. A on cierpiał jeszcze bardziej widząc jak Finn wyniszcza się psychicznie będąc z nią. Bo nie, nie wierzył, że to był szczęśliwy i zdrowy związek. Ta dziewczyna go zdradzała, nie liczyła się z jego uczuciami wcale, a Finn ślepo jej wybaczał. Raz za razem, co stawało się powoli coraz bardziej chore. Swoją drogą- ciekawe, że Tim wkurzał się na przyjaciela za to ciągłe wybaczanie, a sam na pewno zachowywałby się tak samo, jakby Puchon go zdradzał. Zaślepienie miłością, tiaa...Potem Corin wróciła, Krukon wyznał WRESZCIE swoje uczucia, spełniło się jego marzenie o byciu razem z młodszym Holendrem...no i wracamy do punktu wyjścia. Tim nie potrzebował tej obietnicy, wierzył swojemu chłopakowi. Obeszłoby się i bez niej, ale Finnowi najwyraźniej była ona potrzebna, więc starszy tylko ją przypieczętował swoim palcem. Gdy usłyszał dalszą wypowiedź ukochanego to aż mu się ciepło na sercu zrobiło i zapragnął wycałować Puchona na śmierć, ku czemu sytuacja nadarzyła się po chwili. Ujął twarz chłopaka w dłonie i pogłębił pocałunek wkładając w niego więcej pasji i uczucia, jakby chcąc odpowiedzieć Visse'mu na jego wyznania. Gdy już się od siebie oderwali i jego oddech się ustabilizował, uśmiechnął się do chłopaka Finna szeroko. -Jasne szefie. Będziemy razem, szczęsliwi i radośni aż do skończenia świata! I nikt nie ma prawa nam tego zepsuć!- przytaknął. Jesteś wszystkim o czym zawsze chcę myśleć... Ich miłość była piękna. To, że te głupki kochali się już dużo, dużo wcześniej, a dopiero teraz mogli zejść się na dobre. Na zawsze razem. Tim bez Finna, nie był tym samym Timem, a Finn bez Tima też nie był tym samym Finnem. Nie mogli istnieć osobno, nigdy. Zachichotał słysząc kolejne słowa chłopaka. Tamten jeszcze nie znał jego planów, a Krukon nie miał zamiaru na razie mu ich wyjawiać. Dlatego też, zamiast odpowiedzieć, uśmiechnął się szelmowsko i przeczesał swoje włosy palcami. - A co by było jakbym ci powiedział, że będziemy widywali się codziennie?- cały czas z tym samym uśmiechem spoglądał na Puchona chcąc go przytrzymać jeszcze trochę w niepewności.
Uderzył Tima lekko w ramię, po czym sam wczesał swoje palce w jego włosy i odchylił mu głowę w tył, z niby wielce obrażoną miną. Posłał mu groźne spojrzenie, po czym puścił gwałtownie, tak że Tim omal się nie wyłożył i roześmiał się wesoło. -Co ty gadasz?- parsknął, myśląc, że ten po prostu sobie z niego żartuje. No bo jak mieliby widzieć się codziennie? Tim będzie pracował, on sam będzie pochłonięty egzaminami i tak jeszcze przez kilka lat nim w końcu uda im się razem zamieszkać. Ale gdy już razem zamieszkają będzie naprawdę cudownie. Co z tego, że pewnie będą musieli zrywać się co rano do pracy, cały dzień będą zabiegani, a gdy już wrócą- jedyne o czym będą marzyć to wygodne, ciepłe łóżko i nic poza tym. Tim musiałby chyba zostać nauczycielem, ale Finn nawet teraz o tym nie myślał. Przecież Krukon miał nieco inne aspiracje, kiedyś przebąkiwał coś o posadzie w Ministerstwie Magii, ale Finn za nic nie pamiętał, by wspominał o nauczaniu. Puchon myślał o tym kiedyś, kilka miesięcy temu, podczas pobytu w Egipcie. Wtedy go nawet o to wypytywał, ale nie otrzymał odpowiedzi. Ciekaw był, jakby to wtedy wyglądało; potajemne schadzki po lekcjach, w bibliotece, ukradkowe spojrzenia, kradzione pocałunki? A może wręcz przeciwnie- znało ich pół szkoły i Finn jak dotąd nie musiał ukrywać się ze swoimi uczuciami. Czy tak samo byłoby, gdyby Tim objął tu posadę? Bądź co bądź romans z nauczycielem był czymś zakazanym, a jednak... Finn nie umiał patrzeć na niego inaczej niż na swojego kochanka, swojego ukochanego chłopaka. Na samą myśl, że miałby zwracać się do niego "proszę pana" chciało mu się śmiać. -Co wykombinowałeś?- spytał, teraz już wyraźnie zaciekawiony.
