Główna sala jest sercem Exham Priory - to tu kilkaset lat temu rezydencja została przeklęta plagą gryzoni i to tu kilka dekad temu klątwa ta została zdjęta. Kominek znajdujący się w tym pomieszczeniu zaklęty jest tak, by wiecznie utrzymywał się w nim chociaż niewielki żar, co pozwala przezwyciężyć zimno kamiennych ścian domostwa. Stary fortepian - a raczej tylko jego pudło - dawno temu zostało przerobione na schowek na butelki wina niewymagający schodzenia do piwnicy, zaś po prawej i lewej stronie holu otwierają się drzwi prowadzące do korytarzy na parterze, piętrze oraz do wieży w Exham Priory. Najbardziej charakterystycznym fragmentem tego pokoju jest jednak sufit - a mianowicie lekko migoczący, niebiesko-szary fresk, którego centralną częścią jest wbudowany w sklepienie amulet Myrtle Snow. Przedstawia on poruszający się obraz nieba - co na nim się jednak znajduje zależy wyłącznie od nastroju osób znajdujących się w Exham Priory. Beztroska i szczęście odzwierciedla się w bezchmurnym, słonecznym nieboskłonie, zmartwienia zaś zasnuwają go ciemnymi chmurami.
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Sob Lut 27 2021, 19:09, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Krukon - jeszcze przez godzinę i pięćdziesiąt siedem minut! - pokręcił głową, niedowierzając do końca jak mocno Swansea wierzyła w to, że po jednej wizycie w ich galerii Darren stanie się wręcz mecenasem sztuki idącym w pierwszym szeregu tłumu osób niosących kaganek weny oraz natchnienia ciemnym masom (do których zaliczał się teraz też właśnie on), dla których najbliższym spotkaniem ze sztuką było mijanie fontanny w holu Ministerstwa Magii lub sprzątanie pajęczyn z portretu dziadka, rzucającego w ich stronę inwektywami w iście szekspirowskim stylu. - Z zaproszeniem i obietnicą oprowadzenia po wnętrzu na pewno byłoby mi łatwiej podjąć decyzję - powiedział ostrożnie, siadając w poprzek fotela. Uda - i już niebolący tyłek - ułożył na jednym podłokietniku, plecy zaś na drugim. Głowę zadarł do góry, obserwując wiszącą pod sufitem Lei, która - niestety - na miotle siedziała jak prawdziwa dama. Na pytanie Swansea Shaw otworzył usta, a następnie od razu je zamknął. Powtórzył ten proces jeszcze co najmniej dwa razy, próbując znaleźć odpowiednie słowa - na początku chciał ją zbyć, uznając że i tak nie uwierzy w taką historię. Zdecydował się jednak powiedzieć nieco więcej niż "nico". - Jeśli powiem ci, że dostałem to od Pani Jeziora, tej od Excalibura, po walce z tysiącletnim czarnoksiężnikiem który ukradł księżyc i przelocie razem z elfami pomiędzy Szkocją i Camelotem... - Darren zrobił wdech - ...to mi uwierzysz? - zakończył pytaniem, uświadamiając sobie jak bardzo nierealnie to wszystko brzmi. Jeszcze tydzień temu ciskał zaklęciami w horkruksa-zbroję Mordreda i bronił się przed smoczym oddechem. Dziś wieczorem za to pije skrzacie wino w towarzystwie pięknej kobiety, którą w komnacie i tak najbardziej interesuje mieszanka farby i czarów na suficie. - Twoje teoretycznie też - wzruszył ramionami Krukon, wskazując palcem na błyszczący pośrodku amulet - To należało kiedyś do niejakiej Myrtle Snow, dzięki temu sufit działa jak działa. Ale czy wyczuje że chcesz urwać mi głowę... jestem prawie pewien, że tak - Shaw zaśmiał się z własnego żartu. Na wschodnim niebie, w rytm chichotu Krukona, zagrała feeria spadających gwiazd. - Dla połowy osób taka magia to jedynie ciekawostka, druga połowa zupełnie nie zwraca na nią uwagi - wzruszył ramionami Darren. Wbrew pozorom, czary pozwalające wykryć emocje innych ludzi nie były bardzo rzadkie - amulet Myrtle Snow był jednak pod tym względem nie tylko najsilniejszy, ale też możliwe że najbardziej precyzyjny - Ale działa to też w drugą stronę, inni pokazują mi co mają "w środku" - dodał, zerkając na wijącą się leniwie zorzę w północnej części komnaty. Shaw był prawie pewny, że nie pochodziła ona od niego.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Dobrze, że w tamtym momencie trzymała się miotły całkiem stabilnie, w innym wypadku niewątpliwie zleciałaby z niej od tych wszystkich rewelacji. Spojrzała na niego przez ramię, przyglądając mu się przez chwilę, jakby w oczekiwaniu, że Shaw w końcu pęknie i zdradzi oznaki rozbawienia, a potem zreflektowała się i po prostu zadarła głowę do góry, tam właśnie próbując znaleźć odpowiedź. I choć pojęcia nie miała, w jaki sposób mogłoby objawić się tu kłamstwo, ani jak łatwo byłoby oszukać amulet, nic nie wskazywało na to, by Krukon miał jakieś nieczyste zamiary. Wręcz przeciwnie, księżyc jaśniał czystym blaskiem, wprawiając ją w niemy zachwyt. — Możliwe… — odpowiedziała ostrożnie i wzruszyła ramionami. Brzmiało nieprawdopodobnie, ale musiałaby nie być chyba czarownicą, żeby tak łatwo podawać wszystko w wątpliwość. Wychowała się w Dolinie Godryka, gdzie na każdym kroku wszystko było pełne niespodziewanej magii – jak wiele musiało jej więc być, kiedy rzeczywiście się jej szukało? — Och, czytałam o nim — zreflektowała się, bo rzeczywiście pamiętała postać Myrtle Snow, a po prostu nie skojarzyła samego amuletu. W jednej chwili wszystko stało się o wiele jaśniejsze i działanie magicznego nieboskłonu nie było już tak zawiłe, jak wydało jej się z początku. Powiodła spojrzeniem za spadającymi gwiazdami, a potem, w ślad za Darrenem, na którego zerknęła przelotnie, prosto na zorzę, marszcząc na moment brwi, aż w końcu w zaskoczeniu przybierając niezbyt inteligentną minę z rozwartymi ustami. — ...gênant — wymamrotała nieświadomie, westchnęła i powoli wróciła na ziemię, zeskakując z miotły, kiedy ta zawisła mniej-więcej metr nad ziemią. — I nigdy wcześniej niczego nie malowałeś? — postanowiła się upewnić, po raz ostatni zerkając w górę i krytycznym spojrzeniem obrzucając zorzę, która – czy to ze względu na starania Swansea, czy dlatego, że ta oddaliła się i fizycznie, i mentalnie od podziwianego fresku – nieco przygasła, ustępując miejsca blademu obłokowi wstydu, który nabierał na intensywności tym bardziej, im usilniej próbowała się go pozbyć. Wcale nie podobała jej się taka ekspozycja jej własnych emocji, bez względu na to, jak uroczy wydawało jej się i wykonanie malowidła, i jego właściwości. — Nieźle. — skomentowała w końcu powściągliwie — Jednego nie rozumiem – dlaczego namalowałeś to tutaj, a nie nad łóżkiem? Niezwykle zmarnowany potencjał. Chyba że sofa, na której właśnie się rozsiadała, widziała więcej, niż na to wyglądała, Swansea wcale nie wykluczała takiej możliwości. Założyła nogę na nogę i zwróciła się w kierunku Darrena, opierając głowę o własne ramię wyciągnięte na oparciu mebla. — Więc jak to było z tym Mordredem? Mówisz o wyprawie Jonesa… — początkowo chciała zapytać, ale uznała, że nie jest to konieczne, bo przecież doskonale wiedziała, że chodziło o słynnego Jonesa i wszystkie jego niesamowite pomysły. Wiedziała o wyprawie jeszcze zanim ta miała miejsce, rozmawiała z Julią, która ku niezadowoleniu Leighton niewątpliwie się tam wybierała.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Kredkami po ścianie w kuchni. Albo w przedpokoju. Jak miałem siedem lat - sprecyzował Darren, szybko jednak dodając - Ale na początku naprawdę to wszystko to była biało-błękitna przestrzeń, bez żadnych detali. Dopiero ręka owego znajomego, i jego zaklęcie, wprawiły fresk w ruch - wzruszył ramionami Shaw, broniąc swojego stanowiska że podstawą owego sufitu mógłby namalować każdy. Ostatnie czego mu brakowało to Lei przekonana, że nie tylko będzie w stanie uwrażliwić go na sztukę, ale też zrobić z niego wielkiego artystę. Darren Shaw w Luwrze. Darren Shaw w galerii Swansea. Darren Shaw w galerii Borghese. Brzmiało to bardziej jak nagłówek Proroka Codziennego na temat gafy o międzynarodowym rozgłosie niż zapowiedź wystawy obrazów, rzeźb czy czymkolwiek jeszcze zajmowali się artyści. Kolejną uwagę Krukon - już niedługo - przyjął z kamienną twarzą. Znajdująca się jednak nad jego głową konstelacja Byka pociemniała natychmiastowo i czmychnęła w kąt, chowając się za Skorpionem. - Sugerujesz, że miałbym używać tak zaawansowanej magii do zabawy? - spytał na siłę uspokojonym tonem, w którym i tak czaiła się nuta groźby i zdenerwowania - Tylko po to, żeby zobaczyć czy podczas seksu Strzelec nie przeleci Panny? - dodał. Swansea była w swoim pytaniu bezczelna - ale zapewne musiała to być cecha wszystkich artystów, którzy mieli szansę odnieść jakiś sukces. W końcu nikt nie zawojował świata sztuki, mody czy czegokolwiek jeszcze trzymając głowę w dole. Mimo tego Darren nie mógł puścić tej uwagi po prostu mimo uszu - to tak jakby on w galerii Swansea nie spytał nagle Leighton pokazującej mu jakieś swoje dzieło, z którego była najbardziej dumna, czy na pewno nie uważa, że nie powinna namalować zamiast tego portretu Shreka. - Mhm - kiwnął głową na pytanie dziewczyny - Jonesa, tak. Byliśmy w górach na północ od Hogsmeade. Masa smoków, elfów... - wzrok Shawa przeskoczył na chwilę z twarzy kobiety na elementarz elfiego, położony gdzieś na bocznym stoliku - ...dementorów, niuchaczy, nawet przypłynęły jakieś trytony - powiedział - Paskudna sprawa - skwitował, przypominając sobie piece wypełnione tysiącletnimi popiołami zdradzonych goblinów. Wzdrygnął się po odpłynięciu na parę sekund i podciągnął nogi bliżej ciała, siadając po turecku na swoim fotelu.