UWAGA: do tej lokacji można przejść jedynie z Przedmieść Miasta Sztukmistrzów! Na początku swojego posta podlinkuj swoją wiadomość w odpowiednim temacie!
Lektyka, niesiona przez cztery zaklęcia i osiem uroków, w końcu hamuje i zatrzymuje się. Zasłony rozsuwają się, ty zaś od początku jesteś świadkiem dość nietypowej sceny. Mianowicie, emir Ma’an bin Zaidah jest w trakcie wyjątkowo zażartych targów z pewnym beduinem dotyczących ceny ogórków sprzedawanych przez gościa. Mimo tego, że komnaty wielmoży wprost opływają złotem i kosztownościami, para kłóci się o sumy tak drobne, że czujesz, że może powinieneś zainterweniować, zanim rzucą się sobie do gardła z powodu jednego knuta.
Rzuć kostką k100. 1-20 – twoja interwencja sprawia, że kwaśnieje nie tylko mina obu mężczyzn, ale nawet sprzedawanego przez jednego z nich ogórki. Po chwili spłonięcia rumieńcem nad swoim brakiem taktu, wracasz do prawdziwego świata. 21-85 – nie było lekko, ale po długich mediacjach udaje ci się rozwiązać problem dwójki mężczyzn, emir zaś zaprasza cię jako swojego gościa na wieczorną ucztę. 86-100 - nie tylko rozwiązujesz problem, ale robisz to tak sprawnie, że Ma’an bin Zaidah zastanawia się dłuższą chwilę czy nie mianować cię Wielkim Zarządcą. Ostatecznie jednak decyduje się jedynie na ofiarowanie ci własnej, magicznej lektyki.
Jeśli wylosowałeś 1-20: po ponownym znalezieniu przejścia z Komnat Szeherezady, możesz ponowić rzut. Z Komnat Szeherezady możesz przejść prosto do Pałacu Emira. Jeśli wylosowałeś 21-100: szambelan prowadzi cię do twoich komnat, by tam przygotować się na wieczorną ucztę. Możesz przejść do Stajni Hebanowego Rumaka
Magiczna lektyka – jest to wariant latającego dywanu, choć nieco bardziej luksusowy i o wiele rzadszy. Oczywiście, w Wielkiej Brytanii poruszanie się nim jest nielegalne. Nie gwarantuje też żadnych bonusów punktowych - jest tylko środkiem transportu.
Tutaj musisz nosić specjalny strój.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Niesiona zaklęciami lektyka transportowała byłego ślizgona i jego papparę w nieznane. Max nie mógł uwierzyć w to, czego powoli stawał się świadkiem. Wciąż miał przed oczami niesamowitego feniksa i dałby naprawdę wiele, by ptaka zatrzymać, bądź chociaż mieć kilka chwil więcej w jego obecności. Niestety musiał poruszać się dalej. W końcu lektyka stanęła przed pałacem, zasłony odsłoniły się i Solberg ujrzał to, czego zobaczyć się naprawdę nie spodziewał. Emir i jakiś dziwny koleś kłócili się o cenę ogórków! Max powtrzymał się od wybuchnięcia śmiechem, ale dość szybko wszedł w nową rolę. Poprawił strój, pozbawiony kilku koralików, schował klejnoty do kieszeni i ruszył przed Emira, by pomóc w negocjacjach. Przedstawił się jakimś zmyślonym imieniem, po czym zapytał w czym problem i jak obydwie strony podchodzą do tematu. Dyskusja była zażarta i ciężko było przy mężczyznach dojść do głosu, a co dopiero przekonać do swojej racji. Na szczęście po wielu ciężkich próbach, Solbergowi się to udało. Emir w ramach wdzięczności zaprosił chłopaka na ucztę, co ten przyjął choć głodu nie odczuwał wcale. Nie miał zamiaru jednak odrzucić tak prestiżowej propozycji. Przeszedł do komnat władcy, a gdy ten szykował się do wieczornej uczty, Max dostrzegł nieopodal stajnie. Wiedziony wciąż intuicją i czując pacnięcie skrzydła swojego pappara na ramieniu, zostawił władcę i ruszył dalej.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Przedmieścia Miasta Sztukmistrzów wcześniejsza lokacja: klik k100 na wejście: 87