Zachwiał się lekko i zdezorientowany prawie przewrócił, ale na szczęście miał dobry refleks, więc szybko się wyprostował i wyszczerzył do chłopaka. Nie, wcale a wcale nie żartował. Miał już pewne plany i na pewno zawierał w nich tą szkołę. Nie mógłby żyć bez Finna nie widując go codziennie, nie teraz. No bo co jeśli mu ktoś go zabierze?! Niedoczekanie, pfff. Tak naprawdę myślał o tym już od kilku lat, ale nigdy się z tym nie zdradzał. Pasjonowała go historia. I eliksiry. Pragnął związać swą przyszłość właśnie z tymi dziedzinami, nieważne w jaki sposób. A odkąd spotyka się z Puchonem jego celem jest jedno. Zostanie w tej szkole, aż młodszy ją skończy, potem się zobaczy. Nauczyciel to byłoby całkiem dobre rozwiązanie, widywałby chłopaka na lekcjach, na korytarzu, w Wielkiej Sali...tak, to jest coś. No i być może udałoby mu się przekonać uczniów do historii, tyle osób jej nie lubiło, a to przecież taki świetny przedmiot, a Tim byłby naprawdę świetnym profesorem. Kiedyś dawał młodszej koleżance korepetycje, po czym dostała Wybitny z SUMów, więc o czymś to musi świadczyć, nie? Nie wiedział jak to będzie podczas bycia nauczycielem, czy musieliby się ukrywać, czy nie, ale nie obchodziło go to, dopóki mógłby go widywać. Choć oczywiście wolałby nie chować się ze swoją miłością do Finna. No i ciekawym doświadczeniem byłoby usłyszeć od chłopaka zwrot "Proszę pana", albo "Panie Profesorze". Zabawne. Widząc zaciekawione spojrzenie chłopaka jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej. -Ano wykombinowałem. Chyba nie myślisz, że cię tu zostawię samego? O nie, kochanie, nie w tym życiu. Nie wytrzymałbym tyle czasu bez ciebie. Zostanę tu. Chciałbym uczyć historii, albo eliksirów, nie wiem jeszcze którego z przedmiotów, uwielbiam oba. Mam dość dobre oceny i opinię wśród nauczycieli, więc powinni mnie przyjąć. A jeśli nie, mogę nawet sprzątać. Byleby tu zostać. odpowiedział niedbale wzruszając ramionami. To byłoby najlepsze wyjście. Najgorszym z możliwych scenariuszy była praca gdzieś w Hogsmeade, tam też mogliby się spotykać. Ale wolałby w szkole, na miejscu.
-Nie wierzę... nie wierzę!- powiedział, najpierw cicho, jakby przerażony, a potem głośniej, ze śmiechem, chwytając się za głowę. -Mam ci teraz mówić, per pan?- spytał, uśmiechając się radośnie. Chwycił chłopaka za nadgarstki, powalając go na ziemię i przygniatając własnym ciałem. -Kocham cię tak strasznie, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Będę musiał się teraz pilnować? Wiesz... może będziesz moim profesorem. A to tak nie wypada, co nie?- spytał i skubnął zaczepnie jego wargę, przy okazji muskając ustami kącik jego ust. -Ale zawsze mogę do ciebie wpadać po zajęciach. Wiesz... będziesz nosił krawat, białe koszule i spodnie w kant? Choć nie powiedział tego głośno to strasznie podobała mu się taka wizja- Tim, siedzący za biurkiem, może w okularach zsuwających się z nosa, w przystrzyżonych włosach, białej koszuli, zamyślony i skupiony, pochylony nad jakąś grubą książką. Przeczesuje swoje włosy palcami, kręcąc głową z westchnieniem, potem uśmiecha się lekko i odchyla się na krześle, poluzowując krawat. Zakłada nogę na nogę, odpycha się od biurka, przymyka oczy, włosy opadają mu na czoło. Wyciąga nogi przed siebie, zakłada ręce na płaski brzuch, powoli przysypia. -Proszę, zostań nauczycielem. Bym nie mógł skupić się ani chwili na zajęciach, dobrze? Obleję i będziesz mógł kazać mi zostać po lekcjach. Ale nigdy, przenigdy nie każ innych uczniów, dobrze?- poprosił, wsuwając dłoń po sweter drugiego chłopaka, uniósł materiał nieco do góry i podrapał delikatnie skórę Tima. -Okej?- spytał z niewinnym uśmieszkiem.
