C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Osoby: Max Felix Solberg oraz @Julia Brooks Miejsce rozgrywki: Skrzydło szpitalne Rok rozgrywki: Końcówka 2015 roku Okoliczności: Niespełna dwunastoletni Max w wyniku zbyt ambitnych kociołkowych eksperymentów ląduje w skrzydle szpitalnym. Tuż obok niego znajduje się nieznajoma mu krukonka połamana w skutek upadku z miotły. Czy to może być początek długoletniej przyjaźni?
Cisza powoli zapełniała się mieszaniną dźwięków. Czuł okropny ból w prawym boku i coś niemiłosiernie kuło go w jednej z dłoni. Odzyskiwał przytomność, choć proces ten był dość bolesny. Słyszał, jak ktoś do niego mówi i resztkami sił dał znać, że rozumie, choć nie jest w stanie skleić porządnej wypowiedzi. Ostatnie, co pamiętał, to dodawanie szczypty rogu buchorożca do wywaru. Później tylko huk, blask i oto był tutaj. Ktoś musiał go znaleźć i przenieść do skrzydła szpitalnego. Pielęgniarka wymachiwała różdżką nad jego dziecięcym jeszcze ciałem, co chwila rzucając jakieś moralizujące teksty o tym, jak niebezpieczne są podobne zabawy z kociołkami. Dla świętego spokoju potakiwał głową, zastanawiając się, jak bardzo źle na tym wyszedł. Ostatecznie dowiedział się, że żadnego śladu mieć nie będzie, ale regeneracja potrwa kilka dni. Liczne oparzenia musiały zostać wyleczone, a uszkodzone tkanki zrośnięte. Przyjął spokojnie podane mu eliksiry i poczekał, aż pielęgniarka odejdzie na wystarczającą odległość, by pozwolić sobie na przekleństwo pod nosem. Mimo, że był dopiero na drugim roku już pakował się w kłopoty głównie przez fakt, że kilka razy złapano go na podkradaniu składników ze szkolnych zapasów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
W końcu jej się udało. Po niemal trzech latach udziału w szkolnych lekcjach miotlarstwa udało jej się dostać do drużyny Krukonów. Oznaczało to dwie rzeczy – kontuzje i wizyty w Skrzydle Szpitalnym. Szkolne miotły i niewielkie doświadczenie Krukonki sprawiały, że od początku września zaliczyła już trzy wizyty u pielęgniarek. Ta była czwarta. To, do czego doszło na boisku dzień wcześniej, można było nazwać połączeniem pecha z pechem. Leciała zbyt szybko na szkolnych Wiciosztuchu 90, co wykrzywiło witki w miotle. Rezultat był taki, że chcąc uniknąć tłuczka, skręciła tak niefortunnie, że wpadła w trybunę i wylądowała na ziemi, łamiąc sobie przy okazji rękę. Nudziła się niemiłosiernie. Jedyne, co przy sobie miała, to zestaw krzyżówek, ale i tak nie mogła ich rozwiązywać, brakowało jej do tego ręki. Kiedy więc leżący obok chłopak się obudził, zrobiła coś, czego normalnie by nie zrobiła. Zagadała.
- Hej, masz sprawne ręce, nie? – zapytała, a gdy doszła do wniosku, że ten może korzystać z obu sprawnych kończyn, podrzuciła mu zaklęciem lewitującym krzyżówkę i pióro. – Pomożesz mi, ok? Ja niestety nie mogę pisać. – Dziewczyna wstała z łóżka, założyła na stopy mugolskie klapki i usiadła na krześle przy łóżku Ślizgona. Sprawną ręką pomogła mu otworzyć krzyżówkę na odpowiedniej stronie i wskazała na odpowiednie pole.– Włoski motocykl. BRAVO. Przez „v”. A tak w ogóle, to jestem Julka – przywitała się w końcu. – Co ci się stało? Pomagałeś szkolnym skrzatom w kuchni?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czuł, jak eliksiry powoli zaczynają działać zabierając część bólu. Zdecydowanie podobało mu się to uczucie. Nie miał jednak okazji zbyt długo się nim nacieszyć, gdy usłyszał dobiegający do niego głos z sąsiedniego łóżka. Odwrócił głowę w tamtym kierunku i zobaczył nieco starszą dziewczynę z połamaną ręką. -No... Mam, a co? - Początkowo nie do końca załapał, o co jej chodzi lecz gdy krzyżówki wylądowały na jego łóżku sytuacja od razu się rozjaśniła. -Kto Cię tak urządził? - Wskazał na niesprawną kończynę, po czym rzucił okiem na rozpoczętą łamigłówkę. Sam nigdy nie był największym fanem podobnych rozrywek, ale i tak nie mógł się stąd ruszać, więc mógł chociaż tyle pomóc. -Jedyne Bravo jakie uznaję to to od Hondy. - Mruknął uzupełniając swoją lewizną każdą kratkę po kolei. Nie był największym znawcą motoryzacji, ale jego zastępczy ojciec pomału wprowadzał go w ten świat. -Max Felix. - Chciał podać jej rękę, ale zorientował się, że dziewczyna niezbyt ma możliwość odwzajemnienia gestu. -Jeszcze czego? Nienawidzę gotowania. - Mruknął nieco urażony tym, że Julka mogła chociażby pomyśleć, że bawiłby się w takie niedorzeczne rzeczy. - Usłyszałem, że dodanie sproszkowanego rogu buchorożca do eliksiru bujnego owłosienia powoduje, że pokryjesz się włosami w różnych kolorach. Chciałem wypróbować tę teorię ale chyba coś poszło nie tak. - Wyjaśnił krótko, jakby w ogóle nie przejmował się faktem, że leży tutaj e znacznymi poparzeniami i śladami pourywanej skóry. Ból znikał i jeżeli zbyt mocno się nie ruszał potrafił go ignorować. Zaczynało mu się jedynie lekko kręcić w głowie od tych wszystkich eliksirów i innych specyfików, którymi najwyraźniej musieli go nafaszerować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Brooks nie miałaby nic przeciwko, gdyby pielęgniarka nafaszerowała ją jakimiś eliksirami usypiającymi. Mogłaby wtedy przespać te dwa dni, zamiast się tak cholernie nudzić. Niestety otwarte złamanie ręki leczono zaklęciami i czasem. Oczywiście, podano jej ten syfiasty eliksir wiggenowy, ale ten nie sprawiał, że czas nagle zaczynał płynąć szybciej. Tak więc Krukonka kombinowała, jak mogła, żeby czymś zająć myśli. Pierwsze kilka krzyżówek rozwiązała w głowie, podobnie jak kratek sudoku, ale na dłuższą metę było to wyczerpujące i mało zabawne. Książki nie miała jak czytać, bo o ile przewracanie kartek nie było problemem, to brakowało jej ręki, w której mogłaby ją trzymać. Lwią część pobytu spędziła więc, obmyślając jakieś nowe sposoby rzucania kaflem. Albo wyobrażała sobie siebie na sportowej miotle, latającą wściekle jak osa. Pobudka sąsiada była więc dla niej prawdziwym darem od losu.
