C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Niezwykle jasny pokój, do którego możesz wejść tylko w czasie Prób. Nikt jednak nie wie jak wygląda naprawdę - nie licząc samej Wielkiej Wezyrki - ponieważ pokój przybiera różne kształty na potrzeby przeprowadzenia Prób. Można go znaleźć jedynie wtedy, kiedy podejmiesz decyzję o udziale w Próbach.
Tutaj musisz nosić specjalny strój. Jego brak dyskwalifikuje z eventu.
Autor
Wiadomość
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Cechy eventowe:Silny jak buchorożec (siła, wytrzymałość), Silna Psycha (opanowanie), Drzemie we mnie zwierzę (zachowanie), Niezręczny Troll (nieśmiałość), Bez czepka urodzony Bierka:3 – AL-FIL – miejsce słonia Powodzenie: 35 Obrażenia: 2, 2, 3 Ilość ruchów: 8 – UMIARKOWANIE, DIABEŁ Wykorzystane bonusy: -10 za cechę drzemie we mnie zwierze, + 10 za granie w magiczną grę. Wychodzi na 0 Zyski/straty: Rzygłem, wyczerpało mnie, a do tego jeszcze mi ciasno, mam dyskomfort i widzę jak przez mgłę. Ale idę dalej XDDD
Nawet nie zauważył kiedy przeniesiono go z jednej komnaty do drugiej. A może to sama komnata się zmieniła? Nie był do końca pewien jak to tu wszystko działało. W końcu inny kraj, inna magia... Interesująca dosyć, ale raczej nie miał aż tyle czasu żeby zgłębić wszystkie tutejsze sekrety do końca wakacji. Zwłaszcza że w Jamalu mogły też czaić się jakieś jeszcze przez nikogo nie odkryte. Następna próba polegała na partyjce arabskich szachów przeciwko mnichowi, który był w bardzo dużego kotka zaklęty. Grał już w parę magicznych gier, więc może da radę pokonać tygrysa albo przynajmniej go zadowolić. Niestety nie było tak łatwo jak sądził że może być. Kot był dosyć wymagającym przeciwnikiem, a gra sama w sobie karała za błędy. Przekonał się o tym kiedy dwukrotnie był zmuszony do wymiotów oraz został zamknięty w niby pudle. Na szczęście udało mu się niczego nie złamać podczas tego wszystkiego. Mimo wszystko czuł się wyczerpany jak po pełni. Udało mu się, ale z ledwością. Chyba zdał ten test tylko dlatego że był nieco uparty. W końcu osiem ruchów mu zajęło doprowadzenie gry do końca. Wyczerpany i z mgłą przed oczami, był gotowy na podejście do kolejnej próby, która oby go nie zabiła.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cechy eventowe: silny jak buchorożec (siła), gibki jak lunaballa (zwinność), silna psycha (opanowanie), niezręczny troll (brak empatii), drzemie we mnie zwierzę (zachowanie), bez czepka urodzony Bierka:1 - piechur Powodzenie:68, 37 -> 37+10 = 47 Obrażenia:6, 5, 1 przerzucone na 5 Ilość ruchów: 7 Wykorzystane bonusy: studia +10 do powodzenia, przerzut obrażeń z cechy Zyski/straty: +50G z pierwszego etapu, stłuczenie kolan, rozcięcie na ramieniu
Pokój z pewnością miał w sobie niespodziewane pokłady magii, które raz po raz zmieniały jego wygląd. Nim się obejrzała, posadzka zmieniła się w coś, co przypominało... szachownicę? Jeśli czeka ją rozgrywka szachów to naprawdę będzie to trudna przeprawa. Wszystko przez to, że Strauss za cholerę nie potrafiła grać jak człowiek, a zamiast tego zostawała samobójcą, bo liczyło się zbicie jak największej ilości pionków nawet jeśli nie miało to większego sensu taktycznego. Niby też znała zasady, ale jednak jakoś nie do końca i nie wychodziło tak jak powinno. I tak jak można się było tego spodziewać walka z tygrysem była naprawdę zażarta. Czy to źle, że dawała się ogrywać zwierzęciu? Chyba tak. Dwukrotnie niemal została stratowana przez jeźdźca, który pędził w jej kierunku, została też zaatakowana mieczem i gdyby nie szybki refleks to skończyłoby się pewnie gorzej niż na rozcięciu ramienia, które może i krwawiło, ale w zasadzie nie było tak źle. Z pewnością niedługo opanuje sytuację. Jej upór po jakimś czasie przyniósł efekty i chociaż poniosła straty to jednak udało jej się pokonać Bahira, który finalnie stwierdził, że chyba jednak zasłużyła na to, by przejść dalej. Przynajmniej tyle dobrego z tego wyszło.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Wielka magia się zadziała, oj wielka. Po raz kolejny pomieszczenie zaczęło się przeobrażać, tym razem jednak zmieniło się w coś na kształt planszy do gry z porozstawianymi pionkami, a po drugiej stronie pomieszczenia znajdował się Bahira. Co do chuja wafla? Czy miała właśnie ograć zwierzę w magiczną gierkę i udowodnić, że nadaje się do tego, by stanąć przed wezyrką? No to będzie trudno. Na pewno. Mulan była kiepska w gry. Rodzina wiecznie kopała jej dupę w mahjongu, kostki turlały jej się nie tak jak trzeba przy planszówkach, gargulki rzygały na nią często i gęsto. To nie był jej dzień. Zdecydowanie. Jedyne co udało jej się załapać to podobieństwo tej gry do szachów. Podobieństwo, bo jednak gra ta była inna i nie mogła jej wyczuć tak jak powinna. Pionki ruszały się gdzieś do przodu i w boki. Trwało to dosyć długo. Zbyt długo. W międzyczasie uskoczyła przed nadciągającym jeźdźcem, obijając sobie kolana, a także uniknęła zamachu mieczem na jej życie. Całe szczęście skończyło się jedynie na ranie ciętej na zewnętrznej części uda. Może i krwawiła, ale nie jakoś spektakularnie. Co ją bardziej zdziwiło to to, że... cóż jej krew miała... fioletowy kolor? Coś tu jej się chyba nie zgadzało, a nie pamiętała tego, żeby była daltonistką. Zdecydowanie zainteresowało ją to dużo bardziej niż fakt, że poniosła sromotną porażkę w pojedynku z tygrysem. No cóż to nie była jej gra.
Úlfur Tunglbarnn
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 235 cm
C. szczególne : Całe ciało poza twarzą ma w tatuażach.
Cechy eventowe: Silny jak buchorożec (siła), Powab Wili (zwierzęta), Połamany Gumochłon, Tykająca łajnobomba Bierka:3 Powodzenie: 28 + 10 = 38 Obrażenia:5,3,2 Ilość ruchów: 7 – WISIELEC, ŚMIERĆ Wykorzystane bonusy: +20 za to że po studiach, -10 za wadę Zyski/straty: Bolą mnie kolanka, rzygłem i na dodatek mi ciasno. Idę dalej.
Przyszła więc pora na kolejną próbę. Ćwierćolbrzym obserwował jak sala się rozmywa i przekształca w inną. Kiedy tylko ujrzał tygrysa, zaczął walczyć z samym sobą żeby do niego nie podbiec i nie zacząć głaskać, pieścić i tak dalej. No... Miał słabość do kotów. Zwłaszcza tych wielkich. I głównie to przyczyniło się do tego że nie grał aż tak dobrze jak myślał że zagra. Tygrys go rozpraszał, a Úlf przez to zrobił czasem kilka głupich błędów. Przez to zrył sobie kolana, wyrzucił z siebie nie małą ilość wymiocin i zamknięto go w jakimś mglistym - z jego perspektywy - pudle. Po jakimś czasie w końcu udało mu się ograć kocura w tej dziwnej grze. Zdecydowanie nie będzie chciał grać w nią w przyszłości po raz drugi, bo czuł się przez nią jak po ostrym całodniowym melanżu. Potem będzie musiał poprosić kogoś żeby mu ogarnął te kolana, bo sam magii uzdrawiającej nie używa aż tak sprawnie. Zastanawiało go co będzie kolejną próbą i jak mordercze, bądź bolesne, skutki będzie ze sobą niosła.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Cechy eventowe: Gibki jak lunaballa (zwinność), Silny jak buchorożec (kondycja), Silna psyche (opanowanie); Dwie lewe różdżki (transmutacja), Niezręczny troll (brak empatii), Drzemie we mnie zwierzę Bierka:Al-Szach Powodzenie:70+10 (studentka)+10 (gra w barona na fabule) = 90 Obrażenia: - Ilość ruchów:kapłanka = 2 Wykorzystane bonusy: student, gra na fabule, cechy eventowe Zyski/straty:
Gra w arabską wersję szachów? Było to wyzwanie godne Krukona. CO prawda każdego innego, niż Julka, ale jednak! Dziewczyna niechętnie grała w tego typu gry. Nie miała kompletnie cierpliwości do szachów. Czas nad planszą dłużył jej się niemiłosiernie, cisza irytowała, a sama rozgrywka nie sprawiała zbyt wiele frajdy. Nie, żeby sobie nie radziła. O dziwo, jak ilość czasu, jaką poświęcała na grę, to szło jej całkiem nieźle. Mimo to z premedytacją wybierała każda inną sposobność na spędzanie wolnego czasu, łącznie z układaniem sudoku. Mimo to w kolejnym etapie przyszło jej podjąć się zadania, na które nie miała specjalnie ochotę. Mimo to usiadła naprzeciw rywala, wyciągnęła bierkę i zaczęła improwizować. Szybko się okazało, że miejscowa gra, wcale nie różni się aż tak od tej, której zasady już doskonale znała. I kiedy uświadomiła to sobie, podeszła do rozgrywki z większą pewnością siebie. Przyniosło to ostatecznie efekty, i to całkiem szybko.
