C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Pierwszy raz kiedy próbowałem wymyślić coś dla Perpetuy to były czasy kiedy mieliśmy po dwadzieścia kilka lat. Po doświadczeniach w wojnie czarodziejów, byłem przekonany, że uda mi się wymyślić coś naprawdę niesamowitego, co odmieni życie społeczności uzdrowicieli. Prędko jednak okazało się, że jest na to zdecydowanie za wcześniej. Moje porażki były tak rażące, że nikomu nawet nie mówiłem, że pracuję nad czymkolwiek. Ponieważ głównie moje zainteresowania obejmowały eliksiry lecznicze, to na nich skupiłem całą swoją uwagę. Próbowałem zrobić wszystko co mogłem ze Szkiele Wzro, uparcie starając zmienić jego formułę. By nie tylko sprawiały, by tkanka martwa pojawiła się w odpowiednim miejscu. Ale może leczył tą, która nie była odpowiedniego kształtu. Teraz kiedy w końcu zadomowiliśmy się w Dolinie Godryka i mamy mnóstwo miejsca, by składować nasz materiały, ja znajduję dla siebie pół-piwnicę. Tutaj przenoszę wszystkie moje najróżniejsze składniki oraz eliksiry, gospodarując sobie tę przestrzeń. Kiedy odkurzyłem już podłogi, rozstawiłem stoły i wszystkie moje graty, wyjąłem moje stare materiały. Od lat nie wracałem do tego, by próbować na nowo uleczyć biodro Perpy, przez co czuję lekkie wyrzuty sumienia. Wróciłem do tego dopiero kiedy ponownie przybyłem do Hogwartu i zobaczyłem, że niewiele polepszyło się w jej sprawie, zacząłem grzebać w starych rzeczach. Byłem przerażony ilością materiału dotyczących najróżniejszych pomysłów na eliksiry, jednak teraz jak na to patrzyłem byłem przekonany o jednym - niewiele mogłem zrobić by ulepszyć moje wcześniejsze badania. Grzebię wśród notatkach porównując każdy składnik, którego użyłem i o którym myślałem wcześniej. Po latach doświadczenia wiedziałem już gdzie popełniłem wcześniej wiele błędów oraz byłem przekonany, że jeśli użyłbym czegoś innego niż w jednym z nich inną rosę, czy włos, to mogłoby kompletnie zniszczyć ich właściwości. Zerkam na swoje nowe notatki przyrządzone już w szkole, gdzie dzielę pomysły na gorsze i lepsze. Niestety większość z nich znajdowała się po złej stronie. Wygrzebuję jakieś kartki gdzie notowałem przykłady strasznych rzeczy, które działy się w Mungu podczas wojny i szczególnie zwracam uwagę na mój szczegółowy opis jednego zaklęcia i tego w jaki sposób (nieudolny) chciał poradzić sobie jeden z mężczyzn. Oczywiście! Ależ jestem niemądry. Zbieram wszystkie materiały na ten temat na jedną kupkę i biegnę, by jak najszybciej przeczytać genezę Brakium Emendo.