- Sama się tak urządziłam – powiedziała z zaskakującą lekkością, jakby wspominała o zgubieniu pióra, a nie otwartym złamaniu ręki z przemieszczeniem. – Jak będziesz kiedyś musiał latać na szkolnej miotle, to pod żadnym pozorem nie bierz Wiciosztycha. Jak mu się odkształcą witki, to kaplica, po tobie. Nie da się tym sterować. Grałeś kiedyś w quidditcha?
Uśmiechnęła się szeroko, gdy usłyszała, jak chłopak wspomina o Hondzie. Znany był mu mugolski świat, a to zawsze jedna dodatkowa rzecz, o której mogli porozmawiać.
- Mama czy tata mugolak? – zapytała. – U mnie oboje rodziców. – Spojrzała mu przez ramię i wskazała kolejne kratki. – Rosyjski pałkarz. Avgust. Również przez „v”.
Przewróciła oczami, kiedy chłopak wyciągnął w jej kierunku dłoń na przywitanie, ale mimo to nic nie powiedziała, tylko uścisnęła ją swoją zdrową, lewą. Wyglądało to niezręcznie i takież było, ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie ona.
- JesZcZe CzEgO, NiEnAwIdZę GoToWaNiA. A co jest złego w gotowaniu? Uważasz, że to zajęcie tylko dla skrzatów i kobiet? Jesteś na nie zbyt ważny?– przedrzeźniła chłopaka i pokręciła głową z rozbawienia. – „Chyba” coś poszło nie tak? – zaśmiała się. – Tutaj zdecydowanie coś poszło nie tak. Nie słyszałeś nigdy o wybuchowym płynie zawartym w rogu buchorożca? Uczą o tym na pierwszym roku. W każdym razie nieźle wyglądasz jak na ofiarę eksplozji kociołka. Miałeś spore szczęście. Długo będziesz tu siedział?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, brak jednej sprawnej kończyny zdecydowanie mógł utrudniać życie nawet czarownicy. Chłopak był w nieco lepszym położeniu, bo o ile niektóre części ciała niemiłosiernie go nakurwiały, o tyle przynajmniej mógł nimi w miarę poruszać, a to dawało naprawdę wiele. -Wicio-co? To te miotły, co zawsze leżą z boku i nikt po nie nie sięga? - Zapytał, bo pierwszy raz słyszał tę nazwę. Na magiczne słowo "quidditch" zielone tęczówki dzieciaka rozjaśniły się. -Nie grałem. Przynajmniej nie oficjalnie. Wiesz, nie pozwolą mi jeszcze. Ale coś tam próbuję. A Ty..... Jesteś w drużynie? - Zapytał podjarany. Ten sport budził w nim jakąś dziką chęć rywalizacji i nie mógł się doczekać, aż będzie wystarczająco duży, by spróbować swoich sił na przesłuchaniach do ślizgońskiej drużyny. Uwielbiał sport, a ten nowy, magiczny stawiał przed nim wyzwanie, które chętnie by podjął. -Matka na pewno, ojca nie znam, ale wychowują mnie mugole. - Streścił szybko. Mimo, że już ponad trzy lata rezydował u Stacey i Nicka wciąż jakoś nie mógł się do tej sytuacji przyzwyczaić. Starał się jednak podejmować temat z obojętnością, która nie zawsze pasowała do takiego dzieciaka. Wiedział jednak, że okazując słabość tylko sobie zaszkodzi. Posłusznie uzupełnił kolejne kratki, nie mając pojęcia kim jest ten cały "Avgust przez "v" ". Raczej nie był typem fana, który śledził poczynania wielkich sportowców. Wolał sam oddać się wysiłkowi niż oglądać jak pocą się inni. Zaśmiał się, gdy dziewczyna zaczęła go przedrzeźniać, choć zdecydowanie nie taki był sens jego wypowiedzi. -Uważam, że to po prostu nudne. Mam wrażenie, że i skrzaty i kobiety mają lepsze rzeczy do roboty. - Wyszczerzył do niej swoje białe ząbki, po czym lekko się oburzył, gdy ta zasugerowała mu brak wiedzy na temat rogu buchorożca. -Oczywiście, że słyszałem! - Zapiszczał lekko, co wynikało z uroków chłopięcej mutacji. -Myślałem, że uda mi się to jakoś powstrzymać, ale jak widać nie wyszło. Cóż, może za piątym razem się powiedzie. - Widać było determinację i zapał w jego oczach, gdy o tym wspominał. Powoli stawał się rozpoznawalny pośród ścian skrzydła szpitalnego, choć naprawdę nie lądował tutaj specjalnie. Zwykła ciekawość pchała go do coraz to śmielszych poczynań nad kociołkiem, które kończyły się naprawdę różnie. - Coś mówią o pięciu do ośmiu dni. Ponoć wypaliło mi niezły kawał mięsa. Chcesz zobaczyć? - Zapytał podekscytowany, wskazując na jeden z bandaży na swoim przedramieniu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