Spojrzał z udawanym oburzeniem w oczach. -No co? Nie byłbym dobrym nauczycielem? - prychnął i naburmuszony jak małe dziecko odwrócił głowę, by po chwili mrugnąć do chłopaka i wybuchnąć śmiechem razem z nim.Wyłożył się wygodnie na chłopaku i mruknął cicho. -No. Mów do mnie "profesorze de Jong".Dziwnie brzmi, nie?- wyszczerzył się Tim. Coraz bardziej podobała mu się wizja zostania nauczycielem. To mogło być ciekawe doświadczenie. Nadal się uśmiechając pocałował lekko Finna i pstryknął go w nos. -Głupek. Też cię kocham i, szczerze mówiąc, nie wiem jak to będzie. Ale ja się ukrywać z miłością do ciebie nie zamierzam. Za długo to robiłem w przeszłości. Nie martw się tym...Koszule, krawat i spodnie w kant? A chcesz żebym je nosił? Bo jak tak to pewnie będę. -wzruszył lekko ramionami i zanurzył się w marzeniach dotyczących owej przyszłości. Własny gabinet, władza, szacunek wśród młodszych...Żyć nie umierać po prostu. -O ile mnie przyjmą to zostanę. Ale nie rozrabiaj za bardzo, będę cię musiał...ukarać. -uśmiechnął się łobuzersko i dał Puchonowi długiego, namiętnego całusa, lekko przygryzając jego wargę. -A oblać ci nie dam, chcę mieć wykształconego męża, tak? A o innych uczniów to ty się nie bój, dam sobie z nimi radę. -dodał jeszcze lekko przyćpany po pocałunku, który po skończeniu wypowiedzi kontynuował zadrżawszy lekko pod wpływem dotyku zimnych palców chłopaka.
-Oczywiście, że bym chciał. Wyglądałbyś zabójczo- wyszczerzył zęby w uśmiechu i trącił nosem jego policzek. Kochał Tima w każdym wydaniu; w eleganckiej koszuli i krawacie, a także w starych trampkach i bluzie z kapturem. Nieważne, co Tim na siebie włożył bo dla Finna i tak był najpiękniejszy. Lubił go najbardziej na świecie... -Byłbyś naprawdę świetnym nauczycielem, jakbym mógł w ciebie zwątpić?- spytał, z lekkim uśmiechem i znów przywarł do jego warg. Jego własne drżały delikatne i wciąż był niepewny, jak podczas ich pierwszego pocałunku. Jego dłonie nerwowo zaczęły poruszać się pod swetrem chłopaka, nie mogąc znaleźć sobie miejsca i znów był tak cholernie nieśmiały, potwornie nieśmiały... Finn po prostu nie umiał myśleć przy Krukonie, który w tak przyjemny sposób przejmował nad nim kontrolę i sprawiał, że Finn tracił rozsądek. Dla niego złamałby każde prawo i zabił każdego, bo nie myślał o niczym innym. Przecież miłość jest tym wyższym, najwyższym prawem, prawda? -Profesorze...- zaśmiał się cicho i pocałował go w policzek, nieco niezdarnie. -Byłem bardzo niegrzeczny. Ukaże mnie pan?- spytał, wciąż się cicho śmiejąc. "Chcę mieć wykształconego męża..." Mąż, mąż, mąż... Czy kiedyś naprawdę będzie mu dane być mężem Tima? Być z nim do końca życia? Przysiąc, że go nie opuści, że będzie kochał w zdrowiu i chorobie, w bierze i dostatku? Że kiedyś będą razem, naprawdę... Że będą razem również na papierku, który przecież zawsze wydawał mu się nic nieznaczący, a teraz nagle nabrał większego sensu. Przecież marzył o tym już od kilku miesięcy. Chciał uczynić Tima swoim, również w świetle prawa, przed wszystkimi nazwać go swoim "mężem". Nie chłopakiem, czy kochankiem, ale mężem. To jakby czyniło go kimś ważnym. -Kocham cię. Obiecaj mi, że ty też nie zakochasz się w kimś innym. Że tylko ja będę mógł być twój- poprosił cicho, gładząc powoli jego brzuch, a po chwili pochylając się i całując go lekko w okolicach pępka. Gdyby to zależało od niego, nigdy nie pozwolił by być komuś tak blisko Tima, jak on teraz.