zt
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Ponieważ zwykle robiłem eliksiry, od lat nie próbowałem żadnych poważniejszych zaklęć, musiałem zacząć wszystko niemal od początku. Postanowiłem robić wszystko małymi kroczkami. Najpierw znalazłem w bibliotece w Dolinie Godryka księgę gdzie były podstawy dotyczące tworzenia czarów, żeby porównać ruch nadgarstka oraz trzymanie różdżki przy zaklęciu Brakium Emendo do innych. Uznałem, że zacznę od podstaw, za którymi nie przepadam i muszę sobie je przypomnieć. Później skupię się na trudnej formule, którą jakoś będę musiał przetransformować Pożyczam od nieświadomej co takiego ćwiczę Perpy fantoma, by później sprawdzić jak będzie przy zmianie chwytu. Brakium miało chwyt najprostszy chwyt alfa. Wydaje mi się, że nie powinienem tego zmieniać. Przekładam różdżkę w dłoni, układając ją dla porównaniu w uchwycie Beta. Mam wrażenie, że jeśli zmienię oparcie różdżki o wewnętrzną część dłoni, mogę zmienić coś w działaniu zaklęcia. Wyciągam różdżkę przed siebie, rzucając Brakium na fantoma. Zaklęciem sprawdzającym kości zerkam czy cokolwiek się zmieniło, ale tak nie jest. Zakładam, że nawet nie ma co próbować dalej tego uchwytu, skoro kompletnie nic nie daje. Kolejnym możliwym sposobem jest zmiana na gammę. Jednak dobrze wiem, że różdżka zaciśnięta w pięść, ręka wystawiona przed kogoś, to typowa sytuacja w której pojedynkowałbym się z przeciwnikiem, z pewnością na tym modyfikacja by nie poległa. Rezygnuje z tej kwestii i wchodzę na znacznie ważniejszy - manipulację różdżką. Zwykłe Beakium Emendo jest niezwykle proste w wykonaniu, gdyż wystarczy najprostsze z możliwych, pojedyncze puknięcie w odpowiednie miejsce. Dobrze wiem, że jest to niesamowicie łatwe, ale też po prostu często kompletnie niepotrzebne. Nawet trudno kogoś tym skrzywdzić i być uznawane za ofensywne, z racji tego, że musi być zawsze blisko odpowiedniej rzeczy. Nieprzydatność tego zaklęcia właśnie sprawiła, że kompletnie o nim zapomniałem podczas myślenia jak sobie poradzić z przypadłością Perpetuy. Wobec tego stwierdzam, że mogę spróbować innego sposobu modulacji różdżką. Nie chcę aż tak dużej zmiany w zaklęciu, więc obstawiam, że skomplikowana kombinacja ruchów, nie będzie tu potrzebna. Zaklęcie jest specyficzne i będzie bardzo przydatne dla uzdrowicieli, ale jednak jest to rekonstrukcja czaru, który był prosty w wykonaniu. Nie mogę komplikować tego aż tak. Wykluczam wobec tego obrotowy ruch nadgarstka. Zakładam, że możliwe będzie zmiana na dźgnięcie, podwójne puknięcie, bądź przerobienie tego na hak. Wystarczy sprawdzić co zrobi minimalną zmianę, a potem będę próbował z ruchem, który będzie wydawał się być najbardziej odpowiedni. Sprawdzam najpierw dźgnięcie, ale nie dzieje się znowu kompletnie nic. Po podwójnym puknięciu na fantoma, ku mojemu przerażeniu po dokładnym przyjrzeniu się zaklęciem widzę, że zniknęło też wiele kości pobocznych. Nie wygląda to dobrze, ale możliwe, że właśnie do tego będzie pasować inna formuła. Kolejny był ruch haczykowaty. Prędko naświetlam znowu fantoma zaklęciem naświetlającym i ku swojemu zdziwieniu widzę, że kość znika... a potem natychmiast się pojawia. Świetnie, to z pewnością na tym powinienem pracować. Zamykam w ekscytacji książki i idę po pergaminy. Teraz czeka mnie bardzo długi okres dobrania odpowiednich słów.
