C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Duża, otwarta na ogród jadalnia, przylegająca do kuchni i korytarza wejściowego, zaprojektowana na modłę Pani domu - nasłoneczniona i w stonowanych, choć zdecydowanie wesołych, pastelowych kolorach. Zakupiony w Jamal perski dywan czasem się wyzłośliwia i podstawia gościom 'rąbek', żeby się z nimi spotkać twarzą w twarz. Lwią część przestrzeni zajmuje ciężki stół o polerowanym na wysoki połysk blacie, oraz szaro-różowe krzesła, z których nie sposób wstać od posiłku - jeśli nie jest się najedzonym. Liściasta tapeta na ścianie faluje niczym prawdziwe drzewa, acz na tyle delikatnie, żeby nie wprawiać w zawroty głowy. Tuż przy stole ustawiona jest Złota Czarka - do której można wrzucić karteczkę z upragnionym daniem; a domowy skrzat Pecker zajmie się resztą.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Szczerze mówiąc sam nie wiedziałem w którą stronę to wszystko idzie. Jednak po wakacjach na Podlasiu uznałem, że nasza relacja powinna przejść na inny poziom. A to wszystko wymaga ustalenia i podkreślenia mojej chęci zrobienia tego. Całą naszą znajomość zakładałem, że Atlas miał pewne kaprysy, które były powodowane czymś czego nie mogłem do końca zrozumieć. Jednak wsłuchiwanie się w jego myśli, albo raczej dominujące w nim uczucia zmieniły też moje podejście. Sam zawsze budowałem mur między mną a nim widząc jak wielu innych interesuje i jak on lekko postrzega związki miedzy sobą, a byłym nauczycielem wróżbiarstwa dla przykładu. Jednak jestem w wieku w którym wszystko trzeba wyjaśniać. Albo pozostajemy na stopie przyjacielskiej, albo nie... i tyle musieliśmy ustalić jak podchodzimy do tego w tej chwili. Dlatego zrobiłem nam niewielką kolację. Przygotowałem zupkę z plumek, wynalazłem jakieś winko oraz nawet zakupiony z Polski miód, żeby przypomnieć o naszym uroczym dni spędzonym w chruśniaku. Zrobiłem też wcześniej rozeznanie, dowiaduje się czy ma coś zaplanowane na wieczór i proponuję wspólnie spędzenie czasu. Jednak dopiero moją kapibarą - patronusem, mówię gdzie ma się pojawić, krótkim przypomnieniem mojego adresu, by wpadł na kolację. Ubrany w pomarańczową koszulę z wylegującymi się na niej jednorożcami oraz wąskimi, iskrzącymi się spodniami, biegnę powitać w drzwiach mojego dzisiejszego gościa.
Rosa żył swoim życiem tak, jak zawsze, przyzwyczajony do tego, jak toczyły się koleje rzeczy. Wakacje były wakacjami, ale powrót do Anglii wiązał się z powrotem do obowiązków, jednych milszych, innych mniej - taka była już jego codzienność. Przyzwyczaił się do bycia tu, do swojego miejsca w Dolinie, do swojego otoczenia. Szerszego grona znajomych, węższego grona przyjaciół. Relacja z Williamsem nie była jedną z tych łatwych, turbulencje przepychania między sobą tego, co który chciał, czego oczekiwał, a co zamierzał dawać trwała długo i na pewnym etapie Atlas po prostu zaakceptował, że Hux taki jest. Co począć. Kiedy zaprosił go do siebie, uśmiechnął się, bo nigdy nie byył w jego domu i ciekaw był tej całej Dziupli. Tak wiele miejsce zamieszkania może nam powiedzieć, o osobie, z którą rozmawiamy. Stawił się pod wskazanym adresem z butelką lekkiego, odrobinę musującego, białego wina, które w jego mniemaniu pasowało do tego zaskakująco ciepłego jak na angielski wrzesień wieczora. Gdy gospodarz otworzył mu drzwi, uśmiechnął się, jak to Atlas, oszałamiająco jak z żurnala. Czy było ważne, co zakładał na siebie? Choćby to był jutowy worek przewiązany sznurem, nadrabiałby twarzą. Mimo to założył jeden z zestawów, które niegdyś skompletował mu Issy, tiulową koszulę w kwitnące kwiaty i wąskie spodnie z wyższym stanem. Jak wycięty z komiksu o bohaterze romantycznym, gwiazdor z gazety, podał Huxowi butelkę. - No hej. - pochylił się, by musnąć policzkiem jego policzek. Uznał bowiem, że choć wciąż planował dawać uzdrowicielowi tyle dystansu, ile ten sobie zapragnie, po ostatnim wyskoku z pocałunkiem może sobie pozwolić na przynajmniej ten mały gest na powitanie.