- Wiciosztych 90. To stare miotły sportowe sprzed ćwierćwiecza. Gdy lecisz na nich zbyt szybko, to odkształcają się witki i potem są nadsterowne. Lubię na nich latać, bo trzeba do nich delikatniej podchodzić i człowiek się uczy wyczucia i przewidywania. Tylko no, czasem jak ci to przewidywanie nie wyjdzie, to się ląduje w skrzydle szpitalnym – wyjaśniła fachowo, dzieląc się swoimi przemyśleniami na temat szkolnego sprzętu. – Kiedyś będę miała najszybszą miotłę w szkole. I przemaluję ją na czerwono jak Viktor Krum.
Pokiwała twierdząco głową, na pytanie o przynależność do szkolnej drużyny.
- Tak, latam dla Krukonów. Właściwie to zaczynam, dostałam się do drużyny w tym semestrze i jeszcze nie zagrałam w żadnym meczu. Jak chcesz, to możemy kiedyś razem poćwiczyć. Oczywiście jak już wyjdziemy ze Skrzydła Szpitalnego. Znam fajne miejsce do latania, niedaleko Zakazanego Lasu. Dużo przestrzeni i brak wścibskich spojrzeń. Słyszałeś kiedyś o bludgerze?
Teraz kiedy miała do kogo otworzyć usta, korzystała z tego na całego. Trzynastoletnia Julka, jeżeli tylko miała możliwość gadania o miotłach, robiła to bez najmniejszych oporów. Zresztą, widziała po spojrzeniu chłopaka, że i jemu quidditch nie jest obojętny.
- W takim razie pewnie znasz mugolską muzykę. Słyszałeś o The Strokes? Albo Queen? Albo The Clash? – zaczęła zasypywać chłopakami nazwami ulubionych kapel, nie czekając szczególnie na odpowiedź. – Byłeś kiedyś w mugolskim pokoju? Można tam posłuchać mugolskiej muzyki z winylowych płyt.
Słysząc opinię chłopaka o gotowaniu, zgodziła się z nim wzruszeniem ramion. Faktycznie, o ile jedzenie było najwspanialszą rzeczą na świecie, to sam proces gotowania nie należał do zbyt interesujących.
- Słyszałeś, a mimo to i tak spróbowałeś. Nie jesteś zbyt rozsądny, prawda? Niech zgadnę, Gryfon? Odważny i bezmyślny? – zażartowała, puszczając mu oczko – Kamienna misa na wspomnienia. Myślodsiewnia. Eh, już teraz widzę, że hasło główne, to Tiara Albusa – westchnęła ciężko i zamieniła krzesło na łóżko chłopaka. Usiadła naprzeciw i wlepiła wielkie orzechowe oczy, do których wciąż nie dorosła reszta twarzy, w Maxa.
- Jasne, czemu nie – stwierdziła wesoło i pozwoliła, by ten podzielił się z nią wyglądem rany. Ta była równie paskudna, jak można było się spodziewać po opisie. – Ohyda – stwierdziła z rozbawieniem. – Bardzo boli? I czy mogę dotknąć?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wysłuchał cierpliwie całego wyjaśnienia na temat tego starego modelu miotły, która nie brzmiała dla niego jak coś, na czym by chciał latać. Nie... Max zapatrzony był w te nowsze, bardziej popularne modele, które błyszczały na wystawach sklepowych. -Miałabyś jedyną taką miotłę w całej szkole! Mnie to chyba nigdy nie będzie na własną stać... - Dodał nieco przygaszony, choć szybko powrócił do tego zachwytu, który jeszcze przed chwilą gościł na jego twarzy, gdy Julka przyznała, że gra w szkolnej drużynie. Nie znał jeszcze nikogo kto walczyłby o szkolny puchar, a oto miał niepowtarzalną okazję nabrać takich znajomości. -Jasne! Zawsze chętnie. Tylko nie karz mi latać na tych Wyciermordach, dobra? - Pokazał jej język, po czym zmarszczył brwi próbując przypomnieć sobie, czy ta nazwa mówi mu cokolwiek. -Nie. Pierwsze słyszę. Na czym to polega? - Zapytał mając nadzieję, że nie jest to jakaś nudna gra w dwa ognie, a coś bardziej ekscytującego. Krukonka wydawała się być naprawdę zajarana lataniem, a Solberg uwielbiał miotły głównie przez to, że był to jedyny środek transportu, na jakim nie robiło mu się niedobrze. No i widział na meczach, że jest szansa na niezły łomot, a jaki dwunastolatek nie chciałby oberwać tłuczkiem w mordkę? -Jeszcze pytasz? A Hendrix? Ramones? Jefferson Airplane? - Dorzucił swoje trzy grosze wymieniając nazwy, które pamiętał z winyli Nicka. Dobra muzyka była jedną z tych rzeczy, za które był wdzięczny swojej nowej rodzinie. Wcześniej nie miał okazji poznać tego bogatego świata dźwięków, a teraz nawet zaczynał uczyć się grać na instrumentach. Cieszył się więc, że Julka wydawała się