Legendy głoszą, że w tej jaskini miał swoją kryjówkę nordycki, lodowy olbrzym - Bölthorn, dziadek Odyna. Ile jest w tym prawdy? Nie wiadomo. Jedno jest jednak pewne: miejsce to jest pełne magii, a przy tym bajecznie piękne. Choć wewnątrz panuje stała, lekko dodatnia temperatura, to gdzieniegdzie na ścianach i sklepieniu utrzymuje się warstwa lodu. Sama jaskinia mieści się na wodzie, na skraju wyspy. Dopiero w jej głębi znajduje się suchy ląd i coś w rodzaju półek skalnych, po których da się chodzić. Do groty można dostać się tylko od strony zatoczki i tylko na specjalnym dwuosobowym kajaku. Kajak ten jest zaczarowany i sam wpłynie do jaskini. Nie trzeba nim sterować, wystarczy go odnaleźć i do niego wsiąść. Jest jednak jeden warunek: oba miejsca muszą być zajęte przez czarodziejów, co oznacza, że do wodnej jaskini nie można wybrać się samemu. Ale... może to i lepiej? Na pewno bezpieczniej.
Rzuć kością litery, by dowiedzieć się, co Cię czeka w wodnej grocie:
Efekty:
A - Przez cały pobyt w jaskini jest Ci okropnie zimno, o wiele bardziej niż mogłoby się wydawać. Dygoczesz i szczękasz zębami, a końcówki Twoich włosów... zamarzają. Będziesz potrzebować pomocy zaklęć, ale nie ogrzejesz się w pełni.
B - Zaskakuje Was przypływ. Woda wzbiera bardzo szybko, aż w końcu... odcina Wam wyjście z jaskini. Spokojnie - to minie, ale nie tak szybko, bo będziecie mogli wydostać się z jaskiniowego więzienia po około trzech godzinach (jesteście uwięzieni przez 3 posty).
C - Z głębi jaskini dociera do Ciebie bardzo przyjemny głos. Odbija się echem od ścian i sklepienia. Jest niezwykle melodyjny i brzmi trochę jak syreni śpiew. Powoduje on ogólną poprawę Twojego nastroju i nieodpartą chęć komplementowania osoby, która Ci towarzyszy. Efekt utrzymuje się przez 2 posty.
D - Podczas eksploracji jaskini uderzasz się w głowę i to tak niefortunnie, że ostrą krawędzią stalaktytu rozcinasz sobie skroń. Rzuć 1k6, by dowiedzieć się, jak poważnie się zraniłeś/aś:
Spoiler:
parzysta - na szczęście to tylko drobne zadrapanie i ranka szybko się zasklepi nieparzysta - oj, rana jest dość głęboka; nie obejdzie się bez pomocy magii, a ślad po nieprzyjemnym wypadku zniknie dopiero na wiosnę
E - Nagle dopada Cię dziwny niepokój i lęk. Emocje te są tak silne, że nie wytrzymujesz i wybuchasz. Nie możesz powstrzymać łez, głos Ci się łamie i wpadasz w irracjonalną panikę. Stan ten trwa tylko jeden post.
F - Zauważasz, że w wodzie, tuż przy krawędzi skalistego brzegu, coś połyskuje. Jesteś w stanie wydobyć przedmiot z wody i przyjrzeć mu się bliżej. Okazuje się, że to bryłka Selenitu, zwanego inaczej Kamieniem Księżycowym. Jest zbyt mała, by była coś warta, ale... na pewno będzie fajną pamiątką z wyprawy.
G - Słyszysz głośny plusk w wodzie. A potem jeszcze jeden. Gdy spoglądasz w jej toń, orientujesz się, że coś w niej pływa. Stworzenie wygląda jak... dziwny węgorz.
Jeśli:
a)posiadasz w swoim kuferku min. 25pkt z ONMS to poprawnie identyfikujesz zwierzę i wiesz, że to Hrökkáll. Opisz krótko charakterystykę tego magicznego węgorza (post na min. 2k znaków lub dwa krótszeprzeznaczone na objaśnianie, co to za stwór). Gdy to zrobisz - otrzymasz 1pkt z ONMS. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
b)nie posiadasz minimalnej ilości punktów kuferkowych - możesz rzucić 1k100 na powodzenie i poprawną identyfikację stworzenia.
1-40 - niestety nie udaje Ci się rozpoznać zwierzęcia. Być może za szybko odpłynął? Albo po prostu nigdy o nim nie słyszałeś/aś.
41-100 - udaje Ci się poprawnie rozpoznać, że to Hrökkáll. Opisz krótko charakterystykę tego magicznego węgorza (post na min. 2k znaków lub dwa krótszeprzeznaczone na objaśnianie, co to za stwór). Gdy to zrobisz - otrzymasz 1pkt z ONMS. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
H - Odczuwasz ogromne, ale takie naprawdę ogromne, pragnienie. Suszy Cię niemiłosiernie i musisz napić się wody. Bez względu na to, czy posłużysz się zaklęciem, czy ugasisz pragnienie wodą z jaskini - przez chwilę (przez 2 posty) będzie Ci strasznie słabo i będzie Cię bolała głowa. Cóż, wady zaczarowanej jaskini.
I - Potykasz się o niewielki stalagmit, ale unikasz upadku. Ten incydent sprawia jednak, że na niektórych ściankach, pod warstwą lodu, zauważasz wyblakłe runy i symbole. Nie możesz oderwać od nich wzroku - ewidentnie są przepełnione pradawną magią. Szybko odczuwasz jej wpływ, bo... zaczynasz (chcąc nie chcąc) bełkotać przypadkowe norweskie słowa. Efekt utrzymuje się przez jeden post.
J - To, że jaskinia jest pełna magicznych mocy można było przewidzieć. Ale to, że Twoja różdżka będzie odmawiać Ci posłuszeństwa już nie było takie oczywiste. Nie działają żadne zaklęcia. Możesz próbować ze wszystkim, ale Twoja różdżka zachowuje się jak... zwyczajny patyk. Efekt utrzymuje się do końca wątku.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
W poprzednim życiu Brooks musiała być zapewne trollem, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że aż tak ciągnęło ją do jaskiń? Do tej konkretnej, podobnie jak do poprzedniej, trafiła zupełnym przypadkiem, ale czy na pewno? Czy to może jednak poprzednie wcielenie nieświadomie gnało ją w kierunku miejsca, które mogłaby nazwać domem? Korzystając z okazji, że jest z dala od kraju i trudów codzienności, pobyt w Norwegii postanowiła spożytkować na samotne wędrówki po okolicy. Nie było w tym nic głębszego, nie starała się odnaleźć siebie. Od dawna wiedziała, kim jest. Po prostu, jak każdy ambiwertyk, potrzebowała niekiedy pobyć we własnym towarzystwie i podładować baterie. Kiedy dostrzegła rzeczkę wypływającą z dziury w skale, nie zastanawiała się dwa razy. Ruszyła wzdłuż potoku i po kilku minutach spaceru, znalazła się w środku. Wnętrze jaskini robiło piorunujące wrażenie, na tyle duże, że jej wewnętrzny troll wpadł w stan radosnego kociokwiku. Chciała wejść głębiej i dokładnie zwiedzić każdy zakamarek, ale niestety nie było to możliwe, gdyż dalsza droga była możliwa jedynie poprzez wodę. Dziewczyna była właśnie w trakcie rozważania wszelkich za i przeciw dotyczących wskoczenia do strumyka i popłynięcia z jego nurtem (nie oszukujmy się, „przeciw” było znacznie więcej, niż „za”), gdy ni stąd, ni zowąd, pojawiła się obok niej… łódeczka, kajak właściwie. Z radością na ustach wskoczyła do środka, położyła plecak pod nogi i… i nic. Kajak stał w miejscu. Podskoczyła kilka razy, zaczęła nawet zaparcie wiosłować, ale pływający kawałek drewna był przykotwiczony do dna.
- Płyń, cholero! – warknęła, zastanawiając się, co dalej. Groźby jednak na nic się zdały. Skoro nic nie zwojowała kijem, postanowiła użyć marchewki. – No weź, łódeczko, proszę. Wypastuję ci kadłubek – zaproponowała, gładząc deskę, na której siedziała i licząc, że to drobne przekupstwo sprawi, iż kajak ruszy z miejsca. Ten był jednak nieugięty. Nie mając żadnego wpływu na cokolwiek i dostrzegając swojego pecha, zaśmiała się rozbawiona absurdem sytuacji, w której się znalazła. No cóż, może z pływania nici, ale zawsze mogła sobie posiedzieć w łódce, jak Chandler z „Przyjaciół” i poudawać, że jest na oceanie. Albo mogła się napić kawy z termosu i zjeść kanapki z masłem orzechowym i dżemem. Tak, chyba zacznie od tego. W końcu najedzony marynarz, to dobry marynarz. Wyciągnęła więc z plecaka prowiant i zaczęła jeść, zastanawiając się, czy w głębi, jaskinia jest równie piękna, jak tutaj.