zt
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Ostatnimi dniami na co dzień już praktycznie nie używałem różdżki. Oczywiście na początku nie było to takie łatwe. Kiedy zaczynałem nieustannie mi coś nie wychodziło, nie udawało mi się przywołać najprostszych przedmiotów albo stworzyć zwykłej bariery, by krople deszczu nie mogły wpaść do szklanki. Jednak z czasem wszystko stawało się coraz prostsze i bardziej mechaniczne. Zaczynałem od tego, by każde zaklęcie przywołujące używać bez użycia różdżki. Skupiałem się mocno na przedmiocie, na początku długo stojąc i uparcie przywołując do siebie przedmioty, które nie chciały się poruszyć pomimo mojego całego skupienia. Przez brak czasu, nie zwracałem uwagi na inne zaklęcia, chcąc skupić się tylko i wyłącznie na tym, by bez problemu wszystko przywołać. I tak faktycznie było! Z czasem nie potrzebowałem już nawet różdżki tuż obok siebie, a po kilku miesiącach nawet nie musiałem długo się namyślać, by przywołać do siebie cokolwiek. Dziś wszystko wpadało już idealnie w moje ręce, nie musiałem też otwierać sobie drzwi w mugolski sposób, wystarczyło jedynie żwawe machanie łapami. Jednak moim celem w magii bezróżdżkowej wcale nie było nauczenie się jej, by ułatwić sobie zycie. (No może troszeczkę to też.) Ale głównie chciałem, faktycznie móc leczyć. Dlatego najwięcej czasu spędzałem w swojej pracowni. Pożyczyłem szkolnego manekina na którym zwykle trenujemy zaklęcia, by to on był moim królikiem doświadczalnym. Co prawda leczenie szło mi już całkiem nieźle, ale bałem się jeszcze robić to w Skrzydle Szpitalnym. Wiedziałem, że uleczenie złamanej nogi Antka poszło mi świetnie, ale musiałem się przemóc i próbować używać tego więcej w życiu codziennym. Dziś postanawiam ćwiczyć Restitutio Dente. Głównie dlatego, że mogę naprawdę powoli zabrać się za to, zrobić wiele ubytków na manekinie i po prostu spokojnie ćwiczyć moją pracę rąk. Dlatego zaczynam od kompletnego zdewastowania jamy ustnej manekina, po czym zaczynam powoli go leczyć. Mruczę zaklęcie, by się nie pomylić i staram się usunąć z jego zębów sztuczne ubytki. Rozpoczynam od ruchu dłoni w taki sposób w jaki zazwyczaj macham różdżką. W większości wypadków, właśnie tak rozpoczynam i idzie mi wtedy całkiem nieźle. Dziś również tak jest i czasem tylko robię coś odrobinę niechlujnie, ale sam nie jestem pewny czy to przez mój brak skupienia czy może fakt, że tak naprawdę zęby nigdy nie były moją bajką. W pewnym momencie gdzie ubytków zrobiłem wyjątkowo dużo zaczyna mi iść nad wyraz opornie. Moje ruchy ręką nic nie dają, więc staram się mocniej akcentować każde słowo, już nie mamroczę monotonnie pod nosem. Staram się wyczuć magię w buzującym wokół mnie powietrzu. Od kiedy uczę się magii bezróżdżkowej, znacznie lepiej czuję jak bardzo magia nas otacza. Kiedy muszę zaczerpnąć ją rękami nie różdżką, wszystko wydaje się bardziej namacalne. Mam wrażenie też, że dzięki temu moje operacje będą w przyszłości znacznie bardziej dokładne. Precyzja była raczej moim konikiem, ale kiedy nie będę miał przeszkody w postaci jakiejkolwiek bariery i różdżki w dłoni, na pewno będzie mi szło jeszcze lepiej. Powoli kończę z ubytkami na zębach. Poszło mi naprawdę dobrze, ale jestem też odrobinę zanudzony tym zajęciem, dlatego idę do kuchni gdzie na pewno będę mógł popróbować z zaklęciami bezróżdżkowymi w życiu codziennym.
zt
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Chciał mu coś odpowiedzieć, ale średnio kontaktował. Chciał się poruszyć, ale czuł, jak opuszczają go siły. Chciał chociaż spróbować podziękować za to, że Huxley tu był, coś robił, nie pozwalał mu wcale umierać na tym przeklętym, ale przepięknie zadbanym kawałku trawnika. Nie mógł. Czuł, że jest przenoszony i czuł, że jest mu lepiej. Ale niewiele z tego rozumiał, póki co po prostu czuł ból, ale nie tylko taki fizyczny, bo to byłoby przecież proste. Nie, w tej chwili bolało go serce i głęboko żałował, że odłamek Bonnie nie trafił prosto w nie. Nie był do końca przytomny, nie był w stanie myśleć. Więc