mieć podobne zainteresowania. -Jest tu takie miejsce? Myślałem, że cały zamek nie uznaje mugolskiego życia... - Przyznał zamyślony. Był tutaj dopiero półtorej roku i zdecydowanie nie odkrył jeszcze wszystkich tajemnic zamku, co było chyba niemożliwe w tak krótkim czasie. Udał obrażonego na kolejne słowa Julki. On i gryfon, dobre sobie... -Bez ryzyka nie ma zabawy! Ile można ciągle mieszać to samo w kociołku? I nie, nie gryfon. Ślizgon. - Wyszczerzył się do niej prawie dumny. Wiedział, jaką łatkę ma jego Dom, ale jakoś niezbyt się tym przejmował. O mało co nie trafiłby gdzie indziej. Tak przynajmniej miał blisko do kuchni i na błonia, a nie musiał latać po tych wszystkich schodach tylko po to, by zaczerpnąć świeżego powietrza. -Tu też można coś wygrać? No wiesz, jak w mugolskich krzyżówkach, że wysyłasz hasło i masz szansę na kilka funciaków, czy nowy mikser... - Zapytał ciekaw, bo może biznes krzyżówkowy wcale nie był takim głupim pomysłem, jak mogłoby mu się wydawać. Rzucił okiem na pola z hasłem i faktycznie musiał przyznać, że Tiara Albusa bezbłędnie pasowała do rozwiązania. Gdy Julka usiadła na łóżku, delikatnie odsunął opatrunek, by pokazać świeżą jeszcze ranę. Zdecydowanie nie była przyjemna do patrzenia, ale nikt się tym jakoś nie przejmował. -Dotknąć? Dawaj! Zobaczymy, czy eliksiry działają. - Łobuzerski błysk pojawił się w jego oku na samą myśl, lecz gdy tylko dłoń dziewczyny zbliżyła się do jego rany, Max syknął z bólu. Widać znieczulenie nie znieczulało tak do końca. -Myślisz, że dadzą mi większą dawkę, jak powiem, że boli? - Zapytał zaciekawiony, po czym szybko zakrył ranę widząc przechodzącą obok nich pielęgniarkę. Nie miał jakoś ochoty jej zbytnio denerwować, a jeszcze może by mu przegoniła koleżankę, z którą tak dobrze mu się rozmawiało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Nie było chyba miotłozjeba, który wybrałby starą, ćwierćwieczną miotłę kosztem najnowszego Nimbusa. Jednak na razie marzenia o nowiutkiej miotle były dla Brooks jedynie marzeniami i nieprędko miał się ten stan rzeczy zmienić. Korzystała więc ze szkolnych mioteł i starała się nauczyć jak najwięcej, oblatując stare kawałki drewna. Każda z nich była już mocno wysłużona, mniej zwrotna czy stabilna, przez co Brooks musiała mocno kombinować, starając się zniwelować braki sprzętowe. Kto wie, może za kilka lat będzie dzięki temu lepszą zawodniczką?
- Mało kogo stać na taką miotłę. Kosztuje więcej niż magiczny samochód! – stwierdziła jakże przytomnie. – Zresztą, to nie miotła lata, tylko ty. Choć nie, właściwie to głupie powiedzenie, bo przecież miotła też lata. Ale wiesz, o co mi chodziło, prawda? Liczą się umiejętności. I sprzęt. Najlepiej mieć i to, i to.
Jeżeli można było powiedzieć coś o młodej Krukonce, to to, że niekiedy potrafiła stać się istną mistrzynią niezręczności. Jej mózg działał szybko jak jakiś ultra komputer, ale rzadko gryzła się w język, więc z jej ust niejednokrotnie wypadały zlepki luźnych myśli, układających się w jedną chaotyczną wypowiedź.
- Bludger to taka zakazana gra miotlarska, bardzo niebezpieczna. Bierze w niej udział dwóch graczy, którzy starają się wzajemnie zrzucić z miotły, za pomocą odbijanego tłuczka. Grałam w to raz z takim starszym chłopakiem i nawet wygrałam, trafiłam go w głowę. Bludger jest świetny, podobnie jak odbijanie tłuczka. Ale moi rodzicie nie są wysocy, tak więc raczej nie mam co liczyć na pałkarski wzrost. A rzucanie kaflem też jest fajne.
Oczy jej się świeciły jak psu na widok kiełbasy, kiedy tak opowiadała o lataniu, odbijaniu i robieniu sobie krzywdy. Jako mugolaczka nie miała pojęcia o istnieniu quidditcha aż do momentu, gdy trafiła do Hogwartu. Teraz nadrabiała te wszystkie stracone lata, prenumerując wszystko, co się da i zgłębiając zbiory Izby Pamięci, w poszukiwaniu archiwalnych zdjęć i wpisów o legendarnych zawodnikach, będących absolwentami Szkockiej szkoły. Losy każdego z Parkinów znała niemal na pamięć. Mając tak wdzięcznego słuchacza jak pomocnik kucharza, mogła mówić i mówić.
