Mieszkanie usytuowane jest poza magicznymi rejonami Londynu w Westminster. Pomimo pozornie normalnego wyglądu, nie zostało ono pozbawione wielu typowo czarodziejskich udogodnień.
Salon i jadalnia
Mieszkanie jest schludne, w ciepłych barwach z dużymi dodatkami ciemnych kolorów, czyli ulubionych akcentów kolorystycznych Veroniki. Tak czysto, jak na tym zdjęciu jest tylko kiedy cała trójka potomstwa Taylorów przebywa w Hogwarcie. W innych wypadkach niekoniecznie. Na jednej ze ścian znajduje się kominek podłączony do Sieci Fiu, którym to zarówno Veronika jak i Harry codziennie podróżują do pracy w Ministerstwie Magii.
Kuchnia
Utrzymana w tym samym klimacie co reszta przestrzeni publicznej tego mieszkania. Głównie króluje tutaj Harry, a w sumie nikt na ten fakt nie narzeka, bo pan domu gotuje naprawdę bardzo dobrze. Zmywarki, jak to w czarodziejskim domu, nie ma, jednak brudne naczynia to nie problem. Na zlew zostało rzucone zaklęcie dzięki czemu naczynia czyszczą się samodzielnie. Wystarczy je tylko wyjąć i osuszyć różdżką.
Sypialnia Victorii i Harry'ego
Dzieciaki tutaj raczej nie zaglądają. Nad łóżkiem wisi piękne zdjęcie, na którym zostali uchwyceni wszyscy Taylorowie oraz takie, które prezentuje tylko Victorie i Harry'ego. Cała jedna ściana jest zakryta przez regały z książkami. Głównie stanowiącymi o prawie czarodziejów. Po lewo są drzwi do niewielkiej garderoby i łazienki małżeństwa.
Pokój Aurory
Aktualnie pokój Aurory jest chyba najjaśniejszym pomieszczeniem w całym mieszkaniu, bo chociaż lubi ona ciemne kolory, nie mogła powstrzymać się od wyboru jaśniejszych dodatków i mebli przy jego urządzaniu. Tak naprawdę pokój dziewczyny w ciągu roku może diametralnie zmienić swój wygląd, bo nie jest ona zbyt stała jeżeli chodzi o tego typu rzeczy, a wychodzi z założenia, że jeżeli ma taką możliwość, to czemu nie. Teraz jednak polubiła się ze stylem boho, który wspaniale komponuje się z roślinami, o które zaczęła jakiś czas temu bardziej dbać. Na podłodze stoją zakupione przez Aurore obrazy i plakaty z mugolskich antykwariatów, które prawdopodobnie nigdy nie zawisną na ścianie, a główne skrzypce w pokoju gra duże i wygodne łóżko, na które zarzucono dobrane kolorystycznie poduszki (znajdują się tam również pieczołowicie kolekcjonowane w dzieciństwie pluszaki).
Pokój Aleca
Pokój jest ciemny, bo Alec uwielbia ciemne kolory. Nie jest wielki, ale wystarczający dla jego mieszkańca. Honorowe miejsce zajmuje na jednej ze ścian Rosalita, czyli ukochana gitara Gryfona. W lampkach nad łóżkiem migoczą żywe świetliki, które Alec dokarmia. O ile o nich nie zapomni...
Pokój Ace'a
Tutaj umieść opis lokacji. Zwykle kilka zdań, czy wyjaśnień.