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Pokiwała głową, pojmując jego zawoalowaną sugestię. I choć znalazłaby co najmniej kilka „ale”, zachowała je wszystkie dla siebie. Nie chciała go zmieniać, nawet gdyby miała do takich planów jakiekolwiek prawa wynikające, chociażby, z bliskiej znajomości. Jedynym, co interesowało Leighton w relacji Shaw–sztuka, była tak naprawdę ona sama. Chciała dać się poznać ze strony, którą osobiście uważała za znacznie lepszą niż cokolwiek, co pokazywała na co dzień; ujawnić ten kawałek świata, który był dla niej ważniejszy niż cała reszta razem wzięta. Trzeba jednak przyznać, że dążyła do tego nader pokracznie. Ledwo zdążyła usiąść i zacząć cieszyć się swoim świetnym żartem, a napotkała na ścianę, której za nic nie spodziewała się tam spotkać. Zaskoczył ją jego ton – wciąż lepszy od tego, którym została potraktowana podczas gry w durnia – i nawet nie próbowała tego ukrywać. — Sugeruję… — wyjęcie kija z tylnej części ciała — że to i tak się dzieje, po prostu tego nie widzisz. Chciała już wzruszyć ramionami, zadrzeć brodę pod sam sufit i w ten sposób iść w zaparte, choćby napięcie rosło do stopnia, w którym najchętniej wydrapią sobie oczy, ale wraz z brodą podniosła i wzrok, i westchnęła na widok sufitu, dochodząc do wniosku, że przecież nie chce w taki właśnie sposób zwieńczyć tego dnia. Oparła się plecami o sofę, odchyliła głowę do tyłu i utkwiła wzrok w malowidle, irytując się, gdy odnalazła swoją chmurkę i przekonała się, że ta przybrała na objętości. — Pomyślałam tylko, że musi być wtedy wyjątkowo piękny. Nic więcej — odezwała się znacznie ciszej i już wcale nie walecznie, chwilowo odarta z całej szelmowskiej aury, którą emanowała na co dzień. Zmiana tematu była jej wyjątkowo na rękę i choć zamiast na Darrena, wpatrywała się wciąż w sufit, słuchała go uważnie, próbując cokolwiek sobie wyobrazić. Było to jak zwykle bardzo trudne, Merlin jeden wie czy przez złożoność zdarzeń, czy stopień postrzępienia informacji. — Dlaczego wszyscy są tak cholernie tajemniczy? — mruknęła w końcu Swansea. Odkąd tylko wróciła, bez przerwy towarzyszyło jej poczucie, że o niczym nie wie, że nie ma pojęcia, co dzieje się na świecie, a na domiar złego jest to wiedza tajemna, na dostęp do której widocznie sobie nie zasłużyła. Nie lubiła niewiedzy, a tym bardziej odbijania się od murów przy próbach jej pokonania. — Od miesiąca próbuję dowiedzieć się, co tu miało miejsce, a jedyne co dostaję, to jakieś ochłapy, z których niczego nie jestem w stanie złożyć w całość — przygryzła wargę, próbując jakoś się zatrzymać. Nie chciała się żalić, bo i jak to brzmiało? Biedną Swansea ominęły obrzydliwe klątwy i teraz nic nie wie, to okropne. — Jak następnym razem świat stanie na głowie… weź mnie ze sobą, dobrze?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Czy drzewo spadające daleko w lesie wydaje z siebie jakikolwiek dźwięk? Darrena to nie obchodziło, chyba że akurat leciałoby mu na głowę. Gdyby przebywał właśnie w sypialni razem z kimś w celu wiadomym, to ostatnie o czym by myślał, to jak prezentuje się jego przedpokój. Cóż, może taka chorobliwa wręcz ochota poszukiwania nowych doznań wizualnych była też przekleństwem artystycznego rodzaju. - Być może - ostatecznie zgodził się Shaw, wyciągając tym samym niewielką laurową gałązkę, symbol pokoju, w stronę Lei. Cóż, razem z kieliszkiem skrzaciego wina - ale liczył się przede wszystkim zamiar. Mężczyzna także nie miał zamiaru na kłótnie w dniu dzisiejszym (a tak naprawdę to w żadnym innym, sprzeczki wymagały zbyt dużo wysiłku by dać w zamian zbyt mało), i na pewno nie o głupią mieszankę farb i zaklęć. Skarg kobiety Shaw wysłuchał, pozwolił jej się wyskarżyć i wygadać zanim odpowiedział. - Nie sądziłem, że cię to interesuje - powiedział, sięgając po różdżkę i dźgając nią kominek. Ogień na nim przygasł. Po kawałkach drewna pełzały jedynie nikłe płomyki, przystrajając dający równomierne, ale słabe światło żar. Mieszał się on z blaskiem księżyca, który przysłonięty został nieco przez delikatne, zwiewne cirrusy - No ale dobrze, khm - odchrząknął Shaw, kładąc Mizerykordię obok siebie i rozpoczynając historię, która wydarzyła się parę dni temu wewnątrz Szczytu Buchorożca. Krukon starał się nie pominąć żadnych szczegółów. Od widoku powalonego i lecącego w dół smoka, po rozejście się w trzech kierunkach - powiedział Lei nawet kto był w którym zespole. Opisał dokładnie wnętrze goblińskiej kuźni, starając się przypomnieć co bardziej ciekawsze szczegóły, takie jak zdobienia na rogach pieców, glify dookoła otwartego, wielkiego okna na zewnątrz czy metalowe żłobienia na drzwiczkach. O akromantulach i wycieczce przez piekarnik powiedział zaledwie parę słów - bieg i rzucanie na siebie zaklęć chłodzących nie było aż tak ekscytujące, kiedy się tylko o tym opowiadało, a nie tam było. - Jeśli zechcesz, to możesz zerknąć na to w myślodsiewni - zaproponował, stukając się palcem w skroń - Tylko w popiele i sadzy nie wyglądam tak korzystnie jak teraz - dodał z uśmiechem, wierzchem dłoni przejeżdżając sobie pod podbródkiem, po czym kontynuował opowieść. Przeszedł teraz do części kulminacyjnej - a więc otwarcia się wielkich drzwi zdobionych scenami wilkołaczych tortur, poznania się z czarnym rycerzem w zbroi oraz przywołaniem smoka inferiusa. Kiedy Shaw opowiadał o kanonadzie zaklęć, które uderzały w Mordreda, nie mógł się nieco nie "podpalić" jako przecież specjalizujący się właśnie w tym czarodziej. Nad jego głową na suficie przeleciał deszcz meteorów - różnokolorowych, tak jak promienie uroków na szczycie wieży. W końcu jednak historia dotarła do momentu kulminacyjnego, a więc powrotu do Camelotu w towarzystwie elfiej muzyki, odebrania darów od tajemniczej Pani oraz ujawnienia nowej części fresku w sali tronowej, przedstawiającej Wyspę Teraz i na Zawsze, Avalon. - No i tak znalazłem to cacko - powiedział, robiąc krótki obrót różdżką zaopatrzoną w nową rączkę z masy perłowej. Darren nie mógł zaprzeczyć, że nieco zdziwiły go kolejne słowa Swansea. Nie sądził, że dziewczyna była osobą mającą ochotę na oglądanie takich sytuacji z bliska - ba, na branie w ich udziału. Ale to samo mógłby powiedzieć jakiś czas temu o Harielu czy Marli - kto wie, co z ludźmi potrafią zrobić dwa miesiące bez księżyca albo, w przypadku Leighton, zapewne chęć poszukiwania nowej inspiracji do malowania. Shaw wyplątał się z własnych nóg i przeniósł szybkim krokiem na sofę obok dziewczyny. - Postaram się - uśmiechnął się Darren, marszcząc lekko czoło i przypominając sobie słowa dziewczyny sprzed paru minut. Skoro już od miesiąca próbowała się dowiedzieć co i jak, to by znaczyło... - To ty nic nie wiesz? - spytał, nieco zaskoczony - Od samego początku, o Camelocie, o klątwach, o wampirze z operą? - kontynuował, biorąc potem łyk wina i kręcąc głową. Darren odstawił kieliszek i przywołał jeszcze jedną butelkę z piwnicy, tym razem lekkiego, hiszpańskiego cydru, który dziadek przywiózł kiedyś z wakacji. Jeśli rzeczywiście tak było, i Swansea była całkowicie nieświadoma newsów wstrząsających zeszłoroczną Wielką Brytanią... to wyglądało na to, że szykowała się przed nim długa noc.