Kamar wiązał się z pewną historią - historią, którą starał się zrozumieć. Lowell czuł się w tych opowieściach dziwnie, jakoby wykonując polecenia, ale czy był ich godzien? No właśnie. Nie wiedział, kiedy to poprawił własne szaty, nie chcąc wyglądać tragicznie, gdy czekoladowe oczy, tak charakterystyczne i tak przenikliwe, przyglądały się zasłonom, które ustąpiły widoku, a nietypowa scena zdawała się nieść ze sobą kolejne konieczności znalezienia dodatkowych rozwiązań. Nim się obejrzał, a raz po raz konieczne było wykazanie się rozumem oraz umiejętnościami, czego mu chyba nie brakowało. Raczej. Miał taką nadzieję. Jak się okazało, nawet kłócenie się o drobne sumy było w Arabii czymś normalnym. Felinus, jako osoba, która bardziej preferuje normalne rozwiązania, postanowił zainterweniować; bez zamiaru przekrzyczenia tego, co mieli do powiedzenia. Para zdawała się być dość zażarta, niemniej jednak Lowell podszedł do nich na spokojnie i bez żadnego spięcia, bez żadnych szmerów w sercu. Jakby w duszy grało tylko to, by przywrócić ich na salony spokoju i stabilności, jakoby harmonii, dzięki której możliwe było znalezienie jakiegoś rozwiązania. I zrobił to wyjątkowo sprawnie - z łatwością, jakby przekazywanie odpowiednich słów nie sprawiało mu żadnego problemu. Odpowiednie podejście do sytuacji zdawało się być w chłopaku wyjątkowo naturalne, czego sam się w sumie zdziwił i nie spodziewał po sobie. Poprawiwszy trochę nieśmiało okulary, wszak takich efektów nie oczekiwał, zdziwił się na słowa Ma'an bin Zaidaha, który chciał mianować go Wielkim Zarządcą, jednak samemu odmówił, podnosząc obronnie rączki. Zamiast tego został nie tylko zaproszony na wieczorną ucztę, ale także zyskał magiczną lektykę.
[ zt ]
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Dziwne uczucie towarzyszyło jej podczas przejażdżki latającą lektyką - czuła jednocześnie lekkość w żołądku, jednak brakowało tej ekscytacji, która towarzyszyła jej w locie na miotle, albo stabilności przy prowadzeniu magicznego samochodu. Chyba nie będzie to jej ulubiony środek transportu - będzie musiała jeszcze spróbować polecieć dywanem. I coś podskórnie czuła, że w tej całej opowieści, do której wciągnęła ją kotara w legendarnej komnacie będzie miała jeszcze ku temu sposobność... Tymczasem lektyka zatrzymała się, a zasłony odsunęły się na boki, ukazując jej iście... Niecodzienny obrazek. Zsuwając się z poduch i poprawiając chustę na swoich ramionach, Jess stała się właśnie świadkiem kłótni między emirem a beduinem i to o... ogórki. Czyżby mieli tu jakąś hodowlę Kappy? Nie widziała innego sensu, żeby wykłócać się o jakieś marne knuty. Co też - jako bohaterka od czarnej roboty - postanowiła wytłuścić obu panom, proponując jakieś wystarczająco zawiłe rozwiązanie, które miało w sobie wiele trudnych i niesamowicie mądrych słów, zawierało zyski, pertraktacje i inne chwyty marketingowe rodem z mugolskich supermarketów. Wprawiona w robocie tłumacza - dobrze jej także wychodziło bycie mediatorem, co widocznie sam Ma'an zamierzał docenić, ofiarowując jej magiczną lektykę. Cóż, teraz do kolekcji naprawdę brakowało jej jedynie dywanu. Ukłoniła się dworsko arabskiemu magnatowi dziękując za dar - i zaproszenie na ucztę. A więc jednak ciąg dalszy nastąpi...