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Ja również wróciłem do życia na spokojnie, ale postanowiłem nie pozostawiać wszystkiemu sobie. Ostatni rok miałem wrażenie balansowałem dziwnie między relacjami i sam nie wiedziałem gdzie szukać ostoi na uregulowanie swoich spraw. Nie zorientowałem się w porę, że powinienem polegać tutaj na sobie, a nie wszystkich okolicznościach wokół. Stąd postanowiłem, że muszę przegadać pewne sprawy, by zrozumieć na czym dokładnie stoję i przestać uciekać od dziwnych sytuacji, które pojawiały mi się przez to jak podchodziłem do większości rzeczy. Jakkolwiek nie skomplikownie brzmiało to wszystko w mojej głowie, gdybym miał to powiedzieć na głos, wydawało się być sprawa nie do rozwiązania. Póki co otworzyłem drzwi Atlasowi, który oczywiście wyglądał jak milion galeonów. Aż trudno się nie speszyć przy czymś takim i tylko westchnięciem oraz delikatnym pokręceniem głową z niedowierzenia oceniam jego wybór ubrania na dziś. Gdyby ubierał się jednak zawsze w worek, byłoby znacznie prościej z nim rozmawiać. - Dzięki - mówię wesoło przyjmując butelkę i odwzajemniam lekki pocałunek w policzek. - Chodź! - oznajmiam i macham dłonią by zaprosić go do swojego salonu. Większość domu jest w stylu eklektycznym i chociaż robiłem większość rzeczy jeszcze z Perpą to w pomieszczeniach było widać moją rękę. Nie potrafiłbym egzystować w normalnych pokojach. - Przygotowałem kolację! - oznajmiam z entuzjazem kiedy wkraczamy do jadalni i odsuwam krzesło dla Atlasa. Przez chwilę stoję, drapiąc się po zaroście by ubrać dobrze wszystko w słowa. Jednak prędko stwierdzam, że może muszę przestać chociaż na chwilę wszystko rozważać i rozpamiętywać. Może na dziś warto się ponieść chwili. - Możesz to uznać za randkę albo za przyjacielskie spotkanie. Wybierz co wolisz, a ja pójdę po kieliszki - oznajmiam znienacka, kładę dłoń na ramieniu Rosy, by po chwili ulotnić się do kuchni. Mógłbym je przywołać machnięciem ręki, ale postanowiłem dać mu czas na oswojenie się z moimi słowami, by móc wrócić na spokojnie ze szkłem w dłoni i zerknąć na Atlasa pytająco. Wiem że mogłem być kiepski w wyrażaniu opinii o naszej relacji, ale liczyłem na to że coś ustalimy dziś, stąd moja nagła otwartość. Głównie spowodowana tym, że udało mi się zaakceptować to co czuje Atlas podczas wyprawy na Podlasie.
Nieświadom był zupełnie rozterek, toczących się w Uzdrowicielskiej głowie, ale przecież mógł się trochę domyślać. Była ogromna różnica, między tym, jaki Huxley był w jego towarzystwie teraz, a jaki był, kiedy pierwszy raz pili wino w jego gabinecie. Notabene, dokładnie to samo, z którym dziś stawił się u progu jego domu. Wszedł do środka, uśmiechając się ciekawsko i ruszył za nim, rozglądając się. Dom był wyjątkowo barwny, co nie było dla niego żadnym zaskoczeniem. Williams sam w sobie był barwną postacią, to co ubierał, było zawsze pełne kolorów, jego gabinet był bardzo charakterystyczny, więc i po jego mieszkaniu mógł się tego spodziewać. - Coś ładnie pachnie. - skomentował, wchodząc do salonu i wyjątkowo nie były to perfumy Huxa. Uśmiechnął się szerzej, kiedy ten tak szarmancko odsunął mu krzesło, bo wydawało mu się to odrobinę zabawne przy jego drobnej budowie i uciekającym gdzieś spojrzeniu. - Dziękuję. - usiadł jednak z gracją i oparł się nieco bokiem, zakładając nogę na nogę z boku stołu. Śledził go wzrokiem, kiedy ten wyrzucił z siebie szereg słów i czmychnął przed nimi, jakby miały go gonić i ukąsić, spokojnie jednak wyczekiwał jego powrotu. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, jakby Hux pierwszy raz przeżywał tego typu spotkanie, ale przecież wiedział o tym, że łączyło go coś z Antoszą, więc skąd ta nuta niepewności, jakby krępacji? Gdy wrócił z kieliszkami, Atlas uśmiechnął się ponownie, palcem wskazującym muskając gładki blat stołu. - Wybrałem przyjacielskie spotkanie w formie randki. - przechylił lekko głowę - Odpowiada Ci? - podniósł się, by sięgnąć po butelkę wina. Wzrok jednak miał wciąż utkwiony w Wiliamsie, w końcu to dla niego tu przyszedł, a nie dla zwiedzania, wina czy jedzenia. Obserwował jego twarz, wzrok, mimikę, uniósł kąciki, ust odkorkowując butelkę i napełnił im kieliszki, nim nie wrócił na swoje miejsce - Co przygotowałeś na kolacje? - zainteresował się, bo przecież wypada - Nie wiedziałem, że lubisz gotować. - dodał, zresztą zgodnie z prawdą.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Póki co byłem zbyt rozemocjonowany by nawet zauważyć, że wino było dokładnie to samo, które piliśmy tyle czasu wcześniej. Już prowadziłem go do jadalni z pełnym zaangażowaniem. Osobiście nie uważałem, że mój wzrost wygląda śmiesznie przy moim szarmanckim geście dla Atlasa. To on był w moich oczach jak księżniczka o którą trzeba dbać. Nawet jeśli ta księżniczka grzebała w odchodach zwierząt na swoim ranczu, zdejmując te wszystkie brudne łaszki, zawsze był jak wyjęty z żurnala. Nie spodziewałem się, że Atlas odczyta moją szybką ucieczkę jako speszenie, a nie przestrzeń na przeanalizowanie mojej wypowiedzi, jaki był mój faktyczny zamiar. Dlatego ze spokojem sięgałem po kieliszki dając mu chwilę na przemyślenie. Wracam i uśmiecham się miło do Rosy w oczekiwaniu na jego odpowiedź. A kiedy ten jej udziela śmieję się dość rozbawiony. - Czy mi to odpowiada? - powtarzam po nim nadal z lekkim chichotem. Siadam na swoim miejscu i biorę kieliszek wina do ręki. - Nie - odpowiadam nagle, chociaż stanowczo, równocześnie stawiając na łagodny ton. Patrzę jak Atlas nalewa nam wina, błądząc też spojrzeniem po jego twarzy. - Muszę wiedzieć na czym stoję. I wiem że nie powinienem od ciebie tego wymagać, biorąc pod uwagę jaki byłem wcześniej, ale zrozum że nie znałem cię dobrze. Uważałem że jesteś niesamowity od samego początku, ale twoja głowa była... - macham ręką w nieokreślony sposób, wprawiając niechcący w ruch niewielką ozdobę na stole - W różnych miejscach, więc nie chciałem się narzucać - tłumaczę myśląc o jego romansie z nauczycielem w wróżbiarstwa kiedy to miałem nieprzyjemność z nimi spać jeszcze w potrójnym łóżku na Antarktydzie. - Jednak po tym... - mówię dotykając miejsca w którym mamy wspólny znak z klasztorów z Himalajów i myśląc o tym jak wracałem do niego przy każdym jego zranieniu. Myślałem też o momencie w którym faktycznie był ciężkiej sytuacji, a ja oprócz wyleczenia nie dałem mu oparcia, które potrzebował. - I po tym co zrobiłem na Podlasiu czuję, że powinienem wziąć za to odpowiedzialność... No, skończyła mi się elokwencja... Szczerze mówiąc dopiero tam poznałem jak się czujesz i wybacz, że tyle mi to zajęło... A zobaczysz sam co zrobiłem. Wiesz, gotowanie jak eliksiry, więc jestem w tym całkiem niezły. Czy to lubię? Raczej konieczność, ale lubię dogadzać komuś na kim mi zależy - zamiast odpowiedzieć na pytanie zacząłem mówić swoje, by nagle przeskakiwać z tematu na temat, już biorąc łyżkę by nałożyć mu odrobinę zupy z plumek.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Bardzo łatwo było zaskarbić sobie uwagę Rosy szarmancją i komplementami. Był zawsze próżny, nawet, jeśli z wiekiem tę próżność przykrywał innymi, bardziej wartościowymi cechami. Od wczesnej młodości był przecież karmiony świadomością swojej wyjątkowości i choć z upływem czasu zaskarbił sam sobie w sobie poczucie wartości również w innych życia aspektach niż tylko fizis, to jednak wciąż gdzieś mile trącały go takie gesty, komplementy, czy samo wystarczająco pełne podziwu spojrzenie. Miał zawsze wrażenie, że Williams był zupełnie na to obojętny. Oczywiście, reagował jak każdy, kiedy się Rosie zdarzało może, całkiem niechcący, popatrzeć