Był zadowolony, że zdecydował się na uczestnictwo w feriach, nawet jeśli szkolny wyjazd nie był pełnoprawnym urlopem, a raczej wycieczką połączoną z pracą i pilnowaniem tych hogwarckich urwisów - nawet bał się myśleć, na jakie durne pomysły pewnie wpadnie młodzież puszczona samopas w norweską dzicz - bo skandynawski klimat przypominał mu mateczkę Rosyję. Przeszywający mróz, mocny bimber, mrożona ryba na kolację - lepiej mogło być tylko na rodzinnej Syberii. Oczywiście Antosha, jak to Antosha, czas postanowił spędzać aktywnie i nie marnować go na coś tak durnego jak odpoczynek: dlatego dniami zwiedzał okolicę, wieczorami zaś poznawał skandynawską kulturę i obyczaje, przesiadując w barze, gdzie przy szklaneczce czasem zdarzało mu się nawiązać rozmowę z kimś lokalnym i w ten sposób zyskiwać rekomendacje interesujących miejsc do odwiedzenia następnego dnia. W ten właśnie sposób dowiedział się o Wodnej Jaskini; wspomniał o niej korpulentny jegomość imieniem Einar, który usilnie powtarzał, że należy tam iść w parze, choć ze względu na to, że jego angielszczyzna była jeszcze bardziej łamana niż ta Antkowa, to sam zainteresowany nie do końca zrozumiał dlaczego i postanowił zignorować tę wzmiankę i udać się na poszukiwania tego cudu natury sam. Spacer był dość długi, ale przyjemny, i doprowadził go na brzeg wody, która odcinała dostęp do serca jaskini. Uśmiechnął się mimowolnie na ten widok, czując wzywający go zew przygody, orzeźwiającą bryzę i inne takie; ruszył w tamtą stronę i jego oczom ukazało się coś, czego kompletnie się nie spodziewał. Dryfujący w wodzie drewniany kajak, a w nim... Julię Brooks. Oficjalnie nie posiadał wśród szkolnej hołoty faworytów, ale skłamałby, gdyby powiedział, że krukońska pałkarka nie należy do paru jego ulubionych uczniów - cenił ją za talent, za determinację i za mocny charakter. Za profesjonalizm na boisku i... za dużo tych komplementów. Wystarczy. Prawdopodobnie gdyby spotkał tu innego mieszkańca zamku - poza Huxem i Perpetką - odwróciłby się na pięcie i odszedł, nie mając ochoty na towarzystwo; do Julii jednak zdecydował się podejść, zbliżając się akurat w chwili gdy mówiła do łódki, że wypoleruje jej kadłubek. Cokolwiek to miałoby znaczyć. - To byli zachęta czy groźba? - zaśmieszkował jak zwykle z miną sugerującą, że pyta poważnie, i przystanął przy kajaku. Wyglądało na to, że był on jedyną opcją, by dostać się dalej - o ile nie miało się ochoty na morsowanie. On zdecydowanie nie miał. - Privet, Julia. Ty wybierasz do jaskini się? Masz tu wolni miejsci, czy czekasz na kogo? - zapytał, lustrując uważnie wnętrze środka transportu, w którym siedziała dziewczyna; miała ze sobą prowiant i trochę wyglądała jakby organizowała piknik. Może szykowała dla kogoś randkę pod gołym niebem? Jeśli tak, postanowił, że szybko się ulotni i zajrzy w to miejsce innym razem, choć bardzo miał ochotę zobaczyć je teraz; a jeśli tylko Krukonka pozwoli, to chętnie zabierze się z nią.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kubek z kawą wciąż parował jej w dłoniach, a z kanapki zniknęły zaledwie dwa kęsy. W głowie Krukonki panował przyjemny spokój. Łódka co prawda wciąż stała w wodzie, chybocząc się na prawo i lewo, ale nie przeszkadzało jej to zupełnie. W końcu miała czas na myślenie, w końcu była sama i nic jej nie rozpraszało. I bardzo dobrze. Potrzebowała tego. Zbyt często jej myśli zaprzątało wiele negatywnych emocji, z którymi radziła sobie w jedyny znany sobie sposób – latając na miotle. Siadając na „Boydena”, zapominała o całym świecie, liczył się wiatr we włosach i ciężar pałki w dłoniach. Uwielbiała to, ale ignorowanie problemów, nie rozwiązywało ich. Czasem trzeba było przejść przez to wszystko. I to właśnie robiła w tym momencie. Kołysała się na wodzie, gryzła chleb, piła czarną kawę i myślała o tym wszystkim. Problemy w szkole, których sama szukała. Niepewność co do tego, czy uda jej się kiedyś osiągnąć coś wielkiego. Marzenia o kadrze Anglii, które wydawały się mrzonką. Armstrong, która się w niej kochała i której nie mogła odwzajemnić się tym samym. Solberg, który za punkt honoru postawił sobie samodestrukcję. I jeszcze…
O wilku mowa. Kiedy usłyszała dobrze znany rosyjski akcent, z trudem przełknęła kanapkę. Tak wiele emocji czuła do tego surowego, jak zima w Syberii byłego pałkarza. Wydarzenia w jaskini, które przeżyła ze Ślizgonem uświadomiły jej, jak bardzo jest to wszystko skomplikowane. Czasem czuła się jak ten szczeniaczek, który chce zaimponować swojemu panu, ale ten jedyne co robi, to karci ją, bijąc zwiniętym „Prorokiem Codziennym” po głowie. Gdy go usłyszała, była jednocześnie zdziwiona, szczęśliwa i wściekła. Naprawdę wściekła. Właściwie, to ostatnio była głównie wściekła. Ta złość napędzała ją do działania, ale jednocześnie obdzierała z jakiejkolwiek energii. Pod koniec każdego dnia, czuła się jak wyzuta gąbka. Mimo to rano wstawała, przywdziewała tę samą maskę dzielnej laski z doków i udawała, że nic jej nie rusza.
- Privet, Profesorze – wydukała, popijając kanapkę kawą. - Zachęta. Groźby nie działają. Choć zachęty również. Chciałam zwiedzić jaskinię, ale łódka stoi w miejscu i ani drgnie.
Termos wylądował między jej nogami, a sama Krukonka, zapraszającym gestem zachęciła Profesora do zajęcia miejsca obok. To spotkanie było jeszcze dziwniejsze niż potknięcie się o pijanego Solberga. Jak widać, w magicznym świecie normalność nie istnieje. - Ma profesor ochotę na kawę? Albo kanapkę? – zaproponowała, wlepiając wielkie orzechowe oczy w Rosjanina. Bardziej miała ochotę dać mu pałką po łbie za te wszystkie zniewagi, zamiast go karmić. Zresztą, nie sądziła, żeby Antoszka zniżał się do spożywania takich prostackich dań. Był Rosjaninem z Syberii, a oni zapewne jedli niedźwiedzie. Albo mech spod sosen.
- Co Profesor tu robi? Nie ma Pan jakiejś „bardzo ważnej sprawy” do załatwienia? – O dziwo, choć zazwyczaj potrafiła trzymać język za zębami, co ratowało jej życie w wielu sytuacjach, tym razem nie potrafiła się powstrzymać od drobnej uszczypliwości. I to w stosunku do Profesora Hogwartu. Brawo Brooks, tak dalej.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
- Hm. Jak nie prośbi ani groźbi, to musi działać z magii. - mruknął w odpowiedzi na słowa dziewczyny; może łódka była zaczarowana tak, że mogła ruszyć tylko jeśli w środku znajdowały się dwie osoby, pomyślał, bo przypomniały mu słowa tamtego Norwega, który opowiedział mu o jaskini. Poprzedniego wieczoru nie mógł zrozumieć, dlaczego według niego należało przychodzić w to miejsce w parze, ale teraz, w połączeniu z tym co usłyszał od Julii, miało to sens. Nic jednak na razie nie mówił i czekał na przyzwolenie od dziewczyny, a gdy je uzyskał, zaczął wchodzić do łódki, dzieląc się swoim spostrzeżeniem: - Może popłyni w dwie osobi... - a gdy już usiadł obok Julki, kajak zakołysał się lekko i nie trzeba było długo czekać, aż zacznie powoli kierować się po tafli wody w stronę majaczącej w oddali jaskini, co Antek skwitował entuzjastycznym uniesieniem brwi, po czym zerknął w stronę oferowanych mu przez studentkę przekąsek, co, musiał przyznać, było bardzo sympatycznym gestem z jej strony. Zarówno to, jak i fakt, że w ogóle zgodziła się na wyprawę do jaskini w towarzystwie starego, zrzędliwego pryka jak on. - Za kanapki podziękuji, ale dobri kawi w miłym towarzystwi nigdy nie odmówi. - odpowiedział, starając się brzmieć uprzejmie i choć był daleki od wyrażania w swoim tonie jakiejkolwiek intensywnej serdeczności, to dało się zauważyć, że jest znacznie (albo chociaż trochę) mniej szorstki niż na boisku. Bo poza treningami wcale nie był taki straszny, jak się niektórym wydawało, ot co. Obserwował w milczeniu zbliżającą się jaskinię, skupiając większość swojej uwagi na otaczającym ich widoku i nie siląc na żadne pogawędki, bo nie przychodziło mu do głowy nic konkretnego do powiedzenia, a cisza nie przeszkadzała. Julka jednak postanowiła ją przerwać i to w dość nietypowy sposób, bo rzucając nietrudną do wychwycenia złośliwostkę. Antoszek głupi nie był, doskonale też pamiętał ich ostatnie spotkanie, mające być rekompensatą za poprzednie, na którym się nie stawił i przerwane w brutalny sposób przez... przez inne sprawy. Miał ochotę przewrócić oczami na jej komentarz, ale powstrzymał ten odruch, uznając, że jednak nie wypada tak manifestować swoich odczuć, więc po prostu przeniósł spojrzenie na dziewczynę, ściągając brwi w krótkim zamyśleniu - bo musiał się zastanowić, czy powinien to zignorować, zbyć, czy może jakoś się wytłumaczyć. Szczerze mówiąc, był przekonany, że ich nieudany trening był dla Julki tylko jednym z wielu i że od razu o nim zapomniała. - Ja przyszedł, bo lubi aktywnie spędzać czasu i nie, nie mam... na szczęściu... żadni ważni sprawi. - odpowiedział poważnie i gdyby posiadał bardziej ekspresyjną mimikę twarzy, pewnie byłoby widać, że mina mu zrzedła, bo sytuacja którą wspominał i owe sprawy zdecydowanie należały do trudnych i nieprzyjemnych. - Co do tamti sytuacji, bo ja wiem o czym ty mówisz... To ja mam nadzieji, że ty wiesz, że dla byle błahostki nieważni ja bym nie odwołał treningu. Z tobą. - dodał, bardziej dla świętego spokoju i chęci wyjaśnienia sprawy, która najwyraźniej uraziła Julię, niż z wewnętrznego poczucia, że jest jej to winien.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
KOSTKA:A - Przez cały pobyt w jaskini jest Ci okropnie zimno, o wiele bardziej niż mogłoby się wydawać. Dygoczesz i szczękasz zębami, a końcówki Twoich włosów... zamarzają. Będziesz potrzebować pomocy zaklęć, ale nie ogrzejesz się w pełni.
Podejrzenia nauczyciela okazały się słuszne. Drewniany kajak faktycznie ruszył w momencie, kiedy oba miejsca zostały zajęte. Julka odetchnęła z ulgą, gdy się okazało, że jej plany zwiedzenia jaskini nie spaliły na panewce. Jednocześnie czuła się nieswojo. Do tej pory jej interakcje z Rosjaninem ograniczały się do treningów, podczas których ona robiła z siebie pośmiewisko, a on ją instruował albo opieprzał. Było to o tyle wygodne, że nie musieli rozmawiać. Mogła po prostu patrzeć na niego z boku i podziwiać. Wiele by oddała za taką chwilę jak ta, ale kiedy ta w końcu się pojawiła, kompletnie nie wiedziała, jak się zachować. Mętlik w głowie również jej tego nie ułatwiał. Ciężko było zachować nerwy na wodzy, kiedy ktoś, kogo się podziwiało tyle lat, był teraz na wyciągnięcie ręki. Jeszcze cięższe było siedzenie w kajaku z kimś, kogo się tyle lat idealizowało, a kto okazał się przy tym zwykłym dupkiem. Bo tym właśnie był w oczach nastolatki Rosjanin – gościem, który rzuca słowa na wiatr i ją olewa.
- Bez cukru i mleka. Mam nadzieję, że to nie problem – powiedziała, podając nauczycielowi kubek z dyptamowym smakoszem, którego magiczny aromat niósł się po całej jaskini. Sama tymczasem zawinęła kanapkę w folię i schowała ją do plecaka. Przecież nie będzie mlaskała przy Antoshy Avguście, prawda?
Łódka płynęła powoli, niespiesznie. Sklepienie jaskini było wyjątkowo piękne i takie inne, zupełnie jakby z innego świata. Stalagmity i występowały tu równie często, jak sople, grube jak pień młodego drzewa, a woda w strumieniu była tak czysta, że gdyby było tu nieco jaśniej, widzieliby dno. Niestety, robiło się również coraz chłodniej. Krukonka rzuciła na siebie zaklęcie rozgrzewające i upiła gorącej kawy, ale nic to nie dało. Zaczęła z trudem walczyć ze szczękającymi zębami, a końcówki ciemnych włosów pokrył… szron. Po cichu liczyła, że Rosjanin przemilczy jej złośliwą uwagę. Nie powinnam tego mówić. Nie powinnam – powtarzała sobie w myślach, widząc, jak nauczyciel momentalnie poważnieje na licu. Nie wiedziała, co takiego musiało się wydarzyć, ale czuła, że mężczyzna mówi prawdę. Wciąż nie usprawiedliwiało to jego niepojawienia się na pierwszym treningu, ale uznała, że nie będzie o tym wspominać.
- Chyba wolałabym, żeby to były błahostki. Wtedy łatwiej byłoby mi się gniewać – powiedziała nieco lżej i mocniej zawinęła wokół szyi kruczy szalik. – W sumie to ja też przepraszam. Nie powinnam była tego mówić. Nie mam prawa wymagać tego, żeby Profesor poświęcał mi więcej czasu niż innym uczniom. Bo i niby czemu? – westchnęła cicho, bardziej do siebie, ogrzewając dłonie o gorący kubek. - Jak się profesorowi podoba Norwegia? – zmieniła magle temat i wlepiła spojrzenie w nauczyciela, któremu chłód w jaskini zdawał się kompletnie nie przejmować. Jak widać, mróz wywoływał u Rosjan emocje jedynie wtedy, gdy zaczynała im zamarzać wódka.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Gdyby tylko wiedział, że swoim towarzystwem wzbudza w dziewczynie jakikolwiek dyskomfort, z pewnością nie wpraszałby się na jej wyprawę do jaskini; niestety, nie miał wglądu w jej myśli, nie miał pojęcia jakie odczucia w niej wzbudza i zwyczajnie doszedł do wniosku, że jeśli zgodziła się, by do niej dołączył, to znaczy że nie ma nic przeciwko jego towarzystwu. - Żaden problem, nawet lepij. Ja woli czarni. - odparł, dodając podziękowania gdy odbierał od Julii kubek z napojem, który, musiał przyznać, roztaczał wspaniały zapach palonych ziaren; upił solidny łyk i stwierdził, że smakuje równie dobrze, co pachnie, po czym zajął się podziwianiem wnętrza jaskini, do której wpływali powoli, coraz bardziej oddalając się od brzegu. Miał nadzieję, że w środku będzie choć kawałek stałego lądu, który będzie można poeksplorować na własną rękę, bo choć w kajaku sunęło się bardzo przyjemnie (zwłaszcza jak się było niespełnionym marynarzem i uwielbiało wodę!), to jednak sprawiało, że czuł się trochę jak na wycieczce z przewodnikiem, podążając tylko jedną, wyznaczoną trasą. Zaaferowany imponującymi, jakby kunsztownie rzeźbionymi skalnymi ścianami, nie zwrócił początkowo uwagi na to, że niska temperatura wyraźnie daje się we znaki jego towarzyszce, choć według niego było całkiem ciepło, z pewnością na plusie. Od razu pomyślał o zaklęciu ogrzewającym, nim jednak zdążył zaproponować pomoc, Julia rzuciła je na siebie sama, ograniczył się więc do zdjęcia i podania jej swojego wierzchniego odzienia, jakim był szykowny sportowy polarek z logo - a jakże - rodzinnej firmy. Z ulgą przyjął fakt, że przy kolejnej wypowiedzi złośliwy ton rozmówczyni zelżał. A wtedy jemu zwyczajnie zrobiło się trochę... głupio, bo choć powody miał naprawdę poważne, to jednak uświadomił sobie, że przecież nieprzychodzenie na spotkania i przerywanie ich bez proponowania zamiennego terminu to zwyczajnie bardzo nieeleganckie zachowanie. A on, jako profesor, powinien chyba raczej dawać przykład dobrych manier, dotrzymywać słowa danego uczniom. - To nie gniewaj już się. - powiedział łagodnie, ugodowo, prawie wręcz poprosił - Chociaż masz prawo pogniewać się, bo ja nieładnie potraktował cię. - przyznał i posłał dziewczynie przepraszający uśmiech, jeden z tych, który zrobił jego lico mniej więcej raz na dekadę. - Ja powinien ci poświęcać dużo czasu, bo jesteś jedna z najzdolniejsi pałkarzy w szkoli, a moja praca to jest pomóc tobie być jeszcze lepszi i dostać się do kadri narodowi. - dodał, wzdychając; naprawdę rzadko trafiali się uczniowie tak zaangażowani i zdeterminowani jak Julia, dlatego tym bardziej powinno się ją wspierać. Zwykle nie bardzo go obchodziło zdanie uczniów na swój temat (zwykle mocno negatywne), ale teraz jakoś zależało mu na tym, by między nim a studentką nie było żadnych niesnasek - może dlatego że pod pewnymi względami przypominała mu jego samego? Zamilkł na chwilę, wpatrując w parującą intensywnie kawę trzymaną w dłoniach, zastanawiając się czy dobrze zrobił, tak wprost chwaląc umiejętności dziewczyny - nigdy wcześniej tego nie robił, żeby zapobiec osiadaniu na laurach i rozleniwianiu - gdy padło pytanie z zupełnie innej beczki. - Podoba, a tobie? Mnie trochi przipomina jak w domu, ale widoki ładniejsi są. - ocenił, choć może odnosił takie wrażenie, bo syberyjskie krajobrazy już mu się opatrzyły, a nowerskie zorze i jaskinie były ekscytująco nowe? Kajak łagodnie zwolnił, jakby powoli osiadał na mieliźnie, a oczom jego pasażerów ukazała się jakby wyspa pośrodku jaskini oraz częściowo pokryte lodem półki skalne. Widok był naprawdę zapierający dech w piersiach nawet dla Antoszki, któremu z reguły niewiele rzeczy imponowało; nie zwlekał i wysiadł z łódki, by rozejrzeć się po wnętrzu tego niezwykłego miejsca.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Nie zdziwiła się specjalnie, gdy nauczyciel stwierdził, że kawę woli bez dodatków. Nie, żeby to coś zmieniało. Julia nie była jednym z tych purystów, którzy uważają, że zabielanie kawy to świętokradztwo, a słodzenie – coś tak złego, jak tworzenie horkruksów. Po prostu czarna zwykła kawa wyjątkowo pasowała jej do wizji Rosjanina, jaką zdążyła zbudować w swojej głowie przez ostanie miesiące i cieszyło ją, że przynajmniej w tej kwestii się nie pomyliła.
Z wdzięcznością przyjęła Antoszkowy polarek, choć czuła się przy tym zawstydzona. Nie miała wątpliwości, że za jej stan musiała odpowiadać magia. Jak w końcu wyjaśnić to, że było na plusie, a mimo to jej włosy zamarzały? Tak zimno nie było jej nawet wtedy, gdy w listopadzie leciała na miotle na Islandię. Albo, gdy w styczniu brała udział w miotlarskich treningach.
- Dziękuję – powiedziała, opatulając się. – Jak zrobi się panu zimno, to proszę powiedzieć, oddam bluzę.
Gest Rosjanina zrobił na niej duże wrażenie. Nagle się bowiem okazało, że ten zimny gość z Syberii ma w sobie ciepło i, gdy chce, potrafi być miły i szarmancki. O ile polar grzał jej krucze serduszko, to nie do końca dawał radę z chłodem. Nawet kolejne zaklęcia nie pomagały, a ciemne włosy dziewczyny wciąż miały białą barwę. W takim stanie ciężko było jej się skupić na wnętrzu jaskini, czy też cieszyć się pięknymi widokami. Zwłaszcza tym jednym, naprzeciw siebie. Nie istniał jednak taki mróz, który zapobiegłby wypłynięciu na krucze lico ogromnego rumieńca, będącego niczym innym, jak reakcją na miłe słowa Antoszki. Słuchanie pochwał od jakichś szkolnych małolatów to jedno, ale usłyszeć je od człowieka, którego plakat przez tyle lat wisiał nad jej łóżkiem w dormitorium?
- Ekhem – chrząknęła, zawstydzona. – Dziękuję. Na niczym innym mi tak nie zależy, jak na panu. To znaczy na treningach z panem, bo naprawdę uważam, że profesor jest super, w sensie super nauczycielem i że moglibyśmy, tzn. ja bym mogła się… wiele nauczyć – westchnęła ciężko, gdy ten niezręczny spektakl, będący pomnikiem jej nieudolności, się zakończył. Co się z nią działo? Zazwyczaj nie miała problemów, aby artykułować swoje myśli jak normalny człowiek. A tymczasem teraz, zrobiła z siebie całkowitą idiotkę, niezdolną do ułożenia jednego prostego zdania. – Chciałam przez to powiedzieć, że nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy spotykali się częściej… na treningach w sensie.
Gdy skończyła, jakby przypadkiem podsunęła szalik aż pod same oczy, chcąc zakryć wyraz zażenowania, który pojawił się na jej twarzy. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz zrobiła z siebie taką idiotkę. Dziś po raz kolejny udowodniła, że lepiej wychodzi jej słuchanie, niż mówienie.
- Jest pięknie. Dużo ładniej niż w domu. I dużo chłodniej. W Southampton śnieg pada raz na kilka lat. Ale mamy za to morze. Chociaż wyjątkowo zimne, a kąpiel w nim to żadna przyjemność.
- Brooks, przestań gadać – zganiła się w myślach i wlepiła wzrok w niewielką wysepkę, do której dopływali. Widząc, że nauczyciel wychodzi na brzeg, zapewne zażenowany jej umiejętnościami interpersonalnymi, ruszyła jego śladem i stanęła obok.
- Lumos Sphaera – wymamrotała cicho, a wielka kula światła uniosła się w kierunku sklepienia i rozświetliła swym blaskiem wnętrze jaskini. - Wow – wydusiła się z siebie, kiedy biała poświata odbiła się od pokrytych lodem ścian i tafli wody. Całe miejsce zdawało się żyć, a widok był iście nietypowy i w pewien sposób magiczny. Zupełnie, jakby w powietrzu ktoś zawiesił taneczną kulę. – Duuużo ładniej niż w domu.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Nie spodziewał się, że jego słowa, kilka oszczędnych zdań o tym, że uważa ją za dobrą pałkarkę, będą w stanie wprowadzić dziewczynę w takie... właśnie, co to było? Zawstydzenie? Do tej pory chyba nawet nie podejrzewał, że Julia Brooks jest zdolna do takich reakcji - całkiem, swoją drogą, uroczych. Chciało mu się śmiać, kiedy zaczęła wydobywać z siebie nieporadne, nieskładne zdania, ale dzielnie utrzymał swój typowy, kamienny wyraz twarzy, tak jakby w ogóle nie dostrzegał jej zakłopotania i jakby jej wypowiedź w niczym nie odbiegała od julkowej normy. - Bardzo miło mi, że ty masz mnie za super nauczicieli. To niepopularna opinia jest. - stwierdził, bo to zawsze przyjemne uczucie, gdy ktoś nas doceni, nawet jeśli Antek nie potrzebował pochlebstw i po prostu pogodził się z tym, że nie jest powszechnie lubiany przez uczniów, a to, że robi dobrą robotę, wiedział i bez aprobaty. - Co ti na to, żebyśmy zaczęli umawiać się? - zaproponował, choć biorąc pod uwagę zaangażowanie i entuzjazm Julii, to prawdopodobnie miało być pytanie retoryczne. Zastanowił się chwilę i dodał: - Po feriach będzie nowi plani lekcji, ustalimy termin co oboje mami czas i będziemi ćwiczyć regularni co tydzień. - sprecyzował; prawda była taka, że będąc jednym z trzech nauczycieli latania w Hogwarcie wcale nie miał tak wiele roboty, a że jego zajęcia nie wymagały sprawdzania stosów prac pisemnych, miał dzięki temu naprawdę kawał wolnego czasu, który chętnie przeznaczyłby na szkolenie nowego pokolenia pałkarzy. Nie spodziewał się, że podczas tego przypadkowego spotkania dojdzie do pogawędki - nie był mistrzem small talku - podczas której dowie się szczegółów o pochodzeniu uczennicy, ale nie przeszkadzała mu ta zmiana tematu na mniej istotny i z uwagą słuchał wypowiedzi dziewczyny, która nadal wyglądała na lekko zestresowaną, ale przynajmniej przypomniała sobie, jak składać zdania. - Chiba nie zdziwi ciebie, jak odpowiem, że ja myślę, że zimni morzi są zdecydowani lepsi niż ciepłe? - odparł lekkim tonem, ani trochę nie zażenowany umiejętnościami interpersonalnymi Julii, po czym wydostał się na brzeg. Dziewczyna ubiegła go w wyczarowaniu światła, które rozjaśniło wnętrze jaskini i rzucało delikatną poświatę na skalne zakamarki; pokrywający je lód migotał, nadając okolicy naprawdę niesamowity widok. Antoszek podziwiał te widoki przez chwilę w milczeniu, zastanawiając się, czy gdyby pokazał to miejsce Huxowi, to ten komentowałby z zachwytem każdy jeden lodowy sopel zwisający ze sklepienia, czy może w końcu z wrażenia odebrałoby mu mowę; postanowił, że będzie musiał to sprawdzić i pokazać mu to miejsce. No, ale to innym razem, teraz miał przecież towarzystwo w postaci Julii. - Według legendi to było mieszkani dziadka Odynu, co był lodowi olbrzymi. No, miał dobri gust w wystroju wnętrzi... - mruknął poważnym jak zawsze tonem, dotykając ostrożnie oblodzonej skały i idąc kawałek wzdłuż niej, po czym obejrzał się na Julię. - Ale co ja ci tu mówię, ty Krukonka, pewnie już od dawni znasz te wszystkie historie. - stwierdził, przypominając sobie, że z pewnością rozmawia z osobą o dużo większej wiedzy niż on sam; w końcu chyba nie bez powodu trafia się do domu, który najbardziej ceni sobie intelekt i zdobywanie wiedzy. Zajęty zwiedzaniem wysepki, zaszedł jeszcze kawałek i dopiero po chwili zorientował się, że coś jest nie tak, a mianowicie że wzbierająca się w naprawdę zatrważającym tempie woda skutecznie odcina im wyjście z jaskini. Przystanął, przyglądając się sytuacji i stwierdzając, że nie mają żadnej opcji, żeby wrócić do łódki w najbliższym czasie. - O. Przipłiw. - oświadczył ze stoickim spokojem, bo nie widział powodu, by panikować. Ot, pozwiedzają trochę dłużej niż planowali.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Może i Brooks była niską, hardą pałkarką, która z kijem w ręku siała wpierdol i zniszczenie, to koniec końców wciąż była nastolatką. I to taką, której przyszło usłyszeć pochwały od osoby, którą tak długo podziwiała. Koniec końców na światło dzienne wyszła ta mniej znana część jej osobowości. Nie mając żadnej władzy nad własnym językiem, czuła się bezbronna i narobiła sobie wstydu przy rosyjskim aniołku. Na szczęście Antoszka był gościem z klasą i nie dał po sobie poznać, że słowa Brooks mają mniej sensu, niż instrukcja obsługi łyżki.
- Mało kto lubi obrywać tłuczkami, czołgać się w błocie i być sztorcowany – wzruszyła ramionami, a kiedy dotarło do niej, że lepiej byłoby to przemilczeć, albo zaprzeczyć, zarumieniła się jeszcze bardziej, przybita własnym brakiem wyczucia. – Ale ja akurat lubię. Znaczy się, nie obrywanie tłuczkami i kąpiele błotne, ale same treningi. Są ciężkie i ciekawe. I inne.
- sĄ CiĘżKiE i CiEkAwE. Brooks, ogarnij się! – opieprzyła się w myślach, kiedy po raz kolejny straciła kontrolę nad własnym językiem. Gdyby tylko mogła, aportowałaby się teraz do Meksyku, zmieniła tożsamość i zaczęła nowe życie jako Juanita. Antoszka jednak wciąż zdawał się nie przejmować jej bełkotem. Może, jako gwiazda światowego formatu, przywykł do takiej reakcji swoich licznych fanek i fanów? Gdy nauczyciel miotlarstwa zaproponował Krukonce regularne treningi, jej oczy zamigotały entuzjastycznym blaskiem. Chyba musiała się uszczypnąć i upewnić, że nie śni, bo tak piękne rzeczy mają miejsce tylko w snach.
- Jasne! – wyrwało jej się, nieco zbyt szybko i entuzjastycznie. – To znaczy, bardzo chętnie. Dziękuję, Profesorze.
Cotygodniowe treningi z Antoszką? Ktoś tam na górze musiał czytać jej list do Mikołaja, bo dostała właśnie to, na czym zależało jej najbardziej. No, może poza latającym dywanem. I szesnastoma godzinami niczym nieprzerwanego snu. Ze szkolnej trójcy od miotlarstwa, to właśnie od Antoshy mogła nauczyć się najwięcej. Był w końcu pałkarzem, i to jednym z najlepszych na świecie, wiedziała więc, że pod jego okiem może stać się równie dobra, jak nie lepsza.
- W takim razie polecam to w Soton. Nie będzie pan rozczarowany – skomentowała słowa o morzu. Od Rosjanina nie można było oczekiwać niczego innego jak zamiłowania do chłodu. Zwłaszcza gdy ten Rosjanin wychował się na Syberii.
Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz Krukonki, gdy się okazało, że Antoszka potrafi nie tylko rzucać obelgami, ale również żartować.
- Nie miałam pojęcia – przyznała, poprawiając na sobie polarek. – Właściwie to nie planowałam dziś włóczenia się po czyimś mieszkaniu, nawet tak ładnym, jak to, ale wyszło jak wyszło. I całe szczęście. Profesor pewnie widział mnóstwo takich miejsc, jak jeszcze studiował w Durmstrangu. Czy to prawda, że złamał pan nos Krumowi? Jaki on był? Jako człowiek, nie zawodnik.
Mając u swego boku taką skarbnicę wiedzy i ciekawostek na temat największych tego sportu, głupotą byłoby niezapytanie. Zwłaszcza że plotka o porachunkach Rosjanina i Bułgara, od wielu lat rozpalała jej dziewczęcą wyobraźnię. Wielokrotnie zastanawiała się, jak do tego doszło. Czy to był zwykły wypadek podczas treningu? Pozaboiskowe porachunki? A może poszło im o jakąś śliczną blondynkę o długich nogach i niebieskich oczach? Teorii było wiele, a prawdę znał jeden z uczestników tego zajścia.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
W odpowiedzi na swoje słowa absolutnie nie oczekiwał od Julii pochwał i zapewnień, że jest super, nie odebrał też jej słów jako braku wyczucia; zdecydowanie większym nietaktem byłoby, gdyby zaczęła go teraz zachwalać i przekonywać, że jest powszechnie lubiany i nikomu nie chce się rzygać na myśl o jego lekcjach - bo to byłoby jawne i obrzydliwe kłamstwo. A Antoszek cenił sobie szczerość, w końcu sam nie owijał w bawełnę, kiedy sytuacja tego nie wymagała - dlatego cieszył się, że Julka powiedziała mu, co naprawdę myśli. I że przyznała, że akurat ona lubi ten wycisk, który się im serwowało na antkowych treningach. - Treningi nie mają być przyjemni. Przyjemni ma być to uczucie po nim, jak wraca do szatni brudni, poobijani i skrytykowani przez tego starego dziada, i czują satysfakcji, że nie było łatwi, a jakoś poradzili sobie. To hartuji charakter. - powiedział, bo miał szczerą nadzieję, że porządne przeoranie po boisku daje jego uczniom właśnie to uczucie - satysfakcję i poczucie, że są silni bez względu na to ile razy upadali i ile razy usłyszeli, że do niczego się nie nadają. Mógłby oczywiście mówić im to sam na koniec zajęć - "daliście radę, byliście świetni!" - ale wolał, by każdy dochodził do tego sam, sam dostrzegał ten niewielki postęp, kiedy za pierwszym razem upadał dziesięć razy, a za drugim już tylko dziewięć. On nie miał zamiaru im tego ułatwiać. A jeśli komuś nie podobały się jego metody, cóż... zawsze mógł wybrać zajęcia Walsha, które były bardziej jak piknik. Julia nie tylko przystała na jego propozycję regularnej, wspólnej nauki, ale wręcz zareagowała z dużym entuzjazmem na tę propozycję, on zaś miał nadzieję, że jeśli weźmie się porządnie za szlifowanie jej pałkarskiego talentu, to nie tylko zatrze to fatalne wrażenie, jakie zrobił, olewając ją na początku roku, ale i będzie miał bezpośredni wkład w doskonalenie poziomu quidditcha - w końcu dziewczyna aspirowała do miejsca w drużynie narodowej i, zdaniem Antka, miała je w kieszeni. Pytanie tylko kiedy. - Podziękuji mi jak już będzie w stroju kadri narodowi. - odparł jak zawsze dość surowym tonem, ale na koniec uniósł kącik ust w górę w zalążku uśmiechu, bo w głębi duszy całkiem go ekscytowała ta wizja, że widząc Brooks pałującą przeciwników na mistrzostwach, będzie mógł pomyśleć, że to po części jego dzieło. Niewielkiej części rzecz jasna, bo masę roboty dziewczyna wykonała już sama i nie zamierzał tego negować. Zanotował sobie w myślach, żeby przy jakiejś okazji podróży po Wyspach zobaczyć jak się prezentuje owo morze w Soton, które tak polecała mu Julia, a gdy wyszli na brzeg wysepki i zajęli się podziwianiem okolicy, temat zmienił się na zupełnie inny; zaskoczyło go nagłe pytanie o Durmstrang i Kruma, ale nie zareagował żadną zdziwioną miną, po prostu przystanął i zamyślił się chwilę nad odpowiedzią. - Takie stare czasi... - mruknął, jakby do siebie; dawno nie wspominał czasów szkolnych. - A, krajobrazi tam były piękni, tylko czasu żeby oglądać je niewiele. - skwitował pierwszą część, bo choć górzyste, niemal cały rok pokryte śniegiem tereny dookoła szkoły robiły wrażenie, to przez większość czasu podziwiał je z zawrotną prędkością i z dużej wysokości - podczas treningów miotlarskich. Skupiony na nauce i ćwiczeniach, nie przywiązywał dużej wagi do takich rzeczy. - A Krum... hm... - był prawie identyczny jak Antek -... porządni człowiek, tylko z niewieloma osobami dogadywał się. Nie odzywał bez potrzeby się. Powiedzmi, że... ja pomylił jego twarz z tłuczki na jednym meczi szkolni. - wyznał, starając się okrajać anegdotę ze zbędnych szczegółów; pewnie komu innemu kazałby pilnować swojego nosa, ale Julkę polubił na tyle, że nie miał problemu, by uchylić tego rąbka tajemnicy. Choć powodu nieporozumienia nie miał zamiaru zdradzać. - Pierwszi i jedyni raz, kiedy ja pozwolił, żeby emocji i osobiste urazi wzięli góri na boisku - przez ten wypadek my przegrali finał, bo ja nie pilnował pętli, zajęty nosem Kruma. - podsumował, postanawiając dorzucić mały morał z tej historii, w końcu był nauczycielem. A że po dziś dzień uważał, że mu się należało i ani trochę nie żałował tego incydentu? To już zostawił dla siebie.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Faktem było to, że wymioty stanowiły nieodłączny element antoszkowych treningów. Chyba każdy, co najmniej raz, oberwał ciężkim tłuczkiem prosto w brzuch i zwrócił śniadanie na szkolne ochraniacze. Faktr również było, że wymioty były dla niektórych odruchem Pawłowa i na samo nazwisko rosyjskiego nauczyciela, żołądek podjeżdżał im do góry. Nie mogła się zgodzić z opinią nauczyciela, a przynajmniej w całości. Czy jego postawa hartowała charakter? Jak najbardziej i ci najwytrwalsi wyciągali mnóstwo z zajęć u byłego pałkarza. Jeżeli przetrwało się zabójczy tor przeszkód, cała reszta wydawała się łatwa i przyjemna. Niestety, nie każdy mógł się poszczycić twardą skórą jak Brooks, Strauss czy inni. U niektórych (a być może i w większości) uczniów, słowa Rosjanina potrafiły złamać ducha i wprawić w kompleksy. Czy Angielce to przeszkadzało? Niespecjalnie, w końcu quidditch nie był dla każdego, a zawodowo grali tylko najwytrwalsi, co nie zmieniało faktu, że odrobina empatii sprawiłaby, że więcej uczniów pojawiałoby się na zajęciach. Z drugiej strony, czy treningi u Avgusta byłyby tak ciekawe, gdyby się zaczął z nimi pieścić i nie daj Merlinie, zaczął ich chwalić?
W odpowiedzi pokiwała mechanicznie głową. – Wcale nie takiego starego – pomyślała jeszcze i nieśmiało spojrzała mu w oczy.
- Jeśli będzie w stroju kadry. Nie ma co wybiegać myślami w przyszłość – poprawiła nauczyciela z uśmiechem. Nie przemawiała przez nią żadna fałszywa skromność, choć jego wiara dodawała jej skrzydeł. Zdawała sobie sprawę z własnych umiejętności i oczywiście marzyła o kadrze Anglii jak o niczym innym. Wiedziała jednak, że jest dopiero na początku swojej zawodowej drogi i że wiele rzeczy może wydarzyć się po drodze. Boyd był murowanym kandydatem do kadry Irlandii, a jeden feralny spacer po Zakazanym Lesie odmienił jego życie o 180 stopni i przekreślił wszelkie plany. Zresztą, co jak co, rywalizacja w kadrze Anglii była ogromna i czasami trzeba było mieć coś więcej, niż same umiejętności. Nie oznaczało to jednak, że nie wierzyła. Skoro Strauss się udało, to jej również może.
Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że młody Antoszka był aż tak pochłonięty treningami, że nie miał czasu na zwiedzanie. Ona sama również nie narzekała na nadmiar wolnego czasu, a mimo to potrafiła znaleźć chwilę, by odwiedzić jezioro, Hogsmeade, czy Dolinę Godryka. Zwłaszcza że miała miotłę, która pędziła jak szalona, no i mogła się teleportować w mgnieniu oka na drugi koniec kraju. Sama wyobrażała sobie nastoletniego Rosjanina jako gościa z pieprzem w tyłku, który nie potrafi usiedzieć na miejscu i każdą wolną chwilę spędza albo na miotle, albo na samotnych spacerach po okolicy.
- Brzmi znajomo – powiedziała cicho, do siebie, gdy Antoszka wspomniał, że Bułgar należał osób lakonicznych i trudnych w obyciu. Właściwie, to mogłaby te cechy przypisać zarówno do Avgusta, jak i siebie czy Strauss. Czy to quidditch tak zmieniał ludzi, że skupiali się na nim i nie liczyła się cała reszta? A może to właśnie tacy szorstcy, wycofani i skoncentrowani ludzie osiągali w tym sporcie mistrzostwo? Ciężko było stwierdzić. Dziewczyna z wypiekami na twarzy słuchała historii, jednak pod jej koniec, nie była usatysfakcjonowana. Liczyła na jakieś smaczki, choć cieszyła się, że dowiedziała się czegokolwiek.
- A można wiedzieć, dlaczego Pan Profesor się nie dogadywał z Krumem? – zapytała niewinnie. Może i nie powinna była naciskać, ale jak się ma możliwość poznania tak ciekawej rzeczy, to się z niej korzystało. Zwłaszcza że postać Kruma była owiana wieloma legendami i poznanie takiej drobnej rzeczy, mogło go nieco uczłowieczyć. Podobnie jak samego Avgusta. – Poszło o jakąś dziewczynę?
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie próżnowali w Norwegii - zwłaszcza odkąd Jess nie rozstawała się z tłumaczkami i nawet przechodząc obok tubylców wyłapywała miejscowe ciekawostki warte... zweryfikowania. Właśnie dzisiaj jedną taką miejscówkę mieli zamiar razem z Darrenem sprawdzić. Jaskinia w której według legend mieszkał sam dziadek Odyna? Smith co prawda nie spodziewała się giganta, czekającego na nich przy jej wejściu albo nawet w środku - ale każda legenda miała w sobie jakieś ziarnko prawdy. Zwłaszcza, jeśli dotyczyła magicznego świata - bo tutaj legendy często okazywały się bardziej prawdziwe, niż były nawet przedstawiane. — I gdzieś tutaj powinien być kajak, którym wpłyniemy do jaskini... — mruczała pod nosem, uczepiona ramienia Shawa, rozglądając się za łódką - którą zaraz w moment dostrzegła, gdy wyszli z zagajnika nad zatoczkę. Choć brwi powędrowały jej niemal pod linię włosów ze zdziwienia. — Nawet... nowoczesny ten kajak. Obstawiałam bardziej tratwę, kanoe albo nawet miniaturowy drakkar. Myślałam, że 'kajak' to mój błąd w tłumaczeniu... Zerknęła na Darrena, odnotowując, że mimowolnie zaczyna się uśmiechać. Ekscytacja zaczęła w niej wzbierać - szybko uciekła więc szarym spojrzeniem nad zatoczkę, puszczając ramię Krukona i podchodząc powoli do krzykliwej łódeczki. Zauważyła u siebie szybkie wzloty nastroju w towarzystwie Shawa - które równie szybko starała się rozproszyć, żeby nie wgapiać się w niego jak cielę w malowane wrota. — Klaudiusz nie wypadł Ci z kaptura? — rzuciła jeszcze pytanie przez ramię, przypominając sobie o towarzyszącym im puszku - niemej przyzwoitce ich dwójki. — Weź go lepiej do kieszeni, bo jak wpadnie do wody... Hm, puszki umieją pływać? — zastanowiła się, zastygając w pół ruchu gramolenia się na miejsce z przodu kajaka. Ona nie miała problemów z wodą - zaskakująco mało rzeczy fizycznych potrafiło ją przerazić. Choć biorąc pod uwagę ogólną temperaturę panującą na półkuli okołobiegunowej... Nawet ona wolałaby uniknąć spotkania pierwszego stopnia z lodowatą wodą.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
W Norwegii Darren czuł się nieco jak osoba niewidoma - prowadzony przez rozumiejącą tutejszy język dzięki tłumaczkom Jess, dodatkowo uzbrojoną w słowniki (i fiszki od niejakiego Sama z gringockiego Biura Tłumaczeń), kiedy tymczasem zagraniczny wokabularz Shawa w ostatnich dniach powiększył się zaledwie o "do prdele" - co było nie dość że zwrotem dość niedwornym (tak sądził, przynajmniej), to jeszcze dodatkowo w ogóle nie było po norwesku. - Powinnaś być w takim razie... - zaczął Shaw, spychając nieco kajak w wodę tak, by po wejściu do niego można było bez problemu odepchnąć się dalej od kamienistego brzegu - ...pewniejsza swoich tłumaczeń - sapnął, łapiąc za jedno z wioseł i spoglądając w dół nurtu - tam, gdzie paręset metrów dalej ziało ciemnością wejście do jaskini usytuowanej niedaleko ujścia rzeki do morza. Wiosło zaraz zresztą samo wyskoczyło z ręki Krukona i stanęło na sztorc, piórem do dołu, przy kajaku, mącąc lekko i tak wzburzoną pływami wodę. Na pytanie Smith Darren wzdrygnął się i sięgnął do kaptura, w którym na szczęście znalazł Klaudiusza - oczywiście, z nieodłącznym pomponem. Mimo protestów pufka wyjął go stamtąd i włożył do wewnętrznej kieszeni kurtki. - Nie wydaje mi się - mruknął w odpowiedzi na pytanie o pływackie umiejętności puszków pigmejskich, po czym rzucił na swoje nogawki zaklęcie odpychające i, stojąc po kostki w napierającej na barierę wodzie, wyciągnął rękę do Smith, wskazując na przednie miejsce w kajaku. - Raz dwa, albo przemokną mi skarpetki - powiedział z lekkim uśmiechem, oceniając że urok wytrzyma jeszcze może parę chwil zanim będzie musiał wylewać wodę z butów.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Hmm... — zadumała się przez chwilę, dając w sumie wiarę w stwierdzenie Darrena. Puszki co najwyżej same unosiły się na wodzie - trudno byłoby im pływać. Przemoknięte futerko, które stanowiło grubo ponad połowę ciała puszka pigmejskiego mogło okazać się dosłownie kamienną kotwicą dla kruchego żywota. — Widłowęże też raczej nie pływają, głowy nie mogłyby się zdecydować w którą stronę płynąć... — kontynuowała swoje dywagacje na temat umiejętności pływania stworzeń, kiedy na ziemię sprowadziła ją wyciągnięta w jej kierunku dłoń Shawa. Momentalnie puszki i inne gady odpłynęły gdzieś w niepamięć. — To zaklęcie tak też działa? — spytała wyraźnie zaintrygowana, zerkając ponad burtę kajaka na nogi Darrena - jednocześnie korzystając z jego pomocy i wciskając się do środka. — Patrz, a ja głupia inwestuję w jakieś wodery i kalosze... — mruknęła rozbawiona, czekając aż Shaw usadowi się razem z Klaudiuszem na tylnym siedzeniu łódeczki. Wtedy też z rękawa wyłuskała swoją różdżkę - niewerbalnie odpychając ich od brzegu, a kajak sam ruszył w kierunku jaskini. — Patrz, kompletnie ignoruje prąd... — zauważyła, obserwując jak drobne fale rozbijają się o kolorową burtę. — To jakiś urok w stylu Trwałego Przylepca? Musi być dość skomplikowany. Chociaż z drugiej strony, musi go rzucać jakiś miejscowy, wątpię, żeby sam Bölthorn zaczarował plastikowy kajak — rzuciła z uśmiechem, przekręcając się tak, by zwrócić się twarzą do Shawa - i nie wywrócić przy okazji samonaprowadzającego się współczesnego drakkara. Nie wiedziała jak to o niej świadczyło, gdy przedkładała wyprawy do jakichś owianych legendami wodnych jaskiń nad posiadówką w ciepłym pubie albo wyprawą na lodowisko. Lub ewentualnym zaszyciem się w igloo. Ledwo dopłynęli do wlotu jaskini - Smith wręcz poczuła mrowienie magii tłoczącej się wokół. Bardzo podobnej do natężenia ochronnych uroków nad gniazdem Armitage podczas jego wyklucia. Nie dlatego jednak westchnęła z zachwytu - bo to promienie słońca rozproszone w kryształach lodu i soplach tworzyło prawdziwie bajeczne wrażenie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Widłowęże nie mają jakieś... dominującej głowy? - spytał Darren, obserwując jak wiosła zaczynają pracować, a Jess niewerbalnym zaklęciem odpycha ich od brzegu. Chłopak uśmiechnął się pod nosem - dziewczyna była o wiele bardziej oswojona z używaniem codziennych, ułatwiających życie uroków niż jeszcze choćby pół roku temu. Ba! Niedawno przecież pojedynkowała się z Darrenem na całkiem równej stopie - i nawet jeśli Shaw ograniczył się do rzucania niegroźnych klątw, takich jak Jęzlep czy Zaklęcie Łaskotek, to za ich skuteczne odbijanie raz za razem należała się pochwała. - Na przykład... może Tic albo Toe jest szefem, a pozostała dwójka uznaje go w hierarchii? Albo coś takiego? Na pytanie o właściwości zaklęcia odpychającego Shaw chrząknął lekko. Co prawda, w podstawowej jego wersji było świetne do, na przykład, chronienia okularów przed kroplami deszczu albo skóry przed natrętnymi komarami - jednak zawinięcie go dookoła butów by uniknąć wlania do nich wody było nieco bardziej zaawansowaną sztuką, nawet jeśli urok działałby pod naporem masy cieczy zaledwie parę chwil. Przy braku kaloszy była to jednak wystarczająca alternatywa dla ponadprzeciętnych zaklęciarzy. Cóż, być może Darren mógłby być nieco skromniejszy, ale brzydził się nieszczerością. - Wątpię, żeby Bölthorn zaczarował cokolwiek - mruknął Krukon. Historie o lodowych gigantach, jednookich bogach i skutych w łańcuchy wilkach połykających gwiazdy były raczej rysem lokalnego folkloru niż namacalnymi źródłami wiedzy - Myślę, że działa podobnie jak liściki w Ministerstwie, polegając na dostawie w określone z góry miejsce - ocenił, spoglądając w dół, na plastik kajaku - Z dodatkowym zabezpieczeniem w postaci obecności dwóch czarodziejów. Bo mówiłaś, że samemu nie można nim popłynąć, prawda? - dopytał o szczegół, który usłyszał z ust tłumaczącej z norweskiego na angielski Jess. Po dotarciu do jaskini, Darren aż sapnął z nagromadzenia magicznej energii. Co prawda takie miejsca zdarzały się naturalnie, bez udziału czarodziejów, jednak układ półek, grot, a przede wszystkim feeria barw i ciarki na plecach sprawiały, że kiedyś, dawno temu, być może rzeczywiście było to leże jakiegoś mitycznego stworzenia... nawet jeśli nie konkretnie przodka Odyna. - Wchodzimy? - spytał Shaw, wsuwając palce w dłoń Jess i ściskając lekko przed pociągnięciem jej wgłąb jaskini.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Nooo... To nie do końca tak. Lewa głowa planuje co widłowąż będzie robił, środkowa buja w obłokach, a prawa ocenia pomysły pozostałych dwóch, więc... Jest to skomplikowana praca zespołowa — wyjaśniła po krótce - nie dodając jednak faktu, że gady te potrafiły często walczyć same ze sobą. I wyrywać sobie głowy, dosłownie. — Ważne, żeby się tak często nie kłóciły, bo, no cóż, długo wtedy nie pożyją. Robię wszystko, żeby Tic Tac i Toe żyli sobie zgodnie, ale nie zliczę ile razy stawiałam już między nimi bariery... Chyba też w taki sposób Smith zaczęła oswajać się z zaklęciami - nie wyobrażała sobie, żeby próbować ręcznie rozdzielić siłujących się Tica i Taca. Nie raz musiała ich rozplątywać i unikać w tym czasie jadowitego Toe - także zaklęcia użytkowe i ochronne powoli wchodziły u niej na przyzwoity poziom. Do czego z resztą również przyczynił się Shaw, bo przy ich ostatnim sparingu niewerbalne Protego już chyba weszło jej w krew. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy Krukon podjął się rozpoczętych przez nią dywagacji na temat zaklęcia kierującego kajakiem - swoją drogą brzmiących całkiem sensownie. — Dokładnie, jeśli wsiadłabym sama, kajak by ani drgnął — potwierdziła jego pytanie, jednocześnie dorzucając swoje: — Ale jednak ludzie to nie liściki, a pływy w wodzie to nie nieruchome powietrze w holu Ministerstwa, czy to nie świadczy o zaawansowaniu zaklęcia? Locomotorem przecież nie wyrwiesz drzewa z korzeniami. Chyba... — zawahała się - specjalistką od zaklęć jednak nie była, mogła rzucać jedynie hipotezami, i to takimi których nawet nie była w stanie sprawdzić. Przynajmniej na razie. — Oczywiście, skoro tutaj czuć magię to ciekawe co będzie dalej — uśmiechnęła się, odwzajemniając uścisk Darrena i drepcząc za nim po - co dziwne, w ogóle nie oblodzonej - skalnej półce. Ledwo jednak doszli do załamania korytarza, Jess zatrzymała ich, ponownie dobywając różdżki. — Lumos sphaera caeruleus — rzuciła gładko jedno ze swoich zdecydowanie najbardziej ulubionych zaklęć, zawieszając dwie żarzące się na jasnoniebiesko kule nad ich głowami. Lód u sklepienia jaskini zdawał się ożyć - falując pod rozpraszającym się w nim światłem. Zupełnie jakby nad ich głowami wisiała tafla wody. — Ooh... — przeniosła zaaferowane spojrzenie z twarzy Shawa wyżej, mimowolnie zaciskając palce na jego dłoni i przysuwając się nieco bliżej. — Jestem niemal skora uwierzyć, że rzeczywiście mieszkał tu kiedyś lodowy olbrzym... — westchnęła, po czym zaraz dodała, rozbawiona: — Przynajmniej przez chwilę, póki nie dociera do mnie jaka to byłaby bujda. Przecież sam Darren miał nad głową ledwo - na oko - półtora metra wolnej przestrzeni. A choć dla człowieka wydawałoby się to sporo, tak... przeciętny olbrzym mierzył od 6 do 8 metrów.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
O podziale ról wśród wężowych głów widłogonów Darren słyszał tak naprawdę po raz pierwszy. Od razu widać więc było, kto z ich dwójki był ekspertem w dziedzinie magicznych zwierząt - i na pewno nie był to Shaw, który cieszył się z rozpoznania od razu, która strona pisklęcia feniksa służy do karmienia. No co, nie różnią się tak bardzo. - Oczywiście, masz rację - potwierdził Darren słowa Smith o powiązaniu zaawansowania zaklęcia z przezwyciężaniem rzecznego nurtu oraz transportem dwóch dorosłych czarodziejów. Zaintrygowało go też kolejne pytanie - jakim zaklęciem można by wyrwać drzewo z korzeniami? I czy istniała w takim razie korelacja pomiędzy siłą fizyczną czarodzieja, a mocą zaklęcia? A może liczyła się jedynie jego siła magiczna? Czy można było złamać różdżkę podczas prób podnoszenia zbyt wielkiego ciężaru? I czy możliwa do podniesienia masa zależała od oddalenia od równika? Krukon chrząknął. - Nie wiem - przyznał, prostując się w kajaku i zakładając dłonie za szyje, nasłuchując jak dno kajaku zaczyna lekko szurać o otoczaki, którymi wyłożone było dno rzeki, by zatrzymać się i potrząsnąć lekko, dając znak czarodziejom że wycieczka była skończona. - Wychodzą ci coraz lepsze - mruknął z uznaniem, zadzierając głowę do góry i patrząc na lewitującą nad jego głową kulę jasnoniebieskiego światła. Darren zmrużył lekko oczy i wyciągnął szyję by spojrzeć dokładnie na sklepienie jaskini, które wyglądało teraz jakby było zbudowane z Zaklęcia Niebieskich Płomieni w formie stałej. Tańczące języki błękitnego ognia odbijały się w tafli wody, która odbijała się z kolei w lodowych ścianach, potęgując i zwielokrotniając i tak zapierające już dech w piersiach wrażenie. Kontemplacja lodowych ogników zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie nagły szum wody wlewającej się powoli do jaskini, razem z przypływem. Darren zmarszczył czoło - na półce na której stali byli jakieś pół metra nad powierzchnią cieczy. Z tego co zdążył już zaobserwować w Norwegii, w okolicy Torsvag przypływ podnosił poziom wody o półtorej do dwóch metrów. I choć grota w której akurat stali być może zniknęłaby wtedy do połowy pod taflą lodowatej cieczy, to połączona była za pomocą półek i korytarzyków z paroma o wiele wyżej położonymi miejscami. - Wejdźmy nieco wyżej - powiedział Shaw, zauważając że przegapili moment w którym mogli spróbować po prostu jeszcze wyjść - potok wody wlewający się przez wyjście zwaliłby każdego czarodzieja z nóg. Po tych słowach Darren złapał mocniej dłoń Jess i pociągnął czarownicę ku kolejnej półce, ignorując na razie rozedrgane blaskiem Lumos ściany.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Uśmiechnęła się kącikowo na słowa uznania Shawa - i choć zrobiło jej się miło, tym razem nie mogła się z nim zgodzić. Potrafiła doceniać drobne rzeczy, jedynym warunkiem było to, by nie dotyczyły jej. A raczej jej wątpliwych jeszcze umiejętności. — To tylko kule światła... Ale dziękuję — samego gestu nie potrafiła zdyskredytować: — Powiedz mi tak przy urokach defensywnych, to chyba będę mogła być z siebie dumna — stwierdziła - sama uznając, że jeśli już miała szansę na postęp w jakiejś dziedzinie to były to właśnie zaklęcia ochronne, pomijając te użytkowe, z którymi była już w miarę oswojona. Kompletnie zapatrzona w teatr światła i cieni odgrywający się na sklepieniu jaskini, dopiero po paru chwilach zorientowała się, że półkę skalną, którą aktualnie zajmowali powoli zalewa woda. Mruknęła pod nosem ciche przekleństwo - czeskie oczywiście. Jak mogła w ogóle zapomnieć o czymś takim jak przypływ? Zrobiła naprawdę dokładne rozeznanie - znając nawet szczegóły działania zaklętego kajaka - a tymczasem puściła mimo uszu informację o cyklicznym wzbieraniu wody w jaskini. — Masz rację — przytaknęła Darrenowi, podążając za nim na wyższe 'kondygnacje' przepełnionej magią jaskini. A im wyżej uciekali przed wzbierającą wodą - tym natężenie magii robiło się gęstsze. Niemal jak ciepłe powietrze, ulatujące w górę. Nie przytłaczało jednak - Smith czuła się tak, jakby weszła do komory tlenowej, mogąc wziąć naprawdę 'obfity' wdech. — Wybacz, mogłam wybrać inną godzinę... — mruknęła, kiedy oboje zasiedli na skalnej półeczce - niemal dotykając czubkami butów tafli wody, która w końcu osiągnęła swój maksymalny pułap. — Przypływ tak szybko nie przejdzie, więc trochę tutaj... Darren — przerwała nagle swoją litanię, wskazując palcem na białe-puchate-coś unoszące się na powierzchni. — Wacik Bölthorna? — zażartowała, choć zaraz mina jej zbledła. — Czy... czy to się rusza? — przekręciła się w miejscu, przykucając na kolanach - i niemal niebezpiecznie wychylając się poza skalną platformę.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Prychnięcie Darrena po umniejszeniu jego komplementu dotyczącego zaawansowanego Lumos było jasnym znakiem, że nie przyjmuje do wiadomości odpowiedzi że to "tylko kule światła". - Jess, słońce, żebyś wiedziała ile osób nie potrafi rzucić porządnej Drętwoty - powiedział, kręcąc głową - Nie od razu Hogwart zbudowano, powinnaś cieszyć się też z mniejszych kroków - doradził, siadając pod turecku na skalnej półce i obserwując z zaciekawieniem jak woda wypełnia dolne poziomy jaskini. Widok w pewnym sensie fascynujący - był pewien, że podobny obraz widziało wielu mugoli na minuty przed utopieniem się w nieco mniej sprzyjających okolicznościach. Co prawda, dzięki zaklęciu Bąblogłowy im nic nie groziło - nic, oprócz przemoczenia się w lodowatej cieczy, oczywiście - jednak nie ujmowało to ani trochę dzikiej gracji widokowi wzbierającej, morskiej wody. - Nic się nie stało - powiedział, machając ręką. Z Jess mógłby siedzieć i na twardej ławce w jakimś najnudniejszym parku na świecie, albo na ziemi pośrodku niczego. Nie trzeba mu było dookoła czegokolwiek innego - choć trzeba przyznać, że urokliwe błyski odbijające się od ścian groty były miłym bonusem. Choć nie tak miłym jak Smith, do której Shaw próbował się przytulić - przynajmniej dopóki ta nie zainteresowała się jakimś białym kształtem pływającym po powierzchni wezbranej wody. - Jeśli to waciki, to lepiej tego nie... chwila... - śmiech zamarł na ustach Krukona, kiedy z wewnętrznej kieszeni jego płaszcza wyskoczył Klaudiusz. Pufek podturlał się tak szybko, jak tylko pozwalało mu na to jego ciałko na kraniec półki i zapiszczał przeraźliwie - bardziej nawet niż wtedy, gdy jego miseczka była pusta już od kwadransa. - A więc jednak unoszą się na powierzchni. Accio - mruknął, celując różdżką w kulkę, która jednak ani drgnęła. Darren odetchnął lekko z ulgą i od razu podczołgał się na kolanach do wyciągniętej nad taflą wody Jess. - Tylko ostrożnie - powiedział, patrząc jak palce dziewczyny prawie już stykają się z kulką białego, mokrego futerka. Złapał ją w biodrach, asekurując przed wpadnięciem do wody, jednocześnie stopą starając się nadepnąć na jeden z kosmyków szalejącego na brzegu pufka - brakowało tylko, żeby on też zaliczył zimną kąpiel.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Rozemocjonowany Klaudiusz był tym czego zarówno Smith jak i Shaw raczej się nie spodziewali - w końcu pufek zwykł siedzieć grzecznie tam, gdzie go usadzono (najlepiej z pomponem). Tymczasem sam wystrzelił z bezpiecznej kieszeni swego opiekuna i dosłownie zawodził po puszkowemu na brzegu skalnej półki. Zaaferowanie stworzenia udzieliło się Smith, bo oznaczało jedno. — Nie sięgnę — jęknęła - zastygając, kiedy usłyszała zaklęcie z ust Darrena. Powszechnie było wiadomo, że Accio nie działa na organizmy żywe. Prócz gumochłonów. Chyba, że był to wyjątkowy puchaty gumochłon - na szczęście urok przywołujący zdawał się nie mieć wpływu na unoszący się na wodzie 'wacik'. Już sam ten fakt uspokoił Smith - przynajmniej odrobinę, bo była szansa, że jeszcze chwila i na stworzonko Accio jednak zadziała. — Tylko mnie nie puść! — zastrzegła - choć mimo tych słów zerknęła jeszcze z wdzięcznością na Darrena. Zdążyła się już kilka razy przekonać, że utrzymanie jej nie stanowiło dla studenta większego problemu - ufnie więc i ze spokojem, wychyliła się nad wodę bardziej, zamykając w dłoni puszystego topielca. — Mam go! Z pomocą Shawa, wróciła na skalną półkę, siadając na niej po turecku i szybko odwiązując ze swojej szyi i tak luźno narzucony szalik. Jedną ręką skręciła z niego prowizoryczne gniazdko na swoich nogach, do którego włożyła uratowanego puszka. — Mam nadzieję, że się nie wyziębił, woda jest lodowata... Klaudiusz tańczył jej przy kolanie, drapiąc spodnie małymi łapkami i popiskując - bardziej z puszkową prośbą niż wcześniejszym przerażeniem. W istocie, z reguły reagował tak na jedzenie, jak każdy puszek z resztą. — Nigdy w życiu nie widziałam białego puszka pigmejskiego... Jakaś norweska odmiana? Albinos? Chociaż nie ma czerwonych oczu... — mruczała, oglądając stworzonko. Chwilowo ignorując wdrapującego jej się na kolano puszka - i sięgając po Glamdrig oporządziła mokre futerko 'wacika' zaklęciem wysuszającym. Zwierzątko wydało z siebie dziwny, wysoki świergot - po czym... kaszlnęło potężnie, wywołując jeszcze zwielokrotnione echo. Zdezorientowanie na twarzy Smith musiało być rozbrajające. — Sakra... Co to miało być? — zachichotała, gładząc opuszkami palców suche już, śnieżnobiałe futerko - odratowany pufek mruczał cicho. Wyraźnie ożywił się jednak na zaczepne trele Klaudiusza, dalej kręcącego się przy nogach Smith. Rozbawiona, podniosła wzrok na Shawa - całkiem sprawnie imitując puszkowy trel.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nachylając się obok Smith nad uratowanym białym puszkiem, Darren dorzucił do zaklęcia wysuszającego własne, ogrzewające - a ostatnimi dniami stał się w tym swego rodzaju ekspertem. Krukon chrząknął, przywołując w pamięci swoje zaawansowane studia z pufkologii, które przeprowadzał ponad pół roku temu. Broszury i książki na temat puszystych stworzeń z reguły posiadały jedynie podstawową wiedzę, jednak w paru miejscach w przypisach i marginesach można było znaleźć całkiem ciekawe informacje. - Białe puszki są... cóż, strasznie rzadkie - powiedział, przeczesując futerko znajdy w poszukiwaniu jakiejś obróżki czy medalika, który mógł doprowadzić ich do potencjalnego właściciela. Nic takiego jednak nie znalazł - wręcz przeciwnie, zauważył że sierść zwierzątka była w paru miejscach potargana i skudlona. Ten pufek nie widział szczotki ani grzebienia... zapewne nigdy - Ten jednak wygląda na dzikiego, jakkolwiek dzikie mogą być puszki - ocenił, cofając dłoń przed głaszczącą kichającą i kaszlącą puchatą kulkę Jess. - Klaudiusz, opanuj się - syknął Shaw, podnosząc drapiącego nogę Krukonki pufka i kładąc go na własnych łydkach i trzymając jedną ręką, powstrzymując przed wykonaniem susa w kierunku podołka Smith i znajdującego się tam gniazdka z nową, śnieżnobiałą znajomą w środku. Kiedy Jess zanuciła parę dźwięków, całkiem podobnych do świergotu puszków, Darren uśmiechnął się i pokręcił głową. - Nie nie, nie każ mi śpiewać - mruknął. Ocenił grzbietem dłoni temperaturę futerka zwierzątka - było ono już wystarczająco ciepłe. Skierował więc ogrzewający podmuch jeszcze na dłonie Smith, którymi wyciągała pufka z zimnej wody, po czym po kolejnej chwili schował różdżkę, zerkając raz po raz to na białe zwierzątko, to na Krukonkę. - Witam w klubie właścicieli puszków pigmejskich - powiedział ciepło, pochylając się lekko i całując jeszcze niedawno zmartwioną Jess w czoło, w swoistym geście ochrzczenia jej jako prawowitego pufkoposiadacza - jeśli oczywiście dziewczyna zdecyduje się zatrzymać białą kruszynę, a co do tego Darren nie miał jakichś wielkich wątpliwości.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Dopiero teraz, kiedy biały wacik był już ogrzany i bezpieczny - do Jess zaczęło dochodzić, że właśnie zwiedzając Torsvårg, będąc w jakiejś owianej legendami jaskini, w czasie przypływu, uratowali tonącego białego puszka pigmejskiego. Który wziął się tutaj właściwie znikąd - a żeby tego było mało, okazał się dość rzadką odmianą kolorystyczną tych pospolitych stworzeń. Gdyby ktoś jeszcze kilka godzin temu powiedział jej, co ją spotka dnia dzisiejszego - popukałaby się w głowę. Przypływ, biały pufek? Jedynie towarzystwa Darrena było dla niej czymś dość pewnym - zwłaszcza po wieczorze na Ławkach. — Jestem drugą osobą w tym klubie? — spytała rozbawiona, mrużąc oczy z zadowoleniem na otrzymany pocałunek w czoło. Naprawdę obezwładniająco słodkie uczucie błogości kwitło jej w piersi. Czy człowiek mógł czuć się lepiej odcięty przez przypływ od świata w jakiejś lodowej jaskini? No nie, nie mógł. — Nazwę go Aureliusz — zapowiedziała, korzystając oczywiście z ustalonej już wcześniej puszystości końcówki -usz i wyłuskując kruszynę ze swojego szalika, by dokładniej jej się przyjrzeć. Po szybkim rzucie okiem - roześmiała się, kręcąc głową. — A jednak nie... To samiczka. — I chociaż wiedziała, że równie dobrze to mogła być TA Aureliusz - bo czemu nie, skoro jej siostra nazwała swoją kotkę per Bohdan - tak była raczej zwolenniczką zachowania płci w imionach. — W takim razie, niech będzie... Natasza? — Pozwoliła wybrzmieć tej propozycji w echu unoszącym się w jaskini - i skrzywiła się, niezadowolona z wyniku. Bezimienna wacikowa również nie wykazała się żadnym entuzjazmem, czyszcząc niezainteresowana swoje białe futerko. — Nie, ech, żeńskie imiona nie są już takie puszyste — przygryzła wnętrze policzka, wyraźnie zafrapowana, spoglądając przy tym na Shawa. Wyciągnęła w jego kierunku pufkę - kątem oka obserwując jak Klaudiusz śledzi każdy jej ruch swoimi małymi, paciorkowatymi oczkami. — Jak Ty byś ją nazwał? W końcu, jako przewodniczący klubu... — iskry rozbawienia zatańczyły w jej szarych oczach - chociaż pytała całkowicie poważnie. — Nie chciałabym jej nazwać... nie wiem 'Pusia', to nie brzmi dobrze. — Raczej sztampowo i dwuznacznie, biorąc pod uwagę fakt, że Jess nie miała już sześciu lat. — Chyba dogadają się z Klaudiuszem, co...? — W końcu Smith nie zamierzała zostawiać białej kruszyny tu gdzie ją znalazła - nawet ghula wzięła ze sobą do mieszkania, co to więc był dla niej miniaturowy puszek.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Mianuję cię wiceprzewodniczącą - odpowiedział Shaw na pytanie Jess o ilość osób w klubie miłośników puszystych zwierzątek. Co prawda pufka miał też Felinus Lowell, ale Puchon nie sprawiał wrażenia osoby szczególnie mocno zajmującej się swoim zwierzątkiem, w przeciwieństwie do pary Krukonów - którzy szczerze mówiąc poznali się nad pufkologicznymi traktatami. Dieta glutowa - pomyślał Shaw - Jak romantycznie. Informacja, że pufek był samiczką - do tego białą - zaskoczyła nieco Darrena. Chociaż wyjaśniałoby to nieco zachowanie Klaudiusza, którego zamiary być może nie były nakierowane tylko i wyłącznie martwieniem się o innego pufka, jak na początku sądził Darren. Tym bardziej odsunął puszka, zastanawiając się ciężko nad imieniem dla zwierzątka. - Może coś... roślinnego? - rzucił pomysłem, robiąc strapioną minę - Hortensja, Nasturcja, Storczyk? - strzelił propozycjami jak Drętwotami, po czym wzruszył ramionami. - Jakie kwiaty lubisz? - spytał Smith, uświadamiając sobie że do tej pory nigdy o to nie spytał - a był to ostatecznie całkiem ważny szczegół. W końcu... kobietom ofiarowało się kwiaty, prawda? Prawda? - pomyślał Krukon, zastanawiając się czy może... ostatecznie... będąc przypartym do muru... powinien spytać o radę Juniora. O nie. - Na pewno się... khm, dogadają - powiedział powstrzymując i śmiech, i Klaudiusza przed wskoczeniem na nogi Jess. Biała kulka wyglądała na coraz mniej wystraszoną - cóż, najwidoczniej wszystkie zwierzęta jakie tylko się napatoczą pod dłoń dziewczyny lgnęły do niej jak do nie przymierzając księżniczki Disneya. Nawet Armie wybuchał jakby nieco słabiej, kiedy Smith była akurat w igloo.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— To zaszczyt wejść do tego klubu i od razu dostać nominację na takie stanowisko — podjęła żart-nie-żart, uśmiechając się nieustannie. Co prawda klub ten został prawdopodobnie wymyślony w tym momencie i raczej nie rozszerzy się poza ich dwójkę - ale ewidentnie zostanie już w ich 'prywatnym' języku w użytku. Tak jak końcówka -usz, odpowiednio 'feniksowe' (lub inne przymiotniki stworzone od nazwy gatunkowej zwierzęcia) imiona, serwusowanie czy narzekanie na stażystów i gobliny. — Roślinnego... — powtórzyła za Darrenem, wyrzucając z głowy wszelkie Szeherezady i Szypuły - opuszczając spojrzenie na trzymaną w dłoni pufkę. Stworzonko było wyjątkowo spokojne, w końcu było już suche i odpowiednio ogrzane, więc nie miało nawet jak skojarzyć dotyku Smith z czymś negatywnym. Pomijając fakt, że puszki pigmejskie zdawały się dostrzegać też tylko jasne strony swojego prostego żywota. Białej kruszynie do pełni szczęścia brakowało już chyba tylko jedzenia. — Konwalie — odpowiedziała automatycznie na pytanie o ulubione kwiaty - nie musiała się długo nad tym zastanawiać, ani sypać kilkoma gatunkami. W pewnym kwestiach bywała konkretna. — To znaczy, lubię wiele kwiatów, ale moje ulubione to konwalie i... W sumie są też białe jak ona. A więc Konwalia. — Radosne ogniki zatańczyły w szarych oczach, kiedy Smith przygładziła skołtunione futerko nowonazwanej Konwalii i odłożyła ją do szalikowego gniazdka. — To też moja amortencja. Konwalie w sensie, nie zapach futerka puszków — sprostowała, dodając od siebie ten szczegół - skoro Shaw już pytał, choć może niekoniecznie o to. I tak uwięzieni przez jakiś czas na skalnej półce nie mieli nic lepszego do roboty niż rozmowa. Z owiniętą w szalik białą pufką, przysunęła się do Darrena, wsuwając pod jego ramię. Więcej puszków do ratowania raczej być nie powinno. — Ulubiony kolor? — rzuciła pytaniem, zerkając na niego znad okularów. — Na pewno niebieski...? — Ni to pytanie, nie to stwierdzenie opuściło jej usta, choć była tego niemal pewna. Gra świateł i cieni odbywająca się przy lodowym sklepieniu jakoś nie była w stanie skupić uwagi Smith - szare oczy błądziły od brązowych tęczówek, przez usta, kołnierz niebieskiego płaszcza, aż po przytrzymywanego na nogach Klaudiusza.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Khm. O to nie pytałem - zdziwił się w myślach Darren na informację o amortencji Smith. Sam raczej nie zwracał zbyt dużej uwagi na zapachy - nawet te "najulubieńsze" albo "miłosne", jeśli mowa akurat o tym eliksirze. Co prawda jakiś czas temu podczas palenia amortencyjnych blantów z Orlą czuł jaśmin - ale już wtedy wydał swoją opinię, że wolałby czuć cokolwiek innego niż tanie, perfumiarskie podróbki zapachu orientalnego kwiatu, które zalatywały albo mugolską chemią, albo fabrycznie rzucanymi zaklęciami. Obrzydlistwo. A może to był delikatny znak, że Shaw powinien zmienić perfumy? Co prawda nie miał nic przeciwko tym, których teraz używał - o zapachu w sumie niczego - jednak w sumie przy następnej okazji mógł poszukać takich o aromacie konwalii... jeśli takie w ogóle istniały. I jeśli były lepszej jakości niż te jaśminowe - ale to ocenić powinna już sama Jess. Krukon wsunął rękę do kieszeni, najpierw jednej, potem drugiej, trzeciej i czwartej, znajdując w jednej z nich w końcu niewielką paczuszkę, na której widok Klaudiusz oszalał jeszcze bardziej. Darren zębami rozerwał opakowanie i nasypał najpierw nieco przed pyszczkiem swojego pufka, a zaraz potem poczęstował także Konwalię - miał nadzieję, że dziki puszek od razu wyczuje że to pokarm, pamiętając o tym, że po przyniesieniu Klaudiusza z parku musiał dzień lub dwa przyzwyczajać go do gotowej karmy i nie wskakiwania mu non stop na twarz w operacji desantu na nochal. Darren uśmiechnął się pod nosem, słysząc pytanie Jess o kolor. Rzeczywiście, patrząc na jego strój można było odnieść wrażenie, że błękity po prostu ubóstwiał. Nie było to też stwierdzenie fałszywe. - Zaskoczę cię, ale tak - odpowiedział, kończąc długim chrząknięciem - ...i jasnoszary - wrzucił gdzieś ukradkiem pomiędzy kaszlnięciami, odwracając głowę. - A twój? I... ulubiony film? - odbił podwójnie piłeczkę, zastanawiając się od razu czy w Priory gdziekolwiek można rozstawić rzutnik... działający rzutnik, oczywiście.