Emocje miały to do siebie, że nie sposób było ich w pełni kontrolować, a zazwyczaj odbierały też zdrowy rozsądek i zdolność logicznego myślenia. Fruwające frywolnie w brzuchu motylki często prowadziły na manowce, ale z drugiej strony czasami warto było poddać się temu szaleństwu, bo nawet najbardziej skomplikowane i z pozoru niemające racji bytu relacje mogły jednak przerodzić się w gorące uczucie, łączące dwoje ludzi na długie, szczęśliwe lata. Oboje znaleźli się więc w podobnej, niby to beznadziejnej sytuacji, ale może lepiej było żałować, że zrobiło się coś głupiego, niżeli czekać bezczynnie na to, co przyniesie los. - Hola, hola. Nie wiadomo czy go w ogóle dostanę. – Upomniał ją a propos swojego awansu, by nie traktowali go w rozmowie jako oczywisty element przyszłości. Pracował za dwóch i wierzył, że zasłużył sobie na pozytywną rekomendację, ale jednocześnie wolał nie zapeszać i nie wyprzedzać niepewnych faktów. – Ale spokojnie, jeżeli się uda, to nie widzę przeszkód, żeby pochylić się i nad tą sprawą. W każdym razie… na pewno zadbam o to, by nie leżała na półce oczekujących dłużej niż powinna. – Poprzysiągł jej, na potwierdzenie swoich słów przykładając dłoń do serca. Nie czuł się wcale wykorzystywany, wszak byli przyjaciółmi i doskonale wiedział, że on również może liczyć na jej wsparcie. Skoro zaś pełnione przez niego stanowisko mogło przyczynić się do zażegnania problemu, to czemu mieliby z takiej okazji nie skorzystać. - Może to tylko kwestia przyzwyczajenia? Czasami potrzeba czasu, żeby organizm przyzwyczaił się do innego eliksiru albo zwiększonej dawki. – Zasugerował, kiedy dziewczyna wspomniała o dziwnym samopoczuciu, ściśle powiązanym ze zmianą przepisanych jej medykamentów. Nie wdawał się jednak w dalej idące zapewnienia, a po jej kolejnym komentarzu skinął jedynie głową w milczeniu, bo nie miał zamiaru udawać eksperta w temacie, w którym nie poruszał się wcale tak swobodnie. Nie odpowiedział również na jej obawy względem ostatnich wydarzeń z Arthemisem w roli głównej, a to z kolei przede wszystkim dlatego, że w tym samym momencie zapomniał, czym jest trzeźwe myślenie, a ostry smak kebaba przyjemnie drażniący język, sprowokował go do nieoczekiwanej wylewności – jeżeli tak można było eufemistycznie nazwać płonące w trzewiach pożądanie. Dotarło do niego z niemałym opóźnieniem, co najlepszego uczynił, dlatego nadal spoglądał na towarzyszkę przepraszającym, nieco skołowanym wzrokiem, a jego policzki momentalnie pokryły się kolorem palącego, tym razem, wstydu. Szczęście w nieszczęściu, że byli z Brandon na tyle blisko, że dziewczyna postanowiła humorystycznie skwitować jego pocałunek, a przynajmniej tak to odczytał, skoro nie widział na jej twarzy żadnych śladów skrępowania. – Potraktuję to jako komplement. – Zawtórował jej więc w akompaniamencie znacznie spokojniejszego uśmiechu, a chwilę później upijał już kolejny łyk piwa w bezpodstawnym chyba zaufaniu, że to nie w nim tkwiła ukryta siła, podobna w działaniu do afrodisii. Przetarł raz jeszcze zmęczone od niewyspania powieki, jakby chcąc się upewnić, że tajemnicza magia całkiem opuściła jego organizm, a w końcu mógł się również w pełni skupić na rozterkach swojej przyjaciółki. Wpierw jednak mruknął zamyślony, próbując raz jeszcze przeanalizować wszystko to, co niegdyś Pat opowiadała mu o Verey’u. – Wiesz… na to chyba nie do końca masz wpływ, ale… jeżeli rzeczywiście liczysz na coś więcej, może nie powinnaś oceniać go przez pryzmat jego innych, jednonocnych przygód. Jak będziesz od początku nastawiona do niego negatywnie, to raczej nie wróżę wam sukcesu. – Zaczął może niezbyt pokrzepiająco, ale jednak zdołał posilić się o jakąś radę, jak i znacznie cieplejsze spojrzenie, którym próbował załagodzić targający nią stres. – Skoro czujesz, że coś się zmieniło, to niewykluczone, że tak właśnie jest. Nie wiem jak to robicie, ale jednak kobiety mają do tego nosa. Zresztą…Pat… Może i zmienia partnerki jak rękawiczki, ale skąd wiesz, czy z tobą nie będzie inaczej? Niektórzy muszą się wyszaleć, ale jeśli miałbym znaleźć kobietę, która potrafiłaby okiełznać temperament takiego ogiera, to byłabyś nią właśnie ty. – Rzucił zaraz rozbawionym tonem, żeby jakoś odpędzić gęstniejącą atmosferę i dodać dziewczynie otuchy. Nie mógł mieć pewności, czy jej romans zakiełkuje poważniejszym uczuciem, nie znał również Arthemisa na tyle, by przewidzieć jego zamiary, a skoro i tak nie byli w stanie zrobić nic więcej, najlepiej było chyba obrócić sytuację w żart i nie zamartwiać się nieistniejącymi póki co problemami, niejako na zapas.
+
|