mu za głęboko w oczy, ale ze względu na zupełnie szczerą świadomość tego, jak działa urok wili, nie wykazywał nigdy jakiejś szczególnej wrażliwości ani na jego piękno, ani charakter, ani nawet szczodrze okazywane gesty czułości od chwytania za rękę po domaganie się uwagi. Tym bardziej zadziwiony był wydarzeniami Podlasia i ciekawy tego, czym właściwie podszyta była ta kolacja. - Ty... musisz wiedzieć, na czym stoisz? - cmoknął, przekręcając głowę wymownie i upił łyk wina. Po roku wodzenia za nos, rychło w czas, rychło w czas. Obserwował go ze swojego miejsca, pozwalając mu być gospodarzem, a w sobie przyjmując rolę gościa, słuchacza, widza.- Nie jestem pewien, czy do końca rozumiem. - przyznał z lekkim uśmiechem, chyba celowo chcąc po prostu usłyszeć, jak Huxley to powie - Wydaje mi się, że moja głowa nie jest szczególnie bliżej, czy dalej, w porównaniu z jakimkolwiek innym momentem naszej relacji. - patrzył jak nalewa mu tej zupki plumpkowej i czuł przecież, że Hux by chciał to jak plaster, powiedzieć, mieć z głowy i przejść do przyjemności konsumpcji, jaka by ona nie była. Tylko czy to tak całkiem w charakterze Atlasa? Skinął głową w podziękowaniu za zupę, ale skupiał się dalej na uzdrowicielu. Interesował go dużo bardziej, niż jedzenie: - Odpowiedzialność za co. Za mnie? - przechylił roztropnie główkę - Jak za pieska? - uniósł kieliszek do ust, by łykiem wina zamaskować uśmiech. - Wiesz, mogłeś mnie też, no nie wiem... zapytać? - uniósł jedną brew - Jestem dość bezpośrednim człowiekiem, zdaje się, że wiesz.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Zawsze uważałem, że Rosa ma już wystarczająco dużo wielbicieli i wielbicielek. Nie sądziłem, że jakiekolwiek komplementy ode mnie cokolwiek mogłyby zmienić. Wręcz przeciwnie, przez naszą znajomość udało mi się wypracować bardzo zdrowe relacje z Rosą, bez zbędnych flirtów czy komentarzy, którymi raczył znaczną większość kadry. Dla Atlasa było to pokazanie z mojej strony, że nie myślę o nich w innych kwestiach niż czysto przyjacielskich, a ja byłem bardzo dumny z siebie, że mogłem poznać go od innej strony w której nastawiony jest na rozwijanie naszej relacji w stateczny sposób. Ale też Atlas się przecenia, przecież on nie potrafił być do końca ułożony. Nie raz wcale nie przejmował się tym jak zwykle nawigujemy i robił co chciał. Wodzenie za nos byłoby tu bardzo niepoważnym stwierdzeniem, z pewnością to nigdy nie było moim zamiarem. Chyba że było Rosy, to może mogłyby być akurat słowa opisujące często jego relacje z innymi. Widzę, że jest zaskoczony, powtarza coś po mnie i chodzi wokół wszystkiego na i błądzi, nie chcąc mi odpowiedzieć nic wprost. Na początku zakładam, że jest po prostu zdziwiony moim nagłym przebudzeniem. Jednak po jego kolejnych słowach, powoli do mnie dochodzi, że źle wszystko zrozumiałem. Gdybym był młodszy bardzo bym się speszył, ale tak przyjmuję to na klatę. Ignorując nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej. - Rozumiem, więc nie mamy o czym gadać. Niepotrzebnie się narzucam - oznajmiam i uśmiecham się uprzejmie do niego, polewając nam zupy. - Tak. Jak za pieska - oznajmiam z przekąsem i wzruszam ramionami, bo oczywiście nie o to chodzi, ale skoro mój przyjaciel wybrał sobie takie porównanie sam, niech sobie z nim żyje. O mało nie zachłysnąłem się zupką kiedy Atlas zaczął twierdzić, że jest bezpośredni. - No i pytam, zaprosiłem Cię żeby pogadać... Atlas, to nieprawda. Jesteś bezpośredni jak sobie wybierasz, że taki będziesz - stwierdzam, akurat wcale tu się nie zgadzając z Rosą. W końcu widziałem nie raz jak błądzi wokół tematów. Biorę kieliszek wina i upijam łyczek. Na chwilę waham się i zastanowieniem przywołuję do siebie butelkę, by przyjrzeć się jej jeszcze raz, bliżej.
Brak prawidłowej komunikacji zawsze stawał się na jakimś etapie relacji międzyludzkich pewną przeszkodą. Mogło się zdawać, że obaj byli dorośli, mieli swoje dość utrwalone już opinie odnośnie tego, co rozumieją za jasne sygnały. Różniło ich jednak wiele doświadczeń i poglądów, przez które nawet jeśli przekonywali się sami, że patrzą w tym samym kierunku, to każdy z nich nosił inną parę szkieł w tych dalekosiężnych okularach. Uśmiechnął się w odpowiedzi na uważne spojrzenie uzdrowiciela. Lubił, gdy Hux mu się przyglądał, lubił być obiektem ludzkiej obserwacji, to ta półwila próżność, której nigdy się z siebie nie wyzbędzie, nawet jeśli powinien - a nie uważał, że powinien - to nie zamierzał. Nie mógł mieć najbledszego pojęcia, co krąży po jego głowie, więc w żaden sposób nie prostował jego wniosków ani nie naprowadzał rozmowy na jakiekolwiek inne tory. To, że Huxley chciał wiedzieć, na czym stoi wydawało mu się o tyle kuriozalne, że zawsze miał go za osobę o najbardziej poukładanym i stabilnym - w swoim własnym chaosie - życiu. Zdaje się jednak, że Williams zrozumiał jego słowa, jak chciał. - To jesteś w tym jedyny. - przyznał, unosząc lekko brwi, choć uśmiechnął się lekko. Bo on nie rozumiał jakie wnioski z jego jednego zdania zdołał wysupłać brunet - Myślę, że... - zaczął z namysłem, nabierając zupę łyżką - ...ze wszystkich ludzi, których znam... - spojrzał gdzieś w przestrzeń, by przekartkować swoje wspomnienia - ...jesteś osobą, która narzuca mi się najmniej. - uśmiechnął się szerzej, chcąc jakoś pokrzepić rozmówcę, bo niby skąd miał wiedzieć, co ten ma na myśli. Spróbował dania i mile zaskoczony pokiwał głową - Rany, nie wiedziałem, że aż tak dobrze gotujesz. Wprosiłbym się wcześniej. - zupa miała wyraźny smak plumpki, ale i dodatek czegoś niespodziewanego. Kwaśnego. Zamyślił się w poszukiwaniu definicji tej przyprawy. Jednocześnie nie powstrzymał serdecznego śmiechu: - To wspaniałe. - przyznał z uśmiechem - Chyba nikt nigdy nie dbał o mnie jak o pieska. - jego radość była jednak dość krótkotrwała, bo kolejne słowa Huxa odbiły w stronę, której Rosa już nie rozumiał. Jak bardzo przydałaby mu się w życiu umiejętność leglimencji. - Rozmawiamy? - zmarszczył brwi i otwqorzył usta, bo cisnęły mu się na wargi słowa pytania, którego nie powinien zadawać na głos, jeśli cenił sobie swoje dobre relacje z Huxem, ale przeszło mu przez głowę i nie dało się tego ukryć. Czy Ty mnie w ogóle znasz? Nie powiedział jednak nic, co było największą oznaką tego, jak bardzo Rosa zmienił się przez ostatnie dwa lata swojego życia w Anglii. Kiedyś miałby znacznie mniej skrupułów. Odłożył łyżkę na krawędź talerza, bo mu nagle jednak przestała ta zupa smakować. - Na skali od jeden do dziesięć, za jak ogromnego manipulanta mnie masz, Hux? - splótł palce swoich bladych dłoni - Z tego co mówisz i jak to mówisz, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że masz do mnie pretensje o coś, czego ja nie rozumiem, że robię. A chciałbym rozumieć, jeśli mam dalej udawać, że mi to nie przeszkadza. - przechylił głowę i powolnym ruchem zdjął z nogawki nogi, założonej na nogę, pojedynczy, szary włosek Piaska.
Ostatnio zmieniony przez Atlas Rosa dnia Wto Paź 15 2024, 20:10, w całości zmieniany 1 raz
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Szczerze mówiąc fakt, że Atlas nie wiedział o co mi chodzi przyprawiał mnie w straszną konfuzję. W końcu powiedziałem wszystko bardzo wprost, a jak mu się przyglądam wydaje się być jak zwykle, zadowolonym z siebie pół-wilem, który nie miał znaczenia nic rozwijać i według niego wszystko było w porządku. Co mogło się wiązać z jednym - dla niego pocałunki z przyjaciółmi to nic szczególnego, bo gdyby było inaczej nie czułby się tak lekko i swobodnie. Nie mogłem aż tak źle zinterpretować jego uczuć w chruśniaku ani to jak się zachowywał na ranczu pamiętnej nocy gdy się zranił. Ale teraz zaczynam wątpić albo w swoje zmysły albo w stałość Atlasa. To drugie akurat nie po raz