- Ramones? Ha, mój ulubiony zespół! Oczywiście zaraz po The Strokes. Casablancas to jest król mikrofonu, jak lew jest król dżungli – stwierdziła, wspominając przy tym o swoim ulubionym wokaliście. W jej nastoletnim umyśle nie było w tej chwili nikogo piękniejszego, zdolniejszego i w ogóle lepszego, niż mugolski muzyk z USA. – Jasne, że jest! To jedno z nielicznych miejsc, gdzie jeszcze można poczuć się choć trochę jak w domu. Choć osobiście polecam Pokój Życzeń. Wiesz, że możesz w nim zmaterializować wszystko, co chcesz? Czasem zamieniam go w mój własny pokój, kiedy zaczynam tęsknić za domem.
Bycie mugolakiem w szkole pełnej magii, nie było łatwe. Odbiegając już od zachowania niektórych uczniów, najtrudniejsze było odnalezienie własnej tożsamości. Nie była już mugolką, grającą w piłkę nożną w dokach Soton. Nie czuła się również pełnoprawną czarodziejką, choć posługiwanie się różdżką szło jej całkiem sprawnie, podobnie jak kociołkiem, a i na miotle radziła sobie przyzwoicie. Była rozdarta między dwoma światami i czuła, że nie należy do żadnego z nich. Właśnie dlatego, kiedy czuła się smutna, zaszywała się w pokoju życzeń, który zamieniał się w jej małą prywatną fortecę samotności. Tam, leżąc we własnym łóżku i słuchając własnych winyli, mogła na chwilę zapomnieć o chaosie czającym się za drzwiami.
- Uuuuuu, Ślizgon! Fiu fiu – zagwizdała z uznaniem i ukłoniła się nisko. – To wszystko zmienia! Panie Czarodzieju, proszę wybaczyć me niewybredne insynuacje, iż ktoś tak szlachetny jak Pan, mógłby pochodzić z domu Godryka Gryffindora. To by wyjaśniało, czemu jesteś tak blady. Mało słońca dociera do lochów, co? – zażartowała i zamknęła krzyżówkę, po czym odłożyła ją na nocnej szafce obok łóżka.
- Niby można, ale i tak tego nie wysyłam. Gdyby jeszcze można było wygrać coś fajnego jak voucher do „Scopy” albo plakat z autografem jakiejś „Osy” z Wimbourne. Ale nieeee, zamiast tego są samoszatkujące noże czy jakieś inne duperele dla kur domowych. Bleeeeh. – Krukonka wymownie udała, że wkłada palec do ust i wymiotuje, podkreślając marną pulę krzyżówkowych nagród.
Zanim przyłożyła palec do rany, niczym niewierny Tomasz, rozejrzała się przezornie po pomieszczeniu. Ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, było tłumaczenie wrzeszczącej pielęgniarce, czemu wkłada plucha do dziury w ciele młodego Ślizgona.
- Ugh, obrzydliwe, ale ciekawe. Moje rany nie wyglądają tak fajnie. Nawet mi usunęli blizny z miejsc, gdzie wyszły mi kości. Najgorzej, teraz nikt mi nie uwierzy, że spadłam z miotły – skomentowała, przybliżając twarz do ręki chłopaka i bacznie oglądając wciąż niezregenerowaną tkankę. – A po co ci więcej eliksirów? Przecież są ohydne. Zresztą, jak będziesz ich pił dwa razy więcej, to nie wyzdrowiejesz dwa razy szybciej. To tak nie działa, Max.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widać było, że Julka nie tylko teorię quidditcha znała doskonale, ale i starała się poznać jak najwięcej z praktyki tego sportu. Już to, że odważył się latać na tych starych miotłach wiele mówiło o jej charakterze. -To prawda. Niby magiczny kawałek drewna, a kosztuje tyle siana... - Co prawda nie orientował się w cenach samochodów, ale widział metki przy miotłach i cyfry, które tam widniały zdecydowanie nie należały do małych. -Tak, wiem. Przynajmniej chyba. W sensie, dupa zawodnik nawet na najlepszej miotle za wiele nie zrobi? - Wolał upewnić się, że rozumieją się w temacie. Maxio wiedział, jak rozszyfrowywać podobne plątaniny słów, więc miał nadzieję, że dobrze rozszyfrował intencje dziewczyny. -Zakazana i niebezpieczna? - Tęczówki Solberga znów zajaśniały tymi dziwnymi iskierkami podniecenia. Widać było, że te dwa słowa przekonały go do tej gry, choć nawet nie wiedział jeszcze z czym się ona dobrze wiąże. -Nauczysz mnie? Tłuczki są najlepsze! Jeśli kiedyś będę się starał o miejsce w drużynie, to tylko na pałkarza! - Zadeklarował z ogromną pewnością siebie. Co prawda jego dziecięce ciałko nie posiadało jeszcze odpowiednich warunków fizycznych na tę pozycję, ale ambicji odmówić mu nie można było. Kafel ani złoty znicz nie interesowały go zbytnio. Były zwykłe i nudne, a do tego nie robiły większego zamieszania. Ot jak piłka w koszykówce, której jedynym zadaniem jest przelecenie przez obręcz. -Musimy koniecznie razem posłuchać jakiejś płyty! Szkoda, że nie da się już pójść na ich koncert. Ponoć czarodzieje też mają jakieś swoje zespoły, ale narazie słyszałem tylko o tej grubej wokalistce. Celestine? Czy jakoś tak... - Wzruszył ramionami, bo jednak mugolskie dźwięki bardziej go jarały niż te ze świata magii, choć sam nie potrafił powiedzieć dlaczego. -Wszystko? Ale tak zupełnie? - Słyszał co prawda o Pokoju Życzeń, ale nie był pewien, jak on do końca działa. Poza tym przechodził obok naprawdę wielu ścian na tamtym piętrze i żadnych drzwi jeszcze niestety nie zobaczył. Pozostawało mu więc próbować dalej. -Ja tam nie tęsknię. Tutaj jest ciekawiej. - Przyznał szczerze. Przynależność do magicznego świata była jedną z najlepszych rzeczy, jaka go spotkała i miał zamiar czerpać z tej okazji garściami, a do odkrycia miał jeszcze naprawdę wiele. Choć poniekąd rozumiał Julkę. Tak naprawdę nigdzie nie czuł się jak w domu i wciąż szukał jeszcze swojego miejsca, które znajdował obecnie tylko nad kociołkiem. -Szlachetny mugolak, to się chyba trochę kłóci z założeniami tego domu. - Zaśmiał się na jej teatralne słowa. - Na dnie jeziora raczej ciemno, ale kto by tam siedział w lochach cały dzień, jak można biegać po błoniach? - Energii to miał aż za nadto i nie wyobrażał sobie włóczyć się po korytarzach całymi dniami. Potrzebował ją jakoś spożytkować, a że tereny wokół zamku zachęcały do aktywności, to często z tego korzystał. -Samoszatkujące noże to akurat nie taki zły wymysł! Sam bym przyjął podobne udogodnienie do eliksirów. Chociaż powiem Ci, że jednak mój sztylecik nigdy mnie nie zawiódł. - Może i ostrze działało, jak należy, ale niewprawione jeszcze dłonie chłopaka zdecydowanie popełniały wiele błędów skutkując licznymi rozcięciami i krwawieniem, na co powoli przestawał zwracać uwagę. Szybka wizyta w szpitalnym lub poproszenie kogoś o wyczarowanie bandaża zazwyczaj załatwiało sprawę. -Mogłaś powiedzieć, żeby Ci ją zostawili! Blizny są spoko, pokazują jaka jesteś twarda! - Sam nie miał jeszcze żadnej, ale nie przeszkadzała mu wizja jednej czy dwóch szram na ciele. Zawsze można było się pochwalić niebezpieczną przygodą, która zaskutkowała takim urazem. -Ale może inaczej zadziałają na mnie. No wiesz... - Dodał podstępnym szeptem. Nie bawił się w żadne zakazane używki, ale bardzo dobrze znał widok osób, które próbowały mocniejszych rzeczy i zawsze wydawały mu się nad wyraz szczęśliwe. -A smak można zmienić. Kiedyś będę warzył najsmaczniejsze eliksiry lecznicze w całym zamku, zobaczysz! - Zarzekł się, jakby był to jego najważniejszy plan na życie, choć musiał przyznać, że poprawa smaku tych gówien zdecydowanie by się przydała. Nienawidził tego cierpkiego posmaku, jaki zostawiały mikstury używane w skrzydle szpitalnym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
W dziewczęcym umyśle Krukonki od dawna przewijała się myśl, jak to możliwe, że za kawałek latającej deski, trzeba płacić aż tyle pieniędzy. Rozumiała, że miotły nie robi się w dzień i że wymaga ona wiele pracy, ale wciąż, był to zaledwie kawałek drewna, który unosił się w powietrzu. Miała nadzieję, że kiedyś będzie mogła sobie pozwolić na taki zakup, ale na razie nie miała wyboru i po prostu korzystała ze szkolnych mioteł, z których większość nadawała jedynie do zamiatania Hogwarckich korytarzy. Całe szczęście, że drużynowe miotły są w nieco lepszym stanie. Może w końcu przestanie odwiedzać skrzydło szpitalne aż tak często?
- Dokładnie tak. Sprzęt nie gra, Maksiu, choć wiele ułatwia – potwierdziła słowa chłopca, a gdy dostrzegła błysk podniecenia na wzmiankę o bludgerze, uśmiechnęła się szelmowsko. Doskonale znała ten wyraz twarzy. Sama zareagowała w identyczny sposób, gdy usłyszała o tej grze po raz pierwszy.
- Yep. Zakazana i niebezpieczna. Dlatego warto grać w ochraniaczach, bo można sobie zrobić krzywdę i coś złamać. Albo gorzej! – Słysząc deklarację o grze na pozycji pałkarza, przyjrzała się chłopakowi dokładniej. – Masz długie i szczupłe ręce i nogi, tak więc pewnie jeszcze sporo urośniesz. Świetnie się nadasz na pałkarza. W ogóle, jak chcesz być lepszy, to możesz ćwiczyć sobie słabszą rękę i wtedy będziesz mógł odbijać tłuczek obiema. Dlatego cały czas rozwiązuję krzyżówki i sudoku. Żeby ćwiczyć lewą rękę. Zresztą, jak widać może się to przydać nie tylko na boisku. – Wymownie wskazała na temblak z pokiereszowaną ręką.
Muzyka obok quidditcha był ulubionym tematem dziewczyny. Miała to szczęście, że jej ojciec był prawdziwym melomanem, który za punkt honoru postawił sobie „nauczenie” córki słuchania dobrej muzyki. Zawsze, kiedy Julia wracała do domu na święta czy wakacje, czekały na nią liczne muzyczne mixy, przygotowane dla niej przez mężczyznę. W ten sposób mogła być na bieżąco z mugolską popkulturą, choć większość roku spędzała w szkockim zamku. Z tego też powodu, większy sentyment miała do muzyki mugolskiej, niż tej czarodziejskiej.