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Jej wizja ostatecznie może nie została doceniona, ale za to wiszące nad nimi widmo konfliktu zostało niezwykle skutecznie odgonione przez znak pokoju, z którym nie dało się dyskutować. Dziewczyna z wdzięcznością przejęła kieliszek z porcją wina i choć jeszcze przez chwilę gapiła się pusto w sufit – mnogość elementów zawartych na fresku niezwykle uspokajała, kiedy udawało jej się zapomnieć o tym, że to coś więcej niż ładny widoczek – uśmiechnęła się w odpowiedzi. — Tak, zdążyłam już zauważyć, że nikt tak nie sądzi — w jej głosie nie wybrzmiał nawet zarzut, wzruszyła tylko ramionami, biorąc to za fakt. Nie dziwiła im się, że tak uważali, zwykle po prostu nie sprawiała wrażenia osoby, która jest w stanie cokolwiek zaryzykować bez jasnej korzyści i była to właściwie święta prawda, pod warunkiem że pamiętało się, że zaspokojenie własnej ciekawości i możliwość późniejszego przelania doświadczeń na płótno były najlepszą korzyścią, jaką Swansea mogła sobie tylko wyobrazić. Zamieniła się w słuch, nie przerywając mu ani jednym słowem i jedynie popijała co jakiś czas wino, czując, jak z każdym kolejnym łykiem to miesza się z wypitymi wcześniej piwami, na nowo delikatnie kołując jej w głowie; w połączeniu z klimatycznym półmrokiem panującym w pomieszczeniu i spokojnym głosem Darrena, wprowadzało ją w błogi stan, w którym mogłaby trwać właściwie bez końca. Do pełni szczęścia brakowało jej tylko szkicownika i ołówka, którym mogłaby zająć dłoń błądzącą z braku laku po obiciu sofy, kreśląc na niej niewidzialne wzorki. Kto wie, może były to wariacje na temat goblińskich zdobień? Czy zdziwiła się, że dysponował myślodsiewnią? Och, naprawdę coraz mniej było w stanie ją zdziwić, kiedy chodziło akurat o niego. I całe szczęście, w innym wypadku co i rusz musiałaby chodzić w wielkim szoku. Niemniej fakt, że proponował jej podróż do własnych wspomnień, był już cokolwiek zaskakujący. — Po pierwsze – trudno mi sobie to wyobrazić — odezwała się w końcu rozbawiona. Męska uroda miała to do siebie, że zwykła nader dobrze dogadywać się z sadzą i popiołem. Naprawdę nie sądziła, żeby akurat Darren miał być pod tym względem wyjątkiem, skoro korzystnie prezentował się nawet w pustelniczych łachmanach... i bez nich, oczywiście — a po drugie bardzo chętnie, w jakiś dzień, który nie będzie tak... pełny wrażeń. W dalszej części zapomniała nawet o winie, skupiona na pochłanianiu wszystkich szczegółów, których nie miała szansy poznać z żadnego innego źródła i tylko przecinający niebo, kolorowy blask był w stanie rozproszyć ją na moment, wywołując na twarzy uśmiech. Na Merlina, naprawdę wszystko to brzmiało niewiarygodnie i to do tego stopnia, że jeśli w coś nie wierzyła, to w to, że mężczyzna byłby w stanie wyssać to z palca – nie uwłaczając jego wyobraźni, oczywiście. — No ale jak to w końcu jest z tym Avalonem? Jest, nie ma go? Czy tak samo nic nie wiecie? — prorok i w tej kwestii skąpił informacji i pozostawał dość niejasny, a sama Lea podchodziła do tego wszystkiego z dużą dawką sceptycyzmu. No bo kto normalny zawierzał wróżbitom? Wpatrzona w jego różdżkę, zawahała się przez chwilę i w końcu dodała: — czy ja... mogłabym? — niepewnie wyciągnęła rękę w jego kierunku, chcąc obejrzeć ją dokładnie i z bliska. Z jego opowieści wynikało, że był aktualnie jedynym znanym posiadaczem czegoś podobnego – i nie byłaby Krukonką, gdyby jej to nie imponowało, a Swansea, gdyby nie chciała dokładnie przyjrzeć się, jak prezentuje się gust samej Pani Jeziora. Robiąc mu nieco miejsca, wciągnęła nogi na sofę i usiadła bokiem, by móc swobodnie się mu przyglądać. Bezwiednie odwzajemniła uśmiech i dopiła resztę trunku z kieliszka. — Trochę wiem — pozwoliła sobie go sprostować — ale raczej tyle, co byłam w stanie przeczytać w Proroku. Mam jakiś zarys tego, co was tutaj spotkało, no i odwiedziny w Camelocie są na mojej liście wakacyjnej. Po prostu mi to nie wystarcza — wzruszyła ramionami i pozwoliła sobie na uzupełnienie alkoholu w obu naczyniach, w międzyczasie tłumacząc, jak zdawkowe otrzymuje odpowiedzi i że kiedy zadaje kolejne pytania, czuje się jak natręt, którego wszyscy mają już po dziurki w nosie. — Ostatecznie nie dziwi mnie to tak bardzo, pewnie wszyscy macie dość tego tematu, też bym miała. Na pewno lepiej się słucha o wypadających włosach, pogryzionych językach i płonących gaciach, niż faktycznie to przeżywa. Ale sporo mnie ominęło i przez to są momenty, kiedy czuję się jak obca — co było poczuciem szczególnie przykrym, kiedy na obczyźnie najbardziej ze wszystkiego tęskniło się do domu. Będąc jeszcze we Francji, wyobrażała sobie sielankowy powrót, a kiedy już do niego doszło, okazało się, że nagle przestała tu pasować. Może to dlatego tak usilnie szukała odpowiedzi i tak bardzo irytowała się, że nie było to łatwe. Pozostaje tylko pytanie, co zrobi, jeśli okaże się, że po zdobyciu całej wiedzy na ten temat, wciąż będzie odstawać? — Ale nie mam pojęcia o żadnym wampirze z operą — przyznała, chichocząc, bo sam koncept wydawał jej się niesamowicie zabawny — śpiewał? tańczył? Czy był tylko organizatorem? — dodała z rozbawieniem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Nie miałem nic złego na myśli - wyjaśnił Darren. Nie wątpił, że Tiara Przydziału z jakiegoś powodu przydzieliła Leighton do Ravenclawu i pęd do wiedzy w mniejszym czy większym stopniu stosował się także do niej, jednak dociekliwość związana z tym tematem... Shaw pokręcił głową sam do siebie. Co też on pierdolił? To że sam to przeżył, nie znaczy że dla innych osób nie brzmiało to jak bajka czy jak legenda, którą za pięćdziesiąt lat dziadkowie będą usypiać swoje pociechy do snu. "I trzynastu dzielnych śmiałków pokonało Mordreda, a potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie". No, może oprócz dłoni Voralberga i Bloodwortha. Choć oratorskie talenty Krukona - a może już nie? Darren stracił poczucie czasu - pozostawiały wiele do życzenia, to znalazł w Swansea wdzięczną słuchaczkę. Może wino rozwiązało mu nieco język, a może skłoniło kobietę do nieprzerywania mu co drugie zdanie jakimiś kąśliwymi uwagami, ale opowiedzenie historii całego zdarzenia poszło mu ostatecznie dość sprawnie. - O, bardzo mi miło - uśmiechnął się, przesadzonym gestem poprawiając brązową czuprynę. Na obietnicę wpadnięcia na wizytę w myślodsiewni Darren odpowiedział kiwnięciem głowy - Zarezerwuj dobrą godzinę, trochę to trwało. Pytanie o Avalon nie dręczyło tylko Leighton. Shaw przypuszczał, że obecnie jedynie najwyżej postawione osoby w Ministerstwie Magii wiedziały nieco więcej - szczególnie biorąc pod uwagę tajemniczą wiadomość od nieznanego trytona, który zmaterializował się w fontannie w holu Ministerstwa, a następnie zniknął bez śladu. Czy mógłby być to wysłannik z samej Wyspy Jabłoni? A może jakiś tutejszy, brytyjski syren? - Nie mam pojęcia. Nie zdziwiłbym się, gdyby był prawdziwy - powiedział mężczyzna. Co prawda fresk przedstawiał miejsce dość jasno, ale był tylko tym - freskiem. Słowom zjawy także nie można było do końca wierzyć, w końcu wiersze miały to do siebie, że przedstawiały prawdę często za pomocą przenośni czy porównań. Może "Avalon" był jedynie symbolem celu, do którego powinien dążyć każdy rycerz Okrągłego Stołu, jedynie wymyślonym ideałem, a nie miejscem z wody i ziemi, na którym można było postawić własną stopę? - Proszę bardzo - powiedział, podając jej Mizerykordię - rączką do przodu. Różdżka zadrżała jeszcze tęsknie kiedy dłoń Shawa ją puściła, a przejęły ją palce Lei. Krukon nie dziwił się, że kobietę zainteresowała jego różdżka. Rękojeść z masy perłowej wypełniona zielonym... czymś, w połączeniu z ażurowymi ozdobami i samą Mizerykordią owiniętą dodatkowo smoczą skórą rzeczywiście sprawiała wrażenie, jakby podobny artefakt znaleźć można było w krypcie jakiegoś średniowiecznego lorda. - No dobrze - kiwnął głową Shaw, biorąc potem kolejny łyk wina i opróżniając tym samym kieliszek. Na nowo wypełnił go jednak cydrem, gestem pytając także dziewczyny czy chce skosztować - To od czego zacząć? Od początku? - zaproponował, po czym przeszedł do kolejnej historii - tym razem jednak pomijając