UWAGA: do tej lokacji można przejść jedynie ze Stajni Hebanowego Rumaka! Na początku swojego posta podlinkuj swoją wiadomość w odpowiednim temacie!
Twojemu wierzchowcowi wyraźnie zaczyna brakować pary. Stopniowo zwalnia i zniża lot, a ruchy jego kończyn stają się ciężkie i niezgrabne. To wszystko nie martwiłoby cię tak bardzo gdyby nie to, że fruniecie akurat nad pełnym, szerokim morzem! Na szczęście dostrzegacie prędką niewielką kropkę na bezkresie wód – okazuje się być to statek pewnego podróżnika z Bagdadu imieniem Sinbad oraz jego załogi. Pozwalają ci oni wylądować i nawet zabrać się ich okrętem w dalszą podróż, jednakowoż proszą też o pomoc w rozwiązaniu pewnego problemu. Mianowicie z ostatniej wyprawy Sinbad wraca do swojego domu nie tylko z workiem diamentów, ale też świeżo wyklutym jajem roka – wielkiego (choć oczywiście dopiero wielkości ledwie kondora) ptaka, który obecnie był nieco… niesforny i trzeba go uspokoić zanim całkowicie zdemoluje statek.
Rzuć k100. Do wyniku możesz dodać swoje punkty z ONMS. 1-45: niestety, pisklę roka nie tylko się nie uspokaja, ale wpada wręcz w bardzo zabawowy nastrój. Podczas ganiania się z bosmanem po pokładzie, popycha cię sporym skrzydłem, po czym wypadasz za burtę i po chwili tonięcia jak kamień w szafirowej głębi, budzisz się z powrotem w swoim pokoju. 46-100 – udaje ci się uspokoić zwierzę, które posłusznie usadawia się w przygotowanym przez Sinbada gniazdku. Możesz zgłosić się po jeden punkt z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.
Jeśli wylosowałeś 1-45: po ponownym znalezieniu przejścia z Komnat Szeherezady, możesz ponowić rzut. Z Komnat Szeherezady możesz przejść prosto na Okręt Sinbada. Jeśli wylosowałeś 46-100: Sinbad Żeglarz z przyjemnością zgadza się, by odstawić cię do najbliższego portu, drogę umilając ci opowieściami o jego przeszłych podróżach i przygodach. Możesz przejść do Dzielnicy Portowej Agrabahu.
Tutaj musisz nosić specjalny strój.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lot wierzchowcem był przeżyciem jedynym w swoim rodzaju. Max więc z niemałym rozczarowaniem przyjął fakt, że maszyna zdawała się powoli tracić moc i obniżać swój lot. Fakt, że pod ich stopami nie było niczego oprócz bezkresnego morza raczej nie poprawiał samopoczucia chłopaka, który machinalnie włożył różdżkę między zęby, by w razie czego mieć wolne ręce. Okazało się jednak, że niepotrzebnie się martwił. Nagle na horyzoncie pojawił się jakiś punkt, który wraz ze zmniejszaniem odległości okazał się być statkiem. Max wylądował na pokładzie okrętu i przywitał się z kolesiem imieniem Sinbad, który to sterował tym pierdolnikiem. Po krótkiej pogawędce z marynarzem okazało się, że ten może i wraca z workiem kosztowności, ale ma też niemały problem, który wymaga pomocy. Znalazł jajo jakiegoś ptaka, a ten jest cholernie niespokojny. Pisklę tyle co się wykluło i nikt nie potrafi go opanować. Solberg nie potrzebował Wybitnego z logiki, by wiedzieć, że musi pomóc. Przysiadł na chwilę w tym chaosie przypominając sobie wszystko co pamiętał z lekcji ONMS. Wiele tego nie było, ale zawsze jakaś wiedza. W końcu spojrzał na swoją papugę i wpadł na genialny plan. Wyrwał jej z ogona dwa