Z tematu
Salem Latif
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Zapach kadzideł, ślady farb na dłoniach, bardzo dużo pierścionków, mocny arabski akcent
Daję się ponieść na lektyce i nawet nie zastanawiam się dokąd zmierzamy. Wiem tylko, że jest mi wygodnie, dobrze, że Eutur nie trajkocze, że odpoczywam. Raz za razem wyglądam nieco na mijane krajobrazy, ale prawda jest taka, że czas zdaje się płynąć tutaj jakoś inaczej, albo może to ja spodziewam się jakiejś "inności" podczas tej wyprawy. Zastanawiam się tylko, gdzie mogę kupić sobie własny latający dywan, bo chociaż zawsze jakoś stroniłem od tego środka transportu (zakazanego wszędzie poza ojczystymi terenami!), to teraz czuję się prawdziwie magicznie na tej pięknej lektyce. Dlatego też daję się tak gwałtownie wyprowadzić z równowagi, gdy nagle jesteśmy u bogatego emira i docierają do mnie odgłosy kłótni. Początkowo nie rozumiem, ale z każdym słowem coraz lepiej zagłębiam się w sytuację i trochę chce mi się śmiać, bo omawiane sumy galeonów wydają się skromne nawet jak na moją, cieniutką kieszeń. Wierzę, że podczas tej wyprawy nic nie może być przypadkiem, więc wprowadzenie mnie do kłótni musi oznaczać, że powinienem przyjąć rolę mediatora. I chociaż zawsze wydawało mi się, że jestem całkiem niezły we wkręcaniu innych i potrafię dobrze dobierać słówka, tak tutaj idzie mi dość topornie, zwłaszcza na początku. Skaczemy z jednej opcji do drugiej, a moje ugłaskiwanie niewiele daje... aż do czasu. Wreszcie czuję przełom i okazuje się, że bardziej personalne podejście wcale nie będzie oznaczało braku szacunku, a zamiast tego pokaże moim rozmówcom, że biorę pod uwagę dobro ich obu interesów. Nie odmawiam wzięcia udziału w uczcie i chętnie podążam za szambelanem, który zabiera mnie gdzieś dalej, bym się przygotował.
|zt
Theresa Peregrine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164 cm
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Lektyka niosąca Theresę i Rena zatrzymała się i jeszcze zza kotary dało się słyszeć wzburzone głosy. Gdy zasłony się rozsunęły, a Peregrine zgrabnie zsiadła ze środka transportu (obrzuciła go jeszcze spojrzeniem przez ramię, niezwykle żałując, że nie można czegoś takiego używać w Anglii – bo dlaczego niby?), by skierować się w stronę wrzawy. Z sekundy na sekundę jej brwi coraz bardziej się zbiegały, gdy przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn, toczącej się dookoła ogórków. Cóż za bezsens, pomyślała, gdy emir twardo i bez najmniejszego współczucia odmówił zapłacenia ceny zaproponowanej przez beduina, wymownie – chociaż nikt nie zwracał na nią uwagi – przejeżdżając spojrzeniem po ociekającej kosztownościami komnacie. Emir żałował gościowi kilku złotych monet, w których pewnie sam mógłby pływać, gdyby tylko zapragnął. Coś się w niej zagotowało i zupełnie automatycznie wystąpiła do przodu, z miejsca krytykując tę postawę. Pot wstąpił na jej czoło, gdy wszystkie głowy obróciły się w jej stronę, a emir mruknął coś złowrogo. Szybko zmieniła taktykę, zachodząc go od innej strony i opowiadając o tym, że im lepiej będzie prosperował każdy z jego poddanych, tym i on więcej na tym skorzysta, będąc uznanym za dobrego i sprawiedliwego władcę. Emir, słysząc to, pogładził się kilka razy po brodzie, aż w końcu skinął głową i mężczyźni dobili targu. Theresa odetchnęła z ulgą, przez chwilę pewna, że tylko napytała sobie biedy – tymczasem dostała nawet zaproszenie na wieczorną ucztę! Dygnęła z wdzięcznością, pozwalając odprowadzić się do odpowiedniej komnaty.
/zt
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kompletnie nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. Lektyka powoli przemieszczała się do przodu za pomocą odpowiednich zaklęć magicznych. Nie narzekała na to. W końcu poruszała się do przodu, czując na karku dreszczyk związany z przygodą, która miała właśnie miejsca, naprawdę ciekawa tego, co spotka ją dalej. Podświadomość powoli ją informowała, że naprawdę mogło to być wszystko. W końcu lektyka się zatrzymała, zasłony się rozsunęły, a Robin stała się świadkiem dosyć nietypowej sceny. To chyba był emir, choć nie miała stu procentowej pewności. Widziała jednak że ten kłócił się o coś z jakimś innym mężczyzną. To chyba były... Nie, nie wierzyła w to, co widziła... Ogórki?! Nie wiedzieć czemu uznała, że chyba jednak powinna zainterweniować, bo coś tutaj jednak było mocno nie w porządku. Próbowała tłumaczyć i rozwiązywać spór. Starała się stać tą, która to uspokoi, będzie bezstronna i rozsądzi. Nie było łatwo. Wręcz mogła powiedzieć, że cholernie trudno. Jednak ostatecznie była z siebie zadowolona. I Emir z jej poczynań chyba również, bo postanowił zaprosić ją na wieczorną ucztę jako swojego gościa. Chyba ogromnym nietaktem wykazałaby się w takiej sytuacji, gdyby odmówiła. Szambelan poprowadził ją do komnat, w których to miała się przygotować na wieczorną ucztę. Aż zaczęła się zastanawiać, czy przywdziany przez nią strój był odpowiednim. Choć z drugiej strony, każdy tutaj takowy nosił. Nie pozostawało jej nic innego, jak przygotować się i pójść dalej.