oczywiście większość mniej ważnych szczegółów, bo gdyby miał jej streścić cały rok z tą samą dokładnością, to siedzieliby tu do lipca, dokarmiani jedynie przez Grzywkę kolejnymi dostawami kanapek. Nie, żeby Darren miał coś przeciwko. Po paru minutach opowieści Shaw dotarł do momentu, gdzie klątwy zostały uwolnione z Camelotu. - Akurat na mnie trafiło chorobliwe zasypianie. Niezależnie od miejsca, czasu, padałem jak długi - powiedział, gestem pokazując podłogę, jakby leżał tam właśnie jego smacznie śpiący sobowtór - Nieco ironiczne, biorąc pod uwagę to że niedawno nie mogłem zasnąć - westchnął, wąchając delikatny, jabłkowy aromat napoju - Z tego co słyszałem to i tak nie było... najgorsze, ale z tego co rozumiem to parę przykładów już poznałaś - dodał. - O tym jak udało się usunąć klątwy za wiele ci nie powiem, bo na drugiej wyprawie do Camelotu mnie nie było - powiedział Darren - Ale za to byłem w dworku von Hoffensteina podczas Nocy Duchów. To był taki wampir z przenośnym dworem... - zaczął historię Krukon, przybliżając dziewczynie wiktoriańską estetykę rezydencji niemieckiego wąpierza, jakby wprost wyciągnięta z utworu Edgara Allana Poego. Nie opuścił też oczywiście występów na deskach opery, gdzie odgrywana była magiczna adaptacja Fausta, a nagrodą dla najlepszego aktora był kolejny, arturiański miecz. - Wyglądał, jakby go wyjęli z lat osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku. I zmieniał się w nietoperza! - dodał, uśmiechając się do dziewczyny. Był pewien, że w pewien sposób słuchanie o takich rzeczach, ale niemożność ich zobaczenia na własne oczy była w pewien sposób dla niej czystą torturą - całe szczęście więc że posiadał narzędzie, które pozwalało przenieść się do wspomnień innych. Krukon wziął parę łyków cydru, szukając w odmętach pamięci co było dalej. Kiedy sobie przypomniał, co wydarzyło się w Bristolu - i w tamtejszym Love Train - zakrztusił się i wypluł nieco cydru z powrotem do kieliszka. - Plebiscyt Tygodnika Czarownica! - wykrzyknął, odstawiając szkło na stolik i klepiąc się po piersi - Wiesz, że wygrał Raziel Whitelight? W sumie mnie to nie dziwi - wzruszył ramionami, ocierając potem łezki z kącików oczu - Jakiś nauczyciel podobno przystawiał się do nachlanego ucznia, a ktoś inny chciał urządzić turniej szermierczy rybą-piłą - powiedział, kręcąc głową. Że też przegapił to wszystko - szczególnie tą drugą "atrakcję" - z powodu trzymania ogórków na powiekach. Ale cóż, czego się nie robi dla buzi tak ślicznej jak Darrenowa.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Ekscytacja rozbłysła iskrą w oku, kiedy Swansea zaczęła sobie wyobrażać wszystkie wspaniałości, jakie mogliby spotkać na mitycznej Wyspie Jabłoni. Potrafiła znaleźć dziesiątki pomysłów na to, jakie odkrycia wiązałyby się z ujawnieniem Avalonu i to wszystko zaledwie w ciągu chwili, bez zagłębiania się w temat. — Wydaje mi się, że musi być prawdziwy, dowód trzymam właśnie w ręce, nie? — odpowiedziała już po przejęciu od niego różdżki, którą obejrzała z żywym zainteresowaniem. Nawet bez zdobnej rękojeści wyróżniała się niebanalnym zdobieniem, dodatkowy element tylko dodatkowo ją wzbogacił. — No, chyba że to jakiś żart ze strony Ministerstwa Magii. Ale po tym roku chyba mają inne sprawy na głowie, niż kpiny z ludzi, którzy nadstawiają za nich karku. — Ostrożnie przesunęła opuszkami palców po elemencie wykonanym z masy perłowej i po chwili namysłu sięgnęła po własną różdżkę trzymaną jak zwykle na udzie po to, by oświetlić Mizerykordię możliwie jak najdelikatniejszym światłem. — Chyba że coś się stało z wyspą i Pani Jeziora jest bezdomna. To chyba kiepsko świadczyłoby o jej możliwościach, ale kto wie. Och, właśnie! to tylko ozdoba, czy czujesz jakąś zmianę? — zapytała, oddając różdżkę w ręce jej właściciela i z cichym „nox” przywracając nastrojowy półmrok. Zapomniała o powściągliwym zachowaniu… a raczej świadomie odepchnęła od siebie tę potrzebę, skupiając się nie na tym, jak jest odbierana, a na tym, że ktoś w końcu zechciał poświęcić jej na tyle czasu i uwagi, by szczegółowo wyjaśnić wszelkie zawiłości życia w Wielkiej Brytanii. — Ciekawe, jakie cydry miałaby w piwniczce Pani Jeziora — zachichotała tuż przed posmakowaniem słodkiego trunku, zaraz dochodząc do wniosku, że jak Shaw wyciągnie ze swojej własnej skrytki jeszcze jakiś inny alkohol, to myślodsiewnia posłuży im jeszcze dzisiaj, ale prędzej w roli zwykłej miski. — Myślisz, że ma jakąś materialną postać? O rany, jeśli tak, oddałabym prawie wszystko, żeby móc namalować jej portret. Potakując, ponownie zamieniła się w słuch. I naprawdę mogłaby tak siedzieć choćby do lipca, słuchając o wszystkich wspaniałościach i okropieństwach, które ich tutaj spotkały. No bo przecież nie wszystko było złe – może i swoje wycierpieli, ale w zamian odsłonili kawał historii, zapewniając pole do badań przez następne dziesięciolecia. Jeśli z wypytywania Julii wyciągnęła coś naprawdę nowego i ciekawego, to była to teoria na temat tego, jak Księżyc łączył się z czarną magią i wpływał na osoby, które potrafiły się nią posługiwać. Brooks skupiła się głównie na Voralbergu i Strauss, ale skoro Shaw reagował w identyczny sposób, a i był tam przez nią wspomniany, wnioski nasuwały się same. Bez względu jednak na to, jak usilnie pytania pchały jej się na usta, zachowywała je dla siebie, przekonana, że i tak nic by nimi nie osiągnęła, skoro do tej pory zgrabnie omijał ten temat. Nie chciała go też niepotrzebnie denerwować, rozumiała, że nie był to temat, który poruszało się przy popołudniowej herbatce i fakt, że akurat byli przy wieczornym cydrze raczej nie zmieniał wiele w tej kwestii. Niemniej przyjrzała mu się uważniej, zastanawiając się, czy potrafiłaby sobie wyobrazić, jak ten rzuca jakieś mroczne czary. Tylko jakie? Tego niezainteresowana magią wykraczającą poza granice prawa Swansea zupełnie nie wiedziała. Rzeczywiście posługiwanie się wyłącznie wyobraźnią w przypadku tak zróżnicowanej opowieści było cokolwiek niewystarczające. Jednak dopiero myśl o wiktoriańskich strojach sprawiły, że wydęła smutno wargi, niepocieszona, że ominęła ją możliwość wciśnięcia tyłka w jakąś luksusową do granic możliwości kieckę. Nie miała pojęcia, skąd jakiś wampir miał arturiański miecz, ale z drugiej strony domyślała się, że kiedy jest się wampirem przez setki lat, to po domu w końcu zaczyna się walać dużo różnych dziwnych gratów. Prawdopodobnie to, co dla czarodziejów stanowiło niebywałą wartość historyczną, dla niego było właśnie tym – bibelotem. Nie wypytywała więc Darrena, żeby nie zamęczać go swoim gadaniem i… również dlatego, że ten nie bez problemów przeszedł do kolejnego wydarzenia, gwałtownością reakcji wywołując u Leighton wybuch głośnego śmiechu dodatkowo wzmacnianego przez wypity alkohol. — O tak, Julka o tym wspominała. Odpowiedziałam jej wtedy, że wygrał tylko dlatego, że mnie nie było i oczywiście dalej tak uważam — ja na zawołanie zaprezentowała uśmiech, ale nie ten wyuczony, którym obdarzyłaby widownię podczas odbierania nagrody, a naturalny, wynikający ze szczerego rozbawienia. W tym samym czasie już-chyba-nie-Krukon walczył o przetrwanie, z czego Swansea zdawała się nic a nic sobie nie robić, bo spokojnie popijała cydr. Było to błędem, bo mało brakło, a podzieliłaby jego los. — Który?! — wykrzyknęła od razu, nie wiedząc, czy śmiać się, czy jednak zachować powagę, skoro sytuacja była niejasna; nie miała, rzecz jasna, zielonego pojęcia, że Wang już zajęła się całą sprawą. — Czy to Vin-Eurico? — dodała już ciszej, bardziej konspiracyjnie, nachylając się ku Darrenowi — dodał mnie ostatnio na wizbooku, ale może to nic takiego, bo o ile się orientuję, to jest z branży. Aż dziw, że taki śliczny Darren nie był akurat tym uczniem. No, chyba że do czegoś się nie przyznawał.