Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Lazurowe katakumby

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty11.07.21 16:22;


Lazurowe katakumby




Aby trafić na wejście do lokacji, rzuć kostką k6!
Parzysta - niestety, drzwi rozpłynęły się przed twoim nosem jak fatamorgana;
Nieparzysta - udało Ci się dosięgnąć klamki!

Możesz zabrać ze sobą max. 2 osoby towarzyszące. Kostką należy rzucać za każdym razem.

Wędrując po pałacu - wiedziony ciekawością, bo przecież, że nie nudą! - trafiasz na tajemnicze drzwi zza których... dobiega Cię niesamowicie radosny śmiech. Przekroczywszy próg schodzisz po spiralnych schodach, by w końcu stanąć... po kostki w wodzie! Ta ogromna komnata zdaje się nie mieć końca, jakby zamknięty był tu sam bezkres. Niby zwykła komnata pełna wody - i zapewne tak by było, gdyby nie fakt, że po kilku chwilach twoje stopy odrywają się od mozaikowego dna, a Ty dosłownie pływasz w powietrzu! Po katakumbach niesie się radosny chichot - chyba hula tu jakiś dżinn powietrza, któremu miłe jest ludzkie towarzystwo.

Tutaj nie musisz nosić specjalnego stroju. 

Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty14.07.21 10:28;

Kostki na wejście!

  Sheenani nigdy nie sądziła, że nadejdzie w jej życiu moment, w którym uzna, że nadszedł koniec absolutny - i nie pozostaje już nic innego, niż położyć się i umrzeć. Wszystko to przez zmęczenie. Jeszcze pół roku temu sądziła, że jest strasznie mądra, silna i ogólnie całkiem fajna, skoro stwierdziła, że w końcu wyjdzie do tych ludzi - bo po sześciu latach w szkole przekonała się, że jednak ani nikt jej nie gryzie, ani też nie bije, więc co złego mogłoby się stać? I o ile wciąż nie spotkała się z niczym aż tak strasznym, tak dość boleśnie zderzyła się z rzeczywistością - i tym, że w chyba nie jest najlepsza w "życie". Trudno było jej przełamać się i wykrzesać z rozmów coś więcej od uprzejmego small talku, zwłaszcza, kiedy wcześniej raczyła się podtrutymi herbatkami. Jeszcze trudniejsze, od nieposiadania znajomych, okazało się bycie zaadaptowanym przed ekstrawertycznego półwila, który nie dość, że zabierał buty, to jeszcze prowadzał po dziwnych miejscach, w których eksplodowały różdżki. Do tego dochodziło jeszcze parę bardziej przyziemnych spraw: prawie zawalony egzamin, to, że egzaminy w ogóle były, wizja powrotu do domu oraz fakt, że jej nowa różdżka lubi robić rzeczy sama z siebie.
  Doireann była zmęczona i chciała coś na to poradzić. W ostatniej chwili zdecydowała się więc na pierwszą w życiu, tak daleką podróż; jedynie dwa morza i kontynent dalej od Anglii. I ku jej zdziwieniu… podziałało. Trafiła do pokoju z dwoma bardzo wyraźnymi dziewczętami i spokojnym Drakem; już samo obserwowanie dynamiki w pokoju było ciekawe. Nie była też zamknięta ani w murach Hogwartu - który na przestrzeni lat udowadniał, że wcale taki bezpieczny nie był - ani w rodzinnym domu, względem którego można byłoby wysnuć podobne wnioski. Pierwszy raz od dawna po prostu… odpoczywała. Lżejsza o ciężar OGROMNEGO STRESU i myśli z gatunku "olaboga, co ja teraz zrobię". Spacerowała po pałacowych korytarzach. Nie przyświecał jej w tym żaden większy cel; ot, chciała się rozejrzeć. Wiadomym było, że ani nie odwiedzi łaźni, ani basenu, unikała też miejsc, w których wymagane było noszenie szaty. Bo o ile miała w sobie spore pokłady szacunku do innych kultur, tak z trudem przychodziło jej paradowanie w czymś, co aż tyle odsłaniało. Nie chcąc narzekać na coś, na co i tak nie miała wpływu, postanowiła więc wybierać miejsca mniej oficjalne.
  I tak podczas swoich wędrówek zauważyła Lowella. Bez większego wahania postanowiła do niego podejść,. - Felinusie. - Skinęła głową na powitanie, przywdziewając na twarz swój uprzejmy uśmiech - tym razem dodając do niego garść szczerej sympatii. - Psiak dał radę się pozbierać po incydencie z ławką? - Spytała, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że z obecnej tam trójki to właśnie Hinto był tym najmniej zestresowanym. - I... nie zabrałeś go tu może? - Szanse na to mogły być znikome. Dopóki jednak nie usłyszała wprost słów zaprzeczenia, dopóty postanowiła żyć nadzieją, że zobaczy zwierzaka. Nie minęło nawet parę sekund od zadania ostatniego pytania, kiedy dotarł do nich śmiech - i to tak radosny, jakby zachęcał do zabawy (tak mogłyby się śmiać pieski). Pozostało się rozejrzeć za źródłem dźwięku i drzwiami, które pojawiły się w miejscu pustej ściany.

@Felinus Faolán Lowell
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty14.07.21 11:05;

Przechodził przez korytarze niczym kot; cicho, bez wydawania głośniejszych dźwięków, z torbą pod pachą, która wypełniona była po brzegi eliksirami. Od zażycia migrenowego, dzięki któremu jakoś przetrwał ataki gadulstwa ze strony pappary, tak naprawdę lepiej się czuł - wreszcie nic nie wierciło jego głowy i nie powodowało jakby uczucia, że czaszka, zamiast być w jednej całości, po prostu rozsadzała się na wiele małych kawałków. Raz po raz naruszających integralność struktur umysłu, uniemożliwiając prawidłowe myślenie, odbierając radość ze zwiedzania nie tylko ogromnego pałacu, lecz także tutejszych dzielnic. Chociaż ręka nadal pozostawała zaczerwieniona po oparzeniach i nadal reagowała trochę źle na dotyk, nie było aż tak tragicznie. Wiedział, że wraz z warstwą chłodzącą z czasem ten efekt po prostu zniknie i stanie się prędzej niemiłym wspomnieniem.
Może nie miał tak, że chciał się położyć i umrzeć, nie, ewidentnie tak nie było, choć incydent z ognistymi trawami ewidentnie udowodnił, iż tęsknił za momentami, gdy leżał rozjebany w połowie na Nokturnie. Jakoś go ciągnęło do tego i chociaż ostatnio zdołał jakoś przez to przejść, próba znalezienia figi abisyńskiej zakończyła się nieprzyjemnymi wspomnieniami, przez które wyjątkowo trudno było mu spać. Teraz czekał go inny rozdział w życiu - całkowita dorosłość i niezależność od bycia studentem bądź uczenia się na własną rękę. Trochę cel został zagubiony w trakcie głębszych rozmyślań na ten temat - Laboratorium Medyczne przecież było tym, co go trzymało w tym wszystkim, a nagle, jak żeby inaczej, no cóż. Nie będzie mógł obserwować starań innych, jeżeli ktoś postanowi zająć miejsce opiekuna tego kółka pozalekcyjnego. Pozostawianie wszystkiego bez świadomości, iż ktoś się tym odpowiednio zajmie, niestety powodowało ból w jego sercu. A im dłużej przebywał w Arabii, tym bardziej te wątpliwości się pojawiały, jak również trochę się odsunął, choć nie do końca. Nadal utrzymywał normalne stosunki z ludźmi, ale gdzieś wewnątrz cichy głos chciał go przekonać do tego, by się zamknął na jakiś czas w pokoju i nie wychodził. Dla własnego i cudzego bezpieczeństwa.
Intuicja nadal mówiła mu, iż coś jest nie tak i nakazywała uważać. Dziwne, aczkolwiek prawdziwe - może za bardzo się tym wszystkim stresował? Zbyt mocno chciał się zaopiekować innymi, pozostawiając samego siebie z tyłu? Ewidentnie powinien spojrzeć przede wszystkim na to, jak wygląda i jak się zachowuje. A pobladł od momentu, gdy był cholernie zmęczony; nawet po pobudce późną porą. Nie miał sił i ochoty na żadną aktywność fizyczną, choć była ona w jego przypadku wskazana. Nawet nie chciał ubierać specjalnego stroju, który był niezwykle kolorowy i na swój sposób przykuwał zaciekawione spojrzenia; na torsie widniała biała koszula, długie, czarne spodnie natomiast okalały dolną część ciała, a krawat zdradzał to, po jakiej stronie kibicuje.
- Doireann, hej! - machnął do niej już trochę bardziej energicznie, kiedy to brak wyrazu twarzy przerodził się w lekki, uprzejmy uśmiech. Na wspomnienie o psiaku i o ławce nie miał ochoty się skrzywić, ale było to czynnikiem zapalnym, który pozwolił mu przypomnieć sobie o znalezionych w Hogsmeade zwłokach. Biorąc głębszy wdech, położył prawą dłoń na własnym biodrze. - Tak, jest cały i zdrowy, macha ogonem, no i przekupiłem go smakołykami. - trudno było podejść do tego na poważnie, bo i tak czy siak przecież zwierzę się nie obraziło. Co prawda przytulająca ławeczka mogła powodować różne mieszane uczucia, ale koniec końców przecież ona chciała tylko trochę czułości, prawda? - Otóż, rozwiewając twoje wątpliwości... - tutaj zrobił ultra dramatyczną pauzę, nagle słysząc ten chichot, na który podniósł brwi, nie rozumiejąc, skąd on pochodzi. - ...co to było? - odwrócił się na krótki moment w kierunku ściany. - Ach, powracając do pytania - zabrałem. Więc jeśli chciałabyś go zobaczyć, to nie ma żadnego problemu. - ach, nie ma to jak miłe wspomnienia. Ale trudno jest nie uśmiechnąć się na widok takiej puchatej kulki, prawda?
Wyciągnął różdżkę w ramach gotowości (kto wie, czy pałac był na tyle bezpieczny), by potem rozglądnąć się po otoczeniu, ale czekoladowe obrączki źrenic nie zdołały niczego szczególnego dostrzec.
- Podejrzane, niby za tą ścianą to coś się odezwało, ale nie ma żadnych drzwi... - rzucenie Bombardy może by pomogło? Ale nie, nie chciał rozwalać miejsca, w którym gościła ich Wielka Wedyryka, w związku z czym spojrzał pytająco na dziewczynę, jakby zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi.

Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty15.07.21 22:25;

  Radość wezbrała w malutkim ciele Doireann, kiedy dowiedziała się, że w każdej chwili (chociaż może raczej - w każdej wcześniej umówionej chwili, o stosownej porze) mogła zobaczyć się ze stworzeniem, które miało okazję zagościć w "pierwszej dziesiątce ulubionych piesków". I dla dociekliwych; tak, dziewczyna w jakiś sposób zdołała upchnąć wszystkie napotkane na swojej drodze futrzaki na pierwszym miejscu. Puchonka z chęcią skoncentrowałaby się więc na tej jakże pozytywnej myśli, jednak... Nie mogła. I chociaż nie lubiła, kiedy jej uwaga musiała skupiać się na dwóch rzeczach jednocześnie, zwłaszcza, kiedy jedną z nich był dochodzący zza ściany śmiech, tak postanowiła zepchnąć Hinto na dalszy plan, próbując zlokalizować wraz z Felinusem bardziej konkretne źródło dźwięku.
  Widok wyciągniętej różdżki nigdy nie działał na nią dobrze - nawet jeśli miała przed sobą czarodzieja dorosłego i po studiach, który powinien wiedzieć, co robi. W pokrętny sposób sprawy nie polepszał fakt, że Lowell już raz wykazał się wobec niej odpowiednim opanowaniem i dojrzałą reakcją. Jeśli ktoś wyedukowany i z odpowiednimi reakcjami wyciągał nagle różdżkę, to pewnie było się czego bać. Z trwogą obserwowała, jak chłopak zbliżał się do drzwi, a potem... stwierdził, że była tam tylko ściana? Doireann spojrzała na niego zdziwiona, potem na mosiężną klamkę, a potem ponownie wróciła wzrokiem do Felka. Wygłupiał się, czy naprawdę nic nie widział?
  - Jak to nie ma drzwi? - Spytała niepewnie, obserwując go uważnie. Kiedy jego reakcja upewniła ją, że owszem, dla niego nie ma tam żadnych drzwi, stres ponownie postanowił o sobie przypomnieć. - Bogowie. Gdyby nie to, że też to słyszałeś, pomyślałabym, że zwariowałam. - Podeszła do drzwi, a potem rozedrganą dłoń położyła na klamce, delikatnie nią poruszając. Lekkie szczeknięcie mechanizmu dało znać, że Doireann wcale nie nadawała się na dobrego mima, a faktycznie, coś tam było. - Myślisz, że powinnam je otwo... - Przerwał jej śmiech; ponownie przeszczęśliwy, ciepły i dziwnie zachęcający.
  A Sheenani była podatna na wszelkie klątwy, zaklęcia, eliksiry - ale również prośby, maślane oczy i długie, wymowne westchnienia. Otworzyła więc drzwi; na początku jedynie je uchylając i zaglądając do środka przez szparę. Kiedy upewniła się, że nie czai się za nimi żadna zmora, pchnęła je mocniej. Śmiech stał się głośniejszy, dużo bliższy; dało się nawet poczuć coś w rodzaju podmuchu wiatru, który zapraszał dwójkę, by weszli. - Jeśli wejdziesz, to ja też wejdę. - Oznajmiła, biegając wzrokiem pomiędzy wnętrzem, a Felinusem.

@Felinus Faolán Lowell
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty15.07.21 23:21;

Pierwsza dziesiątka ulubionych piesków brzmiało w sumie jak osiągnięcie. I chociaż zarówno Lowell nie mógł tego usłyszeć, wszak umysły ludzkie nie były tym, w co chciał ingerować - sytuację na Nokturnie śmiało mógł nazwać gwałtem - choć nie na tym jednym określonym tle, to jednak pewne struktury zostały naruszone bez jego zgody, z użyciem siły, której nie mógł powstrzymać. Brzydził się czymś takim - jakby nie było, umysł to miejsce, które nie powinno wychodzić w pełni na światło dzienne. Jest jakby oazą spokoju, gdzie człowiek może uporządkować własne myśli i dostosować się do otoczenia, wcale nie musząc tak samo myśleć.
Hinto na pewno by się ucieszył, niemniej jednak, jak to psy mają w zanadrzu - zapewne drugiego dnia już by o tym zapomniał, oddając się przede wszystkim zwiedzaniu malowniczych obrazów miejsca, do którego został zabrany. Dla takich istot nie liczyło się w sumie zajmowanie pierwszej dziesiątki - prędzej to, by mokry nos dotknął dłoni, zapoznał się z jej zapachem, by ogon wirował szalenie w rytmie bijącego równie szybciutko małego serca, a przede wszystkim - by każdy dzień był jak najszczęśliwszym. O to student nie musiał się martwić, gdyż zwierzak podchodził radośnie do wszystkiego i do wszystkich, co nie zawsze było zbyt... pozytywne.
Niestety - nic na temat klamki nie wiedział. Najwidoczniej to nie jemu było dane otworzyć te drzwi, kiedy magia musiała wpłynąć na jego umysł i nie pozwoliła mu jako pierwszemu dotknąć metalowej klamki, która pojawiła się przed oczami Doireann.
- Ja nie widzę... - spojrzał na nią, zmrużył oczy, podniósł brwi, położył dłoń na własnym biodrze, jakby się zastanawiając nad tym wszystkim. Może po prostu to była jakaś iluzja? Nie wiedział tego, ale musiał bardziej wytężyć zmysły. - Może oboje zwariowaliśmy? Też istnieje taki scenariusz. - jako osoba dorosła, po studiach, niespecjalnie bał się zagrożenia w pałacu, który miał być ostoją bezpieczeństwa. Owszem, ryzykowanie nie jest wskazane, dlatego znajdująca się w dłoni różdżka, która była miękko łuskana palcami, raz po raz była gotowa do wydania ostrzegawczego zaklęcia. Mimo to, kiedy obserwował poczynania dziewczyny, zrozumiał, że to ona ma dostęp do tego, by wrota w pewnym stopniu stanęły przed nimi otworem. - To jest pałac i raczej nic nie powinno nam grozić... śmiało. - dla tego to było tylko powietrze, ale nie żył na świecie od wczoraj i wiedział, że moc kształtowania rzeczywistości wedle własnego widzimisię może wpłynąć na jedne, konkretne jednostki. Tym bardziej, że śmiech zachęcał; zdawał się być kuszący, choć Lowell doskonale wiedział, jak się obronić przed wpływem kogoś innego na własny umysł. Mimo to nie wydawało się to być czymś groźnym - niebezpieczeństw w tym miejscu nie powinno być.
Obserwował zatem ostrożnie, jak Sheenani powoli otwiera drzwi, a te zaczęły się - przynajmniej w jego oczach - odpowiednio materializować. - O, teraz widzę. - lekko się uśmiechnął. Uchylenie, zaglądnięcie - już same te gesty spowodowały, iż podszedł i samemu zaczął się uważniej przyglądać, by potem podnieść oręże i być gotowym do wystosowania zaklęcia. W szczególności, gdy drzwi zostały pchnięte z mocniejszą siłą, a głos stał się jeszcze głośniejszy. Wiatr z tyłu delikatnie musnął jego włosy, jakoby zachęcając, by jego kostki skorzystały z kąpieli.
- Może ktoś tu mieszka? - zastanowił się, gdy wykonał pierwszy krok, zanurzając kostki w przyjemnej, chłodnej wodzie. Na te słowa wiatr delikatnie się wzniósł, jakoby w potwierdzeniu, by potem powrócić z powrotem do swojej lżejszej formy, choć ta nie była czymś groźnym. Prędzej stanowiła potwierdzenie, jakoby cichy komentarz, który miał zostać przekazany właśnie przez ten gest; ponowny śmiech, jakoby zachęcający do zabawy. - Wchodź, niczego niebezpiecznego tutaj nie ma. - lekko się uśmiechnął i prostym skinięciem głowy zachęcił dziewczynę do wejścia - tudzież zanurzenia dolnej części ciała w niewielkiej ilości - by ta nie musiała się bać. Zresztą, gdyby coś się stało, nie zamierzał tutaj stać bezczynnie. Różdżkę jeszcze miał wyciągniętą, ale muskające raz po raz podmuchy powietrza jakoby chciały go zapewnić - w szczególności, gdy dotykały dłoni - że nic mu tutaj nie grozi. Ani Puchonce.
- Chyba tutaj nic nie ma poza tym śmiechem i wiatrem. Widzisz coś szczególnego? - zapytał się koleżanki, bo jakby nie było, ona pierwsza zauważyła klamkę i drzwi, więc w sumie możliwe, że nadal samemu pozostawał ślepy na pewne niuanse.

Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty16.07.21 2:00;

  Od dawna nie wierzyła w zapewnienia w bezpieczeństwo jakichkolwiek miejsc. Farma w Sheepwash miała być jej domem - na dodatek bezpiecznym, bo bez magii, ze świadomymi zagrożenia charłakami, którzy zdolni byliby ochronić ją przed "przeklętymi w oczach boga wiedźmami". Jej ówczesna rodzina uważała nawet, że znali sposoby, by wyleczyć z magii dzieci; czuła się więc bardzo bezpieczna. Skończyło się tym, że po pierwszej emanacji została zamknięta w ciemnym, ciasnym pomieszczeniu, a samotność przerywano jedynie chwilami grozy rodem z Malleus Maleficarum. Potem podobnie kazano jej myśleć o dziadkach; czy jednak można było czuć się bezpiecznym w miejscu, gdzie ta bardzo zła magia była obecna niemalże wszędzie? I co więcej, gdzie hołduje się idei, wedle których mugoli i czarodziei ze zbrukaną krwią w ogóle nie powinno być? Efekt potwierdzenia paroletniej Sheenani szalał.
  Podobnie miał się Hogwart. I chociaż w szkole nic złego personalnie się jej nie stało, tak nie każde jedenastoletnie dziecko zaśmieje się na widok duchów, którym odpadają kończyny, są zbryzgane krwią, czy... po prostu, duchów. Wystarczyło pierwsze wrażenie (i historie związane z Wojną Czarodziei), by wiedzieć, że nie będzie miała tam najspokojniejszych snów. O Pałacu nie wiedziała za to nic konkretnego - a to samo w sobie wydawało się być podejrzane.
  - Tego nie wiesz. Ławka też wyglądała na bezpieczną. - Szepnęła, wychodząc z założenia, że jeśli będzie mówić cicho, to może bardzo złe rzeczy nie usłyszą i nie zechcą o sobie przypomnieć. - Jeśli mieszka, to... Chyba liczy na odwiedziny. - Omiotła spojrzeniem widoczne pomieszczenie, a jej myśli powędrował do manier. Najwyraźniej jakiś byt faktycznie zapraszał ich dwójkę. Pojawiało się więc pytanie; czy aby na pewno wypada pojawiać się z pustymi rękami? Powinna zdjąć buty? Chyba... powinna.
  Pochyliła się, po czym zdjęła ze stóp sandały, odkładając je przy ścianie obok drzwi. Doświadczenie nauczyło ją, że znikające pomieszczenia miały to do siebie, że lubiły się więcej nie pojawiać - a już straciła jedną parę całkiem nowego obuwia w pewnej małej, nieużywanej jadalni. Kiedy już zabezpieczyła swoje buty, ruszyła za Felkiem, czemu zawtórował śmiech i ciepłe podmuchy wiatru. Drzwi zamknęły się za nimi; jednak nie z łomotem, jak zazwyczaj miało to miejsce, a cicho i delikatnie, by nie narobić hałasu. Cokolwiek mieszkało w katakumbach, nie chciało wystraszyć swoich gości.
  - Felinusie, wzięło nam zamknęło drzwi. - Zauważyła, chociaż nie wydawała się być tym szczególnie przestraszona. Jej włosy wyraźnie falowały na wietrze, czuła też, że coś delikatnie i spokojnie głaskało ją po ramieniu, jakby dając jej znać, że wszystko jest w porządku. Delikatność bytu, mile chłodząca woda i to, że drzwi wciąż były widoczne, pozwoliło Doireann obrócić się i ruszyć w głąb pomieszczenia. - Jest pusto. - Stwierdziła, stawiając kolejne kroki. Zatrzymała się, kiedy była mniej więcej na środku. - Chyba możemy zawracać? - Wystarczył tylko jeden kolejny krok, by stopa dziewczyny nie dotknęła więcej podłogi. Uniosła się, najpierw na niewielką odległość, by potem wzlecieć już znacznie wyżej. Tym razem nie pomogło głaskanie, śmiech, ani ciepły wiatr. Dziewczyna przycisnęła dłonie do ust i wydała z siebie stłumiony krzyk. Zaraz też podkuliła pod siebie nogi, przybierając pozę latającego jajeczka.

@Felinus Faolán Lowell
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty16.07.21 9:30;

Bezpieczeństwo pozostawało zatem względne. Niemniej jednak, gdyby postawić sprawę jasno - to ludzie stanowią dla siebie zagrożenie. Słowa mają moc przekonywania, ale również moc zwodzenia, o czym doskonale wiedział, gdy funkcjonował w dorosłym życiu już znacznie wcześniej. Gdy w wyjątkowo wczesnym wieku musiał porzucić jeden rok nauki na rzecz doglądania tego, co się działo w gospodarstwie. I nie było dobrze; rozwalone butelki, alkoholizm ojczyma, a na domiar złego fakt, że przez niego stal się gorszy, nie pozwalały mu wcześniej spać spokojnie. Dopiero od miesiąca, może dwóch... się z tym wszystkim pogodził. Nie było łatwo. Jakby widział tylko i wyłącznie wyrazy twarzy, które skutecznie powodowały, iż zapoznawał się z opinią innych. To było oczywiste, że w sobie skrywał znacznie więcej. Każdy skrywał; ta bardziej wrażliwa strona mogła być zbyt łatwo zaatakowana. Nikt przecież rodziny nie wybiera - choć wybór matki nie należał do prawidłowych. A przynajmniej był zwodniczy ze strony Haywarda, o którym nie myślał. Popełniwszy samobójstwo, obecnie znajdował się pięć metrów pod ziemią; nawet na jego pogrzeb nie przyszedł.
Tak samo początki w Hogwarcie nie były w jego przypadku zbyt radosne. Nie chciał wtedy być czarodziejem i miał zamiar spędzić czas z jedyną rodziną, jaką obecnie posiadał. Nadal posiada; nie zdołał jednak, a przyzwyczajenie do magii przyszło wraz z czasem. I w sumie był z tego dumny; o ile świat czarodziejski bywał niebezpieczny, o tyle mógł się w nim jakoś odnaleźć. Dawał mu nowe możliwości, których być może wcześniej nie zauważał.
- I co ławka mi zrobiła? Jedynie przytuliła, więc w sumie nie uważam ją za potencjalne zagrożenie. - wzruszył ramionami, bo nie wyglądało na to, by ta zamieniała swoje deski w krwiożercze zęby gotowe odgryźć każdy istniejący w jego ciele mięsień. Nawet jeżeliby zamierzała - jakoś zapanowałby nad sytuacją. Bywał w gorszych chwilach, w związku z czym niespecjalnie się tym przejmował. To, z czym mieli tutaj do czynienia, było niczym w porównaniu do nadal występujących problemów z prawą ręką; nawet jeżeli korzystał z rehabilitacji, teraz niespecjalnie mógł. Nic dziwnego zatem, że starał się ćwiczyć na własną odpowiedzialność kończynę, bo nie chciał marnować tych dwóch miesięcy. Po powrocie znowu zawita u Nicka, o ile ten się już tym nie znudził. - Także zobaczmy, co w ramach tych odwiedzin nas czeka. - nie ryzykował wiele. Pałac był bezpiecznym miejscem, a nie pustynią, która zdawała się nieść ze sobą znacznie wiele zagrożeń. Przyfajczona wcześniej ręka była na to doskonałym dowodem.
Samemu nie zdejmował butów, kiedy to zawitał z dziewczyną w dziwnej komnacie, której przeznaczenia jeszcze nie znał. Jak się okazało, lekki podmuch wiatru zamknął drzwi w ostrożny sposób, by ich nie przestraszyć, a ciągłe śmiechy zachęcały do dalszego zwiedzania; na słowa dziewczyny zamruczał cicho pod nosem, jakby przyjmując do faktu to, że drzwi rzeczywiście zostały zamknięte. A może przymknięte? Jeżeli ich otworzenie wiązało się z rzuceniem Bombardy, był gotów użyć tego zaklęcia. Choć osobiście preferował teleportację.
- Pusto, ale chyba... - zastanowił się na krótki moment, muskając opuszkami palców różdżkę. Nie wibrowała, nie ostrzegała jak na Śmiertelnym Nokturnie, więc wszystko zdawało się być w porządku. O ile przepływ magii nie został jakoś zakłócony. - ...tak, możemy. - w sumie, jak nic się tutaj nie działo, to nie widział sensu siedzenia, nawet jeżeli dźwięki zachęcały do zabawy; były beztroskie i radosne. Po chwili jednak również on wzniósł się w powietrze, tracąc poczucie z grawitacją, która powodowała, iż kostki i buty były całkowicie mokre. Spoglądał ze zdziwieniem na Sheenani, rzucił nieme Finite, niemniej jednak do niczego się nie przydało; spoglądając na to wszystko, zmarszczył brwi i zachowywał równowagę. Nie podchodził do tego, jakby coś miało ich zabić, a machanie kończynami zdawało się być poniekąd... zabawne. Choć Doireann wydostała z siebie stłumiony krzyk, na który podniósł brwi. W świecie czarodziejskim chyba za dużo widział, by móc stwierdzić, iż to jest czymś jeszcze bardziej dziwniejszym. - Wow, wow. - zatracił się na chwilę, lekko się śmiejąc. - No chyba ktoś nie chce, byśmy tak szybko wyszli. - rzucił Homenum Revelio, które poprzez błysk zasygnalizowało, iż nikogo nie ma. - Na pewno nie jest to człowiek... - zastanowił się na krótki moment. Jakie istoty były w stanie się śmiać i powodować takie efekty? - Może jakaś magiczna istota... dżinn? - powiedział, chcąc sprawdzić, czy z Sheenani jest wszystko w porządku - poleciał, popłynął zatem do jajeczka, korzystając z uroku, jaki to został im dany.
Radosny chichot nadal im towarzyszył - był teraz jeszcze bardziej przyjazny (to tak się da?).

Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty18.07.21 3:51;

  Mogliby więc zgodzić się co do jednego - oboje dźwigali na swoich barkach niepokoje, niektóre świeże, inne z czasów zamierzchłych. Dzieliła ich jedynie trzeźwość spojrzenia. Bo o ile Lowell nie zachowywał się, jakby uprawiał czarnowidzenie (a nawet jeśli, to nie przekładał myśli ponad realny świat), tak Sheenani czepiała się tych najczarniejszych scenariuszy, traktując je, jakby miała dar dostrzegania przyszłości i była nieomylna. Puchonce trudno było powiedzieć cokolwiek o swoim borsuczym bracie; bo z jednej strony znany był z tego, że wpakował się w tarapaty i stracił punkty dla domu (co dla samej Doireann, której nie bawił ten wyścig, znaczyło tyle, co nic), a z drugiej zdawał się wskazywać rozwagą i po prostu wiedzieć, co powinno się zrobić. Trudno było go w jakikolwiek sposób zaszufladkować - a jak wiadomo, mózg potrzebuje nazywać rzeczy i bawić się etykietami.
  Nie była więc w stanie przewidzieć na jego temat zbyt wiele. Co najwyżej, że jeśli będzie tak szedł z wyciągniętą różdżką i się potknie, to zawsze istniała jakaś szansa, że nadzieje się na nią okiem.
  Obecnie zaś nie myślała już o niczym. Wraz z zwiększającą się odległością od ziemi jej strach narastał, skutecznie zagłuszając wszystkie myśli. Mechanizm walki i ucieczki szalał; bo ani nie wiedziała, jak ma z tym walczyć, ani nie była pewna, jak uciekać, kiedy jej krótkie nogi w żaden sposób nie sięgały podłogi. Kwestia doświadczeń była tutaj nieważna; Doireann mogłaby pływać w powietrzu w każdy czwartek, a i tak skutkowałoby to paniką. Puchonka potrzebowała stabilności, którą dostawała dzięki grawitacji bardziej od powietrza. - C-cokolwiek to jest... - I tak oto jąkała się raz jeszcze. Tym razem nie przez herbatkę, a przez ściskający gardło lęk. - N-nie szanuje grawitacji. Jak tak można? P-przecież… ziemia ma masę. Ja mam masę. Tutaj… - Odjajeczkowała się na moment i machnęła ręką od swojej piersi w stronę podłogi. - Powinna być siła przyciągania, której wartość rośnie z iloczynem naszych mas i maleje z kwadratem odległości... - Zrobiła przerwę na głębszy oddech. Wyglądała przy tym na zrozpaczoną obecną sytuacją. - N-no jak tak można, Felinusie? Tutaj wszystko ignoruje prawo powszechnego ciążenia. Newton po coś je opisał. A na pewno nie po to, żeby... go nie było. - Jęknęła. Chociaż wciąż była roztrzęsiona, to najwidoczniej żałobny monolog na temat grawitacji pomagał się jej nieco rozluźnić. - Dlaczego magia zawsze ma gdzieś naukę?
  Dżin zdawał się nie być zbyt przejęty histerią Puchonki. Dalej się śmiał i łaskotał dwójkę wiatrem, najwidoczniej uznając, że cokolwiek dzieje się z Sheenani, nie jest warte przerywania dobrej zabawy. A może myślał, że to w jakiś sposób ją uspokoi?

@Felinus Faolán Lowell
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty18.07.21 13:22;

To właśnie przez te przeszłe wydarzenia, jakoby zaglądanie do kart historii raz po raz, gdy człowiek zastanawiał się nad sensem istnienia własnego ja, poniekąd ich kształtowało. Od dawna wiadomo o jednej rzeczy - błędy, które występowały w wieku wychowawczym, będą ciągnęły się aż do końca życia. Będą prześladowały, niczym ciche demony; wysysały energię, przyczyniały się do bezpośredniego wchodzenia w te mniej odpowiednie tory. Jedni takimi się urodzili - osobami wymagającymi sporej dozy adrenaliny lub wielbiących ciszę we własnym pokoju - inni natomiast nabawili się tego poprzez błędy, na które nie mieli wpływu.
Bo trudno jest wiedzieć, jako dziecko oczywiście, że coś może wyglądać inaczej. Działać inaczej, funkcjonować inaczej. Znajdując się w jednym środowisku, które może nie do końca było prawidłowe, z łatwością można uznać, iż drugie, bardziej odpowiednie, będzie tym, czego należy unikać. Strach przed zmianami przyćmiewał możliwość nakierowania własnego losu na lepsze, bardziej odpowiednie tory. I od momentu, w którym się o tym dowiedział - szedł z duchem czasu i tym, że wykonywanie kolejnych kroków do przodu jest konieczne, by człowiek mógł żyć w zgodzie nie tylko z innymi, ale przede wszystkim z sobą.
Dlatego nie bał się latania. No ba - był niczym Hinto, który zapewne czerpałby z tego ogromną radość, ale samemu podchodził do tego prędzej lekko optymistycznie, jakoby w delikatnym, subtelnym rozbawieniu. Starcie dwóch światów było tutaj widoczne; gdy w Doireann adrenalina brała w górę i powodowała uruchomienie pierwotnych instynktów, Lowell po prostu akceptował to, co się dzieje.
- Fizyka nie przewidziała istnienia magii. Newton zapewne też. - lekko się zaśmiał, kiedy to sobie postanowił "popływać" po katakumbach, na co dżinn powietrza ponownie postanowił się zaśmiać - beztrosko, jakoby dziecko, którego ogniki w oczach są widoczne za każdym razem, gdy zwróci się uwagę na radosną twarz. - Magia to nic innego, jak kształtowanie rzeczywistości według własnej woli. A skoro ten ktoś chce, żebyśmy latali, to właśnie latamy. - samemu zdołał się przyzwyczaić do tego, że magia zaprzeczała wielu logicznym argumentom, niemniej jednak czerpanie wiedzy z dwóch odrębnych światów stanowiło znacznie większą siłę. Nie bał się. Nie miał się czego bać, gdyż jeżeli ziarenko przerażenia zostałoby zasiane w puchońskim sercu, straciłby wiarę. - Wiele praw zostało spisanych i wiele praw nie jest przestrzeganych. Nie inaczej jest w tym przypadku. Możliwość rzucania zaklęć to nie tylko świetna zabawa, ale też i odpowiedzialność, którą dzierży każdy z nas. - powiedział. - Magia jest niesamowita, ale też - to, co zostało zniszczone zaklęciami, też musi być naprawione zaklęciami. - zastanowiwszy się na krótki moment, przyłożył palce do podbródka.
- Nie zawsze ma gdzieś, ale w większości przypadków - owszem. - czekoladowe tęczówki skupiły się na Sheenani, jakoby chcąc znaleźć odpowiedź na zadane przez nią pytanie. - Myślę, że to dlatego, bo nie ma ograniczeń. Nie mieści się w żadne ramy; jeżeli chcesz stworzyć coś nowego, to po prostu tworzysz. Postęp technologiczny jest wówczas ignorowany i liczy się to, co możesz kreować słowem bądź własnymi umiejętnościami. - zaklęcia leczące potrafiły poskładać człowieka, który umarłby mugolskimi metodami; zaklęcia transmutacyjne bez problemu kształtowały wszystko wedle własnej woli, natomiast zaklęcia zwykłe - pozwalały na osiągnięcie niesamowitych efektów bez większego wysiłku. Ofensywne i defensywne stanowiły oręż, z którego należy korzystać tylko wtedy, gdy jest to konieczne, a czarna magia... stanowiła coś, czym nikt nie powinien się zajmować. A jednak takie jednostki istniały i funkcjonowały.
I tak dryfował w powietrzu; poruszał się swobodnie, okrążając raz po raz dziewczynę, jakoby chcąc ją zachęcić do tego, by się nie bała. Nic szczególnego się nie działo, a dżinn nie miał żadnych złych zamiarów, gdy żywioł pozwalał im się poruszać bez problemu w powietrzu, ignorując wszelkie spisane zasady.

Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty19.07.21 2:18;

  Pewna część Doireann płakała o zmianę. W świecie czarodziejskim była już w stanie odpowiadać za siebie samodzielnie, u mugoli brakowało jej zaledwie jednego roku. Stała w miejscu, w którym już za chwilę będzie musiała podjąć pewne decyzje - i z całego serca pragnęła zrobić to samodzielnie. Potrzebowała poczucia prawdziwej decyzyjności o swoim życiu, bez podążania za oczekiwaniami ze względu dziadków, czy przyjaciół (tak skrajnie różnych). Miała dość poczucia wiecznego wewnętrznego konfliktu pomiędzy tym, co powinna, a tym co chce, tym co uważała, że musi, a tym, czego absolutnie nie chciała robić.
  A teraz przede wszystkim nie chciała latać. Ino rozmawiać o fizyce. Słuchała więc Felinusa z uwagą, wodząc za nim wzrokiem. Nie była już tak mocno “zbita” - pozycja jajeczka, mimo, że wydawała się być bardzo bezpieczna, nie pozwalała na aktywne śledzenie swojego rozmówcy. Nawet jeśli Doireann należała do osób nieśmiałych i introwertycznych, to wciąż wolała przyglądać się ludziom. Dawało jej to znikome poczucie kontroli nad sytuacją - zwłaszcza tak stresową, jak obecna.
  - Magia jest siłą, a każda jedna siła powinna zostać zbadana i opisana. - Odparła w końcu, po chwili dłuższego zastanowienia. - Przecież nauka sprawia, że potrafimy sztucznie generować grawitację i wpływać na jej brak. Ludzie pozbawieni magicznych umiejętności potrafią zrobić to, co dzieje się... tutaj! - Z wyraźną pretensją w głosie wskazała przestrzeń pomiędzy sobą, a podłogą. - Może i dzieje się to nie za pomocą technologii i badań, ale to na pewno dałoby się zbadać i opisać. Wszystko na tym świecie da się przebadać i zrozumieć, wystarczy jedynie coś w tym kierunku zrobić. - Wyraźnie zmieniła swoją narrację z "głupia magia kradnie mi grawitację" na "leniwi czarodzieje nie zbadali magii i teraz się denerwuję". Zaraz potem westchnęła ciężko, jakby dopiero co zdała sobie sprawę ze swojego wzburzenia. Nie było to ani miłe do słuchania, ani kulturalne, toteż spojrzała się w stronę studenta z przepraszającym uśmiechem.
  - Przepraszam. Czasami… To mnie naprawdę denerwuje. - Zaśmiała się nerwowo - i żeby się czymś zająć, zaczęła wygładzać dłońmi materiał spódnicy. - Nie lubię tego, jak niestały jest ten świat. Tworzymy zasady, a potem nikt się ich nie trzyma. Albo to... bezrefleksyjne przyjmowanie magii? To jest przecież głównie odpowiedzialność, Felinusie. Grupa czarodziejów może zrobić z miastem to, co taka bomba atomowa. To straszne, że… ludzie po prostu nie chcą tego zrozumieć.
  Im dłużej rozmawiali, tym Sheenani była spokojniejsza - i to do tego stopnia, że po wcześniejszym przerażeniu pozostał jej jedynie rozedrgane dłonie i lekko podkulone kolana. Ot, proste odwrócenie uwagi od źródła paniki.
  - Chyba chciałabym, żeby magia zostawiła mi... cokolwiek. Chociażby taką zasadę zachowania masy? Transmutacja zabrała mi nawet to. Rzeczy biorą się z powietrza, znikają, mrówka zmienia się w dużo większą mrówkę. - Bezradnie rozłożyła ręce na boki. - Chyba że magia sama w sobie jest masą, składa się z atomów i daje możliwość czerpania potrzebnej materii. Ale czy to nie oznaczałoby, że magia sama w sobie jest wyczerpalna? Albo, że istnieje coś, co produkuje taką moc i oddaje ją do świata? - Zamilkła na moment - i nie dlatego, że potrzebowała chwili, by się zastanowić, czy nie miała nic więcej do powiedzenia. Jako dziecko, w procesie swojego oswajania się z magią, zapragnęła być naukowcem i zbadać to wszystko. Mogła rozmawiać na ten temat godzinami i gdybać tak w nieskończoność. Przeszkadzało jej jednak uczucie, jakby coś delikatnie poszturchiwało jej ramię, jakby domagając się uwagi.
  - Zaprosił mnie do swojego domu, a ja tylko marudzę, prawda? - Westchnęła raz jeszcze, a potem nieco uważniej przyjrzała się Lowell'owi. - Ani trochę się tym nie przejąłeś? Nawet tak tyci? - Spytała, chociaż doskonale wiedziała, co odpowie Puchon.

@Felinus Faolán Lowell
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty19.07.21 12:40;

Jedyne oczekiwania, jakie miał, to te, które wydobywały się z jego serca i z tego, że zmiany, do których chciał doprowadzić, mogły wpłynąć nie tylko na niego, ale także na tych, na których mu naprawdę zależało. Różnił się pod tym względem od Doireann, ale, jakby nie było, różnica wieku pozostawała widoczna. Nie znajdowała się gdzieś na równi, w związku z czym ich podejście również znacząco się od siebie odróżniało. Te dodatkowe pięć lat w przypadku Lowella odmieniło całe jego życie; począwszy od chłodnego, nieludzkiego wręcz podejścia do innych, kończąc na bardziej czułym i bardziej charakteryzującym człowieczeństwo zachowaniu. Nie wiedział nic na temat Sheenani, by móc stwierdzić, że dziewczyna zmaga się z naprawdę sporymi dylematami, w związku z czym żył w tej błogiej nieświadomości, iż wszystko - dobrze - część rzeczy jakoś się układa. Bo intuicja momentami naprawdę mówiła mu, że coś jest nie tak i starał się ją zrozumieć, choć nie do końca jej ufał. Była momentami nieprzewidywalna i pozbawiona większego sensu, choć serce nigdy się nie myliło i zawsze starał się prowadzić jego kursem.
Wsłuchał się zatem w słowa dziewczyny, starając się z nich chłonąć wszelką potrzebną wiedzę. W sprawie jednego zaklęcia wiedział, że będzie musiał przestudiować trochę podręczników do fizyki, a tematy mugolskie nie były mu obce. Pochodząc z niemagicznego domu, czerpał wiedzę z dwóch światów i zwyczajnie się nie ograniczał. Jeżeli chciał się czegoś dowiedzieć, to po to sięgał. Wcześniej nie zważał na konsekwencje, teraz natomiast robił to uważniej. Starał się, by te potencjalne kary za nieodpowiednie zachowanie, nierozważne i nieodpowiedzialne, po prostu nie istniały. Jakby tańczące nocą demony przyciszały własne kroki, a ciche westchnięcia nie powodowały cierpienia w agonii. 
- Hm, moim zdaniem nie do końca jest siłą. Jest czymś, co można kształtować wedle własnej woli. - zastanowił się na krótki moment. - Czy zdolność uleczenia można nazwać siłą? Zasklepywania tkanek i usuwania błędów, które można było popełnić? - to nie była siła. Wymagała wiedzy uzdrowicielskiej, by móc przekierować magię na odpowiednie tory. - Magia została zbadana w magiczny sposób, nie mugolski, dlatego się różni od podejścia niemagicznego. To prawda, niemagowie mogą zrobić to, co dzieje się tutaj, ale jakim kosztem? - spojrzał na nią dokładniej. - Maszyn, ludzi, niezliczonych testów na innych, a przede wszystkim - pieniędzy. - magia nie ograniczała pod tym względem. Westchnąwszy ciężko, świat mugolski i świat czarodziejski były zbyt różne, by móc je ze sobą porównywać. - Współczesny podział zaklęć obejmuje niewybaczalne i zwykłe, w tym te drugie na stałe, pomocne oraz waleczne. OPCM i przeciwzaklęcia, uzdrawiające i cofające. Wedle badań przeprowadzonych na przestrzeni wieków każdy czarodziej ma sygnaturę, którą można uszkodzić, a nie bez powodu tylko jedną ręką możesz rzucać zaklęcia. Próba stłumienia tego w sobie powoduje powstanie obskurusa. Wyrwania - nieuchronną śmierć. Magia nie jest zatem tylko czymś, co daje ci możliwość kształtowania rzeczywistości. Jest również czymś, co daje życie, jak również je odbiera. I można się nad tym zastanawiać, spróbować wyodrębnić, zrozumieć jeszcze bardziej, coś w tym celu osiągnąć, ale to wszystko wynika z tego, jak potrafimy korzystać z naszej sygnatury. Jest nieodłącznym elementem - przynajmniej naszym. - wziął głębszy wdech i przerwał na krótki moment, dryfując w powietrzu.
- Wiesz, Doireann... gdybyśmy wszystko chcieli zbadać i odpowiedzieli na każde pytanie, doszlibyśmy do wniosku, że osiągnęliśmy już szczyt naszych możliwości. Znajomość własnych ograniczeń spowodowałaby, że zatrzymałabyś się w jednym punkcie i nie ruszyła dalej, gdyż po co walczyć, skoro i tak to nic nie da? - no i odpalił się filozoficzny Lowell. - Może to właśnie ta niemożność zbadania wielu rzeczy pozwala nam przetrwać. Nie powoduje, że krążymy tylko i wyłącznie w temacie edukacji, znalezienia sobie partnera bądź partnerki, wybudowania domu, spłodzenia bądź urodzenia syna, zasadzenia drzewa i pracy do śmierci. Bo co to za życie, gdy wiemy, co na nas czeka po drugiej stronie - kręgi piekielne albo nic, może jakieś oczyszczenie i drugi żywot. Dlatego pewne rzeczy nie są zbadane; byśmy mogli iść na przód i się nie poddawali, by ta granica nie usunęła z nas chęci walki o lepsze jutro. - tak do tego podchodził. Nie szukał nerwowo odpowiedzi na każde pytanie, wiedząc, że może to doprowadzić do odwrotnego skutku; psychika ludzka nadal pozostawała grząskim tematem, który ludzie starali się zbadać, ale zawsze naprzeciw wychodziły kompletnie nowe rzeczy, które zmieniały postrzeganie pewnych schematów. Nie lubił myśleć nadmiernie - pojawiało się wówczas więcej pytań, a słowa, które ukierunkował w kierunku Doireann, traktował prędzej jako własne podejście, aniżeli próbę rzeczywistego narzucenia zachowania. 
- Spokojnie! Na spokojnie, bez żadnej spiny, serio. - starał się ją jakoś zapewnić, że nie denerwuje się, bo to była w sumie prawda. Rozmowy takie pozwalały mu zapoznać się z opinią innych, ale bez tworzenia sobie negatywnego zdania na temat drugiego człowieka. - Wiesz, to nie my stworzyliśmy te zasady, którymi kierują się niemagiczni. Cały świat jest niestały, nawet bez magii. Jednego dnia może być wszystko w porządku, drugiego - spaść nam na łeb atomówka. - odpowiedział szczerze, bo przecież to była prawda. Mugole musieli mieć jakiś sposób na wytłumaczenie pewnych zjawisk i były one jak najbardziej prawidłowe. - Nie do końca to, co bomba, nasze zaklęcia nie powodują promieniowania alfa, beta i gamma, ale restrykcyjne prawo wymaga od nas kontroli tego, z czym się mierzymy na co dzień. I wiele osób to przestrzega. - usiadł w powietrzu, łącząc ze sobą nogi w tureckim przysiadzie. - Ale powiedz mi, Doireann, co możemy na to poradzić? Zakazać używania magii? Przecież to będzie prowadziło do powstawania obskurusów. Próba wyrwania z siebie sygnatury? Do tej pory nie udokumentowano żadnego udanego przypadku. Moim zdaniem lepiej jest nauczyć się z tym żyć w taki sposób, by nikomu nie zaszkodzić. Będąc świadomym potęgi, jaką się drzemie we własnych rękach. - nie chciał porównywać tego do momentu, gdy odkrył u siebie, że jest inny, ale podświadomie umysł mu to nakazywał. Gdyby spróbował zmienić samego siebie wbrew woli, krzywdziłby tylko swoją pierwotną naturę. - Nikt ci nie każe używać na co dzień magii. To ty decydujesz, jak chcesz z niej korzystać. Jeżeli nie czujesz się z nią w porządku, nic nie stoi na przeszkodzie, by po szkole przejść do mugolskiego życia i spróbować tam swoich sił. Pójść do normalnej placówki edukacyjnej. - mruknąwszy, popłynął jeszcze, raz po raz spoglądając ciemnymi obrączkami źrenic. - Możesz też przekuć ją w zaletę, Sheenani. Udowodnić, że może łamie zasady stworzone przez mugoli, ale w imię dobrej idei; ochrony bliskich, pomocy innym. - zakończył ten długi wywód i nagle poczuł, że gardło go boli niemiłosiernie, na co wyciągnął wodę z torby, nawilżając usta, które i tak już wcześniej powinny zaznać odrobiny czegokolwiek. Soku, wody, nawet alkoholu.
- Sygnaturę idzie wyczerpać, a tym samym uszkodzić. Wymaga wówczas regeneracji, która trwa co najmniej miesiąc, a przez kolejny następny używanie zaklęć bardziej zaawansowanych może odejmować siły. Magia nie jest zatem nieskończona, zresztą, masz przed sobą żywy przypadek. - westchnąwszy, pamiętał dokładnie, jak starał się przeciwdziałać hipnozie stosowanej przez Eskila jeszcze przed opanowaniem w pełni oklumencji. Był wówczas zmęczony, nie miał sił; serce biło niespokojnie, a próba rzucenia zaklęć kończyła się nadmiernym efektem ubocznym, tudzież jego brakiem. Teraz było dobrze, a też - umożliwiło mu to zrozumienie, na jakiej zasadzie działa ten rdzeń w człowieku i czego można się po nim spodziewać. - Każdy scenariusz jest możliwy. Słyszałaś o chorobie, która powoduje ślepotę i wrażliwość na przepływ magii w istotach bądź przedmiotach? - spojrzawszy na nią, podniósł brwi. - Być może taka osoba byłaby w stanie odpowiedzieć na pytania. Czy to ludzie wydzielają magię, czy jednak coś innego. - no tak. Szkoda było tych, którzy musieli się zmagać z czymś tak przeszkadzającym w normalnym funkcjonowaniu, aczkolwiek wiązało się to z byciem innym przez całe życie. Odmiennym. Pozostawionym zależnym od innych.
- Nie marudzisz. Zastanawiasz się, a to zarówno dobra, jak i nieodpowiednia cecha. - lekko się uśmiechnął, czując, jak wiatr delikatnie musnął jego włosy. - Człowiek, jak za dużo myśli, to wpada we własne sidła. Czasami lepiej jest odpuścić gdybania, co, jak, gdzie, kiedy i dlaczego powstało. Życie jest zbyt krótkie, by się temu poświęcać w pełni. - może miał kompletnie inne podejście, aczkolwiek nie martwił się żadnym starciem. Po prostu dzielił się własną opinią. Nie narzucał jej własnego światopoglądu, w pełni akceptując jej podejście; wolał korzystać z chwil życia, które posiadał. I chciał korzystać. - Niespecjalnie. - puścił jej oczko.

Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty22.07.21 13:58;

  Od bardzo dawna nie miała okazji odbyć podobnej rozmowy. Już we wczesnych latach szkolnych udało się jej przekonać, że fizyka i matematyka nie są tematami, na które młodzi czarodzieje chcieliby rozmawiać, nawet ci z mugolskich rodzin. Dzieciaki były często bardzo pochłonięte wizją tego nowego, czarodziejskiego świata. Nie było w tym nic dziwnego - w wielu dziecięcych fantazjach pojawiały się plany w stylu "Kiedy dorosnę, będę księżniczką, która będzie czarodziejką i strażakiem". Jej skupienie sięgało zenitu, kiedy w końcu miała okazję wziąć udział w podobnej dyskusji (i to z rozmówcą, który najwyraźniej wiedział, o czym mówi i to bez zbędnych tłumaczeń). Uważnie słuchała słów Lowell’a i starała się zapamiętać jak najwięcej z nich.
  - I to jest... tak niesamowicie irytujące. Magia jest czymś, ale czym? Jest jak jedno wielkie uniwersalne narzędzie, którym można robić robić najróżniejsze rzeczy. - Westchnęła. - Magia lecznicza musi wpływać na metabolizm komórek, a to bezpośrednio prowadzi do przyśpieszenia zdolności regeneracyjnych ciała. Nie ma innej opcji, to nie jest… kawałek ciała, który weźmie się z powietrza, a potem włoży w miejsce ubytku. Ciało zawsze będzie działało w ten sam konkretny sposób. Tylko dlaczego tak się dzieje? Co wtedy wytwarza ta cała magia, żeby pobudzić te procesy? Jakieś promieniowanie? - Dziwacznym mogło być obserwowanie Doireann. Dziewczyna była naprawdę poruszona brakiem zrozumienia samego procesu. W końcu efekt końcowy był widoczny i zrozumiały, natomiast wszystko, co działo się po drodze budziło jej ciekawość. I najwidoczniej frustrację. - Maszyny potrafią być wspaniałe. Piękniejsze od dzieł sztuki. Podobnie, jak umysły, które nimi operują. - Obruszyła się lekko. - To nie wina nauki, że kapitalizm wziął ją na zakładnika. Poza tym magia też nie zawsze jest etyczna. Też potrzebuje testów, narzędzi, składników, a te też potrafią sporo kosztować. Też ma swoje ciemne strony.
  Z całą pewnością mogła przyznać, że filozoficzny Felek przypadł jej do gustu. Rzeczy, które mówił już niekoniecznie. Doireann potrzebowała pewności i zrozumienia. Była święcie przekonana, że żyłaby dalej - i to dużo spokojniej - gdyby ktoś powiedział jej, ile dokładnie będzie żyć, jak umrze i co czeka ją później. Niewiadome były czymś, co generowało w niej liczne pokłady stresu. Brak prób zrozumienia i dążenia do rozwikłania zagadek wszechświata sprawiał zaś, że czuła się blisko popadnięcia w obłęd. - Nie wierzę w wyczerpalność świata. - Odezwała się po chwili namysłu. Nie rozmawiali już o nauce i magii, a spojrzeniu na świat, a to wymagało kolejnej chwili na szybkie przemyślenia. - Wiedza to nie surowce. Jeśli dowiemy się wszystkiego na temat tego, co dzieje się na lądzie, zawsze zostanie ocean. Po oceanie przyjdzie najbliższe otoczenie naszej planety. Potem cały układ słoneczny, ich gromady, galaktyki i dalej. Sam człowiek jest na tyle skomplikowany, że wciąż nie wiemy, za co dokładnie odpowiadają niektóre rejony naszego mózgu. A przecież poza cielesnością jest też psychika. Potem… magia? Wszystkie jej dziedziny. Wiesz… Ja… naprawdę czuję, że chciałabym to wszystko wiedzieć. Lepiej mi się śpi, kiedy rozumiem pewne rzeczy. - Wzruszyła nieznacznie ramionami. Można było przypuszczać, że cała jej postawa nieco opadła; o ile potrafiła wściekać się na brak grawitacji i gotowa była napisać cykl dziewiętnastu wierszy żałobnych, który otwierałyby się słowami “Wielkieś mi uczyniło pustki w domu moim, drogie Prawo Zachowania Masy, tym zniknieniem swoim”, tak niekoniecznie czuła się na siłach, by przykładać więcej uwagi do swoich własnych emocji, czy przemyśleń.
  Słysząc jego “spokojnie” uśmiechnęła się jedynie lekko, jakby z wdzięcznością. Przepraszała często, nawet za banalne rzeczy, co potrafiło wzbudzać w ludziach irytację. Potrzebowała jednak usłyszeć od czasu do czasu, że naprawdę nic się nie stało. Ewentualnie, że jeśli cokolwiek złego zrobiła, zostało to jej wybaczone.
  - Wiem, wiem. Sama uważam, że ostatecznie Hogwart jest... mniejszym złem. Ale musi być. - Przyznała w końcu, chociaż z pewną trudnością. Nie lubiła swojej szkoły. Nie lubiła atmosfery całego magicznego świata; wciąż dobrze trzymającego się klasizmu i poczucia wyższości co niektórych czarodziei - jakby uważali, że przeskoczyli parę szczebli w drabinie ewolucyjnej. Do tego wszystko, co działo się na arenie politycznej. Bałagan. Po prostu bałagan. - Przecież nie dostanę się na studia, Felinusie. Wybitny z zielarstwa i mugoloznastwa nie są brane pod uwagę podczas rekrutacji. Musiałabym nadrabiać całą edukację, a… Wyjaśnij, jakim cudem jakieś dziecko zostało pominięte? Ludzie będą myśleć, że ich system zawiódł, będą próbować zrozumieć dlaczego, a ja nie mam najmniejszego pojęcia, jak coś takiego wyjaśnić. - Jej uśmiech nabrał pewnej gorzkości. - Te dwa światy zrobione są tak, że… trudno jest być w obu. - Poza tym tkwiła w przekonaniu, że jeśli wyrwie się "magii", tak całkowicie przestanie z jej korzystać. To jedynie nasili istniejący w niej lęk i... Nie znała żadnego przypadku obskurusa u dorosłego człowieka, a mimo to wciąż piekielnie się bała, że jej strach stanie się dla niego pożywką. W końcu ten nie powstawał zawsze; ino w momencie, kiedy moc była tłumiona ze względu na negatywne emocje.
  Zacisnęła mocniej usta, kiedy jej myśli powędrowały ku tej przedziwnej chorobie. Nie wiedziała wiele na temat magicznych chorób i medycyny - chociaż w porównaniu do niektórych wciąż zaliczałaby się do kujonów. Dla własnego komfortu psychicznego cały zapał do gromadzenia wiedzy skupiała wokół nauk mugolskich, a nawet to nie dawało jej absolutnej pewności, że potrafiłaby powiedzieć wszystko. Była młoda, miała ograniczone możliwości i z zadziwiającą częstością skakała od dziedziny do dziedziny. Nie sprzyjało to w byciu ekspertem w jakimkolwiek temacie. Chociaż nie chciała tego przyznać, zawsze pojawiały się rzeczy, których nie rozumiała; zawsze też takowe będą istnieć, nie ważne, jak bardzo by się starała.
  Nie marudziła, tylko zaplątała się we własne myślenie. Doireann przyznała w duchu rację Lowell’owi, mając przy okazji cichą nadzieję, że w całej aurze mądrości i dojrzałości, którą teraz roztaczał powie jej, jak się z tego wyplątać. Sama była jednak na tyle mądra i dojrzała, by wiedzieć, że nie powinna na to liczyć; jej zaplątanie wymagało pewnie wizyty u specjalisty, nie w arabskich katakumbach, z coraz bardziej znudzonym ich rozmową dżinem. Mimo to, w tej konkretnej chwili mogła… chyba przestać myśleć. Odetchnęła głębiej, westchnęła i postawiła pierwszy “krok” w powietrzu. Zaraz po nim kolejny i kolejny; bez większej gracji, za to z widoczną sporą dozą niepokoju. Postanowienie było jedynie postanowieniem, nie powstrzymywało jej głowy od głośnego krzyku “To nienaturalne, idź się popłakać”.
  - Czyli... Co teraz będziesz robić? - Spytała, starając się zgrabnie zmienić temat. Powiedziała już chyba wszystko na każdy inny temat, wolała więc przejść do czegoś, co byłoby lżejsze. - Zatrudnisz się w Świętym Mungu?

@Felinus Faolán Lowell
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty22.07.21 15:26;

Samemu chodził do mugolskiej szkoły, gdzie wówczas miał możliwość i okazję, by dowiedzieć się nieco więcej na temat otaczającego ich świata. Myślał nad mugolskimi zawodami. Zastanawiał się nad tym, kim będzie w przyszłości, choć i tak jego poczucie wartości w tamtym okresie było zaburzone. Kiedy został natomiast siłą wrzucony do Hogwartu, czego nie popierał, niespecjalnie chciał w nim przebywać. To nie był wówczas jego dom - obowiązkowa segregacja dzieci wedle charakteru jeszcze bardziej godziło w jego duszę. Nie wiedział, z czym one są powiązane, dlaczego akurat Hufflepuff - miał w umyśle tylko strzępki tego, co zdołał przekazać mu pracownik Ministerstwa Magii. I to, że rozstanie z najbliższą - i jedyną rodziną - nie było czymś, co chciałby ponownie przeżywać. Choć sam fakt tego, co wydarzyło się w marcu, przyczynił się do podobnego uczucia - jakby ktoś odebrał mu kogoś, ale tym razem z ziarenkiem niepewności w kwestii tego, czy w ogóle powróci. Na los postanowił się do niego uśmiechnąć, ale na jak długo - kompletnie nie miał pojęcia. Dopiero od momentu, gdy pogodził się ze swoim magicznym pochodzeniem, zaczął funkcjonować w ten zdrowy, bardziej prawidłowy sposób. Nie porzucał jednak tego, że dzierżył w sobie to, co wpoiła w niego Lydia przez tyle lat.
- Na pewno zasadniczą różnicą jest to, że odbudowywanie komórek poprzez magię stanowi całkowicie odrębny proces. Nie pozostają przecież żadne blizny; oczywiście do momentu, dopóki nie zostaną one zadane przez stworzenie magiczne albo czarnomagiczne zaklęcie. - odpowiedział zgodnie z prawdą, spoglądając w jej kierunku łagodnie i bez jakiegoś narzucania. To, iż magia mogła przyspieszyć zdolności regeneracyjne, nie ulegało wątpliwościom. Robiła to w wręcz zaskakująco szybki sposób. - Co powiesz w takim przypadku na temat zaklęcia Transfusion? Przecież krew nie może zostać stworzona, a jednak urok ją tworzy i przy okazji przetacza. - w ciele człowieka znajdowała się różna ilość krwi, niemniej jednak oscylująca gdzieś pomiędzy cztery a sześć litrów, w zależności od płci, wieku oraz wagi. Zastanawiało go to, jak Doireann będzie chciała wytłumaczyć coś takiego - skoro przecież magia nie mogła przyczynić się do wytworzenia kawałka ciała i umiejscowienia jej tam, gdzie był potrzebny. - Magia łamie wiele zasad, by móc przenieść ograniczenia na inny poziom i umożliwić łatwiejsze życie. Ale też - znacząco je utrudniając. - przytaknąwszy, zastanowił się na krótki moment.
- To nie ulega wątpliwości. Technologia idzie do przodu nieustannie. - odczuł nagłą potrzebę wyciągnięcia fajek z kieszeni, niemniej jednak tego nie zrobił, nie chcąc urazić mieszkającego tutaj dżinna powietrza. Na pewno nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw, w związku z czym Lowell jedynie poprawił własny krawat. Zarówno lubił takie rozmowy, jak i za nimi nie przepadał. Potrafiły być męczące dla umysłu, gdy człowiek z powrotem wpadał w pułapkę myśli. Boję się, że nadejdą czasy, gdy niemagiczni specjalnie będą odcinać sobie kończyny, ażeby móc znieść własne ograniczenia, stosując specjalne implanty. Boję się, że społeczeństwo zatraci się w nadmiernym rozwoju, a maszyny wyrzucą innych na ulicę; człowiek i człowieczeństwo staną się wówczas zbędne. Westchnął ciężej, choć te słowa powiedział szeptem jakby do samego siebie. Mało czego się bał. Przerażała go jednak wizja segregacji na ludzi lepszych i gorszych, która mogłaby się odbyć poprzez właśnie rozwój technologiczny. Nie mówił, że jest zły - bał się jednak, do czego może doprowadzić. . - Czy w maszynie może istnieć dusza, zakładając, że ona istnieje? - spojrzawszy uważniej, nie wymagał odpowiedzi. Od wielu lat ludzie zastanawiali się nad podobnym scenariuszem.
Lowell nie chciał wiedzieć, ile będzie żył, za ile umrze, jak umrze i czy to przez to, że nie rozglądnie się na pasach, czy jednak przez to, iż postanowi ponownie jakoś zaryzykować. Jedni potrzebowali tego do szczęścia, on natomiast - niekoniecznie. Na zawsze i na wieczność chciał uczynić z życia coś więcej, niż tylko nudną, pozorną egzystencję. Korzystał z chwili. Różnił się obecnie od Felinusa, który wcześniej, znacznie wcześniej, miał w zwyczaju wszystko planować. Teraz owszem, coś tam planował, ale nie uzależniał od tego swojego dnia. Swojego życia poniekąd. Był prostym człowiekiem, być może stracił na inteligencji poprzez liczne znajomości, aczkolwiek jeżeli miał umrzeć, chciał, by każdy dzień, który przeżył, był dobrym, niezmarnowanym dniem, a relacje, które go łączą z innymi - nigdy nie wygasły.
- Skąd wiesz, że na pewno jest niewyczerpalny? - spojrzał na nią, jakoby chcąc studiować kolejne kroki, mimikę twarzy i poczynania. - Sami stworzyliśmy te słowa. Skąd mamy wiedzieć, czy to, w czym żyjemy, nie jest rzeczywistością, a po prostu fikcją? Czy ktoś z góry nie patrzy i nie śmieje się na nasze poczynania? Zresztą, za dużo się rozwodzę na ten temat. - przyłożył palce do własnych skroni, czując, że lekko głowa zaczyna mu pulsować. Już dawno nie prowadził takiej rozmowy, w związku z czym się zwyczajnie odzwyczaił. Słuchał jej, nie przerywał następnie, zapisywał i wkładał do odpowiednich szufladek stosowne informacje. Wbrew pozorom takie dyskusje były dobre na zapoznanie się z charakterem drugiej osoby. Mówiły więcej niż skierowane wprost pytania, a tym samym pozwalały na lepsze zrozumienie podejścia innych do poszczególnych spraw. - Jeżeli chcesz wiedzieć, to zdobywaj ją. Kto wie, być może będziesz pierwszą osobą, która wytłumaczy, czym dokładnie jest magia? - lekko się uśmiechnął na tę myśl w przyjazny sposób, bo co jak co, ale miło byłoby zobaczyć, że coś komuś wychodzi. A w szczególności to, na co stara się odnaleźć prawidłowe odpowiedzi, by lepiej zrozumieć działający dookoła świat. 
Nie przeszkadzało mu to; spotkał się z wieloma osobami w swoim życiu. Felinus mógłby podejść do niej oschle, gdyby tylko był starym, zgorzkniałym Felinusem. A jako że znacznie się zmienił, nie potrafił tak naprawdę przejść obojętnie. Nadmierne przepraszanie było oznaką pokory, nieśmiałości lub niskiej samooceny. Albo wszystkiego po trochę, ale to oczywiście zależy od danego przypadku.
- Nic nie jest jednokolorowe. - odpowiedziawszy zgodnie z prawdą, trudno było inaczej podejść do tego typu rzeczy. Sam początkowo uważał Hogwart za największe zło, potem nadmiernie łamał regulamin, gdy czynnik stresowy odszedł na bok, a przystosowanie organizmu do ciężkich sytuacji - no cóż, pozostało. Niemniej jednak różne zapędy względem wyższości znajdowały się nie tylko w świecie czarodziejskim, ale także mugolskim. Religia, wiara, kolor skóry, orientacja. Szufladkowanie ludzi trwało w najlepsze, gdy o tym rozmawiali, choć nie mogli temu nic zaradzić. - Szczerze? Nie mam bladego pojęcia, jak wygląda potencjalna zmiana czarodziejskiego papierka na mugolski. O ile w ogóle istnieje. - miał ochotę przegryźć dolną wargę, aczkolwiek tego nie zrobił. Wiedział, że to nie jest coś, do czego powinien się przychylać. - Ale pamiętaj, że nie jesteś jedyną osobą, która chciałaby powrócić do niemagicznej rzeczywistości. Jakiś sposób musi być, tylko my o tym nie wiemy. - czekoladowe tęczówki uważnie spojrzały na Doireann, której przyznał rację, że ciężko jest połączyć to ze sobą w jedną całość. Przytaknął, choć do tego dochodziła jeszcze jedna kwestia - Obskurusa. Teoretycznie nie odnotowano żadnych przypadków nosicieli w takim wieku, niemniej jednak wszystko jest możliwe, w szczególności w temacie świata otoczonego pokładami magicznymi.
Tematem choroby zarzucił krótko, nie chcąc się nad nią jakoś specjalnie rozwodzić. Magicum Visius upośledzało działanie narządu wzroku na rzecz możliwości dostrzeżenia tego, jak wygląda magia pod względem przepływu. I musiało to być niesamowite, w szczególności w badaniach nad działaniem czarodziejskiej mocy, niemniej jednak były student nie chciałby się poświęcić dla dobra ogółu. Cenił sobie teraz własne zdrowie i to, że ma kogoś, na kim mu bardzo zależy. Zresztą, żadne życie nie zasługiwało na tak okrutny los, by poświęcać je w ramach eksperymentów. Niestety - karty historii twierdziły inaczej. Zresztą, sam był poniekąd eksperymentem - dla losu, który pluł mu prosto w twarz, a jak żeby inaczej - trzymając się nadal na czterech łapach mimo ciągłego szykanowania, bicia i ogólnie trudnego dzieciństwa. 
Lowell wiedział, że nie marudzi, niemniej jednak wpadanie w pułapkę własnego umysłu również nie było dobrym rozwiązaniem. Spoglądał zatem z widocznym zaintrygowaniem na to, jak dziewczyna zaczęła robić kolejne kroki; znudzony wcześniej dżinn ponownie się zaśmiał i popchnął ją śmielej podmuchem wiatru, wydobywając z siebie kolejne słyszalne chichoty. Były student rozszerzył swój uśmiech, widząc tę zmianę; być może rzeczywiście Doireann wymagała ludzkiego, prostego zrozumienia. Konfrontacja z innymi ludźmi potrafiła być wyjątkowo trudna, czego nie umniejszał; rozumiał w pełni wszelkie obawy, które mogły pojawić się pod kopułą czaszki, ale nie wiedział, czy akurat dobrze trafił. Samemu myślał inaczej od momentu, gdy chodził do psychologa i spojrzenie na świat stopniowo zaczęło się zmieniać. Aż do teraz.
- Nie, męczyłbym się trochę w tej robocie. - lekko się uśmiechnął, poruszając się bardzo powoli w stronę wyjścia, gdy magiczne stworzenie powoli opuszczało ich na dół, pozwalając na to, by kostki ponownie zaznały kąpieli. Temat ten był lżejszy, znacznie lżejszy. - Po wakacjach, jak mnie dyrektor przyjmie, zostanę asystentem nauczyciela uzdrawiania. No, ale najważniejsze jest to, by mnie właśnie przyjął. - poprawiwszy okulary, raz po raz chodził po wodzie, biorąc głębszy wdech, gdy dłoń pojawiła się z powrotem na klamce. Na szczęście mógł ją normalnie widzieć. - Więc... ta szkoła tak łatwo i szybko się ode mnie nie uwolni. - prychnął z widocznym rozbawieniem, powoli opuszczając katakumby. - To co, będziesz chodzić na lekcje uzdrawiania czy będziesz je odpuszczać? - zapytał przekonująco, puszczając oczko w jej stronę. Co jak co, ale intrygowało go to.

Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty24.07.21 3:26;

Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami - prawdą jest, że mogła mieć swoje teorie, jednak opierała je na sobie znanych prawach. Nikt nie zbadał magii pod kątem, który byłby w stanie wyjaśnić, na czym polegał cały proces; skąd biorą się nowe komórki w ciele, krew, w jaki sposób można wyhodować nowy narząd, czy zasklepić ranę tak, że nie pozostawiała po sobie żadnego śladu. Sama teleportacja - bo jej przecież Lowell użył, by przetransportować Doireann do skrzydła szpitalnego - była wystarczającą zagwostką, a przecież naukowcy teoretyzowali na ten temat od zarania dziejów. Tylko skąd dziewczyna miała wiedzieć, która z teorii jest prawdziwa? Cała fizyka kwantowa zastanawiała się nad czymś, co już było - a wystarczyłoby to zbadać. - Nikt tego nie sprawdził, a ja nie posiadam odpowiedniej wiedzy. - Przyznała bez wahania. Nie miała problemu z tym, że czegoś nie wiedziała. To nie był powód do wstydu; zwłaszcza, że trapiły ją zagadnienia, na które do tej pory nikt inny nie dał jej odpowiedzi. - Sęk w tym, że te łamanie zasad… też ma swoje zasady. - Westchnęła krótko. Wcale nie zależało jej na łatwiejszym życiu, a takim, które mogłaby lepiej zrozumieć.
  Zdziwiła się odrobinę, słysząc pytanie. Nie spodziewała się usłyszeć teraz czegoś, co zahaczało o robotykę i etykę. - Nie. - Odpowiedziała szybko. - Jeśli dusza istnieje, w tym takim… metafizycznym znaczeniu, to nie jest niczym, co na chwilę obecną człowiek jest w stanie sztucznie wytworzyć, albo przenieść z ciała do maszyny. Naukowcy są w stanie nauczyć robota mimikowania ludzkich zachowań do tego stopnia, by wyglądały realistycznie, ale… to tylko iluzja. Dobrze napisany kod ze sporą zawartością danych. - Nie pozostawiała żadnych złudzeń. Wiedziała, że nauka ma swoje ograniczenia i chociaż rozwijała się coraz mocniej, tak nic nie wskazywało na to, by sen o “sztucznej inteligencji” miał się ziścić - przynajmniej według jej mniemania. Nie przerażało jej też ulepszanie ludzkiego ciała z dość prostego powodu; nie sądziła, by ktokolwiek naprawdę wolał stracić swoje ciało - ciepłe, prawdziwe, czujące - w imię robotycznej nogi, czy ręki. Bunt maszyn zaś nie jawił się dla niej, jako niebezpieczeństwo. Zastanawiała się jedynie… Gdyby tak otworzyć świat magiczny na mugoli i żyć razem, dzielić się z nimi magią, znacznie lepszą medycyną… Jakby wyjaśnić tym miliardom osób, że podczas gdy oni żyli z protezami, a ich bliscy umierali przez brak zapasów odpowiedniej grupy krwi, że czarodzieje nie są bezduszni.
  Wierzyła w niewyczerpalność rzeczy, bo znajdowali się w nieskończenie wielkim kosmosie; na dodatek byli w nim jedynie malutkimi ludźmi o ograniczonym czasie, możliwościach i umysłach. Jeszcze wiele czasu minie, nim jakaś mądra głowa stwierdzi, że nie ma co robić na ziemi. Widziała jednak reakcję Puchona - postanowiła więc dalej go nie męczyć. A potem obdarzyła do całkiem szczerym i radosnym uśmiechem. To były naprawdę... miłe słowa. Postanowiła, że jeśli jakimś cudem uda się jej odkryć "czym jest magia", to wrzuci jego nazwisko do sekcji z podziękowaniami.
  - Wiesz, w najgorszym wypadku zostanę profesorem mugoloznastwa. - Mimo, że mówiła to z wciąż radosnym uśmiechem, można było wyczuć w jej głosie pewną gorycz. Nie była to jej wymarzona przyszłość, ale jedyna tak blisko “normalności”, jaką mogła sobie wyobrazić. I prawdopodobnie jedyna, w której miała mieszkanie z prawdziwą lodówką, prądem i pralką, którą jej rodzina mogłaby zaakceptować. - Opowiem wtedy wszystkim o wyższości mugolskich mediów społecznościowych nad wizz… - Przerwała gwałtownie, kiedy to z kolejnym postawionym krokiem dżin postanowił przypomnieć o swojej obecności. Odruchowo przycisnęła dłonie do spódnicy, gwałtownie wciągając powietrze w płuca. - Bogowie, dżinie, proszę. - Jęknęła, kiedy tylko poczuła, że jej równowadze już nic nie zagraża. - Felinusie, mam wzorową frekwencję. - Dodała zaraz, wbijając na niego wzrok. Nie po to tyle mówiła o zasadach, fizyce i tym, jak stałość pewnych rzeczy jest ważna, by teraz insynuowano jej, że mogłaby opuścić jakiekolwiek zajęcia.
  Mimo to... chyba dobrze się tutaj bawiła.

@Felinus Faolán Lowell

+
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Lazurowe katakumby QzgSDG8




Gracz




Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty24.07.21 16:21;

Część rzeczy nie dało się wytłumaczyć w pełni naukowo - a jedną z nich była magia. Wszelkie procesy zachodzące w niej, które powodowały, że tkanki powracały z powrotem do jednej, logicznej całości, nie można było wytłumaczyć w stu procentach. Wiele rzeczy pozostawało poza zasięgiem ich wysuniętych do przodu dłoni, jakby chcąc udowodnić poprzez prosty śmiech, że doglądanie do wszystkiego i próba realnego znalezienia przyczyny, no cóż, nie zawsze jest możliwa. Lowellowi to odpowiadało, niemniej rozumiał obawy dziewczyny. Sam nie musiał wiedzieć wszystkiego o otaczającym go świecie i uważnie poddawał selekcji informacje, które posiadał. Wkładał do odpowiednich szufladek, ustawiał na półkach, by mieć do nich jak najlepszy dostęp. Tak naprawdę dopiero wtedy, gdy coś go intrygowało, był w stanie poświęcić się temu w pełni. Możliwość wynalezienia poszczególnych zaklęć była jedną z tych czynności. Zebrane na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy notatki posiadały swoje odpowiednie kopie, by w razie konieczności móc do nich powrócić, gdyby jednak oryginał został pożarty żywcem.
Nie opowiedział zatem na jej słowa. Nikt tego nie przebadał? Nie, prawdopodobnie było to przebadane, aczkolwiek nikt nie doszedł do jakiegoś wniosku. Medycyna magiczna wymagała wielu lat selekcji, by wprowadzać zaklęcia do ogólnego leczenia, unikając wszelkich możliwych skutków ubocznych. Zaklęcia ofensywne i defensywne, w tym te zwykłe, no cóż, różniły się złożonością. Wymagały mniejszej ilości testów, by zostały użyte ogólnie. Uzdrawianie pozostawało wyjątkowo odpowiedzialną dziedziną, w której każdy błąd występujący podczas leczenia mógł przyczynić się do pozostania w rodzinie na przyszłe pokolenia; kiwnąwszy głową, nie zaprzeczał temu, że łamanie zasad też ma swoje zasady.
- A jeżeli sztuczna inteligencja, która uczy się samodzielnie, zacznie wydawać sprzeczne linie kodu, odczuwając ludzkie emocje? Albo ich imitację? - zastanowił się na krótki moment, przykładając palce do własnego podbródka, jakby miało mu to pomóc to wszystko przetrawić. Przecież jedna z nich, korzystając z informacji ogólnodostępnych w Internecie, zaczęła wysyłać same przekleństwa, wszak tego jej ludzie nauczyli. Tego się samodzielnie nauczyła; została następnie wyłączona za rasistowskie komentarze i nieodpowiednie zachowanie. Co, jeżeli sztuczna inteligencja, ucząc się odwzorowywania emocji, sama nauczy się je odczuwać, a ludzie - uznając to za błąd w programie - postanowią ją wyłączyć? To poniekąd tak, jakby dziecko, nauczone do skrywania emocji, wreszcie coś z siebie wydobywało, zostało oznaczone za błąd.
Wiele pytań mogło się rodzić pod kopułą czaszki, ale nie znali tak naprawdę na nie odpowiedzi. Mimo to musiał przyznać, że wiedza dziewczyny wykraczała poza Hogwart, co świadczyło o jej przywiązaniu do mugolskiego świata. Nie znał się na programowaniu, nie znał się aż nadto na sieciach neuronowych, a jedynie o nich słyszał - niczym statyczny niemagiczny mężczyzna. Każda informacja mogła się przydać, a sam czuł powiązanie do tego, skąd tak naprawdę się wydostał. Z łatwością manipulował dwoma tymi światami, będąc w stanie czerpać z nich stosowną wiedzę. Internet mu to umożliwiał, a w domu miał przecież przydatne ku temu urządzenia. Telefonu od partnera jeszcze nie odzyskał, ale w międzyczasie zapewnił sobie nowy.
Nie wiedział, jak Doireann odbierze te słowa, niemniej jednak szczery i radosny uśmiech zdawał się potwierdzać to, że były jak najbardziej na miejscu. Lubił, gdy ludzie nie tracili wiary we własne umiejętności i jeżeli mógł jakkolwiek poprawić ich samopoczucie bądź nadzieję, że coś się ułoży i coś znajdą do odczytania, przeanalizowania - postanowią to wykorzystać. To nie był pierwszy raz, zresztą. Doskonale pamiętał, jak starał się pomóc Cassianowi w dążeniu do swoich marzeń. Niemniej jednak... ślad po nim zaginął i nie miał możliwości skontaktowania się z nim.
- Czy to aby na pewno jest najgorsza opcja? - spojrzał na nią szczerze, a czekoladowe tęczówki zdawały się dokładnie przyglądać temu, jak radosny uśmiech utrzymywał się na jej twarzy, choć przez ton głosu przeszła nieprzyjemna gorycz. - Istnieją gorsze zawody w świecie magicznym. A uważam osobiście, że z wiedzą, którą posiadasz, nadawałabyś się na nauczyciela. - przyznawszy całkowicie szczerze, nie zamierzał temu zaprzeczać. Dziewczynę intrygował świat poza Hogwartem i nie zamykała się przed nim. Być może to byłby złoty środek między koniecznością pozostania w magicznym społeczeństwie a porzuceniem tego wszystkiego na rzecz... nie do końca pewnych studiów mugolskich i tym samym pracy. - I prawidłowo! Świat czarodziejski niemiło zerżnął ten pomysł, a do tego jest bardziej kulawy od... - i tutaj jednak wiatr uderzył w jego skórę, przyczyniając się koniec końców do pojawienia z powrotem na ziemi. - ...od Instagrama czy Facebooka. - lekko się zaśmiał, powracając na bardziej stabilny ląd.
- W to nie wątpię. - puścił oczko, by tym samym zacisnąć palce na klamce, a drzwi otworzyły się łagodnie, bez żadnego skrzypnięcia. - To co, idziemy? - zaproponował, by tym samym - zgodnie z tym, co zadecydowali - opuścić razem katakumby, gdzie dżinn jeszcze posłał lekki podmuch powietrza i zachichotał, pozwalając im udać się we własną stronę.

+
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Lazurowe katakumby QzgSDG8








Lazurowe katakumby Empty


PisanieLazurowe katakumby Empty Re: Lazurowe katakumby  Lazurowe katakumby Empty;

Powrót do góry Go down
 

Lazurowe katakumby

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Lazurowe katakumby JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
Arabia
 :: 
Miasto
 :: 
Pałac
-