Bywały dni, w których nawet nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. I to nie tylko w Hogwarcie, gdzie przynajmniej mógł rozłożyć się wygodnie na łóżku we własnym dormitorium, albo w części wspólnej, lub jakiejkolwiek innej części ogromnego zamku, zapominając o obowiązkach na moment i skupiając się na pewnym relaksie, który w pewnym momencie i tak zostałby przerwany nagłym powrotem myśli o ominiętych zadaniach, albo kimś, kto chciałby mu przerwać sielankę jakimś pytaniem, które to w ogóle wzięłoby się z wierzby bijącej. Nie pomyślałby, że będąc otoczonym przez tyle wspaniałości wakacji, również doświadczy uczucia pewnej niewiedzy co do sensu i toru swoich zajęć. Jeszcze te zasady, obowiązkowe stroje; chciał się temu sprzeciwić, ale nie mógł tak po prostu nie poszanować kultury innego kraju. Albo pozwolić sobie na grzywnę lub bardziej nieciekawe konsekwencje, na które nie był przygotowany. Chcąc nie chcąc, przyjechał wypocząć i zamierzał ten cel osiągnąć. Nawet jeżeli musiał zakładać na siebie te specjalne szaty, posiadać kolorową brodę i nosić na głowie turban. I tak naginał zasady, uparcie wyjmując kilka kosmyków loków spod niego tak, żeby nachodziły mu na twarz.
Teraz postanowił chodzić tam, gdzie go tylko nogi zdecydują się ponieść. W tym swoim turbanie, Galabii i z kolorową brodą przemierzał przypałacowe ścieżki, a towarzystwa dotrzymywała mu tylko paparra. Nawet zdążył przyzwyczaić się do jej towarzystwa, pozwalając jej nawet siadać na swoim ramieniu; zaczął zadawać jej pytania związane nie tylko z jej niefortunnie dopasowanym do jego hobby, ale też o Arabii. I, szczerze mówiąc, był niesamowicie zadowolony z faktu, że przynajmniej dzisiaj nie mówiła do niego aż tak dużo. Nie, żeby nie przepadał za dawką wiedzy, ale jej skrzek nie ułatwiał przyswajania informacji. Jedynie bardziej przyprawiał o ból głowy, a takie problemy wolał miewać z innego powodu.
Może i przez paparra, albo przez nieuwagę, znalazł się w miejscu, do którego pewnie nigy by nie zajrzał. Nie interesował się szczególnie szklarniami, te Hogwarckie też zdawał się dość długo unikać, nie mogąc patrzeć na wszystkie rośliny, a już w szczególności na "niczemu winne" mandragory. Zaskakujące, że nawet po ponad roku ten specyficzny smak wciąż odczuwał w ustach; rzekomo miesiąc to wcale nie taki długi odstęp czasu, prawda? Przynajmniej teraz nie musiał się martwić, że będzie przypominał sobie jej smak. Miejsce było... spore. Fotele wygodne, woń niemal hipnotyzująca, a nawet szczególnie nie przepadał za kwiatami.
Nawet nie zorientował się, kiedy usiadł i tak po prostu siedział z filiżanką w dłoni, niemal degustując się ciszą, która tu panowała. Myśl, że powinno być tu więcej osób, wciąż odbijała się echem po jego głowie. Może po prostu jego nie powinno tutaj być? Może jego obecność zakłócała spokój tego miejsca?
-
Jesz jakieś ciastka? - zwrócił się do papugi, siedzącej na oparciu jego krzesła. Spojrzał na zawartość talerza, starając się domyśleć, czy któreś ciastko to coś w rodzaju krakersa. Bo przecież te pierzaste stworzenia lubią krakersy. A przynajmniej tak mu się wydawało, ale mógł być w błędzie. ONMS też odbiegała trochę od radaru jego zainteresowań...
gadanie paparry
@Alec Taylor