po prostu przez jego głowę w tamtej chwili przewijały się różnorakie obrazy. Wspomnienia. Drżenie czarnej kawy w białej, lekko uszczerbionej filiżance. Ich pojawienie się, walka, jej krzyk i trzask aportacji. A potem? Dzień świętego Patryka w Dublinie i labirynt, ten cholerny labirynt, gdzie znalazł fiolkę Felix Felicis. Błysk rudych loków Fire, gdy podążał za nią ciemnymi zaułkami ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Uśmiech Nico, gdy nalewał mu tamtego feralnego drinka. Puste krzesło, przy którym powinien był usiąść Morales. I wreszcie ona - nie taka, jaką ją pamiętał, a taka, jaką sobie ją wyobrażał. W łachmanach, z łańcuchami na rękach, z szaleństwem w oczach. Jak to możliwe, że uniknęła takiego losu? Dlaczego, do cholery się z nim nie skontaktowała? Minęły lata… a on może tu umrzeć. I wcale być może się tego nie dowie, już nigdy.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kiedy Díaz był pod działaniem zaklęcia, lekko otumianiony, przynajmniej mogłem przejść do czynów. Różdżka jest gdzieś w pokoju, ale ja ufam już na tyle swoim zdolnościom magicznego leczenia, że zwyczajnie unoszę do góry ręce i przymykam oczy. Skupiam się całkowicie na organach wewnętrznych Diaza. Rzucam po chichu Vulnarę Arcuatum. Myślę o zasklepiających się powoli tkankach. Narządach wewnętrznych, które raz za razem miały łączyć się ponownie. O okropnie zdruzgotanych żyłach, które pewnie w tej chwili są w najgorszym stanie. Powoli i miarodajnie zaszywam organizm Diaza, co jest ma być pierwszym krokiem w odbudowie jego całego ciała. Magia przepływa powoli przez moje palce, a ja czuję jak wszystko powoli wraca na miejsce, krok po kroku. Czuję jednak ogarniające mnie zmęczenie, czuję że popełniam jakiś błąd, a tkanki nie chcą ze mną współpracować. Prędko przywołuję dłonią różdżkę, która leży na stoliku przy łóżku i pomagam sobie nią by doprowadzić dość ciężki zabieg do końca. To oczywiście dopiero początek. Rzucam Segervirusa, by sprawdzić czy przypadkiem nie ma żadnej trucizny w ogarnizmie, ale wydaje mi się, że tak nie jest. Póki co Díaz był naprawiony na tyle, że raczej nie mógł umrzeć o ile nie było w tym wszystkim czarnej magii albo czegoś co nie zdążyłem wykryć. - Antonio? Musisz mi powiedzieć... Czy ugodziło cię coś związanego z czarną magią albo trucizną? Czy masz jeszcze jakieś obrażenia? - pytam Diaza, licząc na to że zaklęcie wynalezione przez Perpę nadal działa i mężczyzna nie odczuwając nadal bólu po prostu odpowie na pytania.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
W pewnym momencie uświadomił sobie, że w sumie nie czuje już bólu. Że Huxley, który wciąż tu przecież był rzucił jakieś cudowne zaklęcie, które odcięło jego świadomość od tego rodzaju przeżyć. Co więcej, czuł się bardzo dziwnie. To wszystko, co przed chwilą tak go przejmowało - ona, Fire i Nico wydaje się takie odległe i nic nie warte. Díaz patrzył bezwiednie w sufit, mając w głowie kompletną pustkę. Nie zdążył nawet pomyśleć “co to za magia”, była tak silna, tak obezwładniająca, że nie potrafił. Usłyszał jednak pytanie. I choć był przytomny i otumaniony, teraz już lepiej kontaktował. - Nie. Nie czarna magia. Nie trucizna, ropa. Nie pojedynek, wypadek. To był wypadek, Hux. To nie powinno było się wydarzyć. - Czy czuł wyrzuty sumienia związane z tym, że w sumie rozwalił w drobny mak najcenniejszą rzecz w swoim życiu? Oczywiście, że tak i wydawało mu się, że bredził, ale ze wszystkich rzeczy to było najważniejsze. Coś, pomimo tej magii, musiało teraz takie być. - Rozwaliłem Bonnie. Mój samochód. Musiałem, dostałem… wyjdę z tego? - zapytał, nie do końca pewny, czy w sumie mu zależy. Jeszcze kilka chwil temu przeżycie było dla niego absolutnie najważniejsze, a teraz? Nie wiedział, co myśleć. Spojrzał prosto w oczy Williamsa, a potem na ręce i różdżkę. Krew tak ciężko się czyści, a tu musiało być jej tak wiele. - Prze-przepraszam. Dodał jeszcze i przymknął oczy. Żałował wszystkiego i wcale chyba nie chciał w tej chwili usłyszeć, że się z tego wyliże.