Główna sala jest sercem Exham Priory - to tu kilkaset lat temu rezydencja została przeklęta plagą gryzoni i to tu kilka dekad temu klątwa ta została zdjęta. Kominek znajdujący się w tym pomieszczeniu zaklęty jest tak, by wiecznie utrzymywał się w nim chociaż niewielki żar, co pozwala przezwyciężyć zimno kamiennych ścian domostwa. Stary fortepian - a raczej tylko jego pudło - dawno temu zostało przerobione na schowek na butelki wina niewymagający schodzenia do piwnicy, zaś po prawej i lewej stronie holu otwierają się drzwi prowadzące do korytarzy na parterze, piętrze oraz do wieży w Exham Priory. Najbardziej charakterystycznym fragmentem tego pokoju jest jednak sufit - a mianowicie lekko migoczący, niebiesko-szary fresk, którego centralną częścią jest wbudowany w sklepienie amulet Myrtle Snow. Przedstawia on poruszający się obraz nieba - co na nim się jednak znajduje zależy wyłącznie od nastroju osób znajdujących się w Exham Priory. Beztroska i szczęście odzwierciedla się w bezchmurnym, słonecznym nieboskłonie, zmartwienia zaś zasnuwają go ciemnymi chmurami.
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Sob Lut 27 2021, 19:09, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Na początku do sali wejściowej Exham wleciały trzy, oprawione w zielony aksamit i owinięte szarym papierem księgi. Zaraz za nimi do komnaty wszedł Darren z różdżką w ręku, znudzonym grymasem na twarzy oraz torbą mniejszych drobiazgów z Esów i Floresów - zapasowych piór, zwojów pergaminu, ołówków, notesów, butelek atramentu i innych przyborów, które po chwili razem z księgami pofrunęły w stronę korytarza prowadzącego do Shawowego gabinetu, tylko po to by runąć na ziemię przed progiem zamkniętych drzwi. - Hej - powiedział zmęczonym tonem Krukon. Był nieco obolały po zajęciach quidditcha, które przypominały mu prawie avgustowy tor śmierci przeszkód - rozpromienił się jednak odrobinę po zobaczeniu siedzącej obok sofy Smith, obok której, wychodząc zza kanapy, po chwili pojawiło się jakieś nieznane chłopakowi stworzenie. Darren zmrużył oczy. - Jackalope? - rzucił zmęczonym tonem - Kolejny pupil...? - spytał, ostrożnie obchodząc kanapę z drugiej strony i siadając powoli na jej brzegu, wychylając się do przodu by przyjrzeć się zającowi z rogami. - ...czy też bierzesz udział w wyścigu Swanna? - dodał, przypominając sobie że ostatnio w Hogwarcie rzeczywiście pojawiło się o wiele więcej jackalope - a ich właściciele za cel honoru najwyraźniej postawili sobie wytrenowanie ich na najszybsze króliki w całej Szkocji.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zaczęła miziać zająca po odsłoniętym brzuszku, szczebiocząc coś cicho pod nosem. Flashowi widocznie niezbyt odpowiadały te głaski, a może miał już dość - bo zeskoczył z jej brzucha, wybijając się z niego boleśnie. Jess aż sapnęła, podnosząc się z kanapy, ale tylko po to, żeby zsunąć się na podłogę, na poziom jackalope'a. Obserwowała jak zwinnie kica po drewnianej podłodze, a myśli krążyły głównie wokół stworzenia i sposobu w jaki powinna go podejść. W treningu, jakimkolwiek, przede wszystkim chodziło o motywację - a jeśli w przypadku Flasha odpadało jedzenie to... Zaczynał się problem. — Co ty możesz chcieć, mały — mruczała sama do siebie, sięgając ramieniem na kanapę i próbując wyszukać w fałdach koca zgrzebło. Nawet krótka sierść rogatego królika potrzebowała wyczesania. Wolała tego nie zaniedbać - już nawet nie chodziło o wyścigi, bo skołtuniona sierść przy stawach biodrowych mogła być niemałym źródłem dyskomfortu, jeśli nie bólu. — O, Darren! — aż podskoczyła, kiedy - kompletnie wyrywając ją z zamyślenia - obok pojawił się Shaw. — Kochany mój — w tym samym momencie chwyciła za zgrzebło - od złej strony, wbijając sobie drobne ząbki grzebienia w dłoń. Syknęła cicho - co jednak nie powstrzymało jej od obdarzenia Krukona czułym uśmiechem. — Jackalope, tak, ten od Swanna. Nie przyniosłam kolejnego pupila na stałe, nie martw się — zaśmiała się nieco nerwowo, poprawiając chwyt na zgrzeble i cmokając cicho, chcąc przywołać do siebie rogacza. — Nazywa się Flash i... jest najbardziej leniwym osobnikiem z całego zajęczego stadka. Kompletnie nie wiem jak go zmotywować — wyznała od razu, siadając po turecku i zgarniając jackalope'a na kolana. Zerknęła spod rzęs na Darrena. — Podasz mi okulary? I, umm, dobrze się czujesz? Wyglądasz na zmęczonego — zmarszczyła brwi w zatroskaniu, choć równie dobrze mogła nie widzieć najlepiej oddalonego nieco Krukona bez swoich soczewek.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Przywitanie Jess zawsze przywoływało uśmiech na twarzy Krukona oraz ciepłą falę rozpływającą się w jego piersi. Cóż, biorąc pod uwagę że Smith widział teraz praktycznie cały czas - i bardzo dobrze - to prawdopodobnie gorąco wytwarzane przez jego serce mogłoby samodzielnie ogrzać całe Exham Priory, gdyby tylko odpowiednio je wykorzystać. - Nie miałbym nic przeciwko - powiedział, machając lekko dłonią na zapewnienie, że jackalope nie zostanie z nimi na dłużej. Shaw przyzwyczaił się już do tego, że praktycznie każdego dnia jakiś nowy domownik mógł pojawić się w Exham - a do tego nie zawsze prowodyrem przygarnięcia nowej istoty była przecież dziewczyna, Darren na swoim koncie także miał przyprowadzenie do rezydencji co najmniej paru zwierząt, z których jedno zauważył przed wejściem do oranżerii, bawiące się w najlepsze z Klaudiuszem jadącym gdzieś na jego łebku. Krukon sapnął, sięgając po okulary i podał je Jess, układając się potem nieco wygodniej na kanapie. - Może trochę - mruknął, opierając podbródek na podłokietniku, dzięki czemu miał twarz prawie że na wysokości głowy Smith - A próbowałaś sama się z nim ścigać? Możesz pożyczyć Huracana, tylko nie wleć do kominka - dodał z łagodnym uśmiechem, zerkając na jackalope'a, będącego powodem całej tej dysputy.