pierwszy. Jednak kiedy powoli jemy zupę, dosłownie zakrztusiłem się się kiedy ten komplementował moje jedzenie. Bynajmniej nie z radości, ani nie z tego tekstu o piesku, tylko wybrzmienia słów Rosy w połączeniu z moimi ostatnimi czynami. - Po tym całym chruśniaku twierdzisz, że się nie narzucam? Co robią z tobą inni? - pytam i to bez jakiejś przebrzmiewającej gdzieś ironii w głosie tylko z czystym zdziwieniem naszej odmiennej interpretacji słowa narzucania się. Albo może kontaktów Rosy z innymi? Już nie wiem co mam myśleć. Rosa gdzieś tam się oburza na moja kolejne słowa, a ja wracam sobie do jedzenia zupy, odrobinę naburmuszony. Jednak nie przyjdzie nam zjeść w spokoju nawet jednego dania kiedy słyszę jego słowa. Ja również odkładam łyżkę i prostuję się na krześle. - Nie wiem. Osiem? Ale może na dwa zdajesz sobie z tego sprawę - oznajmiam skoro już zaczął pytać mnie o cyfry i wzruszam ramionami. Wzdycham jednak i kręcę głową, bo wiem że swoje słowa wypowiedziałem przez irytację. - Dobra czekaj, bo ja już nie wiem czy ty się ze mną droczysz czy nie rozumiesz mnie naprawdę - mówię przerywając ewentualną falę gniewu. Podciągam rękawy ubrania, a moje tatuaże tańczą dziko na przedramionach. - Atlas, coś się wydarzyło i jeśli pocałunek dla ciebie nie był niczym, to to rozumiem, nie wracamy do tematu i tyle... - mówię, ale zamiast mojego towarzysza patrzę się na kieliszek wina, który przewracam w dłoniach. Rozpoznałem skąd go pamiętam i nagle zaświtało mi coś innego w głowie - że Rosa jest młody, piękny, niepoukładany. To co dla mnie było logicznym podejściem, dla niego mogło nie być tak zwyczajne jak było w mojej głowie. - Nie mówiłem na serio z tym manipulowaniem. Jesteś wilem, ale nie wykorzystujesz tego tak jak byś mógł. Uznaj mój poprzedni tekst o zwykłą, ludzką zazdrość z mojej strony. Nie powinienem cię też tak cię stawiać pod ścianą. Po prostu od jakiegoś czasu lubię... wiedzieć jak najwięcej o wszystkim - dodaję jeszcze, żałując już wszystkiego co wcześniej powiedziałem. Zwykle byłem świetnym mediatorem, ale najwyraźniej nie dziś. - Mam czasem wrażenie, że jestem jedynym człowiekiem na którego się czasem złościsz - zauważam jeszcze poza tematem, bardziej rozbawiony niż zły, marszcząc brwi i próbując sobie przypomnieć kiedy widziałem żeby Rosa był otwarcie poirytowany na czyjeś zachowanie.
Może problemem było to, że Rosa generalnie zawsze czuł się lekko i swobodnie. Niezależnie od tego, kogo całował, kim był i co o tej osobie uważał. Niewątpliwie też sam fakt całowania się z kimś nie miał dla Atlasa aż takiego znaczenia, jak - na przykład - uratowanie komuś życia, ale z jakiegoś powodu po tamtym wydarzeniu nikt nikogo na kolacje nie zapraszał, a po jakimś pocałunku pod wpływem Podlaskiej magii w krzakach malin - nagle tak. Dla półwila trudno było traktować to zaproszenie, tę kolację, słowa Huxleya jako próbę naprowadzenia ich rozmowy, relacji, uczuć na jakiś konkretny tor. Dla niego zupełnie inne gesty wskazywały na to, czy ktoś jest kimś zainteresowany i dość regularnie, kiedy okazywał swoje zainteresowanie, mierzył się z sukcesywnym odrzuceniem ze strony Williamsa, który najwyraźniej nie wiedział, że te gesty mają takie brzmienie. Więc przestał. A jeszcze nie umiał rozpoznać, jak to wygląda w wykonaniu uzdrowiciela. Milczał chwilę, obserwując Huxleya z typową sobie, niemal nachalną uwagą. Studiując jego twarz, mimikę, kiedy ten uspokoił kaszel, uniósł brwi: - Na pewno chcesz wiedzieć? - mógł mu powiedzieć, tylko przez tych kilka wymienionych zdań teraz miał wrażenie, że odpowiedź może się Huxowi wcale nie spodobać. Westchnął, może aż nazbyt teatralnie i wziął kieliszek w rękę, by się napić i musującym alkoholem zmyć z języka ten dziwny posmak goryczy, kiedy wpatrywał się w nieokreślone coś za oknem. Milczał, a przecież robił to tak rzadko. Nie uśmiechał się filuteryjnie, nie