Ostatnio zmieniony przez Alec Taylor dnia Czw 26 Sie - 14:15, w całości zmieniany 1 raz
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Choć Londynu wciąż nie uważał za pełnoprawny dom, to jednak po niespełna dwóch miesiącach w gorącej Arabii naprawdę cieszył się z faktu, że wrócił w te rejony. Przywitał chłodną w porównaniu do Jamalu Anglię bez większego narzekania, na co nawet ich rodzice byli zaskoczeni, bo przecież dotychczas dosyć mocno i ostentacyjnie pokazywał swoją pogardę względem tego kraju. Nie wiedział czemu, może przez nadmiar wrażeń, które atakowały go ze wszystkich stron na wakacyjnej wycieczce, jednak kiedy wrócił do ich mieszkania w Londynie, przespał niemalże dwadzieścia godzin, budząc się tylko po to, aby skorzystać z toalety. To dziwne, bo zazwyczaj wystarczyła mu naprawdę niewielka ilość snu, by później cały dzień funkcjonował na naprawdę wysokich obrotach. Może zwyczajnie potrzebował odpocząć w stronach, które wydawały się być znajomymi? Ciężko stwierdzić. Kiedy jednak otworzył szeroko oczy i zerknął na zegarek obok swojego łóżka, z zaskoczeniem zaobserwował, że jest niemalże południe! Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zdarzyło mu się wstać tak późno. Powoli i niespiesznie zwlekł się z łóżka, po drodze znajdując jakiekolwiek gacie, które mógł na siebie założyć. Ziewał głośno i ostentacyjnie, gdy na bosaka kroczył w stronę kuchni z różdżką wetkniętą za ucho. Podrapał się bez skrępowania po tyłku, gdy w końcu poczuł zimne płytki pod stopami. Chwycił różdżkę w dłoń i przywołał do siebie płatki śniadaniowe. Uwielbiał te o smaku czekolady, ale jak zwykle było ich za mało. Widać nie tylko on w tym domu je jadł. Doskonale wiedział, kogo powinien obwinić o to niedopatrzenie i obiecał sobie, że wspomni Ace'owi co sądzi na ten temat, kiedy tylko go spotka. Przywołał do siebie butelkę z mlekiem i zalał nasypane wcześniej do miski płatki. Nie trudził się, by od razu wszystko po sobie posprzątać i pochować w odpowiednie miejsca. Przyjdzie jeszcze na to czas. Zamiast tego, chwycił łyżkę w dłoń i rozsiadł się wygodnie na kanapie w salonie, wyciągając przed siebie swoje długi nogi. Pałaszował ze smakiem, nieco zaskoczony tym, że jeszcze nikogo nie widział z domowników. O ile rodziców nie spodziewał się ujrzeć wcześniej niż dopiero wieczorem, tak jego rodzeństwo chyba powinno gdzieś się tu szwędać. Wzruszył jednak ramionami, jakby ten aspekt nie był ważny. W końcu męczył się z nimi od osiemnastu lat, niemalże dzień w dzień. Kilka minut w samotności jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiło.
Wakacje ewidentnie były jej potrzebne. I chociaż bezapelacyjnie w całym ich ciągu odpoczęła i starała się nie myśleć o niczym, a zwłaszcza o rozpoczynających się we wrześniu studiach, z wielką chęcią przygarnęłaby jeszcze jeden dodatkowy miesiąc wolnego gdyby ktoś akurat jej takowy zaproponował. Jednak czas nieubłagalnie mijał znacznie szybciej, niż Aurora mogłaby się spodziewać i kiedy pewnego dnia otworzyła oczy, ze szczerym zdziwieniem stwierdziła, że właśnie oto wkroczyli w ostatni tydzień wolnego. Jęknęła głośno, zakrywając ciężką głowę miękką poduszką, bo chociaż dzień się już zaczął, słońce nieśmiało wychylało się zza chmur i wkradało do jej pokoju, a z kuchni dochodziły ją głosy szykujących się do pracy rodziców, ona nie miała najmniejszej ochoty opuszczać swojego ciepłego łóżka. Zirytowana poranną pobudką obróciła się w stronę ściany i ponownie zamknęła oczy, aby spróbować znowu zasnąć, myśląc o tym, że nie będzie przecież wstawała o 7 rano w