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Z jednej strony Darren zgadzał się ze Swansea - wszystkie fanty, które pojawiły się w Camelocie były jakoś powiązane z Panią Jeziora... podobno. Z drugiej jednak... - To mogła być jakaś magia zamku - wzruszył ramionami Shaw - W Hogwarcie można wyciągnąć miecz Gryffindora z kapelusza jeśli jest się wyjątkowo gryfoński, może Camelot też ma takie bonusy - powiedział, zachowując chłodny sceptycyzm wobec wszelkich avalońskich rewelacji. Jednak mimo wszystko miał pewną nadzieję, że Avalon istniał naprawdę i udało im się przyłożyć jakąś cegiełkę do jego powrotu. W końcu o Atlantydzie niegdysiejsi czarodzieje też na pewno mówili, że należy opowieści o niej włożyć między bajki, a tymczasem przecież zatopiona cywilizacja nie tylko istniała naprawdę, ale teraz można było ją nawet odwiedzić, jeśli się tylko mocno chciało. - Jest spokojniejsza - ocenił Darren, artykułując swoje myśli, które krążyły od pewnego czasu dookoła działania wzmocnionej różdżki - Mizerykordia bywała niesforna przy rzucaniu zaklęć domowych czy uzdrawiających, bo w końcu ma rdzeń z żądła mantykory, a to materiał czarnomagiczny - powiedział powoli, przypominając sobie dzień zakupienia różdżki u Fairwynów. Mniej więcej wtedy też zmienił pracę na tą w Gringotcie - a więc polegającą na obcowaniu z o wiele większą ilością artefaktów uznawanych za niebezpieczne - Teraz... no nie wiem - zawahał się, robiąc strapioną minę - Teraz zachowuje się jak wytresowany tygrys. Niby przeskakuje przez obręcze, które mu pokazujesz, ale zdajesz sobie sprawę, że może rozerwać ci gardło - ocenił w końcu różdżkę za pomocą tej nie całkiem pasującej analogii, lepszej jednak pod ręką nie miał. Shaw odebrał różdżkę, słuchając pytania na temat piwnicy Pani Jeziora i jej widzialnej postaci. - Jestem prawie pewien, że to syrena - powiedział, przypominając sobie opowieści o jednym z tuneli w Szczycie Buchorożca - Mordred miał u siebie pełno torturowanych trytonów, nie wiem jaki mógłby być inny powód nienawiści do tych stworzeń... oprócz ich szefowej właśnie - rzekł Darren. Do tego podczas walki z rycerzem wyraźnie pomagała im woda, zarówno poprzez ochronę, jak i wzmacnianie ich zaklęć, a ten żywioł był najbliższy syrenom i trytonom. Krukon nie miał pojęcia, że był przez Swansea podejrzewany o korzystanie z czarnej magii - a raczej z "alternatywnych metod samoobrony". Gdyby go o to po prostu spytała, to odpowiedziałby zgodnie z prawdą. To, że w Hogwarcie te sztuki nie były nauczane, nie oznaczało że nie istniały. A zajmował się tym przecież choćby w pracy. Odrobina wiedzy nie oznaczała, że miał zamiar ciskać w każdego przechodnia Cruciatusem - a i tak wątpił, że byłby w stanie to zrobić. Potężniejsze zaklęcia czarnomagiczne wymagały pewnych cech charakteru, które Shaw nie był pewien czy posiada - bezwzględności, okrucieństwa czy pogardy dla ludzkiego życia oraz zdrowia. Zastanawiał się czasem, czy jakieś zalążki tych przymiotów w nim nie tkwiły, szczególnie po wspólnym ze Strauss zlikwidowaniem wilkołaka w Norwegii oraz po dość okrutnym zabiciu ponuraka - bo poprzez rozłupanie czaszki - tamże. Wzrok Darrena zawiesił się na chwilę na czaszce jelenia z olbrzymim porożem, wiszącej nad kominkiem. Pamiątka właśnie z norweskiej puszczy. Chwilę potem przeszli do rozmów na tematy nieco lżejsze, bo mniej niebezpieczne, ale nadal sąsiadującego z horrorem - teraz rozumianym jednak nieco bardziej pod względem rozrywki. Dworek hrabiego von Hoffensteina był z pewnością lokacją dość specyficzną, a sam pan domu także nie był typowym wampirem - a może inaczej, był właśnie najbardziej typowym wąpierzem jakiego można było sobie wyobrazić, wyciągniętym prosto z filmowego kadru Draculi z Christopherem Lee. Wyglądał więc zupełnie różnie od innych przedstawicieli swego gatunku. - Na pewno miałabyś spore szanse - uśmiechnął się Darren do Swansea, szczerząc się tak, jakby sam miał zamiar wystartować w kolejnej edycji plebiscytu - Nie jestem pewien jednak czy tam typowani nie byli tylko czarodzieje, a najpiękniejsze czarodziejki... - Nie tylko pod względem uśmiechu - ...nie leciały do PlayWizarda - wzruszył ramionami. - Stary Fairwyn od zaklęć i Keaton z Ravenclawu - powiedział Shaw, przypominając sobie całą tą sytuację. Sam też wypił nieco szampana, więc szczegóły były dość niejasne - Gość chyba się spił na samym początku imprezy, i Fairwyn... no, chciał korzystać, ale ktoś ich przyłapał - rzekł powoli - Wyleciał parę dni później, więc coś musiało być na rzeczy, nigdy nie widziałem tak wkurwionego Williamsa - dodał, przypominając sobie minę opiekuna Gryffindoru, który przeszedł przez wagon odnowy i piękna jak czerwona burza. - Dodał cię na wizbooku, proszę proszę - uśmiechnął się Darren, czując przyjemną watę otaczającą mu powoli opony mózgowe, znak alkoholu uderzającego do głowy - Wcale mu się nie dziwię - zachichotał wcale nie konspiracyjnie, spoglądając na dziewczynę znad kieliszka - Może szykuje się wspólna sesja, Lei fruwająca na hipogryfie albo znów tańcząca z lunaballami - powiedział, słysząc na podwórzu łopot skrzydeł. Kruczopiór musiał wrócić z nocnego lotu nad Forest of Dean, zapewne z jakimś zającem albo, w gorszym przypadku, owcą. Byle nie wilą.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Trafne czy nie, było to określenie nader obrazowe, takie, od którego człowiek nagle sobie przypomina, że musi przełknąć ślinę. I to też właśnie zrobiła Leighton, z jednej strony czując delikatny dreszcz przebiegający przez środek karku, z drugiej – intrygującą, palącą ciekawość, która z czasem najpewniej będzie narastać aż do momentu, kiedy nie da jej spokoju. W tym jednak momencie starała się nie skupiać na tym, co takiego trzymała właśnie w dłoniach i jak niepozornie, mimo niecodziennej prezencji, wyglądała Mizerykordia. Fakt nazwania własnej różdżki wydał jej się z kolei dość uroczy, co kontrastowało z resztą odczuć – niekoniecznie negatywnych. — Nie rozumiem tylko jak... dlaczego... — kiedy myślała o wszystkich istnieniach, którymi wyłożone były korytarze, brakowało jej odpowiednich słów. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co czuły osoby, które widziały to na żywo. Zmarszczyła brwi, walcząc sama ze sobą, ale wspierane piwem... i winem... i cydrem emocje chętnie wychodziły na jaw. O wiele chętniej, niż zazwyczaj. — Nie potrzebował powodu do nienawiści. Zabiłby was bez wahania, skończylibyście jak trytony, gobliny, smoki, wszystko, co stanęło mu na drodze. Wkurza mnie to niemożebnie, polazłeś tam Ty, polazła Julka, pewnie poszłaby i Vicky, gdyby nie miała na głowie miliona innych spraw. Dobrze, że chociaż LJ siedział na dupsku — westchnęła ciężko i zamknęła sobie usta alkoholem. Wcale nie wiedziała, do czego dąży w tych narzekaniach, tym bardziej że sama też chętnie by tam poszła – przecież dokładnie o to poprosiła go wcześniej. Czuła jednak irracjonalną złość na to, że osoby, które lubiła, bezmyślnie pchały się w ręce szaleńca i, co gorsza, ani myślały zabierać ją ze sobą. Była zła na nich, że zostawiali ją w tyle, na siebie, że im na to pozwalała i ponownie na siebie, bo doskonale rozumiała, że gdyby kogoś tam utraciła, plułaby sobie w brodę, że nie potrafiła okazać uczuć, kiedy miała na to jeszcze szansę. Całe szczęście, że cydr zbawiennie uspokajał ją swoją słodyczą, a Darren, cóż, obecnością. Negatywne emocje były łatwiejsze do opanowania, pozytywne – chętniej wychodziły na wierzch. Pozwoliła tym drugim na nowo objąć ster. — Szalenie niesprawiedliwe — skwitowała, nie godząc się na taie traktowanie. Miała być skreślona przez swoją płeć? Żyli w dwudziestym drugim pierwszym wieku, podobne sytuacje nie powinny już mieć miejsca, chyba że wraz z powrotem Camelotu całe magiczne społeczeństwo miało chęć cofnąć się do czasów średniowiecza. Miała szczerą nadzieję, że nie, wówczas większość jej szafy nadawałaby się wyłącznie do wyrzucenia. — Miałam jedną sesję do PlayWizarda — zauważyła z rozbawieniem, które szybko przerodziło się w chichot, choć sprawa była jak najbardziej poważna — ale albo nie mają plebiscytu, albo nie wzięli mnie pod uwagę. W obu wypadkach jest to rozczarowujące. Napotkała pewne trudności w dopasowaniu do nazwiska (byłego) nauczyciela odpowiedniej twarzy, choć ten przecież od lat nauczał w Hogwarcie, a kiedy już jej się to udało, zdziwiła się niemało. Nigdy nie zauważyła, żeby zachowywał się jakoś podejrzanie. Jak te pozory potrafią jednak mylić... — Ta cała Wang wygląda, jakby miała jaja ze stali — a mimo to pozostawała sympatyczna i nie budziła strachu – jedynie pożyteczny respekt. Leighton nie była za dobrze obeznana z rządami nowej dyrektorki, ale podobało jej się wszystko to, co do tej pory o niej słyszała. Nie byłaby zresztą sobą, gdyby nie popierała kobiety obejmującej wysokie stanowisko i przede wszystkim pełniącej swoją funkcję w umiejętny sposób. — Ach tak? — ciemna brew wystrzeliła ku górze, kiedy spojrzała na niego sceptycznie — nie dziwisz się, ale to ja musiałam zaprosić Ciebie. I wciąż niczego mi nie polubiłeś — udała ogromny wyrzut, ale oczy śmiały jej się bez przerwy, aż do momentu, kiedy hałas dochodzący najwyraźniej z zewnątrz sprawił, że przysunęła się nieco bliżej. — Powiedz, że wiesz co to — obróciła się przez ramię, patrząc w kierunku wejścia, ale nie zanosiło się na to, by ktokolwiek dobijał się do drzwi. Może wszystkie mroczne opowieści o Mordredzie i jego chorych ambicjach za mocno wpłynęły na bujną wyobraźnię Swansea?