Samonauka zaklęćJednopostówka Była
w miarę zadowolona z poziomu własnych zaklęć defensywnych - co jednak nie zmieniało faktu, że do pełnego zadowolenia było jej jeszcze daleko. Zawsze najbardziej skupiała się na zaklęciach leczniczych, co było raczej oczywiste ze względu na podjęty przez nią zawód. Niemniej, skoro zamierzała odsunąć się od Munga po tylu latach i wrócić do Hogwartu - nawet jeśli nie na stanowisko profesorskie - to powinna rozwinąć się również w innych dziedzinach. Zwłaszcza, że doświadczenie na stanowisku nauczycielki (i Opiekun) utwierdziły ją w jednym - samo składanie kości na tak 'uniwersalnym' stanowisku nie wystarczy. Uczniowie Hogwartu pakowali się w przeróżne kłopoty i nagłe wypadki, więc jeśli miała wrócić do... niejako piastowania nad nimi, nie może polegać wyłącznie na swoim koniku. A choć wakacje mijały w miarę spokojnie - przecież doskonale pamiętała co za młyny polityczne dzieją się na Wyspach.
Zawędrowała samotnie do ogrodów pałacowych - kierując się według wskazówek swojej papugi w stronę altany, która o tej porze powinna być... przynajmniej nieoblegana. Złotowłosa nauczyła się ufać swojemu rozespanemu papparowi, bo jeśli chodzi o miejscówki rzadko kiedy nie miał racji. Jednocześnie przywiązał się do niej już na tyle, że bez sprzeciwu postanowił jej w samorealizacji pomóc.
—
Zjesz coś może przed naszymi próbami? — podpytała papuga, który dosłownie machnął skrzydłem na jej propozycję suszonych daktyli. Perpetua wzruszyła ramionami, samej moszcząc się wygodnie w altanowych poduchach i nalewając sobie do czarki zimnej wody z cytryną. Poprawiła jeszcze błękitną chustę na złotych lokach - równie złotą dłonią sięgając po swoją różdżkę. Czuła jak ciepłe drewno czerwonego dębu wibruje lekko - jakby w oczekiwaniu na kolejne
lekcje.
—
W takim razie... — podjęła podnosząc jasne spojrzenie na białego pappara - i pociągając jeszcze łyk z naczynka, by nawilżyć gardło. —
Leć. Po tym jak rzucę zaklęcie spróbujesz do mnie wrócić. Tylko... uważaj i nie połam się o barierę, dobrze? — Troska o pierzastego towarzysza wyraźnie odmalowała się w jej rysach. Ptak ponownie machnął tylko skrzydłem - wznosząc się w powietrze, by dołączyć do innych królewskich papug.
Perpetua westchnęła krótko i rozsiadła się wygodniej, opierając plecy o poduszki. Starała się choć trochę wyciszyć - jeszcze nigdy nie próbowała rzucać tego zaklęcia samodzielnie. Kiedyś jednak musi być ten pierwszy raz.
—
Tueri Abi — podjęła spokojnie, gestykulując miękko różdżką. Do ćwiczeń przyjęła, że altana w której właśnie siedziała jest 'jej domem' - jeśli już miała ćwiczyć zaklęcia obronne, to krok po kroku. Rzucenie tej inkantacji na Dziuplę i otaczający ją ogród wdawało się w tym momencie wręcz awykonalne.
—
Zahir! — zawołała swojego papuga, który bez chwili zwłoki zleciał z dachu altany... swobodnie przelatując między kolumienkami. Perpetua zmarszczyła brwi z jawnym niezadowoleniem. —
Ciesz się, że nie zadziałało, bo rozbiłbyś się jak o szybę przy takim pędzie — żachnęła się do papugi, która ziewnęła jedynie przeciągle w reakcji na jej przesadną troskę. —
Jeszcze raz — poprosiła, poprawiając chwyt na swojej różdżce.
—
Tueri Abi — powtórzyła, tym razem czując lekką wibrację magii - gdy zaczęła sobie dodatkowo wizualizować delikatną mgłę, otaczającą altanę z zewnątrz. Musiała się skupić nie tylko na geście - ale również na tym, że
nie chciała żeby ktoś poza nią znalazł się we wnętrzu maleńkiej konstrukcji. Niektóre czary wymagały znacznie więcej aniżeli tylko odpowiedniego gestu i wymowy inkantacji - zwłaszcza te potężniejsze.
—
Spróbuj teraz, tylko - na Helgę! - ostrożnie! — zwróciła się do krążącego w pobliżu Zahira, który powoli obniżył lot, cal po calu przybliżając się do altany. W końcu, gdy podleciał wystarczająco blisko - jego lotki z błyskiem otarły się o postawioną barierę, zaginając się delikatnie. Ptaszysko przekrzywiło zaintrygowane głowę, badawczo wyciągając czarny szpon - by odbić pazury od niewidzialnej bariery. Oboje z Whitehorn roześmiali się wdzięcznie.
—
No dobrze, ostatni raz! — Miękkim gestem zdjęła nałożoną obszarowo tarczę. Pokrzepiona sukcesem, skinięciem głowy nakazała Zahirowi odlecieć nieco dalej.
—
Tueri Abi... — Tym razem spróbowała roztoczyć granicę w nieco większym promieniu wokół altany - tak jakby planowała właśnie otoczyć urokiem dom jej i Huxleya. Dębowa różdżka zadrżała - a zaklęcie nabrało mocy. —
Spróbuj Zahir! — poleciła papudze, która z równą ostrożnością sprawdziła kolejną barierę. W istocie, znów nie mógł przekroczyć wyznaczonej przez magię Whitehorn granicy - i znów oboje zaśmiali się tryumfalnie.
EOT