- Celestine? Hmm... chyba nie znam – przyznała szczerze. Jeżeli chodzi o tych magicznych wykonawców, jej wiedza wciąż była ograniczona. Zwłaszcza że mieszkanie w zamku nie ułatwia bycia na bieżąco z obecną muzyką. – A słyszałeś o Myronie Wagtailu? Gość jest walnięty, ponoć na jednym z koncertów zjadł żywego nietoperza! No i ma zajebistego gitarzystę. To znaczy miał, bo ten zginął, lecąc na dywanie.
Ucieszyła się, gdy zaskoczyła chłopaka swoją wiedzą na temat pokoju życzeń. Czuła dumę, że wie o takim miejscu, zwłaszcza że była to wiedza raczej tajemna. W końcu nikt w szkole nie wywieszał strzałek z napisem: "Do pokoju życzeń tędy".
- No… nie do końca wszystko. Nie możesz na przykład wyczarować z niczego jedzenia, bo pokój, tak jak wszystko, obejmuje prawo Gampa. Ale tak poza tym, to możesz robić, co zechcesz. Potrzebujesz toalety? Pojawia się toaleta. Szukasz spokojnego miejsca do nauki? Cyk, masz pokój do nauki. Mogę cię tam zabrać. Mi o tym pokoju powiedziały skrzaty z kuchni. Nikt nie zna szkoły, tak jak one.
Nie znała sytuacji chłopaka, w końcu rozmawiali ze sobą dopiero od kilkunastu minut, tak więc nie mogła wiedzieć, czemu Max woli spędzać czas w szkole, niż w domu, ale w ona sama była zupełnie innego zdania. Choć to był już jej trzeci rok w Hogwarcie, wciąż czuła się tu obco. I jak mogło być inaczej, skoro przez dziesięć lat swojego życia myślała, że jest mugolką, a pewnego dnia nagle wyrwano ją ze świata, który doskonale znała, wsadzono do pociągu i kazano mieszkać w zimnym zamku, z dala od domu, rodziny i przyjaciół.
- Może i ciekawiej. – Wzruszyła ramionami i rozsiadła się wygodniej na łóżku. Było tak samo twarde, jak jej własne. Co jak co, ale szkolne pielęgniarki chyba nie chciały, żeby uczniowie przyzwyczajali się do Skrzydła Szpitalnego, bo na tak niewygodnych materacach, wyspałby się zapewne jedynie fakir.
- Sztylecik? Ja używam scyzoryka. Dostałam go od dziadka przed wyjazdem do szkoły. Zresztą, na co komu samoszatkujące noże, skoro robienie tego samemu jest fajniejsze? – Na szczęście scyzoryk dziewczyny nie zawodził jej tak często, jak sztylecik Solberga i jeszcze nie zdarzyło jej się skaleczyć. Co prawda nie spędzała większości swoich dni nad kociołkiem, więc i okazji do zrobienia sobie krzywdy miała znacznie mniej.
- Trzymam cię za słowo, bo tego się na da pić, a coś czuję, że będę tu częstym gościem. Jak już uwarzysz wiggenowy, po którym nie skręca kiszek, to daj mi znać.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Początki w Hogwarcie miały to do siebie, że jeżeli nie pochodziło się z bogatych rodów, trzeba było zadowolić się tym, co proponowała szkoła, czy to miotłą, czy innymi sprzętami, które nie były w najlepszym stanie. Max z zazdrością spoglądał na studentów, którzy chodzili po korytarzach z błyszczącymi nowością kociołkami, lub chwalili się różdżką od Fairwynów. Miał nadzieję, że kiedyś sam się podobnej dorobi i w końcu zacznie nieco lepiej radzić sobie z zaklęciami. -Złamania mi nie straszne! Tobie chyba zresztą też. - Uśmiechnął się łobuzersko, wskazując temblak na ręce dziewczyny. Nie mógł się już doczekać, aż wyjdzie stąd i zostanie wprowadzony do świata tej niebezpiecznej gry. -Pokażesz mi to wszystko? No wiesz... Jak pałować i tak dalej? - Zapytał bez ogródek mając nadzieję, że trening z dziewczyną pomoże mu jednego dnia również przywdziać barwy swojego domu i zagrać w szkolnych meczach. Muzyka była jedną z niewielu dziedzin sztuki, jaka obecnie go interesowała, a mając w domu Nicka, który był ogromnym fanem brzmień lat osiemdziesiątych i wcześniejszych, nie mógł wymarzyć sobie lepszego środowiska do poznawania kolejnych zespołów. Jeżeli zdarzało się, że mężczyzna akurat nie musiał siedzieć w szpitalu, Max chętnie zaciągał go do salonu prosząc o pokazanie czegoś nowego i jeszcze nigdy chyba się nie zawiódł. -Nie słyszałem, ale niezły świr! Myślisz, że to zdrowe, tak zjeść surowego ptaka? - Jego młoda główka zdecydowanie zapamiętała to nazwisko, by móc później wyszukać o tej osobowości jak najwięcej informacji. Żałował, że w zamku nie ma internetu, gdzie research trwałby zdecydowanie krócej, ale przeglądanie starych gazet też miało w sobie coś szczególnego. -Głupie prawa Gampa. Szkoda, że nie da się ich jakoś obejść.. - Mruknął, bo na transmutacji co rusz wpajali im do głowy, że niektórych rzeczy nie da się tak po prostu wyczarować z powietrza, a Maxio miał swoje powody, by