- No ba. - uśmiechnął się szeroko z lekko diabelskim błyskiem w oku. Jako autorka muszę przyznać iż chłopak nigdy nie był zbyt pewny siebie by przyznawać, że wygląda dobrze, choć oczywiście tak było. Miało to związek z tym, że nie miał nikogo kto by mu tą pewność podnosił. Ale teraz był Finn, który wywiązywał się w tej roli znakomicie. Oni obaj w ogóle byli zabójczy. Normalnie najbardziej przystojna para świata. Wyglądali świetnie we wszystkim co by ubrali. Albo czego by nie ubrali, jak kto woli. - No ja myślę, że nie mógłbyś. - odparł swobodnie Krukon spoglądając na młodszego tym samym wzrokiem co wcześniej. Zadrżał delikatnie czując ręce Puchona na swym nagim ciele i wpił się w jego wargi. Każdy jego dotyk sprawiał, że chłopak szalał z rozkoszy. Nadal odbierał go tak samo jak pierwszy dotyk, pierwszy pocałunek, nadal wszystko było dla niego nowe. Za każdym razem zachowywał się tak jakby to był pierwszy, strasznie niepewnie i nieśmiało. Nie potrafił myśleć o niczym ani o nikim innym, po prostu tracił głowę. Dotyk Finna był niczym narkotyk, ale Tim nie chciał przestać go "ćpać". A jego pocałunki, takie jak ten...Już nigdy w życiu nie chciał przestać go całować. W końcu go "miał" i nie zamierzał wypuścić z rąk. Był jego pierwszą i ostatnią miłością. Forever and ever until whenever i takie tam. Zaśmiał się cichutko nachylając się do ucha chłopaka. -No nie wiem...jakoś ci nie wierzę, że byłeś bardzo niegrzeczny...udowodnij.- wyszeptał Tim, pocałował ukochanego w płatek ucha i wyprostował się z lekkim, łobuzerskim uśmiechem. Oczywiście, że dane im będzie być w związku małżeńskim. W końcu obaj tego chcieli obaj się kochali, prawda? Wsłuchał się w słowa Finna i prawie wybuchł śmiechem. Serio? Puchon serio chciał od niego takiej obietnicy? No nie...- Hahahaha. Kochanie. Kocham cię już ładnych parę lat, z każdą sekundą coraz mocniej. Myślisz, że mógłbym, ot tak sobie, zakochać się w kimś innym? Nigdy. Jestem tylko i wyłącznie twój. - zadrżał pod wpływem ust chłopaka w dość wrażliwym dla siebie miejscu i ujął chłopaka za brodę przyciągając go do pocałunku. Nigdy nie kochał nikogo innego i nie będzie nikogo innego kochał. Chciał być blisko Finna i tylko wyłącznie jego. Na zawsze.
-Tak tylko pytałem. Po prostu... boję się- wzruszył delikatnie ramionami, bojąc przyznać się, jak BARDZO się przejął tą sprawą. Nieraz łapał się na myśleniu o tym, co by by było gdyby. Gdyby Tim znalazł sobie kogoś innego, starszego, lepszego, kogoś kto kupi mu wszystko. Kogoś, kto kupi mu nowy samochód, miotłę, ciuchy, dom, kogoś, kto będzie w stanie utrzymać go, tak by Tim tylko siedział i nic nie robił. Finn nie miał tyle pieniędzy. Ich wspólne życie, choć przepełnione miłością będzie pewnie bardzo skromne. Finn wiedział, że kminie sporo czasu nim znajdzie porządną pracę, nim zajmie dobre stanowisko w dobrej firmie... Ale pieniądze szczęścia nie dają, prawda? No właśnie. -Mógłbym żyć tylko miłością- szepnął, znów go całując. Drgnął jednak słysząc jakieś rozmowy i wesołe okrzyki. Jak widać inni też zjedli już śniadanie i mieli zamiar wykorzystać kilka minut na spacer lub zabawę na świeżym powietrzu. Głupki. Finn jęknął cicho i naciągnął sweter na brzuch Tima po czym wstał leniwie, podnosząc go ze sobą do góry. -Wracamy do zamku, profesorku- uśmiechnął się, chwytając jego dłoń i raz jeszcze całując.
Przez całą drogę tutaj Kame nie odzywał się ani słowem. Nadal myślał nad tym jak ją zniechęcić do siebie. Znacznie łatwiej by było gdyby ona była jak Cornelia. Z zasady negatywnie nastawiona do świata, ale on wtedy pewnie starał by się ją przekonać do tego, że świat wcale nie jest taki zły jak jej się wydaje. No tak a teraz musiał zrobić coś zupełnie odwrotnego. Nie chciał tego robić, ale nie miał innego wyjścia. Jak zacznie mu zależeć może się potem rozczarować, a wtedy już by nie wytrzymał. Nie chciał więcej powtórki tego co było z Nico. - Mam pytanie jaki jest twój status majątkowy. Tak się tylko z ciekawości pytam ? - Zadał pytanie. Nie było dla niego to ważne, ale po ostatnich wydarzeniach po prostu jakoś zwracał na to uwagę. Nie bynajmniej na to, że szukał jakiejś bogatej dziewczyny. Właśnie chodziło mu o to, żeby ta dziewczyna nie była bogata, najlepiej aby pochodziła z tych nizin tak jak on jeżeli chodzi o majątek. Wtedy na pewno łatwiej jest się dogadać.
Było mi nieco chłodno jednak jakoś mi to o dziwo nie przeszkadzało. Po raz pierwszy chyba, w całym moim życiu. Co mnie poddenerwowało to to, że chłopak milczał przez całą drogę. Normalnie nie przepadałam za rozmową, ale teraz. Naprawdę zmieniałam się przy tym chłopaku, co z resztą było widać w tamtej oblodzonej sali. Rozmawiałam z nim na spokojnie, jak miła i sympatyczna dziewczyna, jednak na tamtą gryfonkę byłam nawet gotowa się rzucić. Normalnie reagowałabym tak samo na tego chłopaka. Jego pytanie mnie zaskoczyło, ale skoro chciał wiedzieć. - Jestem bogata - powiedziałam krótko i zgodnie z prawdą. Naprawdę jego słowa mnie zaskoczyły, ale skoro chciał rozmawiać o majątku... - A ty? - zapytałam go. Nie bardzo mnie obchodziło to ile ma forsy. Najbardziej dla mnie liczyło się to, że dobrze mi się z nim gadało.
- Tak więc to jest chyba już ostatnie miejsce do którego chciałem ciebie przyprowadzić - Mruknął cicho szybko zmieniając temat. Nie miał najmniejszego zamiaru jej powiedzieć w jakiej norze mieszka. Oczywiście jak by to jej powiedział to skończyło by się również na tym, że musiał by jej powiedzieć, że na życie zarabia śpiewając po knajpach. Z jednej strony cieszył się, że ona jest bogata bo miał zapewnienie, że na pewno nie ma co się o nią starać bo jej rodzice na pewno zaraz by robili nie wiadomo jakie jazdy. Zamilkł jak na razie. Nadal obmyślał w głowie to jak by odstraszyć dziewczynę od siebie. Upewnił się, że nie ma tutaj żadnego nauczyciela. Kiedy to zrobił wyciągnął z kieszeni spodni paczkę fajek i zapalił sobie spokojnie jedną i spojrzał na dziewczynę.
Spojrzałam na chłopaka. Miał mi jeszcze pokazać salę do eliksirów, ale wyglądało na to, że zmienił zdanie, że chciał się mnie już pozbyć. Poczułam się z tym faktem tak... źle. Coś mnie zabolało, jednak nie potrafiłam powiedzieć co. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zobaczyłam, że chłopak zapalił papierosa. Normalnie mnie by to odrzuciło, gdybym go teraz dopiero co spotkała widząc jak pali, odeszłabym jak najdalej patrząc na niego z pogardą i obrzydzeniem jednak teraz tego nie mogłam. Stałam tak przez pewien czas, ale zamiast patrzyć na szkołę, przyglądałam się mu. Nic nie mówił, milczał. Cisza mnie drażniła. - Czy coś się stało? - zapytałam w końcu i spuściłam wzrok w ziemię. - Zrobiłam coś nie tak? Na prawdę było mi głupio, zaczęłam się bać, że zraziłam go do siebie. Po raz pierwszy się bałam o coś takiego. Ten strach jednak zastąpił inny, tym razem o siebie. Spojrzałam na naszyjnik ze szafirem, który spoczywał na mojej piersi. Moja ręka powędrowała do niego i zacisnęła się na kamieniu. "Miałeś mnie chronić, więc to nie jest to, prawda?" - w myślach zadałam pytanie skierowane do kamienia, choć wiedziałam, że i tak nie odpowie.