Zt.
Wolf T. Fairwyn
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : wiecznie blady, jakby mu coś dolegało, blizny na plecach po czarnomagicznych zaklęciach
Podróż trwa, ale Wolf nie czuje, żeby w ogóle się poruszali. Magiczna lektyka sunie nieodczuwalnie, aż kusi go, żeby wyjrzeć za kotary, które zasłaniają mu widok. Nie zrobił jednak tego w dziwnej obawie, że wizja nagle się rozleci. Zły wybór i znowu wyląduje na ławce w arabskim mieście, jakby nawalił się i ze zmęczenia przysnął, aby potem zbudzić się i jak gdyby nic ruszyć do pałacu. Niespodziewanie zasłony rozsuwają się i lektyka hamuje, właściwie również nie niewyczuwalnie. Mnóstwo musiało być przy tym zaklęć. Pomyślał Wolf, ale zaraz to jego oczy łapią w obserwacje dwóch nieznanych mu tutejszych kłócących się o jakieś ogórki z cenami dość kontrowersyjnymi jak na pałac, w którym się znajdują. Ma się ochotę podejść i dać wszystkim po pysku, ale jakby to wyglądało w ich tutejszym świecie? Pewnie wsadzają za to do więzienia. Zapewne, gdyby gryffon nic nie zrobił, sami rzuciliby sobie do gardeł, ale nie było na co czekać, jeśli to kolejne wyzwanie prowadzące do kolejnego przejścia — podoła temu. Nie jest łatwo przemówić do rozumu tutejszym, ale po dłuższych rozmowach i negocjacjach bez używania siły, każdy problem wydaje się do rozwiązania. Emir zaprasza na ucztę Wolfa za rozwiązanie sporu. Po dłuższej chwili Fairwyn sądzi, że zjadłby coś. Jeden ze służących prowadzi go do komnat, gdzie ma się przygotować na wieczorne przyjęcie z księciem.
| zt
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Kolejne przejście i kolejne osoby napotkane na jej drodze. Tym razem weszła do bogato zdobionego pokoju, w którym to dwóch mężczyzn, kłóciło się o tak błahą rzecz jak cena ogórków. Nie spodziewała się, że tak dostojny czarodziej, który wyglądał na postawionego, może tak uparcie licytować się o kilogram warzyw. Domyśliła się jednak, że może to być kolejne konkretne zadanie dla niej, dlatego bez wahania podeszła do nich, aby spróbować rozwiązać ich konflikt. W końcu to nie jest sprawa wagi państwowej... W trakcie negocjacji okazało się jednak, że dwójka mężczyzn traktuje tą kwestię aż nazbyt poważnie. Dla nich była to naprawdę wielka rzecz i aby dojść do jakiegoś kompromisu, musiała poświęcić im naprawdę wiele czasu. Jednak w końcu udało się im dogadać, a w dodatku emir Ma’an bin Zaidah zaprosił ją jeszcze na wspólny posiłek. Jak miło!
Sama nawet nie pamiętam kiedy znalazłam się w lektyce. Siedziałam sobie wygodnie, wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w kotarę przy wejściu. Czułam się jakbym jechała już kilka godzin, a ból rąk ponownie zaatakował moje zmysły. Wtem lektyka się zatrzymała, a kotary rozsunęły. Wyjrzałam na zewnątrz, jednocześnie popychana przez intuicję i z czystej ciekawości. Widok kłócących się mężczyzn nie był tym czego się spodziewałam...a może jednak był? Podciągnęłam nieco materiał do góry i opuściłam lektykę, powolnym i nieco majestatycznym krokiem podchodząc do miejsca sporu. Przystanęłam w niewielkiej odległości od nich, a gdy po chwili zwrócili na mnie uwagę skłoniłam się grzecznie i krótkim głębszym wdechu poczęłam przekonywać o bezsensowności sporu. Zajęło mi to bardzo długo, obydwie strony wytaczały wiele argumentów, dlaczego to właśnie oni mają rację, ale w zadziwiający sposób na wszystkie znajdowałam odpowiedzi. Daleko mi było do mówcy, powiedziałabym wręcz, że w normalnych warunkach uciekłabym z płaczem do kąta, a tu toczyłam gorącą dyskusję i to z emirem! Wiedza, że rozmawiam z władcą była kolejną rzeczą, której nie powinnam posiadać. Ostatecznie udało mi się doprowadzić do ugody, a emir zaprosił mnie na ucztę do pałacu. UCZTĘ DO PAŁACU. Jeszcze wielokrotnie powtórzyłam w myślach to sformułowanie, idąc za szambelanem do moich komnat. Wszystko to wydawało mi się coraz bardziej jak przeżywanie wydarzeń innej osoby. Pytanie tylko jakiej?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Lektyka była wygodna, a Irvette w swojej tradycyjnej szacie w kolorze miętowym wyglądała naprawdę jakby wpasowywała się w ten obrazek idealnie, czego jej pappar nie zapomniał jej oświadczyć przynajmniej osiemnaście razy w czasie tej podróży. Lubiła komplementy, ale zwierz naprawdę zaczynał ją wkurwiać. W końcu dotarła do pałacu, w którym miała spotkać emira. Okazało się jednak, że ten zajęty był handlem, a co gorsza ni chuj nie mógł dogadać się z kontrahentem. I tutaj weszła ona, cała na miętowo ze swoją magiczną zdolnością. Początkowo handlarz był dość wycofany, ale w końcu, przy użyciu naprawdę dużego wysiłku, Ruda omotała mężczyznę, a ten bez zająknięcia przystał na propozycję władcy. Emir z wdzięczności zaprosił dziewczynę na ucztę, ale ta musiała odmówić. Gdy władca poszedł się szykować, Irvette opuściła pałac udając się w dalszą podróż.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Niesiony na magicznej lektyce pozwolił sobie na odrobinę relaksu, kiedy to z zachwytem podziwiał nieznaną mu krainę. Nawet chyba żałował, kiedy ta wreszcie się zatrzymała, ale podekscytowany zeskoczył poprzez rozsunięte zasłony, poprawiając swoją podwiniętą galabiję. Nie zdołał nawet zorientować się w terenie, kiedy do jego uszu dotarła zażarta, głośna dyskusja pomiędzy dwoma Beduinami. Przysłuchał się jej uważnie i nie mógł uwierzyć, że mężczyźni w komnatach ociekających wręcz złotem i przepychem wykłócają się o cenę ogórków. Przy ich bogactwie aż wstyd było wspominać o tak drobnych kwotach, a Theo miał wrażenie, że ci zaraz skoczą sobie do gardeł. Niewiele myśląc, stanął pomiędzy nimi, zastanawiając się jak powstrzymać zupełnie niepotrzebny konflikt. – Panowie, naprawdę jest się o co kłócić? Nie zbiedniejecie przecież z powodu tych kilku knutów… – Odezwał się chyba zbyt szybko, bo dopiero z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że jego słowa nie wybrzmiały zbyt komfortowa. Miny nieznajomych skwaśniały, a jego lica pokryły się intensywnym rumieńcem, kiedy zrozumiał że popełnił bezsensowną gafę. Co gorsza, obraz przed oczami znów pokryła mgła, a on… obudził się w prawdziwym świecie, w samym środku Jamalu, bezradnie rozkładając ręce. Chyba nie miał szczęście do tej całej komnaty Szeherezady i przedziwnych lokacji, do których prowadziła…
zt.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Wielokrotnie słyszał o zjawisku zwanym deja vu, ale dopiero teraz tak dobitnie poczuł na własnej skórze, cóż ono oznacza. Ponownie znalazł się bowiem pod przepięknym pałacem, stając się świadkiem zażartej dyskusji pomiędzy emirem Ma’an bin Zaidah a beduińskim sprzedawcą ogórków. Nauczony doświadczeniem przysłuchał się uważniej ich rozmowie, żeby przypadkiem nie popełnić podobnej gafy. Chciał zrozumieć motywy, jakim kierowali się obaj mężczyźni, mimo że nie był w stanie pojąć jak ktoś zamieszkujący przepełnione złotem i innymi kosztownościami, o których większości społeczeństwa nawet się nie śniło, może jeszcze wykłócać się o parę knutów. Nie potrafiłby być tak skąpym, ale wiedział, że aby przejść dalej, musi zainterweniować, i to skutecznie. W innym wypadku wiedział, co się wydarzy – wybudzi się znów w jamalskim miasteczku, w oddali od przygód legendarnej Szeherezady. - Nie potrzeba Panom mediatora? – Ukłonił się grzecznie przed nimi, oferując swoje usługi, a następnie zachęcił ich do podzielenia się swoimi argumentami. Dopiero po ich przeanalizowaniu i wyważeniu interesów obu stron, udał że wykonuje w myślach niezwykle skomplikowane obliczenia, po czym przedstawił propozycję wyceny sprzedawanych przez Beduina ogórków. Umiejętności rzeczoznawcy tym razem mu się na coś jednak przydały, bo udało mu się pogodzić skonfliktowanych i uniknąć krwawej jatki. Co więcej, Ma’an bin Zaidah przez moment zastanawiał się nawet, czy nie mianować go Wielkim Zarządcą, co przyjemnie połaskotało jego ego. Wcale nie chciał przyjmować tej funkcji, ale na szczęście i wielmożny emir zrezygnował z mianowania go swą prawą ręką, zamiast tego ofiarowując mu własną, magiczną lektykę, dzięki której mógł kontynuować swą podróż.
zt.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Próbuję zabawiać swojego towarzysza - ja i Pershing opowiadamy mnóstwo zabawnych historyjek, chcąc sprawdzić jak nam pójdzie rozbawianie ludzi, którzy nimi w rzeczywistości nie do końca byli. Nie udaje mi się jednak sprawdzić odpowiednio czy poziom moich dowcipów mógłby znaleźć się w książce, bo okazuje się, że jest kolejna, całkowicie absurdalna sytuacja. Dwójka osób kłóci się o ceny ogórków, która powiedzmy sobie szczerze, i tak jest bardzo niska. Przez chwilę jedynie słucham kłótni, czekając aż pojedziemy dalej i dopiero po minucie czy więcej orientuję się, że to ja powinienem tutaj zainterweniować. Wstaję z lektyki i podchodzę do emira Ma’an bin Zaidah, by uprzejmie zapytać o co ten spór (nie, że słyszałem wszystko już z lektyki). Moja empatia wzrasta do maksymalnego poziomu, próbując rozwiązać polubownie sytuację. Sypię komplementami na obydwu mężczyzn, jakbym co najmniej miał ich zapraszać potem na randkę. Opowiadam kilka nieprzystojnych żartów o ogórkach i wkrótce wszyscy śmiejąc się rubasznie, kończą idiotyczną kłótnię. Emir o mało nie posikał się z moich zdolności mediacyjnych w końcu, ku mojemu zdumieniu, oddają mi lektykę. Czy jestem zaskoczony? Bardzo. Jednak nie odmówię, wygląda na świetny środek transportu dla Flo!
ZT
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Czy powinna czuć się niczym księżniczka? Niesiona przez magiczną luksusową lektykę — cztery zaklęcia i osiem uroków. W końcu zatrzymuje się, a zasłony rozsuwają się, ukazując emira Ma’an bin Zaidah, jest on w trakcie zażartej rozmowy z pewnym beduinem, która dotyczy ceny ogórków sprzedawanych przez gościa. Cóż za ironia, hipokryzja, a może jedno i drugie? Jibril przygląda się scenie z lekkim powątpiewaniem. Komnaty wielmoży wprost opływają złotem i kosztownościami, a para kłóci się o sumy tak drobne, że Montrose czuje, że powinna zainterweniować, za nim rzucą się sobie do gardeł. W tym zadaniu tkwiła lekkość i prostota. Ma’an bin Zaidah właśnie zastanawia się dłuższą chwilę czy nie mianować Jibril Wielkim Zarządcą. Ostatecznie decyduje się jedynie ofiarować jej własną, magiczną lektykę. Szambelan prowadzi dziewczynę do jej komnat, by tam Montrose mogła się przygotować na wieczorną ucztę.