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Jedną ręką przytrzymując jackalope'a - bardziej pro forma niż z faktu, że rzeczywiście rogacz wyrywał się z jej kolan - drugą odebrała od Darrena swoje okulary. Dynamicznym ruchem rozłożyła zauszniki, nakładając okulary i poprawiając ich ułożenie na nosie. Oddalony świat - w tym również, a nawet zwłaszcza twarz Shawa - nabrał ostrości, a szare oczy Smith iskry. — Zapamiętam! — zachichotała na zapewnienie Krukona o braku przeciwwskazań dla kolejnych domowników w Exham. Niemniej, nie miała - póki co - zamiaru sprowadzać więcej zwierząt do Archenfield. I tak była ich już całkiem spora gromadka - na szczęście zgodna i wesoła, nadzorowana wzorowo przez Warga i Grzywkę. — Musimy w końcu wyremontować tę łaźnię w zachodnim skrzydle, będziemy... Khm, będziesz miał gdzie odsapnąć po treningach. — Błysnęła zębami w uśmiechu, rzucając znad złotych oprawek znaczące spojrzenie na Shawa. Zaraz jednak oparła się wygodniej o kanapę i chwytając zgrzebło w wolną dłoń, zaczęła krótkimi, szybkimi ruchami wyczesywać krótką sierść Flasha, zaczynając od samego grzbietu. Ząbki grzebienia wyglądały niepozornie, ale doskonale wyciągały zbędny już na wiosnę, grubszy podszerstek. A i nie były na tyle długie, żeby podrażniać skórę zwierzęcia - bardziej działały jak masażer. — Hmm... Sądzisz, że za mną próbowałby gonić? — Przekrzywiła głowę w zastanowieniu, nie przerywając szczotkowania burej sierści rogatego zająca. Ten rozłożył się na jej kolanie plackiem, nawet nie walcząc o jakąkolwiek kontrolę. — Nie chciałabym uszkodzić twojego Huracana, tutaj jest mało miejsca, a ze zwrotnością mam problem. Z kolei na dziedzińcu bałabym się, że jackalope ucieknie — podjęła pomysł podsunięty przez Darrena, marszcząc brwi w zastanowieniu. — A jakbym po prostu biegała, a na niego rzuciła Immobilusa...? — dumała na głos, przekręcając zająca na swoich kolanach niczym maskotkę, żeby wyczesać mu bok.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Brwi Krukona wystrzeliły do góry na wzmiankę o łaźnie. Obecnie korzystali z mniejszej łazieneczki niedaleko sypialni, która spełniała swoje zastosowanie nawet jeśli była nieco skromna i wręcz spartańska. Wspomniane za to przez dziewczynę pomieszczenie przywodziło na myśl połączenie antycznych, rzymskich term i hogwarckiej łazienki prefektów - wbudowany w podłogę basen otoczony nie tylko paroma kolumienkami czy skruszałymi (ale od czego jest transmutacja i zaklęcia odnawiające!) kopiami jakichś starożytnych posągów, ale też siecią mosiężnych, choć i tak żądających odnowy rur, kurków, pokręteł i kranów, które wszystkie połączone były ze zbiornikami w piwnicach Priory - sporymi, miedzianymi baliami, przez które nie tylko przelewała się woda, ale przede wszystkim były zbiornikami na magiczne płyny do kąpieli, które już w rurach zmieniały się w najbardziej puchatą pianę na półkuli. A przynajmniej tym wypełnione byłyby te misy, gdyby aktualnie nie znajdowały się w nich jedynie pajęczyny i smutne kałuże wilgoci osiadającej w zimnych podziemiach małego zamczyska. - Sprawdzę katalogi jak będę następnym razem na Pokątnej - pokiwał głową z cieniem uśmiechu na twarzy Darren. Być może sam mógłby w takiej łaźni odsapnąć - ale jeśli mieli robić to we dwoje, to Shaw spodziewał się że z "odsapywaniem" nie miałoby to zbyt wiele wspólnego. - Może - wzruszył ramionami Shaw, nie będąc oczywiście żadnym ekspertem w sprawie treningu jackalope - Ale tu nie trzeba zwrotności - dodał, podnosząc głowę by spojrzeć na oddalone o kilkanaście metrów drzwi wejściowe - Lecisz do przodu, hamujesz, zawracasz w miejscu, powtarzasz - powiedział. Na kolejny pomysł dziewczyny Darren pokręcił głową, zerkając na królika. - Nie rzucaj lepiej na niego żadnych zaklęć, jeśli chcesz żeby cię polubił - ocenił, robiąc nieco kwaśną miną. Cóż, przynajmniej on sam nie byłby zadowolony, gdyby ktoś bez wyraźnego powodu potraktował go Immobilusem.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Dobrze, że Smith skupiła swój wzrok na jackalope, którego wyczesywała - bo widząc nieco dwuznaczną reakcję Darrena na wspomnienie o łaźni mogłaby wzbogacić się o piękny rumieniec na policzkach. Zapewne jedynie potwierdziłaby darrenowe domysły odnośnie 'odsapywania' w antycznym basenie. Bynajmniej niezwiązanych wcale z puszczaniem mydlanych baniek - chyba, że na kafle wokół, wtedy tak, jak najbardziej. Dlatego zarumieniła się, ale tylko trochę. Równie dobrze przyczyną mógł być rozpalony kominek. — Ja mogę je wziąć z Pokątnej. W końcu tam pracuję — wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko. Jakby na to nie patrzeć, ona miała zdecydowanie bliżej do magicznej części Londynu. — Chociaż wszystko powinni mieć w Magic Trade Center... albo u Affara? Możemy skoczyć któregoś popołudnia — zaproponowała - zdradzając tym samym lekkie zniecierpliwienie. Wcale nie chodziło o niezadowolenie ze spartańskiej łazienki, czy widmo wspólnego czasu w łaźni (chociaż o to może odrobinę) - Jessica marzyła o tym, żeby zaszyć się w półmetrowej pianie z odpowiednią książką i zniknąć na godzinkę, dwie. — Cóż... Zawsze warto spróbować — przyznała, przeczesując 'na gładko' grzbiet Flasha i strzepując ze swoich spodni sierść zwierzaka. — Jeszcze trochę i wyczeszę drugiego jackalope'a — prychnęła śmiechem, kontynuując wyczesywanie przy przednich łapkach rogacza. Musiała to zrobić delikatnie, uważając jednocześnie na więzadła w pachwinach stworzenia - gdyby ucisnęła je za mocno zgrzebłem, mogłaby skończyć z porożem zająca w brzuchu. I wcale nie miałaby mu tego za złe. — Nie wyhamowałam odpowiednio przy wieży Priory... — przypomniała ukochanemu, zerkając na niego kątem oka. — Ale miło mi, że we mnie wierzysz. — Posłała Darrenowi wdzięczny uśmiech, jednocześnie przekręcając zająca na grzbiet i biorąc się za wyczesywanie jasnego brzucha. Musiała być delikatniejsza - choć raczej sama siebie tylko o to upominała, bo Flash zdawał się mieć obecnie wszystko w poważaniu. Jackalope oczy miał zamknięte i oddychał swobodnie - jedynie zajęczy nos poruszał się intensywnie na boki, zdradzając więcej życia niż cała reszta zwierzęcego ciałka. — No dobrze, żadnych zaklęć — przyznała Krukonowi rację, z rozbawionym uśmiechem robiąc 'przedziałek' na brzuszku stworzonka - i odnotowując absolutny brak reakcji. — Huracan nie jest w gabinecie? Przywołam go, ale wolę oszczędzić nam wybitych okien...