pióra, przez co ptaszysko zerwało się i zaczęło latać. Pisklę od razu wdało się w pogoń, a że młode jeszcze było dość szybko opadło też z sił. Wtedy to Max ostrożnie podszedł do ptaka, a gdy ten dał się pogłaskać, zaniósł go delikatnie do przygotowanego gniazda. Przy okazji przeprosił swojego pappara, który ponownie przyjął wielce znudzony wyraz twarzy. Dalsza podróż minęła w spokoju, a Solberg miał okazję wysłuchać niesamowitych historii o przygodach Sinbada. Gdy rozstawali się w porcie, nastolatkowi zrobiło się szczerze przykro. Wiedział jednak, że mimo wszystko musi iść dalej. Oglądając się po raz ostatni za siebie, ruszył więc w głąb portu ciekaw, co go tam spotka.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Okręt Sinbada wcześniejsza lokacja: klik kostka k100 na wejście: 27 + 30 (ONMS) = 57
Hebanowy koń tracił na siłach; nie był przecież prawdziwą istotą, którą mógł nakarmić kępką trawy bądź karmy. Pozostawał maszyną, jaka to wymagała przecież odpowiedniego paliwa, by móc czerpać skądś moc. Zaniżenie lotu było zatem naturalne, niemniej jednak, gdy chmury zaniknęły, zamiast twardego gruntu zobaczył... morze. Pełne, szerokie, gotowe pochłonąć każdego śmiałka, który okaże się zbyt małym rozsądkiem, by być gotowym do przejścia przez taką wyprawę. Stres nie zjadał go, niemniej jednak przydałoby się znaleźć cokolwiek, na czym mogli wylądować - jakby skrzydła stale zaniżające lot nie pozwalały mu na podejście do tego, iż jest to tylko i wyłącznie coś, z czym w sumie nie ma jak walczyć. Z daleka zauważył wraz z rumakiem pewną, czarną kropkę, dzięki której mógł jakoś wylądować. Okazało się, iż jest to podróżnik o imieniu Sinbad, jak również jego załoga. Pozwolenie było zatem naturalne, jakby przyjacielskie, ale nie do końca mógł być tego pewien, bo przecież pojmanie kogoś w takiej ilości zdawało się być wyjątkowo łatwym zadaniem. Jak się okazało - nie mieli takiego zamiaru, a zamiast tego pozostawało kolejne zadanie do wykonania. Czekoladowe tęczówki spojrzały na twarz mężczyzny z niemym pytaniem, a okazało się, że świeżo wyklute jajo roka mogło sprawić wiele problemów. Pisklę miało to do siebie, że było całkiem... nietypowe. Starał się podejść do tego na spokojnie i bez pośpiechu - by niesforny zwierzak nie tylko się uspokoił, ale także dał jakoś ujarzmić. Lowell wiedział, że zwierzęta za nim nie przepadają i odczuwają pewnego rodzaju piętno przeszłości, wszak zabijanie nie jest tym, na co patrzyłyby bezproblemowo, w związku z czym pewne wątpliwości pojawiły się pod kopułą czaszki. Mimo to opanował je szybko i bezboleśnie, nie chcąc, by stworzenie odczuło tę dozę niepewności, ażeby zawitało w przygotowanym gniazdku. Dalsza część podróży minęła w przyjemnym towarzystwie składającym się z opowieści podróżnika, które były nie tylko ciekawe, lecz także wartościowe. Spędzenie nocy na statku, gdy powoli zmierzali do najbliższego portu, było zatem znacznie bardziej barwne. No ba - pappara również uważnie się temu przyglądała, przysłuchiwała, coś chciała od siebie dodać, by następnie skubnąć kawałek kolorowego ubrania chłopaka. Po tym, jak statek dotarł do odpowiedniego miejsca, ruszył dalej, żegnając się z Sinbadem. Była to dobra wędrówka.