Kame wypuścił dym z ust i spojrzał na dziewczynę. - Nie nic się nie stało a co miało by się stać. Po prostu taki jestem i tyle - Powiedział do niej stosunkowo mało miłym głosem. Tak teraz założył tą twarz którą widzą wszyscy codziennie. Wciągnął dym do płuc i ponownie go wypuścił a on poleciał doskonale w kierunku dziewczyny. Spojrzał na jej naszyjnik. Na tak to pewnie dla niej też coś w stylu talizmanu. On nadal nosił złoty naszyjnik w kształcie serca które się otwierało. A to co się w nim znajdowało wiedział tylko on. Nikomu nie pozwolił go nawet dotykać a co dopiero mowa o otwieraniu. Nie chciał jej się pozbywać, ale wiedział, że jeżeli ich rozmowa dalej tak dobrze będzie im szła to na pewno to się dla niego źle skończy. Tak więc wolał zapobiec jakiemuś nieszczęściu za nim ono nastało. Szkoda, że wcześniej nie był mądrzejszy. Pewnie by teraz nie miał takiej przeszłości a nie innej, ale cóż sam sobie ją sprezentował.
- Wcześniej wydawałeś się inny - mruknęłam. Nie potrafiłam go rozgryźć. Po raz pierwszy chciałam wiedzieć, co chodzi komuś po głowie. Nigdy wcześniej tego nie chciałam, jednak teraz. Dym z jego papierosa poleciał w moją stronę. Zakaszlałam gdy dostał się do moich płuc. - Czy to na pewno nie moja wina? Czy na pewno nie chodzi o moje pieniądze? - spytałam, aby się upewnić. Ta cisza mnie drażniła jak nic wcześniej. Nie wiedziałam jak to określić, ale chciałam aby chłopak, który ocalił moje kości przed złamaniem wrócił. Naprawdę teraz się zmienił. Nie byłam w stanie ust otworzyć. Mój wzrok już nie był skupiony na chłopaku, patrzyłam w bok. Czułam się tak potwornie, tak dziwnie. Straciłam ochotę na cokolwiek, nawet na dokuczanie szlamom.
Kame zrobił stosunkowo dziwną minę. - Co mnie obchodzą twoje pieniądze daj spokój. To jest twój biznes ile ich masz - Nie chciał być dla niej taki oschły. Bardzo ciężko mu to przychodziło, ale w sumie nie robił tego dla siebie. Z nim dziewczyna na pewno miała by zrujnowane życie. Ponownie powróciło do niego to uczucie, że nic jej nie może dać. Przy Nico było dokładnie to samo. Ona wcześnie miała wszystko, a nagle znalazła się w zupełnie innym środowisku. Owszem na własne życzenie, ale Kame na to pozwolił i tego sobie nie wybaczył nawet do tej pory. Łatwo jest przejść z biedy do bogactwa, ale z bogactwa do biedy już nie tak łatwo. - Po prostu mówiłem ci, że nie lubię osób które oceniają innych po czystości krwi. No i ze Slytherin'u też za bardzo nie lubię ludzi. Bo tam chodzą właśnie takie osobniki jak ty - Długo się zbierał aby to powiedzieć. Oczywiście to było kłamstwo, jedno wielkie. Nie przekreślał od razu wszystkich z tego, ale aby ją ochronić musiał to zrobił. Ponownie wciągnął dym w płuca i wypuścił.
Ulżyło mi gdy usłyszałam, że nie obchodzi go forsa. Różnił się od tych natrentów, którzy w poprzedniej szkole uprzykrzali mi życie. Jednakże ton w jakim wypowiedział te słowa mnie ranił. Po raz kolejny poczułam się dotknięta. Był jedyną osobą, która zadała mi ból psychiczny. Na jego kolejne słowa zacisnęłam mocniej pięści. Zdenerwowałam się, po raz pierwszy się zdenerwowałam. Moje oczy się zaszkliły, czułam, że zbiera mi się na płacz. Ja... tak dawno nie płakałam. Nikt jeszcze nie wycisnął ze mnie łez. Normalnie bym mu już odgryzła, jednak teraz... nie było mnie stać na żadną docinkę, moje myśli kręciły się wokół chłopaka. Zaczęłam się zastanawiać kiedy rzucił we mnie zaklęciem, bo moje zachowanie nie było normalne. Wiedziałam, że coś mi zrobił, że to jego wina. Czymś we mnie grzmotnął, a ja nawet nie zauważyłam kiedy. - Kiedy to zrobiłeś? - spytałam starając się aby na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmiech.