UWAGA: do tej lokacji można wejść jedynie z Komnaty Szeherezady! Na początku swojego posta podlinkuj swoją wiadomość w odpowiednim temacie!
Metropolia, której imię skrył czas, a budynki piaski wielkiej pustyni – właśnie na obrzeża tego miejsca wyprowadziły cię drzwi z poprzedniego pomieszczenia, jak gdyby nigdy nic tkwiąc w ścianie pierwszego lepszego domostwa. Miasto Sztukmistrzów – największe na legendarnym Bliskim Wschodzie miejsce, gdzie każdy z mieszkańców był czarodziejem. I choć nie brakowało tu zwykłych oszustów czy charłaków, sztuka magiczna w białych jak kość słoniowa pałacach tego miejsca rozkwitała już tysiące lat temu. Aby dostać się do kolejnej lokacji, powinieneś pomóc wyraźnie strapionemu młodzieńcowi, księciowi Kamarowi al-Zamanowi. Poszukuje on pewnego brylantu, który skradł feniks mający gniazdo w pobliskim parku – odzyskanie kamienia szlachetnego pomoże mu, jakżeby inaczej, poślubić księżniczkę. W zamian mężczyzna wskaże ci drogę do kolejnego przejścia.
Rzuć kostką k6. 1,2 – niestety, pomimo używania czarów, wykonywania akrobacji, zastosowania podstępu – w skrócie, robienia wszystkiego co w twojej mocy – diament wciąż pozostał w gnieździe feniksa. Wizja Hebanowego Miasta i Kamara al-Zamana rozmywa się, a ty czujesz jednocześnie omdlenie i dziwne pociągnięcie za pępek, po czym budzisz się na ławce w wakacyjnym mieście. 3, 4 – pot, brud, łzy i na szczęście ani trochę krwi, chyba że z obdartych opuszków palców po wdrapywaniu się na drzewo, udaje ci się w dość mozolny sposób odzyskać brylant. 5, 6 – huh, tego nie spodziewał się nawet feniks. Twój sposób okazał się tak dobry, a może twoja magia tak silna, że ognisty ptak nie tylko sam zwrócił wam kamień, ale też dorzucił parę od siebie w wyrazie uznania. Po powrocie do rzeczywistości będą one nadal w twojej kieszeni, warte całe 50 galeonów!
Jeśli wylosowałeś 1, 2: po ponownym znalezieniu przejścia z Komnat Szeherezady, możesz ponowić rzut. Jeśli wylosowałeś 3, 4, 5, 6: Kamar prowadzi cię do swojej lektyki, mówiąc że zaniesie cię ona do następnego przejścia. Możesz teraz odwiedzić Pałac Emira.
Tutaj musisz nosić specjalny strój.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Komnata Szeherezady wyprowadziła go na przedmieścia, których nie kojarzył. Ukryte drzwi otwierały się jakby nigdy nic na skromną, acz tętniącą magią ulicę. Max w swoim specjalnym stroju i z papugą na ramieniu wyszedł na światło dzienne, rozglądając się z ciekawością dookoła. Nie wiedział gdzie jest i co powinien zrobić, ale nie miał zamiaru się cofać. Czuł, że ciekawość pcha go do przodu. No i widocznie się nie mylił. Natknął się na jakiegoś zakłopotanego młodzieńca, a instynkt kazał Maxowi zatrzymać się i spytać, czy nie potrzebuje pomocy. Oczywiście, że ten jej potrzebował. Okazało się, że jakiś jebany feniks ukradł kolesiowi brylant, a kamyk był mu potrzebny żeby się ohajtać z księżniczką. Klasyczna bajeczka, ale Solberg postanowił pomóc młodemu księciu. Przez krótką chwilę wraz ze swoim przewodnikiem wypatrywali feniksa, a gdy w końcu go odnaleźli, Max zaczął obmyślać plan zwabienia ptaka. Widok ten zaparł mu dech w piersiach. Majestatyczne zwierzę zdawało się płonąć złotem i szkarłatem i chłopak nie mógł oderwać od niego wzroku. W głowie mimowolnie pomyślał, czy nie udałoby mu się pozyskać z istoty składników na eliksiry, ale szybko przypomniał sobie, że tę część życia ma już za sobą. Żadnych kociołków. Żadnej magii. Skupił się więc na zwabieniu feniksa, a nie było to zadanie łatwe. Pierwsza próba skończyła się porażką i nastolatek musiał myśleć co zrobić dalej. W końcu, bezceremonialnie wyrwał z szaty garść koralików ozdobnych, na których narysował różdżką runy. Runy ochronne, symbolizujące rodzinę i ducha walki. Sam nie wiedział z czego mu się to wzięło, ale czuł, że jest to właściwy sposób. Feniks przez chwilę patrzył w stronę wyłożonych na ziemi koralików, a następnie podleciał do nich, upuszczając w ręce księcia klejnot. Młody władca podziękował Maxowi, po czym zaprowadził go do swojej lektyki, która miała zawieźć chłopaka do pałacu. Gdy ten już odjeżdżał, majestatyczny ptak ponownie pojawił się przy Solberg, kładąc obok niego brylant i kilka kamieni szlachetnych, które najwidoczniej były prezentem.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Przedmieścia Miasta Sztukmistrzów wcześniejsza lokacja: klik k6 na wejście: 1
Z Komnaty Szeherezady do innego miejsca - Miasta Sztukmistrzów - a raczej jego przedmieści. Tego się nie spodziewał znaleźć w pałacu prowadzonym przez Wielką Wezyrykę. I chociaż za strojami nie przepadał, pappara czasami go denerwowała (nawet częściej niż rzadziej), to jednak nie mógł w żaden szczególny sposób narzekać. Tym bardziej, że w sumie miał okazję do odpoczęcia i nie musiał się niczym martwić... no, prawie. W głowie znajdowało się wiele myśli, które utrudniały normalne funkcjonowanie. Starał się do nich nie powracać, choć te pukały samoistnie i nie dawały żadnego spokoju. Raz po raz rozlewając wino, raz po raz drąc się niczym koty, wymagały uwagi. A on nie miał sił, by jakoś im jej trochę poświęcić, kiedy to przechodził przez miejsce, które zdawało się być magiczne. I było, zauważał to, odczuwał. Nadal, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu nie miał pewności, skąd się to wzięło, w związku z czym zostawał w jakiejś gotowości niczym pies. Nie mógł dopuścić do ponownego wylądowania w Oazie Uzdrowicieli, w związku z czym starał się nie dopuścić do skrajnie... niebezpiecznych sytuacji. Mimo tego, że miasteczko pozostawało bezpieczne, dawało takie poczucie, Lowell nie zamierzał mu wierzyć. Podchodził poprzez nieufność; dopiero głos młodzieńca zdawał się go postawić do jakiegoś pionu. Bliżej nieokreślonego, ale jednak. Spoglądając na niego i wysłuchując tego, z czym wiązała się ta opowieść, okazało się, iż zadaniem dnia dzisiejszego jest właśnie znalezienie brylantu skradzionego przez feniksa. Stworzenie piękne, dumne, mądre; stworzenie, które wyczuwa zło i jego pieśń jest w stanie zarówno dodać morale, jak i spowodować trwogę w sercu. Niestety - jak się okazało, również to przyćmiewało na idealnym podejściu do zadania. Na nic zdawały się proste rzeczy, próba dyplomacji, rzucenie zaklęcia zmieniającego położenie przedmiotów. Nic a nic - w związku z czym poczuł się dziwnie, zaczął jakoby mdleć, a uczucie to panowało w jego duszy przez krótki moment, nie pozwalając nawet na podjęcie się czegokolwiek, jakkolwiek. Nim się obejrzał, a jego ciało zostało wysłane na jedną z ławeczek wakacyjnego miasta - i to wcale nie z powodu nadmiernego spożycia alkoholu.
[ zt ]
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Przedmieścia Miasta Sztukmistrzów wcześniejsza lokacja: klik k6 na wejście: 6
Doskonale pamiętał pierwszą próbę, która nie wyszła - Przedmieścia Miasta Sztukmistrzów skrywały w sobie znacząco więcej rzeczy, niż mógł się tego spodziewać. Rozglądając się po najróżniejszych uliczkach, trudno było nie odnieść wrażenia, że w sumie tutaj nie chodzi tylko o brylant, który został skradziony przez feniksa, lecz także o coś innego. Zapoznawanie się z kulturą zostało dokładniej przedstawione, jakby sam stał się poniekąd mieszkańcem, choć nie do końca to była taka prawda. Mnogość kolorów nadal go przytłaczała, a bogate barwniki biły po oczach bardziej, mocniej, intensywniej. Szczęście, że miał okulary; w przeciwnym przypadku męczyłby się bardziej, przyglądając wzorzystym wzorom na tle czerwonego materiału. Metoda, którą teraz zastosował, była zwyczajna, ale w pewnym stopniu łagodna. Nie chciał denerwować ptaka, a prędzej nawiązać z nim jakąkolwiek więź. Rzucanie się w wir zaklęć, które zmusiłyby zdobycie brylantu na pewno nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, a podchodząc łagodnie i bez spiny, postawił na szczerość. Wiedział, że feniksy to istoty rozumne. Wiedział również, że szastanie magią na lewo i prawo nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem; tym szczodrym gestem feniks się zdziwił, gdy były student, wygrzebując z kolorowej szaty, zaproponował coś innego w zamian. Coś, co będzie chciał sobie wybrać. Zamiast jednak to zrobić, magiczne stworzenie - piękne i majestatyczne, być może czując dobre zamiary młodzieńca - pozwolił prostym gestem wydobyć kamień. Lowell zrobił to ostrożnie, ale, jak się okazało, ptak okazał się być na tyle szczodry, iż pozostawił od siebie coś w zamian - coś, co zabrzęczało radośnie i mogło być dodatkowymi galeonami. Po tym - gdy zwrócił kamień Kamarowi wraz z dodatkowymi kruszcami - nie potrzebował ich przecież - przeszedł dalej, będąc prowadzonym do lektyki, gdzie znajdowało się kolejne przejście.
[ zt ]
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kompletnie nie spodziewała się tego, że kiedy odchyli dziwną kotarę wyląduje... na ulicy. Jakiejś dziwnej ulicy, kompletnie nieznanego jej miasta. Odruchowo nieco poprawiła chustę od swojego stroju, rozglądając się czujnie dookoła, zupełnie nie wiedząc, czego może się dalej spodziewać. Powoli ruszyła przed siebie, a oczami chłonęła wszelkie widoki wokół. W pewnym momencie dostrzegła jakiegoś młodzieńca, który wyraźnie miał problem. Sobą by nie była, gdyby nie ruszyła mu na pomoc. Po szybkiej dyskusji okazało się, że mężczyzna ten poszukuje jakiegoś brylantu, który został skradziony przez feniksa. Robin wprost nie mogła w to uwierzyć. Nawet w takim miejscu coś miało jej przypominać o pozostawionym w Brytyjskim świecie przyjacielu? Oczywiście od razu zaproponowała swoją pomoc w odzyskaniu klejnotu. Ruszyła we wskazane przez niego miejsce, gotowa od razu użyć prostych zaklęć, jednak problem polegał na tym, że kiedy już wycelowała w gniazdo i użyła inkantacji zaklęcia accio, brylant pozostał na miejscu. Ponowiła zaklęcie i jeszcze jedno i jeszcze kolejne, kompletnie inne. Nic nie działało a sama Robin zrozpaczona nie wiedziała, co się dzieje. Aż w pewnym momencie poczułą dziwne pociągnięcie za pępek po czym zapadła przed jej oczami ciemność. Nie wiedziała, ile czasu później ale nagle obudziła się na ławce w wakacyjnym mieście. Była kompletnie zdezorientowana, nie wiedziała, co się dzieje wokół niej. Musiała odczekać chwilę czy dwie, zanim była w stanie podjąć jakąkolwiek racjonalną decyzję. Aż w końcu po prostu wróciła do pałacu z decyzją, że kolejnego dnia na pewno spróbuje jeszcze raz...
Zt.
Wolf T. Fairwyn
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : wiecznie blady, jakby mu coś dolegało, blizny na plecach po czarnomagicznych zaklęciach
Nie spodziewał się, że znajdzie się na przedmieściach. Wyjście z pałacu na zwykłe ulice. Właściwie nie takie zwykłe, jeśli brać pod uwagę, gdzie się znajdował. Przyszło mu na myśl, że to jakiś magiczny portal, a może śnił? Powoli stawało się to nierealne, ale nie urodził się w mugolskiej rodzinie, żeby kwestionować rzeczy, które w świecie czarodziejów były na porządku dziennym — oczywiście i magia nie wyjaśniała wszystkiego. Na pewno mugolska logika sprawiała, że niemagiczny byli bardziej wyczuleni na zmiany, ale nawet Wolf uważał to za duży przeskok. Nie, żeby mu się to nie podobało, wręcz przeciwnie. Komnata Szeherezady była wypełniona spokojem, a to miejsce wręcz tętniło życiem i cudowną magią, którą dało się wyczuć na każdym kroku. Nawet majestat pałacowej komnaty księżniczki, nie mógł równać się z tym miejscem, pełnym czarodziejów, rzezimieszków i charłaków. Wkręcił się w to wszystko tak, że nawet nie miał zamiaru odmówić pomocy niejakiemu Kamarowi al-Zamanowi, młodemu księciu, któremu feniks skradł brylant, a ten potrzebny jest mu, aby poślubić księżniczkę. Dziwne jest to, że miłość stawiał na równi z jakimś błyszczącym diamentem. Tradycja i takie tam bzdury. Młody gryffon miał ochotę unieść oczy do nieba i rzucić klątwę na tych durnych ludzi. Na szczęście to nie on miał się żenić. Jego problemem było odnalezienie brylantu, a przecież nie miał zrobić tego za darmo. Zależało mu na kolejnym przejściu. Zastanawiał się, dokąd go poprowadzi, nawet jeśli był to tylko sen. Ruszył za feniksem do parku, a gdy zlokalizował jego gniazdo, starał się jak mógł przechytrzyć ptaka, ale nic z tego nie wyszło. Wolf poczuł, jak dopada go słabość, dziwne ciągnięcie, aż nastała ciemność. Wizja przedmieścia rozmyła się bezpowrotnie, a on obudził się na ławce w wakacyjnym mieście całkowicie zdezorientowany. - Ale jazda... - Zamrugał i wstał, po czym popędził do pałacowych pokojów. Na pewno spróbuje jeszcze raz, mimo że nie rozumiał tego wszystkiego.
|zt
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Tego co zastała po przejściu przez kotarę w legendarnej komnacie, absolutnie w życiu by się nie spodziewała. Była pewna, że przejdzie... do alkowy? Łaźni? Jakiegoś korytarza? Ale absolutnie nie do MIASTA SZTUKMISTRZÓW. Kiedy owiał ją popołudniowy gorąc, aż sapnęła z wrażenia - chyba pierwszy raz dziękując w duchu za skąpą sari w jaką przyszło jej się odziać, a w której mogła mimo wszystko wtopić się w tłum ludzi. Dosłownie poczuła się jakby weszła do prawdziwej bajki - a nauczona już nieco obejścia takich 'niespodzianek' w czarodziejskim świecie, mogła spodziewać się jeszcze więcej niespodziewanego. Narracja pociągnęła ją intuicyjnie w kierunku zadania do wykonania, gdy to właśnie ją, a nie jakiegoś krzepkiego młodzieńca zaczepiło jedno z arabskich książątek. Rzecz jasna nie zamierzała mu odmawiać, mimo wszystko ciekawa co przyniesie jej podjęta przygoda. A zobaczenie feniksa w parku (co brzmiało wystarczająco irracjonalnie, by było właśnie bajką) było jeszcze dodatkową zachętą. Jednocześnie nie zamierzała komentować podejścia Kamara do tego jak winien zdobyć rękę księżniczki. Rubin zdobyty przez kogoś innego, serio...? W każdym razie, powierzone jej zadanie wykonała, wcześniej jeszcze Zlepem zabezpieczając swoją obfitą spódnicę przed wzrokiem potencjalnych gapiów, gdy własnoręcznie wspinała się na drzewo. Ostatecznie brylant wylądował w jej obdartych dłoniach - Jess czuła się dosłownie jak główna bohaterka baśni, wykorzystywana do czarnych robót, gdy oddawała klejnot w ręce zacieszonego szejka. Wdzięczny książe przynajmniej przywołał dla niej lektykę, którą przejechała do kolejnego przejścia.
Z tematu
Theresa Peregrine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164 cm
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Jakim cudem z wieży przeniosła się do miasta? Rozglądała się zdezorientowana, ale nie szukała usilnie odpowiedzi. Jakaś dziwna magia unosiła się w powietrzu i dało się to odczuć już w tajemniczej komnacie – tutaj efekt nawarstwiał się jedynie, dając do zrozumienia, że ma się do czynienia z czymś, czego pojęcie rozumem stanowiło próżny trud. Poddała się temu bez narzekania, z ciekawością przyglądając się wszystkiemu dookoła. Gdy natrafiła wzrokiem na strapionego młodzieńca, coś chwyciło ją za żołądek i nie potrafiła powstrzymać pytania: co się stało?. Los sobie z niego zakpił: feniks ukradł brylant, oddzielając go od ukochanej. Theresa słuchała tego z wzrokiem wbitym w ziemię, a gdy tylko książę zakończył swoją opowieść, zakasała rękawy. Jej trudy okazały się jednak próżne; brylant pozostawał poza zasięgiem, a jej próba pomocy okazała się nieefektowna. Cóż, przynajmniej próbowała? Nie dawało jej jednak spokoju to, ze nie pamiętała do końca, jak opuściła tamto miejsce; pamietała dziwne uczucie w okolicach pępka – zupełnie inne niż chwytające ją wcześniej współczucie – a później budziła się na ławce wraz z Renem na swoim ramieniu, który wciąż cicho pochrapywał. Miała ochotę zapytać go, czy to był tylko sen, czy faktycznie tam byli, ale nie chciała budzić swojego pappara. Coś zresztą podpowiadało jej, że nie – to nie był tylko sen. Już teraz postanowiła rychły powrót do tamtego sennego miejsca.
/zt
Salem Latif
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Zapach kadzideł, ślady farb na dłoniach, bardzo dużo pierścionków, mocny arabski akcent
Czuję, że wkraczam do świata bajek, ale jeszcze do końca tego nie rozumiem. Ląduję w obcym miejscu, rozglądając się szeroko i tylko cicho prosząc Eutura, by nie kłapał dziobem tak głośno, tylko się przymknął i nie zwracał na nas zbyt dużej uwagi. Pappar siada mi na ramieniu, a ja wybieram się na przechadzkę po Przedmieściach Miasta Sztukmistrzów. Początkowo wcale nie wiem co chce ode mnie jakiś chłopak, który nagle przedstawia się księciem... i dociera do mnie, że nie wiem nawet w jakim języku rozmawiamy - czy może nie przeplatamy angielskiego z arabskim? Wiem jednak, że nie mogę w tej chwili zrezygnować z wyprawy, którą magicznie zgotował mi los. Zgadzam się pomóc nieznajomemu, chociaż jeszcze nie mam pomysłu jak odebrać feniksowi pożądany przez Kamara klejnot. Po odnalezieniu ptaszyska decyduję się pobawić nieco magią. Zaczynam od prostego zaklęcia Avis i posyłam kanarki w towarzystwie Eutura w stronę feniksa, by nieco przysłonić mu moje zbliżanie się do jego gniazda. Później chcę rzucić Confundusa, ale ognisty ptak wyłania się spomiędzy znikających ptaszków i... i sam oddaje mi brylant, a przy okazji dorzuca jeszcze jakieś drobiazgi, które wydają się cenne. Wracam do Kamara dumny i coraz bardziej przekonany, że muszę kontynuować przeprawę przez tajemnicze baśnie. Wsiadam na lektykę i daję prowadzić się dalej.
|zt
Theresa Peregrine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164 cm
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Młodzieniec znalazł ją natychmiast. Zdawał się nie rozpoznawać jej z ich poprzedniego spotkania – może po prostu postradał zmysły ze smutku, a może zaczepiał zbyt wiele osób dziennie, żeby spamiętać jedną z wielu twarzy. Jakikolwiek nie byłby powód, Theresa zauważyła to z ciekawością, jakby odnalazła kolejną warstwę iluzji, z jakiej składało się to miejsce, wcale nie mając zamiaru czynić księciu wyrzutów. Tym razem była lepiej przygotowana na czekające ją zadanie i zamiast na koniec bezradnie rozłożyć ręce, tym razem zakazała rękawy szaty (na tyle, na ile było to możliwe) i chwyciła się najniższej gałęzi, by zręcznie się na nią podciągnąć. Na szczęście była giętka i leciutka, więc wspinaczka nie sprawiała jej najmniejszego problemu. Nie zauważyła wcześniej – głupio nie pomyślała nawet, by sprawdzić, bo wiedziała po poprzedniej wyprawie, gdzie szukać – że feniks akurat znajdował się w swoim gnieździe – miała zamiar po prostu brylant podebrać. Nie chciała jednak bezczelnie grzebać pod jego obecność w jego własnym schronieniu. Zamiast tego westchnęła lekko i zaczęła przemawiać do niego łagodnym tonem, opowiadając o księciu i jego wybrance – przede wszystkim. Feniks wpatrywał się w nią przez cały czas, ale nie poruszył ani o milimetr. Zrezygnowała, zeskoczyła z drzewa i już udawała się w stronę młodzieńca, by przeprosić go za swoją porażkę w misji, gdy rozległ się skrzek, a feniks zleciał z drzewa, by złożyć tuż pod jej nogami brylant wraz z innymi kamieniami i odlecieć. Tak jakby zrozumiał, co mówiła? Nie miała szczególnego pojęcia o feniksach – były na pewno inteligentne, ale nie sądziła, żeby rozumiały ludzką mowę. Może wcale tak nie było, a może wręcz przeciwnie. W każdym razie, chwyciła zdobyte kamienie i z uśmiechem triumfu i ulgi złożyła brylant na ręce wdzięcznego księcia, który w podzięce wskazał jej dyskretnie, w którą stronę powinna teraz podążać.
/zt
Wolf T. Fairwyn
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : wiecznie blady, jakby mu coś dolegało, blizny na plecach po czarnomagicznych zaklęciach
Po przedmieściach już wiedział czego się spodziewać. To wszystko wyglądało jak dziwny realistyczny sen. Wyszedł z pierwszego lepszego domostwa niczym z świstoklika. Ponownie uderzył go hałas, zgiełk i pustynne powietrze. I znowu to samo młody książę oczekujący pomocy. Niemal miał ochotę popisać się swoim proroctwem, ale nie chciał, żeby zabrzmiało to, jak oszukiwanie. Słuchał trzy po trzy wyjaśnień odzyskania kamienia i poślubienia księżniczki przez niejakiego Kamara al-Zamano. Feniks znajdował się w parku, tam miał swoje gniazdo, a także trzymał swoje łupy. Kilka machnięć różdżką pod dobrym drzewem i sam ognisty ptak wydawał się zdumiony wyczynami młodego Fairwyna. Wolf nie musiał wspinać się na drzewo, praktycznie nic robić. Właściwie nie spodziewał się szczególnych niespodzianek, bo wiedział, co ma zrobić. Wspinanie się na drzewo i siłowanie z ptakiem, nie miało sensu, ale zrozumiał to dopiero wtedy, kiedy jego wizja rozpłynęła się, a on skończył na ławce w arabskim mieście. Teraz jednak miał całkowitą kontrolę nad sytuacją. Feniks zleciał i oddał skarby, które wpadły w ręce młodego gryffona, przy okazji rzucając kilka kruszców. - Na feniksa, hajs mi się zwróci za te szatę. - Miał ochotę wycałować swoje mankiety, ale się powstrzymał. Oddał znalezisko uradowanemu księciu, a Kamar zaprowadził go do swojej lektyki, gdzie przekroczył kolejne przejście tych dziwnych pałacowych wizji.
|zt
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Ponownie znalazła się na przedmieściach dziwnego miasta, którego wcześniej tutaj nie widziała, ponownie gotując się w swoim wyjściowym stroju. Powoli nawet zaczynała wątpić, czy aby można było dostać się tutaj w jakikolwiek inny sposób niż poprzez przeprawę przez komnatę szeherezady, którą to dopiero co opuściła. Wciąż czujnie ściskała różdżkę pomiędzy szczupłymi palcami, rozglądając się dookoła, gotowa działać w każdym momencie. To jednak nie było jej potrzebne, bo nagle znów pokazał się przed nią zaskakująco znajomy mężczyzna. Wysłuchała go, ciekawa tego, jakie zadanie postawi przed nią dzisiaj. Kiedy znów usłyszała o ratowaniu kamienia z objęć złoczyńczego feniksa, nieomal parsknęła śmiechem. Na Merlina, gościu powinien znaleźć inną historię. Pokornie jednak skinęła głową i poszła za nim obiecując sobie, że tym razem przyjmie inną taktykę, niż kiedy była tutaj po raz ostatni. Wiedziała, że kamień musi być przywołany za pomocą magii, jednak teraz chciała użyć kompletnie innego zaklęcia niż uprzednio. I to nastawienie okazało się być tym prawidłowym, bo brylant powoli przyleciał do jej dłoni. Uśmiechnęła się sama do siebie zadowolona ze swoich dokonań, jeszcze bardziej kiedy została obdarowana dodatkowymi pięćdziesięcioma galeonami! Takie pieniądze nigdy nie leżały luzem na bruku, więc Robin nie zamierzała narzekać. Kamar był widocznie bardzo zadowolony z jej poczynań, bo poprowadził dziewczynę w stronę swojej lektyki. Uśmiechnęła się sama do siebie i postanowiła skorzystać z możliwości darmowej podwózki gdzieś dalej, w nieznane.
Zt.
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Post w Komnacie Szeherezady:tutaj Kostka na wejście:3
Kto by się spodziewał, że drzwi za tajemniczą kotarą zaprowadzą ją na ulicę magicznego, arabskiego miasteczka. Rozglądając się pod alejce, wyraźnie zszokowana tym co widzi, ostatecznie na jej ustach zakwitł promienny uśmiech. Nim jednak zdążyła zorientować się w tym gdzie dokładnie może się znajdować, zaczepił ją pewien młodzian. Wysłuchała jego opowieści o tym jak to miał poślubić księżniczkę, jednak aby dostać jej rękę, potrzebował pomocy. Potrzebował kamienia z gniazda feniksa. Patricia jako pewna swoich umiejętności czarownica, zaoferowała mu swoją pomoc, zawiązując umowę, że jeśli przyniesie mu brylant, ten pokaże jej jak dostać się do kolejnego miejsca jej wyjątkowej wycieczki. Dotarłszy do pobliskiego parku, gdzie swoje lokum posiadał przepiękny płomienny ptak, przez chwilę zawahała się, widząc problem w tym, że nie ma przecież przy sobie swojej miotły. Wtedy bez problemu mogłaby dosięgnąć gniazda. W tym wypadku jednak, to co jej pozostało to wdrapać się po pniu drzewa i właśnie to robiła. Nie przejmując się poharatanymi dłońmi, ani wysiłkiem, który musiała włożyć w dostanie się na górę, ostatecznie zdobyła kamień i wręczyła go mężczyźnie. A ten zgodnie z obietnicą, poprowadził ją do kolejnego przejścia.
Drzwi zaprowadziły mnie do...miasta? Rozglądnęłam się dookoła, jednak nie rozpoznałam uliczki w której się znalazłam. Obróciłam się jeszcze kilka razy, jakby licząc na olśnienie, po czym ruszyłam przed siebie, oglądając mijane domostwa. Niedługo później dotarłam do skrzyżowania uliczek, a na rogu przeciwlegle biegnącej dostrzegłam strapionego młodzieńca. Poczułam, że powinnam z nim porozmawiać, zatem powolnym krokiem podeszłam do niego i zapytałam o powód jego troski. Uzyskawszy odpowiedź obiecała(a jakże) pomóc w odzyskaniu brylantu. Przez myśl mi nawet nie przeszło, że wdrapywanie się na drzewo w sukni to wręcz idiotyczny pomóc. Po odnalezieniu gniazda feniksa podwinęłam nieco materiał i poczęłam się wspinać. Okazało się to bardzo ciężkie, a ból palców jak i całych rąk szybko począł towarzyszyć mojemu wysiłkowi. Nim dotarłam na szczyt zdążyło mi polecieć kilka łez będących wynikiem dużego bólu. Po wyciągnięciu kamienia z gniazda feniksa bardzo powoli wróciłam na ziemię, sama już nie wiedząc, czy lepiej mi się wchodziło czy schodziło. Zwróciłam brylant prawowitemu właścicielowi i pocierając obolałe ręce ruszyłam we wskazanym mi kierunku, wciąż będąc pod wpływem pchającego mnie do przodu przeczucia.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Komnata Szeherezady wyprowadziła ją prosto na ulicę jakiegoś nieznanego miasta. Panował na niej względny spokój, ale Ruda miała wrażenie, że są to tylko pozory. Dużo się nie pomyliła. Nie minęło dużo czasu, gdy wpadła na zatroskanego młodego mężczyznę. Niezbyt miała chęć wysłuchania jego problemów, ale też jakieś wewnętrzne poczucie nie pozwalało jej przejść obojętnie. Przystanęła więc obok nieznajomego i zaczęła słuchać. Ponoć był księciem, któremu feniks porwał jakiś diament, którym miał oświadczyć się swojej ukochanej. Irvette westchnęła ciężko, przypominając sobie własne narzeczeństwo, ale zgodziła się mu pomóc. Dość szybko wypatrzyła niesfornego ptaka, który sprawił na niej ogromne wrażenie. Nie była tu jednak, by podziwiać lokalną faunę, a by odebrać klejnot. Dwoiła się i troiła, ale feniks ni cholerę nie chciał współpracować. Nagle, nie wiadomo czy to z wysiłku, czy z powodu magii, Ruda poczuła, jak słabnie, a obraz jej się rozmywa. Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka i ogarnęła ją ciemność. Obudziła się na ławce w dzielnicy chmur, a po księciu i feniksie nie było nawet śladu.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Ponownie znalazła się na przedmieściach, które ostatnio rozmyły się przed nią jak jakiś sen. Strzepnęła niewidzialny kurz ze swoich tutejszych szat, przestała słuchać swojego pappara, który pierdolił farmazony o miłości do Irvette. Dziewczyna musiała jednak skupić się na zadaniu. Ponownie spotkała zakłopotanego następcę tronu i odnalazła feniksa, który sprawił mu problem. Była lepiej przygotowana. Wiedziała dokładnie, jak ptaszysko zwabić. Wyciągnęła z kieszeni odpowiednią, bardzo wonną i lokalną roślinę. Zaczęła znaczyć jej zapachem niewielki teren, a gdy feniks wyczuł woń zbliżył się, a następnie wleciał w naznaczony rośliną teren. Magia sadzonki unieruchomiła na chwilę majestatyczną bestię tak, że Ruda mogła się do niej zbliżyć. Ptak oddał klejnot, który następnie ślizgonka przekazała księciu. W nagrodę o dziwo została sama obsypana cennymi kamieniami. Z wypiekami na swojej bladej twarzy podziękowała księciu i rozsiadła się w lektyce, która miała zaprowadzić ją ku dalszej przygodzie.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Wślizgnął się za drzwi i od razu rozejrzał się dookoła zaskoczony, bo spodziewałby się prędzej, że ukryte przejście doprowadzi go do kolejnej pałacowej komnaty, a nie do pustynnego miasteczka. Wraz ze swoim papparem przemierzał nieznaną sobie ulicę, kiedy nagle napotkał na drodze strapionego młodzieńca, który poprosił go o pomoc w odzyskaniu skradzionego przez feniksa brylantu. Chłopak wytłumaczył mu, że ogniste ptaszysko założyło sobie gniazdo w poblisku parku, zaś sam kamień szlachetny ma mu posłużyć za kartę przetargową przy zaślubinach przepięknej księżniczki. W zamian książę obiecał wskazać mu dalszą drogę, na co Theo skinął głową, chociaż szczerze mówiąc, wsparłby go zapewne nawet i bezinteresownie. Problem w tym, że szczęście go opuściło, a pomimo znajomości wielu zaawansowanych zaklęć, nijak nie mógł dostać się do gniazda feniksa. Kilkukrotnie rzucał czar, a wreszcie poczuł dziwne uczucie szarpnięcia, po którym kompletnie opadł z sił. Wizja Hebanowego miasta i młodego księcia zaczęła mu się rozmywać przed oczami, a z tego krótkotrwałego omdlenia wybudził się dopiero na ławce w samym centrum Jamalu, zdając sobie sprawę z tego, że gdzieś w międzyczasie zgubił również swoją kolorową papugę. Wiedział, że ta się w końcu odnajdzie, ale nie wiedział, co ma dokładnie myśleć o przedmieściach Miasta Sztukmistrzów. Intrygowała go ta cała historia, więc może powinien tu jeszcze powrócić?
zt.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Obserwując z zachwytem porozwieszane zewsząd kolorowe dywany, próbował zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, czy to wszystko działo się na jawie, czy było jedynie wytworem jego wyobraźni, snem. Uszczypnął swoją dłoń, ale nic takiego się nie wydarzyło, a miasteczko wyglądało na rzeczywiste. Podobnie, jak i poprzedniego dnia, wyszedł na ulicę i ponownie napotkał na swej drodze tego samego młodzieńca, który prosił go pomóc w odzyskaniu brylantu, dzięki któremu mógłby poślubić księżniczkę. Historia zatoczyła koło, ale miał nadzieję, że tym razem uda mu się pokonać złodziejskiego feniksa i nie obudzi się przedwcześnie na ławce w wakacyjnym miasteczku. – Na pewno go odnajdę. – Obiecał dostojnemu Kamarowi al-Zamanowi, po czym udał się do parku, w którym ognisty ptak urządził sobie gniazdo. Nie widział go nigdzie w pobliżu, więc tym razem nie sięgał nawet po swoją różdżkę. Złapał się jednej z uwieszonej niżej gałęzi, chcąc wdrapać się na drzewo bez użycia magii, co wcale nie okazało się tak prostym przedsięwzięciem. Noga zsunęła mu się kilka razy, ale jakimś cudem udało mu się utrzymać, a wreszcie sięgnął ręką do gniazda i wymacał spory kawałek kamienia. Dopiero gdy ścisnął go w dłoni, zauważył że feniks wcale nigdzie nie odleciał. Siedział tyłem na pobliskiej gałęzi i nagle odwrócił się w jego kierunku. Theo aż podskoczył i o mało co nie runął na ziemię. Nie spodziewał się szczególnie tego, że skrzydlate zwierzę przemówi do niego ludzkim głosem. Tym razem miał jednak trochę szczęścia w nieszczęściu. Feniks nie tylko pozwolił mu zabrać zaginiony brylant, ale doceniając to, że wkradł się do jego domu niepostrzeżenie, podarował mu również kilka mniejszych odłamków. Kain podziękował mu z uśmiechem, po czym powrócił do blondwłosego księcia, który poprowadził go wprost do magicznej lektyki, życząc miłej podróży do Pałacu Emira.
zt.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Nie mam pojęcia jakim cudem zza kotary dostaję się do barwnego miasta, ale tak właśnie się stało. Rozglądam się zszokowany po okolicach, dotykając jeszcze kotarę zza której przyszedłem. Nie wracam jednak a z zaciekawieniem ruszam ulicami, rozglądając się dookoła zaciekawiony. Podoba mi się to barwne, urocze miejsce. Chociaż nie jestem do końca pewny czy jest ono prawdziwe, czy osoby tutaj żyją - to jakaś iluminacja, bardzo staranna magia? Nie mam pojęcia. Jednak kiedy książę - Kamar al-Zaman - prosi mnie o pomoc, zakładam, że jest to część próby. Muszę przyznać, że nie mam pojęcia zbyt wiele o feniksach, zacnych czarach, które można używać na te ptaki czy... no cokolwiek innego. Próbuję więc odwrócić uwagę ptaka, rzucając mu prosto w oczy zaklęcie Lumos Solar. Wolałbym oczywiście z empatią się z nim zapoznać i poprosić grzecznie o zwrócenie zguby, ale nie sądzę, że posiadam dar do pogawędek z feniksami. Chociaż w zasadzie okazuje się, że tak jest bo ptak najzwyczajniej na świecie, na moje groźby świetlne, sam oddaje mi kamień. Z zadowoleniem ja i Pershing kierujemy się ku książęcej lektyce.
ZT
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Pomoc księciowi Kamarowi al-Zamanowi:6 Poprzednia lokacja:Komnata Seherezady
To dziwne jest. Wyjść z pięknej, pałacowej komnaty wprost na przedmieścia metropolii, której imię skrył czas. Jibril rozgląda się i odwraca w stronę przejścia, które tkwi w ścianie pierwszego lepszego domostwa. Nie ma zamiaru wracać, więc idzie pewnym krokiem, lecz czujnym spojrzeniem przed siebie. Legendarne miejsce zwane Miastem Sztukmistrzów. Kolebka czarodziejów, choć nie brakuje tu charłaków czy zwykłych oszustów to sztuka magiczna w białych jak kość słoniowa pałacach tego miejsca rozkwitała już tysiące lat temu. Jak więc znaleźć kolejne przejście w tym rozgardiaszu? Pomoc. Strapiony młodzieniec staje przed obliczem zwyczajnej uczennicy Hogwartu. Poszukuje brylantu, który skradł feniks mający gniazdo w pobliskim parku — tam więc Jibril się udaje. Jak zwykle szlachetny kamień jest potrzebny do zaręczyn z księżniczką, a jej wybranek wskaże drogę ślizgonce do kolejnej opowieści, jeśli ta odzyska jego zgubę. Kamarowi al-Zaman nie musi długo czekać. Sam ognisty ptak oddaje mu kamień zaskoczony magią Jibril. Wielka moc, a może zdolności, albo jedno i drugie — nieważne. W wyrazie uznania sam feniks oddaje dziewczynie kilka cennych kamieni i nie rozpłyną się one po przebudzeniu z niesamowitych wizji Szeherezady.