[ zt ]
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Liczyła na możliwość przejażdżki dywanem - tymczasem dostała w baśniowym pakiecie ucieczkę na latającym mechanicznym rumaku. Też nieźle - to był jakiś kompromis między miotłą a samochodem, choć akurat ten koń wykazywał się większą porcją wolej woli. Niemniej, słuchał się jej poleceń - czy bardziej sugestii - kiedy tak przemierzali przestworza. Gorzej, że sama Smith nie miała zielonego pojęcia, gdzie powinni podążać, toteż błądzili bez celu, aż w końcu jej wierzchowcowi zaczęło brakować pary. Powiedzieć, że się zestresowała to mało - właśnie lecieli nad oceanem (jakim? to dopiero pytanie!) i choć Jess pływać umiała, tak jednak obawiałaby się spotkania z wężem morskim czy innym uroczym stworzeniem... Rozwiązanie patowej sytuacji pojawiło się jednak samo - tuż na horyzoncie zamajaczyła im sylwetka statku, a raczej jego bajecznie kolorowego żagla. Podejrzenia Smith spełniły się, gdy podleciała na rumaku nieco bliżej - piracki statek, nikogo innego jak rzecz jasna Sindbada! Nie mogła wręcz wyjść z podziwu jak to wszystko wydawało się realne... i nierealne jednocześnie. Jej nowi towarzysze nie wydawali się specjalnie zdziwieni jej przybyciem - właściwie od razu zarzucili ją prośbą o pomoc w ogarnięciu młodego roka. Cóż, lepiej trafić nie mogli. Jess, doświadczona już w opiece nad magicznymi stworzeniami - bez większego trudu przywołała do porządku niesfornego magicznego kondora, przy okazji jeszcze ucząc Sindbada odpowiednich gwizdów, by mógł opanować pierzastego młodzika. W ramach wdzięczności - poprosiła o odstawienie ją do najbliższego portu, na co załoga wesoło przystała. Naprawdę śmiesznie było wbić się w rolę głównej bohaterki arabskiej baśni.
Z tematu
Wolf T. Fairwyn
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : wiecznie blady, jakby mu coś dolegało, blizny na plecach po czarnomagicznych zaklęciach
Hebanowy koń zaczyna dyszeć coraz ciężej, zwalnia i wydaje się obniżać lot. Pod nimi tylko wielkie błękitne morze — nie dobrze. Na szczęście w zasięgu oka można dostrzec okręt. Załoga pozwala Wolfowi osadzić mechaniczne zwierze na pokładzie. Kryzys zażegnany. Podróżnik, a zarazem kapitan statku przedstawia się jako Sinbad, pozwala on Fairwynowi zabrać się razem ze swoją załogą w dalszą podróż, ale i tu pojawia się zadanie do wykonania. Ciężko uspokoić niesforne pisklę roka. Wydaje się to niemożliwe do wykonania. Gryffon nie może powiedzieć, że ma dobrą rękę do zwierząt. Nie, żeby ich nie lubił. Pisklę wielkiego ptaka gania bosmana statku, a Wolf nie zauważa, kiedy jego wielkie skrzydło trąca go, a on wpada ciemną toń morza. Uczucie topienia się jedno z gorszych wyrywa go niczym z koszmaru, a on rozglądając się, zdezorientowany zauważa, że znajduje się w swoim pokoju w pałacu. To teraz czy działo się to naprawdę, czy był to tylko sen?
| zt
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Wydostając się ze stajni, na grzbiecie hebanowego konia, nawet nie zauważyła kiedy, znaleźli się nad wzbierającym morzem. Przez chwilę przemierzali niebo i zapewne lecieliby dalej, gdyby stworzenie nagle nie zaczęło tracić sił. Najwyraźniej był to dla niego nie lada wysiłek, po tym jak przestał w stajni nieokreśloną ilość czasu. Przeraziło ją to, że ich lot z każdą kolejną sekundą był coraz niższy i powoli zaczynali zbliżać się do wody. Spanikowała i już miała przygotować się do zderzenia z mokrą taflą, kiedy to dostrzegła na horyzoncie statek. Zdołali na nim wylądować i dzięki łaskawości kapitana imieniem Sinbad mogli dalej na nim podróżować. Jednak pod jednym warunkiem. Sinbad oraz jego załoga zmagali się z problemem okiełznania młodego ptaka, roka wielkiego, który odkąd się wykluł, demoluje ich okręt. Trzeba było go nieco okiełznać. Naturalnie Patricia obiecała, że postara się pomóc. Podeszła do pisklęcia i nawet nieźle jej szło z początku, tyle że później rok wpadł w zabawowy nastrój i zaczął gonić ją po pokładzie statku, w pewnej chwili zamachnąwszy się swoim skrzydłem prosto na nią. Nie miała szans uniknięcia zderzenia z jego piórami, które wypchnęły ją z okrętu wprost do wody. Zaczęła tonąć i opadać na dno, a kiedy w końcu złapała oddech i otworzyła oczy, znajdowała się już we własnej, pałacowej sypialni. Na tym etapie opowieści się dla niej skończyły. Postanowiła jednak w niedługim czasie znów wrócić do komnaty Szeherezady, zachęcona wycieczką, jaką jej sprawiła.
