UWAGA: do tej lokacji można przejść jedynie z Pałacu Emira! Na początku swojego posta podlinkuj swoją wiadomość w odpowiednim temacie!
Kiedy na korytarzu słyszysz dzwonki wzywające na wieczorny posiłek, otwierasz drzwi. Te jednak zamiast prowadzić na wyłożone perskimi dywanami krużganki, prowadzą prosto do czystej, przestronnej, ale wciąż… stajni. W całym pomieszczeniu oprócz ciebie jednak znajduje się tylko jedno stworzenie – o ile w ogóle była to istota żywa. Koń o idealnie czarnej skórze, pięknie wyczesanej grzywie i lśniących kopytach stoi przypięty jedwabnym sznurem do haka na ścianie, z jego chrap wydobywa się coś, co wygląda jak mieszanina pary oraz dymu. Po chwili orientujesz się, że ogier jest tak naprawdę wyrafinowaną, magiczną maszyną z hebanowego drewna, zapewne niesamowicie drogocenną… ty zaś nie tylko właśnie dziwnym trafem wkradłeś się do jego zamkniętej stajni, ale też słyszysz zbliżające się kroki straży.
Rzuć literą. Samogłoska – niestety, zanim uda ci się wpaść na jakiś pomysł lub też jakąś myśl zrealizować, do środka wchodzą słudzy szacha, którzy po chwili zamieszczania decydują się cię pojmać. Niezależnie od tego czy się bronisz, czy posłusznie postanawiasz z nimi pójść i próbować potem przekonać kogoś o swej niewinności, wszystko dookoła ciebie się rozmywa, nieznana siła ciągnie cię za brzuch i po chwili budzisz się w swoim wakacyjnym kurorcie. Spółgłoska – po chwili – magicznego lub nie – siłowania z więzami, wskakujesz na konia, który od razu odczytuje twoją chęć do zabrania się stąd jak najdalej. Kopniakiem wyważa on drzwi – przewracając przy okazji parę strażników – po czym odlatuje z tobą na grzbiecie gdzieś w siną dal.
Jeśli wylosowałeś samogłoskę: po ponownym znalezieniu przejścia z Komnat Szeherezady, możesz ponowić rzut. Z Komnat Szeherezady możesz przejść prosto do Stajni Hebanowego Rumaka. Jeśli wylosowałeś spółgłoskę: w wyjątkowo wygodnym siodle fruniesz w nieznane. Możesz przejść do tematu Okręt Sinbada.
Tutaj musisz nosić specjalny strój.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spodziewał się jakiegoś dziedzińca, krużganków, czy chujwieczego. Na pałacach zdecydowanie się nie znał, ale raczej nie spodziewał się, że drzwi które obierze, wprowadzą go prosto do stajni. I to w dodatku praktycznie pustej. Był pewien, że taki szanowany emir z bogactwami po sufit będzie miał równie wypasioną stajnię, a tu Solberg musiał srogo rozglądać się, by znaleźć jakiegokolwiek zwierza. Musiał jednak przyznać, że jak już go znalazł, ponownie go zatkało. Tak czarnego ogiera nigdy jeszcze nie widział. Jego grzywa lśniła nienaturalnym blaskiem i była idealnie wyczesana. Solberg potrzebował dotknąć tego cudnego stworzenia, a widząc jedwabny sznur, jakim był uwiązany poczuł potrzebę uwolnienia go. Zbliżając się jednak do rumaka dostrzegł kolejną niewiarygodną rzecz. Nie była to wcale żywa istota, a jakaś maszyna! Max czuł, że wcale nie powinno go tu dzisiaj być, w czym utwierdził go odgłos zbliżających się kroków. Przeklął pod nosem nie widząc drogi ucieczki. Miał tylko jeden pomysł, musiał odwiązać mechanizm i liczyć, że ten pomoże mu się wydostać z pułapki. Nie czekając na nic wyjął różdżkę i zaczął rzucać na jedwab zaklęcia. Lina trzymała się mocno, lecz w końcu ustąpiła i Solberg mógł wskoczyć na grzbiet maszyny, która wyjebała z kopyta drzwi, przewracając kilku strażników, po czym z Maxem na grzebiecie wzleciała w kolejne nieznane chłopakowi miejsce.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Stajnia Hebanowego Rumaka wcześniejsza lokacja: klik literka na wejście: F
Wieczorny posiłek zdawał się brzmieć dobrze, ale Lowell, dzierżąc ze sobą jedynie świadomość znajdowania się w tym miejscu bez wiedzy partnera, zaczął się martwić, co tak naprawdę się dzieje. Czy to jest sen? A może naprawdę przemierza przez te przygody? Ile czasu minęło? Tak wiele pytań, jakby skrzydła na sen opadły w dół, powodując upadek. Odwiedzenie piekła zdawało się nie być możliwe w pałacu, w związku z czym były student liczył, że nie wydarzy się nic złego. Ciche westchnięcie, czekoladowe tęczówki uważnie badające otoczenie, gdy jadalnia nie była jadalnią, a... no właśnie. Dziwną stajnią, której z początku nie rozumiał, niemniej jednak wyglądała przyjemnie. Ciepło, przyjemnie, a dodatkowym towarzystwem okazał się być hebanowy, piękny, czarny koń. Nigdy nie miał szczęścia do stworzeń - czy teraz będzie tak samo, czy może jednak los postanowi się do niego uśmiechnąć - tego nie wiedział. Po chwili okazało się coś innego; gdy dłonią chciał przejechać po grzbiecie, ostrożnie i naturalnie poprzez odczytanie ruchów zwierzęcia, okazało się, iż nie jest to zwierzę, a maszyna z drewna. Zbliżające się kroki straży ewidentnie wskazywały na to, iż nie powinno go tutaj być; sytuacja z minuty na minutę stawała się trudniejsza, powietrze cięższe, oddechy - nierówne. Dlatego, po odplątaniu więzów, nie bez powodu wskoczył na tę istotę - magiczną czy też i nie - a zwierzę odczuło jego chęć zniknięcia z tego miejsca, zanim ktokolwiek go zauważy. Kopniak z łatwością wyważył drzwi, powodując przewrócenie paru strażników, którzy już szli ogarnąć dziejący się popłoch, a następnie odleciał. Wieczorem, siną dal, w blasku księżyca; nie wiedział, gdzie, być może nie chciał wiedzieć. Zamiast tego chwycił się bardziej, by przypadkiem nie spać z siodła i nie złamać sobie kości. Niepewnie, nie wiedząc, czy w ogóle powinien tutaj być.
[ zt ]
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Naiwnie myślała, że naprawdę będzie uczestniczyć w wystawnej pałacowej uczcie - w głowie już snując domysły jakie to 'problemy' przyjdzie jej znów rozwiązać na arabskim dworze. Kiedy więc wyszła z przydzielonego jej pokoju prosto do stajni... Miała ochotę roześmiać się w głos. No tak, baśń to baśń, spodziewać się niespodziewanego - tylko tego mogła się trzymać, bo większej logiki nie miała co oczekiwać od magii. Niemniej, skoro już tu była, zamierzała dokończyć swoją przygodę na tyle, na ile ta pisana magią opowieść jej pozwoli. I wynieść z tego tyle, ile będzie mogła - na bogactwa nie liczyła, ale w jej krukońskim umyśle wiedza zawsze była w cenie. Stając naprzeciwko kruczoczarnego - hebanowego! - rumaka, nie mogła wyjść z podziwu nad jego ewentualnym twórcą. Jakim cudem ktoś tak perfekcyjnie wręcz odwzorował piękno i siłę żywego stworzenia? Bo to, co stało przed nią ewidentnie było maszyną - koń ani nie strzygł uszami, ani nie przebierał kopytami w reakcji na niespodziewanego gościa. Brakowało mu odruchów typowych dla koni. Smith właśnie chciała - wiedziona ciekawością oczywiście - sprawdzić jak mechanizm zareaguje na dotyk, kiedy z korytarza doszły ją dźwięki... nadchodzącej straży? Była więc w miejscu chyba nie do końca dozwolonym dla turystów. Zwłaszcza z XXI wieku. Nie zastanawiając się wiele - zadarła spódnicę, wdrapując się dość sprawnie (niczym na własnego hipogryfa) na grzbiet konia, który nie czekając nawet na jakiekolwiek polecenie, ruszył z kopyta. Jess przygięła się do jego grzbietu, kiedy ten torował im drogę na zewnątrz, przez drzwi, ale i wzburzonych arabskich strażników.
Z tematu
Salem Latif
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Zapach kadzideł, ślady farb na dłoniach, bardzo dużo pierścionków, mocny arabski akcent
Jestem ciekaw uczty, która mnie czeka, chociaż nieszczególnie czuję głód. Wszystko wydaje się tutaj tak baśniowe, że nieszczególnie potrafię odnaleźć się w tych bardziej życiowych kwestiach. Odruchowo za to reaguję na dzwonki, które wzywają mnie na posiłek - wychodzę z komnaty... i trafiam do stajni? Przystaję w miejscu i wołam Eutura, który trochę zagubił się podczas tych magicznych przejść; pappar siada na moim ramieniu i jeszcze coś tam sobie mamrocze pod nosem, dopóki nie dostrzega tego perfekcyjnie czarnego rumaka, który przed nami stoi. - Niemożliwe... - wyrywa mi się cicho, bo stworzenie w istocie nie wygląda zbyt realnie. Daję się ogłupić temu zachwytowi i niby próbuję zorientować się, czy to naprawdę jest prawdziwe zwierzę, a jednak już zaczynam się martwić, bo słyszę kroki. Obracam się w stronę strażników i chcę im wyjaśnić, że zgubiłem się w drodze na zaplanowaną przez emira ucztę, ale oni wcale nie słuchają. Wyprowadzają mnie ze stajni i chyba pierwszy raz od wkroczenia pomiędzy te opowieści zaczynam zdawać sobie sprawę z ryzyka, jakie wiąże się z bujaniem w magicznych obłokach. Kiedy czuję dziwne szarpnięcie, domyślam się już mojego losu. Zaciskam powieki, w duchu licząc na to, że się mylę... ale prawda jest taka, że błąd popełniłem już dobrą chwilę temu, zbyt wolno podchodząc do czarnego rumaka. Budzę się na korytarzu pałacu i unoszę spojrzenie na przechodzących obok mnie Hogwartczyków. Cholera.
|zt
Theresa Peregrine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164 cm
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Podekscytowana ucztą, Theresa przygotowywała się do niej zupełnie nieświadoma faktu, że nigdy na nią nie dotrze. Otworzyła drzwi komnaty, wyściubiła z niej nosa... to nie było miejsce, z którego tutaj przyszła, zdecydowanie znów zadziałała tajemnicza magia Szeherezady. Zamiast na krużgankach, znalazła się w stajni. Stąpając ostrożnie, weszła do środka i zamknęła ze sobą drzwi, kierując się prosto do jedynego stworzenia, które zobaczyła. Czy aby na pewno jednak stworzenia? Nie była pewna, na pierwszy rzut oka czarny ogier wydawał się żywy, ale im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej miała wrażenie, że coś się nie zgadzało. Dopiero widząc parę buchającą z nosa zdała sobie sprawę – to nie był koń, to była maszyna! Wtem usłyszała raban zza drzwi. Nie zdążyła nawet zareagować, zanim straże nie wlały się do pomieszczenia, każąc jej stać. Ktoś wykręcił do tyłu jej ręce, i chociaż wierzgała nogami, starając się wyrwać z uścisku i wykrzykiwała, że przecież nic nie zrobiła, na nic zdały się jej wysiłki. Nagle poczuła znajome już dziwne uczucie w żołądku i... obudziła się w swoim pokoju, ze zdezorientowaniem rozglądając się dookoła.
/zt
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie wiedzieć czemu, miała dziwne wrażenie, że wszystko szło po prostu zbyt łatwo i pewnie za chwilę ponownie pójdzie coś nie po jej myśli. Kiedy na korytarzu usłyszała dzwonki wzywające na wieczorną wieczerzę, postanowiła czym prędzej się tam udać. Kiedy jednak otworzyła drzwi, zamiast wcześniej spotkanego miejsca zauważyła kompletnie nowe, przypominające stajnię. Powoli i ostrożnie poszła do przodu, rozglądając się dookoła. Nie dostrzegła jednak żadnego człowieka. Za to jedno tylko zwierze, idealnie karego konia. Nie wiedziała co to za rodzaj konia bo i się na tym nie znała, kiedy jednak podeszła bliżej, spostrzegła, że to zwierze dyszało w sposób kompletnie niepodobny do żywej istoty. Z oddali usłyszała zbliżające się kroki straży. Było jednak za późno na jakiekolwiek działanie. Dostrzegli ją i mimo że nie stawiała żadnego oporu, zabrali z tamtego miejsca. W pewnym momencie poczuła znajome już ciągnięcie w okolicach pępka i zamglenie. A potem obudziła się w wakacyjnym kurorcie.
Zt.
Wolf T. Fairwyn
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : wiecznie blady, jakby mu coś dolegało, blizny na plecach po czarnomagicznych zaklęciach
W oczekiwaniu na ucztę chłopak słyszy dzwonki wzywające na wieczorny posiłek. W końcu się doczekał. Zastanawia się, jakie dania podają w takim pałacu. Oby nie jakieś dziwne, o których nie ma zielonego pojęcia. Naprawdę z miłą chęcią zjadłby coś domowego. No cóż, nie mógł odmówić księciu. Podchodzi do drzwi, otwiera je, ale ze zdziwieniem stwierdza, że to nie jest widok, którego się spodziewał. Nie ma perskich dywanów, ale za to jest stajnia. Dziwne jest to przeskakiwanie przez lokacje. Nadal lekko oszołomiony, młody gryffon spostrzega, że nie jest tu sam, a stoi przed nim koń. Czarny, niemal błyszczący i mechaniczny? Wygląda na drogą zabawkę, jakby tego było mało słychać, że ktoś idzie na korytarzu. Straż. Nie dobrze. Jest w jakiejś stajni z drogą rzeczą, zapewne uznają go za złodzieja. A co mu tam, jak na ryzykowne zachowanie przystało, Wolf rzuca się w stronę konia. Szarpie się z więzami, którego go trzymają i wskakuje na grzbiet rumaka. Nie trzeba nawet wydawać mu poleceń. Mechaniczna zabawka wykopuje drzwi, przewraca zdezorientowanych strażników i zbiera daleko stąd Fairwyna. Słychać wrzask ulgi i wolności, który wydobywa się z piersi chłopaka.
| zt
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Chyba była naiwna sądząc, że będzie mogła naprawdę zjeść smaczny wieczorny posiłek u emira i odpocząć w wędrówce. Zamiast syto zastawionego stołu, w kolejny pomieszczeniu zastała stworzenie, które w pierwszym momencie wydawało się ciemnym rumakiem, przywiązanym do haka, jednak szybko okazało się, że nie jest to żywe zwierzę, a maszyna! Kierując się chęcią uwolnienia zmechanizowanego konia podeszła bliżej i wtem usłyszała kroki, zbliżających się strażników. Przez chwilę siłując się z wiązaniem wysoko na ścianie w końcu sznur opadł, a ona wskoczyła na grzbiet rumaka, aby ten wyważając drzwi i taranując straż, wydostać się ze stajni. Maszyna czy nie, stworzenie chciało jak najszybciej opuścić swojej więzienie, podobnie jak ona, by przejść do kolejnej części opowieści.
Spędziłam nieco czasu w komnacie, do której mnie zaprowadzono. Skorzystałam z tej chwili na odświeżenie i doprowadzenie swojej osoby do norm przyzwoitości. Suknia o dziwo nie nosiła żadnych śladów zadrapań czy skaz na materiale, ale moja twarz i włosy...rozpacz to mało powiedziane. Robiłam to wciąż obolałymi rękami, więc nie wyszło do końca tak jak chciałam. Słysząc dzwonek wołający na kolację posprzątałam po sobie i wyszłam z komnaty do...stajni. Obróciłam się, a drzwi przez które tyle co przeszłam zniknęły, a w ich miejsce ukazał mi się koń. Piękny, czarny rumak, momentalnie podbijający moje serce. Stałam w miejscu przez chwilę, obserwując zwierzę i powoli dostrzegając, że wcale nie był to żywy koń a jakaś maszyna. To by tłumaczyło dlaczego nie uciekł na mój widok jak reszta zwierząt. Westchnęłam i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku maszyny...ale zaraz go przyśpieszyłam słysząc krzyki straży. Zdecydowanie nie chciałam zostać tutaj odnaleziona, bo z góry zostałabym posądzona o próbę kradzieży. Zatem...postanowiłam właśnie to zrobić! Niemalże podbiegłam do ściany i mocowania sznura, nerwowymi ruchami próbując odwiązać maszynę. Poczułam ogarniający mnie stres, jednak zdołałam zachować zimną krew i pozbyć się więzów. Wsiadłam na konia niemalże w tym samym momencie co do stajni wpadła straż. Posłałam im krótkie spojrzenie i mocno złapałam za grzywę na karku konia. Ten widocznie wyczuł moje pragnienie pognał przed siebie roztrącając strażników, kopniakiem otworzył drzwi stajni i wzniósł się do góry, serwując mi napad mdłości.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kiedy tylko przeszła przez tę dziwną zasłonę, ponownie znalazła się w niedawno opuszczonej przez nią stajni. Znów dostrzegła dziwnego mechanicznego rumaka, który był w idealnie karym odcieniu umaszczenia. Dostrzegła, że w pomieszczeniu nie ma nikogo więcej, ale z oddali usłyszała jakieś dziwne kroki. Już wiedziała, że dyskutowanie z osobami, które miały tutaj wkroczyć, nie miało najmniejszego sensu. Niewiele myśląc cicho ruszyła w stronę tego niesamowitego konia. Po dłuższej chwili mocowania się z więzami, udało jej się wspiąć na jego grzbiet. Dziwna szata wcale w tym nie pomagała, ale czuła, że nie było innego rozwiązania na wydostanie się z tego miejsca. Nim się obejrzała, mechaniczny koń ruszył do przodu, wywarzając drzwi i unosząc się w powietrze z Robin na grzbiecie. Zimne powietrze, tak cudnie odmienne od tego, które spotykała w tym kraju na każdym kroku, owiało jej twarz, a ona odetchnęła jego cudowną wonią.
Zt.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Szła przez korytarz spodziewając się, że ten zaprowadzi ją na bogaty, przestrzenny dziedziniec. Jednak ku zdumieniu rudowłosej, tak się nie stało. Nagle znalazła się w stajni, która widocznie zamieszkiwana była przez jednego, jedynego rumaka. Rumaka, jakiego de Guise nigdy wcześniej nie widziała, a przecież w Beauxbatons było ich na pęczki. Zwierzę było czarne i spokojne, z tak jedwabistą grzywą, że Irvette prawie zatkało. Miała jednak dziwne przeczucie, że coś tutaj nie gra. Zakasała tradycyjną szatę i zbliżyła się do konia, który... Okazał się być zwykłą maszyną uwiązaną jedwabną chustą do palika nieopodal. Ruda nieco zawiedziona westchnęła i chciała opuszczać stajnię, jednak usłyszała nagle szmer i tupot nóg. Nie było wątpliwości, że straż wykryła jej obecność i właśnie zmierzała by ją pojmać. Dziewczyna bez zastanowienia dosiadła więc maszyny, po czym zaczęła mocować się ze sznurem. Ten był w cholerę mocny, ale w końcu udało jej się go spalić przy pomocy zaklęcia i uciec ze stajni, przy okazji potrącając kilku biegnących na nią strażników.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Strój: galabija – miodowa szata, granatowe spodnie, brązowe półbuty, biały turban i biała broda Kostka:E [porażka] Poprzednia lokalizacja:Pałac Emira
Wkroczył do pałacu, kiedy z korytarza rozległ się donośny dźwięk dzwonków, które do złudzenia przypominały te wzywające na wieczorną strawę. Gnany ich odgłosem nacisnął klamkę, ale zamiast wytwornej kuchni czy jadalni przed jego oczami ukazała się… czysta, przestronna stajnia. W normalnych okolicznościach byłby pewnie zaskoczony tym brakiem konsekwencji, ale zdążył już przywyknąć, że opowieści Szeherezady z logiką nie miały nic wspólnego, a w świecie baśni i legend mogło wydarzyć się dosłownie wszystko. Nic dziwnego, że Theo wolał dokładnie się rozejrzeć, a do czarnego niczym smoła ogiera podszedł dopiero wtedy, gdy upewnił się, że poza prychającym zwierzęciem nikogo więcej tutaj nie ma. Przynajmniej tak mu się wydawało, był bowiem zbyt mocno pochłonięty analizą maszynerii wykonanej z hebanowego drewna, a z tego względu usłyszał zbliżające się kroki z niemałym opóźnieniem. Chwila nieuwagi wystarczyła, by nie zdążył dosiąść magicznego, przypiętego hakiem do ściany konia, wpadając wprost w objęcia sługusów szacha. Próbował wyrwać się z ich silnego uścisku, przekonując ich że jest niewinny, ale ta szarpanina zdawała się na nic, a poza tym… nagle znowu poczuł jak tajemna siła ciągnie go za brzuch, aż w końcu rozczarowany obudził się w pałacowym korytarzu w Jamalu, niedaleko zajmowanego przez siebie pokoju.
zt.
Ostatnio zmieniony przez Theodore Kain dnia Czw 5 Sie 2021 - 1:42, w całości zmieniany 1 raz
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Strój: galabija – miodowa szata, granatowe spodnie, brązowe półbuty, biały turban i biała broda Kostka:I [porażka] Poprzednia lokalizacja:Komnata Szeherezady
Przed jego oczami ponownie rozpościerał się ten sam widok: czarny, mechaniczny koń wykonany z hebanowego drewna na tle zadbanej i czystej stajni. Wiedział już, że nie jest tutaj bezpiecznie, ale mimo wszystko wierzył, że tym razem nie usłyszy kroków strażników, a nawet jeśli te dobiegną z korytarza, zdąży umknąć przed nimi na czas na grzbiecie podsuwanego mu pod nos wierzchowca. Taki miał plan, ale rżenie zwierzęcia kompletnie go zdekoncentrowało, przez odgłos tuptających stóp znów dobiegł do jego uszu z niemałym opóźnieniem. Próbował wskoczyć na drewniany, latający pojazd, ale zanim udało mu się go dosięgnąć, znów padł ofiarą rosłych mężczyzn, którzy złapali go za ramiona. Walczył z nimi, jak gdyby chciał pozostać świadomym do samego końca, ale zdawał sobie sprawę z tego, że jego starania idą na marne. Opowieści Szeherezady rządziły się swoimi prawami, a on po kolejnej nieudanej potyczce z sługusami szacha ponownie obudził się – tym razem już ostro wkurwiony – w środku jamalskiego miasteczka. Ile razy musiał jeszcze spróbować, by wreszcie dobrnąć do końca tej cholernej historii?
zt.
Ostatnio zmieniony przez Theodore Kain dnia Czw 5 Sie 2021 - 1:43, w całości zmieniany 1 raz
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Strój: galabija – miodowa szata, granatowe spodnie, brązowe półbuty, biały turban i biała broda Kostka:F [sukces] Poprzednia lokalizacja:Komnata Szeherezady
Świadomie nie nastawiał się na sukces, zdając sobie sprawę z tego, że przebiegu opowieści nigdy nie dało się do końca przewidzieć. Ostatnim razem był przecież przygotowany, a i tak został przyłapany przez strażników na gorącym uczynku. Podszedł więc do swojego zadania ze spokojem, bez zbędnej presji, dzięki czemu miał również okazję przyjrzeć się skomplikowanym mechanizmom, wystającym spod hebanowego drewna. Nie to, żeby próbował je zrozumieć, szczególnie że w opowieściach Szeherezady niekiedy na próżno było szukać logiki. Ot, spoglądał na nie wyłącznie z czystej, ludzkiej ciekawości, a i tak niezbyt długo, by przypadkiem znów nie przegapić wtargnięcia sługusów szacha do pomieszczenia. Słysząc z oddali ich kroki, sięgnął po swoją różdżkę i za pomocą prostego zaklęcia rozplątał utrzymujące rumaka więzy, a zaraz po tym wskakiwał już na jego grzbiet, żegnając swych oprawców szerokim, usatysfakcjonowanym uśmiechem. Koń wyważył kopniakiem drzwi, a już po chwili obaj wzbili się w powietrze. Podróż okazała się niezwykle przyjemnym uczuciem, dawała powiew wolności i nadzieję, że tym razem historia nie zatoczy znów koła.
zt.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Mam całkiem nadzieję na jakąś papierową ucztę, więc z niekłamanym entuzjazmem zgadzam się na wspólne kosztowanie potraw. Z gracją zmierzam ku odpowiedniej sali po usłyszeniu dzwonków. Jednak mój entuzjazm gaśnie bardzo szybko - bo oto zamiast jedzenia - jestem w stajni. Przy jakimś koniu do którego coś mówię. Jednak zamiast jakiegoś mruknięcia końskiego na mój uspokajający ton, Pershing mi mówi, że jestem debilem, bo przecież to nie jest prawdziwe zwierzę i dodaje, że idzie straż. Niewiele myśląc podbiegam do rumaka i z dziecinną łatwością, jakbym jeździectwo miał we krwi, wskakuję na ogiera. Ten natychmiast wynosi mnie z tego dziwnego miejsca. Cóż, jednak nie zostanę żadnym ważnym zarządcą w nieistniejącym mieście, a szkoda.
ZT
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Salem Latif
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Zapach kadzideł, ślady farb na dłoniach, bardzo dużo pierścionków, mocny arabski akcent
Kiedy wreszcie znowu odnajduję Komnatę Szeherezady, spodziewam się ponownego przejścia wszystkich prób, które już wcześniej poznałem... ale drzwi zza kotary prowadzą mnie bezpośrednio do stajni, z której poprzednim razem tak bezlitośnie mnie wyciągnięto. Wpatruję się w rumaka, który może nie jest prawdziwy, ale dalej wydaje się żywy... i tym razem nie czekam na zbawienie czy olśnienie, bo przecież pamiętam, że wcześniej to właśnie powolne tempo przesądziło o moim losie. Zabieram się za walkę z więzami, a potem bezmyślnie wskakuję na grzbiet tajemniczego rumaka. Przez jakiś ułamek sekundy wątpię, bo nie wiem jak posługiwać się tą maszyną i nie mam pojęcia w jaki sposób mogę "odblokować" jej możliwości... ale zaraz później koń wyrywa do przodu, a później do góry. Taranujemy strażników, których pamiętam z mojej poprzedniej wizyty w tym miejscu, ale nie czuję żalu. Może nie jestem jakimś wielkim fanem latania, a jednak tu i teraz po prostu śmieję się beztrosko, wczepiony w szyję hebanowego rumaka i pozbawiony codziennych trosk.
Chwila odpoczynku dobrze robi, za moment jednak słychać dzwonki wzywające na wieczorny posiłek. Jibril powolnym krokiem zbliża się do drzwi i chwyta za klamkę, otwierają się cicho, bezdźwięcznie. Widok, który przedstawiają, nie jest tym, czego dziewczyna mogłaby się spodziewać. Nie ma pałacu ani perskich dywanów. Jest to stajnia, bardzo czysta i zadbana. Niemal, jak nie miejsce, gdzie trzyma się konie, jednak jest i on. Rumak o idealnej czarnej skórze, pięknej wyczesanej grzywie i lśniących kopytach. To nie jest żywe stworzenie, szybko to dociera do Montrose, kiedy spostrzega wydobywającą się parę z jego nozdrzy. Maszyna z hebanowego drewna, magiczna z naprawdę wyższej półki. Musi być dla kogoś bardzo drogocenna, skoro stoi tu przywiązana i słychać strażników. Nie wygląda to najlepiej. Jibril szybko orientuje się, że znajduje się w niezbyt przyjemnej sytuacji. Wyciąga różdżkę i jednym trafnym zaklęciem, a może dwoma przecina jedwabisty sznur, który więzi mechaniczną zabawkę. Wskakuje na konia, a on jakby wiedział, czego pragnie teraz dziewczyna, zrywa się do lotu — ucieczka. Jego silne kopyta uderzają w drzwi, taranując przy okazji parę strażników. Jibril i mechaniczny pełen magii koń, odlatują gdzieś w siną dal.