Na okres wakacji sala została nieco zmieniona, aby zapewnić gościom więcej przestrzeni oraz prywatności. Zamiast długiego stołu z ozdobnym krzesłem u szczytu, wybrano kilka mniejszych stolików i dostawiono do nich obite miękkim materiałem, wygodne krzesła. Izba jest duża, utrzymana w odcieniach bieli, beżu oraz złota — włącznie z ozdobnym sufitem, który wieczorami mieni się różnymi jasnym, zaczarowanym światłem. Posiłki wydawane są całą dobę, na każdym ze stołów leży menu z pałacowej kuchni i trzymając je w dłoniach, wystarczy wypowiedzieć nazwę potrawy. Poza magicznym serwowaniem jedzenia, dwóch kelnerów biega pomiędzy gośćmi, dopytując, czy wszystko jest w porządku i czy aby na pewno smakuje. W jadalni jest bardzo czysto, co godzinę zaczarowana miotła zamiata podłogę, a następnie kafle są myte i suszone odpowiednimi czarami. Co więcej, dzięki stojącym na stolikach świecom aromatyzowanym w złotych lampkach, przestrzeń dookoła nich wycisza rozmowy, przez co osoby zajmujące kolejne siedziska, nie słyszą konwersacji. Wystarczy jednak podejść do stolika, aby kogoś zaczepić.
Spróbuj rzucić kostką jeśli twój Pappar jest dobry z Magicznego Gotowania. Tutaj musisz nosić specjalny strój.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Z racji, że szata zmienia kolor; góra, dół, chusta.
Nie rozumiała powodu, dla którego jakikolwiek kultura wymyśliłaby, aby używać nieskończenie wielu warstw materiału, do uszycia samej spódnicy, tylko po to, by potem wcisnąć do kompletu roznegliżowany top, który nie dość, że nie zasłaniał brzucha, to jeszcze eksponował dekolt. I chociaż z początku próbowała przekonać samą siebie, że noszenie takiego stroju nie może być aż tak straszne - w końcu inne dziewczęta dawały sobie z tym radę, co najwyżej narzekając na kolory, czy ilość zdobień - tak szybko odkryła, że nie jest to dla niej kolejny kamień milowy. Wbrew zapowiedziom Astrid wcale nie czuła się w swoim stroju jak księżniczka. Miała natomiast wrażenie, jakby paradowała nago - a to było nad wyraz krępujące. Nie po to całe życie chowała ramiona i brzuch, by teraz bezwstydnie pokazywać swoje kości. W swoim mniemaniu bardzo źle wyglądające kości. Już dawno przekroczyła granicę pomiędzy szczupłym, a chudym (a może raczej nigdy nie udało się jej przytyć na tyle, by załapać się na szczupłość), toteż z łatwością można było zauważyć żebra rysujące się pod bladą, nieprzyzwyczajoną do bycia wystawioną na słońce skórą. Czuła się absurdalnie; zupełnie jakby była małą dziewczynką, którą ktoś ubrał w strój przeznaczony dla dorosłej kobiety. Całą sytuację próbowała jeszcze ratować za pomocą długiej chusty, starając się zawsze pilnować, by poza trzymania się głowy, przysłaniała przy okazji jak najwięcej skóry. Był to jednak daremny wysiłek - półprzezroczysty materiał w żaden sposób nie chciał współpracować. Starała się więc nie wychodzić nigdzie, gdzie musiała nakładać na siebie ten przeklęty strój. O ile z łatwością mogła odmówić sobie spaceru po pałacowych ogrodach, tak jednak zdawała sobie sprawę, że niedojadanie przez następne dni wcale nie pomoże na jej samopoczucie - nawet jeśli gorąc i duchota zdecydowanie nie sprzyjały jej apetytowi. Doireann siedziała wciśnięta w jakiś kąt, spędzając kolejne minuty na beznamiętnym wpatrywaniu się na miskę, z której towarzyszące jej ptaszysko podkradało pokrojone owoce. Wyglądała przy tym na dziwnie zmęczoną, może nawet ponurą, jakby odpoczywanie na wakacjach nie było czymś, co potrafiła robić. Możliwe, że miało to związek z psotnym dżinem, który, nie zważając na brak chęci ze strony Puchonki, postanowił nauczyć ją latać... Ewentualnie z papparem, który ostatnio coraz chętniej podawał jej wiele informacji - często takich, o których sama nie chciałaby wiedzieć. Ostatnie parę godzin miała wypełnione opowieściami o tym, kto co robił, z kim, gdzie i dlaczego, często też nie mając najmniejszego pojęcia, o kim tak właściwie papuga mówi. Była natomiast pewna, że poznała co najmniej trzy nadworne skandale i to na tyle grube, by zatrząść strefą wyższą Arabii. Niepozorny pappar szybko przestał być jedynym, co wzbudziło w niej przerażenie. Napotkanie wzrokiem eskilowej blond czupryny sprawiło, że poczuła, jak żołądek podszedł jej do gardła. W duchu zaczęła się modlić, by półwil wrócił do stanu sprzed paru miesięcy, kiedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy z istnienia niejakiej Doireann Sheenani, tym samym ignorując jej obecność na sali. Była jednak okrutnie świadoma tego, że Ślizgon nie miał większych oporów z zaczepianiem ludzi - istniało więc zagrożenie, że chłopak podejdzie wystarczająco blisko, by zaklęcie wygłuszające przestało na niego działać. Czuła się natomiast na tyle odpowiedzialna za słowotok ze strony zwierzaka, by próbować nie dopuścić do sytuacji, w której ktokolwiek postronny mógł go usłyszeć. - Proszę, przestać mówić. - Jęknęła, pochylając się w stronę papugi. Nieme, wewnętrzne modły mogły wpłynąć na wolę niesprecyzowanych bóstw - ptak był za to bardzo konkretny i raczej nie miał zamiaru słuchać wewnętrznych stękań Puchonki. - Chociaż na chwilę przestań tak o wszystkim mówić.
Oczywiście ubrany był w tutjeszy strój galowy. Nie mógł zbuntować się i na tym nie ucierpieć, bowiem wtedy nie pozwalano wejść w większość ciekawych miejsc, w tym jadalni! Zakładał więc strój tylko wtedy kiedy to było konieczne, jednakże… kołnierz był wywinięty na zewnątrz, rękawy podwinięte do łokci, a guziki odpięte do połowy tej "szaty". Wymęczył Robin, aby usunęła ze stroju brokatowe "babskie" zdobienia, a więc jego ubiór był koloru jednolitego, kremowego, który tylko uwydatniał jasną karnację chłopaka, jak i jego blond włosy. Na ramieniu siedział jego pappar. Na Merlina, co za pappar! Trafił mu się inteligent, nad wyraz wykształcony egzemplarz, który non stop namawiał go na wycieczki do historycznych miejsc Arabii, gdzie mógłby się dokształcić… co znowuż działało na Eskila zupełnie odwrotnie niż pappar planował. Mamrotał mu coś do ucha, wspominając o ciekawych ruinach miasta, a kiedy był lekceważony, niemal się obraził. Rzekł zatem skrzekliwym głosem do swojego człowieka "Porozmawiam z kimś, kto doceni moją inteligencję", a potem odfrunął w kierunku… stolika, przy którym siedziała Doireann. Pappar oczywiście chciał porozmawiać z drugą papugą, a nie samą Puchonką. Powiódł tam wzrokiem i szczerze mówiąc, nie rozpoznał dziewczyny od razu. Odkąd cała płeć piękna nosiła się w identycznych strojach to czasami nie ogarniał, że gdzieś w okolicy znajduje się znajoma osoba. Według Eskila to wina tego dziadowskiego brokatu. Kiedy tylko rozpoznał dziewczynę, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Ziściły się jej obawy bowiem momentalnie zmienił kierunek chodu i minutę później przeszedł przez zaklęcie wyciszające i stanął przed siedzącą dziewczyną, z szerokim bananem na twarzy. - Siema! Muszę tu posiedzieć póki mój pappar nie wykończy twojego pappara.- wprosił się i usiadł wygodnie naprzeciw niej. Zaraz to schylił się i wyciągnął z plecaka swoje normalne buty, które po kryjomu (pod stołem) zmienił, aby nie chodzić w tych obciachowych lakierkach. - Przez ten brokat prawie cię nie poznałem. Co mnie nie wołasz? - dopytywał, gapiąc się na nią z wielkim uśmiechem bo siłą rzeczy miała odsłoniętą większą ilość skóry, a to było miła odmiana od czarnego mundurka. Gdy spotkał Olivię z odsłoniętym brzuchem to nie zrobiło to na nim aż tak piorunującego wrażenia bowiem Gryfonka często go odsłaniała po godzinach nauki (pamiętne ćwiczenia sportowe, do których skończył mu się zapał). Przy Doireann miało się inaczej przez jej wrodzoną skromność. - Co sądzisz o tych zajebistych…- pochylił się w jej stronę nad stolikiem i zniżył głos do szeptu, mimo że nikt nie mógł ich usłyszeć (woli być przezorny). ... obciachowych i oczojebnych strojach?- dokończył szeptem i zaśmiał się sam z siebie. - Powinniśmy czuć się jak królowie, a weź, czuje się jak w cyrku. Ale przynajmniej mamy królewskie warunki… i wygodnickie fotele…- oparł plecy o miękkie obicie i tym samym wyciągnął stopy pod stołem, wplątując się nimi tuż obok odsłoniętych łydek (yey!) Doireann. Skrzyżował ręce na karku i był dosyć zadowolony z tego spotkania. Gdzieś tam w głowie majaczyły mu słowa Lucasa, aby ustalił na czym stoją, ale poważne rozmowy absolutnie nie były mu na rękę; co za tym idzie, odkładał to na później.
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Doireann powinna już się nauczyć, że modlitwy wznoszone pod adresem "ktokolwiek tam słucha" nie mają w zwyczaju działać. Najwyraźniej wśród wszelkich bóstw psychologia tłumu działała dokładnie tak samo, jak na ruchliwych londyńskich skrzyżowaniach - póki nie wskazało się palcem kogoś konkretnego, nie można było liczyć na odrobinę pomocy. Sama Sheenani nie była też pewna, kogo powinna wskazać z tak licznego panteonu, by trafić w odpowiedni byt i czy w ogóle był sens kogoś wołać. Mimo to, w chwili obecnej postanowiła obrazić się na wszystkich Przedwiecznych, Wszechmocnych i Stworzycieli, bo oto zbliżał się Eskil - a wraz z każdym jego krokiem w głowie Puchonki rozbrzmiało skoczne i wesołe "W pokoju maleńkim, przy samym okienku, całujemy się po ciemku". Pappary jej świadkiem, że wcale nie chciała słuchać teraz głupiutkich pioseneczek o całowaniu. - H-Hej. - Wydusiła z siebie, próbując wymyślić jakikolwiek sposób na to, by grzecznie wyprosić go od stolika, jednocześnie nie narażając ich znajomości na jakiekolwiek nieprzyjemności. Powiedzenie mu wprost, że jej papuga obdziera wszystkich obecnych w pałacu z jakiejkolwiek prywatności pewnie nie mogło zadziałać. Clearwater kojarzył się jej z kimś, kto chętnie by posłuchał o bardziej pikantnych szczegółach; nie, żeby wiedzieć, a ze względu na to, że w pewnych okolicznościach mogłoby być to zabawne. - Wiesz, tu jest to zaklęcie wyciszające. - Postukała palcem w złotą lampkę. - Byś nie usłyszał… - Próbowała się jakoś wytłumaczyć, chociaż skutecznie rozpraszało ją intensywne, jednoznaczne spojrzenie ze strony Ślizgona. Dobrze pamiętała ten uśmiech - ostatni raz, kiedy go widziała… Sheenani, zgodnie z typowymi dla niej reakcjami, poczerwieniała lekko. Sięgnęła upudrowanymi palcami do długiej chusty. Chwyciła jej brzegi i naciągnęła je mocniej na ramiona, łącząc dłonie trzymające materiał na wysokości swojej piersi. Nie miała odwagi zamiaru powiedzieć mu, że czuje się przez to niekomfortowo (a tym bardziej zacząć się zastanawiać, czy ten dyskomfort spowodowany eskilowym spojrzeniem faktycznie szczególnie mocno jej przeszkadza). Mogła natomiast odrobinkę utrudnić mu patrzenie na jej ciało. - Są okropne. - Dopowiedziała zgodnie z prawdą, opuszczając spojrzenie na dwa pappary. Jej przewodnik zdawał się być nagle... dziwnie milczący. Spoglądała pytająco na ptaszysko, które wyglądało, jakby coś planowało. Była święcie przekonana, że jego twardy dziób dał radę wykrzywić się w złowieszczym uśmiechu. - Chciałam nakładać coś pod górę, ale okazało się, że jest to wbrew zasadom i… - Wszechświat musiał uznać, że tykająca bomba w postaci ładniejszego, gadającego kurczaka nie jest wystarczająco wielkim stresem dla Puchonki - jeden lekki ruch nogą pozwolił jej uświadomić sobie, że Ślizgon zawłaszczył całą przestrzeń pod stołem. Chwila rozproszenia została wykorzystana przez pappara. W paru drobnych podskokach obrócił się w stronę Clearwater’a, gotowy powiedzieć wszystko, czego tylko dowiedział się o swojej obecnej opiekunce. Skoro ona sama zaczęła mówić o rzeczach, które nosiło się pod spodem... "Doireann nosi teraz koronkową bieliznę", oznajmił na początek swoim skrzekliwym głosem. "Napisała w nocy: Nie mogę spać. Jest zbyt ciemno, boję się. A potem: Eskil tak ładnie się świeci. Lubi, że się świecisz", podkreślił. Sheenani wpatrywała się w ptaka, jakby nie do końca rozumiejąc, co się dzieje. Wiedziała, że ptaszysko gadało i było wścibskie, ale nie sądziła, że wlazło jej do walizki. Co więcej - że potrafiło czytać. Za każdym razem, kiedy pisała cokolwiek w swoim dzienniku, pappar siedział na jej ramieniu i czytał. Geny jej ojca postanowiła się odezwać - pogrożona w głębokim szoku, absolutnie nieruchoma, rozważała zabójstwo. Właściwa osobowość Doireann podpowiadała za to, że taka przemoc jest paskudna i zawsze sama może skoczyć. W końcu pałac był w chmurach, łatwo było o odpowiednią wysokość.
Nawet na myśl mu nie przyszło, że nie jest tu mile widziany. Doireann dosyć często wyglądała na spłoszoną, a skoro ostatnio tak miło spędzili czas to tym bardziej był przekonany, że nie ma nic przeciwko jego obecności. Od paru dni planował wpadnięcie w jej towarzystwo tylko jakoś tak się mijali, a on miał swoje sprawy na głowie. Przede wszystkim chwalił się tu i tam, że się całowali bo jakby nie patrzeć, nie wspominała, że ma to pozostać między nami (nie ma tu tego Rowana, halo. Jakby się dowiedział to Eskil tu czeka jako ten zły chłopaczek, co sprowadza piękną małą Doireann na złą drogę), a on nie wpadł na pomysł trzymania języka za zębami. Dosłownie! Chętnie kontynuowałby treść tamtego spotkania, ale nie chciał przeciążyć Doireann bodźcami. Poza tym nie oszukujmy się, muszą być ku temu odpowiednie warunki, a Lucas mówił, by szanować uczucia i pytać o nie... Ech, te trudne tematy... - No to pomachać...? Łatwo zwrócisz moją uwagę. - wyszczerzył się do niej, spoglądając na nią odrobinę wymownie, jakby nawiązywał właśnie do ich ostatniego spotkania, które tak miło sobie wspominał. Nie miał pojęcia, że nie chciała zwracać jego uwagi... nie wychodziło jej to ani trochę, bo im więcej spędzali ze sobą czasu tym bardziej się nią interesował. - Jestem twoim ekstrawertykiem. Domagam się towarzystwa. - przypomniał ich umowę, a jego uśmiech, jeśli to możliwe to jeszcze się powiększył. Trudno stwierdzić jak to się dzieje, ale zauważył zmianę koloru na jej policzkach. Najwyraźniej spędzali ze sobą wystarczająco dużo czasu, aby podświadomie zwracał już uwagę na tę zmianę. To chyba dobrze, prawda? To oznaka zaangażowania w ich relację. Nie chciał się zastanawiać czy/jeśli coś z tego wyjdzie. Nie myślał o przyszłości, myślał o tym, co jest tu i teraz. - No to załóż jakąś biżuterię skoro nie może być chusty? Albo skłam, że boli cię gardło i musisz zakrywać szyję. Cokolwiek. - podsunął pomysły, choć osobiście to nie miał nic przeciwko oglądaniu linii jej obojczyka, który to prześledził zaraz wzrokiem wszak materiał chusty dokładnie go nie przesłaniał. Powinna docenić, że nie spoglądał w jej dekolt, ale zdążył zrozumieć już, że to prawdopodobnie by ją zawstydziło. Miło będzie przyzwyczajać ją do wylewności. Ona jeszcze nie wie... ale dopóki nie da mu do zrozumienia, że ma trzymać się z daleka, to z własnej woli nie będzie tego praktykować. Wręcz przeciwnie, będzie kręcić się nieopodal, gdyby go potrzebowała. Powinien jej to teraz powiedzieć? Hmm... to za momencik. Wyprostował nogi, nie odsuwając ich nawet o cal od nagiej łydki Doireann. Bezczelnie udawał, że ten malutki kontakt pod stołem jest dziełem przypadku i absolutnie tego nie spostrzegł. Drgnął jednak kiedy na stole pojawił się pappar. Większość posiadała identyczne upierzenie, a więc w pierwszej chwili nie ogarnął, że to nie jest ten, należący do niego. - E, co? - uniósł brew, gapiąc się z rozbawieniem na gadającego ptaka, a kiedy ten wydał tajemnicę Doireann... mina Eskila była dziwna. Coś pomiędzy niemym zachwytem, szokiem i rezerwą, że jest obdarowywany cudzymi tajemnicami. Przejechał się na tym srogo kiedy wyciągnął z Felinusa jego najgorszy sekret. O ile koronkowa bielizna nie wzbudzała niesmaku (wręcz przeciwnie, aż mu wesoło się zrobiło!), tak strach przed ciemnością... a potem to "świecenie", którego nie zrozumiał... Przez chwilę mogłoby się wydawać, że i policzki Eskila pokryły się lekką czerwienią lecz równie dobrze może to być efekt światła wpadającego przez czerwony kawałek witrażu. Szybko zerknął na skamieniałą Doireann i aż go wcięło widząc w jej oczach mord. Podrapał się po głowie i nachylił do pappara należącego do dziewczyny. - Słuchaj ziomek, jeśli nie chcesz zaraz skończyć jako pieczony kurczak to lepiej się zabierz stąd na drugi koniec jadalni. Ty też. Obaj, wypad kilka stolików dalej, ale to już. - przeganiał i pappara Doireann i też własnego ptasiego "intelygenta", aby nie wtryniali im się w rozmowę, nie przeszkadzali i nie wyciągali na wierzch intymnych tajemnic. Niedomówieniem byłoby stwierdzenie, że zrobiło się niezręcznie. - Oddychaj, dziewczyno, a obiecuję, że zapomnę o tym, co tu usłyszałem. - wyciągnął w jej stronę dłoń, kładąc palce na jej przedramieniu i tym samym zwracając na siebie uwagę. Chciał wyrwać ją z tego znieruchomienia. Nie mógł zaprzeczyć, ale był... poruszony? Tak, to chyba właściwe słowo. Nie miał pojęcia co ma sądzić o tym sekrecie ani nie wiedział czy ma prawo cokolwiek robić w tym kierunku. Najpierw należy zadbać o to, aby Doireann zaczęła oddychać.
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Gdyby czarownica wiedziała, że kolejne osoby są zaangażowane w sprawę jej pierwszego pocałunku, pewnie nie zastanawiałaby się ani minut dłużej - wstałaby, spakowała się, porzuciła puchoński mundurek i pojechała do tego swojego Rowana. W Bułgarii nikt by nie wiedział, że się całowała - a biorąc pod uwagę morderczy chłód, który potrafił bić od brata jej matki, oraz jego dziwną, często toksyczną nadopiekuńczość, nie całowałaby się już nigdy więcej. Może dostałaby za to plakietkę z wygrawerowanym tytułem Żelaznej Dziewicy Instytutu Magii Durmstrang? Na szczęście ani Doireann, ani całkiem legalnie uczony czarnej i bojowej magii Rowan nie wiedzieli o tym, jak skory do rozmów na ten temat był Eskil. To oszczędzało im jednego ataku paniki i oskarżenia o morderstwo (chociaż tutaj nie sam pocałunek nie byłby problemem, a fakt, że Clearwater był półwilem - złym i lubieżnym potworem, który za pomocą magii omamił biedną dziewczynę). - Och, no tak. - Westchnęła cicho i uśmiechnęła się uprzejmie. - Następnym razem pomacham. - Starała się puścić mimo uszu dalszą część wypowiedzi chłopaka. Wygłupia się tylko, powtarzała sobie w myślach, próbując sobie wytłumaczyć, że do łapania uwagi potrzeba paru kolejnych centymetrów, może też odrobiny więcej tłuszczu w paru konkretnych miejscach. I prawie przekonała samą siebie - wtedy jednak Eskil nazwał się JEJ ekstrawertykiem. Na dodatek zaczął radzić jej, co mogłaby zrobić, żeby pozakrywać się trochę bardziej. Zdecydowanie zmiękczyło to doireannowe serduszko, co zaowocowało nieco bardziej przychylnym spojrzeniem. No, niech już sobie tutaj siedzi ten jej ekstrawertyk, niech parzy jej gołe łydki przypadkowym dotykiem, nic złego się przecież nie stanie. Stało się. Doireann była całkowicie zamurowana na cały czas trwania papparowej interakcji z półwilem, w myślach raz po raz powtarzając to, co powiedziało ptaszysko. Nie zorientowała się od razu, że chłopak zdołał przegonić gadułę; ta jednak nie udała się daleko. Po krótkim locie usadowiła się na jednym z naściennych zdobień. Mogła nie słyszeć stamtąd rozmowy, jednak nie miała zamiaru rezygnować z dalszej obserwacji. Sheenani wciąż tkwiła ze spojrzeniem utkwionym z puste miejsce na stole i… bladła. Z każdą sekundą dużo mocniej, okrutnie świadoma tego, co tak dokładnie się wydarzyło. Dopiero pod wpływem dotyku Clearwater'a wzięła gwałtowny, głębszy wdech, odzyskując tym samym nieco koloru. Już bez mordu w oczach, dużo bardziej obecnym i wystraszonym spojrzeniem wpatrywała się w chłopaka. - P-przepraszam! - Wypaliła po paru kolejnych oddechach. Eskil mógł poczuć, że nie tylko jej przedramię jest rozedrgane; całe jej ciało przechodził nerwowy dreszcz. - Przepraszam, tak strasznie cię za niego przepraszam! - Kontynuowała, próbując zrobić z papparowym wyznaniem cokolwiek. Z całej siły walczyła z potrzebą wytłumaczenia siebie; bo o ile bieliźniane preferencje nie były wcale trudne do wyjaśnienia, tak strach przed ciemnością wymagał sięgnięcia do wspomnień, które starała się wypierać. I to nieszczęsne "świecenie". Naprawdę nie chciała mówić mu, że tak trochę miękną jej kolana za każdym razem, kiedy przypomina sobie, jak jego skóra biła księżycowym blaskiem zaraz po tym, jak brutalnie przerwała ich pocałunek. Doireann Sheenani miała w sobie coś z ćmy.
Kiedy dzieje się coś "wow" to z reguły lubi się tym dzielić z najbliższymi. To nie tak, że pierwsze co to gnał do nich i paplał o tym, co robił jednak nie omieszkał przy okazji wspomnieć raptem dwóm osobom jak to miło spędził czas. Domagał się w ten sposób atencji, a i być może próbował udowodnić wszem i wobec, że już "podniósł się" po podwójnym złamaniu serca. Doireann mogłaby stanowić skuteczny sposób na odwrócenie własnej uwagi i... chyba zamierzał z tego skorzystać. Nie był pewien czy powinien jej o tym mówić, bo co, jeśli nie zgodzi się na takie coś? Poza tym nie był pewien czy chciałby, aby wiedziała, że dwukrotnie dostał już kosza. A może wiedziała? Mówił jej? Nie pamiętał, bo dużo gawędzili. Mówił, co mu ślina na język przyniosła. Przesunął wzrokiem po lekkim uśmiechu, który nie objął w pełni wyrazu jej oczu. Odnosił wrażenie, że coś ja gryzie. Czyż ostatnio Olivia nie sugerowała mu tego samego? Jak ona to wytłumaczyła? Ludzka empatia, mimo że nawet się nie przyjaźnili. Tutaj wyglądało to inaczej; bądź co bądź z Doireann już coś go łączyło. Nie wnikał co (oprócz wzajemnej adopcji towarzyskiej), po prostu brał to, co dzień mu podsuwał pod nos. Nikt nie mógłby się jednak spodziewać, że oto jeden z papparów postanowi wyciągnąć na wierzch jej tajemnice. W pierwszej chwili nie zorientował się o czym on u diaska mówi, a im dalej podawał informacje tym Eskilowi było weselej (w końcu poznawał Doireann z drugiej strony, choć wbrew jej woli), co zaraz to tłumił, zorientowawszy się, że dziewczyna tutaj zaraz zemdleje albo kogoś zamorduje. Przegonił pappary - oba się przeniosły kawałek dalej, dzięki czemu mogli porozmawiać. Wzniósł oczy ku niebu kiedy otrzymał przeprosiny. Ileż razy można? Zmarszczył zaraz brwi wyczuwając jak dziewczyna zaczęła się trząść. O nie, tylko nie atak paniki. Tylko nie płacz! On nie należy wtedy robić. Nie jest Lucasem, który zna odpowiedź na każde pytanie. Ajjj, co robić? Jak to zorganizować? Jak temu zapobiec?! Przygryzł kącik ust, a potem wstał i usiadł na krześle tuż obok Doireann, odwracając się do niej przodem. Bezpardonowo objął jej odsłonięte (i chude) ramię, próbując jakoś ją, nie wiem, uspokoić? - Ale ty nie musisz mnie za nic przepraszać. Nic mi nie zrobiłaś. On też nic mi nie zrobił. - podsunął brutalnie logiczną odpowiedź, że bądź co bądź, Eskilowi krzywda się nie wydarzyła, aby należało go za to przepraszać. - To ten głupi ptak powinien się kajać przed tobą. - dodał niezbyt inteligentnie i delikatnie pogładził jej ciepłe ramię. Zawsze można uznać, że tak robią przyjaciele, co nie? Fakt czerpania z tego przyjemności pozostawiał już dla siebie. - Nie wiem, może to cię pocieszy, ale ostatnio przez swoją chciwość nieświadomie wypiłem veritaserum przy moich znajomych. Odpowiedziałem na ich parę głupich pytań, a później zaczęliśmy się sami z tego śmiać, bo co, mam płakać? Tajemnica, tajemnicą, ale przecież od tego się nie umrze. - posłał jej pseudo krzepiący uśmiech, ale nie był w tym na tyle dobry, aby mieć pewność, że jego postawa przyniesie jakąkolwiek ulgę. - Te twoje są ciekawe. - dodał pogodnie, rozluźniając się przy dziewczynie, bo nie uważał jej sekretów za coś absolutnie żenującego. - Mam zdradzić ci jakąś swoją, żeby było ci łatwiej? - dodał dobrodusznie, a gdyby Lucas, Hunter albo Robin go teraz usłyszeli to prawdopodobnie podejrzewaliby go o majaki wywołane jakąś arabską egzotyczną chorobą. Jak to jest, że ta jego kulejąca empatia uaktywniała się kiedy działo się coś osobom, na którym w pewien sposób mu zależy? Zerkał na jej profil z autentycznym zaciekawieniem i już na zaś szukał w pamięci jakiejś tajemnicy, która go absolutnie nie ośmieszy, ale będzie na tyle 'wow", aby było warto się nią podzielić. Cholerka, to nie było łatwe zadanie! Nie miał pojęcia co mogłoby być na tyle fajne, aby się z tym podzielić. Eskil nie miał w sobie aż tak wielu tajemnic, a te, które posiadał to z reguły oscylowały przy poczuciu winy.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Bezsprzecznie coś ich łączyło; nienazwane, dziwne coś, z którym Doireann nie radziła sobie najlepiej. Mimo swojego romantyzmu i stylu bycia, który bez wahania można by nazwać "marzycielskim", dziewczyna potrzebowała rozumieć zjawiska i je nazywać. Najchętniej nie zostawiałaby w swoim życiu żadnego miejsca na niedopowiedzenia. Nie potrafiła jednak podejść do samej siebie z godną naukowca obiektywnością. Emocje były czymś więcej, niż zlepkiem błon, które mogłaby zdjąć, warstwa po warstwie, by następnie je przebadać. Czuła się mała, głupia i przygnieciona ciężarem pytań, które kłębiły się pod jej czaszką. Nonszalancja Eskila w niczym jej nie pomagała. Był taki... niedbały. Pochodził do życia z niezrozumiałą dla Puchonki lekkością, a to jedynie umacniało ją w przekonaniu, że chociaż chciałaby owy pocałunek jakoś przegadać, tak… Wolała nawet nie próbować. Obawiała się bycia zlekceważoną. W końcu… ludzie się całują, prawda? Była za to gotowa przepraszać go w nieskończoność. Bo przecież mogła go jednak ostrzec, żeby nie podchodził, a tak naraziła go wyłącznie na dyskomfort. Mogła też przewidzieć, że pewnego razu pojedzie do malowniczej Arabii, gdzie pewna papuga pozna jej bieliźniane preferencje i zawczasu nie polubić się z halkami, pończochami i resztą tego koronkowego cholerstwa. I kto widział pisać pamiętnik w wieku siedemnastu lat? Powinna dorosnąć. Gdyby dorosła, nie byłoby problemu - bo przecież wtedy przewidziałaby to wszystko. Nie zdążyła jednak wyrzucić z siebie kolejnych próśb o wybaczenie tego jakże karygodnego czynu. Niespodziewana bliskość Eskila, połączona z rozszalałą paniką, przyprawiła ją o lekki zawrót głowy. Odetchnęła nieco głośniej, czując rosnące zażenowanie. Nie była pewna, czy chciała być teraz dotykaną - i to przez chłopaka, który wie, co dokładnie teraz nosi. Mimo to jej głowa delikatnie opadła na bok, nieco mocniej napierając na jego klatkę piersiową. Lekko wtulona w tego swojego ekstrawertyka, przełamywała swoje wyobrażenie na jego temat. Mógł być lekkoduchem, ale… Uspokajał ją, przytulał ramieniem i głaskał, nawet jeśli dalej się trzęsła, a jej oddech nie należał do najspokojniejszych. Kiedy wspomniał o veritaserum, podniosła na niego wzrok; i gdyby nie jej stan, przerwałaby mu i pewnie zapodała kazanie o tym, że naprawdę musi przestać pić, co popadnie, bo zaskakująco łatwo przychodzi mu trucie się najróżniejszymi eliksirami. Jego głos był jednak spokojny, a sam uśmiech zdradził, że cokolwiek się stało, nie należało do rzeczy koszmarnych. Cały Eskil był nagle jakiś taki… miły i pokrzepiający. Bezpieczny? Miała ochotę wejść mu na kolana, skulić się i schować. - N-nie musisz. - Odpowiedziała, próbując ukryć swoje zażenowanie za nieśmiałym uśmiechem. Wstyd coraz mniej miał wspólnego z tym, co powiedział pappar. Łapała się na tym, że zdecydowanie za łatwo przychodziło jej myślenie o nim tak... słodko. W końcu jeszcze niedawno próbowała go unikać, a teraz bezwstydnie wtulała swoją głowę w jego ramię. - Chyba, że… - Spojrzała się na niego nieco niepewnie. Właściwie, to mogłaby chcieć dowiedzieć się o nim czegoś nowego. Liv kazała być jej otwartą, prawda? - ...chcesz mi o czymś opowiedzieć? To nie musi być nic żenującego. - Podkreśliła od razu, już nie tak okropnie rozedrgana. A potem ściszyła odrobinę głos i dodała szybko: - I naprawdę powinieneś uważać, co pijesz. No, nie wytrzymała.
Podchodził do życia beztrosko. Zbędnie nie analizował sytuacji, a ich miły pocałunek był wspaniałym wspomnieniem, którego nie zamierzał rozpracowywać ani dowiadywać się czy będzie kiedyś powtórka (miał nadzieję, że tak!) czy jednak była to jednorazowa sytuacja. Po co ma się zastanawiać? Nie chciał znać teraz odpowiedzi bo miło było sobie trochę pomarzyć. Całowanie było wspaniałym zajęciem i każdy nastolatek na świecie musi to potwierdzić. Skłamałby gdyby powiedział, że na jej widok nie pomyślał o tamtym wieczorze. Ba, spojrzenie Eskila jasno mówiło, że doskonale pamięta każdy detal tamtych wydarzeń. Miło jest czasem zapomnieć o bożym świecie. Dzięki swojemu podejściu do życia nie tracił czasu na zastanawianie się czy prowadzenie pamiętnika jest dziecinne i żałosne czy jednak ma sens. Nie obchodziło go to. Chciała, niech pisze i do trzydziestki. To naprawdę nie jest warte analizy. Stach przed ciemnością również nie jest niczym, z czego miałby się śmiać (a potrafi być nieprzyjemny, tylko Doireann nie poznała go nigdy z tej strony), bo każdy się czegoś boi. Nie rozumiał tego "świecenia" i korciło go podpytać, ale musiałby być amebą, aby nie zrozumieć, że to nie jest na to odpowiedni czas. Niech się dziewczyna uspokoi, a wróci do tego tematu skoro nie nalegała, aby o tym zapomniał. Ach, koronkowa bielizna! Wilowata część jego jestestwa chętnie sprawdziłby czy to prawda jednak cóż, nie chciał doprowadzić siedemnastolatki do zawału serca. Ona lubiła go "grzecznego" więc dobrze, niech takiego go sobie ma, a kiedyś zobaczy, że ma swoje za uszami. Ciekawe czy zerwie umowę. Ucieszyła go, kiedy oparła głowę o jego ramię. Jak na takie tajemnice to był całkiem zadowolony i rozluźniony. Doireann była taka drobna! Jak tak w ogóle można?! Jakoś nie potrafił się przyzwyczaić do niskiego wzrostu dziewczyn. Za każdym razem to go uderzało, ale fakt, nawet się o tym nie zająknął. - A będziesz oddychać? Wiesz, jak spotkają mnie z trupem na rękach to będę mieć przechlapane.- żartował sobie. W odpowiedzi na jej nieśmiały uśmiech zaatakował ją swoim własnym - szerokim, hojnym, jasnym, ładnym, bo potomkowie wili zawsze uśmiechali się w taki sposób, którego nie sposób nazwać odpychającym. - Ymm… mam w sumie większość żenujących tajemnic, kilka ciężkich jak głaz, a jakieś ciekawe fajne… hmm… - oparł się wygodniej na krześle i obejmując sobie dziewczynę zastanawiał się co mógłby jej powiedzieć o sobie. Słysząc jej pouczenie, parsknął śmiechem i zerknął na nią z uniesionymi brwiami. - Ostrożność jest dla tchórzy.- stwierdził wesoło, bo przecież absolutnie przez chwilę nie było tu smutno, prawda? Wyłożył nogi pod stołem i szukał czegoś fajnego o sobie. - Tak naprawdę nie nazywam się Eskil. Mam okropne imię, którego nie używam. - a co, niech wie. Jest fajna to może widzieć, choć nikt nie powiedział, że zdradzi jej prawdziwe imię. - Babcia chciała w ten sposób uczcić pamięć mojego ojca, ale imię było tak okropne, że za dzieciaka jakimś cudem chyba ją zawilowałem. Nie pamiętam tego, ale potem zaakceptowała moje wybrane imię, bo sam sobie wybrałem bycie Eskilem. Czasami na święta zwracała się do mnie pełnym imieniem, ale to wiesz, starcza pamięć…- przez jego twarz przemknął cień kiedy wspomniał sobie Hannę, babcię, która była mu całą rodziną. Nie był jednak smutny, ale fakt faktem wspomnienie jej zawsze poruszało go do głębi.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Była tchórzem; na szczęście nie tym najgorszego rodzaju, który udawał bohatera, by uciec w ostatnim momencie, kiedy będzie najbardziej potrzebny. Była ze sobą szczera i po prostu nie wybierała się na wojnę. Raz po raz rezygnowała z błyszczącej zbroi i walecznej postawy, bo... po co miałaby tworzyć jakiekolwiek pozory? Była tchórzem - pogodzonym ze sobą, który nie uważał, by wieczór spędzony z książką o mistycznych herosach był mniej wartościowym od prawdziwej bitwy ze smokiem. Chciała, by było jej ciepło i bezpiecznie, być najedzoną i nie bać się bardziej, niż już musiała. Dlatego tak bardzo chciała podkreślić, że ostrożność jest dla tych, którzy nie chcą zbyt szybko wybrać się na tamten świat. Może i żyje się wtedy nieco bez celu, bywa pusto i nudno, ale leniwość i spokojność była dla dziewczyny czymś wystarczającym. Zawsze mogła liczyć na książki, prawda? Czytanie raz po raz tych samych, dobrze znanych historii było komfortowe. Lubiła tę powtarzalność - a przynajmniej chciała wierzyć, że kocha ją ponad wszystko. Nie powiedziała jednak na ten temat nic, posyłając Eskilowi długie, wymowne spojrzenie. Obejmował właśnie teraz ostrożnego tchórza - to chyba było wystarczającym dowodem, że wcale aż tak bardzo mu to nie przeszkadzało. Dorieann miała parę innych ulubionych rzeczy, poza komfortem i względnym bezpieczeństwem. Lubiła imiona. Ich pełne brzmienia, melodyjność jednych i szorstkość drugich. Czemu miałaby nazywać swoją przyjaciółkę "Liv", skoro istniało to ciepłe, miękkie "Olivia"? Pasowało do niej. Adorowała więc imiona wszystkich napotkanych osób, z namaszczeniem odmieniając je przez przypadki. Och, jak ona kochała je w wołaczu. Och, Eskilu. Felinusie. Olivio. Wzbogacał je, nadawał gracji i dostojności. I nagle okazało się, że Eskil Eskilem nie jest. - A-ale... - Wyprostowała się na swoim siedzeniu, odrywając głowę od piersi chłopaka. Była przejęta. - Ale jak to? - Spytała, marszcząc przy tym brwi. Czuła, jak narasta w niej ten dziwny dyskomfort; chciała wiedzieć. Musiała wiedzieć. Chciała go… wołaczować w odpowiedni sposób. Jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, co powiedział Ślizgon - nie lubił swojego imienia. Nie chciał go i nie mogła go za to winić. Sama nie urodziła się jako Doireann Sheenani, a Doireann Harrington. A o tym nie wiedział zaś nikt poza rodziną. - Twoja babcia była jedyną, która cię tak nazywała? - Spytała, próbując odwrócić swoją uwagę od narastającej potrzeby, by wiedzieć. Kryło się w tym głębsze pytanie - właśnie o rodzinę. Miała pewne strzępki informacji; matka była wilą, a te nieczęsto decydują się na życie w miastach, jako żony i matki. Ojciec najwyraźniej nie żył, a sposób, w jaki mówił o swojej babci wskazywał, że i jej już nie było. Była za to profesor Dear, u której miał teraz mieszkać. Wiedziała... wszystko, co powinna, a o tak liczyła na to, że usłyszy coś więcej od samego Eskila.
Nie myślał o Doireann w kateogrii tchórzy. Powinien uzmysłowić sobie swoje faux pax kiedy wspominał o ostrożności wszak Puchonka należała do przesadnie ostrożnych. Namawiał ją do buntu i rad był, że powoli zaczynała otwierać się na nowe wrażenia. Póki nie pozna go na wylot to ta relacja powinna być udana. Miło, że nie zna wszystkich jego min, które zdradzałyby istnieje poszczególnych odczuć. Nie zastanawiał się teraz nad tymi rzeczami, ciesząc się z tego, że ją obejmuje, a teraz nawet lekko zastukał palcami o jej odsłonięte ramię, ot tak, dla zabawy. Nawet nie przeszkadzała mu jej chudość, choć musiał przyznać, że przydałoby się jej trochę koloru. Powinna się opalić, może jej to zorganizuje zabierając ją na całodniowe wyjście, gdzie będą wymęczeni, brudni, spoceni, ale zadowoleni? Może napotka ich jakaś przygoda… przydałoby się, tak w imię adrenaliny i przyjmowania nowych wrażeń na klatę. Z jakiejś przyczyny postanowił być dla Doireann nadwyraz miłym i o dziwo, nie chciał nic w zamian. To było do niego niepodobne, bo nie był wszak altruistą jak taki Ace, Flora, Alise czy no, wielu Puchonów tego świata. Podzielił się smacznym kąskiem, a jej reakcja była zabawna. Co prawda musiał zabrać (niechętnie) rękę z jej ramienia, ale przynajmniej odżyła i nie wyglądała już jak pół kroku od śmierci. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie, żądza wiedzy, poznania tego imienia. Nie dziwił się jej, każdy na jej miejscu też odczuwałby ciekawość. Uśmiechnął się zawadiacko. Usiadł przodem do niej, opierając łokieć o stolik, a policzek o dłoń. Wzrok jego padł na krój jej ust i nagle naszła go myśl, co byłoby gdyby tamtego wieczoru nie postanowiła zmądrzeć i pozwoliłaby sobie na "więcej". Dokładnie pamiętał ten moment kiedy odpowiedziała na jego bodajże piąty pocałunek. - Tak. W pierwszej klasie nauczyciele tak mnie nazywali, ale nie reagowałem. Szlabany, kary i wizyty na dywaniku nie zmieniały mojego postępowania więc dla świętego spokoju mówią do mnie Eskil. - odparł, wpatrując się w nią coraz weselej, intensywniej, bo strasznie było mu źle, że już nie obejmował jej ramienia. Nagle dopadł go dyskomfort związany z tą rozłąką. Dziwne! - Jeśli mam znaleźć jeszcze jakiś swój sekret, który miałbym ci dać to chcę coś w zamian. Cokolwiek.- szczerzył do niej zęby i dla osoby postronnej musieli wyglądać przedziwnie wszak ich mimika różniła się diametralnie.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Doireann patrzyła na niego z ukosa, starając się nie okazywać po sobie większego zaangażowania. Nie chciała być aż tak oczywista, by na każdym kroku zdradzać, że lubi na niego patrzeć - była w końcu damą, a damy musiały stwarzać jakieś powozy. Obserwowała natomiast, jak on sam badał jej mimikę, uśmiechając się w ten bardzo konkretny sposób, jakby znów próbował rzucić jej wyzwanie. Uważnie śledziła jego ruchy, bo może znów niechcący jakoś się dotkną? Siedzieli w końcu obok siebie, naprawdę łatwo było o przypadkowe zbłądzenie dłonią... Może gdzieś w okolicach talii? Pełne pretensji "Weź mnie przytul" cisnęło się jej na usta, nawet jeśli to ona była winną przerwania wcześniejszego objęcia. I czuła się z tym źle; wcale nie chciała iść myślami w tym kierunku. Nie tylko dlatego, że jakiś śliczny chłopaczek wiercił się koło niej na krześle, na dodatek... wpatrując się w jej usta? Milczała odrobinę zbyt długo; a to mogło dać znać Eskilowi, że złapała go na tym spojrzeniu, a teraz, zgodnie ze swoim zwyczajem, analizowała je na wszelkie sposoby. Zaraz jednak wykonała taktyczne kaszlnięcie w pięść, zupełnie jakby to miało w magiczny sposób pozbawić ją rumieńca. - Czyli całą pierwszą klasę słyszałam to imię. - Stwierdziła, wracając swoimi myślami w stronę tych odpowiednich tematów. Żałowała teraz, że połowa jej pierwszego roku w Hogwarcie była czystą, nieposkromioną histerią. Przez to pamiętała co ważniejsze wydarzenia, jak przez mgłę. Wiedziała, że nie dałaby rady przypomnieć sobie tak drobnego szczegółu, jakim było imię. Gdyby tylko myślodsiewnie były tańsze, a ona sama nie bała się “wyjąć” z głowy wspomnienia za pomocą nadpobudliwej różdżki. - Cokolwiek. - Powtórzyła, odwracając się do niego bokiem. Położyła łokcie na stół, dłonie splotła w koszyczek, po czym oparła o niego brodę. Nie miała najmniejszego pojęcia, co mogłoby zainteresować Eskila. Te ciekawsze sekrety, które znała, zawsze dotyczyły innych ludzi; a przecież to nie nimi miała się dzielić. Westchnęła cicho, kiedy przypomniała sobie bal - dokładniej moment, kiedy oznajmiła mu, że jest nudna. W dokładnie tym momencie czuła się nudna i mdła - zupełnie, jakby noszenie konkretnego typu bielizny było w niej najciekawszą rzeczą. - Kiedyś przedawkowałam eliksir spokoju. - Oznajmiła w końcu, wzruszając przy tym ramionami. - Dawno temu i niechcący.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Udało się wyciągnąć Doireann z głębokiego zakłopotania, co mógł przypisać sobie jako sukces. Włożył tyle starań, aby jej w tym pomóc… i to niebywale, ale bycie dla niej miłym ot tak, po prostu, było całkiem ciekawe. W pewien sposób świadomie na nią wpływał swoimi słowami i zachowaniem. To całkiem wygodna myśl, że nie potrzebował do tego wilowania. Choć Puchonka nie zachowywała się dziwnie to jednak rozmasował pięścią swój policzek, jakby tym gestem sprawdzał czy jego twarz nie zachowuje się iście wilowo, tj. nieświadomie nie wytwarza aury. Jak też pomyślał, tak też wyglądał normalnie. Dopiero chrząknięcie Doireanno przewróciło go na ziemię i uzmysłowiło mu, że chyba przyłapała go na zbyt natarczywym spojrzeniu. Zakłopotał się lekko, ale nie podczerwieniał tak jak ona. Uniósł ręce w obronnym geście, bez użycia słów relfektując swą postawę. Przestał gapić się na jej usta, a zerknął przelotnie na upudrowane ręce. Rozbawiło go na tyle, że chwilę później nie było na nim śladu zakłopotania. - Głównie przy czytaniu listy obecności. - puścił jej oczko. - Nie jesteś jeszcze na tym etapie introwertyczego wtajemniczenia, żeby je poznać. Nie daj Merlinie, jeszcze byś się do mnie tak zwróciła.- dodał jeszcze, choć teraz już wątpił czy jest tego aż tak ciekawa, wszak zachowywała się nader spokojnie i poza chwilowym zadziwieniem, dosyć szybko zaakceptowała ten stan rzeczy. Kiedy odwróciła się do niego bokiem i przyjęła pozę zamyślonej melancholijnej siedemnastolatki to tak popatrzył sobie na jej profil. Swoim sekretem wywołała w nim zdziwienie. - A po jaką sklątkę piłaś tyle litrów eliksiru spokoju?- dopytywał. Usiadł teraz plecami do stolika, opierając na nim łokcie. - Jesteś oazą spokoju i mówisz tak cicho, że muszę się w ciebie wsłuchiwać. Eliksir spokoju jakoś mi do ciebie nie pasuje.- wyraził swoje odczucia i szukał naprędce innego sekretu, który byłby ciekawy, a nie popsułby o nim wrażenia. Odchylił lekko głowę i spoglądał na sufit jadalni, myśląc i szukając ciekawostek. - W spadku po babci dostałem najprawdziwszą myśloodsiewnię. W sumie niewiele osób o tym wie. Muszę zgłosić ją do naprawy i będę mógł jej używać tylko sęk w tym, że nie bardzo to czuję. - zerknął na dziewczynę przepraszająco bowiem nie miał w zanadrzu czegoś, co jej zaimponuje. Większość tajemnic dotyczyła wilowatości, a o niej już kiedyś rozmawiali.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Nie miała zamiaru, aby odpuścić sobie poznania prawdziwego imienia Eskila. Miała już w planach przejrzenie swoich prywatnych dzienników z zamierzchłych czasów - bo mogło gdzieś tam być. Jeśli nie, zawsze pozostawały szkolne kroniki, jakieś zapiski, ewentualnie przekupienie ślizgońskich sąsiadów niebotyczną ilością ciastek. Dowie się, chociaż miałaby przenieść góry, albo... bardzo ładnie wyprosić zdradzenie tajemnicy u głównego zainteresowanego. Dowie się, bo inaczej zje to ją od środka - ale Clearwater nie musiał wiedzieć o jej obsesyjnym łaknieniu wiedzy. Wystarczy, że ostatnio obnażyła tę cechę przed Lowellem. Nie była z tego szczególnie dumna. Słysząc pytanie Eskila zaśmiała się cicho i nerwowo. - Wiesz, teraz jestem spokojna. Chwilę temu nie byłam. Często, kiedy zaczynam panikować, nie mam pod ręką nikogo, kto mógłby mnie uspokoić, a wtedy... - Wyprostowała się, absolutnie nie po to, by móc lepiej przyglądać się chłopakowi, i wzruszyła ramionami. Niekoniecznie chciała zdradzać sam powód, przez który przedobrzyła. - Muszę sobie jakoś poradzić. - Obkręciła się na krześle, kierując kolana w stronę półwila. Świadomie próbowała go jakoś sprowokować do odrobiny fizyczności; nieśmiałość skutecznie nie pozwalała jej na więcej, niż drobne gesty (konieczne takie, które nie inicjowały dotyku, jako pierwsze) i nieco tęskne spojrzenie. - Dlaczego? - Spytała, pochylając się w stronę chłopaka. Nie była pewna, czy sama kiedykolwiek - tak naprawdę - chciałaby użyć podobnego narzędzia, jednak... Cóż, miała świadomość, że jest pewnie jedną z niewielu czystokrwistych czarownic, które mają awersję do magicznych artefaktów - a naprawa czegoś tak rzadko spotykanego była odrobinę kusząca nawet dla niej. Wpadło jej do głowy, że skoro babci Ślizgona zależało, by myśloodsiewnia trafiła akurat do niego, to może zawierała jakieś wspomnienie, którym kobieta chciała się nim podzielić. Nie miała jednak zamiaru tego mówić; nie dość, że nie czuła się w odpowiedniej pozycji, by zachęcać go do podobnych rzeczy, to wolała najpierw dowiedzieć się, co go przed tym powstrzymuje.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Obecny temat rozmowy wyraźnie wskazywał, że pozory mylą. Nigdy nie podejrzewałby, aby Doireann potrzebowała nosić przy sobie eliksir uspokajający. Na Merlina, byli nastolatkami. Farmakologia eliksirowarska nie była… a raczej nie powinna być im potrzebna. Po co truć własny orgaznim uzdrowicielskimi specyfikami? Nie był hipokrytą choć nosił przy sobie dwie fiolki - wiggenowy, na wypadek groźnego popadnięcia w kłopoty i o ironio, uspokajacz, gdyby z jakiejś przyczyny chciały się zeń wydostać cechy harpii. Wbrew temu nie zamierzał tego nigdy pić. Trzymał je dla komfortu psychicznego, co wywoływało w nim efekt placebo - nie zdenerwuje się do maksymalnego stopnia skoro ma świadomość, że w każdej cięższej sytuacji może sięgnąć po natychmiastowe wyciszenie. Tak, to szkoła Felinusa i o Merlinie, działało to cuda. Z reguły nie przepadał za piciem eliksirów. Nigdy mu nie smakowały, a i pobolewał go po tym brzuch. A kiedy tak pomyślał, że Doireann miałaby nie radzić sobie z nerwami to poczuł się dziwnie. Podrapał się po łepetynie. - Jeśli będę w pobliżu to cwałuj do mnie, a może zadziałałam szybciej niż eliksir spokoju. - rzucił słowami w jej stronę, a minę miał nieodgadnioną więc nie wiadomo do końca czy sobie żartował czy jednak mówił śmiertelnie poważnie. Wodził wzrokiem po kręcących się w jadalni uczniach i studentach. Do tego luksusu można się przyzwyczaić. Przez to wszystko zapomniał, że przyszedł tutaj coś zjeść. Nie było to jednak już tak ważne skoro Doireann pochłonęła teraz jego uwagę. - Kiedy najczęściej panikujesz?- pytał cały czas z takim samym wyrazem twarzy, z którego niełatwo wyciągnąć prawdziwe intencje. Taka Robin wyczytałaby z jego oczu co mu w duszy gra, ale teraz próbował nie okazywać dlaczego tak ten temat go ciekawi. Może po prostu chciał poznać tę Puchonkę? Lubił słuchać jej głosu, jeśli tylko pozwalała mu brzmieć bez przerwy. Z zadowoleniem zarejestrował jej zmianę pozycji jednak nie odczytał w żaden sposób chęć naruszenia sfery fizycznej. W jego mniemaniu był przekonany, że jeśli chciałaby od niego czegokolwiek to powiedziałaby mu to. Czyż do tej pory to nie on wtryniał się sobą w jej komfort fizyczny? Siedział sobie nieświadomy co też może oznaczać jej tęskne spojrzenie. - Bo mam z tym pecha. Chciałem raz jej użyć, w sumie niedawno i coś się w niej popsuło, a babcia mówiła, że to ostatnia pamiątka po jej rodzicach, wiesz, czystokrwistych. - powód był banalny, który łatwo będzie przeskoczyć jeśli tylko po powrocie z wakacji skontaktuje się z jakimś rzeczoznawcą, który wyceni mu naprawę tak starego artefaktu. Nie spieszył się bowiem nie była to sprawa nagląca. - Hmm… jak już ją naprawię to spróbuję wrzucić tam wspomnienie tego dnia po balu. - wyszczerzył zęby do Doireann, łakomym spojrzeniem szukając na jej policzkach rumieńca.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Dla Doireann stało się to już całkiem naturalne. Z początku miała poczucie, że było to coś wstydliwego, co pokazywało wszem i wobec, że panna Sheenani sobie nie radzi. Z wiekiem nauczyła się jednak, że tak naprawdę nikogo to nie interesuje - a nawet jej dziadkowie zdawali się cieszyć, że dziewczyna “pomagała” sobie w taki sposób. W końcu było to dużo prostsze - wypić eliksir i momentalnie uspokoić szalejącą panikę, niż podjąć trud zrozumienia, dlaczego młoda czarownica tak łatwo, pomimo swojego usposobienia, wpadała w popłoch. Była oazą spokoju, w której ktoś zagrzebał parę min - można było więc rozkoszować się atmosferą, ale jedynie będąc ostrożnym. Propozycje pocałunków, zwłaszcza nieopakowane w żartobliwy uśmiech, nie należały zaś do najostrożniejszych. Puchonka z początku spięła się na parę uderzeń serca, uciekając na ten czas wzrokiem. Do tej pory, kiedy Eskil mówił o schadzkach, był taki… roześmiany. Roztaczał wokół siebie aurę, która sprawiała, że niekoniecznie brało się to na poważnie - nawet, jeśli ona sama nabrała się na to dwa razy. Raz w jadalni, kiedy zaczęła się mu tłumaczyć, a potem na balkonie, kiedy… już się mu nie tłumaczyła. Wróciła spłoszonym, zawstydzonym spojrzeniem do jego dziwnie poważnej miny. “Nie działasz na mnie, jak eliksir spokoju, kiedy mnie całujesz”, pomyślała, sama skupiając swoją uwagę na jego ustach. Tylko na sekundę - długą, ekscytującą sekundę. Była naprawdę szczęśliwa, że Clearwater nie pozostawił tego stwierdzenia samotnie, mówiąc zaraz coś kolejnego. Inaczej pewnie dalej wpatrywałaby się w niego, jak w obrazek; a miała coraz większą świadomość, że nachodzi ją dziwne rozczulenie, kiedy tak błądziła wzrokiem od jego rozczochranych włosów, po cudownie skrojone wargi. - Muszę się czegoś wystraszyć. - Jej głos zdawał się być odrobinę wyższy. Kiedy Doireann zarejestrowała tę zmianę, raz jeszcze przystawiła pięść do ust i kaszlnęła. - Czasami też dzieje się tak, kiedy zbyt długo się martwię. Wtedy wystarczy jakaś iskierka i... - Westchnęła, przyciskając dłonie do swoich ud. - I masz Doireann panikującą przy stole. - Mruknęła ciszej. Nie rozumiała, dlaczego czuła się zobligowana do takiej szczerości wobec Eskila. Chodziło o ich umowę? Czyżby adopcja wymagała całkowitego otwarcia się na drugą osobę? A może zbyt mocno wzięła sobie do serca słowa Callahan? - Och. - Wydała z siebie westchnienie ulgi. Raz jeszcze powściągliwość wygrała; gdyby powiedziała to, co chciała, rozmowa mogłaby wyglądać… dziwnie. - Och! - Następny oddech nie był już tak spokojny. Doireann podskoczyła lekko na swoim miejscu, a potem, niewiele myśląc, chwyciła eskilową dłoń, zaciskając na niej swoje palce. Nie była delikatnie rumiana; była czerwona i spanikowana. - Och nie, Eskil. - Jęknęła błagalnym tonem. - Przecież do myśloodsiewni można się włamać. Albo… Albo… - Szukała w głowie jakichkolwiek argumentów, by odwieźć go od tego pomysłu. Okazało się jednak, że potrafiła rozmawiać jedynie nauce - kwestie cielesności i uczuciowości, zwłaszcza, kiedy koncentrowały się na niej samej, odejmowały jej zdecydowanie zbyt dużo punktów iq. - Nie rób mi tak, Eskil.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Jak to jest, że gdy wyjątkowo mówi coś na serio to jednak ktoś odnajduje w tym tego, czego nie ma? Nie miałby rzecz jasna nic przeciwko kolejnym pocałunkom lecz chodzi tutaj o fakt, że tym razem miał czyste myśli. Dlatego też zgłupiał dostrzegając kątem oka wyraz twarzy dziewczyny. Wyglądała na zawstydzoną jakby zaproponował jej coś nieprzyzwoitego. Nie umknął mu tor jej wzroku, a więc uśmiechnął się, choć teraz dosyć niepewnie. - Powiedziałem coś nie tak? Patrzysz na mnie jakbym miał cię zbałamucić.- dodał mało subtelnie, bo przecież nie oszukujmy się - większość świata wygodnie uznaje, że co złego to na pewno Clearwater. Część z tego była prawdą wszak pchał się w różne kłopoty i namawiał do rebelii, a ostatnio żartował sobie, że jest tym "złym chłopcem", który sprowadza niewinne dziewczyny na złą drogę. Miał wiele za uszami, ale ogólnie rzecz biorąc był raczej dobrym człowiekiem. Nie rozumiał do końca błądzącego wzroku Doireann, ale fakt faktem było to przyjemne uczucie. Tak, lubił ten wzrok dziewczyny, mile go łechtał, a więc w jego jasnych oczach tańczyła na nowo wesołość. Uczucie te przygasło nieco kiedy wspomniała o strachu. Odwrócił wzrok i jakoś tak nerwowo potarł swój kark, przypominając sobie swoje drugie oblicze, które w większości czasu siedziało cicho. Nie, nie będzie jej o tym mówić. Wystraszy się, spanikuje i zerwie umowę, nie będzie chciała go widzieć… to nie Robin, która po poznaniu tej drugiej części Eskila od razu go przytuliła i zapewniła, że będzie przy nim na zawsze. To Doireann, która mówiła, że wobec strachu panikuje. Cóż, dobrze, że wzbudzała w nim wesołość. Nigdy się nie dowie z jakim ziółkiem się zadaje. Uff! - Na garbate gargulce, musisz mieć mętlik w głowie.- nie potrafił sobie tego wyobrazić, ale brzmiało dosyć mało przyjemnie, jeśli założyć, że martwi się często. Wyglądała na taką, która potrafi się długo martwić. Miał ją pytać czy teraz też jest spanikowana lecz odpowiedzi nie potrzebował. Wystarczyło wspomnieć o umieszczeniu o umieszczeniu wspomnienia w myśloodsiewni, a dziewczyna zaczęła wyglądać tak, jakby miała wyzionąć ducha. Nie nadążał już. Oderwał się od stołu, siadając normalnie na krześle i popatrzył poważnie na panikującą Doireann. Czy on właśnie jej to wywołał? Słodka Morgano! Minę miał cokolwiek otępiałą. Widział, że dziewczyna się nakręca, zrobiła się czerwona, jej źrenice się rozszerzyły… cholibka. - Hej, hej, już, chwila. Spokojnie.- uniósł wolną dłoń, aby ułożyć ją na jej ramieniu jednak po drodze rozmyślił się, zmienił kierunek i ostatecznie umiejscowił dłoń na jej policzku. A co, może to ją na moment powstrzyma przed dalszą paniką. - Drugi raz wyglądasz przy mnie jakbyś miała paść trupem. Serio myślisz, że trzymam taki artefakt w dormitorium? I każdy może tam zaglądać?- marszczył czoło, nie był zadowolony z niewypowiedzianej insynuacji. Nie zamierzał obiecywać, że nie umieści wspomnienia w myśloodsiewni. Nie mogła od niego tego oczekiwać. - Stoi w moim pokoju w Dolinie Godryka, w domu profesor Dear. Kto jak kto, ale Beatri… znaczy się, profesorka nie włazi do mojego pokoju kiedy mnie tam nie ma. - bo musiałaby przedostać się przez ten bałagan, którego nie da się uprzątnąć. - Przecież to nic złego, Doireann. To miłe wspomnienie wyciągnięte z mojej głowy, o co chodzi? Wolisz je wyrzucić? Nie rozumiem.- cofnął rękę z jej twarzy i popatrzył na jej palce, mocno zaciskające się na jego dłoni. Nie rozumiał o co jej chodzi, a z reguły kiedy coś przewyższało jego możliwości intelektualne to humor zaczynał mu się psuć. Posiadał ekspresyjny wyraz twarzy, a więc wszelkim zmiany były na nim dosadnie widoczne.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Odpowiedź Eskila zatkała Doireann. Przecież... nie o to chodziło! Nie myślała, że mógłby ją od tak wykorzystać; w końcu z ich dwójki to ona miała problem ze stawianiem granic, nie on. Wierzyła (a przynajmniej chciała), że gdyby tak ustalili, że będą się tylko całować, to Ślizgon na tym poprzestanie, nawet jeśli ona całkiem by mu się w tych pocałunkach rozpłynęła. Nie miała go za podłego oportunistę, który wyrywał pierwsze lepsze delikatne kwiatuszki, a potem porzucał. Inaczej pewnie jego reputacja dotarłaby nawet do niej. ]"Nie, nie, nie, nie myślę tak!", momentalnie rozbrzmiało w jej głowie. Ona sama pokręciła jedynie głową, jednocześnie starając się jakoś uspokoić. Echo wcześniejszej paniki wciąż się w niej odbijało; pewnie dlatego wyglądała dużo gorzej, niż jak faktycznie się czuła. Była poruszona, ale wciąż dzieliło ją te parę kroków od kolejnego ataku. Miał rację. Miała ogromny mętlik w głowie i to właśnie od wspomnianego balu. Musiała to sobie jakoś nazwać, coś w związku z tym postanowić - taka już była. Nawet jeśli wnioski miałyby brzmieć "to nie znaczyło nic", czy "to nigdy nie będzie wiele znaczyć". Nie mogła liczyć jednak nawet na to. Nie umiała się konfrontować, a tym bardziej rozmawiać o relacjach. Nawet podczas ich pierwszego spotkania, kiedy Eskil zasugerował, że jest razem z Drakem, nie potrafiła powiedzieć prostego "nie"; ino mamrotała coś cicho, próbując się jakoś z tego wytłumaczyć. A teraz, kiedy Ślizgon patrzył na nią poważnie przejętym wzrokiem i dotykał jej twarzy, czuła dużo mocniej, że serce mogłoby ją jednak zaboleć, gdyby usłyszała, że "to była tylko zabawa". Przeszło jej przez myśl, że może mogłaby się z nim tak bawić - tylko po to, by głośne "nie wolno" sprowadziło ją na ziemię. Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech. "Spokojnie, Sheenani, tylko spokojnie", powtarzała sobie, pozwalając, by jej policzek nieco zatopił się w dłoni chłopaka. - N-Nie to miałam na myśli. - Odpowiedziała po chwili, już mniej roztrzęsionym głosem. Wciąż jednak wyglądała tak, jakby panika czaiła się gdzieś, gotowa wyskoczyć w każdym momencie. Raz jeszcze odetchnęła i uchyliła powieki. Na jej twarzy zagościł niezręczny uśmiech. - Wiesz, ja też myślałam, że żadna papuga nie dałaby rady przeczytać tego, co napisałam. A to tylko tekst, nie… dokładnie odwzorowana scena. - Uścisk jej palców nieco zelżał - już zamiast kurczowo trzymać się dłoni chłopaka, zupełnie jakby bała się, że zaraz spadnie w przeszłość, bez większego zastanowienia błądziła kciukami po jego skórze. Ot, głaskanie. Sama nie rozumiała, o co dokładnie chodzi - pozwoliła więc sobie na chwilę do namysłu. Próbowała odtworzyć w głowie poszczególne sceny i spojrzeć na nie z boku; dokładnie w taki sposób, w który Eskil mógłby patrzeć na nie za jakiś czas. Widziałby ją, wpatrująca się w chłopaka niekiedy w pełnym zachwycie, zwłaszcza w momentach, kiedy wychodziła z niego wilowatość. Mógłby bardzo dobrze przyjrzeć się jej reakcją - i to było... takie bezwstydne. I te nogi! Doireann jęknęła cicho, kiedy przypomniała sobie o swoich nieszczęsnych nogach. Mógłby je oglądać już zawsze, póki nie umrze, a jego wnuki nie odziedziczą tej cholernej myśloodsiewni. Cały ród Clearwaterów przez pokolenia będzie patrzeć, jak obnażyła się przed Eskilem. - To jest takie zawstydzające. - Przyznała w końcu. - Bardzo miłe, ale zawstydzające. - Dodała pośpiesznie. Zdecydowanie nie chciała, by Ślizgon myślał, że jedyne, co czuje, gdy myśli o ich pocałunku, to wstyd.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Czasami nie rozumiał Doireann. Ścieżki jej myśli były kręte i w chwilach kiedy wydawało mu się, że wie o co jej chodzi, reagowała w nieprzewidziany sposób. Przykład znajduje się tu i teraz. Próbował żartować, rozładować atmosferę, nawiązywał do miłego spotkania, a dostawał raz rumieniec, a raz niemalże atak paniki. Pogubił się, po prostu. Ledwie ogarniał swoje życie, a co tu dopiero mówić o zrozumieniu cudzego. Mimo wszystko wkładał jakiegoś rodzaju wysiłek w próbę zrozumienia jej. Zahaczał o okruchy empatii wierząc, że jego wysiłek będzie coś wart. Dzisiaj jednak odnosił wrażenie, że chyba jej przeszkadzał. Nie był pewien czy słowami, postawą czy towarzystwem. Wydawało mu się, że wzburzał jej myśli i powątpiewał, aby miały mieć pozytywny wydźwięk. Choć w sumie przez chwilę spoglądała na jego usta… a to było wymowne, bo na te sekundę jej wzrok się odrobinę zmienił bądź po prostu światło słońca tak na nią padło. Trudno stwierdzić. Trudno ją rozgryźć. Odczekał stosowną chwilę aż sama się uspokoi skoro jego zabiegi przynosiły odwrotny efekt. Nie uśmiechał się już, jakby limit radości na jedną rozmowę został wyczerpany. Brakowało mu czegoś w tej relacji, czegoś nieuchwytnego, co cały czas mu umykało, a on nie wkładał aż takiego wysiłku w odgadnięcie tej myśli. - No dobra, czyli po prostu nie chcesz, aby ktokolwiek dowiedział się i widział, że się całowaliśmy?- te słowa, choć sam je wypowiedział, zabolały go, ale udawał, że wcale tak nie jest - czekał na jej potwierdzenie bądź zaprzeczenie. Przyglądał się jej tedy mocno w brązowe oczy, aby wyłapać autentyczną reakcję. Z drugiej strony gładziła jego rękę, a to było bardzo przyjemne i wywoływało miłe ciepełko płynące spod opuszek jej palców do jego zakończeń nerwowych. Lubił dotyk, zwłaszcza, gdy ktoś samodzielnie go inicjował. - Nie wyglądasz jakbyś naprawdę sądziła, że to było miłe.- zauważył, spoglądając nań wymownie bowiem gdy ona jęknęła na myśl o gołych nogach to on zrozumiał jakoby jęknęła do wspomnienia. - Już ci mówiłem, Doireann. Powiedz mi wprost, że czegoś nie chcesz. Wbrew pozorom nie gryzę.- nawet jeśli słowa miały być nieprzyjemne. Cóż, miał doświadczenie w ich wysłuchiwaniu więc nie powinny boleć bardziej niż złamane serce. Z racji, że gładziła jego dłoń, a on absolutnie nie zamierzał jej zabierać, oparł nadgarstek o jej kolano, bowiem już czuł obciążenie w łokciu domagające się oparcia ręki o cokolwiek. Materiał jej sukni był gładki choć cały czas okropnie brokatowy.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
To było... trudne. Miała wrażenie, że mówi i robi rzeczy, przez które Ślizgon stwierdziłby radośnie, że "oto wszystko jasne", a potem obdarzyłby ją tym uroczym, szerokim uśmiechem. Naiwnie liczyła na zrozumienie bez potrzeby zagłębiania się w temat. Czuła przecież, jak się plącze, nie będąc w stanie dojść do żadnych logicznych wniosków. A przecież przeczytała setki książek; widziała już podobne sceny, kiedy dwójka bohaterów, mimo najlepszych chęci, nie potrafiła się dociec. Pamiętała, jak z napięciem śledziła tekst, by przekonać się, jak ci wspaniali, nieistniejący ludzie naprawią każde jedno źle dobrane słowo i rozwieją błędne domysły. Clearwater był jednak bardzo, ale to bardzo żywy. Odniosła to dziwne wrażenie, jakby istniał jej teraz zbyt mocno, razem ze swoimi pytaniami i całą powagą. A ona nie była gotowa na taką intensywność. - Nie wiem. - Odpowiedziała wymijająco. Nie była w stanie przewidzieć skutków którejkolwiek z odpowiedzi; jeśli powie, że jej to nie przeszkadza, czy zacznie o tym... mówić? Nie chciała, by jej przyjaciele wiedzieli, że całowała się po raz pierwszy, nie mówiąc już o osobach, których kompletnie nie znała. Ale… jeśli powie, że sobie tego nie życzy? Pójdzie sobie wtedy? Doireann spuściła wzrok na trzymaną przez siebie dłoń. Wolałaby jej nie puszczać. - Chciałbyś o tym komuś powiedzieć? - Była introwertyczką, nie czuła potrzeby, by dzielić się wszystkim, co działo się w jej życiu. Zachowywała tylko dla siebie sporą część miłych zdarzeń; zupełnie, jak dziecko, które trzymało w pudełku naprawdę fajne kamienie i chowało je pod łóżkiem, żeby nikt o nich nie wiedział. Nie znaczyło to przecież, że uważała je za nieciekawe, brudne czy brzydkie - były wspaniałe. Tak wspaniałe, że trzeba było je ukrywać. Zwłaszcza w domu, w którym nie wolno było “znosić śmieci”. Podniosła wzrok na jego intensywne spojrzenie i raz jeszcze pokręciła głową. Przecież wiedział, że jej się podobało. Tak mocno, że musiała od niego uciec. Chyba... że uznał teraz, że jej nagłe oderwanie się od niego było spowodowane czymś gorszym, niż chorobliwa nieśmiałość i nieprzyzwyczajenie do takiego dotyku. Poczucie winy powoli zaczęło zalewać Puchonkę. Miała wrażenie, że każdym słowem wyrządza mu teraz krzywdę. - Bogowie... - Szepnęła ze zrezygnowaniem. - To było miłe. Wszystko było naprawdę miłe. Ja tylko… - ...chyba naprawdę źle to zrozumiałam, skończyła w myślach. Nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć - wolała więc przestać mówić.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Może to był błąd, że tak długo rozmawiali. Nagle doszło do nieporozumienia i szczerze mówiąc, nie wiedział gdzie znajdowała się przyczyna. Może był zbyt głupi, aby pojąć wszystko w lot, ale on zawsze myślał w prosty sposób (pomijając momenty kiedy ta druga część jego jestestwa chciała dojść do głosu) choć czasem zabarwiony szaleństwem. Niepewność Doireann wyglądała jak niepewność względem tego, do czego między nimi doszło. Dopiero gdy zobligował szare komórki do wysiłku to powoli zaczął wyciągać wnioski z tego, co widzi. Doireann było miło się całować, ale wolałaby, aby nikt się o tym nie dowiedział (bo tak to odbierał) i aby to było jednorazowe. Nie pasowało mu jedynie spojrzenie jakim go obdarzyła, a teraz głaskanie po dłoni. Za cholerę nie rozumiał dziewczyn. - Wszystkim.- odparł, nie patrząc na nią, aby nie zrozumiała, że zdążył się już pochwalić dwóm osobom. W pewnym momencie pochylił się w stronę jej twarzy. - Wysyłasz mi sprzeczne informacje i totalnie nie rozumiem. Całowanie ci się podobało ale co, mam nie robić tego nigdy więcej żeby nikt się nie dowiedział? - dopytywał, rozważając czy nie lepiej będzie wstać i iść w swoją stronę, aby dziewczyna mogła odetchnąć i ułożyć myśli. Gdyby nie gładziła teraz jego ręki to prawdopodobnie zrobiłby to i ją opuścił. - Przypominam ci, że nie ma tu Rowana. - dodał i wyprostował plecy, rozglądając się po jadalni, szykując się mentalnie, że zaraz sobie pójdzie, bo nie był pewien czy zdoła w pełni zrozumieć dziewczynę. Nie wiedział gdzie teraz widnieje granica zwana "nie wolno".
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Była oniemiała i całkowicie zaskoczona pewnością w głosie chłopaka. Rozbrzmiewające raz po raz w jej głowie "wszystkim" wydawało się być takie... oficjalne. Zdecydowane. Jakby chciał ją podnieść i powiedzieć, że oto jest jego introwertyczka, taka w sam raz do zmieszczenia się w dłoni i wycałowania. Tylko z czego to wynikało? “Wszyscy” to dużo więcej osób, niż garstka znajomych, którym mógłby chcieć się pochwalić, że udało mu się poderwać cnotliwą Puchonkę; milion razy więcej, niż cała ślizgońska brać razem wzięta. Na moment wróciła myślami do znikającej jadalni; do momentu, w którym gładził jej ramię i pytał, co zrobi, jeśli ktoś będzie "mówił głośno i wyraźnie wszystkim wokół, co do niej czuje". Czy mówienie o pocałunku w jakikolwiek sposób wpisywało się w te słowa? - To... bardzo dużo ludzi. - Odpowiedziała cicho i jakże inteligentnie. Na moment wstrzymała oddech, kompletnie poruszona - zarówno ich bliskością, jak i następnymi słowami chłopaka. Patrzyła na niego spod zmarszczonych brwi, desperacko starając się powiedzieć coś już teraz, zaraz, byleby już dłużej nie czekał. - Ja... - Z trudem wydusiła z siebie pierwsze słowo. Chciała powiedzieć mu, żeby całował ją więcej, tak, żeby nikt nie wiedział. Aby ukrywał się z nią pomiędzy kolumnami, czy w zaczarowanych, znikających pokojach; bo w takich chwilach chciałaby mieć go tylko dla siebie. I może dałaby radę; jednak Rowan, jak na zawołanie, pojawił się w jej głowie. Co mogłaby od niego usłyszeć? "Sienna chociaż znalazła sobie czystokrwistego charłaka"? "Znowu ranisz matkę. Naprawdę jesteś jak ona."? Poczuła silne ukłucie w sercu. - Chciałabym. - Mówiła naprawdę cicho, jakby w ogóle nie chciała, by Clearwater mógł ją usłyszeć. - Tylko… To jest tak strasznie trudne. Różnica pomiędzy "chcieć", a "móc" była dla niej teraz naprawdę mocno zarysowana.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Właśnie teraz było wyraźnie widać jego beztroskę względem życia. Dla niego rozpowiadanie o całowaniu się stanowiło przechwałkę, która wywoływała entuzjazm u najbliższych. Nie analizował tego, nie próbował umiejscowić ani tym bardziej ograniczać uczuciową definicją. Tak bardzo się od siebie różnili! Na każdej płaszczyźnie zauważali jacy są odmieni. Przeciwieństwa się przyciągają i coś w tym tkwiło, jednak co robić kiedy porozumienie szwankuje? Skoro uznał, że stanowią swoje skrajne przeciwieństwa to idąc tokiem tych myśli… Dla Eskila przechwałki to duma, a więc dla Doireann zawstydzenie i zakłopotanie. Wow, zgadzało się! Skoro dla niego pocałowanie kogoś zajebistego nie stanowiło problemu to dla Doireann było wyzwaniem… też się zgadzało? Ten tok myślenia nabierał coraz więcej sensu. To pocieszające. Pokiwał głową na znak, że "wszyscy" to istotnie duża ilość ludzi. Nie komentował tego w inny sposób, aby nie zdradzić się, że dwie osoby już o tym wiedziały i absolutnie tego nie żałował. Teraz jednak nie wiedział czy Doireann nie próbuje przypadkiem postawić mu granicy bez ranienia uczuć, jednocześnie walcząc z własnymi. To możliwe mieć taki supeł w swojej głowie? Dziewczynie coraz trudniej przychodził mówić, a to znowuż przypominało wywieranie na niej presji. Słodka Morgano, co on ma zrobić żeby przestała być taka spięta w jego towarzystwie? Jeszcze trochę, a ktoś pomyśli, że dziewczynę zmusza do wytrzymywania obecności ekstrawertyka. Nachylał się w jej stronę, a więc usłyszał cichuteńką odpowiedź. Czyżby wstydziła się własnych uczuć? To dla Eskila było niepojęte. Nie ogarniał tego rozumem i skoro miało to dla niej problem to trzeba jakoś zachęcić ją do robienia tego, czego sobie zapragnie. Myślał, że przerabiali już ten "problem" lecz najwyraźniej ten tkwił znacznie głębiej. Objął jej rękę swoimi dłońmi. - Skoro chcesz, to zrób to. - mówił ciszej choć wcale nie musiał. Wokół stolika cały czas utrzymywało się zaklęcie wyciszające. - Do odważnych świat należy więc weź ten świat w swoje ręce i zrób z nim co chcesz. Nie oddawaj go nikomu.- zachęcał do buntu, znowu. Zachęcał do słuchania swojego serca, a nie rozumu. Zachęcał do robienia wszystkiego na opak. Nie karmił jej jednak zapewnieniami, że "nic się nie stanie" jeśli zrobi to, na co ma ochotę. Stać się może wszystko, a sztuką jest to przetrwać, choćby z wojennymi ranami. Co nie zabije to wzmocni, potwierdzał to na własnym przykładzie. Oparł łokcie o swoje kolana, a resztki pudru z jej dłoni osiadły na mankietach jego arabskiego wdzianka. - Nie myśl tak dużo. Przecież to cię męczy. - brzmiał jak czarny charakter próbujący zwieść niewinnych na manowce. Coraz bardziej podobała mu się ta rola, zwłaszcza jeśli opór drugiej osoby powoli topniał. Miał jeszcze jednego asa w rękawie jeśli Doireann nie będzie zdolna zrobić żadnego ruchu. Wyglądała jakby wątpliwości chciały ją pożreć ze smakiem.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
I znów zaczął mącić jej w głowie. Co gorsza, nie musiał używać żadnych nadludzkich mocy, by zachwiać jej kodeksem moralnym. Bolało ją to rozdarcie. Czuła, że tego typu przyjemność była ostatnim, na co mogła sobie pozwolić. Była w końcu duma, rodzinny honor i duszące cnoty. Były oczekiwania, które bała się zawieść i zakazy, których łamanie było niemalże na równi ze świętokradztwem. Ale pośród tego wszystkiego, co krzyczało "nie wolno", stała ona - zauroczona chłopcem romantyczka, która chciałaby i to bardzo. Słuchała więc go z szeroko otworzonymi oczami, przechylając przy tym głowę na bok, jakby to miało sprawić, że słyszałaby go lepiej. Och, dlaczego musiało mu tak na tym zależeć? Były przecież inne dziewczyny, które wymagały zdecydowanie mniej starań. Doireann zaś za każdym razem na nowo obrastała w kokon nakazów i zakazów, który Eskil musiał rozwijać - i to na tyle delikatnie i powoli, by nie przyprawić jej po drodze o zawał serca. Na moment spojrzała na swoją dłoń, tym razem zamkniętą w jego - dużo większych, cieplejszych, silniejszych. Miała wrażenie, że jej kruche palce nie dadzą rady utrzymać świata, który proponował jej Ślizgon. Na jej twarzy malowało się wiele wątpliwości; kiedy jednak wspomniał o zmęczeniu, jej mimika momentalnie spochmurniała. Nie była w końcu zmęczona; czuła się wykończona, jakby nie spała przez ostatnie jedenaście lat swojego życia. Nie miała skąd brać siły na długotrwały bunt, który mógłby zmienić cokolwiek na dłużej, niż na jeden, krótki wieczór. Musiała jednak wciąż analizować, myśleć i pilnować samej siebie, zupełnie, jakby jej jeden błąd mógł kosztować więcej, niż chwilę smutku, czy żalu. Nieustannie bronić honoru rodziny, w żadnym stopniu niezagrożonego drobnym pocałunkiem, która wciąż łudziła się, że ich pochodzenie ma taką samą wartość, jak pół wieku temu. - Męczy mnie. - Potwierdziła, wracając wzrokiem do Clearwater’a. - Ale… Eskil, całowanie się tego nie zmieni.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Kusił ją, aby ponownie zbuntowała się przeciwko swoim zasadom i nie miał pojęcia jak bardzo miesza w jej głowie. Zachowywała się czasem jak dorosła osoba, która nie ma prawa zachowywać się jak nieodpowiedzialny nastolatek. To go gryzło, przeszkadzało mu w niej, a więc subtelnie próbował zmienić jej myślenie. Chciał się bawić, przeżywać, chłonąć, chwytać, zapamiętywać a skoro nawiązała się między nimi nic sympatii to próbował zarazić ją swoją swobodą. Raz mu się udało, ale nikt nie powiedział, że uda mu się jeszcze kiedykolwiek. Wpadał na mur zwątpienia i niepewności. Nie potrafił tego sforsować, a kiedy wydawało mu się, że jest już blisko to okazywało się, że za tym murem znajduje się kolejny, potem jeszcze jeden i następny. Ile siniaków jeszcze sobie nabije zanim dotrze do Doireann na tyle na ile to możliwe? Zastanawiał się czy Drake zagłębiał się tak w jej myśli, czy zna jej problemy i sekrety. Nawet jeśli tak to Lilac wydaje się wiecznie opanowany, zdystansowany. Może dzięki temu łatwiej przyszło mu dotrzeć do Puchonki… Eskil zabierał się za to na opak i napotykając opór nie wiedział już czy istnieje cokolwiek innego, co może zrobić. Ostatnie wypowiedziane przez nią słowa w pewien sposób go zabolały. Puścił jej dłoń, przeczesał palcami swoje jasne włosy i westchnął z rezygnacją. - Odpowiedz sobie na pytanie czy w ogóle chcesz cokolwiek zmieniać czy wolisz męczyć się ze swoimi myślami.- wstał z krzesła i sięgnął po swój bezdenny czarny plecak, który absolutnie nie pasował do arabskiego wizerunku. Ze swoją karnacją i kolorem oczu wyróżniał się jeszcze bardziej na tle opalonych tubylców.- Jakbyś chciała coś pozmieniać to łatwo mnie znajdziesz. - odpiął parę guzików stroju, gotów zaraz całkowicie z niego wyskoczyć, jak tylko stąd wyjdzie. - Idę szukać tajemnic tej Arabii. Do później! - lekko zasalutował i chwilę później ruszył w kierunku wyjścia z jadalni. Pappar doleciał do jego ramienia zanim przeszedł przez drzwi. Kolejny raz wspomniał o udaniu się do ruin miasta. Może czas go posłuchać?
| zt +
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Poczuła się naprawdę dziwnie, kiedy Eskil zabrał swoje dłonie. Udało się jej wysnuć jeden wniosek na temat ich relacji - to ona była winną przerywania pocałunków i wyrywania się z objęć. Było to bardzo samolubne, ale wolała, by tak pozostało. Nie mogła jednak oczekiwać, że Ślizgon zawsze będzie tam stać z szeroko otartymi ramionami, spokojnie czekając, aż w końcu zdecyduje się, czy chce się tulić, czy jednak nie, tolerując przy tym jej wahania. Czuła, że jego cierpliwość kiedyś się skończy. Nie spodziewała się jednak, że stanie się to w tej chwili. Nie mówiła nic, obserwując z lekkim niedowierzaniem, jak chłopak zabiera swoje rzeczy, a potem samego siebie. Jedyne, na co zdołała się zdobyć, to lekkie machnięcie dłonią na pożegnanie. Było jej... ciężko. Zupełnie, jakby połknęła wielki głaz. Po paru długich sekundach wpatrywania się w stronę wyjścia, wróciła swoim spojrzeniem ku misy z owocami. Już całkiem przeszła jej na nie ochota. Westchnęła ciężko, poprawiła chustę, a potem wstała od stołu, rozglądając się za swoim papparem. Ten dalej siedział na naściennej ozdobie, z bezpiecznej odległości przyglądając się Doireann. Kiedy uznał, że chwilowa chęć mordu najwyraźniej jej przeszła, przefrunął parę dzielących ich metrów i usiadł na jej ramieniu. Nieprzyjemna niezręczność nie pojawiła się jedynie miedzy nią, a Eskilem - ptak również był cichy, trochę niepewnie patrzący na swoją opiekunkę. - Widziałeś? - Szepnęła w stronę pappara, podtykając mu przekrojone na pół winogrono. - Będziesz miał o czym opowiadać, no nie? - Westchnęła, a potem skierowała się ku drzwiom.