wakacje, bo właśnie ta czynność od września będzie prześladowała ją niemal codziennie. Obudziła się koło południa, sama będąc zdziwioną, że udało jej się ponownie zapaść w tak głęboki i długi sen, a kiedy w końcu niezdarnie zeszła z łóżka, z przerażeniem spojrzała na swoje odbicie w lustrze, które niby nie różniło się niczym specjalnym od tego co widziała codziennie rano, ale niezmiennie dzień po dniu nieco ją przerażało. Jej włosy wyglądały bowiem jak po biskim spotkaniu z piorunem, który wcale jej przy tym nie oszczędzał. Ze zrezygnowaniem sięgnęła po leżącą na komodzie gumkę i spięła je w luźnego koka, a stopy zanurzyła w swoich puchatych kapciach, które dostała kiedyś od amerykańskiej babci i niespiesznie ruszyła w stronę centrum wszystkich mieszkań, czyli kuchni. Nieco zastanawiała ją wszechobecna cisza i nawet przez chwilę zastanawiała się czy przypadkiem nie została sama w domu, kiedy na kuchennym blacie zauważyła jeden wielki bajzel w postaci powyciąganych z szafek opakowań po płatkach i mleku i już wiedziała, że jednak sama nie jest. Ciężko westchnęła, bo niczego tak bardzo nie lubiła jak niesprzątania na bieżąco, czego żaden z jej braci niestety nie praktykował, po czym nastawiła wodę i wyjęła z szafki swoją ulubioną herbatę, a gdy już się zaparzyła, ruszyła z parującym kubkiem w stronę salonu. -Usiadłabym koło Ciebie, ale wiesz jak nienawidzę mleka. Przyjdę tam jak zjesz bo inaczej nie skończy się to dobrze. Jejku, nie wiem jak wy możecie to jeść. -Rzuciła, w międzyczasie popijając gorącą herbatę. Rozsiadła się wygodnie na krześle, łokieć opierając o blat stołu i spojrzała się na brata. -I dzień dobry. Dawno Cię nie widziałam, to łóżko Cię chyba wchłonęło, dosłownie spałeś cały wczorajszy dzień. Poza tym czemu siedzisz w takiej ciszy? Przez chwilę myślałam, że jestem tu sama. -Dokończyła, z utęsknieniem spoglądając na stojący nieopodal gramofon, krzycząc na siebie w myślach, że znów zostawiła różdżkę w pokoju, co skutecznie utrudnia jej codzienne funkcjonowanie w postaci chociażby włączania wszystkiego jednym ruchem dłoni. Jest to naprawdę komfortowe.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Naprawdę był święcie przekonany, że prócz niego nie ma nikogo w mieszkaniu. Cisza nie przeszkadzała mu w żadnym stopniu, wręcz delektował się wszechobecnym spokojem. Po wakacyjnych przygodach miał ochotę na to, by kilka najbliższych dni spędzić w domu, bez konieczności angażowania się w cokolwiek. Tutaj nikt mu nie krzyczał nad uchem po arabsku, nikt nie zmuszał go do jakichś głupot. Mógł sobie tylko leżeć i zajmować się samym sobą, bez najmniejszego skrępowania czy pytań w głowie ”Czy aby na pewno nie uraził czymś współlokatora?” Nie, takie problemy nie istniały w mieszkaniu Taylorów, bo i mieszkańcy tego miejsca byli zdecydowanie bardziej normalni, niż inni ludzie. Poza tym, to rodzina, a tej podobnież można wszystko wybaczyć. Jadł dalej płatki rozmyślając nad tym, co zrobić z tak pochmurnym dniem, jak ten. Pogoda w Londynie rzadko kiedy zachwycała i ten dzień nie odbiegał od ogólnego standardu. Nie spodziewał się więc, że ktoś nagle tutaj wparuje. Nic dziwnego, że kiedy usłyszał stukot kapci o podłogę, był nieco zaskoczony. Uniósł brew do góry, gdy zobaczył, jak zaspana Aurora wchodzi do kuchni. Zanim jednak zadał jej jakiekolwiek pytanie, przełknął płatki, które właśnie posiadał w ustach. - Byłem pewien, że cię nie ma - przywitał się, używając tych słów, zamiast standardowego cześć czy dzień dobry, gdy weszła do salonu. Wyszczerzył się w jej kierunku, gdy zaczęła narzekać na to, co właśnie jadł. On za to nie potrafił zrozumieć, dlaczego ona nie przepadała za takim jedzeniem... - Za to ja nie rozumiem, czemu ty nie chcesz tego jeść - stwierdził bez skrępowania. Wzruszył delikatnie ramionami, po czym wpakował sobie do ust kolejną porcję płatków z mlekiem. Cisza mu nie przeszkadzała, ale Aurora nie zamierzała spędzać w niej zbyt wiele czasu. Zerknął na nią, ponownie napełniając usta płatkami. Chwilę trawił jej słowa, a to w zasadzie tylko dlatego, że dawał sobie w ten sposób czas na przełknięcie posiłku. - Nie mam pojęcia, czemu tak odpadłem. Może ta zmiana klimatu tak na mnie wpłynęła - przyznał bo i dla niego zaskakującym był fakt, jak wiele godzin spał przez ostatni czas. Przecież normalnie czegoś takiego nie praktykował, mógł być w idealnym stanie zaledwie po kilku godzinach snu. - Daj spokój, Ace cały czas gada, więc trochę ciszy nikomu jeszcze nie zaszkodziło - jęknął, ale sięgnął po swoją różdżkę leżącą obok na kanapie i skierował ją na gramofon. Cicha muzyka wypełniła pomieszczenie w momencie kiedy on skończył swoje płatki. Podniósł się z kanapy i poczłapał niespiesznie do kuchni, by wrzucić brudne naczynia. Zlew od razu zaczął je czyścić, choć Alec nie poświęcił temu zbyt wielkiej uwagi. - Swoją drogą, ciekawe gdzie go wcięło - mruknął pod nosem, wracając do salonu. Ponownie rozsiadł się na kanapie i wyciągnął dłoń w jej stronę. - No chodź, już nie śmierdzę płatkami - zaśmiał się. Kiedy siostra zdecydowała się usiąść obok niego, objął ją ramieniem. - Stresujesz się powrotem do szkoły? - zapytał ją po chwili, spoglądając w stronę okna. Sam myślał nad tym dosyć często, ale nie mówił głośno, nie chcąc budzić paniki czy współczucia. Jednak wiedział, że kto jak kto, ale ona na pewno go zrozumie.
Aurora N. Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Kilka tatuaży, burza loków na głowie, silny amerykański akcent
Rzeczywiście, ostatnie intensywne tygodnie spędzone w Arabii doprowadziły do tego, że uczestnicy tej wycieczki wręcz potrzebowali chwili spokoju i odetchnienia, a przede wszystkich odpoczynku przed zbliżającym się wielkimi krokami nowym rokiem szkolnym. Najmłodsza z rodzeństwa trojaczków nie była tutaj wyjątkiem, i chociaż ich brytyjskie mieszkanie nie było tak fajne jak to amerykańskie (a może było, ale spędzili tu zdecydowanie zbyt mało czasu aby to stwierdzić?), Aurora podobnie jak jej bracia niemal od razu po przekroczeniu progu i przywitaniu się z rodzicami, rzuciła się na łóżko, gdzie twardym snem przespała następne godziny. Wyjazd był z pewnością wielką przygodą i niezapomnianymi wrażeniami, jednak im bliżej jego końcówki, tym bardziej chciała już wracać. Zbyt intensywne doznania również potrafią zmęczyć, nawet nie tyle fizycznie, co psychicznie. Poza tym jak to mówi stare dobre i bardzo trafne powiedzenie - nie ma to jak w domu. Uśmiechnęła się pod nosem na słowa brata, dobrze wiedząc że zarówno on jak i zagubiony gdzieś w czasoprzestrzeni Ace nie stronią od tego jakże wykwintnego śniadania. -Mogę jeść suche płatki, one są spoko. -Wzruszyła po chwili ramionami, zupełnie jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie, jednak przechodząc koło otwartego opakowania nie zaszczyciła go nawet swoim jeszcze nieco sennym spojrzeniem. Od dziecka nie cierpi wręcz smaku (i zapachu) mleka i szczerze wątpi czy kiedykolwiek się to zmieni. -Oh Alec, daj spokój! Jeszcze zdążysz posiedzieć w ciszy na zajęciach w szkole. Trzeba się nacieszyć ostatnimi dniami wakacji. Zapodaj coś żywego, bo umrzeć można w tym domu od tej ciszy. -Uśmiechnęła się szeroko w stronę brata, z aprobatą i uznaniem kiwając lekko głową, gdy w końcu zdecydował się na uruchomienie gramofonu. Paznokciami wybijała na blacie stołu rytm piosenki, obserwując jednocześnie ruchy Aleca i pilnując, by ten wrzucił wszystkie brudne naczynia do zlewu, a gdy z powrotem rozsiadł się na kanapie, Aurora zachęcona wyciągniętą w jej stronę dłonią, leniwie poczłapała w jego stronę, w rękach nadal trzymając kubek z gorącą herbatą. -Hmm…w zasadzie chyba nie. -Powiedziała po chwili zastanowienia, co chwila popijając ciepły napój i z niemałym zainteresowaniem obserwując salon, w którym teraz siedzieli, stwierdzając po chwili, że w sumie jest tu całkiem przyjemnie. -Cieszę się na studia, to chyba całkiem inny poziom nauki niż wcześniej…No i już poważniej wejdę w magię leczniczą, tym jestem najbardziej podekscytowana. -Nie wiedziała czy tym wyznaniem podbudowała czy wręcz przeciwnie - podkopała pewność siebie Aleca. Wiedziała jednak, że kto jak to, ale on od zawsze wiedział z czym chciałby wiązać przyszłość. I od zawsze Aurora niesamowicie mu tego zazdrościła.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Każdy potrzebował chwili oddechu i prawdopodobnie nie podlegało to żadnej dyskusji. Jedni woleli w tym czasie udać się na kolejne przygody, a drudzy, bardziej podobni pod tym względem do Aleca, marzyli o chwili spokoju we własnym domu. Co prawda ten, który jego rodzice wybrali w Wielkiej Brytanii, był zaledwie jego namiastką, jednak w tym momencie bardzo konieczną. Teraz siedząc sobie beztrosko na tej kanapie, nie przejmował się niczym, bo i nie czuł takiej potrzeby. Mógł poświęcić swój czas na błogie lenistwo, a ewidentnie właśnie tego wymagał w tym momencie jego organizm. Nie sprzeczał się z nim i powoli zajadał płatkami, nawet gdy przybyła w końcu Aurora. - Suche płatki to mogą ptaki jeść - stwierdził bez cienia wesołości w głosie. Takie marnotrawstwo, było dla niego nie do przejścia wręcz. Pod tym względem zdecydowanie nie rozumiał swojej siostry. Choć prawdopodobnie pod wieloma innymi również. W końcu, zgodnie z jej prośbą, puścił jakąś muzykę, choć w jego opinii, wcale ona nie była do szczęścia potrzebna. Ale czego się nie robi dla siostry. - O tak, nacieszę się ciszą, szczególnie pośród non stop wrzeszczących uczniów - rzucił przez ramię, kiedy kierował swoje kroki w stronę kuchni, by posprzątać po swoim śniadaniu. Faktycznie, w tym krótkim czasie zdążył zrobić niezły bałagan. Ale każdy kto go bliżej znał, był raczej do tego przyzwyczajony. Wrócił do salonu i ponownie rozsiadł się na kanapie, przyciągając do siebie siostrę. Temat ich rozmowy zszedł na nieco poważniejszy, co w zasadzie sam zapoczątkował. Słuchał jej z uwagą i dokładnie tak, jak sie spodziewał, Aurora nie wykazywała żadnego niepokoju związanego z koniecznością rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego. - Oh, kompletnie zaprzedałaś duszę Anglii - stwierdził po chwili, uśmiechając się przy tym szeroko. Oczywiście żartował, a ona na pewno to wiedziała i rozumiała. W końcu znała go nie od dziś. Wiedział, że jest ona mocno zainteresowana magią leczniczą i miał szczerą nadzieję, że Hogwart oferował pod tym względem odpowiednie wykształcenie. - Pewnie czeka nas więcej pracy - stwierdził, wzdychając lekko przy tych słowach. W końcu studia to nie przelewki. Należało się określić, na co ma się ochotę w życiu i tak dalej. A on kompletnie nie potrafił tego zrobić. - Swoją drogą, ciekawe jakie zajęcia będziemy mieli - zastanawiał się na głos, bezwiednie stukając palcami o swoje kolano.
Aurora N. Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Kilka tatuaży, burza loków na głowie, silny amerykański akcent
Spojrzała się na niego spode łba z lekko uniesionymi ku górze brwiami, sprawiając przez chwile wrażenie jakby właśnie szykowała się do jakże potrzebnego w tej chwili pojedynku słownego, aby raz na zawsze wytłumaczyć Alecowi, że płatki z mlekiem nijak się mają do dobrego i pożywnego śniadania i kiedy już chciała coś odpowiedzieć, ugryzła się w język i ze wzruszeniem ramion i lekkim uśmiechem na twarzy spojrzała przez duże salonowe okno, wychodzące na niezbyt ruchliwą ulicę. Po chwili jednak z zadowoleniem uniosła głowę, spoglądając na siedzącego obok brata i szybko zaczęła rytmicznie ruszać nogą, którą wcześniej oparła o niski kawowy stolik stojący przed kanapą. -Oh, wyśpisz się w grobie. -Rzuciła po chwili, szturchając go lekko łokciem w żebra. Lata temu nauczyła się tego tekstu od amerykańskiej babci, która jak na swoje lata trzyma się przecież o niebo lepiej niż niejedna młodsza od niej kobieta i lubi używać go w chwilach, gdy ma dobry humor i siłę na robienie rzeczy, na które zazwyczaj ani siły ani ochoty wcale nie ma. -Ej, przecież wiesz, że nie! Tęsknie za Nowym Jorkiem i Ilvermorny…I dziadkami. -Powiedziała, przybierając przy tym nieco rozmarzony i wyraźnie smutny ton głosu, mimo że naturalnie wiedziała, że Alec żartuje. Prawdę mówiąc Aurora wcale nie zdążyła zaadaptować się w nowej rzeczywistości, nawet w ciągu ostatnich wakacyjnych tygodni, kiedy mogła przecież w końcu odpocząć od szkoły i poznać wreszcie samą Anglię z innej, bardziej przyziemnej strony. A powrót do szkoły może i jej nie stresował, ale napewno nie nastrajał pozytywnie, mimo pozornie pozytywnego podejścia. Westchnęła więc ciężko na kolejne słowa Aleca i oparła głowę na jego twardym ramieniu, które nie było tak przyjemne w odczuciu jak się początkowo wydawało, ale lepsze to niż nic. -Wiesz, nie dałabym rady jakby was tam nie było, w Hogwarcie. -Rzuciła po chwili, łapiąc się na tym, że wcześniej niczego takiego nie mówiła ani Alecowi ani Ace’owi, chociaż gdzieś głęboko wiedziała, że oni o tym wiedzą i może nawet myślą tak samo. Prawda jest jednak taka, że obecność braci niesamowicie jej pomogła, podnosiła na duchu i sprawiała, że rzeczywiście jej się chciało. Była szczerze niesamowicie wdzięczna. -Skup się na muzyce. Mam nadzieje, że nie myślisz nadal nad ścieżką kariery wymyśloną przez rodziców… -Uniosła gwałtownie głowę i całkowicie zmieniła pozycje, siadając tym razem z nogami na kanapie i całym ciałem kierując się w stronę brata. Jako jego największa fanka nie może przecież dopuścić do tego żeby nie zajmował się muzyką zawodowo, co przecież od zawsze chodziło mu po głowie.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Nie było sensu się z nią kłócić. Z doświadczenia wiedział, że potyczki słowne z jego siostrą, są naprawdę ciężkie, by nie rzec, że z góry był w takich konfrontacjach skazanym na przegraną. Prawda była taka, że na ogół nie potrzebował wiele snu i doskonale się czuł mimo tego, ale w momentach takich jak ten, kiedy wracał z wakacji czy po prostu jego organizm był bardzo zmęczony, nadrabiał za dwoje. Mógł wtedy spać nawet i kilkanaście godzin bez żadnej przerwy i dobudzić go graniczyło z cudem. W Hogwarcie na pewno będą mieli do czynienia z setką wrzeszczących uczniów, którzy nijak wpisywali się w jego wizję odpoczynku. Więc zamiast dalej kłócić się z Aurorą, zaśmiał się po tym, jak szturchnęła go w żebra. Parsknął pod nosem bo ten tekst i jemu przypominał babcię. - Dobra, dobra, już się tak nie tłumacz, ja swoje wiem - stwierdził bez żadnego skrępowania, choć oczywistym było, że tylko się zgrywał. Prawdę mówiąc sam też tęsknił za dziadkami, którzy pozostali w ich rodzinnym mieście. Nigdy nie przypuszczał, że faktycznie tak będzie. Przecież będąc w Ilvermorny również nie widział ich przez większą część roku. Może w tym wypadku swoje dodatkowo robił fakt, że byli tak daleko? - Wiesz, trzeba namówić rodziców, żeby wrócić do Nowego Jorku na święta - zaproponował, zerkając na Aurorę. On sam naprawdę wiele by dał, by poczuć ten magiczny, świąteczny klimat, który był możliwym tylko w tym miejscu. Miał dziwne wrażenie, że Aurora jak najbardziej poprze go w tej petycji. Jedynak gdyby rodzice z jakiegoś względu mieli się na to nie zgodzić, zawsze mogli sami uciec do USA na ten czas… Skrajnie nieodpowiedzialne, ale czego to się nie robi, aby spełnić swoje zachcianki? Niewiele myśląc, przyciągnął ją do siebie i cmoknął w czubek głowy, słysząc słowa, które kolejno wypowiedziała w jego stronę. No po prostu nie mógł postąpić inaczej w takiej sytuacji. On sam też nieczęsto to mówił, ale prawdopodobnie gdyby nie rodzeństwo, zwariowałby w tej szkole. - Uwierz mi, że ja też miałbym tego dosyć - odpowiedział cicho, wzdychając przy tym mocno. Zawsze był zżyty z rodzeństwem. Nie wiedział, czy to przez fakt, że byli trojaczkami, czy w przypadku normalnego rodzeństwa było tak samo, jednak nie wyobrażał sobie życia bez nich. Wiedział, że na nich zawsze może liczyć, bez względu na to, co go spotka. Jakim cudem miałby przeżyć pobyt w kompletnie obcej szkole bez siostry i brata u swojego boku? Nierealne. Jęknął głośno, gdy usłyszał jej kolejne słowa i wzniósł oczy ku niewidocznemu niebu. A było tak miło i przyjemnie, póki nie wspomniała o rodzicach. - Wiesz, że to nie jest takie proste. I wiesz, co oni sądzą na temat mojego pomysłu na życie. Że z tego się nie utrzymam i nie ma szans, by wszystko było tak, jak być powinno - przypomniał jej to, co od nich usłyszał, robił to z pełną premedytacją. Bo te słowa bardzo mocno utknęły w jego pamięci, choć sam prawdopodobnie by się do tego nie przyznał. Skrzyżował przedramiona na swojej klatce piersiowej i przeniósł na nią swój wzrok. - Naprawdę nie mam ochoty z nimi walczyć - dodał po kilku sekundach. Nie chciał tego robić. I odkładał te walkę w czasie jak najbardziej się dało.