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Widać było wyraźnie, że Jess zależy na remoncie łaźni o wiele bardziej niż Darrenowi. Cóż, dla niego samego ten pomysł nie był aż tak palącą sprawą - choć najprawdopodobniej było to związane z tym, że miał dostęp do łazienki prefektów, która wyposażona już była we wszelkie możliwe udogodnienia. A i tak korzystał z niej rzadko, nie wątpił jednak że świadomość posiadania takiego przybytku (oraz ewentualnego korzystania z niego razem z ukochaną) zachęciłaby go po stokroć do zanurzenia się w różanej albo jaśminowej (!) pianie. - Może zechce gonić drugiego... a może... - Darren zmrużył oczy, zrywając się na równe nogi i spoglądając na kupkę sierści, którą Jess wyczesała z grzbietu zająca z różkami. Wpadła mu do głowy genialna myśl - a przynajmniej genialna na pierwszy rzut oka. - Khm... zaraz... zaraz go przyniosę - powiedział nieco nieobecnym tonem, przekręcając lekko głowę w bok i sięgając po różdżkę, którą wcześniej cisnął gdzieś na kanapę. - Lapifors - mruknął, a kłębki zebrały się, zawirowały i wydęły - a na ich miejscu po chwili węszył otoczenie bury królik, który moment później zakręcił zadem przed nosem jackalope'a i - podążając za cichym poleceniem Krukona - pokicał gdzieś ku ścianie. - Albo jednak mi się nie chce - oznajmił, uśmiechając się czarująco do Smith i układając wygodniej na kanapie.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Drugiego...? Cóż, nie mogłam wziąć dwóch jackalope — westchnęła, przygładzając zajęcze futro i ściągając z siebie kolejne kłębki sierści. Znów wróciła do myśli, które ze zwierząt z Exham Priory mogłoby podjąć się wyścigów z rogatym królikiem. Puszki pigmejskie odpadały, widłowąż tym bardziej, bo mógłby potraktować Flasha jako jedzenie, wątpiła, żeby jackalope chciał ścigać się z krukiem lub młodym feniksem, bo wziąłby je za zagrożenie... Psy też odpadały. Ghule z kolei były zwyczajnie zbyt głupie żeby pojąć istotę wyścigu i rozproszyłyby się przy pierwszej lepszej okazji... Zamyśliła się na tyle, że dopiero przetransmutowane w jackalope'a kłaczki kudłów zwróciły jej uwagę. Wciągnęła ze świstem powietrze - co również zrobił Flash, który momentalnie zerwał się z jej kolan, żeby zbadać sprawę nowego 'przyjaciela'. Ten jednak na polecenie Krukona odkicał dalej - a prawdziwy rogaty zając podążył za nim. Lżejszy o - jak widać - drugiego osobnika swej rasy. — Na Merlina, Darren, genialne! — roześmiała się, wychylając nieco za kanapę, by zobaczyć jak jedno stworzenie - i jego kopia - zaczynają skakać między kolumnami hali. Czemuż też wcześniej na to nie wpadła? Chociaż wcześniej też nie wyczesywała tyle kłaków... Momentalnie wgramoliła się na kanapę, tuż obok Krukona, by obdarzyć go mocnym uściskiem i kilkoma całusami - przerywanymi rzutem oka na 'wyścigówki'. — Spróbujesz pokierować nim od ściany do ściany...? — poprosiła, uśmiechając się ślicznie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Gdyby Darren miał galeona za każdy raz, kiedy ktoś oznajmił że jego pomysł jest genialny, to być może uzbierałby już na paczę fasolek Bertiego Botta. To niedużo - ale był pewien, że niektórych nie byłoby stać nawet na piwo kremowe. Czyli w sumie, był to całkiem niezły wynik. - Nie spróbuję - odparł leniwie, machając różdżką. Bury króliczek nastawił uszy, po czym zaczął kicać od ściany do ściany, ciągnąc za sobą otrzymanego od Swanna jackalope'a - Tylko to zrobię - dodał, moszcząc się na kanapie i podkładając sobie ręce pod głowę. Być może Darren NIEZBYT uważał przy oglądaniu Nowej Nadziei w Kornwalii, ale kiedy zdecydowali się na seans Imperium Kontratakuje w pokoju mugolskim, to Shaw uważał już nieco bardziej. Zresztą, za taki śliczny uśmiech mógłby kazać królikowi nawet tańczyć kankana. Na jego głowie. - Kiedy zaczyna się wyścig? - spytał, unosząc głowę by spojrzeć na Jess, wyraźnie pochłoniętą treningiem Flasha - I skąd pomysł na imię? - dodał, marszcząc czoło i podpierając się na łokciach by unieść się jeszcze trochę - Flash to nie jest ten ślepy adwokat w kostiumie diabła? W sumie... Jackalope też ma rogi - przyznał, opadając z powrotem na wezgłowie.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
W pierwszej chwili na odpowiedź przeczącą Jess zmarszczyła ze zmartwieniem brwi - a trybiki w głowie szybko zaczęły pracować nad tym jakim zaklęciem mogłaby przejąć kontrolę nad wytworzonym z funta kłaków zającem Darrena. Krukon jednak równie szybko rozwiał nutrujące ją myśli, polecając Flashowi 2.0, by kicał tak jak dziewczyna sobie zażyczyła - a jego pierwowzór tuż za nim, z cichym, króliczym pochrząkiwaniem. — Dziesiątego kwietnia, w Hogsmeade — odpowiedziała krótko, podciągając nogi z powrotem na sofę - i pod swoją brodę. Ciągle zerkała w kierunku NARESZCIE ruszającego się jackalope, który wyraźnie ożywił się w towarzystwie - nawet syntetycznego - pobratymca. — Flash to... bohater komiksów — wyjaśniła, uśmiechając się z niejakim zakłopotaniem. Zaraz jednak wzruszyła ramionami, dłonią sięgając do brisingamena na szyi, który zaczęła mimowolnie obracać między palcami. — Taki był jakoś mój pierwszy pomysł, jak pomyślałam o jackalope, który ma wziąć udział w wyścigu. Flash poruszał się w końcu z prędkością światła — wyjaśniła, wygodniej rozsiadając się na sofie. Podobno pierwsze pomysły były najlepsze - może akurat nadane rogaczowi imię okaże się prorocze? — A ten ślepy adwokat w kostiumie diabła to Daredevil — sprostowała, zaraz niemal podskakując w miejscu, kiedy obok sofy niezwykle głośnym 'galopem' przebiegły dwa zające. Zachichotała. — Po takim treningu przynajmniej nie zacznie kicać do tyłu — prychnęła, zwracając się w kierunku Krukona. Oczy zabłysły jej ciekawością. — Dziadek pokazywał Ci jakieś komiksy? — Naprawdę była ciekawa... wszystkiego, jeśli chodzi o Shawa. A z doświadczenia wiedziała, że akurat jego rodzina była zbiorem niezwykłych osobistości.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie było dobrze. Powrót z Malediw nie tylko był powrotem do szarej angielskiej codzienności, ale i do kawalerskiego stanu. Życie nieustannie się toczyło i choć wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku jeszcze kilka dniu temu, tak ostatnie doby nie przyniosły niczego dobrego ani dla Maxa, ani dla jego partnera. A raczej byłego już partnera. Zamiast więc rzucić się w wir pracy Max musiał rzucić się w wir odreagowywania, a nie widział na to lepszego sposobu niż wieczorek z kumplem i jego wielką posiadłością. Solberg więc uprzednio wysłał list pytając o wolny termin i zaanonsowanie wjebania się krukonowi na chatę, po czym o umówionej dacie i godzinie teleportował się tam gdzie mógł, by następnie Darren wprowadził go na dziedziniec, który... No cóż, wbił Solberga w podłogę. -Ja pizgam, stary..... - Rozejrzał się po ogromnym terenie o mało co powstrzymując się przed rozdziabieniem gęby. -Teraz to nie ma opcji. Zarabiam fortunę, albo znajduję sugar daddy i też kupuję sobie taką miejscówę! - Exham robiło wrażenie już od samego wejścia i Max nie był w stanie tego ukryć, a im dalej szli, tym bardziej nie mógł się nadziwić temu wszystkiemu. Shaw, taki skromny prosty chłop, żył jak król i nic sobie z tego nie robił! -Ja pizgam... - Powtórzył, gdy przekroczyli próg głównej komnaty, która nie tylko robiła wrażenie architekturą i meblami, ale przede wszystkim niebiańskim freskiem. -A to co, inspiracja z Hogwartu? - Wskazał na niebo, uśmiechając się jeszcze, po czym zdjął z siebie kurtkę i odwiesił, by w końcu potrząsnąć znajdującą się na ramieniu torbą. -Stary, ja wiem że jesteśmy w kulturnym miejscu, ale nie mam siły wysiedzieć tu na trzeźwo. Zresztą nie tylko tu. Te Twoje nalewki to jeszcze aktualne? - Zapytał przypominając sobie jak kiedyś rozmawiali os karbach znalezionych w tych starodawnych zakamarkach i choć Max miał ze sobą to, co kochał najbardziej, to jednak nie odmówiłby jakiejś domowej naleweczki. -Mogę tu palić? - Dopytał jeszcze, bo akurat bez ćmików to mógł mieć problem żeby wytrzymać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Szczerze, to Darren nie spodziewał się przybycia Maxa. Nie spodziewał się też tego, że rozejdzie się z Lowellem - z czyjejkolwiek winy - ale to już inna bajka, w której sam zresztą był miesiąc wcześniej. Na szczęście Exham, już całkowicie odnowione oraz odrestaurowane, pozostało pod opieką skrzatki domowej Grzywki, która nie tylko zajęła się zwierzętami wciąż tu przebywającymi, ale też utrzymała wszystko w doskonałym porządku. Teraz Shaw posłał ją na tygodniowy urlop, przez co oczywiście musiał najpierw wysłuchać litanii wszelkich zastrzeżeń co do używania kuchni oraz zapewnień, że jak tylko będzie potrzebna, to natychmiast ją wezwie. - Zarób fortunę - doradził Darren, przysuwając sobie fotel do kominka i stawiając na stoliku przed Solbergiem popielniczkę. Nogi oparł o olbrzymi łeb ponuraka, który sprowadził z Norwegii ostatniego dnia zeszłorocznych ferii, razem z całą skórą służącą teraz jako dywanik - Więcej satysfakcji - dodał, zerkając na sufit. Niebo komnaty było już nieco mniej zachmurzone niż przed wyjazdem, który okazał się być dla Shawa jednak dość terapeutycznym przeżyciem, ale wciąż przypominało raczej szarówkę niż piękną, walijską wiosnę. Jedynie zdziwienie i zachwyt Solberga odzwierciedlane były przez zorzę na północnej części - zorzę i tak ledwo migocącą. - Inspiracja? Jasne - przytaknął Krukon na pytanie o malowidło - Tylko nieco je ulepszyłem - dodał, wzruszając lekko ramionami. Na pytanie o papierosy Shaw pokiwał głową, zaś alkoholem właśnie i tak miał się zająć. Stuknął różdżką w stolik, a po chwili pojawiły się na nim dwie szklanki, karafka zimnej wody i dwie butelki. Jedna wypełniona irlandzką smoczą whisky, druga z czymś nieco mniej wyszukanym, co Darren dostał na Gwiazdkę, a mianowicie z Jagodowym Jabolem. - Jak tam Malediwy? - spytał, uświadamiając sobie że w sumie na wyspach prawie w ogóle nie widział Solberga. Otwierał już usta by kontynuować pytanie o ferie, jednak przerwało mu potężne wzdrygnięcie, spowodowane pojawieniem się spod podłogi ducha-rezydenta Exham Priory, który skinął kapeluszem Maxowi i wleciał do komina.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak krótkie streszczenie do Shawa dojść musiało, ale Max nie był w stanie zbytnio rozmawiać o szczegółach. Nie chciał tego, bo wciąż nie potrafił odnaleźć się w świecie, w którym budził się sam we własnym łóżku bez ukochanych ramion owiniętych wokół jego sylwetki. Nadchodziły znów ciężkie czasy i choć Max nie chciał dać się im porwać, tak wiedział, że choć na początku musi dać sobie czas na odreagowanie tego wszystkiego. -A to zależy akurat. - Odpowiedział z lekkim błyskiem w oku. Może i nie był nigdy w czysto sponsorskiej relacji, ale swoje pokorzystał z posiadania bogatego kochanka. -Nie no, oczywiście, że mam zamiar zarobić. Nie mówiłem Ci jeszcze, ale razem z Lu otwieramy bar. Powoli kończymy remont lokalu no i załatwiliśmy już koncesję nawet. - Gadał co tylko ślina mu na język przyniosła, byle tylko przypadkiem nie dopuścić do głosu tego, co naprawdę w nim siedziało. Dzięki Felkowi otworzył się nie tylko na własne uczucia ale i na innych ludzi, a w tej sytuacji zdecydowanie nie chciał się przed kumplem rozklejać. -Właśnie widzę. Podoba mi się. Musisz mnie kiedyś nauczyć takich bajerów. Powoli czas opuścić rodzinne gniazdko. - Skrzywił się nieco, bo obecnie całe Inverness przypominało mu tylko o partnerze, a naprawdę nie miał siły się z tym mierzyć. Poza tym, jakby nie było był już dorosłym czarodziejem i nie mógł wiecznie mieszkać z rodzicami nawet jeżeli była to tylko rodzina zastępcza i niczego mu tam nie brakowało. Gdy tylko zobaczył skinienie głową odpalił papierosa, nieco bardziej zatapiając się w fotelu, po czym wyłożył na stolik własne zapasy w ilości pięciu butelek. Jako jednak, że był gościem i tak nie zamierzał ich teraz otwierać. Zdecydowanie bardziej interesował go ten jabol przywołany przez Shawa. -Ma... - Zaczął, ale zaraz potem przeklął głośno na widok ducha, którego zupełnie się tu nie spodziewał. Przeprosił istotę, po czym powrócił do krukona. -Stary mogłeś uprzedzić, że masz tu duchy. - Zaciągnął się mocniej papierosem, próbując uspokoić bijące w piersi serce. -Malediwy same w sobie mega spoko. Wiesz, nawet przez chwilę myślałem, czy by tam nie zostać, ale... - Urwał, zaciskając szczękę, po czym od razu zmienił temat. -Spotkałem takiego śmiesznego pijaczka co to pierdolił coś o smoczych kulach jak z Dragon Balla i wiesz co, okazało się, że kurwa miał rację. Chociaż trzeba było przedrzeć się przez jakieś chore wyspy. Całe szczęście miałem u boku Brooks... - Rozgadał się znów, by ukryć poprzednie zmieszanie i szybko oddalić temat partnera w zapomnienie. Był ciekaw, czy Shaw też słyszał o tej malediwskiej legendzie i wybrał się na poszukiwanie smoczej wyspy, czy może jednak skupił się na wylegiwaniu na plaży i opalaniu w akompaniamencie drinków z kokosa.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Bar? - Shaw ponownie podskoczył na fotelu w dość dziwnie wygiętej pozycji, bowiem był właśnie w połowie pochylania się po jabola - Z Lucasem? Sinclairem? - dopytał, kończąc podróż swojej dłoni po alkohol i, po chwili siłowania się, wyciągając korek i rozlewając alkohol do szklanek - Macie nazwę? Będziesz w nim sprzedawał jakieś eliksiry? - kontynuował pytania, pamiętając przecież że właśnie w eliksirach brylował Solberg w swoich hogwarckich czasach... które najwidoczniej miały już nie wrócić jako czasy studenckie. - No, mam tu ducha. To mój ileś-tam-pra-dziadek. Czasem tak wyskakuje - oznajmił Krukon ze wzruszeniem ramion, jakby posiadanie w domu własnego przodka jako nieśmiertelnej zjawy było czymś całkowicie normalnym. Cóż, nie było takie, ale Darren zdążył się już przyzwyczaić do takich atrakcji. Na wiadomość, że będzie musiał uczyć Solberga jakichś bajerów Shaw ściągnął usta w wąską kreskę. Prawdę mówiąc, to on tylko dostarczył podstawowe wsparcie zaklęciarskie oraz materiały, w tym najważniejszy, amulet Myrtle Snow. Całą resztą - a więc zaczarowaniem sufitu tak, by mógł się poruszać - zajął się przecież Felinus, a o nim Krukon wolał teraz nie mówić. - Może kiedyś - powiedział więc tylko Darren, podnosząc szklankę w kierunku Maxa w geście niemego toastu i upijając łyk alkoholu. Łzy praktycznie od razu stanęły mu w oczach - cóż, Jagodowy Jabol był w dość niewielkim stopniu jagodowy, w zdecydowanie większym zaś był jabolem, a raczej prawie że wysokoprocentowym bimbrem. - Dragon Ball... a, te kule - pokiwał głową Krukon - Wybrałem się na wycieczkę z Hope Griffin, nie wiem czy kojarzysz. Rudowłosa Gryfonka, chyba z rok młodsza od ciebie - powiedział, podnosząc lewą rękę do góry, na której wciąż widać było odbarwienia po oparzeniach - Pływałem we wrzątku, rozpierdoliłem dwa kamienne smoki i bogina. Ciekawy dzień - pokiwał głową, wydychając następnie powietrze i na bezdechu biorąc kolejny łyk płynu. Było to nieco mniej inwazyjne, ale jego twarz nadal lekko się skrzywiła. - I zgubiłem jeden kurewski beret! - przypomniał sobie, mówiąc to z dość jasnym wyrzutem - Nie tak łatwo taki dostać - burknął. Przeklęta czwarta wyspa - przynajmniej humor mu poprawiało czasem wspomnienie wojowniczej Hope, o 180 stopni innej od tej codziennej. Zastanawiał się, czy dziewczyna wykorzystała już jego radę i odgryzła się w jakiś podobny sposób Irvette, o którą akurat na tym froncie martwić się nie musiał. - Brooks się nie plątała pod nogami? Albo raczej, ty pod niej? - spytał, dolewając sobie nieco jabola i machnięciem różdżki zwiększając wysokość płomieni w kominku.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak nie była to informacja, którą rozpowiadał na prawo i lewo, ale chyba uznał, że potrzeba im teraz jakiegokolwiek wesołego tematu, a bar z tancerkami zdecydowanie do takiego należał. Przynajmniej Max miał jakąś odskocznię, choć chwilowo wielki entuzjazm nieco przygasł, jako że musiał poradzić sobie najpierw z innym problemem. -No bar! A raczej taki trochę klub. Wiesz muza, tancerki, alkohol.... - Wyjaśnił nieco. -Nazwa jeszcze jest robocza, więc powiedziałbym, że nie, ale co do eliksirów, to chyba sobie nie wyobrażasz, że bym otworzył coś bez kociołka pod ladą? Opracowaliśmy kilka autorskich drineczków nawet i powiem Ci nieskromnie, że są petarda. - To, że do Hogwartu nie wracał od początku stawiał jasno. Choć kilka osób namawiało go na dalszą edukację, Max nie miał zamiaru dać się znów zamknąć w instytucji, która w jego mniemaniu ani trochę mu w życiu nie pomogła. Nie licząc zaszczepienia pasji do magicznych mikstur i kilka naprawdę dobrych przyjaźni czy wspomnień. -I ty mówisz o tym, jakby Ci kot przebiegł między nogami? Stary, masz możliwość poznania SWOJEGO JEBANEGO PRZODKA. - Nie rozumiał tego podejścia. Widać rok poza szkołą odzwyczaił Solberga od tego typu istot, choć szczerze sam wiele by dał, żeby poznać jakąkolwiek gałąź swojej biologicznej rodziny. No tak o tej części Darkowego remontu to Max nie wiedział. Jak zresztą o wielu tajemnicach Felka, które teraz już nie miały znaczenia. Nie żeby Solberg był święty. Wręcz przeciwnie. Mógł o wszystko obwiniać tylko i wyłącznie siebie. -Hope....Ruda.... Kurwa, nie wiem. Trochę tych ognistych się po zamku włóczyło. Może jakbym zobaczył twarz, czy coś, to bym skojarzył. - Przyznał szczerze, bo choć imię oryginalne, jakoś niespecjalnie zapadło mu w pamięci. Wniosek był jeden, nawet jeżeli się znali, nie byli szczególnie blisko przez żaden dłuższy czas. -No to trochę Cię pokarało. U nas na szczęście obyło się bez większych problemów, chociaż naprawdę zajebię tego, kto wymyślił te pierdolone boginy. Spokoju człowiekowi nie dadzą. Jak kociołek kocham, nie ma semestru, żebym się w jakiegoś nie wjebał. - Zdegustowanie i niechęć pojawiła się na twarzy Maxa, ale szybko została zamieniona charakterystycznym grymasem, gdy nastolatek zatopił usta w jabolu, który... No cóż zdecydowanie był godzien tego miana. -Stary, skądś Ty to wziął? - Zapytał, wyciągając język i przeganiając smak nikotyną, którą ponownie zaciągnął się do płuc. -Beret? Ty i beret? - Spojrzał na niego niedowierzając w to co słyszał. Oczywiście na artefaktach znał się jak słoń na stepowaniu, więc ni chuja nie skojarzył, co Shaw właśnie mu mówił. Szczególnie, że jeszcze zmysły walczyły z tym posmakiem jabola na języku. -O dziwo przeszliśmy to w zgodzie, chociaż... Nie wiem, Brooks miała jakieś załamki nastroju. To chyba te wyspy tak dziwnie działały. W życiu jej takiej nie widziałem. - Zmartwił się nieco wspominając przyjaciółkę w tamtym wydaniu, po czym zdał sobie sprawę z tego co wypaplał. -Tylko jej nie mów, że Ci powiedziałem, następny jej trening to będzie odbijanie tłuczków w kierunku moich cojones, a je akurat sobie cenię. - Żartobliwie pogroził Darrenowi palcem wolnej dłoni, choć obawiał się, że gdyby Julka wiedziała, że rozpowiada komuś o jej słabościach, zdecydowanie wymierzyłaby mu wystarczająco bolesną karę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Shaw wysłuchał z uprzejmym zaciekawieniem planów Solberga dotyczących otwarcia baru. W sumie był zadowolony z tego, że po opuszczeniu Hogwartu Max miał jakiś plan na ciebie, plan, który do tego wyglądał na dość dobrze pasujący do niego. Szczególnie, że były Ślizgon nie sprawiał wrażenia, jakby jeszcze miał zamiar na powrót do dalszej, wyższej już edukacji - a szczerze mówiąc, to przy otwarciu własnego biznesu chyba i tak nie była mu ona potrzebna. - No to czekam na zaproszenie na imprezę otwarcia - oznajmił Krukon, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie o tancerkach. Dopił szklaneczkę jabola i ostatecznie zrezygnował, czyszcząc naczynie różdżką i wypełniając je ponownie, tym razem jednak whisky z dodatkiem niewielkiej ilości wody dla złagodzenia smaku. - No tak. I co z tego? To pacan - wzruszył ramionami Shaw na wyrzuty Maxa dotyczące nieprzejmowania się zjawą w jego murach - To że ktoś jest starą dupą, nie znaczy że jest mądrą dupą - dodał, przemywając smak mocnego jabola z ust płomienną, ale nieco szlachetniejszą whisky. - Dostałem na święta - odpowiedział Darren na pytanie o pochodzenie jagodowej mikstury - Czyli jeśli też byłeś na tych wszystkich wyspach... - zastanowił się Shaw - To jednak nie był sen w takim razie - uspokoił sam siebie. Nagłe pojawienie się w karczmie i kpiny ogorzałego marynarza mogły sprawić wrażenie, jakby rzeczywiście ich przygody były sennymi marami, a rany tylko efektami jakichś czarów. - Beret uroków zgubiłem - wyjaśnił Darren, przewracając oczami - Dodatkowo zmieniał formę w zależności od tego jak chciałem żeby wyglądał - dodał - Więc to był "beret" tylko z nazwy - Brooks i załamki nastroju? - uniósł brwi Krukon - To do niej niepodobne - mruknął, kojarząc Julkę raczej z tego, że raczej nic nie było w stanie jej ruszyć, no chyba że wykluczenie jej z gry w quidditcha. Ale prawdę mówiąc, to jeszcze półtorej miesiąca temu zapewne wiele uczniów i studentów Hogwartu myślało tak o samym Shawie, a na feriach tymczasem wyglądał prawie jak swój dywanik przed kominkiem - czyli ponurak - Buzia na kłódkę - obiecał, zamykając się dzięki kolejnemu łykowi whisky. - Będę miał... huu... do ciebie sprawę, Max - powiedział, robiąc sobie chwilę przerwy na mocny wydech po wzięciu zbyt dużej ilości alkoholu w usta - Naucz mnie następnym razem Lupus Palus - dodał, przypominając sobie swój stary projekt związany ze stworzeniem nowego zaklęcia, do czego potrzebna mu była znajomość tego właśnie czaru.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Reakcja Darrena była najbardziej popularną, gdy ktoś dowiadywał się, że otwiera lokal. Krukon przynajmniej nie prosił o wejściówkę V. I. P chociaż oczywiście każdy, kto miał się pojawić tego ważnego dnia miał takową dostać. Max nie wyobrażał sobie, by jego znajomi byli potraktowani inaczej. -W sumie święta prawda. Nie każdego członka rodziny warto znać. - Prychnął, myśląc głównie o własnej matce i o tym o ile lepiej by wyszedł, gdyby jednak nigdy jej nie poznał. -No tak najlepszy prezent to flaszka. - Zgodził się upijając kolejnego łyka. -Byłem. Czy warto bym się kłócił. Nie jestem fanem poparzeń i traumy, ale liczą się wspomnienia i zabawa no nie? A Ty jak przez to przeszedłeś? - Zapytał ciekaw, czy Darren miał podobne wrażenia. Max musiał przyznać, że owijka na różdżkę była stylowa. Nie wiedział jeszcze czy spełnia jakieś zadanie, ale wyglądała cool. -Ah teraz kumam. Wybacz nie jestem specem od tego typu gadżetów, choć mam mnóstwo tych śmieci w domu. - Przyznał choć Theo nieco mu pomógł rozszyfrować kilka pierdółek, jakie chomikował w szafie i kurde, który mimo magicznego powiększenia miał problem z pomieszczeniem wszystkiego. -Wiem. Myślę, że to panująca tam atmosfera. - Znał Brooks na tyle, że wiedział, że sama z siebie by się tak nie zachowywała. Uniósł szklankę w geście podziękowania i opróżnił resztę jabola, po czym poczęstował się whiskywhisky kompletnie nie przejmując się czyszczeniem szkła. -Wal jak w dym! - Zapewnił, lecz gdy usłyszał prośbę uśmiech na jego ustach zbladł, a ręka nerwowo zaczęła gładzić krawędź szklanki. Przez chwilę milczał, potem wyzerował drina i dopiero gdy szkło znów było pełne Bursztynowego napoju, zebrał się żeby odpowiedzieć. -Nie do końca była to moja domena, raczej Feli się w tym specjalizował. - Mruknął ledwo wyraźnie. -Oczywiście jak chcesz chętnie pomogę, musisz tylko dać mi chwilę żebym sobie to ogarnął. - Wiele razy widział jak ukochany rzuca to zaklęcie i był pewien, że nie sprawi mu to większego problemu, ale skoro miał uczyć inną osobę wolał być pewien, że przychodzi na to spotkanie przygotowany.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Poparzenia, stłuczenia, smok walący mnie na żebra, fajna sprawa - odpowiedział Darren, wyciągając z rękawa Mizerykordię i pokazując na łuskowatą owijkę ze skóry jakiegoś czarnego smoka - Podejrzewam, że też dostałeś taki bajer - dodał, stukając różdżką w szklankę i napełniając ją ponownie whisky. Tajemniczego wywaru alkoholowego wolał już dzisiaj nie tykać - zresztą, zbyt mocne mieszanie było oczywiście niewskazane, nawet jeśli Shaw i tak spodziewał się bólu głowy nazajutrz. Reakcji Brooks Shaw dalej już nie komentował - malediwskie, zaczarowane wyspy nie sprzyjały dobremu humorowi, chyba że ktoś oprócz genialnych umiejętności magicznych posiadał także co najmniej srebrny medal olimpijski w pięcioboju. Acz szczerze mówiąc, to akurat Julkę Darren mógł podejrzewać o oba te osiągnięcia. - No to się zgramy jakoś na dniach - powiedział z kiwnięciem głowy, upijając kolejny łyk whisky - Nie ma pośpiechu, i tak nad tym siedzę jakoś od grudnia - dodał, wzruszając ramionami. Z przyczyn oczywistych pod koniec stycznia stracił jakikolwiek rezon do pracy nad Aurum Cavea, ale po przerwie wakacyjnej na Malediwach oraz z okazji powrotu w hogwarckie mury na jego ostatni semestr. - Jak to jest poza szkołą? - spytał Shaw. Ostatecznie Solberg miał już pod tym względem więcej doświadczenia, nawet jeśli miał zamiar - o ile miał - wybrać się z powrotem na studia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Słuchał uważnie, co Darren wyniósł z tej wyprawy i tylko upewniał się w tym, że czasem warto jednak posiedzieć na dupie. Nie żeby podobny wniosek powinien wyciągnąć już z dziesięć lat temu, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. -Dostałem. To coś robi? Czy tylko wygląda? - Zapytał krukona, bo ten zdecydowanie częściej korzystał z różdżki no i znał się na tych wszystkich magicznych bajerach, do czego Max nie miał ani głowy ani serca. Gdyby mógł złamałby różdżkę i rzucił tę całą magię w pizdu. -Od grudnia siedzisz nad wyczarowaniem wilka? - Zapytał, nie do końca łapiąc całą tę kwestię własnego zaklęcia, bo ani brak logiki, ani wtłaczany w siebie zawrotnie alkohol ni chuja mu nie pomagały. - Jak tylko ogarnę podstawy dam Ci znać. - Zapewnił go jeszcze, choć z oczywistych względów widok świetlistego wilka nie był czymś, co poprawiało mu teraz humor. Nie mógł jednak siedzieć wciąż w kącie i użalać się nad sobą, to nie było w jego stylu. Dlatego też postanowił wziąć się za robotę, która zawsze ratowała go z opresji. -Szczerze? Spokojniej, ale i... - Urwał, bo nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Będąc uczniem nie wyobrażał sobie życia poza Hogwartem, a teraz tylko upewniał się, że ta szkoła to jeden wielki żart. -Cóż, potrzebujesz motywacji by się za coś zabrać. No i odpada ten element społeczny. W zamku codziennie widzisz tych ludzi i mimowolnie macie kontakt. Poza szkołą trzeba się nagimnastykować. - Dokończył szczerze, bo nie miał zamiaru okłamywać Darrena, a i nie sądził, by krukon chciał przesłodzoną wersję, w którą widząc Maxa i tak zapewne by nie uwierzył.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Pierwszego dnia w pracy - od razu po powrocie z ferii - Darren spytał jakiegoś starszego łamacza zaklęć czy owijka na różdżkę robi cokolwiek oprócz wyglądania dość elegancko. - Wzmacnia rdzeń i zaklęcia zależnie od jego rodzaju - powiedział, ujmując Mizerykordię w kciuk i palec wskazujący, po czym podniósł ją przed nos, jak jakąś laboratoryjną substancję - W tym przypadku to niestety czarnomagiczne efekty - dodał, odkładając różdżkę. Ostatecznie warto było - takich rzeczy przecież nie znajduje się w pierwszym lepszym sklepiku różdżkarskim czy z magicznymi gadżetami. - Jakoś od grudnia, tak - przyznał Krukon. Nowe zaklęcie to nie było takie hop siup, ale też w życiu Darrena pojawiły się pewne turbulencje, które sprawiły że cała czarodziejska inicjatywa nieco przyhamowała - Będę czekał cierpliwie - uśmiechnął się lekko, pijąc kolejny łyk whisky. - Nagimnastykować, na przykład przez teleportację do Archenfield - pokiwał głową Shaw. Ostatecznie praca w Gringotcie dawała mu nieco socjalnych interakcji, ale też spodziewał się, że staż jako asystent rzeczoznawcy dobiegał do nieubłaganego końca.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, Shaw miał dostęp do mądrych ludzi, których mógł pytać o radę i podobne ciekawostki. Max za to miał dostęp do Shawa i to zdecydowanie mu wystarczało. Z ciekawością więc przyjął informacje o owijce, przyglądając się własnej różdżce, jakby miała mu cokolwiek dopowiedzieć. -Czarnomagiczne? Bawisz się w to? - Zapytał od razu przenosząc wzrok na Darrena. Nie wiedział, czy ta informacja go dziwiła, czy też nie, ale zdecydowanie była to cenna nowina dla nastolatka, który sam nieco zgłębiał tę zakazaną sztukę. -Dobra, dobra rozumiem. - Uniósł ręce w obronnym geście. -Będę wpadał częściej. Poza Hogwartem człowiek zapomina, że można widywać ludzi gdzie indziej. Zawsze też zapraszam do Inverness jeśli lubisz mugolskie klimaty. Możemy powkurwiać Nessie, czy coś. - Odwdzięczył się zaproszeniem w swoje strony, bo co jak co ale znajomości z Darrenem to nie chciał tak po prostu zatracić. Wiedział jednak, że łatwo jest powiedzieć, ale trudniej zrobić szczególnie, gdy krukon niedługo sam miał wkroczyć na pełnej w dorosłe i odpowiedzialne życie pełne obowiązków.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- To tylko alternatywne formy samoobrony - uciął Krukon, ściskając usta w wąską linię. Nie zamierzał bawić się w jakiegoś podrzędnego czarnoksiężnika z Nokturnu, który co najwyżej mógł marzyć o podbiciu sypialni sąsiadki, ale nie mógł nie zgodzić się w pewnym z sensie z filmowym cytatem, który brzmiał mniej więcej "Jeśli chce się poznać jakąś tajemnicę, trzeba zbadać wszelkie jej aspekty - Darth Sidious, Gwiezdne Wojny" - Darren Shaw. - Czemu chcesz wkurwiać Lanceley? - uniósł brwi Krukon, nie mając zielonego pojęcia co Solberg miał do Nesski. Być może mieli jakieś zapiekłe interesy jeszcze z czasów, kiedy kobieta była prefektem Slytherinu? Dopiero po chwili do bąbelkującego już alkoholem Darrena dotarło, o co chodziło Solbergowi - A kurwa, chodzi o tego potwora. To znaczy z jeziora - skrzywił się, jakby bojąc się że asystentka obrony przed czarną magią wyskoczy z kominka i zamieni go w gronostaja. - Postaram się wpaść - pokiwał głową, sięgając po kolejną szklankę. Ostatecznie Solberg opuścił Exham w późnych godzinach nocnych, ulatniając się stamtąd świstoklikiem, który został przygotowany gdy jeszcze mniej więcej mogli uważać się za względnie trzeźwych.
z/t x2
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Ostatni dzień bycia Krukonem był... wyjątkowo długi. Rozpoczął się od walki z dementorem-boginem w jednej z hogwarckich sal - ostatnie, studenckie korki jakie kiedykolwiek dał Shaw, do tego ukoronowane sukcesem i przyzwaniem pięknego, choć krótkotrwałego serwala. Następnie para Krukonów udała się do sekretnego baru na terenie Hogwartu gdzie nawet - na brodę Merlina! - poczęstowali się alkoholem na terenie murów szkoły. Gra w eksplodującego durnia z kolei była może i zwycięstwem Darrena, ale ten z kolei czuł się jakby przegrał z kretesem. W trakcie gry Swansea nie tylko wyglądała coraz bardziej korzystnie, niezależnie od efektu jaki na nią spadał, podczas gdy Shaw był obijany, oczyrakowywany i ogłupiany przez talię magicznych kart. Z rozmowy też wynikło to, że Krukon wygadał się na temat ozdoby Exham - fresku na suficie głównego holu. Teleportowali się zaraz za hogwarckimi błoniami, lądując kilkadziesiąt metrów od murów Priory, widniejących dość malowniczo na tle księżyca w prawie pełni. Mężczyzna wybrał to miejsce, by dziewczyna mogła nieco odsapnąć po podróży, którą znosiła nie najlepiej - w końcu jednak weszli na dziedziniec, o tej porze na szczęście całkiem spokojny. Ze wszystkich domowników znajdował się tam tylko ghul, który poświęcał się swojemu nowemu hobby - rzutowi gnomem w dal, przy odrobinie szczęścia ponad murem Exham. Co prawda nie zawsze się mu to udawało, ale gnomom nie sprawiało to większej różnicy. - Ta-da - powiedział, popychając drzwi do westybułu i, zaraz po wejściu, machając różdżką w kierunku kominka, który buchnął od razu jasnym ogniem. Fresk prezentował akurat nocne niebo, w zdecydowanej większości pozbawione chmur. Tych kilka obłoczków leniwie płynęło gdzieś na południe. Jedynym wartym zauważenia akcentem była lekka, różowa łuna na wschodzie - co jednak oznaczała w nastroju właściciela pozostawało wielką niewiadomą. - Rano wygląda lepiej - burknął Shaw, prowadząc ją do sofy przy kominku i siadając na jednym z foteli - Em... i jaka ocena eksperta?
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Świat wirował. Tuż przed nieprzyjemną podróżą mocno uchwyciła się jego dłoni, zacisnęła powieki i wstrzymała oddech, a kiedy wylądowali, z cichym jękiem wczepiła palce w (już nie?) krukońskie ramię i pochyliła głowę, licząc, że fala mdłości będzie tak łaskawa, że odpuści i odejdzie w zapomnienie. Kiedy najgorszy moment – ten, w którym przesądzały się losy wypitego u Irka piwa – minął, powoli wróciła do rzeczywistości i rozejrzała się wokół, unosząc brew na widok majaczącego w księżycowym świetle zamku. Z jakiegoś powodu nie spodziewała się tak wielkiej posiadłości, może dlatego, że w obecnych czasach większość czarodziejów lgnęła do miastowych murów, stawiając na minimalizm. Wciąż nie czuła się zbyt dobrze, więc nie mówiła nic przez cały czas trwania ich krótkiego spacer, zamiast tego chłonąc nocny krajobraz wraz z jego dźwiękami – na przykład pacnięciami gnomów o kamienną ścianę. — Przysięgam… — zaczęła słabym głosem i odchrząknęła, chcąc pozbyć się tego drażniącego drżenia. Przystanęła, czekając, aż otworzą się przed nimi drzwi i dokończyła — ...że jeszcze raz usłyszę od kogoś, że nasza galeria jest pretensjonalna, to odeślę go prosto do Ciebie — uśmiechnęła się zaczepnie i śmiało weszła do środka, wyglądając tak, jakby w gości wpadała średnio raz w tygodniu i znała to miejsce jak własną kieszeń. W rzeczywistości ogrom posiadłości w pierwszej chwili ją przytłoczył i poczuła się, cóż, zagubiona. Tym chętniej zadarła głowę, by móc swobodnie przyjrzeć się zaczarowanemu sufitowi. — Teraz też wygląda dobrze — odpowiedziała od razu, opuszczając głowę na tyle, żeby spojrzeć na niego z dezaprobatą. Nie podejrzewała go o podobną skromność. — Hmm… masz pod ręką jakąś miotłę? — zapytała już po tym, jak ponownie wbiła wzrok w sklepienie i nie oferowała mu bynajmniej usług sprzątających, a jedynie chciała dokładniej rzucić na malunek swoim eksperckim – jak już ustalili – okiem. Pogrążona w swoich myślach, nie stanowiła najlepszego towarzysza rozmowy. Cała magia działa się wyłącznie w jej głowie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Pretensjonalna? Darren mógł mieszkać w swojej rezydencji i być mistrzem pojedynków - choć to pewnie i tak już niedługo, maksymalnie do kolejnej edycji - albo w dwupokojowym, skromnym mieszkanku w Londynie z pufkiem pigmejskim, lelkiem wróżebnikiem, codziennie maszerując grzecznie do pracy jako podasystent rzeczoznawcy. Ambicja oraz koligacje rodzinne pozwalały mu dokonać tylko jednego wyboru. -Tym bardziej daj znać, kiedy tam zajrzeć - odpowiedział Krukon - jeszcze przez dwie godziny - machając różdżką w kierunku klapy prowadzącej do piwnicy. Kołatka jęknęła, a z podziemi wychynęła butelka skrzaciego wina razem z dwoma kieliszkami, które wylądowały na stoliku przed kominkiem - Może znajdę inspirację jak to jeszcze bardziej podpretensjonalnić - dodał z cichym chichotem. Może rzeczywiście któryś z korytarzy przystroić obrazami Swansea? Ciekawe, czy sprzedawali takie, które potrafiły się poruszać. - Nie mówię że nie - zmarszczył czoło Shaw. Mars na nieboskłonie zamigotał nieco jaśniej - Po prostu rano wygląda lepiej - powiedział wyraźnie, kiwając głową w odpowiedzi na jej kolejne pytanie - Accio Huracan - mruknął z machnięciem Mizerykordią, którą odłożył potem na stolik. Stukając o okazjonalne futryny czy kolumny, do holu wleciała jego miotła - szybki jak wiatr, południowoamerykański model Varapidos - Częstuj się - oznajmił, wskazując Leighton na środek transportu, samemu nalewając sobie nieco skrzaciego wina. Gra w durnia i tak wytrząsnęła z niego poprzednio pity alkohol, którego większość wylądowała na jego ubraniu. Przede wszystkim Shaw czekał jednak na rzut oka profesjonalistki - nie spodziewał się, że fresk zrobi na dziewczynie jakiejkolwiek wrażenie, oprócz oczywiście centralnej części, sprawiającej że wyczuwał on emocje osób znajdujących się w środku.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— Jak najszybciej, oczywiście — jej ton jasno wskazywał, co sądzi o takim ociąganiu z jego strony. Trzeba było w końcu zacząć proces odchamiania i pozwolić się choć trochę wystawić na zbawienne działanie sztuki, tak w każdym razie uważała Swansea, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego wyjście do restauracji było czymś normalnym, a do galerii sztuki – wielkim świętem. — Chyba że czekasz na zaproszenie? — dodała z cieniem uśmiechu nie tyle na ustach, co w głosie i nie spojrzała już na Darrena, żeby nie szczerzyć się głupio, kiedy chciała wyglądać obojętnie, oczywiście. — Wystarczy powiesić Twój ogromny portret, najlepiej z jakimś koniem, zbroją czy innym mieczem, wtedy nikt Cię nie przebije. To właściwie się nada — skinęła głową w stronę różdżki. Nie widziała jej w tym stanie po raz pierwszy, ale na lekcji rzucania patronusa miała na głowie całe multum innych spraw, o których i tak trudno jej było spamiętać. Dopiero teraz, kiedy przywoływał dla niej miotłę, w pełni zwróciła uwagę na zdobioną rękojeść w nietypowy sposób połączoną z różdżką. — Co to jest, tak właściwie? Dałeś się ponieść zdobienniczej fantazji? Podeszła do miotły i zanim w ogóle jej dotknęła, przyjrzała jej się naprędce. Słyszała o nich, ale jakoś nigdy nie miała okazji się przelecieć, a już tym bardziej pościgać. Odłożyła jednak na bok wszelkie fantazje o prędkości tego modelu i, co gorsza, ze względu na spódnicę usiadła na niej bokiem, skoro i tak chciała tylko zawisnąć w powietrzu – co zresztą zrobiła. — Więc... to pokazuje emocje. Tylko Twoje i innych mieszkańców? Czy moje teoretycznie też, skoro też tu teraz jestem? — nie bardzo potrafiła przełożyć to, co czuła w tym momencie na wygląd fresku, toteż wcale nie była pewna, jaka będzie odpowiedź. Z drugiej strony gdyby tak to działało, na suficie panowałby niemożebny bałagan, ilekroć Shaw zorganizowałby, dajmy na to, domówkę. Zamachała nogami w powietrzu, kiedy poprawiała się na miotle i wzniosła się jeszcze odrobinę wyżej. Dostrzegła amulet umiejscowiony na środku, ale zignorowała go, bo i tak nie byłaby w stanie nic o nim powiedzieć. Może gdyby spojrzał na niego Larkin... — Właściwie nie przypuszczałabym, że dobrowolnie pokażesz każdemu, co masz w środku — dodała niezbyt głośno, wyciągając rękę ku górze, aby dotknąć delikatnych nierówności farby. Czy to ze względu na wypite w szkole piwa, niedawne mdłości, czy szalenie niewygodną pozycję na miotle, zachwiała się na moment, ale zaraz odzyskała równowagę, z satysfakcją wymalowaną na twarzy dosięgając swojego celu.