przechylał złotowłosej głowy. Ważył coś w myślach, powoli obracając kieliszek za nóżkę w długich palcach. Osiem. Jak daleko Huxley był prawdy? Może miał całkowitą rację. Łatwo było Atlasowi na przestrzeni tych dwóch lat w Anglii uwierzyć, że tak wiele się zmieniło. A może nie zmieniło się nic? Dopiero kolejne zdania, jakie brunet wypowiadał, zmusiły spojrzenie półwila do powrotu w jego stronę, choć nie zachęciło ust do tych błahych, pięknych uśmiechów, które się po nich błąkały zazwyczaj. - Jestem wilem. - potwierdził, a w jego głosie zadrgała jakaś nuta, która bardzo trudno było rozpoznać, pomiędzy dumą a jakąś pretensją - Zawsze będę wilem. - dodał jeszcze, wpatrując się w Williamsa, jakby te słowa mogły mu stworzyć obraz tego, że właśnie taki był Atlas Rosa.- Mógłbym. - przytaknął. Zawsze fascynowało go to, jak bardzo ludzie zapominali o tym, że naprawdę może być gorszy. Nawet dzikie zwierzęta obnażały zęby, sygnalizując, że mogą i zrobią krzywdę, jeśli nastąpi taka konieczność. A jego uśmiechy wciąż pozostawały pobłażane. Nawet mimo tego, że Hux tak dobitnie podkreślił, że był wilem. Był pieskiem. Zwierzęciem. - Jeśli chcesz wiedzieć jak najwięcej o wszystkim, to mnie zapytaj. Powiem Ci. - powiedział dziwnie sucho. Zawsze zadziwiało go, jak wiele tańców wokół tematu wykonują ludzie, zamiast zmierzać linią najmniejszego oporu do celu. Czy to było kwestia tego, że w rzeczywistości nie chcieli usłyszeć odpowiedzi na proste pytania? Bali się, że ta odpowiedź będzie inna, niż by chcieli? - Jednym z bardzo niewielu. - przyznał mu racje, podnosząc kieliszek znów do ust - Co powinno dość jasno świadczyć o tym, że nie jesteś mi tak obojętny, jak Ci się najwyraźniej wydaje. Gdybyś mi był obojętny, traktowałbym Cię z taką samą uprzejmością jak większość ludzi w moim otoczeniu.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Nie mam pojęcia jakim cudem po tylu latach znajomości wciąż nie wiedzieliśmy co dla kogo jest ważne. Oczywiście uratowanie życia to coś niezapomnianego w żadnych kwestiach. Ale ja to robiłem na co dzień, jakim sposobem miałbym porównywać to do pocałunków? Gdybym całował każdą osobę, którą udało mi się ocalić po operacji miałbym w teorii większe powodzenie niż większość połwilów. Nie podoba mi się odpowiedź Atlasa na to moje pytanie, które miało być jakieś retoryczne i nie do końca prawdziwe. Aż podnoszę wzrok, by spojrzeć na niego, ale ten uderza w dramatyczne tony, sięgając po swój kieliszek alkoholu. Czekam więc chwilę aż ochłonę i odpowiem bardziej merytorycznie. Rosa powoli odpowiada krótkimi słowami, na które ja kiwam spokojnie głową. Nigdy nie połączyłbym, że jakieś wspomnienie o piesku aż tak przyjdzie mu na myśl i że mógłby dalej to łączyć w naszej rozmowie. Sam uznałbym to za absurdalne. - Tak. Więc mógłbym poddać się pierwszym instynktom, ale chciałem cię po prostu poznać lepiej. Może to nie było mądre z mojej strony, skoro teraz najwyraźniej kompletnie nie wiesz, albo udajesz że nie wiem o czym mówię, kiedy pytam się o zainteresowanie poza przyjacielską kwestią... a ty zamiast powiedzieć mi coś wprost robisz... to... - mówię i macham ręką, bo Atlas karze mi coś pytać, chociaż to on kluczy między moimi odpowiedziami i zwierzeniami, które mówię bardzo wprost. - Och, nie o to mi chodzi żeby wiedzieć o wszystkim. Ciebie też nigdy nie interesowało naprawdę co ja robię i z kim. Chodzi tu o nas - mówię i wzruszam ramionami. Bo czy nie był taki? Nigdy nie pytał co mnie łączyło z Antkiem, a teraz nagle zauważył że ja nie robię tego samego co on. Wzdycham na jego odpowiedź, popijając winko i aż kładąc dłoń na czole. Jestem już umęczony rozmową w której mam wrażenie, że i tak nic się nie dowiem, bo Rosa postanowił nie mówić nic co mnie urazi. A z jego lawirowań między odpowiedziami uznałem, że to właśnie jest powód dla którego nie może mi nic zakomunikować wprost nawet na pierwsze moje pytania. - Okej, jasne. Tylko to że do kogoś podchodzisz inaczej, nie musi być wyrazem sympatii większej niż najlepszy przyjaciel. Chciałem ze wszystkim ładniej podejść... ale nie wiem jak to ująć. Czy powinienem twoim zdaniem zabiegać o ciebie czy coś w tym stylu? - pytam wprost, drapiąc się z zastanowieniem po krótkich lokach. Bo to zrozumiałem po całej tej niejasnej dla mnie rozmowy. - Bo powiedziałem coś wprost, ale uznałeś że to pół randka. Więc pytanie czy nie chciałeś żeby było mi przykro czy wymagasz ode mnie jakichś... większych gestów? Jeśli tak, okej... jeśli nie, po prostu mi powiedz. Ale jeśli wybierzesz randkowanie to... chcę wiesz, żebyśmy to ustalili. Od początku zadaję ci łatwe pytanie, a ty to utrudniasz. Powiedz po prostu jeśli to friendzone i tyle. Strasznie trudno mi to wytłumaczyć i czuję się jak w szkole (nawet użyłem słowa, które zazwyczaj jest zarezerwowane dla młodszych), nie wiem dlaczego Atlas nie może po prostu odpowiadać mi na moje pytanie wprost, chociaż mówiłem o wszystkim od początku. A teraz po prostu chowam dłonie w twarz. Może po prostu niepotrzebnie to poruszałem i mogłem uznać to za jakąś drobnostkę tak jak Rosa, a nie rozkminiać to niepotrzebnie.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Może to właśnie kwestia tego, że dla kogoś, kto ratował życia na co dzień, uratowanie życia komuś jeszcze nie stanowiło nowości - tak samo dla kogoś, z kim flirtowano cały czas, pocałunek na pikniku nie stanowił nowości. Blondyn westchnął ciężko, spojrzeniem znów zawieszając się na jednym z sufitowych kasetonów. To nie było wycyrklowane i wymierzone westchnienie, naprawdę zaczynało mu się robić ciężko na piersi i bardzo nie lubi tego uczucia. Starał się pamiętać o tym, jak wiele ma szacunku i ciepłych emocji względem wszystkiego tego, kim Williams jest, wszystkiego tego co sobą reprezentował. Trzymał się wspomnień o tym, jak wiele uzdrowiciel miał w sobie troski, starając się nie zakładać, że sam omyłkowo wszystko zrozumiał, bo kto wie - może też powinien stwierdzić, że skoro Hux był uzdrowicielem, to pewnie troszczył się o wszystkich ludzi w swoim otoczeniu tak samo, jak i o Rosę, tak jak zakładał, że skoro Atlas jest półwilem, to romansuje z każdym tak, jak i z nim. - Nie czuje, że to potrzebne. Pytać Cię, co robisz i z kim. Wiem, kim jesteś dla mnie i doceniam to, co robisz ze mną - pozaa tym układem, reszta mnie nie obchodzi. - powiedział tak, jak uważał, że jest najbardziej wprost, choć wewnątrz siebie miał wrażenie, że Hux tego nie pojmie. Obserwował go z uwagą, przyjmując jego słowa i widocznie nad nimi rozmyślając. Położył łokieć na blacie stołu i podparł głowę palcami, marszcząc lekko brwi. - Nie musisz o mnie zabiegać. - uśmiechnął się, w jakimś przypływie rozbawienia - Jesteśmy, przynajmniej w moim odczuciu, daleko za tym aspektem znajomości. Uważam Cię za serdecznego przyjaciela, ale też rozumiem, że serdecznych przyjaciół nie całuje się na pikniku, tak? - jego brwi drgnęły. Dopił zawartość kieliszka i odstawił go na stolik, nim nie poruszył się na krześle siadając nieco bardziej prosto, niż w tym swoim pół wyciągniętym siadzie modela. - Huxley. Chcesz ze mną randkować? - uniósł pytająco brwi - Czy chcesz spędzać ze mną czas inaczej, niż spędzam go z kimkolwiek innym? - przechylił głowę - Czy chcesz, żebym tu mieszkał, trzymał swoje koszule koło Twoich koszul, robił rano koktajle i witał Cię po pracy ciepłymi uśmiechami i słodkimi pieszczotami? - kontynuował tak samo statecznym tonem, niesugerującym zupełnie nic, poza kwestią samych pytań - Czy może chcesz seksu? Bliskości. Końca poczucia pewnej samotności, która wdziera się do życia szczególnie w dużych, pustych domach. - obserwował go, przyglądając mu się z uwagą. Nie miał wątpliwości, że Hux czegoś chciał, tylko czy on sam wiedział czego dokładnie?