Sporych rozmiarów lokal, zamknięty za dnia, otwiera się o późnych godzinach i zamyka dopiero nad ranem. W środku jest raczej ciemno, a występom towarzyszy gra świateł, budująca klimat klubu. Dostaniesz tu różnego rodzaju mugolskie alkohole i pewnie nietrudno będzie tu znaleźć kogoś, kto zaoferuje ci coś mocniejszego.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko było to nawet nazwać rozmową. Rzucali w eter słowa, a przynajmniej Max, by uniknąć niezręcznej ciszy i jakoś z tego wszystkiego wybrnąć, co nie szło im za dobrze. Czuć było, że żaden nie chce się znajdować w tym miejscu, co nawet ślepy by zauważył. -Możliwe. - Mruknął, bo jakoś wątpił, by cokolwiek w Paraíso uległo zmianie. Nie chciał jednak teraz o tym myśleć. To nie była jego sprawa, co działo się, lub nie, w murach tego hotelu. Na całe szczęście nie mógł słyszeć myśli Moralesa, które wcale nie poprawiłyby tej niezręcznej sytuacji. -Ty o siebie też. - Odpowiedział, przez chwilę patrząc na plecy Salazara, by następnie ruszyć w swoim kierunku lekkim truchtem. Całe szczęście miał przy sobie Buddyego...
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Bywały takie wieczory, że nic nie szło tak, jak powinno. Bywały nastroje, w których miało się żal, choć nikt nie zawinił i nie było na kogo się złościć, kogo przeklinać, by zaznać choć trochę ulgi. Bywały wieczory, gdy mimo bezwarunkowej miłości do najbliższych, po prostu nie chciało się na nich patrzeć, słuchać ich, czerpać z ich ciepła. Czasem po prostu chciało się oderwać od życia, zapomnieć o wszystkich radościach i smutkach, zatopić się w nierzeczywistym transie obcych głosów, obcych ciał i znaleźć ukojenie w doczesnych przyjemnościach. Nicholas był czarodziejem czystej krwi, arystokratą, dzieckiem świata magii, w nim narodzonym i w nim wychowanym. A jednak jego los potoczył się ścieżką, która sprawiła, że to wśród mugoli czuł się bezpieczny i odprężony. To on tu miał różdżkę. To on mógł wszystko. To on był bogiem w tym ich prostym, nieskomplikowanym świecie. Uwielbiał ich, uwielbiał tę beztroskę, uwielbiał nieświadomość z którą budzili się rano i kładli się spać. Świat bez wiedźm, bez potworów, bez klątw. Bez magii. Byli jak dzieci, które jeszcze nie doświadczyły prawdziwego zła, nie wiedząc, że można odebrać im wolę, wtargnąć do umysłu, zadać ból, którego żaden niemagiczny nawet wyobrazić sobie nie potrafił. O tym wszystkim myślał Nicholas, gdy wszedł do klubu nocnego w mugolskiej dzielnicy, kierując się prosto do baru, wabiony syrenim śpiewem kieliszka pełnego płynnego złota, które miało przywrócić mu spokój, oczyścić umysł ze zbędnych myśli i sprawić, że wszystko będzie piękniejsze. - Chivas Regal, bez lodu. - zamówił od razu po przywitaniu się z barmanem, kładąc na blacie zapłatę w funtach z przyzwoitym napiwkiem na dobry początek. Zdjął czarny płaszcz i rzucił go na sąsiedni hoker, siadając przy barze. Odgarnął z czoła niesforne kosmyki włosów, które były dość długie, by zaczął wiązać je w kitkę, ale dość krótkie, by sporo z nich wymykało się spod wąskiego, czarnego pasma aksamitu. Ubrany był po swojemu, jak zawsze. Czarne dżinsy, czarny, kaszmirowy sweter z golfem skrzętnie zasłaniającym szyję, z której właśnie ściągał szal. Wszystko to było proste, ale wysokiej jakości - wśród niemagicznych znak, że na wiele mógł sobie pozwolić, bo nie obnosił się z logo żadnych znanych marek. Skórzanych rękawiczek nie zdejmował. Jeszcze nie. Czekał na swój trunek, rozglądając się po sali skupionym wzrokiem czarnych oczu odcinających się wyraźnie na tle bladej, poważnej twarzy, na której nie gościł nawet cień uśmiechu.
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Pięć. Pięć godzin mu zeszło, za czym nakreślił sobie czarne kreski pod oczami. Ręka mu drżała od braku procentów we krwi. Wietrzał, uchodziło z niego to, co dawało mu uciechę i sprawiało, że życie było bardziej znośne. Sięgnął po piersiówkę, którą dostał od wyrozumiałego brata rok temu na święta. Przechylił ją do ust, ale spotkał się z pustką, a podobno miała być bez dna. Zaśmiał się z tego, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Poprawił włosy, spryskał się L'Air de Panache. Odrobina owoców, kwiatów i piżma na chwile wymieszała się ze smrodem alkoholu i fajek Wizz-Wizz, którymi przesiąknięty był od samego rana. Wyszedł z jakiegoś mugolskiego hotelu, obecnie pomieszkując w takich lekko obskurnych miejscach, sprawiających iluzje dobrego przybytku. Prezentujących się tak jak on - z klasą. Poprawił włosy grzebyczkiem, który trzymał w lewej kieszeni eleganckiego czarnego płaszcza. Założył rękawiczki i nie, nie zamierzał się teleportować; aż takim idiotą nie był, aby ryzykować rozczepienie zwłaszcza na prawie trzeźwo. Zresztą niemagiczni też mieli fajne kluby. Musiał wydać trochę ich waluty - funtów brytyjskich, zamówił taksówkę, każąc się zawieść pod jakiś dobry nocny klub. Podróż minęła mu bez problemu, chociaż taksówkarz z tylnego lusterka dziwnie popatrywał na Marcusa. Deverillowi to nie przeszkadzało; z pewnością chodziło o to, że nigdy nie widział tak dobrze ubranego mężczyzny. Biedni są ci mugole. Mark zmusił się do charytatywnego uśmiechu w stronę kierowcy, ale ten szybko uciekł wzrokiem; tak to jest, jak się wszystkich tak onieśmiela. Nie przepadał za zimnem, kiedy tylko wyszedł z pojazdu, rzucił drobne taksówkarzowi i pobiegł szybko do klubu. W wejściu przywitał go podmuch ciepłego powietrza, a także dużo zapachów, które nie robiły mu większej różnicy. Podszedł od razu do baru, nie czekając, aż jakaś pół naga hostessa poda mu drinki. — Coś dobrego mocnego, ale z klasą, nie pije pomyj zwłaszcza mugolskich. - Rzucił od razu pieniądze na blat, siadając sobie i czekając na zamówienie. Kobieta za barem nie zwróciła uwagę na jego ostatnie słowo. Nic dziwnego, pewnie wielu tu miała, co po procentach gadają od rzeczy, wspominając coś o mongołskich ściekach, chociaż rękę dałaby sobie uciąć, że Marcus nie wyglądał na Azjatę. Kiedy tylko dostał szklaneczkę szkockiej whisky, od razu poprosił o butelkę, oddalając się w stronę, gdzie mógł usiąść i się zrelaksować. Dziewczyny tańczyły na odpowiednich do tego miejscach, chociaż bywał i w takich klubach, gdzie tańczono na stołach, a rura była wbita przez środek, istniało ryzyko, że dziewczyna wyleje Ci drinka, dlatego przyjął z ulgą, że striptizerki mają swoje sceny, chociaż był zawiedziony, że nie ma mężczyzn na ich miejscu; takich klubów zdecydowanie było mniej. Siedział sobie, nalewając i wypijając ze dwie szklaneczki. Ściągnął płaszcz, pod którym miał białą koszulę, na nią czarną kamizelkę, granatowy krawat i spodnie również czarne eleganckie, za to nogi zdobiły lakierki pełne klasy; pewnie dlatego szybko podeszła do niego ponętna tancerka. Usiadła mu na kolanach, ale on nie był nią zainteresowany, ciągle zerkał na mężczyznę, siedzącego przy barze, w rękawiczkach. Przyglądał mu się, rozmyślając czy on na kogoś czekał. — Mała wiesz co... dam ci pięćdziesiąt funtów, jak sprawdzisz, co ten przystojniak ma w spodniach. - Szepnął jej na ucho, wciskając w cycki obiecaną sumkę, nakłaniając ją tym samym, aby podeszła do Nicholasa i no cóż, zbadała jego czuły punkt. Popijał sobie szkocką, przyglądając się show, do którego sam się właśnie przyczynił.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas miał całe dwa długie lata powodów, by nie czerpać przyjemności z bycia dotykanym bez udzielenia zgody. Właśnie dlatego gdy poczuł, jak przybliża się do niego od tyłu miła, ale jednak zupełnie nieproszona panienka, spiął się i chwycił ją niedelikatnie za nadgarstek, zanim jej palce zetknęły się choćby z materiałem jego spodni. - Nie lubię, gdy się mnie dotyka bez pozwolenia. - powiedział chłodno, odwracając się w jej stronę. Dopiero wtedy ją puścił. - Przyszedłem się napić i popatrzeć. Ale jeśli masz tu jakiegoś kolegę, to chętnie go poznam. Wcale nie miał takiego zamiaru, kiedy tu przychodził. Jeśli chodzi o mężczyzn, interesował go do tej pory tylko Tonio, za którym tęsknił i który milczał już dość długo, by nie mieć nadziei na jego odwiedziny w najbliższym czasie. A jednak niechęć, którą poczuł do hostessy, z miejsca przełożył również na swoje preferencje. Bo tak właściwie dlaczego nie? Dlaczego nie miałby się odprężyć patrząc na jakiegoś przystojnego młodzieńca, kogoś kto wciąż miał piękne, nieokaleczone ciało i chętnie je odkrywał? Na swoje przeciwieństwo, pomyślał, poprawiając odruchowo rękawy tak, by mieć pewność, że zasłaniają pokryte bliznami ciało. Sięgnął po whisky i upił łyk, rozglądając się po sali. Wtedy też jego wzrok padł na Marcusa, zatrzymując się tam na dłużej. Z zainteresowaniem oglądał jego oryginalny strój i interesującą twarz z oczami podkreślonymi czarną kredką. Właśnie to ostatnie mu się spodobało, sprawiając, że trochę zaszumiało mu w głowie. A może to tylko działanie alkoholu? Nie podszedł do niego. Nie odezwał się. Tylko patrzył, sprawdzając, czy nawiążą jakieś nieme porozumienie, czy zadzieje się magia i czy poczują do siebie jakiś wzajemny magnetyzm. Na wiele nie liczył, ale jednak był ciekaw. I wcale tego nie ukrywał.
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Dotyk. Dotyk był jak narkotyk. Jego intensywność zależała od lekkie muśnięcie dłoni po taniec nagich ciał, skąpanych w pocie zmagań gorących westchnień. Miał tylko to chociaż ojciec wyzywał go od dziwkarzy; takie sformułowanie było jednym z delikatniejszych, które kierował w stronę swojego syna, woląc, aby ten jednak pukał panienki niż chłopców, chociaż tak naprawdę pragnął, aby wszystkie jego dzieci były normalne i ułożone; John nie rozumiał tego, że ta ucieczka Marcusowi dawała namiastkę kontroli nad swoim życiem i ukojenie, bo jeśli nie cielesna bliskość to co? Emocjonalność totalnie nie wchodziła w grę, wiązała się z bólem, który zagłuszał jak teraz szkocką whisky. Już szumiało mu w głowie, a jedna czwarta butelki została opróżniona. Nie był pijany, tolerancję alkoholową miał sporą, dlatego co to dla niego 1000 mililitrów Blended. Obserwował z uwagą, jak kobieta zbliża się do nieznajomego przy barze i sięga do jego krocza, ale mężczyzna był szybszy. Deverill doszedł tylko do jednego wniosku. Koleś był gejem, przyszedł popatrzeć na panienki, bo nie po to, żeby się upić. Chociaż pewnie nie każdy lubił być niespodziewanie złapanym za krocze; dla mężczyzn ta delikatna świętość często doprowadzała ich do łez. Zwłaszcza przez wściekłe kobiety, które dobrze wiedziały gdzie uderzyć. Dolał sobie do szklaneczki złocistego płynu, kiedy zdał sobie sprawę, że ta jest pusta. Wpatrywał się bezczelnie w Nicholasa ani na moment nie spuszczając z niego wzroku, nawet kiedy to on skierował spojrzenie na Marcusa. Teraz był dobry moment na nieme porozumienie. Skinął na niego wolną ręką, w drugiej trzymając swojego drinka. Nie chciało mu się podchodzić. Miał nadzieje, że mężczyzna z czai, że to do niego został skierowany ten gest. Jeśli nie, był gotów zapłacić kolejne pięćdziesiąt funtów jakieś laluni, aby ta robiła mu za służącą. Skrzaty w domu to jednak prawdziwe błogosławieństwo, ale brzydkie to takie; nic dziwnego, że ich życie tylko do tego się nadawało.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas nie miał nawet w połowie tak dużej tolerancji na alkohol, ale też nie spożywał go w takich ilościach. Nie czuł potrzeby, nie znał jeszcze magicznej mocy, z którą trunki potrafiły odciąć od myśli i świadomości jako takiej. Widząc pustą już butelkę obok nieznajomego, zrozumiał jak bardzo różnili się pod tym względem, ale kiedy ten skinął na niego, Seaver pomyślał - czemu nie? Wpatrywał się chwilę w Marcusa, ważąc ryzyko, a potem pochylił się do barmana, kupując nową butelkę zamiast kolejnego drinka. I dopiero tak uzbrojony wstał i podszedł do nieznajomego, bez pytania siadając na sofie po przeciwnej stronie stołu. - Nie jesteś zainteresowany tymi dziewczynami, prawda? - zagadnął, stawiając pełną butelkę whisky obok tej pustej. Nie odkręcał, nie nalewał. Czekał, ciekaw czy Marcus sam się obsłuży i jego przy okazji. Rozsiadł się wygodnie, opierając się o skórzane obicie. - A zatem po co tu jesteś? Dla alkoholu? Dla widoków? A może dla towarzystwa? Gdyby palił, to byłby dobry moment, by wyciągnąć papierosa. Zamiast tego jednak przyglądał się z ciekawością mężczyźnie. Oryginalny jak na mugola. Ale może po prostu nie doceniał uroku niemagicznych?
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Alkohol Alkoholu szybko ubywało z jego szklaneczki, a także z butelki. Musiał poczuć na nowo, że w krwi krąży trucizna, która znieczula jego emocje, zagłusza myśli i odpręża ciało. Czuł się lepiej, chociaż wypłata właśnie szybko umykała mu z portfela, zamieniona w większości na funty brytyjskie. Nie zamierzał płaszczyć się przed rodzicami, chociaż mógł znowu trochę poudawać cudownego syna i liczyć na jałmużnę. Lubił pieniądze, nie lubił, kiedy ich brakowało. Jutro nie zamierzał iść do pracy. Trochę wolnego, ogarnie się, lekko wytrzeźwieje i zarobi na nowo na przyjemności. Wiedział, że nie może przesadzać, był już na dnie, a to wyglądało tak, że nie miał nic do jedzenia i spał w kałuży swoich szczyn. Raz tak skończył, po tym, jak Logan umarł, drugi raz nie zamierzał doprowadzać się do tego stanu. Jak staczać się to tylko z galanterią. — Widzę, że prawdziwy z ciebie dżentelmen z klasą. - Przywitał się z nim wymierzonym w niego komplementem, za nim zamierzał odpowiedzieć mu na jego pytania. Nieznajomy przyniósł butelkę, postawił obok jego prawie pustej. Już mu się spodobał. Otworzył trunek, nalał im elegancko do szklaneczek. — Nie. - Kobiety nigdy go nie interesowały, ale nawet Nicholas to zauważył. Uniósł szklaneczkę, aby wzbić toast. — Dla alkoholu, dla widoków, dla towarzystwa, wypijmy za to wszystko. - Czekał, aż ich szkła wybrzmią charakterystyczny dźwięk. Potem przechylił trunek do ust, który ostro rozlał się po gardle, ale on już tego nie czuł. Powoli to nie miało znaczenia, nawet wyborny smak procentów. Odłożył drink na stolik, na moment przechylając się w stronę Seavera. Wyciągnął dłoń, ozdobioną sygnetami z pomalowanymi paznokciami na czarno, aby następnie zatrzymać ją przy jego uchu. Chciał złapać kosmyk czarnych włosów. — Mogę? - Wpierw chciał się upewnić, że mężczyzna nie ma nic przeciwko, a jeśli miał, bez krzty skrępowania schowałby rękę. — Ładne masz włosy. Naturalnie czarne? Używasz jakiejś odżywki? - Zapytał, chociaż tak naprawdę sprawdzał, na ile może się posunąć. Skoro Nicholas miał problem z niespodziewanym dotykiem, to lepiej było się po prostu zapowiedzieć - delikatnie.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Oczy Nicholasa zabłyszczały wesoło na ten komplement. Czy miał klasę? Trochę. Czasem. A może nawet więcej, niż mu się zdawało? Może niektóre rzeczy po prostu wynosiło się z domu, nawet jeśli ulatywały z tak nietrwałej i zawodnej pamięci? Sięgnął po napełnioną szklankę i uniósł ją. - A zatem za wszystko. Ale w szczególności za towarzystwo. Upił łyk, ale nie odrywał wzroku od Marcusa. Był zafascynowany nonszalancją jego ruchów, jego swobodą i brakiem jakiegokolwiek skrępowania. Chciał go poznać lepiej, choć może nie zbyt dobrze. Raczej powierzchownie, na krótko, by zdobyć trochę słodkich doświadczeń, które mógłby z przyjemnością wspominać w swoim ulubionym fotelu przed kominkiem w gabinecie. Wiedział już, że świat niemagicznych nie powinien łączyć się ze światem czarodziejskim. Mogły się czasem przeplatać, mogły czerpać z siebie nawzajem. Ale nic więcej. Seaver zesztywniał, kiedy nieznajomy wyciągnął dłoń w jego stronę. W pierwszym odruchu chciał ją odtrącić, ale nim zdążył to zrobić, mężczyzna zatrzymał się i spytał. I to był kolejny punkt dla niego. - Możesz. - odpowiedział krótko, doceniając umiejętne balansowanie między szanowaniem granic, a ich przekraczaniem. Chwytanie kosmyków? Z tym mógł sobie spokojnie poradzić, tym bardziej że twarz była jednym z niewielu miejsc, które u Nicholasa nie ucierpiały. Pozwolił zatem Markusowi na takie przełamanie bariery dotyku, zadowolony z uwagi, jaka była mu poświęcana. - Naturalnie czarne, ale czasem brązowieją od słońca. To nie jest krucza czerń. Tę odżywkę zignorował, bo tak naprawdę nie zamierzał rozmawiać o włosach. Zainteresował się za to sygnetami. Chciał się im przyjrzeć z bliska, bo albo mu się zdawało, albo rzeczywiście wyczuwał od nich przyjemne, magiczne mrowienie. - Interesujące sygnety - zagadnął, bardzo pilnując, by nie przyspieszyć za bardzo rozwoju sytuacji, chociaż korciło go, by zaczepić ustami palce bawiące się jego włosami. Ależ miał na niego ochotę. Raz rozpalony przez Diaza wiedział, że trudno będzie mu się powstrzymać przed kolejną taką okazją. Ale musiał nad sobą panować. Powinien. A przynajmniej stwarzać takowe pozory, choć, jak zwykle, z jego oczu można było wiele wyczytać. - Mogę rzucić okiem?
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Uśmiech. Uśmiechnął się na jego słowa, na toast który wznieśli. To prawda potrzebował takiego towarzystwa, Nicholas zrobił na nim dobre wrażenie już od samego początku. Chociaż Marcus może był po prostu łatwy, butelka alkoholu banalnie łamała jego bariery asertywności. Musiał jednak przyznać, że Seaver od razu wpadł mu w oko, nawet jeśli wydawałoby się, że na samym wejściu do lokalu go zignorował. Trochę było w tym racji, w końcu polował na procenty, ale jakby przy okazji zaciągnął tego ślicznego mężczyznę do łóżka, byłoby idealnie, jednak potrzebowałby wtedy mniej trunku we krwi. Coś za coś. Dlatego upił tylko nieznaczenie. Musiał być w miarę trzeźwy, ponieważ zauważył delikatny problem. Miał wrażenie, że grają ten sam repertuar, ale innymi muzycznymi instrumentami. Gwałtowne ruchy mogłyby wszystko zepsuć, zwłaszcza że Marcusowi nie umknęła reakcja Nicholasa, kiedy tylko wyciągnął dłoń. W takich sprawach zauważał nawet subtelne reakcje. Dotknął kosmyka jego włosów, przyglądając się jej barwie, chociaż w mrokach nocnego klubu ciężko było zauważyć brązowy odcień. — Szkoda.- Wyraził zdecydowane rozczarowanie, ale być może tylko grał. Tak samo przyglądał się mężczyźnie z zainteresowaniem, jednak jego zachowanie było całkowicie inne. — Proszę bardzo. - Pozwolił mu, aby ten dotknął jego dłoni, zbadał sygnety, drugą zaś sięgnął do kieszeni kamizelki gdzie miał mugolskie fajki. Wolał wizz-wizz, ale nie chciał wywoływać sensacji wśród niemagicznych. Ostatnio przypadkiem teleportował się do toalety dziewczyn w jakimś klubie, dopiero w tamtej chwili do niego dotarło, że to idiotyczny pomysł; przemieszczanie się w taki sposób po świecie mugolaków, wiązało się z jednym; z wyrokiem w Azkabanie, a on tej pięknej twarzy nie chciał umieścić w więzieniu. — Palisz? - Lawirował sprawnie jedną ręką, wkładając papierosa do ust, częstując mężczyznę, jeśli oczywiście chciał zaciągnąć się tym badziewiem. Odłożył paczkę na stół, aby za chwile wyjąć zwykłą zapalniczkę. — Zdradzę ci sekret, są magiczne. - Uśmiechnął się, wypuszczając tytoniowy dym bez żadnych efektów specjalnych, jak to było w przypadku wizz-wizz'ów. Nie wiedział, czy Nicholas jest czarodziejem, ale to nie miało żadnego znaczenia, każdy niemagiczny uznałby to tylko za zabawną grę wstępną lub żart. Nikt nie wziąłby jego słów na poważnie, chyba że należał do świata magii.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Szkoda? Jeśli nieznajomego tak rozczarował kolor włosów, co byłoby, gdyby zobaczył jego okaleczone ciało? Seaver miał chwiejną samoocenę, ale posiadał też klasę, dlatego nie skomentował tej reakcji, zamiast tego przechodząc do oglądania sygnetów, uprzednio zaprawiając się dodatkowo szklaneczką whiskey. Dopiero wtedy znów odrobinę się rozluźnił i z przyjemnością ujął dłoń nieznajomego, by zacząć się przyglądać sygnetom. - Piękna robota - docenił, przesuwając palcami trochę po ozdobach, a trochę po skórze Marcusa. - Zapewne mają jakieś znaczenie? Są ważne? Rodzinna pamiątka, a może prezent od kogoś bliskiego? Interesowała go biżuteria, ale też jego ciekawość miało drugie dno. Szukał obrączki. Mimo dość swobodnego podejścia w tematach relacji romantycznych i umiłowania wolności, Nicholas nie chciał bezczelnie wpakować się w dwuznaczną sytuację z kimś ewidentnie zajętym. Nie dopytywał o to, zakładając, że druga strona wie co robi i ma wolną wolę, ale mając dowody przed nosem nie pozostałby na nie ślepy. - Magiczne? Otwierają drzwi do miejsc niedostępnych dla zwykłych śmiertelników? - spytał z wesołą iskierką w oczach, a potem jego wzrok przesunął się na usta mężczyzny. Jak to się działo, że wszyscy, z którymi łączyło go coś więcej, palili? - Bardzo rzadko. Nigdy sam. Ale... Nie wiedział jak to powiedzieć. Że lubił dzielić z innymi dym, który mieli w płucach? Że lubił smak cudzych ust na papierosie, którym go częstowano? Nie przychodziło mu do głowy żadne zdanie, które brzmiałoby w tym kontekście dobrze. Za to same myśli sprawiły, że zapiekły go delikatnie policzki. Tym bardziej, że miał coraz większą ochotę na nieznajomego. Dolał sobie złotego trunku, przy okazji uzupełniając również szklankę Marcusa.
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Prowokować. Prowokować lubił, zwracać na siebie uwagę, wzbudzać silne emocje w swoim rozmówcy, przyglądać się jego reakcji. Wyglądał, jakby nic go nie obchodziło, ale z pewnością oburzyłby się na wzmiankę o swoich włosach, dbając o ich błysk, objętość i kolor z należytą starannością. Był wrażliwy na krytykę, a jednak sam uwielbiał wbić zadrę w czuły punkt. Pozwalał z przyjemnością, aby jego dłoń błądziła po jego palcach i zaczarowanych sygnetach, przyglądając się mu, popijając szklaneczkę whisky. — Zgadzam się. - Potwierdził jego słowa, ale nie zastanawiał się nad tym, czy Nicholas jest specjalistą od błyskotek. — Mają znaczenie, ale nie jest to nic szczególnego. - Skłamał, nie chcąc wdawać się w głębsze znaczenie ochronnych sygnetów, rodowych pamiątek i miłosnych obrączek, chociaż tej ostatniej nie nosił. Przedmioty potrafią wywoływać bolesne wspomnienia, a on nie chciał do nich wracać, zresztą utrudniałoby to intymne relacje na jedną noc, nie każdy bagatelizował moralne zasady, związane z przysięgą małżeńską. — Chcesz się przekonać, co otwierają? - Uśmiechnął się, zachwycony swoim towarzystwem, mimo że to dla alkoholu tu wpadł i widoku skąpo odzianych kobiet, które nic nie mogły zdziałać, kusząc go swoim kobiecym urokiem. Nadaremnie się trudziły, ale nie Nicholas. Zaciągnął się papierosem, wpuszczając kolejną chmurę trucizny w swoje płuca, aby następnie wyjąć fajka z ust i skierować go w stronę mężczyzny. — Powiedz mi, jaki mają smak. - Zbliżył się niebezpiecznie do Seavera, obserwując, jak i on łapie w swoje płuca tytoń bez konkretnego smaku, jednakże filtr był lekko zabarwiony wiśniowym błyszczykiem, ale czy wyczuwalnym? Kto wie? Deverill za to pragnął pokazać mu prawdziwą fantazję namiętnych pocałunków, od których szumiało w głowie, a ciało błagało o więcej słodkich czułości, aby zmienić to wszystko nagle w intensywne gorące zmagania dwóch ciał. Nie zwracał już uwagi na alkohol uważnie, przyglądając się Nicholasowi, delikatnie wyrywając rękę z jego dłoni, która przed chwilą błądziła z ciekawością po sygnetach. Skierował te ozdobione palce w stronę jego policzka, ale nie dotknął go, udając, że kreśli niewidzialną falę dotyku.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
A zatem nie było obrączki. Żadnych znaków, które kazałyby mu się zatrzymać, albo powiedzieć stop. Nic nie stało na przeszkodzie spędzenia z tym nieznajomym rozkosznej nocy i Seaver zamierzał z tego bezczelnie korzystać. Nie puszczał dłoni Marcusa, błądząc opuszkami po jego skórze, delektując się tym, jaka była gładka i zadbana, a także ciepłem nagrzanych przez ciało ozdób. - Marzę o tym. - niemal zamruczał, patrząc Marcusowi prosto w oczy, w sposób nie budzący wątpliwości. Kiedy został poczęstowany papierosem, zaciągnął się nim delikatnie, nie odwracając spojrzenia i nie odsuwając się, gdy Marcus znalazł się tak blisko. Wypuścił powoli dym, z zaskoczeniem stwierdzając, że na jego ustach pozostał wyraźny smak, który z dymem nie miał nic wspólnego. Jego wzrok osunął się na wargi Marcusa. - Słodki i wiśniowy - odpowiedział, choć głos świadczył o tym, że jego właściciel błądzi myślami gdzieś w świecie marzeń. - Jestem tak bardzo ciekaw... Przymrużył powieki jak kot spodziewający się pieszczot, kiedy mężczyzna przysunął dłoń, ale się nie doczekał, więc wreszcie z niecierpliwością, wręcz domagając się fizycznej atencji zainicjował dotyk, wtulajac się policzkiem w dłoń Marcusa. +
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Zatrzymać. Zatrzymać się nie zamierzał, kiedy miał go na wyciągnięcie ręki. Przystojnego bruneta, sprzedającym w ciemnościach iluzje włosów zabarwionych kruczą czernią. To w tej chwili nie miało znaczenia. Od razu wpadł mu w oko, fascynujący, mający w sobie coś, co kusiło dziwną tajemniczością, ale też powodowało lekkie wahanie. Jakby przed nim spoczywał czarnomagiczny artefakt, kuszący swoim mrokiem, jednocześnie mówiący, że jeden dotyk może przynieść konsekwencje. Alkohol, który krążył w jego krwi, sprawiał, że cała jego ostrożność, gdzieś mu uciekała. Tym razem i teraz tylko instynktownie zatrzymał dłoń przy jego policzku, czekając na poruszenie, reakcje, chociaż już ją znał. Nie było odwrotu, ale on i tak tego nie chciał. Pragnął jedynie zatracić się w namiętnych pocałunkach nieznajomego. Spełnić w te jedną noc to jedno konkretne marzenie, które byłoby i jego marzeniem. Czuł, jak dłonie Nicholasa błądzą po jego ręce z ozdobami, jednakże jego wzrok nadal czujnie obserwował mężczyznę, którego oczy pochłaniały go niczym czarna dziura. Nigdy się nie cofał. Jego druga przez moment zdystansowana dłoń, wtuliła się bez żadnego protestu w policzek Seavera. Pogładził go czule, aby następnie przejechać palcami po jego ustach. Nachylił się do mężczyzny, całując powoli, aby następnie pożreć go w swoim słodkim, wiśniowym smaku. Nie chciał się odrywać ani na moment, a jednak musiał, nie zamierzał doprowadzić do tego, aby ta noc skończyła się tylko na pocałunkach. — Zabieram cię stąd. - Dopił szklaneczkę whisky, zostawił spory napiwek, wziął butelkę, która jeszcze nie została wypita i wyciągnął rękę w stronę Nicholasa, porywając go do mugolskiego hotelu.