|zt|
Wolf T. Fairwyn
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : wiecznie blady, jakby mu coś dolegało, blizny na plecach po czarnomagicznych zaklęciach
Stajnia Hebanowego Rumaka:tu Wracam z Komnaty Szecherezadytu Kostka:78
Już nie było dziwnych pałaców, straży i mechanicznych koni. Przejście z komnaty wyrzuciło go na okręt Sinbada, nie żeby coś, ale było to niczym niekończąca się opowieść, a on wracał do niej niczym narkoman. Teraz przysięgał sobie, że nie dopuści do utopienia swojej osoby. Zresztą kto normalny pcha się kolejny raz w ten sam koszmar z zamiarem utonięcia w błękitnych morskich odmętach — wariat. Ponownie misją jego była pomoc w uspokojeniu pisklaka roka. Teraz już wiedział jak się do tego zabrać, jakby to, co wydarzyło się wcześniej, mogło pomóc zmienić jego los. I tak było. Lekko filozoficznie, ale na pewno porządnie zalatywało tu jasnowidzeniem. Nie takim jak to się czytało, ale prawie że! Młody rok posłusznie usadowił się w gniazdku, które przygotował mu Sinbad, a później wyprawa zamieniła się w przyjemną podróż. Pełną opowieści opowiadanych przez samego kapitana statku. Ten to ma życie! Przygody, podróże i zero durnej szkoły i jakichś zasad, tylko przetrwanie. To było coś dla Wolfa, tak sądził. Wyjrzał za dziób statku, a przed nim wyłonił się dzielnica portowa Agrabahu.
Lot na koniu okazał się bardzo przyjemny. Mój lęk przed upadkiem z wysoka gdzieś wyparował, pozwalając mi cieszyć się widokami. Co prawdaż była to głównie woda, nie zmieniało to jednak faktu, że...moment, czy maszyna zaczęła się jakoś bardziej trząść i zwolniła? Spojrzałam po korpusie konia i z tyłu głowy pojawiła się informacji, że zaczyna brakować pary. Otworzyłam szerzej oczy, łącząc koniec z końcem. Po tym wszystkim miałam wylądować w bezkresie wody? Wtem dostrzegłam odległą kropkę, która poruszała się na morzu. Im bliżej niej byłam tym wyraźniej było widać, że jest to statek. Mój koń resztkami pary podleciał do łodzi i wylądował na niej. Załoga machała do nas zapraszając nas na pokład, ale pewno koń zrobiłby to nawet gdyby grozili nam szablami. Kapitanem okazał się podróżnik Sinbad, jego akurat rozpoznałam od razu, bo przewinął się kiedyś w jakiejś bajce telewizyjnej. Ceną za możliwość kontynuowania podróży na statku okazało się...uspokojenie zwierzęcia. Aż parsknęłam pod nosem. Fauna albo ode mnie uciekała albo zachowywała się wręcz agresywnie, a ja miałam uspokoić jakiegoś ptaka? Czułam, że skończy się to tragicznie. Mimo wszystko zgodziłam się pomóc, w zasadzie nie mając innego wyboru. Moje zadanie okazało się...łatwe. Pomimo braku wiedzy na temat ptasich dobranocek zdołałam zagonić pisklę do gniazda i go uśpić opowiadaniem. Istniała możliwość, że to nie był mój urok tylko nudny głos, co nie umniejszało mojego sukcesu. Kapitan zgodził się na odstawienie mnie do najbliższego portu, zapewne wdzięczny za chwilę spokoju od piszczącego i biegającego wszędzie roka.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Post: Tutaj Kostki na wejście:55 +4(ONMS) = 59 - idę dalej
Dziwny, mechaniczny rumak niósł ją na swoim grzbiecie w kompletnie nieznane jej rejony. Cieszyła się, że miała przy sobie swoją różdżkę. Bez niej czułaby się niczym bez ręki, a przecież musiała jeszcze poradzić sobie z tym, co miało spotkać ją, kiedy w końcu koń wyląduje. W pewnym momencie poczuła, że jej wierzchowcowi powoli zaczęło brakować sił do dalszego lotu. Powoli zaczął on zniżać się w stronę morza! Zaczęła ogarniać ją panika, ale próbowała pozostać spokojną. Może właśnie to pozwoliło jej dostrzec niewielki statek pod nimi. Niewiele myśląc, Robin wylądowała na jego pokładzie, gdzie okazało się, że kapitanem tego okrętu jest niejaki Sinbad. Kompletnie nie była zaskoczona, kiedy poprosił on wraz ze swoją załogą o pomoc. Choć Robin nie znała się na magicznych zwierzętach, to obiecała, że spróbuje w jakikolwiek sposób okiełznać tego dziwnego ptaka, który to nastręczał im tyle problemów. Na szczęście zadanie to nie okazało się być takim trudnym, jakby mogła się spodziewać. Jakoś dała radę. Była z siebie szczerze zadowolona a i gospodarz chyba też, bo zdecydował się zabrać ją do najbliższego portu i tam wysadzić.