chcieć osiągnąć podobną sztukę, choć wciąż obowiązywał go Namiar i nie mógł używać magii poza zamkiem. Nie było szansy, by znali swoje historie, a podejście każdego z nich było poniekąd nimi naznaczone. Nie był to jednak moment na żadne głębsze zwierzenia. Solberg wyjątkowo dobrze się bawił pozwalając dziewczynie pogmerać palcem w swojej ranie i rozmawiając na tematy, które naprawdę ich interesowały, nie potrzebował nagłej zmiany nastroju i rozmowy na temat swojej rodziny. -Racja, też wolę sam wszystko kroić, ale scyzorykiem to nie przejdzie. Mój sztylet idealnie leży mi w ręce, ale jeszcze nie zawsze zostaje w niej do końca przygotowań. - Zaśmiał się, przypominając sobie, jak ostatnio ostrze wyślizgnęło się z jego dłoni i wylądowało milimetry od stopy młodego ślizgona. Szczęście czasem miał i udawało mu się uniknąć wielu urazów, choć i tak zbyt często lądował w skrzydle szpitalnym. -Jasne! Wyślę Ci sowę wraz z pierwszą flaszką. Może znowu przydzielą nam sąsiednie łóżka, to spróbujesz, czy to w ogóle da się pić. - W głowie roił już wiele planów i miał zamiar wrócić do kociołka jak tylko pozwolą mu wyjść przez te ogromne drzwi. Liczył, choć jeszcze naiwnie, że opracowanie czegoś oryginalnego jest kwestią kilku, maksymalnie kilkunastu godzin i że jest w stanie poradzić sobie z czymś tak błahym jak zmiana smaku eliksiru.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Max nie był odosobniony w swoim pragnieniu posiadania nowej miotły, kociołka czy zestawu książek. Brooks również nie pogardziłaby wypastowanym Nimbusem 2015, czy ochraniaczami do quidditcha, które nie śmierdziały chłopem. Kiedy jednak na dnie kruczej sakiewki znajdowała się jedynie pajęczyna, musiała działać z tym, co miała. I nie przeszkadzało jej to specjalnie, a także nie zazdrościła bogatszym, czystokrwistym kolegom i koleżankom. Zamiast tego powtarzała sobie, że kiedyś sama się dorobi nowiutkiego sprzętu, bez niczyjej pomocy. A także, że będzie w czymś najlepsza, żeby pokazać tym zarozumiałym pajacom, że nie trzeba mieć czystej krwi, żeby osiągać sukcesy.
- Powiem ci, że jeżeli chodzi o leczenie, to magia jest genialna – powiedziała, poprawiając grzywkę, która od żywiołowego ruszania głową, wpadła jej do oczu. – Bez magii to bym musiała w gipsie łazić przez dwa miesiące albo i dłużej! A teraz? Temblak, eliksiry, kilka zaklęć i po tygodniu znów mogę pisać wiersze. Nie, żebym pisała wiersze, ale gdybym chciała, to bym mogła.
Zachichotała, jak na trzynastolatkę przystało, gdy młody Ślizgon spytał ją, czy nauczy go pałowania, ale mimo to wstrzymała się od niewybrednego żartu. Nie chciała psuć jego młodej psychiki. Dla niej było już za późno, ale dla Solberga wciąż była szansa na zachowanie niewinności. Pokiwała więc twierdząco głową.
- Nietoperz to nie ptak, głupolu. A czy zdrowe? Nie wiem, wydaje mi się, że nie. Jeszcze bym jakiegoś wirusa złapała i globalna pandemia gotowa.
Brak internetu był jedną z tych rzeczy, które ciążyły jej najbardziej. Czystokrwiste dzieciaki żyły bez technologii całe życie i nie odczuwały jej utraty. Mugolaki z kolei, wchodziły w zupełnie nowy świat, wyzbyty mugolskich ułatwień. Oczywiście, magia rekompensowała wiele rzeczy, ale nie wszystkie. Dla Krukonki czymś dziwnym i nienaturalnym było to, że nie może po lekcjach usiąść przed telewizorem i obejrzeć „Avatara” na Nickelodeonie. To samo było z muzyką i dostępem do niej. Teraz słuchała jej jedynie w mugolskim pokoju lub na lekcjach działalności artystycznych, za którymi nie przepadała.
Rozmowa z młodym Ślizgonem była wyjątkowo długa i wyjątkowo przyjemna. Młoda Krukonka coś czuła, że spotkają się jeszcze nie raz. Z jego lekkomyślnością nad kociołkiem i jej wątpliwą kontrolą nad szkolnymi miotłami, było to więcej niż pewne. Te młodzieńcze pogaduszki przerwała pielęgniarka, która przyszła do Maxa z kolejną porcją eliksirów, po których chłopak udał się w objęcia Morfeusza. Co się zaś tyczyło Brooks, czekało ją kolejne odkażanie ran i następna porcja wiggenowego, po którym żołądek zawijał jej się w pętelkę. Z grymasem niezadowolenia na twarzy, usiadła po turecku na łóżku i sprawną ręką zaczęła kartkować książkę ze szkolnej biblioteki – „Biblię Pałkarza”. Coś było w tych ciężkich i wściekłych piłkach, co sprawiało, że ją do nich ciągnęło. Ciągnęło ją również do tego sympatycznego wariata z łóżka obok, w którym dostrzegła przyszłego przyjaciela. Tylko czy na pewno tak będzie?