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nazwanie różdżki przez Darrena było elementem próby zrozumienia jej dziwnych kaprysów i nastrojów, które nie gnębiły jego poprzedniej różdżki, która odgrywała świetnie rolę narzędzia i niczego więcej. Kiedy Shaw wchodził na Szczyt Buchorożca, kolana się pod nim uginały a serce szybciej biło w piersi. Mizerykordia wtedy drżała z podniecenia, napawając się otaczającym odorem czarnej magii. Kiedy z duszą na ramieniu Darren dreptał za Violką przez norweskie puszcze, każdy cień i każda zapadlina wyglądał jak jego koniec. Mizerykordia piszczała wręcz z ekscytacji, rozłupując czaszkę ponuraka na dwie połowy. Łącząc te dwa charaktery, ani trochę nie nazbyt heroicznego Shawa i hedonistyczną, jeśli chodzi o czarną magię, różdżkę, otrzymywało się mieszankę, którą słowo "Mizerykordia" oddawało idealnie. Narzędzie wolałoby zapewne najpierw wykręcić zwiastunowi śmierci wszystkie łapy i zawiesić psa za pysk na ośnieżonej sośnie. Chłopak wolałby go ogłuszyć i jak najprędzej teleportować się do swojego domku - nie z bojaźliwości, ale raczej z chęci ograniczania ryzyka. Wynikiem tego starcia cech i przymiotów była szybka, w miarę bezbolesna śmierć w chwili samoobrony - zarówno dla ponuraka, jak i dla Darrena akt miłosierdzia. - I prosisz teraz, żeby następnym razem nie zapomnieć o tobie? - spytał Shaw z uniesioną brwią, nachylając się do Swansea. Szukał w jej twarzy oznak, które pozwoliłby mu odczytać z jakiego powodu go to pytała - w śledzeniu emocji był jednak co najwyżej nędzny, jeśli stosowalibyśmy szkolną miarę - Zrobiłby o wiele więcej gorszych rzeczy, gdybyśmy tam nie poszli - dodał, krzywiąc się sam do siebie. Brzmiał jak jakiś tani aktor ze starego słuchowiska radiowego - To znaczy... ech - westchnął Krukon, potrząsając głową. Nie wiedział, czy Swansea miała mu - im - to za złe, czy była zazdrosna, że jej nie wzięli - Byłem tam na początku, okej? Chciałem być i na końcu - dodał nieco ciszej, dopijając resztkę cydru i odstawiając kieliszek na stół. Na razie mu wystarczyło - jeśli miałby ochotę na dolewkę, butelka nie zamierzała nigdzie uciekać. - Myślę, że to kwestia koncepcji konkursu dla gospodyń domowych w średnim wieku, nie dziejowej niesprawiedliwości - odpowiedział, przybierając - ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu - rolę adwokata tygodnika Czarownica. - A który numer? - wystrzelił z pytaniem Shaw zanim zdążył się powstrzymać. Alkohol miał to do siebie, że zwiększał osiągi silnika w przypadku paplania, ale o wiele bardziej wydłużał w niektórych sytuacjach rozruch mózgu. Choć w sumie podchmielony Darren był pewien, że jego trzeźwy odpowiednik z jutra lub pojutrza z pewnością mu podziękuje, jeśli uda mu się uzyskać odpowiedź. Na dość prostolinijną ocenę Wang Shaw pokiwał głową. Dyrektorka zdecydowała się powierzyć mu stanowisko prefekta naczelnego - miał nadzieję, że nie zawiódł - oraz wynagrodziła, choć nie musiała, jego starania w kwestii nauczenia paru osób zaklęcia Patronusa. Jemu także wydawała się być osobą trzymającą się zasad i sprawiedliwą, choć po byłej szefowej Biura Aurorów ciężko się było spodziewać czegoś innego. - Och, przepraszam - machnął ręką Darren - Nie wiedziałem, że moje polubienia aż tak poprawiłyby ci zasięgi - zachichotał, właśnie w tym momencie odwracając się w kierunku drzwi wejściowych, za którymi załopotał nieznany - przynajmniej Lei - odgłos. Twarz Shawa wyciągnęła się, a on sam ujął za Mizerykordię, która zabrzęczała jak zdenerwowana osa. Najwyraźniej różdżka wykryła po dotyku właściciela, że nie czeka go bohaterska walka w obronie półnagiej damy, a jedynie wpuszczenie jej w maliny. - Wrócił z łowów - powiedział, odwracając się powoli do Swansea. Nie zauważył nawet, że się przysunęła - szeptał teraz praktycznie siedząc przed nią twarzą w twarz - Ciekawe, kogo pożre tym razem ta best... - Darren miał już kontynuować, kiedy przerwał mu głośny brzęk i rozpaczliwy skrzek, którego nie można było pomylić z niczym innym niż z hipogryfem, którego dziób znowu zaklinował się w wiadrze. - No kurwa - westchnął - Przepraszam na chwilę - powiedział, podnosząc się i machając Mizerykordią. Ogień w kominku buchnął do góry, a sufit - jakby wyczuwając intencję Darrena, by nie pozostawiać tutaj Swansea samotnie i w ciemności - zalał salę ponownie blaskiem księżyca i gwiazd - To mój hipogryf! - krzyknął, idąc tyłem w stronę drzwi wejściowych - Ghul musiał znowu podmienić mu poidła! - wyjaśnił w drodze, otwierając wrota. Rzeczywiście, pod progiem siedział zrezygnowany hipogryf - jakąż ujmą dla tak dumnego stworzenia musiało być upokorzenie związane z utratą wzroku spowodowaną kawałkiem blachy. - No, już dobrze - mruknął mężczyzna, stukając w wiadro różdżką. Pojemnik zeskoczył ze łba zwierzęcia, które zaskrzeczało teraz podwójnie mocno i wzbiło się do lotu, rozpoczynając triumfalne okrążenie nad Exham. Shaw westchnął cicho z ulgą, widząc w blasku padającym z sali leżącą pod drzewem rozerwaną kunę.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— To co innego — zacietrzewiła się Swansea, nie zauważając nawet, jak niemądrze to brzmi — gdybym też tam była, to... pewnie nie mogłabym zrobić nic więcej, niż siedząc w domu, ale... — straciła swoje argumenty, sama nie wiedziała, czego tak naprawdę chce. Z jednej strony prosiła o to, by traktować ją poważnie, z drugiej – sama nie potrafiła zaufać swoim bliskim, że potrafią zatroszczyć się o siebie, mimo że wiedziała, jacy byli uzdolnieni. — Wy... Ty chyba po prostu nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak okropnie jest siedzieć i bezczynnie czekać. Bo po prostu tam jesteś, w samym sercu wydarzeń i czas leci jak szalony. Dla mnie... znaczy dla osób, którym zależy, to musiała być cała wieczność. — wymigała z gracją buchorożca w składzie porcelany; na Merlina, nie chciała przecież, żeby wyszło na to, że jej zależy – nawet nie na samym Darrenie, znali się przecież krótko i nie przypuszczała, że miałby tak pomyśleć, a w ogóle na kimkolwiek. Rozluźniła zaciśnięte wokół kieliszka palce, dziękując w myślach, że nie zmiażdżyła go nieumyślnie i pokiwała głową, doskonale rozumiejąc chęć domknięcia pewnych spraw. — Gospodynie domowe nie wiedzą, co tracą, zamykając się na jedną z możliwości — odparowała i uśmiechnęła się na jego pytanie; ucieszyła się, że padło, nie wstydziła się tej sesji, a właściwie całkiem ją lubiła, bo i uważała, że zdjęcia były wyjątkowo korzystne. Czerpała też niejaką satysfakcję ze świadomości, że Darren chce to sprawdzić i, cóż, najpewniej to zrobi. Jego zainteresowanie jej schlebiało, nawet jeśli sposób na jego osiągnięcie był dość tani. — Marzec zeszłego roku. Pewnie nigdzie go już nie dostaniesz — wzruszyła ramionami, dokładając do tego gestu niewinny uśmiech — ale mam swój egzemplarz, kiedyś Ci pokażę — z miny aniołka niewiele pozostało, znowu była tam po prostu Leighton, której ani trochę nie pasowała aureola. No, chyba że się ją przestraszyło – wtedy wyraźnie potulniała jak owieczka. Prawdopodobnie gdyby nie spora ilość wypitego alkoholu, nie zlękłaby się aż tak bardzo, a do całej sprawy nie podeszła tak naiwnie... była jednak co najmniej wstawiona i obdarzyła mężczyznę zaufaniem, które zostało podle wykorzystane przeciwko niej. Wcale nie podobało jej się, że postanowił sięgnąć po różdżkę. Z bliska wlepiła w niego spojrzenie, głupio wierząc w każde słowo, aż do momentu, kiedy oszustwo wyszło na jaw. Najchętniej zdzieliłaby go w ramię albo przez głowę, ale zdążył odsunąć się na bezpieczną odległość, zanim na dobre to do niej dotarło. Obróciła się na sofie w jego stronę, a minę miały wybitnie niemądrą. — Hipogryf — prychnęła sama do siebie — a żeby cię tak kopnął — gotowa była z westchnieniem oprzeć się wygodnie i czekać, i nawet tak zrobiła – na mniej więcej trzy sekundy. Zaraz potem wstała i przy jednoczesnej próbie wciśnięcia różdżki za podwiązkę, ruszyła śladem Shawa. Nie było to zadanie łatwe, kiedy stanęła na nogi, okazało się, że w głowie kręci jej się bardziej, niż się spodziewała, na szczęście bez względu jak pokracznie by to nie wyglądało, ostatecznie obyło się bez upadku. Zatrzymała się na progu, dla pewności podpierając się ręką o ścianę – w samą porę, żeby zobaczyć, jak zwierzę wzbija się do lotu. — Darren... — zagaiła, zerkając przez ramię na porzuconą w pomieszczeniu miotłę. Wyglądała tak smutno, zupełnie przeciwnie niż hipogryf na wolności. — Czy ty umiesz na nim latać? — dokończyła, pokonując tych kilka dzielących ją od niego kroków i stanęła obok niego, starając się nie chichotać głupio. — Ścigamy się? — kiedy wypowiadała to pytanie, trąciła go delikatnie ramieniem, wyraźnie szukając zaczepki; jednocześnie uśmiechnęła się tak ładnie, jak tylko potrafiła, gotowa przekonać go dowolnym sposobem — trzy okrążenia wokół zamku? Zawsze chciałam przetestować tę miotłę.
{ z t. x2 → dziedziniec }
+
Ostatnio zmieniony przez Leighton J. Swansea dnia Pią Sie 19 2022, 18:55, w całości zmieniany 1 raz
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Nieco spięła się, kiedy zwierzę tak po prostu złamało narzucany przez nią dystans i podeszło, tykając ją w ramię. Z początku pomyślała, że może chce zrobić jej krzywdę za to, że tak paskudnie go ograła, miała świadomość, jak dumnymi stworzeniami były hipogryfy... ale na szczęście starczyło jej rozsądku, żeby nie wykonywać gwałtownych ruchów i tym bardziej nie piszczeć, a po prostu stanąć nieruchomo. Dość szybko okazało się, że Kruczopiór wcale nie miał na myśli nic złego, a i obok pojawił się Darren, obecność którego całkiem ją uspokoiła. Złapała w palce rąbek spódnicy i przyjęła gratulacje, dygając z elegancko wystawioną do tyłu nóżką. Pierwszorzędna etykieta, wspaniały przykład czarownicy z dobrego domu, et cetera, et cetera. — Hmm, zastanowię się. Mam nadzieję, że nie jest mu bardzo przykro? — powiedziała nie za głośno, kiwając głową w stronę hipogryfa beztrosko pochłaniającego upolowaną zwierzynę. Nie wyglądał na smutnego... przeniosła więc wzrok na Darrena, który również nie brzmiał na szczęśliwego i uśmiechnęła się delikatnie — Następnym razem oboje powinniśmy mieć miotły, tak byłoby sprawiedliwiej — bo w to, że do następnego razu dojdzie prędzej albo później, nie wątpiła ani trochę. W lataniu od zawsze najbardziej podobała jej się zawrotna prędkość przy jednoczesnej lekkości niemożliwej do osiągnięcia na ziemi. Coś było chyba z nią nie tak, bo jako malarka, powinna najpewniej cieszyć się widokami i chłonąć ich piękno, zamiast doprowadzać do tego, że zlewały się w kolorowe smugi. Skinęła głową i z gwaru czerwcowej nocy przeniosła się z powrotem w chłodną ciszę zamkowych murów; odwróciła się przodem do Darrena i drogę do sofy pokonała tyłem, ryzykując nabicie guza, ale za to zyskując widok na mężczyznę z rozwianymi wiatrem włosami. Siedząc już na sofie, wyciągnęła ku niemu dłoń i przeczesała je palcami, doprowadzając do znanego jej porządku. — Myślę, że jednak jesteśmy kwita, zabrałam Ci, zdaje się, wszystkie ostatnie godziny bycia Krukonem — na pierwszy rzut oka nie zaszły w nim żadne zmiany... ale paradoksalnie właśnie zmieniało się teraz całe jego życie. Uśmiechnęła się i dodała znacznie miększym tonem – ale jeśli chcesz zrobić coś dla zwyciężczyni, możesz pomóc mi się rozebrać... z tych wszystkich ochraniaczy, w które mnie wcisnąłeś — odłożyła na podłogę trzymany przez cały ten czas kask i podała mu przyodzianą w ochraniacz rękę, zagryzając policzek, aby nie wybuchnąć śmiechem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Da sobie radę - machnął ręką były-już-Krukon, zerkając przez ramię na zajmującego się mięsiwem hipogryfa. Reszta zwierzaków także wróciła do swoich spraw. Różecznik z błotoryjem wrócili do szklarni, rozprawiając wspólnie na tylko im znane tematy, Grzywka wróciła do swojego pokoiku, a ghul z puszkiem pigmejskim zniknęli wewnątrz rezydencji. Tylko zawodzenie lelka wróżebnika wskazywało na to, że prawdopodobnie zbliżało się załamanie pogody i jakaś ostra, letnia burza. Feniks na szczęście nie miał zbyt dużo do roboty podczas wyścigu, choć Darren dość mocno podejrzewał, że iskrzącymi płomykami, którymi Armitage przystroił swoje pióra, feniks wskazywał nieco drogę lecącej pod nim Swansea, przez co ta przefrunęła ostatnie okrążenie wręcz po mistrzowsku. Nie znaczyło to oczywiście, że Shaw nie wierzył w jej umiejętności - po prostu rzadko widywało się latanie, przed którym nawet Brooks uchyliłaby kasku - Nawet gdyby miał ochotę na potrawkę z żuka, to by cię nie złapał - uśmiechnął się, choć jeszcze nieco krzywo, po czym wszedł za dziewczyną do westybułu. - Coś nie tak? - spytał ze zmrużonymi oczami, zerkając na swoją koszulę i przejeżdżając dłonią przez włosy. Leighton patrzyła na niego tak, jakby podczas lotu w strój wbiło mu się co najmniej stado komarów, a w czuprynę wplątał mu się nietoperz. Nic takiego jednak nie znalazł, oprócz odrobiny pyłku, który w tym czasie sypał się z lipy rosnącej na dziedzińcu jak szalony. - Nie mogę narzekać - odpowiedział Darren, pozwalając poprawić sobie włosy - Lepsze to niż ostatni patrol po trzecim piętrze, czasem strasznie wali tam psem - wzruszył ramionami, sięgając do dłoni dziewczyny i powoli odwiązując wszystkie zabezpieczenia, sprawdzając od razu czy Swansea zrobiła to poprawnie. Jeśli Lei miała zamiar kontynuować swoje uczestnictwo w hogwarckim Pucharze Quidditcha, to musiała wiedzieć jak robić to poprawnie, bo pałkarze innych domów z reguły nie byli tak uprzejmi jak Darren. - Kruczopiór ci nie odpuści - powiedział, odkładając pierwszy ochraniacz na podłogę i sięgając do jednego z tych znajdujących się na kolanach - A jak się dowie że malujesz, to podwójnie zechce zawalczyć o jakiś portret. To bardzo... kmh... - przerwał, kiedy na zewnątrz ponownie rozległ się łopot skrzydeł, tym razem oddalający się od Priory. Hipogryf musiał zapewne ruszyć na kolejny łów - Byle nie na wile - by zaleczyć pamięć o porażce - ...bardzo dumne zwierzę - dokończył, dla własnej wygody delikatnie unosząc nogę Swansea i kładąc ją sobie na udzie.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— No to bardzo się cieszę, że wygrywam ze śmierdzącym patrolem. Zdaje się, że nieźle awansowałam — zachichotała, dochodząc do wniosku, że jeśli wyszła czymś na prowadzenie, to z pewnością incydentem w Mądrymdrzewie. Choć już wcześniej zdawał się całkiem nieźle ją tolerować, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że początki były, cóż, pechowe i raczej nie wypadała w nich najlepiej. W każdym razie pomijając aspekt wizualny. — Ach tak, Kruczopiór — potaknęła z żywym zainteresowaniem, przymrużając oczy zupełnie tak, jak jeszcze parę chwil temu Shaw — nie ma problemu, wydaje się być stworzony do pozowania, jeśli tylko ustoi spokojnie w miejscu — odwróciła wzrok od darrenowej twarz i powiodła nim po pomieszczeniu, nasłuchując odgłosów, które dla niego były dobrze znane i oczywiste, dla niej z kolei – kompletnie nowe i dość niepokojące. — A co z jego właścicielem? — dodała od niechcenia, w pakiecie z pierwszą nogą dokładając od razu drugą. Wyeksponowała ją ładnie, pozwalając, by rozcięcie spódnicy odsłoniło ją w całości. — Odpuści mi, czy nie? — śmiejąc się, rozłożyła się na sofie, opierając głowę o jej podłokietnik, skąd dalej miała na niego całkiem niezły widok. Bardziej niż Darrenem, zainteresowała się jednak drugą ręką, którą z ochraniacza postanowiła uwolnić samodzielnie. — Przyznaj, że tak naprawdę sam chciałbyś porządny portret... — ochraniacz spadł na podłogę, a ona odnalazła wzrokiem piwne oczy i uśmiechnęła się, unosząc przy tym wyzywająco brew — ...akt? — przechyliła nieznacznie głowę, licząc, że jeśli nie odpowie, zdradzi się chociażby miną... choć zdążyła już zauważyć, że z jego twarzy wcale nie było łatwo cokolwiek wyczytać. — wystarczy poprosić.