- Już koniec, si? – zapytała mężczyznę, niepewna tego, czy dobrze zinterpretowała zasady. Przeciwnik pokiwał w odpowiedzi głową, potwierdzając jej przypuszczenia. A więc wystarczyły tylko dwa ruchy do wygranej. Gdyby tylko wszystko w życiu Krukonki szło tak łatwo…
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Cechy eventowe: złotousty Gilderoy (hipnoza- siła perswazji), magik żywiołów (ziemia), świetne zewnętrzne oko(wyczulenie); połamany gumochłon, dwie lewe różdżki (transmutacja) , rączki jak patyki (siła) Bierka:Al-Faras (miejsce jeźdźca) Powodzenie:76 +10 za bycie obecnie na studiach = 86 Obrażenia: n/d Ilość ruchów:Mag -1 Wykorzystane bonusy: +10 do powodzenia za studia Zyski/straty: dostaję przerzut i w następnym etapie mogę wybrać lepszą kostkę
Huma zniknął, a pokój zamienił się w magiczną szachownicę. Ruda nigdy specjalnie nie była mistrzynią, czy wielką fanką szachów, ale nie oznaczało to, że w życiu w nie nie grała. Wielu rzeczy musiała się nauczyć, by zabawiać kontrahentów, czy też ich rodziny i magiczne szachy były jedną z tych umiejętności, a że logiki dziewczynie nie brakowało, dość szybko pojęła zasady i była w stanie doprowadzić do swojego zwycięstwa. Nie była jednak mistrzynią. Bardziej na jej korzyść działała umiejętność blefu i zmylenia przeciwnika co do swoich zamiarów. Stając więc na tej wielkiej szachownicy z wyzwaniem w postaci arabskiego odpowiednika tej gry, czuła po części spokój, po części obawiała się porażki. Rozgrywka rozpoczęła się, a przeciwnik Irvette był naprawdę potężny. Dziewczyna w pełnym skupieniu korzystała ze wszystkiego, co jak dotąd się nauczyła z pewną satysfakcją zauważając, że gra ta jest bardzo podobna do brytyjskiej wersji. W końcu rozgrywka dobiegła końca, a mnich wyraził swoją aprobatę umiejętnościami dziewczyny, pozwalając jej przystąpić do trzeciej próby, która wciąż pozostawała dla Rudowłosej wielką zagadką.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cechy eventowe: pojawiam się i znikam, magik żywiołów (woda), metabolizm eliksirowara; dwie lewe różdżki (zaklęcia), bez czepka urodzony, tykająca łajnobomba Bierka:Al-Fil (miejsce słonia) Powodzenie:62 --> 72 (liczy się 62 - bez czepka urodzony) +10 (Gram w durnia) = 72 Obrażenia: 1, ale unikam (cecha pojawiam się i znikam) Ilość ruchów:11 - świat Wykorzystane bonusy: Uniknięcie obrażenia, za cechę eventową, +10 do powodzenia za wcześniejsze granie w grę Zyski/straty: brak
Pierwsza próba nie była jakoś specjalnie tragiczna, choć sam fakt, że była tak nazwana wzburzała krew w jego żyłach. Wyleczenie Huma było praktycznie tylko formalnością i nie miał pojęcia, czego spodziewać się dalej. Nic więc dziwnego, że zdziwienie pojawiło się na jego twarzy, gdy pokój nagle zamienił się w wielką szachownicę, a naprzeciw Maxa stanął jakiś pierdolony mnich. Przesłanie było jasne - musiał zagrać i prawdopodobnie też wygrać. Całe szczęście nie był w tej grze żółtodziobem. Ostatnio nawet miał przyjemność grać w szachy z nauczycielem starożytnych run, choć ta wersja zdawała się być nieco odmienną od typowych szachów czarodziejów. Mimo to, Max przeszedł do rozgrywki, poniekąd skupiony, poniekąd zniechęcony nie do końca wiedząc, co to wszystko ma znaczyć. Szło mu raczej dobrze. Błędy się pojawiły, ale nie były przesadnie rażące i wystarczyły, by mnich przepuścił go dalej. Odetchnął więc z ulgą mając nadzieję, że cokolwiek czeka go dalej nie pogorszy jego i tak złego już stanu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Cechy eventowe:Świetne zewnętrzne oko (empatia)/ Silny jak buchorożec (kondycja fizyczna)/ Bez czepka urodzony/ rączki jak patyki (siła) Bierka: 5 miejsce mędrca Powodzenie: 57 -> 25 -> 62 Obrażenia: 5 i 3 Ilość ruchów: 11 - Sąd Ostateczny Wykorzystane bonusy: dodatkowy przerzut Zyski/straty: stłuczone kolana, dyskomfort - widzę jak przez mgłę - idę dalej
Ułamek sekundy. Tyle tylko wystarczyło, by pokój uległ diametralnej zmianie, a pod stopami Callahan pojawiła się szachownica. Dziewczyna spojrzała w dół widząc czarne i białe kwadraty, co mimowolnie wywołało u niej nerwowość. Nigdy nie była dobra w tego typu rozgrywki, bo te wymagały by przewidywać ruchy przeciwnika, a przecież bywały sytuację w których nie potrafiła powiedzieć, co zrobiłaby ona sama, więc jak w jaki sposób miała odgadnąć, co zrobi…. tygrysa? Wyglądał jak przerażający tygrys Shere Khana z filmu Mowgli: Legenda dżungli. Ze zdumienia przetarła oczy, jednak postać zwierzęcia wciąż tkwiła w miejscu patrząc na nią wyczekująco. Oli przełknęła głośno ślinę. Na początku brunetce szło tragicznie, zrozumienie zasad zajęło jej odrobinę czasu, a dodatkowo okupione zostało kilkoma obrażeniami, gdy w pierwszej kolejności przyszło jej się zmierzyć z jeźdźcem przed którym nie udało jej się umknąć. Kiedy wylądował tuż obok sprawił, że ziemia zadrżała a Oliv upadła. To skutkowało odbitymi kolanami, z których ledwo się podniosła, nie próbując nawet powstrzymać jęku bólu opuszczającego jej usta. Kolejne kilka ruchów po kraciastej podłodze sprawiło, że Olivia zaczęła odczuwać - poza bólem kolan utrudniającym jej poruszanie się - ogromny dyskomfort. Uwielbiała przestrzeń i wolność, a zaczęła czuć się jakby ktoś powoli pozbawiał ją obu tych rzeczy. Jakby była zamknięta w miałem klatce lub szafie, z której jej było wyjścia, a dodatkowo wzrok zaczął płatać dziewczynie figle. Wszystko wokoło było jakby osnute mgłą. To nie ułatwiało prowadzenia rozgrywki, ale z czasem mimo ogromnych niedogodności zrozumiała zasady, co pozwoliło jej uzyskać pozwolenie na przejście.
Cechy eventowe: Magik żywiołów(ziemia), Świetne zewnętrzne oko(wyczulenie), Powab wili(zwierzęta), Rączki jak patyki(siła, wytrzymałość), Wiecznie struty Bierka:6 - Al-Szach Powodzenie:100 Obrażenia: - Ilość ruchów:kapłanka - 2 Wykorzystane bonusy: - Zyski/straty: przerzut w następnych etapie, mogę wybrać lepszą kostkę
Smak mojej małej wygranej ulotnił się momentalnie. Tyle co patrzyłam na ranne zwierzę trzymając misę, a po mrugnięciu stałam już na czymś, co wyglądało jak szachownica. Kolejne mrugnięcia pozwoliły mi dostrzec gdzie dokładnie stoję. Wielokrotnie byłam zmuszana do gry w szachy czarodziejów, uczono mnie taktyk i zdolności poświęcania pionów w celu uzyskania przewagi. Umiejscowienie mnie na pozycji odpowiadającej królowi było...zaskakujące. Zostałam najważniejszą figurą w grze, co mocno połechtało moje ego. Zerknęłam na stronę przeciwnika i otworzyłam szerzej oczy, przełykając przy tym głośno ślinę. Stał tam ogromny tygrys, który, co było jeszcze dziwniejsze, ewidentnie czekał na mój ruch. Przychodził mi na myśl strażnik-animag, bo też i widać było kilka ludzkich cech. Westchnęłam i popatrzyłam po swoich figurach, wyglądowo odmiennych od tych co znałam, ale odniosłam wrażenie, że posiadają te same funkcje. Upewniwszy się, że tak faktycznie jest zdołałam w dwóch ruchach pokonać przeciwnika. Wykorzystałam jedną z podstawowych taktyk, której jak widać tygrys się nie spodziewał. Zostałam obdarzona uśmiechem i krótkim skinieniem na co odpowiedziałam tym samym. Ta próba okazała się o wiele łatwiejsza od poprzedniej, jednak nie pozwoliłam sobie na rozluźnienie by trzecia, ostatnia, nie zdołała mnie zaskoczyć.
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Cechy eventowe:Gibki jak lunaballa (zwinność), Złotousty Gilderoy (perswazja), Powab wili (zwierzęta), Rączki jak patyki (odporność na magię), Wiecznie struty, Mocno zmaterializowany (nie umie w ogóle teleportacji!) Bierka:3 Powodzenie:7, ale wykorzystuję darmowy przerzut z poprzedniego etapu, więc 70 + 10 za cechę Gibki jak lunaballa + 10 za bycie na studiach = 90! Obrażenia: nie mam, bo jestem super Ilość ruchów:2*, bo jestem super Wykorzystane bonusy: Przerzut z poprzedniej tury, 10 do powodzenia za cechę, 10 do powodzenia za bycie studentką Zyski/straty: Przerzut w następnym etapie, z możliwością wybrania lepszej opcji
Nie była pewna jak dokładnie ma wyglądać dalszy przebieg tego nietypowego doświadczenia, więc w gruncie rzeczy rozważała już zbieranie się z białego pokoju... a jednak ten nagle zawirował magicznie, zabierając spod jej rąk leczone ptaszysko i odkładając w zapomnienie pilnującego bogactw strażnika. Nanael podniosła się szybko, na oślep szukając różdżki gdzieś w zagięciach barwnej szaty, by zaraz zorientować się, że... stoi na szachownicy? I naprawdę kochała magiczne szachy czarodziejów, więc nie zajęło jej długo dostrzeżenie podobieństw pomiędzy arabską grą, a tą bardziej znaną w swoim rodzimym środowisku. Starała się analizować każdy ruch i może nie była w tym wszystkim szczególnie szybka, ale ostatecznie wystarczyły tylko dwa ruchy, by mnich uśmiechnął się i pokłonił, oddając szacunek szatrandżowej zwyciężczyni.
*No więc pod tym linkiem jest też rzut na obrażenia, bo najpierw rzuciłam i dopiero potem zorientowałam się, że jednak po doliczeniu bonusów nie muszę rzucać na obrażenia. Sorki XD Biorę stamtąd tarota, bo jego muszę!
Pokój zmienia się ponownie – stoi przed Wami czarodziej, który dzierży różdżkę skierowaną w Waszym kierunku. Uśmiecha się lekko, ale nie mówi ani słowa, jedynie kłania się, szeleszcząc szatami, co może być jasnym znakiem, że ostatnią próbą jest pojedynek. Przeszliście już dwie próby, to ostatnia, która dzieli Was od spotkania Wielkiej Wezyrki i oby Merlin Wam sprzyjał!
KILKA ZASAD
1. W tym etapie wiele zależy od Was i charakteru Waszej postaci. 2. Najpierw należy rzucić kostką na to kto zaczyna pojedynek – Ty? A może czarodziej bardzo przypominający legendarnego Jafara? Jeśli jesteście pewni, że Wasza postać nigdy nie rzuciłaby zaklęcia jako pierwsza – możecie pominąć ten rzut i założyć, że „Jafar” rozpoczął. 3. Następnie rzucacie kostką na zaklęcie, które leci w Waszym kierunku jako pierwsze. Możecie się bronić, jeśli spełniacie próg punktowy zaklęcia, które w Was trafia. Jeśli chcecie się bronić musicie rzucić kostką k100: <50 – obrona nieudana; =50 – rzuć jeszcze raz; >50 – obrona udana. Jeśli macie ponad 30pkt z zaklęć, macie jedną obronę bez konieczności rzutu kostką. 4. Kolejnym rzutem jest kostka k100 na powodzenie, która stanowi podstawę Waszych punktów do wyniku końcowego. 5. Nie narzucam zaklęć, które rzucacie – ale pamiętajcie, że musicie spełniać progi punktowe! Przy każdym rzucie zaklęcia, musicie rzucić k6, by wiedzieć, czy „Jafar” się obronił, czy nie: 1,2,3 – obronił się; 4,5,6 – nie obronił się. 6. Osoby, które w poprzednim etapie straciły wzrok – mają trzy razy lepszy słuch niż ze wzrokiem. 7. Dodajecie/odejmujecie wszystkie punkty z bonusów do wyrzuconej k100 i patrzycie na „ostateczny” wynik, który warunkuje przebieg pojedynku i nakazuje dorzucić kostki na zaklęcia – zasady obrony są takie same jak przy pierwszym!
KTO ZACZYNA
Rzuć kostką k6, jeśli Los ma zdecydować o rozpoczęciu pojedynku: → parzysta – Wasza postać → nieparzysta – „Jafar”
BONUSY
● Do puli punktów wyrzuconej z k100 możecie dodać tyle, ile macie punktów w zaklęciach i opcm (max. 30). ● Jeśli posiadacie przedmiot odbijający zaklęcia – możecie bronić się także przed zaklęciami, których progów punktowych nie spełniacie. ● Jeśli oberwaliście w poprzednim etapie trzema różnymi obrażeniami – odejmujecie 10, jeśli dwoma – odejmujecie 5 od puli wyrzuconego k100. ● Cechy: Gibki jak lunaballa (zwinność, zręczność, szybkość), Świetne zewnętrzne oko (wyczulenie, spostrzegawczość), Silna psycha (odporność) pozwalają dodać 10 do puli (+10 za każdą cechę, jeśli posiadacie więcej niż jedną z wymienionych). ● Cechy: Dwie lewie różdżki (zaklęcia), Bez czepka urodzony, Rączki jak patyki (wytrzymałość, odporność na magię, siła), Słaba psycha nakazują odjąć 10 od puli (-10 za każdą cechę, jeśli posiadacie więcej niż jedną z wymienionych). ● Jeśli w poprzednim etapie straciliście wzrok, została zmiażdżona ręka, którą rzucacie zaklęcia – odejmujecie od puli 10; jeśli widzisz jak przez mgłę lub wymiotowałeś – odejmujesz 5. ● Za każdą Waszą udaną obronę – dodajecie 5, za każdą nieudaną – odejmujecie 5.
ZAKLĘCIA
Rzuć kostką literką: A – ACUSDOLOR – zaklęcie żądlące B – BARRERA – podmuch wiatru wzbija w powietrze tumany kurzu i pyłu, tworząc gęstą barierę i sypiąc Ci piasek w oczy. C – CLAMOR – zmusza Cię do niekontrolowanego płaczu. D – DRĘTWOTA – oszałamia, powodując silną drętwotę ciała. E – EXPELLIARMUS – wytrąca Ci różdżkę z ręki. F – FALLO – mąci Ci w głowie tak, że gdy próbujesz ruszyć prawą ręką, ruszasz zamiast tego lewą. G – GLACIUS OPIS – lodowe ptaszki lecą w Twoją stronę, możesz wybrać jaka część Twojego ciała zostaje przymrożona. H – HARENA MISSUS – wystrzeliwuje z różdżki piasek, podrażniając Twoje oczy. I – IMMOBILUS – spowalnia Cię. J – JĘZLEP – powoduje przyklejenie się języka do podniebienia, co uniemożliwia wypowiadanie się.
OSTATECZNY WYNIK
Wyrzucona kość k100 i dodane/odjęte punkty z bonusów: 1-30 – dorzut 5 zaklęć – trochę to trwa, jedno zaklęcie leci za drugim, naliczyłeś pięć, które świszczą, pojedynek jest zaciekły i męczący, widać to bardzo po Waszym przeciwniku. 31-50 – dorzut 4 zaklęć – może trochę jesteście jak kotek i myszka, powoli rzucacie zaklęcia, obserwując (albo i nie) siebie nawzajem, choć „Jafar” wydaje się być już bardzo zmęczony, a Ty? 51-70 – dorzut 3 zaklęć – zaklęcie za zaklęciem, ale zawsze mogło być gorzej, czarodziej pokazuje oznaki zmęczenia i dochodzi do Ciebie, że może mieć ze sto lat, czy to na pewno fair pojedynek? 71-95 – dorzut 2 zaklęć – idzie sprawnie i szybko, może dostajesz zaklęciami, może je odbijasz, słyszysz przyspieszony oddech mężczyzny, choć ten nadal celuje w Ciebie różdżką, jego dłoń jednak drży. >95 – dorzut 1 zaklęcia – to było szybkie, choć rzucanie zaklęć zdaje się męczyć czarodzieja zdecydowanie zbyt szybko, to dziwne, czyż nie? × Od Was i charakteru Waszej postaci zależy czy rzucicie ostatnie zaklęcie – nieważne jakie ono będzie, pokonuje przeciwnika i wygrywacie pojedynek. Możecie z tego zrezygnować uznając remis, lub może nawet się poddać? Zdecydujcie – macie na do dwa dni, tj. do dnia 19.08.21 godziny 23:59. Jeśli to za krótko, mogę wydłużyć czas o jeden dzień – napiszcie do mnie jeśli zajdzie taka potrzeba. × Powodzenie tego etapu zależy od decyzji, którą podejmiecie, przy określaniu jej w poście prosiłabym o podkreślenie.
KOD
Kod:
<zg>Kto zaczyna:</zg> <zg>Kość na pierwsze zaklęcie:</zg> <zg>K100 + wszystkie bonusy:</zg> <zg>Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara:</zg> <zg>Cechy:</zg>
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Cechy: złotousty Gilderoy (hipnoza- siła perswazji), magik żywiołów (ziemia), świetne zewnętrzne oko(wyczulenie); połamany gumochłon, dwie lewe różdżki (transmutacja) , rączki jak patyki (siła)
No i stało się. Po partii w tutejsze magiczne szachy otoczenie znów się zmieniło i Ruda zauważyła naprzeciw siebie maga. Czarodziej celował w nią różdżką, co nie dawało złudzeń co do jego zamiarów, a też po tym, co przeżyła z Robin na ulicach Jamalu nie miała skrupułów, by uderzyć jako pierwsza. Od razu przystąpiła do pojedynku, puszczając w stronę przeciwnika Aquaqumulus, a powstała w jego wyniku fala momentalnie zwaliła go z nóg. Mimo to czarodziej szybko powstał, atakując w odwecie dziewczynę. Irvette szybko wyczarowała barierę, która pomogła jej się obronić. Poznała to zaklęcie, po charakterystycznej wiązce i cieszyła się, że nie została spowolniona. Zaraz też wyprowadziła kontratak w postaci Icalius. Pnącza wyrosły z podłogi unieruchamiając przeciwnika. Widocznie miała dzisiaj nastrój na pojedynek żywiołów. Niestety, straciła na chwilę swoje skupienie i oberwała wymierzoną w jej stronę Drętwotą. Poczuła to nieprzyjemne uczucie, które się wiązało z celnym wyprowadzeniem uroku, a gdy tylko się ocknęła, wracając do siebie, wyczarowała ognistego węża, którego nasłała na przeciwnika. Przeciwnik obronił się, lecz widocznie stawał się coraz bardziej pojedynkiem zmęczony. Mimo to nie próżnował, ponownie atakując Rudą. Kolejna Drętwota trafiła w ciało ślizgonki, która niedokładnie wyprowadziła swoją obronę. Energia i skupienie się w niej kumulowały, gdy wyprowadzała Petrificus Totalus jako kolejny atak. Mimo widocznego zmęczenia, Jafar ponownie uniknął ataku, celując w dziewczynę różdżką i posyłając ku niej zaklęcie męcące w głowie. Tym razem Irvette nie pozwoliła, by czar ją dosięgnął i bezbłędnie się obroniła. Widząc zmęczenie przeciwnika i wątpiąc, by ten miał siły na dalszy pojedynek, opuściła różdżkę dając znak, że nie ma zamiar kontynuować pojedynku. Czekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony gotowa, by w razie czego obronić własne zdrowie i życie. Nie chciała jednak mieć na sumieniu kogoś z tak błahego powodu jak jakaś próba, która miała na celu nie mniej ni więcej jak tylko doprowadzić ją do Wielkiej Wezyrki. Pojedynek uznała za wyrównany i szczerze, chętnie by częściej poćwiczyła podobne walki, lecz dziś uznała, że byłoby to niesprawiedliwe.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kto zaczyna:Julka Kość na pierwsze zaklęcie:Barrera K100 + wszystkie bonusy:62 + 10 (cecha) + 30 (zaklęcia) = 102 \o/ Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara:Obrona Jamala i obrona Julki Cechy: Gibki jak lunaballa (zwinność), Silny jak buchorożec (kondycja), Silna psyche (opanowanie); Dwie lewe różdżki (transmutacja), Niezręczny troll (brak empatii), Drzemie we mnie zwierzę Dwie próby były już za nią. Jak na razie, próba empatii, polegająca na podaniu wody zwierzakowi i zignorowaniu bogactw, była cięższa od partii arabskich szachów. Jak widać, wykazywanie się logiką i rozsądkiem, przychodziło jej znacznie łatwiej, niż współczucie spragnionym ptakom. Może to dlatego wylądowała w domu Kruka, a nie w borsuczej piwnicy? Empatii było w niej bowiem tyle, co sprawiedliwości dziejowej w państwie Polskim. Szachy poszły jej dużo łatwiej i wbrew jej oczekiwaniom, załatwiła wszystko w dwóch ruchach. Teraz jednak nadeszła próba ostateczna. Naprzeciw dziewczyny stanął bowiem arab z różdżką, co jawnie wskazywało na to, że czeka ich pojedynek. Brooks westchnęła w duchu ciężko. Nie miała problemów z zaklęciami, ale pojedynki? To zupełnie inna bajka. Te szły jej, jak po grudzie. Mimo to nie zastanawiała się dwa razy i nie czekając na jakikolwiek ruch ze strony przeciwnika, cisnęła w jego stronę drętwotę. Arab obronił się bez większych problemów i poczęstował ją zaklęciem Barrera. Tumany piasku wzbiły się w powietrze, ale Krukonka sprawnie odgoniła je przeciwzaklęciem. A potem wyprowadziła kontrę. Była prostą osobą, więc postawiła na efekty, nie na widowiskowość. - Drętwota – mruknęła niemal bezgłośnie pod nosem. I tym razem trafiła, a przeciwnik wylądował z głuchym trzaskiem na posadzce. Czyżby powiodło się jej i tym razem?
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Czw 19 Sie - 18:41, w całości zmieniany 3 razy
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kto zaczyna: jestem ślepa i nie wiem, co się dzieje, lol, jak mam zacząć XD Kość na pierwsze zaklęcie:G - Glacius Opis + instant obrona, bo > 30pkt z Zaklęć i OPCM K100 + wszystkie bonusy:59 + 30 (punkty z kuferka) - 20 (Rączki jak patyki, Bez czepka) - 5 (dwa różne obrażenia) - 10 (ślepota) - 10 (zmiażdżone paluszki) + 10 (spostrzegawczość) + 5 (pierwsza obrona) - 5 (druga obrona) + 5 (trzecia obrona) +5 (czwarta obrona) = 64 chyba Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara:F - Fallo (20), H - Harena Missus (85), Expelliarmus (72) = nieobronione / obronione / obronione Moje zaklęcia: Arresto Momentum (6), Expelliarmus (3), Aviatores (4) = sukces / porażka / sukces Cechy:Silny jak buchorożec (wytrzymałość), Silna psycha (opanowanie), Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość); Bez czepka urodzony, Rączki jak patyki (siła), Drzemie we mnie zwierzę (zachowanie).
Jedną rzecz doceniał w wyniku utraty wzroku - to, że nie musiał patrzeć na brodę ani na strój, który zdobił jego ciało. Zamiast tego mógł w pełni się skupić... no właśnie, na czym? Nie wiedział jeszcze. Pokój się zmieniał, może to nawet odczuwał poprzez jakikolwiek dźwięk, a sam fakt tego, że nic nie widział, wcale nie pomagał. Czuł się niczym w labiryncie, z którego to nie mógł się wydostać. Kolejna próba już lada chwila miała się rozpocząć, a on nie wiedział, co dokładnie uległo zmianie ani tego, co tak naprawdę może się tutaj przytrafić. Czuł się źle - co najmniej źle - w związku z czym dopiero lekki szelest szat, który zdawał się być bardziej intensywny, pozwalał mu na zrozumienie, iż nie jest tutaj sam. Podniósł głowę, odwrócił ją w kierunku nieznajomego, gdy bielmo wypełniało jego źrenice, przyczyniając się do braku możliwości odczucia czegokolwiek poprzez narząd wzroku. Nie wiedząc, co na niego czeka, najchętniej by się wycofał, ale był już na tyle daleko, że nie wiedział, czy ma to jakikolwiek sens. Wszystko go bolało i tak naprawdę się tym nie przejmował, choć miał już serdecznie dosyć. To, że potrafił tyle wytrzymać, nie oznaczało, że musiał. A jeżeli mógł uniknąć pogłębiania obrażeń, gdy palce niepewnie zaciskały się na patyczku, chciał tego uniknąć. - Na czym polega ta próba? - zapytał się, wszak nie miał bladego pojęcia, iż ten kieruje w jego stronę różdżkę. Intuicja nakazywała mu jednak wyczarować Protego, co nie było wcale takim złym posunięciem, gdy świst zaklęcia spowodował, iż cofnął się do tyłu, opierając się przede wszystkim na echolokacji. Zacisnąwszy zęby, to była jedna z tych kolejnych prób, którą musiał przetrwać. Nie miał żadnych planów, nie znał taktyki przeciwnika, a na domiar złego nic nie widział; gdy pył opadł, kiedy to podmuch wiatru spowodował jego ponowne wzniesienie, czuł się tak, jakby mógł się dusić. I nie zamierzał wcale tak łatwo się poddać, czując powoli przedostającą się do ciała adrenalinę. Lodowe ptaszki, które wydobyły z siebie dźwięk, skutecznie rozbiły się o tarczę, którą wyczarował. Rozpoznał to zaklęcie, polegając tylko i wyłącznie na słuchu, a trzask łamanego lodu udowodnił mu, iż nie są to zaklęcia, które mogą spowodować większą krzywdę. Chyba że to są tylko i wyłącznie pozory? Ciężko było się poruszać ze zmiażdżonymi kośćmi. W ogóle ciężko było czegokolwiek się podjąć, gdy miał ochotę zacisnąć zęby; adrenalina rzutowała na jego ciało, powodując wyłącznie alarmujących potrzeb i bólu na rzecz walki. Nie mógł atakować na oślep. Musiał obmyślić strategię, gdy postawił przed sobą Accenure, choć było to ewidentnie za późno, zanim to Fallo nie trafiło wprost w jego ciało, powodując zamianę kontroli nad własnymi kończynami. Początkowo się na tym złapał, ale zmiana nie stanowiła dla niego niczego szczególnego, jako że potrafił korzystać również z lewej dłoni. Prawa koniec końców służyła tylko i wyłącznie do zaklęć, choć dudniące w klatce piersiowej serce nakazywało mu się wycofać; teleportować, uciec, nie podejmować jakiejkolwiek walki, dopóki to nie będzie konieczne. Mógł obecnie działać tylko i wyłącznie na zaklęciach obszarowych, by mieć stuprocentową pewność, iż trafi ono wprost w delikwenta, ale czy aby na pewno? Kiedy usłyszał kolejny świst zaklęcia, wiedział jedno - nie mógł stać bezczynnie. Nic dziwnego zatem, że pierwsze poszło zaklęcie Expelliarmus, którym miał nadzieję na rozbrojenie przeciwnika, choć to wcale się nie udało. Nie usłyszał kawałka drewna lądującego na ziemię, na co miał ochotę warknąć; coś mu tutaj ewidentnie nie pasowało. - Dlaczego? - starał się odwrócić w jego stronę, blokując skutecznie zaklęcie, które poleciało w jego stronę. Piasek, który miał podrażnić jego oczy, był całkowicie bezużyteczny, jako że trzymał je obecnie cały czas zamknięte. Poza tym, odbił się od tarczy i jedynie zaczął zdobić podłogę. - Jeszcze raz - na czym polega ta próba? - nie wiedział, czy uzyska odpowiedź, ale nie chciał podejmować się walki, gdy czuł, że zaklęcia, które ten rzuca, nie są na tyle niebezpieczne, jak to miało miejsce chociażby podczas Wariacji z Derwiszami. Odpierał zatem ataki, a zmęczenie doszło do jego uszu poprzez pogłębiający się oddech przeciwnika, gdy mocniej zacisnął ponownie palce i poczuł pulsowanie w dłoni. Kim on był i dlaczego postanowił z nim walczyć? Nie znał przyczyn, aczkolwiek te go niepokoiły, kiedy usłyszał świst tak znanego mu zaklęcia, które z powrotem zablokował, wystosowując tym razem Protego Maxima. Ostatni raz postanowił go zaatakować, tudzież obezwładnić. - Arresto Momentum. - wydostało się z jego różdżki, gdy usłyszał po swojej lewej, kroki, a zaklęcie trafiło może idealnie, może fartem, w tajemniczego jegomościa. Posiadanie wytężonego słuchu mocno mu pomagało. - Aviatores. - póki miał czas, chciał dowiedzieć się, gdy kompletnie odebrał możliwość nieprzyjacielowi, kim on jest. Nie wiedział, czy to zaklęcie aby na pewno działa na dolegliwość, z którą się liczył, ale nie zamierzał go dokańczać ani nokautować. Chciał się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego, nie posiadając wzroku, musiał się bronić, udowadniając skutecznie, że również wtedy daje sobie nieźle rady. Na razie nie widział sensu, by wystosowywać czarnomagiczne klątwy, a też, były to próby. A co, jeżeli tak naprawdę walczy z kimś bliskim? I na tym właśnie polega ta próba? Brak możliwości odbioru otoczenia powodował, że sporo scenariuszy pojawiało się pod kopułą czaszki, a więc chciał to rozegrać jak najbardziej delikatnie. Nawet jeżeli samemu czuł się już wyczerpany ciągłym bólem i ślepotą.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kto zaczyna:6 - Max Kość na pierwsze zaklęcie:Harena Missus - Bronię K100 + wszystkie bonusy:7 + 30(kuferek) - 10 (dwie lewe różdżki) - 10 (bez czepka urodzony) = 17 Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara:
Cechy: pojawiam się i znikam, magik żywiołów (woda), metabolizm eliksirowara; dwie lewe różdżki (zaklęcia), bez czepka urodzony, tykająca łajnobomba
Pierwsze dwie próby przeszedł w miarę poprawnie. A przynajmniej tak wnioskował po tym, że jeszcze nic go nigdzie nie wyjebało i przede wszystkim żył. Gdy jednak pokój się znów zmienił, a on zobaczył przed sobą celującą w niego postać nawet się nie zastanawiał i od razu wystosował atak w postaci skutecznego Convulsio, które momentalnie spowodowało u napastnika drgawki. Niestety, po tym co wydarzyło się z Derwiszami na pustyni, psychika Maxa była w kompletnej rozsypce i nie myślał logicznie, więc i zapomniał przez chwilę, że jest poddawany próbie, a raczej poczuł realne zagrożenie, przeciw któremu musiał się bronić, choć te cholerne szaty utrudniały mu nieco ruchy. Nie tracił skupienia, czując jak adrenalina pompuje się w jego żyłach. Widząc atak, nie zważał na to, co leciało lecz na to, by się przed nim obronić, by przeżyć. Kolejne zaklęcie również udało mu się obronić, tak samo jak przeciwnikowi, który już dwukrotnie odbił zaklęcie nastolatka. W końcu jednak coś musiało zaszwankować i Max poczuł, jak piach i inne drobinki podrażniają mu oczy. Odruchowo przetarł je wolną ręką, powodując głupio jeszcze większe pieczenie. Łzy mimowolnie spłynęły po policzku, ale czuł zagrożenie, więc i atakował dalej, również się broniąc. Wszystkie inne ataki udawało mu się odbić dzięki jakiejś chorej woli walki. Nigdy wcześniej nie był w takim szale, w takim transie, jak w tej chwili. W pewnym momencie jednak, gdy uchronił się przed lodowymi ptaszkami, coś w chłopaku pękło. Upadł na kolana, opuszczając różdżkę i czując się cholernie wymęczonym i przytłoczonym. -Poddaję się... - Wyszeptał, nie mając już ani siły, ani chęci na dalszy pojedynek. Cichy głosik w jego głowie zaczął wmawiać mu, że to wszystko to tylko nieuniknione odciąganie urazów, lub nawet i śmierci i skoro ma ponieść karę, której w chory sposób nawet chciał, czując, że na nią zasługuje, to niech nastąpi to teraz, a nie później. Teraz, gdy był sam, gdy nikt bliski nie musiał patrzeć na jego krzywdę i być może nawet nikt nie dowiedziałby się, jak zakończył żywota. Pojedynek może i szedł dobrze, ale były rzeczy, które zdecydowanie miały większy wpływ na sytuację niż kilka zaklęć i tego nie potrafił przeskoczyć. Z opuszczoną głową czekał na to, jaką decyzję na temat jego istnienia bądź nie, podejmie teraz przeciwnik licząc, że cokolwiek się stanie, będzie możliwie najmniej bolesne. Miał dosyć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kto zaczyna: On, nie rzucam, Hux by nie zaczął Kość na pierwsze zaklęcie:F - bronię za moje ponad 30 pkt w kuferku K100 + wszystkie bonusy:51 + 30 - 10 (odpornosc na magie) + 5 udana obrona za punkty - 10 nieduana obrona= 66 Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara:G, G, G, nic nie bronie, Jafar broni raz i dwa razy nie Cechy: Metabolizm eliksowara, Pojawiam się i znikam, Świetne zewnętrzne oko (empatia); Dwie lewie różdżki (transmutacja), Rączki jak patyki (odporność na magię), Tykająca Łajnobomba
Ledwo kończę niesamowitą partę szachów w moim wykonaniu - a przede mną pojawia się mężczyzna, która kłania się - wyraźnie by rozpocząć pojedynek. Cóż w przeszłości nie zawahałbym się ani sekundę - obecnie zastanawiam się czy muszę walczyć, więc zdecydowanie nie zaczynam pierwszy, już nawet chcąc się upewnić, czy aby na pewno jest to koniecznie. Ale w tym momencie leci w moją stronę proste zaklęcie, które odbijam, gdyż byłem na to kompletnie przygotowany. Mój przeciwnik wyraźnie był zdecydowanie wytrenowany w jednym zaklęciu - Glacius Opis. Rzuca we mnie nieustannie lodowymi ptaszkami to w nogę, to w rękę, to w okolice brzucha. Ja zaś nie do końca mogę się odpowiednio obronić, gdyż strasznie mnie dekoncentrują te małe istoty. Rzucam w jego stronę niegroźne rzeczy, które po prostu ułatwią mi wygraną - zaczynam od Immobulusa, którym spowalniam przeciwnika, jednak przez irytujące ptaszki nie dają mi dokończyć zadania. Kolejne takie samo zaklęcie już nie trafiam. A ponieważ tylko chodzę i walczę z tymi lodowymi diabłami uznaję, że jedyne rozwiązanie to wytrącić z ręki różdżkę przeciwnika. Trafiam za pierwszym razem jednak jedynie lekko wysuwa mu się z ręki, temu zaś udaje w ostatniej chwili ją złapać. Widzę, że jego ręka drży powoli, więc jak najszybciej rzucam ponownie Expelliarmusa. Nie było możliwości, że rzuciłbym przy kimś tak wyraźnie słabym jakiekolwiek cięższe zaklęcie, by go niepotrzebnie nokautować. Zakłądam jednak, że muszę wygrać i jest zmęczony poprzednimi przeciwnikami. Jego broń ląduje idealnie w mojej ręce. Podchodzę kilka kroków do mężczyzny i kłaniam się z szacunkiem, oddając mu różdżkę. - Jestem uzdrowicielem, mogę w czymś pomóc? - pytam, zwracając się do "Jafara", który jest wyraźnie zmęczony. A może po prostu nie istnieje i to kolejna mara?
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Kto zaczyna: Jafar - Oliv nie rzuciłaby pierwsza zaklęcia Kość na pierwsze zaklęcie: HARENA MISSUS obrobione K100 + wszystkie bonusy: 95 + 16 (kuferek) + 5 ( za pierwszą obronę) - 5 ( za obrażenia w poprzednim etapie) + 10 ( cecha eventowa) - 20 ( za cechy negatywne eventowe) - 5 ( widzę jak przez mgłę) = 96 Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara: Moje zaklęcie: HARENA MISSUS nie obronił się / DRĘTWOTA - obronił się Zaklęcie Jafara: IMMOBILUS - obroniłam się / EXPELLIARMUS - obroniłam się Cechy: Świetne zewnętrzne oko (empatia)/ Silny jak buchorożec (kondycja fizyczna)/ Bez czepka urodzony/ rączki jak patyki (siła)
Widząc przed sobą mężczyznę dzierżącego w dłoni różdżkę skierowaną wprost na nią, nie miała złudzeń - kolejną próbą był pojedynek. Kiedy tylko świadomość tego dotarła do umysłu dziewczyny, ta mimowolnie wpadła w panikę. Nigdy nie brała udziału w pojedynku, nawet takiego stanowiącego formę rozrywki, a jedyne doświadczenie jakie w nich miała było wyprawą na pustynię, po której dręczyły ją koszmary. Czy jej przeciwnik będzie tak samo niebezpieczny jak Beduini? W jednej sekundzie poczuła jak zalewają ją zimne poty, przygryzając wewnętrzną stronę policzka robiła to tak długo i tak mocno, dopóki na koniuszku języka nie poczuła metalicznego smaku krwi. Zamglone spojrzenie utrudniało Olivii właściwą ocenę sytuacji, dlatego przez kilka sekund wpatrywała się w postać niezdolna do wykonania pierwszego ruchu, sparaliżowana przez strach i ból, który wciąż odczuwała w kolanach przez co delikatnie chwiała się na nogach, jednak kiedy w końcu dojrzała smugę światła lecącą w jej kierunku - przez brak wyrazistości obrazu dostrzegła ją dość późno - automatycznie odpowiedziała, broniąc się przed zaklęciem. Była zaskoczona własną reakcją, jednak nie miała czasu, by się nad tym zastanawiać - może miała dar do pojedynków? Oczywiście w tym momencie brak doświadczenia Gryfonki dawał się we znaki, bo ta postanowiła zaatakować przeciwnika tym samym zaklęciem, jakiego użył on, dając mu tym samym większą szansę na obronę. - HARENA MISSUS - rzuciła skupiając się na swoimi celu, co nie było takie łatwe,kiedy jego postać lekko się rozmywała , niemniej udało jej się trafić, a co więcej słysząc cichy pomruk niezadowolenia zrozumiała, że zaklęcie trafiło mężczyznę, który nie tracąc czasu od razu zaatakował na co Olivia odpowiedziała, po raz kolejny z sukcesem. Zrobiła krok naprzód chcąc wypowiedzieć kolejne zaklęcie, jednak czując przeszywający ból w kolanach nie mogła dostatecznie się skupić, a dzięki temu mężczyzna miał czas na obronę, choć wydawał się być zmęczony? Callahan ciężko było ocenić sytuację, jednak sama miała nadzieję, że próba za chwilę dobiegnie końca. Kolejne zaklęcie ze strony mężczyzny i kolejna obrona nastolatki. To był ten moment, w którym postanowiła przerwać, nie mając sił na kolejne zaklęcie, chociaż to mogłoby okazać się ostatnim, bo gdy zmrużyła oczy i wytężyła wzrok dojrzała, jak różdżka w dłoni mężczyzny drży, nawet jeśli wciąż w nią celował. - Nie będę rzucała kolejnego zaklęcia, jest Pan już i tak wyraźnie poszkodowany, podobnie jak ja - oznajmiła, chociaż nie schowała swojej różdżki, gotowa przyjąć kolejny atak ze strony swojego przeciwnika to jednak na twarzy dziewczyny malowało się zrezygnowanie, ale również zmęczenie. - Uznajmy nasz remis - dodała, choć ewidentnie miała przewagę, ale nie chciała jej wykorzystywać.
Kto zaczyna: Jafar Kość na pierwsze zaklęcie:B - Barrera, której nie bronię K100 + wszystkie bonusy:56 +10(cechy pozytywne) -20(cechy negatywne) + 5(udana obrona) - 20(nieudane obrony) = 31 Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara: Moje zaklęcia - trafiam raz, Jafar broni się trzy razy Zaklęcia Jafara - trafia mnie trzy razy, bronie się przed immobilusem Cechy:Magik żywiołów(ziemia), Świetne zewnętrzne oko(wyczulenie), Powab wili(zwierzęta), Rączki jak patyki(siła, wytrzymałość), Wiecznie struty
Moje przygotowanie do następnej próby zdecydowanie nie obejmowało tego, co miało mnie czekać. Opieranie się pokusie i granie w szachy to jedno, ale pojedynek z innym czarodziejem? Byłam zbyt młoda by mieć w tym jakiekolwiek doświadczenie, bo tego co mieliśmy na zajęciach nie można było przyrównać do prawdziwych bojów na śmierć i życie. Przez cały mój kręgosłup przebiegł dreszcz - jeśli okaże się niegodna, to umrę? Patrzyłam się na różdżkę przeciwnika jak sroka w kość, tak jakby mi miała uspokoić moją niepewność. Sięgnęłam po różdżkę i mocno ją ścisnęłam, a gdy mój przeciwnik się pokłonił złapałam prawą ręką za rąb sukni i wykonałam dygnięcie. Szczerze mówiąc pasowało mi to bardziej od skłonu, a i nie było tu nikogo kto mógłby mi zwrócić za to uwagę. -Jestem gotowa. - Powiedziałam pewnym tonem, bardziej próbując przekonać siebie niż Jafara. Postanowiłam zaczekać, aż Jafar wyprowadzi pierwszy atak, bo trzymał się zasad pojedynkowych, czym zyskał mój szacunek. Zresztą i tak rzucanie zaklęć na innych nie leżało w mojej naturze, o ile sobie na to mocno nie zasłużyli. Pomimo mojej oschłości wolałam pomagać niż szkodzić. Stając w pozycji, która moim zdaniem miała być bojową, spróbowałam sobie przypomnieć zaklęcia które przydałyby się do pojedynku. To chwilowe rozkojarzenie uniemożliwiło mi zareagowanie na poczynania przeciwnika, który wzbił w powietrze chmurę kurzu gryzącego moje oczy. Przymknęłam je i niemalże na oślep rzuciłam expelliarmus, którym zdołałam wytrącić przeciwnika z równowagi. Nim kurz opadł Jafar ponownie trzymał różdżkę w ręce i wyprowadził kolejny cios. Znowu oberwałam piaskiem w oczy, co mnie nieco poirytowało i zdecydowanie zabolało, co oznajmiłam krótkim "auć" i próbą usunięcia piasku spod łzawiących oczy. Mój kolejny atak się nie powiódł, bo wciąż starałam się doprowadzić oczy do "pełnej funkcjonalności", ale zdołałam się obronić przed zaklęciem Jafara, używając zawczasu protego. Próba pozbycia się piasku okazała się fiaskiem, a nawet pogorszyłam swoją sytuację, przez co kolejne dwie próby zaatakowania zupełnie nie trafiły w przeciwnika, natomiast ten z łatwością przy pomocy lodowych ptaszków przymroził mi obydwie ręce, kończąc tym moją nikłą użyteczność. -Poddaje się i oddaje na Twoją łaskę, panie. - Powiedziałam, patrząc się przez załzawione i zakurzone oczy na przeciwnika, który, pomimo ograniczeń wzrokowych, wydał mi się zmęczony pojedynkiem.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kto zaczyna:2 - Drake Kość na pierwsze zaklęcie:G, nieobronione, lewy bark K100 + wszystkie bonusy:72 + 30(kuferek) -5(za obrażenia) -10(za cechę) -5(za wymioty) -10(za nieobronione zaklęcia) Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara: 2 dorzuty zaklęć Zaklęcia Jafara: Immobilus, Glacius Opis - Immo blokuję kufrem, Glaciusowe ptaszki trafiają mnie w udo. Zaklęcia Drake'a: Startowe: Rictusempra - trafione| Z dorzutu: Obscuro -zablokowane , (ostatnie nie rzucone) Cechy:Silny jak buchorożec (siła, wytrzymałość), Silna Psycha (opanowanie), Drzemie we mnie zwierzę (zachowanie), Niezręczny Troll (nieśmiałość), Bez czepka urodzony
Pierwszą próbą było oparcie się pokusie pieniędzy i pomoc magicznemu stworzeniu, a drugą ogranie w arabskie szachy zaczarowanego tygrysa. Oczywiście że trzecia, chyba ostatnia próba dotyczyła walki... Szkoda że odbywała się w momencie w którym miał mgłę przed oczami, a dosłownie chwilę wcześniej wyrzucił z siebie dzisiejsze śniadanie i wczorajszą kolację. Miał przed oczami czarodzieja, który zgodnie z tradycją ukłonił się i przygotował do pojedynku. Gryfon normalnie był w nich całkiem niezły, ale czuł że w obecnym stanie może mieć małe trudności. Wyjął więc swój, dotychczas nie używany w poprzednich próbach, magiczny patyk, ukłonił się lekko i przygotował do walki. Zmęczenie wywołane przez poprzednią próbę, przerodziło się w lekką frustrację, która jeszcze była podsycana przez młodzieńcze hormony i buzującą wilkołaczą krew. Dał jej delikatny upust rozpoczynając pojedynek.-Rictusempra.- Zaklęcie rzucił werbalnie ze względu na to że nie zależało mu na zaskoczeniu przeciwnika. Udało mu się trafić Jafara, który śmiejąc się odpowiedział za pomocą zaklęcia Lodowych Ptaszków. Jako że Drake miał drobne kłopoty z widzeniem, nie udało mu się w porę rzucić zaklęcia tarczy i ptaszki uderzyły go w bark... Prosto w bliznę po wilkołaku. Syknął cicho, bo jednak odmrożenia nie były niczym przyjemnym. Zaraz po nich poleciał w niego Immobilus, przed którym się uchylił. Zrozumiawszy że nie miał czasu na czekanie i myślenie, rzucił w przeciwnika kolejnym zaklęciem. Tym razem dosyć silniejszym niż zwykła zniewalająca łaskotka.-Obscuro-Miał nadzieję trafić, ale Jafar zablokował jego czar. Do kontrataku arab przeszedł szybko. Za pomocą tego samego zaklęcia co wcześniej. Tym razem przymroził chłopakowi udo. Napędzany adrenaliną Lilac już miał w odpowiedzi cisnąć w jego zaklęciem, gdyby nie jeden szczegół... Może trochę jak przez mgłę, ale chyba widział że ręka przeciwnika wydaje się drżeć, a do jego uszu dobiegał mocno przyśpieszony oddech. Oznaczało to że jego przeciwnik już się zmęczył i prawdopodobnie nie dałby rady zablokować następnego zaklęcia które by w niego rzucił. Ponadto... Z tak chwiejnymi ruchami, mógłby spartolić swoje następne zaklęcie i się zranić. Chłopak opuścił nieco różdżkę nadal będąc gotowym na postawienie tarczy, na wypadek gdyby Jafar tylko udawał osłabionego.- Jeśli czuje się pan zmęczony, proponuję przerwać tę walkę...- Nie był pewny czy jest on iluzją, czy prawdziwą osobą która weszła do sali ukradkiem. Nie wiedział przecież jak właściwie ta komnata działa. Można powiedzieć że walka skończyła się remisem, ale w duchu Drake czuł że mógł wygrać tę walkę gdyby tylko wykorzystał okazję i rzucił czar.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kolejna zmiana zaszła w powietrzu. Pomieszczenie wręcz pulsowało magią, a Strauss przyłożyła różdżkę, do swojej rany chcąc zminimalizować krwawienie i zasklepić ją chociażby częściowo jakimś zaklęciem. Figury szachowe raczej nie zdołały jej wyrządzić zbyt wielkiej krzywdy, ale wcale nie znaczyło to, że ten stan pozostanie bez zmian. Zwłaszcza, gdy naprzeciw siebie dostrzegła postać uzbrojonego czarodzieja. Widziała już przygotowuje się do rzucenia pierwszego zaklęcia. Chciała być pierwsza. Nie pozwoli mu na zgarnięcie przewagi. Otóż nie tym razem, drogi panie. Sama nie wiedziała czemu, ale pierwszym zaklęciem jakie przyszło jej do głowy było Cistam Dolorum, które rzuciła niemal natychmiast w kierunku stojącego przed nią mężczyzny. Ten jednak zablokował je i posłał w jej kierunku własny atak. Nie miała większych problemów z odparciem go przy pomocy prostego Protego. Zaczęła się zbliżać do niego w momencie, gdy ten rzucił kolejne zaklęcie. Wyglądało to nieco tak jakby czarowanie sprawiało mu pewną trudność. Męczył się. To był dobry znak. Dla niej przynajmniej. Znajdowała się dosyć blisko niego. Kilka solidnych susów i zapewne by do niego doskoczyła. Wpierw jednak wykonała szybki ruch różdżką, posyłając Expulso wymierzone wprost w przeciwnika. I chyba włożyła w zaklęcie zbyt dużo siły, bo Jafar został odrzucony do tyłu z wielką mocą po czym uderzył w znajdującą się za jego plecami ścianą.
Violetta zbliżyła się do niego w miarę spokojnym krokiem, znajdując się w ciągłej gotowości. Liczyła się z tym, że w każdej chwili ten może odzyskać siły i wrócić do ofensywy. Nie stało się tak jednak. Kiedy znalazła się wystarczająco blisko, trąciła butem jego różdżkę, aby odkopnąć ją poza zasięg ręki czarodzieja. - Myślę, że wynik jest już przesądzony... - powiedziała jeszcze, wbijając wzrok w znajdującego się przed nią Araba, w którego wycelowała cedrowe drewno na wpół uniesionej różdżki.
Úlfur Tunglbarnn
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 235 cm
C. szczególne : Całe ciało poza twarzą ma w tatuażach.
Kto zaczyna: Úlf pierwszy nie zaatakuje. Kość na pierwsze zaklęcie:Fallo - obronione K100 + wszystkie bonusy:49 + 21(kufer) -5(rzyganie) - 10(obrażenia) + 10 za obronę - 10 za nieudane obrony Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara: chyba 3 dorzuty Jafar: Glacius Opis - trafił w klatę, Harnea Missus - zablokowane, Acusdolor - trafił w rękę Úlf: Ceruisam - zablokował, Fallo - Trafiłem, Accio - trafiłem Cechy: Silny jak buchorożec (siła), Powab Wili (zwierzęta), Połamany Gumochłon, Tykająca łajnobomba
I tak przyszła pora na ostatnią próbę jaka dzieliła go od spotkania się z Wielką Wezyrką, władczynią Jamalu. Szkoda że podczas gry z kiciusiem Úlf zarobił na kolanach dwa porządne otarcia, zwymiotował a na dodatek trochę jak przez mgłę widzi. Ale mogło być gorzej. Zwłaszcza że to nic z czym ćwierćolbrzym taki jak on nie dałby sobie rady. Widząc więc innego czarodzieja, który widocznie przygotował się do pojedynku z nim, Úlf wyjął swoją różdżkę i przyjął postawę oczekując na atak Jafara. Nie w jego stylu było atakować jako pierwszy. I w sumie słusznie, bo to dzięki temu zablokował Fallo jakie w niego wystrzelono. Úlf odpowiedział swoim czarem, którym nie trafił. Chwilę potem Úlf przez mgłę spostrzegł jak lecą w niego lodowe ptaszki i nie mając czasu na rzucenie zaklęcia tarczy, przyjął je na klatę. Dosłownie. Wymiana zaklęć trwała jeszcze chwilę. Kiedy tylko dostrzegł chwilę którą mógł wykorzystać w postaci chwilowego zmęczenia przeciwnika od tej nawałnicy zaklęć, Úlf rzucił Accio na jego różdżkę żeby ta wyleciała mu z ręki i poleciała do wielkoluda. Po dokonaniu tego, ruszył do przeciwnika i oddał mu jego różdżkę. -Dziękuję za walkę. Czy wszystko z panem w porządku?- Spytał się niepewnie, bo uzdrowicielem nie był a mężczyzna wydawał się być zmęczony aż za bardzo.
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Kto zaczyna: Oddaję tę przyjemność Jafarowi Kość na pierwsze zaklęcie:C jak Clamor, nie mam punktów na bronienie się K100 + wszystkie bonusy:28, ale mam darmowy przerzut z drugiej próby... więc 16, ale mogę wybrać, więc biorę 28 - 10 (za dwie nieudane obrony), więc 18 Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara: • I - Immobilus; obrona: 100, udana - Nana atakuje Impedimento; obrona Jafara: 4, nieudana • J - Jęzlep; obrona: 55, udana - Nana atakuje Immobilusem; obrona Jafara: 3, udana • A - Acusdolor; obrona: 12, nieudana - Nana atakuje Expelliarmusem; obrona Jafara: 2, udana • I - Immobilus; obrona: 14, nieudana • C - Clamor, nie mam punktów na bronienie się Cechy:Gibki jak lunaballa (zwinność), Złotousty Gilderoy (perswazja), Powab wili (zwierzęta), Rączki jak patyki (odporność na magię), Wiecznie struty, Mocno zmaterializowany (nie umie w ogóle teleportacji!)
Dała się podnieść na duchu rozgrywce przypominającej szachy - to było coś, co lubiła. Przy uzdrawianiu ptaka również czuła się dobrze, a jednak była dużo bardziej zmartwiona. I nawet z tym lepszym samopoczuciem Nanael nie ucieszyła się kolejną zmianą pomieszczenia, trochę chyba licząc na to, że te przygody jednak dobiegają końca, a ona wreszcie stanie przed Wielką Wezyrką i zrozumie... coś. Sama nie wiedziała co. Powód tego wszystkiego? Nie chciała pojedynku. Nigdy nie czuła się w nich dobrze, z zaklęć preferowała te użytku codziennego bądź, oczywiście, transmutacyjne. Kwestia niezadowolenia Nany nie zmieniała faktu, że ukłoniła się właściwie odruchowo, dygając przy tym w lepiej znanym sobie odruchu; jeśli coś miało ją ratować w kwestii pojedynków, to właśnie zachowanie fair play. Uniosła spojrzenie na nieznajomego, nie chcąc wcale rozpoczynać walki bez świadomości tego, jakimi umiejętnościami on może się popisać. Powinna wyrywać mu różdżkę, grać na czas? Zamierzał katować ją czarną magią czy tylko od siebie odganiać? Nie miała szans się obronić, nie za pierwszym razem; łzy pociekły jej po policzkach, a szloch wyrwał się z nanaelowej piersi, chociaż bardzo chciała go powstrzymać. Cofnęła się o krok, walcząc z tym pozbawionym żalu i cierpienia płaczem, przy kolejnym zaklęciu nieznajomego unosząc różdżkę do pewnej i niezawodnej obrony. - Impedimento - rzuciła wyraźnie, ocierając dalej spływające jej z oczu łzy i zaszklonym spojrzeniem obserwując porażkę ze strony swojego przeciwnika. Nie była pewna, czy to dzięki temu kolejne jego zaklęcie okazało się tak proste do obronienia, ale dzięki temu zdążyła się nieco uspokoić po pierwszym Clamorze... ale jej Immobilus wcale nie wyszło, tak jak i obrona przed rzuconym w jej stronę zaklęciem żądlącym. Z trudem zdusiła w sobie przekleństwo, chwytając za obrane za cel przedramię, które zapłonęło jej żywym ogniem. Chciała to skończyć Expelliarmusem, ale jej się nie udało. Chciała obronić się przed rzuconym w jej stronę spowolnieniem. Chciała tym razem nie zacząć płakać... Widziała zmęczenie swojego przeciwnika i czuła, że ona również zaczyna się trochę poddawać. Nie wiedziała już co robić, znowu płakała, przedramię ją bolało i czuła na sobie nieprzyjemny ciężar spowalniającego Immobilusa. Wzięła głębszy wdech i uniosła spojrzenie na mężczyznę, który przystopował z atakami, wyraźnie nie mając na nie już siły. - Remis? - Zaproponowała powoli, uśmiechając się łagodnie. Podczas całej tej walki mężczyzna nie wydawał się niemiły, a przecież zaczęli bardzo uprzejmie. Zdawała sobie sprawę, że "remis" byłby w tym przypadku nad wyraz, bo szło mu o wiele lepiej... ale w ramach pokazania, że nawet jeśli on zaprotestuje, to ona się podda, po prostu opuściła różdżkę.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Kto zaczyna: Jafar (Perpa by nie zaczęła) Kość na pierwsze zaklęcie:Glacius Opis - bronię K100 + wszystkie bonusy:27 + 30 (kufer) - 10 (cecha) + 20 (udane obrony) = 67 Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara: Pierwsze zaklęcie - Immobilus; Perpa broni i kontratakuje - Jafar nie broni; Drugie zaklęcie - Acusdolor; Perpa broni i kontratakuje - Jafar nie broni; Trzecie zaklęcie - Drętwota; Perpa broni i kontratakuje - Jafar broni; Cechy: Złotousty Gilderoy (perswazja), Powab wili, Świetne zewnętrzne oko (empatia); Wiecznie struty, Rączki jak patyki (siła), Połamany gumochłon
Właściwie ledwo skończyła bandażować swoje ramię - kiedy sala znów zawirowała od magii, zupełnie zmieniając otoczenie. Zniknęła szachownica, zniknęły figury i ich roztrzaskane resztki, zniknął też potężny Bahira, a na jego miejscu... Stanął starzec. Perpetua podniosła na niego pytające, jasne spojrzenie, podnosząc się na równe nogi. Nie mogła dobrze oprzeć się na feruli ze względu na ranne ramię, które teraz pulsowało bólem. Przeniosła więc ciężar na lewą nogę, prostując się i wyłapując spojrzenie mężczyzny - który bez słowa ukłonił się w jej kierunku, dobywając również różdżki. Dla złotowłosej był to jasny sygnał - w końcu kiedyś brała udział w oficjalnych pojedynkach. Dygnęła z gracją, wyciągając przed siebie srebrną różdżkę i... czekając. Wbrew pozorom pierwsze zaklęcie wiele potrafiło powiedzieć o przeciwniku. Odetchnęła spokojnie, obserwując swojego przeciwnika z uwagą - starając się odgonić ból, który mógł zmącić jej skupienie. Pierwsze pofrunęły w jej kierunku lodowe ptaszki - które miękkim ruchem różdżki zniwelowała klasycznym Protego. Nie było ich wiele i nie wiedziała, czy mężczyzna również ją sprawdzał, czy rzeczywiście reprezentował dany poziom. Mogła to jeszcze wybadać dwojako. — Fallo — wypowiedziała głośno, a promień jej zaklęcia bez przeszkód uderzył w jej przeciwnika, który potrzebował kilku chwil na zorientowaniu się w sytuacji. Chcąc odpowiedzieć chyba czymś podobnym - posłał ku niej Immobilusa, którego Perpetua z równą łatwością odbiła, odpowiadając szybko Jęzlepem. Chciała zmusić przeciwnika do skorzystania z zaklęć niewerbalnych. Podskórnie przeczuwała, że to nie była żadna... Próba Odwagi, wiążąca się z epickim pojedynkiem. Poziom jej przeciwnika i jego refleks wskazywał zupełnie na coś innego. Kolejny promień zaklęcia żądlącego rozpłynął się w pędzie jej Aerudio. Zatoczyła krąg nadgarstkiem, układając na języku kolejne zaklęcie - dając mężczyźnie dodatkowe cenne sekundy na podjęcie się obrony przed... Impedimentusem. Tego jej przeciwnik również nie odbił, a światło zaklęcia wniknęło w jego przepastne szaty. Nie mógł jednak mówić, więc i urok jąkania nie zrobi mu różnicy. Kolejna pomknęła ku niej Drętwota i Perpetua bez większych trudności i przed nią się obroniła. Nie spuszczała jasnego, zatroskanego teraz wzroku z mężczyzny. Niewerbalny Expelliarmus pomknął ku starcowi, jednak przed tym zaklęciem starzec zdołał się obronić, zatrzymując w dłoni swoją broń: różdżkę. Whitehorn nie miała serca wytrącać mu z rąk tej dumy. Po jego udanej obronie, skłoniła się głęboko, opuszczając różdżkę - tym samym rezygnując z dalszego stawania w szranki z wiekowym czarodziejem. — Wspaniały pojedynek — przyznała, a w jej głosie słychać było ciepłą nutę. — Ale nie jestem w stanie kontynuować, proszę o wybaczenie... — Chwyciła się za ranne ramię, uśmiechając do mężczyzny przepraszająco. — W moim pokoju czeka na mnie córeczka, muszę mieć siły, żeby się nią zająć — dodała jeszcze, nie chcąc, żeby byle draśnięcie posłużyło jej za wymówkę. Nie chciała urazić staruszka. — Może usiądziemy? — zaproponowała, chowając różdżkę i chwytając laskę lewą ręką. Wolałaby, żeby tak uparcie walczący staruszek odsapnął - choćby z jej powodu.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Kto zaczyna: Jafar (Jess przeczekuje) Kość na pierwsze zaklęcie:Immobilus - bronię za kufer K100 + wszystkie bonusy:65 + 30 (kuferek) + 10 (cecha) = będzie ponad 100 Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara: Expeliarmus - Jess się broni (przerzuciłam kostkę za bonus z poprzedniego etapu) i kontratakuje - Jafar się nie broni Cechy: Czaroglota, Powab wili (zwierzęta), Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość); Mocno zmaterializowany, Niezręczny troll (nieśmiałość), Dwie lewe różdżki (niewerbalne)
Czy właśnie przed chwilą myślała o pojedynkach magicznych...? Widocznie Wielka Wezyrka była legilimentką, bo właśnie pomieszczenie ponownie zmieniło swój wygląd, a jeszcze przed chwilą dumna z siebie Jess stanęła twarzą w twarz z... Jafarem? Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, obserwując jak mężczyzna składa lekki ukłon i wyciąga różdżkę. Skoro jednak dotarła aż tutaj, to przecież nie podda się na samym początku. To nie byłoby fair nie tylko w stosunku do samej siebie - ale choćby Darrena i Reagan, a także Lanceley, którzy w znacznym stopniu poświęcali jej swój czas by podciągnęła się z zaklęć. Przygryzając wnętrze policzka, sięgnęła po swoją jabłoniową różdżkę - Glamdrig - dobywając go i pewnie układając w dłoni. Musiała odetchnąć głęboko, kiedy składała oficjalny, tradycyjny ukłon mający stanowić podjęcie rękawicy w pojedynku. Żadna z niej mistrzyni pojedynków... Uniosła szare spojrzenie na czarodzieja, wyczekując jego pierwszego ruchu. — Aerudio — zainkantowała, kiedy tylko promień zaklęcia mężczyzny pomknął ku niej. Świetlista wiązka rozpłynęła się w gnającym powietrzu, a Smith dalej nie opuszczała wzroku ani różdżki ze stojącego naprzeciwko mężczyzny. Zdecydowanie lepsza była z zaklęć praktycznych i defensywnych aniżeli ofensywnych - zwłaszcza nie znając swojego przeciwnika. Mężczyzna nie był stworzeniem magicznym, ani jej kolegą ze studiów - nie miała o nim praktycznie żadnych informacji. Ale też... Nie wygra przecież pojedynku jedynie się broniąc. — Protego — rzuciła krótko, niwelując kolejne zaklęcie "Jafara" i płynnie wywinęła nadgarstkiem, kontrując: — Expelliarmus! Z naprawdę wielkim zaskoczeniem przyjęła fakt, że... trafiła. Tak po prostu - a różdżka jej przeciwnika śmignęła gdzieś w powietrzu, odtaczając się na bok. Była tym tak bardzo oszołomiona, że nawet nie próbowała jakkolwiek zakończyć ten pojedynek - z resztą, nie widziała absolutnie żadnego sensu w obrzucaniu zaklęciami bezbronnego (i wyraźnie wyczerpanego) przeciwnika. — Do prdele... Accio! — przywołała do siebie różdżkę "Jafara", niepewnie zaciskając na niej dłoń i jeszcze bardziej niepewnie podchodząc do mężczyzny, by oddać mu zgubę. — Um, przepraszam Pana. Chyba jest cała... — wydukała, nerwowo poprawiając złote okulary na nosie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kto zaczyna: Darren Kość na pierwsze zaklęcie:Harena Missus, obronione z cechy 30 z zaklęć K100 + wszystkie bonusy:8 + 30 (kuferek) - 10 (cecha) = 28 :c, dorzut 5 zaklęć (jeszcze +10 za udane obrony i -15 za nieudane, ale to nic nie zmienia) Dorzuty zaklęć/obrona Wasza i Jafara:Rzut Zaklęcia Jafara: Jęzlep (albo Harena Missus z wcześniejszej kostki, ale to już tam XD), Fallo, Drętwota, Acusdolor, Glacius Opis Obrony Darka: tak, nie, tak, nie, nie Obrony Jafara: nie, nie, nie, tak, tak Cechy: Pojawiam się i znikam, Silna psycha (opanowanie), Niezręczny Troll (nieśmiały), Rączki jak patyki (odporność na magię)
A więc... trzecią próbą miał być pojedynek z kimś, kto Darrenowi przypominał, przynajmniej z ubioru, animowane przedstawienie czarnoksiężnika Jafara z filmu animowanego "Aladyn", który dziadek pokazywał mu co najmniej kilka razy, a także sam Shaw miał go nadal w swojej kolekcji i trzymał w odpowiednio zabezpieczonym pokoju mugolskim - tak, by nadmiar magii w rezydencji nie wpłynął na jakość nagrania. Teraz jednak wyglądało na to, że Krukonowi przyjdzie się zmierzyć ze sługą - lub może doradcą? - Wielkiej Wezyrki. Powiedzieć, że walka była ciężka i długa to jak nic nie powiedzieć. Po wykonaniu ukłonu Darren od razu przeszedł do ofensywy, zdobywając na samym starcie sporą przewagę, trafiając Jafara Drętwotą, samemu zaś broniąc się przed Jęzlepem... który ostatecznie i tak nie byłby przecież taki straszny dla czarodzieja biegłego w zaklęciach niewerbalnych. Ostatecznie Shaw dostał w twarz Fallo, w lewą rękę Acusdolor, a w prawą nogę Glacius Opis. Z kolei Jafar, oprócz Drętwoty, dostał jeszcze w twarz Poeną Inflicta oraz Turbonisem, jednak ostatnie dwa ataki Krukona zdołał odbić. Po tej szczodrej wymianie "uprzejmości" widać było jednak, że to Darren miał ostatecznie przewagę, jednak w chwili kiedy mógł zakończyć pojedynek szybkim Petrificusem postawił między nimi jedynie Protego Maximę. - Wystarczy - powiedział Shaw do równie obitego mężczyzny - I dziękuję - dodał, kłaniając się raz jeszcze. Nawet jeśli nie przyjdzie mu spotkać się z władczynią Jamal, to dobry pojedynek był samym w sobie cennym doświadczeniem.
@Julia Brooks – znokautowałaś Jafara drętwotą, choć nie miał już siły. @Violetta Strauss – znokautowałaś Jafara tak mocno, że uderzył w ścianę. @Mulan Huang – ponieważ nie odpisała w trzecim etapie. Końcowy nokaut przeciwnika nie okazał się dobrym wyborem. Pokój nagle pogrążył się w całkowitej ciemności, a Wy znajdujecie się na korytarzu, co jest dla Was jasnym znakiem, że próba się nie powiodła. Czasem lepiej odpuścić, zachować się bardziej szlachetnie, szczególnie, gdy przeciwnik nie jest już w pełni sił. Wasze obrażenia nie zostały zaleczone, musicie to zrobić na własną rękę w wątku z kimś, kto jest w stanie Wam pomóc, lub jednopostówką na 2tys znaków w uzdrowicielskiej oazie (przy czym musicie oznaczyć @Camael Whitelight), mimo to nie jesteście w stanie zaleczyć ich do końca, warunki wątku, opisane w drugiej próbie są wciąż aktualne! Ponadto – ciąży na Was klątwa: straszny pech, klątwa zmusza do ponowienia każdego rzutu kostką, który będziesz wykonywać do końca września w każdym wątku, jednopostówce, lekcji etc. etc. Niestety nie było Wam dane ujrzenie Wielkiej Wezyrki.
CI, KTÓRZY PRZESZLI PRÓBĘ
Próba dobiegła końca. Starzec ukłonił się ponownie i podziękował za udział w próbach, a następnie poprosił Was, byście podążyli za nim. Pokój się nie zmienia, choć naprzeciw Was ukazują się białe drzwi. Nie wiecie dokąd prowadzą, właściwie nie macie pewności czy to koniec prób, ale nie możecie wyjść innymi drzwiami – to Wasza jedyna opcja. Mężczyzna nie odpowiada na żadne z Waszych pytań, nie komentuje Waszych działań, a kiedy przechodzicie przez drzwi znajdujecie się w Szklanej Komnacie, do której nikt normalnie nie ma wstępu, tam czeka na Was Wielka Wezyrka!