Zt.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Hebanowy mechaniczny rumak niósł dziewczynę rozwiewając jej rude loki. Irvette nie miała pojęcia, gdzie zmierzają, ale jednego była pewna. Wędrówka powoli dobiegała końca, bo maszyna wyraźnie traciła na mocy. Irvette zaczęła więc bardziej czujnie przyglądać się otoczeniu, by jakoś rozeznać się w sytuacji. Była nad wodą, co nie wróżyło najlepiej. Na szczęście na horyzoncie pojawił się okręt, na którym bezpiecznie udało im się wylądować. Dziewczynę przywitała załoga, która wydawała się przyjazna, ale ślizgonka mimo wszystko pozostawała czujna. Jej pappar zrobił nie małą furorę wśród marynarzy, co trochę odwróciło jego uwagę od ubranej na miętowo towarzyszki. Kapitan zaczął rozmawiać z Rudą i przyznał, że mają problem z pewnym ptakiem. Nie trzeba było dwa razy tłumaczyć. Od razu zaproponowała pomoc i zabrała się za łapanie ptaszyska. Wyczarowała z różdżki linę, którą złapała zwierzę, a następnie zaczęła próby uspokajania. Powoli istota traciła energię i w końcu dała się usadzić na odpowiednim miejscu. Irvette dostała w ramach podziękowania obietnicę odstawienia do najbliższego portu, z której chętnie skorzystała. Rozłożyła się wygdnie i rozkoszowała się rejsem.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Podróż rzeczywiście była przyjemna, ale do czasu… Hebanowy rumak powoli opadał z sił, zwalniając tempo i zniżając lot, co było o tyle niebezpieczne, że znajdowali się akurat nad pełnym morzem. Theo niby miał świadomość, że w świecie baśni i legend nie przydarzy mu się żadna realna krzywda, jednak tak czy inaczej, wolałby nie utonąć. Na szczęście w porę dostrzegł jakiś statek i pokierował swojego wierzchowca w jego stronę. Załoga pozwoliła im wylądować, więc po chwili zeskoczył z grzbietu drewnianego konia wprost na pokład Sinbada z Bagdadu. Szybko okazało się, że lądowisko nie było wcale darmowe, a żeby kontynuować swoją podróż, chłopak musiał uporać się z kolejnym problemem – pisklęciem roka wielkiego. Jeśli miał być szczery, sytuacja nie napawała go optymizmem. Każdy, kto go znał, wiedział przecież że nie radzi sobie z magicznymi stworzeniami, a to tutaj, mimo że jeszcze młode, wyglądało naprawdę groźnie. Nie miał jednak wyjścia, musiał spróbować ujarzmić bestię, obierając w tym celu bardzo nietypową metodę. Na pomoc przyszła mu bowiem Wingardium Leviosa. Unosił pobliskie przedmioty w powietrze i kołysał nimi przed ślepiami zwierzęcia, które bacznie obserwowało każdy ruch, który najwyraźniej koił jednocześnie jego nerwy. Może i głupie, ale jeśli coś było głupie, a działało, to… nie było głupie. Ważne, że Sinbad Żeglarz był zadowolony, a w ramach podziękowań wysadził go w najbliższym porcie, po drodze opowiadając o swoich morskich przygodach.
zt.
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Przechodząc przed drzwi komnaty Szeherezady ponownie znalazła się nad rozpościerającym się morzem, pod jej nogami, a sama siedziała na skrzydlatym pegazie, którego to pamiętała doskonale ze stajni. Po chwili tak jak się tego spodziewała wylądowali na statku należącym do Sinbada, który tak jak ostatnio wyszedł do niej z propozycją, która była dla niej korzystna. W końcu chciała przedostać się do kolejnej lokacji, a aby to było możliwe musiała uspokoić młode piskle roka. Tym razem podeszła do tego na spokojnie i chyba to właśnie był klucz do sukcesu. Ptaszyna, wczesniej niesforna i bardzo "dokuczalska" stała się bardziej posłuszna, przez co dała się poskromić. Szybko usadowiła się w swoim gniazku, z czego Sindbad był niezmiernie zadowolony. Pokazał jej przejście do kolejnej części, a Brandonówna dziękując udała się tam, aby kontynuować swoją magiczną podróż.
|zt|
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Muszę przyznać, że podróż na rumaku była naprawdę fascynująca! Nigdy nie spodziewałem się, że będę mógł latać na mechanicznym koniu po krainie, która nie do końca istnieje. Śmieję się wesoło, a Pershing wtóruje mi. Głównie żartami, że jestem starym prykiem, zaraz spadnę i umrę. Oczywiście tak się wcale nie dzieje. Za to mój mechaniczny rumak wydaje się być coraz bardziej zmęczony i z zaniepokojeniem widzę, że zaczyna opadać. Zaczynam być przekonany, że Pershing miał rację - utonę gdzieś w odmętach nieistniejącego oceanu. Ale w tym momencie widzimy niewielki statek. Oczywiście, tak musiało być. Spotykamy żeglarza Smdbada, który zgadza się na moje mniej lub bardziej zgrabne lądowanie, po prośbach Pershinga. Tutaj dostaję kolejne zadanie związane z jeszcze to innym zwierzęciem (naprawdę zaczynam mieć odrobinę dosyć latających, magicznych istot). Jestem uzdrowicielem, nie weterynarzem, wiec nie znam się specjalnie na tego rodzaju stworzeniach. Nie mam pojęcia co może go uspokoić, a co rozjuszyć Jedyne co mogę zrobić to spróbować być dla niego delikatny i pokierować go do gniazda, zyskując jego zaufanie. Jakimś cudem udaje mi się to zrobić, chociaż mija naprawdę dużo czasu. W końcu żeglarz dziękuje mi i pozwala wyruszyć w dalszą podróż, opowiadając mi kilka fascynujących historyjek.
ZT
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Coś jest nie tak, kiedy hebanowy rumak ciężko dyszy — czy się zmęczył? Stopniowo zwalnia i zniża lot. Może się zepsuł? Czym właściwie jest zasilany, czyżby zabrakło mu magicznego paliwa? Takie myśli przychodzą do głowy zmartwionej Jibril, a tylko dlatego, że znajduje się ze swoim wierzchowcem nad szerokim morzem. Pływanie żaden problem, ale nawet dla najznakomitszego pływaka ogrom wody przyniesie śmierć. Na horyzoncie coś widać. Kropka, która mknie bardzo szybko, zmieniając się zaraz w piękny okręt. Podróżnik z Bagdadu imieniem Sinbad pozwala Jibril wylądować, a nawet zabrać się z okrętem w dalszą podróż, jednakże właściciel statku i jego załoga potrzebują pomocy przy okiełzaniu niedawno co wyklutego Roka. Rok na statku, chyba już nic nie zadziwi Montrose. Podejmuje się tego zadania. Zwierzęta zawsze ją lubiły i teraz też nie jest inaczej. Ptak posłusznie usadawia się w gniazdku, które przyszykował mu Sinbad Żeglarz, a mężczyzna z przyjemnością zgadza się odstawić Montrose do najbliższego portu, całą drogę opowiadając o swoich podróżach i przygodach.