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Patrol był obecnie ostatnią rzeczą, na którą Darren miał ochotę. Na szczęście skończyły się dni - a szczególnie noce - podczas których musiał zwiedzać samotnie lochy, trzecie piętra i zawszone korytarze, których nie odwiedzał nikt ani nikt, i nawet duch rezydent Slytherinu mówił o nich, że były nieco zbyt nudne jak na jego gust. Z kolei Leighton była nieco bardziej ciekawa - tego nie dało się ukryć. - Awans, tak - przytaknął, powolnymi ruchami rozwiązując ochraniacz na kolanie dziewczyny. Bardzo zgrabnym, jeśli można by tak powiedzieć. - Damy radę go uspokoić - zapewnił dziewczynę, specjalnie unosząc obie dłonie do góry, by mieć kolejną wymówkę na pytanie brzmiące mniej więcej w stylu "dlaczego zdjęcie każdego ochraniacza zajmuje ci coraz dłużej czasu" - A co z jego właścicielem? - wtrącił się Darren zanim dziewczyna zdążyła dokończyć swoją wypowiedź. - A czemu miałby nie odpuścić - wzruszył ramionami. Niestety, Shaw posiadał tą nieskończenie negatywną cechę, która nazywała się krótką pamiętliwością - nawet najgorszym wrogom nie potrafił przez zbyt długi okres czasu wypominać ich mniejszych potknięć. Dlatego, nawet gdyby chciał, nie potrafiłby wymienić zbyt wielu okazji, kiedy Swansea była pod jego względem złośliwa czy sarkastyczna - a takich zapewne było co nie miara - Akt pana Shawa to nie taka tania rzecz - uśmiechnął się, przesuwając palcem po nodze kobiety, od biodra po samą kostkę - To model ekskluzywny - dodał, podnosząc do góry palec i odrzucając rozwiązany ochraniacz na podłogę, obok innych części "mundurka" zawodnika quidditcha. - Ale wystarczy poprosić - powiedział, wciąż papugując Swansea, która - przynajmniej według Shawa - nieco zbyt śmiało odczytała sytuację. Nie byli teraz na neutralnym terenie magicznego mądregodrzewa, ani tym bardziej w pracowni przynależącej do galerii jej rodziny. Byli w Exham Priory - a to oznaczało, że zarówno cena, jak i pewność siebie Darrena wzrastała o co najmniej dwieście procent.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— Więc nie będziesz czekał na dogrywkę? — nawet nie próbowała skrywać przed nim rozczarowania. Jako osoba dość kompetytywna, zawsze była gotowa na drugie starcie, zwłaszcza kiedy zdarzyło jej się przegrać – nigdy nie radziła sobie z tym najlepiej. Shaw jednak zdawał się nie mieć podobnych problemów, co trudno było rozpatrywać jako przywarę, prędzej cechę znacznie ułatwiającą życie. Na krótko wstrzymała oddech, kiedy tak beznadziejnie delikatnie dotknął jej nogi, bezczelnie wykorzystując nadarzającą się okazję. W głowie telepało jej się tylko jedno pytanie – dlaczego zdjęcie każdego ochraniacza zajęło ci tak niewiele czasu? Mimo jednak tego, że wypełnił zlecone mu zadanie, nóg już nie zabrała, uznawszy, że tak jest wygodnie, a może i licząc na to, że dotknie jej ponownie. W gruncie rzeczy nawet jeżeli zirytował ją tylko swoją powściągliwością, nie byłoby to takie złe. — To moje obrazy nie są tanią rzeczą — poprawiła go natychmiast, przybierając ton, jakby dzieliła się z nim sprawą oczywistą i machnęła lekceważąco ręką — zresztą nie brałabym go dla siebie, po co mi — zabrzmiała chyba nieco złośliwie, ale zaraz załagodziła to uroczym uśmiechem, absolutnie nie chcąc doprowadzić do tego, aby się teraz obraził. Choć właściwie to on przedrzeźniał ją, więc może to był jej moment na to, by teatralnie strzelić fochem? Mimo idealnej okazji nie miała na to tak do końca ochoty, po prostu mu odpuściła i po krótkiej pauzie dodała — są pewne widoki, które wolę odświeżać sobie na żywo, zamiast wpatrując się w płótno... — uniosła się na łokciu, poważniejąc — ...o to też muszę prosić?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Dogrywka - zawsze. Ale mój partner właśnie odleciał - powiedział Darren, opierając się nieco wygodniej o sofę i zadzierając głowę do góry. Zerknął na sufit, na którym pokazała się wyraźnie Droga Mleczna - jaśniejsza część nieba, wypełniona mrugającymi i palącymi się równo gwiazdami. Wzrok najbardziej przykuwała jednak pulsująca, różowa mgławica, która jak tętnica przeszywała Drogę na pół, ciągnąc się od wschodniego do zachodniego horyzontu. Shaw zupełnie bezwiednie ułożył palce na udzie dziewczyny. przesuwając nimi w górę i w dół podobnie do głaskania śpiącego kota. - Och, domyślam się - uśmiechnął się Shaw na pełną pewności siebie informację, że obrazy Swansea nie należą do najtańszych. W sumie poczucie własnej wartości było w - heh - cenie, jednak Darren tak naprawdę nie widział jeszcze większego portfolio dziewczyny oprócz kilku rysunków, które udało mu się wypatrzyć w jej szkicowniku - w tym jeden, którego był głównym bohaterem, choć może bez dosiadania gryfa i miecza w dłoni. Mężczyzna uniósł brwi, jednocześnie odwracając położoną wręcz na oparciu sofy głowę w kierunku Leighton. Oderwał na razie wzrok od mgławicy na jego suficie, która wiła się w efekcie kosmicznej eksplozji w rytm i takt jego palców, które wędrowały po udzie kobiety. - Nie - odpowiedział po krótkiej chwili, z lekkim żalem unosząc rękę, by móc bez problemu pozbyć się koszulki. Co prawda mógłby ją po prostu zniknąć, albo przesłać prosto do pralni - ale wtedy musiałby i tak sięgnąć po różdżkę znajdującą się na kawowym stoliku, a to oznaczało przede wszystkim odstawienie nóg Swansea, do czego Shaw dopuścić nie mógł. - Też mam parę widoków do odświeżenia - oznajmił, prawą ręką wracając na nogę Lei - acz zdecydowanie wyżej niż poprzednio, ciesząc się rozgrywaniem tego najwolniej, jak prawie się dało. Druga dłoń powędrowała tam gdzie jego wzrok, czyli na twarz, a konkretnie policzek ułożonej na łokciu Swansea. Wierzchem dłoni przesunął powoli po jej skórze, mrużąc lekko oczy w rytm napotykania na prawie niezauważalne pieprzyki.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Tak prawdę mówiąc, to żadnego jeszcze nigdy nie sprzedała... ale zawsze tak to właśnie sobie wyobrażała – że jeśli kiedyś nadejdzie ten moment, to z pewnością rzuci zapierającą dech w piersiach ceną, która sprawi, że potencjalny nabywca spojrzy na dzieło krytycznie, ale ostatecznie i tak uzna, że warto. Oczywiście istniało także prawdopodobieństwo, że słysząc takie brednie, klient zaśmieje jej się prosto w twarz, machnie ręką, wyjdzie i nigdy już nie wróci. I właśnie w tym miejscu znaczenia nabierała pewna siebie postawa, którą ćwiczyła od lat, a która miała sprawić, że jeśli coś sprzeda, będzie wyglądała, jakby robiła wielką łaskę, a jeśli spotka się z negatywną reakcją – jakby wcale jej nie zależało. To drugie wyćwiczyła w sobie jeszcze lepiej, do tego stopnia, że ciężej niż podtrzymywać to kłamstwo, było jej przyznać, że jest wręcz przeciwnie. Na przykład w tym momencie w żaden sposób nie pokazała, jak niecierpliwie wyczekiwała jego dotyku i nawet zapytana pewnie by się do tego nie przyznała. Miała wrażenie, że moment między zadaniem pytania a jego odpowiedzią ciągnął się w nieskończoność i zdążyła nawet poczuć pewne zwątpienie, że kiedykolwiek ją otrzyma, albo że będzie ona brzmiała tak, jak na to liczyła. Czuła, jakby ciemne spojrzenie mężczyzny podkładało pod policzki najprawdziwszy ogień, a kiedy w końcu raczył odpowiedzieć, całe wrażenie tylko przybrało na intensywności, sprawiając, że od całego tego gorąca zaschło jej w gardle. Zaraz przeżyła zresztą moment grozy, kiedy odsunął od niej dłoń i głupio pomyślała, że opacznie go zrozumiała. Panicznie bała się przekonać, jak zdruzgotana byłaby jej duma po podobnej odmowie z jego strony. — To przyjrzyj się uważnie — sapnęła cicho, tyleż pod wpływem jego dotyku, co z czystej frustracji, że ten zamierza torturować ją w taki sposób i równie niespiesznie jedyną wolną ręką sięgnęła do wiązania, które jako jedyne odpowiadało za utrzymywanie bluzki na jej ciele. Patrząc mu prosto w oczy, rozpoczęła nierówną walkę z węzełkiem... choć trzeba przyznać, że nie starała się z prawdziwym zaangażowaniem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi