Aby się tutaj dostać trzeba zejść po bardzo stromych schodkach. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie popalają albo przesiadują na starej przekrzywionej ławce. Miejsce to nie jest ani atrakcyjne ani bezpieczne - wystarczy nieuważny krok, a wpadniesz do wody, bowiem dociera tu brzeg szkolnego jeziora.
Myśląc ciągle o Courtney Puchon uśmiechal się tak, że prawie dostał skurczu twarzy (jak się uśmachał przez ok.10 minut tego dialogu to napewno twarz boli), więc zmienił uśmiech na klasyczny wyraz twarzy. i uśmiechnął się na komplement Slona, choć bolała strasznie Warsawa twarz. Kiedy padło pytanie z ust Courtney Puchon odpowiedział: - Pochodze z Londynu, a jeśli chcesz wiedzieć to imie takie mam ponieważ mój ojciec pochodzi z Polski, z Warszawy, a tam jest legenda o Warsawie, który z jakąś kobitą założył właśnie tamto miasto, które na początku było wiochą zabitą dechami. Ach chciałbym pojechać do Polski i ją całą zwiedzić. - Warsaw wyczuł już coś pomiędzy nim, a Gryfonką więc niechciał tego zaprzepaścić. Tak więc chwycił ją za ręke i rzekł: - Twoja skóra jest bardzo gładka, jak kwiaty jaśminu w czasie rozkwitu. - i nastała cisza, aż Warsaw zauważył swojego kumpla, Briana mówiąc: - Cześć i czy ja czuje piwko? - Puchon lubił piwo więc mógł wyczuć je nawet po jednym małym łyczku.
Gdy dotarłem do tego zbiorowiska i się grzecznie przywitałem, dojrzałem jak mój ziomal Warsaw rozmawia z jakąś kobietką. Całkiem ładną. Kiedy kolega wyczuł moje piwko uśmiechnąłem się i rzuciłem w jego stronę butelkę z piwem. -Masz.- Powiedziałem i po chwili rzekłem do reszty. -Nazywam się Brian.- Powiedziałem do innych. Upiłem łyk piwa z mojej butelki i spostrzegłem kwiatki. Chwilę tak się gapiłem i zapytałem. -Czy ja w czymś przeszkadzam?- Zaśmiałem się znowu spożyłem to pyszne, zimne piwko. Ale ono było dobre.
Kiedy Brian rzucił butelke Puchon złapał ją i od razu schował do kieszeni pod płaszczem, by mogło się wydawać, że Warsaw ma ok. 20 kieszeni, ale miał tylko 4. 2 na wierzchu, a 2 wewnątrz. Te wewnętrzne były wielkie, więc piwko było niezuwarzalne. Nagle Warsaw powiedział do Brioana: -Dzięki. - Kiedy Brian się przedstawił już wszystkim Puchon dodał - Nie przeszkadzasz, im więcej ludzi tym lepiej, oczywiście jeśli każdy w towarzystwie umie się zachować. - Puchon wtedy się lekko zaśmiał.
Ojezuświęty, Piwka o mało nie wypuściła marzanny z rąk z wrażenia. Warszawa wiedział, jak się nazywa! Wielki, uroczo-uwodzicielski uśmiech pojawił się na jej twarzy. Spojrzała na Warsawa spod rzęs. Och, to było powalające. - Masz rację, oczywiście - powiedziała, chociaż nawet nie wiedziała jaką rację, usłyszała tylko "Peony". - Mogę pierwsza? - spytała z nadzieją na Gilberta. No oczywiście ze mogła, musiała wręcz. Ale spytała z przyzwyczajenia, a potem udała, że wcale nie widzi, jak Kortni odrwaca się do niej plecami, niech się obraża, ważne, żeby rozkochać w sobie Warszawę! Patrzyła oczarowana, jak Warsaw opowiada o swojej broni. A potem dał kwiaty Kortni! Peoni patrzyła na to ze zgrozą. Jej serce pękło właśnie na milion kawałków. A ta ruda, zdradliwa szuja je przyjęła, a przecież wiedziała o słabości Piwki do polskich miast! A potem jeszcze te flirty! - Cześć, jestem Peony van Zephyt - powiedziała do Briana. W jej głowie ułożył się szatański plan poderwania przyjaciela Warszawy. Puściła do niego oczko, ale tak, żeby nikt nie zauważył.
Troszkę dziwnie czułem się w tym towarzystwie. Nikogo nie znałem, prawie nikogo. Kiedy Peony przedstawiła się i pościła do mnie oczko, ja uśmiechnąłem się uwodzicielsko a następnie ukłoniłem. -Jestem Toronto, Brian Toronto.- Pojechałem troszkę klimatem z Bonda. Znowu napiłem się troszeczkę mojego piwka. -Chcesz?- Wystawiłem butelkę do połowy pełną. No po prostu nie wypadało samemu pić. Ale jestem beznadziejny. Ale mówi się trudno, taki mam charakter. -Ej Warsaw! Masz przy sobie ten swój pistolecik?- Musiałem się oto zapytać. Zawsze mnie bawiła ta jego broń. Zacząłem się śmiać. Miałem bardzo dobry humor.
Och jej! Jak on się pięknie uśmiechał! Niesamowite, że tak długo wytrzymuje! Ona już dawno by się poddała, zmieniając trochę mimikę twarzy a on nie! - Wow, niesamowite! – Otworzyła lekko buźkę z niemym zachwyceniem. Znaczy nie znowu takim niemym, bo przecież się odezwała, ale no wiecie, o co chodzi. Co prawda wiedziała co nieco o Polskich legendach i o ile się nie myliła, to w tej legendzie był Wars i Sawa. Ale przecież nic nie powie, jeszcze się okaże, że to się jej tylko wydaje i co? Zbłaźni się i to przed takim niesamowitym chłopakiem! Puchon musiał wiedzieć, o czym mówi. - Ojej, jaki ty słodki. – Zarumieniła się aż od tego komplementu. Był taki przeuroczy, zaczęła nawet podejrzewać, że bardziej niż Boris, który nigdy jej takiego czegoś nie powiedział. Jedyne, na co się zdobył to „masz ładną cerę”. Och, będzie go musiała wysłać do Warszawa na lekcje. Odwróciła na chwilę wzrok od Puchona i ujrzała rozeźloną Piwonię. O CHOLERKA, zapomniała, że ona też lubi polskie miasta. Niedobrze. Niby była na nią obrażona, ale nie chciała się potem kłócić. Tym bardziej, że nie miała żadnego kremu do rąk ani poziomek, żeby ją w razie czego przekupić. Pokiwała jej ręką, dając znak, żeby podeszła. W końcu czworokąty to też dobra sprawa, co nie? - Warsaw, znasz Piwonię, prawda? – Uśmiechnęła się szeroko, kiedy Krukonka stanęła przy nich. - Świetna dziewczyna, naprawdę.
Zdziwiony Puchon na pytanie Gryfonki się troche zkłopotał. Myślał że do tego nie dojdzie. Bał sę, że jak skomplementuje Piwke to może stracić szanse u przeuroczej Courtney. W końcu się zdecydował odpowiedzieć: - Tak znam ją z lekcji i korytarza. Czasami się wymieniło pare słów. - Warsaw usmiechnął się. Odrazu też dodał: - Wiem, fajna z niej kumpela, a może chcecie moje piwko na spółe? - zaproponował Warsaw puszczając oczko do Courtney. Miał nadzieje ją zdobyć. Nagle usłyszał pytanie Briana o pistoet do ASG, więc tylko wychylił mu kolbe z kieszeni i rzekł: - Jak widać, mam. Ostrożności nigdy za wiele. - nagle Warsaw wpadł w lekki śmiech.
Oh, jak dobrze że na tym świecie są jeszcze łaskawi ludzie. Gilbertowi zrobiło się bardzo miło kiedy Courtney postanowiła podzielić się z nim owym kwiatuszkiem. Na pewno wyglądał bardzo ładnie z takim chwastem za uchem, niczym jakaś rusałka albo coś. Chociaż z tego co kojarzył rusałki były nagie. Spojrzał niepewnie na swój płaszcz, potem na pozostałych zebranych... Nie no, daruje sobie. Kompletnie zniszczyli klimat, atmosferę, a tym samym jego chęci. Okropni ludzie, ja wiem. Z uwagą słuchał opowieści puchona. Etymologia jego imienia była fscynująca, ale i tutaj Gilbert wykazał się głupotom. Podrapał się niepewnie po łepetynie szukając na mapie w głowie jakiejś innej Polski. Pół życia był pewien, że Warszawę założył mężczyzna imieniem Wars i spiknął się z syreną, a nie kobitką, a jej tak w ogóle było Sawa. I w ogóle ta syrenka okazała się wyjątkowo dzielna, co tam jakiś marny rybak... Ale on się wychylać nie będzie, na pewno mu się cos pomyliło! I jeszcze na koniec puchon zgasił go porównaniem rudej do jakiegoś tajemnego kwiatka i w ogóle. Cała nadzieja leżała w Peony, była zwarta i gotowa. Ślizogn pokiwał ochoczo głową, ale i ta niewiasta go zostawiła dla jakiegoś marnego gryfona. Obrażony na cały świat Slone usiadł sobie obok Naomi i począł dźgać ją palcem w biodro licząc, że niewiasta ożyje i podpowie mu jak się podrywa ludzi z imieniem od polskich miast i go pogłaszcze po główce, bo już biedak drżenie podbródka powstrzymal.
Tą rozmaitością zjawisk wszelakich Naomi upewniła się, że ma wyjątkowy dar wywoływania dziwnych wydarzeń, tudzież zbiegowisk, grupowego flirtowania i tym podobnych. W innej sytuacji cieszyłaby się z tej umiejętności, ale po co coś takiego, gdy ci ludzie, którzy tak nieoczekiwanie się spotkali, w ogóle nie zwracają na nią uwagi? Przybyło trochę Hogwatczyków (?), nawet ich znała. Przywitała się z nimi nawet grzecznie, po czym dostrzegając brak uwagi, usiadła sobie na pobliskim kamieniu. Oparła łokcie o kolana, a na zwiniętych w pięście dłoniach oparła brodę. Siedząc tak i bezmyślnie gapiąc się na tych ludzi, którzy wyczyniali przenajdziwniejsze rzeczy popadła w niechcianą melancholię. Z owego stanu wybawił ją dopiero Gilbert dość boleśnie. Miała już mu coś tam nawrzucać za bezczelne dźganie jej osoby, lecz dojrzawszy jego zbolała minę, zrobiło jej się trochę żal. - Cóż za urocza scenka, no nie, Slone? - mruknęła, w bardzo inteligenty sposób starając się podtrzymać towarzysza na duchu konwersacją. Oczywiście nie domyśliła się, iż przyczyną złego humoru Gilberta jest ten fascynujący Puchon.
Luke pospiesznie przyszedł z dużą torbą na łąkę pełną kwitnących kwiatów. Wyjął ze swojej torby koc i rozłożył go przy okazji zbierając bukiet kwiatów który schował do torby, jakby go ukrywał. Wyglądał jakby czekał na kogoś, lecz był również bardzo zakłopotany, lecz nagle zauważył pewien cień w oddali i zajął swe miejsce na kocu, spokojnie spoglądając na jezioro nad którym znajdował się ten most. Uważał żę jest to bardzo urocze miejsce.
Peoni zrobiło się aż gorąco od uwodzicielskiego uśmiechu Briana! Był w sumie o wiele męski od Warszawy, może nawet mógłby go zastąpić w snach Piwonii! No a do tego się ukłonił! Przy tym teksty o cerze i białe orchidee wymiękały, sory. I jeszcze to nawiązanie do agenta zero zero siedem, mniam! Dlatego kiedy Kortni przedstawiła ją. Warsawowi, Piwka zrobiła trochę pobłażającą minę. - A ja tam ciebie nie kojarzę! - rzekła i spojrzała na Courtney tym specjalnym spojrzeniem, dając jej znać, że Warszawa jest cały jej. A potem odeszła od nich, by zbliżyć się do Briana. Nie jakoś bardzo, no trochę prywatnej przestrzeni jeszcze miał. - Chcesz cukierka? - zapytała go, uśmiechając się słodko.
Jerome wyszedł sobie na kolejną pasjonującą wędrówkę po Hogwarcie, i tak w zasadzie nie miał obranego konkretnego celu, więc sobie tak chodził co jakiś czas spotykając znajome twarze, których było niewiele, wszak Jerome nie posiadał zbyt wiele znajomości, bo jak przecież wiadomo starannie dobierał towarzyszy życia. W pewnym momencie jego bezcelowego włóczenia się po Hogwarcie wpadł na pomysł, żeby pójść na most wiszący porozmwyślać, a więc tak zrobił i po niedługim czasie był już na miejscu, czując jak ciepłe powietrze delikatnie rozgrzewa mu policzki. Wyciągnął wtedy paczkę papierosów, ale z niewielkim oporem schował ją z powrotem do tylnej kieszeni jeansów. Wyjrzał za balustradę, i słysząc jakieś głosy spojrzał na dół. Na łące zauważył swoich przyjaciół z dzieciństwa beztrosko popijających sobie alkohol. Nie miał w zanadrzu nic dla siebie alkoholowego także postanowił skorzystać a poza tym dawno nie widział przyjaciół. Począł drogę na dół. Gdy już osiągnął zamierzone miejsce, otrzepał jeansy, i podszedł do kumpli stając obok. -Siemacie. Na jego nieszczęście była tu też Courtney, ale postanowił to znieść, a jej koleżanki nie znał, lecz był pewny, że jest z jego domu. Naomi i Gilberta nie dostrzegł, ale jak krukonka go zauważyła to musiała być wielce zdziwiona, przecież Felix dość dawno wyjechał do Islandii A no i tak... wrócił Naomi, wrócił!
Och, ona nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Gilbert trochę pobawił się w rusałkę. Byłoby śmiesznie. Oczywiście porobiłaby zdjęcia, żeby włożyć pod poduszkę pokazać Szarlotce na co się pisze. Oj… jak to zniszczyli? Jak on w ogóle może no? A co z ich podstępem? Spojrzała na Piwkę i już wiedziała! Niewiele jej było potrzebne do szczęścia, jak widać. Ale właściwie, czego się spodziewała. I tak ją kochała, no! Nawet teraz bardziej, skoro nie musiała się z nią dzielić Warszawem! Uśmiechnęła się do niej szeroko i odprowadziła wzrokiem. Pasowali do siebie… ona z tym Brianem! Ależ ona nie miała nic przeciwko temu, żeby komplementował trochę Piwkę. Oczywiście pod warunkiem, że nie walnąłby jej jakiejś metafory o cerze! Chociaż właściwie racja, straciłaby do niego zaufanie, gdyby powiedział Piwonii coś bardzo fajnego. - Fajna kumpela… no tak. Prawda. Bardzo fajna. Nie, dziękuję. Nie lubię piwa. – Uśmiechnęła się do niego uroczo i przybliżyła się odrobinkę. W odróżnieniu do Piwki przy Brianie, trochę naruszała przestrzeń prywatną Puchona. Ale tylko trochę! - Ojej… jakiś ty mądry i przezorny! – Zachwyciła się, niby przypadkiem kładąc rękę na jego kolanie. Podniosła głowę, usłyszawszy kolejne powitanie. O! Felix! Jak miło! Oczywiście, nie zdawała sobie sprawy z jego niechęci do niej. Wręcz przeciwnie, myślała, że bardzo ją lubi! - Czeeeść.
Puchon poczuł coś, a coś to dokładnie gorąc gdzieś w środku. Nasiliło się to, gdy Gryffonka bardziej zbliżyła się do niego. Wars już myślał, że go nic nie zaskoczy dziś, ale jednak. Zaskoczyło go to, że jego ziomuś, Felix się tutaj zjawił. Gdy zauważył, że zbliża sie do niego przybił z nim piątke i rzekł: - Siema, jak tam? - uśmiechnął się troche i powiedział do Courtney: - Chcesz potrzymać troche? - wyjął swój "pistolecik" i skierował stroną kolby do niej i wtedy chłopak zamyślił się, co często u niego się zdarzało, ale tym razem pomyślał o czymś, co nigdy nie pomyślał żeby zrobić, a dokładnie stworzyć nowe zaklęcie.
Wszystko jak na razie było w porządku. Każdy rozmawiał z każdym a ja czułem się niechciany(ale to smutne). Na szczęście Peony się mną zainteresowała. A jej czyny powinny być głoszone na całym świecie, poczęstowała moją skromną osobę cukierkiem. -Bardzo chętnie wezmę tego otóż cukierka.- A następnie chwyciłem cukierka i go odpieczętowałem. Opakowanie wsadziłem do kieszeni a cukierka wystawiłem przed siebie i postanowiłem poudawać trochę idiotę. Zacząłem udawać iż to oto pyszne cudo architektury o smaku toffi chce mnie pożreć. -AAAAAAAAAA! To chce mnie pożreć.- I w tym momencie zacząłem bronić się przed tym cukierkiem. Biegałem jak oszalały i krzyczałem. Udawałem także, że ten cukierek jest silniejszy ode mnie. Po chwili przyszedł Felix a ja w manewrze obronnym zjadłem szybko cukierka i rzekłem. -Witaj mój drogi przyjacielu. Błogosławie cię.- I ruszyłem w stronę Peony. Tak nawiasem mówiąc, cały czas udawałem idiotę.
W ten piękny dzień Lucy postanowiła trochę pozwiedzać. Zapakowała do torebki książkę, którą przysłała jej mama i ruszyła w stronę łąki pod wiszącym mostem. Droga była bardzo przyjemna. Szła podśpiewując sobie nową piosenkę Pocałunku dementora. Gdy w końcu dotarła na miejsce zaczęła rozglądać się za jakimś ciekawie wyglądającym drzewem pod którym mogłaby się schować i spokojnie oddać lekturze. Jej uwagę przyciągnęła nie za wysoka wierzba rosnąca niedaleko jeziora. Podeszła do niej, przeciągnęła się i usiadła na trawie. Następnie wyciągnęła książkę z torebki i zaczęła czytać.
Tim wybrał się na spacer po błoniach. Ciepło, słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, umówił się na jutro z Penelopą, żyć nie umierać! Zastanawiało go tylko gdzie jest Finn. Nie widział go od paru dni, od spotkania w herbaciarni i martwił się trochę. Miał nadzieję spotkać go niedługo, jakoś go wesprzeć, w końcu po to jest. Nucąc pod nosem piosenkę ulubionego mugolskiego zespołu szedł żwawo przez łąkę w ręku trzymając książkę o powstaniu i początkach Ministerstwa Magii. Niektórym mogło to się wydać strasznie nudne, ale cóż poradzić, lubił historię i teraz szukał dogodnego miejsca, nie za gorącego, żeby móc sobie w spokoju poczytać. W Pokoju Wspólnym było to niemożliwe, jakieś dwie najlepsze przyjaciółki kłóciły się o to, że jedna spojrzała na chłopaka drugiej. Rany, dziewczyny i ich problemy. Timotheusa aż uszy rozbolały i nawet nie próbował rozdzielić dziewcząt choć znał i lubił obie. Jeszcze mu by się dostało za to, że "jest szowinistyczną świnią, taką samą jak reszta facetów", jak to miało miejsce gdy ostatnio wtrącił się w kłótnię o chłopaka. Wolał się grzecznie i cicho usunąć w cień i zatopić w ulubionej lekturze. W tym właśnie celu dotarł na łąkę pod mostem i rozejrzał się dookoła. Idealnie- cisza, cień i spokój. Lubił tu przebywać. Położył się wygodnie na trawie i zaczął czytać. Minęło kilka minut, gdy skończył rozdział pierwszy i usłyszał znajome miauczenie. Podniósł głowę i uśmiechnął się lekko widząc swojego pupila zmierzającego w jego stronę. Ten to zawsze wiedział gdzie jest jego pan. - Kici, kici, Giz, chodź.- zawołał kotka i gdy zwierzątko podeszło bliżej ułożyło się obok głowy swojego właściciela, a ten podrapał go za uchem i ponownie ułożył się w poprzedniej pozycji. Po chwili trwał już zagłębiony w lekturze jedną ręką trzymał książkę, a drugą głaskał pupila (mruczącego w tym czasie radośnie) po głowie.
Wiedział, że to co zrobił w herbaciarni było niegrzeczne. Nie powinien ich wtedy tak zostawiać, zwłaszcza, że to on właśnie ich tam zaprosił. Do dziś martwił się, co przyjaciel i Penelopa myślą o jego zachowaniu. Ta kwestia wciąż nie dawała mu spokoju. Wyszedł pewnie na totalnego kretyna i desperata, który przez jedną dziewczynę traci głowę. To jest niesprawiedliwe i tyle, tak nie powinno być. Ale naprawdę nic, nic nie mógł zrobić, wtedy, w herbaciarni. Był wobec tego taki bezsilny. To go przytłaczało. Ostatnimi czasy myślał o tym strasznie dużo; o Corin, o spotkaniu w herbaciarni i o tym... że prawie nic nie poczuł. Żadnych motyli w brzuchu, żadnego trzepotania serca. Dłonie mu się nie spociły, nie zaczął paplać bzdur i ani razu głos mu nie zadrżał. Tak jakby nic się nie stało. Nic, zupełnie nic. W celu zrelaksowania się postanowił wyjść. Najlepiej tam, gdzie nigdzie by nie było. Wskoczył w czarne, proste spodnie z szelkami i biały podkoszulek (jakoś tak) i wyszedł z Zamku. Pierwsze miejsce, które przyszło mu na myśl to jezioro, ale tam o tej porze roku zazwyczaj kręci się pełno ludzi i na pewno nie zaznałby chwili spokoju. Musiał wiec wybrać inne miejsce. Tylko jakie? Aż przystanął, zastanawiając się, gdzie skierować swe kroki. W końcu miał; łąką. Wszyscy grzeją się nad jeziorem lub uczą do testów w bibliotece i wątpiłby ktokolwiek wpadł na tak genialny pomysł, jak on. Ale znów nie miał szczęścia. Łąkę już ktoś zająć i młody Puchon westchnął cicho. Zaraz jednak zobaczył znajomego kocura i uśmiechnął się pod nosem. Nie mógł się pomylić. To Gizmo. A to oznacza, że obok niego znajduje się też Tim. Więc to ten skurczybyk zajął jego miejsce. Przez chwilę obserwował tą parkę w milczeniu, a po jego sercu rozlało się niesamowite ciepło, które jego samego zaskoczyło. Nie wiedział czym jest ono spowodowane i prawdę powiedziawszy, bał się dowiedzieć. W końcu jednak ruszył się z miejsca, kierując się w jego stronę. Stanął nad chłopakiem, przysłaniając mu słońce i uśmiechnął się lekko. Schylił się, by pogłaskać kocura, który zaczął mruczeć głośno i siadł koło swego przyjaciela. -Przepraszam- zaczął, zamiast zwykłego "cześć" i zaczął skubać źdźbła trawy. -Za tą akcję w herbaciarni. Tak jakoś... wyszło- wzruszył delikatnie ramionami i spojrzał na starszego Holendra. -Lepiej mów, jak tam z Penelopą. Jest miła, prawda?
Szczerze mówiąc Tim wcale nie miał za złe Finnowi za to, że go zostawił z Penelopą w herbaciarni. Rozumiał, że chłopak chciał być wtedy sam, przemyśleć. Martwił się o niego, a jednocześnie był wściekły. Ale na Cornelię, że zepsuła im wieczór. Gdyby tam nie przyszła siedzieliby sobie spokojnie, a Puchon byłby wesoły i uśmiechnięty. Ale spędził parę godzin sam z Penny i naprawdę miło się gadało. Krukon zaczytał się w książce niesamowicie, strasznie była ciekawa. Chłopak uwielbiał czytać. Mógłby to robić dniami i nocami i wcale nie czułby się zniechęcony ani zmęczony. Siedział i głaskał Gizmo co i rusz przymykając oczy by zapamiętać jakieś nazwisko czy datę, by potem wykazać się na lekcji. W pewnym momencie ktoś albo coś zasłonilo mu słońce, tak że prawie nic nie mógł zobaczyć, więc odłożył książkę i uśmiechnął się słysząc dobrze sobie znany i kochany głos. Jak zwykle widząc chłopaka Tim poczuł się niesamowicie bezpieczny i rozluźniony. Obrócił się ku Finnowi słuchając jego tłumaczenia kręcąc przecząco głową. - Nie masz za co przepraszać, nic się przecież nie stało. - wzruszył ramionami delikatnie. Słysząc pytanie Puchona zamyślił się lekko...Cóż, polubił Penelopę, ale nie wydało mu się, że mogłoby powstać z jego strony coś głębszego, ale jego plan kazał mu przywdziać na twarz szeroki, rozentuzjazmowany uśmiech. -Noooo, jest świetna. Spędziliśmy naprawdę niesamowity wieczór. Długo gadaliśmy! Aż do zamknięcia herbaciarni, a potem poszliśmy jeszcze na spacer i jutro spotykamy się znowu. Jest naprawdę miłą dziewczyną. A jaką ładną! Dzięki, że mnie z nią poznałeś, naprawdę. Okazało się, że mamy parę wspólnych zainteresowań i ulubionych rzeczy, na przykład zieloną herbatę. Fajnie, nie? Naprawdę, Pen jest świetna. I wiesz co, chyba nawet mi się podoba. - mówił cały czas się szczerząc, a jego głos brzmiał na naprawdę podekscytowany i wesoły. I, o dziwo, dużo z tych rzeczy było prawdą. Ale potem spoważniał i spojrzał uważnie na Finna. -A co u ciebie? Wiesz...wtedy, w herbaciarni, nie wyglądałeś za dobrze...- przewiercał chłopaka troskliwym wzrokiem sadzając sobie Giza na kolana i głaszcząc go.
On także uwielbiał czytać. Ale nigdy tak bardzo jak Tim. Dla Krukona to był cały świat, jego własny świat. Zawsze, gdy był smutny, czy zły czytać książkę. Tak przynajmniej myślał Finn. Gdy Puchon próbował go wyciągnąć na imprezę w celu poprawienia humoru, Tim wychodził z nim niechętnie i raczej mało pił, w przeciwieństwie do Finna, który potrafił wlać w siebie sporo procentów. Potem za to przyjaciel musiał odprowadzać go pod same drzwi dormitorium, bo sam nie dałby rady i usnąłby na korytarzu. Ale kochany Tim był zawsze! Słuchając jego wywodu o Pen poczuł dziwne ukłucie w żołądku. Coś go zabolało. To chyba serce... Nie czuł tego od tak dawna, odkąd Corin go zostawiła i teraz wydało mu się to takie dziwne, niezwykłe. Obce. Jednocześnie bał się tego. Nagle pożałował też, że poznał go z Puchonką. Nie chciał by się nią tak zachwycał. Był o niego zazdrosny? Że to on tak ją oczarował? Czy może chodziło o coś innego? Finn podejrzewał, że może to być to drugie, ale za nic nie chciał się do tego przyznać. Zamiast tego słuchał w milczeniu, w pewnym momencie opierając czoło na ramieniu Tima. -Nie mówmy o Corin. Było, minęło, dawno i nieprawda. Wciąż coś do niej czuje i dlatego to tak boli. Porzuciła mnie z dnia na dzień, a teraz myśli, że co? Że do niej wrócę? Żart jakiś- prychnął, wtulając się w jego ramię. Było ciepłe, jak cały Krukon i Finn czuł się przy nim niesamowicie bezpiecznie. Przypominał mu dom, dzieciństwo... Był dla niego jak rodzina, tak ważny, że zrobiłby dla niego wszystko. Kochał go, choć jeszcze nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób. -Ale...- dodał nagle, a głos dziwnie mu zadrżał. -Ja... ciągle o niej myślę- odsunął się od niego na kilka centymetrów i ukrył twarz w dłoniach. -Ona jest dla mnie wszystkim, nie potrafię być tak obojętny. Jestem taki... żałosny.
Owszem, Tim kochał czytanie. Zawsze jak był zdenerwowany czy smutny książki go uspokajały. Ale nie zeby nie lubił imprezować czy ogólnie spotykać się z przyjaciółmi! Wręcz przeciwnie. Lubił sobie czasem wyskoczyć gdzieś z Finnem. Puchon się mylił. Jak już Krukon był na imprezie pił dosyć dużo, a miał raczej słabą głowę, więc nie wychodziło mu to na dobre. Można jednak uznać, że obaj potrafili wlać w siebie dużo procentów i nawzajem się odprowadzali. Zawsze jakoś dawali sobie radę. W końcu jak są razem nic im nie straszne! Wywód o Pen wychodził mu całkiem naturalnie. Miło im się rozmawiało, fakt, ale nie był tak podekscytowany tym jak to ukazywał. Jednak właśnie podczas tego spotkania przysiągł sobie, że zrobi wszystko, WSZYSTKO, aby zdobyć Finna. Wykańczało go już to wzdychanie do przyjaciela na odległość i chciał wzbudzić w chłopaku podobne uczucia, nie wiedząc iż Puchon już go kiedyś nimi darzył. Podjął więc decyzję, że będzie z Pen, żeby wzbudzić w chłopaku pewnego rodzaju zazdrość i miał nadzieję, że mu się powiedzie. Zdawał sobie sprawę, że to bardzo nie fair wobec dziewczyny, była w końcu miłą i śliczną dziewczyną, ale zakochany człowiek jest w stanie zrobić ponoć wszystko nie patrząc na konsekwecje. Miał jednak nadzieję, że Pen mu to wybaczy i będą mogli być przyjaciółmi. Naprawdę nie chciał jej krzywdzić, zasługiwała na miłość. Tyle że on nie mógł jej jej dać. Bezwzględnie, na zawsze i na wieczność kochał Finna, który właśnie w tej chwili zmagał się z myślami. Gdy poczuł czoło przyjaciela na swoim ramieniu momentalnie przerwał wypowiedź czując, że się rumieni i serce mu bije szybciej. Poczuł się tak...swojsko. Jakby takie właśnie ułożenie było odpowiednie, jakby było im pisane. Finn koajrzył mu się z wszystkim to co dobre, ze szczęśliwym dzieciństwem, zabawą, domem, surfowaniem, poobijanymi kolanami...Zrobiłby wszystko żeby zostać w takiej pozycji na zawsze, zrobiłby wszystko dla swojego przyjaciela, bez któego jego życie byłoby takie jakieś niekompletne. Wysłuchał w spokoju wypowiedzi chłopaka. Aż się w nim gotowało. Co ta Cornelia zrobiła z jego przyjacielem? Ze związku z nią nie wyszło nic dobrego. Holender tylko cierpi. Najlepiej by było jakby jej w ogóle nie było. Finn byłby takim samym radosnym, szczęśliwym Finnem i nie bolałoby go to tak bardzo. Dla Tima to także lepiej. Może wcześniej doszedłby do wniosku, że trzeba coś zrobić ze swoim uczuciem. Teraz chciał jak najbardziej pomóc chłopakowi, pokazać, że świat nie kończy się na Gryfonce, że może być szczęśliwy bez niej i że dziewczyna na niego nie zasługiwała. -Rozumiem...wiesz...nie jesteś żałosny. Kochasz ją, to zrozumiałe że cierpisz i że wciąż o niej myślisz. Powiem ci, że najgłupszą rzeczą jaką byś zrobił to wrócenie do niej. Martwię się o ciebie, nie chciałbym żebyś znowu cierpiał. - patrzył zatroskany na Finna, chłopak wyglądał naprawdę kiepsko. I w tym momencie Krukon chciałby jakoś rozweselić chłopaka, ale nie miał pojęcia jak. Ta dziewczyna nie zasługiwała na niego. A on powinien mieć kogoś lepszego, ktoś kto by doceniał go i pozwolił na jego cierpienie. Tim na przykład nigdy nie zraniłby Puchona, bo go kochał. Patrzenie na ból i rozpacz ukochanej osoby jest czymś strasznym, wręcz nie do przyjęcia. Chciałoby się zniszczyć osobę, która te cierpienie zadała. Jak ta dziewczyna mogła być tak ślepa i głupia, żeby nie wiedzieć jak bardzo go zraniła? Nie liczyła się z jego uczuciami, po prostu. Holender nie mógł czegoś takiego zrozumieć. Wyciągnął rękę ku Finnowi klepiąc go lekko po plecach. -Coś wymyślę, wiesz? Nie pozwolę ci tak cierpieć. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i nie mogę dłużej patrzeć na twój ból. Damy sobie radę, obiecuję. To minie...są wakacje, pojedziemy nad morze, poserfujemy, wybawimy się za wszystkie czasy...zobaczysz. Nie pozwolimy Finnowi zbyt długo rozpaczać. - uśmiechnął się lekko i zwichrzył przyjacielowi wlosy. Za wszelką cenę chciał poprawić mu humor.
On chyba nie potrafiłby tak dobrze kłamać. Od razu było po nim widać kiedy mijał się z prawdą i strasznie go to irytowało. Nie był dobrym aktorem. Nigdy nie był. Więc w porównaniu z nim Tim był mistrzem. Co tu dużo mówić- dał się nabrać na tą gadkę o Pen i uwierzył mu. Ale nie wiedział, czy chciałby być na miejscu dziewczyny, skoro Tim miał zamiar tylko ją wykorzystać. To okrutne! I na pewno okrzyczy za to przyjaciela nim dowie się jaki jest tego powód. Bo potem pewnie zapadnie się pod ziemie lub spłonie ze wstydu. Jeszcze nigdy żadne chłopak nie wyznał mu miłości. I choć pociągali go to uważał to za trochę krępujące, dziwne. Nie umiał tego wytłumaczyć. Gdy zaś jakieś dziewczyny wyznawały mu swą "dozgonną miłość" traktował to na luzie, jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Może dlatego, że wiedział, że nie mówią poważnie? Ale gdyby Tim wyznał mu miłość... Przyjaciel nie żartował w tak poważnych sprawach, był raczej poważny i dlatego Finnowi byłoby tak trudno. Och no, lepiej zrób to szybko i bezboleśnie! On także nie wiedział, jak mogła go tak potraktować. Gdyby wiedział, nie zadręczałaby się tym tak. Gdzie popełnił błąd? Starał się być przecież idealnym chłopakiem, który mógłby zasłużyć na jej miłość. Jednak już wtedy powinien wiedzieć, że na prawdziwą miłość nie trzeba sobie zasłużyć. To po prostu przychodzi. A Corin... Corin to Corin. Nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie taka egoistyczna, jakby bez serca i zimna jak lód. -Jestem, nawet nie zaprzeczaj. Wciąż się zastanawiam, co zrobiłem nie tak. Wybaczałem jej wszystko, każdą zdradę, to wszystko... znosiłem to wszystko, czego nikt inny by nie znosił i zawsze byłem przy niej. A ona...- zamknął oczy, czując, że zaraz się rozklei. Nie może sobie na to pozwolić. Po prostu nie może! Ale powieki zaczęły go szczypać i poczuł jak wzbierają pod nimi łzy. -Nie wie co straciła- burknął, chcąc się jakoś pocieszyć i objął starszego Holendra w pasie. -Pozwól mi, tylko chwilkę- poprosił i nie słysząc z jego strony protestu wtulił twarz w jego pierś. Tu było dobrze i póki co nawet nie przemknęło mu przez myśl, jak to może wyglądać. Zresztą, kto ich tu widział? Byli tu sami. No, razem z Gizmo, który jednak tera zszedł z kolan Tima, jakby robiąc miejsce Finnowi. -Co porobimy na wakacje? chciałbym gdzieś wyjechać. Może do Francji, co? Paryż jest ponoć piękny- palnął, chcąc zmienić jakoś temat i zająć czymś myśli.
Tim sam nie wiedział dlaczego tak dobrze szło mu kłamanie, w końcu nigdy nie był zbyt dobrym aktorem. Może to Finn nie mógłby uwierzyć, że jego przyjaciel go okłamuje? Albo może Krukon naprawdę się w tym wprawił? W końcu okłamywał już wiele osób, na przykład co do swojej orientacji, liczby związków czy tego czy ktoś mu się aktualnie podoba. Po prostu weszło mu to w krew. On sam często był zapewniany o miłości, zarówno przez dziewczęta jak i przez chłopców. Jednak nikt, nikt, nie został jeszcze przez niego obdarzony tymi najpiękniejszymi dziewięcioma literkami na świecie. Według niego mówi się to tylko temu kogo się najbardziej kocha i temu kto na to najbardziej hmmm zasługuje. Dla niego wyznawanie miłości przez chłopaków wcale nie było dziwne, wręcz przeciwnie, normalne, takie rzeczy się teraz na świecie dzieją, więc to nie jest nic nienormalnego, przynajmniej według niego. Co do Penelopy...nie zamierza nikomu mówić iż jest ona wykorzystywana tylko do pewnego celu. W pewnym sensie nie tylko. Tim naprawdę ją lubi i miło będzie się z nią spotkać raz czy dwa. Wiedział jednak do czego te spotkania prowadzą i naprawdę było mu głupio z tego powodu, ale jak już pisałam wcześniej uznał to za jedyne wyjście, mając nadzieję, że Puchonka mu wybaczy. W końcu prawdziwej miłości nie można się wyrzec i zapomnieć, prawda? Przynajmniej Holender by nie mógł zapomnieć o Finnie i zakochać się w kimś innym, a przysięgam, że próbował nie raz. Miał nadzieję iż ani dziewczyna ani jego przyjaciel nie domyślą się o jego planie. Nie mogli, był zbyt idealnie dopracowany...Bo oczywiście, jak to on, nie mógł zrobić nic bez zaplanowania tego sobie. Tak naprawdę to zanim zaczęłam pisać tego posta miałam plan, że Tim zacznie się drzeć na Finna, tak jak o tym mówiłysmy na gg, że on tak bardzo go kocha, a Puchon tego nie dostrzega, tylko jest zapatrzony w tą swoją Corin bla bla bla, ale teraz nie jestem tego taka pewna, zobaczymy co tam dalej mi z palców wyjdzie, pewnie nie to bym chciała, ale nieważne. Awanturka najwyżej zrobi się później. Finn był idealnym chłopakiem. Miły, przystojny, szarmancki, silny, zrobiłby dla swojej dziewczyny wszystko...zasługiwał na kogoś lepszego niż Cornelia. W ogóle go nie doceniała i nie przejmowała się nim. Timotheus zastanawiał się czasem co Puchon w niej widzi. No dobra, może i była ładna, ale...nic poza tym chyba. Krukon nie znał jej aż tak dobrze, ale tak mu się wydawało. Druga sprawa, że przemawiała przez niego zazdrość i Finna widział tylko ze sobą... - Nie. Nie jesteś. Nic nie zrobiłeś nie tak. To jej wina. A ty byłeś dla niej za dobry. Znosiłeś ją, a ona tego nie doceniała. - tłumaczył chcąc przekonać przyjaciela, że to nie przez niego, że on w niczym nie zawinił. Że nie powinien się zadręczać. -Kiedyś może zrozumie jakiego straciła fajnego faceta. - dodał jeszcze. Wtem poczuł dłonie obejmujące go w pasie co go troszeczkę zamroczyło na moment przez co nie dosłyszał wypowiedzi chłopaka. -C-co?- spytał nieprzytomnie by po chwili mieć głowę Holendra na piersi. -Nie ma...sprawy...-wydukał nadal zamroczony. Ojaaaaaaaaaaaa, jak dobrze, słodko i cieplutkoooo. Natychmiastowo rozluźnił mięśnie, a na jego usta wpłynął lekki uśmiech. Potargał Finnowi włosy i na dosłownie chwilkę go przytulił coby nie wyglądało podejrzanie. Miał nadzieję, że chłopak się rozpogodzi, nie lubił gdy przyjaciel był smutny. Pogłaskał kociaka schodzącego mu z kolan, kładącego się obok , który od razu po położeniu łebka na trawę zasnął i powrócił spojrzeniem na Puchona. Z ulgą przyjął zmianę tematu zamyślając się chwilę nad propozycją wyjazdu. - Jasne, gdzie tylko chcesz. Może być Paryż. Ale potem pojedziemy na wybrzeże! Bez surfowania nie przeżyję! - zaśmiał się Tim. To będą wspaniałe wakacje, wiedział to. Kochał wspólne spędzanie czasu ze swoim najlepszym przyjacielem.
Finn nie miał pojęcia, jak postąpiłby na miejscu przyjaciela. Z jednej strony szkoda było zmarnować taką przyjaźń, ale... czy to musiało kończyć się źle? Może jest im zapisana świetlana przyszłość u swego boku. Na zawsze razem. W końcu ważne jest by w swoim partnerze mieć także przyjaciela, prawda? Mogli być razem szczęśliwy. Ale mogli też zrujnować sobie nawzajem życie. Gdyby Tim go zdradził, Finn nigdy by mu tego nie wybaczył. Nie mogliby się już dłużej przyjaźnić. Ale przecież Krukon nigdy by tego nie zrobił! I Finn skończyłby z romansami, choć nie było ich za wiele a zarówno z Fleur jak i z Namidą widział się wieki temu. Więc można było uznać, że w ogóle nie był z nikim. A, co tu dużo ukrywać, potrzebował czyjeś bliskości. Fizycznej i psychicznej. Musiał mieć się do kogo przytulić, wygadać się i po prostu pobyć. A, że był dorastającym młodym mężczyzną to też jego... ekhem, rządzę dawały o sobie znać. Gdyby Finn wtedy jednak odważył się wyznać mu swoje uczucia wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Nigdy zapewne nie miałby złamanego serca, bo Tim zwyczajnie by na to nie pozwolił. Był za dobry. Finna to rozczulało. Dbał o wszystkich i wszystko dookoła, tylko nie o siebie samego. Był tak idealne, że miało się wrażenie, że w ogóle nie istnieje. Ale przecież istniał. Był tu, Finn mógł sprawdzić to sam. I właśnie sprawdzał, przytulając się do niego tak mocno. -Jasne- powiedział, uśmiechając się pod nosem, nie rozluźniając uścisku wokół pasa chłopaka. -Musimy nadrobić stracony czas. Tak właściwie... czemu przestałeś do mnie pisać? Wtedy, tak nagle. Czekałem na listy od ciebie, jakikolwiek znak życia i nic. Musiałem wypytywać twoich rodziców, co się z tobą dzieje, ale oni zapewniali mnie, że wszystko dobrze. Poza tym wszyscy nasi znajomi dostawali od ciebie wiadomości tylko nie ja. Co się stało?- spytał, nagle przestraszony myśląc, że Tim mógł odkryć wtedy jego uczucia. I zapewne brzydził się nim! Natychmiast, jak oparzony odsunął się od przyjaciela, wbijając spojrzenie w ziemię. -Przepraszam. Nie chciałem! Jestem okropny, pewnie się mną brzydzisz. Byłem młody i głupi. Ale wszystko już w porządku!- dodał gwałtownie, przenosząc wzrok na przyjaciela. -Już się odkochałem!
Tim wierzył w to, że byłoby im razem dobrze. Idealnie wręcz. Nigdy nie zraniłby Finna, a on nie zraniłby jego. I byliby szczęśliwi. Naprawdę szczęśliwi. Tak przynajmniej myślał Krukon. Ale to były tylko marzenia. Trudne do ziszczenia. I jak na razie dla Holendra niemożliwe. Bo potrzebował Puchona tak jak nikogo innego i zdawał sobie sprawę, że nikt inny nie byłby w stanie zastąpić mu jego obecności. Żadna dziewczyna czy chłopak. Żadni. Dlatego czekał. Co nie umniejsza faktu, że wdawał się w różne romanse nadal próbując to z siebie wyplewić choć wiedział, że się nie da. Ale on też potrzebował bliskości, tak czy inaczej. Gdyby wtedy zdecydowali się na wyznanie sobie uczuć wszystko byłoby inaczej. Finn nie cierpiałby tyle, a Timmy nie wdawałby się w jakieś dziwne związki z laleczką Barbie czy jak jej tam było. Krukon nie pozwoliłby na cierpienie chłopaka, nie mógł znieść gdy tego chociażby bolał ząb, a co dopiero mówić o złamanym sercu. Nigdy by do tego nie doprowadził, nie mógłby. Za bardzo go kochał. I dla niego to Puchon był idealny. Przystojny, zabawny, miły. No ideał po prostu. I właśnie go przytulał. Przytulał, czaicie? Obejmował go w pasie i wtulał się w niego! Tim obawiał się, że zaraz z podekscytowania zacznie się jąkać, serce będzie mu szybciej biło i wszystkie jego uczucia wyjdą na wierzch. A tego na razie jeszcze nie planował. Pozwalał więc Finnowi się do niego tulić udając, że go to wcale a wcale nie rusza. I, o dziwo, nawet mu się udawało. -Pewnie, że musimy. I to koniecznie, ostatnio dość mało czasu razem spędzamy. - rzucił odnośnie do pierwszego zdania z wypowiedzi przyjaciela, by potem lekko sie zakłopotać słysząc pytanie. No bo przecież nie powie: "Słuchaj stary, kocham cię i nie pisałem, bo myślałem, że wtedy przestanę, ale się nie udało", prawda? Dlatego podrapał się po głowie w zamyśleniu. Rany, co by tu...-Yyy, tak naprawdę to nie wiem. I przepraszam. Zresztą, ty też nie pisałeś!- odparł z lekkim uśmiechem. No. Miał nadzieję, że młodszy Holender nie będzie drążył tematu. Nagle chłopak odskoczył jak oparzony i wbił wzrok w ziemię. Tim spojrzał na niego wybałuszając oczy ze zdziwienia. Eeee, że o co chodzi? -Finn, stary, czemu miałbym się tobą brzydzić? - wbił w chłopaka jeszcze bardziej zdumione spojrzenie, a ostatnie zdanie...doprowadziło Krukona do zatrzymania akcji serca na moment. Czy on właśnie powiedział...-Odko...że co? - za żadne skarby nie wiedział o co przyjacielowi chodzi, a domyślać się nie chciał, bo nie wiadomo co by z tego wynikło. Dlateo w skupieniu czekał na odpowiedź i dokładne wytłumaczenie, bo kompletnie nie ogarniał ogarniał o co Finnowi chodzi z tym brzydzeniem się i odkochiwaniem.
Westchnął głęboko, próbując jakoś zebrać się w sobie. To było trudne. Zwłaszcza po takim czasie. Nie chciał niszczyć ich przyjaźni i dlatego tyle z tym zwlekał. Nawet jeśli już się w Timie odkochał, a tak przynajmniej mu się wydawało, to czy dla chłopaka jak Krukon nie będzie to obrzydliwe? Odpychające, ohydne, nienormalne? -Kiedyś się w Tobie podkochiwałem. To było dokładnie wtedy, gdy przestałeś do mnie pisać. Tęskniłem i tak jakoś wyszło. A ty jakbyś to wyczuł. Dla kogoś, jak ty może to być obrzydliwe. Możesz mieć każdą dziewczynę- wzruszył delikatnie ramionami, wyciągając nogi przed siebie. Oparł się na łokciach o trawę i przymknął oczy, mając nadzieję, że to go jakoś uspokoi. Byleby tylko na niego nie patrzeć. -Jak ci to miałem powiedzieć? Wtedy straciłbym twoją przyjaźń, a tego boję się najbardziej. Jesteś dla mnie jak rodzina, prócz której na tym świecie nie mam już nikogo. Nie chciałem byś odchodził, ale wtedy... jak to dawno było, przestałeś się odzywać i stwierdziłem, że to koniec. Myślałem, że coś zauważyłeś- zerknął na niego kątem oka po czym znów wbił spojrzenie ciemnych oczu w niebo. -Nie chciałem być patrzył na mnie przez pryzmat... czy ja wiem, zboczeńca? Bo to było dość niewinne. Teraz jednak możesz czuć się bezpiecznie- wyszczerzył się do niego w uśmiechu.